Ponieważ pisanie o szczurach, to ostatnio drażliwy temat, to tym razem będzie o tramwajach. W starych 105Na, to takie kanciate produkowane w Konstalu w Chorzowie
ogrzewanie było realizowane przez grzejniki (ja je nazywam bagnetowe, czyli spirala w specjalnym piasku włożona do metalowej rurki wypełniona ceramicznymi rurkami w środku) umieszczone pod siedzeniami przy ścianie pojazdu. Grzejniki takie rzadko się zużywają, są ciche, mocno się nagrzewają i są skuteczne. Ogrzewanie w takich wagonach było 3-stopniowe realizowane przez włączanie trzech grup grzejników po 3 pod oknami. Łącznie było 9 grzejników podwójnych pod oknami (na zdj. poniżej są dwa elementy grzewcze. W połowie grzejnika jest uchwyt łączący je). Inaczej pod 9-cioma oknami były grzejniki.
Czyli nie regulowało się mocą grzejników, tylko ilością pracujących w wozie. W wagonach tych po remoncie montuje się obecnie (znowu taka moda) ogrzewanie nawiewowe. Również jest regulowane, ale w inny sposób, w mocy grzania przez dmuchawę. Początkowo, oszczędnościowo montowano 3 nagrzewnice w wozie. Z czasem okazało się, że oszczędnościowo zamontowano ich za mało (znowu komuś w komputerze wyszło dobrze, w życiu już nie), to też w następnych wozach montowano już 5. Niestety takie ogrzewanie ma więcej wad jakby się wydawało. To, że modne to chyba za mało, by je tak masowo montować. Otóż, pierwszą poważną wadą jest brudzenie się dmuchawy wewnątrz. Takie urządzenia, zarówno w autobusach, jak i tramwajach brudzą się w środku, co zmniejsza ich skuteczność i to znacznie. Realia są takie, że nikt tego tam nie czyści i nie demontuje do konserwacji, chyba że zdechnie zupełnie to wtedy ktoś tam wsadzi łapy. Kolejną sprawą jest, jak to u większości dmuchaw, głośna ich praca, szczególnie własnie jak się zabrudza w środku. Czasami jak jadę w tram to one praktycznie wyją. Kolejną wadą jest możliwość przepalania się urządzeń grzewczych w środku, jakiś spiral czy lamel, które w wyniku słabego przepływu powietrza (zabrudzenie dmuchawy) nie są w stanie się schłodzić. Efekt jest taki, że po iluś latach dmuchawa taka niby działa, bo wentylator pracuje (przedmuchuje nagrzewnicę), ale efekt grzania jest znikomy, czyli w tram jest zimno. Nawet 825 jak z nim wczoraj rozmawiałem powiedział:
- skoro wentylator pracuje, tzn. że urządzenie działa.
No w sumie tak, bo pracuje wentylator, a to że nie grzeje to już mniejsza...
A stare grzejniki bagnetowe grzały przez 20 lat i więcej i nic się generalnie z nimi nie robiło. Nikt też nie musiał łap do nich wsadzać, chyba że się przepalił, ale to były rzadkie przypadki. Po za tym usterkę przepalenia można było łatwo stwierdzić. W dmuchawach, jeżeli nie padnie wentylator, a np. przepali się część urządzeń grzewczych, to większość uznaje taką nagrzewnicę za sprawną - no przecież dmucha (825 wyżej). Może na korzyść nowych jest właśnie konserwacja książkowa, bowiem taką nagrzewnicę dmuchającą jest teoretycznie łatwiej, a przez to i taniej konserwować (się rozpędziłem) tzn. wymienić.
Co do poboru prądu przez owe urządzenia, by porównać zużycie, to przekopałem internet i nie znalazłem danych. Ma je dostarczyć 825 po rozmowie na wozowni z elektrykami.
Czemu w ogóle to napisałem? Otóż ostatnio z kopalni wracałem starym wagonem właśnie z takimi starymi grzejnikami. Nie dość, że ciepło w wozie to jeszcze cicho! To jest dopiero osiągnięcie lat 70-ych.
Z innych spraw. Ponownie po sylwestrze zgubił się 174. 979 przez to łazi naładowany, ale przez stację tylko przechodzi, to też tego ujadania mało słyszę. Po raz kolejny podnosi sprawę wysłania jego larwy do domu dziecka lub do dziadków, jako rodziny zastępczej.
W sumie to już 3-ci raz jak 174 się gubi i nie porozumiewa się z rodziną (do dziś włącznie). Kij z tym, jakby nie miał larwy, ale no właśnie, co z nią zrobić?
Kończę, bo czyszczenie po szczurach na dziś zaplanowane, a później chwytanie następnego/ych, choć nie wiem czy to coś pomoże, bo chyba graniczna linia została już przekroczona.
Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz