poniedziałek, 29 stycznia 2018

Poniedziałek #1311

  Zima tego roku jest zajebista. Już pomijam to, że śniegu jak na lekarstwo, to jeszcze dziś słonecznie i 8C na termometrze. Czuje się jakby wiosnę w powietrzu, choć to jeszcze nie czas na nią.
  Szczury się mają za dobrze. Oprócz tego, że w ub. tyg. dwa zostały zaniesione do węża, to reszta chyba już zaczyna się ponownie rozmnażać. To będzie jakiś dramat. Postanowiłem, że oddzielę samce od samic, tylko nie wiem jakie miejsca pobytu im zrobić. Właściwie i tak opanowały kuchnię i grupę A. Czasu nie zostało wiele, ale z jednej strony na szczęście obiegi z cysternami wstrzymane przez 2 tyg., z drugiej co te szczury będą żarły?
  Wczoraj na kopalni drobne zabezpieczenia, ale co raz mniej już jest, bowiem oprócz mnie chodzą likwidatorzy i sukcesywnie likwidują.
  Otwarli pomieszczenie głównej rozdzielni prądu. Wszedłem do środka i chciałem sprawdzić czy działa oświetlenie. Przełączyłem wyłącznik, zaczęły się zapalać świetlówki i nagle z tyłu rozdzielni za regałami coś zaczęło się smażyć. Zrobiło się pomarańczowo w pomieszczeniu. 2 sek za nim zatrybiłem, że należy wyłączyć prąd oświetlenia. Oczywiście bezpiecznik nie wybił  bo listwy przenoszące prąd to po 20, jak nie więcej cm. miały, to bezpieczniki chyba na 1000A jak nie więcej. Wszedłem do środka jakieś 3 m (pomieszczenie długie na 30 m), ale się wycofałem, bo pomyślałem, jeżeli na tych listwach po 20cm jest prąd, to jeszcze przeskoczy i mnie tu oświeci i się zesmażę jak to coś tam z tyłu. Swoją drogą, fajnie elektrycy tam robią, że nie zostawili tego w stanie bezpiecznym.
  Z wozu Drzymały wymontowałem ostatnie już gniazdko i jedną oprawę oświetleniową na świetlówki 20W, jeszcze jedna została. Docelowo do zamontowania na nastawni, ale jak to będzie się okaże. Jutro jadę do UM, bo pismo do nas spłodzili i co z tego wyjdzie nie wiem.
  Im więcej czasu upływa, tym mniej jestem przekonany do tego na co się porwałem. Tzn. jak jestem na terenach kolejowych, na nastawni, to pełny relaks jakiego bym gdzieś indziej nie miał. Pomijam już skoki adrenaliny, jak w głównej rozdzielni i innych pomieszczeniach, do których wchodziłem i prawie za każdym razem jak łażę po sortowni coś się przydarzy, ale to jest to, czego nawet dom strachów w Katowicach nie ma w sobie, a tu wszystko za darmo (ewentualne zesmażenie się też). Nadto przebywanie na terenach kolejowych, szkoda tyko, że to wszystko w zimie, której tak nie lubię. Jakbym zachorował, to by mnie musieli z łóżkiem i kroplówką na jakąś nastawnię dać, to proces zdrowienia wypadł by zdecydowanie szybciej. Ale problemem jest nadal brak ludzi. Tzn. nie ogłaszam się na razie, ale widzę, że czasy się zmieniają i rozrywką dla wielu młodych ludzi jest elektronika, w którą ślepią przez większość dnia. Zrobienie czegoś w terenie to już jakiś cud.
  Na nastawni się osusza, na tyle na ile się da, jak jestem, to się ogrzewa, zresztą zima łagodna jest. Z grzejników co było do podłączenia jest zrobione, został jeszcze jeden, ale zobaczę jak wyjdzie. I tak pobór 11kW jest duży i na dłuższy czas wystarczający. Niestety tylko na parę godz. jak jestem włączam, tak by już dawno tam było ciepło.
  Tyle, bo dziś dzień porządkowy, po dwu dniach na kopalni, więc zabieram się za dalsze prace.

niedziela, 28 stycznia 2018

Niedziela #1310

  Ktoś się kiedyś zastanawiał, czemu w eska.tv polskie nagrania lecą (są emitowane) w porze najmniejszej oglądalności, czyli od północy do 06:00 rano?
  Odpowiedź jest prosta. Ponieważ organ koncesyjny wziął do łapy. Potężna koperta poszła, aby koncesja została wydana w formie dotychczasowej. Nie, by wydano ją np. w cyklach 6, 8, 12h., ale 24h, dzięki czemu można Polskie badziewia (dla nich) pchnąć właśnie w tych godz., a nasze rodzime (w sensie zagraniczne) w ciągu dnia i promować je i odprowadzać tantiemy. Koncesja zapewnia 1/4 nagrań krajowych w dobie, no to oni sobie wybrali tą część doby, gdy zdecydowana większość ludzi śpi. I tak, mamy co noc, Polską noc w eska.tv, bo po tej kopercie mają wyjebane na nasze nagrania, na naszych wykonawców i Ci co przyjęli kopertę też. A kasa płynie niekoniecznie tam, gdzie powinna.
  W sąsiednim mieście zabrali się za wymianę torowiska.
  Komunikacyjny Związek Komunalny GOP informuje, że w związku z modernizacją infrastruktury tramwajowej w ciągu ul. Bytomskiej w Świętochłowicach, od godz. 03:00 dnia 27 stycznia (sobota) do godz. 04:00 dnia 29 stycznia (poniedziałek) zostaną wprowadzone zmiany w funkcjonowaniu komunikacji tramwajowej.
  Ta modernizacja - wymiana miała ruszyć już 21 stycznia, ale (UWAGA) wykonawca przesunął termin prac o tydzień, bowiem 21 stycznia spadł śnieg. No poprostu rewelka. W styczniu spadł śnieg i jest to zaskoczeniem dla wykonawcy, bo przecież to niesamowite, by w styczniu padał śnieg. 
  Zaprzyjaźnione wiewiórki niosą wieść, że nie udało mu się zgromadzić maszyn budowlanych do rozpoczęcia prac, ale KZK przyjął tą wersję, bo co miał zrobić...
  Czy my jeszcze żyjemy w normalnym kraju, czy to już wykracza po za normalność, włączając w to uśmiechy nr 5?
  No to jeszcze jedna sprawa z tych "normalnych". Na Węgrzech, dzięki tamtejszemu rządowi (mniej przekupnemu) obniża się ceny energii, w tym elektrycznej. "Komisja europejska oprotestowała niektóre techniczne aspekty obniżek cen, choć nie same decyzje, oczywiście pod hasłem „ochrony konsumentów”, tak jakby coś innego mogło ich chronić lepiej niż niskie ceny."
http://nowadebata.pl/2017/12/13/wegierskie-akrobacje-energetyczne/
W marcu (2015 przp. autora) przyjechał ważny urzędnik i postraszył, że Węgry będą płacić 15 tysięcy euro dziennie, jeśli nie wprowadzą żądań Brukseli. Zakładano, że niskie ceny dla wszystkich są wbrew unijnym zasadom. (ciekawe te zasady.przyp. własny, pogrubienie też) Te tymczasem faworyzują interesy koncernów energetycznych i ułatwiają przejmowanie przez nie rynków takich krajów jak Węgry czy Polska.
  Szkoda, że nasz rząd nie jest taki dobry w negocjacjach....
  Wczoraj pozwoziłem gadżety z kopalni, taki przydatne na st. mac., kolejowe i inne. Nie wiem co z tego wyjdzie, a jak to ma iść do pieca hutniczego, to może się uratuje i może (to dobrze napisane) wykorzystam to kiedyś. Pogoda sprzyjała, bowiem mgła dość mocna. Widoczność ok. 50m, Na zdjęciu poniżej widać, ale wczoraj tej drugiej latarni już nie było widać.

Dlatego bez problemu przepakowywałem z drezyny, stojącej w tym samym miejscu do auta, tym bardziej, że już wiem, który to bezpiecznik od latarni na przeciw nastawni i parkingu, bo go wyłączyłem i dopiero jak już przepakowałem, to włączyłem jak się zupełnie ciemno zrobiło. 
   Rewelacyjnie się czuję na nastawni. Cisza, spokój, nastawnia cała do mojej dyspozycji z urządzeniami włącznie. Po podłączeniu następnych grzejników i uszczelnieniu jej robi się już w miarę ciepło, jak je włączę. Wychodząc zostawiam tylko jeden, by w czasie mrozów i nie tylko była wyższa temp., po za tym by się trochę osuszało. Oczywiście wszystkie styki w grzejniku zostały oczyszczone, co bym spał spokojnie, że tam nic się nie stanie. 
  Dobra, bo na st. mac. wszedł 834, a i tak się muszę zbierać do wyjazdu na nastawnię. To narka.

sobota, 27 stycznia 2018

Sobota #1309

  Poluzowała mi się lub taśma do niej, płytka anteny zewnętrznej w TV. Z tego powodu 1/3 kanałów zniknęła. Pozostały te 2/3 w tym TV trwam. Ponieważ reklamy na innych kanałach to włączyłem ten kanał, by zobaczyć co też tam się wyprawia. A tu film św. Paweł w Galicji. Lektor, przewijający się przez film, to gość w wieku ok. 40-50 lat, który z uśmiechem nr 5 referuje o tym świętym. To referowanie z uśmiechem nr 5 jest tak sztuczne, że aż śmieszne.
  Ciekawe czy mohery w ogóle to rozróżniają?
  Już kiedyś o tym pisałem, że jakbym tak na stacji mac. do maszynistów składów wchodzących na stację zwracał się z takim uśmiechem nr 5, to by mnie wzięli za pierdolniętego. Jak to się dzieje, że w różnych TV występują z takimi uśmiechami nr 5 i odbiera się ich normalnie, a nie jako pierdolniętych? Czy ta sztuczność jest dozwolona tylko w TV, a w życiu codziennym już nie? A jeżeli tak, to czemu na takie coś pozwalamy? Wiem, że człowiek uśmiechnięty dobrze się nam kojarzy, ale bez przesady, żeby był aż z wykrętem ust w sztucznym uśmiechu, bo mnie się dziwnie kojarzy.
  Dziś w nocy byłem kierowcą 979, niby laski i jeszcze koleżanki od niej. Odwóz po koncercie zaprzyjaźnionych zespołów w Zabrzu o 01:30. 979 totalnie zapruty, ledwo na nogach stał i tylko on jeden tak wyglądał, ale reszta to członkowie zespołów, to przecież nie mogli się przewracać.
  Nie wiem jak to jest, ale jak 979 jest po spożyciu, to nie chce być, czy nawet jechać do nibylaski. Zawsze mi to mówi. Zastanawiam się czy coś jest na rzeczy, że w chwilach kiedy mamy (przez %) mowę rozluźnioną, mi to mówi. Ile faktycznie jest w tym związku tego uczucia do bycia ze sobą razem. A jeżeli dużo, to czemu, prawie zawsze jak łyknie więcej, odzywa się ten głos, że jednak - nie.
  Jechaliśmy do niby laski, a skurwomobil ma trochę ajchnięte zawieszenie tylne. 979 siedział z przodu na fotelu, z głową opartą o szybę. Z powodu tego zawieszenia, niekiedy, bo starałem się jak mogłem omijać dziury, auto podskakiwało. W tym czasie 979 bezwładnie walił głową o szybę, względnie plastikowe podszybie. Miałem ochotę mu naciągnąć kaptur na głowę, lub coś podłożyć, bowiem go lubię, to czemu mam biernie się na to patrzeć. Jednak prowadziłem auto, to nie mogłem, bo ręce zajęte, a po za tym nibylaska z tyłu. Znowu się zastanawiałem, czy ona go właściwie kocha? Mnie nie dawało by spokoju, to jego walenie głową o szybę, a ona z oczami w komórce, coś tam przeglądająca miała na to dziwnie wyjebane.
  Czy dziś tak właśnie wyglądają związki? Na czym właściwie są oparte, jeżeli nie na dbałości o partera/kę, które powinno wynikać z głębszego uczucia Naprawdę nic z wewnątrz, z mózgu nie podpowiadało jej by swojemu partnerowi ulżyć w podróży przez tak prostą metodę jak np. założenie kaptura lub zmienienie pozycji fotela, by nie opierał się o szybę, a bardziej położył?
  Dziwne to, ale może to ja nie pasuję do reszty społeczeństwa, a po prostu - "miej wyjebane, a będzie Ci dane".
  Podobnie z ogrzewaniem. Paliły papierosy i otwarły okna po obu stronach. Wiadomo, że będzie zimno, ale nie zamknęły obu po wypaleniu, by po jakimś czasie - włącz ogrzewanie, bo zimno. Już nie chciałem być niegrzeczny i powiedzieć:
- to przecież trzeba by, qrwa, zamknąć okna, by to ogrzewanie coś dało,
ale darowałem sobie. Podobnie jest w tram w zimie. Okna pootwierane, zima i nikomu, albo bardzo małemu % społeczeństwa przyjdzie do głowy, czy mają taki odruch włączony, by je zamknąć. Zaliczam się do tych nielicznych, a reszta ma totalnie na to wyjebane.
  Jak jeździłem w komunikacji miejskiej i były okna otwarte, to wyłączałem ogrzewanie, bo dochodziłem do wniosku, że skoro są otwarte, to im jest ciepło i niepotrzebnie zużywam nagrzewnicę. Czasami się taki motorowy znajdzie i nie mam wtedy pretensji, że w środku jest zimno, skoro te pierdolone gady nie potrafią przesunąć szyby.
  Tyle, bo dzwonił 979, by po niego przyjechać, a jeszcze wyjazd na kopalnię, to narka.

czwartek, 25 stycznia 2018

Czwartek #1308

  Ja to mam czasami szczęście, ale tak po prawdzie, to większość życia na szczęściu przelatuję, przy czym tego nie trwonię, przynajmniej tak mi się wydaje.
  We wtorek 172, jak już zbierałem się w obieg z cysternami powiedział, że coś by zrobił. No spoko, ale ten obieg, to umówiliśmy się, że dam znać jak wrócę. Oczywiście jak wróciłem, to po chwili szlaki już się zajęły skoro stacja otwarta, to powiedziałem mu, że przed spaniem to zrobimy, jak stacja opustoszeje.
  Ponieważ przed spaniem, po obsłudze składów byłem trochę zmęczony, to i trochę więcej 172 pomęczyłem. Klapsy na klatę leciały dość, dość, ale zauważyłem że nawet w seksie jestem perfekcyjny, czy pedantyczny. Otóż, jak leżał, to przywiązałem mu ręce do stołów. Jakoś tak nierówno je miał przywiązane, pod różnymi kątami od tułowia były wygięte. Nie dawało mi to spokoju, w końcu poprawiłem go, tak że już były pod tym samym kątem i jakoś od razu lepiej poszło. Po zejściu z niego, a byłem już po procedurach wyłączeniowych, specjalnie, bo po tym to się zara spać chce, to chciałem to wykorzystać, wyglebiłem do łóżka. Jeszcze nie zdążyłem zasnąć, a tu na głowicy wjazdowej odgłosy jakiegoś składu. 371 kluczy od wajch nie ma (zdał je w pn.), to nie ułoży sobie drogi przebiegu, pozostał 979. Niezależnie od tego, jaki skład wszedł na stację, praktycznie dopiero co zszedłem ze 172. Przecież jakbym tak przy tych klapsach był, to nie słyszałbym ruchu na głowicy wjazdowej, a nie zablokowałem wjazdu na stację, co właściwie zawsze czynię w ciągu dnia jak coś robię. To by dopiero było, jakby widział co się dzieje... Samo wejście 979 na stację zdziwiło mnie, wszak ostatnio tu nie stacjonuje, a tu o północy wejście.
  Miałem dziś jechać na kopalnię, ale zrezygnowałem. Nie z powodu pogody, bo ta dziś jest super. Słonecznie, 5C na placu, więc rewelka. W zasadzie niewiele tam pilnych rzeczy do zrobienia, a za to na st. mac. kolejka do zrobienia w tym sytuacja ze szczurami podbramkowa. Zrobiłem im kwadratowy kanał z tektury i dałem w miejscu, gdzie biegnie ich główny szlak z części zach, na wsch kuchni. Wszystkie tamtędy lezą, jak chcą się przedostać na jej drugą stronę. Oczywiście jak kanał położyłem to nagle ruch został wstrzymany obustronnie. Ani te ze wsch. strony, ani te z zach nie przechodziły przez niego. Mimo, że to kwadrat o boku 18cm, więc duży, ale zapach nie ten. Za jakiś czas już tak, widocznie zwiadowca przetarł szlak, oznaczył i od tej chwili już normalnie biegną przez niego. Idea jest taka, że teraz zrobię drugi takich samych wymiarów, wstawię w msc. pierwszego, a następnie zabuduję w nim klapki, że jak tam wlezie to już nie wylezie. To oczywiście powinno być gotowe już 2, jak nie 3 tyg. temu. Na przykładzie szczurów najlepiej widać zaniedbania w postaci zaniechania.
  Plan, co do ruchów na stacji i jej zapełnienia był fajny. 371 zwolni grupę C, 979 co raz mniej stacjonuje na grupie A, to dychnę trochę. Z tego dychania niewiele zostaje, bowiem zamiennie za 371 stacjonuje w st. 172, tyle że przynajmniej z tego coś jeszcze jest.
  Tyle, bo ta praca czeka, sama się nie zrobi, a nie chcę mieć poczucia kolejnego dnia, z niewielką ilością zrobionych rzeczy. I tak ostatnio wydajność wzrosła bardzo. Sam się dziwię, bo to mimo zimy, w czasie której zawsze jak w letargu, ale mimo tego, nadrabianie zaległości z wiosny ub. roku, kiedy to zasiedziałem się w symku; z jesieni, kiedy to działałem już na kopalni, nadal trwa i jeszcze trochę potrwa.
  To narka.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Poniedziałek #1307

   Jednak mam czasem dobre pomysły i logicznie uzasadnione. Tak było w wypompowywaniem wody w piwnicy nastawni. Przeniesienie pompy do studni szamba, spowodowało, że woda w nastawni przestała się podnosić.
   Ale nim o działaniach na nastawni, sprawy seksualne. Tak, nie ma tego wyłącznika popędu seksualnego, to jakoś musimy sobie dawać radę. Był, właściwie to jeszcze jest, ale śpi, 172. Zrobiłem jakiś falstart, choć staram się by ich było jak najmniej, za to planowana jest powtórka.
   Taki wygląd to po prostu rozpierdala mózg. Kiedy jedna część myślała nad tym, co mu jeszcze zrobić, druga dochodziła już do finału. Tym bardziej, że jego nabrzmiały, napompowany organ ogrzewał nasz rów i działał tam prawie jak mini grzejnik. Cały czas pamiętam, jak zadzwonił kiedyś, że jest u kurwy i mu nie staje i nie wie co ma zrobić, a kasa poszła. Za to tu jego klata, na którą leciały klapsy, skóra zaczęła się robić czerwona, jego wyżyłowane bicepsy, uwydatnione, bowiem miał ręce za głową, a jak je chwyciłem oburącz i ścisnąłem to myślałem, że spadnę z niego. No i kiedy ta jedna część myślała j/w, druga już dochodziła, no i doszła.
   Nie było mnie na nastawni tydzień, a przybyło ok. 60-80 ltr. wody, więc śladowe ilości, jak na tydzień. Po świętach jak pamiętam, przybyło 3cm na powierzchni 60m2. Wobec tego wczoraj wypompowałem jeszcze jeden krąg, czy nawet 1,5 kręgu wody. Na szczęście pompa ruszyła z gumą, choć było bardzo opornie, właściwie już zrezygnowałem i poszedłem po węża strażackiego, a wtem ona ruszyła. Dzięki temu wypompowała więcej wody, bo na wężu gumowym mniejsze opory. Teraz będę miał kolejny tydz. wolnego od pompowania. Po za tym, w myśl zasady - jak Ci czegoś brakuje, to idź na sortownie, to wczoraj polazłem po kable z wtyczkami, bo takich mi ostatnio brakuje do spiral grzewczych z nagrzewnicy, też z sortowni. Podłączam je na nastawni, gdzie po wypompowaniu wody z piwnicy już się powoli osusza. Uruchomiłem też oświetlenie na nastawni, bo skoro woda wypompowana, to i wszelkie kable nie są już w wodzie. Oczywiście nadal są gołe kable, po obcięciu gniazdek przez pracowników SRK, ale bezpieczniki nie wybijają, to jest ok, nadto sam chodzę po nastawni to nie ma zagrożenia, a jak ktoś przychodzi, jak 224 i 228 to informuję o niebezpieczeństwie gołych kabli.
  Z początkowych dwu gniazdek zamontowanych do jednej fazy, dziś jest już ich 12 czynnych, rozłożonych na trzy fazy. Wreszcie nie ma deficytu i są optymalnie rozłożone na nastawni.
  Wczoraj na przechadzkę po sortowni przyjechali 224 i 228. 224 nie widziałem, po incydencie z (około) 6 lat. Muszę przyznać, że trzyma się dobrze. Figura dobra, bez nadwagi, ale praca fizyczna, to go trzyma i pewnie styl życia, geny i jeszcze coś tam. Miał wypasiony aparat foto, tylko że oprócz wypasionego aparatu, trzeba też umieć robić zdjęcia, a widzę, że średnio mu to idzie. Kiepsko się ustawia, nie wie kiedy używać kiedy nie lampy błyskowej, trochę chwieje się z aparatem jak robi zdjęcia przy małym świetle. Zapomniałem mu powiedzieć, ale będę ściągał zdjęcia, które zrobił. Sprawdzę jakość zdjęć i jak mu wyszły.
   Oprócz tego 979 na weekend w Częstochowie (poprzedni w wawce). Ten to się najeździ... I dobrze. Niech wyjeżdża z wioski, niech widzi inne miasta i co się tam wyprawia, jak wyglądają, jakie trendy.
   Teraz tyle, bo zajęcia czekają, po za tym 172 śpi, to coś tam jeszcze posprzątam, a następnie się do niego ponownie dobiorę. To narka.

piątek, 19 stycznia 2018

Piątek #1306

  Oglądam na TVP kultura film czeski "Homolkowie na urlopie". Niby nic takiego, zwykły film, ale patrzę na niego w części pod kątem energetycznym. Wszak zima i tam w filmie też zima, więc ogrzewanie na full. No i właśnie. Jak wyglądało ogrzewanie w latach 70-ych. Otóż w obozie socjalistycznym część ogrzewania była pozyskiwana z przemysłu, to też było ono tanie, bo w zasadzie odpadowe. Ssm na początku lat 90-ych będąc na delegacji w wawce w zimie na Kawęczynie w hotelu robotniczym EC Kawęczyn, była tam sauna (taka wysoka temp.), bowiem ogrzewanie było odpadem z EC. Mogłem więc chodzić, jeździć po wawce i marznąć, bowiem wiedziałem, że po przyjściu do hotelu zagrzeję się, bo jest jak w saunie. Podobnie było w miastach przemysłowych Górnego Śląska, gdzie znaczna część ogrzewania była "odpadowa" w wyniku chłodzenia pieców hutniczych, koksowni itp. Tak, np. był ogrzewany basen miejski w Ch-wie, który ciepłą wodę ogrzewał z położonej 100m dalej Huty Kościuszko i ogrzewanie pomieszczeń też realizował z tej Huty. W zasadzie całe osiedla były ogrzewane z pobliskich zakładów, bo one fizycznie musiały schłodzić urządzenia produkujące inne dobra.
  Gaz w sieci gazowej też był odpadowy z koksowni i był o połowę tańszy od gazu ziemnego. W piecykach gazowych były inne dysze, dostosowane do zażywania tego gazu. Po upadku koksowni i wdrożenia nowych wartości kapitalistycznych wpuszczono do sieci gaz ziemny, droższy, nadto trza było zmieniać dysze w piecykach, by ten gaz mogły zużyć.
   Wiem, nie ma idealnego systemu politycznego, ale obecny też ma wiele wad, z tą różnicą, że za nie musimy dużo płacić my.
   Teraz, bo już miałem o tym napisać ileś tam czasu temu, o modzie. Obecną modę tworzą chyba reumatolodzy. Wpierw, jak pamiętam, były "zimne nerki", czyli za krótkie koszulki, sweterki, bluzy, jak się zrobiło zimno to i kurtki. Przeważnie chodziły w takich ubraniach kobiety, ale i część populacji męskiej również tak się ubierała. Następnie (z tego co pamiętam) nastała moda na "zimne kolana", uda tzn. rozcięte w stawie kolanowym spodnie i wyżej też. W 10-2016 roku jak byłem w wawce, to zdecydowana większość  młodego rocznika, mimo niskich temperatur i dużej wilgotności powietrza, chodziła właśnie w nieosłoniętych stawach kolanowych.
   Obecnie jest moda na "zimne kostki" (stawy skokowe). Mimo zimy i niskich temperatur, dość spora część młodego rocznika chodzi w skarpetach "stopkach" i za krótkich spodniach, odsłaniając w zimie stawy skokowe.
    Reumatolodzy się cieszą, bo mają zagwarantowane w przyszłości kolejki ludzi z problemami reumatycznymi, którzy dziś nie zdają sobie z tego sprawy.
   Dobrze, że 979 nie bierze w tym udziału, bo jakoś udaje mi się go odsunąć od bieżących mód i w zimie jest prawidłowo zasłonięty i stawy ma osłonięte od zimna.
  Wiem, wiem, coś tam miałem z zaległych opisać, ale jak zwykle brak czasu mimo odwołania w tygodniu wyjazdów na kopalnię. Dopiero jutro będę jechał, bo jednak część rzeczy bym uratował od zniszczenia, tylko nie wiem gdzie to pomieszczę na st. mac.

wtorek, 16 stycznia 2018

Wtorek #1305

  Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Wyprawiliśmy ze stacji 371, ale bieżący ruch składów mnie nadal rozwala. Najgorsi są ludzie, którzy nie mają koncepcji na własne życie. Praca jest dla nich, z czego sobie nawet nie zdają sprawy, wyrwaniem z totalnej nudy. Oczywiście kwestia finansowa jest istotna, ale nie wiem czy w dłuższej perspektywie nie była by mniej ważna.
   Pamiętam jak kiedyś na studiach, zajęciach z socjologii profesor zapowiedział na ćwiczenia następny temat, by się przygotować, "Problemy zagospodarowania czasu wolnego". Pomyślałem - co on bredzi? Jaki problem zagospodarowania czasu wolnego, jak nie mam go permanentnie. Sądziłem, że podobnie jak ja mają prawie wszyscy, jednak rozpoczęcie obserwacji mięśniaków-skurwieli z wioski wyprowadziło mnie z błędu.
   Dziś już wiem, że to tylko u niektórych tak wygląda, reszta totalnie nie wie co z sobą zrobić. Głównym powodem, co już kiedyś tu pisałem, jest brak zainteresowań u nich oraz brak zdolności przyswajania wiedzy (ten brak zainteresowań kiedyś szerzej opisywałem, to nie będę powtarzać). Bo jakby, nawet któryś, przejawiał zainteresowania koleją, to przecież wypadało by przyswoić podstawowa wiedzę nt. przepisów kolejowych, głównie prowadzenie ruchu poc., następnie tą z wybranej dziedziny, czyli: tabor, tor kolejowy, prowadzenie ruchu poc. (nastawnie kolejowe i urządzenia). Bez tego ani rusz w jakichkolwiek dyskusjach z innymi, którzy się na prawdę interesują koleją.
   Podobnie w innych dziedzinach, elektryka, elektronika, samochodówka, telefonia komórkowa itd. W każdej wypadało by mieć przyswojone podstawowe dane dotyczące, a u mięśniaków-skurwieli to prawie awykonalne.
   By spokojnie, tzn bez szczurów, a właściwie to szczurzycy, zeżreć śniadanie, muszę wpierw im zrobić, następnie jak już się nażrą sam rozpocząć żarcie. Inaczej ona nieustająco i ciągle coś sępi ode mnie i noruje to w gnieździe.
   Był 172 więc notka nie pełna, bo też blokował częściowo kompa, a teraz to już muszę leźć na wioskę, więc reszta jutro pozostanie do wpisania.
   I jak tu pisać o nadmiarze wolnego czasu, jak nawet z wpisami robią się zaległości. To narka.

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Poniedziałek #1304

  Wczoraj, prawie ostatecznie, bo zarzekał się, że jeszcze na stację wejdzie, wyprawiliśmy z grupy C 371. Przeniósł się do m-ta, w którym pracuje i z buta ma do roboty 15 min. Wynajmuje za 500zł + koszty pokój z kuchnią zrobiony na nowy (lipny) styl. Chwalił się szafą z drzwiami przesuwnymi, ale ona oprócz drzwi cała się przesuwa, a przynajmniej mocno chwieje i potrzebne są duże kątowniki, by ją ustabilizować. Podobnie z małymi mebelkami, w których zawiasy już latają.
  W kuchni nie ma kuchenki gazowej, a gaz jest z butli, dowożony na zgłoszenie. Generalnie pusto w mieszkaniu, ale też i 371 przez rok czasu nie obkupił się żadnymi przedmiotami niezbędnymi do życia oprócz rolek do jeżdżenia, na które wybrał się, zajmując grupę C, raz. Zupełnie bezsensownie zrobiliśmy dwa kursy, jakby nie mógł się do jednego zapakować. Drugi kurs wczoraj (pierwszy w sob.) odbył się o 06:10, bowiem przebudziłem się ok. 04:30, nie mogłem już zasnąć, a przebywający na grupie A, w torze 979, 371 też już nie spał co słyszałem, wobec tego o 05:00 wylazłem z łóżka.
   Krótka analiza - jak ma mnie budzić ok. 08:30, bo on się już wyśpi, to wstaję z łóżka i wywożę go na new mieszkanie, wracam i legam dalej spać. Tak też zrobiłem, ponownie położyłem się ok. 08:30.
  371 ma już problem alkoholowy, stąd jego wyprowadzenie z grupy C ma więcej, dla mnie plusów. Otóż jak jechaliśmy to w drodze tam, kupił w sklepie setkę, do tego piwo. W drodze tam łyknął wszystko. W drodze powrotnej kupił już "ćwiartkę" (obecnie to 200-ka) i jeszcze mnie chciał w to wciągnąć, ale się nie dałem. Nie wiem jak on się tam zbilansuje, ale to nie moje zmartwienie. Tu, ostatnimi czasy, znowu pożyczał kasę, bo mu brakowało. Tam będzie jej miał jeszcze mniej, bo mieszkanie + opłaty, a tu żył za 200zł i jeszcze się nie bilansował.
  Niby tam "wsadził" 1500zł w mieszkanie, ale nie wiem jak, bo przecież bieżąco nie ma, chyba że z wypłaty będzie oddawał na raty wierzycielowi, ale tu się on może zdziwić.
  Nawet dobrze, iż pojawił się pretekst do zwolnienia grupy C, bowiem tak zalegałby mi nie wiedzieć jeszcze jak długo. A wczoraj, sytuacja wyjebka. Po wyprawieniu 834 pusta stacja. Zupełnie inaczej funkcjonowałem, a i szybsze procedury wyłączeniowe, bo nikt nie rozprasza, nie stęka, nie angażuje, swoboda działań i przemieszczania się na stacji.
   Pretekstów do uwolnienia grupy C, było oczywiście więcej. Z wiekiem odechciewa mi się bycia czyjąś sprzątaczką. Rekord, to garnek po rosole, który przez pół roku był brudny, bo on się zabierał za jego mycie i dopiero jak wpadł na pomysł robienia następnego rosołu, to go dopiero umył. Własnie, ciekawe w czym tam będzie robił rosół, bo mieszkanie jest puste, a swoich garnków tu nie miał. Właściwie to pojechał z ubraniami, butami, tymi rolkami, nożem (innych sztućców brak) pościelą i to cały posag. Następna spr. to zdrowotna. Zaczyna się rozpadać o czym trochę przebąkuje, ale niechętnie, bo wiadomo - mięśniaki-skurwiele są niezniszczalne. Z tego co tam kiedyś w rozmowie powiedział, że często go głowa boli i jak sra to od 1,5 tyg. z krwią. Oczywiście do lekarza nie polezie, bo nie ubezpieczony, a w jakikolwiek sposób ubezpieczyć się nie chce. Oczami wyobraźni widzę spadające na mnie koszty, jak się jeszcze bardziej rozpadnie, nie będzie w stanie pracować i nagle urwą mu się środki do życia, a on na grupie C stacji macierzystej i na kogo spadło by finansowanie?
  Co do rozpadania się, samemu czy z pomocą, to właśnie się dowiedziałem, że 899 leży w szpitalu pod kroplówkami. Jemu pomogli. Się dowiem więcej, to jutro postaram się napisać. Tak żałuję, że mu przy spawaniu nie zrobiłem zdjęcia..., ach.
   Sprawy kopalniane, bo weekend na kopalni, opiszę też jutro. Teraz bieżące zajęcia na stacji. To narka.

piątek, 12 stycznia 2018

Piątek #1303

  Jak zwykle na szybko. Wczoraj tak niezapowiedzianie odbyło się, naprawdę fajne, spotkanie składów na stacji. Wpierw wszedł 374, jak już był na stacji 371. Trochę dyskusji wyszło między 371, a 374, ale to taki niski poziom dyskusji, ale mięśniaki-skurwiele tak mają, że chcą zaistnieć.. Następnie weszła koleżanka i włączyła się trochę do rozmowy, ale już bardziej do 374, bowiem 371 zaczął się już wyłączać, to jego godziny kiedy śpi. Zawsze się jakieś wspólne tematy znajdą, mimo rozchodzenia się ludzi zawodowo i życiowo. W trakcie rozmów wszedł 895, a jak już był na stacji, to zapowiedział się 972. W zasadzie krótko po wejściu na st. mac. 972 wszedł 979 ze swoją "niby laską", a po nich 834 i było już pełno na stacji, aczkolwiek przyjemnie.
  Drużyny trakcyjne mogły się powymieniać informacjami między sobą, bieżącymi planami, trochę wspomnieniami z wolna spożywając piwa.
  Nawet się cieszę, że to tak wypadło. Oczywiście dwie laski na stacji to ewenement, to też na jakiś czas odłączyły się od reszty i bajdurzyły razem.
  A od rana do południa jako kierowca. Wpierw zawożenie 979 z niby laską do Katowic, na autobus do Warszawy. Budzik nastawiłem na 04:15, bo z rana, a właściwie w nocy to jestem z leksza przydupiony, to też dałem sobie ok. 20min na wyjście ze stacji. Tak też się stało. Pojechałem pod mieszkanie matki, gdzie oni spali, ale ciemno. Dzwonię do 979 i po 6 sygnale odebrał, że zaspali, ale na szczęście umówiliśmy się, Głównie za jego namową z rezerwą czasową, więc czas na pozbieranie się mieli. Wyjechaliśmy z niewielką już nadwyżką i do katos, na autobus o 05:20. W czasie jazdy niby laska przeglądała fb, co też tam napisali, śmiechy, chichy i droga jakoś minęła. Przyjechaliśmy ok. 05:10 i jakoś dziwnie pusto było. Jeszcze w aucie, kiedy 979 powiedział, by naszykowała bilety na telefonie (teraz to bilet odczytuje się z telefonu) laska:
- o qrwa (niezbyt głośno, a 979 już wysiadł)
- co się stało, autobus jest z innego miejsca?
- gorzej (i w tym momencie wyszła z auta)
  Po chwili słyszę, że autobus był o 05:00.
  979 w ciągu sekundy się zagotował. To są te momenty kiedy obok potrzebny jest wiszący worek. Pewnie by w niego napierdalał, jak ostatnio, jak ona go zdenerwowała jakieś 10min, jak nie dłużej. Trzasnął klapą z bagażnika, poszedł w niedowierzaniu na dworzec autobusowy, tam wyryczał głośno "qrwa *ać" i przyszedł pod auto mówiąc lasce:
- ja nigdzie nie jadę.
  Laska jednak, może to taki odruch lub ujarzmienie go, śmiała się i w tym śmiechu mówiła, że pojadą pociągiem. 979:
- mnie nie stać na bilety na pociąg
- to ja je zapłacę (mówi laska)
  Dalszej rozmowy nie słyszałem, ale wygasiłem auto i stałem, bowiem znam 979 i wiem, że w takich chwilach ma 1000 pomysłów na minutę. Już odchodzili od auta, ale 979 się wrócił i powiedział (jakby wiedział, że czekam na jego decyzję)
- idziemy na dworzec kolejowy, jedź do domu.
  Pojechałem. Zasnąłem coś przed 07:00, wylazłem z łóżka ok. 10:10, a 10:25 pod wjazdowym stanął 972 wraz z żoną. Okazało się, że 3-ci ma dziś rozprawę w sądzie, z ośrodka w Zbrosławicach mieli go na nią przywieźć, ale ok. 09:00 zadzwonili, że jednak nie. Pozostałem im ja i na szczęście auto od 979. Zrobiłem na szybko żarcie szczurom i pojechaliśmy do ośrodka.
  3-ci wyrósł, choć jak jechaliśmy to dało się zauważyć działanie środków (leków) jakimi jest faszerowany. Naturalna spontaniczność dziecięca z trudem przebijała się przez tłumiące ją leki. Coś mi się wydaje, że po wybiciu szyby, albo zwiększyli mu dawkę, albo zmienili na silniejsze środki (nie piszę leki, bo w ich przypadkach nie chodzi o leczenie, wszak małe skurwiele są w pełni zdrowe, ale o otumanienie ich, by łatwiej się było nimi zajmować w ośrodkach. Jakby jeszcze wylądowali na wózkach, to chyba było by najlepszym rozwiązaniem dla personelu, bo nie sprawiali by w ogóle problemów, nawet tych wychowawczych).
  Dziwne to metody przetrzymywania dzieci w domach dziecka, tych sprawiających problemy. Czy to już jest panaceum na problemy, dać tabletkę i niech jest przydupiony?
  Równocześnie z działaniem tabletek było widać, brak edukacji. Rozmowa jego w aucie była na tak niskim poziomie, że aż mnie to dziwiło. Rozumiem rodzice, którzy kontakt z wiedzą skończyli wraz z szkołą, ale on przecież coś tam powinien pochłaniać w szkole, to fatalnie to wypadło.
  Mają przyjść jeszcze popo, ale to nie jest pewne. Dobra, zabieram się za dalsze sprzątanie i może łapanie jakiegoś szczura, bo już fest późno.
  Narka.

środa, 10 stycznia 2018

Środa #1302

  Ekonomia pewne sprawy załatwia, ale też by to zrobiła jest potrzebna nauka, którą wpierw należy przyswoić.
  Wczoraj jechałem z 979 do sklepu, zatankować itp. i byłem w szoku, jak zmienił styl jazdy autem. Praktycznie jakbym siebie widział za kierownicą. Jednak to co mu przekazywałem odnośnie ekonomicznej (tzn. mało żrącej paliwa) jazdy zadziałało. Do tego poczytał info na necie weryfikując, info, które mu przekazałem i to co widział jak prowadziłem auto, by skutecznie zastosować.
  Siedząc obok miałem satysfakcję, bo nauka jaką starałem się przekazać nie poszła w las, a przekazać wiedzę mięśniakom-skurwielom jest niezmiernie trudno, tym bardziej miłe są chwile, kiedy one stosują coś z tego co im tłumaczyłem.
   Wczoraj miałem robić porządek w kuchni po szczurach, ale zrealizowałem tylko mycie naczyń, bowiem 826 ze swoimi mięśniami mnie rozpraszał. Ale przy okazji, to co już kiedyś pisałem - o koledze z Belgii leci fama, iż jest branżowy, wczoraj przyuważyłem jak przeciągle, czy przydługo patrzał się na jedną rękę 826. Oprócz tego w ogóle się trochę otwarł przed nim i gadali przez jakieś 2h. No i dobrze, bo mnie męczą te ich pierdolenia o niczym i jak są w tandemie na stacji, to jest to idealna sytuacja dla mnie, bo każdy z nich ma drugą drużynę trakcyjną jako odbiorcę treści.
  Krótka notka, bowiem za chwilę wyjazd na kopalnię. Wczoraj nie byłem w/g wstępnego planu, to dziś już należy coś tam zrobić. Narka.

wtorek, 9 stycznia 2018

Wtorek #1301

   Sieci komórkowe czasem naciągają ludzi w różny przedziwny sposób. Otóż wczoraj z mojego tel. niby zostało wykonane połączenie aktywujące usługę Halo granie w orange o 21:40, co na stronie jest w bilingu. Jakimś cudem na telefonie takiego połączenia nie ma no i oczywiście z telefonu nie było wykonywane, bo wczoraj leżał o tej porze na stole, a na stacji był 834 i koleżanka. Mało tego włączyli nagranie jakiegoś Sławomira - Miłość w Zakopanem. Dziś to odwołałem, na szczęście bez kosztów, ale ile ludzi nie będzie sobie tym zawracało głowy i przyjmie to na klatę?
  371 będzie opuszczał tor na grupie C w sobotę. Wczoraj był na rozmowie w sprawie bytowania na nowym lokum. Oczywiście sam z siebie nic nie powiedział, dopiero jak zapytałem się jak rozmowy w spr. ewakuacji, to wywalił to z siebie. Ale najlepsze jest to co usłyszałem od niego już po info o sobotniej wyprowadzce. On planował sobie, że jak już ludzi ubędzie w naturalny sposób ze stacji, to będziemy razem mieszkać długo i szczęśliwie.
   No co też sobie Ci ludzie myślą... Mało tego, bo teraz takie czasy, że ze sobą nie rozmawiają o takich istotnych sprawach jak bytowe, to ciekawe kiedy, bo zajmuje tor na grupie C już ponad rok, chciał mi o tym planie powiedzieć?
   Mało tego myślałem, ze stacja faktycznie będzie pusta przez jakiś czas i dychnę od ruchu stacyjnego, a tu jak zacząłem uzgadniać z 371 zwolnienie toru, to już, praktycznie na zakładkę chce zając tor na grupie B 172. Co z tymi ludźmi jest nie tak? Niby ciągle wadzi się z siostrą, u której mieszka, ale do diaska, jego przebywanie na grupie B już przerabiałem i nic rewelacyjnego nie było, i nie sądzę by to się jakoś diametralnie zmieniło. W pewnym wieku zmiany następują z wolna, tym bardziej są one mniejsze im mniej jest ktoś umysłowo rozwinięty. Jedyną korzyścią może być jego dostępność i faktycznie mniejszy ruch na stacji, co może się przełożyć w realizacje popędu seksualnego. No ale to teoria.
  Po tygodniu nieobecności na stację wszedł 826. Chodzi o kulach, bo zwichnął kostkę i przez to, jak powiedział rozbudowały mu się ręcę. One już w poprzednim stanie na mnie działały, a teraz to już w ogóle. Oczywiście by się pochwalić umięśnieniem rozebrał się z bluzy i siadł koło mnie. Dotknąłem jego przedramienia, następnie bicepsa i zaczęło mi się robić. Mało tego, organ również się pobudził i zaczął się niebezpiecznie budzić do życia. Musiałem przestać dotykać, bo jeszcze bym głupio w spodniach z dresu z wypełnieniem, którego tam nie powinno być.
  Po przerwie dossałem się do mięśni ponownie, ale już skuteczniej poskramiałem organ, co by tam siedział spokojnie.
  Tyle, bo się zapełnia, jeszcze kolega z Belgii przylazł, to narka.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Poniedziałek #1300

  Niby okrągły nr notki, ale więcej bieżących zajęć jak przemyśleń dot. tego numeru. Nawet jak pamiętam, jest gdzieś 1000-a notka, czekające na publikację w większej części napisana.
  Weekend na kopalni tradycyjnie. Tam to się jednak relaksuję... Sobota mało wydajna, bowiem przyjechał jeden mięśniak z wioski zobaczyć kopalnię i nastawnię z 228. Oczywiście pokazanie nastawni, omówienie, pokrótce, jej działania, pokazanie sortowni, przejście przez nią, to wszystko jakieś 2h zajęło. Tak myślę, że jak będą wycieczki szkolne, czy jakieś inne to pokazywanie tego będzie mniej więcej tyle zajmować. Prawie jak zwiedzanie innego muzeum, czy czegoś starego technicznego.
  Chodząc z nimi po budynku sortowni kolejne pomieszczenia się otwarły. Znowu nowe gadżety do przygarnięcia, co by nie poszły do huty. Będę musiał to zacząć zwozić na st. mac., bowiem jak będzie decyzja o wyburzeniu punktu socjalnego, dawnej działki torowej, to nagle się z tym nie pozbieram. Po zwiedzaniu kopalni, odkręciłem z "wozu Drzymały" skrzynkę na siłę, 380V i w niej dwa gniazda 220V (nie sfociłem jej, ale pewnie to zrobię) i po rozwinięciu przy pomocy mięśniaka z wioski i 228 węży strażackich do pompowania, oraz przyjęcia na stację RKP 824 zabrałem się za montowanie jej na kablach po dawnym grzejniku 9kW, który pracował w nastawni.
  Już kiedyś wpadłem na pomysł, że przecież w ramach prywatyzacji kosztów, a uspołeczniania zysków, powinienem się kąpać na kopalni, a nie w domu, oszczędzając tu wodę i gaz. Jednak ciągle występuje brak czasu. Ciągle jest tyle do roboty, że gdyby nie szczury na st. mac. to pewnie bym tam spał i prace posunęły by się znacznie do przodu. W sob. też nie poszedłem się kąpać do górników, bo na st. mac. imprezka, o której powiadomił mnie 979 no i głodne szczury, to też o 20:30 wszedłem na st. mac.
  A tu imprezka w pełni. Zajętych na grupie A 9 torów stacyjnych, w kuchni na podłodze rozpierdol zrobiony przez szczury, oczywiście nie ma komu sprzątnąć i po wejściu na st. mac. od razu w wir pracy, sprzątania, karmienia szczurów, mniej już ogarniania imprezki.
  Po procedurach wyglebiłem ok. 00:20 czyli jakby standard w ostatnim okresie. Po prawie bezsennej nocy, powiedzmy że w miarę sprawnie zasnąłem, ale też nie spałem 9h, tylko pykłem 8h.
  Nd. Udało się pozbierać w/g planu na kopalnię, choć 371 zaś pierdolił z rana o dupie Maryny i mnie rozpraszał w pakowaniu się i procedurach wyjściowych ze st. mac.
  Na kop. była pomoc w postaci MK. Ponieważ w sob, pompa doszła do dolnego poziomu przy schodach, to i tak w planach było jej przemieszczenie i włączenie do pompowania węża gumowego, przyniesionego z 979 z sortowni (jeszcze jeden taki jest do zniesienia z tamtąd. Oczywiście jest na liście, która bardziej się wydłuża jak skraca.). Ów wąż sztywny w przeciwieństwie do węża strażackiego. Na szczęście pasował idealnie do końcówki z pompy, to też, nie bez drobnych problemów, ale podłączyłem go i ciband (ściągacz), i pompa w nowym msc. w piwnicy wystartowała. Dokładnie to pomieszczenie pod przekaźnikownią.
  Na wężu gumowym to bajka jak woda poszła. Tak miało być zrobione od początku, ale jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył. Wydajność wzrosła o 100%. Teraz woda zaczęła się obniżać w tempie zauważalnym. Przypomniał mi się incydent z soboty. Otóż, kiedy poziom wody już znacznie się obniżył przy pompowaniu na wężach strażackich, to poszedłem do piwnicy spenetrować ją. Powinienem mieć patyk przed sobą, by sprawdzać podłoże, ale oczywiście nie miałem go. W pomieszczeniu pieca oglądałem sam piec (jest plan testowego rozpalenia go), następnie przy ścianie widziałem nawiew powietrza. Pomyślałem - spr. jak przez niego dmucha powietrze i może go zatkam, bo i tak w piecu się nie pali, a tylko by dmuchało zimne powietrze. Stanąłem na lewej nodze, prawą przesunąłem w wodzie do przodu i jak chciałem ją postawić to okazało się, iż nie ma pod nią, oprócz wody, gruntu. Mózg za nim odnalazł się w nowej sytuacji to chwilę to trwało, w tym czasie prawa noga z gumowcem pogrążała się w wodzie, nadal nie napotykając gruntu. Wreszcie mózg wygenerował polecenie do rąk by się czegokolwiek w okolicy się chwyciły i tak też się stało. Prawa ręka wystrzeliła w stronę nawiewu powietrza i kurczowo się go chwyciła, następnie dołączyła do niej lewa i obie zaczęły dźwigać resztę ciała na powierzchnię wody, które oparte było jakby nadal na lewej nodze. Gumowiec prawej nogi, ubranie robocze do kolana zostało zalane wodą. Odepchnąłem się rękami od wwiewu powietrza i już obiema nogami stanąłem na gruncie. Oczywiście odwrót w str. schodów, by zając się osuszaniem. Na dworze było względnie ciepło jak na zimę, 6C. No ale przecież nie będę szedł z jedną mokrą noga na kopalnię. Wdrożyłem suszenie się nad grzejnikiem i po wstępnym osuszeniu zabrałem się za zwijanie węży strażackich i zwijania się z nastawni RKP na kopalnię.
  Na wężu gumowym pompa wypompowała praktycznie całą wodę z piwnicy. Można już było po 3/4 piwnicy chodzić "suchą" nogą (tzn. bez gumowców, bowiem pozostał mokry szlam, którego osuszanie trochę zajmie, następnie jego sprzątanie). W szlamie pozostał też nieżywy szczur. Czy to on owinął się wtedy wokół mojej prawej nogi - nie wiem, być może tak.
   Wraz z możliwością chodzenia po piwnicy znowu pojawiła się nowa praca - dalsze uszczelnianie nastawni. Już bez MK, bowiem musiał iść do domu, zabrałem się za dalsze uszczelnianie. Zatykając kolejne, nie małe dziury, zastanawiałem się, jak oni funkcjonowali w tej nastawni? Nie chcę obrażać ludzi tam pracujących, ale czy do cholery, nikt nie wpadł na pomysł jej uszczelnienia? (widać - nie) W końcu ile bezsensownie wypierdolonej energii cieplnej poszło w atmosferę, z powodu przewiewności budynku.
  Po dalszej godzinie, czy nawet więcej uszczelniania okazało się nagle, że 6kW, które było pobierane przez grzejniki zaczyna już starczać do podniesienia temperatury. Zaczęło się robić w miarę przyjemnie i pojawiła się świadomość, że energia nie jest wypierdalana w kosmos.
  Wreszcie nastąpiła satysfakcja ze skuteczności działań. To, czego przez lata nie udało się osiągnąć, czy oni nawet tego nie chcieli osiągnąć na nastawni, zostało w zasadzie w pojedynkę osiągnięte.
   Oczywiście zdaję sobie sprawę, że problem z wodą będzie dalej, ale teraz już wiem jak, a, co najważniejsze, woda jest wypierdalana po za teren stacji, a nie tak jak przy poprzednikach, że lali ją do pobliskiego lasku, a ona wchodziła w grunt i pojawiała się ponownie na nastawni. Teraz wcieka woda do nastawni z szamba, które też wreszcie, przypadkowo, znalazłem, ale i to wypompujemy na Bykowinę.
   Foty z sortowni.
   Powyżej - układ torowy na terenie kopalni. Na górze zbieg torów na tor wyciągowy, a po lewej nastawnia "Jan Karol".
   Poniżej, uchwycona mijanka tram. linii nr 9.
  Poniżej, widok na zwał oraz wieżę P5, która stoi między torami stacyjnymi nastawni RKP (RCL).

   No dobra, bo notka się, jak widzę wydłużyła, to następne sprawy w kolejnej, jak się oczywiście uda. To narka.

sobota, 6 stycznia 2018

Sobota #1299

   Czasami nie ogarniam własnego mózgu. Ostatnio u nauczyciela z wawki czytałem o problemach ze snem, a dziś pomimo zmęczenia nie chciał mi się wyłączyć mózg. Leżałem od 23:45 do 02:25, o której wylazłem z łóżka, bo już w nim nie wiedziałem co zrobić, by mózg wyłączyć. Zablokował się właściwie na niczym konkretnym. Ciągle rozwiązywał mało istotne problemy z jednym nagraniem w tle.
  A skoro o 02:35 przy kompie to zaległości nadrobimy. Po świętach, jak pisałem tu, zrealizowałem plan wyjazdu do wioski 972, by zobaczyć małych skurwieli. Był pierwszy, drugi, czwarty. Trzeciego, co tu pisałem kiedyś, nie wypuścili z powodu wybitej gdzieś tam szyby w ośrodku z Zbrosławicach. Małe skurwiele już takie małe nie są, szczególnie pierwszy, wszak ma 16 lat. Dorobił się jakiejś laski w wiosce, w której nie mieszka, choć nie wiem dokładnie jak to zrobił. Logiczniejsze by było, jakby miał jakąś z Gliwic, gdzie poprzednio przebywał lub z Kalet, gdzie obecnie go wyciepli. Ale może to była taka na jeden raz, bo, jak zdradził drugi i potwierdziła to żona od 972 rozradowana, że syn taki zaradny, przeleciał ją w mieszkaniu kiedy pozostałej rodzinki nie było.
  No i pierwszy ładny, ma to po starym. Drugi natomiast wdał się w matkę i niestety tak szybko laski nie będzie miał. Co innego trzeci, którego nie było, ale ten będzie z nich wszystkich chyba najładnieszy. Może przy jakiejś innej okazji go zobaczę, to napiszę.
  Po za tym po spięciu 371 ze 172 ten pierwszy jednak szuka innego lokum. Jak mnie poinformował w pn. jedzie na rozmowę. Tak euforystycznie do tego podchodzi i dobrze, bo mnie się przyda na jakiś czas pustawa stacja. Od tego ruchu, stacjonowania składów czasami dostaję do gowy. Po za tym z takim wyrzutem mówi mi o swoim wyprowadzeniu, że jak on to zrobi, to dopiero się na stacji będzie działo... [w sensie, że 172 będzie się tu jeszcze b. rządził, bo my się go boimy (że niby 979 i ja) dlatego wyciepujemy 371]. Oczywiście tłumaczenia, że kolejne spięcie może się zakończyć uszkodzeniami u obu, a nadto gdyby to odbyło się na torach stacyjnych to stratami wewnętrznymi, których nikt mi nie pokryje, nie dociera. Ale gdzież tam by ktoś z nich taki scenariusz brał pod uwagę. Każdy z nich jest niezniszczalny, a przeciwnik to lebioda, która będzie stała i nie reagowała na trzaskanie.
  Insynuacji, że jak 371 się wyprowadzi to 172 mnie pobije również nie dało się obalić, to też z dalszym tłumaczeniem, czy usiłowaniem wytłumaczenia dałem sobie spokój. No niestety nie wszyscy pewne sprawy zrozumieją więc po co się męczyć, po co wysilać i usiłować wyprostować je. Niech zostanie jak myśli, może szybciej na fali tego uniesienia, że on taki zbawienny dla mnie, się wyprowadzi.
  Jakaś paranoja. Piszę, żrę, słucham muzy z kompa, przeglądam neta i już 03:30. a nie chce mi się spać. A o 09:00 ma mnie budzić 371, bowiem wyjazd po części do auta 979.
  Nie przeginam, lezę ponownie wyglebić, może się uda.
  Robotnicy dziś za ścianą ruszyli z narzędziami o 07:30 i ..., w ogóle mnie to nie ruszyło, bowiem mózg był już na obrotach. Nie wiem jak przeżyję dzień po 3,5h snu. Za po wyjściu z łóżka ciekawe zjawisko. Ziewałem, ale to nie takie ziewanie jak zwykle, tzn. z impulsami z mózgu, który chce organizm wyłączyć i iść spać. Tym razem, czego jeszcze nie przeżyłem, to jakby usta ziewały, bowiem mózg dalej był na obrotach.
  Jadę na kopalnię, może tam nie zasnę na nastawni. Narka.

piątek, 5 stycznia 2018

Piątek #1298

  Ponieważ pisanie o szczurach, to ostatnio drażliwy temat, to tym razem będzie o tramwajach. W starych 105Na, to takie kanciate produkowane w Konstalu w Chorzowie
  ogrzewanie było realizowane przez grzejniki (ja je nazywam bagnetowe, czyli spirala w specjalnym piasku włożona do metalowej rurki wypełniona ceramicznymi rurkami w środku) umieszczone pod siedzeniami przy ścianie pojazdu. Grzejniki takie rzadko się zużywają, są ciche, mocno się nagrzewają i są skuteczne. Ogrzewanie w takich wagonach było 3-stopniowe realizowane przez włączanie trzech grup grzejników po 3 pod oknami.  Łącznie było 9 grzejników podwójnych pod oknami (na zdj. poniżej są dwa elementy grzewcze. W połowie grzejnika jest uchwyt łączący je). Inaczej pod 9-cioma oknami były grzejniki.

Czyli nie regulowało się mocą grzejników, tylko ilością pracujących w wozie. W wagonach tych po remoncie montuje się obecnie (znowu taka moda) ogrzewanie nawiewowe. Również jest regulowane, ale w inny sposób, w mocy grzania przez dmuchawę. Początkowo, oszczędnościowo montowano 3 nagrzewnice w wozie. Z czasem okazało się, że oszczędnościowo zamontowano ich za mało (znowu komuś w komputerze wyszło dobrze, w życiu już nie), to też w następnych wozach montowano już 5. Niestety takie ogrzewanie ma więcej wad jakby się wydawało. To, że modne to chyba za mało, by je tak masowo montować. Otóż, pierwszą poważną wadą jest brudzenie się dmuchawy wewnątrz. Takie urządzenia, zarówno w autobusach, jak i tramwajach brudzą się w środku, co zmniejsza ich skuteczność i to znacznie. Realia są takie, że nikt tego tam nie czyści i nie demontuje do konserwacji, chyba że zdechnie zupełnie to wtedy ktoś tam wsadzi łapy. Kolejną sprawą jest, jak to u większości dmuchaw, głośna ich praca, szczególnie własnie jak się zabrudza w środku. Czasami jak jadę w tram to one praktycznie wyją. Kolejną wadą jest możliwość przepalania się urządzeń grzewczych w środku, jakiś spiral czy lamel, które w wyniku słabego przepływu powietrza (zabrudzenie dmuchawy) nie są w stanie się schłodzić. Efekt jest taki, że po iluś latach dmuchawa taka niby działa, bo wentylator pracuje (przedmuchuje nagrzewnicę), ale efekt grzania jest znikomy, czyli w tram jest zimno. Nawet 825 jak z nim wczoraj rozmawiałem powiedział:
- skoro wentylator pracuje, tzn. że urządzenie działa.
   No w sumie tak, bo pracuje wentylator, a to że nie grzeje to już mniejsza...
  A stare grzejniki bagnetowe grzały przez 20 lat i więcej i nic się generalnie z nimi nie robiło. Nikt też nie musiał łap do nich wsadzać, chyba że się przepalił, ale to były rzadkie przypadki. Po za tym usterkę przepalenia można było łatwo stwierdzić. W dmuchawach, jeżeli nie padnie wentylator, a np. przepali się część urządzeń grzewczych, to większość uznaje taką nagrzewnicę za sprawną - no przecież dmucha (825 wyżej). Może na korzyść nowych jest właśnie konserwacja książkowa, bowiem taką nagrzewnicę dmuchającą jest teoretycznie łatwiej, a przez to i taniej konserwować (się rozpędziłem) tzn. wymienić.
  Co do poboru prądu przez owe urządzenia, by porównać zużycie, to przekopałem internet i nie znalazłem danych. Ma je dostarczyć 825 po rozmowie na wozowni z elektrykami.
  Czemu w ogóle to napisałem? Otóż ostatnio z kopalni wracałem starym wagonem właśnie z takimi starymi grzejnikami. Nie dość, że ciepło w wozie to jeszcze cicho! To jest dopiero osiągnięcie lat 70-ych.
  Z innych spraw. Ponownie po sylwestrze zgubił się 174. 979 przez to łazi naładowany, ale przez stację tylko przechodzi, to też tego ujadania mało słyszę. Po raz kolejny podnosi sprawę wysłania jego larwy do domu dziecka lub do dziadków, jako rodziny zastępczej.
  W sumie to już 3-ci raz jak 174 się gubi i nie porozumiewa się z rodziną (do dziś włącznie). Kij z tym, jakby nie miał larwy, ale no właśnie, co z nią zrobić?
  Kończę, bo czyszczenie po szczurach na dziś zaplanowane, a później chwytanie następnego/ych, choć nie wiem czy to coś pomoże, bo chyba graniczna linia została już przekroczona.
Narka.

środa, 3 stycznia 2018

Środa #1297

   Jakby ktoś myślał, że łapanie szczurów jest takie proste - to nie jest. Wczoraj zdemolowałem pół kuchni i żadnego nie złapałem. Chyba jestem za miętki do tego, bo sytuacji by jakiegokolwiek złapać było 3, a żaden nie został. Pozytywem jest posprzątanie części kuchni, w której one się załatwiają, bo z tym mam zaległości.
  Dokarmialiście kiedyś gołębie na jakimś placu? W pewnym momencie, wystarczy że jednemu się coś nie spodoba i nadaje sygnał "alaaarmaaa..." i wszystkie prawie w jednym czasie wznoszą się w powietrze. Tu jest podobnie. Wystarczy, że jeden szczur nada ten sygnał i reszta w promieniu paru metrów chowa się momentalnie do jakiś zakamarków.
  Nie mam jakiegoś skutecznego sposobu ich wyłapania. Chciałbym z najstarszego miotu wyłapać wpierw samce, bo one niestety mogą się przyczynić do następnego rozrodu, ale gdzie tam wybór, jak żadnego nie złapałem. Mimo młodego wieku rozróżniam je, wiem który to samiec, która to samica, bo na, względnej, wolności rozwijają się prawidłowo.
   Dziś łapanie z pomocą 979, mam nadzieję (to źle dla szczurów), że pójdzie dobrze. Ale nie ma wyjścia. Przy karmieniu, bo są pory, w których je karmię, naliczyłem ostatnio ponad 20, chyba że doszedł kolejny miot. Jutro ma też być wyprawiony miot jeszcze nie chodzący, ale już rosnący. Są trzy takie mioty i wszystkich muszę się pozbyć. Tu wychodzi to co czasem się mówi, że brak decyzji jest też decyzją. I tak było. Brak decyzji o zmniejszeniu ich liczebności (to tak łagodnie napisane) jest przyzwoleniem na rozmnażanie, czego w planach nie było. Teraz, niestety, trza będzie to nadrobić (wiem, to bardzo złe określenie) ale co zrobić... Jeszcze trochę i będzie jak w Ratatuj, kiedy babcia odstrzeliła sufit i spadł jej z gromadą szczurów.
   Na razie kolejne rozmnażanie zatrzymane, bo najstarsze samce poszły do węża, ale kolejne rosną.
   Miałem jechać dziś na kopalnię, ale z powodu łapania szczurów, a także niechciejstwa wyjazd odwołałem. Nadto późno się obudziłem (09:20) to po rozruchu była już prawie 11:00, a na 17:00 musiałbym być z powrotem, by łapać z 979 szczury, to też użyteczny czas pracy na kopalni wyniósł by około 2,5h więc bardzo mało. Jutro mam być na st. mac. na 18:00, to przeniosłem wyjazd.
   No i na koniec foty kolejnej znalezionej budki telefonicznej na kopalni.
   Niestety one są spawane, bo jakby były skręcane to jeszcze można by je było rozebrać i targać, ale teraz to chyba pozostanie cięcie ich kątówką.
   Jakby się ktoś miał pytać, to telefon w środku jest jeszcze sprawny. Po podniesieniu jest sygnał w słuchawce. *I jeszcze jedno ujęcie.

   Tyle, bo muszę wywieźć cysternę do mamy 979 i zabrać się za ogarnianie st. mac., co nie stracę dnia. Narka.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Poniedziałek #1296

  Jeden z bardziej beznadziejnych sylwestrów, ale takie też są, oprócz tych zajebistych. No cóż. W tym roku spasowałem z imprezką, pamiętając poprzednie wpisy, że dla krótkich chwil obciągnięcia jakimś małolatom, organizowanie całej imprezki, następnie sprzątanie po niej, to już chyba nie dla mnie. To też w tym roku totalnie odpuściłem.
   Za to od 16:35 do 20:25 byłem kierowcą przewożąc, rozwożąc i odwożąc uczestników różnych imprez sylwestrowych.
  Wracając do sprawy spiny między 172 i 371, to oczywiście sprawa rozwinęła się dalej. Niestety nie wszytko mogę tu opisać, ale 371 użył w starciu ze 172 narzędzia, a to już jest w kodeksie skurwielowym poważne wykroczenie. To narzędzie raziło głowę 172, jednak ten zaprawiony w bojach przeżył to. Niestety, to ma swoje konsekwencje. Jeżeli starcia ręczne, tzn. bez dodatkowych narzędzi są trawione przez skurwieli jako normalne wyjaśnianie spraw, to użycie narzędzia już nie, przeto to, ze strony 172 nie będzie pozostawione bez odzewu.
  W związku z tą sytuacją musiałem się skonsultować z 979, którego odbierałem popo wraz z nibylaską od niej i wiozłem na imprezkę na tauzen. 979 potwierdził poważność sytuacji i razem ustaliliśmy, że, niestety, w związku z zaistniałą sytuacją trza dać 371 czas na zwolnienie toru na grupie C. Ten czas to 3 tyg., bym wyszedł też z "twarzą" z tej sytuacji. Mam nadzieję, że w tym czasie nic się nie nawyrabia na stacji macierzystej, bowiem sytuacja jest groźna.
  Oczywiście nie znam kodeksu skurwielowatego dobrze, a jak potrzebuję to posiłkuję się info u 979, jak zrobiłem dziś, ale, co pisałem we wczorajszej notce, to może mieć konsekwencje i jak widzę dziś już ma.
  Po za tym, jak przed południem odwoziłem 979, bo w nocy stacjonował na st. mac., to mówił, jednocześnie zastanawiając się, czy dobrze zrobił wchodząc w związek z nibylaską, bo ona się szybko obraża, on się raczej nie zmieni i w ogóle nie wie, co będzie dalej (no ja niestety też). W przyszłym roku (już w tym) mają zamieszkać razem w mieszkaniu matki 979. To będzie sprawdzian dla związku. Uczucia miłości w zderzeniu z bieżącym życiem osadzonym w wiosce.
   No w sumie to napiszę, choć zastanawiałem się czy to zrobić. Po spięciu między 172 i 371 poszliśmy w trochę odosobnione miejsce. 172, jak przystało na rasowego skurwiela do starcia rozebrał się do klaty. Jak to przy spięciu, adrenalina się podnosi, organizm zaczyna pracować na wysokich obrotach, przeto 172 w klacie, z napiętymi mięśniami i rozgrzany stał się obiektem pożądania dla mojego instynktu pożądania. Przykleiłem się do niego od tyłu, głaszcząc go po klacie, brzuchu, bicepsach. Wszystko rozgrzane, bo przed chwilą było gotowe do akcji. Na wierzchu napięte żyły wypełnione krwią przetaczaną w zmożonym tempie przez serce. To ciepło bijące od całego odkrytego ciała, to bezcenne. Wyglebiliśmy na podłogę. Pytałem się czy dać mu jakiś koc, czy podkładkę na podłogę, ale powiedział, że schłodzenie (w sensie od podłogi) dobrze mu zrobi. Dla mnie to lepiej, bo działało to jeszcze bardziej na mózg. Jak siadłem na nim, to odbierałem jego ciepło ciała, jednocześnie czując rosnące napięcie w jego organie i dodatkowo ruchy pionowe brzucha wzbudzane przez mózg i naprężający się jego organ. Już prawie dochodziłem, kiedy usłyszeliśmy jakieś odgłosy z grupy A. Na niej pozostał kolega 172, a najprawdopodobniej wszedł na nią 371. Oczywiście 172 wystrzelił prawie z pode mnie na grupę A chcąc sprawdzić co tam się dzieje i jednocześnie polując na 371. Jak szedł na grupę A, to 371 wydalił się na grupę C i po chwili 172 powrócił do miejsca ubocznego, pozostawiając na grupie A swojego kolegę, informując go by siedział przed kompem i nie wchodził nam przeszkadzać w "rozmowie".
   Musiałem zacząć od początku, mózg też od nowa musiał się wstawić na odpowiednie tory i załapać sytuację. Jego nagrzana klata, brzuch, wyżyłowane mięśnie rąk - biceps, przedramię, to robiło takie wrażenie, że długo nie trwało.
   To w ogóle dla większości trudno będzie zrozumieć - dosiadanie rasowego skurwiela, który przed chwilą, czy przed kilkoma minutami, prawie miał starcie. Co też pisałem wielokrotnie, jakby chciał, to by mnie położył jednym ciosem, to jednak jakoś mnie trawi i mało tego reaguje na to co robię (dla mnie pozytywnie). Zresztą nie będę się teraz nad tym rozwodził, szerzej to opisywałem w jakiś tam poprzednich wpisach.
   No i nie wiem czy zaczynać jeszcze jakiś inny temat, może pozostawię to na następny wpis. Ciągle się nie wyrabiam z wpisami, z fb dot. stacji RKP (RCL) i z wieloma sprawami. Jak się weźmie za dużo obowiązków na siebie to tak jest. Coś musi leżeć odłogiem.
  To jeszcze się załapie. Otóż, mam już jakieś doświadczenie życiowe, przeto pewne sprawy, rzeczy jestem w stanie przewidzieć jak również zachowania, reakcję ludzi. Czasem staram się im (mięśniakom) tłumaczyć, podawać rozwiązania, ale często jest to, jak grochem o ścianę. Następnie przyłażą, bo nie wyszło, bo coś tam i potrzebują pomocy. Co raz częściej też przypominam im, iż wnosiłem inne rozwiązania, ale nie skorzystali, to teraz niech się walą na ryje. Nie ma oburzenia w ich zachowaniu (w końcu mięśniaki-skurwiele), ale czują się trochę zakłopotani moją odmową działań już po, kiedy można to było rozwiązać inaczej. Mnie też nie chce się już prostować spraw, które mogły toczyć się inaczej.
  To tak jeszcze statystycznie dopiszę, że na sylwestra temperatury jakich można sobie życzyć. W nocy było 6C, więc nikt pewnie nie zamarzł na imprezkach sylwestrowych plenerowych. Dziś też w ciągu dnia 6, 7C. Dobrze, mniejsze koszty ogrzewania, a białe dziadostwo nie utrudnia funkcjonowania.