Sob. i nd. tradycyjnie byłem na kopalni. Zauważyłem, że jak jestem sam, to zrobię o wiele więcej, jak przy stadzie ludzi obok. W sob. zabrałem się za przekopanie dzikiego przejścia dla ludzi przy torze wyciągowym, które to przejście tamowało spływ wody z toru wyciągowego i z głowicy rozjadowej obok. Poniżej zdjęcie ze ścieżką zrobioną na rowie odwadniającym.
To jak jeszcze ścieżka była tylko trochę odkopana, a poniżej już znacznie zmniejszona.
I poniżej ujęcie z drugiej strony, na którym widać, wodę stojącą i nie mającą gdzie spłynąć.
No i poniżej zdjęcie po przekopie, kiedy woda ruszyła dalej, obniżając ogólny jej poziom na rozjazdach obok.
I jeszcze poniżej ujęcie z drugiej strony.
By nie walczyć, jak inni, z ludźmi chodzącymi i tak tędy to od razu w planach było utrzymanie tam przejścia, bo w innym razie ponownie by je zasypali. Ułożyłem więc prowizoryczny most z płyty betonowej, która tam była, by mogli dalej łazić, no i by woda mogła spływać.
Płyta została dość stabilnie, jak na te warunki, położona, przetestowane, bo sam po niej chodziłem kilka razy. Jest zagrożenie, że osuną się tzw. przyczółki, ale postaram się sytuację tam monitorować.
A i dwu miejscowych się załapało na nowe przejście i udało im się przejść. To w sobotę, a w nd. byłem sprawdzić i płyta jeszcze jest, bo jak wiadomo jest część społeczeństwa dewastatorów, to jak taki tam polezie to konstrukcję zburzy, bo tak działają dewastatorzy-destruktorzy.
W nd. byłem umówiony z elektrykiem kopalnianym na ostateczne sprawdzenie kabla między nastawniami. Okazało się, że niestety jest gdzieś walnięty, tzn, na 4 żyłach, do których podpięliśmy fazę, z drugiej strony nigdzie ona nie wychodzi. Czyli ta opcja podłączenia prądu na RCL odpadła. Za to elektryk podsunął inny pomysł, przerzucenia z budynku P5 prądu do najbliższej latarni, a niej przez okablowanie do nastawni pod włacznik podeszło by napięcie. W drodze można by wykręcić bezpieczniki z latarń, by stale nie świeciły, ale w tym momencie odpadło by ciągnięcie kabla na długości ok. 200m, a pozostało by jakies 50 m. z budynku do najbliższej latarni.
W zasadzie sprawy kopalniane żyją własnym życiem, a na stacji macierzystej, bo to jest informacja dnia, napisała niby laska do 979, że chce się wyprowadzić z domu, bo coś tam, coś tam, czego bliżej nie ujęła, ale nie chce jej się żyć. Oczywiście, nieszczęśliwie zakochany w niej 979, który kiedyś już proponował wspólne mieszkanie, ale wtedy ona nie chciała, przystał na to od razu. Wcześniej jednak, bo spożyciu 2 ltr, alko na 3-ch, znowu opowiadał, jak to dwa razy już miał próby samobójcze i obecnie znowu nie widzi sensu życia. Oczywiście, by było "lepiej" rozmowę zaczął ok. 23:00, kiedy kończyłem procedury wyłączeniowe, a tu czekała mnie jeszcze poważna rozmowa, ale też tory stacyjne na grupie A opustoszały, bowiem 371 ruchem manewrowym przetoczył się na grupę C.
Wiadomo, po alko języki się rozplątują i lepiej, czy łatwiej się mówi. Po raz wtóry powtórzył, że kiedyś tam (no ileś lat temu) na st. mac. chciał się powiesić. Właściwie już stał pod sznurem, ale, co kiedyś i wczoraj powtórzył, nie chciał mi robić problemów, bo jednak wisielca trza zgłosić. Nie przerywałem mu w mówieniu, bowiem wiem, że to są takie chwile, kiedy człowiek chce się wygadać, a ciężko jest znaleźć dziś słuchacza, który wysłucha - to jedno, a drugie - nie będzie się z tego śmiał. W dzisiejszych czasach większość śmieje się często z poważnych opowieści innych, a ci drudzy nie mając się komu wygadać zamykają się i nie zwierzają nikomu, a to ciąży następnie. Spytał się: czy poszedłbym na jego pogrzeb?
- nie wiem, chyba bym się tam zapłakał na śmierć.
Nwm. czemu to go rozbawiło, ale powtórzyłem, że jak najbardziej mówię poważnie, bo on jakby nie dowierzał cały czas, że bym płakał na jego pogrzebie.
979 nawijał jeszcze o zanikaniu rozmów między nami. To, co mu powiedziałem, wiem, ale przyzwyczaiłem się do tego. On żyje w swoim świecie, nie ingeruje w to, w niby związek z niby laską też. Po co ma mi kiedyś to wypominać. Chyba, że zapyta się o jakąś opinię to wtedy co innego. Z mieszkaniem, to tylko przekażę mu, by wybrali gdzieś w połowie, by obojgu się w miarę dobrze dojeżdżało do pracy. Niestety z tego powodu wzrosną koszty 979, kiedy dziś idzie do pracy pieszo 2 min.
A dla mnie przyjdą trudne chwile. Stacja macierzysta bez 979, to będzie zupełnie inny wymiar funkcjonowania, nawet nie umiem sobie tego teraz wyobrazić. Przecież znamy się 11 lat, a na dobrą sprawę mieszka tu już od 6 lat, czy nawet dłużej. Pozostanie w stacji 371, ale to zupełnie inny standard, inne wychowanie, inne zachowanie itd.
Dobra, tyle, bowiem czekają zajęcia, a i tak się nie wyrobię. Ostatnio co raz częściej myślę, że jakby inicjatywa nie wypaliło to było by chyba dobrze. Problemem będzie ogarnięcie to osobowo. Choć jeszcze nie zacząłem intensywnie poszukiwać osób, do współpracy, to widzę, czasy są ciężkie dla takich inicjatyw. Dziś ludzie do pracy, z pracy, rozrywka i tyle. Coś zrobił dla reszty społeczeństwa to - nie, ale jakby trza było wojować z resztą np. przed odgradzanie trawniczka, przez który część od lat robi skrót - to b. chętnie, a i czas się na to znajdzie, i energia, bo w myśl modlitwy Polaka z Dnia Świra to większość z ludzi napędza.
Tyle, narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz