Na szczęście były dość ładne, bardzo mało odpadków, a z tych bardziej brzydkich robiłem koktajl z kefiru ze stony. Jak powiedział 230 postępuje odwrotnie niż zakłady produkujące dżemy. U nich te najgorsze trafiają do słoiczków, a te ładne na półki sklepowe. W każdym razie bez chemii, tylko cukier i to zwykły nie ten żelujący.
Tego nie pisałem, bo oczywiście nie miałem czasu. W czwartek przylazł 826 z wiadrem, w którym jak się okazało dość szybko, są szczury. Jego szczury. Matka i 6 młodych. No pięknie qrwa. Przyszedł z nią, bowiem w domu ma samca i nie chce by się rozmnażały dalej jak u mnie. W piętek miały wyjeżdżać kolejne moje, tak pojechały tylko małe od samiczki, bowiem ona ma zostać, bo jego brat chce je mieć dalej, a szczur niby pójdzie do wykastrowania. Powiedziałem 826, że nie powinien mieć żadnych zwierząt w domu, bo się do tego nie nadaje. Ma napady agresji, jest nieodpowiedzialny, a w ogóle po co wymieniać wszystko na nie. Nie wiem w ogóle skąd ten pomysł by mieć szczury w domu, skoro widział co dzieje się na st. mac. Mam nadzieję, że zwłoka 5 dniowa nie zaburzy procesu zmniejszania ilości u mnie na st. mac. Jest ich już znacznie mniej. głównie widać to po żarciu, które co raz częściej zostaje, wręcz leży w miseczkach. Jeszcze 2 m-ce temu to parowało w krótkim czasie po włożeniu do nich. Problem teraz jest taki, że 826 nie kwapi się z odbiorem samiczki, a ta jest ponownie w ciąży i nie wiem kiedy urodzi (tak mi się wydaje, że w ciągu dwu dni). Jak urodzi, to będzie tu musiała zostać nadplanowo. Po za tym ona aklimatyzuje się, mimo, że obecne szczury, zwłaszcza najstarsza samiczka nie przepada za nią i kilka razy były już starcia, z samcem też. Wczoraj znalazłem jej włosy na łóżku, znaczy się było groźnie. Ma inne zapachy i moje szczury wyczuwają to i może traktują jako zagrożenie dla swojego stada? No nie wiem, tak bardzo w nawyki szczurze się nie wgłębiałem. Natomiast w porównaniu do innych moich dzikusów ona jest oswojona, tzn. przychodzi, wchodzi na ręce, można ją podnieść nie ucieka. Usiłuje znaleźć sobie odpowiednie miejsce i choć, po ostatnich wywózkach jest mniej szczurów i "lokale" się u nich pozwalniały, to nie umie sobie znaleźć.
Teraz zaległa wizyta na KWK Guido. Ponieważ oni i tak standardowo mają pełno ludzi, to na terenie przed KWK nic w zasadzie nie organizowali. Kilka chorągiewek oznaczających, że biorą udział w industriadzie i tyle. Autobusy z wycieczkami walą tam masowo, to szczególnie nie przejmują się tym dniem. Zjazd 20zł, więc ponad połowa, bo normalny 45zł w innych dniach, ale też i krótsze przejcie - godzinne, normalne trwa ok. 3h jak mówił przewodnik. Grupa składała się z 19 osób na górze, ale na dół dotarło 17. Jedno dziecko nie wytrzymało presji i odpadło z rodzicem. W grupie był jeden, który wpadł mi w oko
ten w tej białej koszuli, poniżej inne ujęcie (miałem przybliżyć, ale nie wiedziałem czy zdążę)
Zdjęcia przy maszynie fedrującej z organem, którą na pokaz uruchamiał przewodnik. Jeszcze kilka ujęć z chodników kopalnianych:
Mnie to by się podobało jakby kolejka na szynach była sprawna, a tak tylko przejechaliśmy się kawałek tym podwieszanym czymś:
i żadna rewelacja, ale może dla niektórych to atrakcja była. Po za tym, włącznie ze zjazdem szolą prędkości wszystkiego są takie jak tramwai na górnośląskich torach. To po prostu sunie. Pieszo bym był szybciej. Szola też spuszczali wolniej niż windy w pałacu kultury w wawce. No żenada.
Generalnie większe wrażenie na mnie zrobiła sortownia KWK Pokój i wszystkie elementy pokryte czarnym pyłem kopalnianym. Naturalność miejsca. Na KWK Guido, po przejściu setek wycieczek, to zatraciło już swój urok, po za tym, mania robienia wszystkiego na bezpieczne spowodowała, że z oryginalności dawnej KWK niewiele zostało. Tam powinno sie zjechać, umarasić własne ubranie robocze, umarasić twarz, zrobić se foty i to by wtedy były jakieś wrażenia. Jak szołżech na sortownia KWK Pokój, to wiedziałech, że sie udupie i kąpanie w bodyhali by się zdało. No niestety, jak wiecie zabierałem się do tego tak, że nie wykąpałem się tam. Może i dobrze, jeszcze by mi stanął przy jakiś mięśniakach kopalnianych. W Zabrzu rozstałem się z 824. Musiałem jechać na st. mac. by zobaczyć co ze szczurami. Dałem im żarcie, wymieniłem picie i ruszyłem ponownie na wycieczkę komunikacją miejską, darmową na industriadę. Przyjemnie się jechało, bowiem za dnia max temp. to 31C, więc mięśniaki lekko ubrane, choć wieczorem się ochłodziło do 23C.
W autobusach i tram niewiele mięśniaków, którzy by mnie zachwycili swoim wyglądem. Dosłownie pojedyncze sztuki, reszta to niewiele porywające kloce. Psuje się młodzież strasznie. Oni są jeszcze ładni do 20-ki, a następnie, to już szybko z góry, a dla niektórych już po 18 jest z góry. Prawie na koniec, na zwieńczenie przejazdu środkami masowego rażenia podróż klasyczną 105-ką, z mlaskającym stycznikiem, oryginalnymi plastikowymi siedzeniami, normalnie zamykającymi się drzwiami i w miarę normalnie, bowiem w kato był opóźniony 5 min, jadący motorowym.
Tyle, bo kolejne zajęcia czekają, a z tym opisywaniem, to się nie wyrobię i tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz