środa, 31 lipca 2019

Czwartek #1573

   Pamiętacie 371? Stacjonował na stacji na grupie C przez jakieś 1,5 roku. Jakiś czas temu się wyprowadził, a właściwie to został wyprawiony ze stacji, bo sytuacja stawała się drażliwa.
   Wczoraj spotkałem jego niby laskę, która przekazała mi, że nie była jego laską, natomiast 371 utrzymywał, że jest jego laską i takie info rozprzestrzeniał. Mieszkał u niej ponad pół roku, po czym ona też się go pozbyła. Ostatnio, po nr tel. znaleźli ją śledczy i wypytywali o 371 bowiem jest poszukiwany listem gon. Niby lasce nie chcieli powiedzieć co zrobił ale powiedzieli jej że sprawa jest poważna.
  Niby laska przedstawiła go w zupełnie innym świetle. To tak jest, że wiele osób, jak nasz rząd (chyba czerpią z niego przykład) wyłagadza się, pokazuje w zupełnie innym świetle i że wszystko jest ok. Po wysłuchaniu jej ten środek ciężkości bardzo się przesunął. Wiadomo, inaczej będzie się zachowywał u laski pomieszkując u niej, inaczej na st. mac. Tu w zasadzie był mało obsługowy, co jej powiedziałem. Przychodził po pracy, zeżarł coś z obiegu z cysternami, wyglebiał przy TV, jak obecnie 172 i do rana był spokój, stąd jakieś jego dziwactwa w zachowaniu nie objawiały się. Nadto, na st. mac. przeważnie są jakieś składy, lub nawet ich spora ilość, to wszelkie dziwactwa były by spacyfikowane przez inne drużyny trakcyjne. A tam jak on był z nią sam, to uruchamiały mu się samcze zachowania. Np. powiedziała, że kiedyś się przebudziła, bo miała uczucie (już o tym kiedyś pisałem - taki 6-ty zmysł), że ktoś nad nią stoi. Otwiera oczy, a tu 371 który wali konia lub wali Niemca w kasku (mogą być i inne określenia). Powiedziała mu oczywiście, by z kutasem wypierdalał do swojego pokoju, ale sam fakt czegoś takiego.
   Do tego dochodzą dziwne sms-y do niej, które, jak ona stwierdziła, mogą ukazywać, że z jego mózgiem nie wszystko jest ok.

  Ostatnio z kimś rozmawiałem o zdjęciach, któryś kiedyś natrzaskałem pełno, a których teraz w ogóle nie oglądam, bo nie ma na nie czasu itp. Ale one są zarchiwizowane na @, a co jak mnie nagle strąci? Nikomu nie dałem hasła do skrzynek pocztowych, to przepadną. Postanowiłem więc choć trochę umieszczać je na blogu, przynajmniej zostaną na kiedyś. Za nim je znajdę to coś dla śmiechu.
  Symulator samolotów.

  Nie napisałem o tym, ale od kilku dni stacjonuje na grupie A 172. Od czasu jak jego niby laskę zamknęli, o czym pisałem, to by nie być samemu w mieszkaniu, to przebywa na stacji. Oczywiście czasem coś robimy, to czasem to często wypada co 1,2 dnia. Przedwczoraj był prosto z budowy, jeszcze ubrudzony z budowy, na przedramieniach miał jakieś resztki zaprawy, czy gipsu. Siedząc na nim, widząc jego plecy, co na zdjęciu ileś tam dni temu było i te ręce prosto z budowy, zakurzone jakimś pyłem budowlanym, to czułem się jakbym go wciągnął z rusztowania do mieszkania, zrobił z nim co trzeba i ponownie odstawił go na rusztowanie. Siedząc na nim mózg po raz nasty dostał tą tęczą od szeregowego (172) i zwariował. Widok jego wyżyłowanych rąk, szczególnie na przedramieniach, które z powodu pozycji były jeszcze bardziej wyżyłowane, bo krew zostawała na jego rękach, powodując charakterystyczne wyjście żył na wierzch skóry, tak bardzo podniecające.
  Siedząc na nim, widok naprężonych mięśni na plecach, zmieniających się pod wpływem moich ruchów też był niesamowity. Nadto jeszcze te umięśnione barki, bicepsy powodowały wariacje mózgu.

  W ciągu kilku dni obejrzałem serial dostępny na yt. "Nieznane katastrofy" o katastrofach z przed 1990 r. To 20 min odcinki w których pominięto bezsensowne wypełniacze czasu, jak sformułowania typu:
- moja córka jechała tym poc. Miała pomarańczową bluzkę, torebkę i misia pluszowego, do którego była bardzo przyzwyczajona. Była pogodną, promienną osobą, bardzo inteligentną, wesołą itp.
  Czyli info, które nie ma żadnego znaczenia dla przyczyn katastrofy. W przeciwieństwie do serialu "Czarny serial", w którym takie wypełniacze czasu się pojawiają, ten jest merytoryczny i nie zawiera w/w bezsensownych sformułowań. Jakby ktoś chciał to odcinki dostępne są tu. Odcinki czarnego serialu można obejrzeć, bo zawierają inną tematykę, nie pokrywają się. Obie te serie są stare i dzięki temu chyba na takim poziomie. Dziś, być może jak z katastrofami w przestworzach, były by to 40 minutowe molochy w których 20 min było by o niczym. Akurat te 20 min nieznanych katastrof, czy czarnego serialu to nadaje się do obejrzenia jadąc do pracy, czy wracając z niej.
   Tyle, bo wczoraj dzień zleciał na niczym, to dziś chcę już nie mieć kolejnego z gowy. Tymczas.

Środa #1572

  W nd. pojechałem do parku chorzowskiego. Siedzę na stacji już tyle dni, to czas się wyrwać.  Ogólnie jest dramat. W czasie przejazdu tylko dwu mięśniaków spowodowało wdrożenie hamowania, już nie tego nagłego. Tylko dwu. Co się z tym społeczeństwem dzieje? Już to pisałem kilka razy, że współczuję laskom tych nowych mięśniaków, bo to jakiś ogólny dramat. Te miastowe flaczki się nie mieszczą w widełkach wyglądowych, a co dopiero dotykowych. One pozostają same sobie i nie mają dużego wyboru, a nawet jak już mają, to pewnie jakieś bezmózgi jak małe skurwiele od 972. Co z takim mięśniakiem robić? Wygląda fajnie i to tyle. I nic więcej. I tak się dzieje w wioskach, w tej macierzystej i w tych przyległych.
  W parku było takich dwu, co obsługiwali nadmuchane koła z folii, do których wchodziły dzieci i na takim nadmuchanym basenie kręcili się w tym balonie. Obsługa tej "atrakcji" to dwu (powiedzmy) mięśniaków. Tzn. ten młodszy jeszcze był mięśniakiem (tu i teraz), ten starszy, właśnie był mięśniakiem, może pół roku temu, może rok.
  W wiosce jest też, czy był, taki przejebanie ładny mięśniak. To co pisałem kiedyś. Oni posiadając wiedzę, ze tak wyglądają, przestają dbać o swój wygląd. Obecne życie nie sprzyja utrzymaniu takiego, to też trudno jest je utrzymać. I ten mięśniak widziany jakiś czas temu, jakieś czasy temu, systematycznie pogarsza swój wygląd po przez niedbanie o to, co mu natura dała. Za kilka lat z tego co było, jeszcze jest teraz, było wcześniej, nie pozostanie ślad. Kolejny, przejebany mięśniak zniknie z powierzchni. I co? I nic. Był, nie ma go i jest git. Laska, która go poznała jak fajnie wyglądał musi się biernie przyglądać jego pogorszeniu stanu, jak spierdoleniu wyglądu.

   Wczoraj zawiozłem do katos, na dworzec PKP, 979 jego niby laskę na poc. do Kostrzyna na Woodstock. Poc. z Krakowa, podwójny skład, tzn. wagony z przodu na Kołobrzeg, a z tyłu na Świnoujście. Skład łacznie 12 wagonów w tym dwie sypialki. 979 umieściłem w przedostatnim wagonie przed sypialnym, bo nie będą tam przechodzili i mogą się w przejściu rozłożyć. We Wrocławiu przełączany na poc. z B.B. do Kołobrzegu, ciągnący też wagony do Świnoujścia. Na dworcu jest mcDonld's, a tu się zdziwiłem, że tam "za ladą" pracował 521 w tym dniu ostatni już raz po 1,5 roku pracy, a od 1-go do nowej pracy w sklepie zoologicznym i dorywczo na karmieniu zwierząt pozostawionych na okres wakacji i nie tylko w mieszkaniach i domach. W nowej pracy 25 zł/h. Nie spytałem czy netto, czy b. ale nawet jak drugie, to nie jest źle, a jak sam mówił, znacznie mniejsze obciążenie organizmu. Przekazałem mu, iż widziałem oferty pracy w macu i jak mi powiedział z dawnej ekipy 80 ludzi do zapełniania tygodnia pracy, dziś jest 30-tu. To się posypało.
   Ale przy okazji, to wioskowa szkoła podstawowa też głosiła zapotrzebowanie na matematyka. Zastanawiam się, a co jak się ów nie zgłosi, nie będzie od września matematyka. Kto te zajęcia będzie prowadził? Woźny, jak było na maturach, że okazało się, iż też się nadaje do komisji egzaminacyjnej, to teraz nada się do nauczania matematyki?
  Jeszcze rok, dwa i tak braknie nauczycieli, jak lekarzy. Tylko w szpitalach jak ich nie ma zamyka się oddziały, a co zrobi szkoła?
  Dobra, bo z tymi notkami ostatnio dramat. Muszę tą wypuścić, bo jak nie to dopiero będzie jutro, a do jutra to już są niusy z dziś, a jak przeciągnę, to znowu się nie zmieszczę. Tymczas.

niedziela, 28 lipca 2019

Niedziela #1571

  Białystok. Teraz kojarzy się z zamieszkami ulicznymi z pewnym podłożem. Ale co się dziwić. Poziom edukacji w szkołach systematycznie spada. Jeszcze kilka lat i będzie poziomem jak w filmach amerykańskich. Zachowania osób po takich szkołach są łatwe do przewidzenia. Czyli w szkołach młodzież niewiele się uczy. Nie wynosi stamtąd wartości, dobrych wzorców, w sensie tego co przekazują na lekcjach, bo już negatywne wzorce z korytarzy, jak najbardziej się wynosi, rozpowszechnia, wprowadza w życie.
   Kolejną porcją wzorców są filmy dla młodzieży. Czasem na takie wpadam, na jakiś odcinek serialu uciekając przed globulkami na innym kanale. I co tam jest? Wzajemna nienawiść, wyzwiska dla rówieśników, starszych młodszych, wyśmiewanie się z inności. To występuje tam masowo. Jak w takim razie po takiej dawce "pozytywnych" doznań mają się zachowywać inaczej, skoro media, które w końcu kreują zachowania, mody, ubiory, style zakorzeniają w nich wzajemną nienawiść, wrogość, nietolerancje i inne negatywne cechy. Czego w takim razie mamy oczekiwać po młodzieży w jej zachowaniach? Skoro daliśmy jej takie wzorce, to ona się tak zachowuje, jak ma naście lat i jak ma te dwadzieścia kilka. Nawet w filmach dla dorosłych z typowym "amerykańskim" scenariuszem jest wyśmiewanie z byle jakiego powodu, obrzucanie wyzwiskami, takimi niby śmiesznymi, ale jednak poniżającymi.
   Wczoraj był na stacji 972 ze swoim 2-im i 4-ym (małymi skurwielami). 4-ty nie umie mówić poprawnie, to co pisałem tu i nadal tak zostało. Tzn. mówi jakby bardziej zrozumiale, ale do jakiejś płynności mówienia, poprawnego wysławiania, a już o dykcji nie wspomnę, jest przepaść. Powiedziałem 972, by go uczył mówić, na co on:
- niech ona go uczy (w sensie żona).
  Do 2-go nawet się nie zwracałem, bo on sam nie mówi poprawnie, 3-ci też tak nieszczególnie, a 1-szy jest zajęty kopulowaniem, wszak ma taki wiek, ale to jedyny, który jeszcze jakimś cudem, chyba tylko dlatego, że był pierwszy, nauczył się mówić. 4-ty pozostał więc sam i nie ma go kto nauczyć poprawnie mówić, tzn. porozumiewać się i zostanie z niego wojownik, bowiem dzieci będą się z niego wyśmiewały, to jedyną jego obroną będzie strzelenie im w ryja, co też będzie następować, a w zasadzie już następuje.
  XXI w. i rodzina, która totalnie olewa sprawę nauki własnych dzieci, robiąc z nich idiotów. Zastanawiam się, na ile tam się pojawiać u nich w wiosce. Chyba dla rysu socjologiczno-psychologicznego tam się pojawię zobaczyć jak to wygląda w gnieździe.
  I teraz czy o takie 500+ nam chodzi? Czy głosując za 500+ chcemy, by nasze społeczeństwo tak wyglądało za jakiś czas, bo przecież najwięcej urodzeń jest właśnie w takich rodzinach. To ta grupa społeczna, tych mniej rozgarniętych, rozmnaża się najszybciej i rozlewa się po kraju. To będzie przyszły kwiat narodu, a właściwie już jest, co na wstępie wspomniałem o Białymstoku. Przecież to takie gumbasy tam brały udział, bo nie wyobrażam sobie, by np. przyszły student medycyny lub już student stanął po drugiej stronie i kopał leżących.


   979 tradycyjnie na imprezce, tym razem w Wodzisławiu ze spaniem pod namiotem. Łikend oczywiście przepity, dziś pewnie będzie dochodził do siebie, by zasiąść w aucie i zjechać do wioski. U nich też średnio się dzieje. Co tydz. imprezka i łykanie, i nie wiem jakie inne rozrywki będą mieli, jak by tak nagle chcieli zrezygnować z imprezek i łykania.
  Na łikend miał się zajmować świnka morską od brata. Tak się nią zajmuje, że ona go dwa dni nie widziała. Przekazałem mu, że mogę iść i ją nakarmić, ale tu postawa prozwierzęca jest niemile widziana. Pewnie bym tą świnie z klatki wypuścił, by se trochę pobiegała, a to czyn zabronione. Niedopuszczalne by ona luzem biegała po mieszkaniu. Po raz setny dochodzę do wniosku, że 80% ludzi w ogóle nie powinno mieć zwierząt domowych, czy przyzagrodowych, bo to jest ogólny dramat. Zresztą co się dziwić. Jak się mają zwierzęta u 972? Wegetują, bardziej jak małe skurwiele, a ile się nacierpią z powodu pseudozabaw z nimi, to tylko one wiedzą.

   Bo późno, to pcham notkę., była by wcześniej, ale na stacji jak zwykle ruch, więc teraz. Tymczas.

czwartek, 25 lipca 2019

Czwartel #1570

  Dzisiejsze czasy są fajne. Po co w ogóle szkoły, jak ludzie zasadniczo uczą się z yt. Otóż 979 jeździ na fuchy po swojej pracy do 830 i 897. Wciągnęli go w wykończeniówkę domków jednorodzinnych, bowiem 830 pracuje w firmie, która je stawia. Już kiedyś 979 mówił, że oni robią beznadziejne, na odwal się, byle było i nie podoba mu się to, zresztą co się dziwić, kiedy na stacji zdecydowana większość jest robiona porządnie, a jak pracował u mnie w firmie, to tego go nauczyłem, stąd teraz jak na to patrzy, to ręce mu opadają.
   Ponieważ firma, która te domy stawia, boryka się z brakiem personelu, to 830 podpisał z nimi umowę na wykonanie określonych czynności, w określonym czasie. W tym zakresie wchodziło pokrycie kilku dachów domków, garażów przydomkowych, a w miarę robót dochodziły nowe "fachy", jak kanalizacja, a teraz coś tam jeszcze doszło. To coś, to przedwczoraj 830 mówi na stacji do 897:
- to obejrzyj sobie filmiki na yt., ale takie w których ktoś gada i potem będziemy robić.
   Współczuję tym, którzy w tych domkach będą mieszkać. Dach do dupy, kanaliza do dupy, a teraz jeszcze coś nowego, też do dupy, bo ile można się nauczyć na filmikach z yt.? Może i by się dało nauczyć, ale jeszcze jakby był czas. Ale tu czas 830 też goni, bo określił się, że zrobi, co potwierdził stosownym papierem, a teraz słyszę, że nie wiadomo, czy się wyrobią.

  Po za tym we wtorek robiłem wino. Jak zwykle prawie wszystko na ostatnią chwilę, z tym że udało się w tym roku dzień wcześniej umyć naczynia, posprzątać kuchnię, by był plac do zajęć przy winie. W pn. na 22:00 pojechaliśmy na giełdę. Wiśnie po 5zł/kg więc cena średnia. Były też po 6zł. Tym razem kupiłem 12 kg. Wcześniej brałem po 15-18 kg, ale 979 mówił, że wino było za mocne z takiej ilości wiśni (nie w sensie alkoholu), prawie jak sok. To tez w tym roku eksperymentalnie obniżyłem, na jego wniosek ilość wsadu. Drylowanie, zalewanie wodą z cukrem + bieżące zajęcia na stacji, bo te też mimo dodatkowych zajęć muszę realizować, zajęło 9h. W pewnych momentach przy drylowaniu, niestety drylownica jednostanowiskowa (jednorzędowa), miałem wydajność jak w amazonie. Czułem się jak na linii produkcyjnej.
   Po 9h pracy i bieżącej obsłudze stacji czułem się zmęczony, a ruch jeszcze wieczorem też trwał. Na razie jeden baniak 30 litrowy, ale drugiego dużego robić nie będę, co najwyżej mały, 15 litrowy i to jeżeli dogadam się z niby laską od 979 i pojedziemy do kato, na ogródek do jej brata, bo tam porzeczka - czerwona i czarna oraz agrest. Jak nie pozyskam, bo zastanowię się czy następny robić. W tym roku w ogóle mam niechęć do robienia czegokolwiek, wszystko idzie niesamowicie pod górę. Nie umiem się zmobilizować, przełamać, zacząć działać. Te jednorazowe akcje jak wino, to jakimś cudem się odbywają, aż się sam dziwię, że się udaje zmobilizować.

   A i bym zapomniał. Zlikwidowali jednak profil trzeci w biurze pracy, ten dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych i wciepli mnie do jakiejś ogólnej puli. Dzięki znajomości z panią w biurze nie dała mi oferty pracy, ale powiedziała, że we wrześniu już mi będzie musiała dać, bo ją też rozliczają. Sama przyznała, że wszystkich, kogo się da, chcą wygonić do pracy, by 500+ się spinało. Oj po wyborach, w przyszłym roku to nam się pogorszy i to znacznie. Takie rozdawnictwa w historii nie przynosiły długofalowo pożytków dla państw. Nadto, musimy się ściepować, by nie ludzie mieli lepiej, ale by państwo miało wiyncyj niewolników ekonomicznych.
  Ogólny dramat, a jeszcze jak w przyszłym roku ruszą podwyżki, wstrzymywane przez państwo w roku wyborczym, to z 500+ zrobi się 300+.
  I tym optymistycznym akcentem, żegnam się z Państwem. Narka.

niedziela, 21 lipca 2019

Niedziela #1569

  Nad ranem miałem sen. Gdzieś tam chodziłem do pracy rano i przyuważyłem pięknego mięśniaka. Takie połączenie 222 i 977. Budowa bardziej od 977, a wzrost od 222 i delikatna skóra. Raz, nie wiedzieć czemu widziałem go tylko w majtkach k/z-du pracy rano i od razu zwrócił na mnie swoją uwagę.
   Na drugi dzień wpierw była informacje, że mimo lata na placu jest zimno, było jakieś 4C, co skądś tam zarejestrowałem. Mijałem w drodze jakiegoś gościa po imprezce. Spał na ławeczce ubrany. Pomyślałem - mimo ubrania przy 4C będzie mu zimno. Polazłem dalej. Mijałem się z ludźmi idącymi do pracy i między nimi, już bliżej z-du pracy zauważyłem znowu jego. Tym razem ponownie był w majtkach i do tego zziębnięty. Zagadałem do niego i jak to w snach, okazało się, że blisko z-du pracy mam jakąś kawalerkę, właściwie jeden pokój wielofunkcyjny. Zaproponowałem mu, że poleziemy tam i się ogrzeje, i ubierze, bo, jak stwierdziłem, mamy podobne figury to się do moich łachów zmieści. Objąłem go przedramieniem za szyję i poszliśmy do pokoju. W nim stwierdziłem, że jest bardzo zziębnięty więc rozebrałem się z koszulki i przylgnąłem do niego. On trochę oburzony spytał się - co robię? Na co odpowiedziałem, że staram się go jak najszybciej ogrzać. Po tej odpowiedzi objąłem go jeszcze mocniej rękami z tyłu, a jego ręce również, po jakimś czasie, pojawiły się na moich plecach. Staliśmy tak chwilę, ale ponieważ mnie też objął z tyłu to pomyślałem, że posunę się dalej. Powiedziałem mu, że wygodniej będzie w łóżku i cieplej, bo nakryjemy się czymś i szybciej się nagrzeje. Staliśmy tak, że on był tyłem do łóżka, a gdy się zgodził, to naparłem na niego i on wyglebił na łóżko, a ja wylądowałem na nim. Znowu mu się zrobiło niezręcznie i taki dziwny wyraz twarzy miał - pytająco-zaskoczony. Przekręcił się wraz ze mną, tak że leżeliśmy teraz bokiem i zmieniła mu się twarz na w miarę normalną, a przynajmniej bez jakiegoś wyraźnego określenia. . Pomyślałem, nic na siłę, mamy czas, przynajmniej ja mam. Jak leżeliśmy na boku, to przykryłem nas średnio grubym kocem, który był na łóżku. Po tym przykryciu znowu przybliżyłem się do niego, on już taki chętny nie był. Przez chwilę leżeliśmy na boku, po czym, pod wpływem jego wyglądu, znowu nie wytrzymałem, obróciłem go i położyłem się na nim. Zaś mu się nie spodobało, bo coś tam stękał, to powiedziałem - dobrze, zamienimy się miejscami. Tak jak go trzymałem, tak przewróciłem się na plecy ciągnąc go za sobą, aż do tego momentu, jak on leżał na mnie. Spytałem się, czy teraz jest lepiej, ale nic nie odpowiedział. Znowu był z miną pytająco-zaskoczoną. Ręce miałem na jego plecach i zacząłem go delikatnie głaskać. Przez jakiś czas leżał bezwładnie nic nie robiąc, jedynie chyba odbierał mój dotyk. Po jakimś czasie jego ręce też zaczęły głaskać moje ręce, okolice barków, chyba z powodu odwzajemnienia tego co robiłem, a może coś zaczęło w nim iskrzyć. Wyraz twarzy mu się zmienił na obojętny.
   Nie wytrzymałem i znowu obróciłem się z nim tak, że leżałem na nim. Tym razem nie protestował już i nic nie powiedział, za to czułem jak organ zaczyna mu się wzbudzać. Pomyślałem - wreszcie, do cyca. Stopniowo moje pożądanie rosło, ale tym razem i on zaczął się bardziej angażować. Wreszcie zaczęliśmy się namiętnie całować, a oprócz tego całowałem go po twarzy, szyi. Jego delikatna,opalona skóra robiła na mnie takie wrażenie i w ogóle on, jak tęcza od szeregowego.
   Zaczęliśmy się co raz bardziej ciepać w łóżku. Raz ja byłem na nim, raz on na mnie. Ten cudowny sen przerwał się, bowiem wzbudziły się, być może z powodu snu, potrzeby fizjologiczne. Szybko je załatwiłem wpakowałem się do łóżka i jeszcze przez ileś minut miałem taki pół sen z nim i pół jawę. W końcu rozbudziłem się i opróżniłem zbiorniki z udziałem 973. Ten to ma też przejebany wygląd.

   Wstałem po 09:00. Rozruch poranny i w trakcie niego dzwoni 172, że przylezie. Ponieważ o 10:00 było już 26C to widziałem z bloku jak lezie w samych krótkich spodenkach. Oczywiście jego wygląd spowodował, że znowu dostałem po gałach tą tęczą szeregowego. Mimo iż niedawno zbiorniki się opróżniły, to na jego widok, pała dostała krwi i ponownie się naprężyła. Do tego on jeszcze po jakiejś imprezce, czymś tam był oblany, ślady tej cieczy były na twarzy klacie (niby kot w domu wylał na niego wodę i to wyschło). Taki widok jeszcze bardziej spowodował podniecenie.
   Poszło by szybko, ale przeciągałem, bowiem rozpierdalało mózg z powodu jego wyglądu. Jak chwyciłem go za barki, jak już miał przywiązane ręce, to też prawie omdlenie. Ściskałem je mocno, czując mięśnie, zdrowe, wyrobione od pracy fizycznej, bez tłuszczu na wierzchu, no wyjebioza. Ta klata, ten brzuch z przebijającymi się nań żyłami...
   Śię długo nie mogłem powstrzymywać, bym tak mógł siedzieć na nim z godzinę.
   Ponieważ zamknęli mu laskę, bowiem miała chodzić na prace społeczne po czymś tam, a nie chodziła i przy rutynowej kontroli w Katosach okazało się, że jest poszukiwana, to 172 stwierdził, że chyba częściej będzie spał u mnie. To odnośnie moich pytań jak daje sobie radę bez niej, bo laski dla wioskowych mięśniaków to takie kagańce i łańcuch. Z nimi to oni się ograniczają i są trochę porządniejsi. Bez nich, to jak się zerwą ze smyczy, to aż strach....
   Podobnie może mieć teraz 979, bowiem między nim a jego niby laską nie jest dobrze. Chyba, co zaproponowałem im kiedyś już, nastąpi przerwa. Owszem jeżdżą razem jeszcze na imprezki, jak np. w piątek pojechali do Rzeszowa na imprę (tak, Rzeszów jakieś 300 km stąd), a wczoraj na kolejną, na której byłem z nimi, więc wyjazdy na impry ich jeszcze trzymają, choć w pewnym stopniu przyczyniają się też do rozkładu. On ma problem alko, ona go w tym nie wspiera. To ja wczoraj musiałem pilnować by tyle mu nie polewali, a po kolejnej spinie (jej z nim) w aucie zastanawiałem się, czy to moja rola by go pilnować czy jej? Wpierw mu pozwala, a później go takiego nie chce. Dopiero przy pewnym poziomie spożycia u niego, ona się włącza. Ale to jest już trochę późno. Zresztą on mi już kilka razy mówił, że chciałby ograniczyć, ale ona go w tym w ogóle nie wspiera. Mało tego działa jakby przeciw, bo sama ciągnie go, czy nakłania do spożywania piwa wraz z nią, czy na jakiś imprezkach.
   Nie wiem jak to się dalej rozwinie, ale nie jest dobrze.

   W czasie bardzo opóźnionego śniadania, właściwie to już wczesnym obiedzie przylazł 826. I jak tu normalnie funkcjonować wśród tylu przejebanych mięśniaków. Oczywiście zrobiłem mu mały masaż pleców, bo mimo porannego snu, przewinięcia się przez stację 172, to bym i chętnie się zajął 826. Z branży sportowej też mile widziani, bo podobnie jak po budowlance i Ci mają zdrowe, uformowane mięśnie, jak najbardziej przyjemne w dotyku.
   Dobra, tyle, bo inne zajęcia czekają, a może jeszcze jakiś mały masażyk 826 zrobię...
   Tymczas.

sobota, 20 lipca 2019

Sobota #1568

   Przeginam pałę z tymi wpisami. Takie przerwy, to aż niedopuszczalne.
   No to przechodzimy do relacjonowania. Przedwczoraj pojechałem do 824, choć on sam jest na wakacjach. Pojechałem tam dokończyć malowanie, właściwie pomalować mu zacieki w małym pokoju w mieszkaniu. Pojechałem autobusem pośpiesznym. Jak wsiadłem do owego, to po jakimś kilometrze jazdy zauważyłem, że kierowca rozmawia przez komórkę. Nie by miał kabel, na którym jest mikro i tym się posługiwał, tylko lewą ręką przy uchu trzymał komórkę. Na przystanek, na którym wsiadałem wjechał 3 min później. Do najbliższego m-ta wjechał już 10 min później, cały czas gadając przez komórkę. Myślałem, że jak wjedzie do m-ta, to przestanie gadać, bo go mogą namierzyć i wlepić mandat, ale gdzież tam, rozmowa trwała dalej. Dość, że opóźnienie 10 minutowe utrzymał do końca, chyba tylko dzięki temu, że w mieście wsiedli inni kierowcy na zmiany i przestał gadać przez komórkę, a zaczął gadać z nimi. Mało tego, w mieście w trakcie tego gadania udało mu się obsłużyć przystanek, na którym żadne autobusy pośpieszne się nie zatrzymują, a jemu się udało. Wysiadło ok. 4 pasażerów, którym widać było bliżej, jak z następnego przystanku, reszta popatrzała po sobie ocb. i na tym się skończyło. Autobus odjechał dalej.
  Można...?, można, czy da się? - da się. A co tam, że gadamy przez większość trasy przez komórkę to i tak jest nic w porównaniu z pisaniem sms-a w tram w czasie jazdy  Tu
   Laska przeszła samą siebie. Mogę zrozumieć, że idziemy tam pracować, bo nieźle płacą w porównaniu do pomocy kuchennej, czy innej pracy, ale, litości, przyłóżmy się choć trochę do tej pracy. Nie dawajmy wszem i wobec znać, że nas to nie interesuje i jesteśmy z przypadku, by trochę więcej zarobić, jak owa pomoc kuchenna.
    W ogóle jak patrzę na komunikację miejską w aglo to mam wrażenie, że bym ja zlikwidował, a przynajmniej ograniczył w poważnym stopniu. To i tak zresztą nastąpi, bo wyczerpują się środki na jej funkcjonowanie w obecnym wymiarze. Zresztą co się dziwić, jak autobusy, tramwaje jeżdżą puste z porażająco niskimi prędkościami.
   Wracając od 824 wzdłuż trasy autobusu jechała laska na rowerze ok. 13 lat i jej chyba młodszy brat ok. 10 lat. Jechali na po chodnikach. Odcinek 3,2 km przebyli w tym samym czasie co autobus jadąc  nieśpiesznie po chodnikach!, nawet nie po ulicy. To jest dopiero kosmiczna prędkość i to zdarzenie unaoczniło powolność komunikacji.
   Jedna rzecz to w szczycie zapchane centrum, ale była już 16:40, a więc już po ścisłym szczycie, druga sprawa, czas jazdy. Później jeszcze jechałem tram, w którym motorowy starał się jak mógł, by odstawać na przystankach dłużej, by następnie w miarę normalnie jechać, w końcu po kilku przystankach i tak musiał zwolnić do prędkości sunięcia po torach. Po co taka komunikacja? Komu ona w takiej formie jest potrzebna? W końcu po co wydajemy tysiące złotych na sunące wolno tramwaje. Dla przypomnienia kilometr jazdy pojedynczego tramwaju u nas kosztuje 30zł. Podwójnego, a takie nadal na sieci jeżdżą 60zł. Od nowego roku najprawdopodobniej zlikwidowane zostaną trzy kolejne linie. Pisma w tej sprawie już krążą. Oczywiście jakieś działania by ratować - nie. Po co. Tu tylko działa się zerojedynkowo. Zero - nie jeździ, jeden - jeździ. Stany pośrednie, zmienienia układu, przebudowanie, zmienienie RJ, nie istnieją. Albo tak, albo wogóle. No to gminy wybierają wogóle.
   Zabieram się za zajęcia dnia, choć chciałem więcej wpisać, ale czasu brak. Tymczas.

środa, 17 lipca 2019

Środa #1567

   Sezon ogórkowy w TV, to wprowadziłem sezon ogórkowy w necie. Obejrzałem po raz drugi film, o którym pisałem kiedyś tu - "Środek świata". W zasadzie to szeroko opisałem ten film, ale tym razem coś co mi utkwiło, a o czym chciałem już kiedyś napisać. Otóż część branżowców, część facetów hetero, swoich partnerów, swoje partnerki traktują jak własność. Tzn., ona jest moja i mogę z nią zrobić co chcę, nie może mnie zdradzać, nie może robić wielu rzeczy, najlepiej jakby była przypięta łańcuchem do kaloryfera i nigdzie nie chodziła. Z drugiej strony - facet - "właściciel" laski, drugiego partnera może robić wszystko i nie można mu niczego zarzucić, bo to on jest samcem alfa i to on rządzi. W życiu niestety jest zupełnie inaczej, jak sugerują wyobrażenia. Niestety, czy stety, druga jednostka ma względną wolność i nie jest przypięta do kaloryfera i może wychodzić z domu, nadto utrzymywać znajomości z innymi osobami, wbrew temu co oczekują samce alfa. Efekt po jakimś czasie może być opłakany, bo co jak wyjdzie, że partner/ka ma swoich znajomych, z którymi okresowo chce się spotkać, w tym np. laska ma super zajebistego znajomego mięśniaka, a tu samiec alfa wietrzy zagrożenie, zupełnie niepotrzebnie, ale buduje sobie pewne teorie, których się trzyma. Partner/ka chodzi z innymi znajomymi na impry i wyobrażamy sobie, że tam kopuluje się zbiorowo prawie na parkiecie, w ubikacji lokalu z większością, która tam zagląda.
   Też kiedyś mogłem mieć parę związków. Jedną sytuację pamiętam do dziś. Jak już było daleko i on bardzo chciał być ze mną, to w przypływie szczerości powiedziałem mu, że nie wiem czy dotrzymam wierności seksualnej, ale razem możemy być. Oczywiście to zakończyło znajomość i relacje.
   To jest tak, że w wieku nastu lat, dwudziestu kilku nie mamy informacji, przewodników po życiu dorosłym. Nikt nam nie mówi, co jest dobre, co złe w dłuższej perspektywie czasu. Co jest ważne na początku, co po jakimś czasie traci na ważności. Wyobrażeniami lat nastu, czyli nasz partner/ka jest naszą własnością żyjemy przez następną dekadę jak nie dłużej. A to tak nie jest. Jest zupełnie inaczej. Zdrady były, są i będą. Te info ktoś powinien przekazywać młodym, by ich wyobrażenia były już na wstępie weryfikowane. Tak kolejne pokolenia żyją w przeświadczeniu, że któreś z partnerów jest niewolnikiem drugiego i, mało tego, tak ma być.
  Kiedyś, w środowisku branżowym, lata świetlne nazot, a tak na poważnie to w latach 90-ych kiedy jeszcze przewalałem się przez lokale branżowe, wylądowałem we wrocku. Tam na imprze spotkałem dwu branżowców. Jeden wpadł mi w oko, ale jak się później okazało był w parze. Z tym drugim, jakoś tak się złożyło, że dosiadłem się do stolika i pogadaliśmy. Na lata (świetlne) utkwiło mi to co tam przy stoliku powiedział. Rozmowa dot. ich związku. Pamiętam, że nawinąłem, czy nie boi się, że on - przejebany mięśniak, nie wiem czy skurwiel, ale z wielu stron ładny w tym z twarzy też, nie odejdzie z kimś innym z jego życia? On mi wtedy powiedział:
- nie ważne, z kim idzie, co robi, ważne by wrócił do domu.
  W pierwszej chwili mnie zamurowało, bo przecież jak to? Partner jest tym jedynym, tym naszym, tym przykutym do kaloryfera, a tu nagle spuszczamy go z łańcucha, dajemy mu wolność i pozwalamy robić co chce. Po latach, może nie świetlnych, szukając partnera, który miałby zastąpić 800, co raz bardziej zaczynałem rozumieć znaczenie tych słów. Jednak nikt wcześniej ich do mnie nie wypowiedział, nikt ich też do innych nie wypowiada i większość żyje nadal w przeświadczeniu słuszności łańcucha i kaloryfera. W tej słuszności dochodzimy do wieku starczego i nagle okazuje się, że takie sformułowanie jest błędne. Bo przecież czy to ważne co robi w ciągu dnia, z kim się spotyka, (nawet) z kim się kopuluje, czy ważne jest to by wrócił do domu i by związek trwał dalej. Ktoś może napisać - ale jak to taki związek bez łańcucha i kaloryfera? Z drugiej strony - ale jak to tak sami mamy siedzieć przy kaloryferze?
  Co więc wybrać, co jest dobre, co w perspektywie czasu, a tej nie ma w wieku lat nastu, dwudziestu, jest dobrym rozwiązaniem? No i czemu od rodziców, od starszych znajomych tego nie słyszymy? Może jest tak jak z seksem, to temat tabu. Skoro to jak się rżniemy jest naszą ścisłą tajemnicą, to nasze błędy w związku też są naszą ścisła tajemnicą i lepiej by młodzi po raz 15-ty, czy 158 odkrywali Amerykę na nowo. A po cóż mają mieć info, co zrobić by było lepiej, jak lepiej jest patrzeć jak dochodzą przez lata do tego, do czego my dochodziliśmy przez lata, i w zasadzie co moglibyśmy im przekazać. A może to z zawiści. Skoro my się tyle męczyliśmy, to niech oni się też męczą w tym przeświadczeniu o słuszności łańcucha i kaloryfera.
   I tak kolejne pokolenia męczą się ze sobą w związkach, jakby można było tą wiedzę przekazać im wcześniej i ubezpieczyć ich od ewentualnych wpadek, rozterek, rozczarowań, zdrad (to chyba powinno być w " ") itp.
  Ale a'propos zdrad, to przypomniało mi się, że jakby to było, jakbyśmy doinformowali pokolenia. Co by puszczał polsat lub TVN, bo w którejś z tych stacji jest nawet serial "Zdrady", którego istotą jest właśnie łańcuch i kaloryfer wpajany nam od młodego wieku. (chciałem napisać - nie wiedzieć po co, ale chyba wiem)
  Tak krótka refleksja po obejrzeniu drugi raz filmu "Środek świata".
  Tyle, bo zajęcia dnia czekają, a on może okazać się znowu pełny. Tymczas.

wtorek, 16 lipca 2019

Wtorek #1566

   Przedwczoraj w tym ruchu na stacji, bo jak zwykle na weekend ruch jest wzmożony przewinął się tez 972. Ponieważ wszedł na stację jak już były składy na stacji to prywatnie nie dało się pogadać, ale zdarzyło się, że poszli do sklepu, to chwile z nim pogadałem. Sytuacja w rodzinie bez zmian, zresztą czego by oczekiwać, skoro w rozwoju umysłowym członków rodziny stagnacja, a nawet pewien regres. Przekazałem mu info, że powinien się okresowo przebadać, bo jak to było w filmie "Cesarskie cięcie" - biorą z naszej półki, a on pracując już od dłuższego czasu na dwa etaty jest w polu rażenia. Nie wiem czy cokolwiek z tego zrozumiał, ale mam jakby spokój ducha - info przekazałem. Za rękę do lekarzy z nim chodzić nie będę.
   Przyszedł też później trzeci młody skurwiel po 972. Patrzałem na niego i nie wychodziłem ze zdumienia, jak da się zepsuć człowieka w kilka lat. Wiem, że w ciągu roku ludzie się przeobrażają pod wpływem ćwiczeń w mięśniaków lub w druga stronę z powodu bezruchu, ale w wieku nastu lat zepsuć człowieka to też jest jakieś osiągnięcie. Instytucje państwowe jednak potrafią namieszać w życiu ludzi i tych młodych i tych dorosłych. Trzeci w tą niedzielę wraca do ośrodka i mimo tego, że w sierpniu będzie miał kolejne wolne by zjechać do "rodziny" to już teraz mówi, że [najprawdopodobniej (to sam dopisałem)] nie przyjedzie tu. To dopiero są silne więzy rodzinne i doskonała relacja z braćmi. Pewnie gdyby nie ograniczenia pseudo wolności już by się pozabijali.

   Wczoraj widziałem i rozmawiałem z 222. Weszliśmy do klatki małego bloku w którym mieszka i nie mogłem się powstrzymać, by go nie dotknąć. To jest niesamowite, jak on został w swoim wyglądzie. Nic się nie zmienił. Te same mięśnie, tan sam wygląd, twarz, no nic. W dotyku też taki sam. Delikatna skóra pod palcami nadal na mnie robi wrażenie. Jak trzymałem go za szyję, taka drobna, a jednak umięśniona. Przypomniało mi się, jak kiedyś to powiedziałem 975 i się spytał, jak to, że szyja jest umięśniona? A jednak u mięśniaków jest ona szczególnej budowy, przeto nawet w okresie zimowym widząc ją jestem w stanie domniemywać jak wygląda reszta.
   Jak już staliśmy na klatce blisko siebie to nogi się trochę pode mną ugięły, ale co się dziwić.  
EDYTOWANO
  Nadal pracuje na dachach, stąd pewnie tak dobre utrzymanie wyglądu i mięśni, wszak to trudna, fizyczna praca. A tam gdzie fizycznie trza napieprzać, do tego jeszcze się ma genetyczny wygląd no to już wiele nie potrzeba do zajebistego wyglądu i do utrzymania go. Jak jeździłem na weselu i odbierałem z Siemianowic, to prawie najdalsza trasa była, ciasto, to przy cukierni układali kostkę brukową brukarze. Te ręce, te wyglądy niektórych, to mnie na tym siedzeniu od razu zamurowało.
   Jak głaskałem 222 to szał macicy. Ta gładka skóra jak przed laty, ciepła, bo on miał wyjątkowo cienką skórę, do tego opalony, bo jednak na dachach, no zajebioza.
 
 Byłem też wczoraj i przedwczoraj u 812. Jest średnio, choć jest na ketonalu. Mówi, że jakby odżył i jest sprawniejszy. Schudł dość mocno, ale to jeszcze nie to co 971. Wrócił mu apetyt, poprzednio jak byłem w niedzielę, to z trudem zeżarł tylko zupę, tym razem wchłonął sprawnie zupę i drugie danie. Menu to samo co tydz. temu, czyli rosół, ziemniaki, czerwona kapusta i sztuka mięsa z sosem. Widocznie niedzielne menu jest stałe. No i z tego co mówił, to w szpitalu zamknęli neurologię, bo lekarze się zwolnili i oddział musiał być zamknięty.
   Ciągle to powtarzam młodym - kto ich będzie leczył. Już teraz terminy do lekarzy są mało akceptowalne, trza by się samemu leczyć. Do lekarza pierwszego kontaktu jak się zapisywałem we wtorek (z dwa tyg. temu) to termin był dopiero na pn. następny, czyli za tydzień. Teraz do specjalisty się zarejestrowałem na 19 listopada. Fajnie! O innych trudno wspominać. Do jednych jest lepiej, do drugich gorzej. Np. do endokrynologa u nas zapisy są na 27-08-2021 (nie rok mi się nie pomylił 2021). Już teraz średnia wieku lekarzy jest coś po 50-ce, to jak zaczną przechodzić na emerytury oni oraz pielęgniarki, z którymi nie wiem nawet czy nie jest gorzej, to czarno to widzę za kilka lat. Średnia długość życia drastycznie spadnie, choć z tego co słyszałem już zaczęła spadać. Na razie póki jest się młodym problemy służby zdrowia są daleko, daleko..., za bieżącymi sprawami. Pewnie dopiero jak staną oko w oko z nią, to się zdziwią.
   Dziś dzień nadrabiania zaległości, to też notka trochę krótsza. W planie klejenie dętek rowerowych, które czekają już od ub. roku, a klej kupiony z 3 tyg. temu i też czeka. Po za tym jak się uda, to jakieś przygotowanie do remontu, choć na razie jakoś to ciemno widzę.
   To narka.

niedziela, 14 lipca 2019

Niedziela #1565

  Był trzy dni temu 172. Prosto z budowy, to podobnie jak kiedyś przychodził prosto po pracy 222 w stroju roboczym. To są te szczególne chwile, kiedy mięśnie są jeszcze rozgrzane po całodziennej pracy. Jak się rozebrał z koszulki i przywarłem do niego, to był taki ciepły, jakby miał gorączkę. Aż miło się od niego odbierało energię cieplną, a te mięśnie, które dopiero co pracowały na budowie... Mózg znowu jakby dostał tą tęczą od szeregowego po oczach, a dotyk tych twardych mięśni jeszcze potęgował doznania. Znowu były chwile zwiechy, tym bardziej, że dziś padło na plecy. Jak siedziałem na nim, a on starał się kontrolować położenie i widziałem pracę barków, pleców, też dolnej części, umięśnienie rąk, co zresztą wszystko miałem w dotyku to jakieś tam drobne blokady się pojawiały. Nadto możliwość męczenia go w tej pozycji powodowała praktycznie rozsadzenie mózgu. A tu jak się chwyci za biceps, wyczuje ten mięsień w środku, chwyci za bark, a on naprężony, umięśniony, już o przedramieniu, które w tej pozycji było na maxa wyżyłowane, nadto jak się chwyciło, ścisło to omdlenie prawie pewne. No i jak do tego odnieść miastowe chude flaczki?

   Wesele na którym byłem w zeszły piątek, tradycyjnie było zbyt bardzo obsadzone żarciem. O 18:50 miałem już prawie pod gardłem poprzednie żarcie, które ciepli na stoły, a przede mną jeszcze trzy ciepłe kolacje i jakieś przekąski w tym zimna płyta. Zastanawiałem się, i rozmawiałem z 979, po co ludzie tyle żarcia zamawiają na wesela. To było nie do przejedzenia. Tradycyjnie zwiozłem na stację i część poszła do zamrożenia, bo co z taką ilością zrobić?
  Muzyczną oprawę robił zespół złożony z 4 instrumentalistów i jednej wokalistki. Oprócz tego w przerwach między ich graniami, leciała, ale oczywiście ciszej, muzyka z laptopa, czy czegoś tam. Czasami ta muza mogła by bardziej rozbawić uczestników jak sam zespół, no ale jakby to wyglądało...
  Trochę ich granie mnie zdziwiło, bowiem początkowo mniej grali, a więcej było przerw. To jakby zrozumiałe, bo na początku lądował na stole obiad, po nim w jakimś tam odstępie tort, a następnie ciasta i tak już poleciało. W tym czasie zespół się trochę rozegrał, ale grali po 4 kawałki, po czym nagranie - "a teraz idziemy na jednego"... i następowała przerwa w graniu czasem 25 minutowa. Kilka razy bardzo mnie zdziwili, bowiem jak już parkiet się zapełnił, to miast przeciągnąć trochę i grać dłużej, by utrzymać ludzi na parkiecie, to oni znowu po 4 kawałkach "a teraz idziemy na jednego"... Byłem w szoku. No chyba jestem z jakiejś starej szkoły, albo nie ogarniam dzisiejszych standardów.
  Zasadniczo nie dali popisu jakiegoś wyciągania ludzi na parkiet. Jak pisałem, jak już ludzie wyszli, to oni kończyli. W sumie po 01:00 zaczęli się zwijać i rozbierać sprzęt. Nieźle, biorąc po uwagę, że skasowali 5 tysi za to granie.
  Jednym z powodów małej aktywności ludzi mogło też być duża ilość żarcia. No jak z pełnym brzuchem wywijać jeszcze na parkiecie? To też część siedziała przy stołach. Układ był taki, że para młoda z rodzicami siedziała przy podłużnym stole, coś jak komisja na maturze, a przy dużych 5-ciu okrągłych stołach siedzieli goście. Nie wiem czy ten układ był dobry, bo jak się przerzedziło to pozostało po 4 osoby przy stole, które ze sobą rozmawiały, więc takich grupek zrobiło się 4-ry. Chyba lepszym rozwiązaniem była by podkowa, która była na poprzednim weselu. Rotacja ludzi jest wtedy luźniejsza i łatwiej się jest przemieścić.W każdym razie częściowo kapela, częściowo żarcie wesele jakby rozłożyły. Mało było zabawy, a po za tym wokalistka o ile miała dobry głos do śpiewania, to już konferansjerka jej nie wychodziła. Nie umiała porwać ludzi do tych zabaw weselnych, średnio jej do wychodziło, i praktycznie powinni mięć kogoś innego do konferansjerki. Poprzedni dj. Padaka grać nie potrafił, ale w konferansjerce był dobry. To mu się akurat udawało.
  W każdym razie ostatnie oglądanie pracy muzyków i dj-ów pozytywnych doznań nie przyniosło.
  Dobra, bo ta notka już czeka trzy dni na wyjście z toru bocznego. Teraz też na stacji w zasadzie pełno, ale jakoś ukradkiem udaje się zakończyć notkę.
  No to do zaś.

środa, 10 lipca 2019

Środa #1564

  Wiem, wesele czeka na torze bocznym na wyciągnięcie, w końcu się chyba doczeka tego wyciągnięcia, tymczasem ponieważ w TV sezon ogórkowy, to powróciłem (wreszcie) do oglądania filmów z neta. Tu przynajmniej o porze jakiej się chce i co się chce. Więc poszły filmy branżowe. Pierwszy Beach Rats https://www.cda.pl/video/318361735.
   Taki filmik do obejrzenia,. Nic porywającego, no może oprócz głównego bohatera, który jest ładny, przeto fajnie się ogląda. Ładny, to ta góra, bo nogi nie porywają, łydki w ogóle nie pasują do reszty. Jakby mi ktoś pokazał jego nogi, to nie wpadłbym na to jak dobrze wygląda góra. Ale historia w filmie nieporywająca. Ot taki standard choć naciągany na potrzeby zapełnienia 1,5 h filmu.
  Zaczyna się od jakiegoś pkt. w czasie. Nic konkretnego, żaden zwrot w życiu bohatera. Ot codzienność. Nawet bohater w pierwszych minutach potwierdza to scenariuszem. Dalej ukazane jest życie typowego mięśniaka wchodzącego, czy raczej chcącego wejść w dorosłe życie w małomiasteczkowej społeczności. Jak typowy mięśniak ma swoich kolegów mięśniaków, z którymi buja się przez część dnia, w tym po plaży.
  Scenariusz jest niekonsekwentny. Czasami odnosiłem wrażenie jakby był pisany na szybko na kolanie. Zakładam, że ani scenarzysta, ani reżyser czyli jedna osoba Eliza Hittman nie miała do czynienia z prawdziwym branżowcem. Brakuje znowu typowych zachowań dla ukrywających się branżowców. Patrzy na to, przez zupełnie inny pryzmat więc wychodzi z tego co innego. Nie wiem, może moja młodość była inna, ale przecież to nie pierwszy film, który o tematyce oglądam i jakoś nie umiem się z nim zidentyfikować w żadnym momencie. Tym bardziej nie rozumiem autodestrukcyjnych zachowań głównego bohatera przy swoich kolegach.
  Randki też ukazane są beznadziejnie. Rozumiem, że do związku i seksu z laską podchodzi, bo musi pokazać kolegom, rodzinie iż jest heteroseksualny, to, skoro pociągają go faceci, czemu to odbywa się podobnie nijako jak z laską? Może tu znowu wychodzi to, że mięśniakom wioskowym dogadzałem, starałem się, a w rzeczywistości to tak nie jest i faktycznie ludzie kopulują się jak zwierzątka, a może reżyserka/scenarzystka nie miała dobrego konsultanta i tak wyszło. Rozterki głównego bohatera też jakoś nijako ukazane, a może mnie się tyko tak wydaje i oczekiwałbym czegoś więcej... O nim samym też niewiele wiadomo, w zasadzie to nic, oprócz tego, że żyje, ma jakieś tam problemy i tyle. Nie wiadomo czy jeszcze szkoła, czy wakacje, czy w jakim okresie życia jest. A to przecież istotne dla zrozumienia jego działania, bo zupełnie inaczej wygląda to w wieku 17 lat, a inaczej w wieku 20 lat, czy 22 lat. Na szczęście patrząc na głównego bohatera można odnieść wrażenie ok. 20 lat, to widocznie tak może być. W każdym razie nie to co w filmach PL, gdzie 15 latka gra 26 letni aktor. Rozumiem, że reżyserowi nie chciało się pracować z kimś młodym (chodzi o film PL), bez doświadczenia, ale 11 lat różnicy w tym wieku, to jednak za dużo ("Czerwony pająk" Łukasz Pławiak). To dobry przykład, jak iść na łatwiznę.
   Generalnie wydłużone sceny, a akcji w filmie jest mało, akcji w sensie porywających dialogów, jakiś zauroczeń, szczególnych spotkań, ale może młodzież amerykańska takich nie ma. Kadrowanie też takie sobie, jakoś szczególnie mnie nie uwiodło. Jak ktoś ma czas to może sobie pyknąć.

  Zupełnie innym filmem jest "Jonas" https://www.cda.pl/video/30985024b tylko napisy tu są, lekko mówiąc, trochę nie takie. Za to film z treścią, dobrze skręcony, nie rażą jakieś błędy operatorskie, ani inne stroboskopowe nowinki kręcenia filmów. Nawet zastosowano różne techniki kręcenia, co uatrakcyjnia film.
   Historia zaczyna się w dwu czasach, w bardziej już dla bohatera określonych punktach. W czasie obecnym, kiedy bohater po incydencie w lokalu i interwencji niebieskich "rozstaje" się ze swoim partnerem i 18 lat wcześniej kiedy był w szkole, zaczynał się rok szkolny i do klasy przybył nowy, ładny, uczeń. Więc przynajmniej tu zaczęło się od jakiejś fabuły. Reszta dobrze wiąże dwa okresy, ten szkolny, z dorosłym życiem, do tego stopnia, iż na końcu filmu robi się ciekawie i nie ma tak, jak w typowym amerykańskim filmie, że możemy się spodziewać co będzie dalej.
    To tez kolejny film, w którym ukazany jest brak tolerancji wśród młodzieży. Jej zresztą nigdy nie będzie, bo taka jest i w najbliższych dekadach, taka będzie.
   Pierwsza miłość, choć chyba zbyt dużo napisane, ale powiedzmy spotkania są tak sobie pokazane. Nie ma w nich uniesień, pokazania wzajemnej fascynacji, zauroczenia, a to przecież w takim wieku występuje bardzo. To nie ten film, gdzie jest to fajnie skadrowane, wyreżyserowane. Mimo tego przyjemnie się ogląda.
   Tu również wybrano ładnych aktorów do odegrania ról, zarówno w czasach szkolnych, jak i w dorosłym życiu bohatera.
   Bardziej polecam drugi film, ale jak ktoś ma czas to  może chlasnąć oba.
  Teraz tyle, nie wiem czy jutro coś spłodzę, bo znowu szykuje się zajęty dzień. Tymczas.

poniedziałek, 8 lipca 2019

Poniedziałek #1563

   O weselu będzie, a tymczasem o szczurach, bo zaniedbuję je we wpisach. Inne blogi są w ogóle o szczurach, kiedy domownicy mają 1, 2 szczury, a tu pozostało jeszcze ok. 6, a prawie nic o nich nie piszę.
   Z wesela (to tylko informacyjnie) wróciłem ok. 05:00. Zmieniłem im herbatę w salaterkach, zrobiłem nową na - jak wstanę - i położyłem się spać, wcześniej chowając jeszcze żarcie do lodówki. Jak się położyłem to słyszałem, jak w drugiej części rogówki zaczęły się objawiać szczurzyce. Czasem słyszę, jak wymieniają poglądy na tematy drażliwe, bo praktycznie się wadzą, ale już kiedyś myślałem, że być może chodzi im o miejsce bliżej mnie. Myszak też spał tam w dwu miejscach, albo tym bliżej mnie, albo tym po drugiej stronie. Teraz odnoszę wrażenie, że te przechodnie szczurzyce, które operują zarówno w kuchni jak i na grupie A, przychodzą na noc do rogówki by spać nieopodal mnie. Czasem gonią się pode mną, w tym pojemniku na pościel, następnie słyszę je, jak zajmują miejsca w drugiej części rogówki, ale blisko mnie. Słyszę pod materiałem, jak tam się ruszają w gnieździe.
   Przebudziła mnie o którejś tam Żyrafka. Najprawdopodobniej było po 09:00, bo jak dłużej śpię, to ona przyłazi, jakby, sprawdzić co dzieje. Tym razem też przylazła. Po wejściu pod kołdrę, polazła do nóg i do gowy, a następnie wróciła w rejon miejsca wejścia i zaczęła czyszczenie. To szczególna forma okazywania, że czuje się bezpiecznie, bowiem czyszczenie się, mycie szczurków jest trudnym czasem dla nich. W tych minutach, są narażone na ataki drapieżców, ponieważ mało słyszą, dlatego że same wydają dużo dźwięków związanych z czyszczeniem, też nie są w stanie w pełni wąchać zapachów otoczenia, bo zajmują się czyszczeniem futerka, przeto czynności związane z toaletą wykonują w miejscach, gdzie nadzwyczaj bezpiecznie się czują. Cieszę się, że miejsce w łóżku przy mnie właśnie takim jest. Opisywałem to, że Myszak wchodził do łóżka i po chwili zaczynał poranną lub wieczorną toaletę. Nie by se tera ktoś pomyślał, że one przychodziły srać i sikać. Są b. czyste. Mają swoje miejsca, nazywam to i innym mówię, ubikacje i tam chodzą się załatwiać. Okresowo sprzątam w tych miejscach. W przyrodzie jest tak,  że ich odchody w zasadzie są niwelowane przez otoczenie, deszcze, inne owady, robaki, a tu muszę się tym zajmować, zastępując przyrodę.
   Po oczyszczeniu Żyrafka poszła dalej, tzn. wyszła z łóżka i zeszła po poduszce, po której także wchodził Myszak i nadal wchodzą inne szczurzyce. One po zejściu Myszaka i Myszyna, stały się trochę odważniejsze. Mniej uciekają ode mnie, jak leżę to niektóre przychodzą do łóżka, tzn. na drugą część rogówki, ale czasem rękę powąchają, przebiegną przeze mnie, jednak, aż tak jak Żyrafka, nie spoufalają się. Nie wiem też, czy z nimi zacieśniać więzy, bo przecież kiedyś będą odchodzić, ale tyle odejść przeżywać....
   Tymczasem Żyrafka przychodzi do biurka, a w zasadzie na nie, jak żrę i chce spróbować co akurat mam do jedzenia. Przeważnie daję jej na skosztowanie.

   Będąc na weselu zadzwonił telefon. Nie poznałem po głosie, mówi że jest w szpitalu i bym go odwiedził. Zapytałem w końcu kto mówi, bo hałas z wesela i nie mogłem rozpoznać głosu. Okazało się 812. No pięknie pomyślałem, dopiero 971 zszedł, a tu 812 w szpitalu, ale uspokajałem się, że jeździł po świecie i może coś stamtąd przywlókł.
   Przedwczoraj miało być spotkanie z branżowcami, ale organizator pił w pt. i nie był w stanie zorganizować spotkania. Wczoraj pojechałem do 812 do szpitala. No niestety jest źle. Jest zarażony hifem, a oprócz tego ma problemy z krtanią. Tzn. on akurat zawsze miał, ale być może, bo dociekam sam, zarażenie spowodowało, że to co organizm dotąd jakoś sam niwelował, teraz nie jest już w stanie. Ma problemy z poruszaniem się, leży w pampersie, schudł sporo, jeszcze nie tyle ile 971, ale jest na tej drodze. Ręce mu się trzęsą, ma problemy z jedzeniem. W/g oceny 812 już z tego nie wyjdzie.
   I tu podobnie, bo on jeszcze myśli normalnie spytałem się kiedy z tym poszedł do lekarza? Okazało się, że jak zwykle późno. Czyli znowu czas, który po przekroczeniu punktu nie pozwala już na cofnięcie zmian. To, jak oglądam katastrofy lotnicze, pkt. decyzji. Tzn. pkt, w którym jeszcze można podjąć decyzję o zaprzestaniu startowania i pozostać na pasie i nie zjechać z niego, następnie jak się oderwie to już trza okrąg zrobić, by wylądować ponownie. Widać w zdrowiu jest podobnie. Jak przekroczymy punkt to jakby skazaliśmy się na trwałe uszkodzenie lub zejście.
   Pewnie do tematu 812 jeszcze wrócę, bo sytuacja jakoś musi się zakończyć. Tymczasem tyle, bo zajęcia dnia czekaj. Narka.

piątek, 5 lipca 2019

Piątek #1562

  Nigdy nie zrozumiem mięśniaków wioskowych, choć jakieś tam swoje teorie mam, o których tu co jakiś czas piszę.
  Dziś dość ostro było ze 172. Po wszystkim zastanawiałem się czemu na to pozwala? No jak taki mięśniak pozwala na takie coś, co robię z nim?
EDYTOWANO
  Ale z drugiej strony oglądam porniole i tam też mięśniaki dają z sobą zrobić takie rzeczy, że aż się czasem dziwię. Może podobnie jest i ze 172, że w pewnym sensie, a może nawet w sensie - on to lubi. Mało tego, oni się tu prawie wszyscy, chodzi o mięśniaków-skurwieli, wychowali na wzajemnym napierdalaniu się, w boju o szczeble drabinki, przeto okresowo się bili między sobą, a w tym mogli też odbierać z tych napierdalanek pewne pozytywne doznania. Np. części z nich podobało się, jak ktoś ich w jakieś miejsce napierdalał, ale nie mogli tego okazywać na zewnątrz. Bo jak np. powiedzieć drugiemu mięśniakowi-skurwielowi napierdalaj mnie po plecach lub brzuchu, bo lubię, lub rób mi coś podobnego, bo mi się spodobało. Aż tu zjawiłem się, gdzie oprócz przyjemnych doznać z głaskania rękami, wyczuwałem też co im się podoba (to oczywiście w dużym skrócie, bo brak czasu, zresztą opisywane już było kilka razy przy okazji konkretnych drużyn trakcyjnych) i za ich przyzwoleniem działałam i jakąś tam ich przyjemnością, o której czasem nieśmiało można było wyczytać między wierszami.
  Chyba nie warto tego drążyć ze 172, bo jeszcze wjadę nie na ten tor co trzeba i stracę obecne możliwości. Ważne, że na razie on jest takim wentylem bezpieczeństwa. Dwa dni z rzędu, z powodu jego wyglądu, aż się blokowałem. To podobnie jak szeregowy w Pingwinach z Madagaskaru raził swoją uber słodyczą
 i wszyscy dookoła mdleli, to podobnie jak siadam na 172, to jakbym dostał tą tęczą w gały i mózg wysiada. Nawet mu to powiedziałem, bo przedwczoraj się pytał, co się dzieje, że nie mogłem dojść. Wczoraj mu to samo powiedziałem, że mózg na widok jego wyglądu głupieje. Przedwczoraj jak był dobrze doświetlony, robiliśmy to w kuchni, a tam zachód słońca, to widząc jego żyły na klacie, brzuchu, już nie wspomnę o rękach, to nie wiedziałem co mam z sobą zrobić.
   Dziś jeżdżenie na weselu. Na szczęście nie będzie dj. Padaki, za to ma być zespół grający. Może będzie lepiej niż z dj. Padaką, bo tamto było nie do strawienia, to też wpis taki krótki, bo później już nic nie spłodzę, a jutro spotkanie ze starymi branżowcami na ogródku, to się nasłucham opowieści, ale raz na jakiś czas trza pobyć wśród swoich.
  To tymczas.

środa, 3 lipca 2019

Środa #1561

  Jakie to fajne uczucie, jak rano można jeszcze dospać np. godzinkę. Ostatnio tak dwa razy miałem w tym dziś. Po przebudzeniu ok. 08:30 czułem, że to jeszcze nie ta pora. Leżałem więc dalej i wkrótce zasnąłem. Ta nadplanowa godzina jest zawsze rewelacyjna. Oprócz tego, że śnią się w niej przeróżne rzeczy, to możność dospania - rewelka. W następnym przebudzeniu, po godzinie, czułem się już zupełnie inaczej, Mogłem wstać w ciągu kilku sekund i miałem świadomość, że jestem już wyspany.
  W sklepach co raz bardziej robią z nas idiotów. W stonce np. są pomidory "układane", kolega kupił gąbkę samochodową "prostokątną, dwustronną, brązową". Czy do cholery nie liczy się już gatunek pomidora, tylko to czy jest ciepany, czy, niby, układany? Czy jesteśmy już tak pierdolnięci, że nie rozróżniamy kształtów i nie widzimy, że gąbka jest prostokątna, że trzeba to pisać, podobnie z kolorem. Przecież jak zobaczę brązową gąbkę, to chyba nie pomyślę, czy nawet 99,5% ludzi, że jest żółta. A tak, na opakowaniu z folii, więc ją widać w środku, kartka "gąbka prostokątna dwustronna "brązowa"". Pisownia oryginalna. Czemu "brązowa" umieszczono w cudzysłowie - nie mam zielonego pojęcia.
  Kiedyś, jak to zaczęło wchodzić, tzn. to durne nazewnictwo, to raczej mnie to bawiło. Dziś uważam, że to jakiś tam kolejny element zidiocenia społeczeństwa. Pisanie im o oczywistych, a może tylko mnie się tak wydaje, rzeczach powoduje jeszcze większą ich bezmyślność. Zaczynamy zapominać, że istotny jest np. gatunek pomidora, a te jednak występują, a nie to czy on jest "układany", podobnie z kartoflami, których gatunków już dawno przestało się podawać, nie wiedzieć czemu. Chyba tylko po to, by pastewne mieszać z gatunkowymi, co zresztą do dziś następuje, bowiem kupuję w sklepie kartofle, a tu np. w jednej siatce, białe, lekko żółte, mocno żółte. Zakładam, że jak ktoś na polu je sadzi, to jeden gatunek, a nie jak popadnie. Skąd w takim razie bierze się ich różnorodność? Czyżby mieszanie na etapach pośrednich? Chyba tak, bo jeszcze pozostaje sklep, który poprzednią partię miesza z nową.
   Wszędzie gdzie się da, nas się oszukuje. Staje się to już powszechne do tego stopnia, iż przestajemy na to reagować. Ten "system" zaczyna działać niby samodzielnie, bo przeważnie jak się coś dzieje, to winę zwala się na bezosobowy "system". To on jest winny. Nie osoba, która zaprojektowała wadliwą rzecz, czyli projektant, tylko osoba, która z niego korzystała.
  Czy po katastrofie pod Szczekocinami, goniono tego, który zmienił przepis odnośnie oświetlenia czoła lokomotywy sygnałem "Pc2"? Nie słyszałem o tym, a przecież, gdyby nie ta zmiana, to skutki, jeżeli w ogóle doszło by do niej, były by znacznie mniejsze, co experci kolejowi wykazali, maszyniści to potwierdzają. I co? I nic. Przepis pozostał taki sam. No przecież na górze w wawce nikt się nie przyzna do winy. Jakby to było, jakby trza było kogoś z zarządu lub wysoko postawionego ukarać za bezmyślną zmianę przepisu.
   Zawsze szuka się wśród winnych tych na dole. Ci na górze, nigdy za nic nie odpowiadają, a to zasadniczo my na to pozwalamy, jako całe społeczeństwo. Od lat nie udaje się wprowadzić odpowiedzialności urzędniczej za wydawane decyzje. Ileż głów by poleciało np. w takim ZUS-ie, jakby była odpowiedzialność urzędnicza, i to głów na wysokich szczeblach, które firmę i nas podatników narażają na poważne straty w imię jakiejś własnej wojenki.
   A powinno być tak - wytoczyłeś sprawę sądową, przegrałeś = płacisz, a jak nie wiesz, to nie wytaczaj. Tak oni się bawią naszym kosztem. Odwołania do kolejnych instancji, choć z góry wiadomo, że spr. i tak jest przegrana. Ileż takich materiałów było w TV. No ale wtedy jakby obsadzali stanowiska znajomymi od królika, skoro króliki też się nie nadają.
  Przykład, b. proszę. RJ autobusu. Linia 840 na odcinku od Chebzia do Zabrza Goethego. 6 przystanków 17 min przejazdu. 
Linia 870 na odcinku od Chebzia do Zabrza Goethego. Jedzie tą samą trasą, nigdzie nie zbacza.
  Czy coś tu jest nie tak w/g Was, czy tylko mnie się zdaje.
  Zachęcam do pisania w komentarzach. Tymczasem tyle, bo szlak już zajął 230, a za kilka min. stanie pod wjazdowym, to nie zdążę rozszerzyć wątku.

poniedziałek, 1 lipca 2019

Poniedziałek #1560

   Ja pierdolę, kończy się weekend (piszę w nd.) a jestem wyjebany jak rzadko kiedy. Dwie noce z rzędu jeżdżenie, nadto dziś w ciągu dnia też. Wpierw autem od 979 zwiezienie jego i jego niby laski z kato, a następnie autem od 895 ponownie na rogol, ale tym razem po 16:00.
   Pierwszy przyjazd na rogo to ok. 04:10. Na plaży nikogo, za to w wodzie dwu ludzi w kombinezonach z wykrywaczami metalu, szukających zagubionych przez ludzi metalowych przedmiotów. Jeden penetrował głębiej, drugi w woderach płytsze rejony. W sumie nie wiedziałem, że nawet taka profesja się zorganizowała. Brzeg penetrowali do ok. 05:00 po czym pojechali. Widocznie musi to być opłacalne, skoro zainwestowali w sprzęt, czas i wychodzą na tym do przodu.
   Turyści, którzy noclegowali przy jeziorze jeszcze spali. Jedynie my grasowaliśmy w terenie, a także zbieracze puszek i butelek. Woda, po ostatnich dniach była na tyle ciepła, że przy temp. powietrza ok. 17C parowała. Faktycznie jak dotknąłem wody, to była ciepła, ale niestety temp. powietrza było niska, nie miałem ręcznika, to też zrezygnowałem z wejścia do niej.
   Popołudniu na msc. zastaliśmy jeszcze lokalniaków, więc było na czym oko zawiesić, nawet na dłużej. Przez jakieś 15 min inne lokalniaki w wodzie robiły wrestling, takie wodne zapasy. Nie mogłem oczu od nich oderwać, jeszcze do tego byli oświetleni słońcem od plaży, to też doskonale ich było widać. Te ich napinające się mięśnie, ociekające wodą. Przypomniały mi sie czasy, kiedy po szkole chodziliśmy na basen i też dokładnie tak samo żeśmy się mocowali w wodzie. Oczywiście zapamiętywałem dotyk mięśni, gładkość skóry, samo przylgnięcie do kogoś tam. Na st. mac. od razu następowało opróżnianie zbiorników, bo tego nie dało się dłużej strzymać. A ile było sytuacji, że mimo pilnowania się, musiałem nagle odstąpić, bowiem kutas zbudził się do życia chwilowo nie blokowany przez mózg. W wodzie najlepszym sposobem na zwiotczenie było płynięcie, to też jakiś dystans, powodujący jego powrót do stanu normalności pokonywałem, a następnie włączałem się ponownie w wodne zapasy.
   B. często inicjowałem piłkę wodną, z praktycznie, wszystkimi chwytami dozwolonymi, to też zatrzymywanie mięśniaków z piłką było moim ulubionym zajęciem i byłym w tym dość skuteczny.
  To też jak oglądałem lokalniaków mocujących się ze sobą w wodzie, sceny z historii przywoływały się i tak chętnie bym do nich dołączył... No trudno, na szczęście jeszcze mamy lokalnych mięśniaków, w tym 172 dostępnego, to nie jest źle.
  Znowu dziś będę zasypiał i mózg będzie przywoływał obrazy z nad rogola.
  W trakcie pobytu wystąpiła sytuacja inna niż przeważnie. Wioskowe mięśniaki wypatrzyły laskę przepiękną w figurze. Nie omieszkały mi jej pokazać, że taka dżaga, a tu patrzę, a ona jest z ryżakiem, bezkształtniakiem. Nie wiem jak ci ludzie są łączą? Niby laska od 979 powiedziała, że może on jest mądry, elokwentny i w ogóle fajny pod tym względem, ale mnie nie dawało spokoju to połączenie. Taka szprychodupa i taki bezkształtniak, który nota bene zna swój wygląd, bo lato, a on blady jakby z piekarni wyszedł. Znak - nie rozbiera się na wiosce lub tam gdzie mieszka, bo wie, że jest taki bezkształtny.
  Pamiętacie jak opisywałem parę, gdzie było na odwrót. On przepiękny mięśniak, ona taka wieprzowina. Takie związki się częściej trafiają, rzadziej, że właśnie szprychodupa ma takiego kloca.
  Po rogolu, bo już się obudził 979, wymyślili wyjazd do maxi na pizzę. Znowu moją dietę chuj strzelił. Jestem tak nażarty, że jeszcze tylko zatowaruje szczury i wyglebiam, bo ledwo się ruszam.
  W nocy przebudziłem się z gorąca. To z powodu trawienia pizzy. Odkryłem się i zasnąłem dalej.
  Śniadania nie jadłem z powodu obżarstwa pizzą.
  Po weekendzie dzień na dojście do siebie.