Za ścianą kupili mieszkanie, które stało puste 4,5 roku (właściwie to chyba 5 lat). Ekipa remontowa od miesiąca kuje wierci, rozwala. Nie było by w tym nic dziwnego, ale przyjeżdżają do roboty na 08:00 (chyba i tak dobrze pod kątem wysypiania się). Zaczynają od kucia wiercenia itp. czynności hałasujących. Trwa to do przerwy śniadaniowej ok. 11:00, po czym już do końca czyli do 15:00 nie wiercą, nie kują, nie młocą.
Czy oni qrwa nie mogli by tego grafika przestawić? Kuć, wiercić, napierdalać od 12:00 do 15:00, a to co robią w tych godzinach przenieść na ranne? To tak jakby na złość nie dawali innym spać. Jak na "Dniu świra". Nawet jak jestem zmęczony i chciałbym dłużej pospać, to nie - qrwa, jakby tą wiertarką i młotem odbijali kartę pracy. Oczywiście po wczoraj jestem zmęczony. Wróciłem o 22:05 z kopalni. Nim procedury wyłączeniowe się skończyły to była północ, a wyglebiłem ok. 00:20
Przez weekend tyle się wydarzyło, że chyba w jednej notce tego nie opiszę.
W piątek byłem u 622. Ostatnio byłem u niego jakieś pół roku temu. W zasadzie nic się nie zmieniło, a co najważniejsze z nim też. Dalej wygląda dobrze, ząb czasu nie spowodował widocznych zmian zewnętrznych u niego. Nadal jest szczupły, umięśniony i pali e-papierosy. Natomiast jego laska się roztyła, choć ujął to łagodniej, ale niby od stycznia ma iść na jakiś fitnes, czy coś takiego, by powrócić do dawnych kształtów.
Inicjatorem wizyty był odbiór 4 piór do pisania, z drewna. Takich niby lepsiejszych, choć moje obecne pióro za 3zł z kaufla nadal pisze, a to już 6 lat i nie narzekam. Stosunek ceny do jakości 100%. Choć jest już po kilku naprawach rewizyjnych, to nadal można nim pisać, a co najważniejsze jakbym go gdzieś zgubił to się zamortyzowało.
Także w pt. popołudniu przylazł 972. Wypytałem go trochę o małych skurwieli, a kartoteki im rosną.
Otóż pierwszy z jakimś innym małym skurwielem spacyfikowali (pobili) innego skurwiela, by w hierarchii pozostać na górze drabinki. Niestety za ten czyn, bo i tak już balansował na krawędzi, został przeniesiony z Gliwic z ośrodka do Kalet, czyli jeszcze dalej i tak zwolnił miejsce na drabince w ośrodku z którego odszedł (odszedł król, niech żyje nowy król). Tam nie ma już książek do nauki, bowiem dyrekcja doszła do wniosku, że na tym poziomie skurwielowstwa uczenie jest już zbędne i korzystają tylko z komputerów. Zresztą czy oni chcą się uczyć? Może to i dobrze z książkami, bo tylko niepotrzebne wydawanie kasy.
Drugi za "dobre" zachowanie został od pingwinów przeniesiony do Kielc. Żona od 972 była tam tylko raz, bo coś musiała załatwić, zresztą i tak czasowo nie da się tych wyjazdów do wszystkich ogarnąć.
Trzeci, również za dobre zachowanie jest w Zbrosławicach. Jest wersja z urlopowaniem na święta, ale by być na szczycie drabinki, w ramach dobrych uczynków skurwieli wybił gdzieś tam szybę w ośrodku i jego wyjazd nie jest pewny.
Czwarty jest nadal w Mysłowicach, ale jak długo nie wiadomo, a po za tym nie wiem jak zakończyła się sprawa o odebranie praw rodzicielskich, więc jak się dowiem to napiszę.
To pojedziemy jakoś w okresie świątecznym do wioski 972 zobaczyć małych skurwieli, choć najstarszy będzie miał teraz 16 lat.
Sobota i oczywiście kopalnia z nastawnią RKP. Jakiś dzień wpadek. Wpierw, choć procedury zakładają sprawdzenie, nie sprawdziłem czy mam klucz z kłódki, którą zakładam na drzwi punktu socjalnego. Po odebraniu kluczy z nastawni, podchodzę pod pkt. socjalny, a tu zonk. Włamanie do środka zajęło jakąś godzinę. Jak już udało się, to pojechałem wózkiem roboczym na tor wyciągowy. Zapatrzałem się w odpływ wody przy zwrotnicy 201 i wózek wykoleił się dwiema osiami (spadł cały) z szyn. Znowu pół godziny stracone, bo musiałem go rozebrać z czego się dało, by go ponieść samemu i wkoleić. Jak już się udało, to pod pkt, socjalny, co by go załadować m.in. kolejnymi wężami strażackimi i na nastawnię.
Ruszyła pompa do pompowania wody z piwnicy. Węże okazały się na szczęście na tyle długie, że doszły po rozwinięciu do jakiegoś zbiornika wodnego przy dawnej zmiękczalni wody Huty Pokój i tam wodę wlewałem. Docelowo ma być woda pompowana do odległego od tego zbiornika o ok. 30m kolektora wodnego, z którego jest już spływ na Bykowinę, by w ogóle się tej wody pozbyć z terenu. Pierwsze uruchamianie trochę trwało, to tez w ciągu dnia wypompowała 8 cm wody, bowiem robiłem też przerwy, dla np. prostowania i niwelowania zagięć węża strażackiego co zmniejszało przepływ wody. Po 17:00 rozpocząłem zwijanie węży i pompowanie zostało zakończone. Następnie przejazd wózkiem pod pkt. socjalny, gdzie wózek zostawiłem do nd., bo przetaczanie go pod sortownie było niecelowe, tym bardziej, że w nd. znowu bym nim jechał, a opadów miało nie być. Po zeżarciu na punkcie socjalnym, przebraniu się i umyciu wyruszyłem na stację macierzystą.
Na kopalni czego się nie dotknie to od razu ma się czarne ręce. Ciągle je więc myłem, a ubierając je miałem już totalnie suche i jak wkładałem rękawiczki to czułem jak szarpię materiał.
Po otwarciu stacji macierzystej, oczywiście, wszedł jeszcze, krótko po moim otwarciu, 834. Czasem mam go już dość, ale trudno.
Niedziela. Wyjazd opóźniony, bo na stacji 371 i ciągle do mnie gadał, to też rozpraszał mnie przy pakowaniu i w procedurach wyjściowych, dlatego dopiero zebrałem się o 12:10.
No dobrze. Niedzielę opiszę może jutro, bowiem procedury i pełno zajęć. Był 174 i wszystko, i tak się opóźniło, a teraz terminowe spr. do załatwienia, to notkę bym pchnął dopiero w nocy, więc teraz tyle. Narka.
No jakbyś nic a nic z robót rem-bud nie kumał, doprawdy! Drogi Kolego, pozwól więc, że Cię objaśnię, byś nie bulwersował się nadaremno. Toż to przecież najnormalniejsze pod słońcem, że zrazu hałasy, a potem cisza.
OdpowiedzUsuńNajpierw się wierci i kuje,
a potem to wszystko szpachluje.
:-D
Jakby nie można było wiercić, kuć od 12:00 do 15:00, a rano to zaszpachlować.
OdpowiedzUsuńW pn. czyścili kątówką metalową konstrukcję od 08:00 do 17:30. Myślałem, że oszaleje. Najlepsza była przerwa śniadaniowa.