niedziela, 28 lutego 2021

Niedziela #1754

  (to miało iść wczoraj i było gotowe do wyprawienia, ale... nie wyszło. Określniki dni należy sobie cofnąć o jeden wstecz.)
    
Cały czas siedząc u 824 zastanawiam się co dalej. Z jednej strony można go zostawić samego i kiedyś się tak zatruje, że wyląduje w szpitalu, jeżeli w ogóle będzie potrafił wezwać pomoc. Nie głosi, że nie chce mu się żyć czy coś w tym stylu, bo niektórzy starsi ludzie tak mają. Dlatego zakładam, że nieświadomie się podtruwa starym żarciem. Ta nieświadomość wynika z braku węchu, smaku, ale jeszcze by mógł optycznie stwierdzić, ale coś tu nie działa. Dziś na śniadanie zeżarł spleśniały, na wierzchu był już pokaźny biały nalot pleśni, kawałek padliny. Po śniadaniu, jak polazł po chleb, wyciepłem ten i jeszcze inne. Zostały już tylko dwa wyglądające na nadające się, ale to już końcówka, bo jeszcze żarcie zalega na balkonie. Spokojnie mogę napisać, że w jeden tydzień wylecieło żarcia za min. 150zł. 
   Czemu tak uważam? Kupuje w najdroższych sklepach w centrum m-ta, na najdroższych straganach. Np. kupił jednego (była mała wojna przy stoisku, bo on chciał tradycyjnie trzy sztuki) ogórka małosolnego, za którego sprzedawczyni policzyła 4,35zł. Nosz qrwa to ile kosztuje kg.? W takim razie wyciepłem u niego 3x3 ogórki, to na samych ogórkach wyleciało 36zł. A gdzie garmażerka kupowana na rynku w mieście (mielone 23zł/kg), padliny kupowane w sklepie przy głównej ulicy, jeszcze tam nie wlazłem z nim, żółty ser, którego chyba z kg. też wylądował w koszu. 
   Jestem tu od ub. nd., a dziś jeszcze zostały do wyciepnięcia 3 ostatnie sztuki zapakowane w woreczkach padlin. One mają min. tydzień. 
   No i teraz przechodzimy do kwestii finansowej. Niestety mamy takie czasy i ona jest niestety ważna i istotna. Z tego co widzę na jego koncie bankowym, to miesięcznie na te rzeczy wywala ok. 2 tysi. Na jedną osobę, bo tyle wyciąga z konta, czasem nawet dobiera 500zł. Emerytury ma 3,3 tysia. Mieszkanie kiedyś oddał bankowi, więc spadku nie ma. I tu właśnie byście nie pomyśleli że jestem jakiś pazerny na kasę. Kiedyś się mnie pytał, czy chcę jego mieszkanie. Odpowiedziałem wtedy:
- nie, po co? Mam przecież swoją st. mac. 
   I to był błąd. Mieszkanie poszło w pizdu. Prezes banku się wzbogaci. 
   Z bieżącym wydawaniem kasy też jest podobnie. Od dekady nie interweniowałem, właśnie m.in. przez to, że dostawał ataku agresji i odpuszczałem, robiłem piruet i wychodziłem, jak w skrajnych przypadkach kiedy mu umyłem lodówkę. Teraz z perspektywy czasu to lekko licząc rocznie wypierdolił w kosmom 12 tysi, przez dekadę... W końcu mówię - nie. Czemu qrwa inni mają na nim żerować wciskając mu nadmiar art. spożywczych przy tym uśmiechając sie do niego radośnie. Z drugiej strony rozumiem jego zachowanie, bo przecież lubimy jak ktoś jest dla nas miły, uprzejmy, uśmiechnięty, ale qrwa oni nie robią tego za darmo, czego on już nie ogarnia. Chyba chodzi do nich tylko po to, by chwilę pogadać i by Ci się do niego uśmiechnęli, a to że przy tym wywali kasę w kosmom, to już mniejsza. Jak mówił to jego kasa. Czyli takie kupowanie uprzejmości, życzliwości przy okazji wywalania kasy. Ale jak pisałem poprzednio - chuj z tym, jakby się chemią otaczał. Pierdyliony nosowycierek, szampony do włosów itp. to niech leży. Nie psuje się tak szybko, ale żarcie spleśniałych rzecz, starych czarnych kotletów, o które toczy batalie byle tylko zeżreć tego starego, kiedy zamrażalnik pełny następnych, to coś tu jest nie tak. 
   Generalnie ciągle sobie powtarzam - ten mózg nie działa prawidłowo. 
   Właśnie, z ostatniej chwili. Wczoraj, nie wiem skąd, ale wyciągnął połówkę kury na obiad. Myślałem, że z zamrażalnika, a ona chyba była na balkonie. Przeleżała w zlewie do dziś i, jak do miski naleciała woda, to postanowiłem ją opłukać. Odwinąłem z dwu woreczków i myślałem, że rzygnę. Niestety, jak przy czarnym kotlecie, który wyciepłem za okno, tak teraz machina, która ruszyła w celu zeżarcia tej starej kury jest już nie do zatrzymania. Najgorsze w tym jest to, że muszę mu pozwolić zeżreć tą kurę, bo inaczej dostanie ataku agresji, po którym ja stąd wypierdolę i chyba zerwę kontakt. Tylko, że on tego nie będzie pamiętał już popołudniu, a ja to będę przeżywał przez kolejne tygodnie. Kura tak jebie, że musiałem uchylić drzwi balkonowe i okno w kuchni, by jednak nie rzygnąć. Dobrze, że mam słuchawki, bo czasem muszę odpłynąć, bo jednak jak nie ja, to kto się nim zajmie?
   Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Ciężko mi się na to patrzy, trudno jest mi zrozumieć - ten mózg nie działa prawidłowo - i wyobrazić sobie jak on faktycznie działa. Kiedy działa poprawnie (to też dziwne słowo, bo czy mózgi 972, 302, 303, mimo tego, że z nim się nic nie dzieje, działają poprawnie), kiedy nie. 
   Dyskusje z nim nie mają już sensu. Regres jest tak spory, że nie wypracowaliśmy nigdy formuły rozmawiania i teraz to już nie nastąpi. Niestety z 979 jest podobnie. Tyle lat się znamy, a do dziś nie ma formuły rozmowy, wymiany myśli, przebywania ze sobą. Wszystko jest w biegu, na chwilę, między czymś tam, a czymś tam, jemu, bo przecież młodszy, życie częściowo sie przeniosło do telefonu. I tak se czasem myślę, że jeżeli to się nie zmieni w jakimś tam czasie, to później będzie zupełnie jak ze mną i 824. Chodząc z nim po mieście myślę sobie - już z nim nie pogadam, nie porozmawiam. Już nie i nigdy już nie. Te chodzenie po mieście to taka potrzeba wyjścia z mieszkania. Np. po ogórek leźliśmy 2,1 km (odległość wyliczona z mapa.targeo.pl) w jedną stronę. Już pominę to, że po drodze ogórka można było kupić w nastu punktach sprzedaży znaczenie taniej jak w centrum m-ta. On chyba jeszcze pamięta czasy społem, kiedy wszędzie były te same ceny.
    Postaram się popracować trochę nad relacją z 979, bo teraz dopiero widzę to z pewnej perspektywy. 
   Ale uciekła mi główna myśl, którą chciałem tu napisać. Otóż przez całe swoje dotychczasowe życie otaczałem się młodym pokoleniem, młodymi mięśniakami. Teraz przechodząc na opiekę nad osobą starszą jestem jak rzucony na głęboką wodę i nie wiem czy sie nie utopię. Tzn. plan jest, by przygotować go pod opiekę całodobową, czyli jakiś dom starców, ale to niestety trwa. Przy tym trwa, będę musiał zintensyfikować przebywanie tu, bo może być tak, że nim to sie załatwi to on po prostu się w końcu czymś otruje.
   Ok. bo się rozpisałem, to wypada kończyć. Dziś zjeżdżam na st. mac. i myślę będzie spotkanie ze 172, bo wysłałem mu sms-a. 
   Zdjęcie. 
EDYTOWANO
  Kiedyś mnie za te zdjęcia zabiją. Jak patrzę to już se wyobrażam co z nim wieczorem zrobię (jak przylezie, bo nie mamy kontaktu). 

5 komentarzy:

  1. Fajne zdjęcie. Nice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile fajnych nie zrobiłem...
      Dopiero od pewnego czasu zajarzyłem, że jednak jakieś trza robić.

      Usuń
  2. WõW
    Cóż za zajebisty widok....

    OdpowiedzUsuń