sobota, 31 grudnia 2016

Sobota #1124

   Wczoraj jechaliśmy z 979 na pogrzeb kolegi żółto-zielonego. W drodze mijaliśmy inny pogrzeb, w którym w kondukcie żałobnym maszerowało może 10, 12 osób. Skromny pogrzeb i tak głośno z 979 się zastanawiałem, czy nie lubili tej osoby, była odludna, czy co się stało, że taka garstka ludzi kroczy. Do kościoła gdzie miał się odbyć pogrzeb żółto-zielonego przyjechaliśmy 10 min wcześniej, czyli ok. Większość ludzi już była i średniej wielkości kościół zapełnił się cały, nawet stali. Ale co się dziwić. Imprezki żółto-zielonego przyćmiewały nawet ten na stacji, choć czasami go doganiałem. Prawie 3/4 wiochy brało udział w imprezkach u żółto-zielonego stąd, połowa kościoła to imprezowicze z dawnych i trochę ostatnich czasów. Mszę odprawiał młody ksiądz. Widać poziom edukacji spada nawet w przygotowaniach duszpasterskich. Ksiądz z nie najlepszą dykcją, przy kazaniu trochę bredził, śpiewając fałszował, dobrze że była tam jakaś chórzystka, która nadrabiała za niego i nadawała tempo. Już jak wracaliśmy to powiedziałem 979, że jak się kiedyś przekręcę to żadnego młodego księdza nie chcę na pogrzebie. To podobnie jak byłem na ślubie u 823, był młody ksiądz, który równie beznadziejnie bredził dla pary młodej. Czasami tego aż nie da się słuchać i wczoraj wyłączyłem się ze słuchania myśląc o czymś innym. Nie wiedzieć czemu, ksiądz jakoś tak szybko z mszą, jakby na wyścigi, jakby następny termin czegoś tam, też tak trochę nie fajnie, ale co zrobić.
  W drodze powrotnej mówiłem 979, że raz byłem na pogrzebie na cmentarzu komunalnym i pracownik z ramienia UM wygłosił mowę. Było to może z 15 lat temu, ale do dziś pamiętam, że była to najładniejsza mowa jaką słyszałem na pogrzebie. Było to podsumowanie naszego życia, z dokonaniami, z przeżywaniem, do tego wplecione zręcznie informacje o zmarłym, którego znałem i to robiło wrażenie. Czyli ktoś odrobił zad. domowe. Wczoraj ksiądz w ogóle. Przecież żółto-zielony zapił się na śmierć, a ksiądz bredził jakby to była kryształowa postać, której się było nagle zeszło. Chyba nie tylko ja odniosłem wrażenie, że to miało być o kimś innym.
   Najgorsze przeżycie dla matki, chować dziecko do grobu, bo jak ta kolejność jest zachowana to jakby normalne, jak się zaburzy to już jest tak dziwnie. Matka przy grobie krzyczała, że to ona tam powinna być, a nie jej syn.
  979 był przedwczoraj we wrocku na wyjeździe wycieczkowym. Pojechał tam ze swoimi kolegami i dość trochę wypili. To łykanie było do tego stopnia, że w drodze powrotnej, już na dworcu katowickim od słowa do słowa i 979 pobił obydwu. Jednego ciulnął, drugiego sprowadził do parteru, ale sok-iści ich rozłączyli. Wracali na wioskę już osobno i 979 w drodze miał jeszcze jedno starcie. Z kimś już obcym od słowa do słowa i wpierw ten obcy załadował mu cios na żebra, następnie 979 plombę na ryj temu gościowi i poległ na msc. Jak opowiadał to 371 w nocy jak wszedł na stację to na koniec powiedział 371, że czuje się spełniony. No nie dziwię sie. Skurwiele wioskowe, podobnie jak małe skurwiele o 972 potrzebują okresowych walk ulicznych, aby adrenalinka, móc o czym opowiadać, chwalić się (jeżeli się wygrało) i być na topie i aktywnym. Podobnie tu, choć po obudzeniu się 979 miał kaca moralnego, że pobił swoich dobrych kolegów. Ale wyuczonych, nabytych odruchów skurwielowskich nie da się pozbyć. Rasowy skurwiel, zawsze czy do końca będzie rasowym skurwielem i podobnie jak 172 okresowe walki są czymś naturalnym.
  No dobra, teraz tyle, bo już w stacji 826 i 834 więc przymusowo muszę kończyć. Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz