Na wieczór, a właściwie na noc, wbił 826. Wpierw zapytał sie czy z nim zrobię flachę (ależ oczywiście pomyślałem, takie mięśnie w rękach to wyjebka) odopowiedziałem, z lekkim entuzjazmem, że tak. Poszedł. Wrcócił za jakieś 30 min, w tym czasie przez stację przewinął się 172 i jakby w zazdrości sugerował, ze on tez na noc. No co miałem odpowiedzieć, no ok. Niech będzie.
Na szczęście na nockę przyszedł sam 826 z flachą. 172 gdzieś zgubił się w wiosce. Byłem już po dwu piwach, jednym od gadającej laski, drugim od 172 i na to flacha, ale czegoż to sie nie robi dla popędu seksualnego. Oczywiście jak flacha z 826 to on w klacie i to wynegocjowaliśmy dośc szybko. I teraz nie rozumiem tego dokumentnie. Zawsze chętnie sie rozbiera, wykonuje polecenia, ale do pewnego momentu, choć tem moment to już jest na granicy. No ile można na nim "siedzieć" z łapami na jego mięśniach rąk, pleców, brzucha? Obłapiając go ze wszystkich możliwych stron i on to niby (no właśnie, czy faktycznie "niby") trawi. Oczywiście za tym poleciała mini sesja zdjęciowa.
f e To jest niesamowite, jak tu muszę rozpracowywać lokalne mięśniaki-skurwiele. Każdy jest inny, każdego trzeba inaczej podejść, do każdego inne podejście, by mieć kontakt cielesny, być z tymi mięśniami na co dzień. Tyle 826 wchodzi na stacje, a dalej nie umiem go rozgryźć, ocb.No bo qrwa na co daje się tak macać? Tak obłapiać, tak kontrolować (piszę notkę i szczurzyca od 826 po mnie lata, bo żrę żółty ser i dostaje piedolaca. nie by nie dostała, ale dostała i jak zwykle noruje i chce więcej.) Tak, obnażać, bo jak mi wczoraj pokazał brzuch z opuszczonymi majtkami, jak u 222 kiedyś, to myślałem że zemdleje. Oczywiście do zdjeć już tak chętnie i tak nisko nie obniżał majtek, ale może uda sie go kiedyś nakłonić, to uwiecznimy ten efekt, i ten widok. Nie wiem ile trza by z nim zrobić, by wyszło co jest faktycznie na rzeczy. Litra? Przecież bym tego nie strzymał. Już dziś miałem problemy na końcówce, wszak tyle nie łykam, to mnie to jednak trochę siekło. No i na koniec to musze napisać. To ile się obłapiłem jego mięśni, to moje. Po za tym ten dotyk tych mięśni, ta możliwość ich obłapiania, zgniatania, jeszcze parę klep na plecy przyjął. No wyjebka...
Dobra, kończę wpis na czerwono, bo już kosmiczna godzina - 04:25 to pora wyglebiać. Reszta dziś, jak już dojdę do siebie i się "niby" wyśpię.
Tego później nie było, bo jak zwykle jak późno wstałem to dzień zajęty dość mocno. Po za tym ostatnio mięśniaki coś chorowite i tak na L4 979, 230, 172, 228 więc ruch na stacji w godzinach kiedy zwyczajowo czyli do popołudnia miałem wolne, to tory są obecnie zajęte i trudno się przebić z notkami.
Od kiedyś już zastanawiam się po co w ogóle pracować? Jak skończyły się obiegi z cysternami, choć mamy jeszcze zamrożone, to wystarczyło pojechać do wioski 972 by przywieźć od niego pełną torbę żarcia, bowiem i on, i jego żona robią w żywieniówce. Zamówienie złożyłem też do 228 więc wakacje nadal mamy z żarciem zapewnione. Tyle żarcia co się marnuje w tym systemie to jest niesamowite. U kogokolwiek, kto pracuje w żywieniówce, słyszy się o wyciepowaniu żarcia. O ile faktycznie mogło by być ono tańsze, gdybyśmy nie musieli w sklepach bulić za to, że część z tego wyprodukowanego ląduje w kanale lub na śmietniku?
Kiedyś pisałem na zlecenie prace licencjacką, nawet to gdzieś tu opisywałem, te terminy, jak np. "turbulencje łańcucha dostaw", do której w materiałach źródłowych wyczytałem, że w nowoczesnej logistyce na podstawie paragonów ze sklepów zamawia się towary doń. Widać teoria sobie, praktyka sobie. Jak oni zamawiają na podst. paragonów, jak pewnych rzeczy ciągle brakuje, innych jest naddatek. To gdzie te statystyki z paragonów, ile zeszło i ile trza zamówić w miejsce tego co zeszło? Ale po co się przejmować, w nowoczesnym "systemie" sprzedażowym, zamawiamy opór tego co się da, windujemy ceny do góry, a ludzie zapłacą za to, co my wyciepniemy, bo nie zeszło. Do tego dochodzi marnotrawstwo energii cieplnej, elektrycznej przez firmy państwowe, bo podobnie w cenie jest ono wliczone i niezależnie ile tego wypierdolą w kosmos i tak za to zabulimy.
Wiem, znowu nie ma zdjęć 826, ale co zrobić, jak od rana ciągle jakieś składy na stacji, bo tyle jest na L4, więc wolnych chwil niewiele, a następne dwa składy teraz się zapowiedziały, to trza pchnąć notkę. Narka.
środa, 27 czerwca 2018
poniedziałek, 25 czerwca 2018
Poniedziałek #1385
Trochę historii. Jak byłem w wojsku, to czasami dało się obejść pewne sprawy, dziś się na to mówi - system. Otóż w wojsku były ograniczone możliwości komunikowania się na zewnątrz. Były listy i działały już telefony, ale nie były one dostępne, nadto blokowano wyjścia z jednostek, z telefonów innych niż kancelaryjne. Ale, jak to w życiu bywa coś można obejść, wystarczy trochę czasu i chęci kręcenia tarczą wybierakową przez np. jedną osobę no i posiadana książka telefoniczna, wewnętrzna, oczywiście tajna. Nie wszyscy wiedzą, nie wszyscy pamiętają, ale wtedy w PL działały równolegle różne sieci telekomunikacyjne. Ta z TP, kolejowa, milicyjna, wojskowa, rządowa, i dalekopisowa. Kręcąc tarczą udało się, zupełnie przypadkowo, otrzymać wyjście na miasto (chodzi o możliwość dzwonienia na zewnątrz) knifem. Otóż jak z jednostki kręciliśmy na kato, to zgłaszała się centrala automatyczna centrala Ka-ce i coś tam. Po wykręceniu magicznego "zero" na miasto zgłaszał się komunikat - połączenie nie może być zrealizowane. Wystarczyło jednak, z tej samej centrali wykręcić kierunkowy na Cz-wę, na sieć milicyjną a po zgłoszeniu się Cz-wy z powrotem na kato, również w sieci milicyjnej, by już po tej konfiguracji otrzymać darmowe wyjście na m-to. Oczywiście jakość sygnału była słaba, bo jednak przez Cz-wę, przejście na sieć milicyjną i inne wejście na kato, a dopiero z kato na miasto, to też, jak czasami w starych filmach np. w Misiu, trza były krzyczeć do słuchawki. Jednak radość z darmowych połączeń po 15:00 bezcenna.
Dziś jest podobnie. Czasami konstruktorzy nawet nie przewidują błędów działania programów, które sami tworzą. Otóż w symku kolejowym, w który gram są konta płatne. Dają one możliwość grania w zasadzie o każdej porze, bo w godz. szczytu jest się trudno wbić z darmowego konta. Jeżeli nie jest się posiadaczem płatnego konta, to jeżeli darmowe sloty są zajęte, to trza czekać, aż się zwolnią. Jak dobrze pamiętam, na dyżurkach są 3 darmowe i tyleż samo na pociągach. Jestem jednym, jeżeli nie jedynym najstarszym graczem, który tego konta za 30 zyla nie wykupił. Zawsze udawało mi się jakoś "przechytrzyć" "system" i mimo tego korzystać z dobrodziejstw kont płatnych. Obecnie wyszła, dwa tyg. temu, nowa wersja i znowu znalazłem lukę w działaniu. Dzięki prostemu zabiegowi, podobnie jak Ci, którzy wydali 30 zyla, mogę grać o każdej porze. Przy czym, nie bym siedział dniami i godzinami, rozpracowując ów system. Po prostu obserwacja działania programu i wyciąganie wniosków, nawet nie wgłębianie się w niego. Cieszę się, choć na razie nie korzystam z tego dużo. Wczorajszy szlaban na grę został utrzymany, w nocy, po meczu, sprawdziłem tylko, czy luka dalej jest luką i tyle. Dziś też na razie nie, bo nadrabiamy z wolna zaległości powstałe po sobocie, kiedy to miałem zrobić rzeczy robione właśnie dziś.
Tyle, bowiem za 5 min jadę na przewóz łóżka autem służbowym od 895 wraz z 979, choć on z uszkodzonym kręgosłupem tylko jest jako organizator przewozu. Zdjęcia brzucha 826 w takim razie może jutro lub pojutrze, w zależności jak pchnę notkę następną.
Narka.
Dziś jest podobnie. Czasami konstruktorzy nawet nie przewidują błędów działania programów, które sami tworzą. Otóż w symku kolejowym, w który gram są konta płatne. Dają one możliwość grania w zasadzie o każdej porze, bo w godz. szczytu jest się trudno wbić z darmowego konta. Jeżeli nie jest się posiadaczem płatnego konta, to jeżeli darmowe sloty są zajęte, to trza czekać, aż się zwolnią. Jak dobrze pamiętam, na dyżurkach są 3 darmowe i tyleż samo na pociągach. Jestem jednym, jeżeli nie jedynym najstarszym graczem, który tego konta za 30 zyla nie wykupił. Zawsze udawało mi się jakoś "przechytrzyć" "system" i mimo tego korzystać z dobrodziejstw kont płatnych. Obecnie wyszła, dwa tyg. temu, nowa wersja i znowu znalazłem lukę w działaniu. Dzięki prostemu zabiegowi, podobnie jak Ci, którzy wydali 30 zyla, mogę grać o każdej porze. Przy czym, nie bym siedział dniami i godzinami, rozpracowując ów system. Po prostu obserwacja działania programu i wyciąganie wniosków, nawet nie wgłębianie się w niego. Cieszę się, choć na razie nie korzystam z tego dużo. Wczorajszy szlaban na grę został utrzymany, w nocy, po meczu, sprawdziłem tylko, czy luka dalej jest luką i tyle. Dziś też na razie nie, bo nadrabiamy z wolna zaległości powstałe po sobocie, kiedy to miałem zrobić rzeczy robione właśnie dziś.
Tyle, bowiem za 5 min jadę na przewóz łóżka autem służbowym od 895 wraz z 979, choć on z uszkodzonym kręgosłupem tylko jest jako organizator przewozu. Zdjęcia brzucha 826 w takim razie może jutro lub pojutrze, w zależności jak pchnę notkę następną.
Narka.
niedziela, 24 czerwca 2018
Niedziela #1384
Pojebało mnie dokumentnie. Wczorajszy dzień spędziłem, oprócz czynności stałych, bytowych, na oglądaniu pornioli i symku kolejowym. Jako usprawiedliwienie wmawiałem sobie, że przecież to tylko jeden dzień z życia i właściwie to nic wielkiego się nie stanie. No niby nie, ale miał być pisany dalej b.p., a tak spadło to na dziś, a dziś chcę go wysłać do inkubatora, bo się miesiąc kończy i za chwile sprawa kopalni też się skończy. Nadal mam niepewność, brać, czy nie brać - o to jest pytanie.
Wracając do wczoraj, kiedy to też chciałem pchnąć notkę, oczywiście się nie dało, do oprócz prowadzenia ruchu wirtualnego w symku, prowadziłem ruch na stacji, a składy tu tradycyjnie wchodziły i wychodziły. W symku tez kilka wpadek, ale też i zadziwienie dla innych, bo na podg. upychałem składy jak można było w jednej chwili było już max wpisane w wartościach scenerii. Oprócz tego manewry, choć w realu one są niespotykane na podg. ale tu z racji symka wykonywałem trzykrotnie i też chyba jako nieliczny, bo nie spotkałem się by ktoś inny tak robił. Poleciało kilka rozkazów pisemnych bo scs siadł (program nadzorczy do scenerii, dzięki któremu steruje się zwrotnicami i semaforami) i nim go zrestartowałem, to musiałem opróżnić scenerię, a na niej było pełno. Za to wyszło, że brakuje, i muszę to uzupełnić, rozkazu pisemnego wjazdu na to częściowo zajęty.
Dziś nałożyłem sobie szlaban na uruchamianie symka i jak znam siebie to nie zostanie włączony, zresztą jest pewien przesyt po wczoraj i lista rzeczy do zrobienia, która wczoraj nie zmniejszyła się nawet o jedną pozycję.
Co do pornioli, to też do końca nie było to takie stracone, bowiem natrafiłem na film, który przez najbliższe tygodnie będzie mnie zaspokajał. Wreszcie odpowiedni aktorzy, w odpowiednich rolach. W miarę naturalnie nagrane, pozycje takie jakich bym się spodziewał, choć początkowe kamerowanie, choć nowatorskie to jednak w tym przypadku niezbyt właściwie. Gość miał na głowie założone gopro kamerę i z niej pół filmu jest nagranego. Do tego efekt rybiego oka zaburzał proporcje, ale i tak materiał dobry. Jeszcze pozostanie mi ściągnięcie go z neta na kompa, a następnie wyeksportowanie go na pocztę, co by nie zginął. Wymyślili już ten wyłącznik popędu seksualnego?
Po za tym dziś był 826. Dostał ostatnią zupę z obiegu z cysternami, na szczęście rosół ryżowy wytrzymał do dziś, bo sam żarłem na śniadanie, jeszcze na obiad został. Oczywiście do zupy 826 był w klacie. Znowu mogliśmy się nacieszyć jego mięśniami, mimo wcześniejszego nacieszenia się filmem odkrytym wczoraj. Mało tego zaproponowaliśmy zrobienia zdjęć jego brzucha. Niestety zrobiliśmy tylko dwa, bowiem drugie było robione już po zgłoszeniu się pod wjazdowym 834, no i do cyca, po zdjęciach. No cóż, ruch na st. mac. nieustający. Notkę popełniamy w czasie pobytu na st. 834, a zgłoszenie o zajęciu szlaku nadeszło od 230. Jeszcze gadająca laska też zgłosiła wejście na stację za ok. 20 min, ale to dobrze, bo będą odbiorcy jej treści. Ja wymiękam przy jej ciągłym napierdalaniu, jak na dniu świra na plaży scena z napierdalającą laską do mięśniaka (tibidibitibidibi....).
Zdjęcia brzucha od 826 w jakiejś następnej notce, bo teraz już ich nie obrobię, ani nie wciepnę na kompa.
Nie wiem, jak przy tym ruchu na st. mac. zdążę z planami na dziś. Na szczęście mecz dopiero o 20:00, to do tego czasu może uda się coś zrobić.
Wracając do wczoraj, kiedy to też chciałem pchnąć notkę, oczywiście się nie dało, do oprócz prowadzenia ruchu wirtualnego w symku, prowadziłem ruch na stacji, a składy tu tradycyjnie wchodziły i wychodziły. W symku tez kilka wpadek, ale też i zadziwienie dla innych, bo na podg. upychałem składy jak można było w jednej chwili było już max wpisane w wartościach scenerii. Oprócz tego manewry, choć w realu one są niespotykane na podg. ale tu z racji symka wykonywałem trzykrotnie i też chyba jako nieliczny, bo nie spotkałem się by ktoś inny tak robił. Poleciało kilka rozkazów pisemnych bo scs siadł (program nadzorczy do scenerii, dzięki któremu steruje się zwrotnicami i semaforami) i nim go zrestartowałem, to musiałem opróżnić scenerię, a na niej było pełno. Za to wyszło, że brakuje, i muszę to uzupełnić, rozkazu pisemnego wjazdu na to częściowo zajęty.
Dziś nałożyłem sobie szlaban na uruchamianie symka i jak znam siebie to nie zostanie włączony, zresztą jest pewien przesyt po wczoraj i lista rzeczy do zrobienia, która wczoraj nie zmniejszyła się nawet o jedną pozycję.
Co do pornioli, to też do końca nie było to takie stracone, bowiem natrafiłem na film, który przez najbliższe tygodnie będzie mnie zaspokajał. Wreszcie odpowiedni aktorzy, w odpowiednich rolach. W miarę naturalnie nagrane, pozycje takie jakich bym się spodziewał, choć początkowe kamerowanie, choć nowatorskie to jednak w tym przypadku niezbyt właściwie. Gość miał na głowie założone gopro kamerę i z niej pół filmu jest nagranego. Do tego efekt rybiego oka zaburzał proporcje, ale i tak materiał dobry. Jeszcze pozostanie mi ściągnięcie go z neta na kompa, a następnie wyeksportowanie go na pocztę, co by nie zginął. Wymyślili już ten wyłącznik popędu seksualnego?
Po za tym dziś był 826. Dostał ostatnią zupę z obiegu z cysternami, na szczęście rosół ryżowy wytrzymał do dziś, bo sam żarłem na śniadanie, jeszcze na obiad został. Oczywiście do zupy 826 był w klacie. Znowu mogliśmy się nacieszyć jego mięśniami, mimo wcześniejszego nacieszenia się filmem odkrytym wczoraj. Mało tego zaproponowaliśmy zrobienia zdjęć jego brzucha. Niestety zrobiliśmy tylko dwa, bowiem drugie było robione już po zgłoszeniu się pod wjazdowym 834, no i do cyca, po zdjęciach. No cóż, ruch na st. mac. nieustający. Notkę popełniamy w czasie pobytu na st. 834, a zgłoszenie o zajęciu szlaku nadeszło od 230. Jeszcze gadająca laska też zgłosiła wejście na stację za ok. 20 min, ale to dobrze, bo będą odbiorcy jej treści. Ja wymiękam przy jej ciągłym napierdalaniu, jak na dniu świra na plaży scena z napierdalającą laską do mięśniaka (tibidibitibidibi....).
Zdjęcia brzucha od 826 w jakiejś następnej notce, bo teraz już ich nie obrobię, ani nie wciepnę na kompa.
Nie wiem, jak przy tym ruchu na st. mac. zdążę z planami na dziś. Na szczęście mecz dopiero o 20:00, to do tego czasu może uda się coś zrobić.
czwartek, 21 czerwca 2018
Czwartek #1383
Nagrzewamy budynek stacyjny, ostatni dzień ciepło. Ile zakumulujemy tyle nasze na najbliższe dni.
Dziś łapanie szczurów. Na szczęście co raz rzadziej się odbywa, ale też mają jechać dwa małe od tej, którą przyniósł do kolekcji 826. Niestety te ze stacji mac. jej nie lubią i chyba tak zostanie. Dziś zauważyłem, że ma trochę uszkodzoną lewą tylną nogę. Niedobrze, bo u szczurów tylne nogi są bardzo ważne. No cóż. Po częściowym odchowaniu młodych, dwa z nich już dziś wyjadą, będzie musiała wrócić do 826. Tu te moje jej nie strawią, zresztą uszkodzona noga może być z tego powodu. W nocy śpię, choć o 01:40 przebudziła mnie jakaś walka w kuchni. Pobiegłem tam, ale tej od 826 nie widziałem, choć jak położyłem się ponownie do łóżka to wydawało mi się, że jest z młodymi w szufladzie.
I po łapaniu szczurów. Pojechały ostatnie młode, takie już wyrośnięte, ale samczyk gdzieś się dobrze szczaił i jeszcze chyba coś na boku się uchowało. Właściwie to po zapaści jaka nastąpiła na st. mac. od grudnia do stycznia sytuacja została opanowana, co pisałem niedawno, bez drastycznych środków. Teraz pozostały w zasadzie najstarsze samice w tym inwalidka i jej albinosowata siostra, ta co ostatnio została ułaskawiona, co tak głośno ryczała, że nie chce opuszczać st. mac., samiec wykastrowany i coś tam jeszcze gdzieś szczajone + samiczka z młodymi w szufladzie, której dziś dwa młode podebrałem, co nagle jej nie znikną wszystkie. Pozostałym będzie łatwiej dostać się do cycka.
Pamiętacie tego, który mi sie podobał w grupie na kop. Guido? Był na zdjęciu w białej koszuli. Dziś spotkałem go w kauflu. Najpierw mi gdzieś mignął między regałami, a mózg standardowo zrobił obcinkę. Po niej porównał i z tego wyszło, że to może być ten z kopalni. Wysłał info do innych komórek w mózgu, a te zareagowały natychmiast. Koszyk został skierowany w stronę osobnika i przy regale z soczkami, został dopadnięty. Oczywiście zagadałem pytaniem, czy to on był na Guido w czasie industriady? W sklepie wyglądał trochę inaczej, inny ubiór, trochę inna fryzura. Zastanawiał się jakieś 5 sek, aż mnie to zdziwiło, ale odpowiedział, że tak, jak już mnie skojarzył z grupy.
No i co? Ile razy można robić te same błędy. Chwilę zagadałem, po czym, jakby mnie coś goniło gadając jeszcze do niego odchodziłem z wózkiem. Jak już odszedłem, to komórki odpowiedzialne za wyhaczanie mięśniaków zapytały się:
- co jest qrwa grane? to nie ten kierunek.
Zapakowałem ciasteczka i pojechałem szybko w kierunku kas. Nie widziałem go tam, ale też dokładnie, zaś nie wiedzieć czemu, nie sprawdziłem. Wróciłem się na salę sprzedażną, objechałem ją i ponownie do kas. Pomyślałem, zaś zdupiłem. Stojąc przy kasie widziałem jak idzie od innej kasy w kierunku wyjścia. Ponieważ miałem tylko ciasteczka dogadałem się z babką z przodu by mnie przepuściła i po chwili też wychodziłem. Spokojnie szedłem w kierunku przyst. tram. Stał na nim. Tam pogadaliśmy dłużej, ale jak zwykle tak tylko, bo przyjechał autobus za tramwaj, bo coś się musiało stać. No i pojechał, choć oddalając się na autobus dziwił się, czemu nie lezę w tym samym kierunku, bowiem na początku powiedziałem, że też do domu, ale nie że tramwajem. No niestety, albo stety, jakbym to wykorzystał, byłem skurwomobilem pod sklepem. No i tyle z ewentualnej kolejnej znajomości, która nie wiadomo jakby się zakończyła.
Tyle dziś, bo sprzątanie po szczurach mnie czeka, do tego ostatni obieg z cysternami, więc czasu niewiele.
Dziś łapanie szczurów. Na szczęście co raz rzadziej się odbywa, ale też mają jechać dwa małe od tej, którą przyniósł do kolekcji 826. Niestety te ze stacji mac. jej nie lubią i chyba tak zostanie. Dziś zauważyłem, że ma trochę uszkodzoną lewą tylną nogę. Niedobrze, bo u szczurów tylne nogi są bardzo ważne. No cóż. Po częściowym odchowaniu młodych, dwa z nich już dziś wyjadą, będzie musiała wrócić do 826. Tu te moje jej nie strawią, zresztą uszkodzona noga może być z tego powodu. W nocy śpię, choć o 01:40 przebudziła mnie jakaś walka w kuchni. Pobiegłem tam, ale tej od 826 nie widziałem, choć jak położyłem się ponownie do łóżka to wydawało mi się, że jest z młodymi w szufladzie.
I po łapaniu szczurów. Pojechały ostatnie młode, takie już wyrośnięte, ale samczyk gdzieś się dobrze szczaił i jeszcze chyba coś na boku się uchowało. Właściwie to po zapaści jaka nastąpiła na st. mac. od grudnia do stycznia sytuacja została opanowana, co pisałem niedawno, bez drastycznych środków. Teraz pozostały w zasadzie najstarsze samice w tym inwalidka i jej albinosowata siostra, ta co ostatnio została ułaskawiona, co tak głośno ryczała, że nie chce opuszczać st. mac., samiec wykastrowany i coś tam jeszcze gdzieś szczajone + samiczka z młodymi w szufladzie, której dziś dwa młode podebrałem, co nagle jej nie znikną wszystkie. Pozostałym będzie łatwiej dostać się do cycka.
Pamiętacie tego, który mi sie podobał w grupie na kop. Guido? Był na zdjęciu w białej koszuli. Dziś spotkałem go w kauflu. Najpierw mi gdzieś mignął między regałami, a mózg standardowo zrobił obcinkę. Po niej porównał i z tego wyszło, że to może być ten z kopalni. Wysłał info do innych komórek w mózgu, a te zareagowały natychmiast. Koszyk został skierowany w stronę osobnika i przy regale z soczkami, został dopadnięty. Oczywiście zagadałem pytaniem, czy to on był na Guido w czasie industriady? W sklepie wyglądał trochę inaczej, inny ubiór, trochę inna fryzura. Zastanawiał się jakieś 5 sek, aż mnie to zdziwiło, ale odpowiedział, że tak, jak już mnie skojarzył z grupy.
No i co? Ile razy można robić te same błędy. Chwilę zagadałem, po czym, jakby mnie coś goniło gadając jeszcze do niego odchodziłem z wózkiem. Jak już odszedłem, to komórki odpowiedzialne za wyhaczanie mięśniaków zapytały się:
- co jest qrwa grane? to nie ten kierunek.
Zapakowałem ciasteczka i pojechałem szybko w kierunku kas. Nie widziałem go tam, ale też dokładnie, zaś nie wiedzieć czemu, nie sprawdziłem. Wróciłem się na salę sprzedażną, objechałem ją i ponownie do kas. Pomyślałem, zaś zdupiłem. Stojąc przy kasie widziałem jak idzie od innej kasy w kierunku wyjścia. Ponieważ miałem tylko ciasteczka dogadałem się z babką z przodu by mnie przepuściła i po chwili też wychodziłem. Spokojnie szedłem w kierunku przyst. tram. Stał na nim. Tam pogadaliśmy dłużej, ale jak zwykle tak tylko, bo przyjechał autobus za tramwaj, bo coś się musiało stać. No i pojechał, choć oddalając się na autobus dziwił się, czemu nie lezę w tym samym kierunku, bowiem na początku powiedziałem, że też do domu, ale nie że tramwajem. No niestety, albo stety, jakbym to wykorzystał, byłem skurwomobilem pod sklepem. No i tyle z ewentualnej kolejnej znajomości, która nie wiadomo jakby się zakończyła.
Tyle dziś, bo sprzątanie po szczurach mnie czeka, do tego ostatni obieg z cysternami, więc czasu niewiele.
wtorek, 19 czerwca 2018
Wtorek #1382
Pisałem, że z wpisami będzie co raz ciężej utrzymać ich regularność. Lato, co raz więcej zajęć. Mimo odpadnięcia tych głównych, czyli kopalni i szczurów, bo ich liczba się zmniejszyła, wchodzą w to miejsce inne, typowe dla okresu letniego. No dobra, to zaległy wpis.
Wyjazd nad jezioro się odbył. Pojechaliśmy, ale w nd. na Kokotek. W dwie strony wyszło jakieś 120km z dojazdami. Powietrze inne niż w aglomeracji, w lesie jagody, trochę jedliśmy, bo całe polany obrzucone jagodami, ale nie kąpaliśmy się, bowiem trochę późno przyjechaliśmy. Do tego jak już byliśmy na msc. ok. 16:40 to niby laska wymyśliła, że poleziemy do lokalu "Celiny" na żarełko, bo ponoć dobre. Sęk w tym, że lokal ten oddalony o ok. 3,5 km więc trochę marszu było. Gorzej z powrotem, bo już najedzony. Faktycznie nie było drogo, do tego duże porcje. Placek po węgiersku z duża ilością wołowiny 18 zyla, Ryba tilapia z frytkami, surówką 17 zyla, przy czym ryba duża porcja, znacznie mniej było frytek. Wpierw z 979 zeżarliśmy po rybie, nibylaska placek po węg., a później, bo po tym marszu i przerwie w żarciu, byłem tylko po śniadaniu, nadal mieliśmy głód, to zamówiliśmy jeszcze dużego węgra, jak mówiła kucharka. Dopiero po zapchaniu się tym, poleźliśmy z powrotem zahaczając o las z jagodami.
Wieczorem na molo łykliśmy flachę balsamu pomorskiego, bardzo rzadkiej ostatnio wódki. Jakoś inne ją wyparły, a ona nadal trzyma poziom. Noc bezchmurna, ciepła, myślę, że ok. 18C było, a że dni długie, to w zasadzie do północy była cały czas lekka szarówka. W czasie kiedy 979 z nibylaską byli w wiosce w sklepie, zrobiłem obchód terenu i w drzewie znalazłem skrzynkę z 4 m-a gniazdkami 220V. Jakieś 15m od tego miejsca mieliśmy zaparkowanego skurwomobila, to też jak podłączyłem lampę led, która ma baterie, ale w prądzie świeci jaśniej, to mieliśmy jasno w terenie dzięki temu mogliśmy w nocy grzebać w rzeczach, rozkładać się do snu itp. Przy drzewie była też też woda, to przed spaniem umyłem siekacze.
Na liście rzeczy do spakowania jest wpisany materac nadmuchiwany i pompka. Z powodu pośpiechu nie zabrałem go, bo się na niego nie natknąłem, a baza danych dot. położenia rzeczy w stacji mac. nadal się uaktualnia (ona się tak uaktualnia od 3-ch lat, jak dobrze pamiętam), więc nie mogę sprawdzić w niej gdzie on jest. Na spanie wybrałem betonik leżący przy dawnym bydunku wypożyczalni sprzętu wodnego. Kiedyś to był pewnie jakiś ośrodek zakładowy, dziś oblacki ośrodek młodzieżowy w Kokotku NINIWA, a co ciekawsze, bo spojrzałem na mapę, to zaraz obok jest Ośrodek rekolekcyjny Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Katowickiej. Czyli sutanny kupiły atrakcyjne tereny nad wodą. Kiedyś w gazecie u Urbana czytałem jak skupowali grunty w Krakowie teraz widzę skupują atrakcyjne nad wodą. Może to i dobrze, że to oni, a nie inny pazerny biznesmen. Choć budynek noclegowy, to rodem wyjęty z PRL-u, można by tam kręcić kolejne odcinki 07 zgłoś się, to chętnie bym się tam w takich warunkach jak dawniej przespał.
(zdjęcie zapożyczone) to drzewo z prądem i wodą, to jest to wysokie (na 11:00), przy którym po lewej jest płotek z jakąś reklamą. Na molo z tyłu łykaliśmy balsam pomorski, a auto mieliśmy ustawione obok tego hasioka widocznego na 13:00. W ogóle nie wiem czemu sam nie robiłem zdjęć, choć aparat jechał. Chyba jakieś blokady z dawnych czasów, kiedy były klisze i nad każdym zdjęciem trza się było zastanawiać jaki ono ma sens.
Wracając do miejsca noclegowego, to wydawało się, że karimata, koc zwinięty na 3 jakoś pozwolą przespać noc.
Nic bardziej błędnego. Okazało się już niebawem, że jest twardo, by nie napisać w chuj twardo. Ta twardość spowodowała tylko 3h spanie i tak z przerwami na obracanie się.
Od 03:00 już nie spałem, a o 04:00 obolały wylazłem z nibyłóżka. Było już jasno od godziny, a ptaki, jakieś rybitwy, napierdalały od 03:00 na molo, które obsiadły.
Przez 3h obszedłem obiekt, w laćkach, bo buty były w aucie, a nie chciałem ich budzić. O 06:45 oni się obudzili. 979 też połamany, bo jak można wygodnie spać na przednich siedzeniach w aucie, najlepiej wyspała się chyba nibylaska od 979. Zamieniliśmy się, tzn. poszedłem spać jeszcze do auta i jakieś 20 min udało się przysnąć, następnie przyjechała ekipa budowlana remontować dalej budynek widoczny za hasiokiem, czyli dawną wypożyczalnie sprzętu wodnego. Jest w nim schowana zajebista, stara drewniana motorówka. No perełka. Oczywiście fachowcy wykuli z budynku otwór na drzwi, bez nadproża pozostawiając luźno trzymające się gazobloczki. Przestrzeń między aluminiowymi drzwiami, a gazobloczkami wypełnili pianką i... gotowe. Ach Ci dzisiejsi budowlańcy.
Dobra, kończę, bo znowu nie wyślę notki i będzie poślizg.
Wyjazd nad jezioro się odbył. Pojechaliśmy, ale w nd. na Kokotek. W dwie strony wyszło jakieś 120km z dojazdami. Powietrze inne niż w aglomeracji, w lesie jagody, trochę jedliśmy, bo całe polany obrzucone jagodami, ale nie kąpaliśmy się, bowiem trochę późno przyjechaliśmy. Do tego jak już byliśmy na msc. ok. 16:40 to niby laska wymyśliła, że poleziemy do lokalu "Celiny" na żarełko, bo ponoć dobre. Sęk w tym, że lokal ten oddalony o ok. 3,5 km więc trochę marszu było. Gorzej z powrotem, bo już najedzony. Faktycznie nie było drogo, do tego duże porcje. Placek po węgiersku z duża ilością wołowiny 18 zyla, Ryba tilapia z frytkami, surówką 17 zyla, przy czym ryba duża porcja, znacznie mniej było frytek. Wpierw z 979 zeżarliśmy po rybie, nibylaska placek po węg., a później, bo po tym marszu i przerwie w żarciu, byłem tylko po śniadaniu, nadal mieliśmy głód, to zamówiliśmy jeszcze dużego węgra, jak mówiła kucharka. Dopiero po zapchaniu się tym, poleźliśmy z powrotem zahaczając o las z jagodami.
Wieczorem na molo łykliśmy flachę balsamu pomorskiego, bardzo rzadkiej ostatnio wódki. Jakoś inne ją wyparły, a ona nadal trzyma poziom. Noc bezchmurna, ciepła, myślę, że ok. 18C było, a że dni długie, to w zasadzie do północy była cały czas lekka szarówka. W czasie kiedy 979 z nibylaską byli w wiosce w sklepie, zrobiłem obchód terenu i w drzewie znalazłem skrzynkę z 4 m-a gniazdkami 220V. Jakieś 15m od tego miejsca mieliśmy zaparkowanego skurwomobila, to też jak podłączyłem lampę led, która ma baterie, ale w prądzie świeci jaśniej, to mieliśmy jasno w terenie dzięki temu mogliśmy w nocy grzebać w rzeczach, rozkładać się do snu itp. Przy drzewie była też też woda, to przed spaniem umyłem siekacze.
Na liście rzeczy do spakowania jest wpisany materac nadmuchiwany i pompka. Z powodu pośpiechu nie zabrałem go, bo się na niego nie natknąłem, a baza danych dot. położenia rzeczy w stacji mac. nadal się uaktualnia (ona się tak uaktualnia od 3-ch lat, jak dobrze pamiętam), więc nie mogę sprawdzić w niej gdzie on jest. Na spanie wybrałem betonik leżący przy dawnym bydunku wypożyczalni sprzętu wodnego. Kiedyś to był pewnie jakiś ośrodek zakładowy, dziś oblacki ośrodek młodzieżowy w Kokotku NINIWA, a co ciekawsze, bo spojrzałem na mapę, to zaraz obok jest Ośrodek rekolekcyjny Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Katowickiej. Czyli sutanny kupiły atrakcyjne tereny nad wodą. Kiedyś w gazecie u Urbana czytałem jak skupowali grunty w Krakowie teraz widzę skupują atrakcyjne nad wodą. Może to i dobrze, że to oni, a nie inny pazerny biznesmen. Choć budynek noclegowy, to rodem wyjęty z PRL-u, można by tam kręcić kolejne odcinki 07 zgłoś się, to chętnie bym się tam w takich warunkach jak dawniej przespał.
(zdjęcie zapożyczone) to drzewo z prądem i wodą, to jest to wysokie (na 11:00), przy którym po lewej jest płotek z jakąś reklamą. Na molo z tyłu łykaliśmy balsam pomorski, a auto mieliśmy ustawione obok tego hasioka widocznego na 13:00. W ogóle nie wiem czemu sam nie robiłem zdjęć, choć aparat jechał. Chyba jakieś blokady z dawnych czasów, kiedy były klisze i nad każdym zdjęciem trza się było zastanawiać jaki ono ma sens.
Wracając do miejsca noclegowego, to wydawało się, że karimata, koc zwinięty na 3 jakoś pozwolą przespać noc.
Nic bardziej błędnego. Okazało się już niebawem, że jest twardo, by nie napisać w chuj twardo. Ta twardość spowodowała tylko 3h spanie i tak z przerwami na obracanie się.
Od 03:00 już nie spałem, a o 04:00 obolały wylazłem z nibyłóżka. Było już jasno od godziny, a ptaki, jakieś rybitwy, napierdalały od 03:00 na molo, które obsiadły.
Przez 3h obszedłem obiekt, w laćkach, bo buty były w aucie, a nie chciałem ich budzić. O 06:45 oni się obudzili. 979 też połamany, bo jak można wygodnie spać na przednich siedzeniach w aucie, najlepiej wyspała się chyba nibylaska od 979. Zamieniliśmy się, tzn. poszedłem spać jeszcze do auta i jakieś 20 min udało się przysnąć, następnie przyjechała ekipa budowlana remontować dalej budynek widoczny za hasiokiem, czyli dawną wypożyczalnie sprzętu wodnego. Jest w nim schowana zajebista, stara drewniana motorówka. No perełka. Oczywiście fachowcy wykuli z budynku otwór na drzwi, bez nadproża pozostawiając luźno trzymające się gazobloczki. Przestrzeń między aluminiowymi drzwiami, a gazobloczkami wypełnili pianką i... gotowe. Ach Ci dzisiejsi budowlańcy.
Dobra, kończę, bo znowu nie wyślę notki i będzie poślizg.
poniedziałek, 18 czerwca 2018
Poniedziałek (sobota) #1381
Znowu wpadka. Notka miała się ukazać w sobotę, więc terminy "wczoraj", "przedwczoraj" i pochodne należy odpowiednio przesunąć.
Wczoraj był 826 w trakcie mojego rozruchu porannego. Przedwczoraj był na wieczór i tradycyjnie już rozebrał się z koszulki. Niestety na stacji był jeszcze 834, więc ruchy miałem sparaliżowane, ale wczoraj już przylgnąłem do niego na tyle na ile się dało. Czasami, jak stał przede mną i naprężył mięśnie rąk, klaty, brzucha, po czym zaraz do niego się przytuliłem, to mu powiedziałem:
- nie możesz tak przede mną robić, bo mi się coś robi.
Musiałem od niego odstąpić, by ta druga głowa, która już zaczęła się ponownie wzbudzać, nie zaczęła żyć własnym życiem. Jak go głaskałem wcześniej, to był lekko spocony, bowiem wcześniej był na ćwiczeniach na brzuch i ręce to też jak przesuwałem dłońmi po jego plecach, klacie to lekko się ślizgały. Prawie jakbym użył wody i mydła. Teraz jak to piszę, to przypominają mi się sceny z 975 i wodą + mydło. To była jazda.
Po wywiezieniu ok. 8 szczurów na st. mac. zrobiło się jakby pusto. Pozostały już nieliczne dorosłe samice, chyba 4, i ok. 6 młodych jeszcze do złapania i to będzie na tyle. Inwalidka zostaje, jej siostra, która spierdoliła przy przekładaniu do klatki też, bo widzę razem chodzą, a obydwie albinoski, moja najstarsza samica i ta co się wydzierała, że nie chce jechać. Pozostanie jeszcze kwestia tej o 826, która obecnie wychowuje w szufladzie młode.
Powyżej szczurzyca w szparze między szufladą, a klawiaturą. Robiłem to zdjęcie i pomyślałem, że teraz będzie problem z czyszczeniem klawiatury, wszak posiłki są konsumowane przy kompie, to klawa się szybko brudzi, a jej zdjęcie na czas czyszczenia mogło by wywołać potrzebę zmienienia gniazda przez szczurzycę. Wszak u swoich zaobserwowałem, że rodzą w jednym miejscu, a po kilku dniach przenoszą gniazdo w inne miejsce. No ale te moje były/są na swoim terenie to takie rzeczy mogły robić. Ta od 826 nie czuje się bezpiecznie, to też miejsce pod klawą wydaje się być dobre. W nocy się przebudziłem, bo siostra od iwalidki stepowała ze zdenerwowania w szufladzie obok na papierach. Musiałem ją delikatnie wypłoszyć raz, a następnie ponownie, bo jakoś nie zrozumiała, że ma sobie iść. Na szczęście udało się szybko zasnąć ponownie.
Ta maź po lewej stronie to rizotto z obiegu z cysternami, którego nie zdążyła zeżreć, bowiem nadszedł 826. Nie wiedziałem gdzie jej to dać, a ona nadal jest nękana przez lokalne szczurzyce. Papierek po prawej stronie to do zasłaniania otworu wejściowego. Jak ona gdzieś lezie na grupę A, to zasłania papierkiem, podobnie jak lezie do środka spać.
Przedwczoraj pierwszy raz po długiej przerwie odpaliłem w td2 stację, w zasadzie podg., i dyżurowałem przez jakiś czas. Wpierw przez 3 dni na TS3 nasłuchiwałem co tam się dzieje, jak dyżurują. Wczoraj, ponieważ zaległości we wszystkim, to zmontowałem słuchawki z mikrofonem i włączyłem się do gry. Ponieważ jestem jednym z najstarszych grających to na kanał, na którym byłem nagle wszyscy się zbiegli usłyszeć mój głos, ale nie odzywałem się mimo zaczepek. Później już przy graniu normalnie.
Jutro 979, a właściwie jego nibylaska ciągnie mnie na wyjazd pod namioty, nad jakieś jezioro. Zastanawiam się czy jechać, bo ona niby chce, ale 979, jak typowy samiec myśli o seksie, a przy tym będę im przeszkadzał.
Wczoraj był 826 w trakcie mojego rozruchu porannego. Przedwczoraj był na wieczór i tradycyjnie już rozebrał się z koszulki. Niestety na stacji był jeszcze 834, więc ruchy miałem sparaliżowane, ale wczoraj już przylgnąłem do niego na tyle na ile się dało. Czasami, jak stał przede mną i naprężył mięśnie rąk, klaty, brzucha, po czym zaraz do niego się przytuliłem, to mu powiedziałem:
- nie możesz tak przede mną robić, bo mi się coś robi.
Musiałem od niego odstąpić, by ta druga głowa, która już zaczęła się ponownie wzbudzać, nie zaczęła żyć własnym życiem. Jak go głaskałem wcześniej, to był lekko spocony, bowiem wcześniej był na ćwiczeniach na brzuch i ręce to też jak przesuwałem dłońmi po jego plecach, klacie to lekko się ślizgały. Prawie jakbym użył wody i mydła. Teraz jak to piszę, to przypominają mi się sceny z 975 i wodą + mydło. To była jazda.
Po wywiezieniu ok. 8 szczurów na st. mac. zrobiło się jakby pusto. Pozostały już nieliczne dorosłe samice, chyba 4, i ok. 6 młodych jeszcze do złapania i to będzie na tyle. Inwalidka zostaje, jej siostra, która spierdoliła przy przekładaniu do klatki też, bo widzę razem chodzą, a obydwie albinoski, moja najstarsza samica i ta co się wydzierała, że nie chce jechać. Pozostanie jeszcze kwestia tej o 826, która obecnie wychowuje w szufladzie młode.
Powyżej szczurzyca w szparze między szufladą, a klawiaturą. Robiłem to zdjęcie i pomyślałem, że teraz będzie problem z czyszczeniem klawiatury, wszak posiłki są konsumowane przy kompie, to klawa się szybko brudzi, a jej zdjęcie na czas czyszczenia mogło by wywołać potrzebę zmienienia gniazda przez szczurzycę. Wszak u swoich zaobserwowałem, że rodzą w jednym miejscu, a po kilku dniach przenoszą gniazdo w inne miejsce. No ale te moje były/są na swoim terenie to takie rzeczy mogły robić. Ta od 826 nie czuje się bezpiecznie, to też miejsce pod klawą wydaje się być dobre. W nocy się przebudziłem, bo siostra od iwalidki stepowała ze zdenerwowania w szufladzie obok na papierach. Musiałem ją delikatnie wypłoszyć raz, a następnie ponownie, bo jakoś nie zrozumiała, że ma sobie iść. Na szczęście udało się szybko zasnąć ponownie.
Ta maź po lewej stronie to rizotto z obiegu z cysternami, którego nie zdążyła zeżreć, bowiem nadszedł 826. Nie wiedziałem gdzie jej to dać, a ona nadal jest nękana przez lokalne szczurzyce. Papierek po prawej stronie to do zasłaniania otworu wejściowego. Jak ona gdzieś lezie na grupę A, to zasłania papierkiem, podobnie jak lezie do środka spać.
Przedwczoraj pierwszy raz po długiej przerwie odpaliłem w td2 stację, w zasadzie podg., i dyżurowałem przez jakiś czas. Wpierw przez 3 dni na TS3 nasłuchiwałem co tam się dzieje, jak dyżurują. Wczoraj, ponieważ zaległości we wszystkim, to zmontowałem słuchawki z mikrofonem i włączyłem się do gry. Ponieważ jestem jednym z najstarszych grających to na kanał, na którym byłem nagle wszyscy się zbiegli usłyszeć mój głos, ale nie odzywałem się mimo zaczepek. Później już przy graniu normalnie.
Jutro 979, a właściwie jego nibylaska ciągnie mnie na wyjazd pod namioty, nad jakieś jezioro. Zastanawiam się czy jechać, bo ona niby chce, ale 979, jak typowy samiec myśli o seksie, a przy tym będę im przeszkadzał.
piątek, 15 czerwca 2018
Piątek #1380
(jakaś totalna wtopa. Dziś patrzę, a notka nie pchnięta, a miała być wczoraj. W związku z tym wpisy "wczoraj", "przedwczoraj" jeżeli wystąpią w tekście dot. jednego dnia do tyłu)
Co raz gorzej łapie się szczury. Pozostają, oprócz ostatnich młodych, już teraz te najstarsze do odłowienia, a wiadomo, jak się przyzwyczai człek, to trudno się to realizuje. Efekt. Trzy szczurzyce zostały wczoraj ułaskawione. Jedna się wydzierała, że chce zostać, zresztą kojarzyłem ją, jak z ręki jadła, to po chwyceniu został ułaskawiona. Druga, to inwalidka, która ma zostać, po raz drugi została chwycona i ponownie wypuszczona. Trzecia, to albinoska, która przy przekładaniu do klatki spierdoliła, to pozostała ułaskawiona. Zupełnie przypadkowo chwyciłem swoją najstarszą szczurzycę i wylądowała w wiadrze i dopiero przy przekładaniu do klatki kapłem się, że to przecież moja szczurzyca. Też została wypuszczona. Uciekł w obławie młody samczyk. Niestety trza bydzie na niego zapolować w przyszłym tyg. jak jeszcze nie w tym. Nie chcę już dopuścić do kolejnego rozrodu, bo to łapanie mnie już dołuje. To nie jest przyjemne dla osoby, prozwierzęcej. Im mniej łapań tym lepiej. Po wczorajszym w zasadzie do odłowu pozostało ok. 6-ciu młodych szczurów i pozostaną same najstarsze + szczurzyca, która ma młode od wczoraj, ta od 826, której nie lubią, zwłaszcza moja szczurzyca i inwalidka, która została już dwukrotnie ułaskawiona.
Ta od 826 dostała rujki po porodowej. Oczywiście biegi z moim wykastrowanym samcem. Sama mu się podkładała, a on, na tyle na ile potrafił za nią biegał. Jest dwa razy większy od niej i trudno mu było ją gonić. Ona młoda, mniejsza to sprawnie mu uciekała, to znów przybiegała do niego i go drażniła. On, jak to samiec, na tyle na ile umiał to uganiał się za nią i czasami nawet, jak ona się rozłożyła, to ją dosiadał. Ona oczywiście po chwili spierdalała z pod niego, ale to takie zwierzęce gonienie się.
Młode powiła w szufladzie, na której leży klawiatura. Zrobiła to, bowiem inne szczurzyce goniły ją w innych miejscach, a w szufladzie miała moją ochronę. Teraz pod klawiaturą, na której piszę mam ją i ileś tam, nie oglądałem, młodych szczurów, od których słychać tylko piszczenia. W ramach pomocy dostała pogniecone kawałki gazet i nawet część z jednej koszuli, by oprócz gazet miała też materiał na legowisko. Wcześniej jednak zrobiła tam porządek. Te papiery, które były nasączone zapachem innych szczurów wyciepła z szuflady z moją pomocą. To trza by nagrać na telefon. Ona znosiła do szpary niechciane papiery, wyciągałem je, po czym przynosiła następne. Jakiś materiał, który dawno temu dałem pierwszym szczurom, które też chciały być przy mnie, też wyciepła. Szparę z drugiej strony zatkała papierami, pozostawiając jedno wejście, które zresztą też zatyka, jak leży z młodymi. To za pewne z powodu ingerencji innych szczurzyc. Najstarsza przychodzi czasem i się spina przy szparze do szuflady, fucząc głośno, by ta w środku to słyszała. Z nerwów stepuje dając jej znać, że jest wielce niezadowolona z obcego przybysza. Teraz i tak nie mogę jej wydać 826, bo młode są za młode na transport, a po za tym 826 chwilowo w domu nie mieszka, a zostawił tam samca, którego przychodzi karmić.
W każdym razie, co do odłowu szczurów, to wyszło na moje. Nie trza było wdrażać, jak choćby 979 proponował, drastycznego rozwiązania typu trutka. Plan, który założyłem się sprawdził, tj. odłów samców, a następnie samic, które już nie mają młodych. Oczywiście koniec nadszedłby wcześniej, gdyby nie zawalone łapania samców wcześniej, choćby te z 979, z którymi tak zwlekał. Było ciężko, ale jest efekt, a kto by po tej trutce sprzątał? No pewnie nie ja... 979 teraz jest uszkodzony, a reszta, dająca tak drastyczne rozwiązania, też by to olała. Znowu spadło by to na mnie. A pewnych widoków nie da się ot tak wykasować z mózgu.
Nadal mam obiekcje czy dobrze robię pakując się w teren po KWK Pokój 1. Jadąc wczoraj w obieg z cysternami, zastanawiałem się czy teraz mam źle, czy warto dla tej rosnącej i panoszącej się w coraz większej ilości głupoty na ulicach, robić kolejną rozrywkę, do tego rozrywkę wymagającą minimum myślenia, bo przecież jazdy drezyn mają się odbywać na sygnały kolejowe.
No i na koniec, na szybko zrobione zdjęcie 826 trochę wzorowane na zdjęciu na innym blogu, ale ponieważ tamto dawno widziałem, to niedokładnie wyszło jak miało wyjść, ale kiedyś jeszcze powtórzę.
Co raz gorzej łapie się szczury. Pozostają, oprócz ostatnich młodych, już teraz te najstarsze do odłowienia, a wiadomo, jak się przyzwyczai człek, to trudno się to realizuje. Efekt. Trzy szczurzyce zostały wczoraj ułaskawione. Jedna się wydzierała, że chce zostać, zresztą kojarzyłem ją, jak z ręki jadła, to po chwyceniu został ułaskawiona. Druga, to inwalidka, która ma zostać, po raz drugi została chwycona i ponownie wypuszczona. Trzecia, to albinoska, która przy przekładaniu do klatki spierdoliła, to pozostała ułaskawiona. Zupełnie przypadkowo chwyciłem swoją najstarszą szczurzycę i wylądowała w wiadrze i dopiero przy przekładaniu do klatki kapłem się, że to przecież moja szczurzyca. Też została wypuszczona. Uciekł w obławie młody samczyk. Niestety trza bydzie na niego zapolować w przyszłym tyg. jak jeszcze nie w tym. Nie chcę już dopuścić do kolejnego rozrodu, bo to łapanie mnie już dołuje. To nie jest przyjemne dla osoby, prozwierzęcej. Im mniej łapań tym lepiej. Po wczorajszym w zasadzie do odłowu pozostało ok. 6-ciu młodych szczurów i pozostaną same najstarsze + szczurzyca, która ma młode od wczoraj, ta od 826, której nie lubią, zwłaszcza moja szczurzyca i inwalidka, która została już dwukrotnie ułaskawiona.
Ta od 826 dostała rujki po porodowej. Oczywiście biegi z moim wykastrowanym samcem. Sama mu się podkładała, a on, na tyle na ile potrafił za nią biegał. Jest dwa razy większy od niej i trudno mu było ją gonić. Ona młoda, mniejsza to sprawnie mu uciekała, to znów przybiegała do niego i go drażniła. On, jak to samiec, na tyle na ile umiał to uganiał się za nią i czasami nawet, jak ona się rozłożyła, to ją dosiadał. Ona oczywiście po chwili spierdalała z pod niego, ale to takie zwierzęce gonienie się.
Młode powiła w szufladzie, na której leży klawiatura. Zrobiła to, bowiem inne szczurzyce goniły ją w innych miejscach, a w szufladzie miała moją ochronę. Teraz pod klawiaturą, na której piszę mam ją i ileś tam, nie oglądałem, młodych szczurów, od których słychać tylko piszczenia. W ramach pomocy dostała pogniecone kawałki gazet i nawet część z jednej koszuli, by oprócz gazet miała też materiał na legowisko. Wcześniej jednak zrobiła tam porządek. Te papiery, które były nasączone zapachem innych szczurów wyciepła z szuflady z moją pomocą. To trza by nagrać na telefon. Ona znosiła do szpary niechciane papiery, wyciągałem je, po czym przynosiła następne. Jakiś materiał, który dawno temu dałem pierwszym szczurom, które też chciały być przy mnie, też wyciepła. Szparę z drugiej strony zatkała papierami, pozostawiając jedno wejście, które zresztą też zatyka, jak leży z młodymi. To za pewne z powodu ingerencji innych szczurzyc. Najstarsza przychodzi czasem i się spina przy szparze do szuflady, fucząc głośno, by ta w środku to słyszała. Z nerwów stepuje dając jej znać, że jest wielce niezadowolona z obcego przybysza. Teraz i tak nie mogę jej wydać 826, bo młode są za młode na transport, a po za tym 826 chwilowo w domu nie mieszka, a zostawił tam samca, którego przychodzi karmić.
W każdym razie, co do odłowu szczurów, to wyszło na moje. Nie trza było wdrażać, jak choćby 979 proponował, drastycznego rozwiązania typu trutka. Plan, który założyłem się sprawdził, tj. odłów samców, a następnie samic, które już nie mają młodych. Oczywiście koniec nadszedłby wcześniej, gdyby nie zawalone łapania samców wcześniej, choćby te z 979, z którymi tak zwlekał. Było ciężko, ale jest efekt, a kto by po tej trutce sprzątał? No pewnie nie ja... 979 teraz jest uszkodzony, a reszta, dająca tak drastyczne rozwiązania, też by to olała. Znowu spadło by to na mnie. A pewnych widoków nie da się ot tak wykasować z mózgu.
Nadal mam obiekcje czy dobrze robię pakując się w teren po KWK Pokój 1. Jadąc wczoraj w obieg z cysternami, zastanawiałem się czy teraz mam źle, czy warto dla tej rosnącej i panoszącej się w coraz większej ilości głupoty na ulicach, robić kolejną rozrywkę, do tego rozrywkę wymagającą minimum myślenia, bo przecież jazdy drezyn mają się odbywać na sygnały kolejowe.
No i na koniec, na szybko zrobione zdjęcie 826 trochę wzorowane na zdjęciu na innym blogu, ale ponieważ tamto dawno widziałem, to niedokładnie wyszło jak miało wyjść, ale kiedyś jeszcze powtórzę.
EDYTOWANO
wtorek, 12 czerwca 2018
Wtorek #1379
Się zaległości porobiły we wpisach, ale nie nadrobię wszystkiego, bowiem wczoraj dzień robienia dżemu truskawkowego. Po materiał, w sensie te truskawy pojechałem z 895, bo mu się nudziło, a na giełdzie jeszcze nie był, to pierwszy raz zobaczył jak tam jest. Za koszyk dyszkę, czyli wyszły po 3,60 kg., więc cena znośna. Oczywiście nie przygotowałem się kompletnie. Słoiki nie przygotowane, do tego od jakiegoś czasu, co pisałem tu jakiś czas temu, mimo lata i wysokich temp., nie umiem zatrybić i jak mam się zabrać do roboty, to tak jak kiedyś miałem się uczyć, mózg wymyśla niestworzone zajęcia, byle tylko ominąć to co ma zrobić. Efektem jego działań zabrałem się truskawy w południe, po procedurach rozruchowych.
Na szczęście były dość ładne, bardzo mało odpadków, a z tych bardziej brzydkich robiłem koktajl z kefiru ze stony. Jak powiedział 230 postępuje odwrotnie niż zakłady produkujące dżemy. U nich te najgorsze trafiają do słoiczków, a te ładne na półki sklepowe. W każdym razie bez chemii, tylko cukier i to zwykły nie ten żelujący.
Tego nie pisałem, bo oczywiście nie miałem czasu. W czwartek przylazł 826 z wiadrem, w którym jak się okazało dość szybko, są szczury. Jego szczury. Matka i 6 młodych. No pięknie qrwa. Przyszedł z nią, bowiem w domu ma samca i nie chce by się rozmnażały dalej jak u mnie. W piętek miały wyjeżdżać kolejne moje, tak pojechały tylko małe od samiczki, bowiem ona ma zostać, bo jego brat chce je mieć dalej, a szczur niby pójdzie do wykastrowania. Powiedziałem 826, że nie powinien mieć żadnych zwierząt w domu, bo się do tego nie nadaje. Ma napady agresji, jest nieodpowiedzialny, a w ogóle po co wymieniać wszystko na nie. Nie wiem w ogóle skąd ten pomysł by mieć szczury w domu, skoro widział co dzieje się na st. mac. Mam nadzieję, że zwłoka 5 dniowa nie zaburzy procesu zmniejszania ilości u mnie na st. mac. Jest ich już znacznie mniej. głównie widać to po żarciu, które co raz częściej zostaje, wręcz leży w miseczkach. Jeszcze 2 m-ce temu to parowało w krótkim czasie po włożeniu do nich. Problem teraz jest taki, że 826 nie kwapi się z odbiorem samiczki, a ta jest ponownie w ciąży i nie wiem kiedy urodzi (tak mi się wydaje, że w ciągu dwu dni). Jak urodzi, to będzie tu musiała zostać nadplanowo. Po za tym ona aklimatyzuje się, mimo, że obecne szczury, zwłaszcza najstarsza samiczka nie przepada za nią i kilka razy były już starcia, z samcem też. Wczoraj znalazłem jej włosy na łóżku, znaczy się było groźnie. Ma inne zapachy i moje szczury wyczuwają to i może traktują jako zagrożenie dla swojego stada? No nie wiem, tak bardzo w nawyki szczurze się nie wgłębiałem. Natomiast w porównaniu do innych moich dzikusów ona jest oswojona, tzn. przychodzi, wchodzi na ręce, można ją podnieść nie ucieka. Usiłuje znaleźć sobie odpowiednie miejsce i choć, po ostatnich wywózkach jest mniej szczurów i "lokale" się u nich pozwalniały, to nie umie sobie znaleźć.
Teraz zaległa wizyta na KWK Guido. Ponieważ oni i tak standardowo mają pełno ludzi, to na terenie przed KWK nic w zasadzie nie organizowali. Kilka chorągiewek oznaczających, że biorą udział w industriadzie i tyle. Autobusy z wycieczkami walą tam masowo, to szczególnie nie przejmują się tym dniem. Zjazd 20zł, więc ponad połowa, bo normalny 45zł w innych dniach, ale też i krótsze przejcie - godzinne, normalne trwa ok. 3h jak mówił przewodnik. Grupa składała się z 19 osób na górze, ale na dół dotarło 17. Jedno dziecko nie wytrzymało presji i odpadło z rodzicem. W grupie był jeden, który wpadł mi w oko
ten w tej białej koszuli, poniżej inne ujęcie (miałem przybliżyć, ale nie wiedziałem czy zdążę)
Na szczęście były dość ładne, bardzo mało odpadków, a z tych bardziej brzydkich robiłem koktajl z kefiru ze stony. Jak powiedział 230 postępuje odwrotnie niż zakłady produkujące dżemy. U nich te najgorsze trafiają do słoiczków, a te ładne na półki sklepowe. W każdym razie bez chemii, tylko cukier i to zwykły nie ten żelujący.
Tego nie pisałem, bo oczywiście nie miałem czasu. W czwartek przylazł 826 z wiadrem, w którym jak się okazało dość szybko, są szczury. Jego szczury. Matka i 6 młodych. No pięknie qrwa. Przyszedł z nią, bowiem w domu ma samca i nie chce by się rozmnażały dalej jak u mnie. W piętek miały wyjeżdżać kolejne moje, tak pojechały tylko małe od samiczki, bowiem ona ma zostać, bo jego brat chce je mieć dalej, a szczur niby pójdzie do wykastrowania. Powiedziałem 826, że nie powinien mieć żadnych zwierząt w domu, bo się do tego nie nadaje. Ma napady agresji, jest nieodpowiedzialny, a w ogóle po co wymieniać wszystko na nie. Nie wiem w ogóle skąd ten pomysł by mieć szczury w domu, skoro widział co dzieje się na st. mac. Mam nadzieję, że zwłoka 5 dniowa nie zaburzy procesu zmniejszania ilości u mnie na st. mac. Jest ich już znacznie mniej. głównie widać to po żarciu, które co raz częściej zostaje, wręcz leży w miseczkach. Jeszcze 2 m-ce temu to parowało w krótkim czasie po włożeniu do nich. Problem teraz jest taki, że 826 nie kwapi się z odbiorem samiczki, a ta jest ponownie w ciąży i nie wiem kiedy urodzi (tak mi się wydaje, że w ciągu dwu dni). Jak urodzi, to będzie tu musiała zostać nadplanowo. Po za tym ona aklimatyzuje się, mimo, że obecne szczury, zwłaszcza najstarsza samiczka nie przepada za nią i kilka razy były już starcia, z samcem też. Wczoraj znalazłem jej włosy na łóżku, znaczy się było groźnie. Ma inne zapachy i moje szczury wyczuwają to i może traktują jako zagrożenie dla swojego stada? No nie wiem, tak bardzo w nawyki szczurze się nie wgłębiałem. Natomiast w porównaniu do innych moich dzikusów ona jest oswojona, tzn. przychodzi, wchodzi na ręce, można ją podnieść nie ucieka. Usiłuje znaleźć sobie odpowiednie miejsce i choć, po ostatnich wywózkach jest mniej szczurów i "lokale" się u nich pozwalniały, to nie umie sobie znaleźć.
Teraz zaległa wizyta na KWK Guido. Ponieważ oni i tak standardowo mają pełno ludzi, to na terenie przed KWK nic w zasadzie nie organizowali. Kilka chorągiewek oznaczających, że biorą udział w industriadzie i tyle. Autobusy z wycieczkami walą tam masowo, to szczególnie nie przejmują się tym dniem. Zjazd 20zł, więc ponad połowa, bo normalny 45zł w innych dniach, ale też i krótsze przejcie - godzinne, normalne trwa ok. 3h jak mówił przewodnik. Grupa składała się z 19 osób na górze, ale na dół dotarło 17. Jedno dziecko nie wytrzymało presji i odpadło z rodzicem. W grupie był jeden, który wpadł mi w oko
ten w tej białej koszuli, poniżej inne ujęcie (miałem przybliżyć, ale nie wiedziałem czy zdążę)
Zdjęcia przy maszynie fedrującej z organem, którą na pokaz uruchamiał przewodnik. Jeszcze kilka ujęć z chodników kopalnianych:
Mnie to by się podobało jakby kolejka na szynach była sprawna, a tak tylko przejechaliśmy się kawałek tym podwieszanym czymś:
i żadna rewelacja, ale może dla niektórych to atrakcja była. Po za tym, włącznie ze zjazdem szolą prędkości wszystkiego są takie jak tramwai na górnośląskich torach. To po prostu sunie. Pieszo bym był szybciej. Szola też spuszczali wolniej niż windy w pałacu kultury w wawce. No żenada.
Generalnie większe wrażenie na mnie zrobiła sortownia KWK Pokój i wszystkie elementy pokryte czarnym pyłem kopalnianym. Naturalność miejsca. Na KWK Guido, po przejściu setek wycieczek, to zatraciło już swój urok, po za tym, mania robienia wszystkiego na bezpieczne spowodowała, że z oryginalności dawnej KWK niewiele zostało. Tam powinno sie zjechać, umarasić własne ubranie robocze, umarasić twarz, zrobić se foty i to by wtedy były jakieś wrażenia. Jak szołżech na sortownia KWK Pokój, to wiedziałech, że sie udupie i kąpanie w bodyhali by się zdało. No niestety, jak wiecie zabierałem się do tego tak, że nie wykąpałem się tam. Może i dobrze, jeszcze by mi stanął przy jakiś mięśniakach kopalnianych. W Zabrzu rozstałem się z 824. Musiałem jechać na st. mac. by zobaczyć co ze szczurami. Dałem im żarcie, wymieniłem picie i ruszyłem ponownie na wycieczkę komunikacją miejską, darmową na industriadę. Przyjemnie się jechało, bowiem za dnia max temp. to 31C, więc mięśniaki lekko ubrane, choć wieczorem się ochłodziło do 23C.
W autobusach i tram niewiele mięśniaków, którzy by mnie zachwycili swoim wyglądem. Dosłownie pojedyncze sztuki, reszta to niewiele porywające kloce. Psuje się młodzież strasznie. Oni są jeszcze ładni do 20-ki, a następnie, to już szybko z góry, a dla niektórych już po 18 jest z góry. Prawie na koniec, na zwieńczenie przejazdu środkami masowego rażenia podróż klasyczną 105-ką, z mlaskającym stycznikiem, oryginalnymi plastikowymi siedzeniami, normalnie zamykającymi się drzwiami i w miarę normalnie, bowiem w kato był opóźniony 5 min, jadący motorowym.
Tyle, bo kolejne zajęcia czekają, a z tym opisywaniem, to się nie wyrobię i tak.
niedziela, 10 czerwca 2018
Niedziela #1378
Industriada zaliczona, przejazdy komunikacją miejską, darmowe - też. Nie ma to jak życie przy miastach. Rozrywki za darmo, dojazd za darmo, no full wypas. Ale od początku. Postanowiłem pojechać na wąskotorówkę do By-mia, bowiem, jakbym dostał teren z KWK Pokój, to chciałem zobaczyć jak robią to inni, jak to jest zorganizowane.
Z 824 umówiliśmy się na Łużyckiej i poszliśmy na wąskotorówkę. Mimo godziny 11:30 teren był przygotowywany, a ludzi jeszcze tłumnie nie naszło. Pierwszą refleksją była spora ilość ludzi potrzebna do obsługi takiej imprezy. Wielość punktów, które trzebaby obsadzić i przy każdym musi być jedna osoba, w szczególnych miejscach (jak np. nastawnia) nawet dwie. Po za tym, co widać na zdjęciu,
przy takiej ilości ludzi trudno jest prowadzić skutecznie ruch, wiec u nas będzie to musiało być rozwiązane inaczej. Plusem u nas (jeżeli oczywiście kiedyś to ruszy) będzie sprawna nastawnia, bo na wąskotorówce dopiero ją odtwarzają. Poniżej odtwarzany plan świetlny z tyłu
Oczywiście plany odbudowy, modernizacji są szerokie, tyko kto u nich to będzie robił i kiedy, jak mają do tego utrzymanie taboru, co nam odpadnie.U nas też nie wiem kto, bo brak ludzi mi też będzie doskwierał.
Dźwignie zwrotnicowe mają sprawne tylko 3, semafor jest wyświetlany przez przekaźnik przyciskiem na pulpicie, a nie wiem w ogóle czemu był ze wskaźnikiem W31 skoro podawali na nim sygnały.
To chyba taka wpadka niezauważona. Semafor grupowy, więc jeden na tory z przebiegami, u nas na szczęście, bo to robi większe wrażenie, każdy tor ma sygnalizator świetlny (semafor lub Tm).Pewne rozwiązania podpatrzyłem i jeżeli dostaniemy teren po KWK, to zastosuje je na st. zwrotnej, głównie odnośnie zabezpieczenia części, rzeczy leżących przy torach, by nie poszły samodzielnie na spacer w niewiadomym kierunku.
Wizyta w izbie tradycji
utwierdziła mnie w przekonaniu, że znacznie więcej mam eksponatów na st. macierzystej, jak oni w tej izbie,
ale to dobrze, bo ewentualne przyszłe muzeum, będzie dość szybko wyposażone w eksponaty, dzięki temu st. mac. trochę się uwolni od zawalenia rzeczami kolejowymi, które teraz walają się bezwładnie po niej.
Jak widać na zdjęciu poniżej, ludzi trzeba stale nadzorować, bo jak nie, to np. przykręcą krzywo latarnię i przeciwwagę.
Z wąskotorówki poszliśmy od EC Szombierki, bo to obok, ale nie udało nam się wejść, bo rezerwacje, a nie załapaliśmy się za osoby, które na rezerwacje nie przyszły. Pojechaliśmy zatem do KWK Guido w Zabrzu. 850 do Gl-ce Zaj, następnie 840 goniliśmy tram. 31, w rezultacie nadgoniliśmy tak, że złapaliśmy jeszcze wcześniejszy tram nr 3. Pisałem kiedyś, że tram na Górnym Śl. i w Zagłębiu się wleką niemiłosiernie, to też dogonić je autobusami nie stanowi problemu, mimo że zasadniczo powinno być odwrotnie.
Grupą 17 osób zjechaliśmy na dół, a w grupie był jeden ładnie wyglądający, taki mieszczący się w widełkach wyglądowych.
O wizycie na Guido w następnej notce, bo na stacji dwa tory się już zapełniły 834, i trudno się pisze, więc narka.
Z 824 umówiliśmy się na Łużyckiej i poszliśmy na wąskotorówkę. Mimo godziny 11:30 teren był przygotowywany, a ludzi jeszcze tłumnie nie naszło. Pierwszą refleksją była spora ilość ludzi potrzebna do obsługi takiej imprezy. Wielość punktów, które trzebaby obsadzić i przy każdym musi być jedna osoba, w szczególnych miejscach (jak np. nastawnia) nawet dwie. Po za tym, co widać na zdjęciu,
przy takiej ilości ludzi trudno jest prowadzić skutecznie ruch, wiec u nas będzie to musiało być rozwiązane inaczej. Plusem u nas (jeżeli oczywiście kiedyś to ruszy) będzie sprawna nastawnia, bo na wąskotorówce dopiero ją odtwarzają. Poniżej odtwarzany plan świetlny z tyłu
Oczywiście plany odbudowy, modernizacji są szerokie, tyko kto u nich to będzie robił i kiedy, jak mają do tego utrzymanie taboru, co nam odpadnie.U nas też nie wiem kto, bo brak ludzi mi też będzie doskwierał.
Dźwignie zwrotnicowe mają sprawne tylko 3, semafor jest wyświetlany przez przekaźnik przyciskiem na pulpicie, a nie wiem w ogóle czemu był ze wskaźnikiem W31 skoro podawali na nim sygnały.
To chyba taka wpadka niezauważona. Semafor grupowy, więc jeden na tory z przebiegami, u nas na szczęście, bo to robi większe wrażenie, każdy tor ma sygnalizator świetlny (semafor lub Tm).Pewne rozwiązania podpatrzyłem i jeżeli dostaniemy teren po KWK, to zastosuje je na st. zwrotnej, głównie odnośnie zabezpieczenia części, rzeczy leżących przy torach, by nie poszły samodzielnie na spacer w niewiadomym kierunku.
Wizyta w izbie tradycji
utwierdziła mnie w przekonaniu, że znacznie więcej mam eksponatów na st. macierzystej, jak oni w tej izbie,
ale to dobrze, bo ewentualne przyszłe muzeum, będzie dość szybko wyposażone w eksponaty, dzięki temu st. mac. trochę się uwolni od zawalenia rzeczami kolejowymi, które teraz walają się bezwładnie po niej.
Jak widać na zdjęciu poniżej, ludzi trzeba stale nadzorować, bo jak nie, to np. przykręcą krzywo latarnię i przeciwwagę.
Z wąskotorówki poszliśmy od EC Szombierki, bo to obok, ale nie udało nam się wejść, bo rezerwacje, a nie załapaliśmy się za osoby, które na rezerwacje nie przyszły. Pojechaliśmy zatem do KWK Guido w Zabrzu. 850 do Gl-ce Zaj, następnie 840 goniliśmy tram. 31, w rezultacie nadgoniliśmy tak, że złapaliśmy jeszcze wcześniejszy tram nr 3. Pisałem kiedyś, że tram na Górnym Śl. i w Zagłębiu się wleką niemiłosiernie, to też dogonić je autobusami nie stanowi problemu, mimo że zasadniczo powinno być odwrotnie.
Grupą 17 osób zjechaliśmy na dół, a w grupie był jeden ładnie wyglądający, taki mieszczący się w widełkach wyglądowych.
O wizycie na Guido w następnej notce, bo na stacji dwa tory się już zapełniły 834, i trudno się pisze, więc narka.
piątek, 8 czerwca 2018
Piątek #1377
Muszę to napisać, bo jak mówił o. Natanek - to wiedz..., że coś się dzieje...
To dzieje, to lezie na nockę 826. Mało tego lezie z jakąś flachą, a my otwarliśmy wcześniej nasze zajebiste, trochę mocne, wino porzeczkowe. Aż się boję co się będzie działo. Oczywiście jest opcja, że nic nie będzie, ale 826 na noc, świadomie i to z flachą - to wiedz..., że coś się dzieje...
Oczywiście, by nie było tak różowo, to na nocny postój zamówił się też 172. To oczywiście problem, bo drużyna trakcyjna 826 pytała się, czy stacja pusta. Nie skłamaliśmy, (na razie) pusta, ale jak będzie dalej... (to nie wiemy). Mamy nadzieję, że ta pustka zostanie odpowiednio długo.
Dziś, załatwiając sprawy papierkowe dot. kopalni, jechałem przez lasek, w którym ostatni raz miałem bliskie spotkanie z 222. Ta jego gładka skóra, te jego mięśnie, figura i w ogóle..., to jak przejeżdżałem przez ten lasek, aż chciałem zjechać w miejsce, gdzie był ostatni kontakt cielesny i dać upust wyobrażeniom mózgu o tym spotkaniu.
Wczoraj byłem u 820. Czy tylko mnie się wydawało, że prężył przede mną mięśnie i je ukazywał, czy to taki standard? Już kiedyś, kilka lat temu, wydawało mi się, że mnie kusi. Wczoraj odniosłem podobne wrażenie. Czy mam się na coś nastawiać?
A teraz, by nie było, że w wiosce jest tak zawsze przyjaźnie, to czat do 826 od jednego z jego kolegów, którego zresztą osobiście znam:
- "Siedzisz u cwele co się ze 172 w dupa jebia, Ręką mu podajesz a potym z normalnymi chopcami się witosz. Jo nie je ani rasista tolerują dużo dziwnych Żeczy ale pedałów to masakra. Ze 172 yno godom bo go znom od dziecka, I z grzecznosci" (ksywę 172 zamieniłem na nr, reszta pisowni oryginalna)
Wracając do 826, to tyle dziś się namacałem, co nigdy. Nawet rękę czasem po gumkę z majtek delikatnie wsadzałem, czy raczej przesuwałem. Zresztą z jakiegoś tam powodu, nie wiem z jakiego zdjął krótkie spodenki i pozostał na dłuższą chwilę w majtkach. Powiedziałem:
- jak dla mnie możesz w majtkach być dalej
i w tym momencie on zrezygnował z zakładania krótkich spodenek, mimo iż miał je już na udach. Ściągnął je i ciepnął kajś tam pozostając w luźnych bokserkach. Ogólnie zauważyłem, że brakło alko. Gdybym miał więcej, jakąś rezerwówkę, to sprawa potoczyła by się dalej, choć miąłem już trochę w głowie i większa ilość mogła by się zakończyć bliskim spotkaniem z muszlą. Wracając do 826, to plecy - moje, klata - moja, uda - moje. Łydek nie atakowałem, ale reszta w moich rękach się przewinęła i to dość dobrze.
Czy ja się starzeję? Czy mnie się wydaje, że oni mnie drażnią, czy to tylko moja wybujała fantazja?
Jak 826 ściągał krótkie spodenki to wydawało mi się, wręcz widziałem przez te luźne bokserki, że organ mu się wzbudził. 820 też mnie dziś drażnił swoimi mięśniami, przynajmniej tak mi się wydawało. No i co z tym wszystkim robić?
W każdym razie nie wypadło źle. Cienkiej granicy nie przekroczyłem. Rano przylazł 826 i na pytanie, czy wszystko wczoraj było ok, odpowiedział, że tak, a po za tym ponownie rozebrał się z koszulki.
Tyle, bo roboty pełno, w tym też papierkowej, a nadto jestem niewyspany, bowiem 826 opuścił stację dziś o 02:05, to w ciągu dnia, w planie wyglebienie, bo jutro industriada, a już dwie noce zarwane do cyca. Narka.
To dzieje, to lezie na nockę 826. Mało tego lezie z jakąś flachą, a my otwarliśmy wcześniej nasze zajebiste, trochę mocne, wino porzeczkowe. Aż się boję co się będzie działo. Oczywiście jest opcja, że nic nie będzie, ale 826 na noc, świadomie i to z flachą - to wiedz..., że coś się dzieje...
Oczywiście, by nie było tak różowo, to na nocny postój zamówił się też 172. To oczywiście problem, bo drużyna trakcyjna 826 pytała się, czy stacja pusta. Nie skłamaliśmy, (na razie) pusta, ale jak będzie dalej... (to nie wiemy). Mamy nadzieję, że ta pustka zostanie odpowiednio długo.
Dziś, załatwiając sprawy papierkowe dot. kopalni, jechałem przez lasek, w którym ostatni raz miałem bliskie spotkanie z 222. Ta jego gładka skóra, te jego mięśnie, figura i w ogóle..., to jak przejeżdżałem przez ten lasek, aż chciałem zjechać w miejsce, gdzie był ostatni kontakt cielesny i dać upust wyobrażeniom mózgu o tym spotkaniu.
Wczoraj byłem u 820. Czy tylko mnie się wydawało, że prężył przede mną mięśnie i je ukazywał, czy to taki standard? Już kiedyś, kilka lat temu, wydawało mi się, że mnie kusi. Wczoraj odniosłem podobne wrażenie. Czy mam się na coś nastawiać?
A teraz, by nie było, że w wiosce jest tak zawsze przyjaźnie, to czat do 826 od jednego z jego kolegów, którego zresztą osobiście znam:
- "Siedzisz u cwele co się ze 172 w dupa jebia, Ręką mu podajesz a potym z normalnymi chopcami się witosz. Jo nie je ani rasista tolerują dużo dziwnych Żeczy ale pedałów to masakra. Ze 172 yno godom bo go znom od dziecka, I z grzecznosci" (ksywę 172 zamieniłem na nr, reszta pisowni oryginalna)
Wracając do 826, to tyle dziś się namacałem, co nigdy. Nawet rękę czasem po gumkę z majtek delikatnie wsadzałem, czy raczej przesuwałem. Zresztą z jakiegoś tam powodu, nie wiem z jakiego zdjął krótkie spodenki i pozostał na dłuższą chwilę w majtkach. Powiedziałem:
- jak dla mnie możesz w majtkach być dalej
i w tym momencie on zrezygnował z zakładania krótkich spodenek, mimo iż miał je już na udach. Ściągnął je i ciepnął kajś tam pozostając w luźnych bokserkach. Ogólnie zauważyłem, że brakło alko. Gdybym miał więcej, jakąś rezerwówkę, to sprawa potoczyła by się dalej, choć miąłem już trochę w głowie i większa ilość mogła by się zakończyć bliskim spotkaniem z muszlą. Wracając do 826, to plecy - moje, klata - moja, uda - moje. Łydek nie atakowałem, ale reszta w moich rękach się przewinęła i to dość dobrze.
Czy ja się starzeję? Czy mnie się wydaje, że oni mnie drażnią, czy to tylko moja wybujała fantazja?
Jak 826 ściągał krótkie spodenki to wydawało mi się, wręcz widziałem przez te luźne bokserki, że organ mu się wzbudził. 820 też mnie dziś drażnił swoimi mięśniami, przynajmniej tak mi się wydawało. No i co z tym wszystkim robić?
W każdym razie nie wypadło źle. Cienkiej granicy nie przekroczyłem. Rano przylazł 826 i na pytanie, czy wszystko wczoraj było ok, odpowiedział, że tak, a po za tym ponownie rozebrał się z koszulki.
Tyle, bo roboty pełno, w tym też papierkowej, a nadto jestem niewyspany, bowiem 826 opuścił stację dziś o 02:05, to w ciągu dnia, w planie wyglebienie, bo jutro industriada, a już dwie noce zarwane do cyca. Narka.
środa, 6 czerwca 2018
Środa #1376
Czasami myślę, że się rzucam na głęboką wodę i nie wiem czy się nie utopię. Już teraz jestem zajebany robotą, chce mi się jak się chce, mam lepsze i gorsze dni pod kątem wydajności. Dziś jest ten trochę lepszy. Siedzę od kilku dni, a dziś już w większym wymiarze czasowym nad biznes planem terenów KWK Pokój. Dobrze, że kiedyś tam, nim jeszcze dotarł komputer, zrobiłem sobie we własnym zakresie na st. mac. kurs maszynopisania ze starej książki, dzięki temu dziś nie ma większego problemu w napierdalaniu paluchami po klawiaturze. Bez tej umiejętności było by bardzo ciężko, a w ogóle nie wiem jakby to było.
Wczoraj na wieczór na tyle byłem zmęczony, że jak wszedł na stację172 i chciał coś zrobić, to jak się położyłem na nim to prawie zasnąłem. Po minucie leżenia stwierdziłem:
- nic z tego nie będzie
- no właśnie widzę, że zasypiasz na mnie.
Choć dla mnie zmęczonego nie byłaby to zła opcja. Wieczorem, po odejściu 834 ok. 21:40 stwierdziłem, że zamykam stację dla czynności techniczno-ruchowych i wyglebiam. Jednak po włączeniu procedur wyłączających, które starałem się sprawnie realizować, okazało się, że już 22:40 więc wcale wcześniej nie było, no jakieś 30 min. Po 2 min od wyblebienia dzwonek. Qrwa, tyle starania i nic z tego. Okazało się pod wjazdowym 172. Wpuściłem na stację. Chciał coś zrobić, ale powiedziałem, że nie wiem czy coś z tego wyjdzie, aczkolwiek, mózg mówił jedno, a druga głowa na dole, jak widziała 172 w klacie, już się obudziła i była gotowa do działania. 172 był po flaszce z kimś tam i jeszcze jakimiś piwami. Nawet dobrze, że nic nie robiłem, bo po jakiś 10 min miał bliskie spotkanie z muszlą, to jakbym siadł na nim, to jeszcze bym miał nadplanowe sprzątanie na grupie A. Tak mogłem zasnąć. 172 wszedł na stację mac., bowiem, jak stwierdził, w razie W go obudzę, a w domu mógłby na budzik nie reagować i zaspać do roboty.
Rano o 05:00 budzik. Jak zwykle o takiej porze byłem totalnie przydupiony. Wyprawiając ze stacji 172 pomyślałem, że jakbym tak miał wstawać o takiej godz. to by mnie podupiło. Wiem, kiedyś dawno temu wstawałem do pracy o 02:15, później 03:10, a na PKP o 04:10 i jakoś dawałem rady, ale człowiek łatwo przyzwyczaja się do wygód, w tym np. do wysypiania się, to na odstępstwa od tego organizm trudno reaguje.
Notka miała być pchnięta ok. południa, ale właśnie wtedy na stację wszedł 979, który ma L4. Zabrał się za naprawę jakiś kompów z zewnątrz, a ja zająłem się jakimiś bieżącymi rzeczami, ale też w końcu z nim porozmawiałem, jak już dawno nie mieliśmy takiej okazji. Tematy dnia codziennego, ale wreszcie zrobiło się przyjemnie. Ostatnimi czasy to zawsze jakoś drętwo było.
Jak zwykle nie wszystko się zmieściło, bowiem już późno, a jeszcze muszę siąść do biznes planu, a wnet też kolejny obieg z cysternami. Ostatnimi czasy w obiegu ze st. zwrotnej wracają pełne składy z przekroczoną masą brutto, przeto z ograniczeniem prędkości, ze względu na brak wymaganej masy hamującej. Na razie mrozimy, ale nasze możliwości już się wyczerpały. Część ulokowaliśmy w terenie, ale tam też już koniec. Ciepło się zrobiło, to żrą mniej. Ja zresztą też muszę mniej, bo lato, a tu miast mieć mniej, to mam chyba więcej.
Jeszcze na koniec, co chyba piszę od kilku lat w lecie. Tradycja wioskowa na chodzenie w klatach mięśniaków jest rewelacyjna. W tym roku obserwuję nowy narybek, który wzorem starszych skurwieli też chodzi w klatach. No jest co wybierać, choć jak patrzę na niektórych, to jeszcze kilka lat i obecną figurę będą mogli wspominać na zdjęciach, jak takowe se zrobią. A nawet jeżeli, to jak je zachowają, bo z tym to już w ogóle jest lipa. No ale to też tradycja wioskowa, że zdjęć się nie archiwizuje, sobie się w zasadzie nie robi i następnie po iluś tam latach nie ma się co oglądać. Nie udało nam się zrobić zdjęcia 899 i w zasadzie nie znamy żadnego innego, gdzie można by go było zobaczyć w klacie, a widok..., ach.... szkoda pisać.
Zaś się rozpisuje na koniec. To narka.
Wczoraj na wieczór na tyle byłem zmęczony, że jak wszedł na stację172 i chciał coś zrobić, to jak się położyłem na nim to prawie zasnąłem. Po minucie leżenia stwierdziłem:
- nic z tego nie będzie
- no właśnie widzę, że zasypiasz na mnie.
Choć dla mnie zmęczonego nie byłaby to zła opcja. Wieczorem, po odejściu 834 ok. 21:40 stwierdziłem, że zamykam stację dla czynności techniczno-ruchowych i wyglebiam. Jednak po włączeniu procedur wyłączających, które starałem się sprawnie realizować, okazało się, że już 22:40 więc wcale wcześniej nie było, no jakieś 30 min. Po 2 min od wyblebienia dzwonek. Qrwa, tyle starania i nic z tego. Okazało się pod wjazdowym 172. Wpuściłem na stację. Chciał coś zrobić, ale powiedziałem, że nie wiem czy coś z tego wyjdzie, aczkolwiek, mózg mówił jedno, a druga głowa na dole, jak widziała 172 w klacie, już się obudziła i była gotowa do działania. 172 był po flaszce z kimś tam i jeszcze jakimiś piwami. Nawet dobrze, że nic nie robiłem, bo po jakiś 10 min miał bliskie spotkanie z muszlą, to jakbym siadł na nim, to jeszcze bym miał nadplanowe sprzątanie na grupie A. Tak mogłem zasnąć. 172 wszedł na stację mac., bowiem, jak stwierdził, w razie W go obudzę, a w domu mógłby na budzik nie reagować i zaspać do roboty.
Rano o 05:00 budzik. Jak zwykle o takiej porze byłem totalnie przydupiony. Wyprawiając ze stacji 172 pomyślałem, że jakbym tak miał wstawać o takiej godz. to by mnie podupiło. Wiem, kiedyś dawno temu wstawałem do pracy o 02:15, później 03:10, a na PKP o 04:10 i jakoś dawałem rady, ale człowiek łatwo przyzwyczaja się do wygód, w tym np. do wysypiania się, to na odstępstwa od tego organizm trudno reaguje.
Notka miała być pchnięta ok. południa, ale właśnie wtedy na stację wszedł 979, który ma L4. Zabrał się za naprawę jakiś kompów z zewnątrz, a ja zająłem się jakimiś bieżącymi rzeczami, ale też w końcu z nim porozmawiałem, jak już dawno nie mieliśmy takiej okazji. Tematy dnia codziennego, ale wreszcie zrobiło się przyjemnie. Ostatnimi czasy to zawsze jakoś drętwo było.
Jak zwykle nie wszystko się zmieściło, bowiem już późno, a jeszcze muszę siąść do biznes planu, a wnet też kolejny obieg z cysternami. Ostatnimi czasy w obiegu ze st. zwrotnej wracają pełne składy z przekroczoną masą brutto, przeto z ograniczeniem prędkości, ze względu na brak wymaganej masy hamującej. Na razie mrozimy, ale nasze możliwości już się wyczerpały. Część ulokowaliśmy w terenie, ale tam też już koniec. Ciepło się zrobiło, to żrą mniej. Ja zresztą też muszę mniej, bo lato, a tu miast mieć mniej, to mam chyba więcej.
Jeszcze na koniec, co chyba piszę od kilku lat w lecie. Tradycja wioskowa na chodzenie w klatach mięśniaków jest rewelacyjna. W tym roku obserwuję nowy narybek, który wzorem starszych skurwieli też chodzi w klatach. No jest co wybierać, choć jak patrzę na niektórych, to jeszcze kilka lat i obecną figurę będą mogli wspominać na zdjęciach, jak takowe se zrobią. A nawet jeżeli, to jak je zachowają, bo z tym to już w ogóle jest lipa. No ale to też tradycja wioskowa, że zdjęć się nie archiwizuje, sobie się w zasadzie nie robi i następnie po iluś tam latach nie ma się co oglądać. Nie udało nam się zrobić zdjęcia 899 i w zasadzie nie znamy żadnego innego, gdzie można by go było zobaczyć w klacie, a widok..., ach.... szkoda pisać.
Zaś się rozpisuje na koniec. To narka.
poniedziałek, 4 czerwca 2018
Poniedziałek # 1375
979 z nibylaską oglądali serial 13 powodów. Polecili go, to obejrzałem pierwszy odcinek, nawet drugi i trzeci. Hmm, żadna rewelacja. Powielane są w nim typowo głupie amerykańskie zachowania, jak np. koleś rowerem ucieka przez autem, oczywiście środkiem drogi, jakby chciał, by to auto go najechało. No kretyn. Po za tym przedłużająca się akcja, mało treści, a przynajmniej przekazywana w średni sposób (nie porywający). Statyści dali już w ogóle popis nienaturalności. Jakbym oglądał "Truman Show". Albo inne zachowanie. Laska wchodzi do męskiej szatni i koleś, nie gruby, nie brzydki nagle usiłuje się nakryć szybko koszulką, bowiem był w klacie. No kretyn po raz drugi. Że niby młode samce się tak zachowują. Chyba się coś reżyserowi popierdoliło.Scen takich, nie tylko z udziałem głównego bohatera jest więcej. Choć 979 nie widział nic szczególnego, to w rozmowie stwierdził, iż wie, że inaczej oglądam filmy. No i chyba czegoś innego dziś od nich oczekuję.
No standard. Jak przylazł wczoraj wieczorem 826 i w zasadzie, ponieważ znietrzeźwił się gdzieś indziej, to był do brania, to jak zwykle w takich momentach stacja pełna. Ile razy to już przerabiałem? Był też 172, który podobnie jak 826 przechadzał się po stacji w klacie i oboje robią na mnie wrażenie. Niestety mieliśmy też na głowie drużyny trakcyjne 834 i 895, ale te odeszły ok. 22:10. Niestety 826 też odszedł w odstępie po nich, a plan był przytrzymać go na grupie A, kiedy 172 będzie stacjonował na grupie B i wtedy coś zrobić.
Do 172 poszedłem na grupę B rano, tzn. jak się przebudziłem. Wlazłem do łóżka, przylgnąłem do niego od tyłu i zacząłem go głaskać. W trakcie zastanawiałem się, że to już nie te czasy jak kiedyś. Nie potrafię, przynajmniej jego, tak namiętnie głaskać jak kiedyś mięśniaków. Sprowadza się to dziś do krótkiej gry wstępnej, a następnie właściwej fazy. Może to ten brak czasu i w mózgu ciągle kotłująca się spora ilość spraw do załatwienia nastawia go na krótkie działanie, a nie jak kiedyś z nutką romantyzmu. Chwile jak z 222 tu opisywane chyba już nie wrócą. To było dobrych kilka lat temu, a w tym czasie też się trochę zmieniłem. Oczywiście w trakcie jest ok. Wiem co lubi, widzę jak na to reaguje, ale kaganiec czasowy ciągle nade mną wisi. Czasem, jak dziś, trochę przeciągnę, ale na tym etapie pojawia się uczucie, że w sumie to już powinienem kończyć, bo te zajęcia...
Co do sprawy stacji kolejowej przy KWK Pokój, to wczoraj w zasadzie podjąłem decyzje, że jednak biorę. Nie wiem jak się to skończy, ale drugiej szansy nie będzie i duża ilość plusów przemawia za wzięciem. Takie ułatwienia, jakie m-to mi oferuje mało kto dostaje na starcie. Myślę, że się w tym zrealizuję i może uda mi się zrobić z tego jakąś atrakcję w okolicy. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z ogromu zajęć jakie przede mną czekają. To się będzie ocierać o padanie na ryj.
Odpowiedzialność duża, bowiem jeżeli w przyszłym roku m-to zaistnieje w industriadzie, która co roku weszła już do harmonogramu imprez na Górnym Śl. to właśnie tym co tam uda mi się tam zrobić. Na dziś Ruda Śl. nie ma nic, co pozostało po przemyśle w tym m-cie. Kiedy inne miasta w broszurze wydanej na tą okoliczność szczycą się uratowanymi zakładami przemysłowymi z początku ub. wieku, to R. Śl. wystawia do Industriady jedynie zabytkowe osiedle domków. W Zabrzu dwie kopalnie, które można zwiedzać (do Guido chcę się wybrać), w Bytomiu EC i wąskotorówka, w świonach jakieś dwie wieże pokopalniane, w Ch-wie też wieża pokopalniana, czyli w okolicznych miastach, a w Rudzie - nic. Oczywiście na indu się wybieram, bowiem pod kątem stacji kolejowej chcę zobaczyć rozwiązania gdzie indziej, nadto komunikacja miejska jest za darmo, to se pojeżdżę.
Mimo temperatur na placu mięśniak budowlaniec nie chce rozebrać się do klaty. Inne warchlaki od południa latają w klatach pokazując wylewające się z nad paska u spodni brzuchy, a on tego swojego sześciopaka ukazać nie chce. Co za skandal. Widzę tylko umięśnione ręce i szyję.
Trza kończyć, bowiem te zajęcia, o których wcześniej pisałem czekają. A i wizytę wczorajszą na nastawni KWK opiszę może jutro. Narka.
No standard. Jak przylazł wczoraj wieczorem 826 i w zasadzie, ponieważ znietrzeźwił się gdzieś indziej, to był do brania, to jak zwykle w takich momentach stacja pełna. Ile razy to już przerabiałem? Był też 172, który podobnie jak 826 przechadzał się po stacji w klacie i oboje robią na mnie wrażenie. Niestety mieliśmy też na głowie drużyny trakcyjne 834 i 895, ale te odeszły ok. 22:10. Niestety 826 też odszedł w odstępie po nich, a plan był przytrzymać go na grupie A, kiedy 172 będzie stacjonował na grupie B i wtedy coś zrobić.
Do 172 poszedłem na grupę B rano, tzn. jak się przebudziłem. Wlazłem do łóżka, przylgnąłem do niego od tyłu i zacząłem go głaskać. W trakcie zastanawiałem się, że to już nie te czasy jak kiedyś. Nie potrafię, przynajmniej jego, tak namiętnie głaskać jak kiedyś mięśniaków. Sprowadza się to dziś do krótkiej gry wstępnej, a następnie właściwej fazy. Może to ten brak czasu i w mózgu ciągle kotłująca się spora ilość spraw do załatwienia nastawia go na krótkie działanie, a nie jak kiedyś z nutką romantyzmu. Chwile jak z 222 tu opisywane chyba już nie wrócą. To było dobrych kilka lat temu, a w tym czasie też się trochę zmieniłem. Oczywiście w trakcie jest ok. Wiem co lubi, widzę jak na to reaguje, ale kaganiec czasowy ciągle nade mną wisi. Czasem, jak dziś, trochę przeciągnę, ale na tym etapie pojawia się uczucie, że w sumie to już powinienem kończyć, bo te zajęcia...
