niedziela, 28 lutego 2021

Niedziela #1754

  (to miało iść wczoraj i było gotowe do wyprawienia, ale... nie wyszło. Określniki dni należy sobie cofnąć o jeden wstecz.)
    
Cały czas siedząc u 824 zastanawiam się co dalej. Z jednej strony można go zostawić samego i kiedyś się tak zatruje, że wyląduje w szpitalu, jeżeli w ogóle będzie potrafił wezwać pomoc. Nie głosi, że nie chce mu się żyć czy coś w tym stylu, bo niektórzy starsi ludzie tak mają. Dlatego zakładam, że nieświadomie się podtruwa starym żarciem. Ta nieświadomość wynika z braku węchu, smaku, ale jeszcze by mógł optycznie stwierdzić, ale coś tu nie działa. Dziś na śniadanie zeżarł spleśniały, na wierzchu był już pokaźny biały nalot pleśni, kawałek padliny. Po śniadaniu, jak polazł po chleb, wyciepłem ten i jeszcze inne. Zostały już tylko dwa wyglądające na nadające się, ale to już końcówka, bo jeszcze żarcie zalega na balkonie. Spokojnie mogę napisać, że w jeden tydzień wylecieło żarcia za min. 150zł. 
   Czemu tak uważam? Kupuje w najdroższych sklepach w centrum m-ta, na najdroższych straganach. Np. kupił jednego (była mała wojna przy stoisku, bo on chciał tradycyjnie trzy sztuki) ogórka małosolnego, za którego sprzedawczyni policzyła 4,35zł. Nosz qrwa to ile kosztuje kg.? W takim razie wyciepłem u niego 3x3 ogórki, to na samych ogórkach wyleciało 36zł. A gdzie garmażerka kupowana na rynku w mieście (mielone 23zł/kg), padliny kupowane w sklepie przy głównej ulicy, jeszcze tam nie wlazłem z nim, żółty ser, którego chyba z kg. też wylądował w koszu. 
   Jestem tu od ub. nd., a dziś jeszcze zostały do wyciepnięcia 3 ostatnie sztuki zapakowane w woreczkach padlin. One mają min. tydzień. 
   No i teraz przechodzimy do kwestii finansowej. Niestety mamy takie czasy i ona jest niestety ważna i istotna. Z tego co widzę na jego koncie bankowym, to miesięcznie na te rzeczy wywala ok. 2 tysi. Na jedną osobę, bo tyle wyciąga z konta, czasem nawet dobiera 500zł. Emerytury ma 3,3 tysia. Mieszkanie kiedyś oddał bankowi, więc spadku nie ma. I tu właśnie byście nie pomyśleli że jestem jakiś pazerny na kasę. Kiedyś się mnie pytał, czy chcę jego mieszkanie. Odpowiedziałem wtedy:
- nie, po co? Mam przecież swoją st. mac. 
   I to był błąd. Mieszkanie poszło w pizdu. Prezes banku się wzbogaci. 
   Z bieżącym wydawaniem kasy też jest podobnie. Od dekady nie interweniowałem, właśnie m.in. przez to, że dostawał ataku agresji i odpuszczałem, robiłem piruet i wychodziłem, jak w skrajnych przypadkach kiedy mu umyłem lodówkę. Teraz z perspektywy czasu to lekko licząc rocznie wypierdolił w kosmom 12 tysi, przez dekadę... W końcu mówię - nie. Czemu qrwa inni mają na nim żerować wciskając mu nadmiar art. spożywczych przy tym uśmiechając sie do niego radośnie. Z drugiej strony rozumiem jego zachowanie, bo przecież lubimy jak ktoś jest dla nas miły, uprzejmy, uśmiechnięty, ale qrwa oni nie robią tego za darmo, czego on już nie ogarnia. Chyba chodzi do nich tylko po to, by chwilę pogadać i by Ci się do niego uśmiechnęli, a to że przy tym wywali kasę w kosmom, to już mniejsza. Jak mówił to jego kasa. Czyli takie kupowanie uprzejmości, życzliwości przy okazji wywalania kasy. Ale jak pisałem poprzednio - chuj z tym, jakby się chemią otaczał. Pierdyliony nosowycierek, szampony do włosów itp. to niech leży. Nie psuje się tak szybko, ale żarcie spleśniałych rzecz, starych czarnych kotletów, o które toczy batalie byle tylko zeżreć tego starego, kiedy zamrażalnik pełny następnych, to coś tu jest nie tak. 
   Generalnie ciągle sobie powtarzam - ten mózg nie działa prawidłowo. 
   Właśnie, z ostatniej chwili. Wczoraj, nie wiem skąd, ale wyciągnął połówkę kury na obiad. Myślałem, że z zamrażalnika, a ona chyba była na balkonie. Przeleżała w zlewie do dziś i, jak do miski naleciała woda, to postanowiłem ją opłukać. Odwinąłem z dwu woreczków i myślałem, że rzygnę. Niestety, jak przy czarnym kotlecie, który wyciepłem za okno, tak teraz machina, która ruszyła w celu zeżarcia tej starej kury jest już nie do zatrzymania. Najgorsze w tym jest to, że muszę mu pozwolić zeżreć tą kurę, bo inaczej dostanie ataku agresji, po którym ja stąd wypierdolę i chyba zerwę kontakt. Tylko, że on tego nie będzie pamiętał już popołudniu, a ja to będę przeżywał przez kolejne tygodnie. Kura tak jebie, że musiałem uchylić drzwi balkonowe i okno w kuchni, by jednak nie rzygnąć. Dobrze, że mam słuchawki, bo czasem muszę odpłynąć, bo jednak jak nie ja, to kto się nim zajmie?
   Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Ciężko mi się na to patrzy, trudno jest mi zrozumieć - ten mózg nie działa prawidłowo - i wyobrazić sobie jak on faktycznie działa. Kiedy działa poprawnie (to też dziwne słowo, bo czy mózgi 972, 302, 303, mimo tego, że z nim się nic nie dzieje, działają poprawnie), kiedy nie. 
   Dyskusje z nim nie mają już sensu. Regres jest tak spory, że nie wypracowaliśmy nigdy formuły rozmawiania i teraz to już nie nastąpi. Niestety z 979 jest podobnie. Tyle lat się znamy, a do dziś nie ma formuły rozmowy, wymiany myśli, przebywania ze sobą. Wszystko jest w biegu, na chwilę, między czymś tam, a czymś tam, jemu, bo przecież młodszy, życie częściowo sie przeniosło do telefonu. I tak se czasem myślę, że jeżeli to się nie zmieni w jakimś tam czasie, to później będzie zupełnie jak ze mną i 824. Chodząc z nim po mieście myślę sobie - już z nim nie pogadam, nie porozmawiam. Już nie i nigdy już nie. Te chodzenie po mieście to taka potrzeba wyjścia z mieszkania. Np. po ogórek leźliśmy 2,1 km (odległość wyliczona z mapa.targeo.pl) w jedną stronę. Już pominę to, że po drodze ogórka można było kupić w nastu punktach sprzedaży znaczenie taniej jak w centrum m-ta. On chyba jeszcze pamięta czasy społem, kiedy wszędzie były te same ceny.
    Postaram się popracować trochę nad relacją z 979, bo teraz dopiero widzę to z pewnej perspektywy. 
   Ale uciekła mi główna myśl, którą chciałem tu napisać. Otóż przez całe swoje dotychczasowe życie otaczałem się młodym pokoleniem, młodymi mięśniakami. Teraz przechodząc na opiekę nad osobą starszą jestem jak rzucony na głęboką wodę i nie wiem czy sie nie utopię. Tzn. plan jest, by przygotować go pod opiekę całodobową, czyli jakiś dom starców, ale to niestety trwa. Przy tym trwa, będę musiał zintensyfikować przebywanie tu, bo może być tak, że nim to sie załatwi to on po prostu się w końcu czymś otruje.
   Ok. bo się rozpisałem, to wypada kończyć. Dziś zjeżdżam na st. mac. i myślę będzie spotkanie ze 172, bo wysłałem mu sms-a. 
   Zdjęcie. 
EDYTOWANO
  Kiedyś mnie za te zdjęcia zabiją. Jak patrzę to już se wyobrażam co z nim wieczorem zrobię (jak przylezie, bo nie mamy kontaktu). 

piątek, 26 lutego 2021

Piątek #1753

   Im dłużej siedzę u 824, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to już niedługo, nim będzie potrzebował stałej opieki. 
   Żarcie, jego gromadzenie i nie panowanie nad nim to jest podstawowa sprawa. Siedzę tu od nd. w zasadzie kupił w tygodniu chleb, a dziś ciasto, na szczęście mniejszy kawałek niż zwykle i jednego ogórka, a w lodówce nadal pełno rzeczy, nawet nie wiedziałem że taka pojemna jest, na balkonie też nadal zalegają rzeczy. Dziennie wywalane są najbardziej stare, a w zasadzie jutro wszystko nadawać się będzie, oprócz oryginalnie pakowanych, do wyciepnięcia. Co innego jak gromadzi chemię - 4 szampony do mycia włosów, nosowycierki jednorazowe, ma ich 13 wagonów (tych całych zgrzewek), płyny do kąpieli i inne. To może leżeć długo i chuj z tym. Natomiast kupowane na wagę padliny, żółte sery, biały ser, to na kilka dni, góra 3, a ostatnie zakupy robił 19 lutego więc... poleciały 2x biały ser, 3x żółty ser, padlin już nawet nie liczę, bo kupuje ich z 5 rodzai. Co zeżarł wczoraj na śniadanie nie wiem, ale na pewno było stare, dziś też, mało tego wkroił se na to starego ogórka, tyle że udało się wynegocjować jego opłukanie. No przecież nie mogę mu nagle wszystkiego wypierdolić, bo mnie wypierdoli przy kolejnym szale agresji. Poleciały gołąbki przedwczoraj, bo chciał je wczoraj zeżreć (już po wyciepnięciu intensywnie ich szukał), jeden mały kęs i jak Magda G. musiałem to wypluć. Poleciały rolady, wczoraj dwie, dziś ostatnia (leżały na balkonie dwa dni w temp. ok. 15C za dnia i w słońcu), jakieś ryby w plastikach na wagę, też dwie sztuki (też z balkonu). Przedwczoraj żarł jakiś stary bigos, nawet nie wiem skąd go wyciagnął, ale jak podgrzewał, to musiałem przewietrzyć mieszkanie, bo tak jebało. Odsunięcie mu tego nic by nie dało, bo znowu byłby atak agresji. Na szczęście nie zeżarł całego, resztę chciał dać mnie. Gdy nie widział skosztowałem trochę i jak przy gołąbkach, wyplułem do kosza na śmieci. 
   Wszystkim to mówię, że ma jakiś zajebisty żołądek, który to wszystko trawi i nic mu nie ma. Pewnie dopiero po czarnym kotlecie ląduje w łóżku. No przecież mnie po małej ilości już by pogoniło, co zresztą już miało kilka razy miejsce, a on to żre non-stop i funkcjonuje normalnie. Co to znaczy mieć silne geny jak u 172. 
   No dobra, bo nie opisałem. Wizyta u neurologa. Musiałem zmistyfikować wyjście, że to niby ja tam lezę, a on jako osoba towarzysząca. Nawet jeszcze w poczekalni pytał się, czemu mnie z wioski skierowali tak daleko do neurologa - bo mało specjalistów jest wokół wioski. W końcu wizyta po 30 min oczekiwania. Tylko czekałem kiedy wpadnie na pomysł, że on jednak poczeka na mnie na zewnątrz, ciepły dzień 16C, ale udało się wejść. 
   Jak to przy elektronicznej służbie zdrowia pani neurolog nie wiedziała, na co zostało wystawione skierowanie, miała tylko nr tego skierowania i kto wystawił. Dzwoniła do rejestracji, dowiedzieć się co ma badać, a ja nie chciałem, siedząc obok niego wystrzelić, że chodzi o pamięć. 
   W poczekalni jeszcze rozmawialiśmy o szumach w gowie (mojej gowie), i że on też ma, to jak one nie wiedziała co badać, to on jej powiedział, że ma te szumy uszne. Na koniec dodałem, że chodzi tez o pamięć. Zarejestrowała to. 
   Nosz qrwa, to lekarka pierwszego kontaktu nie mogła wystawić tego skierowania od razu do psychologa? Stracone 1,5 m-ca czasu. Mało tego, zaś będę musiał budować całą mistyfikację wyjścia do psychologa, bo przecież on jest zdrowy (tak uważa) i nie potrzebuje chodzić po lekarzach.
   Nawet znowu dostał na tym pkt. agresji, bo powiedział tonem zdenerwowanej osoby:
- nie życzę sobie, byś mnie umawiał do lekarzy. Nic mi nie jest i nie wtrącaj się w moje życie!
   Fajnie, tylko ile będzie pamiętał tą akcję ?
   Po wyjściu od lekarza poczułem ulgę, bo miałem już scenariusze wciągania go np. siła do gabinetu, jego panicznej ucieczki itp. Zluzowało mi i trochę zacząłem się też inaczej zachowywać. 
   Ale te jego ataki agresji są czasami pozytywne. Dzwoniłem do 4-live direct by rozwiązać umowę na wypadek śmierci przez przygniecenie od lądującego statku marsjańskiego. Pan, na początku bardzo miły, wysłuchał mnie, ale koniecznie chciał rozmawiać z 824. No spoko. Myśłałem, że ten coś spierdoli, ale właśnie dostał ataku agresji, zjebał go przez telefon i na koniec jak konsultant rozmawiał ze mną, to już nie miał takiego radosnego tonu, a to się naiwniak zdziwił. No jakieś 7 tysi tam poszło w kosmos. Dobrze, że dzień wcześniej puściłem 826 materiał Jaworowicz właśnie z 4-live direct, to jakoś to zapamiętał, o babci, którą też wydymali. 
    No dobra, resztę opiszemy później, tymczasem zdjęcie. 
EDYTOWANO
  To jest ciekawe, bo jak chcę opróżnić zbiorniki, to mimo, iż robię to ze 172, to o wiele łatwiej robi mi się to "na" 826. W sumie jak patrzę na niego, to się nie dziwię. Ach te mięśnie. Ja to miałem szczęście. 
   Narka.

czwartek, 25 lutego 2021

Czwartek #1752

   Oszaleję tu przy tym radiu, którego słucha 824. Jak tu pierdolą od rzeczy to jest niesamowite. Nie dziwię się, że geriatrion gupieje przy takiej stacji radiowej, nadto przy wiadomościach TVPiS. Obie stacje mają współny mianownik - pierdolenie od rzeczy, które po latach słuchania tych pierdół, nie są już w żaden sposób weryfikowane. Mało tego, ponieważ geriatrion nie pamięta, to codziennie te same nagrania. 
   Na razie patrzę na to z dołu, bo nie wiem jak będzie za jakiś czas, ale zakładam, że przed takimi treściami trzeba się już bronić, choć nie wiem na dziś jak psuje się mózg i nie chcę wiedzieć, ale co będzie...
   
   Ok. teraz, ponieważ nam mózg jeszcze działa to przemyślenia. Pierwsze to jak bardzo rządzący nas okłamują. W zasadzie to jak na "Misiu" - ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział". 
   Pierwsze, mamy najniższe w EU bezrobocie po Czechach - 3,3% (grudz. 2020), a jednocześnie mamy najwyższy odsetek ludzi niepracujących w grupie czynnych zawodowo. Nie pracuje 44% z tej grupy. To chyba coś tu się nie zgadza.
   Drugie. Jest nas niby 38 mln. ale jak popatrzymy na statystyki wykresowe na googlu to:
Odnośnie Ukrainy. Nim otwarto granice na ludność tego kraju, widać na wykresie, że jeszcze ich tam jest 45,25. Po otwarciu granic i w oficjalnych statystykach ubyło ich:
pół miliona. To oficjalne statystyki, ale dobrze, że przynajmniej takie. A co się działo w PL po wstąpieniu do EU? Nic. Jak widać na naszej linii, nic. Kompletnie nic:
widać ile nas było oficjalnie w 2004, a w 2005:
tu inny wykres, by nie było, że tendencyjnie pokazuję wyniki. Oficjalnie ubyło nas 20 tysi. Jak, przynajmniej część dobrze wie, wyjechało za granice ok. 2 mln ludzi. To gdzie to jest ujęte? Ale rząd twierdzi, że nas, co istotne, w kraju jest 38 mln. Taką ciemnotę mogą wciskać podstawówce i geriatrionowi oraz mięśniakom-głuptakom (wiem, za chwilę zrobi się 3/4 jak nie więcej społeczeństwa, które też tak uważa, mimo posiadanej wiedzy o wyjazdach za granicę). Uważam, że realnie jest nas ok. 30 mln. To podobnie jak z bezrobociem. 
   Wrócę do eksperymentu Calhouna. To jest ciekawy eksperyment, który nabrał w zasadzie znaczenia dopiero po 5 dekadach. To dziś w krajach rozwiniętych widać w zasadzie drugi etap z tego eksperymentu. W krajach rozwiniętych, gdzie ludność zajmuje się co raz bardziej sobą dzietność spadła już poniżej tej (2,2) odtworzeniowej. Np. w Korei Południowej jest już na poziomie 0,92 (u nas w PL - 1,4). Oczywiście trudno napisać w jednym zdaniu, że to odzwierciedlenie tego eksperymentu, ale czytając dokładnie o tym eksperymencie, o przemianie osobników w nim biorących udział, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy już na drugim etapie, jeżeli nie w niektórych krajach już na trzecim. 
  Oczywiście najbardziej podobał mi sie etap, w którym zaczęły się "tworzyć" osobniki homoseksualne, które miast kopulować z samicami, kopulowały same z sobą, czepiąc z tego przyjemność. 
  Ok. resztę napiszę później, bo wyjście z 824 do "miasta", bo siedzi już jak na szpilkach, a i ciśnienie mu podniosło się, ale to opiszę w następnej notce. 
   Zamiast zdjęć wykresy. Narka.

wtorek, 23 lutego 2021

Wtorek #1751

    Jak było w planach zjechałem do 824. No niestety, ale do opróżnienia zasobów z lodówki i balkonu to tydzień będzie mało. Przedwczoraj pierwsze wywalanie rzeczy z lodówki. Na razie skromne i umycie jednego pojemnika na warzywa, w którym one się psuły, a waliło z niego mocno tzn. płyn  który z nich wypłynął i stanowił maź na dnie pojemnika. Myłem te pojemniki  jakieś 1.5 m-ca temu, ale widać tempo rozkładu jest szybkie jeszcze szybsze kupowanie nowych. Teraz, niestety to będzie mocno ograniczone. Gorzej, bo na placu się zrobiło ciepło i teraz wszystko na balkonie szlag trafi za 3 dni. 
    Wczoraj kolejne wywalanie rzeczy z lodówki. W zasadzie to 3/4 się nadaje do wyciepnięcia. Dziś pakował mi mandarynki do siatki. Pewnie myśli lub tak chce, bym już jechał dziś. A to się zdziwi...
   Kolejne wyciepowanie z lodówy dziś. Muszę to robić sukcesywnie, by nie dostał zaś jakiegoś szału. Za dwa dni ruszy zakupoholizm, wtedy nie wiem jak go opanuję. Na razie, w/g niego, wszystko jest świeże, kupowane dwa dni temu lub jak przyjadę, to wczoraj to kupił więc jest absolutnie świeże, a czemu już spleśniało? - on nie wie. 
   Jutro jest jego wizyta u neurologa, o której nie wie, bo i zapomniał, a zadaniem jest wyciągnięcie go tam, a on uważa cały czas, że nie ma żadnej wizyty, jest zdrowy i wszystko jest ok. Myślę nad jakimś misternym planem, bo widzę samo powiedzenie - idziemy do lekarza - nic nie da. Dlatego poleźliśmy tam wczoraj pod pretekstem, że chcę zobaczyć gdzie ta przychodnia. Jego mózg zarejestrował, że to ja leze tam do lekarza, nie widzieć w ogóle czemu, ale mniejsza, jest dobrze. Jutro wyciągnę go tam pod tym samym pretekstem, a jak będzie wewnątrz, to będziemy działać operatywnie. W rejestracji sprawdziłem, termin aktualny. 
   Rozmawiałem też przez tel. z 813. Załatwianie spraw opieki dochodzącej trwa ponoć 2-3 m-cy lub dłużej w zależności od kolejki, więc z jednej strony średnio czuję się z jego stopniowym obeswłasnowolnianiem, z drugiej to trwa, a tu zaniki pamięci też postępują. 
   Teraz, podobnie jak z nim rozmawiam i mówię sobie - "ten mózg nie działa prawidłowo", to oswajam się z koniecznymi działaniami mówiąc sobie - będzie tylko gorzej, trza jednak działać. Teraz jest zima, to mogę u niego siedzieć 2 tyg., ale przyjdzie wiosna, to muszę się zabrać za remont na st. mac. i wtedy nie będę mógł tu siedzieć, a jego działania nie poprawiają się, wręcz pogarszają. 
   Leząc do przychodni i dalej przeleźliśmy k/sklepu z jakimiś gruzińskimi badziewiami. Na zewnątrz stał wysoki, ok. 190 cm, chudy mięśniak z figurą, jakby właśnie miał przerwę w kręceniu porniola i wyszedł na zewnątrz na fajkę. Nogi prawie ugięły się pode mną. Trudno mi było wzrok oderwać, a po chwili się kapnął, że go przycinam. Ale, pomyślałem se, ja na gościnnych występach, to w dupie. W każdym razie piękna twarz pociągła, bez zarostu, współgrała z resztą figury. Czasem się zdarza, że piękna twarz, a reszta bardzo średnia lub na odwrót. I tu dochodzimy do odwiecznego problemu. Znalezienie kogoś z wyglądem i jednocześnie do życia graniczy z cudem. To może 1/100 takich przypadków, że działa to w 100%. Przeważnie idziemy na kompromisy, w którym pierwszym jest większe tolerowanie głupoty, niespójności mózgowej, niż wyglądowej. No niestety, przynajmniej u mnie, wpierw wygląd, a później reszta. Zresztą co się czarować. Jak ktoś nie lubi morświnów, to niech się z takim zejdzie i następnie nadaje, że wygląd nie ma znaczenia. 
   Dobra, bo trza się zwijać z 824 do miasta i załatwiania spraw papierkowych. 
   Zdjęcie.
  Dziś z Indii. To Hindus, nie Indus. Taka moda, że pokazują swoje ciało w necie nawet z twarzą, ale taki chudy mięśniak mógłby być. 
Z twarzy też nie najgorzej. No więc działamy wpierw wzrokowo, by ocenić wyglądowo, a następnie i to jest istotne, mózgowo. 
  Wiem, wiem znajdą się Ci co stwierdzą inaczej. No oki, staram się to czasem zrozumieć. 
  Narka.

piątek, 19 lutego 2021

Piątek #1750

     Czasem, rzadko, sięgam do historii i przeczytam coś z własnego bloga do tyłu. W środę przeczytałem (po prawej są popularne posty) notkę z soboty. W niej najazd 811 na stację i większość dnia zwalonego oblężeniem stacji przez 811. Tyle co przeczytałem tę chaotyczną notkę (nawet nie wiem, że tak pisałem), dzwoni 811 (ok. 11:50), że właśnie jedzie na herbatkę. 
    Nosz qrwa - deja vu. Oczywiście jak w tamtej sobocie 5 lat temu, tak teraz zawalony cały dzień. Oblężenie stacji przez 811 trwało do 17:30. Nie cieszyłem się, bo plany były zupełnie inne na  dzień, a tu mnie wziął z zaskoczenia. Żałowałem też, że nie chciał tego najazdu zrobić w przyszłym tyg. bo mnie nie będzie. Już raz stanął pod wjazdowym, a tu stacja zamknięta. Nawet się z tego wtedy trochę cieszyłem. Nic, przyszło mi być przez jakąś część czasu, odbiorcą treści. Na szczęście na stację weszły także składy, 840, 895, a później, już po wyjściu ze stacji tych pierwszych wszedł, i z tego się cieszyłem, 844. Dwóch stękaczy pozostawionych samych sobie, bo poszedłem się odchudzać, to było to co potrzebowałem dla rozrywki. Aż się śmiałem czasem, jak wzajemnie się przegadywali. To podobnie jak 834 z 815. Pozostawieni sami sobie prawie się zagryzają. Każdy uważa, że jego nadawanie jest ważniejsze jak przeciwnika. Przewinął sie też 230, bo w nowej pracy, opisywałem ostatnio tą zamianę pracy niezbyt chyba przeliczoną, ma już postojowe - tydzień. Nawet nie wiem, czy nie będzie miał mniejszą wypłatę jak w starej robocie, ale zawirowania z jego nową robotą kiedyś może opiszę.

     Przedwczoraj wszedł na stację ok. 21:00 972. O tym, że jest wytrasowany na stację napisał mi 303. Trochę opóźniłem jego wjazd, bo jeszcze stona, więc musiał pod wjazdowym postać z 10 min. Przyjechał na piwa. No spoko. Ja tak lubię piwa, że szkoda pisać... Gdy nierówno, bo mnie to wchodzi ciężko, on był już po 6-ciu, ja po 3-ch, a było ok. 02:00 w nocy, stwierdził, ze zakurzy se jeszcze fajnie i lezie do swojej wioski. Trochę się ucieszyłem, bo wyśpię się jeszcze. Zapomniałem gupi, że to kurzenie to jak zwykle jakieś 20 min, po których stwierdził, że jednak zostanie. To już wiedziałem co bydzie. 
   Z grupy B przyniosłem materac, prześcieradło i resztę do spania. On tyle co wyglebił, bym do niego przyszedł. Nooo, dobraaaa (nie chciało mi się f chuj). I tu potrzebne jest wyjaśnienie. Kiedyś jak poznałem 972, to jego widokiem byłem zauroczony, praktycznie mdlałem na jego widok. Nie by się aż tak zepsuł, nadal wygląda atrakcyjnie, ale w seksie się rozjechało. Kiedy w tym czasie poznawałem innych mięśniaków, obczajałem co z którymi można zrobić, faktycznie zacząłem z niektórymi "coś" robić, to eksperymentowałem w seksie. Jedni pozwalali wiyncyj na eksperymenty, inni mniej, ale rozwijałem się, a przynajmniej ukierunkowywałem w spotkaniach z mięśniakami. Jednak, o ile, i co tu opisywałem, 972 mnie zaskakiwał tym co robił, to w większości było to po bożemu. Jak zacząłem i z nim eksperymentować, to - tego nie, tego też nie, tamtego również nie, a to i to odpada. Stopniowo więc eliminowałem spotkania z 972, bo to co chciałem miałem u innych. I teraz jak leżeliśmy, to on za mój organ i miętolił go jak te wampirelle w saunie w Katowicach, czy Ch-wie Bat. Bez ładu składu, jakby go chciał urwać. Chaotyczne ruchy, które niby miały mnie pobudzić, coś jakby z czasem za karę mi go prawie chciał urwać, bo on nie chce stanąć! Czy na prawdę mówienie im co mi się podoba jest takie trudne do zapamiętania? Wszyscy dobrze wiedzą, a przynajmniej powinni, że jestem wzrokowcem, to nie robię tego po ciemku, bo chcę, czy prawię muszę, widzieć ich mięśnie, to 972 - to zgaś światło i przyjdź (on wyglebił, a ja jeszcze ostatnie procedury wyłączeniowe stacji) do mnie. Do tego pamiętam całą listę pozycji, których z nim nie da się zrobić, bo - jemu się nie podoba. Mnie się tak jak króliki, teraz, też już nie podoba. 
    Po 10 min przestał urywać mój organ, który zaczął mnie już trochę boleć od tego pseudo masażu. Oczywiście od razu przypomniałem sobie mistrza obciągania z Katowic z sauny, co kiedyś też opisywałem. Ach...., rozmarzyłem się, a tu takie urywanie... Równolegle przeszły też niedawne spotkania ze 172 i to co można z nim zrobić i tak wyliczałem w myślach, czego z 972 nie mogę zrobić. A 172 był akurat dzień wcześniej i mimo wyrwanego zęba spotkanie owocne. Tym razem dłużej, by nie było spontanicznie, bo jeszcze by mi krew z zęba pociekła, dlatego sam się ułożył na pufach, przywiązałem mu ręce i dłużej gra wstępna, a następnie stopniowo narastający spank z pluciem i moje stopniowo narastające podniecenie, które zakończyło się łagodnym finałem. Cieszyłem się, bo ciśnienie aż tak nie wzrosło. I po takim spotkaniu ze 172, wbija na stację 972 i mam po ciemku, po bożemu, jak królik walić go od tyłu. No way. 
   Wiem, jak czytają to osoby, które w ogóle nie mają seksu to se myślą. Nie dość, że przychodzą do niego mięśniaki, podkładają się, to jeszcze wybrzydza. 
   No właśnie, bo jest kolejny new mięśniak, to kończę, jeszcze jakieś zdj. kolejowe i do następnej notki. 
   Zdjęcie. 
Zdj. nie moje oczywiście (napisane czyje na zdjeciu), ale na necie go już nie ma. Wężyska i parowóz w latach 70-ych. 
   Narka.

wtorek, 16 lutego 2021

Wtorek #1749

     Ostatnie info, które nadeszło od 824 w nd. o kolejnym zatruciu obiadem. Trudno, do niedzieli będzie musiał wytrzymać, a właściwie do pn. bo w nd. to chyba popołudniu pojadę. Na szczęście idzie ocieplenie to auto myślę odpali z mniejszymi problemami jak przy tych mrozach. Gorzej, bo żarcie u 824 na balkonie będzie się psuło szybciej jak przy mrozach, ale przecież nie rozdwoję się. 
     303 się pojawił wczoraj na lekcjach, a bardziej skłoniło go do przyjścia zmontowanie starego laptopa przedpotopowego. To taka robota dla roboty, bo co na tym laptopie nastoletnim pójdzie to nie wiem, ale w pewnym wieku trudno jest wytłumaczyć nawet takie proste sprawy. Trza go uruchomić, a później się zobaczy. To mniej więcej tak, jakby odpalić malucha (Fiata 126p) i chcieć nim zapierdalać po autostradzie 200 km/h. Tylko musieliśmy go rozebrać, by dostać się do gniazda zasilania, bowiem nie mam takiego zasilacza z odpowiednią końcówką. Mam inny, ale niestety trza to zdrutować by ruszyło. On go wczoraj poskładał, ale zostało 6 śrubek i nie wiem z czego bo nie byłem cały czas przy tym składaniu. 
    Zastanawiam się, bo jakby cały czas pozwala się głaskać. Kiedyś przychodził lata temu 171. Był (jest) równie głupi jak 303. Chyba nawet o tym pisałem, że też można go było pogłaskać, zrobić z nim zapasy, ale 171 w przeciwieństwie do 303, to był umięśniony i to pięknie. Ach..., niektóre pozycje w zapasach to pamiętam doskonale. Mnie oczywiście stawał, bo on w klacie, ja na nim, ten dotyk napiętych mięśni, to ciało lekko spocone, to często leżałem z wbijającym się w jego brzuch organem. Nic nie mówił, choć nie wierzę, że tego nie odczuwał, bo ja bym chyba czyjś organ wbijający się w mój brzuch czuł. Z czego to wynikało, nie wiem do dziś. Takich zagadek wioskowych to jest pełno. Zresztą część jest tu opisana. 
   
    Wczoraj byłem wyrwać kolejnego zęba - 2/7. Wypadła mi z niego w czwartek duża plomba, która stanowiła połowę zęba. Nie ratowałem go, bo nie ma już 2/5 i 2/6, to po wyrwaniu 2/7 trza bydzie wstawić małą protezkę. Oczywiście miast zaleceń po wyrwaniowych, pojechałem ok. 19:30 przewozić meble dla 979 z Za-a Helenki. Do tego na placu było -8C i myślałem, że mnie tam poqrwi. Do tego przewożenie nie przygotowane, bo auto którym jechaliśmy nie posprzątane, to spoczywało na mnie lub 979, ale ja byłem mało w stanie, a 979 w jakimś ogólnym amoku wożenia mebli pewnie o tym zapomniał. Meble braliśmy od jakiś lasek, które chyba kończyły wynajem kawalerki, a jedna z nich studiowała chyba obok medycynę, bo jak powiedziałem, że mam wyrwanego zęba, to dość fachowym słownictwem sie wypowiadała. 
   Zajmowałem się drobnicą, nic ciężkiego, ze względu na zęba nie nosiłem, a też i nie schylałem się, brałem z przysiadu. Akcja przewiezienia i wnoszenia skończyła się dla mnie ok. 22:15, a o 22:25 byłem na st. mac. Już wtedy czułem, że mam gorączkę. Przesiedziałem jeszcze przy kompie oglądając film "Banksterzy" nowy PL, wciepnięty akurat na yt. ale dziś go już nie ma. 
   Położyłem się do łóżka, a tu przychodzi 979. Zamiast powiedzieć, że przyjdzie, to bym nagrzał trochę w jego pokoju, to nic. Ani nie zadzwonił, ani nie napisał, a przecież na placu dalej było -8C. Niby się wymawiał, że on taki z klubu morsów. No ok, ale są pewne granice. Grupa D w ogóle nie ocieplona to na niej wieje chujem. Włączył se tam grzejnik, jakoś do rana przeżył. W robocie wziął wolne, bo cały połamany. Pospał do ok. 12:00 i poszoł robić dalej. 
    Muszę się zabrać za dalsze żarcie, bo dieta wczorajsza, czyli papki, już mnie dobija. Śniadanie też dwie kromki, żarte jak poprzednio po wyrwaniu zęba przez pół godziny, więc mnie ssie w żołądku do kolejnego żarcia. 
    Zdjęcie. 
  Znalazłem zdjęcia 171, to jedno z nich. No i jak z takim mięśniakiem nie podniecić się przy zapasach. Ach to były czasy, jak realizował dłuższy pobyt na st. mac. i udawało się w nielicznych wolnych chwilach, bo przecież ruch kiedyś na st. mac. był jeszcze większy niż dziś, zrobić z nim zapasy. Taki natural 100% mięśniak. Żadnych przerostów siłowniowych, ot można by powiedzieć zwykły (kiedyś) widok. Dziś te flaczki nastoletnie operujące najwięcej kciukiem, mają chyb jedynie mięśnie wokół kciuka wyrobione. 
   Dobra, tyle, bo trza coś zaś zeżreć przez godzinę. Dziś z krauzy fasolka po bret + chleb z masłem. 
   Narka. 

piątek, 12 lutego 2021

Piątek #1748

    Ale dałem dupy... Brak wpisu tyle czasu. 
    To nadganiamy. Byłem w tygodniu na terminie w biurze pracy. Pustki, prawie nikogo nie było, następny termin - koniec marca. Pani spytała tylko w jakiej dziedzinie szukam pracy, żadnej oferty nie zaproponowała, nie dała. Zaraza się jednak na coś przydaje. 
    Po biurze pracy do 824 pojechaliśmy na kontrolę. Lodówkę otwiera się i od razu zalatuje pleśnią i psującym się żarciem. Wywaliłem tylko kilka ogórków i w zasadzie tyle. Oczywiście tak pełno, że aż trudno wsadzić łapy, chyba zrobię zdjęcie kiedyś. Trudno, reszta produktów będzie musiała przeleżeć do dłuższego przyjazdu tj. 21-go. Wtedy też wyjście do banku, bo on ma to konto za zero w PKO, w którym za wszystko płaci. Taka ściema dla geriatrionu. Pewnie znaczna część myśli, że konto za zero, tzn. że nie płacą za coś tam, coś tam. De facto bulą za wszystko. Afery z lodówka nie robiłem, będzie jak przyjadę. Jeszcze się zdziwi, bo tym razem przyjazd od oporu, tzn. do opróżnienia lodówki. 979 już to zapowiedziałem, wiec będzie sie opiekował stacją macierzystą. 

    Po za tym wchodzi na stację 172. W sobotę nas prawie nakrył 979. Tzn. zjawił się pod wjazdowym ok. 23:30, a myślałem że go już nie będzie. 172 powiedziałem, jak zaczynaliśmy, że w końcu mam czas nieograniczony, to mogę się zwolna nim zajmować. Tak też się stało, ale trwało średnio długo, bowiem ten jego wygląd... Tym razem na plecach. Siadłem na nim i trochę się ruszałem. On pod wpływem mojego ruchu musiał utrzymywać pozycję przeto napinały mu się mięśnie pleców, barków, łopatek. Do rąk spłynęła krew, więc przedramienia z żyłami powodowały prawie odmlenie. Widok po jakimś czasie kiedy zaczęły się pojawiać żyły, bezcenny. Oczywiście leciał spank na jego plecy, które trochę się zaczerwieniły. Czasem mu przywaliłem z pięści w plecy, ale tak lekko, ale on i tak nigdy nic nie mówi. W sumie po kilku ciosach z pięści poleciałem. Już po powiedział do mnie - tak krótko? Mówiłeś, że będzie dłużej i na to się naszykowałem. Powiedziałem mu, że jednak ten jego wygląd nie powoduje dłużej. Ubrałem się, on trochę też, a tu pod wjazdowym 979. Dobrze, że już byłem w ubraniach, to w chwilę po dzwonku wywoławczym układałem już drogę przebiegu na wjazd do stacji 979, przeto nie wyglądało to podejrzanie, choć i tak zrobił minę, że jestem zamknięty ze 172 na stacji. 
   Był dwa razy w tyg. 303. Pisałem to już ostatnio, że jakoś dziwnie daje się głaskać. Może jakieś potrzeby z lat wcześniejszych, kiedy nikt go nie dotykał, wszak dotyk jest ogólnie przyjemny. W każdym razie jak mam pod rękami plecy 303 to porównuję te 172 i 303, i u tego drugiego fatalnie. No przecież gdybym chciał zrobić to co ze 172, to 303 by nie wytrzymał, a w zasadzie już dorosły, a przynajmniej chce za takiego uchodzić. Szkołę olał totalnie. Od 1,5 tyg. nie bierze udziału w zdalnych. Jak był na stacji to na jedną lekcję wszedł ale tak bardziej z nudów, jak z potrzeby. Gra z 302 do rana (całą noc) w grę Hooligans, następnie razem idą spać i budzą się np. o 16:00 jak ostatnio. 302 też w zasadzie ma już po szkole, bo jej nie skończy. Od grudnia w zdalnych nie bierze udziału. Wytłumaczenie im dopiero w wieku 17 lat, że szkoła jednak do czegoś w życiu jest potrzebna graniczy z cudem. To nie nastąpiło i już chyba nie nastąpi. To co mówił 979 czyli olać to, bo tracę tylko czas. Jak to powiedział 979 - pograj se w tą swoją gierkę (kolejową), przynajmniej z tego coś będziesz miał. 
   No nie uratuje się ich. Żona od 972 ma problemy w pracy. Szef jest do dupy, czasem robi po 16h, bo brak ludzi do pracy, m.in. przez szefa, bo przecież wieść sie rozniosła o nim, to mało kto tam chce pracować. Napisałem jej wypowiedzenie z pracy, na razie bez daty jak chciała, kiedyś je tam zaniesie. Pewnie jak ją znowu wqrwi, to mu je ciepnie. 
   W domu sprząta za 302, 303 oporządza ich, a oni mają to totalnie w dupie. Pewnie jej się nie wytłumaczy, że ma to olać, tak samo jak oni olewają swoje obowiązki. Jej oddziaływanie na nich jest żadne, oprócz właśnie tego oporządzania. 972 ma już na to wywalone totalnie, ale przy dwu etatach trudno sie dziwić. Pewnie chciałby inaczej, ale z jednej strony w ogóle nie rozumie co się dzieje, z drugiej nie jest w stanie przeciwdziałać temu co się dzieje. To pokazuje jakie ma znaczenie miejsce urodzenia. Podobnie będą miały dzieci serii 300, bo przecież jakie wartości przekażą im 301, 302, 303?
   Ok. bo na stacji 172, to jakoś ukradkiem muszę pchnąć notkę, bo zaś przeleży do jutra, a dziś jeszcze spotkanie z Tedem. 172 już się grubo ubrał, bo w nocy było -14C (obecnie -7C), na szczęście jutro jednodniowe ocieplenie, ma być ok. -2C, co będzie oznaczało dość ciepły dzień. 
   No i dramat, bo wypadła mi duża plomba z zęba 2/7. Teraz to już czeka mnie plastikowa wstawka zębów w tym miejscu. To dożyłem starości. Na razie ząb odkryty w pn. chyba pojadę go wyrwać, bo muszę sie umówić. 
   Zdjęcie. 
W tle nastawnia GLB stacji Gliwice. Na pierwszym planie tarcze ostrzegawcze do semaforów wjazdowych od Maciejowa Północnego (Bytom) ToB2 po torze lewym, Zabrza (Katowic) ToB. Zdjęcie zrobione lat temu ileś tam, z 7 na pewno. Dziś torowisko z Zabrza przebudowane, nowe słupy trakcyjne, czy z Bytomia też, nie pamiętam, choć lazłem tam na jesieni, ale w nocy, co opisywałem w blogu. 
  Tyle, narka.

sobota, 6 lutego 2021

Sobota #1747

 Do czego przydatna jest nauka w szkole? Pytanie retoryczne, ale np. do tego by nie zostać objebanym w robocie, co, ostatnimi czasy, jest prawie nagminne. Kij z tym, jak to robią osoby z zewnątrz, obce, ale jak już rodzina do tego się miesza i to bliska, to już chyba coś jest nie tak. Otóż 230 zmienia pracę. Pracował ostatnio jako kierowca i dostawał za 8h, pracy dziennie + jedna sobota co 2 tyg.  2400 na rękę. Czyli z godzin podstawowych wyszło 168+16=184 (ale zabłysnąłem matematyką.... ) to daje 13 zyla na godzinę. Przeniósł się do roboty, do bliskiego członka rodziny, bo ten go ściągnął, zresztą nie ma się co dziwić skoro na rynku pracy posucha taka, że wieje chujem i zaproponował mu 17 zyla na godzinę na rękę, ale za każdą godzinę w tym za nadgodziny też, także te delegacyjne, a tam dość częste wyjazdy w delegacje. Tu pracował na miejscu do pracy z domu miał 7,8 km. Jeździł na 08:00 więc rozsądna godzina. Teraz zamienił na robotę na 06:00 i dojazd do pracy 20,8 km. Mało tego, do starej pracy jeździł w części za darmo, bo takie uwarunkowania (nie wnikajmy w szczegóły), a do nowej 100% płatne, więc plan by dojeżdżał samochodem, jakieś 300zł m-c. lub będzie przyjeżdżał po niego kolega to da jakieś 150zł.  Mało tego, tam nie robią po 8h, tylko aż zrobią, bo to praca zadaniowa, więc już w pierwszych dniach po 12 h jebie. Czy on se to wszystko przeliczył? Nie, bo jak zacząłem liczyć obecne godziny, te jego przewidywane godziny, koszty dojazdu, to widziałem jak robią mu się kwadratowe oczy. No ale po co się uczyć w szkole, jak przecież to jest zupełnie do niczego niepotrzebne. Oczywiście czasy takie, ze pracę można zmienić w każdym momencie, bo demografia tą sprawę załatwiła na amen. Demografia, a właściwie nasi rządzący. Efekt końcowy rozmów z 230. Trochę na początku nadwyrężyłem podwaliny radosnej dużej wypłaty. Oczywiście można dostać 4 klocki za 235h pracy w tym część w delegacjach, czyli bez pobytu w domu, ale żyjemy dla pracy? Oczywiście tak można jak się źle czuje ktoś w domu, to podobnie jak śp. 971, który się w nim źle czuł, przeto pracował nieustająco na dwa etaty i podobnie jak 972. Tylko czy to jest dobre rozwiązanie? Kiedyś się okaże, po czasie co będzie o tym mówił. Na początku, wiadomo, każda praca jest fajna, bo nowa, bo nowi ludzie, adoptowanie się w nowych warunkach itp. 230 ma jeszcze to do siebie, że to już chyba nasta jego praca. Jak tam przeżyje rok to i tak będzie dobrze. 
   Zdjęcie. 
 No qrwa nie wiem gdzie to było zrobione. Musiałbym się 825 spytać. W każdym razie, tramwaj typu N na ulicy na Górnym Śląsku. By ktoś nie wiedział, to po prawej stronie Kamaz ciężarowy. 
 Narka.

środa, 3 lutego 2021

Środa #1746

     303 przedwczoraj i wczoraj nie było na lekcjach, nie chciało mu się. Inna sprawa, że rano przedwczoraj było -12C, bo zawiało z północy, wiync może dlatego mu się nie chciało. Trochę było mi to na rękę, bo miałem wyjazd do zdzierców od zębów. Kontrolne zdjęcie implanta i przy okazji szczęki - jedyna stówka. Oczywiście chcieli mi wcisnąć dwa kolejne implanty. Dyplomatycznie powiedziałem, że się z tym muszę przespać, ale niech spierdalają na drzewo z tymi cenami i usługami. U dotychczasowego dentysty se resztę zrobię. 
    Po RTG wpadłem do 824 i, co zresztą piszę ostatnimi czasy, jest źle. Teraz, oprócz zapchanej lodówki, rośnie kupka żarcia na balkonie. Udało mi się, w czasie teleexpresu, wywalić część spleśniałych rzeczy z lodówki, bo on zafascynowany informacjami TVPiS, ale tylko pierwszej części, to na drugiej już pojawił sie w kuchni obadać co dzieje. Na szczęście udało się stare rzeczy umieścić na dnie śmieci, mam nadzieję, że ich tam nie zauważy i nie wyciągnie. W lodówce, na pólkach dałem inne żarcie na przód, by robiły wrażenie, że nadal w niej pełno jest. 
   Siedząc tam myślałem o wakacjach, na które chciałem jechać. Już jest źle, a będzie przecież gorzej. Nie wiem co robić, bo praktycznie bym tam musiał zacząć mieszkać. Jak się zrobi ciepło, to na balkonie, tym bardziej, że to od strony wschodniej i słońce tam napierdala do 15:00, wszystko chuj strzeli, a on to będzie pożerał, bo nie ma smaku i węchu. 
   Będąc u niego, dzwonił do mnie 302, że wychowawczyni do niego zadzwoniła, iż ma zdać jakiś kurs pierwszego stopnia, bo inaczej go wywalą ze szkoły. I tak to nastąpi, bowiem pierwsze półrocze to NKL, a drugie będzie to samo. Mało go zrozumiałem, bo ma wadę wymowy, jak 304, tylko mniejszą. 304 w ogóle nie można zrozumieć, musi być przy nim ktoś z braci lub rodziny, by tłumaczyli co on mówi. 302 można zrozumieć, ale jak stara się mówić wyraźnie. Oni (w sensie 302, a 304 tym bardziej) nie zdają se sprawy, że to utrudnienie w życiu i to dość poważne. Pewnie se myślą, że to inni mają się starać ich zrozumieć, a to, qrwa, nie jest tak. Oni nic nie dają, nic nie wnoszą, będą prostymi robotnikami, więc to inni będą mieli na nich wyjebane. Nie rozumiem Cię - spierdalaj, coś jak z ludźmi z zagranicy. W ich interesie jest sprawne porozumiewanie się, albo w ramach rekompensaty niższe uposażenie. Miał się wczoraj zgłosić 302 co z tym kursem, ale brak odzewu. Też mam na to co raz bardziej wyjebane. Jak powiedział 979, po co się tym przejmujesz. Oni mają na to wyjebane, a Ty się starasz. Zamiast sie nimi zajmować i tracić czas lepiej se pograj w swoją gierkę, będzie wiyncyj pożytku z tego. Zaczynam się stosować do jego słów. Bez sensu, bym za nimi gonił, jak oni mają na to wywalone. Za chwilę dojdą moje zadania do zrealizowania, idzie wiosna, dokończenie remontu, rozpoczęcie następnego, niby wakacje, choć nie wiadomo co z 824, więc też się będzie działo, a branie sobie dodatkowych problemów na gowę to średnio. 
   303 zadzwonił dziś, że był chwilę na egzaminie 8-klasisty, ale wylazł po iluś tam minutach zaznaczając w zasadzie byle co. Gra do ok. 03:00, czym się chwali, ale czy to w życiu mu pomoże?No wiemy, że nie, tylko jak 17 latkowi to wytłumaczyć?

   Wracałem autobusem od 824 i na siedzeniu na przeciw mnie usiadł taki starszy gość, Jako maseczkę miał taką szmatkę z gumka co wyglądało jak majtki. Pewnie biegł do autobusu, bo trochę zdyszany i siedząc na przeciw patrzałem jak te a'la majtki w czasie jego wydechu się wydymają, a następnie wsysają na jego twarz w czasie wdechu. Ile z tego powietrza ciągle połykał ponownie do organizmu? Jaka była faktyczna wymiana tlenowa? Siedząc w mojej maseczce, która w żaden sposób mnie nie dusi zastanawiałem się kiedy zemdleje, bo czasem miał takie ruchy, jakby z niedotlenienia. Przy niektórych wypadkach samolotowych mówili o tym i pokazywali, więc zapamiętałem, a on to komórka, to okulary wyciagał, grzebał w torbie, wszystko tak nieporadnie i nie wiedziałem, czy ze starości, czy się dusi, czy to drugie ma większy wpływ na to pierwsze. Wysiadłem trzy przystanki dalej. Może se te matki ściągnął i sie dotlenił. 
   Tyle, bo muszę się zabrać do roboty, ale opiszę jeszcze, bo 230 zmienia pracę po raz chyba już 12-ty. 
   Zdjecie.
Nie wiem czy było, ale ostatni rok, jak miałem do dyspozycji dwie drezyny w Chrzypsku Wlk. i udrożniłem drugi tor stacyjny. To były fajne czasy.
   Narka.

sobota, 30 stycznia 2021

Sobota #1745

     To, że w pewnym sensie jestem nietypowy to jakby wiadomo, więc nie będzie niczym nowym jak napiszę, że zrobilem pseudo imprezkę z 303.
    Piątek, to dzień kiedy w zasadzie jestem wyłączony z obiegu, stacja dla ruchu w zasadzie zamknięta. To nic jednak dla składów, które tu na siłę chcą wbic. Tak się też stało, 230 wszedł na stację, akurat jak wyszedł 303, po iluś tam kielonach. Chciałem go przytrzymać dłużej, ale się wymknął. No ok. skoro się wymknął ze stacji to wpuściłem 230 i 844. O ile 230 wyszedl ze stacji po ok. 1,5 h, to 844 zaległ na niej do 16:45. W tym czasie ponownie wszedł na stację 303 ok. 15:40. W zasadzie to myślałem, że mnie chuj strzeli, bowiem tu, z jednej strony 303, do którego teoretycznie jest dostęp. i 844, do którego nie ma dostępu, to jeszcze ciągle nieustająco stęka. I tak też ciągle stękał aż do swojego wyjścia ze stacji. 
   Tu mała dygresja. 825 jest stary, ale podobnie jak ja, ma dar przenikliwości ludzi. Otóż już jakiś czas temu zauważyłem, że 844 ma skłonności, by wqrwiać drugą osobę, która akurat ma zamieszanie, trudną sytuację ruchową (dosłownie i w przenośni). Jak gram w symka kolejowego (w tedeka), to jak jest trudna sytuacja ruchowa, to 844 się nadzwyczaj aktywizuje, tak jakby chciał by jeszcze bardziej mi sie podupiło, jeszcze większe miałbym problemy, jakby on czerpał z tego satysfakcję, energię na dalszą część dnia. No ogólnie dramat. Dobrze, że mam podzielność uwagi, podzielność działań i mimo jego stękań udało się ruch przez wirtualną stację przepuścić w miarę planowo. W zasadzie mi się wydaje, że im trudniejszą sytuację ruchową mam na stacji (tej wirtualnej) to on się jeszcze bardziej aktywizuje, by jeszcze bardziej dopierdolić. Co to za typ ludzi, którzy tak mają?
   Niestety, dla 844, dałem se radę z ruchem wirtualnym, acz realnym, bo przecież Ci gracze są on-line, jak również z ruchem bieżącym na st. mac., pewnie ku zaskoczeniu, czy zniesmaczeniu 844. 
   Dobra, do czego zmierzam. Poszedł ok. 16:40 844 i pozostał na stacji 303. Otwarłem ponownie flachę i łykaliśmy. W miarę tego łykania dobierałem sie do niego. Nie, nie doszedłem do organu jakby ktoś na to liczył. Ograniczyło się do głaskania go po ciele od pasa w górę. Po plecach, klacie, lewym barku, bicepsie (siedziałem z jego lewej strony), [na prawdę w zaniku lub w niedorozwinięciu (chodzi o ten biceps)] przedramieniu lewym. W końcu nie wytrzymałem i moje wary oparłem o jego lewy bark, a następnie przesuwałem po jego plecach, głównie lewej stronie, bo z tej siedziałem. Oczywiście mózg reagował głównie na wiek, te magiczne 17 lat, ta skóra gładka, młodzieńcza, bo jeżeli chodzi o umięśnienie, to przecież wczoraj był 172 i te mięśnie 172 to w porównaniu z 303 to lipa f chuj. Oczywiście mózg ma dylemat, wiek, czy mięśnie? Wiek - gładka skóra, ten zapach młodzieńczy pozostający na rękach i dylemat kiedy je umyć, by ten zapach pozostał jak najdłużej. Pamiętamy młodzieńcze, mięśnie - 172, 972, 975, 977, dojrzałe mięśnie, takie, które jak się chwyci, to jest to coś w mózgu. To uczucie ściśnięcia takiego mięśnia, twardego, jędrnego, zbudowanego etc. 
   Ja wiem. Z drugiej strony są Ci, którzy tego w ogóle nie doświadczyli, nie doświadczą, a u mnie... ech, się co jakiś czas zdarza, bo ta wioska....
   No gdzie jest taka wioska, w której tak można wyrywać mięśniaków?
   By nie było, to mam zwiechę nt. co jak dowie się o tym 972, jego żona? Przecież robiłem to z 972, a teraz (niestety) zaczynam dobierać się do jego syna i to nie tego najstarszego. 
   Siedziałem przy nim, wary miałem na jego plecach i chciało mi sie płakać. Płakać z powodu, że będzie miał przejebane o czym jeszcze nie wie. Co z takim poziomem umysłowym zdziała? Fajne ciało, mięśnie - nieszczególnie, mózg - w ogóle. Co on w życiu, w tym pazernym kapitalizmie osiągnie?
   Dużo żeśmy nie łyknęli, bo on stwierdził, że leci do koleżanek. Też chciałem w sumie być sam, bo przyzwyczaiłem się, że w piątki jestem sam na stacji mac. i od jakiegoś czasu mi to odpowiada. 
   Czy to było dobre, że z nim łyknąłem? Nie wiem, ale 979 stwierdził, że mało profesjonalne. Oczywiście o moich zapędach nie wie, bo one były w części pretekstem do takich a nie innych działań. 
   O wywiadówce napiszę kiedyś indziej, jak jeszcze się uda, o nauce 303 też. 
   Zdjęcie. 
Tramwaj linii 17-cie, Bytom Łagiewniki. To inne ujęcie i inny wóz. 
To miejsce dziś wygląda tak:
  Przynajmniej podobne ujęcie, bo zdjęcie było robione z chodnika po prawej, ale z mapsa jest tylko takie. 
   Oki. Pcham notkę, bo zaś nie pójdzie, a zaległości f chuj. 
   Narka.

czwartek, 28 stycznia 2021

Czwartek #1744

     Nie opisywałem e-lekcji od 303 to czas to zrobić. Przychodzi rano, zasadniczo mnie budzi o horrorystycznych godzinach i uruchamiam mu kompa, pozbawiając sie dostępu do niego na ok. 6h. Oczywiście, że sa inne rzeczy do robienia na st. mac., ale też pewne przyzwyczajenia pozostają, jednak czegoż nie robi się dla nauki. Jak już zasiądzie na lekcjach, to centrum dowodzenia uruchomione, z komórką, jako trzecim ekranem włącznie. W tle leci lekcja ze szkoły nadawana przez nauczycielkę (przewaznie), która jako jedyna jest na kamerze. Reszta ma wyciszone mikrofony, 303 zwłaszcza, choć czasem udaje się wynegocjować, by się przez nań odezwał. 
    W zasadzie to w wieku 17 lat jest jak 14 latek. Potrzebuje nieustających rozrywek, treści które do niego płyną niekoniecznie tych naukowych. Jak te treści nie płyną to jak 304 powiedziałby - nudzę się i to byłby dramat. Na razie nie chcę go odcinać od tych treści pobocznych, bo i tak jest super osiągnięciem, że ruszył z e-lekcjami w przeciwieństwie do 302, który z nimi stanął, tzn. nie bierze już udziału z braku sprzętu. W takim razie mamy już dwu straconych dla nauki, pozostaje jeszcze 303 do uratowania, a czy się uda....  Jak pisałem wyżej i tak jest postęp, bo przynajmniej przychodzi i włącza się na nie, aczkolwiek dość częstym jest jeszcze sformułowanie, że ma na to wyjebane, w zasadzie na wszystko oprócz łażenia po placu siedzenia na fejsie, grania i pisania pierdół przez 4h. Na to w grafiku znajduje się miejsce zawsze. Jest jednak promyk nadziei, dopóki przychodzi i bierze udział w lekcjach, tzn. ma frekwencje. Ona jest i tak dramatyczna, bo udział w lekcjach to bierze może 8 dzieci, czyli 1/3 klasy, czasem nawet 5 lub 4 są obecne. Inną sprawą są np. 2h okienka w lekcjach, w których na szczęście udaje się czasem zrobić jakieś zadanie domowe z dnia poprzedniego. Osiągnięcie, że w ogóle sięga po długopis w tym wyjebaniu na wszystko co go nie interesuje. Plan jest delikatnego nakłaniania go do robienia większych partii materiału i po części się to już udaje. Delikatnie też nakłaniam go do aktywności na lekcjach. Ona teraz jest trochę na jego możliwości, ale też trochę z moimi podpowiedziami pozytywna, czyli właściwa, czyli z poprawnymi odpowiedziami. Ważne, by utrzymać go jak najdłużej przy lekcjach, by nie poszedł w ślady starszych braci. W planie jest włączenie rozmów nt. życia, pewne przykłady z życia, podpowiedzi do życia, w którym przydaje się wiedza. Już sie to dzieje, ale na razie w wąskim zakresie, który będzie rozszerzany. 
    W zadaniu z polskiego trochę popłynąłem, ale od razu wytłumaczę, że miało to na celu osiągnięcie dwu spraw. Nakłonienie jego do robienia innych zadań domowych, oraz sprawdzenie czy nauczycielka faktycznie czyta to co oni piszą, czy też, jak oni, zalicza tylko to co przyszło. Miał opisać bohaterów Kamieni na szaniec. Napisałem mu w kilku zdaniach co miał przepisać, ale odnośnie tego, którego zawinęli Niemcy skonsultowawszy się z nim, wszak to jego zadanie domowe, napisaliśmy, że Rudy w toku przesłuchanie nie strzelił z ucha i nie rozjebał się na innych. 
   303 miał dobrą zabawę przez jakąś chwilę, co pewnie zapamięta, że zadania domowe mogą być trochę zabawne, a z drugiej strony czekam na reakcję nauczycielki. 
   Pisanie, że pomoc 303 rozwala mi większość dnia było by truizmem. Właściwie co lekcja, to jest "wujek" bo potrzebuję pomocy. Przeważnie jakieś pierdoły, ale jednak nie jest samodzielny i jeszcze mu do tego brakuje sporo. Nawet proste problemy (tak by się zdawało) są trudne dla niego do przeskoczenia. Może to być efektem, że w ośrodku nie musieli rozwiązywać spraw bytowych, załatwiać jakiś innych spraw, dawać sobie radę w sytuacjach nietypowych, acz prostych. Tam większość była robiona za nich, a oceny za oddychanie płynęły bezproblemowo stąd może wynikać pewna doza samozadowolenia obecnie zderzona z rzeczywistością. 
   Dziś wywiadówka z rodzicami. Zamierzam do niej dołączyć, bo przecież jakby go uczę, nadto nauczycielki mnie widziały z nim w szkole i większość spraw załatwiałem wtedy z nimi, a kontakt internetowy z nimi też na librusie jest moją inicjatywą. 
   Zdjęcie.
  Nie moje, ale autor jest wiczony. Tych zdj. na necie już nie ma, u mnie zostały. 
  Narka.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Poniedziałek #1743

    Wczoraj, ten co kiedyś opisywałem, że chciał mi obciągnąć, przyprowadził swojego "pracownika", którego już kiedyś widziałem z okna z bloku. No sztuka taka, że powala na kolana dosłownie i w przenośni. Taki rasowy skurwiel 100%. Wczoraj przyszedł ze swoim szefem wszystkich szefów, bo ten co mi chciał obciągnąć ma wysokie mniemanie o sobie i dowiedziałem się, że ma 24 lata, już zaliczył miejsce odosobnienia na dwa lata, 3 mu zostały w zawiasach, które mu się w kwietniu kończą. Czyli krótka szybka kariera bo do 18-ki. 
   Ale wygląd, no rozpierdol. Pamiętam, jak widziałem go w końcówce lata z okna bloku, on w krótkich spodenkach w klacie, ta sylwetka, to mnie rozwalała, ruchy takie skurwielowate, wygląd, no i to tego to umięśnienie. No marzenie. Wczoraj jak siedział w kurtce zaproponowałem by ją ściągnął, bo przecież ciepło. Szyja tak umięśniona kształtna, że na mnie to działało jak płachta na byka. Oczywiście krótko ogolony na gowie, bo, co kiedyś pisałem, nie mogą mieć długich włosów, by w walce ich przeciwnik za nie nie pociągnął, z jakimiś świeżymi szramami na gowie i zadrapaniami na szyi. 
   Nie wytrzymałem i po jakimś czasie zapytałem się o te ślady dość świeże. Odpowiedział że miał przekopkę, przez dwu typów, ale udało mu się z tego jakoś wyjść. Pyta się mnie, a widać te szramy?
- no tak
- a gdzie?
- (podszedłem do niego i palcem przesuwając po gowie i szyi zaznaczyłem) tu, tu i tu na szyi. 
  Jak przejeżdżałem palcem przez szyję taka przyjemna w dotyku skóra, aż mnie się prawie dreszcze pojawiły to jedno, a drugie szybka myśl - nie przeginaj, bo zara zaliczysz tubę w ryj. 
   No to odstąpiłem. 
   Rano nie wytrzymałem i musiałem zbiorniki opróżnić. 
   Jak zacząłem funkcjonować, rozruch poranny, a tu pod wjazdowym stanął on. Łosz da fuck.
   Wpuściłem na stację, a on czy może chwile posiedzieć, bo jego szef jest po wczoraj zmiażdżony i dochodzi do siebie, a na placu zimno. 
   No ok. Posiedział chwilę, pogadaliśmy, po czym szef wszystkich szefów się zorganizował, to on sie zaczął zbierać. Jak ubierał kurtkę, to podniosła mu się bluza z dresu ukazując między spodniami z dresu , a jej krawędzią brzuch. Płaski, umięśniony z żyłami na wierzchu, z tym, bardzo rzadkim, charakterystycznym u mięśniaków trójkątem od brzucha do organu. Krótkie strzelenie "foty" oczami i widok, który zapamiętam długo. 
   Oczywiście myśl, czemu z tymi mięśniami nie może iść rozwój umysłowy? No chyba z powodu braku możliwości naciągnięcia dnia. Mamy określony czas do zagospodarowania i tyle. 
   Wczoraj też był 303, akurat jak przylazł ten rasowy skurwiel i 303, bo tam krótka opowiastka była właśnie nt. przekopki, mówi do tego skurwiela, raz większego od 303, co ma zrobić jak dojdzie do takiej sytuacji, tzn. przed jeszcze walką. Śmiesznie to wyglądało, ale 303 chciał zaistnieć w rozmowie, a że aspiruje do świata skurwieli, to żyje takimi wydarzeniami, choć niestety jest drobnej budowy ciała i w ogóle nie widzę go np. w starciu z tym co wczoraj i dziś pojawił sie na st. mac. To jest jeden cios i 303 się nakrywa nogami. 
   A 303 przy wzroście 176 waży 55, wiync masą nikogo nie zaatakuje. 
   Oki, tyle teraz, bo mi się tak zebrało po tym skurwielu. 
   Zdjęcie. Skoro o mięśniakach, to 975. 
EDYTOWANO
 Nie wiem czy to zdj. było, ale na nim, zresztą na większości, 975 wygląda fajnie. 
   Narka.

sobota, 23 stycznia 2021

Sobota #1742

     Zaczynam dostrzegać analogię 303 i 977. Ten drugi jak tu dotarł, to sytuacja jest podobna. Tzn. u niego w domu czuł się źle. Nikt go tam nie słuchał, ryczeli po nim i ogólnie było do dupy. U 303 jest podobnie, to też jak na st. mac. ktoś go słucha, nie ryczą po nim, jest przyjazna atmosfera, pomagają mu, to on zaczyna się tu dobrze czuć i chętnie tu przebywa. W tym stwarzaniu przyjaznej atmosfery to się chyba za daleko posuwam, bo nawet zwierzęta się tu doskonale czują, ale to taka dygresja.
    Żenujący jest język jakim porozumiewa się 303 ze starymi. Ilekroć słucham tych rozmów, to to mnom fszczonslo (pisownia XXI w.). Mogę ich słuchać, bo on, by mieć obie ręce wolne, puszcza rozmowy na głośnomówiący. Tam (w jego domu) nie ma odbiorców jego treści, a przecież dzieci, choć on już kończy ten wiek, ale mimo tego widać po nim, że chce jeszcze mieć odbiorców swoich treści. Zresztą w dorosłym życiu też mówimy często do znajomych, do innych członków rodziny i chcemy, by nas wysłuchano, chcemy się podzielić przemyśleniami z innymi. Kiedy tego nie ma w domu, to szukamy odbiorców po za domem. I właśnie to miał tu kiedyś 977 i to ma teraz 303. 
   Mało tego w codziennym losowaniu, kto odbierze 304 wczoraj zaś padło na 303 co też mu się nie podoba. Akcja, odnośnie odbioru 304, już była u niego w domu o 05:00. Matka, ponieważ jej już mało kto słucha, to zadzwoniła do 301, że 304 stwarza opór i 301 przylazł ok. 05:00 napierdalać 303, by ten poczuł się w obowiązku odbierać 304. No do chuja, to chyba ten najstarszy, ponieważ nie pracuje, powinien się zająć 304, a nie zwalili to na 303. W sumie 304 to jest 5-tym kołem u wozu. Ech, te prodkukty uboczne seksu...
   To też na st. mac. wszedł ok. 12:30 303 z 304. Dobrze, że wszedł też 230, to zajął sie w jakimś stopniu 304, bo jak to małe dzieci, potrzebuje ciągle wrażeń i to nowych wrażeń. W tym czasie 303 brał udział w fikcji, czyli zdalnych lekcjach. Udostępnienie mu kompa z dwoma ekranami, do tego dwie komórki i centrum dowodzenia czynne przez 6h. Ostatnią w kolejce bieżąco wykonywanych czynności była lekcja. Raz, w zawirowaniu przepływu informacji, wyłączył się nawet z lekcji, bo przeszkadzała mu w ciągłej łączności z ilomaś tam osobami. Jakoś udało go się nakłonić, jak już młyn informacyjny przerobił, do włączenia ponownie lekcji. 
   Oczywiście najwięcej napierdalają do niego laski, bo po 972 jest ładny, jest małym skurwielem, do tego szczupły i nie ma laski, to te wariują przy nim, by tylko go wyhaczyć. 
   Niestety jakoś o 14:30 230 poszedł i opieka oraz zabawianie 304 spadło na mnie. Wpierw bawił sie bateriami z kaufla. Wziałem, bo było ich tam pełno, a podładowuję je i działają dość długo. Baterie mu się znudziły, to następnie przeniósł sie koło imadła, a następnie nim zajął na pół godziny. Wsadzał do niego krążki ze sztangi i ściskał szczękami. Przynajmniej rzeczy, których nie rozwali. 
   O 16:00 e-lekcje się skończyły i wreszcie mogłem odetchnąć, tym bardziej, że wczoraj zaczęły się o 08:00 i o tej obudził mnie stojąc pod wjazdowym 304. 
   Zdjęcie.  
Tramwaj linii 17, Bytom Łagiewniki. W tle po lewej jeszcze dymiący komin z KWK Śląsk szyb. Matylda. Komin do dziś stoi, natomiast po kopalni śladu już nie ma. W części budynków pokopalnianych są inne firmy. W SAM-ie spożywczym dziś jest żabka, a obok padliny (mięso). 
  Narka.

środa, 20 stycznia 2021

Środa #1741

   Ja to się przeważnie wdupię w jakąś pomoc, która mi następnie destabilizuje dzień, dni. Tak jest teraz. Nie dość, że problemy z 824 i jego pamięcią, z którą jest co raz gorzej, a to chyba szybko już postępuje (w poniedziałek nie pamiętał już tego, że przez 4 dni siedziałem u niego), to teraz jeszcze na gowie znowu mam małego skurwiela od 972. Tym razem trzeciego. Właśnie. Postanowiłem ich onumerować. To lecimy, najstarszy CS od 972 - 301, drugi - 302, trzeci - 303, czwarty - 304. To jedno mamy z gowy. 
   Otóż teraz zajmuję się 303. Wczoraj byłem z nim w szkole, jako jego wujek (brat od mamy, 972 nie ma rodzeństwa), podpisać papiery i wdrożyć go do nowej/starej (bo tam kiedyś, nim go zwinęli do domu dziecka, chodził) szkoły. Mimo tego co pisałem kiedyś, że on to już totalnie ma na wszystko wyjebane w wieku 17 lat, to jakoś zaskoczył na początku i wczoraj robiliśmy, po wizycie w szkole, zadania z matematyki, z polskiego mu napisałem, a to osobna historia. Ponieważ byłem popo pomagać przy remoncie 979, to wróciliśmy na st. mac. ok. 21:00. Tu od razu zaczął się ruch, więc odciąłem się i słuchawki na gowę, muzyczka zagłuszająca dźwięki z zewnątrz i robiłem zadania. Wpierw chemię, ale później przerzuciłem się na PL. Wysłałem mu je o 22:12. Miał je przepisać na kartkę i wysłać mi zdjęcie, po czym to zdjęcie na librusie miałem wysłać jako odpowiedź do tego zadania. O 23:05 pytam się go, co z zadaniem i odpowiedź:
- "Jeszcze nie bo dopiero znalazłem lepszy długopis"
- bo za 52 minuty się kończy dziś, a później już je jutro (odpowiedziałem, zadanie było do północy). 
Później nadeszło zdjęcie, wysłałem, tam się zaakceptowało. 
   I tak dobrze, że udało się go nakłonić do napisania. 302, z którym wcześniej robiłem lekcje i testy do kursu na praktyki na razie zamarł, choć przypominam mu się z istotnymi sprawami do załatwienia, czyli legitymacja, naprawą zębów, bo mu się zaczynają sypać i poprawa półrocza, bo z prawie wszystkich przedmiotów miał NK. 
   Nauczycielki w szkole podstawowej 303 dość przyjazne, pełne optymizmu, albo robiły takie wrażenie. Nawet jedna jak tak optymistycznie powiedziała, że na pewno z 303 będzie się dobrze pracowało, to odpowiedziałem - to się jeszcze okaże. 303 ma orzeczenie o zajęciach rewalidacyjnych dwa razy w tygodniu. Na razie nie sprawdziłem, bo wszystko jest nagle napięte jak baranie jaja, jego sprawności czytania, rozumienia, zapamiętywania. Naonczas wiem, że 302 ma problemy z czytaniem, nie wiem jak to u 303 wygląda. Wyjdzie pewnie w trakcie kolejnych zajęć. 
   Dziś był na e-lekcjach do 15:00, bo ostatnia chemia tak się kończyła, jutro ma przyjść na następne. Na razie się cieszy, bowiem w XVII ośrodku zamkniętym szpitala psychiatrycznego, w którym był w Toszku, miał oceny ze średnią powyżej 4-ch. Nauczycielka, która go wprowadzała do librusa chwaliła, że ma takie oceny. Wypowiedziałem się, że to w sumie tylko cyferki, a jak jest faktycznie się okaże. Coś mi się zdaje, że jeżeli nie terroryzował nauczycieli, to te oceny raczej za oddychanie były. 
   Oczywiście 303 ma zdalne lekcje, a ruch na st. mac. na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet go trochę przewyższał. Do tego 303 co lekcja z jakimiś problemami, to też popołudnie, a jestem zmęczony połączeniem ruchu na st. mac. z jego e-lekcjami i przygotowaniem go, na tyle, na ile się da to zrobić na ostatnią chwilę, do tych lekcji. 
   Wczoraj, zresztą dziś też, wynikł problem odbioru 304. Ponieważ on 1-sza kl. podstawówki to jest obowiązek jego odbioru. Rodzice nie są w stanie, tzn. matka pracuje, a 972 nawet na dwu etatach, to też z tego co zauważyłem jest codzienna licytacja, który ze starszych braci ma go odebrać. Wczoraj awaryjnie prawie biegłem w tym śniegu z 303 odebrać 304. Już po odbiorze wraz z nim weszliśmy z powrotem na st. mac., bowiem zadania trza było zrobić. Dziś powtórka z odbiorem. O ile 303 się wymówił, że ma zajęcia, faktycznie miał okienko i mógł po niego iść, to sprawa przerzucała się pomiędzy 301, a 302. W rozmowach telefonicznych brała udział też matka, a nie wiedzieć czemu, wszystko koordynował 303. Nawet w busie, bo to z nimi się ustala, kto go odbiera zgłupieli, bo padły 3 wersje.
   Dobra, tyle, bo zaś tego nie puszczę, więc dziś bez zdjęcia, może nadrobię następnym razem. 
   Narka.

czwartek, 14 stycznia 2021

Czwartek #1740

    Ja pierdole ale akcja. Prawie doszło do rękoczynu z 824, ale udało się sytuację rozwikłać informacją, którą mamy iż Alzaimer jest w toku. Otóż przedwczoraj wyniosłem jednego surowego czarnego kotleta, którego on chciał zeżreć. Był czarny, pokryty pleśnią i waliło z niego jak z gówna. Pytam się go, bardzo spokojnie, czy z tym kotletem jest wszystko ok? Wziął do ręki, otwarłem mu woreczek i patrzy, wącha i mówi
- ja tam nic nie widzę, wszystko z nim jest dobrze. 
  Potwierdziło się, ze węchu nie ma w ogóle, smaku też, co już wiem od kiedyś, a czemu wzrokowo nie jest w stanie przetworzyć info, że to stare i czarne, to może "ten mózg nie działa prawidłowo". Wyniosłem tego kotleta do 811, by pokazać jej powagę sprawy. 
   Wczoraj wyciągnął następnego czarnego z lodówki, ale już mniej, jednak walącego nadal okropnie. Mówię, że to się nie nadaje, on że będzie to żarł, mam się nie wtrącać do jego spraw, czemu w ogóle mieszam się do tego co robi?, i już mi ciśnienie wzrosło. Wziąłem tego kotleta i poszedłem do jednego sąsiada, by mu powiedział, że to się nie nadaje. Niestety to jakaś cipa (ok. 22 lata) i ledwo z siebie wystękał, że to "trochę daje". No co za gupi ciul. Sam by tego nie ruszył, a nie potrafi powiedzieć. Echh.. Znowu się zrobiło niezręcznie, bo zaczął się robić agresywny, jak chciałem go zniechęcić do usmażenia czarnego kotleta. Dał go na talerzyk, posolił, popieprzył, dał przyprawy i odstawił na czekanie na smażenie. 
   Dalsze perswazje z mojej strony nie dały efektu, to pomyślałem. Skoro on ma Alzaimera, to nie będzie pamiętał, co się działo wcześniej. Jak zniknie z kuchni, to kotleta, by nie wyciągał go z hasioka, wyciepnę za okno i zrobię (uwaga!) podmianę z mniej śmierdzącym (też rozmrożonym), a na pewno nie czarnym z lodówki, który też nadawał się do wyciepnięcia. Gdy poszedł do łazienki, kotlet za okno, mycie nowego, szybka podmiana i jak właził do kuchni, to akurat ciepłem go na talerzyk, ale byłem do niego odwrócony tyłem to widział, że coś się dzieje, ale nie ogarnął, że podmiana. Czekałem na reakcję - cisza. Nie wiem czy zauważył, ale zajął się tym podmienionym kotletem. Obserwowałem to z za węgła. Popatrzał, przetworzył informacje, że nie widzi na nim przypraw, to posolił, popieprzył, ciepnął nań przyprawy i zaś pozostawił na oczekiwanie na smażenie. Jest źle. 
   Za jakiś czas, tak odczekałem by zaś zapomniał, powiedziałem, że nie będę jadł obiadu, a że on się odchudza (od 10 lat), to by zeżarł se tego mniejszego, a tego większego (śmierdzącego) zostawił na kiedyś tam. Udało się, zawinął tego śmierdzącego do folii i wraził do lodówki. Sukces, zeżre dziś coś nie starego, choć świeżość kapusty do tego była dyskusyjna. 
    Po tym obiedzie odczekałem godzinę i poszliśmy do przychodni, bo musi wciepnąć kartkę na leki, ale w drodze do domu zostawiłem go, by pod pretekstem sprawdzenia czy trzeba podać nr pesel wróciłem i porozmawiałem w spr. umówienia go na wizytę dodatkową w spr. zaników pamięci. Wziąłem numery telefonów i dziś będę dzwonił od 811. Od przychodni pojechaliśmy do centrum, bo jemu się włączyło, że chce pralkę kupić. Na szczęście, bo geriatrion tak ma, że lata po starych, często drogich sklepach, ten sklep umiejscowiony był w dawnym pawilonie, ale wielkopowierzchniowym, to ze względu na zarazę był zamknięty. Uff, przesunięte w czasie. Wróciliśmy do mieszkania, ale spacer po mieście zaliczony, ruch odbyty. Piecyk (czyli mikrofalówka) też z zakupów wykreślona, przynajmniej tak myślę. 
   Dziś już nie pamiętał, że byliśmy wczoraj w sprawie pralki w mieście, to zapragnął iść zaś obejrzeć pralki. Jednak wyrwał się już na zakupy, bo jak tak od 4 dni bez zakupów (z tym zakupoholizmem). No ok, to idźmy, ale co kupić? Tu zaczął wymyślać czego mu brakuje. Zacząłem sprawdzać i z długiej listy w zasadzie pozostała tylko maślanka, a w sklepie dociepł do tego mleko. W sklepie oczywiście włączył mu się zakupoholizm. Co chwile po coś sięgał i bardzo spokojnie musiałem tłumaczyć iż to, albo jest, albo nie jest potrzebne. Wyraźnie był niezadowolony, że tylko dwie rzeczy w koszyku. Tak myślałem w sklepie, że najlepiej to by było co dwa tygodnie na takie 4 dni zjechać, ale co ze st. mac. i ruchem na niej?
   Zobaczę co w przychodni później ustalę. 
   Zdjęcie.
  Tramwaj linii 29 w Chebziu Pętli (Rudzie Śląskiej). Buda wygląda dziś zupełnie inaczej (ta po lewej od dyspozytora), aczkolwiek stoi nadal. Układ torowy też mniej więcej taki sam, równie stary dziś co wtedy, czeka na koperty i łapówki, by go przebudować. 
   Tyle, narka.

   

wtorek, 12 stycznia 2021

Wtorek #1739

   Śniadanie u 824. Chleb z nawaloną margaryną do smarowania, i na to stara padlina przywalona taką ilością ketchupu, że faktycznie jak by mi to ktoś podał, to mało realne by wyczuć starą padlinę (na każdej kromce inna padlina). Do tego kubek mocnej herbaty i mocnej kawy. 
   No mój żołądek jakby dostał taką mieszankę to za godzinę lub szybciej leżę w męczarniach rozchodzących się z niego na organizm, wołającego o pomoc, z zapytaniem, czy mi nie jebło, że tyle tam powciepowałem. 
   No cóż. Nie tylko 824 ma taki żołądek silny, 172, 826 też. Nie wiem czy pozazdrościć, ale jak widać na przykładzie 824 z takim żołądkiem można dociągnąć do końca i mimo tego co się tam wciepuje, na niego się nie zejdzie. 

   Wczoraj profilaktycznie pytałem się, o której wstaje, bo przecież na zakupy musi kiedyś leźć. Odp.:
- o 07:00. 
   Od razu włączył się alarm. Oho, będzie wyjście do sklepu. Nastawiłem budzik na 07:20 i wcześniej, wyblebiłem do łóżka, by nie było jak dzień wcześniej kiedy się zastanawiałem, po przebudzeniu o 09:30, czy już polazł czy nie? 
   Dziś przebudziłem się ok. 05:48. Narząd słuchu zgłosił do jednostki centralnej, że odnotował ruchy w mieszkaniu, a skoro tak, (jak mówił o. Natanek) to wiedz...., że... coś się dziejeeee. Jednostka centralna od razu wybudziła maszynerię i faktycznie stwierdzono ruchy 824. Kurs dotyczył ubikacji, ale z niej udał się ponownie do łóżka. W sumie też się położyłem, ale przed 07:00 już wylazłem, bo i tak nie zasnę na 20 min. To włączyłem rozruch poranny. 
   824 jak mnie zobaczył to był w szoku. Też włączył procedury poranne w tym w/w śniadanie, ale wyjście zostało odwołane o czym nie poinformował, ale widziałem, że zrezygnował. Zajął się innymi zajęciami, ale zauważyłem, że w związku z tym jest jakiś nie swój. W sumie dobrze jeżeli go powstrzymuję od wyjścia na zakupy, ale chyba nie zdaje sobie sprawy, że jeszcze dwa dni bezzakupowe. Z lodówki i tak wyciepuję kolejne rzeczy, które już totalnie nie nadają się do żarcia. Wczoraj jak otworzyłem lodówkę to był wybór do śniadania między mega pleśnią, dużą pleśnią, średnią pleśnią, małą pleśnią czy dopiero rozwijającą się pleśnią. Coś tam jednak nadaje się do pożarcia, ale niewiele. 
    Zastanowienie się nad sytuacja prowadzi do konstatacji, że podobnie dzieje się między mną, a 979. O ile na razie jest jeszcze względnie, to długofalowo idzie to w podobnym kierunku. Mało ze sobą rozmawiamy, tracimy ten nawyk, a za tym idzie brak przepływu informacji. Uzasadnienia działań, co istotne, bo to ciągnie dalsze konsekwencje. Ostatnio malowałem ściany u 979. Miast powiedzieć, wytłumaczyć co, a najważniejsze czemu tak, a nie inaczej nie nastąpiło. Weź tu pomaluj i popatrz czy jest dobrze. Na ile potrafiłem to popatrzałem, ręką, bo mam dość wyczuloną, sprawdziłem, poprawiłem i zacząłem malować. Już po okazało się, że w zasadzie połowę tego co malowałem to spierdoliłem, bo coś tam jednak było nie tak w ścianach, które były gładziowane, szlifowane itp. Farba gruntująca zniszczona, stracony czas itp. Wyszło fatalnie, ale przecież w życiu takich rzeczy nie robiłem. U siebie nie spuszczam się nad idealnie prostymi ścianami, bo takich nie mam, ale rozumiem, że taki trend, jak z modą, że mają być proste, to takie robimy. No ok. 
   Jednak ta sytuacja trochę pokazuje, że, co wiem, w relacjach nie jest dobrze. Oby to nie skutkowało, jak w relacjach z 824, że generalnie to rzadko kiedy rozmawialiśmy, a teraz kiedy "ten mózg nie działa prawidłowo" to już nie nastąpi. 

   No dobra. Teraz potwierdzenie tego co już pisałem. Nadrukowaliśmy najwięcej papierków z nominałami w UE, przez to mieliśmy największy deficyt finansów publicznych 8,9% w ub. roku, w tym ma być nadal 8%. Przez to (tu za Rzeczpospolitą) inflacja w Polsce była w ubiegłym roku, w niektórych miesiącach najwyższa w UE. Ceny u nas poszybowały w górę, kiedy w UE zmierzały wprost w odwrotnym kierunku – deflacji. Podobnie z poziomem długu – granicę 60 proc. PKB mogliśmy przekroczyć już w 2020 r., a w 2021 r. dług ma rosnąć dalej. (napisali w rzepie) W sumie to z bieżąco spływających informacji, o których tu wcześniej pisałem, można było już wywnioskować wcześniej. 
  I na koniec, by nie było Wam smutno z tego powodu to (za forsal.pl) Grupa 500 ludzi z największymi majątkami na świecie wzbogaciła się w ub. roku o 1,8 bln dol. Jej łączna wartość netto urosła do 7,6 bln dol. – wynika z Bloomberg Billionaires Index. Oznacza to wzrost na poziomie 31 proc. (najwyższy roczny wzrost od początku prowadzenia obliczeń).
   Już wiadomo komu służy zaraza. 
   Zdjęcie.
 Jak poprzednio, na nieistniejącej już linii tramwajowej 18-cie. Skład wagonów typu N akurat na mostku w Rudzie Płd., ledwo go widać po prawej stronie tylnego wozu, przez który padła cała linia, bowiem mostek się zniszczył i trza go było odbudować. Wstrzymano, jak się dziś okazało trwale, ruch tramwai, a mostek już później zrobiono na nowo, ale już bez linii tramwajowej. Ot taki pretekst do zamknięcia linii tramwajowej. 
   Narka.

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Poniedziałek #1738

    Jako się zaplanowało, tak się wykonało. No udało się. Wyjechałem do 824 na 4 dni, by ograniczyć u niego zakupoholizm art. spożywczych. Wzięliśmy z sobą naszego kompa, by nie zanudzić się tu na śmierć, ale i tak zajęć jest sporo. 
   Pierwsze to - trzeba kupić nowy piekarnik. Takie info przyszło od 824 bo coś tam się zepsuło. Na miejscu okazało się, że chodzi o mikrafalówkę, bo z niej iskrzy. Pytam się:
- a co do niej wsadzasz?
- nic
-jak to nic? Puszczasz ją pustą?
- no normalnie wsadzam. 
   Ok. To było wczoraj, dziś usiłowałem uszczegółowić co się właściwie dzieje i gdzie iskrzy. W myśl tego co mówił 824 nie w środku, ale z boku. No ok. Nasamprzód należało ją umyć, bo nie dało się jej dotknąć, bowiem ciągle mi się lepiły palce od tłuszczu. Operacja mycia zajęła z 20 min, bo musiało trochę z chemią puścić. Następnie rozebrałem ją, by zobaczyć czy nie ma tam jakiś osmolonych kabli, ale wszystko było czyste, to też pytam się go przy rozebranej mikroweli, gdzie dokładnie iskrzy?
  W środku w końcu wskazał, jak już była rozebrana. 
- a jak co odgrzewasz i na czym, jak iskrzy?
- no na takim talerzyku (i przyniósł talerzyk, z ozdobą wykonaną jako pozłacaną)
- to z tego talerzyka iskrzy, bo ma ozdobę metalową. 
- ale to tylko talerzyk
- ale ma ozdobę metalową
- to czemu iskrzy?
- bo to jest metalowe
- talerzyk (od razu sobie powiedziałem - ten mózg nie działa prawidłowo)
  Zamknąłem dyskusję, bo nic by z tego nie wyniknęło. Postanowiłem po prostu często przypominać że jest sprawna, ale nie na tym talerzyku podgrzewać. Czy to da efekt... Nie sądzę. 
   W każdym razie jest czysta i szafka na której stała też się oczyściła. 
   Dobra, taka krótka zajawka, ale zara jadę do dentysty, to by przynajmniej jedną opowiastkę mieć z gowy, to puszczam bez zdjęcia. 
   Narka. 

czwartek, 7 stycznia 2021

Czwartek #1737

   Jest jakiś taki przesąd czy zabobon, że co robi się w wigilię, sylwestra to robi się cały rok. Otóż w sylwestra siedziałem k/południa na 172. Zachciało mi się pozycji, kiedy on jest na czworakach, to mu powiedziałem by się tak ustawił. Rozebrałem się, on też i siadłem na nim. W zasadzie w tej pozycji, to stopy kładę na łydki, akurat tego co jest pode mną. Położyłem, tylko po chwili się kapłem, że nie ściągnąłem skarpet. Ale faux pas. Ściągnąłem skarpety i ponownie stopy, siedząc mu już na plecach, położyłem na jego łydach i już było ok. Jednak czerpanie z mięśniaków jak największej ilości ich zasobów mięśniowych jest fantastyczne. Siedząc na nim ruszałem się na nim, by korygował swoimi mięśniami pozycję, a to powoduje ruchy mięśni ich naprężanie i pracę, a także rewelacyjne dla mnie widoki. 
   Tego nie pisałem, ale jakoś chyba przed świętami zmarkowałem, bo już go długo męczyłem, ale zaś się zablokowałem. No wiecie, takie mięśnie, te żyły, to wszystko i ja na tym, mało tego, kiedy wokół zaczynają grasować co raz częściej morświny, jakieś kloce, bezkształtne masy. Nawet małe skurwiele od 972, mimo iż mają taki potencjał, to jest on marnowany przez pracę kciuka w ciągu dnia. Ehh, współczuję współczesnym laskom, bo prawdziwych mięśniaków już nie ma (chciało by się rzec), ale faktycznie jest to gatunek wymierający. Wracając do 972 postanowiłem, że to w zasadzie ostatni raz kiedy markuję. W końcu on nie stęka, że go przydługo męczę czy coś, więc czemu mam mu dawać spokój, wszak mogę się nacieszyć dłużej i tak chyba będę robił. 
   Jak się na nim ruszałem, to leciał też spank na jego plecy, głownie na łopatki, trochę przy barkach. On jak korygował położenie to trochę uwidoczniły mu się żyły na plecach, no i pewnie trochę pod wpływem spanku, bo skóra reaguje, a ta się zaczęła w miejscach lądowania dłoni robić czerwona. Do tego umięśniony kark, mocno wyżyłowany z mięśniami schodzącymi w stronę barków. Jak chwyciłem go za taką umięśnioną szyją, to aż miło mi się zrobiło. Nie wiem skąd to się wzięło, ale lubiłem/bię zawsze mięśniaków chwycić za szyję od tyłu, tam gdzie te mięśnie i ściskać. On przy moich ruchach napinał niektóre mięśnie pleców, czasem było widać ten mały trójkąt mięśni w środku pleców, kiedyś chyba o nim pisałem, który jest na prawdę, rzadkością u mięśniaków. Tak se teraz myślę czy u 979 on jest, ale musiałbym się przypatrzeć dokładniej kiedyś, jak znowu będzie w klacie. 
   Przychodzi, to opiszę szerzej kiedyś indziej, średni CS od 972 na korepetycje. Nie byłbym sobą gdybym go nie zmacał i nie ocenił mięśni. Przedramienie poniżej średniej. Nie były odpychające wyglądowo, ale trzeba mocno ścisnąć, by w środku przedramienia poczuć mięsnie i to tak mizerne. Bicepsów w ogóle, no nic, do kości można ścisnąć i efekt żaden, a jak chwyciłem za szyję to, choć wygląda ładnie, to taka galaretowata. I to naświetla nową sytuację. Dotychczas jak jeździłem do 824 to obserwowałem młodzież w autobusach i, podobnie jak u średniego CS-a od 972 (muszę im jakieś numerki nadać, bo przydługo się pisze o nich) wygląd fajny, ale to tyle. Jak się dotknie, no nie, jak się ściśnie to dramat. Ćwiczeń w ogóle, ruchu mało i efekt fatalny. 

   Dobra jeszcze jedną sprawę opiszę. Jechaliśmy ostatnio do Częstochowy, do mieszkania po babci od niby laski od 979, bo robotnicy budowlani coś tam mieli zrobić. Wyjechać mieliśmy ze st. mac. o 08:45, to też o 7:30 wstałem, procedury i byłem gotowy na wyznaczoną godzinę. Ich nie było. Przyjechali o 09:05. Ponieważ 20 min później, a czas naglił, to 979 jechał początkowo trochę szybko. Ponieważ przytrzymka na telefon z GPS na szybę nie trzymała i spadała, to telefon miał w półce, przeto GPS słabo widział i na pewnym rondzie źle pojechał, a że to wjazd na A1-kę, to z jakieś 4 km, musieliśmy nadłożyć. Powadził się z niby laską o to, więc od razu przestałem się odzywać aż do Cz-wy, ale nie, nic wcześniej nie mówiłem o jego jeździe, oduczyłem się. Z tych nerwów zaczął jeszcze szybciej jechać, aż w końcu w okolicach Pyrzowic jechał już, jak dla mnie, za szybko. Padała drobna mrzawka, a nadto A1-ka jest, to u nas taka tradycja, źle zrobiona i są uskoki pionowe na niej. Wobec tego, autem podrzuca, góra dół. Jeszcze jak dodać do tego, że mechanik z niego żaden i trudno mu wychwycić usterki, to gnanie w tych warunkach, takim autem 150 km/h było... (nie będę pisał tu jakiś zmyślnych określeń). W każdym razie bałem się, bo małe coś i lecimy, a to tylko puszka blachy przy tej prędkości. Z tego bania się wymyśliłem, że wracam pociągiem. 
    W jakimś PL filmie, taki stary aktor, którego w scenie mieli zabić, powiedział, że w miarę jak się starzeje to bardziej mu się chce żyć. I chyba cos w tym jest, bo nieszczególnie chciało by mi się spędzać reszty życia jako inwalida. Ja rozumiem, że najlepsza dla ludzi była by teleportacja, a jazda czymkolwiek dla większości nie jest przyjemnością, to chcą to mieć z gowy. Tylko w razie W, jaka jest cena tego "z gowy". W życiu osobówką bym tyle nie jechał. Nie to, że nie umiem, ale osobówkami boję się takich prędkości właśnie ze względu, że to tylko puszka blachy, większymi autami czuje się bezpieczniej. A może faktycznie z wiekiem przeszło mi gonienie? Jak to będzie wyglądało jak wrócę za kierownicę, nie wiem. 

   Z mieszkania babci, oczywiście za zgodą, zabrałem stare igły i kpl. literatek, takich z lat, jak oceniam, końcówki 70-ych. Oczywiście rant wyprofilowany, tzn. lekko szerszy, więc komponują się w warach idealnie, przetestowałem po dokładnym umyciu. Może kiedyś im strzelę fotę. 

   I na koniec, może słyszeliście lub nie, ale rodacy zawsze potrafią i teraz, po wdrożeniu podatku cukrowego, sprowadzają coca-colę z Czech jako... odrdzewiacz. 
   Zdjecie. 
Nie istniejąca linia tramwajowa 18, zamiast której jeździ autobus. Zdj. w Rudzie Płd. Tram wyjeżdża z pod wiaduktu, na którym jest linia kolejowa Katowice - Gliwice (wiem, jakby się ktoś ciepał, to linia kolejowa 137 Katowice - Legnica). 

   Tyle, narka. 

niedziela, 3 stycznia 2021

Niedziela #1736

   Sylwester na st. mac. 
   No on jakby miał sie nie odbyć, ale można zaliczyć, że się odbył. Jeszcze krótko przed sylwestrem były dwa małe CS-y od 972, ale o 18:45 się ewakuowały, bo "godzina policyjna". Jak to idzie społeczeństwo zastraszyć. Mniej bojaźliwy byli 230 i 834, którzy zalegli już wcześniej, ale na tą godz. mieli wywalone. Poszli gdzieś k/20:00 w teren, ale później, gdzieś ok. 21:00 wrócił (chyba, bo ja już z Tedem miałem biesiadę od ok. 17:00, to mniej pamiętam), 230, a po nim jakieś 30 min wszedł na st. mac. ponownie 834 i zostali już do północy. Mnie to tam średnio wadziło, bo prowadziłem dyżurkę w tedeku (grze) i byłem skupiony na prowadzeniu ruchu, ale raz udało mi się wpuścić skład towarowy na zajęty tor. Ten też chyba był po spotkaniu z Tedem lub kimś innym, bo mimo wjazdu na tor z prędkością do 20 km/h, taka tam obowiązuje prędkosć, przyrżnął w pasażera (skład pasażerski) na torze. Mnie się kapło, jak już był na wajchach, ale RS nie nacisnąłem. 
    Teraz już nawet nie pamiętam, czy oni poszli o północy w teren czy nie, dość, że po północy byli na stacji, na którą wszedł dodatkowo 172 ze swoją laską. Zrobiło się trochę tłoczno, ja mało co ogarniałem, bo już trochę łyknąłem więc oni jakby sami grasowali po st. mac. 
    A miało być tak pięknie. Sylwester na pustej st. mac. przy grze z Tedem i tyle, a tu przyszło mi, jak zwykle, prowadzić ruch wirtualny z tym realnym. Echh. 
    Stacja mac. opustoszała coś ok. 01:30, też miałem dyżur na wirtualnej zrobiony od 02:00 to też ok. 02:20 byłem już w łóżku. 
    Z tego wszystkiego, bowiem inne składy na st. mac. nawet szampana sobie nie otwarłem, a dwa są nadal w piwnicy oczekujące. 
    979 pojechał ze swoją niby laską w góry do Ustronia. Wyjechali coś k/południa w sylwestra, ale jak mówił 979 miało być to wcześniej. Oczywiście na drugi dzień seria zdjęć z uśmiechami nr 5, bo teraz taka moda, to i oni od niej nie odbiegają. Sztucznie to jakoś wyglądało, ale rozumiem, presja otoczenia, oglądanie reklam i innych zdjęć, gdzie podobnie się sztucznie szczerzą, robi swoje. Nawet napisałem 979, że w okularach ciemnych, w jakich robił zdjęcia, wyszedł wybitnie staro. Aż mnie zdziwiło, że takie wrażenie te zdjęcia zrobiły. 

   W sumie taki sylwester dobry był dla miast, bowiem zaoszczędziły nie małą kasę na organizacji imprez plenerowych. To są nie małe koszty rozstawienie scen, zaproszenie artystów i cała organizacja tych imprez włącznie z transportem zbiorowym i sprzątaniem po niej. Tak, kasa została w budżetach, choć jak pamiętam, to ona z roku na rok nie przechodzi. To też jakaś wadliwość budżetów, bo jak się ma nadwyżkę to pilnie ją trza wydać jeszcze w starym roku, bo w nowym tej kasy już nie będzie. Szczęście w tym roku, że i tak, ze względu na zarazę były deficyty, to rozeszło się po kościach. 

   Jeszcze przed sylwestrem 30-go byłem u 824. Tam dopiero robi się dramat. O lodówce to już nie ma co wspominać, bo zapełnia się balkon. Kilogramy żarcia, których on nie wchłonie, dlatego jest wstępna decyzja, że jadę tam 10-go z własnym kompem, co się tam nie zanudzę i będę tam włącznie do 14-go, by uniemożliwić mu zakupy. Jak nie dojdzie do jakiejś spiny, bo to zawsze balansuje na cienkiej linie, to może wytrzymam, a on pozbędzie się zbędnych zapasów i nie zrobi nowych zakupów. Niestety, co raz częściej powtarzam sobie - ten mózg nie działa prawidłowo! Mimo tego, jakieś ruchy muszę podjąć, bo nawet ostatnio jak byłem to widziałem, że go brzuch boli. Tzn. nic nie mówił, ale widocznie zeżarł znowu coś starego na śniadanie i trawił. Właśnie pobyt 4 dniowy ma trochę uratować sytuację. 

  Oki, choć chciałbym napisać jeszcze trochę, to jednak nie wiem czy zaś notka by wyszła, bo wczoraj byłem u 374 6h i tyle gadaliśmy, więc notka zaś przesunięta. 
W zasadzie tego co na zdjęciu to już w ogóle nie ma. Tzn. układ torowy zmieniony, budynku po prawej nie ma, przystanek wygląda zupełnie inaczej. Aż sam się zastanawiałem gdzie to jest zrobione. To Ruda Płd. i mijanka (dawniej dla linii 18 i 29, dziś) dla linii nr 1. Widok w kierunku Rudy Chebzia. 
   Ok, kończę, bo zaś tego dziś nie wypuszczę.
   Narka.