Ostatnio częściej jeżdżę autobusami, a zaczął się okres zimowy i przypomina mi się materiał z TVP Katowice z końcówki lat 90-ych, jak urabiano społeczeństwo, że trzeba koniecznie kupić nowe autobusy, bo w ikarusach (260 i 280), które jeździły po naszych drogach jest zimno i to zimno niby wynikało z tego, że one były stare. Za chwilę do tego zimno wrócę, ale teraz dygresja. Jeżdżę obecnie solarisami (jako pasażer), niby nowymi tworami i jest w nich - zimno. Tzn. one mają około dekady, ale też jest w nich zimno. I teraz konkluzja. Czy wobec tego należy je wyciepnąć na hasiok, jak kiedyś zrobiła materiał TVP Katowice, czy jednak zająć się tym zimno.
Kiedyś w komunikacji miejskiej jeździłem Jelczem M11. Już o tym pisałem.
Oczywiście w lepszym stanie, ale takie zdjęcie, by się za bardzo ktoś nie ciepał, bo zdj. z netu. Ogrzewanie w nim, było realizowane przez 3 dmuchawy z nagrzewnicami ulokowane pod siedzeniami, 2 z tyłu między 2-gimi, a 3-imi drzwiami, jedną dużą w kabinie kierowcy, która w zamyśle miała dmuchać ciepłym powietrzem na przednią szybę. Dmuchawy z nagrzewnicami mają to do siebie, że działają trochę jak odkurzacz. Zasysają maras i obklejają nim nagrzewnicę, która posiada wąskie prześwity, przez które ma przechodzić powietrze tłoczone przez wentylator, a przechodząc przez nagrzewnicę ogrzewać się i podnosić temperaturę w pojeździe. Sama nagrzewnica jest zbudowana z drobnych lameli, przez które przepływa płyn chłodniczy silnika. On, też w trakcie pracy ulega zabrudzeniu i drobny maras osadza się na tych lamelach powodując stopniowe ich zatykanie, a następnie przepływ cieczy chłodzącej bokiem przez obudowę nagrzewnicy.
Szkopuł w tym, że praktycznie nikt tego nie czyści, to też po kilku latach nagrzewnice nie spełniają swojego zadania. Niby wszystko działa, dla kontrolujących pojazd mechaników, bo wentylator pracuje, kręci się i tłoczy powietrze, przez nagrzewnicę przepływa płyn chłodniczy, ale jednak efektu grzania nie ma, albo jest on znikomy.
W swoim pojeździe, ponieważ jestem ciepłolubny, co roku, w końcówce lata, na garażu, rozbierałem każdą nagrzewnicę, czyściłem ją wewnątrz, przepłukując ją kilkukrotnie wodą, zewnątrz i następnie montowałem ponownie w układzie. Wybudowywana była również przednia nagrzewnica. Była ona 3x większa niż nagrzewnice w wozie. Mało tego, zrobiłem kiedyś z blachy, to już była któraś tam konstrukcja własnego pomysłu, wlot powietrza z przodu autobusu, by bez udziału wentylatorów, powietrze przepływało przez nagrzewnicę ogrzane na szybę w pożądanej ilości. Efekt był taki, że w zimie nawet przy -15C jeździłem w kabinie w koszulce z krótkim rękawkiem, a drzwi do wozu były cały czas otwarte.
Skuteczność chłodzenia przez wewnętrzne nagrzewnice była na tyle duża, że przy temp. poniżej -5C główny wentylator na chłodnicy się nie załączał, a żaluzja na niej nie otwierała.
Ostatnio jadąc właśnie solarisem, w którym była włączona wewnętrzna nagrzewnica z tyłu pojazdu w przegubie, a więc blisko silnika, sprawdziłem jej skuteczność. Ręką obmacałem, sprawdziłem jak dmucha, jaka była temp. powietrza Była na poziomie ok. 15% wydajności. Coś tam ciepłego powietrza wylatywało, ale większość to było przedmuchane powietrze z wozu, przez zatkaną nagrzewnicę.
I teraz można wrócić do materiału TVP Katowice z końcówki lat 90-ych. Czy trzeba te solarisy zezłomować, bo są stare i jest w nich zimno i kupić nowe, czy nie?
Urabianie tłuszczy działa znakomicie. Hasła "bezpiezeństwo", "dla Waszego dobra", są dziś już tak powszechne, że nawet jawne wysysanie kasy z budżetówki na pierdoły, o których tu kilka razy pisałem, podpina się właśnie pod nie.
Ok. kończę, bo zaległe, kolejne notki czekają.
Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz