Miała być notka z filmami o tematyce branżowej jakie ostatnio widziałem, ale jak zwykle brak czasu na dokończenie, to będzie w innym terminie. Tym czasem o wizycie elektryków u 979.
U niego wczoraj byli elektrycy - "fachowcy". Po ich wizycie dzwoni do mnie 979, że oni byli, ale nadal nie ma "prądu" w mieszkaniu. Dzień i tak miałem wyjazdowy, to się niejako nic nie stanęło, że kolejne wyjście. Wziąłem miernik, fazomierz i polazłem. Otwieram skrzynkę z licznikiem i bezpiecznikami, a tam niebieski kabel (ten z niby masą) wpięty do bezpiecznika fazowego. CS mówi, że to normalne, że masa leci przez bezpiecznik. Moja znajomość podstawowej elektryki została zachwiana, wszak przecież przede mną byli "fachowcy". Nic, poszedłem do mieszkania i pierwsze co zrobiłem to odłączyłem przewód niebieski od instalacji masowej i zerowej. Teraz, choć wiedziałem jaki będzie pomiar, dotknąłem fazomierzem i co było do udowodnienia, na niebieskim przewodzie (drut) puszczono z bezpiecznika fazę i wpięto ją w mieszkaniu do części masy (druty niebieskie) i mostka na zero (druty żółto/zielone) (instalacja TN-C) w mieszkaniu. Następnie zmierzyłem, czy aby stara faza (L) nadal jest pod prądem i faktycznie była (w skrzynce wpięte do przewodów brązowych). Wniosek - do mieszkania doprowadzono dwie fazy, co powiedziałem 979. W pierwszej chwili powiedział, iż jestem pierdolnięty. Rozumiem go, bo przecież nie jestem elektrykiem, a przede mną byli "fachowcy", ale spokojnie, bo wiadomo CS, wytłumaczyłem mu i przy nim dokonałem pomiarów miernikiem, co mu pokazałem. Przy liczniku elektrycznym zmierzyłem potencjał między niby masą (ten niebieski drut), a faktyczną masą i było 233V, więc powtórzyłem mu, że mu wpuścili dwie fazy do mieszkania. Jakby ktoś nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia sytuacją, to tak po chłopsku, na wszystkich bolcach w gniazdkach z tzw. "uziemieniem" (fachowo - zerem) pokazał się potencjał, czyli faza. Jeszcze prościej. Po dotknięciu jakiegokolwiek bolca w gniazdku [a te jak wiemy są niechronione i nie izolowane (można je bez problemu dotknąć)] i doziemieniu się, nastąpiło by porażenie prądem.
Ponieważ "fachowcy" byli już w drodze, to postanowiłem nic nie robić, przecież, do cyca, to nie ja napierdoliłem w instalacji.
Wpierw z ekipy trzy osobowej! przyjechał jeden. Wytłumaczyłem mu wstępnie jaki błąd zrobili i zabrał się do poprawiania, ale oczywiście nie dokonał pomiaru i analizy. Efektem było spięcie masy z sieni, z nową masą, a nie z tą z pod licznika odchodzącą do głównego zabezpieczenia. Wobec czego na mierniku pomiar był, a w mieszkaniu nadal nie było. W tym czasie przyjechał "główny" elektryk (z tej ekipy trzech elektryków) i zabrał się do roboty. Podobnie jak pierwszy nie spojrzał, który kabel (przewód) jest tym od licznika, a który tym odchodzącym do mieszkania. Powielił błąd pierwszego elektryka, a w wyniku tego nadal w mieszkaniu nie było "prądu". W tym miejscu info, że już kiedyś z tą ekipą miałem styczność, jak, wpierw 979 usiłował im wytłumaczyć, że ma pierdolniętą masę na dojściu (na sieni), a następnie już ja im to tłumaczyłem.
W końcu "główny" elektryk postanowił przepiąć instalację w mieszkaniu, na nowo położony kabel [trój żyłowy (nieb., brąz., żółto/ziel.). No niestety, po wpięciu do, rzekomo, właściwego przewodu przy liczniku, nowego przewodu do mieszkania, różnicy potencjału w mieszkaniu nadal nie było. Nie zdziwiło go nawet to, że przecież zawsze przy bezpiecznikach topikowych, na główkę daje się fazę od licznika - przychodzącą, a na oprawkę fazę odchodzącą (tą do mieszkania) taki standard wynikający z bezpieczeństwa. Dopiero po drobnej sugestii zauważył to, kapnął się, że rozszywał nie ten kabel. Masę włączył już na końcówkę "wago", ale fazy na bezpieczniku nie zamienił. Tzn. pozostawił błędnie podpiętą! W wyniku tego faza przychodząca jest na oprawce, a odchodząca na główce! Już po ich wyjściu powiedziałem 979, że taki błąd zrobili i by pamiętał, że na gwincie (oprawce) będzie miał zawsze fazę, nawet jak "wybije" bezpiecznik i by o tym pamiętał, bo jak dotknie gwintu, doziemi się, to wyrówna ciałem potencjały. Aby powiększyć listę błędów, elektryk mostkując masę z zerem przy liczniku, choć w mieszkaniu już była zmostkowana!, powiedział, że teraz będzie mógł 979 podłączyć "różnicówkę". No wymiękłem. Gdzie ich uczą?! Nadto, pozostawił podwójny mostek. W mieszkaniu, bowiem do niego przychodził L i N i zmostkowany był N z PE, a on przy liczniku ponownie zmostkował N z PE.
Dramat. Jak ktoś (w sensie administracja budynków) zatrudnia? Ktoś w ogóle weryfikował wiedzę tego gościa (niby elektryka)? Ktoś był przy nim jak on pracuje przy instalacjach elektrycznych? Nie jestem elektrykiem. Tak tylko, jakby przy okazji, liznąłem trochę temat i kilka instalacji elektrycznych zrobiłem, drobne usterki elektryczne usuwam. Ale przecież, do cyca, ten gość i jego pomagierzy robią na co dzień przy instalacjach elektrycznych. Jakim cudem oni jeszcze trwają przy zawodzie, robiąc tak podstawowe błędy?
I jeżeli tak zdarzyło by się, że 979, który poszedłby tam na bosaka wymienić bezpiecznik, zaświeciłby się i zmarł, to zarządca nieruchomości dostałby rok w zawieszeniu, bo on nie wiedział, by to tak miało być prawidłowo wykonane. Podobne jak ostatnio w mediach w sprawie drewnianej bramy, przed jakimś tam budynkiem w górach, która, jak zawiał wiatr (uwaga wiatr w górach, to podobnie jak nad morzem, rzecz, czy zjawisko niespotykane) przewróciła się i zabiła na msc. babcię, a wnuczka wyprawiła na drugi świat po iluś tam godzinach i dla mediów, i większości jest wszystko ok. Ja nie wiedziałem, wystarcza do zabicia dwu osób i wymigania się od kary. No rewelka.
I znowu na mnie pozostanie poprawienie tego niechlujnego podłączenia, by było mniej więcej poprawne. Ale do cyca, czy to mnie za to bulą? Zrobię to, bo wiem, że za -kilka m-cy 979 o tym zapomni, "pierdolnie" mu bezpiecznik, polezie tam w laciach, albo jeszcze na bosaka, bo będzie lato, wykręcić bezpiecznik i się doziemi i "zaświeci', a następnie, ja będę miał wyrzuty, że wiedziałem o tym, ale tego nie zrobiłem. Tylko czy to ja mam poprawiać po "fachowcach" instalację elektryczną by była bezpieczna? Czy mnie ktoś za to płaci?
I znowu wychodzi temat poruszany przeze mnie już wielokrotnie. Ktoś pracuje w zawodzie, w którym chce pracować, realizuje się w nim i wykonuje go z pasją, a ktoś jest od tak, bo płacą, bo taka była oferta pracy, to ją wziął i tak se robi, pierdoląc to co robi, byle co m-c wpłynęła kasa. Jak nie wpłynie, to polezie np. na aktora, bo taka będzie w tym czasie oferta pracy, a pewnie uważa, że zawód, jak zawód i każdy go wykonywać może, nadto on się przecież jak najbardziej nadaje.
Nadal trwa hołubienie głupoty i jej ułaskawianie. O takich aktach pisałem tu -> https://baltazar221.blogspot.com/2018/05/niedziela-1363.html i co widać nawet u nas tak to działa.
Wczoraj prawie cały dzień byłem po za st. mac., a jestem w pierwszej fazie choroby. Zaraził mnie 834 do czego się wczoraj przyznał, bowiem w pn. przylazł już zaziębiony, wtedy po tym ataku białego gówna w kraju, kiedy on wziął wolne w pracy by nie odśnieżać. O ile we wtorek większość byłem na msc., to wczoraj się to nie udało. Od praktycznie 11:30 do 20:45 z drobnymi przerwami byłem po za st. mac. Wieczorem czułem już "łamanie" w kościach, znak, ..., że coś się dzieje...
Na szczęście rano spałem do 11:00 też z małymi przerwami, to trochę się zregenerowałem. Ale nic to, popo i tak wyjazd z mamą od 979 z dzieckiem od 174 do lekarza, więc znowu wyjście na plac mnie czeka, po tym pewnie obieg z cysternami, a jutro mnie ciągną właśnie na instalację elektryczną. Chyba tego odmówię, bo nie chce przeginać. I tak szczury czekały już 2 tyg., myszak czeka na wyjście do weterynarza, no ciągle coś, nie mówiąc już o pracach bieżących na st. mac. Odwiedziny 971 też odpadły, bo przecież nie mogę go zarazić. No dramat. Tu w ogóle nie ma czasu na choroby, a te jednak się zjawiają.
Dobra, tyle bo znowu ta notka zostanie na torze bocznym. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz