Ja pierdolę, kończy się weekend (piszę w nd.) a jestem wyjebany jak rzadko kiedy. Dwie noce z rzędu jeżdżenie, nadto dziś w ciągu dnia też. Wpierw autem od 979 zwiezienie jego i jego niby laski z kato, a następnie autem od 895 ponownie na rogol, ale tym razem po 16:00.
Pierwszy przyjazd na rogo to ok. 04:10. Na plaży nikogo, za to w wodzie dwu ludzi w kombinezonach z wykrywaczami metalu, szukających zagubionych przez ludzi metalowych przedmiotów. Jeden penetrował głębiej, drugi w woderach płytsze rejony. W sumie nie wiedziałem, że nawet taka profesja się zorganizowała. Brzeg penetrowali do ok. 05:00 po czym pojechali. Widocznie musi to być opłacalne, skoro zainwestowali w sprzęt, czas i wychodzą na tym do przodu.
Turyści, którzy noclegowali przy jeziorze jeszcze spali. Jedynie my grasowaliśmy w terenie, a także zbieracze puszek i butelek. Woda, po ostatnich dniach była na tyle ciepła, że przy temp. powietrza ok. 17C parowała. Faktycznie jak dotknąłem wody, to była ciepła, ale niestety temp. powietrza było niska, nie miałem ręcznika, to też zrezygnowałem z wejścia do niej.
Popołudniu na msc. zastaliśmy jeszcze lokalniaków, więc było na czym oko zawiesić, nawet na dłużej. Przez jakieś 15 min inne lokalniaki w wodzie robiły wrestling, takie wodne zapasy. Nie mogłem oczu od nich oderwać, jeszcze do tego byli oświetleni słońcem od plaży, to też doskonale ich było widać. Te ich napinające się mięśnie, ociekające wodą. Przypomniały mi sie czasy, kiedy po szkole chodziliśmy na basen i też dokładnie tak samo żeśmy się mocowali w wodzie. Oczywiście zapamiętywałem dotyk mięśni, gładkość skóry, samo przylgnięcie do kogoś tam. Na st. mac. od razu następowało opróżnianie zbiorników, bo tego nie dało się dłużej strzymać. A ile było sytuacji, że mimo pilnowania się, musiałem nagle odstąpić, bowiem kutas zbudził się do życia chwilowo nie blokowany przez mózg. W wodzie najlepszym sposobem na zwiotczenie było płynięcie, to też jakiś dystans, powodujący jego powrót do stanu normalności pokonywałem, a następnie włączałem się ponownie w wodne zapasy.
B. często inicjowałem piłkę wodną, z praktycznie, wszystkimi chwytami dozwolonymi, to też zatrzymywanie mięśniaków z piłką było moim ulubionym zajęciem i byłym w tym dość skuteczny.
To też jak oglądałem lokalniaków mocujących się ze sobą w wodzie, sceny z historii przywoływały się i tak chętnie bym do nich dołączył... No trudno, na szczęście jeszcze mamy lokalnych mięśniaków, w tym 172 dostępnego, to nie jest źle.
Znowu dziś będę zasypiał i mózg będzie przywoływał obrazy z nad rogola.
W trakcie pobytu wystąpiła sytuacja inna niż przeważnie. Wioskowe mięśniaki wypatrzyły laskę przepiękną w figurze. Nie omieszkały mi jej pokazać, że taka dżaga, a tu patrzę, a ona jest z ryżakiem, bezkształtniakiem. Nie wiem jak ci ludzie są łączą? Niby laska od 979 powiedziała, że może on jest mądry, elokwentny i w ogóle fajny pod tym względem, ale mnie nie dawało spokoju to połączenie. Taka szprychodupa i taki bezkształtniak, który nota bene zna swój wygląd, bo lato, a on blady jakby z piekarni wyszedł. Znak - nie rozbiera się na wiosce lub tam gdzie mieszka, bo wie, że jest taki bezkształtny.
Pamiętacie jak opisywałem parę, gdzie było na odwrót. On przepiękny mięśniak, ona taka wieprzowina. Takie związki się częściej trafiają, rzadziej, że właśnie szprychodupa ma takiego kloca.
Po rogolu, bo już się obudził 979, wymyślili wyjazd do maxi na pizzę. Znowu moją dietę chuj strzelił. Jestem tak nażarty, że jeszcze tylko zatowaruje szczury i wyglebiam, bo ledwo się ruszam.
W nocy przebudziłem się z gorąca. To z powodu trawienia pizzy. Odkryłem się i zasnąłem dalej.
Śniadania nie jadłem z powodu obżarstwa pizzą.
Po weekendzie dzień na dojście do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz