czwartek, 7 lipca 2016

Czwartek #1008

   Dziś szybki wyjazd do 824. Szybki, bowiem jutro powrót, a nie jak tradycyjnie trzydniówka. Ponieważ 979 ma urlop, to chcę go trochę wykorzystać przy remoncie, to też w sob. chcę być już na msc., no chyba, że liczę na pomoc, a on będzie po imprezce nieżywy. Ostatnio coś mu się częściej zdarzają imprezki. Dziś w nocy wrócił ok. 01:00, a rano do pracy. Widziałem jak wstawał taki przydupiony.
   Wczoraj trochę za szybko łyknąłem flachę, w zasadzie to po dłuższej przerwie i mnie zmuliło, wiaderko napełniłem w dwu rzutach. W sumie jest pozytywna strona perturbacji żołądkowych, został zresetowany, opróżniony, bowiem do dziś do 10:45 nic do niego, oprócz herbaty nie było wrzucane i rano z opróżnionym czułem się lepiej. Tak ciągle żrę, ciągle w nim coś zalega niestrawionego, a już ląduje nowe. Nie omieszkałem przed śniadaniem wejść na wagę. Jest 68kg. Trochę za dużo. W wakacje muszę nad tym popracować i dojść do 63, które jeszcze niedawno było, już nie mówię jak wychodziłem ze szpitala to ważyłem 57 i widziałem własny pępek na równi z brzuchem jak u 222, którego zdjęcie poniżej.
EDYTOWANO
  Ten to ma wygląd. Jak sobie przypomnę te spotkania z nim, to głaskanie, na które w końcu się godził i to nawet chętnie. Zasypiałem wczoraj i tak mi "chodził" po głowie, to jak wstałem odnalazłem na poczcie archiwalne zdjęcia. No można się zakochać, a ile musiałem się powstrzymywać, aby uczucie nie rosło, choć w końcówce spotkań z nim, za nim większa część numerów 200 dostała info, że nie będą brane na stację, jednak mózg nie wytrzymywał i takie małe się zrodziło, zresztą we wcześniejszych wpisach pewnie to jest ujęte. Na szczęście prawie na sam koniec udało się namówić na sesje fotograficzne i kilka wykonałem, dzięki czemu dziś mogę go sobie przypomnieć. Patrzę na zdjęcia i coś mi się robi.
     Lato jakieś z dupy w tym roku. Jak jest ponad 30C to tylko sporadycznie, a np. wczoraj popo było 15C, jak szedłem zerwać liście pokrzywy do herbaty. Dziś nie lepiej, przed wyjazdem 17C. Co to za lato do cyca? Ja chcę 36C, jak było w Krakowie na wycieczce.
     No to tyle dziś, bo następny wpis, albo od 824, albo już ze stacji macierzystej po przyjeździe.
 

środa, 6 lipca 2016

Środa #1007

  Ile jeszcze mięśniaków z wioski ma wyjechać na jakieś niewolnictwo do Holandii z agencji z Opola, aby przejrzeć na oczy? Dziś przyszedł kolejny, który chce jechać. 20min z nim rozmawiałem usiłując mu wytłumaczyć, że to nie ziemia obiecana i jedzie tam jako niewolnik. Iluś tam było, wróciło, skierowałem go do nich, niech z nimi pogada czemu pojechali, czemu było tam tak zajebiście, a mimo tego jak byli urlopowani, czy jak np. 230 spierdolił stamtąd bez dokumentów, to już nie wrócili. Zresztą dramatyczne sms-y od 230 wpisałem tu na blogu dosłownie. Nawet przypadkowo kiedyś przeczytał je 979, bo wymieniliśmy się z przyczyn techniczno-ruchowych telefonami i one tam zostały. Powiedział, że przeczytał, że zachowa to tylko dla siebie, ale sytuacja w jaką wpadł 230 była przez nas skomentowana. No nie każdy jest skurwielem jak 979 to też i tak dobrze, że 230 uciekł stamtąd do kraju. A ten co był, też nie należy do skurwieli, i może tam sobie nie dać rady. Jak wyjedzie trochę go będzie szkoda, bo zawsze można go pogłaskać dość sporo i nie ciepie się, to też dziś skorzystałem z kolejnej okazji. Ot taki chudy mięśniak przyjemny w dotyku i w sumie tyle, bo w głowie to już pusto mimo wieku.
    Wczoraj 979 poszedł na wioske z 897. Przyszedł trochę wstawiony, a ponieważ padał deszcz i wracał w nim, to po wejściu zaraz rozebrał się z koszulki. Jego wygląd do dziś na mnie robi wrażenie. Nie omieszkałem go w chwilach kiedy byłem blisko pogłaskać po plecach, barkach, bicepsach. Już to kiedyś pisałem, że jak jest wstawiony to często pozbawia się koszulki, jakby mnie drażnił lub testował. Myślę, że w tych testach wypadam dobrze, tzn. nie przeginam pały. Ale on z drugiej strony też drażni. Rozebrał się z koszulki i krótkie spodenki pozostały mu na linii pasa. Przy mnie zsunął je na linię bioder odsłaniając tak charakterystyczne dla mięśniaków mięśnie brzucha schodzące się w trójkąt przy organie. Widok tych dwu linii schodzących się przy organie działa na mnie od dawna do dziś. I z niewiadomych przyczyn 979 obniżył krótkie spodenki, obnażając właśnie te dwie linie. Potrafi mnie drażnić, ale nie daję się. O ile ze 174 coś zrobię, to z 979 nic. Pogłaszczę go, ułożę w łóżku, przykryję jak jest potrzeba i tyle. Wczoraj powiedział, że alko działa dobrze na jego uszkodzone żebro - znieczulająco. No niech tak będzie.
   W związku z urlopem 979 (w pt. ostatni dzień pracy) musiałem zmodyfikować grafik. Jutro wyjazd do 824 na dwa dni, skrócony, bowiem w sob. chcę być już na msc. i skorzystać z urlopu 979 i coś zrobić na stacji macierzystej. Do zrobienia jest tu mnóstwo, to też we dwoje powinno być łatwiej,
  Niektórym osobom ściemniłem jak 972, 374, 824 że jestem jeszcze na wakacjach to też dla nich oficjalnie wracam dziś.
  Dzwoni mi 979 w spr. pc. na Woodstock i coś mi nawija o stronach gdzie można coś znaleźć. Mówię mu, sprawy kolejowe zostaw mnie. Inne strony mnie nie interesują, wiem kto postawia składy, kto bierze kasę. Tyle w temacie. Nazwy pc. też wsadź sobie do dupy. Liczy się nr składu na szlaku.
  W kauflu dziś w kolejce obok do kasy stał mięśniak-złomiarz, taki piękny, że nogi sie uginały. I co z tego, że czekałem na niego przy wyjściu z kaufla, jak znajomy zagadał do mie, a właściwie ja do niego, aby odsunąć podejrzenia. No i kolejny mięśniak-złomiarz odpadł w przedbiegach, a może tak miało być ze względów bezpieczeństwa...
Jebany popęd seksualny.

wtorek, 5 lipca 2016

Wtorek #1006

   Nie wiem co z tymi ludźmi nie tak. 374 jest na urlopie. Wiedział o tym od dwu tyg., że idzie na urlop. Dzwoni w pierwszym dniu urlopu, pn. wczoraj, że mu się nudzi. Nosz do cyca, nie ogarniam tego. Jak można nie zaplanować wolnego czasu i nękać innych jego zajmowaniem? Co za nieogarniaki.
   Po za tym wczoraj oprócz opróżniania zbiorników, popo pomaganie trochę 979 przy aucie, bo czynności konserwacyjne i sprzątające. 979 w klacie, ja też, ale jego widok powodował u mnie dość częste zapatrzenie. No ładny jest do cyca. Jeszcze jak się ruszał to było widać pracę jego mięśni.
   Oprócz pomagania mu, trochę sprzątałem w mieszkaniu, bowiem po tyg. nieobecności się nazbierało trochę. Dwa kursy do śmietnika. Widzę w relacjach z 979, że zmienia się na plus. Przeszło mu chyba po dość dawnym incydencie, to co do niego mówiłem przez ostatnie m-ce chyba dotarło i zachowuje się normalniej, co mnie cieszy. Właśnie na takie relacje liczyłem. Mówi co robi, co mu się dzieje, opisuje innych w działaniach, czasem wspólnie kogoś skomentujemy, jak np. 826, który był wczoraj i ma nową pracę na budowlance. Może tam uda mu się z jego mózgiem pozostać dłużej i go strawią.
   Pozostał jeszcze do opisania Wolbrom i wycieczka na tereny kolejowe. Na stację wchodziłem od strony semafora wjazdowego A1/2.

Będąc przy nim zadzwonił 373, to też rozmawialiśmy chyba z 30min, bowiem był na zakupach ze swoją laską, a jak wiemy, jak one grzebią prawie we wszystkim to samce się nudzą. Na wakacje jedzie na Mazury, do Ostródy, tam jacyś znajomi gdzieś pojechali i na własne wakacje gdzieś tam wynajmują znajomym swoje mieszkanie. Pomysł ciekawy. Ostatnio w ogóle pojawiają się pomysły trochę omijające system, jak np. blablacar, choć ten (system) się broni, bo wczoraj 979 mi mówi, że już do blabla się dobierają, bowiem jest to nielegalny przewóz osób. Jak zwykle państwo chce położyć łapę na wszystkim. Jakby jeszcze ta łapa tą kasę wydawała z głową to może byśmy inaczej na to patrzeli, ale w obecnym stanie to jakiś dramat na wielu polach.
  Stacja Wolbrom posiada dwie nastawnie z urządzeniami mechanicznymi, zwrotnice przestawia sie za pomocą dźwigni zwrotnicowych, które za pomocą linek wykonują ruch iglic w rozjeździe. Poniżej na zdjeciu trasa pędniowa do wykolejnicy.
   W stacji są jeszcze bardzo stare semafory świetlne z tyłu z kwadratowymi drziczkami chroniącymi dostęp do komory układu optycznego. Co raz mniej takich czynnych semaforów, bowiem często wymienia się je na nowe konstrukcje.
  Semafory te B2 i C2 (czterokomorowe) są z jeszcze nietypowym układem komór świetlnych, w którym światło czerwone jest w drugiej komorze od dołu. Na tej samej stacji w torach głównych zasadniczych są nowsze semafory z tradycyjnym układem komór świetlnych, w których światło czerwone w głowicy 4-ro komorowej jest drugie od góry.
   
  Na nastawni wykonawczej, przy której robiłem zdjęcia, ktoś widocznie był zajęty czymś innym, bowiem ani razu nie widziałem nikogo w oknie, nikt też nie zwracał mi uwagi, na pobyt w torach stacyjnych.
  Dla mnie to lepiej, mogłem swobodnie poruszać się po torach i nikt nie przeszkadzał w robieniu zdjęć. Udało się jeszcze złapać oryginalny stary, choć już bez daszka odprowadzającego dym z lamp naftowych, wskaźnik W4, z nieoryginalną w środku wstawką białej dykty z dziurkami na światło żarówki. Takiego w mieszkaniu nie mam.
Na stacji stał zestawiony skład z drewnem, ale z nieczynną lokomotywą, widocznie mechanikowi wyszły godziny i skład czekał na nową obsadę.
   Też na starej głowicy semafor L przy torze nr 6 (z widoczną) z nie pomalowaną na czarno 2-ką, czyli tabliczką z innego semafora. Ponieważ jest na końcu toru nie może podawać sygnału "2", stąd dwójka pomalowana na biało.
  Jeszcze widok głowicę wyjazdową linii 62 w stronę Olkusza z widocznym nieczynnym elektrowozem ET22-871.
  Poniżej nastawnia dysponująca.
  I dwa ogólne widoki stacji z kładki dla pasażerów.

   Ze stacji pojechałem na rynek m-ta. Za nim zjechałem do stonki, gdzie w przecenie kupiłem dwa lody w kubkach. Jednego zacząłem jeść na rynku, ale tak myślałem, ani tu coś atrakcyjnego dla mnie, rynek jak rynek, ani widoku ładnych mięśniaków, to wybrałem dokończenie loda na stacji. Zapakowałem je do sakwy na rowerze i dość szybko, aby się nie rozpuściły pojechałem ponownie na stację. Tu siedząc na ławeczce widocznej na zdj. po lewej stronie zeżarłem pierwszego, a drugiego wchłonąłem trochę bliżej nastawni wykonawczej, obok bud drogowców. Zupełnie inaczej odczuwam siedzenie na dworcu kolejowym takiej stacji jak Wolbrom, jak na rynku tego m-ta.
    Z dworca bez pośpiechu wróciłem do kolegi, u którego wieczorem tuż przed burzą zrobiliśmy grilla wraz z jego nową laską.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Poniedziałek #1005

   Uciekła nam niedziela, ale praktycznie żegnanie się, procedury pakowania, ostatnie rozmowy, sama podróż, a po wejściu na stację macierzystą do 22:30 nie było warunków techniczno-ruchowych na dokonanie wpisu.
   Podróż wczorajsza bardzo fajna. Tor nr 1 linii 61 nie wyremontowany przeto poc. z Wolbromia do Katowic jechał 2h 15min. Szlakowa na większości to 50km/h lub nawet 40km/h. Dzięki temu mogłem mieć głowę prawie cały czas wystawioną za okno i podziwiać widoki kolejowe, chłonąć odgłosy jednostki przejeżdżającej przez kolejne styki szyn. W dość dużych stacjach (kiedyś) jak Bukowno, Olkusz, Sławków mniej więcej połowa torów nieczynna z wbitymi znakami D1. Smutne, ale kolej nadal się zwija, może po za dużymi aglomeracjami, gdzie ruch osobowy jeszcze istnieje tylko dzięki zatkaniu ulic samochodami. Gdyby tylko m-ta udrożnić dla ruchu sam. osobowych to nawet w aglo kolej była by w odwrocie. W ostatnim przedziale, w którym byłem z rowerem, siedział też mięśniak z laską. On ładny laska ładna. Przynajmniej tyle, bo wioskowe mięśniaki to często mają jakieś predatory za laski swojego życia. Dzięki temu, oprócz terenów kolejowych mogłem podziać też mięśniaka. Ładne nogi, mało owłosione, dobrze umięśnione, ale żaden przesadyzm. Na mięśniach było widać miejscami żyły, podobnie z rękami, biceps jak trzeba, przedramię również. Widać było, że nie z siłowni tylko wykonuje prace siłowe, dzięki temu i genetyce tak wygląda.
   Podobnie jak od Katowic, tak teraz jechaliśmy przez podg. Dorota i podg. Juliusz. Wtedy myślałem że po burzy tak, teraz mogą tam być jakieś prace torowe. Przed wyjazdem rozmawiałem z kolegą, u którego byłem, o terminach kolejowych m.in. o krawędzi peronowej. Tak humorystycznie do tego pochodził, a przed wjazdowym do Ka-ic trzymali nas 5min bowiem nie było, właśnie, krawędzi peronowej i dopiero po wyjeździe innej osobówki wpuszczono nas na jej miejsce. Jak zszedłem z perony do hali głównej, a jednostka odjechała już na grupę z toru przy krawędzi peronowej, to pani w megafonie zapowiedziała wjazd poc. z Kielc, na tor przy którym stała jednostka. Fajny zapłon tam mają. Ludzie wysiedli, poc. już nie ma, ale ma wjechać jako opóźniony.
   Na postoju z Olkuszu dzwoni 979 i mówi, że wczoraj popił, nadto ma uszkodzone żebro i go boli. Na więcej pytań nie odpowiedział, miało to nastąpić na msc. Po przyjeździe dowiedziałem się, że jak już trochę łyknął to umówili się z 826, że będą się podciągać na drążku, a dla utrudnienia drugi będzie tego podciągającego się uderzał w brzuch. Niestety 826 nie trafił i uderzył 979 w żebro. Mało tego, do imprezki dołączył się jeszcze kolega 979 i chyba 826, który bierze udział w zawodach MMA, (o inicjałach D.P.) i rozochocony 979 postanowił z zawodnikiem MMA zrobić sparing. Zrobili msc. na grupie A i zaczęli się tarzać. Mimo znacznego upojenia tego od MMA, a także 979 nie udało się wygrać z D.P. Jednak co treningi to treningi no i przeprowadzone walki. D.P. ma nawet zdjęcie na jakiś zawodach z Kalidowem. Nie zapytałem się czy naparzali się w klatach, to dopiero było by co oglądać.
   Ok. 21:00 wczoraj wszedł jeszcze 895 i postanowili razem, aby pojechać do pobliskiego m-ta na hamburgera no to ich zawiozłem.
   Po za tym, tradycyjnie, no nic się nie zmieniło, mam nasrane w głowie. Po tygodniu kiedy zbiorniki nie były jakoś opróżniane dziś zostały opróżnione sześć razy. Spermochłonkę musiałem wypłukać i powiesić do wysuszenia. Po piątym razie stw. już koniec, ale gdzież tam. Za 6-ym ochlapałem biurku. Kto w ogóle wymyślił filmiki porno. No przecież nie można wytrzymać.

sobota, 2 lipca 2016

Sobota #1004

    Wiem, wiem ta tysięczna jeszcze stoi na torze bocznym, ale jutro powrót na stację macierzystą, to najprawdopodobniej wyciągnę ją w tygodniu.
    Dokończę Kraków, choć już dziś kolejny dzień wrażeń. Z rynku pojechałem na dworzec, do odjazdu poc. miałem godzinę, więc zakładałem bilet w kasie powinienem kupić wszak duże m-to, to kasy chyba są drożne. Wjechałem do tunelu omijając galerię handlową, o której pisałem w poprzedniej notce, ale nic z tego, aby się dostać do kas biletowych musiałem z moim lokiem przedostać się przez ową galerię. Fuck, projektant był jednak za dobry, nie ma jak jej ominąć. Jak już cudem udało mi się dojść do kas biletowych to dwie kolejki do dwu rzędów kas. Postałem jakieś 5min i policzyłem, że średnio jest tam na godzinę, jak nie dłużej stania. Ochroniarz z dworca podpowiedział o automatach i poszedłem do jednego, też cudem znalezionego, który akurat nie był oblegany. Po 10min udało się zakupić bilet dla mnie i loka. To ciekawe, ale koleje małopolskie mają najtańszy przewóz rowerów - 3zł, kiedy w KŚ - 5zł, a w PR - 7zł. Efekt, mój przejazd z lokiem 8zł, a kiedy jadę do 824 to płacę 9zł, a teraz jeszcze była podwyżka, bo za dużo wyprowadzili kasy z systemu, poc. jeżdżą całą dobę oświetlone toż za to ktoś musi zapłacić.
   Po zakupieniu biletu z automatu, poszedłem do poczekalni podperonowej, przy okazji naładowałem radio kolejowe. Słuchałem tylko na wyjeździe, bo na trasie do Miechowa prawie w ogóle nie gadają, a poc. odjeżdżają na gwizdek, jako sygnał odjazd. W Niedźwiedziu przepuszczaliśmy jakiś opóźniony pośpiech, to zarobiliśmy 5min w plecy i z takim opóźnieniem dojechał do Miechowa. A tu sytuacja już trudna, bowiem przed burzą. Pierwszy podjazd z prędkością ok. 10km/h, bowiem wiało przed burzą prosto w twarz to szybciej nie dało się jechać, za to po zakręcie w lewo już z góry wiało w plecy, a jadąc nią o pochyleniu 7% (taki był znak) prędkość wynosiła max 58km/h (tyle wskazał licznik). Powinienem hamować, ale przed burzą to jechałem na wyluzowanych. asfalt dobry to można było grzać. Na dole góry skręt w prawo w lokalną wioskową już drogę i tu już prędkość ograniczona bo jezdnia nierówna, nadlewana, trochę dziurawa, wiało znowu w twarz przeto poruszałem się znowu ok. 12km/h. Po jakiś 2km musiałem się schronić pod wiatą przystankową bowiem pierwsza burza mnie chwyciła. Na szczęście wiata starego typu z blachy, solidnie zrobiona to i pewnie się czułem, mało tego odwrócona była tyłem do napierającej burzy. 40min nieplanowanego postoju za nim się wypadało i wybłyskało. Ruszyłem dalej. Na szczęście znowu jakaś dziura zrobiła się nade mną i tak dojechałbym prawie do celu, ale w drodze tel. od 979 i tak gadaliśmy, gadaliśmy, ja jechałem wolno, aż znowu zaczęła mnie łapać burza. Efekt, do celu brakło 500m i to spowodowało dalsze 50min stania tym razem pod daszkiem wioskowego sklepu, na szczęście na tyle wysuniętym, że mogłem się chować cały wraz z rowerem. Obok wejścia do sklepu termometr, na koniec burzy wskazywał 21C, a mnie było już trochę zimno. Stanie 50 min bez ruchu robi swoje. Zadzwoniłem do kolegi, ze stoję 500m od celu i jak przestanie padać ruszę na ostatni szlak. Jeszcze za nim do niego pojechałem to podjechałem obok zobaczyć rzeczkę, która znowu zaczęła rosnąć w oczach zabierając ze sobą nawet konary drzew. Do celu dotarłem 21:00, akurat zaczynał się (teraz już wiem - ostatni) akt histerii narodowej. W 2 min strzelili bramkę, a jak na następny dzień mi opowiadał 979, w lokalu w którym siedział, stoliki pofrunęły w górę wraz z piwami, pierwsza stłuczka. Nasi po raz drugi zadbali, o extra godzinę emocji dla kibiców, bo znowu dogrywka i znowu karne. Koledze z którym słuchaliśmy powiedziałem:
- jutro 3/4 męskiej populacji będzie w pracy niewyspane.
  On też pojechał rano do pracy niedospany, po procedurach poszedł spać ok. 00:20.
   Następny dzień w zasadzie przewegetowałem na działce. Kraków ze sprintem z Charsznicy do Miechowa trochę dał się we znaki mięśniom, prawie cały dzień w siodełku też, na szczęście mam siodełko ze starych rowerów lat 80-ych, miękki i na sprężynach, w nowym bym tyle absolutnie nie wysiedział. A dziś pojechałem w drugą stronę do Wolbromia na stację kolejową. Sam Wolbrom i pobyt na stacji opiszę jutro lub w pn. notce, teraz tylko incydent z powrotu. Wracając do wioski, w pewnym momencie patrzę przede mną idzie młody mięśniak w koszulce na ramiączkach. Jechałem w klacie, bo ok. 33C na placu. Mięśniak schodził z drogi głównej w boczną i wybitnie hamował wchodząc w nią i ciągle się odwracał kto też jedzie rozebrany na rowerze. Widząc jak się odwraca, też użyłem pierwszego stopnia hamowania, aby koło niego przejechać wolniej. Prędkość mi malała, on prawie stanął w bocznej drodze i patrzał do tyłu. Przejechałem k/niego i oczywiście jak go minąłem i zobaczyłem jaka piękna sztuka, to miałem ułożone pytania do niego. No czemu qrwa nie wcześniej. Chciałem zawrócić, ale znowu proces decyzyjny - skomplikowany, za nim się zakończył, to już byłem daleko, bowiem droga z góry, to na wyluzowanych hamulcach już trochę ujechałem. Trochę współczuję młodym mięśniakom branżowcom, jeżeli taki był, mieszkania na wiosce. Ileż to trzeba się namęczyć, aby nie wyszło, ileż trzeba ściemniać, udawać chodzenie z laskami do tego jeszcze symulowanie zbliżeń, aby info nie przedostało się do innych skurwieli. Po skończeniu szkoły średniej nic innego jak ucieczka do m-ta, bo jak w wiosce się uchować, przy ich rozwoju umysłowym? Trzeba by być naczelnym skurwielem, aby inni nie podskoczyli, ale czy w pojedynkę też by dał rady?
  Tyle dziś jutro powrót, to notka powinna ukazać się wieczorem podobnie jak dziś lub jeszcze później. W wyjątkowo niesprzyjających warunkach techniczno-ruchowych w pn. o stałej porze. Narka.

piątek, 1 lipca 2016

Piątek #1003

   Wypadł nam czwartek we wpisie, ale to z przyczyn techniczno-ruchowych i pogodowych. Techniczno-ruchowe, bowiem byłem w Krakowie, a pogodowe - wracając na msc stacjonowania złapały mnie dwie burze i tu opóźniło wejście na stację zwrotną o prawie 1,5h. Ale do rzeczy.
   W/g planu obudził mnie budzik. Czasu może i było sporo, ale procedury i tak jak zwykle wyszło na styk. Mało tego jeszcze musiałem się cofnąć, na szczęście jakieś 300 m po słuchawkę z radiotelefonu kolejowego. Wyjechałem planowo o 09:30, poc. za godzinę do przebycia jakieś 16km więc na spoko powienienem być. W pewnym momencie drogi patrzę na zegarek 09:48, pomyślałem w cipę, jestem dość przed czasem bo jedna górka i będę na msc. Jednak w drodze źle skręciłem i zjeżdżam z góry, jest stacja, ale Charsznica, a nie Miechów, z której rusza poc. No tera to się zaczęło robić, bo była już 10:08, a do przebycia jakieś 7 km. Już trochę zmęczony zakręciłem kołem na elektrowozie towarowym, jednak skład początkowo jechał nawet żwawo, ale pod kolejne góry już nie tak jak przy poprzednich. Czas płynął. Pojawiło się zwątpienie, czy wciągnę pod kolejną górkę skład i co będzie z silnikami przed następną. Wentylatory chłodzące silnika pracowały z pełną mocą. Zapomniałem napisać, że jak wstałem to na termometrze zewnętrznym było 31C, a jak wyjeżdżałem o 09:30 to już 32. Może w połowie drogi spojrzałem ponownie na komórkę, która godz. (była 10:19). Pomyślałem niefajnie, Miechów dopiero na horyzoncie. Przez myśl przeszło mi, jak ucieknie to pojade na krak rowerem, bo następny za godz., ale chwila refleksji, przecież dojadę tam ściorany i już po kraku nie pojeżdżę. Zakręciłem kołem, silniki weszły na tyle na ile mogły na wyższe obroty. Na szczęście nie było wiatru w twarz to jakoś się jechało. Wreszcie na 6 min przed odjazdem poc. wjechałem na właściwą drogę, którą miałem przyjechać. Zjazd  niej do Miechowa jest z góry, widziałem stojący przy krawędzi peronowej skład. Jadąc z początku góry wyprzedził mnie tir. W opływie jego powietrza dałem wyższy prąd na silniki, prędkość składu wzrosła 45 km/h. Przed wiaduktem kolejowym hamowanie kontrolne, na wiadukcie już właściwe, skręt na hamowaniu w prawo, wyluzowanie i następne hamowanie już przed drzwiami dworca. W poc. po raz pierwszy ucieszyłem się z klimy, normalnie jej nie znoszę. Prawie ciekło ze mnie, a tu chłodzenie. Poszedłem na początek skłądu, przede mną kupował bilet mięśniak 18 letni, albo coś k/tego, bowiem pokazał leg. uczniowską. No ładny. Fajne mięśnie, ale jeszcze letnio nie opalony. Trochę wyższy ode mnie. Skład ruszył, niewiele osób było w nim, bo też i taka godzina.
   Krakowski dworzec i galeria handlowa przy nim to majstersztyk projektowania. Nie będąc z kraka nie da się nie wejść do niej. Trzeba korzystać często z dworca, aby wiedzieć jak ją pominąć. No to wyszedłem przez nią, na szczęście na wysysaczy kasy jestem odporny. Pierwszy kurs z galerii na rynek krakowski. Wjechałem na torowisko tramwajowe, i nim dojechałem do pierwszego skrzyżo. Przejechałem. Do rynku tradycyjnie Pijarską i św. Jana. Mijałem ludi oglądających mapki jednostronne i pomyślałem co za gówna mają. Nie ma to jak mój plan Krakowa w spirali. W tym momencie właśnie załapałem, że nie spakowałem go i nie mam żadnego planu kraka. No pięknie do cyca. Wjechałem na rynek. Ludzi nawet niewiele, może godzina i temperatura. Na rynku dodatkową atrakcją było wystawienie wężą strażackiego, z którego, ze specjalnej końcówki sączyła się mgiełka wodna przez którą przechodzili ludzie chłodząc się. Z rynku tradycyjnie Grodzką do Wawelu, tu przerwa nad Wisłą w celu pochłonięcia drugiego śniadania.
Na zdjęciu ławeczka, na której pożerałem, przy niej koń towarowy służący już około 14 lat. Się tak teraz zastanawiam czy aby nie więcej, ale przyjmijmy tyle. Żrąc zastanawiałem się gdzie dalej jechać skoro nie mamy planu m-ta. Wybrałem kierunek wzdłuż Wisły na Kr-ów Płaszów, do którego dotarłem całkiem przypadkowo, trochę przez krzaczory skręcając od Wielickiej w lewo. Na stacji przelazłem przez peron drugi w stronę Prokocimia. Ścieżką pod nastawnię wykonawczą KP1. Na ścieżce na międzytorzu mijał mnie elektrowóz EU07 z drugą, mech. z trąby, podniosłem rękę na znak zrozumienia i czekałem aż przejedzie na tor 12-ty.. Następnie dalej przy nastawni. Nastawnicza z okna zaciekawiona gdzież też lezę bez koszulki, w samych krótkich spodenkach z rowerem przez tory. Za nim zaczęła się pytać, ja się spytałem:
- na Prokocim towarowy tu przejdę?
- a w które msc. na tym towarowym chce Pan iść
- na wagonownię
- tak to tym skrajnym torem
- dziękuję, szczęśliwej.
  Poszedłem torowiskiem torem 20C, a jak skryłem się za roślinnością za nastawnią to wstawiłem rower na główkę szyny i prowadziłem dalej po niej. Płynnie wtedy jedzie, nie podskakuje na tłuczniu i podkładach. Torem dotarłem do grupy PrA, na której na torze 19-ym odstawione były wagony IC.
To trochę jak zagubione wagony. W ostatnich ludzie bezdomni stworzyli sobie małe mieszkanka w przedziałach i wbrew obiegowej opinii, nawet czysto tam było.
Na końcu jeszcze pokręciłem się przy tarczach zaporowych przy nieczynnej nastawni.
Z grupy PrA przeszedłem na kładkę i nią nad zalew Bagry. Zszedłem z kładki i oczom ukazał się jakby swojski widok. Nad jeziorkiem grupki lokalnych mięśniaków-skurwieli. Jeden mięśniak-skurwiel z tatuażami, widać przywódca grupy, reszta wokół niego. Inne grupki 3 do 5 osobowe rozlokowane były niedaleko. Widoki takie, że musiałem się dobrze powstrzymywać przed wzbudzeniem się organu. Oczywiście zaraz znalazły się wytypowane jednostki, z którymi chętnie bym poszedł od odstawionych wagonów IC w tym przywódca grupy. No przejebany mięśniak. Żadne tam napompowane mięśnie na siłowni, jakiś strongman czy inny sztuczny twór. Zastanawiałem się czy nie zrobić tam zdjęcia, ale musiałbym je robić dobrze z ukrycia, a mógłbym zostać zlinczowany. Lokalne wioskowe mięśniaki też się nie fotografują. Ot takie są skurwiele. Przypiąłem rower do uziemienia słupa wysokiego napięcia i poszedłem się okompać w jeziorze, bo łażąc po wagonach, po semaforach trochę się uwaliłem. W wodzie inne mięśniaki, a jak jakiś ładniejszy to przy nim np. trzy laski mizdrzące się o jego wdzięki. Taki standard. Po wyjściu z wody suszyłem się na trawie, ręcznika żadnego nie miałem, a firanami z wagonów (dwoma) jako trofeum nie dało się wytrzeć, bo trochę brudne. Temperatura jednak sprzyjała schnięciu, a z powodu widoków zapominałem, że w ogóle się suszyłem. Z powodu godziny (po 14:00) niektóre mięśniaki zaczęły się zbierać na obiady. Przywódca jako jedyny miał, czy był z laską. Oczywiście nie zważając na innych, wszak lokalny król mięśniaków-skurwieli, leżał na lasce i jeszcze trochę, a by ją przeleciał przy innych. Patrząc na nich pomyślałem, przyrost naturalny ujemny na razie nie zagrożony. Sam też po jakimś czasie prawie wyschniety wstałem i pojechałem. Oczywiście wcześniej jednego ładnego mięśniaka pytałem się o drogę na Nową Hutę. Jakoś nie ogarniał tematu, to spytał się innych skurwieli jak tam jechać. Lokalne mięśniaki w wiosce też nie ogarniają kierunków jakby się ich spytać, więc norma. W/g wskazówek dojechałem do Lipskiej, ale już tam dwa razy kiedyś byłem i jechało się tamtędy w stronę Rybitwy kilometry na N.H. Zawróciłem, a robiłem to dwa razy, bo nie mogłem się zdecydować, w końcu za drugim razem trwale i pojechałem do ul. Przewóz. Nią do Saskiej i na Nowohucką. Raz się spytałem, ale zasadniczo jechałem na Pałę, bo bez planu. I to był strzał w 10-kę. Na Nowohuckiej przy elektrociepłowni zjechałem w dawne ogródki działkowe, bo napięcie po widokach nad jeziorkiem nie dawało spokoju, nadto od nd. zbiorniki nie były opróżniane. Zacząłem, ale mnie zaczęła głowa boleć z ciśnienia, to przestałem. Jednak cały dzień na słońcu, bez koszulki,  wrażenia, pęd z Charsznicy, to skutkowało utrzymującym się lekkim bólem, a jakbym jeszcze doszedł, to by mi chyba rozpierdoliło mózg. Zaprzestałem, wjechałem na Nowohucką i pojechałem na centrum N.H. do jednego z najstarszych barów mlecznych bez remontu. Za 5,92 pochłonąłem pomidorową i pierogi owocowe ze śmietaną i cukrem pudrem. W barze jak zwykle ciągle kolejka, ciągle ludzie i naleśników, które chciałem zjeść już nie było. To świadczy o świeżych potrawach, bo kończą się i na drugi dzień są świeże. Po obiedzie chwilę przed barem, tam podobnie jak na rynku w kraku, wąż strażacki  otworami co 50 cm, z których wylewała się pod ciśnieniem woda, największa atrakcja dla dzieci, które w tym co chwilę się moczyły. Wracając z N.H. w drodze w stonce kupiłem jeszcze loda, jak 4 lata temu z 672, zeżarłem go na ławeczce w parku lotników i pojechałem w stronę Rynku. Nie mając planu, pokręciłem się po nim, zaludniło się, wszak już po 17:00 było. Atrakcja woda z węża strażackiego nadal oblegana, sam opłukałem ręce, bo po lodzie i jeździe była potrzeba.
   Teraz tyle, bo ze względu na łącze i laptopa spędzę przy pisaniu notki pół dnia, a nie o to chodzi. Reszta, jak się uda jutro.


środa, 29 czerwca 2016

Środa #1002

   Wiem, wiem ta tysięczna, ale czeka na torze bocznym, jak będą warunki techniczno-ruchowe to zostanie wyciągnięta.
   Tymczasem wczoraj zakończyliśmy po dwu dniach pogłębianie piwnicy. Z całości zostało zdjęte jakieś 20cm przeważnie kamienia, którego kiedyś nanieśli, bo cement był trudno dostępny, aby utwardzić podłogę i aby wilgoć od dołu tak nie penetrowała. Przysypali to warstwą ziemi i było git. Tera w dobie dostępności cementu kolega zdecydował się, ponieważ przyjechałem, na pogłębienie, a następnie będzie wylewany beton. Zajęło to prawie całe dwa dni, od rana do wieczora z przerwą na obiad. Przypomniało mi się kilka lat temu napierdalanie na drezynach kolejowych z tym od nich. Wyjechałem wtedy dwa dni wcześniej, bo już nie wyrabiałem.
   Dziś leżenie na słońcu, ale jakoś nieszczególnie do tego się nadaję, aby tak bezruchu leżeć i się opalać. Jednak jestem człowiekiem czynu i coś robić muszę, bezruch na mnie działa fatalnie. Leżę 15min i już muszę wstać i coś zrobić. Za nim zacząłem się opalać pozamiatałem przed wejściem do domu, bo przy remoncie nikt na to nie ma czasu, a wnosiło się do środka. Wytarłem podłogi, część wczoraj, ale np. pokój, w którym śpię dziś drugi raz.
   Już to kiedyś pisałem, zauważam jak rozpadają się związki to przynajmniej jedno z partnerów ma już kogoś innego na zakładkę. Tak, jak widzę, było i u kolegi. W trakcie rozwodu już była następczyni poprzedniej. Na sprawę rozwodową jechaliśmy pożyczonym autem, jak tu zobaczyłem to było auto od niej. Czyli w czasie trwania sprawy już się znali i to tak nawet, skoro pożyczyła mu auto. Ale to dobrze, bowiem widzę tu w domku trzyma porządek, pewnie to ona jest doradcą wykończenia wnętrz, jest od spraw kulinarnych. Czyli facet napierdala przy remoncie, ona napierdala przy garach dając mu jeść. Uzupełniają się i to jest w związku dobre. Samemu to nie wiem czy by mu się chciało. A tak jest dla kogo, jest wsparcie, jest doradztwo wykończenia wnętrz.
   Aczkolwiek zauważam, że strasznie dużo naczyń, sztućców marasi. Jest zmywarka, ale co chwilę coś do zmywania się zbiera, jakby np. po ubraniu z dużej miski to tam nie mogło dalej pozostać tylko do mniejszej, jak z tej ubędzie to jeszcze do mniejszej i już są trzy miski do mycia, po jednej rzeczy. Patrzę na to i porównuje z drugiej strony z minimalizmem u mnie. Obecnie eksploatuję dwie łyżeczki. Jak w pojemniku na sztućce było ich 20 to mniej więcej tyle było brudnych, bo zawsze jedna wędrowała z herbatą na grupę A i do kuchni już nie wracała, to wyciągało się następną i tak aż się skończyły w pojemniku. Teraz przy dwu sytuacja się unormowała. Podobnie  nożem, jest jeden uniwersalny, ostry (okresowo ostrzony). Kiedyś również noży było 15 w eksploatacji.
  Tu przy domu, to ona zajmuje się ogródkiem, warzywniak daje w lecie zieleninę na stół, różnistą, dzięki temu sałatki są pyszne, choć kolega mięsożerca raczej jeżeli sałatka to standardowa. Jak za dużo różnego zielonego, to już nie, a dla mnie jak najbardziej nowe smaki.
  Po za tym jak zwykle u nas w społeczeństwie zaszły dziwne zależności. Pomagam koledze przy remoncie. Przy jakiejś rozmowie pojawiła się kwestia brania z wioski innych do remontu za 10zł/h, ale nikt nie chciał. Teraz pomagam mu nieodpłatnie. W sumie dwa dni pracy po powiedzmy 10h. Na koniec zapytał się ile mi się należy, zapytałem, a ile się należy za żarcie? Przecież jeszcze od przyjazdu nic nie kupiłem, a jem trzy posiłki dziennie i mówiłem na początku, że wakacje miały być dwutygodniowym  Oświęcimiem, po którym miałem powrócić do dawnego wyglądu, a tu ciągle na stole jakieś żarcie. Jak uwolniłem się od żarcia ze szkolnictwa, to wpadłem w równie dobre żarcie tu, do tego podobnie w nadmiarze. Kolega szybko wybrnął z sytuacji mówiąc:
- co do żarcia to do (tu padło jej imię),
- to Ty wyślij list polecony na adres z wnioskiem, ja wyślę do niej na jej adres i jakoś sprawę załatwimy.
  Już się nie odezwał, ale faktycznie powstał trójkąt zależności.
  Po za tym mają trochę przewalone, bowiem jestem skrajnie ciepłolubny, a kolega należy, jak zresztą większość w kraju do klubu morsów. To też jak w jego domku utrzymywałem wysoką temp. wczoraj np. to przy obiedzie nie wytrzymał i:
- cholera jasna jak tu jest ciepło,
  i uchylił okno w kuchni. Za każdym razem jak wychodziłem z wiaderkiem z piwnicy to przymykałem drzwi wejściowe do domu, on pewnie by to olał, ale lubię posiedzieć w cieple to je przymykałem. Stąd przy obiedzie kiedy w kuchni temp. już wzrosła nie wytrzymał. Nic nie mówiłem wszak jest u siebie, ale też nie przeginał, bo jednak ma darmową pomoc. I tak to nawet w prostych relacjach powstają zależności bytowe.
   Jutro najprawdopodobniej wyjazd do Krakowa, skoro ma być 30C, to temp. idealne dla mnie. Myślę tak ok. 10:00 poc. pojadę zwiedzać gród Kraka. 

wtorek, 28 czerwca 2016

Wtorek #1001

  No i tu musiałem namieszać. Teoretycznie powinna to być tysieczna notka. Ta jest w 3/4 przygotowana, ale właśnie brakuje tej 1/4 przeto wpisałem 1001, bo jednak bieżące sprawy trza notować. Pisałem w poprzedniej notce o dojeździe tu poc. pasażerskim po torach, po których takie nie jeżdżą. Ten poc. to jednostka 1732 z lok. macierzystej Sędziszów.
Po lewej stronie EN57-1818, która przyjechała z Żywca, a po zmianie nr dalej jedzie w obiegu do Lublińca. Z Ka-ic odjechaliśmy planowo, ale na wyświetlaczach był komunikat drogą okrężną z pominięciem stacji Sosnowiec Kazimierz i Dąbrowa Górnicza Wschodnia. W związku z tym w Sosnowcu Dańdówce zostaliśmy przyjęci na tor nr 2 przy peronie drugim

z którego wyjeżdżało się na podg. Juliusz. Widok z peronu na zdjęciu w kierunku Stacji Sosnowiec Płd. Teraz pojechaliśmy torem linii 171 do Dąbrowy Górniczej Wschodniej, po którym już poc. pasażerskie nie jeżdżą przez podg. Juliusz. Na rozjazdach tego posterunku mieliśmy być skierowani na tor nr 1 (lewy w kierunku jazdy), ale na zwrotnicy zjazdowej i sieci trakcyjnej na niej znalazło się drzewo.
Na zdjęciu widoczne przed czołem jednostki, a na torze 1 ludzie, którzy wyszli się poprzechadzać, bowiem postój szykował się dłuższy. Stanęliśmy tam o 15:52. Poc. sieciowy uwięziony był na torze 2, na którym staliśmy, za następnym zwalonym drzewem, w związku z czym nie mógł podjechać, aby uporać się z tym. Tam gdzie nie ma ruchu pasażerskiego nastawnie wyglądają jak dawniej bez remontu elewacji i poniżej nastawnia podg. Juliusz.
A poniżej poc. sieciowy, który utknął przed drzewem leżącym na sieci trakcyjnej toru nr 2 szlaku podg. Dorota - podg. Juliusz.
Dalej jechaliśmy pięknym szlakiem między podg. Juliusz, a podg. Dorota. Poniżej dwa zdjęcia z toru nr 1.

  Za nim zdjęcia się załączyły to minęło już 1,5h to też trzeba kończyć.Widać z tego, że notki teraz będą ukazywały się na koniec dnia, bowiem w ciągu niego jakieś prace do wykonania, dziś pogłębianie dalsze piwnicy.


poniedziałek, 27 czerwca 2016

Poniedziałek #999

   Dwie notki temu pisałem o opóźnieniu poc. 265min, a tu proszę poc. opóźniony 410min.

Dzięki dość długim postojom na trasie udało się zniwelować opóźnienie, choć niewiele, bowiem jeszcze w Gliwicach był 402 min w plecy. 

   To dopiero można imprezkę zrobić w poc. Kiedyś w latach 70-ych były takie składy "WZ" (wczasy zakładowe). Jeden z takich poc. jechał z Tarnowa nad morze, bodajże do Kołobrzegu (musiałbym sprawdzić) w czasie 18h zygzakując przez PL, przez nawet linie drugorzędne. Ach jakbym takim poc. się dziś chętnie przejechał. Skład około 16 wagonowy, znajomi, imprezka 15 godzinna, bo jednak rozruch i trochę spania, ale dzień wczasów spędzony jako "wczasy wagonowe" w wersji ruchowej. A ten opóźniony 365 to też w trasie 19h czyli podobnie. 
  
    Jakoś z wielkim bólem udało się podłączyć do neta, operacja trwała 90min ze ściągnięciem z poczty sterownika do modemu, który na nią wysłał 979, aby było szybciej.  Poniżej opis z wczoraj z wyjazdu tu bez korekty, bo net jak w lesie więc ledwo łączy. 
   Początkowo miałem jechać poc. 15:30, ale z powodu burzy przełożyłem jazdę na następny poc. 19:30 Jednak ok. 13:30 zrobiła się dziura w opadach. Postanowiłem wyjechać na poc. Spakowałem resztę rzeczy i wyjechałem ok. 14:20 oczywiście zapominając jakiś drobiazgów. Jak wyjechałem to praktycznie dookoła były chmury tylko nie w miejscu, w którym jechałem. Ta dziura nade mną przesuwała się praktycznie do Katowic, kiedy już przed samym dworcem zaczęła się zmniejszać i w chwilę po wejściu do budynku dworcowego zaczęło padać, a po dalszych 5min nastąpiło oberwanie chmury. Przed odjazdem podano komunikat o przetrasowaniu poc. drogą okrężną. Od razu się ucieszyłem, drogą okrężną, czyli po szlakach normalnie nie używanych przez poc. pasażerskie. Do Sosnowca Dańdówki wjechaliśmy na peron 2-gi, normalnie poc. stają przy pierwszym. Z tego toru bez możliwości zjazdu na tor biegnący od peronu pierwszego pojechaliśmy na podg. Juliusz. Przez radio słyszałem, że posłani zostaniemy torem 1-szym lewym, bowiem na torze 2 leży drzewo na sieci trakcyjnej i jest nieprzejezdny. Przed podg Juliusz semafor wskazywał S10 ze wskaźnikiem W24. Nie dane na było wjechać na jedynkę, bowiem na zwrotnicy zjazdowej również na sieci trakcyjnej leżał konar drzewa zwisający do torowiska. Mech. na radiu stwierdził, że nikt konara ruszać nie będzie, bo sieć trakcyjna jest pod napięciem, a po deszczu nie będą (on i kierownik poc.) ryzykowali. Skład został cofnięty pod nastawnię, mechanik przeszedł na koniec jednostki EN57, w którym akurat byłem rozlokowany z rowerem. Jak przeszedł na koniec składu to chwilę z nim porozmawiałem, zrobiłem zdjęcia kabiny, jednostka przed remontem. Stanęliśmy na podg. Juliusz o 15:52. Po kilkunastu minutach zjawiła się straż pożarna i strażacy zaczęli walczyć z drzewem. Nie dało się podesłać poc. sieciowego, bowiem był na torze nr 2, przed zwalonym innym drzewem i wpierw musieli usunąć tamte po wyłączeniu napięcia, a następnie dotrzeć do nas. Jednak z powodu postoju poc. pasażerskiego (naszego) 42902 napięcia nie wyłączono, to też sieciowy nie pracował i czekał na decyzję dyspozytorów. A dyspozytorzy uzgadniali. Ten od poc. sieciowego z tym od przewozów regionalnych wraz z tym od torów kolejowych. Za nim uzgodnili to zjawili się strażacy. Po usunięcia drzewa ruszyliśmy o 16:42 z 50min postojem na szlaku. Od podg. Juliusz jechaliśmy do podg Dorota torem nr 1, który cały był w zieleni. Zrobiłem foty, bowiem widok był fascynujący. Torowisko zielone, szlak w lesie wrażenia niesamowite. Niestety padał jeszcze trochę deszcz to też zdjęcia wyszły jak wyszły, ale normalnie tam poc. pasażerskie nie jeżdżą wiec okazja jedna na ileś tam, ale mały procent szans ponownie tamtędy jechać. Ponieważ szlaki towarowe, to i tory bardziej powyginane niż na pasażerskich więc mechanik nadrabiał opóźnienie, a jednostką napieprzało w torach, a ja prawie przeżywałem orgazm. Taka jazda to szybko nie nastąpi, to też w okularach słonecznych przez większość trasy miałem głowę  za oknem. W nowych poc. to już nieosiągalne. Jazda po torach towarowych skończyła się w Sławkowie, gdzie wjechaliśmy na właściwy szlak. Od Bukowna szlakowa w torze to coś ok. 100km/h mimo dość starego toru, ale drogowcy zdołali utrzymać prędkość i za to szacun. Przy wjeździe do Olkusza w oknie nastawni O-1 młody nastawniczy. Krótko go widziałem, ale mięśniak w sam raz dla mnie, prawie się zakochałem od pierwszego wejrzenia. Jeszcze parę stacji i podróż zakończyła się. Jak wysiadłem na właściwej to było akurat po obfitej burzy, a właściwie po oberwaniu chmury. Drobna rzeczka, którą mijałem, przepłynęła drogą górą nanosząc na nią sporą ilość gliny. Za nim jednak wjechałem na mostek, jakieś 500m za stacja natknąłem się na czereśnie. To pierwsze czereśnie tego roku w takiej dawce. Trochę trudno było je zrywać ze względu na uszkodzoną nadal lewą rękę. 

niedziela, 26 czerwca 2016

Niedziela #998

  Najgorsze jest przed dniem takim jak dziś, iście spać późno. Efekt, trudność z zaśnięciem, a rano trzeba wstać aby zrealizować wyjazd na wakacje, na razie pierwsze, następne może się uda w sierpniu jakieś załatwić, się okaże. Już to chyba pisałem, nie wiem jak dostępnością do internetu, to też nie wiem jak będzie z kolejnymi notkami w tym z tysięczną, która tak nieszczęśliwie wypadła w czasie wyjazdu.
   Przygotowania  biegły nawet spokojnie do chwil przed wyjazdem, kiedy wyszło wszystko to co, nie wiedzieć czemu, nie zostało zrobione wcześniej. Taka chyba moja natura, podobnie jak z tym ciepło lubieniem. Dobrze, że poc. o 15:30 to totalnej paniki nie było.
  Wczoraj została przedłużona narodowa histeria. Nawet w większości oglądałem z 979, aby dotrzymać mu towarzystwa, bo boroczek nie miał gdzie iść lub nie chciało mu się iść. Po jakimś czasie wciągnęło mnie, bowiem stawka dość spora i dawka emocji też, przedłużona dogrywką i karnymi.  Uczta była dla prawdziwych kibiców. Piszę prawdziwych kibiców, a nie wiem jak odróżnić fałszywych.
  W wyniku nagrzewania w budynku stacyjnym na grupie A temp. 28C, taka sama na grupach B i C, w kuchni 27,5C. Ci nie lubiący ciepła to w lecie mają ze mną przejebane.
   Wczoraj 979 po 20:00 jednak wybrał się do sąsiedniej wioski na imprezki plenerowe. Miała być burza, ale nie było to też tylko lekko kropiło i było ciepło 26C. Wrócił o 07:50 wraz ze 174. Ten drugi totalnie nawalony, zasnął na muszli ze spuszczonymi spodniami. Zastanawiałem się czy robić z nim coś w tej pozycji czy nie, ale okazje parami nie chodzą, to też długo się nie namyślałem i siadłem na nim. Pogłaskałem go po rozgrzanym ciele, nacieszyłem się mięśniami. Ciepły mięśniak to organ od razu pobudził się do działania, a że rano miałem chcicę to poszło dość sprawnie. Nie wiem czy się rozbudził czy nie, w każdym razie jak schodziłem z niego to nadal robił wrażenie spania. Zresztą na muszli przespał jeszcze 2,5h, po czym się przebudził i wszedł na grupę A, Jak wchodził na grupę A to wydawało mu się, że stacja jest pusta i odebrałem to jakby na coś liczył jeszcze z mojej strony. Trochę zmartwiło go info, że jednak jest 979, przynajmniej takie robił wrażenie, a przynajmniej tak to odebrałem. A 979 leżał prawie jak nieżywy w pozycji:
EDYTOWANO

  Do gniazdka, które ma jakby w lewej ręce miał wcześniej podłączoną komórkę w ładowaniu, ale ponieważ głowę położył na niej, to mu ją przeniosłem do innego, do tego jakoś tak ją położył, że włączyła się dioda więc mu ją z pod głowy wyciągnąłem. 
   Przed południem jeszcze przygotowywanie laptopa na wyjazd i to w zasadzie tyle z przygotowań. Następny wpis, jak się uda i będą warunki z wyjazdu. Tymczasem jeszcze trochę i bieg do klamek, a następnie jazda na stację. 
   (aktualizacja 12:30) 
  Lato - okres burzowy to też musieliśmy przesunąć wyjazd o 4h, bowiem właśnie naszła burza i to uniemożliwia dotarcie w warunkach suchych do stacji. Komunikat do stacji końcowej wysłany, pojedziemy następnym poc. 

sobota, 25 czerwca 2016

Sobota #997

   Nr notki, prawie jak tel. w spr. nałożenia mandatu.  Wczoraj w sąsiedniej wiosce koncert, na który tłumnie szli z naszej wioski. Sam nie wiedziałem czy się wybrać, ale jednak zajęcia przedwyjazdowe mnie powstrzymały i dobrze, bo brama wjazdowa, która kilka lat temu odpadła powieszona więc sukces jest. Do tego sam spawałem, a spaw od wewnątrz wyszedł tak dobrze, że wpadłem w samozachwyt. To dobrze, trzeba się cieszyć z małych rzeczy, życie staje się przyjemniejsze. Dziś jak znajdę śruby to jeszcze dokręcę listewki i będzie akurat przed wyjazdem zrobione. Samo spawanie trwało jakieś 3h. Mierzenie, próby spawania na innych elementach, dobieranie prądu, szybkie przyuczanie się, ale efekt bardzo dobry.
   979 poszedł też na koncert, wrócił o 04:20 jak powiedział totalnie naqrwiony, ale rano z tego co rozmawialiśmy o tej godz. pamiętał, czyli nie było tak źle, wiaderka też nie chciał.
  Dziś ostatni dzień przed wyjazdem, przygotowania, pakowanie części rzeczy już, przegląd rowera, bo jeszcze nie zrobiony, skompletowanie części zamiennych itp. bo tam wioska, to raczej niewiele się dostanie w razie "W". Jak jeszcze znajdę czas, bo jednak jest go co raz mniej, a w oczach widzę już jutrzejszą panikę wyjazdową, to jeszcze coś wpiszę. Nie wiem co z tysięczną notką, jakiś tam zarys jest, ale akurat jej opublikowanie zbiega się z opuszczeniem stacji, wyjazdem i prawie nie ma czasu na jej spłodzenie, do tego nie wiem jaka będzie dostępność na wyjeździe internetu i jak z możliwością wpisów. Laptopa biorę z sobą najwyżej jakieś notki będą zbiorczo publikowane.
   Zapomniałem jeszcze dodać sytuacji klimatycznej do archiwum. O 13:00 32C na termometrze - no wyjebka, żar wlewa się do budynku stacyjnego, jak zwykle od lat wszystkie okna pootwierane, przeciąg, bo lekki wiatr na dworze, drzwi, okna, które mogły by polecieć przystawione ciężkimi rzeczami i tak by mogło być przez najbliższe 4 m-ce. Rano o 06:52, burza, godz. zapamiętana bo matka stanęła o tej godz. z niewyjaśnionych przyczyn. Zasilacz cały, zresetowałem ją i ruszyła, jeszcze muszę wstawić ją w odpowiednią godzinę.
    I jeszcze też zapomniałem, że dziś kolejny dzień narodowej histerii, w wiosce trąbki już się odzywają, choć sam mecz dopiero o 15:00, z tego co mi wczoraj mowił 373.

piątek, 24 czerwca 2016

Piątek #996

   Wczoraj była żona od 975 po cysternę ze Spirydionem. Małego Spirydiona leczono przez 2 lata, na alergie, jakieś uczulenia. Przez ten okres dostawał co raz mocniejsze leki, bo rzekoma alergia nie chciała ustąpić. W naszej służbie zdrowia odbywa się to standardowo. Przychodzi się do lekarza i jak mu się powie mam kaszel, to on ma listę 25 leków, które trzeba zastosować na kaszel. Wpierw przepisuje lek:
- 1 (pierwszy) nazwijmy go A o ogólnym działaniu, gdy nie skutkuje i przychodzi się po dwu tyg., że nadal, to
- 2 lek B, nadal gdy nie skutkuje po dwu tygodniach
- 3 lek C, już trochę mocniejszy. Jeżeli nie skutkuje
- 4 lek D, jeszcze mocniejszy za to też droższy, ale okazuje się do "dupy". Gdy i to nie skutkuje
- 5 lek E do zrobienia w aptece, do odebrania za 2 dni, trochę tańszy, ale mamy świadomość lekarz podchodzi do nas indywidualnie, bo lek do zrobienia. Jeżeli nadal nie ma efektu
- 6 lek F. Mocny, drogi wydawało by się funkcjonalny, z efektami ubocznymi dla organizmu, bo ta mocność z czegoś wynika. No ale, cholera jasna, nie ma efektu i zaś przyłazimy do lekarza
- 7 lek G, ale tu trzeba kupić maszynę do inhalacji i owy lek rozpuszczać i inhalować tego chorego Spirydiona. Po kolejnym m-cu musimy się ponownie pojawić u lekarza, aby
- 8 lek H. Też chujowy i zaś leziemy do niego
- 9 lek I, przy którym jesteśmy już pod irytowani wydawaniem kasy i traceniem czasu, ale wszak leczymy własne dziecko, przeto
- 10 lek J, jeżeli to się nie skończy to mamy w planie zbluzgać lekarza. Niestety
- 11 lek K, qrwa mać, mamy już dość, ale niestety
- 12 lek L, lecimy do innego lekarza, tego mamy w dupie i nie wykupujemy leku L.
  Inny lekarz w szpitalu zleca szczegółowe badania. Okazuje się rośnie trzeci migdał. Mały Spirydion zostaje skierowany na operację jego wycięcia, jest również kompleksowo badany. Żadnej alergii nie stwierdzono, wobec czego dowiadujemy się, że przez 2 lata był leczony na coś czego nie było. Wdupiliśmy kasę w koncerny farmaceutyczne zupełnie niepotrzebnie, chyba ku ich uciesze. Mało tego w tych kompleksowych badaniach okazuje się, że leki, które mu podawaliśmy rozwaliły mu śledzionę i ta się powiększyła od ich efektów ubocznych i teraz operacji zrobić nie można, bo trzeba wyleczyć ową śledzionę i jak ta się doprowadzi do stanu używalności to dopiero na stół operacyjny. Wobec powyższego Spirydion
- 13 lek S, na śledzionę.
 Czemu to opisuję, bo to nie odosobniony przypadek, też się tak kiedyś leczyłem, również prawie dwa lata, po czym dałem sobie spokój. Co prawda schorzenie było inne, ale podobnie w prosty sposób można było na początku je zdiagnozować.
   Wczoraj w wiosce mijałem dwa razy nieznanego dotąd mięśniaka złomiarza, który szedł z wioskowym złomiarzem. No tak wyglądał, że mało nie zemdlałem. Lato w wiosce w pełni, to złomiarze latają już w klatach, nadto weszły do mody krótsze spodenki jak w ub. roku, to i więcej widać, jeszcze w przyszłym zrobią modę jak w latach 80-ych i całe nogi będą widoczne. Ale ten złomiarz, to nawet jak zasypiałem przewijał się przed oczami. Taka sztuka... +
   A z działki kolejowej, w sumie lato, a tu opóźnienie poc. 249 min.

 I jak to na kolei bywa, poc. Zwiększył opóźnienie do 265 min. Z takim opóźnieniem to kiedyś zjechaliśmy z kolonii letnich do Katos ileś tam lat temu, ale autobusem. Mało kto wtedy czekał, bo nie było komórek to i nijak powiadomić, kiedy będziemy to rodzice się porozchodzili. Wracałem o 01:30 do domu w nocy. 
     
     Po za tym wreszcie, wreszcie dodupiło temperaturą. Dziś rozpoczynam rozruch poranny i na placu o 09:30 jest 28C. No wyjebka. Czemu u nas tak nie jest pełne 4 m-ce. Siedzę na grupie A i żar wlewa się na nią z placu, aż chce się żyć. Budynek stacyjny już pootwierany, nagrzewanie trwa. Wczoraj w wyniku nagrzewania na grupie A naciągnęło 25C, na grupach B i C 26C. dziś może uda się podnieść o jeden może 2 stopnie. Z doświadczenia wiem, że okres nagrzewania budynku to jakieś 3 pełne dni jego całego otwarcia. 

czwartek, 23 czerwca 2016

Czwartek #995

   No wreszcie, wreszcie budzę się i na placu jest cieplej jak w mieszkaniu. O 09:30 jest 25C, to też po wstaniu rozpocząłem procedury nagrzewania budynku stacyjnego.
   Wczoraj obieg z cysternami wyjątkowo późno, chyba w tym półroczu tak późno nie jechałem (21:40). Choć zgłoszenie nadeszło ok. 19:00 to byłem w tym czasie u 373 35min jazdy ze stacji macierzystej. Pojechałem tam głównie, aby przelutował i sprawdził słuchawki do moich telefonów N2600. Poczciwe stare telefony, na jednym z nich co jakiś czas wykupuję rozmowy bez limitu za 20 zł. Najlepsza oferta chyba na rynku. Internetu w telefonie nie potrzebuję, sms-ów z tel. nie wysyłam, wszystkie pcham z kompa stacjonarnego. I szybciej i sprawniej.
   Będąc u 373 zadzwoniłem do 979, czy jest na stacji i czy ewentualnie możemy obieg zrobić jego autem, bowiem jeszcze cegły bym zwiózł. Zgodził się, ale tradycyjnie coś tam stękał. Nie pamietam jaką godzinę powrotu mu podałem, ale zadzwonił chyba po 30min, gdzie jestem to oznajmiłem, że dopiero odchodzę ze stacji zwrotnej, dostałem wyjazdowy. Zaczął wtedy ujadać, że już by gdzieś był i coś tam jeszcze. Nie lubię się kłócić to też dałem mu się wyszczekać po czym rozłączyliśmy się. W drodze stwierdziłem, że obieg zrealizuję na rowerze, skoro ujada, to na co mi jego dalsze. W trakcie jazdy napisał: Auto stoi, ale decyzja już podjęta. W stacji przerobiłem skład, podpiąłem puste cysterny i ruszyłem w obieg. Na stacji zwrotnej byłem ok. 22:05. Odpiąłem puste cysterny, zapiąłem pełne i w drogę powrotną. Wyjątkowo ciepło było, może 20C (po przyjeździe nie sprawdzałem temp.) to też nie śpieszyłem się. Gdzieś w połowie zadzwonił 979 i znowu ujadał, że zostawił specjalnie auto, że jak tam jestem to on podjedzie i weźmie mnie i te cegły (nie wiem jak chciał to zrobić), ale podałem kilometraż linni, to zrezygnował z jazdy.
   Powyższa sytuacja wynikła z błędu dwu stron. Mojej - nie podałem opóźnionego odejścia ze stacji 373, jego - nie podał dalszych planów oprócz obiegu z cysternami, to też nie wiedziałem do czego mam się zastosować. Przypuszczałem, że innych planów już nie miał zważywszy na późną godzinę.
   Po za tym zaczyna się wariactwo wyjazdowe. Oczami wyobraźni widzę już ten bieg i szaleńczą jazdę na poc. aby zdążyć, na wyjazd wakacyjny. Dziś ruszyły pierwsze przygotowania w związku z wyjazdem.  Zajrzę też do uniwersalnej listy co zabrać. Kilkanaście lat temu została, oczywiście po iluś tam wyjazdach, na których wiecznie czegoś brakowało, spłodzona uniwersalna całoroczna lista wyjazdowa. W jej zapisach są zarówno czapka, szalik, rękawiczki, jak kąpielówki, okulary słoneczne itp. Sprawdza się od chwili powstania i przy każdym wyjeździe, nawet trzydniowym do 824 w/g niej kompletuję rzeczy.

środa, 22 czerwca 2016

Środa #994

    Będąc u 824 siedząc przy kompie i coś tam robiąc oglądałem kątem oka program podróżniczy, na jakimś kanale travel, czy discovery. Rzecz dot. zmniejszającej się populacji rekinów w rejonie Azji, bowiem lokalna ludność je zeżarła. W trakcie programu pokazane było życie tej lokalnej ludności, a także przygotowania do ślubu. Pan młody w rozmowie przed kamerą stwierdził, że ponieważ on wychował się w wielodzietnej rodzinie to też chce mieć (uwaga) dwadzieścioro dzieci. Jak to usłyszałem to mnie zamurowało. Od razu pomyślałem - nie dziw, że je zeżarli, skoro się namnażają jak króliki. Jednocześnie w filmie była pokazana niby pomoc tym ludziom polegająca na zmienieniu ich zarobkowania z niezabijania i nie zeżerania, a części odsprzedawania rekinów, tylko np. na zarabianiu przewożeniem turystów, którzy chcą jeszcze nie pożarte rekiny zobaczyć.
   Kiedy znajdzie się ktoś odważny mówiący wprost, żeby się nie namnażali, nie pierdolili po kątach i nie płodzili naście dzieci, których następnie nie mają czym wyżywić. Czy to tak trudno jest wpoić tym ludziom, dać im TIR-a gumek i niech to robią w nich, tylko jakieś zastępcze działania. Jak się będą tak namnażać to i tak żarcia braknie w rejonie, bo są ograniczone możliwości produkcji. Nikt też im nie mówi, że jak ich będzie mniej to będą lepiej żyli. Dostępność pożywienia będzie większa, finansowo będą zasobniejsi, praca ich nie będzie taka tania. Nie ma nikogo, kto by sensownie im to wytłumaczył. Ale przeciwieństwem tego co być powinno, w aktualnościach lokalnych mignęło mi seminarium pod tytułem (mniej więcej) "Jak dobrze mieć duża rodzinę" zorganizowane przez parafię skądś tam, na które zostały zapro rodziny wielodzietne. Słuchając tego tytułu, za nim jeszcze padło na instytucje kościelną od razu pomyślałem o niej, bo któż by inny oprócz kościoła i rządu, mógł takie seminarium spłodzić? Tylko tym dwu instytucjom zależy, z wiadomych względów, na tym aby ludzie rozmnażali się jak króliki. Niestety to właśnie te dwie instytucje zwłaszcza jedna mająca dostęp do mediów okłamuje ludzi pieprząc bzdety o pozytywach rozmnażania się, a oczywiście część tłuszczy łyka to jak głodne pelikany i tylko ekonomia powstrzymuje ich przed realizacją głupiego planu rządowego.
    Rozmawiając z 811 o rynku pracy, mówiła że Opel kiedyś jak zlecał podwykonawcom coś do zrobienia, to pisał: macie to zrobić tak, tak, w takiej jakości i w takiej cenie. Dziś pisze, zróbcie nam to tak i tak, w takiej jakości w takiej cenie, ale jeżeli nie możecie, to zróbcie to w niższej jakości, ale w ogóle zróbcie. (w domyśle, bo nie ma nam tego kto zrobić)
   Równolegle z programem rządowym 500+, powinien być oddolny program społeczny nawołujący do utrzymania niskiej ilości urodzeń. Na przekór rządzącym i wyzyskiwaczom pracowników.
   A wczoraj została przedłużona narodowa histeria. Mając uruchomiony symek kolejowy spozierałem sporadycznie na mecz reprezentacji, za to bardzo sytuacje w nim poruszały 979 i trochę mniej 826, który 65 min meczu obejrzał wraz z 979, po czym wydalił się do pracy. Po meczu świętować również wydalił się 979, a ja zrealizowałem zaplanowane dwa kursy składem po piasek do remontu. Z tego świętowania 979 przyszedł dość słaby, na tyle, że na pytanie czy podstawić wiaderko wyraził zgodę, ale nie napełnił.

wtorek, 21 czerwca 2016

Wtorek #993

   Fatalnie, fatalnie. Miałem się zabrać za koncepcje 1000-nej notki, a tu zarys jest tylko w głowie, a czasu co raz mniej do cyca i znając siebie jak zwykle będzie w biegu.
   Wczoraj dzień prac domowych, bo bezsłonecznie do tego zimno, co zresztą pisałem. Obieg z cysternami zgłoszony o 16:25, ale z informacją, że stacja zwrotna bierze dopiero od 20:00. Dobra i taka informacja, bo mogłem zająć się czymś dłuższym wiedząc, do której mogę się czymś zająć. W czasie obiegu z cysternami, na ostatnim szlaku minąłem remontowany dom, a tam w bagu (taki wlk. wór na gruz) składowane były do wyciepnięcia cegły całe. W związku z tym poinformowałem stację zwrotną, iż za nim zapnę skład cystern to wykonam kursy na szlaku do km. i z powrotem. Tych kursów było 5. W tamtą stronę do km. wykonywane były pustym składem to z normalną prędkością, w drodze powrotnej już z przesyłką wyjątkowo ciężką, bez wymaganej masy hamującej przeto prędkość dopuszczalna do 10km/h i z taką max, zwoziłem cegły na stację zwrotną rozładowując je w msc., w którym nie będą przeszkadzały. Ilość przywiezionych powinna zaspokoić potrzeby remontowe, bo wcześniej też z 979 kilka zwiozłem, a aż tyle wymurować nie potrzebuję. Po zrobieniu kursów i minięciu 70 min, zapiąłem skład cystern i do stacji macierzystej. Ostatnio kursów na stację zwrotną mniej, bo końcówka i ostatni będzie (jeżeli będzie) w czwartek.
    Dotarł wczoraj 371, który na msc. opróżnił jedną cysternę, a do domu trzeba go było odwieźć, bo wiem nie chciało mu się iść pieszo. Cały czas mu tłumaczę, aby zainwestował w jakiś rower, co nie będzie łaził pieszo, bo nie zawsze się chce. Na szczęście dla niego mogłem go wczoraj odwieźć, a ponieważ 979 wyraził zgodę na użyczenia auto, to pojechałem.
    Procedury wyłączeniowy zakończyłem 23:15 o tej wyglebiłem. W esce TV akurat był emitowany odcinek wczorajszych z dwoma kolesiami, jeden przebierał się za drag queen, drugi taki akurat dla mnie, wygląd jak najbardziej. Po reklamach już nie oglądałem go do końca, bowiem na spanie 979 włączył zassane z neta odcinki Dragon Ball-a, na szczęście po japońsku z napisami, to szybko zasnąłem, bo mózg nie trawił dialogów nie rozumiejąc ich.
    Po za tym była dziś 19-ka z katos. Trochę go wymęczyłem, ale jakoś to strawił, no w końcu pasywny, a też i w trochę innej pozycji to zrobiliśmy, wszak trzeba eksperymentować co nie będzie tak samo. Dziś już po seksie rozmawiałem z 19-ką nt. wczorajszego odcinka wczorajszych i powiedział, że tego pierwszego zna, jest z katos, ale obecnie mieszka w wawce na Żoliborzu, przynajmniej takie ma ostatnie info.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Poniedziałek #992

    Przemęczenie. To taki fajny zwrot, ale zasadniczo większość ma inną definicje, zależną od własnych przeżyć, doznań, wydarzeń, wypadków. Był wczoraj 840, któremu urodziła się córka miesiąc temu. Ponieważ coś jej jest to z w nocy nie śpi, tylko płacze i w związku z tym 840 też nie śpi, no może zdarzy mu się godzinę, dwie z przerwami. W takim stanie idzie do pracy jako kierowca ciężarówki. Po któryś tam dwu dniach, a właściwie nocach kiedy spał własnie w takim wymiarze na trzeci dzień jechał i spowodował wypadek, ze swojej winy. Na jego ciężarówkę, na szczęście pustą najechała inna . To iż była pusta spowodowało obrót o 180 stopni i mniejsze straty, bowiem (jak mówił 840) nie złamała się rama, a tylko uszkodziła skrzynia i wykonał ów obrót.
   Pracując po naście godzin, nie dosypiając nawet nie zdajemy sobie sprawy jakim niebezpieczeństwem jesteśmy dla innych jeżeli pracujemy na stanowiskach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo innych względnie na takich, na których innych możemy uszkodzić. Niestety tak się czasami dzieje, a następnie dochodzenie jest krótkie niewnikające w szczegóły. Ot sprawcą wypadku jest 840 i tyle, spr. zamknięta. To, że w zasadzie nie powinien przez jakiś czas (ten kiedy nie dojdzie do wypoczynku) wykonywać zawodu, to się pomija, a wszystko to dla kasy.
   Wczoraj wracałem od 824 i tradycyjnie w poc. oświetlenie jak w nocy, tzn. całe się świeciło przy słonecznej pogodzie. Oczywiście nie ma komu tego wyłączyć, nie wiedzieć w ogóle po co to nagminnie się świeci, chyba po to aby podnieść od 1-go lipca ceny biletów, bowiem ktoś jednak za zużyty prąd zapłacić musi.
    Wczoraj też po przyjeździe od razu nagrzewanie budynku stacyjnego, bowiem dziś dzień zimna, a wczoraj 26C, to trochę nagrzałem, aby dziś przetrwać przy zamkniętych oknach. Faktycznie na placu o 11:00 jest 15C.
   Z 979 byliśmy wczoraj po cukier w tesco po 2,20zł/kg i przy okazji podjechaliśmy do maxi pizzy zeżreć pizzę z kuponu tzn. dwie w cenie jednej, to chyba najlepsza oferta od nich na kuponach.
   I taki poranek lubię. Wylazłem z łóżka ok. 09:25. Jakiś dzień, że mi się chciało kopulować. Poszedłem się odchudzić, a w czasie odchudzania myślałem czy rozładować zbiorniki na zdjęciach ze 172, czy na jakimś filmiku. Na końcu odchudzania dzwonek, ktoś stanął pod wjazdowym. Okazało się to 972. Podałem zezwalający i wpuściłem na stację. Po dwu minutach siedzenia (jego) na łóżku pozbawiłem go koszulki, a po następnych 3-ch już leżał na podłodze, a po paru sekundach ja na nim. Poszło nawet nawet, na końcu orgazm, to ta chwila, dla której tak wiele jesteśmy w stanie zrobić. Ona trwa krótko, może jakieś 3 sek., a jak to było w jednym filmie - średnio w roku doznajemy 12 min orgazmu (łącznie). Już po wszystkim zrobiłem jeszcze delikatny masaż pleców 972, a po rozmowie, może, 10 minutowej wyprawiłem go ze stacji, bo gdzieś tam musiał dotrzeć, bo niby do drugiej pracy jednak idzie.
   Taki poranek to mógłby być prawie codziennie. Piszę prawie, bo nie wiem czy każdy by mi się taki podobał i czy na każdy  miałbym chcicę.

niedziela, 19 czerwca 2016

Niedziela

   Od jakiegoś czasu zauważam w miastach, że ludzie na ulicy, znajomi, jakoś, jak się mijają, nie potrafią ze sobą rozmawiać. Przeważnie odbywa się to w "biegu" chwilę się zatrzymają po czym jakby im się nie wiadomo gdzie śpieszyło, rozchodzą się jeszcze ze sobą rozmawiając. Tak jakby ta chwila np. minuta dłużej rozmowy stojąc obok siebie miała zaważyć na ich dalszych planach. Czasami sam łapię się na tym, że robię podobnie. Po chwili zastanawiam się - po co? Przecież mogę stać obok drugiej osoby i z nią rozmawiać, po czym jak zakończę rozmowę rozejść się, a nie mijać się i gadać, a w miarę oddalania krzyczeć do siebie.
    Będąc u 824 zajechałem do 811. Ma na przetrzymaniu młodego owczarka niemieckiego. Właściciele, gdzieś tam zasłyszeli i robią psu, kilku miesięcznemu dietę w wyniku, której jest chudy, praktycznie szkielet, nawet sama 811 stwierdziła, że jest bardzo chudy. Powiedziałem jej, daj mu więcej, przecież nie widzą, a skoro oboje stwierdzamy, że jest za chudy to może niech je. Ale 811 - skoro tyle mam dawać to tyle daję. Powiedziałem jej, że część ludzi powinno mieć samochody na kółkach, zamiast psa na smyczy. Nie wiem czemu się tak dziwnie zachowują, ale to chyba ogólnie obniżający się poziom wiedzy większości społeczeństwa. Ciekawe czy na swoim dziecku by tak eksperymentowali? Pies się nie poskarży. Młody to nawet powinien więcej jeść, wszak się rozwija. W ogóle czasy takie, że psy jedzą w domach przeważnie suche karmy, bo tak wygodniej, ale czy my tak jemy? Jak miałem psy to dziennie gotowałem im podroby, bo tanie, a mięso jest tym co pies powinien jeść. Kto dziś zaprząta sobie głowę gotowaniem dla psa, skoro nawet dla siebie nie gotują. Chyba jestem pierdolnięty, albo nie nadaję się do tego społeczeństwa.
   Są takie filmy, które po jakimś czasie nadal ogląda się z przyjemnością. Wczoraj TV powtórzyła film" "Ze śmiercią jej do twarzy". Jakże aktualny temat w procesie starzenia się i jakże dobra obsada.