poniedziałek, 31 lipca 2017

Poniedziałek #1216

   Wczoraj na stacji robimy mini ognisko i kiełbaski. Wpierw widziałem jadące pogogowie, ale nie na sygnale, przejechało i nadal siedzieliśmy przy ognisku. Następnie za 20, 25 min na sygnale zbliżają się jakieś wozy, bo było słychać, że jadą przynajmniej dwa. Patrzymy, a to dwie straże. Oczywiście część żartobliwie, że jada nam ognisko ugasić bo ktoś podkablował. Zawinęli k/budynku stacyjnego, 979 wyszedł nawet z niby laską na zewnątrz, a ja za nimi poszedłem zobaczyć co dzieje. Otóż niedaleko stanęły straże i stało tam też pogotowie. Okazało się na msc., że starsza Pani widocznie zasłabła w domu i dzwoniła po pogotowie. Ci nie mogli wejść do domku, choć na drugim piętrze było okno otwarte. Miast (ekipa z pogotowia) zapytać się sąsiadów w innych domkach obok, kto ma dużą drabinę to oni zadzwonili na straż. Ten z prawego domku bym im nie odpowiedział, bo nie wie - dopiero się wprowadził i remont robił, ale już sąsiadka z lewego bym im powiedziała, bo sama ze stacji dużą drabinę pożyczała. Straż przyjechała z rozkładaną ręczną drabiną, ale związaną i tego węzła nie mogli rozwiązać, przez ok. 5 min, w końcu taką za krótką podstawili pod domek i jednego wysłali do góry. Po raz kolejny wyszło, to co często piszę - brak konserwacji. Widocznie jakię Edek związał drabinę sobie znamym węzłem na jakiejś akcji i tak zjechała na garaż, a tam nie została przewiązana na ogólnie wszystkim znany szybko rozwiązujący się węzeł. Ciekawe, że jakiś strażak zarządzającym nimi nie kontroluje tego, czy ten sprzęt działa, tylko tak jeżdżą od wezwania do wezwania. Gdyby owa konserwacja, podobnie jak dwa dni temu z kołami od 979 była, to z drabiną nie było by problemu. No a sam, jakbym wyszedł po przejeździe pogotowia zobaczyć co dzieje, to interwencja była by znacznie wcześniej, na pewno te 20 min. Teraz nie wiem jak to się skończyło. Dowiem się pewnie niedługo, to postaram się napisać. Po za tym przyjechały dwa wozy strażackie, jeden z wodą, choć zakładam, że zgłoszenie pogotowania było konkretne, że nic się nie pali, ale zapewne jakieś procedury i jadą dwa wozy straży. Pięczątki od pogotowia wzięli, podpisy też i interwencja z uszkodzoną drabiną zapłacona.
  A w ognisku udział brali (oprócz 979 i jego niby laski): 230 solo, bo właśnie jest w trakcie rozchodzenia się ze swoją laską, to na stacji ostatnio jest b. często, 897 ze swoją laską i jeszcze laska z wioski, nie ma swojego numerka, ale długoletnia znajoma (niech tak będzie).
  Tak sie zastanawiam, czy przy złym obrocie spraw (chodzi o tą babcię) to czy nie będę miał wyrzutów sumienia, bo jednak jakbym wylazł popatrzeć gdzie jedzie pogotowie, to mogło by się zakończyć inaczej. No dobra, nie będę się rozwodził, bo nie wiem jak jest, w każdym razie ekipa wysokościowców była na msc. bo 979 w firmie ze mną na drabinie trochę przerobił, a 230 obecnie na drzewach pracuje, więc na bieżąco jest z wysokościowymi pracami.
  Co do 230, to dziś wystąpił przy ognisku w klacie. Nie wiem czemu się rozebrał, może dlatego, że wcześniej do klaty zszedł 979, następnie 897, to może nie chciał odstawać. Oczywiście porównałem jego wygląd z dawniej zapamiętanym i jest progres. Zawsze to pisałem, że praca fizyczna w tym niezmiernie pomaga, u 230 też tak jest. Ręce mu się wyrobiły, nabrał klaty, nawet chyba ma ładniejszą obecnie od 979, no i (to co lubię) płaski brzuch i ładne plecy.
  Po za tym parę razy w ciągu dnia przejeżdżałem przez wioskę, a tam lokalne mięśniaki-głuptaki w klatach, czasami to aż musiałem lekko hamować, bo nie dało się nie popatrzeć i zapamiętać widoków. Oczywiście ich świadomość, że są ładni składnia ich od lat do rozbierania się w upalne dni. No i fajnie, to nie to co w aglomeracjach, gdzie mimo 36C wszyscy paradują w koszulkach, jakby nie wiadomo co, a w wiosce większość popyla w klatach.
  Kolejny ciepły dzień. Wczoraj naciągło do 30C najwięcej w cieniu, dziś może być więcej, napiszę jutro no i jeszcze rozmowa z 979 przed szpitalem do opisania, ale teraz już nie mam czasu, bo zajęcia czekają. Narka.

sobota, 29 lipca 2017

Sobota #1215

   Poranek na stacji tylko z myszakami, bowiem 979 jest już w nieustającej imprezce od wczoraj, wszak weekend.
  A myszaki są rewelacyjne. Wczoraj popo, jak przez dwa dni robiłem dżem, to aż lgnęły do mnie, bowiem nie poświęciłem im tyle czasu co zwykle i jak widziałem brakowało im tego. Tylko co pojawiłem się na grupie A to one już czekały na mnie. Siadłem na gruncie, a one biegały po mnie, wokół, ciesząc się z mojej obecności. W ogóle b. lubią przebywać ze mną. Najlepszy dowód, ona b. dużo przesiaduje w szufladzie na której jest położona klawiatura, bowiem przy kompie jednak ileś tam spędzam, tam też jem i one przyłażą na posiłki wraz ze mną. Jest to trochę uciążliwe, bo przy ich dużej sprawności, wszak cały czas są na wolności, nie ma przeszkód do pokonania przez nie. Ponieważ on też przebywa w szufladzie, to w części w której sa najczęściej i z której wystawiają łepki, dałem szmatkę, by było im wygodnie. Ona nawet wczoraj tu zasnęła. Widocznie miała dość gwałtów przez niego i pozostała w szufladzie do prawie rana. Oczywiście on jej szukał. Wlazł do łóżka, czy nie ma jej ze mną, sprawdził dokładnie pod kołdrą 3x i poszedł dalej szukać. Nad ranem słyszałem, jak przylazła pod rogówkę, trochę popiszczała, może się dobierał do niej, ale widocznie go wygoniła, bo poszedł po chwili pod meblościankę
  Ja to już chyba stary jestem. Jak się zabiera człowiek za przetwory, to nic - oznaka starości. Gdzie tam 979, 826, czy inni zabrali by się za przetwory i pakowali je do słoików. W nieustających imprezkach nie ma na to czasu, a widać wypadłem z obiegu, bowiem mam czas na słoiki. Wczoraj, bo właściwie i przedwczoraj robiłem dżem z cz. porzeczki. To ta porzeczka, która miała iść do wina, ale ponieważ wina, przynajmniej z porzeczki czy wiśni w tym roku nie będzie, to wylądowała w słokach. Z 2,6kg. porzeczki i 2 kg. cukru (chyba dałem go za dużo) wyszło 2,5 ltr dżemu.
  Kiedyś ze śmietnika przywiozłem taka małą aluminiową chochlę w idealnym stanie, ale nawet jak ją brałem to się zastanawiałem do czego ją użyję. Wczoraj okazała się najlepszym rozwiązaniem do ładowania dżemu do małych słoiczków. Duża, którą zacząłem, rozlewała po ściankach słoiczków dżem i szybko przypomniałem sobie o małej i użyłem jej. Jednak na stacji trzeba mieć wiele rzeczy, bo nigdy nie wiadomo co do czego się przyda.
   Trochę mnie martwi, że 371 kończy urlop i jutro, bądź w pn. będzie już na stacji. Jednak bez tego składu jest znacznie przyjemniej. Widać na przykładzie jego, jaką pracę wykonałem, by jednak z 979 dojść do normalnych warunków egzystencjonalnych. I to, że sobie wszystko mówimy, mamy do siebie b. duże zaufanie i dbam o to, by tak nadal pozostało. Oczywiście pewne rzeczy jest trudno przepchnąć jak np. odkręcanie kół przy sam.,jako konserwacja, do czego należało użyć fortelu, to jednak zadziałało. A dobrze, że to zrobiliśmy, bowiem o ile tył poszedł bez większych problemów, to z przodem było gorzej i na drodze przy posiadanym tylko jednym oryginalnym kluczu nie dalibyśmy rady, bowiem użyty inny i 2 m brecha pomogła, ale ten inny klucz trochę się wygiął. Fortel przy kołach polegał na tym, że napisałem mu sms-a, a co jak będę Was wiózł na pociąg do Kostrzyna i wtedy złapiemy gumę? Jednak wyjazd na 4 dniową imprezkę jest b. ważny, to też  narzędzia przy kołach poszły w ruch. Odkręcaliśmy tak jak mnie uczyli starzy kierowcy, tzn. śruba z otworu danego ma do niego trafić ponownie, bowiem śruby ścierają się z gwintem i dopasowują, przeto jak są w tych samych otworach to lepiej, znaczy się lżej, można je odkręcić. Oczywiście śruby posmarowane zostały, w przednich kołach dwukrotnie, bo tam trudno były odkręcić. Kiedyś tą metodę stosowałem w autobusie i jak pewnego dnia z wycieczką złapałem gumę, to wystarczyło tylko poluzować śruby, a resztę wykręcałem palcami. Niektórzy się dziwili, że nawet w osobówkach im tak śruby lekko nie odkręcają się. Może kolejna nauka przekazana 979 nie pójdzie w las.
  Zabieram się za jakieś prace, bo sobota przeleci na niczym. To narka.

czwartek, 27 lipca 2017

Czwartek #1214

  No i wina w tym roku z wiśni i porzeczki nie będzie. Plan, który był strzelił w łeb. Nieustające imprezki u 979, a częściowo na nim się opierał, to ta podpora niewytrzymała i padła. No cóż, może jeszcze z jabłek później coś spłodzę, ale będę musiał poczytać w starej książce czy to się w ogóle da się i czy warto poświęcać temu czas.
  Mimo tego przed wczoraj jechałem na giełdę warzywną do kato częściowo tramwajem. Wleczenie się dziś tram to jest profanacja tego środka transportu. Oczywiście rowerem byłbym szybciej, tylko że od giełdy mieliśmy wracać autem, to gdzie bym ten rower wsadził.
  Mam sentyment do tramwai ze względu na prowadzenie ich przez jakiś czas, ale jadąc dziś wewnątrz, a nie w kabinie robi mi się "coś" z powodu tego jak bardzo można ten środek transportu obrzydzić ludziom. Jeszcze parę lat i przy tym tempie zwalniania ich jazdy będą sunąć prawie puste z prędkością 10km/h do czego już dziś niewiele brakuje. W zasadzie po szczycie przewozowym, czyli po 17:00 tram jeżdżą prawie puste, a te kilkoro pasażerów siedzących w środku nie jest w stanie pokryć kosztów uruchamiania poszczególnych kursów. Efektem jest stały brak kasy w KZK GOP, o czym świadczy wystąpienie w paźdz. ub. roku tej firmy do wawki o dotacje, bo..., brakło kasy o czym tu kiedyś pisałem i dałem chyba nawet linka.
   No jak ma ona być, jak podobnie autobusy suną przez m-to wieczorem z zawrotną prędkością 30km/h. Ostatnio z 979 jechaliśmy za takim w Ligocie o 22:15 zmierzającym do centrum z (uwaga) jednym pasażerem.
  Proponuję, bo może KZK GOP samo na to nie wpadnie, by nastąpił przyrost człowieków w środkach masowego rażenia, by jeszcze bardziej zwolnić te środki, jak wspomniałem wyżej tram do 10km/h, a autobusy do 20km/h. Wtedy na pewno nastąpi gwarantowany wzrost człowieków w tram i autobusach, cieszących się z tak sprawnej komunikacji publicznej i chętnie bulących za przetaczanie się przez miasta.
  By nie zostawić tego takiego niedomnkniętego tematu, to wiem co jest wstępną przyczyną tego stanu. Otóż wybór cyklicznego RJ przez zarządzających. To ten cykliczny RJ powoduje, że autobus jedzie np. co godz. i wypada mu 14:12, 15:12, 16:12 oraz 22:12. Tylko, że taki RJ sprawnie działa na kolei, gdzie pociągi nie stoją w szczycie w korkach, a zmienność pasażerów w godzinach kursowania ma mały wpływ na zmienność czasu jazdy. W komunikacji publicznej, tak nie jest i nawet jakby się dziecka z podstawówki spytać, czy w szczycie przewozowym np. o 15:30 można przejechać szybciej przez m-to, czy o 22:30 to odpowiedź będzie wiadoma. Dla zarządzających KZK GOP tak już nie jest i ta wiedza jakoś ich nie dotyczy. Efekt: RJ są dostosowane do kursów w godz. szczytu, kiedy autobus np. do świateł stoi 3 cykle, wymiana pasażerów na przystankach trwa np. 30sek, i ten sam RJ z godz. 15:30 ma być realizowany o 22:30, bo cykliczność. Jakoś za dawnego systemu, tak nielubianego przez wypowiadających się mediach były skrócone RJ w godz. wieczornych i to na niektórych liniach już po 20:00 w autobusach, a tramwajowe nocki miały skrócone RJ wszystkie. Dziś tram nocny o 02:10 jedzie w takim samym RJ co o 15:30. Efekt, w szczycie przewozowym, co już pisałem, jeszcze ludzie jeżdżą, po nim kiedy to już zwalnia do 30km/h już nie.
  Ponieważ jednak u brata 979 na ogródku zerwałem ok. 3kg. porzeczki czerwonej to lezę robić dżem na kiedyś tam.

środa, 26 lipca 2017

Środa #1213

Historie okolicznych mięśniaków nadają się do reportaży telewizyjnych lub do jakiegoś działu "ku przestrodze". Otóż 371 ileś tam lat temu, na jakiejś imprezce plenerowej, pod wypływem alko, zapragnął dupić. Na tą okoliczność znalazł młodą (wtedy jeszcze) 18 letnią samicę i ją w czasie tej imprezki, i tego dupienia zapłodnił. W wiadomym odstępie czasowym z tego dupienia wyszła larwa. Ponieważ rodzina 371 jest bardzo bogobojna, to chcąc nie chcą musiał żyć z przygodnie poznaną samicą. Mimo tego ślubu nie było, ale w dowód uznania dokonań tatusia larwa objęła jego nazwisko.   Jak to w życiu bywa, z przygodnie poznaną samicą życie nie układało się jak miało. Idylli właściwie w ogóle nie było, to też po około 4 latach para rozstała się. Ponieważ 371 już wtedy miał przepisaną przez babcię ziemię w wiosce (dziś wartą ok. 80 tysi) to, by przy rozstaniu nie było podziału majątku, ziemię radośnie przepisał na 374, bez żadnej klauzuli notarialnej czy innej. Mimo tego 374 wstępnie, oczywiście, po iluś tam latach ziemię miał oddać, ale jak to w rodzinie bywa, z tym oddaniem też bywa. 371 się z 374 pokłócił i na bywaniu się skończyło. Efekt, 374 wzbogacił się prezentem o wartości 80 tysi.
  By nie było tak, że jeden w rodzinie rozgarnięty, drugi nie, to 374 też miał w planach, o czym się euforycznie zwierzył, zamianę ziemi na mieszkanie. Ale mieszkanie w którym mieszka obecnie ma na rynku wartość ok. 50 tysi. Właścicielka nieruchomości, by mieć trochę więcej dla siebie, powiedziała mu, że w takim razie na umowie notarialnej wartość mieszkania podniesie do 70 tysi, by zamiana, bo w tej formie to miało się odbyć, nie wyglądała podejrzanie. Oczywiście 374 na to wstępnie przystał co radośnie mi oznajmił.
   Dość łagodnie starałem mu się powiedzieć, iż jest debilem i by od tej transakcji odstąpił i sprzedał ziemię na wolnym rynku, a dopiero później nabył, jeżeli jeszcze będzie chciał, mieszkanie na własność. Po za tym z tym blokiem, w którym jest mieszkanie też są jakieś wałki. Czynsz płaci dwóm osobom, tej niby właścicielce w jednej części i jeszcze jednemu właścicielowi drugą część. Nigdy rzeczowo nie był mi w stanie wytłumaczyć, jakie są formy własności obu osób, którym buli obecnie czynsz. Jego to nie interesuje, grunt że ma gdzie mieszkać. A grunt to za chwile może stracić dosłownie i w przenośni: za mieszkanie, którego do końca nie wiadomo kto jest właścicielem i ziemię, którą przepiszę na niby właściciela.
  Patrząc na historię obojga, nasuwa mi się cytat z Wesela: miałeś chamie złoty róg(...) ostał Ci się ino sznur.
 I na cóż nauki w szkołach, skoro mięśniaki-głuptaki i tak wiedzą lepiej jak żyć (? panie Premierze).

wtorek, 25 lipca 2017

Wtorek #1212

  Musiałem w niedzielę nagle zakończyć pisanie, bo na stację wszedł 979 z nibylaską. Tyle, że zdjęcia szczurów udało sie umieścić. A te, jak wstanę z łóżka to biegają po tunelach zrobionych pod kołdrą. Widzę, że b. to lubią i przyzwyczaiły się do przemieszczania w nich. Wszak nie pozostają na widoku, to znacznie chętniej tam przebiegają. Przemieszczając się robią charakterystyczny tupot małych stóp. Zauważam w ogóle, że grupa A im starcza. Penetrację zakończyły w zasadzie na niej i nawet do kuchni nie dochodzą. Choć grupę A penetrują już cała, oba, bo pierwszy to był samiec, to na razie nie widzę u nich potrzeby wychodzenia dalej i dobrze, bo jakby wparzyły do kuchni to byłby dramat.
   Jeszcze wczoraj kiedy nagrzewałem budynek stacyjny, to przez sporą część czasu były odbiorcami zapachów, które wraz z powietrzem wchodziły do budynku. Szczególnie ona lubi przebywać w szufladzie biurka stojącego przy oknie, gdy ono jest otwarte. Na szufladzie, oparta o blat biurka jest klawiatura i ona wysuwa łepek w szparze z lewej lub prawej strony szuflady patrząc co się dzieje, a od strony okna chłonąc zapachy. Potrafi tak od strony okna być oparta o bok szuflady 20 min i cały czas rejestrować zapachy z wioski. Jak zrobię zdjęcie to umieszczę, bo trudno jest ją uchwycić w tym miejscu. Po za tym zdjęcie musi być zrobione bez lampy błyskowej, bo one by chyba oszalały od tego błysku.
   Wczoraj 979 wziął wolne, bo jak to już kiedyś pisałem, tydz. pracy powinien być od wtorku do czwartku, a reszta to na nieustające imprezki. Praca dla niektórych, to tylko przeszkadza w życiu imprezkowym. Mogło by jej w ogóle nie być, by trwać w nieustających imprezkach. Jeszcze tylko tydz. i kolejna mega imprezka, na którą jedzie 979 z nibylaską i 897 wraz z laską do Kostrzyna n/Odrą.
  Na stacji tak nagrzane, że wieczorem, i spał też tak, 979 był w majtkach. Trza mu przyznać - fajnie się utrzymuje. Figurę jeszcze ma. Nadal szczupły - co kiedyś pisałem, dalej wchodzi do koszulek z czasów technikum. Na szczęście wszelkie pomysły nagłego rozrostu udało mi się mu wybić w z głowy. Ręce mu się w pracy trochę wyrobiły, są b. umięśnione, wszak ileś tam kg. w dniach pracy przeniesie. Nogi też ma ładne, no ogólnie, jak na swój wiek, wygląda b. dobrze.
  Ruch na stacji trochę zmalał. 834 wchłoneło do pracy, 371 w wiosce na wakacjach, wchodzi na stację jeszcze 826, którego nadal rynek pracy nie umie wchłonąć. On sam z siebie to nic nie znajdzie, z pomocą muszą mu przyjść inni i pokazać paluchem - tam jest praca, tam idź. Wtedy lezie. Bez tego bodźca, podobnie jak 834 sam nic nie znajdzie (ogarnie). 834 pracę znalazło biuro pracy, dzięki temu w godz. południowych mam go z "gowy".
  A teraz zeżarłem śniadanie i tez z "gowy".
  Lato na chwilę odeszło (znowu). Na placu jest 17C i pochmurno, jeszcze wczoraj ostatni dzień nagrzewania i malowanie drugi raz tych elementów pomalowanych w sob.
  To jeszcze trochę o symku kolejowym. W zasadzie prawie celowo zrobiłem małą burzę w nim. Dzięki temu przeszło mi częste z nim obcowanie i dzieciarnię odstawiłem na boczny tor. Taki zabieg, by zabrać się za prace na stacji, bo jednak tu kolejka rzeczy do zrobienia, a ciągle jakby przewijał się symek. Oczywiście będą te dwa pozostałe ISDR i maszynaEU07, ale td2 ruchem manewrowym odstawione w krzaki. Na jesieni, jak złożę nowego kompa, to tam może wrócę, chyba że w jednym z tych dwu pozostałych ktoś wpadnie na pomysł multiplajera i tam zasiądzie za klawiaturami zmysłowa ekipa, a nie dzieciarnia.
  Od maja jak się powadzili, td2 praktycznie cofnęło się w czasie i do dziś pozostaje na tej samej pozycji. Rozwoju nie ma nadal, jedynie dążenie do uzyskania stanu z początku maja, co jak widać nie wychodzi. To też jest dowód na inne (stare) określenie - nie ma ludzie nie zastąpionych. No niestety są dziś ludzie, których nie da się zastąpić. Można zastąpić inną jednostką (człowiekiem), ale to już nie ten mózg, nie te właściwości, nie te możliwości. O ile jeszcze w prostych zawodach: budowlance, kierowcach itp. to zastąpienie jest możliwe, choć jakość robót może pozostawiać do życzenia, to już na wyższej półce - programistyce - ciężko, oj bardzo ciężko. Tym bardziej, że w sukurs tym niezastąpieniom idzie nauka, a właściwie jej spadający poziom. I dziś wyłonić dobrego programistę zaczyna być problem, to też znajomi programiści oscylują w zarobkach (dobrzy) od 5 tysi - 373, do 10 tysi - 841, dojeżdżający w dni robocze do Krakowa, ale za taką kasę, sam bym dojeżdżał. Oczywiście nie mam takich umiejętności i nie zastąpie go w razie czego, ale też nie wiem ilu mogło by go zastąpić, w sensie być wolnymi na rynku pracy, gdyby 841 zrezygnował.
  Tyle, zabieram się za jakieś czynności na stacji, by nie stracić kolejnego dnia. Narka.

niedziela, 23 lipca 2017

Niedziela #1211

  To jedna z nielicznych niedziel, kiedy budzę się na stacji sam. 371 pojechał na tydz. (przesunięty) urlopu, a 979 jest (bo w kńcu weekend) nieustającej imprezce - tym razem z niby laską na ogródku brata, na który mam niby później dołączyć. Tzn. były szczuraki oczywiście, ale oprócz scen kiedy samcowi włącza się kopulacja jest spokój z nimi. Miały być ich zdjęcia, to poniżej (wreszcie) przegrane na kompa.
Na zdjęciu poniżej lewy (samczyk)
Na zdjęciu poniżej  prawa - ona.
Poniżej też ona.
No i jeszcze raz w garnku.

  W sumie dobrze, że 371 pojechał, tydzień odetchnę od niego, bo jest strasznie uciążliwy. 979 przy nim to oaza spokoju w zachowaniu, nie zaczepianiu, nie ciągłym gadaniu. Sposób funkcjonowania jaki wypracowaliśmy z 979 jest dla mnie b. zadowalający. Choć oczywiście są mankamenty, bo jakby ich mogło nie być, to cała reszta jest ok. i bardzo strawna chyba dla nas obu, bo przecież przebywa tu tyle lat, a jakby chciał to w każdej chwili mógłby się wynieść - ma przecież gdzie.
  Co do wyjazdu zagranicznego, to ostatnio w jakiejś tam rozmowie mówi:
- na sylwestra w tym roku to chyba pójdę przyrobić, bo po co wydawać kasę a i tak nie mam gdzie iść.
  Hmm, w kontekście ostatniego planu wyjazdu za granicę, takie coś znaczyło by, że ten wyjazd odchodzi na dalszy plan. Cieszę się z tego, bo przecież z 371 bym nie wytrzymał na dłuższą metę. On i tak się powstrzymuje od pewnych działań wiedząć, że w stacji macierzystej jest 979, ale jakby tak zniknął, to amba-fatima.
  Zresztą plan jest, że jak 979 nie będzie jechał za granicę to do zimy chcę ze stacji pozbyć się 371. Nic nie wnosi, a jest tylko dodatkowym obciążeniem dla mnie. Te grosze, które daje za pobyt to czasem se myśle, że lepiej jakby nie było tego i jego.

czwartek, 20 lipca 2017

Czwartek #1210

   Szczuraki są rewelacyjne. Jak je chcę czymś zająć, by zjeść przynajmniej część śniadania bez ich udziału to daję im ugotowane schłodzone jajko. Mają zajęcie na 2 min tarzając się z tym jajkiem i chcąc się dobrać do środka. No ale taki pierdolnięte to one aż nie są, by z nim walczyć dłużej i następnie znowu napierają do tego co żrę.
  Kupiłem im ostatnio kostkę do ścierania ząbków, ale olały ją sikiem prostym, bo przy rarytasach ze stołu, które by się jakąś kostką zajęło. Inna sprawa to np. karma dla szczurów, które nie powinny jeść owoców cytrusowych, a w niej są skórki pomarańczy. Na szczęście tego nie żrą. Ostatnio sam to wybieram. Ale po co producenci dają tam śmieci, których one i tak nie żrą. 1/3 z tego idzie do wywalenia. Zaś pazerność na kasę, jak przy ostatnio kręconych materiałach w masakrach rodzinnych o starych jajkach. Teraz starych jajek będzie jeszcze więcej, bo ludzie, co naturalne, będą ich mniej kupować. Mnie też to dopadło, bo jak byłem w kauflu i przechodziłem k/jajek, to pomyślałem:
- jajka - nie, bo jakieś przeterminowane, tylko tych nie wyłapali,
i poszedłem po coś innego. Pisałem iles tam notek wcześniej o nadprodukcji żarcia i to wychodzi, i wychodzić będzie. Na Górnym Śląsku ubyło od 1990r ok. 250 tyś. ludzi. Przecież to całe jedno duże m-to jak Gliwice, czy Dąbrowa Górnicza wyparowało, stąd teraz i o pracę znacznie łatwiej.
  Zdjęcia szczurakom zrobiłem, ale umieszcze je może jutro, bo dziś jeszcze ostatni dzień ciepło. Obudziłem się ok. 09:00 i na termometrze 26C. No tak to by mogło być do 31 sierpnia. Zaraz się lepiej funkcjonuje, stąd zabieram się za pracę, bo ta sama się nie zrobi, tym bardziej, że 979 tradycyjnie uszkodzony. Co roku w lecie, jak chciałbym od niego pomocy, to się uszkadza. Tym razem w ub. tyg. spotkał się z 822, który od 2 lat chodzi na siłownię i jak to CS chciał się zmierzyć z jego postępami. Efektem jest, czy są u 979 pęlnięte żebra, przeto zaś nie może czegoś tam robić, bo go boli. Ach, szkoda pisać.
   Leze do roboty, bo dzień umyka strasznie.

wtorek, 18 lipca 2017

Wtorek #1209

  Tak tą saunę trochę opisałem nijako, to wrócę do niej. Otóż, te dwa ładne mięśniaki to były uodpornione na poczynania wampirelli, to też nie dało się ich nawet dłużej dotknąć. Udało się natomiast z emosem, ale tez tylko na jedną scenę, bowiem jak poszedł w teren to po powrocie też już nie dało się go dotknąć. W ogóle jak tam zabierałem się do głaskania emosa, to zastanawiałem się:
- i co dalej?
 Nawet jakby poszedł ze mną do góry, to czym i do czego go przywiąże, jak dam mu klapsa, przy stale przechadzająych się innych wampirellach, wreszcie czy on jest aby na pewno pasywny? Więc te podchody skończyłem na głaskaniu go, a i skóra taka średnia. Mięśniaki to miały gładką. Nie dotykałem ale było widać. Poprzestałem na pogłaskaniu emosa i później jeszcze dwa razy robiłem podchody do niego, w końcu zrezygnowałem, bo co będę jak głupi za nim biegał.
  Trochę tez miałem pecha, bo pusto było i może gdyby jakaś większa ilość ludzi, to było by przyjemniej. Spotkaliśmy wspólnego znajomego branżowca, którego na koniec zabraliśmy z sobą, bo po drodze.
  Szczuraki mają się dobrze, chyba nawet za dobrze. Śniadanie z nimi to przeciągająca się ukrywająca konsumpcja. Jak opanowały wejście na biurko to teraz zeżarcie owego przy kompie jak dawniej jest niemożliwe. Taca z żaciem musi być na krześle obok, a i tak robiły próby skoków (nieudanych) by dostać się tam. Opanowałem to na tyle, iż jak zaczynam żreć to daję im z poprzedniego dnia wysuszony chleb, by sobie ząbki spiłowały i przy okazji mają zajęcie i mam ok. 4 min wolnego, bo są zajęte. Po tym czasie wracają i nadal biegają dookoła próbując dostać się do żarła. Czasem są śmieszne sceny, jak np. kiedyś nie zdążyłem schować bułki i taki mały szczur uciekał z dużą bułką. Do nich to by się kamera przydała, bo same zdjęcia to za mało.
  Po za tym przestawiły się na dzienny tryb. W nocy podobnie jak ja w większości śpią. Przynajmniej jak się przebudzam to nigdy ich nie słyszę, za to za dnia to urzędują przez znaczną część. Szczególnie są aktywne do południa, zaraz po śniadaniu przeto prace remontowe się opóźniają, bo należy się nimi zająć. W końcu jest to jakiś obowiązek, a nie tak jak mięśniaki dookoła w tym 979 - do klatki je! Stale mu powtarzam, nie bier żadnych zwierząt domowych, bo się do tego nie nadajesz. Swoim dzieciom też nie bier nigdy.
   Tyle, bo remont czeka, nadto nie długo, bowiem po 14:00 leze do 521 spr. symka kolejowego u niego. To narka.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Poniedziałek #1208

  Kolejny weekend za, a jak zwykle trochę się działo. 971 wyciągnał mnie do sauny do Batorego. Została ta jedna, bowiem katowicka się zlikwidowała. Niby są w niektóre soboty tłumy, ale akurat miałem pecha i w tą tłumów nie było, nawet było luźno. Ładnych obiektów też niewiele. Dosłownie dwa i jeden emos, i to tyle. Tradycyjnie do jacuzzi musiałem dolać wody, bo jak tam wlazły morświny to część wody wylały, a obsługa tak średnio kwapi się do jej uzupełniania. Po za tym układ na dole bez zmian, na górze trochę tam zmienili, bo jakby przystawić ścianki z płyt gipsowych to małe piwo, a przy wykończeniach jakie robią to ciągle coś przestawiają. Dobrze, że jest ciemno, bowiem wykończenia reszty to lepiej tego nie oglądać w pełnym świetle. No cóż..., taki mamy klimat. Nadto widać oszczędności. Ręczniki bawełniane zostały zastąpione jakimiś pół sztuczniakami, woda pod prysznicami, przy dużym poborze letnia, a nawet chłodna, jak już się wyludniło to była ciepła. Ogólnie widać tandetne wykończenie i taniość produktów. Piwo w barze nie markowe, jak je wypiłem to jakoś mi "siedziało" na żołądku, mimo że wcześniej żarłem jakieś 3h, więc nie powinno wejść z tym co zeżarłem tak szybko w reakcję.
   Średnio udany wyjazd, ale raz na jakiś czas kurtuazyjnie mogę się tam pojawić.
   Po a tym zniknął 172. Może go na te 2 tyg. przymknęli i trzeba odczekać, jeżeli tam nic nie nawywija.
   Wczoraj 979 trochę łyknął, wraz z 897 i jego laską oraz jakąś ekipą z wioski na doklejkę. Był także 230, ale wracał autem to nie łykał. Poszedłem z nimi, bo jakby zostałem zapro przez 979, a nie miałem na stacji nic konkretnego do robienia. Imprezka odbyła się na torze bocznicy szlakowej, siedzieliśmy na torowisku. W nd tam nic nie jeździ.
  Po powrocie na stację zaczęła się, skierowałem ją na ten tor, dyskusja nt. wyjazdu za granicę 979. Niby to już postanowione, że we wrześniu jedzie, a w tym m-cu ma jeszcze złożyć wypowiedzenie w firmie.
  Powiedziałem mu oficjalnie, że jestem przeciw temu wyjazdowi, ale przecież do kaloryfera go nie przykuję. Jakoś nie widzę konkretnych przesłanek do wyjazdu za granicę, ot odbieram to jako kolejną rozrywkę życiową. Finansowo przecież nie, bytowo - nie, nic go tam nie wypycha, by musiał jechać. No cóż jak pojedzie to trzeba będzie znacznie przereorganizować ruch na stacji.
  Tyle, bo zajęć pełno, a też ciąży mi w głowie info o jego wyjeździe. Mimo niby długiego okresu, to jednak czuję się nieswojo i pisanie przyćmiewa myślenie o odejściu 979 ze stacji.

czwartek, 13 lipca 2017

Czwartek #1207

  Ten czas leci, to aż strach, a mało tego lato tego roku jakieś z dupy. Dziś rano 12C na termometrze. Co to ma być do cyca?
  Byłem przedwczoraj u 972, bo pił i zaprosił mnie na piwo, by się chyba jeszcze bardziej chciał dojebać. Kupiłem je w drodze, bo jakby on wylazł z mieszkania, to już by tam tak szybko nie wrócił. Po przyjeździe pokazał mi papier, że OPS ściga go, za niezapłacony w kwietniu 2016r pobyt małych skurwieli w ośrodku. Nie wiem, kto zaś tam zrobił błąd. Przecież to się nadaje do programu TV. Małe skurwiele są w ośrodku od 20,14r, a po roku czasu, bo wysłane w maju b.r. rodzice dostają pismo, że mają zapłacić 3128zł, za ich pobyt w domu dziecka z (tylko jednego m-ca) kwietnia 2016r. Co za jakaś głupia cipa nie umie w papierach poszukać błędu, tylko przez urząd gminy ściga ich do zapłacenia 1-go m-ca za pobyt. Sprawa jest z założenia przegrana przez OPS, bo przecież nikt im (rodzicom) nie zwrócił małych skurwieli na m-c do domu. W ogóle nic w papierach się nie stało, to nie rozumiem tego, ale sprawę mają wyjaśniać rodzice małych skurwieli, to wcale nie jest to takie przesądzone. Przecież oni nawet nie rozumieją tego co czytają, to gdzież tam odwoływać się od decyzji gminy o uiszczeniu 3128zł za m-c pobytu małych skurwieli u pingwinów.
  Po lekturze wezwania do zapłaty, następna lektura, tym razem już 20 stronicowa - kolejna opinia dot. 3-go małego skurwiela, który ma być przeniesiony do ośrodka, w którym będzie bardziej niż mniej faszerowany tabletami, by się uspokoił. To już 4-ta opinia, kolejnego ośrodka badań, tym razem z Kamieńca, gdzie 3-go mają przenieść i jak czytałem to kolejny ośrodek przepisał dokładnie co do litery, to co wypłodził pierwszy ośrodek w badaniu 2, czy 3 lata temu, dodając do tego tylko kilka swoich zdań. Wniosek jest taki, że jeżeli pierwszy ośrodek coś by zdupił w badaniach, to następne dokładnie to powielą nie rozwodząc się, nie badając, czy jest to prawdą. Jedyne co nowe przeczytałem to określenia, których 3-ci używał do kierowcy autobusu wożącego dzieci do szkoły: "ty łysa pało", "kapuś", "ryży ryju". Po za tym, dokładnie te same naukowe określenia, w takich samych zdaniach przepisane z poprzednich opinii, chyba nawet kiedyś zrobię analizę porównawczą.
  Natomiast na podstawie moich obserwacji miast wysyłać go do ośrodka leczniczego, gdzie będzie faszerowany lekami, od zaraz, przekazałbym go do awaryjnej rodziny zastępczej. Ile razy przebywałem sam z nim, to widziałem, że potrzebuje indywidualnego podejścia. Będąc sam ze mną zupełnie inaczej się zachowywał. Odpadała od razu stała rywalizacja grupowa - kto jest większym skurwielem, uspokajał się, a tłumaczenie pewnych rzeczy przynosiło efekty. One od razu zanikały, w momencie jego powrotu to stada skurwieli, ale może gdzieś tam kiedyś coś mu się przypomni.
  Wczoraj odbyła się rozprawa apelacyjna odnośnie odebrania praw rodzicielskich, jak dowiem się orzeczenia to napiszę, czy podtrzymane zostało orzeczenie sądu pierwszej instancji.
  Nie było 1-go, najstarszego skurwiela w domu, bowiem "szwagier go zebrał" (słowa 972) i był w mieście.
  Po za tym, byłem wczoraj u 521 (nadałem mu taki nr) to syn od 821 i podobnie jak u 972, tak i tu, i tatusia i syna bym przerobił. 521 ma 19 lat, ale wygląd..., jakbym tatę widział ileś tam lat temu. 521 i ten, którego mijałem idąc do wioski 972 na autobus, taki trójkąt i mózg by się chyba zlasował. 521 wczoraj był w klacie, bo było 27C na placu, to aż nie chciało się wychodzić, bo byłem u niego, ale niestety zajęcia na stacji, w tym oczkujący pod wjazdem 834, który to zgłosił i musiałem wydalić się na stację macierzystą. Jakby nie to, bo mógłbym tam tak siedzieć i gapić się na niego, podziwiać jego mięśnie i przy bardzo ładnych widokach, miło spędzić czas. 521 podobny jest do 571, z którym byłem w łóżku. Może będzie mi kiedyś dane sprawdzić czy też ma taką szorstką skórę na plecach jak 571. Ale reszta wyglądu bardzo podobna.
  Tyle na dziś, bo termin w biurze pracy, złożenie podpisu, a następnie powrót i zajęcia na stacji macierzystej. W trasie sprawy do załatwienia, skoro już jadę, to lista zrobiona. Zbieram się, to narka.

wtorek, 11 lipca 2017

Wtorek #1206

   Wczoraj szedłem na przystanek autob. do wioski 972 i szły z niej do naszej wioski dwa tamtejsze mięśniaki, jeden, ten ładniejszy, oczywiście w klacie. Mój wzrok zawiesił się na jakieś 100m przed, na ścieżce nikogo innego nie było, to mogłem się patrzeć non-stop na niego. Taki widok, że jak jechałem autobusem to musiałem się powstrzymywać, by organ się nie wzbudził.
   Tego w koszulce znam, to mijając się wymieniliśmy "cześć". Wyszedł, chyba w ub. roku z poprawczaka, czy czegoś w tym stylu. By nie uciekał do dom, to dali go do Lidzbarka Warmińskiego. Wcześniej był chyba w Kielcach. Oczywiście ten w klacie to rozpierdol dla mózgu. Miałem problemy z zaśnięciem, bo nie wiedziałem czy przerobić go w w.k. jeszcze w nocy, czy już rano. Stawiałem na rano. W końcu się na to zdecydowałem, bo 824 miał gdzieś wychodzić, ale było ciężko. Zasypianie to z jego widokiem, co się przebudzałem to ponownie włączał się jego widok. Rano poszło w.k., ale obraz pozostał dalej.
  Jak będę wracał od 824 to może zajrzę do 972, bo jeszcze chyba nie polazł do pracy, po tym jak jego stanowisko pracy, znaczy się małą firmę zamknęli. Mało tego, w domu ma być mały skurwiel, na przepustce z ośrodka produkującego skurwieli - jakość gwarantowana. Chętnie zobaczę jak tam wyglądowo się rozwija.
  Z komunikacji miejskiej to dobrze korzysta się jedynie w godzinach szczytu. Wtedy, przy cyklicznym rozkładzie jazdy, autobusy mkną szybko przez m-to starając się utrzymać RJ (rozkład jazdy). Paradoksalnie, gdy ulice są zatłoczone, to kierowcy naginają przepisy, by zdążyć do następnego przystanku, czy następnych na czas. Dramat zaczyna się po 18:00, gdy ulice pustoszeją, w autobusach robi się pusto, na niektórych przystankach nikt nie wysiada, nikt nie wsiada. To nie to co w godz. szczytu kiedy tłoczą się do wyjścia i podobnie do wejścia. Po 18:00 autobusy i tramwaje komunikacji miejskiej stają się zawalidrogami. Kierowcy nie mając co zrobić z czasem przetaczają się między przystankami z prędkością 30km/h, by nie być przed czasem na następnym, wszak GPS czuwa i dyspozytor namierza. O ile cykliczny RJ na kolei ma zastosowanie i sens, bo przecież tam nie ma korków do skrzyżowania i nie czeka się np. dwa cykle lub trzy, by przejechać skrzyżowanie, to w komunikacji publicznej mam wrażenie, że jest on gwoździem do trumny. Wsiadając do pojazdu po 18:00 można dostać wstrętu do jeżdżenia środkami masowego rażenia, a im później tym gorzej. Przy jeździe o 22:00 można dojść do wniosku, iż szybciej było by rowerem, jak tym czym się właśnie przemieszczamy. To powoduje, że co raz więcej ludzi kupuje samochody i w środkach komunikacji publicznej jest co raz puściej. Mało tego na przekór temu co powinno następować, czyli jakby przyśpieszeniu poruszaniu się autobusów i tramwajów, jeszcze bardziej się je zwalnia. Takiej w miarę szybkiej linii 870 dorobiono kolejny przystanek, dla obsługi którego musi zjechać z drogi szybkiego ruchu, a dawną linię 840 (przyśpieszoną) już jakiś czas temu została skierowana na uliczki Chorzowa i teraz w szczycie szybciej do Katowic można dojechać tramwajem, jak przyśpieszonym autobusem, a w samych autobusach zrobiło się puściej. To spowalnianie komunikacji, oprócz centrum katos, gdzie autem raczej nie pojeździmy, powoduje na przestrzeni ostatnich lat znaczny ubytek ludzi, co przekłada się na obniżenie wpływów z biletów i przenoszeniu kosztów na miasta. Te zaś bronią się likwidując linie tramwajowe, zmniejszając częstotliwość kursowania autobusów. Ostatnio Bytom się zbuntował i stwierdził, że też, bo wcześniej Ruda Śląska, nie będzie tyle bulił za tramwaje i proszę zmniejszyć ilość kilometrów. Co z tego wyjdzie zobaczymy za kilka m-cy.
  Wracając jeszcze do komunikacji publicznej, to nasi konstruktorzy są chyba jacyś nie dorobieni. Wpierw z autobusach solaris zrobiono siedzenia plastikowe obciągnięte tylko materiałem. Siedzenie na nich przez ok. 45 min powoduje ból dupy, jakby się na desce siedziało. W nowych solarisach zrobiono znowu, bo przecież to nie nowość, bowiem wcześniej w autobusach były, miękkie siedzenia. Za to nad drzwiami, w tych nowych, w pół okrągłej obudowie maszyny drzwi, zamontowano oświetlenie ledowe, ale znowu jakiś niedorobiony, umieścił je za drzwiami, które się otwierają i wtedy drzwi robią automatycznie cień z nich na stopień wejścia. Co za cymbał to zaprojektował? Patrząc na to zastanawiam się czy jest jakaś weryfikacja tych bubli, które wychodzą z komputerów projektantów? Kiedyś był jakiś nadzór, nad tym co robili podwładni. Dziś często Ci, którzy zarządzają podwładnymi nie mają pojęcia nad tym co oni robią i ślepo zatwierdzają te buble, których na ulicach naszych miast jest co raz więcej. Zresztą czasami nawet w jakiś wiadomościach się z tego śmieją, a jednak zatwierdza to jaki urząd i wydawało by się, że ktoś tam myśli.
  Dopóki układający RJ w miastach, będą promować cykliczność RJ nad realnością, to będzie następował szybszy rozpad komunikacji miejskich. Paradoksalnie, za nim wszedł nacisk na cykliczność to w aglomeracji i tramwaje, i autobusy miały wieczorami skrócone RJ. Było to dawno, kiedy ruch na drogach w szczycie był mniejszy i wydawać by się mogło, że nie jest to aż tak potrzebne jak dziś. A dziś kiedy to rozróżnienie czasów przejazdu, co nawet dla mało rozgarniętego ucznia szkoły podstawowej jest oczywiste, tego nie ma. A nie wiem czy to pisałem, nawet to zarządzanie komunikacją miejską jest wadliwe, co wyszło w ub. roku, kiedy brakło kasy i zarząd KZK GOP zwrócił się do wawki po kasę, bo: nam brakło, to dajcie nam na uzupełnienie budżetu. No przecież śmiechu warte.
   Tyle, bo wrócił 824, to pchnę notkę, obiad i przygotowania do powrotu do wioski. Narka, może do jutra.
 

sobota, 8 lipca 2017

Sobota #1205

  Mięśniak z rana, a tak, pisałem o tym, fajna sprawa. Tak na początek dnia. Dziś na dywanie, ot takie wyzwanie, bo przecież na podłodze jest ciężej, ale mięśniaki-skurwiele czasem, jak widzę, lubią wyzwania. Zresztą 974 ciągle robił to na dywanie. Chyba tylko raz, czy dwa zrobiliśmy to w łóżku, po za tym zawsze wybierał dywan. Czasami myślę, że może to być zastępcza forma samookaleczania się, wszak sznity na rękach ma i 172, i 974, a informacje o tym co dzieje ode mnie nie wychodzą, to może być tak, że są jakby dwa plusy. I na ciele nie ma śladów, bo po sznitach zostają już na całe życie, a jest jakaś dawka bólu, która może kompensować (chyba nieodpowiednia nazwa, ale nic mi teraz innego nie przychodzi do głowy) zapotrzebowanie na nie.
   Po za tym cały tydz. zleciał podobnie, ciągle do południa lub krótko po brak czasu stąd wpis dopiero teraz. Przeważnie budzę się ok. 10:00 to i po rozruchu porannym jest już południe, nadto w godz. południowych przewija się przez stację bezrobotny 834, a po nim przyłazi kolejny bezrobotny 826. Dwie ofiary losu. Ta ostatnia dziś stwierdziła, że pojedzie do Holandii zarobić w chuj, hajsu - kolejny nawiedzony.
  Dziś, jakoś tak przyszło mi do głowy, że nie zrobiłem moim szczurom żadnego zdjęcia, tym bardziej, że są rewelacyjne. Zabrałem  się za to, ale tera ciągnie mnie już do castoramy 230, to może je umieszczę jutro. Wczoraj lewy chodził po korytkach (takich na papiery, jakie są w biurach). Wyglądało to rewelacyjnie, co któreś wchodził do środka i przechodził, po czym szedł wyżej. Na ostatnim, szóstym, były ciasteczka i to go tak nęciło. Dotarł do nich i nawet dwa razy z nimi "spadł" na biurko.
  Natomiast prawa jest bardziej bojaźliwa, ale też chętniej wybiera się w teren i to ona, co pisałem kiedyś tam, pierwsza ruszyła na zwiedzanie grupy A.
  No i tak to bywa, jak mam wenę do pisania, to przeważnie jest popo, i składy poc. na stacji. Jak zabieram się za pisanie k/południa, to różnie z tym bywa, albo tak jak dziś, choć dobrze mi się pisało, odrywają mnie od klawy. Ach... Wiem, przeciwieństwem 825, cierpiącego na samotność na stacji, jest totalny jej brak na mojej stacji macierzystej. Kiedy u niego główki szyn w większości pokryte są korozją, moje w torach nawet głównych dodatkowych świecą się od ciągłego ruchu na nich składów, już nie mówiąc o głównych zasadniczych, które nawet nie zdążą się pokryć cienką warstwą korozji.
  Tyle dywagacji, bo czekają w tej castoramie. To narka.

wtorek, 4 lipca 2017

Wtorek #1204

  Jak zwykle po weekendzie zrobiła się dziura we wpisie, ale to dlatego, iż wczoraj znowu 371 wziął wolne w pracy i przebywał przez większość czasu na stacji. Nadto jest b. wqrwiający przeto jego pobyt podnosi mi ciśnienie.
  Co do szczurów, to ostatnio pisałem, że osiągnęły poziom zero i przez dzień czy dwa na poziomie +1 dały mi spokój, tzn. w łóżku. Jednak one są towarzyskie i choć nadal głownie przebywają na poziomie zero, to zaczęły ponownie nawiedzać  mnie, jak jestem, na poziomie +1. Cieszę się z tego, znaczy, że się przywiązały do mnie co jest pozytywne. Reagują na mój głos, rozróżniają go wśród innych. Przy mnie czują się dobrze, bawią się, nawet, co chyba jest rzadkie, machają ogonem (jego końcówką). Pozytywne jest to, że po wieczornym pobycie u mnie przenoszą się na poziom zero i do rana, jak się przebudzę nie przeszkadzają mi. Czyli mniej już uważam przy obracaniu się w łóżku, choć stale sobie mówię, że należy to robić nadal ostrożnie, bo może któryś akurat wszedł i mogę go nie wyczuć pod kołdrą.
  Zaczynają też więcej chodzić po grupie A, też dobrze, bo "cywilizują się". Na szczęście nie mają jeszcze odruchu chodzenia za mną, bo wtedy to cały czas oczy pod nogi, czy tam czasem nie wlezie który.
  Po za tym, dziś po przebudzeniu przylazł 172. Mięśniak z rana jak śmietana, to też skonsumowałem go w trochę starej, ale jednak przerobionej pozycji. tym razem ułożyłem go już na końcówce tak, że leżał na skraju łóżka, korpus miał w powietrzu, a tyłek i część lędźwi jeszcze na łóżku. By nie przegiąć się w dół, to rękami trzymał się za moimi plecami, przeto mięśnie rąk miał napięte. Ach ten widok tych napiętych mięśni, do tego bicepsy uwydatnione, bowiem leżały na moich udach..., dobrze, że rano też zrobiłem w.k. po paru dniach przerwy to nie było falstartu, a wszystko w normie.
  Po za tym, bo nie opisywałem byłem u 824. Ogólnie po scenie z miską w czasie ostatniego przyjazdu do niego, było drętwo. Mnie takie sprawy nie przechodzą tak szybko i pamiętam o nich przez jakiś czas. Mam do niego jechać jeszcze w przyszłym tyg., ponieważ 14 jedzie na swoje wakacje do Chrzypska, tam gdzie jeździłem kiedyś na drezyny kolejowe. No w tym roku nie, bo remont na stacji, który i tak się odwleka, a jednak musi być zrobiony. Jakbym tam pojechał to obudziłbym się w sierpniu i nie wiem czy ruszyłbym z remontem w ogóle w tym roku. I tak to idzie tak opieszale, że aż strach. Ciągle coś stoi na przeszkodzie, by kompleksowo się zabrać. Trochę podłubię tu, trochę tam, i tak niewiele posuwa się do przodu. Np. wczoraj prawie stracony dzień przez 371, ale coś tam drobnego udało się zrobić.
  Dobra, zabieram się za śniadanie, tak wiem, jest 12:15, fajna pora na śniadanie.
  To do zaś, narka.