Ja pierdole ale akcja. Prawie doszło do rękoczynu z 824, ale udało się sytuację rozwikłać informacją, którą mamy iż Alzaimer jest w toku. Otóż przedwczoraj wyniosłem jednego surowego czarnego kotleta, którego on chciał zeżreć. Był czarny, pokryty pleśnią i waliło z niego jak z gówna. Pytam się go, bardzo spokojnie, czy z tym kotletem jest wszystko ok? Wziął do ręki, otwarłem mu woreczek i patrzy, wącha i mówi
- ja tam nic nie widzę, wszystko z nim jest dobrze.
Potwierdziło się, ze węchu nie ma w ogóle, smaku też, co już wiem od kiedyś, a czemu wzrokowo nie jest w stanie przetworzyć info, że to stare i czarne, to może "ten mózg nie działa prawidłowo". Wyniosłem tego kotleta do 811, by pokazać jej powagę sprawy.
Wczoraj wyciągnął następnego czarnego z lodówki, ale już mniej, jednak walącego nadal okropnie. Mówię, że to się nie nadaje, on że będzie to żarł, mam się nie wtrącać do jego spraw, czemu w ogóle mieszam się do tego co robi?, i już mi ciśnienie wzrosło. Wziąłem tego kotleta i poszedłem do jednego sąsiada, by mu powiedział, że to się nie nadaje. Niestety to jakaś cipa (ok. 22 lata) i ledwo z siebie wystękał, że to "trochę daje". No co za gupi ciul. Sam by tego nie ruszył, a nie potrafi powiedzieć. Echh.. Znowu się zrobiło niezręcznie, bo zaczął się robić agresywny, jak chciałem go zniechęcić do usmażenia czarnego kotleta. Dał go na talerzyk, posolił, popieprzył, dał przyprawy i odstawił na czekanie na smażenie.
Dalsze perswazje z mojej strony nie dały efektu, to pomyślałem. Skoro on ma Alzaimera, to nie będzie pamiętał, co się działo wcześniej. Jak zniknie z kuchni, to kotleta, by nie wyciągał go z hasioka, wyciepnę za okno i zrobię (uwaga!) podmianę z mniej śmierdzącym (też rozmrożonym), a na pewno nie czarnym z lodówki, który też nadawał się do wyciepnięcia. Gdy poszedł do łazienki, kotlet za okno, mycie nowego, szybka podmiana i jak właził do kuchni, to akurat ciepłem go na talerzyk, ale byłem do niego odwrócony tyłem to widział, że coś się dzieje, ale nie ogarnął, że podmiana. Czekałem na reakcję - cisza. Nie wiem czy zauważył, ale zajął się tym podmienionym kotletem. Obserwowałem to z za węgła. Popatrzał, przetworzył informacje, że nie widzi na nim przypraw, to posolił, popieprzył, ciepnął nań przyprawy i zaś pozostawił na oczekiwanie na smażenie. Jest źle.
Za jakiś czas, tak odczekałem by zaś zapomniał, powiedziałem, że nie będę jadł obiadu, a że on się odchudza (od 10 lat), to by zeżarł se tego mniejszego, a tego większego (śmierdzącego) zostawił na kiedyś tam. Udało się, zawinął tego śmierdzącego do folii i wraził do lodówki. Sukces, zeżre dziś coś nie starego, choć świeżość kapusty do tego była dyskusyjna.
Po tym obiedzie odczekałem godzinę i poszliśmy do przychodni, bo musi wciepnąć kartkę na leki, ale w drodze do domu zostawiłem go, by pod pretekstem sprawdzenia czy trzeba podać nr pesel wróciłem i porozmawiałem w spr. umówienia go na wizytę dodatkową w spr. zaników pamięci. Wziąłem numery telefonów i dziś będę dzwonił od 811. Od przychodni pojechaliśmy do centrum, bo jemu się włączyło, że chce pralkę kupić. Na szczęście, bo geriatrion tak ma, że lata po starych, często drogich sklepach, ten sklep umiejscowiony był w dawnym pawilonie, ale wielkopowierzchniowym, to ze względu na zarazę był zamknięty. Uff, przesunięte w czasie. Wróciliśmy do mieszkania, ale spacer po mieście zaliczony, ruch odbyty. Piecyk (czyli mikrofalówka) też z zakupów wykreślona, przynajmniej tak myślę.
Dziś już nie pamiętał, że byliśmy wczoraj w sprawie pralki w mieście, to zapragnął iść zaś obejrzeć pralki. Jednak wyrwał się już na zakupy, bo jak tak od 4 dni bez zakupów (z tym zakupoholizmem). No ok, to idźmy, ale co kupić? Tu zaczął wymyślać czego mu brakuje. Zacząłem sprawdzać i z długiej listy w zasadzie pozostała tylko maślanka, a w sklepie dociepł do tego mleko. W sklepie oczywiście włączył mu się zakupoholizm. Co chwile po coś sięgał i bardzo spokojnie musiałem tłumaczyć iż to, albo jest, albo nie jest potrzebne. Wyraźnie był niezadowolony, że tylko dwie rzeczy w koszyku. Tak myślałem w sklepie, że najlepiej to by było co dwa tygodnie na takie 4 dni zjechać, ale co ze st. mac. i ruchem na niej?
Zobaczę co w przychodni później ustalę.
Zdjęcie.
Tramwaj linii 29 w Chebziu Pętli (Rudzie Śląskiej). Buda wygląda dziś zupełnie inaczej (ta po lewej od dyspozytora), aczkolwiek stoi nadal. Układ torowy też mniej więcej taki sam, równie stary dziś co wtedy, czeka na koperty i łapówki, by go przebudować. Tyle, narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz