W pon. byłem tak potwornie zmęczony, że wieczorem nawet nie budziłem 371, który tradycyjnie zajął część mojego toru postojowego na noc, tylko zająłem inny tor przynosząc z grupy D materac i prześcieradło, z grupy B kołdrę i wyglebiłem. Jakąś minutę góra dwie trwało zaśnięcie, co w ostatnim okresie nawet półrocznym czy rocznym jest rekordem. Zwykle nawet jak padam zmęczony, to w krótkim czasie przychodzi chwila, że już prawie zasypiam, następnie mózgowi się coś przypomni, włączy się, wejdzie na obroty i działa przez następne 20 -40 min., czasem nawet ponad 60 min. Więc pon. najlepiej świadczy o punkcie kulminacyjnym załatwiania spraw, zajęć bieżących i organizacji tego wszystkiego wokół. Było by i może lepiej, gdyby na stacji macierzystej był bezruch popołudniu czy wieczorem, ale gdzie tam... Ruch trwał do samej 22:00 w tym na stację wszedł 972, którego tu nie było z dwa tyg. Na szczęście z rozmowach absorbował 371 i innych, ale mnie trochę też, inni też to też @ z raportem z dnia do stowarzyszenia pisałem ponad 2h, ale i tak na szczęście wyszedł fajny. 972 zaprosił mnie do siebie, bowiem żona w tym tyg. ma na popołudnie to ma chatę wolną. No trza będzie skorzystać, może nawet i dziś.
Tego też nie opisałem, bo ten ciągły brak czasu. 172 jest na delegacji w Gdyni jakiejś tam (dzielnicy) i jak to mięśniakik-skurwiele dupić się chce. To też, już kiedyś do mnie dzwonił w tej sprawie by na necie mu poszukać domówek, umówił się na taką domówkę i na sam koniec kiedy miał wyjść zadzwonił do mnie i przez telefon, przy niej, nawija że jest załamany bo mu nie stanął i nic z tego nie wyszło. Od razu sobie pomyślałem - nie jest źle, przy mnie mu staje, ale wiem jakie to uczucie dla samca, jak organ odmawia posłuszeństwa i robi wrażenie defektu.
Niestety obowiązki wzywają, czyli wyjazd na kopalnię, a na koniec kilka ujęć chwilowo uratowanego toru, bo decyzje wiążące jeszcze nad nim nie zapadły i fadroma z zębiskami tymczasowo się wycofała.
Powyżej miejsce ustawienia rozjazdu, którego wcześniej nie zauważyłem. Tu zbiega się tor łącznikowy nr 20 z torem piaskowym (piaskowy to ten prosty).
Poniżej zarośnięte i zabłocone iglicy rozjazdu nr (no właśnie nie wiem jaki to nr, ale dowiem się). Dalej jest jeszcze ok. 100 m i przed strumykiem tor się kończy.
Poniżej miejsce końca toru, nagle urywający się potoczek wpada własnie do prostopadłego strumyka, a tor się tu kończy.
Poniżej, widok w drugą stronę od strumyka na zwał węgla, w trasie jest rozjazd o nieznanym na razie numerze.
Poniżej, wiadukt, na którym biegł tor nr 16 ze stacji RCL do szybu Lech. Ten tor w części istnieje, kończy się jakieś 100 m od wiaduktu i z czasem będziemy go odkopywać i udrażniać.
Tyle, bo kopalnie u UM czekają, tzn. sprawy tam do załatwienia. W UM to chyba średnio na mnie patrzą, bo zaś idzie ględzić. To narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz