piątek, 15 lutego 2019

Piątek #1494

  Ten czas zapierdala, to zabieram się za zaległości.
  Środa ale ta 06-02-2019. Wywózka szczurów. Ok. północy położyłem się do łóżka. Po ok 5 min zaczęły się gonitwy szczurów w łóżku. Pomyślałem - niechybnie jest tam samiec i goni samiczki. Na rano i tak było przekładane już 2 tyg. ich łapanie, którego głównym celem było złapanie ostatniego samca i wywiezienie. Szczury się goniły, a ja zastanawiałem - wyjść, czy nie wyjść, o to jest pytanie?
  Wyszedłem. Zagrodziłem teren i zabrałem się do rozbiórki łóżka. Po ok. 40 min okazało się, że samca tu nie ma, tylko dwie młode samiczki i jedna dorosła, przy czym żyrafka pewnie wcześniej zwiała, jak budowałem zagrodę, bo oswojona to swobodnie porusza się po grupach.
  Dwie samiczki wylądowały w klatce i zostały przetoczone na rozwidlenie grup B i C, by inne szczury nie chodziły do nich. Zmontowałem ponownie łóżko i po ok. godz. od wyjścia z niego położyłem się. I teraz historia, która najlepiej pokazuje związłość stadnego życia. Jak już wyglebiłem to wpierw żyrafka, która b. rzadko w nocy przychodzi do mnie, jeżeli już to nad ranem, a tu zaraz po wyglebieniu zaczęła szukać dwu małych szczurzyc u mnie, bo przecież widziała, że to ja je łapię. Przez łóżko przewinęła się 5 razy. Oprócz niej być może mamusia od tych dwu też przylazła, ale nie pod kołdrę, tylko skoczyła na kołdrę przebiegła po niej i tyle. Jakże silny jest ten instynkt stadny u szczurów. W nocy niezmiernie rzadko je łapałem, a jeżeli to już kiedyś nastąpiło, to na pewno kiedy ich ilość na stacji była w granicach 100 sztuk. Teraz gdy ich jest do 10 sztuk, to też łatwiej im policzyć ewentualne stracy w zasobach szczurzych.
  Oczywiście wszystkie te obserwacje można przeprowadzać, tylko dzięki temu, że nie są zamknięte w klatkach i żyją we względnej wolności. Rano, czy przed południem dopiero w 4-tym gnieździe udało się namierzyć młodego samca, dołączyć go do samiczek i wyjechać z nimi. Te chytania zawsze dołująco na mnie wpływają. Oczywiście, jak szczurzyce dorosłe szukały tych małych to zrozumiałem, że one po prostu się z nimi bawiły, to przez głowę, kilkukrotnie, przewinęła się myśl wypuszczenia ich. Na szczęście pojawiła się równoległa, że kiedyś te młode dorosną i się przestaną gonić, bawić, a jak obecne dorosłe będą się czasem ścierały wykazując wyższość swoich poglądów nad rozmówczynią.
  W środę praktycznie cały dzień po za stacja mac. tyle załatwiania, jeżdżenia (w tym wywóz szczurów jako główny kurs). Przez to w czwartek, co było do przewidzenia znacznie gorzej się czułem i większość dnia przesiedziałem na st. mac. Wyjazd do 824 został przełożony, do 971 do szpitala również. Zarażenie go przeziębieniem w tym stanie mogło by się fatalnie skończyć.
   U 971 byłem dopiero wczoraj. Poprawiło się i to znacznie. Zaczął już jeść, ale przybieranie na wadze trochę zajmie. Wczoraj powiedziałem mu, ja to ogólnie za szczery jestem, że nogi to ma jak moje ręce, ale on teraz już świadomy tego co się dzieje. Mają go wypisać do dom. Dziś lub w pn. Przyda się wózek inwalidzki, który kiedyś kompletny przywiozłem ze śmietnika. Wszyscy się dziwili po co mi wózek inwalidzki. Okazuje się, że już dwa razy się przydał, a teraz znowu będzie w użytku.
   Brałem go wtedy, bo wiadomo. Starzejemy się, ja też, a nigdy nie wiadomo co się komu stanie. Taki wózek tani nie jest, a stacja pojemna, to znalazło się dla niego miejsce na torze bocznym, to i nie zawadza w bieżącym ruchu.
   Do 824 pojechałem we wtorek. W zasadzie bez zmian, choć widać trochę starzenie się. Nie wiem czy jego wieku dożyję, ja nie z tych silnie genetycznie zbudowanych jednostek. Co innego taki 824. Posiedziałem, wytłumaczyłem, że wcześniej mnie nie było, bo przeziębienie, choć pisałem mu o tym na gg. W przyszłym tyg. jeszcze raz muszę jechać, bowiem zapomniałem, że tam piecyk gazowy, a dokładnie jeden palnik wymaga regulacji i doczyszczenia. Do tego muszę ze st. mac. przywieźć dużą żabkę, by ten palnik ruszyć. Robię to, bowiem znowu, życzliwi sąsiedzi, podpowiedzieli, by se kupił nową kuchenkę gazową. Mam nadzieję, że kiedyś będę trzeźwo o takich sprawach myślał i nie będę ulegał, życzliwym sąsiadom.
   Wczoraj walentynki. 979 i jego niby laska wzięli mnie z sobą na pizzę do pobliskiego m-ta. Byłem kierowcą bowiem 979 po pracy, po drugiej pracy jako fusze, chciał coś łyknąć, a może też i trochę do towarzystwa. W pizzerii, mimo walentynek byliśmy sami. Większość szła na wynos, tzn. na wywóz z pizzerii, dwa były odbiory osobiste. Widać walentynki spędza się gdzie indziej. Znowu się obżarłem, a miałem być na diecie, by trochę brzucha stracić. Ech..., życie.
   W ogóle to jak byłem wczoraj u 971 to straciłem jeden dzień. Wydawało mi się, a w zasadzie byłem przekonany, że środa i nawet mówiłem do 971, że jutro do Cb. nie przyjadę, ale może w piątek, w sensie pojutrze lub na weekend. A tu poprawił mnie 971, że pt. to jutro. Sprawdziłem na komórce, bo nie dawało mi to spokoju. Faktycznie. Taki zalatany tydzień, że jeden dzień umknął.
  Na koniec jeszcze zdjęcie 230 z jednej z sesji.
EDYTOWANO
   Tyle, w następnych notkach może nadrobię inne zaległości. Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz