Białe gówno w natarciu. Wczoraj preludium, dziś atak główny. Mam nadzieję, na jakieś jeszcze ocieplenie, bo zdjęcia sortowni nie wykonane, a w tym białym dziadostwie to w ogóle nie ma co fotografować. Choć jutro jadę na kopalnię, to zdjęcia zrobię tylko w nowej odsłonie stacji - na biało. Jeszcze będę musiał zajrzeć do UM Ruda Śl., bowiem pismo na PKP PLK gotowe, tylko czeka na podpis v-ce Prez. m-ta, a to dopiero jutro ma nastąpić. I to w tym roku będzie tyle z ważniejszych spraw papierkowych. Na przyszły rok wykreślenie z wyburzenia nastawni i jakiegoś jeszcze budynku, w którym docelowo moglibyśmy się podziać, ewentualnie zrobić jakąś salkę wystawową, czy nawet muzeum kolejnictwa na Górnym Śląsku, bo takowego nie ma tymczasem.
979 zakosztował spania wraz z samicą. Po 3 nocach z nią, jak spał z pn/wt to nie mógł zasnąć i w ogóle spać, bowiem, jak powiedział później, nie było samicy k/niego. Więc wczoraj pojechał do niej spać, podobnie przedwczoraj. Teraz to on naciska, by ona się wyprowadziła, ale gdzie ona z Ligoty na wioskę się przeniesie. Po za tym dojazdy jej do pracy, bo trochę potrwa, ale czas pokaże co wymyślą. Stoi puste mieszkanie matki 979 (co kiedyś tam opisywałem) i tymczasowo w nim mieli by przebywać.
Ponieważ czasu ostatnio jest mało to wynalazłem taką stację internetową gdzie jest w dziale "sport" muzyka na bieganie (http://open.fm/play/116). Bardzo to przyśpiesza działania na stacji macierzystej. Prawie biegam po niej, ale wydajność rośnie.
Dobra, tyle bo wszedł na stację 230, to muszę się zająć jego mięśniami. Narka.
czwartek, 30 listopada 2017
wtorek, 28 listopada 2017
Wtorek #1277
Czasem myślę, że z tym 172 to przeginam. Pozycje jakie z nim robię, to się dziwię, że wytrzymuje. Wczoraj zaczęliśmy na leżąco. Trochę poleżałem na nim, trochę się poczochrałem o niego, co spowodowało u niego wzbudzenie się organu. Następnie tradycyjnie siadłem na nim, ale w planach miałem, jak kiedyś, spuszczenie go z łóżka, tak by barki były po za łóżkiem, a dupa na nim. W tej pozycji klata jest napięta, klapsy zupełnie inaczej lądują, nadto on wspiera się rękami o podłogę co powoduje napięcie się mięśni i ich piękny wygląd.
Z łóżka zszedłem i powiedzmy, że siadłem mu na klacie. Pośladki były tuż nad jego twarzą, właściwie to na nich czułem jego twarz. Udami ścisłem jego klatę, lewą ręką z tyłu pociągnąłem go do siebie. Napięty brzuch z żyłami na wierzchu, jego organ naprężony, uda też, trochę podtrzymujące resztę. Do tego nogami przyciskałem do podłogi jego bicepsy. No totalny odlot. W pewnym momencie nie wiedziałem czy kontynuować, czy przestać, ale nic nie stękał to kontynuowałem. Ponieważ nie chciałem zupełnie siąść mu na twarz to utrzymywałem się nad nim. Już po wszystkim, czułem się jakbym sprintem przeleciał 100-kę. Dawno nie byłem taki zmachany, sam nie wiem czemu, może to podtrzymywanie na nogach i nad nim równocześnie z resztą dopełniło zmęczenia.
Po za tym czuję się już przemęczony. Stacja mac. stacja zwrotna RCL i sprawy kopalniane to po kilku miesiącach widzę, że za dużo. Nie wyrabiam się i organizm domaga się dnia wolnego na poleżenie i nic nie robienie, a przynajmniej taki luźny, bardzo luźny dzień. Niestety - dziś kopalnia, jutro też i to na ok. 10:00, bowiem mam iść z elektrykiem w teren by podłączyć nastawnię RCL do prądu. Jest on tam potrzebny, bo zima nadchodzi i przy mrozach budynek, choć trochę, powinien być ogrzewany, a dla innych trochę oświetlony. Jak się wyrobię to do UM w spr. pisma na kolej, bo jak to m-to, ciągle coś na przeszkodzie, a i cieki wodne chce zobaczyć, bo woda w rejonie RCL nie daje mi spokoju. Straszą mnie tam wiosną, że po zimie to dopiero się tam zalewa wszystko, stąd prace przy odwodnieniu.
Oczywiście pozostaje jeszcze sprawa szczurów. W czwartek robię wolne i nie jadę na kopalnię, tym bardziej, że ma być atak białego gówna, to lepiej siedzieć na stacji macierzystej. Mam nadzieję, że nie wymyślą nic pilnego i plan powyższy się spełni.
Tyle, bo i tak późno notka, a jutro kopalnia to nie wiem czy zdążę coś napisać. Narka.
Z łóżka zszedłem i powiedzmy, że siadłem mu na klacie. Pośladki były tuż nad jego twarzą, właściwie to na nich czułem jego twarz. Udami ścisłem jego klatę, lewą ręką z tyłu pociągnąłem go do siebie. Napięty brzuch z żyłami na wierzchu, jego organ naprężony, uda też, trochę podtrzymujące resztę. Do tego nogami przyciskałem do podłogi jego bicepsy. No totalny odlot. W pewnym momencie nie wiedziałem czy kontynuować, czy przestać, ale nic nie stękał to kontynuowałem. Ponieważ nie chciałem zupełnie siąść mu na twarz to utrzymywałem się nad nim. Już po wszystkim, czułem się jakbym sprintem przeleciał 100-kę. Dawno nie byłem taki zmachany, sam nie wiem czemu, może to podtrzymywanie na nogach i nad nim równocześnie z resztą dopełniło zmęczenia.
Po za tym czuję się już przemęczony. Stacja mac. stacja zwrotna RCL i sprawy kopalniane to po kilku miesiącach widzę, że za dużo. Nie wyrabiam się i organizm domaga się dnia wolnego na poleżenie i nic nie robienie, a przynajmniej taki luźny, bardzo luźny dzień. Niestety - dziś kopalnia, jutro też i to na ok. 10:00, bowiem mam iść z elektrykiem w teren by podłączyć nastawnię RCL do prądu. Jest on tam potrzebny, bo zima nadchodzi i przy mrozach budynek, choć trochę, powinien być ogrzewany, a dla innych trochę oświetlony. Jak się wyrobię to do UM w spr. pisma na kolej, bo jak to m-to, ciągle coś na przeszkodzie, a i cieki wodne chce zobaczyć, bo woda w rejonie RCL nie daje mi spokoju. Straszą mnie tam wiosną, że po zimie to dopiero się tam zalewa wszystko, stąd prace przy odwodnieniu.
Oczywiście pozostaje jeszcze sprawa szczurów. W czwartek robię wolne i nie jadę na kopalnię, tym bardziej, że ma być atak białego gówna, to lepiej siedzieć na stacji macierzystej. Mam nadzieję, że nie wymyślą nic pilnego i plan powyższy się spełni.
Tyle, bo i tak późno notka, a jutro kopalnia to nie wiem czy zdążę coś napisać. Narka.
poniedziałek, 27 listopada 2017
Poniedziałek #1276
To jest jakaś masakra. Są trzy mioty szczurów, od tej najstarszej, która była pierwsza, jest ok. 10 szczurów, bo widziałem jak przenosiła wczoraj gniazdo.
Przedwczoraj usiłowałem złapać największego szczura, samca rozpłodowego i udało mi się nawet chwycić po godzinie starania, ale jak już go włożyłem do pudła z trocinami, to pod wjazdowym stanął 834 i w ciągu ok. 2 sek zawahania, ponieważ dekiel z pudła nie był obciążony, ów uciekł. Qrwa, godzina starania na nic, do tego ugryziony kciuk, bo jak go trzymałem za ogon, to oczywiście chciał uciec. Dziś musiałem bandaż założyć, bo mnie stale drażniła skóra na nim trochę odstająca. Teraz będzie problem z ponownym złapaniem go, ponieważ już jest spłoszony po tym co się działo. Na domiar złego tym razem trza będzie monitorować sytuację kolejnych młodych i w odpowiednim momencie się ich pozbywać. A miało być tak pięknie...
No te dwa pierwsze szczury są fajne. Oswojone, dość często same przychodzą, chcą być k/mnie. Natomiast reszta jest trochę dzika, bowiem wychowywała się na "wolności", bez mojej ingerencji.
Wczoraj na kopalni dzień luźny. Po dwu dniach napierdalania kilofem i łopatą, postanowiłem dać sobie na luz. Wywiozłem do kontenera tylko śmieci, które wygarnęliśmy z 230, jak czyściliśmy studzienkę spływową z dawnego budynku zmiękczalni wody Huty Pokój. Najwięcej tam było otulin plastikowych z kabli, które pewnie złomiarze obrali. Do tego jeszcze trochę gruzu innych śmieci. Wywoziłem to na wózku roboczym, ale na szczęście odległość do kontenera nie była duża. Więcej noszenia niż wożenia. Przyjechał po mnie pod RCL 230, bowiem chciał się dostać na stację macierzystą, ale ona zamknięta, ponieważ 371 też wylazł do brata. W sumie nawet dobrze, bo powrót zapewniony, a wieczorem zrobiło się bezchmurnie to i temp. nagle się znacznie obniżyła. Było jakieś 3C, kiedy wcześniej było 11C. Na szczęście na pkt. socjalnym ciepło, to zupełnie się inaczej pracuje z myślą, że wejdzie się do ciepłego pomieszczenia, w którym jem ciepły posiłek.
Dziś miałem jechać ponownie na kopalnię, ale mi się nie chciało. W ogóle z tym jeżdżeniem tam, będę się też musiał uspokoić. Wiem, za pismami trza latać, ale nie wiem czy aż tyle, aczkolwiek na razie to latanie przynosi skutek.
Tyle, bo prace na st. mac. czekają. Nadrabiam tradycyjnie zaległości, a jeszcze śpi na razie, 172, to jak się zbudzi, to jeszcze coś z nim zrobię. To do zaś, narka.
Przedwczoraj usiłowałem złapać największego szczura, samca rozpłodowego i udało mi się nawet chwycić po godzinie starania, ale jak już go włożyłem do pudła z trocinami, to pod wjazdowym stanął 834 i w ciągu ok. 2 sek zawahania, ponieważ dekiel z pudła nie był obciążony, ów uciekł. Qrwa, godzina starania na nic, do tego ugryziony kciuk, bo jak go trzymałem za ogon, to oczywiście chciał uciec. Dziś musiałem bandaż założyć, bo mnie stale drażniła skóra na nim trochę odstająca. Teraz będzie problem z ponownym złapaniem go, ponieważ już jest spłoszony po tym co się działo. Na domiar złego tym razem trza będzie monitorować sytuację kolejnych młodych i w odpowiednim momencie się ich pozbywać. A miało być tak pięknie...
No te dwa pierwsze szczury są fajne. Oswojone, dość często same przychodzą, chcą być k/mnie. Natomiast reszta jest trochę dzika, bowiem wychowywała się na "wolności", bez mojej ingerencji.
Wczoraj na kopalni dzień luźny. Po dwu dniach napierdalania kilofem i łopatą, postanowiłem dać sobie na luz. Wywiozłem do kontenera tylko śmieci, które wygarnęliśmy z 230, jak czyściliśmy studzienkę spływową z dawnego budynku zmiękczalni wody Huty Pokój. Najwięcej tam było otulin plastikowych z kabli, które pewnie złomiarze obrali. Do tego jeszcze trochę gruzu innych śmieci. Wywoziłem to na wózku roboczym, ale na szczęście odległość do kontenera nie była duża. Więcej noszenia niż wożenia. Przyjechał po mnie pod RCL 230, bowiem chciał się dostać na stację macierzystą, ale ona zamknięta, ponieważ 371 też wylazł do brata. W sumie nawet dobrze, bo powrót zapewniony, a wieczorem zrobiło się bezchmurnie to i temp. nagle się znacznie obniżyła. Było jakieś 3C, kiedy wcześniej było 11C. Na szczęście na pkt. socjalnym ciepło, to zupełnie się inaczej pracuje z myślą, że wejdzie się do ciepłego pomieszczenia, w którym jem ciepły posiłek.
Dziś miałem jechać ponownie na kopalnię, ale mi się nie chciało. W ogóle z tym jeżdżeniem tam, będę się też musiał uspokoić. Wiem, za pismami trza latać, ale nie wiem czy aż tyle, aczkolwiek na razie to latanie przynosi skutek.
Tyle, bo prace na st. mac. czekają. Nadrabiam tradycyjnie zaległości, a jeszcze śpi na razie, 172, to jak się zbudzi, to jeszcze coś z nim zrobię. To do zaś, narka.
sobota, 25 listopada 2017
Sobota #1275
Ostatnie dni, kiedy jeszcze nie ma mrozów, to wczoraj byłem na RCL. Nadal sprawy odwodnieniowe. Tym razem dalsze kopanie kanału z ewentualnego spływu ze sztucznego jeziorka (ono jest jakieś 15m, dalej).
W sumie nie skończyłem przekopu, ale za to przerwałem prace przy tym kanale odwadniającym i przeniosłem się wyżej. Kanał się trochę przedłużył, ale nieznacznie bowiem przyjechał, akurat jak podjechałem wózkiem roboczym pod nastawnie RCL stękacz osiedlowy. Oczywiście nieustająco stękał. Po jakimś czasie miałem już dość, bo nie lubię jak napierdalam, a ktoś wisi nade mną i wszystko komentuje. To człowieka może trafić. W tych wywodach, nawet wniósł, że ludzie robią sami koparki i to chyba miała być sugestia, bym nie napierdalał kilofem i łopatą, tylko zrobił sobie taką koparkę sam. W każdym razie po jakimś tam czasie pracy kanał przedłużył się (na zdjęciu poniżej).
Może to nie robi takiego wrażenia, ale tam pełno korzeni, przez które muszę się przedzierać, zresztą je widać.
Następnie przeniosłem się wyżej (na górnym zdjęciu to ta droga po prawej w łuku) gdzie z pobliskiej hałdy woda przez ulicę rurą wali i zasila właśnie to jeziorko.
Ta rura niebieska jest w poprzek drogi i nią woda płynie wprost do sztucznego jeziorka. Postanowiłem zrobić jej obejście, by wzdłuż drogi płynęła w inną stronę.
I właśnie z prawej strony (zdj. powyżej), zrobiłem kanał spływowy, by mogła płynąć nie do tego jeziorka. To może spowodować obniżenie się wody w piwnicy nastawni. A poniżej na zdjęciu rura przeprowadzona przez drogę, ale już bez płynącej wody. Jakieś kilka metrów sześciennych dziennie nie płynie do jeziorka.
Dziś ponownie wyjazd, bo jutro już nie ma być tak fajnie z pogodą. Chłodniej o 5C, dziś ma być jeszcze w okolicach 12C, wczoraj było popo 14C, więc bardzo przyjemnie.
Tyle, bo się muszę zwijać, a czas leci nieubłaganie. Resztę opiszę może jutro. Się okaże, narka.
W sumie nie skończyłem przekopu, ale za to przerwałem prace przy tym kanale odwadniającym i przeniosłem się wyżej. Kanał się trochę przedłużył, ale nieznacznie bowiem przyjechał, akurat jak podjechałem wózkiem roboczym pod nastawnie RCL stękacz osiedlowy. Oczywiście nieustająco stękał. Po jakimś czasie miałem już dość, bo nie lubię jak napierdalam, a ktoś wisi nade mną i wszystko komentuje. To człowieka może trafić. W tych wywodach, nawet wniósł, że ludzie robią sami koparki i to chyba miała być sugestia, bym nie napierdalał kilofem i łopatą, tylko zrobił sobie taką koparkę sam. W każdym razie po jakimś tam czasie pracy kanał przedłużył się (na zdjęciu poniżej).
Może to nie robi takiego wrażenia, ale tam pełno korzeni, przez które muszę się przedzierać, zresztą je widać.
Następnie przeniosłem się wyżej (na górnym zdjęciu to ta droga po prawej w łuku) gdzie z pobliskiej hałdy woda przez ulicę rurą wali i zasila właśnie to jeziorko.
Ta rura niebieska jest w poprzek drogi i nią woda płynie wprost do sztucznego jeziorka. Postanowiłem zrobić jej obejście, by wzdłuż drogi płynęła w inną stronę.
I właśnie z prawej strony (zdj. powyżej), zrobiłem kanał spływowy, by mogła płynąć nie do tego jeziorka. To może spowodować obniżenie się wody w piwnicy nastawni. A poniżej na zdjęciu rura przeprowadzona przez drogę, ale już bez płynącej wody. Jakieś kilka metrów sześciennych dziennie nie płynie do jeziorka.
Dziś ponownie wyjazd, bo jutro już nie ma być tak fajnie z pogodą. Chłodniej o 5C, dziś ma być jeszcze w okolicach 12C, wczoraj było popo 14C, więc bardzo przyjemnie.
Tyle, bo się muszę zwijać, a czas leci nieubłaganie. Resztę opiszę może jutro. Się okaże, narka.
czwartek, 23 listopada 2017
Czwartek #1274
Najważniejsze wydarzenie to spotkanie wczoraj w UM Ruda Śląska. Po stronie m-ta mieli być naczelnicy wydziałów zainteresowanych, v-ce prez. m-ta, a faktycznie była tylko naczelniczka z wydziału nieruchomości, z działu prawnego. V-ce prez. był w terenie, sekretarka dzwoniła ok. 13:35 był przełożyć spotkanie na 15:30, ale zarówno ja, jak i były zawiadowca stacji byliśmy już w drodze.
M-to spłodziło pismo do SRK, PGG, oraz kopalni w miejscu, w spr. warunków przekazania na rzecz m-ta nakładów w postaci torów kolejowych znajdujących się na działkach gminnych. Jest też zapytanie o zasady korzystania przez osoby trzecie (w tym nas) z terenu zakładu górniczego w przypadku ewentualnego przejęcia terenów przez m-to. No my to już mamy zgodę pisemną na poruszanie się po terenie. M-to o tym wie, ale zapytanie złożyło na poczet ewentualnych imprez.
Jest to pismo, na które kopalnia, która wstrzymała rozbiórkę toru czekała. M-to zapomniało jeszcze napisać pismo na kolej, w sprawie urządzeń na nastawni, ale jak będę jechał w piątek, to się tam pojawię i dopytam na jakim etapie to jest, bowiem wczoraj przedstawiliśmy zarys takowego dla kolei. Kolej - z-d w T. G. też chce mieć pismo, jako podkładkę dla pozostawienia tam nadal urządzeń.
Czyli na jakiś czas moje przebywanie na układzie torowym kopalni jest przedłużone i mogę nadal działać dla przygotowania częściowego stacji na nadchodzącą zimę, a jest co robić. Ostatnio przekopywałem "dziką" ścieżkę (zdjęcia w poprzednim poście), a jeszcze pozostało mi przekopanie rowu z jeziorka na przeciw nastawni RCL. To będzie wyczyn, bowiem tam jest co kopać.
Sprawa wyprowadzenia się 979 na razie ucichła. Widocznie lasce po jakiejś kłótni z rodzicami też przeszło więc i ja się cieszę. Nie ma to jak mieć mięśniaka-skurwiela na torach stacji macierzystej, choć czasem, jak wczoraj, nocuje u niej, ale to wyjątkowe sytuacje.
Szczury. Szczury do cyca mają się dobrze, chyba za dobrze. Dziś ma nastąpić polowanie na samce. Pomóc przy tym ma 979, bo one żyjąc tu trochę dziko są nadzwyczaj sprawne w uciekaniu i tylko czasem widzę znikający ogon. Niestety są kolejne młode i tym razem one chyba pójdą jako przekąski, bo sytuacja musi być radykalnie rozwiązana. Przez zaniechanie dopuściłem do nadmiernego rozmnożenia, a tego w ogóle nie było w planach. Cóż, przyroda działa własnym tokiem, jeżeli jej tego nie zaburzymy, to podtrzymanie gatunku jest najważniejsze.
Na koniec zdjęcie pleców 222. Ten to czasami powraca myślami, dziś powrócił nad ranem jak się przebudzałem.
A w ogóle to dziś się wreszcie wyspałem. Jakoś przebudziłem się ok. 11:00, ale czułem, że organizm, tzn. głównie mięśnie są jeszcze wyłączone. Musiałem jeszcze poleżeć 10min, choć łaził już wokół szczur, ale nim mięśnie ruszyły to tyle trwało. Czułem się jakbym był, choć nigdy nie byłem, ale takie odnosłem wrażenie, pod działaniem pawulonu - totalnie zwiotczały.
Zabieram się za prace, bo czas leci, a zaś pozostaną nie zrobione, a jutro kopalnia i st. RCL. Narka.
M-to spłodziło pismo do SRK, PGG, oraz kopalni w miejscu, w spr. warunków przekazania na rzecz m-ta nakładów w postaci torów kolejowych znajdujących się na działkach gminnych. Jest też zapytanie o zasady korzystania przez osoby trzecie (w tym nas) z terenu zakładu górniczego w przypadku ewentualnego przejęcia terenów przez m-to. No my to już mamy zgodę pisemną na poruszanie się po terenie. M-to o tym wie, ale zapytanie złożyło na poczet ewentualnych imprez.
Jest to pismo, na które kopalnia, która wstrzymała rozbiórkę toru czekała. M-to zapomniało jeszcze napisać pismo na kolej, w sprawie urządzeń na nastawni, ale jak będę jechał w piątek, to się tam pojawię i dopytam na jakim etapie to jest, bowiem wczoraj przedstawiliśmy zarys takowego dla kolei. Kolej - z-d w T. G. też chce mieć pismo, jako podkładkę dla pozostawienia tam nadal urządzeń.
Czyli na jakiś czas moje przebywanie na układzie torowym kopalni jest przedłużone i mogę nadal działać dla przygotowania częściowego stacji na nadchodzącą zimę, a jest co robić. Ostatnio przekopywałem "dziką" ścieżkę (zdjęcia w poprzednim poście), a jeszcze pozostało mi przekopanie rowu z jeziorka na przeciw nastawni RCL. To będzie wyczyn, bowiem tam jest co kopać.
Sprawa wyprowadzenia się 979 na razie ucichła. Widocznie lasce po jakiejś kłótni z rodzicami też przeszło więc i ja się cieszę. Nie ma to jak mieć mięśniaka-skurwiela na torach stacji macierzystej, choć czasem, jak wczoraj, nocuje u niej, ale to wyjątkowe sytuacje.
Szczury. Szczury do cyca mają się dobrze, chyba za dobrze. Dziś ma nastąpić polowanie na samce. Pomóc przy tym ma 979, bo one żyjąc tu trochę dziko są nadzwyczaj sprawne w uciekaniu i tylko czasem widzę znikający ogon. Niestety są kolejne młode i tym razem one chyba pójdą jako przekąski, bo sytuacja musi być radykalnie rozwiązana. Przez zaniechanie dopuściłem do nadmiernego rozmnożenia, a tego w ogóle nie było w planach. Cóż, przyroda działa własnym tokiem, jeżeli jej tego nie zaburzymy, to podtrzymanie gatunku jest najważniejsze.
Na koniec zdjęcie pleców 222. Ten to czasami powraca myślami, dziś powrócił nad ranem jak się przebudzałem.
EDYTOWANO
Patrzę na to zdjęcie i przypomina mi się dotyk jego gładkiej skóry. Patrzę i jakbym czuł pod opuszkami palców jego skórę. A w ogóle to dziś się wreszcie wyspałem. Jakoś przebudziłem się ok. 11:00, ale czułem, że organizm, tzn. głównie mięśnie są jeszcze wyłączone. Musiałem jeszcze poleżeć 10min, choć łaził już wokół szczur, ale nim mięśnie ruszyły to tyle trwało. Czułem się jakbym był, choć nigdy nie byłem, ale takie odnosłem wrażenie, pod działaniem pawulonu - totalnie zwiotczały.
Zabieram się za prace, bo czas leci, a zaś pozostaną nie zrobione, a jutro kopalnia i st. RCL. Narka.
poniedziałek, 20 listopada 2017
Poniedziałek #1273
To jest niesamowite co z tym czasem się dzieje. Jak doszła kopalnia i stacja przy niej, to już w ogóle resztki wolnego czasu zostały zeżarte. FB, które założyłem na potrzeby inicjatywy, stoi teraz puste, a i loguję się do niego raz na dwa dni i jak widzę ten bałagan tam, to mi się odechciewa. Wszystko po tym połączeniu stron. I komu to było potrzebne? I co to przyniosło?
Sob. i nd. tradycyjnie byłem na kopalni. Zauważyłem, że jak jestem sam, to zrobię o wiele więcej, jak przy stadzie ludzi obok. W sob. zabrałem się za przekopanie dzikiego przejścia dla ludzi przy torze wyciągowym, które to przejście tamowało spływ wody z toru wyciągowego i z głowicy rozjadowej obok. Poniżej zdjęcie ze ścieżką zrobioną na rowie odwadniającym.
To jak jeszcze ścieżka była tylko trochę odkopana, a poniżej już znacznie zmniejszona.
I poniżej ujęcie z drugiej strony, na którym widać, wodę stojącą i nie mającą gdzie spłynąć.
No i poniżej zdjęcie po przekopie, kiedy woda ruszyła dalej, obniżając ogólny jej poziom na rozjazdach obok.
I jeszcze poniżej ujęcie z drugiej strony.
By nie walczyć, jak inni, z ludźmi chodzącymi i tak tędy to od razu w planach było utrzymanie tam przejścia, bo w innym razie ponownie by je zasypali. Ułożyłem więc prowizoryczny most z płyty betonowej, która tam była, by mogli dalej łazić, no i by woda mogła spływać.
Płyta została dość stabilnie, jak na te warunki, położona, przetestowane, bo sam po niej chodziłem kilka razy. Jest zagrożenie, że osuną się tzw. przyczółki, ale postaram się sytuację tam monitorować.
A i dwu miejscowych się załapało na nowe przejście i udało im się przejść. To w sobotę, a w nd. byłem sprawdzić i płyta jeszcze jest, bo jak wiadomo jest część społeczeństwa dewastatorów, to jak taki tam polezie to konstrukcję zburzy, bo tak działają dewastatorzy-destruktorzy.
W nd. byłem umówiony z elektrykiem kopalnianym na ostateczne sprawdzenie kabla między nastawniami. Okazało się, że niestety jest gdzieś walnięty, tzn, na 4 żyłach, do których podpięliśmy fazę, z drugiej strony nigdzie ona nie wychodzi. Czyli ta opcja podłączenia prądu na RCL odpadła. Za to elektryk podsunął inny pomysł, przerzucenia z budynku P5 prądu do najbliższej latarni, a niej przez okablowanie do nastawni pod włacznik podeszło by napięcie. W drodze można by wykręcić bezpieczniki z latarń, by stale nie świeciły, ale w tym momencie odpadło by ciągnięcie kabla na długości ok. 200m, a pozostało by jakies 50 m. z budynku do najbliższej latarni.
W zasadzie sprawy kopalniane żyją własnym życiem, a na stacji macierzystej, bo to jest informacja dnia, napisała niby laska do 979, że chce się wyprowadzić z domu, bo coś tam, coś tam, czego bliżej nie ujęła, ale nie chce jej się żyć. Oczywiście, nieszczęśliwie zakochany w niej 979, który kiedyś już proponował wspólne mieszkanie, ale wtedy ona nie chciała, przystał na to od razu. Wcześniej jednak, bo spożyciu 2 ltr, alko na 3-ch, znowu opowiadał, jak to dwa razy już miał próby samobójcze i obecnie znowu nie widzi sensu życia. Oczywiście, by było "lepiej" rozmowę zaczął ok. 23:00, kiedy kończyłem procedury wyłączeniowe, a tu czekała mnie jeszcze poważna rozmowa, ale też tory stacyjne na grupie A opustoszały, bowiem 371 ruchem manewrowym przetoczył się na grupę C.
Wiadomo, po alko języki się rozplątują i lepiej, czy łatwiej się mówi. Po raz wtóry powtórzył, że kiedyś tam (no ileś lat temu) na st. mac. chciał się powiesić. Właściwie już stał pod sznurem, ale, co kiedyś i wczoraj powtórzył, nie chciał mi robić problemów, bo jednak wisielca trza zgłosić. Nie przerywałem mu w mówieniu, bowiem wiem, że to są takie chwile, kiedy człowiek chce się wygadać, a ciężko jest znaleźć dziś słuchacza, który wysłucha - to jedno, a drugie - nie będzie się z tego śmiał. W dzisiejszych czasach większość śmieje się często z poważnych opowieści innych, a ci drudzy nie mając się komu wygadać zamykają się i nie zwierzają nikomu, a to ciąży następnie. Spytał się: czy poszedłbym na jego pogrzeb?
- nie wiem, chyba bym się tam zapłakał na śmierć.
Nwm. czemu to go rozbawiło, ale powtórzyłem, że jak najbardziej mówię poważnie, bo on jakby nie dowierzał cały czas, że bym płakał na jego pogrzebie.
979 nawijał jeszcze o zanikaniu rozmów między nami. To, co mu powiedziałem, wiem, ale przyzwyczaiłem się do tego. On żyje w swoim świecie, nie ingeruje w to, w niby związek z niby laską też. Po co ma mi kiedyś to wypominać. Chyba, że zapyta się o jakąś opinię to wtedy co innego. Z mieszkaniem, to tylko przekażę mu, by wybrali gdzieś w połowie, by obojgu się w miarę dobrze dojeżdżało do pracy. Niestety z tego powodu wzrosną koszty 979, kiedy dziś idzie do pracy pieszo 2 min.
A dla mnie przyjdą trudne chwile. Stacja macierzysta bez 979, to będzie zupełnie inny wymiar funkcjonowania, nawet nie umiem sobie tego teraz wyobrazić. Przecież znamy się 11 lat, a na dobrą sprawę mieszka tu już od 6 lat, czy nawet dłużej. Pozostanie w stacji 371, ale to zupełnie inny standard, inne wychowanie, inne zachowanie itd.
Dobra, tyle, bowiem czekają zajęcia, a i tak się nie wyrobię. Ostatnio co raz częściej myślę, że jakby inicjatywa nie wypaliło to było by chyba dobrze. Problemem będzie ogarnięcie to osobowo. Choć jeszcze nie zacząłem intensywnie poszukiwać osób, do współpracy, to widzę, czasy są ciężkie dla takich inicjatyw. Dziś ludzie do pracy, z pracy, rozrywka i tyle. Coś zrobił dla reszty społeczeństwa to - nie, ale jakby trza było wojować z resztą np. przed odgradzanie trawniczka, przez który część od lat robi skrót - to b. chętnie, a i czas się na to znajdzie, i energia, bo w myśl modlitwy Polaka z Dnia Świra to większość z ludzi napędza.
Tyle, narka.
Sob. i nd. tradycyjnie byłem na kopalni. Zauważyłem, że jak jestem sam, to zrobię o wiele więcej, jak przy stadzie ludzi obok. W sob. zabrałem się za przekopanie dzikiego przejścia dla ludzi przy torze wyciągowym, które to przejście tamowało spływ wody z toru wyciągowego i z głowicy rozjadowej obok. Poniżej zdjęcie ze ścieżką zrobioną na rowie odwadniającym.
To jak jeszcze ścieżka była tylko trochę odkopana, a poniżej już znacznie zmniejszona.
I poniżej ujęcie z drugiej strony, na którym widać, wodę stojącą i nie mającą gdzie spłynąć.
No i poniżej zdjęcie po przekopie, kiedy woda ruszyła dalej, obniżając ogólny jej poziom na rozjazdach obok.
I jeszcze poniżej ujęcie z drugiej strony.
By nie walczyć, jak inni, z ludźmi chodzącymi i tak tędy to od razu w planach było utrzymanie tam przejścia, bo w innym razie ponownie by je zasypali. Ułożyłem więc prowizoryczny most z płyty betonowej, która tam była, by mogli dalej łazić, no i by woda mogła spływać.
Płyta została dość stabilnie, jak na te warunki, położona, przetestowane, bo sam po niej chodziłem kilka razy. Jest zagrożenie, że osuną się tzw. przyczółki, ale postaram się sytuację tam monitorować.
A i dwu miejscowych się załapało na nowe przejście i udało im się przejść. To w sobotę, a w nd. byłem sprawdzić i płyta jeszcze jest, bo jak wiadomo jest część społeczeństwa dewastatorów, to jak taki tam polezie to konstrukcję zburzy, bo tak działają dewastatorzy-destruktorzy.
W nd. byłem umówiony z elektrykiem kopalnianym na ostateczne sprawdzenie kabla między nastawniami. Okazało się, że niestety jest gdzieś walnięty, tzn, na 4 żyłach, do których podpięliśmy fazę, z drugiej strony nigdzie ona nie wychodzi. Czyli ta opcja podłączenia prądu na RCL odpadła. Za to elektryk podsunął inny pomysł, przerzucenia z budynku P5 prądu do najbliższej latarni, a niej przez okablowanie do nastawni pod włacznik podeszło by napięcie. W drodze można by wykręcić bezpieczniki z latarń, by stale nie świeciły, ale w tym momencie odpadło by ciągnięcie kabla na długości ok. 200m, a pozostało by jakies 50 m. z budynku do najbliższej latarni.
W zasadzie sprawy kopalniane żyją własnym życiem, a na stacji macierzystej, bo to jest informacja dnia, napisała niby laska do 979, że chce się wyprowadzić z domu, bo coś tam, coś tam, czego bliżej nie ujęła, ale nie chce jej się żyć. Oczywiście, nieszczęśliwie zakochany w niej 979, który kiedyś już proponował wspólne mieszkanie, ale wtedy ona nie chciała, przystał na to od razu. Wcześniej jednak, bo spożyciu 2 ltr, alko na 3-ch, znowu opowiadał, jak to dwa razy już miał próby samobójcze i obecnie znowu nie widzi sensu życia. Oczywiście, by było "lepiej" rozmowę zaczął ok. 23:00, kiedy kończyłem procedury wyłączeniowe, a tu czekała mnie jeszcze poważna rozmowa, ale też tory stacyjne na grupie A opustoszały, bowiem 371 ruchem manewrowym przetoczył się na grupę C.
Wiadomo, po alko języki się rozplątują i lepiej, czy łatwiej się mówi. Po raz wtóry powtórzył, że kiedyś tam (no ileś lat temu) na st. mac. chciał się powiesić. Właściwie już stał pod sznurem, ale, co kiedyś i wczoraj powtórzył, nie chciał mi robić problemów, bo jednak wisielca trza zgłosić. Nie przerywałem mu w mówieniu, bowiem wiem, że to są takie chwile, kiedy człowiek chce się wygadać, a ciężko jest znaleźć dziś słuchacza, który wysłucha - to jedno, a drugie - nie będzie się z tego śmiał. W dzisiejszych czasach większość śmieje się często z poważnych opowieści innych, a ci drudzy nie mając się komu wygadać zamykają się i nie zwierzają nikomu, a to ciąży następnie. Spytał się: czy poszedłbym na jego pogrzeb?
- nie wiem, chyba bym się tam zapłakał na śmierć.
Nwm. czemu to go rozbawiło, ale powtórzyłem, że jak najbardziej mówię poważnie, bo on jakby nie dowierzał cały czas, że bym płakał na jego pogrzebie.
979 nawijał jeszcze o zanikaniu rozmów między nami. To, co mu powiedziałem, wiem, ale przyzwyczaiłem się do tego. On żyje w swoim świecie, nie ingeruje w to, w niby związek z niby laską też. Po co ma mi kiedyś to wypominać. Chyba, że zapyta się o jakąś opinię to wtedy co innego. Z mieszkaniem, to tylko przekażę mu, by wybrali gdzieś w połowie, by obojgu się w miarę dobrze dojeżdżało do pracy. Niestety z tego powodu wzrosną koszty 979, kiedy dziś idzie do pracy pieszo 2 min.
A dla mnie przyjdą trudne chwile. Stacja macierzysta bez 979, to będzie zupełnie inny wymiar funkcjonowania, nawet nie umiem sobie tego teraz wyobrazić. Przecież znamy się 11 lat, a na dobrą sprawę mieszka tu już od 6 lat, czy nawet dłużej. Pozostanie w stacji 371, ale to zupełnie inny standard, inne wychowanie, inne zachowanie itd.
Dobra, tyle, bowiem czekają zajęcia, a i tak się nie wyrobię. Ostatnio co raz częściej myślę, że jakby inicjatywa nie wypaliło to było by chyba dobrze. Problemem będzie ogarnięcie to osobowo. Choć jeszcze nie zacząłem intensywnie poszukiwać osób, do współpracy, to widzę, czasy są ciężkie dla takich inicjatyw. Dziś ludzie do pracy, z pracy, rozrywka i tyle. Coś zrobił dla reszty społeczeństwa to - nie, ale jakby trza było wojować z resztą np. przed odgradzanie trawniczka, przez który część od lat robi skrót - to b. chętnie, a i czas się na to znajdzie, i energia, bo w myśl modlitwy Polaka z Dnia Świra to większość z ludzi napędza.
Tyle, narka.
piątek, 17 listopada 2017
Piątek #1272
Z tym hura optymizmem to się pośpieszyłem, bowiem to dopiero v-ce prez. m-ta powiedział tak, ale (no własnie to ale...) teraz naczelnicy wydziałów muszą się do tego odnieść, a sprawa nie jest jeszcze przesądzona, bo przecież mogą mu powiedzieć - ale to jest niewykonalne, jak to sobie wyobrażasz? Po za tym, jak za wszystkim idzie kasa. No może na początek nie taka duża, ale jakaś tam będzie szła, a m-to się w to uwiąże na dłużej.
Naczelnicy działów w ogóle nie wiedzą jak mają ugryźć sprawy kolejowe, bo z tym m-ta nie bardzo się parają. Zazwyczaj ktoś inny się tym zajmuje, tzn. kolej, a m-to tylko zatwierdza rozkłady jazdy poc. pasażerskich, a towarowymi w ogóle się nie zajmuje. W naszym wydaniu nagle na nich spadają sprawy kolejowe, o których w ogóle nie maja pojęcia. Np. nasze pismo z 15-10-2017 przeszło przez prawie wszystkie działy by wylądować w dziale dzierżaw gruntów z adnotacją PILNE. Pani, u której byłem już wcześniej, ponownie wczoraj się ze mną widziała i omawialiśmy sprawy kolejowe w połączeniu z uwarunkowaniami UM. Z pierwszego spotkania w zasadzie nic nie wyszło, a mało tego, ponieważ pismo zwiedziło wcześniej prawie wszystkie działy (na liście było ich naście, bo Pani mi pokazała) nie ma je już dokąd wysłać, a w jej oczach widziałem "i co ja mam z tym zrobić?".
Podobnie było w dziale prawnym, w którym już trzeci raz rozmawiałem z naczelnik. Ona także nie wie jak to ugryźć i jak się do tego zabrać. Np. sprawa urządzeń na nastawni RKP (dawnej RCL) jest jeszcze bardziej skomplikowana niż mi się wydawało. Otóż urządzenia nie są własnością PKP PLK, jak mi się wydawało, a PKP S.A. PKP PLK je tylko użytkuje, czy dzierżawi i nie może nimi bezpośrednio decydować, bo to nie jej urządzenia. Ale ponieważ jako podnajemca miała umowę z kopalnią, to w tej sytuacji chce spotkania trójstronnego w sprawie rzeczonych urządzeń, ale wpierw musi wpłynąć pismo do UM, a tu właśnie UM nie wie jak ma to pismo spłodzić, bowiem dział prawny musi rozwikłać zagadkę urządzeń nie PLK-owskich, a budynku SRK-owskim, którego m-t jeszcze nie ma, a który jest w planie do wyburzenia. I co wtedy zrobimy z tymi urządzeniami, jak oni ten budynek wyburzą?
Co poniektórzy na stanowiskach dozoru mówią, że jak to się uda, to będzie (któryś tam) cud świata. Kolejnym cudem świata będzie znalezienie ludzi, którzy chcieli by przy tym projekcie być. Na dziś stowarzyszenie jest w stanie tego terenu utrzymać. Musiałbym, już po zgodzie m-ta, zorganizować na szeroką skalę poszukiwanie ludzi do pracy i to wolontariackiej, a jak wiadomo dziś znaczna część woli pracować naciskając paluchem na ekranie lub nim tam wodząc.
A na stacji macierzystej, przez moją zwłokę, najprawdopodobniej są kolejne małe szczury. Teraz sytuacja stacje się poważna i już dziś w nocy myślałem nad tym intensywnie jak z tego wybrnąć. Nadal wpierw trza by wyłapać samce, a następnie samice, ale to chyba jak już skończą karmić, czy nie wiem. No jest, w każdym razie, źle.
Po za tym staram się nadrabiać zaległości w czynnościach na stacji macierzystej, ale jak się jest samemu to możliwości są ograniczone, a i zmęczenie daje znać o sobie. Wszak dni wolnych ostatnio nie ma, każdy jest jakimiś czynnościami zajęty, nadto stale ciąży myślenie o tym, co jeszcze zrobić, co jest najbardziej pilne, co mniej i może poczekać. Z tym czekaniem jak widać jest różnie - przykład szczurów jest wymowny.
Tyle, bo dalsze obowiązki wzywają.
Naczelnicy działów w ogóle nie wiedzą jak mają ugryźć sprawy kolejowe, bo z tym m-ta nie bardzo się parają. Zazwyczaj ktoś inny się tym zajmuje, tzn. kolej, a m-to tylko zatwierdza rozkłady jazdy poc. pasażerskich, a towarowymi w ogóle się nie zajmuje. W naszym wydaniu nagle na nich spadają sprawy kolejowe, o których w ogóle nie maja pojęcia. Np. nasze pismo z 15-10-2017 przeszło przez prawie wszystkie działy by wylądować w dziale dzierżaw gruntów z adnotacją PILNE. Pani, u której byłem już wcześniej, ponownie wczoraj się ze mną widziała i omawialiśmy sprawy kolejowe w połączeniu z uwarunkowaniami UM. Z pierwszego spotkania w zasadzie nic nie wyszło, a mało tego, ponieważ pismo zwiedziło wcześniej prawie wszystkie działy (na liście było ich naście, bo Pani mi pokazała) nie ma je już dokąd wysłać, a w jej oczach widziałem "i co ja mam z tym zrobić?".
Podobnie było w dziale prawnym, w którym już trzeci raz rozmawiałem z naczelnik. Ona także nie wie jak to ugryźć i jak się do tego zabrać. Np. sprawa urządzeń na nastawni RKP (dawnej RCL) jest jeszcze bardziej skomplikowana niż mi się wydawało. Otóż urządzenia nie są własnością PKP PLK, jak mi się wydawało, a PKP S.A. PKP PLK je tylko użytkuje, czy dzierżawi i nie może nimi bezpośrednio decydować, bo to nie jej urządzenia. Ale ponieważ jako podnajemca miała umowę z kopalnią, to w tej sytuacji chce spotkania trójstronnego w sprawie rzeczonych urządzeń, ale wpierw musi wpłynąć pismo do UM, a tu właśnie UM nie wie jak ma to pismo spłodzić, bowiem dział prawny musi rozwikłać zagadkę urządzeń nie PLK-owskich, a budynku SRK-owskim, którego m-t jeszcze nie ma, a który jest w planie do wyburzenia. I co wtedy zrobimy z tymi urządzeniami, jak oni ten budynek wyburzą?
Co poniektórzy na stanowiskach dozoru mówią, że jak to się uda, to będzie (któryś tam) cud świata. Kolejnym cudem świata będzie znalezienie ludzi, którzy chcieli by przy tym projekcie być. Na dziś stowarzyszenie jest w stanie tego terenu utrzymać. Musiałbym, już po zgodzie m-ta, zorganizować na szeroką skalę poszukiwanie ludzi do pracy i to wolontariackiej, a jak wiadomo dziś znaczna część woli pracować naciskając paluchem na ekranie lub nim tam wodząc.
A na stacji macierzystej, przez moją zwłokę, najprawdopodobniej są kolejne małe szczury. Teraz sytuacja stacje się poważna i już dziś w nocy myślałem nad tym intensywnie jak z tego wybrnąć. Nadal wpierw trza by wyłapać samce, a następnie samice, ale to chyba jak już skończą karmić, czy nie wiem. No jest, w każdym razie, źle.
Po za tym staram się nadrabiać zaległości w czynnościach na stacji macierzystej, ale jak się jest samemu to możliwości są ograniczone, a i zmęczenie daje znać o sobie. Wszak dni wolnych ostatnio nie ma, każdy jest jakimiś czynnościami zajęty, nadto stale ciąży myślenie o tym, co jeszcze zrobić, co jest najbardziej pilne, co mniej i może poczekać. Z tym czekaniem jak widać jest różnie - przykład szczurów jest wymowny.
Tyle, bo dalsze obowiązki wzywają.
środa, 15 listopada 2017
Środa #1271
Właściwie to nie wiem kiedy mam te wpisy robić. Rano, w dniach wyjazdu na kopalnię - odpada. Popołudniu to już prawie w ogóle, bo na stację zjeżdżają się pociągi, a w dniach gdy nie jadę na kopalnie, to nadrabiam zaległości w czynnościach stacji macierzystej, jak np. dziś.
Weekendy to już prawie obligatoryjnie jadę na stację zwrotną RCL, bo oprócz zadań tam do wykonania, odżywam na torach kolejowych i w otoczeniu kolejowym. Od kiedy jest prąd na pkt. socjalnym to myślę, by się tam kiedyś nie zaszyć na dłużej, wszak jak zmarznę w terenie, to mogę się iść ogrzać, a i na ciepło można coś zeżreć. Natomiast sytuacja na kopalni jest wciąż płynna. Wczoraj okazało się, iż kopalnia, działkę którą miała przekazać od 01-01-2018 do m-ta, to przedłuża jej dzierżawę o, najdłużej, kwartał, jak przekazał mi inż. Rabsztajn. Jeżeli tylko tor tam nadal pozostanie, to dla mnie to nie będzie miało większego skutku. Niby tam jeszcze jakieś ich (kopalniane) urządzenia zostały i jeszcze się z nimi nie wyprowadzili.
No nic, pozostają jeszcze urządzenia na nastawni RCL, o których w czwartek będę rozmawiał z v-ce prez. m-ta. M-to musiało by napisać do kolei, by urządzenia te przekazała. Były zawiadowca ma się zająć spłodzeniem odpowiedniego pisma, bo nie wiem jak ono powinno wyglądać, a dyr. w z-dzie w T.G. już wie, że m-to zadeklarowało wejście w inicjatywę i w związku z tym czeka teraz na pismo.
(z ostatniej chwili) okazuje się, że urządzenia na nastawni RCL zostały zapomniane kiedyś i nie przeszły z PKP S.A. na PKP PLK i do dziś są na stanie PKP S.A. i możemy do PKP PLK napisać jedynie o ich użytkowanie, a najlepiej to jakby zorganizować spotkanie trójstronne w sprawie tej sytuacji. Zaś coś do przeskoczenia. Ciekawe kiedy pojawi się poprzeczka a'la mur, którego już nie przeskoczę.
Wczoraj w masakrach rodzinnych był materiał o domu dziecka w Chełmie prowadzonym przez pingwiny. Pisałem o tym kiedyś, że to maszynka do robienia kasy, a przy okazji są tam dzieci. Inna sprawa jak one są tam traktowane, inną sprawą jest też to, jak one się tam zachowują. Czy pomysł, by pingwiny prowadziły takie domy, jak w początkach XXw jest dobry - nie wiem, choć skłaniałbym się do stwierdzenia, że - nie. Ale w tym momencie pingwiny z Chełmie i te prowadzące domy dziecka w innych miastach nagle straciły by nie małe dofinansowanie, a zakon z czegoś musi żyć. Jak widać o ile wyjdzie sprawa złego traktowania podopiecznych to rusza się z kamerami, ale spraw finansowych się już nie drąży, bo to śliski temat. A przecież to właśnie przez finanse tak się dzieje, bo żądne kasy pingwiny, może nie nadające się do nowych ról pełnią je, by mieć niemały dochód.
Przez remont mieszkania obok zaczynam nie dosypiać, na to nakładają się mini imprezki 979, jak np. wczoraj z niby laską, z którą wpierw był w jakimś lokalu w wiosce, a następnie przeniósł się na stacje macierzystą. W lokalu, jak mi później przekazał, w rozmowie laska spytała się o związek, czy on chce w jakimś być (w sensie, że chyba z nią), na co on, że na razie o tym nie myśli i nie ma zamiaru się wiązać. Jak mi przekazał, ona jakby dostała siekierą w łeb.
Warto w tym msc. przypomnieć, że jak on chciał to ona nie chciała, teraz jak widzę rolę się odmieniły. Mimo tego nadal spędzają ze sobą czas, razem się bawią, razem czasem gdzieś tam jadą. Np. o 01:00 dziś pojechałem ją odwieźć do dom wraz, oczywiście, z 979, z którym jak wróciłem na stację macierzystą to była już 02:00. Nim procedury, nim pogadaliśmy trochę, to wyglebiłem ok. 02:20. Remont za ścianą miał swój pozytyw, bowiem ok. 08:15 ruszyły młoty kujące i razem obudziliśmy się. Słyszałem i widziałem jak 979 wystrzelił z łóżka, ale na szczęście czas był dobry i po pierwszym wystrzale okazało się, że poślizg jedynie 15 min na rozruchu, więc do pracy zdąży bezproblemowo.
Dobra, tyle, bo jak za długi wpis, to też męczy, a nie wiem czy jutro coś napiszę, bowiem od jutra do nd. już dziennie na kopalni, a nadto jutro też UM.
Ale postaram się coś wypłodzić, bo dużo się będzie działo. Narka.
Weekendy to już prawie obligatoryjnie jadę na stację zwrotną RCL, bo oprócz zadań tam do wykonania, odżywam na torach kolejowych i w otoczeniu kolejowym. Od kiedy jest prąd na pkt. socjalnym to myślę, by się tam kiedyś nie zaszyć na dłużej, wszak jak zmarznę w terenie, to mogę się iść ogrzać, a i na ciepło można coś zeżreć. Natomiast sytuacja na kopalni jest wciąż płynna. Wczoraj okazało się, iż kopalnia, działkę którą miała przekazać od 01-01-2018 do m-ta, to przedłuża jej dzierżawę o, najdłużej, kwartał, jak przekazał mi inż. Rabsztajn. Jeżeli tylko tor tam nadal pozostanie, to dla mnie to nie będzie miało większego skutku. Niby tam jeszcze jakieś ich (kopalniane) urządzenia zostały i jeszcze się z nimi nie wyprowadzili.
No nic, pozostają jeszcze urządzenia na nastawni RCL, o których w czwartek będę rozmawiał z v-ce prez. m-ta. M-to musiało by napisać do kolei, by urządzenia te przekazała. Były zawiadowca ma się zająć spłodzeniem odpowiedniego pisma, bo nie wiem jak ono powinno wyglądać, a dyr. w z-dzie w T.G. już wie, że m-to zadeklarowało wejście w inicjatywę i w związku z tym czeka teraz na pismo.
(z ostatniej chwili) okazuje się, że urządzenia na nastawni RCL zostały zapomniane kiedyś i nie przeszły z PKP S.A. na PKP PLK i do dziś są na stanie PKP S.A. i możemy do PKP PLK napisać jedynie o ich użytkowanie, a najlepiej to jakby zorganizować spotkanie trójstronne w sprawie tej sytuacji. Zaś coś do przeskoczenia. Ciekawe kiedy pojawi się poprzeczka a'la mur, którego już nie przeskoczę.
Wczoraj w masakrach rodzinnych był materiał o domu dziecka w Chełmie prowadzonym przez pingwiny. Pisałem o tym kiedyś, że to maszynka do robienia kasy, a przy okazji są tam dzieci. Inna sprawa jak one są tam traktowane, inną sprawą jest też to, jak one się tam zachowują. Czy pomysł, by pingwiny prowadziły takie domy, jak w początkach XXw jest dobry - nie wiem, choć skłaniałbym się do stwierdzenia, że - nie. Ale w tym momencie pingwiny z Chełmie i te prowadzące domy dziecka w innych miastach nagle straciły by nie małe dofinansowanie, a zakon z czegoś musi żyć. Jak widać o ile wyjdzie sprawa złego traktowania podopiecznych to rusza się z kamerami, ale spraw finansowych się już nie drąży, bo to śliski temat. A przecież to właśnie przez finanse tak się dzieje, bo żądne kasy pingwiny, może nie nadające się do nowych ról pełnią je, by mieć niemały dochód.
Przez remont mieszkania obok zaczynam nie dosypiać, na to nakładają się mini imprezki 979, jak np. wczoraj z niby laską, z którą wpierw był w jakimś lokalu w wiosce, a następnie przeniósł się na stacje macierzystą. W lokalu, jak mi później przekazał, w rozmowie laska spytała się o związek, czy on chce w jakimś być (w sensie, że chyba z nią), na co on, że na razie o tym nie myśli i nie ma zamiaru się wiązać. Jak mi przekazał, ona jakby dostała siekierą w łeb.
Warto w tym msc. przypomnieć, że jak on chciał to ona nie chciała, teraz jak widzę rolę się odmieniły. Mimo tego nadal spędzają ze sobą czas, razem się bawią, razem czasem gdzieś tam jadą. Np. o 01:00 dziś pojechałem ją odwieźć do dom wraz, oczywiście, z 979, z którym jak wróciłem na stację macierzystą to była już 02:00. Nim procedury, nim pogadaliśmy trochę, to wyglebiłem ok. 02:20. Remont za ścianą miał swój pozytyw, bowiem ok. 08:15 ruszyły młoty kujące i razem obudziliśmy się. Słyszałem i widziałem jak 979 wystrzelił z łóżka, ale na szczęście czas był dobry i po pierwszym wystrzale okazało się, że poślizg jedynie 15 min na rozruchu, więc do pracy zdąży bezproblemowo.
Dobra, tyle, bo jak za długi wpis, to też męczy, a nie wiem czy jutro coś napiszę, bowiem od jutra do nd. już dziennie na kopalni, a nadto jutro też UM.
Ale postaram się coś wypłodzić, bo dużo się będzie działo. Narka.
sobota, 11 listopada 2017
Sobota #1270
Informacją dnia wczoraj była wypowiedź v-ce Prez. m-ta Rudy Śl. do mnie o wejściu w naszą inicjatywę. Tzn. m-to przejmie działkę od kopalni z torem, co jednoznaczne jest z wejściem w pomysł uruchomienia drezyn kolejowych na układzie torowym kop. Pokój i stacji Ruda Czarny Las. To wywołało u mnie małą euforię, bowiem jest zwieńczeniem trzymiesięcznych starań o uratowanie układu torowego i dwu nastawni mechanicznych.
W przyszłym tyg. mają zostać przez m-to wysłane oficjalne pisma do zainteresowanych jednostek z wolą m-ta.
Pierwszą poinformowaną osobą, choć nie był taki w kolejce, był 979, bowiem krótko po wyjściu z sekretariatu v-ce Prez. m-ta zadzwonił, to mu przekazałem radosną dla mnie nowinę. Następnie zadzwoniłem do byłego zawiadowcy stacji, z którym pracowałem na kolei, a później pojechałem już na kopalnię. Po poinformowaniu tych, którzy pomagali przy pracach na kopalni, nie stwarzali kłopotów poszedłem się przejść po "swojej" stacji.
W trakcie przechodzenia przez hałdę do toru piaskowego (to ten poniżej)
i jeszcze jedno ujęcie
, który z działką m-to ma przejąć rozmawiałem z 811. Uczuliła mnie, by w miarę szybko załatwić sprawy finansowe ze stowarzyszeniem. Choć dla mnie to temat odległy, to ona naciskała, że im szybciej tym lepiej, bo później jak wyczują zyski, to do tego się wszyscy chętnie podepną, a ojców sukcesu jest zawsze wielu. Pamiętam to, bo od początku wyczulała mnie na ten fakt. Ale dzień euforii to powiedziałem, że zajmę się tym w jakimś tam czasie. Spacerując po torze, który wpierw przejmie m-to rozmyślałem nad ogromem prac, które będą musiały być robione, by stację utrzymać w stanie jakim otrzymaliśmy, a nawet lepszym. Przecież na wiosnę zacznie się nierówna walka z roślinnością, która będzie chciała zarosnąć całość. Sprawy odwodnieniowe, które już teraz ruszam, w przyszłym roku, będą musiały być w znacznym stopniu rozwiązane. Pomieszczenia w budynku parowozowni i samą parowozownie trzeba będzie przysposobić, a także w jakimś stopniu wyremontować, a gdzie do tego jeszcze bieżące utrzymanie stacji. Pozostanie teraz budować ekipę ludzi, którzy będą mieli chęć pracy na stacji.
By jednak tak nie było różowo, to zawsze znajdzie się coś co zakłóci radosny nastrój. Otóż, odezwał się prezes stowarzyszenia, który już kiedyś nawijał nt. scalenia stron. Na fb założyłem stronę sekcji stowarzyszenia i robiłem tam wpisy, wraz ze zdjęciami, tego co dzieje się na stacji, w sensie co tam robię. Na głównej stronie stowarzyszenia niewiele się dzieje, to też już po iluś tam wpisach prezes zaczął się kontaktować. Wcześniej z nim w ogóle nie miałem kontaktu, w tym o scaleniu stron. Zwlekałem trochę z tym, bowiem miałem również wizję co do strony na fb. To miała być merytoryczna strona dot. tylko tego co dzieje się na stacji, bez wklejania jakiś linków tego co dzieje się na kolei, co jest śmiesznego kolejowego itp. i takich postów czy podlinkowania innych nie było. Jak zwykle pisałem w tonie negocjacyjnym:
- właśnie chcę o tym porozmawiać co nam to da, jakie będą plusy minusy. Też zbieram opinie wśród znajomych i zdania są różne. Sam nie wiem.
- plusy: zsumowane lajki, integracja w ramach organizacji, opinia zarządu TEK - unikamy tworzenia odrębnych stron minusy: chyba tylko mniejsza przejrzystość - info z Rudy przeplatane innymi informacjami Wiem że robicie tam kawał dobrej roboty, marginalizacja w armach TEK Wam nie grozi, jeśli są takie obawy.
- marginalizacji to w ogóle nie brałem pod uwagę. Natomiast, co mówiłem dziś Jasiowi, czy ludzi z Wodzisławia będzie interesowało co dzieje się w Rudzie, i vice versa. Na stronie chciałbym tylko i wyłącznie, jak dotychczas umieszczać informacje dot. stacji RCL i układu kop. Pokój bez linków i wklejanych informacji z zewnątrznego świata kolei. Te, jak myślę, ludzie mogą sami pozyskać. Oczywiście wszystko jest do ustalenia i obgadania.
- ale nie mamy tylko ludzi z Wodzisławia jak widać mamy info z różnych miejsc
W przyszłym tyg. mają zostać przez m-to wysłane oficjalne pisma do zainteresowanych jednostek z wolą m-ta.
Pierwszą poinformowaną osobą, choć nie był taki w kolejce, był 979, bowiem krótko po wyjściu z sekretariatu v-ce Prez. m-ta zadzwonił, to mu przekazałem radosną dla mnie nowinę. Następnie zadzwoniłem do byłego zawiadowcy stacji, z którym pracowałem na kolei, a później pojechałem już na kopalnię. Po poinformowaniu tych, którzy pomagali przy pracach na kopalni, nie stwarzali kłopotów poszedłem się przejść po "swojej" stacji.
W trakcie przechodzenia przez hałdę do toru piaskowego (to ten poniżej)
i jeszcze jedno ujęcie
, który z działką m-to ma przejąć rozmawiałem z 811. Uczuliła mnie, by w miarę szybko załatwić sprawy finansowe ze stowarzyszeniem. Choć dla mnie to temat odległy, to ona naciskała, że im szybciej tym lepiej, bo później jak wyczują zyski, to do tego się wszyscy chętnie podepną, a ojców sukcesu jest zawsze wielu. Pamiętam to, bo od początku wyczulała mnie na ten fakt. Ale dzień euforii to powiedziałem, że zajmę się tym w jakimś tam czasie. Spacerując po torze, który wpierw przejmie m-to rozmyślałem nad ogromem prac, które będą musiały być robione, by stację utrzymać w stanie jakim otrzymaliśmy, a nawet lepszym. Przecież na wiosnę zacznie się nierówna walka z roślinnością, która będzie chciała zarosnąć całość. Sprawy odwodnieniowe, które już teraz ruszam, w przyszłym roku, będą musiały być w znacznym stopniu rozwiązane. Pomieszczenia w budynku parowozowni i samą parowozownie trzeba będzie przysposobić, a także w jakimś stopniu wyremontować, a gdzie do tego jeszcze bieżące utrzymanie stacji. Pozostanie teraz budować ekipę ludzi, którzy będą mieli chęć pracy na stacji.
By jednak tak nie było różowo, to zawsze znajdzie się coś co zakłóci radosny nastrój. Otóż, odezwał się prezes stowarzyszenia, który już kiedyś nawijał nt. scalenia stron. Na fb założyłem stronę sekcji stowarzyszenia i robiłem tam wpisy, wraz ze zdjęciami, tego co dzieje się na stacji, w sensie co tam robię. Na głównej stronie stowarzyszenia niewiele się dzieje, to też już po iluś tam wpisach prezes zaczął się kontaktować. Wcześniej z nim w ogóle nie miałem kontaktu, w tym o scaleniu stron. Zwlekałem trochę z tym, bowiem miałem również wizję co do strony na fb. To miała być merytoryczna strona dot. tylko tego co dzieje się na stacji, bez wklejania jakiś linków tego co dzieje się na kolei, co jest śmiesznego kolejowego itp. i takich postów czy podlinkowania innych nie było. Jak zwykle pisałem w tonie negocjacyjnym:
- właśnie chcę o tym porozmawiać co nam to da, jakie będą plusy minusy. Też zbieram opinie wśród znajomych i zdania są różne. Sam nie wiem.
- plusy: zsumowane lajki, integracja w ramach organizacji, opinia zarządu TEK - unikamy tworzenia odrębnych stron minusy: chyba tylko mniejsza przejrzystość - info z Rudy przeplatane innymi informacjami Wiem że robicie tam kawał dobrej roboty, marginalizacja w armach TEK Wam nie grozi, jeśli są takie obawy.
- marginalizacji to w ogóle nie brałem pod uwagę. Natomiast, co mówiłem dziś Jasiowi, czy ludzi z Wodzisławia będzie interesowało co dzieje się w Rudzie, i vice versa. Na stronie chciałbym tylko i wyłącznie, jak dotychczas umieszczać informacje dot. stacji RCL i układu kop. Pokój bez linków i wklejanych informacji z zewnątrznego świata kolei. Te, jak myślę, ludzie mogą sami pozyskać. Oczywiście wszystko jest do ustalenia i obgadania.
- ale nie mamy tylko ludzi z Wodzisławia jak widać mamy info z różnych miejsc
większość z nas na pewno to interesuje
Tu pojawiły się mało znaczące zdania po czym napisałem:
- pozostaje mi zaprosić teraz na miejsce, bo skoro jest już wstępna decyzja i pozostawieniu układu torowego i nastawni, to myślę, że szef powinien zobaczyć jak to wygląda na gruncie
Chcąc omówić sprawę odrębnej strony na jakimś spotkaniu w 4 oczy. Nie wydawało mi się to, aż tak pilne.
relacje są tak dobre że wiem wszystko ale chętnie wpadnę tylko musze chwilę czasu znaleźć
staram sie jak mogę opisywać bieżąco co się dzieje, bo przepływ informacji w tych czasach jest bardzo ważny
Następnie znowu odbiegliśmy od tematu by:
-co do tej sprawy z FB to sorki ale nie chcemy żeby organizacja miała ileś tam różnych stron ja rozumiem że zdania ludzi moga być podzielone... ale to opinia zarządu jest wiążąca
No to mi już podniosło ciśnienie, ale jeszcze stonowanie napisałem:
- myślę, że nie ma tu presji na razie na działania w tej sprawie, zlikwidować stronę zawsze można
im później tym trudniej bo ludzi esię pzryzwyczają dlatego jest nasza presja aby zrobić to najszybciej jak to możliwe
eee, likwidacja strony to kilka klikniięc myszką
nioe do końca zamierzam przenieść dotychczasowa zawartość
Jeszcze usiłowałem delikatnie przekazać swoje stanowisko:
- fb, założyłem tylko i wyłacznie na wywarcie presji na mieście w celu podjęcia decyzji. Mnie osobiście fb do niczego nie jest potrzebne i, do 1,5 wcześniej, fb nie miałem w ogóle założonego
i jak tego będzie więcej t o też będzie trudniej ale warto żeby te wpisy były i warto pisać dalej ale znacznie większe wrażenie wywoła strona mająca 800 lajków niż 40 nie? Jak napisał: ja liczę na dalsze posty z Rudy, tylk ojuż na głównym fanpage TEK to sobie pomyślałem - liczyć zawsze można, a napisałem:
na szczęście, czy nieszczęście, nie mam parcia "na szkło". Nawet w wywiadach dla mediów nie jest sfotografowany. Wiem są takie czasy, ale jakoś media staram się unikać, a docelowo i tak ktoś by się tym musiał zająć.
no to ja też tak mam Chyba nie, bo nie pisałby o ilości lajków. także z czasem i tak będę musiał z tego wyjść bo fizycznie braknie mi czasu w ciągu dnia. Teraz będzie inaczej, bo stacja zeżre resztki wolnego czasu, które dotychczas mogłem jeszcze na fb poświęcić Delikatnie zacząłem się z tego wycofywać, ale prezes napierał no to zróbmy to zaraz ale podkreślam: liczę na dalsze posty jw - liczyć zawsze można. Prezes, jakbym nie wiedział, podesłał mi jeszcze link do strony, po czym ja: przecież znam Waszą stronę
nie "Waszą", tylko "Naszą"
odrabiam zadania dowowe i sprawdzam zawsze, kto co i jak
tak mi sie z Waszą napisało
aha, literówka
Do końca nie wiem czy literówka, ale po tym stwierdziłem, że więcej moich wpisów nie będzie. Trudno. Mnie do szczęścia fb nie jest potrzebny, to miał być dodatek na poziomie do poczynań na stacji, a nie śmietnik informacyjny, jaki jest na wielu stronach. Skoro zarząd chce (właściwie to nie wiem czy sam prezes tylko) przy okazji podnieść rangę swojej strony moimi wpisami, to się z fb wycofuję.
Zburzyło to euforyczny nastrój dnia, ale życie czasem tonuje nasze przeżywanie. Jak jest źle, to podeśle nam coś dobrego, jak jest dobrze, to podeśle coś niedobrego. W każdym razie, może nie umiem odczytać, jakoś nie widziałem tu merytorycznych uwag dot. scalenia stron, bo zsumowane lajki (a co mnie te zsumowane lajki? Nasze, czy moje działania będą postrzegać na podstawie tego co będzie się działo na gruncie), integracja w ramach organizacji (jaka integracja? oni nie będą jeździć tu, ja nie będę jeździł tam, oprócz jakiś większych imprez tu), opinia zarządu (fajnie, po paru wpisach), unikamy tworzenia odrębnych stron (a może to było by dobre? tego dziś nie wiemy i już się nie dowiemy). No i minusy - info z Rudy przeplatane innymi informacjami (własnie, czy to jest potrzebne, ale to też nie nastąpi). Pozostanę przy raportach z dnia, czy raportach z dni, które wysyłałem na @ do zainteresowanych od początku, za nim jeszcze założyłem, jakieś 1,5 tyg. temu, fb.
A może to ze mną jest coś nie tak i chcę prowadzić jakiś idealistyczny świat, a on tak w ogóle nie wygląda, mało tego, społeczeństwo takiego nie potrzebuje, o czym jeszcze nie wiem. Napiszcie co uważacie. Głosy innych mile widziane.
Dobra, tyle bo przyjehał kolega z Belgii to mnie tam ciepnie na kopalnię.
A może to ze mną jest coś nie tak i chcę prowadzić jakiś idealistyczny świat, a on tak w ogóle nie wygląda, mało tego, społeczeństwo takiego nie potrzebuje, o czym jeszcze nie wiem. Napiszcie co uważacie. Głosy innych mile widziane.
Dobra, tyle bo przyjehał kolega z Belgii to mnie tam ciepnie na kopalnię.
piątek, 10 listopada 2017
Piątek #1269
Tego nie napisałem, ale pierwszy szczur poszedł do węża we wtorek. Jakoś zabierałem się za mycie naczyń, a one wylazły na żarcie. Złapałem samca, bo taki był plan, bowiem one będą odpowiedzialne w dużej mierze za rozmnażanie, a później samice. Następny może iść w niedzielę.
W ogóle to dwóm najstarszym szczurom współczuję. Nie mam prawie czasu dla siebie no i dla nich też. Wczoraj np. prawie w ogóle nie przebywałem z nimi, a wiem jak one tego potrzebują. Z dni, kiedy dość sporo czasu im poświęcałem teraz została może godzina i to nie w każdy dzień.
Kopalnia się zwija. Wczoraj byli pomiarowcy z SRK odnośnie wyburzeń budynków w tym dwu nastawni, które mamy przejąć. Jak ich nie przejmiemy to obmiary potrzebne do przetargu na wyburzenie już są, zresztą torów przy nastawniach też. Budynek lokomotywowni, przy której mamy pomieszczenie socjalne też do wyburzenia. W zasadzie to wszystko, podobnie jak przy kop. Wirek pozostałby tylko goły grunt.
Dziś będę atakował m-to ponownie, bo czas nagli, a jak widać kopalnia cały czas działa na rzecz całkowitej likwidacji. Zresztą za niedługo właśnie jadę na kopalnie i w drodze do UM Ruda Śl.
Taka krótka notka, ale czasu jest ile jest, a już wyjazd ciąży, a przed nim tradycyjna porcja biurokracji.
W ogóle to dwóm najstarszym szczurom współczuję. Nie mam prawie czasu dla siebie no i dla nich też. Wczoraj np. prawie w ogóle nie przebywałem z nimi, a wiem jak one tego potrzebują. Z dni, kiedy dość sporo czasu im poświęcałem teraz została może godzina i to nie w każdy dzień.
Kopalnia się zwija. Wczoraj byli pomiarowcy z SRK odnośnie wyburzeń budynków w tym dwu nastawni, które mamy przejąć. Jak ich nie przejmiemy to obmiary potrzebne do przetargu na wyburzenie już są, zresztą torów przy nastawniach też. Budynek lokomotywowni, przy której mamy pomieszczenie socjalne też do wyburzenia. W zasadzie to wszystko, podobnie jak przy kop. Wirek pozostałby tylko goły grunt.
Dziś będę atakował m-to ponownie, bo czas nagli, a jak widać kopalnia cały czas działa na rzecz całkowitej likwidacji. Zresztą za niedługo właśnie jadę na kopalnie i w drodze do UM Ruda Śl.
Taka krótka notka, ale czasu jest ile jest, a już wyjazd ciąży, a przed nim tradycyjna porcja biurokracji.
czwartek, 9 listopada 2017
Czwartek #1268
Tego się można było spodziewać, iż fb zeżarł resztki wolnego czasu. No niestety na potrzeby inicjatywy musiałem założyć, bo to, mimo swoich wad, silne medium.
W ostatnim poście pisałem o skanalizowaniu nast. RCL, a się wczoraj okazało, że woda, którą wlałem do kanalizy, po jakimś czasie wróciła i wyleciała ponownie do piwnicy przez rury spływowe. Czyli albo tam jest szambo, ale nie wiem gdzie, bo chyba dobrze ukryte, albo zatkana kanalizacja, ale gdzieś dalej, bo jak wlewałem do takiej starej, w piwnicy, umywalki z grubą rurą spływową, to żarło fantastycznie.
Teraz coś o mięśniakach. Wczoraj napięty grafik, ale w objazdach był plan wjazdu do kaufla. Oddanie butelek, ewentualnie kupienie masła, ale cena 7 zyla mnie odstraszyła, to kupiłem flachę, którą nie wiem kiedy będę pił. Masła w tej cenie na półkach pełno. Trza będzie czekać na przeceny, jak im termin zacznie się kończyć.
Jak wciepowałem butelki do wrzutomatu, to stało dwu kolesi, młodych, szpetnie ubranych, tacy zbieracze, ale nawet nie złomu, co hasiokowi zbieracze. Jadąc do kasy, stanąłem za nimi. Jeden, ten wyższy, miał rozpiętą trochę bluzę i było widać u niego umięśnioną szyję. Nadto miał bardzo lekki zarost, taki młodzieńczy, ale mimo tego nie ogolony. Patrząc na tą szyję zaczęło mi się robić trochę miękko, a twarz też nie najgorsza, mimo oczywistego zaniedbania. Pomyślałem, ogolić go, umyć, lepiej ubrać i ciacho gotowe.
Jakoś tak przy tym ogólnym zagonieniu nie planowałem zagadać do niego, mało tego w bagażniku auta od 979 miałem telewizor ze stacji zwrotnej dla 972, bo tam wyciepowali, no i zgłosiłem jazdę z nim już z kaufla.
Odjechałem z kaufla i jechałem do wioski 972. Całą drogę miałem przed oczyma mięśniaka, jego szyję, wyobrażenie reszty ciała. W wiosce 972 zrobiłem szlajfkę i powrót do kaufla. Analiza była prosta. Co mi szkodzi, dawno nie podrywałem jakiegoś mięśniaka, na stacji macierzystej jakieś pilne zajęcia nie czekały to mogę spróbować, a może coś wyjdzie. Mało tego, prawdopodobieństwo kolejnego spotkania go tam jest nikłe ze względu na sporą ilość zajęć związanych ze stację RCL. Jadąc z powrotem oczywiście zastanawiałem się czy on tam jeszcze stoi z tym drugim, czy już gdzieś polazł. Podjeżdżając do kaufla patrzałem czy nie odchodzi w stronę przystanku lub gdzieś indziej, ale nie było go widać. Zaparkowałem auto z widokiem na drzwi wyjściowe i zauważyłem go nadal stojącego z tym drugim przy wrzutomacie. Siedziałem więc w aucie jakieś 20min. Widziałem jak poszli oboje do ubikacji, a następnie tylko on z niej wyszedł po jakiś 5 min. Trochę się pokręcił i wyszedł z kaufla. Zamknąłem auto i ruszyłem na spotkanie, a że od jakiegoś czasu ciągle coś załatwiam to gadane ostatnio mam dobre. Zagadałem o żarcie, bo akurat jechałem ze stacji zwrotnej z ładownym składem cystern. Dałem mu buchty, bo paczkę jeszcze wczoraj dali i umawiałem się na jutro (dziś). Ponieważ nie ma telefonu, to napisał mi swój fb. W domu sprawdziłem zgadza się.
Jak zasypiałem, to przypomniały mi się sceny z 977 w wannie, kiedy też go ściągnąłem z ulicy, trochę brudnego. Zaproponowałem wannę i razem kąpaliśmy się. To był odjazd, ale też obu nam było dobrze. Jemu, bo wreszcie ktoś się nim czule zajął, mnie, bo taki mięśniak pod rękami, nadto w wannie, namydlony, co jeszcze potęgowało efekt gładkiej skóry. No i wyobrażałem siebie w wannie z nowo poznanym, jak się okazało, bezdomnym. Przewinął się przez dom dziecka, wcześniej przez dwie rodziny zastępcze, dzieciństwo nie było lekkie. Wychowywała go matka, trochę (czy więcej) biła i jak miał 18 to go wyciepła. Teraz ma 20. Do tych opowieści podchodzę z dystansem, bo takich słyszałem już sporo, w zasadzie prawie każdy, który oczekuje pomocy ma takie historie, które mają poruszyć serce słuchającego. Mnie to średnio rusza, bo słuchanie kolejnej, nastej (czy może więcej) opowieści spowszedniało. Nie sprawdzam, czy one są prawdziwe, bo nie o to mi chodzi.
Słuchając go parę razy nasz wzrok się skrzyżował. Co mi się wtedy robiło, jak on patrzał w moje oczy, a ja w jego... Starałem się jak mogłem unikać jego wzroku, prawie nieustająco obserwując okolice. On by wybadać czy jestem branżowcem, zaczął nawijać o swoich laskach. To też taki standard, jak opowieści o biciu. Wszak oni często maja propozycje innych branżowców, to się dopytują, jak im się wydaje ukrycie, czy coś w tym kierunku się dzieje.
Ponieważ autobus, którym miał jechać nie przyjeżdżał, to gadaliśmy tak ok. 30 min. Umówiliśmy się na kontakt przez fb. Napisałem do niego, ale kiedy odpisze nie wiem, bo nie ma dostępu do neta, musiałby się u kogoś wprosić lub w inny sposób skorzystać. Umawianie się na konkretną godzinę z wiadomych względów odpadło, choć teraz jak myślę to mogłem to zrobić. Ale, poczekamy zobaczymy.
Tymczasem dla relaksu uruchomiliśmy td2, choć poziom tam niski, ale co zrobić jak to jedyny symek online. Oprócz tego poszła połówka flachy - żoładek gorzki klasyk, bo po większej ilości byśmy się obalili.
Na koniec okolice i nastawnia RCL w jesiennej aurze.
Może kiedyś przyjdzie nam tam siedzieć na dłużej....
W ostatnim poście pisałem o skanalizowaniu nast. RCL, a się wczoraj okazało, że woda, którą wlałem do kanalizy, po jakimś czasie wróciła i wyleciała ponownie do piwnicy przez rury spływowe. Czyli albo tam jest szambo, ale nie wiem gdzie, bo chyba dobrze ukryte, albo zatkana kanalizacja, ale gdzieś dalej, bo jak wlewałem do takiej starej, w piwnicy, umywalki z grubą rurą spływową, to żarło fantastycznie.
Teraz coś o mięśniakach. Wczoraj napięty grafik, ale w objazdach był plan wjazdu do kaufla. Oddanie butelek, ewentualnie kupienie masła, ale cena 7 zyla mnie odstraszyła, to kupiłem flachę, którą nie wiem kiedy będę pił. Masła w tej cenie na półkach pełno. Trza będzie czekać na przeceny, jak im termin zacznie się kończyć.
Jak wciepowałem butelki do wrzutomatu, to stało dwu kolesi, młodych, szpetnie ubranych, tacy zbieracze, ale nawet nie złomu, co hasiokowi zbieracze. Jadąc do kasy, stanąłem za nimi. Jeden, ten wyższy, miał rozpiętą trochę bluzę i było widać u niego umięśnioną szyję. Nadto miał bardzo lekki zarost, taki młodzieńczy, ale mimo tego nie ogolony. Patrząc na tą szyję zaczęło mi się robić trochę miękko, a twarz też nie najgorsza, mimo oczywistego zaniedbania. Pomyślałem, ogolić go, umyć, lepiej ubrać i ciacho gotowe.
Jakoś tak przy tym ogólnym zagonieniu nie planowałem zagadać do niego, mało tego w bagażniku auta od 979 miałem telewizor ze stacji zwrotnej dla 972, bo tam wyciepowali, no i zgłosiłem jazdę z nim już z kaufla.
Odjechałem z kaufla i jechałem do wioski 972. Całą drogę miałem przed oczyma mięśniaka, jego szyję, wyobrażenie reszty ciała. W wiosce 972 zrobiłem szlajfkę i powrót do kaufla. Analiza była prosta. Co mi szkodzi, dawno nie podrywałem jakiegoś mięśniaka, na stacji macierzystej jakieś pilne zajęcia nie czekały to mogę spróbować, a może coś wyjdzie. Mało tego, prawdopodobieństwo kolejnego spotkania go tam jest nikłe ze względu na sporą ilość zajęć związanych ze stację RCL. Jadąc z powrotem oczywiście zastanawiałem się czy on tam jeszcze stoi z tym drugim, czy już gdzieś polazł. Podjeżdżając do kaufla patrzałem czy nie odchodzi w stronę przystanku lub gdzieś indziej, ale nie było go widać. Zaparkowałem auto z widokiem na drzwi wyjściowe i zauważyłem go nadal stojącego z tym drugim przy wrzutomacie. Siedziałem więc w aucie jakieś 20min. Widziałem jak poszli oboje do ubikacji, a następnie tylko on z niej wyszedł po jakiś 5 min. Trochę się pokręcił i wyszedł z kaufla. Zamknąłem auto i ruszyłem na spotkanie, a że od jakiegoś czasu ciągle coś załatwiam to gadane ostatnio mam dobre. Zagadałem o żarcie, bo akurat jechałem ze stacji zwrotnej z ładownym składem cystern. Dałem mu buchty, bo paczkę jeszcze wczoraj dali i umawiałem się na jutro (dziś). Ponieważ nie ma telefonu, to napisał mi swój fb. W domu sprawdziłem zgadza się.
Jak zasypiałem, to przypomniały mi się sceny z 977 w wannie, kiedy też go ściągnąłem z ulicy, trochę brudnego. Zaproponowałem wannę i razem kąpaliśmy się. To był odjazd, ale też obu nam było dobrze. Jemu, bo wreszcie ktoś się nim czule zajął, mnie, bo taki mięśniak pod rękami, nadto w wannie, namydlony, co jeszcze potęgowało efekt gładkiej skóry. No i wyobrażałem siebie w wannie z nowo poznanym, jak się okazało, bezdomnym. Przewinął się przez dom dziecka, wcześniej przez dwie rodziny zastępcze, dzieciństwo nie było lekkie. Wychowywała go matka, trochę (czy więcej) biła i jak miał 18 to go wyciepła. Teraz ma 20. Do tych opowieści podchodzę z dystansem, bo takich słyszałem już sporo, w zasadzie prawie każdy, który oczekuje pomocy ma takie historie, które mają poruszyć serce słuchającego. Mnie to średnio rusza, bo słuchanie kolejnej, nastej (czy może więcej) opowieści spowszedniało. Nie sprawdzam, czy one są prawdziwe, bo nie o to mi chodzi.
Słuchając go parę razy nasz wzrok się skrzyżował. Co mi się wtedy robiło, jak on patrzał w moje oczy, a ja w jego... Starałem się jak mogłem unikać jego wzroku, prawie nieustająco obserwując okolice. On by wybadać czy jestem branżowcem, zaczął nawijać o swoich laskach. To też taki standard, jak opowieści o biciu. Wszak oni często maja propozycje innych branżowców, to się dopytują, jak im się wydaje ukrycie, czy coś w tym kierunku się dzieje.
Ponieważ autobus, którym miał jechać nie przyjeżdżał, to gadaliśmy tak ok. 30 min. Umówiliśmy się na kontakt przez fb. Napisałem do niego, ale kiedy odpisze nie wiem, bo nie ma dostępu do neta, musiałby się u kogoś wprosić lub w inny sposób skorzystać. Umawianie się na konkretną godzinę z wiadomych względów odpadło, choć teraz jak myślę to mogłem to zrobić. Ale, poczekamy zobaczymy.
Tymczasem dla relaksu uruchomiliśmy td2, choć poziom tam niski, ale co zrobić jak to jedyny symek online. Oprócz tego poszła połówka flachy - żoładek gorzki klasyk, bo po większej ilości byśmy się obalili.
Na koniec okolice i nastawnia RCL w jesiennej aurze.
Może kiedyś przyjdzie nam tam siedzieć na dłużej....
poniedziałek, 6 listopada 2017
Poniedziałek #1267
Jak zwykle w weekend nie było kiedy popełnić notki, to dziś, bowiem stacja z rana pusta.
To trochę chronologicznie. W pt. byłem wpierw w UM R. Śl. u v-ce Prez. m-ta i okazuje się, że nasza sprawa ma być poruszana na wtorkowym zarządzie miasta. Z UM poszedłem na kop., bowiem na 13:00 było umówione spotkanie z medium - rudaslaska.com.pl, które to miało nas opisać. Wreszcie jakieś, które by się do tego zabrało, bo tuba propagandowa m-ta milczy na razie. Pani redaktor zaliczyła spóźnienie akademickie, które wcześniej zaanonsowała. Po raz 150 mówiłem dokładnie to samo, na dokładnie tej samej trasie przejścia. Dokładnie jakbym był przewodnikiem w jakimś miejscu. Pewne kwestie nauczyłem się już na pamięć i, tak jak ostatnio, wypowiadałem je wyuczone wcześniej na przejściach z innymi. Nie ma się co martwić, bowiem na każdym robi to wrażenie jak widzę pozytywne, a czas oprowadzenia wycieczki jedno, czy kilkuosobowej to ok. godzina po terenie. Tzn, trwało by to dłużej, ale oni średnio godzinę, jak zauważyłem, blokują na przejście. By wszystko pokazać, potrzeba by jeszcze jakiś 30 min. i to było by już tyle z podstawowych rzeczy. Zobaczymy co przyniesie kolejne oprowadzanie, może tym razem się uda.
Tradycyjnie w sob. i nd. byłem na torach kop. Pokój. W sob. krócej, bo jechałem z 979, a ten miał iść do kina z niby laską, ale jak już wróciliśmy na stację macierzystą, to okazało się, że akcja kino, odwołana. No trudno, tak bym był dłużej i coś więcej bym zrobił. Takie 2h tam to prawie nic, bo samo pobieranie kluczy z nastawni, ich zdawanie to już wychodzi jakieś 30min, bo tyle jest na terenie kopalni do przejścia. Do tego jeszcze był, bo podjechał tam, stękacz, czyli kolega z Belgii. W zasadzie to nic nie robi, a ciągle stęka. To robicie nie tak, tamto byście zrobili inaczej, to też robicie do dupy, a tego to w ogóle nie wiem po co robicie. Czasem mam słuszne uwagi, ale w ogólnym stękaniu gubią się. Zasadniczo to szukałem możliwości podłączenia prądu z nastawni wykonawczej kablami, które łączą nastawnię, a które być powinny, bo nikt ich chyba nie wykopywał. Jednak w ich gąszczu trudno było znaleźć odpowiednie, a jak już to nastąpiło, to trza się było zbierać, bo ten wyjazd do kina. Szkoda, bo jak na listopad to była korzystna pogoda. Słonecznie, 12C więc po zimnych dniach faktycznie ciepło się zrobiło.
Zamiast na nastawni RCL to na stacji macierzystej coś tam jeszcze w ciągu dnia zrobiłem.
W nd. kolejny wyjazd. Pierwotnie miał mnie tam zawieźć z rzeczami 979, ale nawinął się nudzący się kolega z Belgii, to go wykorzystałem i on mnie tam ciepł, no i przez parę godzin tam stękał na msc. Przyszła jeszcze 17-ka do pomocy więc miałem z kim robić. Na początku pozbieraliśmy z terenu kop. graty, które są już wyciepnięte, a które nam się mogą przydać jak kaski. Wszak nie mamy szkolenia BHP nadal, a nie wiem czy po nim ktoś nie wymyśli, by wszyscy obligatoryjnie chodzili w kaskach. Skąd bym nagle wziął tyle kasków, a tak sukcesywnie zbierając jest ich już ok. 10-ciu, różnych kolorów. Zwinęliśmy też starą drewnianą ławkę, z grubych ok. 6cm desek. Dziś już takiej nikt nie poskłada, jeszcze jedną chce na nastawnię dowieźć wózkiem roboczym. Jakąś długą linę, w zasadzie jeszcze jedna została, taka parciana nie stalowa, jakby ktoś myślał. Następnie przez tor wyciągowy, zjechaliśmy pod lokomotywownię, gdzie wyładowaliśmy te rzeczy do naszego pomieszczenia. W tym czasie kiedy oni przestawiali z toru na tor wózek roboczy, trochę poprawiłem spływ wody przy torze wyciągowym, bo widzę na pewnym odcinku się zamulił. Woda teraz tam spływa, skutecznie obniżając poziom na rozjeździe 201.
Poniżej zdjęcie z wcześniejszych prac przy rowie odwadniającym.
Pozostanie jeszcze zrobienie ujścia wody gromadzącej się przy dzikim przejściu udeptanym przez ludzi, które właśnie zatamowało dalszy spływ wody.
Następnie pojechaliśmy z wózkiem na nastawnię RCL, gdzie dalej poszukiwania kabla, którym można by przenieść napięcie. Niestety po telefonicznym, jak się okazało przy pomiarach nie da się, bowiem gdzie w drodze musi przechodzić przez jakąś przełącznice, mimo opisu, że jest w całości między nastawniami.
Pozostaje kabel łączący aparaty blokowe, ten niby znaleźliśmy przy pomocy ojca od 17-ki, który jest elektrykiem. Muszę tylko zorganizować klucze z przekaźnikowni, z drugiej nastawni, by pomierzyć ten kabel.
Wynieśliśmy też trochę wody z nastawni w wiadrach, tej niestety nabrało się sporo, po ostatnich opadach. W ogóle problem jest tam z odwodnieniem, bowiem chodząc po terenie zauważyłem na przeciw nastawni jeziorko z wody powierzchniowej. Teraz mnie nie dziwi, czemu nastawnia ciągnie wodę, skoro na przeciw niej, za torem jest małe jeziorko z wody, która nie ma ujścia. Musiałbym dotrzeć do planów kanalizacyjnych, by znaleźć tam studzienkę. Znalazłem najbliższą przed semaforami wyjazdowymi, ale to jest jakieś 70-100 m dalej i to sporo do udrożnienia spływu.
Natomiast dopiero dziś rano przyszedł mi do głowy pomysł, że po co nosić wodę wiaderkami, skoro nastawnia jest skanalizowana. Rury idą przy rogu ściany i jakby je tak rozłączyć przy podłodze w piwnicy, to teoretycznie woda powinna sama spłynąć, a kanalizacja odprowadzi ją już po za teren. Następnym razem sprawdzę rury spływowe i ewentualne ich rozłączenie.
Z kopalni wracałem jak już było ciemno. Choć procedury zwijania się zaczęliśmy jak się ściemniało, to wychodząc ok. 17:30 było już zupełnie ciemno. Znak, że święta nadchodzą niebawem. Musiałbym kiedyś policzyć ile trwa cały proces zjazdu wózka z pod nastawni RCL pod sortownię, ale coś ok. 30min.
Generalnie muszę więcej zdjęć robić. Jak zabiorę się za jakieś czynności, to następnie nie pamiętam, by robić zdjęcia, a te w dzisiejszych czasach są potrzebne do mediów, choćby prowadzonego fb.
A w ogóle to dziś jestem jakiś "połamany" po wczorajszych działaniach. Jednak noszenie wiader z wodą potrafi dać znać o sobie po fakcie.
Dobra, tyle, bo następne zajęcia czekają, a i tak się nie wyrobie ze wszystkim jak widzę. Narka.
To trochę chronologicznie. W pt. byłem wpierw w UM R. Śl. u v-ce Prez. m-ta i okazuje się, że nasza sprawa ma być poruszana na wtorkowym zarządzie miasta. Z UM poszedłem na kop., bowiem na 13:00 było umówione spotkanie z medium - rudaslaska.com.pl, które to miało nas opisać. Wreszcie jakieś, które by się do tego zabrało, bo tuba propagandowa m-ta milczy na razie. Pani redaktor zaliczyła spóźnienie akademickie, które wcześniej zaanonsowała. Po raz 150 mówiłem dokładnie to samo, na dokładnie tej samej trasie przejścia. Dokładnie jakbym był przewodnikiem w jakimś miejscu. Pewne kwestie nauczyłem się już na pamięć i, tak jak ostatnio, wypowiadałem je wyuczone wcześniej na przejściach z innymi. Nie ma się co martwić, bowiem na każdym robi to wrażenie jak widzę pozytywne, a czas oprowadzenia wycieczki jedno, czy kilkuosobowej to ok. godzina po terenie. Tzn, trwało by to dłużej, ale oni średnio godzinę, jak zauważyłem, blokują na przejście. By wszystko pokazać, potrzeba by jeszcze jakiś 30 min. i to było by już tyle z podstawowych rzeczy. Zobaczymy co przyniesie kolejne oprowadzanie, może tym razem się uda.
Tradycyjnie w sob. i nd. byłem na torach kop. Pokój. W sob. krócej, bo jechałem z 979, a ten miał iść do kina z niby laską, ale jak już wróciliśmy na stację macierzystą, to okazało się, że akcja kino, odwołana. No trudno, tak bym był dłużej i coś więcej bym zrobił. Takie 2h tam to prawie nic, bo samo pobieranie kluczy z nastawni, ich zdawanie to już wychodzi jakieś 30min, bo tyle jest na terenie kopalni do przejścia. Do tego jeszcze był, bo podjechał tam, stękacz, czyli kolega z Belgii. W zasadzie to nic nie robi, a ciągle stęka. To robicie nie tak, tamto byście zrobili inaczej, to też robicie do dupy, a tego to w ogóle nie wiem po co robicie. Czasem mam słuszne uwagi, ale w ogólnym stękaniu gubią się. Zasadniczo to szukałem możliwości podłączenia prądu z nastawni wykonawczej kablami, które łączą nastawnię, a które być powinny, bo nikt ich chyba nie wykopywał. Jednak w ich gąszczu trudno było znaleźć odpowiednie, a jak już to nastąpiło, to trza się było zbierać, bo ten wyjazd do kina. Szkoda, bo jak na listopad to była korzystna pogoda. Słonecznie, 12C więc po zimnych dniach faktycznie ciepło się zrobiło.
Zamiast na nastawni RCL to na stacji macierzystej coś tam jeszcze w ciągu dnia zrobiłem.
W nd. kolejny wyjazd. Pierwotnie miał mnie tam zawieźć z rzeczami 979, ale nawinął się nudzący się kolega z Belgii, to go wykorzystałem i on mnie tam ciepł, no i przez parę godzin tam stękał na msc. Przyszła jeszcze 17-ka do pomocy więc miałem z kim robić. Na początku pozbieraliśmy z terenu kop. graty, które są już wyciepnięte, a które nam się mogą przydać jak kaski. Wszak nie mamy szkolenia BHP nadal, a nie wiem czy po nim ktoś nie wymyśli, by wszyscy obligatoryjnie chodzili w kaskach. Skąd bym nagle wziął tyle kasków, a tak sukcesywnie zbierając jest ich już ok. 10-ciu, różnych kolorów. Zwinęliśmy też starą drewnianą ławkę, z grubych ok. 6cm desek. Dziś już takiej nikt nie poskłada, jeszcze jedną chce na nastawnię dowieźć wózkiem roboczym. Jakąś długą linę, w zasadzie jeszcze jedna została, taka parciana nie stalowa, jakby ktoś myślał. Następnie przez tor wyciągowy, zjechaliśmy pod lokomotywownię, gdzie wyładowaliśmy te rzeczy do naszego pomieszczenia. W tym czasie kiedy oni przestawiali z toru na tor wózek roboczy, trochę poprawiłem spływ wody przy torze wyciągowym, bo widzę na pewnym odcinku się zamulił. Woda teraz tam spływa, skutecznie obniżając poziom na rozjeździe 201.
Poniżej zdjęcie z wcześniejszych prac przy rowie odwadniającym.
Pozostanie jeszcze zrobienie ujścia wody gromadzącej się przy dzikim przejściu udeptanym przez ludzi, które właśnie zatamowało dalszy spływ wody.
Następnie pojechaliśmy z wózkiem na nastawnię RCL, gdzie dalej poszukiwania kabla, którym można by przenieść napięcie. Niestety po telefonicznym, jak się okazało przy pomiarach nie da się, bowiem gdzie w drodze musi przechodzić przez jakąś przełącznice, mimo opisu, że jest w całości między nastawniami.
Pozostaje kabel łączący aparaty blokowe, ten niby znaleźliśmy przy pomocy ojca od 17-ki, który jest elektrykiem. Muszę tylko zorganizować klucze z przekaźnikowni, z drugiej nastawni, by pomierzyć ten kabel.
Wynieśliśmy też trochę wody z nastawni w wiadrach, tej niestety nabrało się sporo, po ostatnich opadach. W ogóle problem jest tam z odwodnieniem, bowiem chodząc po terenie zauważyłem na przeciw nastawni jeziorko z wody powierzchniowej. Teraz mnie nie dziwi, czemu nastawnia ciągnie wodę, skoro na przeciw niej, za torem jest małe jeziorko z wody, która nie ma ujścia. Musiałbym dotrzeć do planów kanalizacyjnych, by znaleźć tam studzienkę. Znalazłem najbliższą przed semaforami wyjazdowymi, ale to jest jakieś 70-100 m dalej i to sporo do udrożnienia spływu.
Natomiast dopiero dziś rano przyszedł mi do głowy pomysł, że po co nosić wodę wiaderkami, skoro nastawnia jest skanalizowana. Rury idą przy rogu ściany i jakby je tak rozłączyć przy podłodze w piwnicy, to teoretycznie woda powinna sama spłynąć, a kanalizacja odprowadzi ją już po za teren. Następnym razem sprawdzę rury spływowe i ewentualne ich rozłączenie.
Z kopalni wracałem jak już było ciemno. Choć procedury zwijania się zaczęliśmy jak się ściemniało, to wychodząc ok. 17:30 było już zupełnie ciemno. Znak, że święta nadchodzą niebawem. Musiałbym kiedyś policzyć ile trwa cały proces zjazdu wózka z pod nastawni RCL pod sortownię, ale coś ok. 30min.
Generalnie muszę więcej zdjęć robić. Jak zabiorę się za jakieś czynności, to następnie nie pamiętam, by robić zdjęcia, a te w dzisiejszych czasach są potrzebne do mediów, choćby prowadzonego fb.
A w ogóle to dziś jestem jakiś "połamany" po wczorajszych działaniach. Jednak noszenie wiader z wodą potrafi dać znać o sobie po fakcie.
Dobra, tyle, bo następne zajęcia czekają, a i tak się nie wyrobie ze wszystkim jak widzę. Narka.
czwartek, 2 listopada 2017
Czwartek #1266
Wczoraj tradycyjny, bowiem KZK GOP utrzymało darmową komunikację, przejazd środkami masowego rażenia. Na pierwszy rzut poszło Zagłębie i linia tram 27, którą zrobiłem prawie całe kółko. Stara 105-ka i krzywe tory to jest to czego potrzebowałem. Napierdalanie w rzutach bocznych, pionowych, ukośnych to jest to co zapada długo w pamięć. Smutne natomiast są refleksje z takich przejazdów. Po każdym takim utwierdzam się w przekonaniu, że inicjatorem większości działań przez państwówkę są koperty i łapówki. Przecież torowiska są czymś bardzo trwałym. Średnia żywotność torowiska tramwajowego to ok. 30 lat. Drogi tyle nie wytrzymują. Przy konserwacji torowiska potrafią wytrzymać nawet 60 lat, bo takie na sieci tramwajowej są i jest na nich prowadzony regularny ruch, czasem nawet bardzo częsty. Ale warunek to konserwacja, a ten termin odszedł już do lamusa. Prowadzi się jedynie doraźne prace, by tramwaje nie wyskakiwały z szyn i tyle. Resztę doprowadza się świadomie do ruiny by wymóc nowe inwestycje, a przy okazji przyjąć na klatę kopertę z papierkami.
Zresztą nie jest to trudne dziś, bowiem społeczeństwo omamione reklamami działa jak się nimi pokieruje. Przykład ze stacji macierzystej - mam do wymiany wylewkę w kranie (baterii) w kuchni, bowiem ktoś się przy jakiejś imprezce na wiosnę oparł i ją złamał. I tylko tyle. A 371 wymyślił, że on wypierdoli starą 30-to paru letnią baterię i wsadzi nową, bo nowe to lepsze. To nic, że ona zasadniczo działa i nic jej nie ma, ale trza ją wypierdolić, bo wymiana samej wylewki to bez sensu.
No i jak przy takim społeczeństwie utrzymywać stare, co mogło by jeszcze służyć, jak ono (społeczeństwo) jest już nauczone nowe, nowe, nowe! To chuj, że ściągną to z nich w formie podatków wszelakich, które stale rosną, wyższych cen, ale nowe, dajcie nam nowe, a my będziemy na to napierdalać (w sensie pracować).
W tej perspektywie ratowanie stacji RCL jest problematyczne, bo przecież to nie nowe do cyca! I kto będzie chciał pracować na starym? Zasoby ludzkie się kurczą, co widać najlepiej w biurach pracy. Dziś wrócił z niego 834 i choć chciał się poobijać trochę na wolnych dniach, to od razu dostał ofertę pracy w zawodzie. Ssanie na rynku pracy się nasila, a będzie jeszcze gorzej, bo kolejne roczniki jeszcze mniejsze.
Wracając do objazdu wczorajszego to kostkę brukową w zatokach autobusowych opisywałem chyba w ub. roku. Najgorsze, że nadal jakiś kretyn, bo inaczej tego nie da się opisać, propaguje ten poroniony pomysł w aglomeracji i nowe zatoki ciągle są brukowane.. Czemu nie można zrobić tak jak w wawce - płyty betonowe, które umożliwiają autobusowi wpadnięcie do zatoki i hamowanie na jej końcu. Przyśpiesza to komunikację, zmniejsza koszty naprawy zawieszenia, a te to nie mała część obsługi linii. Niektórzy kierowcy jak mogą starają się w ostatniej chwili wjechać do zatoki, a inni już to pierdolą, na zasadzie, jakiś debili to wymyślił, ja za naprawy nie płacę, to mi to zwisa. Może i na tej zasadzie część jeździ po drogach i, choć w autobusie widoczność jest akurat dobra - kierowca siedzi wysoko, nadto znają linie na pamięć, wpada we wszystkie możliwe dziury, nawet posiadając autobus na stałe. Smutne to, bo wszyscy za to płacimy najdroższymi biletami w PL, nawet w wawce są tańsze od naszych, tzn. można w tej samej cenie więcej dostać.
W tramwajach jak zwykle to samo, na skrzyżowaniach tram nie jest czymś uprzywilejowanym, a mało tego cykle są z reguły niekorzystnie zrobione dla tramwai. O czujnikach wzbudzających sygnalizację nawet nie warto się wypowiadać, bo to podobnie jak zatoki z kostki dzieło jakiegoś oszołoma nieustająco twierdzącego, że tram musi stanąć przed skrzyżowaniem, bo jak wjedzie rozpędzony to zmasakruje osobówki. No ok, ale niech ten oszołom zapłaci za rozruch np. 200 tramwajów z pod sygnalizacji świetlnej tylko w jednym miejscu, to ciekawe czy zmieniłby zdanie, czy zwolniłby się natychmiastowo z pracy? Może jeszcze bardziej spowolnić tramwaje, bo są nieustająco zagrożeniem życia i zdrowia innych, a następnie zlikwidować je całkowicie. Już teraz w większości po za centrami jeżdżą puste. i to w szczytowych godzinach.
Podobnie nie ma się co wypowiadać o budowaniu przystanków na znacznych spadkach jak na linii 6 i 16 w Brynowie.
Poniżej zdjęcie przystanku Gawronów, gdzie nawet w lecie jest piasek przy torach, a na jesieni są tam tony piasku wysypywane, bo taki jest tam spadek i tak trudno jest skład zatrzymać. Kolejne dzieło jakiegoś mądrego. Ale co tam koszty piasku, zużycia taboru, przecież ten kto to podpisał za to nie zapłaci. Jakby nie było to wcześniej 300m (w/g KZK GOP) od lat jest przystanek na górce.
Następnie się dziwią, że nie ma komu jeździć autobusami, tramwajami. Za rok, może być to przyczyną zmniejszania częstotliwości linii, bo albo nie będzie miał kto jeździć, albo, jak wzrosną koszty osobowe, to miasta nie będą chciały płacić. Zresztą już dziś odpływ podróżnych jest spory i widoczny gołym okiem, dlatego składka do KZK GOP rośnie, bo dopłaca się do napełnienia środka komunikacji, stąd podwyżki dla miast https://rudaslaska.com.pl/i,15-wyzsza-skladka-do-kzk-gop---miasto-wyraza-sprzeciw,100,1252753.html i jakby na przekór temu, nie widać oszczędności w komunikacji, tylko działania, które ją podrażają.
Co jakiś czas piszę o tym, że jest to źle zorganizowane, podaję szczegóły, ale czyżbym tylko ja to widział?
Dobra, koniec stękania, zabieram się za prace na stacji, bo te się same nie zrobią. Do zaś.
Zresztą nie jest to trudne dziś, bowiem społeczeństwo omamione reklamami działa jak się nimi pokieruje. Przykład ze stacji macierzystej - mam do wymiany wylewkę w kranie (baterii) w kuchni, bowiem ktoś się przy jakiejś imprezce na wiosnę oparł i ją złamał. I tylko tyle. A 371 wymyślił, że on wypierdoli starą 30-to paru letnią baterię i wsadzi nową, bo nowe to lepsze. To nic, że ona zasadniczo działa i nic jej nie ma, ale trza ją wypierdolić, bo wymiana samej wylewki to bez sensu.
No i jak przy takim społeczeństwie utrzymywać stare, co mogło by jeszcze służyć, jak ono (społeczeństwo) jest już nauczone nowe, nowe, nowe! To chuj, że ściągną to z nich w formie podatków wszelakich, które stale rosną, wyższych cen, ale nowe, dajcie nam nowe, a my będziemy na to napierdalać (w sensie pracować).
W tej perspektywie ratowanie stacji RCL jest problematyczne, bo przecież to nie nowe do cyca! I kto będzie chciał pracować na starym? Zasoby ludzkie się kurczą, co widać najlepiej w biurach pracy. Dziś wrócił z niego 834 i choć chciał się poobijać trochę na wolnych dniach, to od razu dostał ofertę pracy w zawodzie. Ssanie na rynku pracy się nasila, a będzie jeszcze gorzej, bo kolejne roczniki jeszcze mniejsze.
Wracając do objazdu wczorajszego to kostkę brukową w zatokach autobusowych opisywałem chyba w ub. roku. Najgorsze, że nadal jakiś kretyn, bo inaczej tego nie da się opisać, propaguje ten poroniony pomysł w aglomeracji i nowe zatoki ciągle są brukowane.. Czemu nie można zrobić tak jak w wawce - płyty betonowe, które umożliwiają autobusowi wpadnięcie do zatoki i hamowanie na jej końcu. Przyśpiesza to komunikację, zmniejsza koszty naprawy zawieszenia, a te to nie mała część obsługi linii. Niektórzy kierowcy jak mogą starają się w ostatniej chwili wjechać do zatoki, a inni już to pierdolą, na zasadzie, jakiś debili to wymyślił, ja za naprawy nie płacę, to mi to zwisa. Może i na tej zasadzie część jeździ po drogach i, choć w autobusie widoczność jest akurat dobra - kierowca siedzi wysoko, nadto znają linie na pamięć, wpada we wszystkie możliwe dziury, nawet posiadając autobus na stałe. Smutne to, bo wszyscy za to płacimy najdroższymi biletami w PL, nawet w wawce są tańsze od naszych, tzn. można w tej samej cenie więcej dostać.
W tramwajach jak zwykle to samo, na skrzyżowaniach tram nie jest czymś uprzywilejowanym, a mało tego cykle są z reguły niekorzystnie zrobione dla tramwai. O czujnikach wzbudzających sygnalizację nawet nie warto się wypowiadać, bo to podobnie jak zatoki z kostki dzieło jakiegoś oszołoma nieustająco twierdzącego, że tram musi stanąć przed skrzyżowaniem, bo jak wjedzie rozpędzony to zmasakruje osobówki. No ok, ale niech ten oszołom zapłaci za rozruch np. 200 tramwajów z pod sygnalizacji świetlnej tylko w jednym miejscu, to ciekawe czy zmieniłby zdanie, czy zwolniłby się natychmiastowo z pracy? Może jeszcze bardziej spowolnić tramwaje, bo są nieustająco zagrożeniem życia i zdrowia innych, a następnie zlikwidować je całkowicie. Już teraz w większości po za centrami jeżdżą puste. i to w szczytowych godzinach.
Podobnie nie ma się co wypowiadać o budowaniu przystanków na znacznych spadkach jak na linii 6 i 16 w Brynowie.
Poniżej zdjęcie przystanku Gawronów, gdzie nawet w lecie jest piasek przy torach, a na jesieni są tam tony piasku wysypywane, bo taki jest tam spadek i tak trudno jest skład zatrzymać. Kolejne dzieło jakiegoś mądrego. Ale co tam koszty piasku, zużycia taboru, przecież ten kto to podpisał za to nie zapłaci. Jakby nie było to wcześniej 300m (w/g KZK GOP) od lat jest przystanek na górce.
Następnie się dziwią, że nie ma komu jeździć autobusami, tramwajami. Za rok, może być to przyczyną zmniejszania częstotliwości linii, bo albo nie będzie miał kto jeździć, albo, jak wzrosną koszty osobowe, to miasta nie będą chciały płacić. Zresztą już dziś odpływ podróżnych jest spory i widoczny gołym okiem, dlatego składka do KZK GOP rośnie, bo dopłaca się do napełnienia środka komunikacji, stąd podwyżki dla miast https://rudaslaska.com.pl/i,15-wyzsza-skladka-do-kzk-gop---miasto-wyraza-sprzeciw,100,1252753.html i jakby na przekór temu, nie widać oszczędności w komunikacji, tylko działania, które ją podrażają.
Co jakiś czas piszę o tym, że jest to źle zorganizowane, podaję szczegóły, ale czyżbym tylko ja to widział?
Dobra, koniec stękania, zabieram się za prace na stacji, bo te się same nie zrobią. Do zaś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)