sobota, 30 stycznia 2021

Sobota #1745

     To, że w pewnym sensie jestem nietypowy to jakby wiadomo, więc nie będzie niczym nowym jak napiszę, że zrobilem pseudo imprezkę z 303.
    Piątek, to dzień kiedy w zasadzie jestem wyłączony z obiegu, stacja dla ruchu w zasadzie zamknięta. To nic jednak dla składów, które tu na siłę chcą wbic. Tak się też stało, 230 wszedł na stację, akurat jak wyszedł 303, po iluś tam kielonach. Chciałem go przytrzymać dłużej, ale się wymknął. No ok. skoro się wymknął ze stacji to wpuściłem 230 i 844. O ile 230 wyszedl ze stacji po ok. 1,5 h, to 844 zaległ na niej do 16:45. W tym czasie ponownie wszedł na stację 303 ok. 15:40. W zasadzie to myślałem, że mnie chuj strzeli, bowiem tu, z jednej strony 303, do którego teoretycznie jest dostęp. i 844, do którego nie ma dostępu, to jeszcze ciągle nieustająco stęka. I tak też ciągle stękał aż do swojego wyjścia ze stacji. 
   Tu mała dygresja. 825 jest stary, ale podobnie jak ja, ma dar przenikliwości ludzi. Otóż już jakiś czas temu zauważyłem, że 844 ma skłonności, by wqrwiać drugą osobę, która akurat ma zamieszanie, trudną sytuację ruchową (dosłownie i w przenośni). Jak gram w symka kolejowego (w tedeka), to jak jest trudna sytuacja ruchowa, to 844 się nadzwyczaj aktywizuje, tak jakby chciał by jeszcze bardziej mi sie podupiło, jeszcze większe miałbym problemy, jakby on czerpał z tego satysfakcję, energię na dalszą część dnia. No ogólnie dramat. Dobrze, że mam podzielność uwagi, podzielność działań i mimo jego stękań udało się ruch przez wirtualną stację przepuścić w miarę planowo. W zasadzie mi się wydaje, że im trudniejszą sytuację ruchową mam na stacji (tej wirtualnej) to on się jeszcze bardziej aktywizuje, by jeszcze bardziej dopierdolić. Co to za typ ludzi, którzy tak mają?
   Niestety, dla 844, dałem se radę z ruchem wirtualnym, acz realnym, bo przecież Ci gracze są on-line, jak również z ruchem bieżącym na st. mac., pewnie ku zaskoczeniu, czy zniesmaczeniu 844. 
   Dobra, do czego zmierzam. Poszedł ok. 16:40 844 i pozostał na stacji 303. Otwarłem ponownie flachę i łykaliśmy. W miarę tego łykania dobierałem sie do niego. Nie, nie doszedłem do organu jakby ktoś na to liczył. Ograniczyło się do głaskania go po ciele od pasa w górę. Po plecach, klacie, lewym barku, bicepsie (siedziałem z jego lewej strony), [na prawdę w zaniku lub w niedorozwinięciu (chodzi o ten biceps)] przedramieniu lewym. W końcu nie wytrzymałem i moje wary oparłem o jego lewy bark, a następnie przesuwałem po jego plecach, głównie lewej stronie, bo z tej siedziałem. Oczywiście mózg reagował głównie na wiek, te magiczne 17 lat, ta skóra gładka, młodzieńcza, bo jeżeli chodzi o umięśnienie, to przecież wczoraj był 172 i te mięśnie 172 to w porównaniu z 303 to lipa f chuj. Oczywiście mózg ma dylemat, wiek, czy mięśnie? Wiek - gładka skóra, ten zapach młodzieńczy pozostający na rękach i dylemat kiedy je umyć, by ten zapach pozostał jak najdłużej. Pamiętamy młodzieńcze, mięśnie - 172, 972, 975, 977, dojrzałe mięśnie, takie, które jak się chwyci, to jest to coś w mózgu. To uczucie ściśnięcia takiego mięśnia, twardego, jędrnego, zbudowanego etc. 
   Ja wiem. Z drugiej strony są Ci, którzy tego w ogóle nie doświadczyli, nie doświadczą, a u mnie... ech, się co jakiś czas zdarza, bo ta wioska....
   No gdzie jest taka wioska, w której tak można wyrywać mięśniaków?
   By nie było, to mam zwiechę nt. co jak dowie się o tym 972, jego żona? Przecież robiłem to z 972, a teraz (niestety) zaczynam dobierać się do jego syna i to nie tego najstarszego. 
   Siedziałem przy nim, wary miałem na jego plecach i chciało mi sie płakać. Płakać z powodu, że będzie miał przejebane o czym jeszcze nie wie. Co z takim poziomem umysłowym zdziała? Fajne ciało, mięśnie - nieszczególnie, mózg - w ogóle. Co on w życiu, w tym pazernym kapitalizmie osiągnie?
   Dużo żeśmy nie łyknęli, bo on stwierdził, że leci do koleżanek. Też chciałem w sumie być sam, bo przyzwyczaiłem się, że w piątki jestem sam na stacji mac. i od jakiegoś czasu mi to odpowiada. 
   Czy to było dobre, że z nim łyknąłem? Nie wiem, ale 979 stwierdził, że mało profesjonalne. Oczywiście o moich zapędach nie wie, bo one były w części pretekstem do takich a nie innych działań. 
   O wywiadówce napiszę kiedyś indziej, jak jeszcze się uda, o nauce 303 też. 
   Zdjęcie. 
Tramwaj linii 17-cie, Bytom Łagiewniki. To inne ujęcie i inny wóz. 
To miejsce dziś wygląda tak:
  Przynajmniej podobne ujęcie, bo zdjęcie było robione z chodnika po prawej, ale z mapsa jest tylko takie. 
   Oki. Pcham notkę, bo zaś nie pójdzie, a zaległości f chuj. 
   Narka.

czwartek, 28 stycznia 2021

Czwartek #1744

     Nie opisywałem e-lekcji od 303 to czas to zrobić. Przychodzi rano, zasadniczo mnie budzi o horrorystycznych godzinach i uruchamiam mu kompa, pozbawiając sie dostępu do niego na ok. 6h. Oczywiście, że sa inne rzeczy do robienia na st. mac., ale też pewne przyzwyczajenia pozostają, jednak czegoż nie robi się dla nauki. Jak już zasiądzie na lekcjach, to centrum dowodzenia uruchomione, z komórką, jako trzecim ekranem włącznie. W tle leci lekcja ze szkoły nadawana przez nauczycielkę (przewaznie), która jako jedyna jest na kamerze. Reszta ma wyciszone mikrofony, 303 zwłaszcza, choć czasem udaje się wynegocjować, by się przez nań odezwał. 
    W zasadzie to w wieku 17 lat jest jak 14 latek. Potrzebuje nieustających rozrywek, treści które do niego płyną niekoniecznie tych naukowych. Jak te treści nie płyną to jak 304 powiedziałby - nudzę się i to byłby dramat. Na razie nie chcę go odcinać od tych treści pobocznych, bo i tak jest super osiągnięciem, że ruszył z e-lekcjami w przeciwieństwie do 302, który z nimi stanął, tzn. nie bierze już udziału z braku sprzętu. W takim razie mamy już dwu straconych dla nauki, pozostaje jeszcze 303 do uratowania, a czy się uda....  Jak pisałem wyżej i tak jest postęp, bo przynajmniej przychodzi i włącza się na nie, aczkolwiek dość częstym jest jeszcze sformułowanie, że ma na to wyjebane, w zasadzie na wszystko oprócz łażenia po placu siedzenia na fejsie, grania i pisania pierdół przez 4h. Na to w grafiku znajduje się miejsce zawsze. Jest jednak promyk nadziei, dopóki przychodzi i bierze udział w lekcjach, tzn. ma frekwencje. Ona jest i tak dramatyczna, bo udział w lekcjach to bierze może 8 dzieci, czyli 1/3 klasy, czasem nawet 5 lub 4 są obecne. Inną sprawą są np. 2h okienka w lekcjach, w których na szczęście udaje się czasem zrobić jakieś zadanie domowe z dnia poprzedniego. Osiągnięcie, że w ogóle sięga po długopis w tym wyjebaniu na wszystko co go nie interesuje. Plan jest delikatnego nakłaniania go do robienia większych partii materiału i po części się to już udaje. Delikatnie też nakłaniam go do aktywności na lekcjach. Ona teraz jest trochę na jego możliwości, ale też trochę z moimi podpowiedziami pozytywna, czyli właściwa, czyli z poprawnymi odpowiedziami. Ważne, by utrzymać go jak najdłużej przy lekcjach, by nie poszedł w ślady starszych braci. W planie jest włączenie rozmów nt. życia, pewne przykłady z życia, podpowiedzi do życia, w którym przydaje się wiedza. Już sie to dzieje, ale na razie w wąskim zakresie, który będzie rozszerzany. 
    W zadaniu z polskiego trochę popłynąłem, ale od razu wytłumaczę, że miało to na celu osiągnięcie dwu spraw. Nakłonienie jego do robienia innych zadań domowych, oraz sprawdzenie czy nauczycielka faktycznie czyta to co oni piszą, czy też, jak oni, zalicza tylko to co przyszło. Miał opisać bohaterów Kamieni na szaniec. Napisałem mu w kilku zdaniach co miał przepisać, ale odnośnie tego, którego zawinęli Niemcy skonsultowawszy się z nim, wszak to jego zadanie domowe, napisaliśmy, że Rudy w toku przesłuchanie nie strzelił z ucha i nie rozjebał się na innych. 
   303 miał dobrą zabawę przez jakąś chwilę, co pewnie zapamięta, że zadania domowe mogą być trochę zabawne, a z drugiej strony czekam na reakcję nauczycielki. 
   Pisanie, że pomoc 303 rozwala mi większość dnia było by truizmem. Właściwie co lekcja, to jest "wujek" bo potrzebuję pomocy. Przeważnie jakieś pierdoły, ale jednak nie jest samodzielny i jeszcze mu do tego brakuje sporo. Nawet proste problemy (tak by się zdawało) są trudne dla niego do przeskoczenia. Może to być efektem, że w ośrodku nie musieli rozwiązywać spraw bytowych, załatwiać jakiś innych spraw, dawać sobie radę w sytuacjach nietypowych, acz prostych. Tam większość była robiona za nich, a oceny za oddychanie płynęły bezproblemowo stąd może wynikać pewna doza samozadowolenia obecnie zderzona z rzeczywistością. 
   Dziś wywiadówka z rodzicami. Zamierzam do niej dołączyć, bo przecież jakby go uczę, nadto nauczycielki mnie widziały z nim w szkole i większość spraw załatwiałem wtedy z nimi, a kontakt internetowy z nimi też na librusie jest moją inicjatywą. 
   Zdjęcie.
  Nie moje, ale autor jest wiczony. Tych zdj. na necie już nie ma, u mnie zostały. 
  Narka.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Poniedziałek #1743

    Wczoraj, ten co kiedyś opisywałem, że chciał mi obciągnąć, przyprowadził swojego "pracownika", którego już kiedyś widziałem z okna z bloku. No sztuka taka, że powala na kolana dosłownie i w przenośni. Taki rasowy skurwiel 100%. Wczoraj przyszedł ze swoim szefem wszystkich szefów, bo ten co mi chciał obciągnąć ma wysokie mniemanie o sobie i dowiedziałem się, że ma 24 lata, już zaliczył miejsce odosobnienia na dwa lata, 3 mu zostały w zawiasach, które mu się w kwietniu kończą. Czyli krótka szybka kariera bo do 18-ki. 
   Ale wygląd, no rozpierdol. Pamiętam, jak widziałem go w końcówce lata z okna bloku, on w krótkich spodenkach w klacie, ta sylwetka, to mnie rozwalała, ruchy takie skurwielowate, wygląd, no i to tego to umięśnienie. No marzenie. Wczoraj jak siedział w kurtce zaproponowałem by ją ściągnął, bo przecież ciepło. Szyja tak umięśniona kształtna, że na mnie to działało jak płachta na byka. Oczywiście krótko ogolony na gowie, bo, co kiedyś pisałem, nie mogą mieć długich włosów, by w walce ich przeciwnik za nie nie pociągnął, z jakimiś świeżymi szramami na gowie i zadrapaniami na szyi. 
   Nie wytrzymałem i po jakimś czasie zapytałem się o te ślady dość świeże. Odpowiedział że miał przekopkę, przez dwu typów, ale udało mu się z tego jakoś wyjść. Pyta się mnie, a widać te szramy?
- no tak
- a gdzie?
- (podszedłem do niego i palcem przesuwając po gowie i szyi zaznaczyłem) tu, tu i tu na szyi. 
  Jak przejeżdżałem palcem przez szyję taka przyjemna w dotyku skóra, aż mnie się prawie dreszcze pojawiły to jedno, a drugie szybka myśl - nie przeginaj, bo zara zaliczysz tubę w ryj. 
   No to odstąpiłem. 
   Rano nie wytrzymałem i musiałem zbiorniki opróżnić. 
   Jak zacząłem funkcjonować, rozruch poranny, a tu pod wjazdowym stanął on. Łosz da fuck.
   Wpuściłem na stację, a on czy może chwile posiedzieć, bo jego szef jest po wczoraj zmiażdżony i dochodzi do siebie, a na placu zimno. 
   No ok. Posiedział chwilę, pogadaliśmy, po czym szef wszystkich szefów się zorganizował, to on sie zaczął zbierać. Jak ubierał kurtkę, to podniosła mu się bluza z dresu ukazując między spodniami z dresu , a jej krawędzią brzuch. Płaski, umięśniony z żyłami na wierzchu, z tym, bardzo rzadkim, charakterystycznym u mięśniaków trójkątem od brzucha do organu. Krótkie strzelenie "foty" oczami i widok, który zapamiętam długo. 
   Oczywiście myśl, czemu z tymi mięśniami nie może iść rozwój umysłowy? No chyba z powodu braku możliwości naciągnięcia dnia. Mamy określony czas do zagospodarowania i tyle. 
   Wczoraj też był 303, akurat jak przylazł ten rasowy skurwiel i 303, bo tam krótka opowiastka była właśnie nt. przekopki, mówi do tego skurwiela, raz większego od 303, co ma zrobić jak dojdzie do takiej sytuacji, tzn. przed jeszcze walką. Śmiesznie to wyglądało, ale 303 chciał zaistnieć w rozmowie, a że aspiruje do świata skurwieli, to żyje takimi wydarzeniami, choć niestety jest drobnej budowy ciała i w ogóle nie widzę go np. w starciu z tym co wczoraj i dziś pojawił sie na st. mac. To jest jeden cios i 303 się nakrywa nogami. 
   A 303 przy wzroście 176 waży 55, wiync masą nikogo nie zaatakuje. 
   Oki, tyle teraz, bo mi się tak zebrało po tym skurwielu. 
   Zdjęcie. Skoro o mięśniakach, to 975. 
EDYTOWANO
 Nie wiem czy to zdj. było, ale na nim, zresztą na większości, 975 wygląda fajnie. 
   Narka.

sobota, 23 stycznia 2021

Sobota #1742

     Zaczynam dostrzegać analogię 303 i 977. Ten drugi jak tu dotarł, to sytuacja jest podobna. Tzn. u niego w domu czuł się źle. Nikt go tam nie słuchał, ryczeli po nim i ogólnie było do dupy. U 303 jest podobnie, to też jak na st. mac. ktoś go słucha, nie ryczą po nim, jest przyjazna atmosfera, pomagają mu, to on zaczyna się tu dobrze czuć i chętnie tu przebywa. W tym stwarzaniu przyjaznej atmosfery to się chyba za daleko posuwam, bo nawet zwierzęta się tu doskonale czują, ale to taka dygresja.
    Żenujący jest język jakim porozumiewa się 303 ze starymi. Ilekroć słucham tych rozmów, to to mnom fszczonslo (pisownia XXI w.). Mogę ich słuchać, bo on, by mieć obie ręce wolne, puszcza rozmowy na głośnomówiący. Tam (w jego domu) nie ma odbiorców jego treści, a przecież dzieci, choć on już kończy ten wiek, ale mimo tego widać po nim, że chce jeszcze mieć odbiorców swoich treści. Zresztą w dorosłym życiu też mówimy często do znajomych, do innych członków rodziny i chcemy, by nas wysłuchano, chcemy się podzielić przemyśleniami z innymi. Kiedy tego nie ma w domu, to szukamy odbiorców po za domem. I właśnie to miał tu kiedyś 977 i to ma teraz 303. 
   Mało tego w codziennym losowaniu, kto odbierze 304 wczoraj zaś padło na 303 co też mu się nie podoba. Akcja, odnośnie odbioru 304, już była u niego w domu o 05:00. Matka, ponieważ jej już mało kto słucha, to zadzwoniła do 301, że 304 stwarza opór i 301 przylazł ok. 05:00 napierdalać 303, by ten poczuł się w obowiązku odbierać 304. No do chuja, to chyba ten najstarszy, ponieważ nie pracuje, powinien się zająć 304, a nie zwalili to na 303. W sumie 304 to jest 5-tym kołem u wozu. Ech, te prodkukty uboczne seksu...
   To też na st. mac. wszedł ok. 12:30 303 z 304. Dobrze, że wszedł też 230, to zajął sie w jakimś stopniu 304, bo jak to małe dzieci, potrzebuje ciągle wrażeń i to nowych wrażeń. W tym czasie 303 brał udział w fikcji, czyli zdalnych lekcjach. Udostępnienie mu kompa z dwoma ekranami, do tego dwie komórki i centrum dowodzenia czynne przez 6h. Ostatnią w kolejce bieżąco wykonywanych czynności była lekcja. Raz, w zawirowaniu przepływu informacji, wyłączył się nawet z lekcji, bo przeszkadzała mu w ciągłej łączności z ilomaś tam osobami. Jakoś udało go się nakłonić, jak już młyn informacyjny przerobił, do włączenia ponownie lekcji. 
   Oczywiście najwięcej napierdalają do niego laski, bo po 972 jest ładny, jest małym skurwielem, do tego szczupły i nie ma laski, to te wariują przy nim, by tylko go wyhaczyć. 
   Niestety jakoś o 14:30 230 poszedł i opieka oraz zabawianie 304 spadło na mnie. Wpierw bawił sie bateriami z kaufla. Wziałem, bo było ich tam pełno, a podładowuję je i działają dość długo. Baterie mu się znudziły, to następnie przeniósł sie koło imadła, a następnie nim zajął na pół godziny. Wsadzał do niego krążki ze sztangi i ściskał szczękami. Przynajmniej rzeczy, których nie rozwali. 
   O 16:00 e-lekcje się skończyły i wreszcie mogłem odetchnąć, tym bardziej, że wczoraj zaczęły się o 08:00 i o tej obudził mnie stojąc pod wjazdowym 304. 
   Zdjęcie.  
Tramwaj linii 17, Bytom Łagiewniki. W tle po lewej jeszcze dymiący komin z KWK Śląsk szyb. Matylda. Komin do dziś stoi, natomiast po kopalni śladu już nie ma. W części budynków pokopalnianych są inne firmy. W SAM-ie spożywczym dziś jest żabka, a obok padliny (mięso). 
  Narka.

środa, 20 stycznia 2021

Środa #1741

   Ja to się przeważnie wdupię w jakąś pomoc, która mi następnie destabilizuje dzień, dni. Tak jest teraz. Nie dość, że problemy z 824 i jego pamięcią, z którą jest co raz gorzej, a to chyba szybko już postępuje (w poniedziałek nie pamiętał już tego, że przez 4 dni siedziałem u niego), to teraz jeszcze na gowie znowu mam małego skurwiela od 972. Tym razem trzeciego. Właśnie. Postanowiłem ich onumerować. To lecimy, najstarszy CS od 972 - 301, drugi - 302, trzeci - 303, czwarty - 304. To jedno mamy z gowy. 
   Otóż teraz zajmuję się 303. Wczoraj byłem z nim w szkole, jako jego wujek (brat od mamy, 972 nie ma rodzeństwa), podpisać papiery i wdrożyć go do nowej/starej (bo tam kiedyś, nim go zwinęli do domu dziecka, chodził) szkoły. Mimo tego co pisałem kiedyś, że on to już totalnie ma na wszystko wyjebane w wieku 17 lat, to jakoś zaskoczył na początku i wczoraj robiliśmy, po wizycie w szkole, zadania z matematyki, z polskiego mu napisałem, a to osobna historia. Ponieważ byłem popo pomagać przy remoncie 979, to wróciliśmy na st. mac. ok. 21:00. Tu od razu zaczął się ruch, więc odciąłem się i słuchawki na gowę, muzyczka zagłuszająca dźwięki z zewnątrz i robiłem zadania. Wpierw chemię, ale później przerzuciłem się na PL. Wysłałem mu je o 22:12. Miał je przepisać na kartkę i wysłać mi zdjęcie, po czym to zdjęcie na librusie miałem wysłać jako odpowiedź do tego zadania. O 23:05 pytam się go, co z zadaniem i odpowiedź:
- "Jeszcze nie bo dopiero znalazłem lepszy długopis"
- bo za 52 minuty się kończy dziś, a później już je jutro (odpowiedziałem, zadanie było do północy). 
Później nadeszło zdjęcie, wysłałem, tam się zaakceptowało. 
   I tak dobrze, że udało się go nakłonić do napisania. 302, z którym wcześniej robiłem lekcje i testy do kursu na praktyki na razie zamarł, choć przypominam mu się z istotnymi sprawami do załatwienia, czyli legitymacja, naprawą zębów, bo mu się zaczynają sypać i poprawa półrocza, bo z prawie wszystkich przedmiotów miał NK. 
   Nauczycielki w szkole podstawowej 303 dość przyjazne, pełne optymizmu, albo robiły takie wrażenie. Nawet jedna jak tak optymistycznie powiedziała, że na pewno z 303 będzie się dobrze pracowało, to odpowiedziałem - to się jeszcze okaże. 303 ma orzeczenie o zajęciach rewalidacyjnych dwa razy w tygodniu. Na razie nie sprawdziłem, bo wszystko jest nagle napięte jak baranie jaja, jego sprawności czytania, rozumienia, zapamiętywania. Naonczas wiem, że 302 ma problemy z czytaniem, nie wiem jak to u 303 wygląda. Wyjdzie pewnie w trakcie kolejnych zajęć. 
   Dziś był na e-lekcjach do 15:00, bo ostatnia chemia tak się kończyła, jutro ma przyjść na następne. Na razie się cieszy, bowiem w XVII ośrodku zamkniętym szpitala psychiatrycznego, w którym był w Toszku, miał oceny ze średnią powyżej 4-ch. Nauczycielka, która go wprowadzała do librusa chwaliła, że ma takie oceny. Wypowiedziałem się, że to w sumie tylko cyferki, a jak jest faktycznie się okaże. Coś mi się zdaje, że jeżeli nie terroryzował nauczycieli, to te oceny raczej za oddychanie były. 
   Oczywiście 303 ma zdalne lekcje, a ruch na st. mac. na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet go trochę przewyższał. Do tego 303 co lekcja z jakimiś problemami, to też popołudnie, a jestem zmęczony połączeniem ruchu na st. mac. z jego e-lekcjami i przygotowaniem go, na tyle, na ile się da to zrobić na ostatnią chwilę, do tych lekcji. 
   Wczoraj, zresztą dziś też, wynikł problem odbioru 304. Ponieważ on 1-sza kl. podstawówki to jest obowiązek jego odbioru. Rodzice nie są w stanie, tzn. matka pracuje, a 972 nawet na dwu etatach, to też z tego co zauważyłem jest codzienna licytacja, który ze starszych braci ma go odebrać. Wczoraj awaryjnie prawie biegłem w tym śniegu z 303 odebrać 304. Już po odbiorze wraz z nim weszliśmy z powrotem na st. mac., bowiem zadania trza było zrobić. Dziś powtórka z odbiorem. O ile 303 się wymówił, że ma zajęcia, faktycznie miał okienko i mógł po niego iść, to sprawa przerzucała się pomiędzy 301, a 302. W rozmowach telefonicznych brała udział też matka, a nie wiedzieć czemu, wszystko koordynował 303. Nawet w busie, bo to z nimi się ustala, kto go odbiera zgłupieli, bo padły 3 wersje.
   Dobra, tyle, bo zaś tego nie puszczę, więc dziś bez zdjęcia, może nadrobię następnym razem. 
   Narka.

czwartek, 14 stycznia 2021

Czwartek #1740

    Ja pierdole ale akcja. Prawie doszło do rękoczynu z 824, ale udało się sytuację rozwikłać informacją, którą mamy iż Alzaimer jest w toku. Otóż przedwczoraj wyniosłem jednego surowego czarnego kotleta, którego on chciał zeżreć. Był czarny, pokryty pleśnią i waliło z niego jak z gówna. Pytam się go, bardzo spokojnie, czy z tym kotletem jest wszystko ok? Wziął do ręki, otwarłem mu woreczek i patrzy, wącha i mówi
- ja tam nic nie widzę, wszystko z nim jest dobrze. 
  Potwierdziło się, ze węchu nie ma w ogóle, smaku też, co już wiem od kiedyś, a czemu wzrokowo nie jest w stanie przetworzyć info, że to stare i czarne, to może "ten mózg nie działa prawidłowo". Wyniosłem tego kotleta do 811, by pokazać jej powagę sprawy. 
   Wczoraj wyciągnął następnego czarnego z lodówki, ale już mniej, jednak walącego nadal okropnie. Mówię, że to się nie nadaje, on że będzie to żarł, mam się nie wtrącać do jego spraw, czemu w ogóle mieszam się do tego co robi?, i już mi ciśnienie wzrosło. Wziąłem tego kotleta i poszedłem do jednego sąsiada, by mu powiedział, że to się nie nadaje. Niestety to jakaś cipa (ok. 22 lata) i ledwo z siebie wystękał, że to "trochę daje". No co za gupi ciul. Sam by tego nie ruszył, a nie potrafi powiedzieć. Echh.. Znowu się zrobiło niezręcznie, bo zaczął się robić agresywny, jak chciałem go zniechęcić do usmażenia czarnego kotleta. Dał go na talerzyk, posolił, popieprzył, dał przyprawy i odstawił na czekanie na smażenie. 
   Dalsze perswazje z mojej strony nie dały efektu, to pomyślałem. Skoro on ma Alzaimera, to nie będzie pamiętał, co się działo wcześniej. Jak zniknie z kuchni, to kotleta, by nie wyciągał go z hasioka, wyciepnę za okno i zrobię (uwaga!) podmianę z mniej śmierdzącym (też rozmrożonym), a na pewno nie czarnym z lodówki, który też nadawał się do wyciepnięcia. Gdy poszedł do łazienki, kotlet za okno, mycie nowego, szybka podmiana i jak właził do kuchni, to akurat ciepłem go na talerzyk, ale byłem do niego odwrócony tyłem to widział, że coś się dzieje, ale nie ogarnął, że podmiana. Czekałem na reakcję - cisza. Nie wiem czy zauważył, ale zajął się tym podmienionym kotletem. Obserwowałem to z za węgła. Popatrzał, przetworzył informacje, że nie widzi na nim przypraw, to posolił, popieprzył, ciepnął nań przyprawy i zaś pozostawił na oczekiwanie na smażenie. Jest źle. 
   Za jakiś czas, tak odczekałem by zaś zapomniał, powiedziałem, że nie będę jadł obiadu, a że on się odchudza (od 10 lat), to by zeżarł se tego mniejszego, a tego większego (śmierdzącego) zostawił na kiedyś tam. Udało się, zawinął tego śmierdzącego do folii i wraził do lodówki. Sukces, zeżre dziś coś nie starego, choć świeżość kapusty do tego była dyskusyjna. 
    Po tym obiedzie odczekałem godzinę i poszliśmy do przychodni, bo musi wciepnąć kartkę na leki, ale w drodze do domu zostawiłem go, by pod pretekstem sprawdzenia czy trzeba podać nr pesel wróciłem i porozmawiałem w spr. umówienia go na wizytę dodatkową w spr. zaników pamięci. Wziąłem numery telefonów i dziś będę dzwonił od 811. Od przychodni pojechaliśmy do centrum, bo jemu się włączyło, że chce pralkę kupić. Na szczęście, bo geriatrion tak ma, że lata po starych, często drogich sklepach, ten sklep umiejscowiony był w dawnym pawilonie, ale wielkopowierzchniowym, to ze względu na zarazę był zamknięty. Uff, przesunięte w czasie. Wróciliśmy do mieszkania, ale spacer po mieście zaliczony, ruch odbyty. Piecyk (czyli mikrofalówka) też z zakupów wykreślona, przynajmniej tak myślę. 
   Dziś już nie pamiętał, że byliśmy wczoraj w sprawie pralki w mieście, to zapragnął iść zaś obejrzeć pralki. Jednak wyrwał się już na zakupy, bo jak tak od 4 dni bez zakupów (z tym zakupoholizmem). No ok, to idźmy, ale co kupić? Tu zaczął wymyślać czego mu brakuje. Zacząłem sprawdzać i z długiej listy w zasadzie pozostała tylko maślanka, a w sklepie dociepł do tego mleko. W sklepie oczywiście włączył mu się zakupoholizm. Co chwile po coś sięgał i bardzo spokojnie musiałem tłumaczyć iż to, albo jest, albo nie jest potrzebne. Wyraźnie był niezadowolony, że tylko dwie rzeczy w koszyku. Tak myślałem w sklepie, że najlepiej to by było co dwa tygodnie na takie 4 dni zjechać, ale co ze st. mac. i ruchem na niej?
   Zobaczę co w przychodni później ustalę. 
   Zdjęcie.
  Tramwaj linii 29 w Chebziu Pętli (Rudzie Śląskiej). Buda wygląda dziś zupełnie inaczej (ta po lewej od dyspozytora), aczkolwiek stoi nadal. Układ torowy też mniej więcej taki sam, równie stary dziś co wtedy, czeka na koperty i łapówki, by go przebudować. 
   Tyle, narka.

   

wtorek, 12 stycznia 2021

Wtorek #1739

   Śniadanie u 824. Chleb z nawaloną margaryną do smarowania, i na to stara padlina przywalona taką ilością ketchupu, że faktycznie jak by mi to ktoś podał, to mało realne by wyczuć starą padlinę (na każdej kromce inna padlina). Do tego kubek mocnej herbaty i mocnej kawy. 
   No mój żołądek jakby dostał taką mieszankę to za godzinę lub szybciej leżę w męczarniach rozchodzących się z niego na organizm, wołającego o pomoc, z zapytaniem, czy mi nie jebło, że tyle tam powciepowałem. 
   No cóż. Nie tylko 824 ma taki żołądek silny, 172, 826 też. Nie wiem czy pozazdrościć, ale jak widać na przykładzie 824 z takim żołądkiem można dociągnąć do końca i mimo tego co się tam wciepuje, na niego się nie zejdzie. 

   Wczoraj profilaktycznie pytałem się, o której wstaje, bo przecież na zakupy musi kiedyś leźć. Odp.:
- o 07:00. 
   Od razu włączył się alarm. Oho, będzie wyjście do sklepu. Nastawiłem budzik na 07:20 i wcześniej, wyblebiłem do łóżka, by nie było jak dzień wcześniej kiedy się zastanawiałem, po przebudzeniu o 09:30, czy już polazł czy nie? 
   Dziś przebudziłem się ok. 05:48. Narząd słuchu zgłosił do jednostki centralnej, że odnotował ruchy w mieszkaniu, a skoro tak, (jak mówił o. Natanek) to wiedz...., że... coś się dziejeeee. Jednostka centralna od razu wybudziła maszynerię i faktycznie stwierdzono ruchy 824. Kurs dotyczył ubikacji, ale z niej udał się ponownie do łóżka. W sumie też się położyłem, ale przed 07:00 już wylazłem, bo i tak nie zasnę na 20 min. To włączyłem rozruch poranny. 
   824 jak mnie zobaczył to był w szoku. Też włączył procedury poranne w tym w/w śniadanie, ale wyjście zostało odwołane o czym nie poinformował, ale widziałem, że zrezygnował. Zajął się innymi zajęciami, ale zauważyłem, że w związku z tym jest jakiś nie swój. W sumie dobrze jeżeli go powstrzymuję od wyjścia na zakupy, ale chyba nie zdaje sobie sprawy, że jeszcze dwa dni bezzakupowe. Z lodówki i tak wyciepuję kolejne rzeczy, które już totalnie nie nadają się do żarcia. Wczoraj jak otworzyłem lodówkę to był wybór do śniadania między mega pleśnią, dużą pleśnią, średnią pleśnią, małą pleśnią czy dopiero rozwijającą się pleśnią. Coś tam jednak nadaje się do pożarcia, ale niewiele. 
    Zastanowienie się nad sytuacja prowadzi do konstatacji, że podobnie dzieje się między mną, a 979. O ile na razie jest jeszcze względnie, to długofalowo idzie to w podobnym kierunku. Mało ze sobą rozmawiamy, tracimy ten nawyk, a za tym idzie brak przepływu informacji. Uzasadnienia działań, co istotne, bo to ciągnie dalsze konsekwencje. Ostatnio malowałem ściany u 979. Miast powiedzieć, wytłumaczyć co, a najważniejsze czemu tak, a nie inaczej nie nastąpiło. Weź tu pomaluj i popatrz czy jest dobrze. Na ile potrafiłem to popatrzałem, ręką, bo mam dość wyczuloną, sprawdziłem, poprawiłem i zacząłem malować. Już po okazało się, że w zasadzie połowę tego co malowałem to spierdoliłem, bo coś tam jednak było nie tak w ścianach, które były gładziowane, szlifowane itp. Farba gruntująca zniszczona, stracony czas itp. Wyszło fatalnie, ale przecież w życiu takich rzeczy nie robiłem. U siebie nie spuszczam się nad idealnie prostymi ścianami, bo takich nie mam, ale rozumiem, że taki trend, jak z modą, że mają być proste, to takie robimy. No ok. 
   Jednak ta sytuacja trochę pokazuje, że, co wiem, w relacjach nie jest dobrze. Oby to nie skutkowało, jak w relacjach z 824, że generalnie to rzadko kiedy rozmawialiśmy, a teraz kiedy "ten mózg nie działa prawidłowo" to już nie nastąpi. 

   No dobra. Teraz potwierdzenie tego co już pisałem. Nadrukowaliśmy najwięcej papierków z nominałami w UE, przez to mieliśmy największy deficyt finansów publicznych 8,9% w ub. roku, w tym ma być nadal 8%. Przez to (tu za Rzeczpospolitą) inflacja w Polsce była w ubiegłym roku, w niektórych miesiącach najwyższa w UE. Ceny u nas poszybowały w górę, kiedy w UE zmierzały wprost w odwrotnym kierunku – deflacji. Podobnie z poziomem długu – granicę 60 proc. PKB mogliśmy przekroczyć już w 2020 r., a w 2021 r. dług ma rosnąć dalej. (napisali w rzepie) W sumie to z bieżąco spływających informacji, o których tu wcześniej pisałem, można było już wywnioskować wcześniej. 
  I na koniec, by nie było Wam smutno z tego powodu to (za forsal.pl) Grupa 500 ludzi z największymi majątkami na świecie wzbogaciła się w ub. roku o 1,8 bln dol. Jej łączna wartość netto urosła do 7,6 bln dol. – wynika z Bloomberg Billionaires Index. Oznacza to wzrost na poziomie 31 proc. (najwyższy roczny wzrost od początku prowadzenia obliczeń).
   Już wiadomo komu służy zaraza. 
   Zdjęcie.
 Jak poprzednio, na nieistniejącej już linii tramwajowej 18-cie. Skład wagonów typu N akurat na mostku w Rudzie Płd., ledwo go widać po prawej stronie tylnego wozu, przez który padła cała linia, bowiem mostek się zniszczył i trza go było odbudować. Wstrzymano, jak się dziś okazało trwale, ruch tramwai, a mostek już później zrobiono na nowo, ale już bez linii tramwajowej. Ot taki pretekst do zamknięcia linii tramwajowej. 
   Narka.

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Poniedziałek #1738

    Jako się zaplanowało, tak się wykonało. No udało się. Wyjechałem do 824 na 4 dni, by ograniczyć u niego zakupoholizm art. spożywczych. Wzięliśmy z sobą naszego kompa, by nie zanudzić się tu na śmierć, ale i tak zajęć jest sporo. 
   Pierwsze to - trzeba kupić nowy piekarnik. Takie info przyszło od 824 bo coś tam się zepsuło. Na miejscu okazało się, że chodzi o mikrafalówkę, bo z niej iskrzy. Pytam się:
- a co do niej wsadzasz?
- nic
-jak to nic? Puszczasz ją pustą?
- no normalnie wsadzam. 
   Ok. To było wczoraj, dziś usiłowałem uszczegółowić co się właściwie dzieje i gdzie iskrzy. W myśl tego co mówił 824 nie w środku, ale z boku. No ok. Nasamprzód należało ją umyć, bo nie dało się jej dotknąć, bowiem ciągle mi się lepiły palce od tłuszczu. Operacja mycia zajęła z 20 min, bo musiało trochę z chemią puścić. Następnie rozebrałem ją, by zobaczyć czy nie ma tam jakiś osmolonych kabli, ale wszystko było czyste, to też pytam się go przy rozebranej mikroweli, gdzie dokładnie iskrzy?
  W środku w końcu wskazał, jak już była rozebrana. 
- a jak co odgrzewasz i na czym, jak iskrzy?
- no na takim talerzyku (i przyniósł talerzyk, z ozdobą wykonaną jako pozłacaną)
- to z tego talerzyka iskrzy, bo ma ozdobę metalową. 
- ale to tylko talerzyk
- ale ma ozdobę metalową
- to czemu iskrzy?
- bo to jest metalowe
- talerzyk (od razu sobie powiedziałem - ten mózg nie działa prawidłowo)
  Zamknąłem dyskusję, bo nic by z tego nie wyniknęło. Postanowiłem po prostu często przypominać że jest sprawna, ale nie na tym talerzyku podgrzewać. Czy to da efekt... Nie sądzę. 
   W każdym razie jest czysta i szafka na której stała też się oczyściła. 
   Dobra, taka krótka zajawka, ale zara jadę do dentysty, to by przynajmniej jedną opowiastkę mieć z gowy, to puszczam bez zdjęcia. 
   Narka. 

czwartek, 7 stycznia 2021

Czwartek #1737

   Jest jakiś taki przesąd czy zabobon, że co robi się w wigilię, sylwestra to robi się cały rok. Otóż w sylwestra siedziałem k/południa na 172. Zachciało mi się pozycji, kiedy on jest na czworakach, to mu powiedziałem by się tak ustawił. Rozebrałem się, on też i siadłem na nim. W zasadzie w tej pozycji, to stopy kładę na łydki, akurat tego co jest pode mną. Położyłem, tylko po chwili się kapłem, że nie ściągnąłem skarpet. Ale faux pas. Ściągnąłem skarpety i ponownie stopy, siedząc mu już na plecach, położyłem na jego łydach i już było ok. Jednak czerpanie z mięśniaków jak największej ilości ich zasobów mięśniowych jest fantastyczne. Siedząc na nim ruszałem się na nim, by korygował swoimi mięśniami pozycję, a to powoduje ruchy mięśni ich naprężanie i pracę, a także rewelacyjne dla mnie widoki. 
   Tego nie pisałem, ale jakoś chyba przed świętami zmarkowałem, bo już go długo męczyłem, ale zaś się zablokowałem. No wiecie, takie mięśnie, te żyły, to wszystko i ja na tym, mało tego, kiedy wokół zaczynają grasować co raz częściej morświny, jakieś kloce, bezkształtne masy. Nawet małe skurwiele od 972, mimo iż mają taki potencjał, to jest on marnowany przez pracę kciuka w ciągu dnia. Ehh, współczuję współczesnym laskom, bo prawdziwych mięśniaków już nie ma (chciało by się rzec), ale faktycznie jest to gatunek wymierający. Wracając do 972 postanowiłem, że to w zasadzie ostatni raz kiedy markuję. W końcu on nie stęka, że go przydługo męczę czy coś, więc czemu mam mu dawać spokój, wszak mogę się nacieszyć dłużej i tak chyba będę robił. 
   Jak się na nim ruszałem, to leciał też spank na jego plecy, głownie na łopatki, trochę przy barkach. On jak korygował położenie to trochę uwidoczniły mu się żyły na plecach, no i pewnie trochę pod wpływem spanku, bo skóra reaguje, a ta się zaczęła w miejscach lądowania dłoni robić czerwona. Do tego umięśniony kark, mocno wyżyłowany z mięśniami schodzącymi w stronę barków. Jak chwyciłem go za taką umięśnioną szyją, to aż miło mi się zrobiło. Nie wiem skąd to się wzięło, ale lubiłem/bię zawsze mięśniaków chwycić za szyję od tyłu, tam gdzie te mięśnie i ściskać. On przy moich ruchach napinał niektóre mięśnie pleców, czasem było widać ten mały trójkąt mięśni w środku pleców, kiedyś chyba o nim pisałem, który jest na prawdę, rzadkością u mięśniaków. Tak se teraz myślę czy u 979 on jest, ale musiałbym się przypatrzeć dokładniej kiedyś, jak znowu będzie w klacie. 
   Przychodzi, to opiszę szerzej kiedyś indziej, średni CS od 972 na korepetycje. Nie byłbym sobą gdybym go nie zmacał i nie ocenił mięśni. Przedramienie poniżej średniej. Nie były odpychające wyglądowo, ale trzeba mocno ścisnąć, by w środku przedramienia poczuć mięsnie i to tak mizerne. Bicepsów w ogóle, no nic, do kości można ścisnąć i efekt żaden, a jak chwyciłem za szyję to, choć wygląda ładnie, to taka galaretowata. I to naświetla nową sytuację. Dotychczas jak jeździłem do 824 to obserwowałem młodzież w autobusach i, podobnie jak u średniego CS-a od 972 (muszę im jakieś numerki nadać, bo przydługo się pisze o nich) wygląd fajny, ale to tyle. Jak się dotknie, no nie, jak się ściśnie to dramat. Ćwiczeń w ogóle, ruchu mało i efekt fatalny. 

   Dobra jeszcze jedną sprawę opiszę. Jechaliśmy ostatnio do Częstochowy, do mieszkania po babci od niby laski od 979, bo robotnicy budowlani coś tam mieli zrobić. Wyjechać mieliśmy ze st. mac. o 08:45, to też o 7:30 wstałem, procedury i byłem gotowy na wyznaczoną godzinę. Ich nie było. Przyjechali o 09:05. Ponieważ 20 min później, a czas naglił, to 979 jechał początkowo trochę szybko. Ponieważ przytrzymka na telefon z GPS na szybę nie trzymała i spadała, to telefon miał w półce, przeto GPS słabo widział i na pewnym rondzie źle pojechał, a że to wjazd na A1-kę, to z jakieś 4 km, musieliśmy nadłożyć. Powadził się z niby laską o to, więc od razu przestałem się odzywać aż do Cz-wy, ale nie, nic wcześniej nie mówiłem o jego jeździe, oduczyłem się. Z tych nerwów zaczął jeszcze szybciej jechać, aż w końcu w okolicach Pyrzowic jechał już, jak dla mnie, za szybko. Padała drobna mrzawka, a nadto A1-ka jest, to u nas taka tradycja, źle zrobiona i są uskoki pionowe na niej. Wobec tego, autem podrzuca, góra dół. Jeszcze jak dodać do tego, że mechanik z niego żaden i trudno mu wychwycić usterki, to gnanie w tych warunkach, takim autem 150 km/h było... (nie będę pisał tu jakiś zmyślnych określeń). W każdym razie bałem się, bo małe coś i lecimy, a to tylko puszka blachy przy tej prędkości. Z tego bania się wymyśliłem, że wracam pociągiem. 
    W jakimś PL filmie, taki stary aktor, którego w scenie mieli zabić, powiedział, że w miarę jak się starzeje to bardziej mu się chce żyć. I chyba cos w tym jest, bo nieszczególnie chciało by mi się spędzać reszty życia jako inwalida. Ja rozumiem, że najlepsza dla ludzi była by teleportacja, a jazda czymkolwiek dla większości nie jest przyjemnością, to chcą to mieć z gowy. Tylko w razie W, jaka jest cena tego "z gowy". W życiu osobówką bym tyle nie jechał. Nie to, że nie umiem, ale osobówkami boję się takich prędkości właśnie ze względu, że to tylko puszka blachy, większymi autami czuje się bezpieczniej. A może faktycznie z wiekiem przeszło mi gonienie? Jak to będzie wyglądało jak wrócę za kierownicę, nie wiem. 

   Z mieszkania babci, oczywiście za zgodą, zabrałem stare igły i kpl. literatek, takich z lat, jak oceniam, końcówki 70-ych. Oczywiście rant wyprofilowany, tzn. lekko szerszy, więc komponują się w warach idealnie, przetestowałem po dokładnym umyciu. Może kiedyś im strzelę fotę. 

   I na koniec, może słyszeliście lub nie, ale rodacy zawsze potrafią i teraz, po wdrożeniu podatku cukrowego, sprowadzają coca-colę z Czech jako... odrdzewiacz. 
   Zdjecie. 
Nie istniejąca linia tramwajowa 18, zamiast której jeździ autobus. Zdj. w Rudzie Płd. Tram wyjeżdża z pod wiaduktu, na którym jest linia kolejowa Katowice - Gliwice (wiem, jakby się ktoś ciepał, to linia kolejowa 137 Katowice - Legnica). 

   Tyle, narka. 

niedziela, 3 stycznia 2021

Niedziela #1736

   Sylwester na st. mac. 
   No on jakby miał sie nie odbyć, ale można zaliczyć, że się odbył. Jeszcze krótko przed sylwestrem były dwa małe CS-y od 972, ale o 18:45 się ewakuowały, bo "godzina policyjna". Jak to idzie społeczeństwo zastraszyć. Mniej bojaźliwy byli 230 i 834, którzy zalegli już wcześniej, ale na tą godz. mieli wywalone. Poszli gdzieś k/20:00 w teren, ale później, gdzieś ok. 21:00 wrócił (chyba, bo ja już z Tedem miałem biesiadę od ok. 17:00, to mniej pamiętam), 230, a po nim jakieś 30 min wszedł na st. mac. ponownie 834 i zostali już do północy. Mnie to tam średnio wadziło, bo prowadziłem dyżurkę w tedeku (grze) i byłem skupiony na prowadzeniu ruchu, ale raz udało mi się wpuścić skład towarowy na zajęty tor. Ten też chyba był po spotkaniu z Tedem lub kimś innym, bo mimo wjazdu na tor z prędkością do 20 km/h, taka tam obowiązuje prędkosć, przyrżnął w pasażera (skład pasażerski) na torze. Mnie się kapło, jak już był na wajchach, ale RS nie nacisnąłem. 
    Teraz już nawet nie pamiętam, czy oni poszli o północy w teren czy nie, dość, że po północy byli na stacji, na którą wszedł dodatkowo 172 ze swoją laską. Zrobiło się trochę tłoczno, ja mało co ogarniałem, bo już trochę łyknąłem więc oni jakby sami grasowali po st. mac. 
    A miało być tak pięknie. Sylwester na pustej st. mac. przy grze z Tedem i tyle, a tu przyszło mi, jak zwykle, prowadzić ruch wirtualny z tym realnym. Echh. 
    Stacja mac. opustoszała coś ok. 01:30, też miałem dyżur na wirtualnej zrobiony od 02:00 to też ok. 02:20 byłem już w łóżku. 
    Z tego wszystkiego, bowiem inne składy na st. mac. nawet szampana sobie nie otwarłem, a dwa są nadal w piwnicy oczekujące. 
    979 pojechał ze swoją niby laską w góry do Ustronia. Wyjechali coś k/południa w sylwestra, ale jak mówił 979 miało być to wcześniej. Oczywiście na drugi dzień seria zdjęć z uśmiechami nr 5, bo teraz taka moda, to i oni od niej nie odbiegają. Sztucznie to jakoś wyglądało, ale rozumiem, presja otoczenia, oglądanie reklam i innych zdjęć, gdzie podobnie się sztucznie szczerzą, robi swoje. Nawet napisałem 979, że w okularach ciemnych, w jakich robił zdjęcia, wyszedł wybitnie staro. Aż mnie zdziwiło, że takie wrażenie te zdjęcia zrobiły. 

   W sumie taki sylwester dobry był dla miast, bowiem zaoszczędziły nie małą kasę na organizacji imprez plenerowych. To są nie małe koszty rozstawienie scen, zaproszenie artystów i cała organizacja tych imprez włącznie z transportem zbiorowym i sprzątaniem po niej. Tak, kasa została w budżetach, choć jak pamiętam, to ona z roku na rok nie przechodzi. To też jakaś wadliwość budżetów, bo jak się ma nadwyżkę to pilnie ją trza wydać jeszcze w starym roku, bo w nowym tej kasy już nie będzie. Szczęście w tym roku, że i tak, ze względu na zarazę były deficyty, to rozeszło się po kościach. 

   Jeszcze przed sylwestrem 30-go byłem u 824. Tam dopiero robi się dramat. O lodówce to już nie ma co wspominać, bo zapełnia się balkon. Kilogramy żarcia, których on nie wchłonie, dlatego jest wstępna decyzja, że jadę tam 10-go z własnym kompem, co się tam nie zanudzę i będę tam włącznie do 14-go, by uniemożliwić mu zakupy. Jak nie dojdzie do jakiejś spiny, bo to zawsze balansuje na cienkiej linie, to może wytrzymam, a on pozbędzie się zbędnych zapasów i nie zrobi nowych zakupów. Niestety, co raz częściej powtarzam sobie - ten mózg nie działa prawidłowo! Mimo tego, jakieś ruchy muszę podjąć, bo nawet ostatnio jak byłem to widziałem, że go brzuch boli. Tzn. nic nie mówił, ale widocznie zeżarł znowu coś starego na śniadanie i trawił. Właśnie pobyt 4 dniowy ma trochę uratować sytuację. 

  Oki, choć chciałbym napisać jeszcze trochę, to jednak nie wiem czy zaś notka by wyszła, bo wczoraj byłem u 374 6h i tyle gadaliśmy, więc notka zaś przesunięta. 
W zasadzie tego co na zdjęciu to już w ogóle nie ma. Tzn. układ torowy zmieniony, budynku po prawej nie ma, przystanek wygląda zupełnie inaczej. Aż sam się zastanawiałem gdzie to jest zrobione. To Ruda Płd. i mijanka (dawniej dla linii 18 i 29, dziś) dla linii nr 1. Widok w kierunku Rudy Chebzia. 
   Ok, kończę, bo zaś tego dziś nie wypuszczę.
   Narka.

wtorek, 29 grudnia 2020

Środa #1735

  Trochę nieśmiało piszę o grach, w które gram, ale też nie chcę być posądzony o maniakalne w nich granie. Choć tak nie jest, to dla 979 już jest. Wynika to z tego, że kiedy przychodzi, a niestety nie jest tuo ostatnio często, to zdarza się, że akurat gram, bo np. jem. W tedeka bardzo często gram gdy jem, bowiem prowadzenie wirtualnego pociągu, nie wymaga takiego skupienia jak prowadzenie realnego. Tu (w grze) nie ma zdarzeń losowych, wybiegąjacych zwierząt na tory, ludzi itp. Jest tor, określone ograniczenia prędkości, stacje w określonych miejscach, sygnalizacja świetlna i w zasadzie, jak po drogach jeździ się na pamięć. Ktoś by pomyślał, że nie ma w tym nic ciekawego, mało tego mięśniaki wchodzące na stację właśnie tak myślą, ale jednak muliplayer daje dodatkowo to coś.
   Z historii to, co kiedyś tu pisałem, zbanowali mnie za.... szerzenie prawdy (niech tak będzie). Dawniej, dziś, jest ona często niewygodna, choćby przy okazji obecnej zarazy. To też wtedy się nie wbiłem w miejsce i czas i mnie wyciepli. Wszedłem tylnymi drzwiami, jakiś rok temu i pod innym nickiem grałem w grę dalej, ponownie zdobywając lvl.
    W grze jest też możliwość zbudowania własnej scenerii. Proces ten niestety trwa długo, coś ok. rok, 9 m-cy. By krócej, trza mieć jednak znajomości. No to już na końcówce sprawdzania scenerii na koniec listopada, gdy miała się ku końcowi, coś zwróciło ich uwagę i zaczęli drążyć temat. Może to, że to obecnie największa sceneria z urządzeniami mechanicznymi w grze, a to moja pierwsza pod tym nickiem i to ich trochę zastanowiło. Może to, że nie lubią w sumie dużych scenerii robionych przez innych, bo tak dziwnie wygląda - użytkownicy robią większe scenerie niż członkowie administracji, czy moderacji. W każdym razie, ponieważ konto zakładałem u 824 i u niego były też początki, gry (nową wersję) ściągałem też u niego, ale już na własnego kompa, to przy okazji sznupania kto to taki robi tą scenerię doszli, ze to ja i nowe konto zbanowali, jako mulikonto.
    Po ochłonięciu, jakieś 2 tyg. postanowiłem skontaktować się z kimś z adminisracji i o tym pogadać. Na szczęście dla mnie, jest wśród nich osoba starsza, przed 50-ką, do której udało mi się dotrzeć wpierw na @, następnie udało się ją nakłonić, by do mnie zadzwoniła. Pierwsza rozmowa trwała ok. 30 min i wypadła bardzo dobrze. Zawsze mi się wydaje, że w rozmowie wypadam lepiej jak w pisaniu i też tak chyba wyszło. Dość, że za 1,5h, choć wstępnie miał zadzwonić wieczorem, zadzwonił i powiedział, że odbanują mnie, ale będą się przyglądać. Odbanowali mnie, ale na forum i innych pochodnych serwisach, ale nie w grze. 
   Będąc w niezręcznej sytuacji, bo nie chcąc nękać tego, za sprawą którego i jedynego , z którym miałem jako taką łączność, a jednocześnie chcąc grać powstał dylemat. Co ile mu się przypominać w sprawie. Postanowiłem początkowo co dwa dni, a ostatni @ był po 3-ch dniach. Efekt był taki, że odbanowali mnie również w grze. Nie wiem czy testowali, jak się zachowam, czy faktycznie to komuś umknęło, czy coś jeszcze innego. W każdym razie powróciłem do gry, mało tego pod starym nickiem, który część, nieliczna, która została z tamtego okresu, doskonale pamięta, tym bardziej, że od jakiś dwu lat nie można zakładać nicka w grze, który jest symbolem i numerem pojazdu trakcyjnego, więc jestem jedynym po iluś tam latach, który taki ma i jednocześnie gra.
   Mogę w końcu być bardziej sobą, choć nawyki powstałe przez rok czasu, grania pod drugim nickiem zrobiły swoje. Gram do posiłków przeważnie i późno wieczorem jak już ruch na st. mac. się uspokoi. Nie chcę robić cyrków, że mnie co chwilę odrywają od kompa i tam ciągle piszę z/w, a gra jest w czasie rzeczywistym. No tak jakbym wstrzymał ruch poc. na realnej stacji, bo ktoś właśnie przylazł i jeszcze ma jakąś sprawę.
    Chcę też dokończyć scenerię, a z tym może być problem, bowiem, po okresie pisania prawdy, co jakiejś tam części się bardzo nie podobało, a ta część jest władna w dopuszczaniu scenerii do ruchu (gry) może być trudno i na razie tak się dzieje. Z jednej strony okres świąteczno-noworoczny, z drugiej nikt do niej nie zagląda, mimo zrobienia poprawek tych, które chcieli.
    Plan, by wraz z życzeniami świątecznymi, tego, za sprawą którego mnie odbanowali, jeszcze raz mu podziękować. (notka była napisana przed świętami, życzenia wysłałem mu na @) W sumie jakby nie było tam osoby starszej, to przecież młodzież, dziś bardzo zawistna, nerwowa, która, jak ma buławę władzy to jej odwala, nigdy by mnie nie odbanowała, więc należą mu się podziękowania. Jest jeszcze dodatkowa presja, bo przecież teraz jestem tam z jego polecenia, to trudno zaufanie, którym mnie obdażył wystawić na szwank, przeto postanowiłem utrzymać kaganiec w postaci zakazu pisania na forum do odwołania i nic tam nie piszę i na razie nie mam zamiaru się udzielać. Ich gra. Przeżyła beze mnie, przeżyje beze mnie, to po co się do tego mieszać. Niech robią jak chcą, mimo tego, że wydaje mi się, że czasem faktycznie robią źle, co niestety wychodzi w dłuższej perspektywie (choćby ilość graczy regularnie grających).
  Jest jeszcze jeden aspekt tej historii. Dziś gry stają się powszechne i zajmują nam jakąś część czasu, umilją go, mulitiki (niekóre) powodują nawiązywanie nowych relacji, choć internetowych, to jednak one jakoś powstają. No takie czasy, że więcej czasu spędzamy w sieci. Alternatywą jest właściwie odcięcie się od sieci, od kontaków realizowanych przez nią, zamknięcie się w sobie i mielenie się we własnym towarzystwie. Widzę to obecnie u 825, 812, którzy mimo różnego wieku, wykluczyli się z tej formy komunikcji, przekazu. Jest im obojgu trudno. To wykluczenie powoduje jeszcze większe wykluczenie, bo będąc samym jest ciężko, tak na dłuższą metę żyć, a jednak nie zdychamy nagle z braku kontaktu z innymi osobami, nawet tego wirtualnego. Co, jak u tych osób odpadnie jeszcze to co ich interesowało z różnych względów i pozostają już zupełnie sami ze swoimi problemami. I tak se myślę, czy gra, w którą wszedłem nie jest taką chigienizacją życia? Mimo wieku nie następuje wykluczenie społeczne, a życie towarzyskie jest nadal realizowane w życiu bieżącym na st. mac. i częściowo w sieci. I patrząc na tych ludzi wiszących w wiosce w oknach swych domów, mielących wzrokiem po okolicy, zabijającym czas na oglądaniu głupich seriali, czy takie rozwiązanie, które zastosowałem nie jest lepsze?
    Zdjęcia. 
To "wajchowisko" to nastawnia wirtualnej stacji, której skrót to ZBA. 
Widok z drugiej strony. 

A to nastawnia ZBB. 
I widok z drugiej strony od aparatu blokowego. 
  Wśród tylu wajch to dostanę orgazmu. Nastawnie mechaniczne, które są w grze to mają po 15 wajch średnio, a największa ma chyba z 20. U mnie, hmm, nie liczyłem ich jeszcze. 
  Oki, tyle. Kolejna zaległa notka leci. To narka.

piątek, 25 grudnia 2020

Piątek #1734

    Wigilia. 
    Spędzona u matki od 979 i z nim, i pewnie to ostatnia taka w terenie. W przyszłym roku wrócimy do spędzanej na st. mac. w ciszy i spokoju, z tradycyjną wigilijną fasolką po bretońsku z krauzy. W tym roku też byłem przygotowany, fasolka zakupiona już wcześniej w przecenie. 
   Dań tyle co trzeba, żadnego szału, więc barszcz z krokietami, na drugie ziemniaki, dwa rodzaje kapusty, z jakimiś grzybami, a druga była z boczniakami. Trzy rodzaje ryby, choć ogólnie chyba za dużo napieczone. Nawet matka od 979 piecze i robi tego jakby miało przyjść ok. 10 osób, a faktycznie siedziały tylko 3. 
   Jeszcze przed kolacją ubraliśmy choinkę. 979 założył na niej lampki i sznury ozdobne, a ja z matką bombki i jakieś tam ozdoby. 
   Po kolacji 979 pakował prezenty dla innych, bo jeszcze wyjazdowo, zresztą u niego to tradycyjnie. Mając tyle znajomych osób, nie da się tego ogarnąć nawet w dwa święta. Niestety selekcja musi być. Po wyjeździe 979 z prezentami do swojej niby laski, posiedziałem do 22:00 z matką trochę rozmawiając, trochę oglądając film na TVP kultura, a wcześniej jeszcze Ratatuj. 
   Ile razy oglądam Ratatuj to zastanawiam się, co te szczury robiły na st. mac. jak kładliśmy się spać. Ja ich nie słyszałem i sporadycznie mnie budziły, ale 979 częściej mi mówił, że je w nocy słyszy jak one grasują. Wszak było ich tu ok. 150 w największym pkt. liczebności. Dosłownie kilka razy w nocy zdarzyło się, że te oswojone jakby wbiegały pod kołdrę zawsze specjalnie ułożoną, by mogły się dostać. Dziś zakładam, że goniły się i po prostu przed innymi chowały się u mnie, bo inne to niezmiernie rzadko wchodziły pod kołdrę. Coś na zasadzie - skoro tamte wlazły to ja też i tak obserwowałem jak niepewny otoczenia szczur wchodził pod kołdrę. Wystarczył niewielki delikatny ruch, by od razu włączył sygnał ewakuacji. 
    Pomimo, że ich już nie ma kilka m-cy, to nadal nie wszystkie miejsca, gniazda są po nich posprzątane. Z jednej strony są w miejscach, które pilnie nie wymagają sprzątania, z drugiej strony jakaś tam pamięć po nich, bo, mimo ich ilości na st. mac., miło wspominam czas ich przebywania. 
    Po kolacji otrzymałem tradycyjnie od matki obiad na dziś. Dobrze, że przed wigilią nie kupiłem chleba, bo miałem taki plan, ale były "małe" CS-y od 972 w środę, i zostawiły jedną bagietę, to zrezygnowałem. I tak mam żarcia f chuj, więc nie zdechnę. 
   
     Właśnie. Pomagam średniemu CS-owi od 972, bo wpierw, bo to taki wiek, mają wyjebane na wszystko, po czym zderzają się z rzeczywistością, która od nich jednak wymaga. Tak też stało się z 18 letnim "małym" skurwielem, kiedy na praktykach zażądano od niego papierka z kursu, który był przez m-c realizowany w szkole, na który on miał oczywiście wyjebane, a teraz oni mu na praktyce powiedzieli, że mają na niego wyjebane i jak nie przyniesie papierka, to go wyjebią. 
    Efekt. Już ma mniej wyjebane i robię z nim materiał z gastronomii, o art. spożywczych, a czasu mało, bo, o czym dowiedziałem się na wigilii, ferie w przyszłym roku od 04-01-2021, to klasyfikacja też jakaś skrócona. 
   Na ostatnią lekcję 2-gi przyszedł z 3-cim, który rok młodszy to ma dopiero totalnie wyjebane na wszystko. To ten, którego odbierałem z zakładu psychiatrycznego w Toszku. Poprosiłem go, bo opowiadał, jak był na jakiś badaniach, w związku ze zmianą szkoły i miał coś napisać, i oczywiście bunt, bo on ma wyjebane, by coś u mnie napisał. Wpierw 3 min mówienia do mnie, że nie trzymał długopisu od lat i nie pamięta jak go się trzyma, nie wie jak się pisze i coś tam, coś tam jeszcze. Nawet wstałem i powiedziałem, to napisz coś nie będę patrzał i wstałem i odszedłem od biurka. Słyszałem jak z bratem negocjował, by nie pisać, w końcu napisał lewą ręką, bo leworęczny. Najgorzej nie wypadło. Myślałem, że będzie gorzej. Widocznie pani psycholog, czy coś tam innego słabo negocjowała. 
   No 3-ci to będzie miał przejebana, po tym wyjebane. Ma iść do 8 klaty od drugiego semestru, ale czy on to w ogóle skończy? Coś mi się widzi, że jedyny do uratowania, jeżeli też się uda, to jest 2-gi. 1-szy już odstąpił od dalszej nauki i w zasadzie skończył edukację na gimnazjum z ocenami za frekwencję, bo te szkoły w ośrodkach to totalna porażka. To są takie przedszkola dla dorosłych. 
    Dziś chyba spotkanie z Tedem, choć nie wiem jak to wyjdzie, bowiem drużyny trakcyjne mają wolne, to zakładam, że będą ataki na wejście do stacji. 
   Zdjęcie.
  Końcowy przystanek linii 31 w Bytomiu na Wrocławskiej. Dziś tram jadą jeden przystanek dalej do zbudowanej tam pętli. 
   Narka, bo zaś notkę przetrzymam, a do wypchnięcia czekają już kolejne, które są wyprzedzane przez bieżące. 

środa, 23 grudnia 2020

Środa # 1732

 Z 824 jest gorzej i to gorzej się nasila. W związku z tym, niestety, bo nie lubię sie mieszać do czyiś finansów, trza je będzie ruszyć.
   Konto ma w PKO, a ponieważ pracownice mają prowizje od wciskanie przeróżnych rzeczy, to nawciskały mu co się dało. Już kiedyś o tym pisałem, że nawet posunęły się do tego, że 75 latkowi założyły konto szkolne na dobry start do szkoły, na które z emerytury co m-c była pobierana kasa. Teraz przeglądam, pobieżnie, a będę się musiał do tego zabrać na poważnie, jego wyciągi z konta i nadal ma jakieś dziwne konta uruchomione, za które kroją go z kasy. Mało tego, z tych kont funduszy inwestycyjnych, jak na szybko policzyłem, bo były roczne wyciągi jest stratny ok. 900zł. To pobieżne liczenie. Oczywiście idiotki (wiem, z ich pkt, widzenia (banku) one wykonały dobrą robotę) wcisnęły mu kartę debetową, za którą też rocznie pobierają opłatę 54zł. Ma założone "konto za Zero", ale z konta głównego pobierają opłatę za kartę zwykłą 4,90zł/m-c i 6,90zł/m-c za prowadzenie konta. Da się? Da się!
    Oczywiście przy jego pamięci, która się wyłacza, w zasadzie to niczego nie pamięta. Ciągle np. powtarzał, jak pytałem gdzie ma ową kartę debetową, że zrezygnował z niej, dawno temu. Jak dopytywałem bardziej szczegółowo, to odpowiadał że jakies pół roku temu, w lipcu. Pokazałem mu więc wyciąg na 31-10-2020, że nadal za nią płaci. Odp. - ja się takimi pierdołami nie przejmuję.
    I teraz konkluzja. Ile takich staruszków jest kantowanych regularnie od lat w PL i nie tylko. Kto faktycznie o tym wie, jeżeli oni sami o tym nie mówią, bo przecież nie panują zupełnie nad finansami. W masakrach rodzinnych w TV wychodzą tylko sprawy, jak ktoś ich pazernie obłupi do zera, ale jeżeli jest to robione sukcesywnie, że jest niezauważalne, to w zasadzie przechodzi bokiem. 
    Na jego konto od 2015 r. jestem zapisany jako współwłaściciel i niestety, ale trzeba będzie wkroczyć, bo proceder trwa już za długo. Wstrzymywałem się dotychczas, jednak jakby to wszystko zliczyć, to ok. 1200zł na rok wyprowadzają mu z konta. Podejrzewam, że i tak do wszystkiego nie dotarłem.
   Ubezpieczeń na życie opłacał chyba z 5. Zeszło do dwu, ale nie wiem dla kogo to płaci, bowiem nigdzie nie jestem zapisany, nikogo innego nie ma, a on umów nie umie znaleźć, to też nie wiadomo na co konkretnie płaci. Pewnie na to co się najrzadziej wydarza, czyli przygniecenie przez lądujący statek marsjański. Oczywiście w piśmie jest, że może zadzwonić do profesjonalnych i doświadczonych konsultantów (w wysysaniu kasy), którzy rozumieją Pana potrzeby i wątpliwości. Oznacza to, że zapewnią mu niezwłoczną obsługę najwyższej jakości oraz szczególną troskę i indywidualne podejście, na które On zasługuje (w wysysaniu przez nich kasy). Howk.
   Zdjęcie.
  Jest zrobione przez 825 najprawdopodobniej na zajezdni tramwajowej na Bogucicach. Drobne wyjaśnienie czemu tablica kierunkowa jest za szybą motorowego. Otóż bardzo niewiele wozów miało rozwiązania warszawskie, czyli wąską szybkę na tablicę kierunkową nad motorowym. Ta wąska szybka to tylko dla tablic jednokierunkowych, tzn. gdzie linia prowadziła np. Stadion Śląski. Na Górnym Śląsku wozy miały jednak tablice całokierunkowe, jak ta za szybą, a te się na górze nie mieściły, stąd wciepnięta za odmrażacze. 
  Jak zwykle opóźniona notka, bo miała być w ciągu dnia we wtorek, a przeskoczyło już na środę. 
  Narka.

niedziela, 20 grudnia 2020

Niedziela #1731

   Był przedwczoraj 230 mimo tego, że spotkanie z Tedem. Otworzyłem mu wjazd do stacji, niech wbija, ale od razu zaznaczyłem, że pobyt na st. mac. w klacie. Zgodził się. W trakcie pobytu, oczywiście zajmowałem się jego mięśniami, bicepsem, tricepsem, klatą, plecami, a jednocześnie rozmawiałem i wysuwałem swoje przypuszczenia. 
   Zajmowanie się jego mięśniami było proste, bo cóż to takiego wziąć w ręce np. biceps i go zagniatać, przedramię i je ściskać, plecy, je miętolić. 
   Gorzej jak do tego dochodziło słowne określenie tego co się robi, następstw tego co się robi, odczuwania tego co się robi.
   To już jest inaczej, bo jednak samce, mięśniaki też to odbierają. Powiedziałem mu wprost, że w stosunku do niego, to se zagniatam jego przedramię, barki, bicepsy, ale mogę też bardzo delikatnie, opuszkami palców przeciągać po jego bicepsach, przedramieniu, szyi, dolnej żuchwy, okolicy tej twarzy i to zacząłem robić i zrobiło się niezręcznie.
   Widziałem, że wtedy robiło mu się gorzej. Powiedziałem mu wprost, choć oczywiście nie znam jego młodości, że coś jest nie tak. Tzn. dotyk, taki delikatny wywołuje w nim odruch zwrotny, co w zasadzie, biorąc pod uwagę wychowanie przez matkę, nie powinno mieć miejsca, więc coś jest nie tak. Nie wnikam w to, co jest nie tak, ale to odbieram, że jest nie tak. I to, że odbieram nie tak, jest od iluś tam lat, o czym mu powiedziałem, więc są to pozostałości po okresie młodzieńczym i tyle. Nie zmienię tego. Te rzeczy, wspomnienia pozostają w nas na zawsze i nie da się ich od tak wymazać. Skoro jemu coś (tak to nazwijmy) nie pykło w młodości z tym dotykiem, to zostało. Dziś tego nie zmienię, widzę tylko że jak go dotykam tak z uczuciem i porównuje to z innymi mięśniakami (a nie było ich mało), to mu się dźwiga. I to nie jest moje nie tak, tylko ktoś już tu namieszał, po czym on ma wzdrygi. Smutne, a jednocześnie nie mogę wyciągać tych informacji od niego, bez, jakby, jego inwencji, po za tym nawet nie chcę. Jako rasowy mięśniak-skurwiel tego nie powie i będzie to tłamsił w sobie. Jest z laską, teraz będą mieli larwę i nawet jak ona go tak dotyka, to tego nie lubi. 
   Mówiliśmy (ja mówiłem) też o doznaniach związanych z obsługą przez tą samą płeć. Samiec rozumie, jak obciąga drugiemu samcowi działanie organu, dla laski jest on jak banan. Z kolei laska rozumie działanie otworu i jego przyległych części, a samiec nie stąd laska, która się okolicami otworu zajmuje zrobi to lepiej jak samiec, bo wie jak to działa. 
   U 230 wiele się nie zmieniło w wyglądzie. To dobrze, bo jest w wieku, w którym to psucie następuje szybciej. Może to nastąpić, bowiem zmienia pracę na jeszcze lżejszą, a to niestety sprzyja wiotczeniu mięśni. No cóż. W poprzedniej pracy udało mu się wyrobić mięśnie i to ogólnie na całym ciele (taka praca), to ma kapitał, który jeszcze przez jakiś czas zostanie. 

    Może uda się do świąt wypchnąć wszystkie notki. Ta miała być wczoraj, zaś się przedłużyły o jeden dzień, a następne czekają. Echhhh.
   W ramach zdjęcia kopalnia zimą, oczywiście zaorana, wiync tego co na zdjęciu już nie ma. Widok z ostatniego piętra sortowni. 30 m nad ziemią. 
    Narka. 

czwartek, 17 grudnia 2020

Czwartek #1730

  Ostatnio częściej jeżdżę autobusami, a zaczął się okres zimowy i przypomina mi się materiał z TVP Katowice z końcówki lat 90-ych, jak urabiano społeczeństwo, że trzeba koniecznie kupić nowe autobusy, bo w ikarusach (260 i 280), które jeździły po naszych drogach jest zimno i to zimno niby wynikało z tego, że one były stare. Za chwilę do tego zimno wrócę, ale teraz dygresja. Jeżdżę obecnie solarisami (jako pasażer), niby nowymi tworami i jest w nich - zimno. Tzn. one mają około dekady, ale też jest w nich zimno. I teraz konkluzja. Czy wobec tego należy je wyciepnąć na hasiok, jak kiedyś zrobiła materiał TVP Katowice, czy jednak zająć się tym zimno.
   Kiedyś w komunikacji miejskiej jeździłem Jelczem M11. Już o tym pisałem.
  Oczywiście w lepszym stanie, ale takie zdjęcie, by się za bardzo ktoś nie ciepał, bo zdj. z netu.
  Ogrzewanie w nim, było realizowane przez 3 dmuchawy z nagrzewnicami ulokowane pod siedzeniami, 2 z tyłu między 2-gimi, a 3-imi drzwiami, jedną dużą w kabinie kierowcy, która w zamyśle miała dmuchać ciepłym powietrzem na przednią szybę. Dmuchawy z nagrzewnicami mają to do siebie, że działają trochę jak odkurzacz. Zasysają maras i obklejają nim nagrzewnicę, która posiada wąskie prześwity, przez które ma przechodzić powietrze tłoczone przez wentylator, a przechodząc przez nagrzewnicę ogrzewać się i podnosić temperaturę w pojeździe. Sama nagrzewnica jest zbudowana z drobnych lameli, przez które przepływa płyn chłodniczy silnika. On, też w trakcie pracy ulega zabrudzeniu i drobny maras osadza się na tych lamelach powodując stopniowe ich zatykanie, a następnie przepływ cieczy chłodzącej bokiem przez obudowę nagrzewnicy.
   Szkopuł w tym, że praktycznie nikt tego nie czyści, to też po kilku latach nagrzewnice nie spełniają swojego zadania. Niby wszystko działa, dla kontrolujących pojazd mechaników, bo wentylator pracuje, kręci się i tłoczy powietrze, przez nagrzewnicę przepływa płyn chłodniczy, ale jednak efektu grzania nie ma, albo jest on znikomy. 
   W swoim pojeździe, ponieważ jestem ciepłolubny, co roku, w końcówce lata, na garażu, rozbierałem każdą nagrzewnicę, czyściłem ją wewnątrz, przepłukując ją kilkukrotnie wodą, zewnątrz i następnie montowałem ponownie w układzie. Wybudowywana była również przednia nagrzewnica. Była ona 3x większa niż nagrzewnice w wozie. Mało tego, zrobiłem kiedyś z blachy, to już była któraś tam konstrukcja własnego pomysłu, wlot powietrza z przodu autobusu, by bez udziału wentylatorów, powietrze przepływało przez nagrzewnicę ogrzane na szybę w pożądanej ilości. Efekt był taki, że w zimie nawet przy -15C jeździłem w kabinie w koszulce z krótkim rękawkiem, a drzwi do wozu były cały czas otwarte.
    Skuteczność chłodzenia przez wewnętrzne nagrzewnice była na tyle duża, że przy temp. poniżej -5C główny wentylator na chłodnicy się nie załączał, a żaluzja na niej nie otwierała.
    Ostatnio jadąc właśnie solarisem, w którym była włączona wewnętrzna nagrzewnica z tyłu pojazdu w przegubie, a więc blisko silnika, sprawdziłem jej skuteczność. Ręką obmacałem, sprawdziłem jak dmucha, jaka była temp. powietrza Była na poziomie ok. 15% wydajności. Coś tam ciepłego powietrza wylatywało, ale większość to było przedmuchane powietrze z wozu, przez zatkaną nagrzewnicę.
   I teraz można wrócić do materiału TVP Katowice z końcówki lat 90-ych. Czy trzeba te solarisy zezłomować, bo są stare i jest w nich zimno i kupić nowe, czy nie?
   Urabianie tłuszczy działa znakomicie. Hasła "bezpiezeństwo", "dla Waszego dobra", są dziś już tak powszechne, że nawet jawne wysysanie kasy z budżetówki na pierdoły, o których tu kilka razy pisałem, podpina się właśnie pod nie. 
   Ok. kończę, bo zaległe, kolejne notki czekają. 
   Narka.

piątek, 11 grudnia 2020

Piątek #1729

   To teraz się ostro przeniesiemy w lata 80-te ub. wieku. Wtedy to zaczęła się moja przygoda z tramwajami. Wtedy było to WPK Katowice obsługująca aglomerację górnośląską. Wtedy to były lata, kiedy wychodziły nowe tramwaje, nowe projekty, poprawiane, unowocześniane, wdrażane do ruchu, obserwowane, wyciągane wnioski i ponownie zmieniane. W tej różnorodności, zdawało by się wozów 105 N, później 105 Na, można się było pogubić. W zasadzie co seria, to wychodziły wozy o innym układzie, głównie elektryki w nich. Tylko jakaś połowa lub mniej motorowych znała co i jak poprzełączać w, częstych wtedy, defektach wozów, by móc o własnych siłach zjechać z trasy. Mnie udało się jakoś opanować większość wtedy typów wozów typu 105 na sieci i nie miałem żadnych problemów w przełączaniu ich, by np. po awarii zjechać z trasy. 
    Na czym owe przełączanie polegało? Otóż w składzie, które jeździły po sieci, czyli 
coś takiego (zdjęcie zaczerpnięte z internetu), należało znać układ bezpieczników, przełączników, by np. wyłączyć jeden z wozów, pozostawiając sterowanie na pierwszym i móc tym jechać dalej. Wbrew pozorom łatwa czynność dość sporej ilości motorowych nastręczała trudności ze względu na sporą ilość modeli. Najtrudniejsze było wyłączenie pierwszego wozu i przełączenie sterowania na drugi. Z oczywistych względów wyłączenie drugiego było dość proste, ale właśnie przełączenie na drugi, to już był majstersztyk. Należało w pierwszym wozie zostawić tylko niskie napięcie sterowania, wyłączyć wysokie napięcie, odłączyć silniki trakcyjne, dopływ energii do nich itp. by tylko drugi wóz pchał. Część dawała sobie radę, a ta część która nie dawała sobie rady, albo czekała na kogoś kto nadjechał i umiał przełączyć, albo patyk na dół, noże na dół, rozpieracze szczęk na dół, następny skład z tyłu się podpinało i tak spychało się skład do zajezdni. Czasem na najbliższe żeberko, bo jednak cisło się z mniejszą prędkością, albo przy zgranej obsłudze, która językiem migowym umiała się porozumieć sprawnie, zjeżdżało się aż na garaż. 
   Dziś takie czynności są skodyfikowane, często bez nadzoru w ogóle nie do wykonania, a wtedy, to co dziś pozostaje w gestii dyspozytorów, nadzoru ruchu, wykonywało się samemu, stąd to co pisałem już kilkakrotnie. Ludzie, którzy szli w dawnych czasach do pracy w zawodach ruchowych, lubili to, identyfikowali się z przewozem ludzi, mieli smykałkę do tego, zainteresowania. To wszystko było potrzebne do sprawnego przewożenia, wtedy, dużej ilości ludzi. Dziś np. jak jest stłuczka z autem, to opóźnienia sięgają 120 min, bo wczoraj takie było, a wtedy... Stłuczka, przyjeżdżała dość szybko milicja, albo spisywało się protokół i jechało się dalej. Nikt nie pierdolił się 2h zatrzymując ruch na linii. Co innego jak były śmiertelne, wtedy faktycznie był w rejonie paraliż sieci, ale tylko w rejonie wypadku. Mnogość przejść rozjazdowych, czynnych pętli tramwajowych, powodowała możność ominięcia wyłączonego z ruchu miejsca i skierowania ruchu inną trasą, włączenia się w innym pkt-cie na linię itp. I nie było jak dziś, że prowadzący mieli wyjebane lub ograniczają ich przepisy, że bez nadzoru ruszyć się nie da. Wtedy zdecydowana większość chciała jeździć i samemu (to takie dzisiejsze, uniwersalne słowo) ogarniała ruch. Co dziś niespotykane, tramwaje się np. wyprzedzały, wymijały. Robiono tak, bowiem do dziś ludzie mają nawyk, że wszyscy ładują się do pierwszego jadącego. Wtedy, oczywiście nie zawsze, ale jak była zgrana ekipa na linii, to pierwszy załadowany, któremu wymiana pasażerów z racji napełnienia wozów szła długo, zjeżdżał jak się dało na bok, a następne, np. dwa wozy z linii wyprzedzały go i gnały do przodu. Następnie taki wóz, wytrącony z planu, z przystanku końcowego/początkowego jechał np. 3/4 trasy i włączał się w tym pkt.-cie z powrotem do swojego planu. Wiem, że mało obrazowo to opisuję, ale musiałbym na konkretnych przykładach na konkretnych liniach opisywać jak to wyglądało. 
   Abstrahując od tego, dziś takie numery były by/są niemożliwe, choćby dlatego, że płaci się za kilometry, a nie za przewóz ludzi stąd takie wytrącenie z planu, choć upłynniające ruch, jest nierealne, bo wypadną kilometry i zajezdnia nie dostanie kasy za te utracone przeto wozy jeżdżą przez np. pół dnia opóźnione godzinę, byle tylko kilometry się zgadzały, a mniejsza o to, kto jedzie i czy czeka na kawalkadę wozów opóźnionych np. o 90 min. 
   I mimo pełnych tramwai wtedy pracowało się przyjemnie. To dziś, kiedy ludzi w wozach jest o 5/6 mniej, paradoksalnie praca jest gorsza. Nie ma zgranych ekip, wozów na stałe, ludzie zostali w części w ub. latach przyjęci z łapanki, z biur pracy, byle tylko zapełnić stanowiska. Objawia się to choćby tym, że oni po prostu w większości nie potrafią jeździć. To sunięcie do przodu trudno jest nazwać, a przynajmniej do tamtych czasów przystawiając, jazdą. Gdyby ich przenieść 35 lat do tyłu, to jechali by jak świeżaki wtedy, za którymi jechało 3 do 5-ciu wozów. Później się wyrabiali w jeździe lub jakaś część odchodziła. 
   Sieć była trudna, bo należało zapamiętywać układ torowy, jakość tego układu, tzn. krzywizny torów, miejsca gdzie należy przyhamować, miejsca, gdzie mimo widocznego zdeformowania toru skład "przelatywał", zarwane styki itp. Generalnie na każdej linii, no może oprócz linii 0, która do dziś jest linią wycieczkową, się goniło. Czasy były krótkie na przejazdy między przystankami, postoje na pętlach też. W tamtych czasach nie było, jak dziś postojów po 30 min na przystankach końcowych. To nie w tamtym systemie było marnotrawstwo zasobów. Jakoś dziwnym, że w systemie kapitalistycznym do tego nie doszli i można by wymieniać linie, na których postoje wynoszą właśnie pół godziny. 
   Tak tylko liznąłem temat, bo chodził mi po gowie od jakiegoś czasu. Najprawdopodobniej będę wracał do spraw z dawnych czasów widzianych z innej perspektywy. 
   Teraz kończę, bo Ted czeka. 
   Narka.

niedziela, 6 grudnia 2020

Niedziela #1728

    Ostatnio trochę śledzę wiadomości ekonomiczne i czasem mam własne przemyślenia. Otóż zaraza obecna, co już chyba pisałem, jak dla mnie została wypuszczona dla depopulacji krajów wybitnie przeludnionych, co zresztą po roku od jej wypłynięcia ma właśnie miejsce. Indie, Brazylia, Bangladesz też jest na liście, ale oni są tam, podobnie jak w Indiach, mało policzalni stąd oficjalne statystyki mogą być bardzo niedoszacowane, są w czołowce. Na pierwszym miejscu USA, ale podejrzewam, że tam w ramach straszenia społeczeństwa trochę podnosi się statystyki, by to straszenie działało. Nie od dziś wiadomo, że społeczeństwo, głupie, zastraszone jest najlepsze dla rządzących i bogatych. 
    Na krajowej mapie efekty uboczne zarazy też zaczynają być widoczne. Umieralność, która w październiku i listopadzie ma najwyższe od dekady wskaźniki, przy czym warto podać, że w wieku powyżej 70 lat wzrosła ona o 150%, jak przeczytałem na w.natemat.pl. Teraz przejdźmy do finansów państw, które są niby w opłakanym stanie. Z jednej strony przekazuje nam się informację, że brak wpływów z powodu podatków, ale z drugiej strony przy takiej umieralności, to ZUS zaciera rączki, bo jednak wypłaty emerytur się kurczą, a wygaszanie kont następuje na niespotykaną dotąd skalę. 
   W "służbie zdrowia" jest podobnie. Dobrze wiemy, że ona obecnie nie leczy, oprócz covidowców i innych sporadycznych przypadków, ale kasę bierze, bo przecież każdy co m-c płaci składkę zdrowotną jeżeli pracuje. Gdzie zatem ta kasa się zatrzymuje, skoro w poradniach są teleporady, część zabiegów planowych przesunięta, część lekarzy nie przyjmuje itp., itd. 
   Ostatnim ogniwem jest NFZ., bo do niego kasa jeszcze wpływa, ale on już nie wydatkuje, bowiem szpitale, przychodnie nie mają co wykazywać. Nie wierzę, że za teleporadę buli się z NFZ-tu tyle samo co za wizytę w przychodni (ok. 2015r. wizyta w poradni u lekarza rodzinnego, to było 55zł).
   Oczywiście ktoś może myśleć, i zresztą prawidłowo, że te osoby, które teraz tak masowo schodzą i tak by zeszły, ale schodząc teraz nie dość, państwo oszczędza dosłownie na wypłacanych emeryturach już i na leczeniu chorób przewlekłych też już, to jeszcze kasa dla nich w budżecie na przyszły rok była zapisana, wszak mamy grudzień. Ci ludzie, którzy schodzą, przeważnie nie są zdrowi i leczą się/leczyli w przychodniach, poradniach, czekali na zabiegi, operacje itp. więc trza by na nich wydatkować nie małą kasę, która teraz została w "systemie". 
    Czy ktoś o tym oficjalnie mówi? Nie, nie słyszałem, bo to pewnie niezręczna sytuacja, że państwo "zarabia" na przedwczesnym umieraniu ludzi. 
   
   Ot takie przemyślenia. Teraz tyle, bowiem lezę pomagać przy remoncie 979, więc czas nas goni. 
   Widok z nastawni dysponującej w Libiążu na tory wyjazdowe w kierunku Chrzanowa. 
   Narka.

piątek, 4 grudnia 2020

Piątek #1727

 To jest jakaś paranoja. Pazerność ludzi nie zna granic, a wychodzi gdzie się da. U 824 ocieplono blok. Jeszcze ub. zimy było w mieszkaniu, dokładnie w dużym pokoju 24C. Teraz na bazie jakiejś pazerności, ekologii i innych bzdur, zarządca nieruchomości, tak to się teraz ładnie nazywa, gałą przykręcił ogrzewanie. Efekt - wczoraj w dużym pokoju było 18C, a rano w nim 17C, a w kuchni, która nie jest w żadnym wykuszu, wystająca z bloku narożna itp., jest między dużym i małym pokojem, rano było na poziomie szafki kuchennej więc 85cm, 16C. Ciekawe czy za te (powiedzmy) 6C kasa w 100% będzie oddana? Obniżenie temp. w mieszkaniu z 21 do 20C, daje ok. 5% oszczędności, ale już przy niższych temp. za oknem to będzie mniej, nawet do 2%. To kto qrwa teraz przytuli tą kasę za ubytek 6C? No zarządca nieruchomości, część da na spłatę obrzucenia bloku styropianem, przy czym wcześniej i tak łyknął kopertę za tą czynność, a teraz drugi raz żeruje na mieszkańcach, którzy teraz będą marznąć. Nieprawdaż, że fajne rozwiązanie jak znowu wydoić kolejnych łosi.

  Po co qrwa płacić za ogrzewanie, skoro ono nie spełnia norm? Ale kto z geriatrionu, bo w bloku w większości tacy mieszkańcy, się ciepnie? Jak to bezwolna masa dostająca 13-tą emeryturę i uważająca, że emeryturę płaci im prezydent Duda, głosująca, po obejrzeniu wiadomości w TVPiS na jedynie słuszną władzę ciepnie się o to, że jest chłodniej w mieszkaniach? Nigdy chyba jak dziś stwierdzenie, że najlepiej rządzi się społeczeństwem głupim nie miało takiego znaczenia. Ta garstka rozgarnięta inaczej niczego nie zmieni. No przecież miliony much nie mogą się mylić - gówno jest dobre.
    824 po raz któryś już zatruł się. Nie dziwi mnie to w ogóle, nawet jak wyląduje w szpitalu na wskutek poważnego zatrucia, to nie będzie też dziwne. Ciągle, by nie rzecz permanentnie żre stare rzeczy. Dziś na śniadanie też pożarł już lekko śmierdzącą padlinę. Mówię mu, że ona już chyba stara jest, bo na brzegach jeszcze lekko zielonkawa była - nie, jest świeża.
   No co mogę zrobić, przecież od ust mu nie odejmę.
   W lodówce już się żarcie nie mieści, nogą by trza było wepchnąć, to teraz znalazł, w sumie to sam mu podpowiedziałem, nowe msc. gromadzenia żarcia - na balkonie, bo tam przecież zimno. Dlatego przywiozłem swoje żarcie, by nie szukać, nie przebierać w poszukiwaniu tego co nadaje się do wchłonięcia. Nie chce mi się siedzieć na muszli, bo ewentualnie po czymś będę musiał tam iść częściej niż wynika to z normalnego funkcjonowania, a tak już było. Nie mam czasu na leżenie i dochodzenie do siebie po zatruciu.
   Dalej u niego, to będą częstsze zatrucia, o których mi napisze lub nie. Wiadomym jest, że im większy nacisk będę wywierał na to by się z tym pilnował, tym mniej info będzie do mnie docierało w tym też to, że poraz n-ty się zatruł czymś starym z lodówki. Musiałbym się tu albo przeprowadzić, albo ściągnąć go na st. mac. Na razie odsuwam to jak mogę, ale nie wiem ile to jeszcze może potrwać. Częstsze przyjazdy z w zimie, kiedy tu gałę przykręcili - hmm, jeszcze brakuje mi marznięcia w zimie w mieszkaniu. Uspokajanie się, że ten mózg działa wadliwie jest środkiem doraźnym, bo z nim lepiej nie będzie, a wiadomym jest, że będzie gorzej.
    No to jest hit. Nagranie w radiu, którego dziennie słucha 824, które puszczają w rytmie disco polo. Gość przez minutę śpiewa: "Siala sialalalala, siala, sialalalala, Basia to fajna lala". I by nie było, że to są niewinne treści nie wpływające na nasze życie, to - nie. Odbiorcy tych treści lezą później na wybory i oddają "świadomy" głos, bo przecież mogą iść. 
    Nie będzie dobrze. Jedyne co można zrobić, to wyłączyć się z systemu, na tyle na ile się da. Czasami se myślę, że lokalne mięśniaki-głuptaki nie mają takich dylematów. Co zrobić, by uratować mózg od takich treści? Rozwiązaniem było zabranie ze sobą słuchawek i to był strzał w 10-kę. Cóż, że siedzę w słuchawkach, ale przecież, wydaje mi się, że potrzebuję mózgu do prawidłowego funkcjonowania, a może mi się tak tylko wydaje. Przecież miliony much....
    By nie było zdaję sobie sprawę, że to niezręczna sytuacja, ale nie chcę, nie widzę tego, by sprowadzić się z funkcjonowaniem mózgu do jakiegoś niskiego poziomu, stąd działania odcinania go od głupoty. Może on (mózg) przeżyje trochę dłużej w obecnym stanie. Znowu siedzę w bluzie. Niby miałem tu coś sprzątnąć, ale w takiej temp. po prostu mi się nie chce. Mam zmarznięte, zimne ręce. Co jak co, ale w mieszkaniu powinno być ciepło.
   
  Wnętrze nastawni Libiąż. 
   Narka.