Ostatnio w anty radiu była audycja Owsiaka nt. wyciepowania żarcia przez rodaków. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie w sumie nagonka na ludzi żrących w domach. W ogóle nie poruszono sprawy wyciepowania żarcia przez hurtownie, markety, a przecież to tam marnuje się w kilogramach (by tylko w kilogramach), w lirach (by tylko w litrach) żarcie. Jeżeli coś źle wygląda, to już idzie do wyciepnięcia z półek i znajduje się na tyłach marketów, czy dyskontów. Przeceny towarów z krótkim terminem nie istnieją. Owszem są przeceny na coś co jest w nadmiarze, ale to na miesiąc, czy dwa tyg. wcześniej, Jeżeli to nie zejdzie po przecenionej cenie to, sory memory, ale na śmietnik. Czemu o tym się nie mówi głośno. Jeszcze do tego wymyśla się kary, za wyciepowanie żarcia. Niby przez kogo te kary mają być płacone. Przez ludzi, którzy lezą z żarciem na śmietnik. Wątpię, że markety na coś takiego przystaną. Skoro ciągle drukujemy dla nich 1 i 2 groszówki, bo idzie od nich potężna koperta dla tego od finansów, to czemużby miały płacić za wyciepowanie żarcia. Podobnie było z finansowaniem 500+. Miało być z podatku obrotowego i jeszcze jakiegoś nałożonego na banki, a skończyło się na..., pisałem poprzednich notkach.
Zastanawia mnie jeszcze jedno. Skoro tylu ludzi pracuje w marketach, dyskontach, tylu widzi to marnotrawstwo żarcia, w tym napojów, to czemu jest taka masowa zmowa milczenia? Rynek pracy się poluzował, to oprócz marketów pracę można znaleźć nie tylko w marketach. Skąd więc ten brak nacisku na zmianę sytuacji? Wystarczy pogadać z kimkolwiek, kto pracuje w spożywce i kogo się dobrze zna, by usłyszeć historie wyciepowania tysięcy złotych na śmietnik. Oczywiście za te wyciepnięte też płacimy, bo to jest wliczone w cenę, czyli narzuty 100, a nawet więcej % na towarach.
Ten "system" jest ogólnie zjebany, bo wszyscy ściepujemy się na marnotrawstwo we wszelkich gałęziach godpodarki. Może jedynie małe firmy działają prawidłowo, ale wielkie państwowe, czy nawet niepaństwowe molochy działają już wadliwie, ale dopóki starcza kasy, to działania naprawcze tam nie są wdrażane. Smutne to, bo gdziekolwiek nie popatrzę to muszę płacić za wywalanie kasy przez kogoś, jakąś instytucję, bo oni nie mogą, nie chcą, nie umieją, nie widzą potrzeby zapanowania nad tym. W tym momencie nie ma sensu wchodzić w szczegóły, bo te wielokrotnie tu na blogu opisywałem i wydaje się, że przez najbliższe dekady nic się nie zmieni, z tym żarciem, o którym Owsiak chyba z braku innego tematu, zrobił sobie audycję i innymi gałęziami gospodarki. I jedynie, co też już pisałem kiedyś, normalnie zasypiam, bo do tego "systemu" się b. skromnie dociepuję.
Wczoraj wracałem od 824 i znów, choć był w innym miejscu, jechał ten niby obojniak z pięknymi rękami. Szkoda, że nie zauważyłem go wcześniej, bo zmieniłbym miejsce pobytu w autobusie, wszak podróż przyjemniej mija z ładnym widokiem, niekoniecznie za oknem.
Wiosna już nie tyle w powietrzu, co w ubiorach. Mięśniaki, czy młodzież już paraduje w koszulkach z krótkim rękawkiem, mimo że na placu nadal 11C, dziś lub 10C wczoraj. Szykuje się więc ostatnia fala przeziębień.
No i jeszcze byłem wczoraj u 973 na mieszkaniu, które obecnie remontuje własnymi siłami. Tam to dopiero jest prowizorka. W trakcie rozmowy wyszło, że już nie jest ze swoją byłą partnerką, z którą ma dwójkę dzieci. Pomyślałem se - no zajebiście w *uj. Mógł se tu mieszkać, dochodzić do finansów, a tak wziął mieszkanie, by z nią zamieszkać, w trakcie tego się rozstali i teraz pozostanie mu mieszkanie, komornik na gowie i alimenty. Kolejny myślący inaczej, tzn. w/g niego prawidłowo. To se można życie urozmaicić. Mięśniaki wioskowe nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, ale co zrobić...
899 kładzie mu instalację elektryczną w mieszkaniu. Coś w stylu ratuj się kto może, nim to wszystko się spali. Mnie czeka jeszcze poprawienie instalacji w mieszkaniu 979 po fachowcach elektrykach, o których pisałem tu kiedyś.
Ale by tylko tam fachowcy. Bratu od 897 robiłem instalację. Końcową część podłączał fachowiec z uprawnieniami. Nie wiem co zrobił, ale jak mi mówił brat przy 979, bo akurat robiliśmy skurwomobila, miał wyłączony bezpiecznik od pomieszczenia łazienki, czyli teoretycznie prądu (fazy) tam być nie powinno, a mimo to przy skracaniu kabla (cięcia go cęgami) wyleciał główny bezpiecznik. I mnie się pyta, co się tam mogło stać? No skąd qrwa mam wiedzieć co on tam narobił? Gdybym ją robił do końca, czyli montowania bezpieczników i podpięcia do głównego dojścia to bym wiedział, a tak to skąd? Na innych instalacjach które robiłem nic się nie dzieje przez lata, ale one właśnie były robione w całości, a tu jakoś tak chciał, to tak ma, a przylatuje do mnie, a nie do niego (tego co mu to kończył). Ja swoją część zrobiłem, pomiary robiłem razem z nim, by wiedział, że jest ok. i tłumaczyłem mu co mierzymy, to moja część została wykonana poprawnie.
Teraz mówiąc mi o tym nie wiem czego oczekuje? Że tam pojadę, wybebeszę tą skrzynkę co robił jego kolega, przez godzinę będę dochodził do tego jak to poskładał, a następną godzinę będę szukał co jest nie tak. Nie sorry, qrwa - nie. Spierdalać na drzewo. Oczami wyobraźni już widzę, jak 973 przylezie za jakiś czas by mu to poprawnie podłączyć, a jak bylem ostatnio to mu delikatnie powiedziałem by nie zaciepował kabli, bo jeszcze nic nie podłączył, a to co zrobił jest już do poprawy. On to teraz zaciepie, a za "chwilę" trza to bydzie rozkuwać.
Zabieram się za czynności dnia, bo te mięśniaki to fajnie wyglądają i w zasadzie tyle.
sobota, 30 marca 2019
wtorek, 26 marca 2019
Wtorek #1514
Prawie mi to umknęło, ale trza opisać, bo później na starość może se przeczytam. W ub. tyg. w czwartek wszedłem na felka. Tak zajrzałem co dzieje. Spisałem się z takim 27 latkiem trans coś tam. Ponieważ numerki mi się podobały, 190/75, jego zdjęcia też, to gruby nie był, więc ujdzie w tłoku. Umówiłem się na spontan. W zasadzie złamałem wszystkie poprzednie swoje normy własne (NW), które naonczas ustaliłem.
W ferworze spontana ustaliliśmy pisząc do siebie, że podjadę do Piekar Śl. w zasadzie to nawet za, do parku świerklanieckiego, na spotkanie. Pojechałem. W drodze se myślałem, ale jestem pierdolnięty. Ileż to razy nacinałem się na takich spotkaniach, że nikt się nie pojawiał, albo się czaił i nie podchodził.
Zaparkowałem skurwomobilem i czekałem. Podałem kolor, stał taki tylko jeden. Widziałem stuningowaną audicę. Kierowca młody popatrzał na mnie, wolno przejechał i pojechał dalej. Pomyślałem - pewnie się dziwił, bo jako jedyny zaparkowałem nie przodem, a tyłem. Czekałem dalej, i już mnie zaczynało brać. Oczywiście powróciła myśl, że dałem się nabrać. Ale po jakiś 5 min audica wróciła, kierowca stanął obok, opuścił szybę. Ustaliliśmy, że to my się umówiliśmy. Zaparkował na parkingu parkowym, podjechałem do niego i pojechaliśmy na st. mac. No ładny pomyślałem, że też mi się taki mięśniak trafił. Budowlaniec, pracujący przy budowie autostrady A1, na odcinku przed Cz-wą. Obecnie na postojowym. Spoglądałem na jego ręce i ładne. Takie od roboty umięśnione, żyły na wierzchu, no ok. W ogóle nie wyglądał na kogoś, kto się przebiera w damskie ciuchy. Niezmanierowany, chodzący jak skurwiel, stuningowane auto, no w życiu bym o czymś takim nie pomyślał patrząc na niego o czym nie omieszkałem mu powiedzieć. Pytał się czy mam jakieś zabawki w domu do dominacji i o inne gadżety. W drodze b. dobrze nam się rozmawiało. Na budowie pracuje po 15h, a nadwyżkę nad 10h pracy wpłacają na pracownicze konto osobiste i jak jest zima i nie pracują, to z tego wypłacają im postojowe. Przy pogawędce droga szybko minęła i byliśmy pod st. mac.
Weszliśmy na st. mac. i jeszcze w tych opowiadaniach powiedziałem o szczurach, na co on, że ma awersję do szczurów i nie może tego zrobić na st. skoro tu grasują szczury.
Od razu pomyślałem, że ściemnia, ale trudno. Przeca na siłę się nic nie zrobi. Spytał się czy go odwiozę? No tak, przecież taka była umowa. Za jego zgodą wsadziłem ręcę mu pod bluzę, ale tam tak..., hmm jak u 230. Trza by było wymóc by napiął mięśnie. U 230 też tak jest. Jak napnie to jest ok. Pewnie nadrobiłbym tym dominowaniem.
Szkoda. Nie wiem co się stało, że nagle nie. Wszak mógł w czasie drogi powiedzieć, że nie. Może też wygląd na st. mac., bo nie spodziewałem się gości, a burdel był znaczny. W każdym razie na pytanie czemu nagle mu się odechciało, które napisałem na felku już nie odpowiedział.
Najlepsze, że w przed południem, kiedy już się z nim umawiałem zadzwonił 172, że chce wpaść, ale powiedziałem mu, że właśnie się umawiam na seks. Nie udało się w czwartek ściągnąć 172, bo już było popołudniu, ale za to był w piątek. Nie ma to jak lokalne skurwiele.
Spałem. Coś mi sie śniło, bo nagle wybudzony 4 dzwonkami z pod wjazdowego sen stał się bardziej realny. Poszedłem do okna sprawdzić co to za skład o 00:40 (godzina odczytana na zegarze stacyjnym w drodze do okna) stanął pod wjazdowym. 172. Wpuściłem go na stację, ale miałem obawy czy nie będzie mnie zajmował przez pół nocy. Na szczęście okazało się, iż powadził się ze swoją laską i przylazł spać. Położył sobie sam materac na grupie A, z B przyniósł pościel i wyglebił, ja też. Zasnąłem szybko. Gorzej z ranem, bo co się przebudzałem, to on albo odkryty i kuszący swoim ciałem, albo przykryty i kuszący wejściem do nagrzanego wnętrza pod kołdrę. Z 3x tak się przebudzałem, a następnie miałem problemy z zaśnięciem, bo wizja bliskiego spotkania 3-go stopnia spędzała sen z powiek. Jakoś się udawało zasnąć dalej, ale o 08:30 już nie wytrzymałem i polazłem do niego. On nagrzany, jak to mięśniaki, wewnątrz (pod kołdrą też), czyli to co lubię. Przylgnąłem do niego. Chwila głaskania i jego kutas już się wybijał z majtek, gotowy do akcji, ale to przecież nie jego ma działać. Mój też był gotowy. Z głaskaniem wytrzymałem może 10 min. Przy nim nie potrafię już robić takiej gry wstępnej. Po chwili to już chcę czuć jego mięśnie w rękach, zgniatać je, zajmować się nimi. Odzwyczaiłem się przy nim z jakiś gier wstępnych. Może to to, że często na szybko, bo jednak info w wiosce nie powinno się rozchodzić. Ponieważ leżał na materacu, to trochę inna pozycja, trochę musiałem się powstrzymywać, by falstartu nie zrobić, ale ogólnie, co zawsze pisałem, mięśniak z rana jak śmietana.
Już po powiedział, że idzie do się po telefon i zobaczyć co laska robi oraz po cysterny, by przelać zawartość z wczorajszego obiegu.
Wszedł ponownie na stację po 15 min, na szczęście nie chciał zostać w torach stacyjnych i dobrze, bo jednak bieżące zajęcia, a tak to by mnie rozpraszał i zajmował.
W tle zaczęła majaczyć wizja pracy. Nie wiem co z tego wyjdzie. Na razie propozycję zgłosił 825, że poszukują, a chcą by ktoś zbliżał się przynajmniej do 825, bo obecnie to lipa u nich, a sprawy zaczynają się zawalać, bo 825 też ma ograniczone moce przerobowe. Na razie tyle z info, nie będę rozszerzał, jak się coś zacznie kluć to postaram się napisać.
Ok. Tyle, bo jeden zaległy temat klepnięty, reszta nadal czeka na wyciągnięcie z krzaków i zaczyna już pomału zarastać jak wagony na odstawionych torach, a jest ich co raz więcej i nie wiem kiedy to przerobię.
Coś jak na tym zdjęciu. Za niedługo nie będzie się jak poruszać.
Narka.
W ferworze spontana ustaliliśmy pisząc do siebie, że podjadę do Piekar Śl. w zasadzie to nawet za, do parku świerklanieckiego, na spotkanie. Pojechałem. W drodze se myślałem, ale jestem pierdolnięty. Ileż to razy nacinałem się na takich spotkaniach, że nikt się nie pojawiał, albo się czaił i nie podchodził.
Zaparkowałem skurwomobilem i czekałem. Podałem kolor, stał taki tylko jeden. Widziałem stuningowaną audicę. Kierowca młody popatrzał na mnie, wolno przejechał i pojechał dalej. Pomyślałem - pewnie się dziwił, bo jako jedyny zaparkowałem nie przodem, a tyłem. Czekałem dalej, i już mnie zaczynało brać. Oczywiście powróciła myśl, że dałem się nabrać. Ale po jakiś 5 min audica wróciła, kierowca stanął obok, opuścił szybę. Ustaliliśmy, że to my się umówiliśmy. Zaparkował na parkingu parkowym, podjechałem do niego i pojechaliśmy na st. mac. No ładny pomyślałem, że też mi się taki mięśniak trafił. Budowlaniec, pracujący przy budowie autostrady A1, na odcinku przed Cz-wą. Obecnie na postojowym. Spoglądałem na jego ręce i ładne. Takie od roboty umięśnione, żyły na wierzchu, no ok. W ogóle nie wyglądał na kogoś, kto się przebiera w damskie ciuchy. Niezmanierowany, chodzący jak skurwiel, stuningowane auto, no w życiu bym o czymś takim nie pomyślał patrząc na niego o czym nie omieszkałem mu powiedzieć. Pytał się czy mam jakieś zabawki w domu do dominacji i o inne gadżety. W drodze b. dobrze nam się rozmawiało. Na budowie pracuje po 15h, a nadwyżkę nad 10h pracy wpłacają na pracownicze konto osobiste i jak jest zima i nie pracują, to z tego wypłacają im postojowe. Przy pogawędce droga szybko minęła i byliśmy pod st. mac.
Weszliśmy na st. mac. i jeszcze w tych opowiadaniach powiedziałem o szczurach, na co on, że ma awersję do szczurów i nie może tego zrobić na st. skoro tu grasują szczury.
Od razu pomyślałem, że ściemnia, ale trudno. Przeca na siłę się nic nie zrobi. Spytał się czy go odwiozę? No tak, przecież taka była umowa. Za jego zgodą wsadziłem ręcę mu pod bluzę, ale tam tak..., hmm jak u 230. Trza by było wymóc by napiął mięśnie. U 230 też tak jest. Jak napnie to jest ok. Pewnie nadrobiłbym tym dominowaniem.
Szkoda. Nie wiem co się stało, że nagle nie. Wszak mógł w czasie drogi powiedzieć, że nie. Może też wygląd na st. mac., bo nie spodziewałem się gości, a burdel był znaczny. W każdym razie na pytanie czemu nagle mu się odechciało, które napisałem na felku już nie odpowiedział.
Najlepsze, że w przed południem, kiedy już się z nim umawiałem zadzwonił 172, że chce wpaść, ale powiedziałem mu, że właśnie się umawiam na seks. Nie udało się w czwartek ściągnąć 172, bo już było popołudniu, ale za to był w piątek. Nie ma to jak lokalne skurwiele.
Spałem. Coś mi sie śniło, bo nagle wybudzony 4 dzwonkami z pod wjazdowego sen stał się bardziej realny. Poszedłem do okna sprawdzić co to za skład o 00:40 (godzina odczytana na zegarze stacyjnym w drodze do okna) stanął pod wjazdowym. 172. Wpuściłem go na stację, ale miałem obawy czy nie będzie mnie zajmował przez pół nocy. Na szczęście okazało się, iż powadził się ze swoją laską i przylazł spać. Położył sobie sam materac na grupie A, z B przyniósł pościel i wyglebił, ja też. Zasnąłem szybko. Gorzej z ranem, bo co się przebudzałem, to on albo odkryty i kuszący swoim ciałem, albo przykryty i kuszący wejściem do nagrzanego wnętrza pod kołdrę. Z 3x tak się przebudzałem, a następnie miałem problemy z zaśnięciem, bo wizja bliskiego spotkania 3-go stopnia spędzała sen z powiek. Jakoś się udawało zasnąć dalej, ale o 08:30 już nie wytrzymałem i polazłem do niego. On nagrzany, jak to mięśniaki, wewnątrz (pod kołdrą też), czyli to co lubię. Przylgnąłem do niego. Chwila głaskania i jego kutas już się wybijał z majtek, gotowy do akcji, ale to przecież nie jego ma działać. Mój też był gotowy. Z głaskaniem wytrzymałem może 10 min. Przy nim nie potrafię już robić takiej gry wstępnej. Po chwili to już chcę czuć jego mięśnie w rękach, zgniatać je, zajmować się nimi. Odzwyczaiłem się przy nim z jakiś gier wstępnych. Może to to, że często na szybko, bo jednak info w wiosce nie powinno się rozchodzić. Ponieważ leżał na materacu, to trochę inna pozycja, trochę musiałem się powstrzymywać, by falstartu nie zrobić, ale ogólnie, co zawsze pisałem, mięśniak z rana jak śmietana.
Już po powiedział, że idzie do się po telefon i zobaczyć co laska robi oraz po cysterny, by przelać zawartość z wczorajszego obiegu.
Wszedł ponownie na stację po 15 min, na szczęście nie chciał zostać w torach stacyjnych i dobrze, bo jednak bieżące zajęcia, a tak to by mnie rozpraszał i zajmował.
W tle zaczęła majaczyć wizja pracy. Nie wiem co z tego wyjdzie. Na razie propozycję zgłosił 825, że poszukują, a chcą by ktoś zbliżał się przynajmniej do 825, bo obecnie to lipa u nich, a sprawy zaczynają się zawalać, bo 825 też ma ograniczone moce przerobowe. Na razie tyle z info, nie będę rozszerzał, jak się coś zacznie kluć to postaram się napisać.
Ok. Tyle, bo jeden zaległy temat klepnięty, reszta nadal czeka na wyciągnięcie z krzaków i zaczyna już pomału zarastać jak wagony na odstawionych torach, a jest ich co raz więcej i nie wiem kiedy to przerobię.
Coś jak na tym zdjęciu. Za niedługo nie będzie się jak poruszać.
Narka.
niedziela, 24 marca 2019
Niedziela #1513
Czasem oglądam jakiś streemerów. To teraz syndrom tych czasów, że część młodzieży chce zarabiać lekko, łatwo i przyjemnie. Niestety materiały, na które trafiam to żenada. Ci ludzie dupią jak potrzaskani na tych streemach. Często wypowiadają się na tematy, których nie znają, uruchamiają symulatory, o których nie mają pojęcia, a następnie stękania - pomóżcie bo nie umiem czymś tam ruszyć. Nie ma w tym profesjonalizmu. Zastanawiam się czy z drugiej strony jest potrzebny taki materiał, bo często odbiór takich ludzi jest zadziwiająco duży. Tą beznadziejność w tym co się robi zderzam z latami 90-ymi, kiedy jak nasi, po dawnym programie edukacji w szkołach, który jeszcze czegoś wymagał, wyjeżdżali na zachód i tam byli poszukiwanymi pracownikami.
Dziś doszliśmy, w poziomie edukacji, do stanu zachodniego z lat 90-ych, kiedy to oni szukali fachowców u nas. Teraz to my szukamy fachowców za granicą, głównie tą wschodnia, bo z tej drugiej strony to nie mamy czym przyciągnąć. Tylko, że nawet dla tych ze wschodniej jesteśmy ekonomicznie średnio zachęcający. O ile dłuższa podróż ich nie zrazi, to zachód czeka. Co w takim razie będziemy robić swojego za kilka, kilkanaście lat, jeżeli pozostanie wyjałowione społeczeństwo niezdolne nawet do zrobienia własnego elektrotoczydła, czy, jeżeli już umiemy je zrobić, postawienia się finansjerze zachodniej. Będziemy tak jak w Afryce korzystać wyłącznie z wytworów zachodnich, czy obcych państw niezdolni lub pozbawieni tej zdolności, do wytworzenia czegoś na miejscu.
Mało tego, to co piszę od jakiegoś czasu. Kto będzie nas leczył za 5, 10, 15 lat? Przy tym programie nauczania lekarzy będzie jak na lekarstwo. Nadto, wszelkie programy TV eliminujące lekarzy ze stanowisk pogłębiają sytuację. Nie ma problemu wejść z kamerą i obrzucić lekarza, który z różnych powodów, wydał błędną diagnozę. Ale pewnie znaczną ilość ludzi jakoś leczył. Po takim programie nie będzie już w ogóle leczył, a np. 200 pacjentów musi łyknąć ktoś inny. Kto ich będzie leczył? Redaktor z TV? Co chwilę słyszy się o zamykaniu oddziałów szpitalnych z braku lekarzy, czy nawet lekarza prowadzącego. Po prostu się zamyka i już - gotowe.
2018 był pierwszym rokiem, kiedy została odwrócona tendencja wydłużania życia. W ub. roku, średnia trwania życia po raz pierwszy się skróciła. I ten trend może się utrzymać. Pisałem o tym: https://baltazar221.blogspot.com/2015/09/luty-2015.html w 500-ej notce (bo to były przeniesienia z interii). Oczywiście i tak wydłużą czas pracy, niezależnie od tego, że będziemy zdychać wcześniej, bo po prostu kasy nie będzie na wypłaty. Zeżre je w części 500+ i inne rozdawnictwo.
Miałem opisać jeszcze inne sprawy, ale to na tydzień pozostawię. Narka.
Dziś doszliśmy, w poziomie edukacji, do stanu zachodniego z lat 90-ych, kiedy to oni szukali fachowców u nas. Teraz to my szukamy fachowców za granicą, głównie tą wschodnia, bo z tej drugiej strony to nie mamy czym przyciągnąć. Tylko, że nawet dla tych ze wschodniej jesteśmy ekonomicznie średnio zachęcający. O ile dłuższa podróż ich nie zrazi, to zachód czeka. Co w takim razie będziemy robić swojego za kilka, kilkanaście lat, jeżeli pozostanie wyjałowione społeczeństwo niezdolne nawet do zrobienia własnego elektrotoczydła, czy, jeżeli już umiemy je zrobić, postawienia się finansjerze zachodniej. Będziemy tak jak w Afryce korzystać wyłącznie z wytworów zachodnich, czy obcych państw niezdolni lub pozbawieni tej zdolności, do wytworzenia czegoś na miejscu.
Mało tego, to co piszę od jakiegoś czasu. Kto będzie nas leczył za 5, 10, 15 lat? Przy tym programie nauczania lekarzy będzie jak na lekarstwo. Nadto, wszelkie programy TV eliminujące lekarzy ze stanowisk pogłębiają sytuację. Nie ma problemu wejść z kamerą i obrzucić lekarza, który z różnych powodów, wydał błędną diagnozę. Ale pewnie znaczną ilość ludzi jakoś leczył. Po takim programie nie będzie już w ogóle leczył, a np. 200 pacjentów musi łyknąć ktoś inny. Kto ich będzie leczył? Redaktor z TV? Co chwilę słyszy się o zamykaniu oddziałów szpitalnych z braku lekarzy, czy nawet lekarza prowadzącego. Po prostu się zamyka i już - gotowe.
2018 był pierwszym rokiem, kiedy została odwrócona tendencja wydłużania życia. W ub. roku, średnia trwania życia po raz pierwszy się skróciła. I ten trend może się utrzymać. Pisałem o tym: https://baltazar221.blogspot.com/2015/09/luty-2015.html w 500-ej notce (bo to były przeniesienia z interii). Oczywiście i tak wydłużą czas pracy, niezależnie od tego, że będziemy zdychać wcześniej, bo po prostu kasy nie będzie na wypłaty. Zeżre je w części 500+ i inne rozdawnictwo.
Miałem opisać jeszcze inne sprawy, ale to na tydzień pozostawię. Narka.
czwartek, 21 marca 2019
Czwartek #1512
Wczoraj wyjazd do Krakowa na dni otwarte polibudy. Na wydziale, czy w budynku od razu ubyło mi lat. Poczułem się młodziej wśród młodzieży. Nie dziwię się, że papież robił spotkania z młodzieżą, bo to działa odmładzająco. Do katos jakoś dojechałem, a z katos do krk unibusem. Dziś kierowcy to się nie męczą. Tempomat i w sumie tylko kilka razy na A4 używał nóg, w zasadzie jednej nogi. Reszta to tylko kierownica. Autobus w automacie, więc tylko prawa noga. Jeszcze trochę i kierowcy staną się zbędni. Zresztą prace nad tym trwają. W każdym razie czas przejazdu konkurencyjny do kolei, poc. jedzie 2:07, autobus, chyba w podobnej cenie, 1:20. Widać siłę stalexportu, który skutecznie blokuje remont linii kolejowej Kraków - Katowice. Napisałem w całości, ale jakby czytał to jakiś znawca, to wiem, że to dwie linie - 138 Oświęcim Katowice, na odcinku od Jaworzna i dalej 133 Dąbrowa Górnicza Ząbkowice - Kraków Główny.
Kierowca tak średnio prowadził. Myślę, że poszedł na taki zawód, bo można trochę zarobić, a on trochę wątły był to na budowę by się nie nadawał. Wpadał prawie do wszystkich dziur, choć zawsze można je jakoś ominąć, tym bardziej, że przecież taki ileś razy dziennie jeździ. No ale nie jego sprzęt, to wyjebane.
Ze mną jest chyba coś nie tak. Był 172. Łyknąłem w sumie 3 kieliszki i mnie znowu przyblokowało. Był też 979, ale on łykał piwa. Po odejściu ze stacji 979, zadzwoniłem ponownie do 172 by zajął szlak i wszedł na stację. Był za jakieś 5 min. Przecież on wygląda prawie jak mięśniak z teledysku Rihanna - We Found Love. Siedziałem na nim, jemu pode mną stawał, a ja bylem przyblokowany. Czy jestem jakiś przydupiony. Nie doszedłem. Po jakiś 10 czy 15 min zmarkowałem, że to już, ale to nie nastąpiło. Umówiłem się z nim na jutro, a oprócz tego ponownie na nd. na flachę, czy ileś tam flach. Jak można mieć takiego mięśniaka pod sobą i nie dojść ? Jeszcze do tego, jak się napinał, te żyły, no wszystko qrwa jak miało być i... Dramat. Co ten mój mózg robi?
Wracając do polibudy, to symulator w niej to 12 stanowisk z różnymi post. ruchu. Od post. odstępowych, przez podg., małe stacje do dużych stacji. Sterowanie głównie to symulacja przekaźników oraz komputerowych rozwiązań Bombardiera, Thalesa i jeszcze jedno, ale nie zapamiętałem. Każdy posterunek jest na 4 dużych ok. 25 calowych monitorach. Na górnym lewym jest RJ, dolny to panel centralki telefonicznej, górny prawy to podgląd sytuacji w terenie, a dolny prawy to manipulator do układania dróg przebiegu, czyli pulpit kostkowy lub odzwierciedlenie komputerowego programu do prowadzenia ruchu. 13 stanowisko, to instruktora, dwumonitorowe, na którym może pokazać sobie dowolny pulpit ze stacji, spowodować usterki na stacjach, prowadzić łączność z maszynistami, tzn. tak jak w ISDR komendy do mnie, ode mnie, podczepianie, rozłączanie wagonów itp. W sumie rewelacyjna rzecz tylko młodzież ze szkół. Przyjdzie, postęka 5 min, a następnie chodźmy już, bo pójdziemy na miasto, bo mamy wolne, dlatego nie było z kim pograć i tylko jeden na tyle osób oficjalnie powiedział, że koleją się interesuje od zawsze i z nim, zarówno autor projektu, jak i ja pogadaliśmy trochę, również skacząc po stacjach, by poznać rozwiązania komputerowe i układnie dróg przebiegu w różnych sytuacjach.
Szkoda, szkoda, że tak wypadło. Niby 10 kwietnia też tam coś jest, w sensie jakiś dzień otwarty, ale chcę napisać do Pawła, czy przy jakiejś małej grupie nie dało by rady wejść jako obsadzona, a nie automatyczna stacja.
Jakby ktoś chciał poczytać oficjalny art. nt. to tu-> https://www.pk.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2778:wyjatkowa-pracownia-powstala-na-politechnice-krakowskiej&catid=49&lang=pl&Itemid=944
Niestety nie wziąłem aparatu foto, to też nie mam zdjęć więc nie pokażę Wam jak to wyglądało. Nie był wpisany na liście do zabrania, aczkolwiek przechodziło mi to przez głowę by go dopisać.
Mankamentem w takich pracowniach jest brak miejsca. Siedzenie w bliskiej odległości przed 4-ma dużymi monitorami, może się na dłuższą metę skończyć źle dla oczu. Moje gały, które od pn. cały czas mówią mi - spierdalaj na drzewo, wczoraj niestety musiały się pomęczyć. Na początku jak siadłem do biurka, to one od razu, w ciągu kilku sekund: czyś Ty qrwa zgłupiał do reszty? Oddaliłem się na ile moglem od monitorów, ale to i tak nie to. Rozumiem, że ludzie młodzi, to w większości im to nie przeszkadza. U mnie odległość gowy od monitorów, to 99cm. Więc bardzo przyzwoita, zresztą mało osiągalna w jakimkolwiek biurze, również w domach przy małych biureczkach, a mimo to i tak oddziaływuje na gały.
Z polibudy poszedłem na rynek, bo niedaleko. Na dojściu od Baszty, na Grodzkiej i samym rynku język PL to może 50%, choć nawet nie wiem czy tyle było. Reszta to turyści mówiący w innych językach, a obsługa lokali, atrakcji, czy jak to tam nazwać, głównie po angielsku. Ale to zrozumiałe. Mieszkając w krk ile razy bym jeździł na rynek, skoro tam ceny z kosmosu i ile razy można oglądać ciągle to samo. To też nasi głównie tranzytem przez rynek, pieszo czy na rowerach. W ogóle zdziwiło mnie, że mimo iż nie było zbyt ciepło (8C) to sporo ludzi jeździło na nich.
Wracać chciałem Unibusem, bo taniej o 2zł (15zł), ale źle policzyłem i o 16:30, na którą przylazłem był interbus (17zł). Trudno, ale za to kierowca w katosach zmienił trasę bo droga przy trzech stawach zakorkowana, to pojechał przez Mikołowską i chwała mu za to. Natomiast Flixbus, który nas wyprzedził w drodze ugrzązł przy trzech stawach. Jakieś 20 min z gowy. Tym razem kierowca, trochę lepiej prowadził, przynajmniej lepsze robił wrażenie.
Budowy w centrum m-ta (Katowice) to rewelacyjna rzecz, zawsze przy nich jest darmowy toi-toi, z którego skorzystałem w drodze do krk i powrotnej.
Wrócę jeszcze do krk. Centrum m-ta oblegane przez wycieczki, również młodzieży szkolnej, to można było zaobserwować różne twarze, różne trendy ubraniowe. Czasami dostawałem oczopląsu, szczególnie na dworcu kolejowym, gdzie, wiadomo, spęd grup wyjeżdżających i przyjeżdżających jeszcze ta nieszczęsna galeria w dworcu, którą tylko tubylcy i znawcy są w stanie ominąć idąc na perony. Reszta nie wiedząc brnie przez galerie, a tam wysysacze kasy tylko czatują, co by tu wyrwać dla siebie. W zasadzie bylem ubrany tak, że mieli się ode mnie odwalić, ale na Grodzkiej młody przystojny zaczepił mnie dwa razy naciągając na piwko i coś tam jeszcze. Powiedziałem:
- nie mogę piwa, bo muszę jechać autem
- to mamy jeszcze kawę, herbatę,
- herbatę mam w siatce.
Odwalił się. W drodze powrotnej, ten sam. Wiem, tam setki ludzi się przewalają to mógł nie zapamiętać. Znowu ciągnął na piwko,
- no przecież przed chwilą rozmawialiśmy
- zawsze jest Pan mile widziany.
Se pomyślałem mógłby mi zrobić gałę, i na to zaprosić. Bym się nie pogniewał.
Był przed południem 172. Dziś to się musiałem powstrzymywać, by nie zrobić falstartu, o czym mu zresztą powiedziałem i o wczoraj też. Przylazł, bo jak powiedział, zlazł z laski, bo nie umiał dojść. Tu po krótkiej chwili organ mu już stał, mile drażniąc pośladki. Ja to jednak wiem jak się nim zająć...
Tyle, bo czas na dalsze zajęcia. Narka.
Kierowca tak średnio prowadził. Myślę, że poszedł na taki zawód, bo można trochę zarobić, a on trochę wątły był to na budowę by się nie nadawał. Wpadał prawie do wszystkich dziur, choć zawsze można je jakoś ominąć, tym bardziej, że przecież taki ileś razy dziennie jeździ. No ale nie jego sprzęt, to wyjebane.
Ze mną jest chyba coś nie tak. Był 172. Łyknąłem w sumie 3 kieliszki i mnie znowu przyblokowało. Był też 979, ale on łykał piwa. Po odejściu ze stacji 979, zadzwoniłem ponownie do 172 by zajął szlak i wszedł na stację. Był za jakieś 5 min. Przecież on wygląda prawie jak mięśniak z teledysku Rihanna - We Found Love. Siedziałem na nim, jemu pode mną stawał, a ja bylem przyblokowany. Czy jestem jakiś przydupiony. Nie doszedłem. Po jakiś 10 czy 15 min zmarkowałem, że to już, ale to nie nastąpiło. Umówiłem się z nim na jutro, a oprócz tego ponownie na nd. na flachę, czy ileś tam flach. Jak można mieć takiego mięśniaka pod sobą i nie dojść ? Jeszcze do tego, jak się napinał, te żyły, no wszystko qrwa jak miało być i... Dramat. Co ten mój mózg robi?
Wracając do polibudy, to symulator w niej to 12 stanowisk z różnymi post. ruchu. Od post. odstępowych, przez podg., małe stacje do dużych stacji. Sterowanie głównie to symulacja przekaźników oraz komputerowych rozwiązań Bombardiera, Thalesa i jeszcze jedno, ale nie zapamiętałem. Każdy posterunek jest na 4 dużych ok. 25 calowych monitorach. Na górnym lewym jest RJ, dolny to panel centralki telefonicznej, górny prawy to podgląd sytuacji w terenie, a dolny prawy to manipulator do układania dróg przebiegu, czyli pulpit kostkowy lub odzwierciedlenie komputerowego programu do prowadzenia ruchu. 13 stanowisko, to instruktora, dwumonitorowe, na którym może pokazać sobie dowolny pulpit ze stacji, spowodować usterki na stacjach, prowadzić łączność z maszynistami, tzn. tak jak w ISDR komendy do mnie, ode mnie, podczepianie, rozłączanie wagonów itp. W sumie rewelacyjna rzecz tylko młodzież ze szkół. Przyjdzie, postęka 5 min, a następnie chodźmy już, bo pójdziemy na miasto, bo mamy wolne, dlatego nie było z kim pograć i tylko jeden na tyle osób oficjalnie powiedział, że koleją się interesuje od zawsze i z nim, zarówno autor projektu, jak i ja pogadaliśmy trochę, również skacząc po stacjach, by poznać rozwiązania komputerowe i układnie dróg przebiegu w różnych sytuacjach.
Szkoda, szkoda, że tak wypadło. Niby 10 kwietnia też tam coś jest, w sensie jakiś dzień otwarty, ale chcę napisać do Pawła, czy przy jakiejś małej grupie nie dało by rady wejść jako obsadzona, a nie automatyczna stacja.
Jakby ktoś chciał poczytać oficjalny art. nt. to tu-> https://www.pk.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2778:wyjatkowa-pracownia-powstala-na-politechnice-krakowskiej&catid=49&lang=pl&Itemid=944
Niestety nie wziąłem aparatu foto, to też nie mam zdjęć więc nie pokażę Wam jak to wyglądało. Nie był wpisany na liście do zabrania, aczkolwiek przechodziło mi to przez głowę by go dopisać.
Mankamentem w takich pracowniach jest brak miejsca. Siedzenie w bliskiej odległości przed 4-ma dużymi monitorami, może się na dłuższą metę skończyć źle dla oczu. Moje gały, które od pn. cały czas mówią mi - spierdalaj na drzewo, wczoraj niestety musiały się pomęczyć. Na początku jak siadłem do biurka, to one od razu, w ciągu kilku sekund: czyś Ty qrwa zgłupiał do reszty? Oddaliłem się na ile moglem od monitorów, ale to i tak nie to. Rozumiem, że ludzie młodzi, to w większości im to nie przeszkadza. U mnie odległość gowy od monitorów, to 99cm. Więc bardzo przyzwoita, zresztą mało osiągalna w jakimkolwiek biurze, również w domach przy małych biureczkach, a mimo to i tak oddziaływuje na gały.
Z polibudy poszedłem na rynek, bo niedaleko. Na dojściu od Baszty, na Grodzkiej i samym rynku język PL to może 50%, choć nawet nie wiem czy tyle było. Reszta to turyści mówiący w innych językach, a obsługa lokali, atrakcji, czy jak to tam nazwać, głównie po angielsku. Ale to zrozumiałe. Mieszkając w krk ile razy bym jeździł na rynek, skoro tam ceny z kosmosu i ile razy można oglądać ciągle to samo. To też nasi głównie tranzytem przez rynek, pieszo czy na rowerach. W ogóle zdziwiło mnie, że mimo iż nie było zbyt ciepło (8C) to sporo ludzi jeździło na nich.
Wracać chciałem Unibusem, bo taniej o 2zł (15zł), ale źle policzyłem i o 16:30, na którą przylazłem był interbus (17zł). Trudno, ale za to kierowca w katosach zmienił trasę bo droga przy trzech stawach zakorkowana, to pojechał przez Mikołowską i chwała mu za to. Natomiast Flixbus, który nas wyprzedził w drodze ugrzązł przy trzech stawach. Jakieś 20 min z gowy. Tym razem kierowca, trochę lepiej prowadził, przynajmniej lepsze robił wrażenie.
Budowy w centrum m-ta (Katowice) to rewelacyjna rzecz, zawsze przy nich jest darmowy toi-toi, z którego skorzystałem w drodze do krk i powrotnej.
Wrócę jeszcze do krk. Centrum m-ta oblegane przez wycieczki, również młodzieży szkolnej, to można było zaobserwować różne twarze, różne trendy ubraniowe. Czasami dostawałem oczopląsu, szczególnie na dworcu kolejowym, gdzie, wiadomo, spęd grup wyjeżdżających i przyjeżdżających jeszcze ta nieszczęsna galeria w dworcu, którą tylko tubylcy i znawcy są w stanie ominąć idąc na perony. Reszta nie wiedząc brnie przez galerie, a tam wysysacze kasy tylko czatują, co by tu wyrwać dla siebie. W zasadzie bylem ubrany tak, że mieli się ode mnie odwalić, ale na Grodzkiej młody przystojny zaczepił mnie dwa razy naciągając na piwko i coś tam jeszcze. Powiedziałem:
- nie mogę piwa, bo muszę jechać autem
- to mamy jeszcze kawę, herbatę,
- herbatę mam w siatce.
Odwalił się. W drodze powrotnej, ten sam. Wiem, tam setki ludzi się przewalają to mógł nie zapamiętać. Znowu ciągnął na piwko,
- no przecież przed chwilą rozmawialiśmy
- zawsze jest Pan mile widziany.
Se pomyślałem mógłby mi zrobić gałę, i na to zaprosić. Bym się nie pogniewał.
Był przed południem 172. Dziś to się musiałem powstrzymywać, by nie zrobić falstartu, o czym mu zresztą powiedziałem i o wczoraj też. Przylazł, bo jak powiedział, zlazł z laski, bo nie umiał dojść. Tu po krótkiej chwili organ mu już stał, mile drażniąc pośladki. Ja to jednak wiem jak się nim zająć...
Tyle, bo czas na dalsze zajęcia. Narka.
wtorek, 19 marca 2019
Wtorek #1511
Twoje oczy przypominają -spierdalaj na drzewo, więc dziś też ograniczenia w korzystaniu z kompa.
Polskiego elektrotoczydła nie będzie, będzie niemiecki. No jakby to było, jakbyśmy w EU produkowali własne auta. No przecież Angele by rozrzuciło po ścianach.
Przy okazji eletrotoczydła, dziś w radiu niszowym słyszałem posła, który opowiadał o zastosowaniu wodoru. Ponieważ mamy tu osiągnięcia w tej dziedzinie, a jakby samego materiału też dużo, to znów EU wymyśliła, że nasz wodór z przemysłu jest "be", a ten ich jest "cool". Jak mówił dalej poseł, intencją EU jest spowodowanie, byśmy nie byli energetycznie samowystarczalni, a oni tylko czekają, by nam sprzedawać en. el. I pewnie do tego kiedyś dojdzie, bo już walka ze smogiem, to tylko czekać, aż nasze ostatnie kopalnie zamkną. Oczywiście poseł nie omieszkał powiedzieć, że największym pożeraczem węgla są Niemcy, bo jednak mają tradycyjne elektrownie, ale na przeciw jest dużo źródeł odnawialnej energii.
A w kraju ruszyło kupowanie głosów za nasze własne pieniądze. My im bulimy w podatkach, a oni za tą (naszą) kasę, kupują sobie głosy wyborcze. Jakież to proste i nieskomplikowane.
Miało być oddłużenie budżetu, ale z powodu 500+ na każdą larwę, 13-ki dla emerytów, złotówki dla bezdomnych, kiełbaski dla każdego wciepującego głos itd., oddłużenia budżetu nie będzie. Ale za to, by to wszystko sfinansować, to ma być, tylko nie dosłyszałem w radiu jaki, nałożony kolejny podatek na nas, na który tym razem nie zgadza się EU, ale już nasi powiedzieli, że skoro Austria ma taki, to my też taki wprowadzimy. Nieprawdaż, że super? Jakby kto zapomniał, to obecny program 5+ miały sfinansować banki z nowego podatku nałożonego na nie i markety z podatku obrotowego. Te pierwszy powiedziały - spierdalać na drzewo, te drugie tak samo. Skończyło się, jak się skończyć mogło, ściepujemy się na te 5+ i podobnie będzie z tymi następnymi bzdetami.
I jeszcze jedną ciekawą rzecz wyłapałem w necie, też się o tym głośno nie mówi, bo po co? W 2016 r. wysokość emerytury to ok. 61.6% ostatniej kwoty brutto otrzymywanej przez pracownika. W 2050 r. to ma być 25,4%, a przejście na emeryturę nastąpi po 70 r. życia. Nieprawdaż, że fajnie. To po co pracować na etacie i odprowadzać składkę emerytalną, skoro mało kto dożyje emerytury, a jak już jej dożyje, to dostanie jej tyle, że żyć dalej będzie nieznośnie. Można było przez 30 lat, zrobić gruntowną reformę systemu emerytalnego, ale po co, skoro kupowanie głosów w każdej kampanii jest ważniejsze jak długofalowy dobrobyt kraju. Po nas (chodzi o rządzących) choćby potop. Świetnie oddaje to scenka z pingwinów z Madagaskaru, jak jechali z kiblorzygulcem i Mort przejął na siłę i fortelem kierownicę od Rico, po czym spowodował wypadek, wpadł do tunelu i jak już nie było możliwości jazdy powiedział:
- ja się już najeździłem, teraz Ty.
I wydaje się, że ten rezerwuar kasy jest niewyczerpalny. Kolejne rządy zadłużają, miast oddłużać i ciekawe, kto i kiedy powie "sprawdzam" (jak w pokerze).
Za to wracamy, z powodu braku i drogich pracowników, do czynów społecznych. Pamiętacie jeszcze z czasów dawnego systemu czyny społeczne? Spędzało się ludzi, by np. sprzątali skwerek, postawili mały budynek socjalny dla np. górników, którzy w znoju i trudzie ciężko pracują dla dobra socjalistycznej ojczyzny, stawiało się przy szkole halę sportową. Po tym czynie społecznym była imprezka integracyjna.
Dziś wracamy do tego, tylko, jak przystało na obecną epokę, ładnie to nazwano: "SprzątaMy dzielnice, Katowice." Po imprezce ma być oczywiście imprezka integracyjna przy grillu. No zajebiste w chuj. Jest tylko zasadnicza różnica pomiędzy życiem w tamtych czasach, a życiem w obecnych, zwłaszcza jeżeli chodzi o finanse.
Tyle, bo moje oczy przypominają - spierdalaj na drzewo. No to spierdalam. Narka.
Polskiego elektrotoczydła nie będzie, będzie niemiecki. No jakby to było, jakbyśmy w EU produkowali własne auta. No przecież Angele by rozrzuciło po ścianach.
Przy okazji eletrotoczydła, dziś w radiu niszowym słyszałem posła, który opowiadał o zastosowaniu wodoru. Ponieważ mamy tu osiągnięcia w tej dziedzinie, a jakby samego materiału też dużo, to znów EU wymyśliła, że nasz wodór z przemysłu jest "be", a ten ich jest "cool". Jak mówił dalej poseł, intencją EU jest spowodowanie, byśmy nie byli energetycznie samowystarczalni, a oni tylko czekają, by nam sprzedawać en. el. I pewnie do tego kiedyś dojdzie, bo już walka ze smogiem, to tylko czekać, aż nasze ostatnie kopalnie zamkną. Oczywiście poseł nie omieszkał powiedzieć, że największym pożeraczem węgla są Niemcy, bo jednak mają tradycyjne elektrownie, ale na przeciw jest dużo źródeł odnawialnej energii.
A w kraju ruszyło kupowanie głosów za nasze własne pieniądze. My im bulimy w podatkach, a oni za tą (naszą) kasę, kupują sobie głosy wyborcze. Jakież to proste i nieskomplikowane.
Miało być oddłużenie budżetu, ale z powodu 500+ na każdą larwę, 13-ki dla emerytów, złotówki dla bezdomnych, kiełbaski dla każdego wciepującego głos itd., oddłużenia budżetu nie będzie. Ale za to, by to wszystko sfinansować, to ma być, tylko nie dosłyszałem w radiu jaki, nałożony kolejny podatek na nas, na który tym razem nie zgadza się EU, ale już nasi powiedzieli, że skoro Austria ma taki, to my też taki wprowadzimy. Nieprawdaż, że super? Jakby kto zapomniał, to obecny program 5+ miały sfinansować banki z nowego podatku nałożonego na nie i markety z podatku obrotowego. Te pierwszy powiedziały - spierdalać na drzewo, te drugie tak samo. Skończyło się, jak się skończyć mogło, ściepujemy się na te 5+ i podobnie będzie z tymi następnymi bzdetami.
I jeszcze jedną ciekawą rzecz wyłapałem w necie, też się o tym głośno nie mówi, bo po co? W 2016 r. wysokość emerytury to ok. 61.6% ostatniej kwoty brutto otrzymywanej przez pracownika. W 2050 r. to ma być 25,4%, a przejście na emeryturę nastąpi po 70 r. życia. Nieprawdaż, że fajnie. To po co pracować na etacie i odprowadzać składkę emerytalną, skoro mało kto dożyje emerytury, a jak już jej dożyje, to dostanie jej tyle, że żyć dalej będzie nieznośnie. Można było przez 30 lat, zrobić gruntowną reformę systemu emerytalnego, ale po co, skoro kupowanie głosów w każdej kampanii jest ważniejsze jak długofalowy dobrobyt kraju. Po nas (chodzi o rządzących) choćby potop. Świetnie oddaje to scenka z pingwinów z Madagaskaru, jak jechali z kiblorzygulcem i Mort przejął na siłę i fortelem kierownicę od Rico, po czym spowodował wypadek, wpadł do tunelu i jak już nie było możliwości jazdy powiedział:
- ja się już najeździłem, teraz Ty.
I wydaje się, że ten rezerwuar kasy jest niewyczerpalny. Kolejne rządy zadłużają, miast oddłużać i ciekawe, kto i kiedy powie "sprawdzam" (jak w pokerze).
Za to wracamy, z powodu braku i drogich pracowników, do czynów społecznych. Pamiętacie jeszcze z czasów dawnego systemu czyny społeczne? Spędzało się ludzi, by np. sprzątali skwerek, postawili mały budynek socjalny dla np. górników, którzy w znoju i trudzie ciężko pracują dla dobra socjalistycznej ojczyzny, stawiało się przy szkole halę sportową. Po tym czynie społecznym była imprezka integracyjna.
Dziś wracamy do tego, tylko, jak przystało na obecną epokę, ładnie to nazwano: "SprzątaMy dzielnice, Katowice." Po imprezce ma być oczywiście imprezka integracyjna przy grillu. No zajebiste w chuj. Jest tylko zasadnicza różnica pomiędzy życiem w tamtych czasach, a życiem w obecnych, zwłaszcza jeżeli chodzi o finanse.
Tyle, bo moje oczy przypominają - spierdalaj na drzewo. No to spierdalam. Narka.
poniedziałek, 18 marca 2019
Poniedziałek #1510
Weekend przeleciał tak sobie. W sob. 979 ze swoją niby laską udał się do Gliwic na imprezkę. Zawiozłem ich tam, a następnie, wczoraj odbierałem o 02:05. Na szczęście przed wyjazdem położyłem się po 23:00 spać, więc 2h spania było.
Po tym wypadzie ponownie wyglebiłem po 03:00, nim zasnąłem to był już prawie 04:00, a obudziłem się o 09:50. Dzień się więc skrócił, a to był jeden taki ciepły. Wczoraj naciągło 18C, a dziś jest 8C. Nawet popo chciałem się gdzieś wybrać, ale ostatecznie zrezygnowałem, bo trochę prac na stacji, do tego symek, więc nigdzie nie wybrałem się, a później to już obsługa składów. Ciepłe dni jeszcze będą, to nic straconego. Wieczorem na godzinkę wpadł 979 ze swoją niby laską, ponoć spali do 17:00. To pewnie wcześniej była przerwa na seks. W końcu, bo ostatnio to tam tego mało jest. Nawet 979 narzeka na jego brak.
W tym czasie był też na stacji 834 i 897.
Pojutrze wyjazd na polibudę do Krakowa, gdzie w dniach otwartych budy, będzie jedna sala z symkiem kolejowym. Jadę tam, bo nie mam daleko, a czasem jakaś rozrywka jest potrzebna i oderwanie od dni codziennych. Niestety w ostatnich dniach przegiąłem z oczami, efektem jest wdrożenie natychmiastowych działań ratujących. Dziś tylko komp do żarcia, więc wpis przy okazji zeżerania zawartości cysterny. Rano po śniadaniu wyłączyłem kompa, a zawsze siedzę przy nim dłużej, a tu nagle: to co teraz robimy? Na szczęście zaległości sporo, to po chwilowym otrząśnięciu się zabrałem się za realizację z listy.
Dobra, tyle, bo już i tak znowu przeginam. Nie wiem czy jutro wpis się pojawi, bo ograniczenia przez kilka dni na pewno będą.
Narka.
Po tym wypadzie ponownie wyglebiłem po 03:00, nim zasnąłem to był już prawie 04:00, a obudziłem się o 09:50. Dzień się więc skrócił, a to był jeden taki ciepły. Wczoraj naciągło 18C, a dziś jest 8C. Nawet popo chciałem się gdzieś wybrać, ale ostatecznie zrezygnowałem, bo trochę prac na stacji, do tego symek, więc nigdzie nie wybrałem się, a później to już obsługa składów. Ciepłe dni jeszcze będą, to nic straconego. Wieczorem na godzinkę wpadł 979 ze swoją niby laską, ponoć spali do 17:00. To pewnie wcześniej była przerwa na seks. W końcu, bo ostatnio to tam tego mało jest. Nawet 979 narzeka na jego brak.
W tym czasie był też na stacji 834 i 897.
Pojutrze wyjazd na polibudę do Krakowa, gdzie w dniach otwartych budy, będzie jedna sala z symkiem kolejowym. Jadę tam, bo nie mam daleko, a czasem jakaś rozrywka jest potrzebna i oderwanie od dni codziennych. Niestety w ostatnich dniach przegiąłem z oczami, efektem jest wdrożenie natychmiastowych działań ratujących. Dziś tylko komp do żarcia, więc wpis przy okazji zeżerania zawartości cysterny. Rano po śniadaniu wyłączyłem kompa, a zawsze siedzę przy nim dłużej, a tu nagle: to co teraz robimy? Na szczęście zaległości sporo, to po chwilowym otrząśnięciu się zabrałem się za realizację z listy.
Dobra, tyle, bo już i tak znowu przeginam. Nie wiem czy jutro wpis się pojawi, bo ograniczenia przez kilka dni na pewno będą.
Narka.
czwartek, 14 marca 2019
Czwartek #1509
Się nam dziura zrobiła, ale to nie dlatego, że się nic nie działo, tylko tyle się działo, że nie było kiedy pisać.
We wtorek wszedł na stację 972. Tradycyjnie zrobić opłaty, a także, bo jednak problem alko został łyknąć kilka piw. Dla mnie przyniósł dwa, ale łyknąłem tylko jedno, w trakcie on se fajnie łyknął jeszcze moje (to drugie). Jak tak siedział i łykał, to zastanawiałem się:
- przelecieć go, czy nie przelecieć?
Siedział ubrany w koszulkę i bluzę rozpinaną na zamek, którą miał rozpiętą. Kilka razy zastanawiałem się, a myśl przewodnia była taka: czemu to ja zawsze mam przejmować inicjatywę? Czemu do cyca, oni jak przylezą, to nie zaczną czegoś. Jedynie ostatnio 172 się sam rozbiera, znak, że trza zaczynać. Reszta przeważnie czekała na moje działania, może trochę kusiła. 972 nawet bluzy nie ściągnął, jakby ją zdjął, to kto wie?
W rezultacie nic nie zrobiłem, on po jakimś czasie zaczął już zasypiać, alko i nocki zaczęły robić swoje, ale ok. 16:40 musiałem go zbudzić, bowiem zgłoszono obieg z cysternami.
Wracając do opłat, to rozumiem kogoś, kto dużo zarabia i dużo wydaje, ale u 972 tak nie jest. Robi na drugi etat, by pospłacać te głupoty, które porobił, ale by tylko te porobione. Robi następne i tak już chyba zostanie. To co pisałem kiedyś. Spłat pełno, w domu, bo to było zimą, zimno, ale na ścianie nowy TV 45 cale, czy coś koło tego, w każdym razie kupiony za tysiaka. Po chuj mu taki TV, skoro napierdala na dwa etaty? Ile faktycznie w ciągu dnia patrzy na niego? Szkoda gadać/pisać.
Na szczęście po dniach kiedy chodziłem b. późno spać, w pn. udało się wyglebić o 23:00, to też od rana zabrałem się za nadrabianie zaległości. Mycie cystern, pranie, sprzątanie, to też jak wszedł na stację 972, to w większości miałem już porobione cokolwiek, bo poprzednie dni z wydajnością to dramat.
Wczoraj na awaryjny tel. dzwoni 979, że auto się spieprzyło, wziął wolne w robocie i przyjedzie by zrobić wstępne oględziny. No ok, bo co zrobić, jak go usynowiłem. Na szczęście na placu 3 - 5 C, więc jakoś dało się strzymać, choć pod koniec to już mi łapy marzły. Ten defekt, to auto nie chciało rano zapalić. Kontrolki się świeciły i tyle. Jak przekręcał kluczyć to nic się nie działo. Powiedziałem mu przez tel., że raczej nie defekt mechaniczny, bo te się wcześniej objawiają jakimiś dźwiękami, nieprawidłowym działaniem itp. Stawiałem na elektrykę, bo palił (w sensie odpalał), a teraz nie pali. Zdążyłem zeżreć śniadanie, akurat przyjechał. Rozłożyliśmy podjazdy, choć on oczywiście nie chciał, bo na łatwiznę. Na pierwszy ogień poszły do spr. kable od aku do rozrusznika. Fazowy, był zaśniedziały, zielony, i trochę luźny w osadzie, więc zdecydowałem o rozkręceniu. By było lepsze dojście zdemontowaliśmy filtr powietrza, a także akumulator. Po demontażu filtra powietrza okazało się, że pali się u nasady rozrusznika kabel masowy. Zdemontowaliśmy i jego, oczyściliśmy, prowizorycznie drutami połączyliśmy za około połowę wyłamanych drucików w lince, zaizolowaliśmy skręciliśmy i zadziałało. Przy skręcaniu tradycyjnie śrubki posmarowane, by przy następnej operacji można było bezproblemowo odkręcić, wszak ta linka masowa do wymiany jest na kiedyś. Pisania 2 minuty, faktycznego rozkręcania i skręcania 3h. Po tej operacji, czynności dnia, stała obsługa składów i tak kolejny dzień zleciał. Obiegu nie zgłosili, może i dobrze, bo pogoda taka średnia była.
Wczoraj w TV puścili Brokeback Mountain. Jednak dziś nie napiszę, jak znajdę czas, to kiedyś do tego filmu wrócę. Jutro wyjazd do 824, to też nie wiem jak będzie z wpisem. Tymczasem, narka.
We wtorek wszedł na stację 972. Tradycyjnie zrobić opłaty, a także, bo jednak problem alko został łyknąć kilka piw. Dla mnie przyniósł dwa, ale łyknąłem tylko jedno, w trakcie on se fajnie łyknął jeszcze moje (to drugie). Jak tak siedział i łykał, to zastanawiałem się:
- przelecieć go, czy nie przelecieć?
Siedział ubrany w koszulkę i bluzę rozpinaną na zamek, którą miał rozpiętą. Kilka razy zastanawiałem się, a myśl przewodnia była taka: czemu to ja zawsze mam przejmować inicjatywę? Czemu do cyca, oni jak przylezą, to nie zaczną czegoś. Jedynie ostatnio 172 się sam rozbiera, znak, że trza zaczynać. Reszta przeważnie czekała na moje działania, może trochę kusiła. 972 nawet bluzy nie ściągnął, jakby ją zdjął, to kto wie?
W rezultacie nic nie zrobiłem, on po jakimś czasie zaczął już zasypiać, alko i nocki zaczęły robić swoje, ale ok. 16:40 musiałem go zbudzić, bowiem zgłoszono obieg z cysternami.
Wracając do opłat, to rozumiem kogoś, kto dużo zarabia i dużo wydaje, ale u 972 tak nie jest. Robi na drugi etat, by pospłacać te głupoty, które porobił, ale by tylko te porobione. Robi następne i tak już chyba zostanie. To co pisałem kiedyś. Spłat pełno, w domu, bo to było zimą, zimno, ale na ścianie nowy TV 45 cale, czy coś koło tego, w każdym razie kupiony za tysiaka. Po chuj mu taki TV, skoro napierdala na dwa etaty? Ile faktycznie w ciągu dnia patrzy na niego? Szkoda gadać/pisać.
Na szczęście po dniach kiedy chodziłem b. późno spać, w pn. udało się wyglebić o 23:00, to też od rana zabrałem się za nadrabianie zaległości. Mycie cystern, pranie, sprzątanie, to też jak wszedł na stację 972, to w większości miałem już porobione cokolwiek, bo poprzednie dni z wydajnością to dramat.
Wczoraj na awaryjny tel. dzwoni 979, że auto się spieprzyło, wziął wolne w robocie i przyjedzie by zrobić wstępne oględziny. No ok, bo co zrobić, jak go usynowiłem. Na szczęście na placu 3 - 5 C, więc jakoś dało się strzymać, choć pod koniec to już mi łapy marzły. Ten defekt, to auto nie chciało rano zapalić. Kontrolki się świeciły i tyle. Jak przekręcał kluczyć to nic się nie działo. Powiedziałem mu przez tel., że raczej nie defekt mechaniczny, bo te się wcześniej objawiają jakimiś dźwiękami, nieprawidłowym działaniem itp. Stawiałem na elektrykę, bo palił (w sensie odpalał), a teraz nie pali. Zdążyłem zeżreć śniadanie, akurat przyjechał. Rozłożyliśmy podjazdy, choć on oczywiście nie chciał, bo na łatwiznę. Na pierwszy ogień poszły do spr. kable od aku do rozrusznika. Fazowy, był zaśniedziały, zielony, i trochę luźny w osadzie, więc zdecydowałem o rozkręceniu. By było lepsze dojście zdemontowaliśmy filtr powietrza, a także akumulator. Po demontażu filtra powietrza okazało się, że pali się u nasady rozrusznika kabel masowy. Zdemontowaliśmy i jego, oczyściliśmy, prowizorycznie drutami połączyliśmy za około połowę wyłamanych drucików w lince, zaizolowaliśmy skręciliśmy i zadziałało. Przy skręcaniu tradycyjnie śrubki posmarowane, by przy następnej operacji można było bezproblemowo odkręcić, wszak ta linka masowa do wymiany jest na kiedyś. Pisania 2 minuty, faktycznego rozkręcania i skręcania 3h. Po tej operacji, czynności dnia, stała obsługa składów i tak kolejny dzień zleciał. Obiegu nie zgłosili, może i dobrze, bo pogoda taka średnia była.
Wczoraj w TV puścili Brokeback Mountain. Jednak dziś nie napiszę, jak znajdę czas, to kiedyś do tego filmu wrócę. Jutro wyjazd do 824, to też nie wiem jak będzie z wpisem. Tymczasem, narka.
poniedziałek, 11 marca 2019
Poniedziałek #1508
Ja pierdolę. Ja PRDL ! co się tu czasem wyprawia, to się nadaje na film lub na książkę.
W zasadzie od 13:00 na stacji był, z krótkimi przerwami 172. Zaproponował nockę na dziś, a ponieważ, rano musiałem wstać o 05:15 (tak miałem nastawiony budzik i tak wstałem), by zawieźć koleżankę od niby laski od 979 na dworzec do kato na poc. do Gdyni o 06:42, a po tej wyprawie położyłem się ponownie spać i obudziłem się o 10:30 w miarę wyspany, to stwierdziłem, że nocka w sumie czemu nie.
Niestety od tej 13:00 do 22:10 ruch na stacji jak w dzień powszedni. Stale jakiś skład wchodził na stację, to wychodził, to ponownie wchodził inny. Jak już odchodził ze stacji 834 ok. 21:10 i stanął pod wyjazdowym, to stwierdziłem - teraz ta flacha. Ale nic z tego, bowiem jak pod wyjazdowym grzebał się 834 to kolejne dzwonki oznajmiły skład pod wjazdowym. To 895. Qrwa jego mać...
Skład został wprowadzony na stację. W trakcie pobytu 895, 172 stwierdził, że w zasadzie to 895 w łykaniu mu nie przeszkadza i możemy przy nim, by szybciej faza doszła. No ok. Musiałem tylko przygotować otoczenie i samą flachę. Do flachy po żubrówce białej nalałem finkę białą, bo jakbym postawił na biurko od razu litra finki białej, to 895 by se pomyślał i układał scenariusze. Dbając o reputację 172, o czym mu później powiedziałem, nastąpił przelew. Ponieważ 895 miał piwa, to nie wtranżalał się do flachy i ona się rozlewała. Ok. 22:10 odszedł 895, a my ze 172 nadal łykaliśmy, flachę. Mnie już trochę szumiało, to też 172, który stwierdził, że jemu mniej, łyknął dwie kolejki luzem. W trakcie tych nadliczbowych dwu kolejek extra, był już rozebrany ze spodni z dresu, z majtek i oprócz skarpet nie miał nic na sobie. Takie było założenie i tak też zrobiłem.
On sam ustawił pufy na środku grupy A, ja ustawiłem odpowiednio oświetlenie i siadłem na niego. Nie śpieszyłem się, bo nie przewidywałem jakiejś pracy manewrowej na stacji oprócz 172. Siedziałem na nim, klapsy leciały po klacie, bokach, bicepsach.
Poszedł się odlać, a jak wrócił, to stwierdził, że na plecach. Spoko. Siadłem mu na plecy i klapsy leciały na plecy, barki, łopatki itp. Nie śpieszyłem się, wszak do rana, a przynajmniej do jakiejś tam godz. jest dużo czasu. Trochę plułem na niego. Kutas cały czas w gotowości, cały czas gotowy do opróżnienia zbiorników. Jak już mi się zaczęło pomału robić dobrze, to dzwonki oświadczyły, że pod wjazdowym jakiś skład stoi. Było ok. 23:30. Poszedłem sprawdzić, to 826. Wqrwiłem się zleksza, bo misterny plan poszedł się jebać, nadto flacha też. Przerobiłem drogę przebiegu i jak wpuszczałem 826 na stację, to stwierdziłem, że drużyna trakcyjna ma uszkodzoną głowę i to mocno. Był zakrwawiony i mało tego krew nadal leciała. Wersja przekazana, że uszkodził się tak o schody, w sensie się przewrócił.
172 w krótkim czasie spierdolił, bo lejąca się krew na podłogę jego zaplamione mocno ubranie robiły wrażenie. Zostałem sam z 826 i problemem co dalej zrobić.
826 stwierdził, że będzie spał na grupie A i by znieść materac. Uczyniłem to, on wyglebił. Rozebrał się wcześniej z koszulki i powiedział:
- możesz mnie wszędzie macać, ale nie po kutasie i nie od tyłu.
Powiedziałem no ok.
Położyłem się na nim, bo on się rozebrał do klaty, a krwawienie ustało. Pomyślałem jest dobrze, skoro nie krwawi to ok. Spytałem się, czy mogę siąść na niego, bo kiedyś mnie ściepnął jak siadłem na nim. Powiedział, że tak i tak zrobiłem. Jak już mu siedziałem na biodrach i trochę brzuchu to głaskałem go po klacie, bokach, bicepsach, ramionach. Nie wiem jak to się stało, ale zahaczył o ranę na gowie. Jak się krew puściła..., to zastanawiałem się co zrobić. On (826) koniecznie chciał zadzwonić do swojego kolegi mięśniaka. Wybrałem nr. i zadzwonił, pogadał chwilę, ale co ma kolega zrobić jak 826 tu, a on tam. Ja też popełniłem podobną sytuację, bowiem już po północy (rano 979 do pracy) zadzwoniłem do niego i powiedziałem co dzieje, nadto że nie mogę zatamować krwawienia (jak to zrobić na gowie) i w mieszkaniu jest już czerwono i że jak to nie uspokoi się za jakieś 20 min, to dzwonię na pogotowie. Zadzwoniłem do 979 w zasadzie dla uspokojenia siebie. 826 ułożyłem na boku rogówki, by siedział i głowę miał wysoko i dałem ok. 20 min na ustanie krwawienia, jak nie to dzwonię. Bokiem był oparty o ścianę, na której oparłem małą poduszkę by głowę miał opata na miękkim. Po ok. 15 min leciało już mniej, ale cały czas do cyca. Przecierałem mu szyję, brodę by wiedzieć, czy nadal leci, bo telefony pod ręką. Ok. 01:05 zaczęło się uspokajać. On tylko w majtkach, bo chcąc zrobić mi dobrze rozebrał się do nich, zasnął na mojej ręce, którą podtrzymywałem mu plecy, by się nie przewrócił, a głowę miał w najwyższym punkcie, by zniwelować ciśnienie krwi, i rana się zasklepiła. W tym czasie wachlowałem k/jego gowy podkładką pod kartki A4, by przewiew powietrza spowodował szybsze zasklepienie się rany, w sensie utworzenia się strupa na niej. Ok. 01:15 nie udawało mi się go już utrzymać i na wcześniej rozłożony materac położyłem go. Przewróciłem na bok, na którym rana była na wierzchu i obserwuję co dzieje. Krwawienie ustało.
Zabrałem się za pisanie notki, by dłużej być tomnym i sprawdzać jak jest. Mało tego, jak już położę się spać to w cyklach po 2h ustawię budzik, by sprawdzać czy wszystko ok.
Do tego jeszcze drugi dzień na placu napierdala wiatr, że zrywa nawet satelity z murów, nie pisząc już o papie z domów, obróbkach blacharskich, rynnach, jak np. w bloku od 979.
Napierdala wiatrem do tego stopnia, że poprzedniej nocy miałem sen z wiatrem w roli głównej. Byłem gdzieś w okolicach plaży, na której normalnie poziom wody jest niski, a z powodu wiatru nastąpił przybór i do szyi byłem zanurzony w wodzie, miast normalnie chodzić po piasku. Następna scena to znalazłem się w wirze wodnym i po przez tylko swoją masę nie napierdalało mną dookoła, a zsuwałem się po wodzie z lewej w dół, jak serferzy, by cały czas być lekko podnoszonym w lewą do góry w tym wirze, prawie jak w beczce wodnej.
Wczoraj jak ten wiatr tak napierdalał to co chwile następowały spadki napięcia, znak gdzieś następowały wyrównania różnicy potencjałów, ale prąd utrzymywał się. Dziś jak piszę notkę i ponownie o 01:40 napierdala wiatr, to ponownie widzę po żarówkach spadki napięcia. Znak, znowu gdzieś następują wyrównania różnicy potencjałów, które nie powinny mieć miejsca.
Do tego wszystkiego na materacu na grupie A leży 826 tylko w majtkach i kusi z tym rozwalonym łbem. Ja prdl. co za zjebane sytuacje.
Już nie wspomnę, że to 5-ta niedospana noc, a przeca, teoretycznie, nie muszę rano wstawać na godzinę.
Jest 01:50. Byłem spr. u 826 i nie zaschła mu rana. Sączy się bardzo powoli, a w każdym razie jest jasno czerwono na gowie. Nie, nie ścieka mu, bo tak już bym wezwał pomoc. Jednak to powoduje, że opóźnia się moje iście spać, bo nadal muszę nadzorować co się z nim dzieje. Na placu nadal napierdala wiatrem, żarówki przygasają, komp na szczęście jeszcze się nie zresetował. Czegoś jeszcze potrzeba do "spokojnej" nocy?
(aktualizacja 11:00)
Postanowiłem sytuację ze wstawaniem co 2h rozwiazać inaczej. Położyłem się za nim na boku, tak że zablokowałem możliwość obrócenia się na uszkodzoną część gowy. Oczywiście też tylko w majtkach przylgnąłem do niego. Po jakimś czasie się przebudził, więc wytłumaczyłem mu, czemu leżę razem z nim, zaakceptował to. Przytulony do niego, prawą rękę przerzuciłem przez niego i miałem pod nią jego płaski brzuch. Pod wpływem wydarzenia adrenalina nie pozwalała tak szybko zasnąć, to też głaskałem go po brzuchu, klacie, udzie. On nie protestował, a mnie stawał. Po jakiś 10 min kutas już był tak naprężony, że jakby mógł to dziura w majtkach gotowa, a 826 na pewno czuł go na sobie. Jak go głaskałem, to po jakimś czasie przewrócił się na plecy. Wtedy prawą nogę położyłem na nim tak, że udo miałem w okolicy jego organu, który też był pobudzony i twardy. No ale scen teraz nie będę robił przy tej rozwalonej gowie. Po kilku minutach powiedział, bym przesunął nogę bo mu gniotę kuśkę. No ok. nogę przesunąłem, ale doskonale czułem naprężenie fallusa. Jak z nim gadałem, to w półśnie powiedział już inną wersję, że jakaś butelka u kogoś się znalazła w ręce i miała kontakt z jego gową. Czyli napierdalał się gdzieś, choć utrzymuje wersję z potknięciem się i kontaktem ze schodami.
Mnie też już senność brała, to też po jakiejś chwili leżąc obok niego, zsuwając się z materaca, mimo trzymania się go zacząłem zasypiać i zasnąłem.
Przebudzenie ok. 07:30, ale wszystko było ok. Bolało mnie biodro, bo zsunąłem się więc postanowiłem przenieść się do łóżka, zakładając, że 826 nic nie zrobi z raną.
Obudziły mnie piły spalinowe ok. 09:30. To cięto drzewa, które zwaliły się na drogę i ją zatarasowały. No i pospane.
Dobra, tyle, bo i tak wrażeń sporo jak na jedną noc, a muszę się brać za sprzątanie mieszkania, bo podłogi czerwone. 826 właśnie wstał, to muszę kończyć. Narka.
W zasadzie od 13:00 na stacji był, z krótkimi przerwami 172. Zaproponował nockę na dziś, a ponieważ, rano musiałem wstać o 05:15 (tak miałem nastawiony budzik i tak wstałem), by zawieźć koleżankę od niby laski od 979 na dworzec do kato na poc. do Gdyni o 06:42, a po tej wyprawie położyłem się ponownie spać i obudziłem się o 10:30 w miarę wyspany, to stwierdziłem, że nocka w sumie czemu nie.
Niestety od tej 13:00 do 22:10 ruch na stacji jak w dzień powszedni. Stale jakiś skład wchodził na stację, to wychodził, to ponownie wchodził inny. Jak już odchodził ze stacji 834 ok. 21:10 i stanął pod wyjazdowym, to stwierdziłem - teraz ta flacha. Ale nic z tego, bowiem jak pod wyjazdowym grzebał się 834 to kolejne dzwonki oznajmiły skład pod wjazdowym. To 895. Qrwa jego mać...
Skład został wprowadzony na stację. W trakcie pobytu 895, 172 stwierdził, że w zasadzie to 895 w łykaniu mu nie przeszkadza i możemy przy nim, by szybciej faza doszła. No ok. Musiałem tylko przygotować otoczenie i samą flachę. Do flachy po żubrówce białej nalałem finkę białą, bo jakbym postawił na biurko od razu litra finki białej, to 895 by se pomyślał i układał scenariusze. Dbając o reputację 172, o czym mu później powiedziałem, nastąpił przelew. Ponieważ 895 miał piwa, to nie wtranżalał się do flachy i ona się rozlewała. Ok. 22:10 odszedł 895, a my ze 172 nadal łykaliśmy, flachę. Mnie już trochę szumiało, to też 172, który stwierdził, że jemu mniej, łyknął dwie kolejki luzem. W trakcie tych nadliczbowych dwu kolejek extra, był już rozebrany ze spodni z dresu, z majtek i oprócz skarpet nie miał nic na sobie. Takie było założenie i tak też zrobiłem.
On sam ustawił pufy na środku grupy A, ja ustawiłem odpowiednio oświetlenie i siadłem na niego. Nie śpieszyłem się, bo nie przewidywałem jakiejś pracy manewrowej na stacji oprócz 172. Siedziałem na nim, klapsy leciały po klacie, bokach, bicepsach.
Poszedł się odlać, a jak wrócił, to stwierdził, że na plecach. Spoko. Siadłem mu na plecy i klapsy leciały na plecy, barki, łopatki itp. Nie śpieszyłem się, wszak do rana, a przynajmniej do jakiejś tam godz. jest dużo czasu. Trochę plułem na niego. Kutas cały czas w gotowości, cały czas gotowy do opróżnienia zbiorników. Jak już mi się zaczęło pomału robić dobrze, to dzwonki oświadczyły, że pod wjazdowym jakiś skład stoi. Było ok. 23:30. Poszedłem sprawdzić, to 826. Wqrwiłem się zleksza, bo misterny plan poszedł się jebać, nadto flacha też. Przerobiłem drogę przebiegu i jak wpuszczałem 826 na stację, to stwierdziłem, że drużyna trakcyjna ma uszkodzoną głowę i to mocno. Był zakrwawiony i mało tego krew nadal leciała. Wersja przekazana, że uszkodził się tak o schody, w sensie się przewrócił.
172 w krótkim czasie spierdolił, bo lejąca się krew na podłogę jego zaplamione mocno ubranie robiły wrażenie. Zostałem sam z 826 i problemem co dalej zrobić.
826 stwierdził, że będzie spał na grupie A i by znieść materac. Uczyniłem to, on wyglebił. Rozebrał się wcześniej z koszulki i powiedział:
- możesz mnie wszędzie macać, ale nie po kutasie i nie od tyłu.
Powiedziałem no ok.
Położyłem się na nim, bo on się rozebrał do klaty, a krwawienie ustało. Pomyślałem jest dobrze, skoro nie krwawi to ok. Spytałem się, czy mogę siąść na niego, bo kiedyś mnie ściepnął jak siadłem na nim. Powiedział, że tak i tak zrobiłem. Jak już mu siedziałem na biodrach i trochę brzuchu to głaskałem go po klacie, bokach, bicepsach, ramionach. Nie wiem jak to się stało, ale zahaczył o ranę na gowie. Jak się krew puściła..., to zastanawiałem się co zrobić. On (826) koniecznie chciał zadzwonić do swojego kolegi mięśniaka. Wybrałem nr. i zadzwonił, pogadał chwilę, ale co ma kolega zrobić jak 826 tu, a on tam. Ja też popełniłem podobną sytuację, bowiem już po północy (rano 979 do pracy) zadzwoniłem do niego i powiedziałem co dzieje, nadto że nie mogę zatamować krwawienia (jak to zrobić na gowie) i w mieszkaniu jest już czerwono i że jak to nie uspokoi się za jakieś 20 min, to dzwonię na pogotowie. Zadzwoniłem do 979 w zasadzie dla uspokojenia siebie. 826 ułożyłem na boku rogówki, by siedział i głowę miał wysoko i dałem ok. 20 min na ustanie krwawienia, jak nie to dzwonię. Bokiem był oparty o ścianę, na której oparłem małą poduszkę by głowę miał opata na miękkim. Po ok. 15 min leciało już mniej, ale cały czas do cyca. Przecierałem mu szyję, brodę by wiedzieć, czy nadal leci, bo telefony pod ręką. Ok. 01:05 zaczęło się uspokajać. On tylko w majtkach, bo chcąc zrobić mi dobrze rozebrał się do nich, zasnął na mojej ręce, którą podtrzymywałem mu plecy, by się nie przewrócił, a głowę miał w najwyższym punkcie, by zniwelować ciśnienie krwi, i rana się zasklepiła. W tym czasie wachlowałem k/jego gowy podkładką pod kartki A4, by przewiew powietrza spowodował szybsze zasklepienie się rany, w sensie utworzenia się strupa na niej. Ok. 01:15 nie udawało mi się go już utrzymać i na wcześniej rozłożony materac położyłem go. Przewróciłem na bok, na którym rana była na wierzchu i obserwuję co dzieje. Krwawienie ustało.
Zabrałem się za pisanie notki, by dłużej być tomnym i sprawdzać jak jest. Mało tego, jak już położę się spać to w cyklach po 2h ustawię budzik, by sprawdzać czy wszystko ok.
Do tego jeszcze drugi dzień na placu napierdala wiatr, że zrywa nawet satelity z murów, nie pisząc już o papie z domów, obróbkach blacharskich, rynnach, jak np. w bloku od 979.
Napierdala wiatrem do tego stopnia, że poprzedniej nocy miałem sen z wiatrem w roli głównej. Byłem gdzieś w okolicach plaży, na której normalnie poziom wody jest niski, a z powodu wiatru nastąpił przybór i do szyi byłem zanurzony w wodzie, miast normalnie chodzić po piasku. Następna scena to znalazłem się w wirze wodnym i po przez tylko swoją masę nie napierdalało mną dookoła, a zsuwałem się po wodzie z lewej w dół, jak serferzy, by cały czas być lekko podnoszonym w lewą do góry w tym wirze, prawie jak w beczce wodnej.
Wczoraj jak ten wiatr tak napierdalał to co chwile następowały spadki napięcia, znak gdzieś następowały wyrównania różnicy potencjałów, ale prąd utrzymywał się. Dziś jak piszę notkę i ponownie o 01:40 napierdala wiatr, to ponownie widzę po żarówkach spadki napięcia. Znak, znowu gdzieś następują wyrównania różnicy potencjałów, które nie powinny mieć miejsca.
Do tego wszystkiego na materacu na grupie A leży 826 tylko w majtkach i kusi z tym rozwalonym łbem. Ja prdl. co za zjebane sytuacje.
Już nie wspomnę, że to 5-ta niedospana noc, a przeca, teoretycznie, nie muszę rano wstawać na godzinę.
Jest 01:50. Byłem spr. u 826 i nie zaschła mu rana. Sączy się bardzo powoli, a w każdym razie jest jasno czerwono na gowie. Nie, nie ścieka mu, bo tak już bym wezwał pomoc. Jednak to powoduje, że opóźnia się moje iście spać, bo nadal muszę nadzorować co się z nim dzieje. Na placu nadal napierdala wiatrem, żarówki przygasają, komp na szczęście jeszcze się nie zresetował. Czegoś jeszcze potrzeba do "spokojnej" nocy?
(aktualizacja 11:00)
Postanowiłem sytuację ze wstawaniem co 2h rozwiazać inaczej. Położyłem się za nim na boku, tak że zablokowałem możliwość obrócenia się na uszkodzoną część gowy. Oczywiście też tylko w majtkach przylgnąłem do niego. Po jakimś czasie się przebudził, więc wytłumaczyłem mu, czemu leżę razem z nim, zaakceptował to. Przytulony do niego, prawą rękę przerzuciłem przez niego i miałem pod nią jego płaski brzuch. Pod wpływem wydarzenia adrenalina nie pozwalała tak szybko zasnąć, to też głaskałem go po brzuchu, klacie, udzie. On nie protestował, a mnie stawał. Po jakiś 10 min kutas już był tak naprężony, że jakby mógł to dziura w majtkach gotowa, a 826 na pewno czuł go na sobie. Jak go głaskałem, to po jakimś czasie przewrócił się na plecy. Wtedy prawą nogę położyłem na nim tak, że udo miałem w okolicy jego organu, który też był pobudzony i twardy. No ale scen teraz nie będę robił przy tej rozwalonej gowie. Po kilku minutach powiedział, bym przesunął nogę bo mu gniotę kuśkę. No ok. nogę przesunąłem, ale doskonale czułem naprężenie fallusa. Jak z nim gadałem, to w półśnie powiedział już inną wersję, że jakaś butelka u kogoś się znalazła w ręce i miała kontakt z jego gową. Czyli napierdalał się gdzieś, choć utrzymuje wersję z potknięciem się i kontaktem ze schodami.
Mnie też już senność brała, to też po jakiejś chwili leżąc obok niego, zsuwając się z materaca, mimo trzymania się go zacząłem zasypiać i zasnąłem.
Przebudzenie ok. 07:30, ale wszystko było ok. Bolało mnie biodro, bo zsunąłem się więc postanowiłem przenieść się do łóżka, zakładając, że 826 nic nie zrobi z raną.
Obudziły mnie piły spalinowe ok. 09:30. To cięto drzewa, które zwaliły się na drogę i ją zatarasowały. No i pospane.
Dobra, tyle, bo i tak wrażeń sporo jak na jedną noc, a muszę się brać za sprzątanie mieszkania, bo podłogi czerwone. 826 właśnie wstał, to muszę kończyć. Narka.
niedziela, 10 marca 2019
Niedziela # 1507
Szczury są rewelacyjne. Wpierw jak słyszą szelest woreczka, w których
często przechowuję słodycze, a żarcie obligatoryjnie, to nasłuchują
dalej. Patrzą się jednocześnie, mimo słabego wzroku w tym kierunku skąd
dźwięk został odebrany i czekają na drugi etap. Jest nim
charakterystyczne zgryzanie wafelków i innych słodyczy. Jeżeli nastąpi
pierwsze i do tego drugie, to od razu ruszają w moją stronę penetrować, a
następnie żebrać o słodycze.
Postanowiłem odrobić "zadanie domowe" i sprawdzić, czy aktor Kacey Mottet Klein, główny bohater w filmie "Mając 17 lat' gra tak nijako, czy reżyser go źle poprowadził. Obejrzałem jego wcześniejszy film z 2015, (17 lat to 2016) "Zatrzymać". Inny reżyser, inny kraj kręcenia i okazuje się, że da się. Aktor choć jeszcze młodszy dobrze radzi sobie w filmie z rolą, choć nie jest łatwa. Udało się reżyserowi wyzyskać od niego stany emocjonalne i to różne, bowiem film ma właśnie takie zadanie. To historia jego i laski w wieku 15 lat kiedy okazuje się, że wyniku uczucia zaciążyła. Czemu więc w 17 lat, nie udało się wyzyskać od aktora takich stanów emocjonalnych, choć doświadczenie filmowe większe? A może dyrygent źle machał batutą. Może casting źle przeprowadzony? Od razu przypomniał mi się tu film Longhorns, w którym Derek Villanueva gra branżowca. Jak łatwo mu się to udaje. Jak dobrze gra lekko przegiętego, ale nie zmanierowanego branżowca, jaki specyficzny język jest w jego ustach, to dopiero porównując dwa filmy, w których zagrał Mottet, zauważyłem. Dopiero po obejrzeniu filmu Longhorns wysznupałem w necie, iż główny aktor jest właśnie homo. Może więc w takich filmach obsadzać w role aktorów właśnie powinno się homo, by to wypadło naturalnie i z przekonaniem. Może dlatego Xavier Dolan, obsadza się sam w takich rolach, bo też jest homo i wie, że mało kto zagra takie sceny lepiej. To są te specyficzne, ukradkowe spojrzenia, ten zbliżający się pierwszy dotyk, to wysuwanie ręki i czekanie w napięciu na reakcję. W końcu jak się udaje to jest wybuch uczucia, ten wulkan namiętności, ale też rozmowa między partnerami. Tego w 17-cie w ogóle nie było. Trochę lepiej jak w Środku świata, ale to nie to. Po co, jak kursantce na kursie prawa jazdy, tłumaczyć ciągle to samo, a ona i tak swoje, jak można wziąć kogoś innego lub postawić siebie. W filmie "Świnki" zagrał taki aktor Daniel Furmaniak. Osobiście go nie znam, ale lokalne skurwiele już tak. On wyrósł w świecie skurwieli i taką też rolę zagrał w filmie i to zagrał b. dobrze jak na pierwszy występ, dzięki czemu jeszcze dwie produkcje z jego udziałem powstały. Tylko dwie, bo na jego karierze, co często się zdarza zaważyły inne czynniki.
Wracając do filmu 17 lat. Może dla Motteta przełknięcie uczucia do drugiego chłopaka, to było za wiele jak na taki wiek i może dlatego tego nie ma w filmie, tego nie potrafił zagrać, reżyser nie potrafił tego wyzyskać. W Pięknym i durniu część z tych spraw załatwia narracja głównego bohatera. W tym tego nie ma, więc więcej spoczywało na głównym bohaterze, by to pokazać. I jeszcze jedna refleksja. Też nie wiem, czemu w 17 lat relacja aktora z matką jest taka słaba. W filmie "Zatrzymać", choć matkę gra w ogóle nie znana mi aktorka, to relacja matka - syn o wiele lepsza niż w 17-ce, choć przecież nic nie wskazuje, że główny bohater jest z nią powadzony, czy przechodzi właśnie kryzys wieku lat nastu. Czemuż więc jest ich relacja tak płytko pokazana? Przecież to branżowiec, to w wieku lat nastu przeważnie mają lepsze kontakty z matkami, jak z ojcami, no chyba że się z obojgiem powadzili, ale w 17-ce nic na to nie wskazuje. Tym bardziej powinno to lepiej wypaść, że matkę gra w 17-ce znana aktorka, to trudno tu jej zarzucić jakąś wpadkę.
Zabrakło też skorzystania z plenerów do wyjścia tam głównych bohaterów. Nie wiedzieć czemu, to skurwiel-farmer chodzi po górach z matką od półsierotka, a oni razem już nie, a jak się tam zapuścili i coś z tych gór pokazano z nimi, to na polance się napierdalali. To po tym nie można ich było w nie wpuścić ponownie, ułożyć jakiś dialog na poziomie między nimi.
No dobra, bo się rozpisałem tyle o jednym filmie, a zajął już szlak 172. Pewnie u niego i laski jest średnio, skoro powiedział, że lezie popatrzeć na TV.
Miałem jeszcze napisać o 979, ale to następnym razem. Narka.
Postanowiłem odrobić "zadanie domowe" i sprawdzić, czy aktor Kacey Mottet Klein, główny bohater w filmie "Mając 17 lat' gra tak nijako, czy reżyser go źle poprowadził. Obejrzałem jego wcześniejszy film z 2015, (17 lat to 2016) "Zatrzymać". Inny reżyser, inny kraj kręcenia i okazuje się, że da się. Aktor choć jeszcze młodszy dobrze radzi sobie w filmie z rolą, choć nie jest łatwa. Udało się reżyserowi wyzyskać od niego stany emocjonalne i to różne, bowiem film ma właśnie takie zadanie. To historia jego i laski w wieku 15 lat kiedy okazuje się, że wyniku uczucia zaciążyła. Czemu więc w 17 lat, nie udało się wyzyskać od aktora takich stanów emocjonalnych, choć doświadczenie filmowe większe? A może dyrygent źle machał batutą. Może casting źle przeprowadzony? Od razu przypomniał mi się tu film Longhorns, w którym Derek Villanueva gra branżowca. Jak łatwo mu się to udaje. Jak dobrze gra lekko przegiętego, ale nie zmanierowanego branżowca, jaki specyficzny język jest w jego ustach, to dopiero porównując dwa filmy, w których zagrał Mottet, zauważyłem. Dopiero po obejrzeniu filmu Longhorns wysznupałem w necie, iż główny aktor jest właśnie homo. Może więc w takich filmach obsadzać w role aktorów właśnie powinno się homo, by to wypadło naturalnie i z przekonaniem. Może dlatego Xavier Dolan, obsadza się sam w takich rolach, bo też jest homo i wie, że mało kto zagra takie sceny lepiej. To są te specyficzne, ukradkowe spojrzenia, ten zbliżający się pierwszy dotyk, to wysuwanie ręki i czekanie w napięciu na reakcję. W końcu jak się udaje to jest wybuch uczucia, ten wulkan namiętności, ale też rozmowa między partnerami. Tego w 17-cie w ogóle nie było. Trochę lepiej jak w Środku świata, ale to nie to. Po co, jak kursantce na kursie prawa jazdy, tłumaczyć ciągle to samo, a ona i tak swoje, jak można wziąć kogoś innego lub postawić siebie. W filmie "Świnki" zagrał taki aktor Daniel Furmaniak. Osobiście go nie znam, ale lokalne skurwiele już tak. On wyrósł w świecie skurwieli i taką też rolę zagrał w filmie i to zagrał b. dobrze jak na pierwszy występ, dzięki czemu jeszcze dwie produkcje z jego udziałem powstały. Tylko dwie, bo na jego karierze, co często się zdarza zaważyły inne czynniki.
Wracając do filmu 17 lat. Może dla Motteta przełknięcie uczucia do drugiego chłopaka, to było za wiele jak na taki wiek i może dlatego tego nie ma w filmie, tego nie potrafił zagrać, reżyser nie potrafił tego wyzyskać. W Pięknym i durniu część z tych spraw załatwia narracja głównego bohatera. W tym tego nie ma, więc więcej spoczywało na głównym bohaterze, by to pokazać. I jeszcze jedna refleksja. Też nie wiem, czemu w 17 lat relacja aktora z matką jest taka słaba. W filmie "Zatrzymać", choć matkę gra w ogóle nie znana mi aktorka, to relacja matka - syn o wiele lepsza niż w 17-ce, choć przecież nic nie wskazuje, że główny bohater jest z nią powadzony, czy przechodzi właśnie kryzys wieku lat nastu. Czemuż więc jest ich relacja tak płytko pokazana? Przecież to branżowiec, to w wieku lat nastu przeważnie mają lepsze kontakty z matkami, jak z ojcami, no chyba że się z obojgiem powadzili, ale w 17-ce nic na to nie wskazuje. Tym bardziej powinno to lepiej wypaść, że matkę gra w 17-ce znana aktorka, to trudno tu jej zarzucić jakąś wpadkę.
Zabrakło też skorzystania z plenerów do wyjścia tam głównych bohaterów. Nie wiedzieć czemu, to skurwiel-farmer chodzi po górach z matką od półsierotka, a oni razem już nie, a jak się tam zapuścili i coś z tych gór pokazano z nimi, to na polance się napierdalali. To po tym nie można ich było w nie wpuścić ponownie, ułożyć jakiś dialog na poziomie między nimi.
No dobra, bo się rozpisałem tyle o jednym filmie, a zajął już szlak 172. Pewnie u niego i laski jest średnio, skoro powiedział, że lezie popatrzeć na TV.
Miałem jeszcze napisać o 979, ale to następnym razem. Narka.
piątek, 8 marca 2019
Piątek #1506
Był wczoraj, no i jeszcze dziś, bo odszedł ze stacji o 10:25, 826. Chyba do końca pozostanie zagadka dla mnie jego zachowanie. No bo przecież wśród mięśniaków on jest jedynym, który mnie prowokuje ze skutkiem pozytywnym do działań. Wczoraj przyszedł ubrany normalnie. Z flachami barmańskiej. Średnie to alko, ale tanie, to 826 się do nich przyzwyczaił. Łyknął już w ciągu dnia, to też do mnie przyszedł trochę już pod wpływem. W krótkim czasie, nie wiedzieć czemu, przebrał się i ściągnął koszulę, ubrał luźną koszulkę z krótkim rękawkiem, a spodnie zamienił na krótkie spodenki. Oczywiście w trakcie łykania pozbawiłem go koszulki. Ponieważ wczoraj po 02:00 już trochę miałem to zacząłem go intensywnie głaskać. Z czasem to głaskanie przeszło w uciskanie mięśni, takie mocne uciskanie. Nawet w pewnym momencie spytałem się czy mu to nie przeszkadza, bo z masażem to miało już mniej wspólnego, choć do jakiś profesjonalnych masażystów nie chodzę. Może też tak mocno ugniatają. On, ze w ogóle mu to nie przeszkadza i jest dobrze. Zdziwiło mnie to, bo przecież żadnego w taki sposób nie dotykałem. Ponieważ to trochę trwało, przeniosłem się nawet na jego uda i oboma rękami je uciskałem, to nie wiem dlaczego przyszło mi do gowy, by mu pokazać, iż mimo takiego intensywnego dotyku nie podniecam się tym. Wstałem przed nim ściągnąłem spodnie, majtek już nie i pokazałem mu i powiedziałem, że mi nie stoi, by se nie myślał, że w momencie kiedy go uciskam po udach, bicepsach, brzuchu, to kutas ma mi wybić zęby. Nie wiem czy go to zdziwiło, czy nie i czego faktycznie się spodziewał, czy myślał w ogóle o tym, że oddając się w moje ręce sprawia, że się podniecam go granic. W trakcie łykania, "masowania" rozmowa zeszła, a raczej przekierowałem ją na innych wioskowych mięśniaków. Podchwycił temat i jak zwykle zastanawiała mnie jego fascynacja sylwetkami, umięśnieniem innych. Nadto znacznie więcej przez 4h usłyszałem o umięśnieniach samców, jak o budowie samic. Z jakimiś tam się chce umawiać, czy nawet to robi, ale w słowach to sie nie przekłada zupełnie, w czynach na razie też nie (chodzi o seks z nimi). Nie omieszkał powiedzieć, bym się nie rozpędzał i nie wsadzał łap do jego organu, ani nie chwytał go za dupę. Pomimo tego, że znam go lata, to do dziś nie wiem co z nim jest nie tak. Pewnie psychologia by go jakoś zaszufladkowała, ale mnie brakuje wiedzy. Mogę jedynie stwierdzić, że to co robi, to na co zezwala, jest nietypowe. To jest inne, jakby ktoś pamiętał, jak głaskanie 222. Ten też na dużo zezwalał, ale tu też moje podejście było inne. W 222 się trochę zakochałem, stąd dotyk był bardziej subtelny, delikatny, choć zdarzało mi się jego mięśnie pouciskać. Mimo tej dostępności innych mięśniaków, nigdy u nich nie było tak widocznej fascynacji męskim ciałem, jego umięśnieniem. Odnoszę wrażenie, że w tym względzie nie tylko ja jestem koneserem mięśni. Tego właśnie nie umiem pojąć. Jakby kto zapomniał, jak wygląda 826 to fota
Niestety druga noc zarwana i to jeszcze bardziej jak poprzednia. Tamta to wyglebiłem ok. 03:00, tej, czyli dziś, o 04:20, ale ciągle nie wiedziałem, czy go jeszcze ugniatać, czy położyć się spać i kiedy będzie taki następny dzień, gdy będę mógł sobie na tyle pozwolić.
Ponieważ trochę mi szumiało i była już 04:00 to zdecydowałem wyglebić.
Jak zwykle tyle, bo zajęcia czekają, tym bardziej, że później dziś wstałem to nastąpiło spiętrzenie, więc narka.
EDYTOWANO
Rano jak się zbierał do odejścia ze stacji, to ja czekałem na opróżnianie zbiorników. Pierwsze po jego wyjściu zostały one opróżnione.Niestety druga noc zarwana i to jeszcze bardziej jak poprzednia. Tamta to wyglebiłem ok. 03:00, tej, czyli dziś, o 04:20, ale ciągle nie wiedziałem, czy go jeszcze ugniatać, czy położyć się spać i kiedy będzie taki następny dzień, gdy będę mógł sobie na tyle pozwolić.
Ponieważ trochę mi szumiało i była już 04:00 to zdecydowałem wyglebić.
Jak zwykle tyle, bo zajęcia czekają, tym bardziej, że później dziś wstałem to nastąpiło spiętrzenie, więc narka.
czwartek, 7 marca 2019
Czwartek #1505
Maratony filmowe nie są dobre, bo jednak wieczorem oczy to odczuwały. Współczuję tym, którzy dziennie pracują przy komputerze i niestety ciągle muszą ślepić w monitor. Nawet jak oczy dają znać: to wiedz..., że coś się dzieje..., to nie za bardzo jest co zrobić, bowiem do pracy trza iść.
Udaje się trafiać ostatnio na dobre produkcje, choć zawsze jakieś nielogizmy w nich znajdę. Z jednej strony rozumiem, że film, jakby był logiczny z takim ciągiem przyczynowo-skutkowym to mógłby nie być taki porywający. Część wątków by po prostu odpadła, a tak kontynuując nielogizmy możemy urozmaicić akcję, dodać dramatyczne watki itp. To podobnie jak w "Piękny drań", głównemu bohaterowi, który był nękany przez rówieśników w szkole, pomalowano włosy na pomarańczowo. Na chuj? By było wiadomo - pedał idzie?
Film "Mając 17 lat" do takich się zalicza. Trudno mu zarzucić jakieś błędy od strony realizatorskiej, gry aktorskiej, bo przecież mama od głównego bohatera to Sandrine Kiberlain, znana aktorka, natomiast fabuła trochę, jak może nie więcej, naciągana. Skoro główny bohater pod swoim dachem ma rówieśnika ze szkoły, z klasy, przez pół roku, którego darzy uczuciem, a dopiero po tym okresie dobiera się do niego w szkolnej ubikacji, kiedy ten już u niego nie mieszka, a następnie dostaje w ryj, to z tym scenariuszem jest coś nie tak. Po za tym obejrzałem ten film zaraz po Pięknym draniu i uderzyły mnie b. duże podobieństwa obu filmów. Otóż rdzeń filmu jest taki sam. W obu akcja dzieje się w okresie szkolnym, praktycznie w zbliżonym wieku, bo mając 17 lat to w tym, a Pięknym i d 16, co słyszymy w trakcie. W obu na przeciw pół sierotka, który jest w szkole prześladowany, w Pięknym i d bardziej i jeszcze te pomaranczowe włosy, to w mając 17 również, choć nie za branżowstwo, postawiono skurwiela. W pięknym to skurwiel-rukbysta, w drugim to skurwiel-farmer. W obu pół sierotka zakochuje się w skurwielu i w obu, w związku z tym dochodzi do spięć na linii półsierotka - skurwiel. Zresztą nie ma się co dziwić, bo jak zrobi się taką różnicę potencjałów, to i wyładowania są duże. W obu też ten skurwiel na przeciw jest branżowcem, ale ukrytym.W obu też marginalizowano wpływ rodziców. W pierwszym umieszczono akcję w internacie eliminując rodziców zupełnie. W drugim to od półsierotka ojca w zasadzie wyeliminowano do kontaktów przez laptopa, później już na stałe. Raz się pojawił. Natomiast u skurwiela-farmera matkę położono do łóżka, a z ojcem, nie wiedzieć czemu, kontakty są jakby zerowe, to też przeniesienie na pół roku skurwiela-farmera do domu półsierotka jest stworzeniem takiego internatu, choć kameralnego. Tylko, że z tego nic nie wynikło i to jest najzabawniejsze.
Dla wydłużenia filmu wpleciono wątki, które oczywiście są częścią życia każdego, ale gdyby był pomysł na wypełnienie filmu rozbudowującymi się relacjami głównych bohaterów, choćby gdy razem mieszkali pod jednym dachem, to nie trzeba by było wątków zastępczych umieszczać. Na samym końcu, jak dochodzi do rozmowy matki z półsierotkiem i ona zaczyna się na poziomie, to za chwile się kończy. Nosz do cyca, nie było konceptu na pociągnięcie takiej rozmowy?! Można było scenę pogrzebu skrócić, a właśnie wydłużyć bardzo osobistą rozmowę z matką, która może podziałała by na innych. Tak jest to kolejna opowiastka, tyle że dobrze zrobiona, dobrze zagrana z nijakim zakończeniem. Udało się za to nagrać scenę seksu między głównymi bohaterami na tyle dobrze, że mi organ zaczął się wzbudzać, choć i to mogło by lepiej wypaść, gdyby odpowiedniego konsultanta do tego wzięto, ale wszak to nie porniol, miało być tylko przedstawieniem konsumpcji długo utrzymującego się pożądania.
Nie wiem czemu reżyserzy boją się pokazać uczucie między dwoma nastoletnimi chłopakami. Przecież to nie tak, że takie coś nie istnieje i jeżeli już dochodzi do połączenia, to przez ciosy w ryj. Będę musiał obejrzeć jeszcze raz Brokeback Mountain, bo jakoś ten film zapamiętałem, ale może po latach i innych obejrzanych inaczej na niego spojrzę.
Co w podsumowaniu. Obejrzyjcie jak macie czas. Nie jest to zła produkcja, ale jak wyżej napisałem scenariusz taki sobie.
Do filmu jeszcze wrócę.
Wczoraj pojechałem znowu do brata od 895 kontynuować instalację elektryczną. Już zapomniałem, to co tam zrobiłem i musiałem na msc. odtwarzać co i jak oraz dalej podłączać kabelki, by mógł zamykać sufity podwieszane. W drodze w takiej starej cukierni kupiliśmy lody na gałki. Ale zajebiste. Że też jeszcze takie potrafią robić, a inna sprawa, że ta cukiernia trwa tam z 20 lat pewnie dlatego, że utrzymują wysoki poziom i nie ulegają chemizacji towarów.
Zaś ten czas goni, to niestety muszę się zwijać. To do zaś, narka.
Udaje się trafiać ostatnio na dobre produkcje, choć zawsze jakieś nielogizmy w nich znajdę. Z jednej strony rozumiem, że film, jakby był logiczny z takim ciągiem przyczynowo-skutkowym to mógłby nie być taki porywający. Część wątków by po prostu odpadła, a tak kontynuując nielogizmy możemy urozmaicić akcję, dodać dramatyczne watki itp. To podobnie jak w "Piękny drań", głównemu bohaterowi, który był nękany przez rówieśników w szkole, pomalowano włosy na pomarańczowo. Na chuj? By było wiadomo - pedał idzie?
Film "Mając 17 lat" do takich się zalicza. Trudno mu zarzucić jakieś błędy od strony realizatorskiej, gry aktorskiej, bo przecież mama od głównego bohatera to Sandrine Kiberlain, znana aktorka, natomiast fabuła trochę, jak może nie więcej, naciągana. Skoro główny bohater pod swoim dachem ma rówieśnika ze szkoły, z klasy, przez pół roku, którego darzy uczuciem, a dopiero po tym okresie dobiera się do niego w szkolnej ubikacji, kiedy ten już u niego nie mieszka, a następnie dostaje w ryj, to z tym scenariuszem jest coś nie tak. Po za tym obejrzałem ten film zaraz po Pięknym draniu i uderzyły mnie b. duże podobieństwa obu filmów. Otóż rdzeń filmu jest taki sam. W obu akcja dzieje się w okresie szkolnym, praktycznie w zbliżonym wieku, bo mając 17 lat to w tym, a Pięknym i d 16, co słyszymy w trakcie. W obu na przeciw pół sierotka, który jest w szkole prześladowany, w Pięknym i d bardziej i jeszcze te pomaranczowe włosy, to w mając 17 również, choć nie za branżowstwo, postawiono skurwiela. W pięknym to skurwiel-rukbysta, w drugim to skurwiel-farmer. W obu pół sierotka zakochuje się w skurwielu i w obu, w związku z tym dochodzi do spięć na linii półsierotka - skurwiel. Zresztą nie ma się co dziwić, bo jak zrobi się taką różnicę potencjałów, to i wyładowania są duże. W obu też ten skurwiel na przeciw jest branżowcem, ale ukrytym.W obu też marginalizowano wpływ rodziców. W pierwszym umieszczono akcję w internacie eliminując rodziców zupełnie. W drugim to od półsierotka ojca w zasadzie wyeliminowano do kontaktów przez laptopa, później już na stałe. Raz się pojawił. Natomiast u skurwiela-farmera matkę położono do łóżka, a z ojcem, nie wiedzieć czemu, kontakty są jakby zerowe, to też przeniesienie na pół roku skurwiela-farmera do domu półsierotka jest stworzeniem takiego internatu, choć kameralnego. Tylko, że z tego nic nie wynikło i to jest najzabawniejsze.
Dla wydłużenia filmu wpleciono wątki, które oczywiście są częścią życia każdego, ale gdyby był pomysł na wypełnienie filmu rozbudowującymi się relacjami głównych bohaterów, choćby gdy razem mieszkali pod jednym dachem, to nie trzeba by było wątków zastępczych umieszczać. Na samym końcu, jak dochodzi do rozmowy matki z półsierotkiem i ona zaczyna się na poziomie, to za chwile się kończy. Nosz do cyca, nie było konceptu na pociągnięcie takiej rozmowy?! Można było scenę pogrzebu skrócić, a właśnie wydłużyć bardzo osobistą rozmowę z matką, która może podziałała by na innych. Tak jest to kolejna opowiastka, tyle że dobrze zrobiona, dobrze zagrana z nijakim zakończeniem. Udało się za to nagrać scenę seksu między głównymi bohaterami na tyle dobrze, że mi organ zaczął się wzbudzać, choć i to mogło by lepiej wypaść, gdyby odpowiedniego konsultanta do tego wzięto, ale wszak to nie porniol, miało być tylko przedstawieniem konsumpcji długo utrzymującego się pożądania.
Nie wiem czemu reżyserzy boją się pokazać uczucie między dwoma nastoletnimi chłopakami. Przecież to nie tak, że takie coś nie istnieje i jeżeli już dochodzi do połączenia, to przez ciosy w ryj. Będę musiał obejrzeć jeszcze raz Brokeback Mountain, bo jakoś ten film zapamiętałem, ale może po latach i innych obejrzanych inaczej na niego spojrzę.
Co w podsumowaniu. Obejrzyjcie jak macie czas. Nie jest to zła produkcja, ale jak wyżej napisałem scenariusz taki sobie.
Do filmu jeszcze wrócę.
Wczoraj pojechałem znowu do brata od 895 kontynuować instalację elektryczną. Już zapomniałem, to co tam zrobiłem i musiałem na msc. odtwarzać co i jak oraz dalej podłączać kabelki, by mógł zamykać sufity podwieszane. W drodze w takiej starej cukierni kupiliśmy lody na gałki. Ale zajebiste. Że też jeszcze takie potrafią robić, a inna sprawa, że ta cukiernia trwa tam z 20 lat pewnie dlatego, że utrzymują wysoki poziom i nie ulegają chemizacji towarów.
Zaś ten czas goni, to niestety muszę się zwijać. To do zaś, narka.
wtorek, 5 marca 2019
Wtorek #1504
Szczury.
Szczyru są rewelacyjne. Po okresie wzmożonego rozrodu proces udało się zahamować i obecnie żadna szczurzyca nie jest w ciąży, ani nie ma młodych. Widzę po samiczkach, że one by bardzo chciały mieć młode, spełniać się, wychowywać je, norować żarcie, mieć dla kogo żyć, później się z nimi bawić. No niestety moje potrzeby z ichniejszymi trochę się rozjeżdżają, ale trudno i tak mają takie zajebiste warunki bytowania, żarcie itp. że mało które zwierzątko ma takie warunki.
Samczyk nadal przychodzi na głaskanie. Choć jest już duży, to wchodzi na dłoń, na której już się nie mieści, ale kładzie się, odbiera ciepło, ja go głaszczę, a on robi wrażenie jakby zasypiał. Takiego mięśniaka, 18 latka, też bym mógł tak zagłaskać, ale z odbiorem energii cieplnej było odwrotnie. Szczurzyce dwie oswojone też jak widzę potrzebują kontaktu ze mną. Wychodzą z norek i jak jestem z nimi, położę się na podłodze, to chodzą po mnie pod spodniami, pod koszulka i są szczęśliwe.
Oczywiście jak żrę, to one słysząc mlaskanie w ciągu minuty znajdują się przy. I to nie, że są jakieś wygłodzone, ale podobnie jak Ratatuju delektują się smakami. Czasem coś uprowadzą z biurka, z kanapki, a refleks mają b. dobry. Od tego delektowania się żarciem, to brzuchy mają jakby były w ciąży i to przez jakiś czas sprawiało, iż nie wiedziałem - są w ciąży, czy nie są.
Na TTV odkryłem ostatnio program coś tam z kasą, w sensie jak zaoszczędzić czy przyoszczędzić. Było tam też ile razy można zalać woreczek z herbatą. Ponieważ dużo poję herbaty to po pierwsze. Już dawno zrezygnowałem z woreczków, bowiem są one robione nadmiarowo i faktycznie z niektórych, tych markowych nawet litra idzie zrobić. Im dalej w dół, z jakością tym na mniej starczają. Ponieważ w produkcji woreczki są droższe to już od dawna kupuję wyłącznie herbatę sypaną. Ta sama waga herbaty jako sypanej jest tańsza niż woreczkowana. Dzięki używaniu sypanej wsypuję, czy używam, dokładnie tyle ile potrzeba do zaparzenia dobrej, bo po co pić jakieś gówno, herbaty. No ale jak ktoś nie ogarnia tak podstawowych spraw, to następnie takie brednie opowiada w TV. Ani to oszczędzanie kasy, ani przyjemność picia. Oczywiście może być tak jak jest u żony od 972, że ona albo oszczędza, albo ma zjebany gust kulinarny i nawet herbata tam jest ohydna, co tu też kilka razy pisałem. Być może u tej kobiety z TV jest podobnie i smak dobrej herbaty jest jej nieznany lub słabo go rozróżnia. Inne sposoby są częściowo znane, częściowo u mnie inaczej stosowane.
Zasadniczy cywilizacja kapitalistyczna produkuje w nadmiarze, w dużym nadmiarze. Ostatnio od 230 dostaliśmy szynkę wieprzową, ultra wolno gotowaną, dwa dni po terminie. Dziś, ponieważ wczoraj nie było obiegu z cysternami, ją otworzyłem i wyjebka. Taka dobra, że szok. Chuda, mięso kruche, smaczne, nic tłustego, co zawsze wybieram z padlin. I 230 tego miał 20 kg. do wywalenia. Trochę żałuję, że nie wziąłem więcej, ale i tak obiegu z cysternami. No trudno.
Dobra, bo zajęcia czekają, to lecę. Narka.
Szczyru są rewelacyjne. Po okresie wzmożonego rozrodu proces udało się zahamować i obecnie żadna szczurzyca nie jest w ciąży, ani nie ma młodych. Widzę po samiczkach, że one by bardzo chciały mieć młode, spełniać się, wychowywać je, norować żarcie, mieć dla kogo żyć, później się z nimi bawić. No niestety moje potrzeby z ichniejszymi trochę się rozjeżdżają, ale trudno i tak mają takie zajebiste warunki bytowania, żarcie itp. że mało które zwierzątko ma takie warunki.
Samczyk nadal przychodzi na głaskanie. Choć jest już duży, to wchodzi na dłoń, na której już się nie mieści, ale kładzie się, odbiera ciepło, ja go głaszczę, a on robi wrażenie jakby zasypiał. Takiego mięśniaka, 18 latka, też bym mógł tak zagłaskać, ale z odbiorem energii cieplnej było odwrotnie. Szczurzyce dwie oswojone też jak widzę potrzebują kontaktu ze mną. Wychodzą z norek i jak jestem z nimi, położę się na podłodze, to chodzą po mnie pod spodniami, pod koszulka i są szczęśliwe.
Oczywiście jak żrę, to one słysząc mlaskanie w ciągu minuty znajdują się przy. I to nie, że są jakieś wygłodzone, ale podobnie jak Ratatuju delektują się smakami. Czasem coś uprowadzą z biurka, z kanapki, a refleks mają b. dobry. Od tego delektowania się żarciem, to brzuchy mają jakby były w ciąży i to przez jakiś czas sprawiało, iż nie wiedziałem - są w ciąży, czy nie są.
Na TTV odkryłem ostatnio program coś tam z kasą, w sensie jak zaoszczędzić czy przyoszczędzić. Było tam też ile razy można zalać woreczek z herbatą. Ponieważ dużo poję herbaty to po pierwsze. Już dawno zrezygnowałem z woreczków, bowiem są one robione nadmiarowo i faktycznie z niektórych, tych markowych nawet litra idzie zrobić. Im dalej w dół, z jakością tym na mniej starczają. Ponieważ w produkcji woreczki są droższe to już od dawna kupuję wyłącznie herbatę sypaną. Ta sama waga herbaty jako sypanej jest tańsza niż woreczkowana. Dzięki używaniu sypanej wsypuję, czy używam, dokładnie tyle ile potrzeba do zaparzenia dobrej, bo po co pić jakieś gówno, herbaty. No ale jak ktoś nie ogarnia tak podstawowych spraw, to następnie takie brednie opowiada w TV. Ani to oszczędzanie kasy, ani przyjemność picia. Oczywiście może być tak jak jest u żony od 972, że ona albo oszczędza, albo ma zjebany gust kulinarny i nawet herbata tam jest ohydna, co tu też kilka razy pisałem. Być może u tej kobiety z TV jest podobnie i smak dobrej herbaty jest jej nieznany lub słabo go rozróżnia. Inne sposoby są częściowo znane, częściowo u mnie inaczej stosowane.
Zasadniczy cywilizacja kapitalistyczna produkuje w nadmiarze, w dużym nadmiarze. Ostatnio od 230 dostaliśmy szynkę wieprzową, ultra wolno gotowaną, dwa dni po terminie. Dziś, ponieważ wczoraj nie było obiegu z cysternami, ją otworzyłem i wyjebka. Taka dobra, że szok. Chuda, mięso kruche, smaczne, nic tłustego, co zawsze wybieram z padlin. I 230 tego miał 20 kg. do wywalenia. Trochę żałuję, że nie wziąłem więcej, ale i tak obiegu z cysternami. No trudno.
Dobra, bo zajęcia czekają, to lecę. Narka.
poniedziałek, 4 marca 2019
Poniedziałek #1503
Nadrabiamy czasem zaległości w oglądaniu filmów branżowych i ostatnio na tacę poleciał "4th Man Out". Zastanawiam się czemu reżyserzy biorą się za tematykę, której nie rozumieją? Wychodzą następnie produkcje, które są trochę kiczowate. W filmie nic mnie nie porwało. Toczy się i ogląda się, choć tu udało się go dobrze skręcić. Gra aktorska też bez większych wpadek. Praca kamery bez zarzutu, natomiast scenariusz nie porywa. Brakuje tego wow. Choć są sceny, w których można by bardziej zbudować efekt wzruszenia, to tego nie osiągnięto. Zakończenie też takie sobie, trochę jakby nie wiedzieli jak zakończyć. Ogólnie średni film, ale i tak wypadł lepiej niż Środek ziemi", gdzie postarano się z jego spierdoleniem.
Za tu zupełnie innym filmem jest "Piękny drań". Od początku patrzy się na niego inaczej. Jest bardzo dobrze skręcony, zmontowany, z dobrym scenariuszem. To rzadkie atuty w tego typu filmach. Scenariusz w więcej jak połowie filmu zaczyna sytuację robić zagmatwaną, wielopłaszczyznową, a dawno takiego filmu, branżowego, nie widziałem. Nie ma w nim nagości, przesadnie rozbieranych aktorów, choć to zawsze w tego tupu filmach dodaje smaczku. Film broni się świetnie bez tego. Tu nie trzeba było jak w Longhorns porozbierać aktorów, jakby byli w castingu do porniola. Wzajemne relacje między aktorami, wieloma aktorami, są tu dobrze pokazane. To oddziaływanie otoczenia na poszczególne jednostki, wpływ na ich zachowanie i ich reakcję na te działania. Do tego, co też jest rzadko spotykane w takich filmach, muzyka współgra z filmem. W niektórych scenach, to ona daje znać, że "wiedz..., że coś się dzieje..., jak mówił o. Natanek, a przynajmniej za chwile stanie. "End" w filmie typowo amerykański, ale również i jemu trudno coś zarzucić. Przynajmniej tu nie spierdolili tego "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie". Reżyser postarał się, by całość wyszła b. dobrze i udało mu się to.
I jeszcze jedna rzecz mi się nasunęła. Główny bohater jest w szkole prześladowany za swoje innostwo. No ok, ale czemu qrwa reżyser zrobił mu do tego pomarańczowe włosy, tego nie rozumiem, bo większość normalnych nastolatków, którzy byli by prześladowani w takich by nie łaziła, by jeszcze bardziej się wyróżniać, by jeszcze bardziej być obiektem nietolerancji.
Odnośnie filmu, reasumując - polecam.
No i to dziś tyle, bo zajęcia czekają, bo jeden ciepły dzień, to na zaległości trza wykorzystać. Narka.
Za tu zupełnie innym filmem jest "Piękny drań". Od początku patrzy się na niego inaczej. Jest bardzo dobrze skręcony, zmontowany, z dobrym scenariuszem. To rzadkie atuty w tego typu filmach. Scenariusz w więcej jak połowie filmu zaczyna sytuację robić zagmatwaną, wielopłaszczyznową, a dawno takiego filmu, branżowego, nie widziałem. Nie ma w nim nagości, przesadnie rozbieranych aktorów, choć to zawsze w tego tupu filmach dodaje smaczku. Film broni się świetnie bez tego. Tu nie trzeba było jak w Longhorns porozbierać aktorów, jakby byli w castingu do porniola. Wzajemne relacje między aktorami, wieloma aktorami, są tu dobrze pokazane. To oddziaływanie otoczenia na poszczególne jednostki, wpływ na ich zachowanie i ich reakcję na te działania. Do tego, co też jest rzadko spotykane w takich filmach, muzyka współgra z filmem. W niektórych scenach, to ona daje znać, że "wiedz..., że coś się dzieje..., jak mówił o. Natanek, a przynajmniej za chwile stanie. "End" w filmie typowo amerykański, ale również i jemu trudno coś zarzucić. Przynajmniej tu nie spierdolili tego "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie". Reżyser postarał się, by całość wyszła b. dobrze i udało mu się to.
I jeszcze jedna rzecz mi się nasunęła. Główny bohater jest w szkole prześladowany za swoje innostwo. No ok, ale czemu qrwa reżyser zrobił mu do tego pomarańczowe włosy, tego nie rozumiem, bo większość normalnych nastolatków, którzy byli by prześladowani w takich by nie łaziła, by jeszcze bardziej się wyróżniać, by jeszcze bardziej być obiektem nietolerancji.
Odnośnie filmu, reasumując - polecam.
No i to dziś tyle, bo zajęcia czekają, bo jeden ciepły dzień, to na zaległości trza wykorzystać. Narka.
niedziela, 3 marca 2019
Niedziela #1502
Był dziś, bo to już po północy 172. Ja pierdole, jaki rozpierdol z nim i jego mięśniami, tym wyglądem, tymi żyłami na wierzchu itd. Jak mu przywalałem na brzuch, to jak się spinał, w sensie ten brzuch, klata, ręce które miał za plecami, to po prostu omdlenie prawie natychmiastowe. Byłem po spożyciu, więc jak zwykle lekka blokada. On zauważył, że ja po spożyciu i już powiedział na wstępie, że z jego mózgiem wszystko ok. w sensie, że on się nie blokuje. Tak se pomyślałem - z moim w zasadzie też, w pozostałych dziedzinach jest jak najbardziej ok, może w tej trochę po alko się blokuje, dlatego lepiej jakby on też był po alko, bo wtedy bardziej bym się rozluźnił i miał świadomość, że on więcej przyjmuje. Tak, ja po, on nie i mózg to trawi i rozmyśla - już za daleko czy jeszcze nie? Choć oczywiście wiem, bo mi to mówi, że jak coś będzie nie tak, to mi powie, ale czasem wydaje mi się, że nie jest tak jak powinno być, a on nie mówi. Ale to może tylko mnie się tak wydaje. Wszak mięśniaki mnie już wielokrotnie zaskakiwały.
Nie wyspałem się, bowiem o 10:30 ktoś stanął po wjazdowym. Okazało się - 172. Z jednej strony się ucieszyłem, z drugiej nie, bo zaś niedospany i dzień będzie z dupy. Przyszedł, bowiem jego obecna laska pojechała do swojego ukochanego na widzenie, to ma więcej czasu i, jak powiedział, możemy to dłużej robić. Na mnie takie słowa działają jak płachta na byka. Oczywiście - w to mi graj. Po wstępnych procedurach uruchomieniowych, już przygotowałem stanowisko, a tu pod wjazdowym stanął 834. No myślałem, że mnie rozdupi po ścianach. Postanowiłem nie wpuszczać go na tor stacyjny. Po czasie, ponieważ 834 nadal stał pod wjazdowym, przeniosłem się ruchem manewrowym ze 172 na grupę C. Tam, mimo, że jakby 172 zezwolił na dłuższą zabawę, ona tak średnio nastąpiła, bo 834 stał pod wjazdowym. Qrwa, zaś okazja przeleciała, a już miałem zamysł pomęczyć jego mięśnie dłużej. Mimo tego i tak w innym miejscu niż zwykle, inaczej go przywiązałem, tym razem sznurkiem za oparciem łóżka, tak by ręce miał w łokciach pod kątem 90 stopni. Takie ułożenie rąk powoduje, że biceps jest dobrze widoczny i uwydatniony. Można go dobrze chwycić, można go przygnieść kolanami. 975 też tak robiłem, bo również miał zajebiste bicepsy, a jeszcze jak użyłem wody i mydła to już w ogóle był odlot. Znowu spowodowałem, że 172 się naprężał na klacie, brzuchu, po krótkiej chwili doskonale były widoczne żyły na rękach, bicepsach, klacie, brzuchu, a także obok kutasa, te schodzące na uda. Jakby nie 834 pod wjazdowym, to bym dał czadu, tym bardziej, że było zezwolenie. A tu, qrwa, chuj. Tzn. jego też był naprężony, ale nie o to chodzi.
Już po opracowaliśmy historyjkę zastępczą by wyglądało jakby nic się nie stało. 172 ubrał słuchawki przy kompie, że niby nic nie słyszał, a ja jako wymówkę miałem odchudzanie i dlatego nie otwierałem. Krótko po mistyfikacji 834 przypomniał się sygnałem dźwiękowym, iż nadal tkwi pod wjazdowym. Fakt, to jego stałe godziny w nd. więc w pewnym sensie spodziewałem się go na stacji. Na szczęście po sygnale dźwiękowym byłem już przygotowany do wpuszczenia go i tak się stało, a więc jeszcze jedno usprawiedliwiło, że w miarę szybko tym razem został wpuszczony, więc podejrzenia jeszcze bardziej uległy oddaleniu.
No bo nie napisałem. 172 nie było w czwartek na nocce, bo się przeziębił, miał gorączkę, a wczoraj wziął na przeziębienie ode mnie leki.
Ok, trza coś zrobić, choć czuje niedosyt, bo mogło być dłużej, przyjemniej, a nie po raz kolejny jakby w biegu, jakby na szybko, jakby do dupy.
Narka.
Nie wyspałem się, bowiem o 10:30 ktoś stanął po wjazdowym. Okazało się - 172. Z jednej strony się ucieszyłem, z drugiej nie, bo zaś niedospany i dzień będzie z dupy. Przyszedł, bowiem jego obecna laska pojechała do swojego ukochanego na widzenie, to ma więcej czasu i, jak powiedział, możemy to dłużej robić. Na mnie takie słowa działają jak płachta na byka. Oczywiście - w to mi graj. Po wstępnych procedurach uruchomieniowych, już przygotowałem stanowisko, a tu pod wjazdowym stanął 834. No myślałem, że mnie rozdupi po ścianach. Postanowiłem nie wpuszczać go na tor stacyjny. Po czasie, ponieważ 834 nadal stał pod wjazdowym, przeniosłem się ruchem manewrowym ze 172 na grupę C. Tam, mimo, że jakby 172 zezwolił na dłuższą zabawę, ona tak średnio nastąpiła, bo 834 stał pod wjazdowym. Qrwa, zaś okazja przeleciała, a już miałem zamysł pomęczyć jego mięśnie dłużej. Mimo tego i tak w innym miejscu niż zwykle, inaczej go przywiązałem, tym razem sznurkiem za oparciem łóżka, tak by ręce miał w łokciach pod kątem 90 stopni. Takie ułożenie rąk powoduje, że biceps jest dobrze widoczny i uwydatniony. Można go dobrze chwycić, można go przygnieść kolanami. 975 też tak robiłem, bo również miał zajebiste bicepsy, a jeszcze jak użyłem wody i mydła to już w ogóle był odlot. Znowu spowodowałem, że 172 się naprężał na klacie, brzuchu, po krótkiej chwili doskonale były widoczne żyły na rękach, bicepsach, klacie, brzuchu, a także obok kutasa, te schodzące na uda. Jakby nie 834 pod wjazdowym, to bym dał czadu, tym bardziej, że było zezwolenie. A tu, qrwa, chuj. Tzn. jego też był naprężony, ale nie o to chodzi.
Już po opracowaliśmy historyjkę zastępczą by wyglądało jakby nic się nie stało. 172 ubrał słuchawki przy kompie, że niby nic nie słyszał, a ja jako wymówkę miałem odchudzanie i dlatego nie otwierałem. Krótko po mistyfikacji 834 przypomniał się sygnałem dźwiękowym, iż nadal tkwi pod wjazdowym. Fakt, to jego stałe godziny w nd. więc w pewnym sensie spodziewałem się go na stacji. Na szczęście po sygnale dźwiękowym byłem już przygotowany do wpuszczenia go i tak się stało, a więc jeszcze jedno usprawiedliwiło, że w miarę szybko tym razem został wpuszczony, więc podejrzenia jeszcze bardziej uległy oddaleniu.
No bo nie napisałem. 172 nie było w czwartek na nocce, bo się przeziębił, miał gorączkę, a wczoraj wziął na przeziębienie ode mnie leki.
Ok, trza coś zrobić, choć czuje niedosyt, bo mogło być dłużej, przyjemniej, a nie po raz kolejny jakby w biegu, jakby na szybko, jakby do dupy.
Narka.
piątek, 1 marca 2019
Piątek #1501
Pisałem w poprzedniej notce o b. dobrym filmie ruskim "Dureń". Wczoraj byłem popołudniu na kameralnym spotkaniu byłego już prezydenta (pominiemy tu nazwiska i wrażliwe dane) m-ta, do listopada ub. roku piastował dwie kadencje. Pomijam już fakt ilu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć na takich spotkaniach. Otóż obecny prez wstrzymał w mieście inwestycje m.im. budowę centrum przesiadkowego. Teraz jest taka moda na budowę centrów przesiadkowych, choć z komunikacji korzysta co raz mniej ludzi, bo przesiadają się do aut, a ponadto jest nas co raz mniej, a demografii nie da się oszukać. Otóż jak wypłynął temat tego centrum przesiadkowego, spytałem się czy ktoś był tam po 18:00 i w późniejszych godzinach. Zrobiono trochę dziwne oczy, ale nikt tam nie bywa, więc niczego nie zarejestrowali. Powiedziałem, że jest tam generalnie pusto, to dla kogo ta budowa ma być? Od razu zostałem zagadany, że przecież kasa jest do wydania i to się liczy, a nie czy ktoś tam jest czy nie. Ogólnie m-to miało by dać wkład własny w wys. 4 bańki, a 25 baniek było by z finansowania zewnętrznego. Jak mnie tak zagadywali, to poczułem się jak główny bohater z tego filmu Dureń. Na jakiego durnia wyszedłem, bo przecież w tym rządzeniu nie chodzi o dobro ludzi, tylko o kasę. To, że następnie taką budowlę trza utrzymać, że ona generuje stałe koszty dla biednego miasta, to już mniejsza. Po nas choćby potop.
Dlatego nie chodzę na te jebane wybory, które zasadniczo są farsą demokracji. Przy okazji dowiedziałem się, czemu wymienił się (były już) prez. Mysłowic Pomogła nowemu Warszawa, bowiem sfinansowano mu kampanię za ok. bańkę, po czym jak już stał się prez. to podpisał zgodę na budowę kopalni upadowej niedaleko starego m-ta, na co poprzedni się nie zgadzał dla dobra starego m-ta w centrum. Można, można.
Teraz wrócę do tego co też wczoraj, czyli pierdolenia o potrzebie rozrodu społeczeństwa zachęcając je idiotycznym 500+, bo to będzie straszne, jak nas będzie ubywać. Pisałem, że dla samych ludzi pracy, to w ogóle nie jest straszne. Oto dowód. Znalazłem gazetę metro z 20-11-2013, środa. W sumie nie taki odległy czas. W niej na stronie 4 jest artykuł:
Anna Malinowska (redaktorka gazety wyborczej, przypis przepisującego) sprzątała przez kilka godz. (3h, przypis przepisującego) w katowickim praktikerze. Zarobiła 15zł. Starczy na chleb 4zł, kilogram pomidorów 5zł i 20 dkg. wędliny 6zł. Kasy jej nie wypłacili, bo po 2 dniach się zwolniła, a kierownik powiedział: "dwa dni tu była i pieniędzy chce?!"
Obok tego art. w kolumnie mały artykuł: "Polska na godziny za grosze." i czytamy. "Około 900 tys. ludzi w PL pracuje na "godzinówkach", czyli umowach zleceniach. Nie chronią ich przepisy o płacy minimalnej, pracują za kwoty uwłaczające godności, często w fatalnych warunkach. W ogłoszeniach prasowych znaleźliśmy szokujące oferty: dla ochroniarza za 2,40zł/h brutto, dla roznosiciela ulotek 3zł/h brutto. Czekamy na wasze opinie i wspomnienia o pracy na "godzinówkę". metro@agora.pl"
No i teraz wracamy do sedna sprawy. To komu potrzebni są nowi rodzący się masowo niewolnicy?
Miał być 172 na nockę. Dzwoniłem wieczorem 2x ale nie odebrał. Na razie nie znam jeszcze sytuacji co się stało, więc nie jestem w stanie napisać.
Dlatego nie chodzę na te jebane wybory, które zasadniczo są farsą demokracji. Przy okazji dowiedziałem się, czemu wymienił się (były już) prez. Mysłowic Pomogła nowemu Warszawa, bowiem sfinansowano mu kampanię za ok. bańkę, po czym jak już stał się prez. to podpisał zgodę na budowę kopalni upadowej niedaleko starego m-ta, na co poprzedni się nie zgadzał dla dobra starego m-ta w centrum. Można, można.
Teraz wrócę do tego co też wczoraj, czyli pierdolenia o potrzebie rozrodu społeczeństwa zachęcając je idiotycznym 500+, bo to będzie straszne, jak nas będzie ubywać. Pisałem, że dla samych ludzi pracy, to w ogóle nie jest straszne. Oto dowód. Znalazłem gazetę metro z 20-11-2013, środa. W sumie nie taki odległy czas. W niej na stronie 4 jest artykuł:
Anna Malinowska (redaktorka gazety wyborczej, przypis przepisującego) sprzątała przez kilka godz. (3h, przypis przepisującego) w katowickim praktikerze. Zarobiła 15zł. Starczy na chleb 4zł, kilogram pomidorów 5zł i 20 dkg. wędliny 6zł. Kasy jej nie wypłacili, bo po 2 dniach się zwolniła, a kierownik powiedział: "dwa dni tu była i pieniędzy chce?!"
Obok tego art. w kolumnie mały artykuł: "Polska na godziny za grosze." i czytamy. "Około 900 tys. ludzi w PL pracuje na "godzinówkach", czyli umowach zleceniach. Nie chronią ich przepisy o płacy minimalnej, pracują za kwoty uwłaczające godności, często w fatalnych warunkach. W ogłoszeniach prasowych znaleźliśmy szokujące oferty: dla ochroniarza za 2,40zł/h brutto, dla roznosiciela ulotek 3zł/h brutto. Czekamy na wasze opinie i wspomnienia o pracy na "godzinówkę". metro@agora.pl"
No i teraz wracamy do sedna sprawy. To komu potrzebni są nowi rodzący się masowo niewolnicy?
Miał być 172 na nockę. Dzwoniłem wieczorem 2x ale nie odebrał. Na razie nie znam jeszcze sytuacji co się stało, więc nie jestem w stanie napisać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)