Co do sprawy stacji kolejowej przy KWK Pokój, to wczoraj w zasadzie podjąłem decyzje, że jednak biorę. Nie wiem jak się to skończy, ale drugiej szansy nie będzie i duża ilość plusów przemawia za wzięciem. Takie ułatwienia, jakie m-to mi oferuje mało kto dostaje na starcie. Myślę, że się w tym zrealizuję i może uda mi się zrobić z tego jakąś atrakcję w okolicy. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z ogromu zajęć jakie przede mną czekają. To się będzie ocierać o padanie na ryj.
Odpowiedzialność duża, bowiem jeżeli w przyszłym roku m-to zaistnieje w industriadzie, która co roku weszła już do harmonogramu imprez na Górnym Śl. to właśnie tym co tam uda mi się tam zrobić. Na dziś Ruda Śl. nie ma nic, co pozostało po przemyśle w tym m-cie. Kiedy inne miasta w broszurze wydanej na tą okoliczność szczycą się uratowanymi zakładami przemysłowymi z początku ub. wieku, to R. Śl. wystawia do Industriady jedynie zabytkowe osiedle domków. W Zabrzu dwie kopalnie, które można zwiedzać (do Guido chcę się wybrać), w Bytomiu EC i wąskotorówka, w świonach jakieś dwie wieże pokopalniane, w Ch-wie też wieża pokopalniana, czyli w okolicznych miastach, a w Rudzie - nic. Oczywiście na indu się wybieram, bowiem pod kątem stacji kolejowej chcę zobaczyć rozwiązania gdzie indziej, nadto komunikacja miejska jest za darmo, to se pojeżdżę.
Mimo temperatur na placu mięśniak budowlaniec nie chce rozebrać się do klaty. Inne warchlaki od południa latają w klatach pokazując wylewające się z nad paska u spodni brzuchy, a on tego swojego sześciopaka ukazać nie chce. Co za skandal. Widzę tylko umięśnione ręce i szyję.
Trza kończyć, bowiem te zajęcia, o których wcześniej pisałem czekają. A i wizytę wczorajszą na nastawni KWK opiszę może jutro. Narka.
piątek, 1 czerwca 2018
Piątek #1374
Skąd się bierze wśród ludzi, w sumie młodych, to nie mówienie sobie o wszystkim. to wzajemne okłamywanie się, początkowo w drobnych sprawach, następnie już w grubszych? (no i nie wiem co miało być dalej, bowiem tekst zacząłem wczoraj)
Mniejsza. Wczoraj wpadka. Otóż zostawiłem kompa z włączonym oknem z blogiem. Nic nie pisałem, bo nie wiedziałem czy 979 będzie drążył temat, czy będzie przeglądał wpisy. No chyba nie, aczkolwiek do końca nie wiem. Kiedyś sobie powiedziałem, że jak ktoś odkryje bloga z tych, o których się tu pisze, to go skasuję. Wczoraj zastanawiałem się, czy tyle wpisów jest sens kasować, wszak spisanych jest tu parę lat moich działań, w tym zachowań innych i ich działań także. Nie wiem jak to się rozwinie dalej. Nie chciałbym, by sprawy tu opisane wypłynęły na powierzchnie, bowiem część z nich powinna być ukryta, tajna, łamana przez poufne. To nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, przynajmniej w wiosce, a tym bardziej za mojego życia. Stąd ukrywanie bloga jak się da, ale jak widzę wpadki się zdarzają. Po każdej takiej wdrażam procedury zaostrzone, które mają skutkować nadal pozostawaniem bloga nieznanego dla wioski.
W myśleniu nad: brać, czy nie brać?, szala przechyla się na brać. Na razie delikatnie, ale pojawiają się w tunelu zielone światełka oznaczające wolną drogę.
No dobra. Tak ostatnio pisałem o 826, że mdleje na widok jego mięśni, to jedno zdjęcie z sesji zdjęciowej, na razie takiej krótkiej, ale zawsze.
To co pisałem ostatnio, że zrewidowałem zachowanie względem 172. Podobnie. Nie wiadomo, kiedy się straci, na ile, kiedy coś się stanie i go np. nie będzie lub będzie niedostępny dla mnie. Wtedy będę żałował swojego zachowania, straconych chwil, tego co mogło być, a nie nastąpiło, jak np. w przypadku 977. Choć tu jest sprawa kontrowersyjna i do dziś nie wiem czy dobrze się stało, czy źle. W każdym razie po co sobie ograniczać dostępność mięśniaków? Nie będziemy młodsi, nie będziemy atrakcyjniejsi itp., więc dopóki można z nimi urzędować, to należy to wykorzystywać. Zawsze może byś sytuacja jak z serią 200, która nagle zniknęła ze st. mac. i już nie powróci, a plany były na rozwój sytuacji. I co z nich zostało? Wystarczyła dwutygodniowa nieobecność na st. mac. i się popierdoliło. Mieliśmy tam kiedyś spotkanie z 222, już po tej kontrowersyjnej sytuacji, w terenie na gruncie neutralnym, ale to było raz i tyle. Ile mogę takich spotkań aranżować? Ile mogę to ukrywać, ile może on ukrywać? A mięśnie były jak u 826, a ta skóra gładka, to już w ogóle był rozpierdol o czym tu wielokrotnie pisałem. Ważne, że pozostały zdjęcia, z których kilka tu umieściłem.
Wracając do sprawy - brać, czy nie brać. to dylemat poważnie oddziaływuje na moją głowę. Niby tak luźno myślę o tym, ale jednak codziennie ileś czasu sprawa zaprząta głowę. Ona będzie skutkować na lata, obojętnie czy powiem tak, czy nie. Każda odpowiedź jest wiążąca na dalsze moje życie. Mógłbym zachować status quo, ale też nie wiem ile to może potrwać. Gdyby się miało zmienić, to bym sobie pluł w brodę, że nie wybrałem stacji zwrotnej i w sumie przez jakiś czas bycie kierownikiem na niej. Ile razy w życiu jeszcze będę miał okazję być na "własnej" stacji i zarządzać nią? Mało tego, nią i pewnie jakimiś mięśniakami. W życiu chcemy, przynajmniej jak już mamy wizję zejścia z niego, by coś po nas pozostało. Coś namacalnego, coś co będzie naszym dzieckiem. Nie tylko taka zwykła praca jak kierowca, czy sprzedawca lub inne. Był, zdechł, został zastąpiony i tyle. Nic w sumie wielkiego nie zrobił oprócz kierowania pojazdem, sprzedawania. Tu jest szansa, że po mnie zostanie jedyna w PL stacja kolejowa, będącą we władaniu m-ta. Widzi to v-ce prez. m-ta, dlatego do końca jest przychylny inicjatywie, sprzyja niej, robi wiele by się udało, a ja się zastanawiam. Ale wiem z czego się to bierze. Z odpowiedzialności. Jestem starym rocznikiem, który jak się już zdecyduje, to ma to działać, ma byś sukces przemyślany, dopracowany, bez wpadek. Może podobnie jak z mięśniakami. Jak się zabieramy to z głową, z przemyślanymi ruchami, z zaplanowanymi wyjściami awaryjnymi, z sytuacjami, z których znajdujemy wyjście z twarzą. Tego właśnie nie mam w stacji zwrotnej. Tych zaplanowanych ruchów, wyjścia z sytuacji awaryjnych itp. Plusów jest bardzo dużo na początek, mimo tego wahamy się ciągle co zrobić?
Tyle, bo już późno, a trza wyglebić i iść spać. O szczurach, które w tych temperaturach ukrywają się w swoich norkach może napiszę jutro. W każdym razie w ciągu dnia, jak poprzednio raczej się uaktywniały, to teraz są praktycznie niewidoczne. Wychodzą wieczorem, jak się już trochę ochłodzi. Gdy okna na st. mac. są za dnia otwarte i wpada przez nie powietrze o temp. 29C, to one nawet nie wychodzą się napić. Pozostawiają to na wieczór. Sporadycznie któreś wychodzą do zbiorników z herbatą i się nawadniają. Reszta jest zadekowana w norkach, czy w gniazdach, które sobie zrobiły.
Dobra, to narka.
Mniejsza. Wczoraj wpadka. Otóż zostawiłem kompa z włączonym oknem z blogiem. Nic nie pisałem, bo nie wiedziałem czy 979 będzie drążył temat, czy będzie przeglądał wpisy. No chyba nie, aczkolwiek do końca nie wiem. Kiedyś sobie powiedziałem, że jak ktoś odkryje bloga z tych, o których się tu pisze, to go skasuję. Wczoraj zastanawiałem się, czy tyle wpisów jest sens kasować, wszak spisanych jest tu parę lat moich działań, w tym zachowań innych i ich działań także. Nie wiem jak to się rozwinie dalej. Nie chciałbym, by sprawy tu opisane wypłynęły na powierzchnie, bowiem część z nich powinna być ukryta, tajna, łamana przez poufne. To nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, przynajmniej w wiosce, a tym bardziej za mojego życia. Stąd ukrywanie bloga jak się da, ale jak widzę wpadki się zdarzają. Po każdej takiej wdrażam procedury zaostrzone, które mają skutkować nadal pozostawaniem bloga nieznanego dla wioski.
W myśleniu nad: brać, czy nie brać?, szala przechyla się na brać. Na razie delikatnie, ale pojawiają się w tunelu zielone światełka oznaczające wolną drogę.
No dobra. Tak ostatnio pisałem o 826, że mdleje na widok jego mięśni, to jedno zdjęcie z sesji zdjęciowej, na razie takiej krótkiej, ale zawsze.
EDYTOWANO
Czy te mięśnie nie robią wrażenia? No i co się dziwić, że mdleje na jego widok, że organ się sam wzbudza, jak pod rękami czuję te mięśnie, jak je widzę itp. Oczywiście trochę go podotykałem, może trochę więcej jak trochę, ale co na bieżąco odebrałem pozytywnego to moje, a nadto pozostają zdjęcia. Muszę, podobnie jak z 222, zrobić jakieś sesje zdjęciowe dla przyszłości, bo nigdy nie wiadomo co będzie jutro, za tydzień, m-c, rok.To co pisałem ostatnio, że zrewidowałem zachowanie względem 172. Podobnie. Nie wiadomo, kiedy się straci, na ile, kiedy coś się stanie i go np. nie będzie lub będzie niedostępny dla mnie. Wtedy będę żałował swojego zachowania, straconych chwil, tego co mogło być, a nie nastąpiło, jak np. w przypadku 977. Choć tu jest sprawa kontrowersyjna i do dziś nie wiem czy dobrze się stało, czy źle. W każdym razie po co sobie ograniczać dostępność mięśniaków? Nie będziemy młodsi, nie będziemy atrakcyjniejsi itp., więc dopóki można z nimi urzędować, to należy to wykorzystywać. Zawsze może byś sytuacja jak z serią 200, która nagle zniknęła ze st. mac. i już nie powróci, a plany były na rozwój sytuacji. I co z nich zostało? Wystarczyła dwutygodniowa nieobecność na st. mac. i się popierdoliło. Mieliśmy tam kiedyś spotkanie z 222, już po tej kontrowersyjnej sytuacji, w terenie na gruncie neutralnym, ale to było raz i tyle. Ile mogę takich spotkań aranżować? Ile mogę to ukrywać, ile może on ukrywać? A mięśnie były jak u 826, a ta skóra gładka, to już w ogóle był rozpierdol o czym tu wielokrotnie pisałem. Ważne, że pozostały zdjęcia, z których kilka tu umieściłem.
Wracając do sprawy - brać, czy nie brać. to dylemat poważnie oddziaływuje na moją głowę. Niby tak luźno myślę o tym, ale jednak codziennie ileś czasu sprawa zaprząta głowę. Ona będzie skutkować na lata, obojętnie czy powiem tak, czy nie. Każda odpowiedź jest wiążąca na dalsze moje życie. Mógłbym zachować status quo, ale też nie wiem ile to może potrwać. Gdyby się miało zmienić, to bym sobie pluł w brodę, że nie wybrałem stacji zwrotnej i w sumie przez jakiś czas bycie kierownikiem na niej. Ile razy w życiu jeszcze będę miał okazję być na "własnej" stacji i zarządzać nią? Mało tego, nią i pewnie jakimiś mięśniakami. W życiu chcemy, przynajmniej jak już mamy wizję zejścia z niego, by coś po nas pozostało. Coś namacalnego, coś co będzie naszym dzieckiem. Nie tylko taka zwykła praca jak kierowca, czy sprzedawca lub inne. Był, zdechł, został zastąpiony i tyle. Nic w sumie wielkiego nie zrobił oprócz kierowania pojazdem, sprzedawania. Tu jest szansa, że po mnie zostanie jedyna w PL stacja kolejowa, będącą we władaniu m-ta. Widzi to v-ce prez. m-ta, dlatego do końca jest przychylny inicjatywie, sprzyja niej, robi wiele by się udało, a ja się zastanawiam. Ale wiem z czego się to bierze. Z odpowiedzialności. Jestem starym rocznikiem, który jak się już zdecyduje, to ma to działać, ma byś sukces przemyślany, dopracowany, bez wpadek. Może podobnie jak z mięśniakami. Jak się zabieramy to z głową, z przemyślanymi ruchami, z zaplanowanymi wyjściami awaryjnymi, z sytuacjami, z których znajdujemy wyjście z twarzą. Tego właśnie nie mam w stacji zwrotnej. Tych zaplanowanych ruchów, wyjścia z sytuacji awaryjnych itp. Plusów jest bardzo dużo na początek, mimo tego wahamy się ciągle co zrobić?
Tyle, bo już późno, a trza wyglebić i iść spać. O szczurach, które w tych temperaturach ukrywają się w swoich norkach może napiszę jutro. W każdym razie w ciągu dnia, jak poprzednio raczej się uaktywniały, to teraz są praktycznie niewidoczne. Wychodzą wieczorem, jak się już trochę ochłodzi. Gdy okna na st. mac. są za dnia otwarte i wpada przez nie powietrze o temp. 29C, to one nawet nie wychodzą się napić. Pozostawiają to na wieczór. Sporadycznie któreś wychodzą do zbiorników z herbatą i się nawadniają. Reszta jest zadekowana w norkach, czy w gniazdach, które sobie zrobiły.
Dobra, to narka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)