poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Poniedziałek #2039

   No i historia 272 na st. mac. dobiegła końca. W sob. przyszedł z walizką spakować się. I teraz w/g jego opowieści mieszkać będzie w... Pruszkowie, a wozić aktorów z Polsatu na plany filmowe. Może i bym w to uwierzył, gdyby nie jego wcześniejsze opowieści, które się kupy nie trzymały więc to traktowałem jako kolejną opowiastkę. Nie wiem za co on te podróże GŚ - wawka robi, skoro nawet na fajki nie ma i z petow na st. mac. wykruszał tytoń. Zresztą średnio na jeża mnie interere co bydzie robił. To juz nie mój problem, a ewentualnie innej st. mac., na której będzie stacjonował. Oczywiście w ramach opowiastek, wyrzucił z siebie, iż oczywiście przyjedzie się rozliczyć w przyszłym tyg. Od razu mu przekazałem, że nawet jak nie przyjedzie, to nic się mi nie stanie. Powiedziałem to łagodnie, ale no wiecie... nie wierzę, że się tu jeszcze kiedykolwiek pojawi. Rzeczy, których nie zabrał pewnie trafią za jakiś czas na śmietnik, bo przeca nawet nie wiem kaj mu je odesłać. W tym tyg. zmieniam nr tel. (czynność okresowa, niezwiązana z wyjściem ze st. mac. składu 272) więc kontakt ze mną osób nie będących w kręgu znajomych sie urwie. 
  On wpierw powiedział, że w środę przybędzie m.in. po resztę rzeczy i rozliczyć sie, by po 3 min, kiedy się zbierał i stanął pod wyjazdowym powiedzieć:
- to za tydzień się widzimy. 
   Już nawet nie panuje nad tym co z siebie wyrzuca. 
   Po odejściu składu, rozwiązaniu drogę przebiegu, odetchnąłem. Uff, jaka ulga, że st. mac. jest znowu pusta, a przynajmniej nie zajęta przez skład, który trza bieżąco obrządzać, bowiem jakieś zaległości bytowe i to spore się nagromadziły. Higiena u niego też poniżej poziomu poziomów dopuszczalnych. Kiedyś wszedł na st. mac. 979 i mówi:
- ale czuć
- no czuć wiem, tylko on tego nie wie
- no jebie
- noo.
   Lacie od 979 już mu (979) napisałem, że do sterylizacji pójdą. Po zrobieniu new ścianki, generalnie uszczelnieniom na st. mac. teraz bieżący przepływ powietrza z zewnątrz jest znacznie mniejszy, przeto zapachy, czy gazy utrzymują sie znacznie dłużej. 
   W tamtym tyg. robiłem pranie. Dwa dni je musiałem przetrzymać, bo on tyle gromadził rzeczy doń, choć w zasadzie to wszystko się do tego nadawało. W tym tyg. sytuacja podobna. Już z wyprzedzeniem jednodniowym, w stosunku do planu, powiedziałem mu o praniu. Jak myślicie - kiedy doniósł pranie? (odp. w końcu notki) 
   I teraz jakby on miał naście, jak, kiedy bytowali na st. mac. 302 i 303, to można by mu mówić i egzekwować pewne zachowania. Jak ktoś ma 30 to sorry, ale nie mam czasu i ochoty wstawiać na właściwy tor składu, bo kiedyś tam się wykoleił i nie potrafi się sam wkoleić. 
  Ostatnią kwestią jest oswajanie się takiego składu z tym, że właśnie uległ wykolejeniu i mało tego, nikt nie chce go wkoleić. Nie ma już chętnych pociągów technicznych biegnących po innych torach by wkoleić, bo jeszcze posłuży przez jakiś czas. On sam widząc to, zaczął używać środków konserwujących, poprawiających doraźnie i szybko samopoczucie. Tylko widząc to, wiemy jak to się kończy, przeto dostęp do st. mac. bez mojej obecności mógłby się skończyć brakami w ewentualnym remanencie przedmiotów. Głównie te czynniki spowodowały decyzję o wypchnięciu składu 272 ze st. mac. na szlaki. Niech się inne stacje tym składem zajmują. 
   Wracając do prania to nawet w trzecim dniu, choć codziennie mu o tym przypominałem, nie doniósł rzeczy. Pranie poszło bez jego. W sob. jak siedział na przeciw mnie i mówił te opowiastki, to patrzałem na niego i se myślałem:
- no przeca jakbym był aktorem, to było by mi wstyd, że ktoś taki mnie przywiózł na plan. 
   Mnie się za to skończyło L4, wiync dziś do pracy, w której będę mógł przebywać bez myśli, że st. mac. otwarta dla ruchu i jakiś skład na niej w sposób niekontrolowany wykonuje ruchy manewrowe. 
  Zdjęcie.

Pewnie gdyby taki skład stanął pod wjazdowym, to ułożyłbym drogę przebiegu i zrobił wjazd, choć, bo tyle już składów się tu przewinęło, nwm jak jego stacjonowanie by wypadło w dłuższym okresie czasu. 
   Narka.

środa, 17 kwietnia 2024

Środa #2038

    To jest tak, że w zasadzie słuchamy kogoś i mu zawierzamy. Wydaje nam się, iż mówi prawdę, bo czemużby nie. Jednak dobrze mieć bieżąco kogoś obok siebie, kto w miarę trzeźwo patrzy na sytuację. Otóż nie bym pałał jakimś uczuciem do 272. Jest obojętnie, ale jak napisałem wyżej, skoro on coś mówi, a właśnie nie ma żadnego uczucia, to czemużby miał jakieś historyjki wymyślać. Ano tu mogą wchodzić sny o potędze. Otóż 272 mówi o defekcie kręgosłupa i o tym, że chodzi do lekarzy itp. Jednak nie grzebię mu na grupie B, którą zajmuje, ale jak przyłazi to nie widzę żadnych papierów u niego w rękach. Przecież dziś lekarze drukują papiery, szczególnie specjaliści, bo z nimi możemy iść gdzieś indziej, więc one po prostu są. Mówi, że w weekendy jeździ do Wawki, bo niby jest kierowcą kogoś tam, ale jakoś mi się to czasowo nie spina, w sensie przejazdu tam, jeżdżenia z kimś tam, powrotu tu. Na pewne aspekty tego co mówi 272 zwraca mi uwagę 979, wszak oni są z jednej wiochy, rocznikowo rok różnicy, i mówi - ale skąd wiesz, że jest tak, jak mówi 272. I tu ma rację, bo jak analizuję co mówi, a jak jest,  to coś tu nie bangla.
   Powiedziałem 272 iż nie jest pierwszym składem stacjonującym na st. mac. stąd mamy już doświadczenie w ich przebywaniu. Mimo tego 272 pociska historyjki, a w miarę jak je pociska, co raz bardziej to się zaczyna nie spinać. Po za tym jest życiowo nieudolny, co zaobserwowałem przyglądając mu się jak funkcjonuje. On osiąga dno, a nie jestem władny do wyciągania go z niego, mało tego nie mam na to czasu. L4 mi się skończy, ja do pracy, a 272... i dlatego powiedziałem mu, że do 21 może przebywać na st. mac., a później musi znaleźć sobie coś innego. Info to dostał z wyprzedzeniem, bowiem przekazałem mu je w piątek, po przemyśleniu sprawy co z nim dalej. Mam za dużo do stracenia, a przecież, z powodu historyjki o kręgosłupie, nic z nim nie robię. Piszę historyjki, bo jakoś mi na to nie wygląda. Jak są bóle kręgosłupa, to zewnętrznie jest to widoczne. Mało tego, nadal, choć zwróciłem mu na to uwagę, nosi ciężary i jakoś mu to nie przeszkadza, mało tego, przy innych czynnościach wygina śmiało ciało i... nic. Tu może jeszcze wchodzić jeden aspekt. Jak trzy razy to robiliśmy, to za każdym razem, czy po każdym razie, mówił iż mu się podobało. To było takie mówienie jak na tańcu towarzyskim mają te uśmiechy nr 5. Wyczuję jak komuś się podoba, jak na to reaguje, ile w tym jest sztuczności. Inna sprawa, że z mięśniakami-głuptakami dochodziłem do tego miesiącami, latami, a tu poleciałem od początku dość ostro. Może to spowodowało wymyślenie tej historyjki, by już więcej nie musiał się podkładać. Sam mu to zresztą napisałem w sms-ie, gdy kiedyś tam napisał, że spotkanie w tym celu. 
  No i bieżąco, co innego mówi, co innego robi jak w komedii Miś - ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział...
  Dlatego większy realizm mają moje domysły o tym, czemu on dziś tak, a nie inaczej funkcjonuje. 
   Info o stacjonowaniu 272 do 21 przekazałem 979, bo z racji relacji powinien wiedzieć co dzieje na st. mac. Zresztą z powodu mojego defektu, praktycznie codziennie wchodzi na st. mac. więc kontakt bieżący jest.
Zdjęcie.

Mięśniaczki głuptaczki jeszcze nadają. 
   Narka.

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Poniedziałek #2037

   O ile kiedyś były wpisy na bieżąco, tzn. niewiele rozmijało się to ze stanem faktycznym, to obecnie poślizg jest ok. tygodniowy. Tzn. co czytacie miało msc. ok. tyg. temu lub nawet wiyncyj. 
    No i nie wiecie, że 272 w końcu dotarł na st. mac. Wysłałem doń @, ale chyba czytanie ze zrozumieniem nie działa lub nie chce działać. W dniu kiedy miałem napisać już jasnego i nie dającego się zrozumieć inaczej sms-a, to on stanął pod wjazdowym ok. 08:00. Jak to mówią wioskowe mięśniaki nie robiąc sobie z gemby dupy, przyjęliśmy go. 
   Od razu napiszę, iż podtrzymuję co napisałem w poprzedniej notce o jego nieudolności życiowej. No to się odbyć inaczej nie mogło, ale prawdopodobieństwo tego inaczej było niewielkie. Takich historii jest zresztą zylion. Medialnie wiemy tylko o tych nielicznych, którym się udało, a reszta..., odchodzi w zapomnienie i to niekiedy dość szybko. 
   272 jak przylazł to już miał uszkodzony kręgosłup, a przynajmniej to jego wersja. Gdzieś tam dysk mu wypadł w okolicach lędźwi więc nisko. Wypadł, bo głupek, jeszcze z 2 lata temu, jakby miał naście lat, dźwigał na siłowni po ok. 200 kg, na co pokazał stosowny filmik. Jak mi go pokazywał, to jeszcze był sprawny, ale już wtedy powiedziałem mu, iż jest nienormalny robiąc w tym wieku takie coś. Długo nie trza było czekać, przy przenoszeniu nawet niezbyt ciężkiego przedmiotu nastąpiło małe pyk i dysk wyszedł ze swojego położenia. Teraz w zasadzie już jest inwalidą, bo z siłowych rzeczy niewiele zrobi, z umysłowych też. To w takich przypadkach jest kwestią czasu, kiedy jakaś część ciała, która jest nadwyrężona przestanie prawidłowo działać.
   Natomiast dobrze się zbiegło, bo sam jestem na L4. Dawny uraz kolana dał o sobie znać przeto na st. mac. korzystamy z kul i jednocześnie 979 uruchomił nam drezynę ręczną, na której poruszamy się po głównej grupie A i grupach przyległych. Nigdy nie wiadomo, kiedy drezyny ręczne się przydadzą. Do odnowienia urazu, którego nie wyleczyłem do końca, nastąpiło po przebiegnięciu ok. 300 m. Dystans niewielki, ale... w nocy z pracy musieli mnie odwieźć na st. mac., bo nie wiedziałem czy dojdę, a jeżeli tak, to w jakim czasie. Ponieważ musimy używać kul (to w ogóle ciekawe, czemu laski do chodzenia są określane jako kule, wszak oprócz stwierdzenia "kula u nogi" to raczej się nie wiąże, ale może właśnie to) przeto wszystkie inne urazy rąk sie odnawiają, w tym np. barków. Oj, funkcjonujemy, jak widzę, na styk. Jakiekolwiek przeciążenia i coś kolejnego wysiada. Ponieważ 979 mówił, że do ortopedy dostać się to może potrwać, to zrobiliśmy mały fortel. W nd. po pracy zawiózł mnie na dyżur ortopedii i jakby od razu była diagnoza, gdybym polazł do lekarza kontaktu, a następnie ze skierowaniem do ortopedy, to już było by po L4. Lekarz się pytał, tydz. czy dwa, wybraliśmy dwa. Pierwszy na leczenie nogi, drugi na nadrobienie niektórych zaległości na st. mac. Bez spiny, powoli, by znów czegoś nie nadwyrężyć. 
   Z 272 w związku z powyższym nawet nie możemy nic zrobić. Raz, że sam jestem uszkodzony, dwa bo jak wejść nań skoro on też uszkodzony, a gdyby się coś stało, to jego pretensjom do mnie nie było by końca, to se wole puścić filmik tym bardziej, że dziś jest w czym wybierać. 
Zdjęcia.
Ratowałem nowe napędy na RCL, a i tak wszystko poszło w pizdu.

Do dziś nie wiem ile błędów zrobiłem przy tej inicjatywie i co faktycznie było błędami w tamtym czasie.
   Narka.

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Poniedziałek #2036

   Z 272 dałem sobie definitywnie spokój. Jeszcze była jedna próba z jego strony wejścia na st. mac. Otóż zapowiedział sie na nd. po mojej pracy. Wszedł na st. mac. punktualnie, aż w szoku byłem. Gadaliśmy, choć tych rozmów było już może ze 6 jak nie więcej, więc do tej podszedłem jak do każdej poprzedniej, z których nic nie wyniknęło. Niby miał się wprowadzić nazajutrz o 14:00. Ok. Przyjąłem do wiadomości, ale nie mówiłem o specyficznych warunkach bytowych na st. mac. zakładając, ze to kolejna taka gadka szmatka. Może to odczuł, nwm, ale z nim sie gada czasem jak z 5 latkiem. Widzi się dorosła osobę, a powinno się widzieć w nim lub pod tą postacią 5 latka, z takim rozwojem umysłowym. 
   Z jednej strony mogę zdaję sobie sprawę czemu to się tak wydarzyło. Otóż mieliście poprzednio zdj. pewnego mięsniaka. On też bardzo ładnie wyglądał. To też jak został wyłapany, czy sam się dostał, w światek mediów, to on sie zajął jego życiem. Miał kontrakty w ramach których miał noclegi, wyżywienie i co mu bylo potrzebne do życia. Nasiąkł tym na tyle, że jego mózg przestał zastanawiać się bieżąco na prostym bytowaniem. Mało tego, to jest fajne do czasu kiedy wchodzi się w wiek, głównie po 30-ce, kiedy nasze ciało już nie ma tego młodzieńczego wyglądu, my sami już też nie. Trza jeszcze pamiętać, że oni w jakimś stopniu sztucznie sie utrzymują na fali, ale nawet ta sztuczność się kończy i wtedy, po tych środkach jest bardziej jak mniej z góry. To wyglądowo, a bytowo... Przed dekadę niewiele pracują, bo zarabianie ciałem, to w zasadzie skupienie sie na tym, by ono dobrze wyglądało i tyle. Nie ma to bezpośredniego odzwierciedlenia w zdobywaniu jakiś umiejętności, jakiego fachu. To podobnie jak sportowcy. Po karierze, powiedzmy takiej średniej nagle sport sie kończy, dochody z niego też i trza się za coś zabrać. W wieku 30+ wymaga się już od człeka jakiegoś doświadczenia w dziedzinie, do której chce się wpakować, a tu ... zonk. 30 lat, doświadczenie zero. W życiu też doświadczenie zero, bowiem nawet (przynajmniej 272) prowadzić skutecznej komunikacji nie potrafi. Kilka razy mu mówiłem, że wymagam przepływu informacji nie, że jesteśmy parą czy będziemy, ale w sprawie ewentualnego wynajmu jest to niezbędne. A tu jest kontakt, po czym cisza przez kilka dni, w czasie których miał sie niby wprowadzić. Później jakieś wymówki jak u 5 latka. Tak jakby nie umiał sobie ułożyć priorytetów i pod nie działać. 
   Ale to już nie moje zmartwienie. Wychowywać to można 18 latka, jeszcze dwudziestolatka, później jest co raz gorzej. On w tym wieku powinien być ogarnięty, a nie jest. 
   Więc po ostatnim numerze, kiedy to już po raz 4-ty na pewno na drugi dzień już będzie z walizkami, a go nie było, nawet do końca dnia nie dał znać czemu. Ach te mięśniaki-głuptaki z wioski.

   Na starość to nawet jakiś niewielki wysiłek może spowodować destrukcje. Zawsze się pilnuję, choć ostatnio zdarzają się wpadki tzn. nie do końca wyleczone sprawy, dość szybko się uaktywniają. Ostatnio przyszło mi trochę pobiec 2x po 150 m.  i okazało się, że dawny uraz kolana się uaktywnił. Na szczęście mam pracę siedzącą, ale nie wiem co z tym zrobić. Kule już w uzyciu, drezyna ręczna na st. mac. też. 
    Zdjęcia. 

Młody jest piekny. Trudno nie ulec wrażeniu.

  Wymierający gatunek, niestety.
  Narka.

środa, 3 kwietnia 2024

Środa #2035

    272 dużo nie brakowało, a by przez jakiś czas stacjonował na st. mac. Zaproponowałem mu to po alko, jak wysłuchałem jego historii, bo jak to u mnie bywa, dział p.s. się aktywizował. Już po wielokrotnie się zastanawiałem, czy propozycja jest dobra, czy nie popłynąłem... Im więcej czasu upływało, tym bardziej skłaniałem się ku temu, że wyparzyłem przed szereg. Teoretycznie dwa tyg. temu miał wejść na grupę B. W sob. (poprzednią) jeszcze mieliśmy kontakt. Nie chciałem wyjść na durnia i wpierw mu składać propozycję, a następnie sie rakiem z niej wycofywać. Od nd. (24-go) kontakt się zerwał. Tzn. w sob. byłem ostatnią osobą, która napisała, więc teoretycznie kolej była na niego. Nie napisał, a dyplomatycznie później nic do niego nie napisałem. Nawet 811 powiedziałem iż dobrze się stało, że sie nie stało. Był już powiadomiony 979, bo musiał, ale w wersji "najprawdopodobniej" i że rozmowy trwają. Ostatnio jak był, to mu przekazałem najnowsze info. Wiync st. mac. nadal tylko z lokiem manewrowym, który czasem przejedzie po grupach, by przetrzeć główki szyn. W przeciwieństwie do PKP, my utrzymujemy przejezdność torów na grupach i w razie potrzeb doprowadzamy je do stanu drożności. 
   Dzwonił kiedyś 825. Nic nowego okresowo dzwoni, rzadziej ja do niego, choć może to zmienię. 
   Teraz drobna dygresja. Otóż ludzi można w zasadzie podzielić w kwestii wydawania kasy na dwie grupy. Wydawaczy i oszczędzaczy. Jeżeli w związkach jest po równo, tzn. jeden oszczędzacz i wydawacz, to jest ok. Gorzej jak jest dwu wydawaczy lub dwu oszczędzaczy. W pojedyńczych przypadkach nie ma równowagi, bo jest wydawacz, albo oszczędzacz. Otóż 825 jest wydawaczem i choć zarabia dość porządnie ok. 7k, to nie bilansuje się od lat. Ostatnio jak dzwonił, to po wstępie, który trwał chyba z 30 min przeszedł do stanu obecnego, że zaś się wyzerował i nie ma, a potrzebuje. Ponieważ wpadkę zrobiłem już z 272, to postanowiłem się nie wyrychlać i tylko słuchałem, jak kilkakrotnie powtarzał iż nie ma i szuka rozwiązań, które pozwolą mu miec. Wiem, że jednym z tych, najmniejkosztowych rozwiązań byłem ja, bo już kilkukrotnie to miało miejsce, ale tym razem nie proponowałem, tylko czekałem, aż oficjalnie poprosi. Nie zrobił tego, to też sprawa dla mnie jakby czasowo zamknięta. 
   Po tej rozmowie naszły mnie refleksje. Otóż 825 jest starszy ode mnie, z jego zdrowiem jest jak jest, jeszcze ciągnie. Zastanawiałem się - co jak się coś spierdoli? Przecież to właśnie wtedy potrzebne są dutki i to w znacznej ilości. Mało tego, jeżeli jeszcze dociepniemy do tego L4, to nie dość, że po jednej stronie mamy wzmożone wydatki, to po drugiej mamy zaniżone wpływy, bo wiemy, że część dochodów mamy w formie premii i innych świadczeń nie będących podstawą, a z tej otrzymujemy jeszcze 80% czyli ogólnie kapa. I teraz widzę, że u takich wydawaczy, nie działa nawet takie, wydawać by się mogło, proste myślenie, tylko ile dostaną tyle wydadzą. Podobnie było z 824 i jego zakupoholizmem. W rozmowie z 825 chciałem nawet ten temat poruszyć, ale wstrzymałem się. 
  O rozmowie z 825 przekazałem info 979, z sugestią, że ze mną ma dobrze, bo w razie W jestem zabezpieczony i przynajmniej takiej pomocy nie będę potrzebował. 
  
  Ach ten blog schodzi trochę na boczny tor. Nie aby się jakoś szczególnie nic nie działo, ale bieżace zajęcia, te popołudniówki, stale wybijają sporą część czasu wolnego. Nadto zajęcia na st. mac. i mamy obsuwy z bieżącymi notkami. Niby one są już wcześniej gotowe, ale czekają na rewidenta i glejt do wyprawienia. No to ponieważ dziś rewident przylazł, glejt klepnął, to wreszcie jest zgodna na wyprawienie. 
  Zdjęcia.

Są jeszcze piękne mięśniaki.

choć gatunek jest już wymierający

To perełki się jeszcze zdarzają.
  Narka.

czwartek, 28 marca 2024

Wtorek #2034

   Fajna wtopa. Wydawało mi się, że opublikowałem, stąd w tytule je wtorek. Dziś patrzę, a tu lipa. Naprawiliśmy błąd.    

   Oglądamy filmy, większość to czyni. I teraz, które robią na nas wrażenie? Na mnie te, które mają w sobie to coś. Ten przekaz, tą specyficzną grę aktorską, ten scenariusz. Wydaje się być proste, ale...., no właśnie. Ale ile takich filmów ma to coś... Niewiele. To podobnie jak porniole. Jest ich zylion. Ile z nich robi na nas wrażenie? Kiedyś opisywałem, aż żałuję, że nie zgrałem tego  porniola, w którym aktorzy przez 20 czy nawet wiyncyj minut odtwarzali scenę przed kamerą, która to kręciła z ręki bez montażu. Sami aktorzy średnio i może dlatego nie mam tego ściągniętego, ale realizacja, to nagranie tego z ręki bez montażu pamiętam do dziś. Niewiele się tam działo, standard, ale właśnie to nakręcenie tego bez cięć, bez dubli, po prostu live i to uczucie tych aktorów do siebie, które było widoczne, to robiło wrażenie. Dziś żałuję, że nie mam tego w bazie, bo to perełka była wśród innych masowych produkcji.
   I teraz co do filmów pełnoekranowych. Jest w zasadzie podobnie. Niewiele produkcji, przynajmniej u mnie zasługuje na zapamiętanie. Zdecydowana większość jest miałka, bez jakiegoś wyrazu. By ukazać różnicę może przykład. Nie jest to jakaś górnolotna produkcja, ale taki film Venom. W dziedzinie nic nowego, a jednak udało się zgrabnie połączyć science-fiction z komedią. Dobry scenariusz, dobrze zagrane, dobrze zmontowane wyróżniające się.
   Można by wrócić do pewnego listopada, kiedy miałem wykupiony dostęp do outfilm. Obejrzałem wtedy jakieś 90 filmów. Wiem masówka. Opisywałem to na blogu, w tym niektóre produkcje. Do dziś z tych ok. 90 filmów utkwiło mi.... czekajcie...., pomyślę...., no...., jeden. Jeden, o którym pisałem, jeden, który bym chętnie obejrzał drugi raz. Rozumiecie? Jeden z ok. 90 filmów. To ten film drogi, w którym aktor, bohater, wynajmuje do podróży samochodem osobę sprzedajacą swoje ciało i wyruszają w podróż. Konwencjonalny scenariusz, jakich bylo sporo, ale ten szczegóhie był napisany, zagrany, z ciekawym zakończeniem. 
   I tak se myślę, że oglądam te seriale, filmy poszukując podobnych produkcji, które zwrócą moją uwagę tym czymś. Czymś innym niż konwencja. Czymś co jest wynikiem wielu czynników jednocześnie, splotem okoliczności, które sprawiają, że mają w sobie to wow. To nie chodzi o to, że są ładni aktorzy i tyle.
   Ile razy pisałem o tym, że są ładni aktorzy, a film spierdolony. Zły scenariusz, zły montaż, złe oświetlenie ogólnie do dupy. Czasem natykam sie na takie filmy i... no przecież to oglądałem. Krótka refleksja - czemu nie zapamiętałem? Bylejakość produkcji, która niczym wśród innych się nie wyróżnia. Historia może być prosta, banalna, ale ciekawie opowiedziana i robić wrażenie. Guliamo i bracia do stołu, czy jak to tam było. Przemytnik Clinta Eastwooda, Twoje imię wyryte jest we mnie, Miłość jest jak opadające płatki kwiatów, Brockeback Mountain (te przyszly mi pierwsze do gowy). Oczywiście tu wchodzą jeszcze gusta i specyficzny odbiór. 
   Z drugiej strony widzimy produkcje, w których na siłę coś się robi. Też o tym pisałem. Np. sceny miłosne. Ok. one są jakby uzupełnieniem scenariusza, ale jak aktorzy całują się i jednocześnie mają grymas twarzy, do tego miny jakby mieli za chwilę heftnąć, to sorry, ale takiej sceny bym nie puścił. Albo to zagrają normalnie, albo to czymś innym zastąpię. Tu od razu mi przychodzi z czeluści pamięci film Piękny i drań. Dało się? Dało się! Bez sceny zbliżenia, bez sceny łóżkowej udało się zrobić dobry, nawet ponad przeciętny dla mnie film. Oni się tam ani razu nie pocałowali, ani razu nie widzieliśmy obu głównych aktorów w negliżu, a jednak historia opowiedziana, zagrana, sfilmowana, że robi wrażenie. Wiem, że w światku filmowym to średnio przechodzi, ale też już jestem stary i wiem, że to co przechodzi w światku filmowym to w części polityka, znajomości, układy etc. Jak w innych działach. Takie kółka wzajemnej adoracji. Czasem coś tam przez nie przejdzie pod naporem czasu, mody czy innych układów. Nie wiem czy pod to można podciagnąć Brockeback Mountain, ale coś mi się wydaje, ze na rosnącej fali branżowstwa, ten film wypłynął. Jest dobry, co zresztą pisałem, nie abym miał coś do niego, ale z perspektywy wydaje mi się, że okoliczności mu pomogły. I to jest właśnie (ten film) przykład, w którym sceny miłości zostały zagrane dobrze, a przynajmniej nie utkwiły mi obrazy w których aktorzy się np. całują i jednocześnie wykrzywia im pół ryja, bo myślą o tym, że całują drugiego faceta, choć są heterykami. 
   I teraz czemu w ogóle o tym piszę, czemu wracam do tematu po raz któryś (już pewnie). Otóż po obejrzeniu młodych Książąt, produkcji szwedzkiej, w proponowanych do obejrzenia był sierial Smiley. Hmm, po włączeniu od razu reflekcja - kiedyś już to oglądałem, ale to jest przykład jak można zrobić coś pospolitego, coś nie pozostającego w pamięci (oprócz tego, że zaliczone) coś miałkiego. Choć jeden z głównych aktorów Carlos Cuevas bardzo ładny
 (zdj. to screen z tego serialu)
, to jednak nie wystarczy do napędzenia produkcji. Już bardziej z nim zapamiętałem poprzednią produkcję Merli kiedy wcielał się w rolę studenta na uczelni na początku niechętnie podchodzącego do nauki i zajęć, stopniowo angażując się w zajęcia, na miarę możliwości. W Smiley jest treść odnośnie głównego bohatera, ale chyba zbyt dużo zrobiono na siłę wątków pobocznych, które rozmywają zasadniczy.

   No i życia bieżącego st. mac. 272 jest niestabilny emocjonalnie, życiowo nieudolny, a czy społecznie przydatny - nie wiem. To jego wejście na st. mac. to jak sinusoida. Już prawie, już prawie, po czym cisza przez kilka dni. Znowu już prawie, bo coś tam, coś tam i zaś cisza. Co raz bardziej skłaniam się do rozwiązania drogi przebiegu w stacji i zatrzymania go pod wjazdowym, ewentualnie zadzwonienie do sąsiedniej stacji by go w ogóle nie wyprawiali. Myślę nad tym ile jest plusów jego przebywania tu, ile minusów i jaki będzie tego bilans, skoro on tak funkcjonuje dotychczasowo, to przeca nagle się nie zmieni. To nie ten wiek. Co innego 979, na którego mogłem lata oddziaływać z pozytywnym skutkiem. Myślę, że jeszcze jeden taki nr 272 wywinie, że zajmie szlak, po czym nań nie wejdzie, to mu przekażę, że stacja go nie biere. 

czwartek, 21 marca 2024

Czwartek #2033

   Jako że z nim coś robię, to trza mu nadać numer. Skład otrzymał nr 272, co, jeżeli ktoś się wgłębiał, nie jest losowym nr-em. 
   272 skoro je z wiochy, to pewne wartości, jakie kiedyś przyjął nadal w nim funkcjonują. Rozmawiam z nim trochę, by lepiej poznać jego przeszłość i ewentualnie nakierować go na przyszłość. Jak typowy mięśniak-głuptak z wioski wpojono mu, że kobietę trza w domu utrzymać, w sensie łożyć na nią. Ponieważ on dotychczas stałych zajęć zarobkowych sie nie imał, to kasa była, tu wchodzi też jego wiek, lub jej nie było. To nie było występowało rzadziej, to też kobieta, jakaś tam, przy nim była. Z tego co mówił utrzymanie jej kosztowało ok. 3k m-nie. No qrwa pięknie. Ale jak to 3k się skończyło to laska też się skończyła u niego i zawinęła się w długą. Wiem napisałem to prosto, ale pewnie jeszcze mu wygarnęła to i owo na uzasadnienie swojego zniknięcia. 
   To jest w ogóle ciekawe, jak nadal te mięśniaki-głuptaki są sterowalne przez jakiś tam pseudo lokalnych przywódców, tych większych mięśniaków-skurwieli. Pisałem to przy okazji 303 i innych, i tych wlep z klubu piłkarskiego. Nawet to powiedziałem 303, że to taki odruch sprowadzony do znaczenia przez psy swojego terenu. Pies (nie suka) jak chodzi, to podlewa drzewka, krzaczki, naroża budynków i inne specyficzne msc. - znaczy teren. Teraz te młode nastoletnie mięśniaki-głuptaki dokładnie tak samo znaczą teren wlepami z klubu piłkarskiego za który dali by się... (nie będę używał słowa klucza, wiemy ocb.) To się niczym nie różni, może po za tym, że wlepy nie dają zapachu. Oni nie mając jakiś zajęć terenowych, chętnie przystają do "kibicowania" klubowi, bo co mają innego robić. Jest to jakaś społeczność na podobnym poziomie umysłowym, jest przywódca, który nimi steruje, więc w zasadzie jest ok. Są okresowe spotkania w większym gronie, w mniejszym częściej, bo łatwiej zebrać małą grupkę. 
   Ok. bo dygresją trochę odpadliśmy. 272 tu się w zasadzie prawie niczym nie różni, oprócz czasowego wypłynięcia na szerokie wody. Gdyby jeszcze miał przy sobie jakiegoś normalnego doradcę to ok, to wypłynięcie z czasem, może było by płynięciem jednostką na miarę możliwości dotychczasowych i przyszłościowych. Problem, co widzę, był, że takowego doradcy nie miał. Standardowo. Kasa była, łatwo przyszła, łatwo poszła, teraz się wyzerował i w zasadzie, co sam mówi, startuje od nowa. 
   Powiedziałem mu, że brzmi trochę śmiesznie, bo jego koledzy (chodzi o kolegów wiekowych z wioski, których zna) są już ustabilizowani i to mocno, i mało który startuje od zera. Pominę tu 172, który jak wyjdzie również będzie startował od zera, a jest starszy od 272. 
   Teraz czy da się wykorzenić z niego, wartości jakie mu wpojono we wiosce, bo z nimi daleko nie zajdzie. Z jednej strony wyłamywał się w pewnym stopniu z nich, chodząc kiedyś tam w różu, ale z drugiej, skoro mi to po ponad dekadzie dalej mówi, tzn., że one dalej w nim tkwią, a program naprawczy, jeżeli nastąpi, nie przewiduje dalszego bujania sie z nimi. Rozmowy (trzy) z nim przeprowadziłem, następne chyba będą. 
   Jeszcze wrócę do pierwszego spotkania z nim. Jak pisałem trochę popłynąłem. Później mi powiedział, przy drugim spotkaniu, że gdzieś tam się przewinął w koszulce na ramiączkach i ktoś się pytał o ślady na plecach. Na drugim spotkaniu, również trochę się polało, ale zarejestrowałem, że zrobiłem mu ślady, a nadto za 2 dni miał mieć występ dla lasek (notka roboczo była pisana wcześniej) docelowo bez ubrań, to musiałem se wziąć na wstrzymanie i w sumie zbiorników nie opróżniłem. 
    Coś nie umiem, choć to dziwne, się przy nim odblokować. Pojechaliśmy do mieszkania 824, które okresowo, raz w m-cu lub częściej, jak wypadnie z grafika, doglądam. Zawsze chciałem to z kimś tam zrobić. Poszliśmy do wanny. Niestety 824 ma małą wanne, którą kiedyś opisywałem. Już prawie było blisko, ale... nosz qrwa... Fiasko. Wpłynęło kila czynników w tym jeden, którego bardzo nie lubię - czynnik czasowy. Ten od drezyn kolejowych, akurat przyjechał do mnie totalnym cufalem na nocleg, był umówiony na wejście na st. mac. ok.20:00. I tak z mieszkania 824 wyszliśmy na styk i faktycznie gdybym przeciągnął, to była by kapa. No cóż... Kiedyś się odblokuje, ale co mu powiedziałem, może być przewalone dla niego. Bo jeżeli tylko udaje, to wyczuję. mam już doświadczenie. 

    Nie ma to jak mieszkać w bloku i mieć sąsiadów z dwu stron. W ciągu jednej nocy, jedna sąsiadka coś tam pochłonęła chemicznego. Kiedyś brała częściej, teraz sie jakoś uspokoiło, ale noc, w której śpiewała do ok. 01:30 później chyba zasnąłem. Druga z drugiej strony dzieci w wieku przedszkolnym. Ok. 06:30 ruszyły bajeczki w TV dla dzieci, puszczone tak jakby one były głuchonieme. Uspokoiło się, jak wszyscy się rozleźli i... obudziłem się o 11:55. Popołudniówki są jednak dobre, a możliwość dania organizmowi samoregulacji też. Fakt, znaczna część dnia poleciała w pizdu, ale przynajmniej normalnie funkcjonuję. 

   Wiem, notki idą jak krew z nosa i nie wiem czy coś z tym w najbliższym czasie zrobię. Na razie jest jak jest. 
   Narka.

wtorek, 12 marca 2024

Wtorek #2032

   Qrwa, ja pierdolę, ale przegiąłem z  brakiem notki, ale już śpieszę z wyjaśnieniami, a przynajmniej z ważniejszymi wydarzeniami.    
  Jak zwykle potrzebna jest dawka historii z wioski. Otóż, lata temu, spotkałem się w jego mieszkaniu z pewnym bardzo ładnym mięśniakiem  z wioski. Z racji tego, że lubię obserwować życie dalsze ładnych mięśniaków on również był w polu zainteresowania. W trakcie jego życia zaobserwowałem różne dziwne zdarzenia, które zastanawiały mnie na ile on je branżowy. Otóż w wieku ok. 20 lat chodził, kiedy to jeszcze we wiosce było dość kontrowersyjne w różu. Później pojechał za południową granicę i tam też jakieś dziwne zachowania jego zaczęły do mnie napływać. Przewinął się m.in. przez sferę kościelną za płd. granicą. Ostatni raz, przed widzeniami w tym roku widziałem go jakieś 2 lata temu, gdy pojechałem do biura pracy z 824, Gdy wracaliśmy na przystanku wsiedliśmy do pierwszego tramwaju, a on z kimś (dziś nie pamiętam z kim) wsiadał do drugiego tramwaju. Było lato, on w koszulce na ramiączkach zajebiście wyglądający. Nawet zwróciłem uwagę, ze motorowy z drugiego tramwaju bacznie mu się przygląda, co jakby sugerowało jakiś stopień branżowstwa. Pomijam już, że na przystanku wiele osób mu się przyglądało. 
   W tym roku (styczeń) spotkałem go kiedyś wracając z nowej pracy. Wymieniliśmy się nr tel. wcześniej gadając chyba z 15 min i tyle Ucichło, ale dla mnie to nic nowego. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na koniec lutego odezwał się, że chce przyjść i ma sprawę. No ok. zgodziłem się, bo czemużby nie, ale na to jego przyjście dawałem 50%, bowiem z mięśniakami-głuptakami tak już je. Przyszedł. Jak to bywa, jako polepszać rozmowy pojawiło się alko. W trakcie rozmowy okazało się, że chce, bym mu zrobił zdjęcia, w zasadzie bez ubrań do jednej z agencji, przez które się przewinął w swoim życiu. Ok. postanowiłem mu zdj. zrobić, choć jak za nie zabraliśmy się, to już sie trochę polało. Mimo tego, zmontowałem prowizoryczne studio zdjęciowe i on się ustawiał, ja korygowałem i robiłem jego tel. foty. Nie widziałem ich do dziś, ale ponoć wyszły nieźle. Postaram się kiedyś te zdj. obejrzeć, dla sprawdzenia, jak mi to wyszło. Po zdj. doszło do rozmowy, że on może coś ze mną zrobić, bo jest chętny. 
   Pomyślałem ok., ale zaczęła się rozmowa nt. moich potrzeb, tego co preferuję, a także tego co oczekuję od niego. Pytałem się również czy miał jakieś wspomnienia czegoś czego nie chciał, a co się wydarzyło, ale nie powiedział. Nie udało się tego od niego wyciągnąć, tu u niego jego hamulce działały nadwyraz dobrze mimo tego ile się polało. W trakcie rozmowy dalej się lało. Ponieważ generalnie niewiele łykam, to też małe dawki na mnie działają i po jakimś już czasie miałem koordynację ruchową lekko zwaloną. Na niego tez już zaczęło działać, a od tego działania zaczął się rozbierać. Mnie już dużo nie brakowało i przeszedłem do działań, skoro on się porozbierał. Może gdyby nie ta AI to opisałbym więcej szczegółów, ale mam jakieś obawy. Mnie z leksza puściły hamulce i w krótkim czasie przerobiłem znaczną część tego, do czego dochodziło z lokalnymi mięśniakami. Stało się to, ponieważ on w rozmowie powiedział, że robi to i z dziurawcami i pałkarzami. To mnie nakręciło jeszcze bardziej. Wstępne info ode mnie, czego oczekuję, też przyjął i to w zasadzie wystarczyło do poluzowania hamulcy. Już jak wyprawiał się ze st. mac. mnie się włączył kac moralny. Niby mówił, że wszystko ok, ale brałem to jako takie gadanie. Alko i poprzednie uwalanie działu p.s. zrobiły swoje. Nim zbiorniki zostały opróżnione, on został w zasadzie poważnie zmęczony. Miałem nadzieję, ze wyłączył mu się rejestrator i części z tego nie będzie pamiętał, bo mnie się też pewne dziury pojawiły. W zasadzie to odbyło się to jak kiedyś ze 172 kiedy pojawiły się problemy z opróżnieniem zbiorników i w krótkim czasie przerobiłem na nim ileś pozycji i też mocno go zmęczyłem, gdzieś to, jak pamietam, opisywałem.
   Kac moralny, bowiem dział p.s. zgłaszał - to je pewnie jednorazowe, to co się szczypać... I o ile na początku jeszcze jakieś hamulce trzymały, to później była już jazda bez trzymanki. Zakończyłem pozycją, którą kiedyś robiłem z 977. Ponieważ z 977 było normalnie, to paradoksalnie więcej pamietam, z tej pozycji z 977, choć to lata temu było, niż tej samej pozycji z nim teraz. 
   No cóż, skład odszedł ze st. mac., a mnie pozostało wyglebienie i po wyspaniu przetrawienie tego co zaszło. Nim jednak zasnąłem już miałem dylemat. Z powodu tego ile się polało, rejestrator nie pracował prawidłowo i praktycznie nie zachowały się obrazy tego co zaszło, choćby pod kątem przyszłego opróżniania zbiorników. Nie wiem, nie pamiętam, czy kiedyś już tak było, ale leżałem i myślałem - jak już nie przyjdzie więcej, to będzie kapa. Tyle się wydarzyło i nie zarejestrowane. No cóż... 

    Z innych spraw. Popołudniówki i zawirowania w firmie wirtualnej w grze, w której jestem szefem, też zjadają resztki wolnego czasu. Do tego bieżące zajęcia i w zasadzie tyle wystarczyło, by notka ciągle była do przerobienia. Myśl o wpisie pojawiała sie non-stop, ale właśnie..., kiedy to zrobić. Co planowałem, to wiecznie coś nie tak. 
    Ok. Tyle i bez zdjęcia, bo zaś się będę z tym srał i nie wypchnę tego ze st. mac. Idzie bez większej korekty. 
    Narka.

czwartek, 22 lutego 2024

Czwartek #2031

    Jesteśmy co raz bardziej śledzeni i w zasadzie to nic nowego, ale... No właśnie. Ale w którym pkt. stwierdzimy, że to doszło za daleko? Będzie taki pkt. czy lemingi jak sie im powie - zamontujcie sobie kamery z mikrofonem w całym mieszkaniu włącznie z sypialnią, bo to dla Waszego dobra i bezpieczeństwa, to one to bezwiednie zrobią. 
   Wpierw wywaliło mi fb, bo meta. To było z 2 m-ce temu lub jakoś tak. Korzystałem z mess (nakładki tekstowej na fb), ale i tu zastało to radośnie zablokowane na kompie, bo (uwaga!) muszę to mieć na tel. Bez tego nie da się korzystać. Na cholerę fb chce wiedzieć gdzie jestem? Po co im to? Czy trzeba rozpropagować ponownie gg, które kiedyś w PL działało, ale zostało wyparte przez koncern, który chce o wszystkich wszystko wiedzieć. 979 na to, co mam do ukrycia. No nic, ale nie lubię być śledzony. Za chwilę wejdą nam do sypialni, choć i tak tam są z naszymi telefonami, ale wnet zrobią to oficjalnie dla naszego dobra i bezpieczeństwa. I też będzie, co macie w sypialni do ukrycia?
   W zasadzie nic. Organy w większości mamy takie same, są rzadkie przypadki dysproporcji więc... co do ukrycia? Sposób w jaki to robimy też większości nie zaskoczy, więc co w tej sypialni do ukrycia? No to jak nic, to montujemy i w sieć on-line będziemy się wzajemnie oglądać. A wróć. Nie my, ale oni nas, bo przecież my nie mamy nic do ukrycia, ale oni chcą wiedzieć. My mamy nie wiedzieć o swoich znajomych, ale oni tak, chcą wiedzieć i w zasadzie już wiedzą. 
   Dlatego w tym całym wariactwie zastanawiam się na ile jeszcze tego bloga ciągnąć. Już i tak na podstawie tego co napisałem jestem sklasyfikowany, tylko pozostaje kwestia, czy bieżąco mają wiedzieć co robię w danej chwili. 
    Co się zmieniło na przestrzeni kilku dekad. Przeca za dawnego sys. ludzie bali się być inwigilowani, dbali o swoją prywatność w gronie najbliższych. Oczywiście byli donosiciele, ale Ci byli piętnowani, a jak coś wyszło było wiadomo kto donosi i kogo się pilnować. 
    No cóż. Jesteśmy z powodu gry na DSC. Ten pozostał niezależny mimo iż microsoft proponował discordowi jesgo wykupienie w 2021 za (uwaga!) 10 mld. dolków. To pokazuje skalę pazerności na monopol władzy, informacji o nas. 
   Narka.

poniedziałek, 12 lutego 2024

Poniedziałek #2030

   Wyludniamy się. Nic nowego, ale teraz czy to dobrze czy źle?
  Pytanie wydaje sie proste, odpowiedź też, ale skutków tego, czy konsekwencji jest sporo. Plusy tego wyludniania pogrupuje tematycznie w punktach. 
   1. Ekologia. 
   Dziś już wiemy, że nacisk na ekologię jest spory, szczególnie UE jest bardzo duży, to też w tym całym szaleństwie ekologicznym UE powinna pójść jeszcze dalej i promować nie rodzenie dzieci. Skoro tak bardzo chcemy by obszar UE był czysty, to nic tak nie pomoże w tym jak zmniejszająca się populacja ludzi. Przecież nie kto inny jak my zaśmiecamy i dewastujemy środowisko naturalne najbardziej, to też im nas mniej, tym środowisku lepiej. Tylko w PL rocznie ubywa, z różnicy pomiędzy urodzeniami w wyżach demograficznych, miasto wielkości 300 tysi, czyli takie Katowice. No i czy to nie jest proekologiczne? Jasne, że jest i trudno to podważyć. Ile (modnego dziś) śladu węglowego rocznie produkują takie Katowice? Więc ekolodzy i wszyscy pro ekologiczni ludzie powinni się cieszyć. 
   2. Rynek pracy.
  Zmniejszająca się liczba ludzi na rynku pracy, powoduje że rosną wynagrodzenia, bowiem pracownik jest rzadkim towarem. Prosty mechanizm podaży i popytu. Dzięki temu, możemy w miarę swobodnie zmieniać pracę, sam przeszedłem gładko z jednej do drugiej. Znaleźć taką która będzie nam dawała satysfakcję, w której będziemy się realizować.
   Stopa bezrobocia jest na rekordowo niskim poziomie nie dzięki efektywnym rządom, tylko dzięki małym urodzeniom i nigdy tego nie kojarzcie z tym co jest w przestrzeni publicznej powielane, że teraz tak dobrze rządzimy, że bezrobocie jest takie niskie. Bzdura. W obecnych latach na emerytury idzie (przykładowo) 100 osób, to na ich msc. wchodzi z małych roczników 50 osób i to jest ten efekt wow na rynku pracy. 
   Jest jeszcze jeden pozytyw braku nadmiaru ludzi na rynku pracy. Wyścig szczurów, o którym też już zdecydowana większość zapomniała. Zjawisko nierozerwalne kiedy na rynku pracy jest większa podaż od popytu. O skutkach społecznych takiego wyścigu już sie nie mówi, ale on powoduje m.in. mniejszą i może o to w dlugofalowej polityce chodzi, dożywalność ludzi do wieku emerytalnego. Wcześniejsze wypalenie zawodowe i wiele innych zdrowotnych skutków ubocznych. 

  3. Finanse.
Dzięki rosnącym stawkom, bowiem nie ma tego co w latach 90-ych, a o czym niewielu już pamięta i temat został skrzętnie zamieciony pod dywan, by nie drażnić jeszcze bardziej ludzi, jak Ci sie nie podoba praca za 5zł, to przyjdzie jeden z Edków stojących za płotem i zrobi to za 4 zyla. No więc czy faktycznie ludzie chcą ponownego popsucia rynku, tzn. drastycznego zmniejszenia stawek wynagrodzeń? Nie sądzę, a nawet przypuszczam, że zdecydowana większość odpowiedziała by, że - nie. No i prosta arytmetyka. Jeżeli przez 30 lat pracy, bo zakładam jakieś przerwy w niej zarabiamy wiyncyj, to łatwiej jest nam nawet samemu zadbać o kapitał na emeryturę niż robi to państwo. Teraz odwróćmy bieżącą sytuację i stwórzmy, mnożąc się jak króliki, takie lata 90-te ponownie. 30 lat pracy w takich warunkach i nic nie odłożymy, a państwo i tak nam niewiele da, bo wtedy i tak znajdzie niszę na wydawanie naszej kasy na przeróżne bzdury. Czyli ani my nie zarobimy, ani oni nam nie dadzą. 
   Jeszcze jedna bardzo istotna kwestia podnoszona prawie we wszystkich dyskusjach. Utrzymanie rosnącej rzeszy emerytów. Wmawia nam się, że to będzie obciążeniem dodatkowym i w ogóle pogrąży to ludzi wtedy pracujących. No kolejna bzdura wymyślona, by spowodować bezmyślne namnażanie ludzi. Zawsze to wszystkim powtarzam - jest rozwiązanie na już, szybkie skuteczne i jeszcze my jako społeczeństwo zaoszczędzimy. Od już likwidujemy (obecne) 800 + (program który kosztuje rocznie 65 mld zł) ponieważ nie wypełniło ono swojego zadania. Pobiera je miesięcznie ok. 6 mln dzieci. Kasę tą przenosimy od razu do emerytów dokładnie w takiej samej wysokości czyli 800 +. Emerytów pobierających świadczenia jest ok. 2 mln. Czy tylko mnie sie wydaje, że miesięcznie państwo, czyli my zaoszczędzimy 4 mln,x 800, czy coś zgubiłem po drodze. Więc czy faktycznie jest problem z emeryturami, czy on jest dla straszenia nas, że nie wyrobimy kiedyś tam. Jak widać to kwestia relokacji kasy. Ja bym nawet dał emerytom 1000 + niech mają, bo społeczeństwo i tak się już przyzwyczaiło do płacenia na 800+ i nie ma z tym problemu. A co nie chcą dać babci, dziadkowi, swoim rodzicom? Na pewno nie chcą?
    Żarcie i ceny. Przy malejącej populacji, żarcie zasadniczo tanieje, a przynajmniej jego zwyżka nie jest taka mocna jak innych art. Niestety ostatnie spekulacyjne podwyżki niektórych art. są spowodowane działaniami pazernych koncernów. Te nigdy nie mają za dużo kasy, stąd ich okresowe działania, by z rynku ściągnąć kolejną pule kasy. Ale przez ok. dekadę, ceny żarcia w zasadzie utrzymywały się na podobnym poziomie, co przy zwyżce innych art. robiło wrażenie nawet ich taniości. W zasadzie do teraz na niektóre art. spożywcze są duże zniżki w sieciówkach i można je relatywnie tanio nabyć. Wiem, mogą się odezwać głosy, że np. w dziale mięsa podrożało znacznie, ale na to wpłynęły uregulowania niezależne od naszego rynku - unijne. 
  4. Mieszkaniówka. 
   Dostępność mieszkań. Rośnie ilość pustostanów. Tak wiem, że ich liczba rośnie w miejscach, w których niekoniecznie ludzie chcą mieszkać. Rośnie w starych substancjach mieszkaniowych, bo na ogólnej fali nowe, nowe, nowe, ludziom wmówiono, że mieszkanie też musi być nowe i jest pogoń za nowym. Ale generalnie mówienie, że nie ma mieszkań na rynku jest znowu jakąś medialną zagrywką. Jeżeli w latach 90-ych, kiedy faktycznie nie było mieszkań, ludzie adoptowali np. strychy by mieszkać, to można było mówić, że ich nie ma. Dziś nawet w blokach, w których kiedyś adoptowano strychy, są puste mieszkania już nie na strychach, ale na innych piętrach. W centrach miast: Katowic, Chorzów, Bytom i innych. stoją całe puste kilkupiętrowe kamienice. I tych kamienic pustych przybywa. Dot. to również mniejszych miejscowości. Osobną kwestią jest co po tych kamienicach będzie, bo jak postoi 10 lat pusta, to już się średnio będzie nadawała do zamieszkania. 
   I tu podobnie, czy chcemy znowu doprowadzić do takich lat 90-ych namnażając się, kiedy będziemy adoptować strychy, by gdziekolwiek mieszkać. Przecież jak się będziemy namnażać, to oni nagle nie wybudują kilku tysi mieszkań, by nadążyć za mnożącymi się ludźmi. Czy faktycznie społeczeństwo chce powrotu lat 90-ych i wcześniejszych? Nie sądzę, a nawet napiszę, iż nie chce. 
   Oczywiście wiem, że większość za to chce mieszkać w centrum Wrocka, Po-nia, Kr-wa, Ka-ic, gdzie wszędzie będzie miała blisko, ale technicznie nie da sie tego wykonać. Zresztą same m-ta nie są przygotowane na taki nagły wzrost populacji w ich centrach, co opisywałem przy okazji Katowic. Więc mieszkania są, tylko nie takie jakich szukają potrzebujący. 
   
   Reasumując. Jak dla mnie dobrze, że rodzi nas się mało. Podobnie jak większość czerpię z tego korzyści, które są opisane powyżej i większość z tego korzysta. Propagatorami mamnażania są głównie państwo i kościół. Wiadomo dlaczego. Są to dwa twory, które mają ciągle za mało kasy, a więcej owieczek do dojenia jest im na rękę, przeto robią co mogą, byśmy się mnożyli jak króliki. To pokazuje po raz kolejny, że potrzeby społeczeństwa są daleko rozbieżne z tymi państwa i kościoła (jako instytucji). Po raz kolejny, zwłaszcza państwo pokazuje, że ma nas w dupie i warto o tym pamiętać. 
   
    Zdjęcie.

  Tej linii już też nie ma. Przy okazji, dwa dni temu na pętli spotkałem swój dawny autobus. Jak na wóz bez właścicieli podupadł, ale to normalne. Kierowca młody od nas z zajezdni (właściwie to już nie od nas, bo jestem w innej), więc z 10 min z nim pogadałem, bo miałem odjazd. 
   Narka.

wtorek, 6 lutego 2024

Wtorek #2029

   Obejrzałem na ntlx seial pl Absolutni debiutańci. Czasem odnoszę wrażenie, ze takie serale trza by badnąć jeszcze raz by coś sensowaneog o nich napisać. Oglądałem go w jeden dzień, jak sie można domyśleć przewijajac sceny pejzarzy i wstawki wydłużające serial, więc takie obrazy, które są tłem dla wydarzeń i wydłużeniem projekcji. 
   Jedna rzecz, która zasługuję na uznanie, to to, że bohaterów w filmie 19, czy 20 letnich, grają tacy aktorzy w tym wieku. Przeważnie studenci aktorstwa. Mimo młodego wieku, co porównać można z serialem Twoj Victor, nie było większych wpadek. Historyjka jak większość, można by to było zawrzeć w 1,5, czy 2h, wycinając te wydłurzacze potrzebne do seriali i może wyszła by niezła produkcja, lepsza niż płynące wieżowce z wjazdem autem na 5-te piętro parkingu wielopoziomowego. Tak pamiętam, tą beznadziejną scenę. Sukcesem jest też i to w zasadzie często, choć są wyjątki, o czym też wspominałem, jest dobór ładnych aktorów, aktorek. Jan Sałasiński - mój faworyt. 
   Do filmu 1,5 h wyciąłbym sceny rodziców, bo przecież to nie o nich jest serial, wtedy pozostały by nam tylko sceny młodzieży, ich wakacji nad morzem i miłosnych zainteresowań, realizacji, bo właściwie o tym jest ten serial. Lekko przebudować scenariusz. Niekoniecznie w mięśniaków-gumbasów (kolegów z druzyny) napierdalających swojego kapitana, który spotyka sie z innym chłopakiem. Tu duży plus, bo nie było - napierdalać pedała. Choć scenarzystę mogło ponieść. Na szczęście nie poniosło. Skoro dramy nie było u kapitana drużyny, to nadrobili dramą w obu związkach rodziców. No jakby, gdyby film byl bez dramy. O ile uniknięto dramy z branżostwem, może nowe czasy i inna kultura wśród młodzieży, a temat w drużynie skrzętnie ukryto,  to już w dramie związkach rodzinnych popłynięto konwencjonalnie. Tu kulturowo jakby się nic nie zmieniło. Dziecko nie pyta sie rodzica, czy jest mu dobrze w nowej sytuacji, tylko macie być ze sobą do końca świata i o jeden dzień dłużej. Po co? Czy dzieci chcą powielać takie zwyczaje? Nie sądzę. 
   Kilka wpadek scenariuszowych jakby dla mnie, było, ale one się powtarzają w innych produkcjach. W szwedzkiej produkcji "Tore", opisywałem tutaj, było to najbardziej widoczne, gdzie 27 latek zachowywał się jakby miał 17 lat. 
   Jeszcze jedno mnie zaintrygowało. Otóż w filmach 1,5 h jest mało czasu na pokazanie rodzącego się uczucia dwu osób. Wydaje się, że w serialu jest tego czasu wiyncyj. Nwm, bo nie produkuję scenariuszy, ale może w serialu nie można, czy nie wypada wgłębiać się w uczucia dwu osób, tylko trza jakieś bzdurne wątki poboczne tworzyć. A na chłopski rozum, to właśnie tu jest czas na pokazanie tego co rodzi się u dwu młodych osob. Te podchody, to odkrywanie się, to pożądanie partnera, ten szczególny dotyk itd. Tu miast to pokazać usiłowano to, co już opisywałem, zastępując pracę aktorów, przedstawić to w scenariuszu. Zresztą bardzo lipnie, bo opowiadanie akcji u fryzjera do mnie nie trafia. Z wiekiem bohatera, przy tej akcji, też przegięli, biorąc pod uwagę jego obecny wygląd, ale jest tu coś, co mi utkwiło w pamięci. Jedno zdanie. Igor opisuje, że fryzjer mu robił masaż, jakby miał cały dzień dla niego. No i bingo. Czyli scenarzysta mniej więcej kuma ocb., to czemu tego nie przeniósł na ekran, tylko jest to w scenariuszu (dialogu)? Tym bardziej mając takiego ładnego aktora pod ręką jak Jan Sałasiński. Tylko 2x w filmie jest zachwyt nad jego mięśniami. Fatalnie pokazany, jak Lena dotyka go przez koszulkę, i drugi raz jak opowiada o nim matce. No i tyle. Przez 6 odcinków tyle. W ogóle nie jest pokazane czemu Niko szaleje za Igorem, nawet tego nie ma w scenariuszu jasno przedstawionego. No przecież umieszczenie tego to nawet nie będzie ocieranie się o porniola, czemuż tego więc nie ma? Zamiast tego są ogólne stwierdzenia, że mu się podoba. Ale czemu akurat Igor, a nie ktoś inny z 15 członków drużyny? 
    Wielokrotnie piszę, nie chce porniola, ale sceny, która mi utkwi w gowie i będę ją długo pamiętał pozytywnie jak scena w łaźni w filmie "Twoje imię wyryte jest we mnie" (choć i tak, jak pamiętam doczepiłem sie do czegoś) i... no mało jest takich scen. Można by jeszcze jedną scenę podpiąć w filmu Xawiera Dolana - Tom, i, choć nie było tam sceny seksualnej, która na mnie zrobiła wrażenie, to gra Dereka Villaneuva zrobiła wrażenie. Nikt tak nie zagra branżowca, jak branżowiec. 
   Owszem, nagrano scenę pocałunku i przytulania sie bohaterów, którą odtwarzano kilka razy, ale skoro to miało zrobić takie wow, to trza to było faktycznie dobrze nagrać, zagrać, czyli lekko przebudować scenariusz. Tak wyszedł taki kogel mogel. Myślę, że nawet znalazłby się darmowy konsultant branżowy, który poprawiłby scenę. 
   Z racji znajomości (już wiekowe jesteśmy) budowy filmów, seriali część poleciała na przewijaniu, to też jedno popo starczyło na obejrzenie 6 odcinków. 
   No i tera najważniejsze. Czy polecić oglądanie? Mam mieszane uczucia. Jak ktoś wie kiedy można przewijać, to - tak, można obejrzeć, jak ktoś nie wie, to może się to dłużyć, a to zniechęca do dalszego oglądania. W filmach 1,5 h daję 20', 30' na rozkręcenie się i zaciekawienie mnie. Jak to nie następuje dalsze oglądanie czasem nie następuje. 
   I jeszcze ciekawostka. Otóż w noc po obejrzeniu serialu miałem sen. To już też opisywałem kilka razy, że mózg działa jakoś dziwnie. Dział p.s. ma swoje preferencje, ale w śnie to już tak nie działa. Otóż sen przeniósł mnie w czasy nastoletnie, do poprzedniej st. mac. Tam jeszcze z rodzicami i scenka taka. Niko schodzi po klatce schodowej (z góry) i przychodzi do nas. Otwarł mu stary, a Niko, że jakaś tam sytuacja i awaryjnie chce spać u nas. Stary, że nie ma takiej opcji, bo małe mieszkanie. Na co, stojąc za plecami starego:
- no weź, będziesz robił sceny, śpi u nas i nic sie nie stanie z tego powodu
- dobrze, ale w kuchni
- zgłupiałeś, chcesz by spał w takiej małej kuchni. Już dość napsułeś życia innym, jemu nie musisz, jako kolejnej osobie. Będzie spal u mnie w pokoju.
   Stary już się nie odezwał. Samo sformułowanie, będzie spal u mnie nie implikowało, czy na podłodze, jak chciał stary w kuchni, czy u mnie (ze mną) w łóżku. Oczywiście brana była pod uwagę tylko opcja w łóżku. Zakończył się sen na tym, że Niko wszedł do mnie do pokoju, stary do drugiego pokoju. 
   Jednak, znowu wyszło, że w snach, te preferencje wyglądowe są odmienne od tych bieżących. To wskazuje, że mózg działa jakby dwutorowo. Jedno to dział p.s. na jawie, czyli jakoś inaczej działający, albo jego inna część, a inna uaktywniająca sie w nocy. Gdyby to było tożsame, to przyszedłby spać Igor, a nie Niko, ale ten i tak był/jest ładny.
   Zdjęcie. 

Aktor Jan Sałasiński. 

p.s. (nie nie dział p.s.) korekta pobieżna, bo tak znowu czekało by to na wyprawienie ze stacji, a chcę się trochę udrożnić. 
   Narka.

czwartek, 1 lutego 2024

Czwartek #2028

    Ściągamy (oni ściągają - koncerny, rządzacy) do kraju abdullachów. Sprawy abdullaskie w innych krajach są już dawno przerobione, ale podobnie jak z wyborami (parlamentarnymi, samorządowymi) pamięć ludzka jest ułomna. W ogóle myślę, że intewał czasowy 4 lata, właśnie jest taki, bo ludzie po tym okresie juz nie pamiętają i łatwo można nimi sterować nadto stwarza się jakąś ułudę poprawy czegokolwiek. W większości, w zdecydowanej większości, to jednak tak nie działa. 
   Otóż nie jest niczym odkrywczym, że emigracja, to nie jest kwiat społeczeństwa, tylko wiyncyj niestety tej trawy, jak tych kwiatów, przeto do nas też zjeżdża wiyncyj tych drugich jak pierwszych. Stąd wynika między innymi ich zachowanie, bo nawyki kolturowe przywożą z sobą z krajów rodzimych. Jak wygląda w Indiach, w Bangladeszu, czy innych krajach z których sie do nas zjeżdżają, widać m. in. na filmikach yt. a teraz widzę to już tu. Niska kultura osobista zaczyna być widoczna na ulicach, czy w rejonach, gdzie oni w większym gronie przebywają. Nie jest niczym nowym, że autobusami zaczynają w większości jeździć oni. Zdaje sobie sprawę z czynnika ekonomicznego, czyli z zastoju płacowego w tej gałęzi, bowiem jak w latach 90-ych za chwile będzie - jak Ci sie nie podoba, to na twoje msc. jest 5-ciu abdullachów, którzy zrobią to za jeszcze mniejsze kasę jak Ty. 
   To jedno. Drugie to ta kultura. Zaśmiecanie otoczenia. Oni mają nawyki, że śmieci wyciepuje sie za okno, na ulicę, bo żyją w zasadzie w śmietnikach. K/siebie mają jeszcze czysto, ale już za ogródkiem, a to mają na to wytintane. Zresztą by nie było, nasi też, co kiedyś przy okazji ogródków działkowych opisywałem. Tyle, że na krajowcach ciąży presja otoczenia, a oni mają na nie wytintane, bo nie są z tego otoczenia. To też msc. gdzie w większości przebywają, msc. k/ pętli autobusowych, przeistaczają się w śmietniki. Choć do kosza na śmieci jest np. 15 m. i nie ma problemu na pętli podejść i wyciepnąć coś tam, to oni ruszają, po czym 30 m dalej wyciepują za okno. Ostatnio specjalnie patrzałem, co abdull wyciepł za okno po 23:00 - niezeżartą kromkę chleba w woreczku. Tak trudno było podejść do kosza? Z czym w takim razie będziemy się mierzyć za kilka lat, skoro nas ubywa (krajowców) a koncerny chcą dalej istnieć, przeto ściagać będą abdulli dalej. Jak bardzo zaczną oni zmieniać otoczenie dotychczas nam znane?

    Wracając do filmu idiokracja. Myślę, że połaczenie komedii Barei - Miś, z Idiokracją, to jest to co zaczyna rewelacyjnie działać. Rządzą nami głupki, albo w zdecydowanej większości tacy, przeto tym faktycznie rządzącym, koncernom, dużym developerom i innym wlk. jest łatwo forsować swoje rozwiązania, często głupie, ale im ten miś jest droższy.... i to tak na każdej inwestycji można znaleźć jakiś przykład czegoś, co jest głupie, ale powstało, bo im ten miś... I można by tak pisać, pisać, pisać, a przyrost tych głupich rozwiązań jest co raz większy. Z drugiej strony, kto ma się temu przeciwstawiać? 972, 975, 973, 172 i inni oraz dziś ich dzieci czyli seria 300, dzieci 973 itd. A nawet jak ktoś jest rozgarnięty, jak 979, 811 to słyszy się do nich - mamy to w dupie. Czyli jesteśmy skazani na idiokrację, która jest nie do powstrzymania, bo nie ma tego kto zrobić. Zastanawiam się, czy podawać przykłady głupich rozwiązań, ale wokół, albo ich jest co raz wiyncyj, albo mój mózg jest jakoś wybitnie na to wyczulony. 

    Np. miasta sprzedają działki z terenami zielonymi praktycznie w centrach i często tłumaczą się, bo to by ratować budżet. Ok. Doraźnie można, ale co jak wyprzedam wszystko ze st. mac., a nadal kasa będzie potrzebna? Co wtedy miasta zrobią? Będą brały kolejne kredyty, czy podnosiły podatki? Jedno i drugie, i tak będą musieli zapłacić mieszkańcy. Znowu można by uważać, że ową wyprzedaż majątku należało by powstrzymać, bo to nie jest rozwiązanie długofalowe, ale kto ma to zrobić? A później nie będzie lepiej, tylko gorzej, bowiem nas ubywa, abdullachów przybywa i wydaje mi się, że ogólnie to chyba nie ten kierunek. 
   To się kręci i kręcić będzie dopóty ludzi będzie stać na płacenie wysokich opłat. Kiedy już ich nie stać, wtedy zaczyna się robić nieprzyjemnie, ale wtedy jest już za późno, bo reagować trza było wcześniej. Czasami przyglądam się Argentynie, która już ileś razy bankrutowała mimo tego jakoś się trzyma, jako państwo, a ludzi nawet przybywa, miast, jakby się mogło wydawać, ubywać. 
   W new pracy spoko, ale jak to zwykle bywa pewne niuanse się pojawiają. O tym jednak, chyba w następnej notce. 
   Zdjecie. 

Kiedyś była taka fajna linia, niestety, jak to czasem bywa z fajnymi liniami, już jej nie ma. 
   Narka.

piątek, 26 stycznia 2024

Piątek #2027

    Usiłuję utrzymać ten interwał tygodniowy ukazywania sie notek, ale jest ciężko. Dni mijają szybko, czasem za szybko. Sprawa mówienia do tel. i konwersji tego na tekst, nadal leży, ciągle o tym zapominam, choć dziecko okresowo wpada i widujemy się. 
   Spraw, które dzieją sie wokół, jakiś bieżących spostrzeżeń jest sporo, kwestia zapisywania myśli, a później rozszerzania ich na "papierze". 

  To teraz trochę o autobusach, ale pewnie jakby ucho przyłożyć to sprawa dzieje się w innych działach równie. Teraz jest już cieplej, ale wpis dot. ogrzewania powstał jak były mrozy.
  Albo jestem odklejony od rzeczywistości, albo Ci konstruktorzy autobusów. W starym 12 letnim mercu, jak chciałem se puścić ogrzewanie w kabinie, to płynął wężami płyn do nagrzewnicy pode mną i stąd nadmuchem ciepłe powietrze dostawało sie do kabiny. Najwyraźniej płynęło to osobnymi rurami lub bez ograniczeń (elektrozaworów na rurach).
   W nowym, dwuletnim mercu, by zrobić ciepło w kabinie, muszę podnieść temp. w całym wozie, bo najwyraźniej moje węże są podpięte do tych z wozu i jak tam jest niższa temp. ustawiona, to do mnie też płynie letni płyn. No co za zjeby. Tera muszę w całym wozie zrobić saune, by mieć ciepło w kabinie, bo oczywiście nagrzewnica u mnie w kabinie jest mało wydajna, nie tak jak w MAZ-ie 10 letnim, efektem czego i tak jest cieplej na wozie jak u mnie w kabinie! Plan domontowania dodatkowych nagrzewnic już jest, tylko musi nastąpić wiosna i ciepło by sie do tego zabrać.
   Oczywiście dobrałem się do komory nagrzewnicy i... Nawet mnie nie zdziwiło, że jest ona mała! W Jelczu M11 miałem 2x większą nagrzewnicę na kabinę, a tu takie małe ciulstewko otoczone plastikowymi rurami, które mają kierować ciepłe powietrze na różne części kabiny. Na szczęście po oględzinach doszedłem do wniosku, że nie trzeba będzie nic dziurawić, by wyprowadzić dodatkowe nagrzewnice, bo oczami wyobraźni wiem, że jakby powiedzieć na warsztacie, że chcę dziurawić 2 letniego merca, to by im włosy na gowie stanęły. 

   W Jelczu M11 ok. 3o lat temu zrobiłem ogrzewanie w kabinie tak, że bez dmuchaw do temp. ok. -5C można było jechać. Dziś bez stale napierdalającej dmuchawy nie da sie jechać. Efekt - jak przy pierwszych komputerach, kiedy wszystkie wentylatory chodziły stlae na maxa i jak się wyłaczało po kilku godz. kompa to bylo takie - ufff, cisza, cisza w końcu. A dziś 2024 rok i w każdym autobusie nieustający szum napierdalających dmuchaw. Przypomnę, że już w tramwajach typu N 1950 r. ogrzewanie było beznadmuchowe - ciche. Podobne później było w wozach 102N oraz 105N i 105Na. bylo cicho od ogrzewania, choć przetwornice szumiały. Dziś wyciszono przetwornice, w nowych wozach w ogóle je skasowano, technologia poszła do przodu, za to w ogrzewaniu pojawiły sie napierdalające nagrzewnice. 

  Podglądam mięśniaczków-głuptaczków. Kiedyś ich zdj. dawałem. Nadal występują. Co ciekawe, jestem w zasadzie pewien, że to heterycy, ale za kasę to se nawet obciągają, jak ktoś zapłaci. Zastanawiam się ile ich kanał przetrwa. Już takich widziałem ileś. Były takie, gdzie nawet para się kochała, choć jak to w życiu bywa, jeden był więcej zakochany w drugim, jak ten drugi w pierwszym. Było to widać na ekranie. Tu co ciekawe, oni są po prostu kolegami, którzy założyli se kanał, bo jakoś nie zauważam  by to ktoś nadzorował. Ratuje ich na pewno wygląd, bo konkurencji nie mają dużej. Dziś, co już wielokrotnie pisałem, takie mięsniaki to na wymarciu. 
   I teraz przy okazji nich kwestia, która jest jakby ciągle żywa. Ładność osobnika i czy on wykorzystuje to w życiu, jak to poprawia jego dalszy byt. 
   Otóż mięśniaczki-głuptaczki korzystają z tego bezpośrednio. Tzn. mając mało rozwinięte mózgi, pokazują to co mają, czyli mięśnie i tyle. Zderzam to z innymi ładnymi osobnikami, którzy mają mózgi, do tego ładnie wyglądają i połaczenie tego pozwala im osiągnąć lepsze efekty. Czasu wiele nie mam, ale czasem na yt takich ładnych pooglądam, co u nich dzieje. Na ile są oni świadomi tego, że ladny wygląd znacząco ułatwił im start kanału - nie wiem, ale na pewno tak jest. Wszak na piękno lepiej nam sie patrzy jak na brzydotę i nie jest to żadne odkrycie. 
  We wiosce jest taki jeden (tzn. jest ich wiyncyj, ale ten szczególnie ładnie wygląda) i obserwuje go od iluś tam lat. Z obserwacji zewnętrznych wynika, że on akurat mało skorzystał z tego, że jest ładny. Owszem, "modnie' się ubiera, ale to jedynie dla mnie świadczy, że nie jest człowiekiem sukcesu, bo Ci ubierają się ładnie, ale niekoniecznie markowo, bo mają swoją pozycję, są tego świadomi, więc bieżąco nie muszą chodzić w butach z łyżwy, trzech pasków, czy skaczącego kota etc. Ten natomiast większość z wymienionych ma. Czyli oprócz tego, że ładnie wygląda (budowa ciała) reperuje jeszcze swoje notowania "markowymi" częściami ubioru. 
  Kiedyś z wioski chciałem wypchnąć 230 na szerokie wody. On nie był jakby w czołowce, ale, jak na tamte czasy, lubiał sie ładnie, niestandardowo ubierać, a to już dużo, przeto namówiłem go na sesję zdjęciową. Gdzieś to opisywałem u się nawet kilka zdjęć było zamieszczonych, ale nie potrafię tego tera znaleźć. W każdym razie robilismy 3 sesje. Jak pamiętam z pierwszej 2/3 w/g mojej i jego oceny, zdjęć poszło do kosza. Z drugiej już połowa, a z trzeciej 1/3. Progrres więc był b. szybko. Część z tych zdjec porozsyłał i odezwała sie do niego agencja z Gdańska. Tyle pamiętam, bo to już lata temu było. Pamiętam, że pojechał tam do nich, ale skończyło sie jakoś (nie pamiętam jak). 
   Widzę, że wygląd + mózg, pewna wiwisekcja i sukces prawie gotowy. Nie będą tego miały napewno mięśniaczki-głuptaczki, bo pewnego progu nie przeskoczą. Skoro prawie dziennie ileś godz. spędzają przed kamerką, to niestety czas, który mogli by poświęcić na rozwój umysłowy mija, a wiemy, że później to już rzadko wraca się do nauki. 
    Tyle, bo czas mnie goni, jeżeli chcę tą notkę wyprawić dziś ze st. mac. 
   Zdjęcie.

  Pamiętam, jak pierwszy raz (oczywiście kasą) wymusili, by ten ciemny obciągnął temu białemu. Jak go wsadził do ust, to pojawił mu sie odruch zwrotny, wyglądał jakby za chwilę miał puścić pawia i zastanawiałem się kiedy zejdzie z planu, nim zrobi to przed kamerką. 
   Wytrzymał. Czegoż nie robi się dla kasy...
    
  p.s. powyższy tekst z pobieżną korektą (brak czasu) więc sorry za błędy. 
   Narka.

piątek, 19 stycznia 2024

Piątek #2026

    New praca. W zasadzie to stara, tylko miejsce wykonywania inne, firma też. Sensownie o tym czy było warto będzie można napisać ok. marca. Teraz, jak to zwykle bywa, jest fajnie. Tzn. przeważnie w new pracy jest fajnie, bo nowe otoczenie, inny tabor, inni ludzie, inne msc. zaczynania, kończenia. No większość jest nowa, przeto działa to pozytywnie na mózg. Na razie widzi sie więcej pozytywów jak negatywów, co naturalne. Oprócz tego docierają do nas, bo przecież pozostawiliśmy sobie kontakty z Katowicami, info n.t. tego co się tam dzieje i nie jest ciekawie, co utwierdza nas w przekonaniu, że ruch był dobry, do tego umieszczony dobrze w czasie. Nas dopadły by już zmiany na linii, zmiana wozu, co w warunkach katowickich jest mało stabilne, a my lubimy jeździć swoim wozem, porobionym odpowiednio, zadbanym itp. Warunki wykonywania pracy są istotne, bo to również bezpieczne poruszanie się na drogach. Na weekend miałem dwa inne wozy, choć nowe BMC, to każdy chodził inaczej, co dziwne, bo one mają jakies pół roku i już takie zmiany, chyba, że od nowości, jak za komuny, każdy wóz miał swoje szczególne uwarunkowania poruszania się. 
   Na stałem dostaliśmy również mercedesa, dwulatka. Akurat model który dostaliśmy jest średnio utrzymany. Jeździ ze mną Ukrainiec i jakiś abdullach, z którym sensownie można sie jedynie po ang. porozumieć. Jest motywacja do przypomnienia sobie języka. 

    W pn. 15-go zaskoczenie. Abdull przyjeżdża na zmianę wozem MAZ. Jak w nagraniu Blenders - Czarny ciągnik - zawsze chciałem mieć takie coś... Zawsze chciałem się takim MAZ-em przejechać. Wóz 10 letni i teraz nie uwierzycie. Serio, jakby zaproponowali mi takie coś na stałe, to biorę. Po pierwsze sauna w kabinie, jak to w ruskich sprzętach. Co, być może pisałem kiedyś, jeździłem Kamazem, tam też. Silnik miał 40 C, a w kabinie już było ciepło. Nie sposób było w zimie zamarznąć. Tu podobnie. Wóz ma 10 lat, a tak sauno. I jak to tera porównać do nowych (półrocznych) BMC, które mamy i którymi jechałem już 2x i w których, jak zwykle marznie mi lewa noga. Ale w "moim" mercu to samo. W tym poprzednim 12 letnim (w poprzedniej notce na zdj.) był wywiew z lewej strony w podłodze i było ciepło. W nowym to już zlikwidowali i... i powrót do przeszłości dalekiej, lewa noga zmarznięta. Ale by nie było, co pisałem w nowych, również półrocznych wolmo, też lewa noga zmarznięta. Serio!? Ci konstruktorzy są dziś tacy zjebani? To jakaś idiokracja w projektowaniu autobusów już jest? Czy to zamawiający są nieogarnięci? Mam niecny plan kiedyś o tym w obecnej firmie z kimś pogadać. 
   Oprócz tego MAZ wypadł nawet, jak na swój wiek, dobrze. Silnik - ok, zawieszenie - ok, oprócz tego, że abdulle i inni sie przepierdalają po dziurach, to w tych wozach są elementy obluzowane, które "dzwonią", "trzaskają" w czasie jazdy. W śniegu to idealnie widać, kto jak jedzie. Są dziury, studzienki zapadnięte i widać, jak ślady prowadzą po tych studzienkach zapadniętych, po tych dziurach, to wiadomo jak kto dba o sprzęt. Skrajne przypadki są po mnie, kiedy widać na ulicy slalom między dziurami, no ale sprzet uratowany, a kierownice dziś "chodzą" na tyle lekko, że nie ma problemu z omijaniem dziur, tylko trza chcieć. W ogóle abull, który przyprowadził mi wóz, mówi po ang. - not good, not good. Po kilku godz. pomyślałem. Niech spierdalają do swojego kraju, gdzie jeżdża jakimiś badziewiami i tam gderają - not góod, not good. A tu im dali nowy sprzęt, który oni zajeżdżają, jak król Julian w Pingwinach z Madagaskaru i jeszcze stękają. Te abdulle swoimi roszczeniami nas kiedyś wykończą i nawet se nie zdajemy z tego sprawy. 
   Tyle, bo tydz. przeleciał niesamowicie szybko. Dwa dni wolnego miałem, ale szczególnie niewiele zrobiłem. Zima, to praktycznie jak niedźwiedzie zapadam prawie w letarg zimowy, a moja wydajność na st. mac. spada znacząco. Najchętniej obudziłbym się na wiosnę, kiedy było by już powyżej 14C. 
   Zdjęcie.

  Kawka po komunistycznemu. Szklanka, spodeczek, tylko (jak na Misiu) nie ma szminki na szklance. Obok rurrosy, już obecne. 
  W jakiejś filmie komediowym PL, kiedyś była taka scena, że kobieta przeniosła sie w czasie do czasów właśnie komunistycznych i weszła ze swoją matką, czy babką do lokalu, zamówiły kawę i obsługa podała właśnie taki zestaw. Laska mówi wtedy:
- kto jeszcze podaje kawę w szklance.
   I tak se pomyślałem - jakby największym problemem transformacji było to w czym pijemy kawę. 
   Narka.

piątek, 12 stycznia 2024

Piątek #2025

    Tradycyjnie notka przeleżała 3 dni, choć była gotowa do wyprawienia. Ciągle coś i niby planowo, ale... mogła być wcześniej.

   Obejrzałem, jak zwykle w biegu, serial "Twój Victor". Zrobiłem to po obejrzeniu filmu "Twój Simon", na podstawie, którego zrobiono serial. Pisałem to już kilka razy. Robiąc seriale filmy, dobrze jest niezbyt przesadzać z doborem aktorów. Jeżeli robimy film o 16 latkach to może dobrze w ich rolach obsadzać aktorów starszych, ale wyglądających młodziej. W części się to udało, ale obsadzanie Masona Goodinga, syna Kuby Goodinga Jr., było porażką. Akurat on wyglądał na swoje 24 lata, które miał grając w filmie, a nawet starzej, ale rozumiem, stary załatwił mu rolę. Jeszcze jeden główny aktor miał 24 i grał 16 latka, ale na szczęście wyglądał młodziej niż miał. Reszta to w zasadzie dwudziestolatki, więc można było strawić. 
   Scenariusz w końcówce serialu już mnie rozśmieszał. Nagle w jednym czy dwu kolejnych odcinkach wszyscy się rozchodzili, później znowu wszyscy  się łączyli, serio? Nie można były czegoś bardziej wzniosłego wymyśleć? No i gra aktorska, a w zasadzie jej brak lub miałkość. Kiedyś aktor był w stanie przekazać uczucia zawarte w scenariuszu, dziś on jest (aktor) a pokazywanie uczuć załatwia scenariusz. Aktor nie pokazuje, że jest smutny, radosny, zaskoczony, tylko to mówi z niewiele zmieniającą się mimiką twarzy. Mógłby miec maskę na ryju i mówić: tera jestem smutny, tera jestem radosny itd. Odbieram to, bo obejrzałem ostatnio (dla przypomnienia) PL film "Pociąg" 1959 z Leonem Niemczykiem więc możecie se wyobrazić jak wypadło porównanie. Więc po cóż brać starszych aktorów, którzy i tak nie są w stanie odegrać swoich ról. Może trza było wziąć faktycznie 17-to, 18 latków i też by załatwili sprawę, a nie patrzeć na chłopa z zarostem, golącego się, zarośniętego odgrywającego 16 latka. 
   Jakieś podsumowanie... Film Simon, do strawienia, serial..., może ten pierwszy sezon jeszcze, ale drugi to tak oglądałem robiąc już coś innego i jakby przy okazji. 
   Jeszcze wrócę do filmu "Twój Simon". W jednej z ról branżowca był obsadzony Keiynan Lonsdale. Wtedy miał 21 lat. Jak się okazało, po niewczasie, to faktycznie jest branżowiec, do tego bardzo ładny, a po filmie, który był o comming oucie, zrobił własny. No szkoda, bo można by go było obsadzić w głównej roli i jako branżowiec pewnie zagrałby to znacznie naturalniej. Opisywałem to w m.in. w tej notce przy okazji aktora Dereka Efraina Villanueva oraz filmu "Mając 17-cie lat". Zastanawiające jest, że reżyser filmu "Twój Simon", jest branżowcem, o czym wiadomo, a niektóre sceny jakby je robił heteryk. No nie dało się, skoro wziął dorosłych aktorów, wiyncyj od nich wycisnąć? Po co przechodzi przez montaż scena całowania sie dwu (niby) nastoletnich branżowców, skoro jednemu wykrzywia przy tym ryj, jakby miał za chwilę puścić pawia. Serio?! Nikt tego nie zauważył?
   Można wybrnąć z sytuacji jak w filmie.... w którym grali aktorzy w bliżej nieokreślonym wieku. I to jest dobre rozwiązanie. Grają jak byli młodzi i tyle. Nie ma podane, że mają 21, 22, czy 28 lat. Akcja dzieje się jak byli młodzi i już. Jest to wtedy naturalne. Nie musi mnie razić aktor 27 letni grający 17 latka, bo takie rzeczy się już działy. 

   Miałem to już napisać kiedyś, bo po tych kato latałem do pracy. Dowoziciele żarcia na rowerkach. No praca jak nic dla imigrantów, to też ten dział wyróżniał sie wybitnie jeżeli chodzi o wyglądowość. Wiadomo gruba locha w takiej pracy se nie da rady, więc szczupłe mięśniaki zagraniczne szybko wyparły rodowitych ujeżdżaczy rowerków. Abdullachy to, jak było cieplej, to, jak u nich w kraju, zapieprzali w klapkach, ale przez jakiś czas jeden, chyba jednak nasz, jeździł na ścigaczu. Ile razy go mijałem na ulicy myślałem - błyskawiczny dowóz. Szybciej się da chyba jedynie dronem. 
   Po za tym, new praca w której sie adoptuje, ale o tym już w następnej notce. 
   Zdjęcie. 

W ramach dawno nieużywanych linii w Katowicach, tablice na moim starym wozie. W późniejszej wersji napis był "Mikołów Reta Auchan" widocznie zapłacili by reklama jeździła na autobusach. 
   Narka.

piątek, 5 stycznia 2024

Piątek #2024

    Z różowym, bo nie wiem na razie jak go nazwać i czy w ogóle nadawać mu numerek, kontakt utrzymujemy. Jak napisałem w poprzedniej notce zacząłem od sms-ów, bo to dziś najprościej. Później w tym ostatnim dniu pracy, czego już nie napisałem w poprzedniej notce, gadaliśmy ok. 2h. Tzn. równolegle, jak miałem 37, on miał 0-ę do 00:33 więc kończylismy podobnie. Tym razem z mojej strony było mniej słowotoku, dawałem mu się wiyncyj wypowiedzieć, bo przecież na tym ma polegać rozmowa. Znowu nam się rewelacyjnie rozmawiało. Czaicie bazę? Mój dział p.s. oczywiście się wzbudził, choć nie wiem po co qrwa, ale z jakiś tam przyczyn już w takim stanie pozostał. Zarząd ogranicza jego działania na szczęście na razie skutecznie, by to jakoś dziwnie nie wyglądało. Kontakt nadal mamy, obecnie w z zasadzie to dzienny, ale umiarkowany. Na razie rozmawiamy, piszemy o sprawach neutralnych, ale jest już plan, by delikatnie przejść na sprawy branżowe. Tym planem jest, bo o preferencjach kinowych rozmawialiśmy, podrzucenie mu tytułu z wątkiem branżowym i poczekanie na jego reakcję. Jak to u mnie trochę to potrwa, bo nwm. jaki film i musiałbym sobie przypomnieć jakąś produkcję, która nie jest w całości nasza, a właśnie ma tylko wątek nasz. 

   Po za tym obiegówka, która miała być 2-go przesunęła sie na 3-go. 2-go robiłem badania do nowego msc. pracy. Badania to jakaś fikcja, może dlatego że pokazałem lekarce poprzednie wyniki badań z przed trochę ponad roku i na tej podstawie niczego ode mnie nie chciała. Mój stan zdrowia oceniła z wywiadu i tylko wywiadu. No można i tak. W każdym razie mam na kolejne 3 lata spokój z badaniami. Odbierając od kadrowej obiegówkę, na biurku u niej, wraz z moją leżało ok. 10 teczek osobowych, ludzi którzy odchodzą z pracy. Jak powiedziała kadrowa, a później potwierdził to kierownik ruchu - głównie emerytury, ale to i tak duży ubytek. No cóż, będą mieli wiyncyj nadgodzin. Równolegle już dzwonią z new pracy kiedy przyjdę. Napierają delikatnie, nie nachalnie. 

   Był 972. Jak to u niego i w filmie idiokracja, proste sprawy czasem doprowadzają do prostych kłótni. Ona do niego dzwoniła jak tu siedział i pyta się (mają taki zwyczaj, że dają na głośnomówiący)
- kiedy przyjdziesz do domu pedale?!
- uj Cie to obchodzi
- to spierdalaj pedale.
 Przyniósł ze sobą 4 paka, a po tym paku jeszcze miałem resztę amuna, którą rozlałem. On  zaczął sugerować, by coś zrobić. Starałem się mu wytłumaczyć, że to mało realne. Jednak gadanie z osobą, która jest na niezbyt wysokim poziomie ma mało sensu. Powiedziałem, że u mnie te potrzeby ewoluowały, ale po tym jak to wypowiedziałem, to żachnąłem się, że to przeca za trudny wyraz dla niego i go nie zrozumie. No i nie zrozumiał, bo dalej się do mnie dobierał. Obciągnie nic nie dało, wiec powtórzyłem mu, że nic z tego nie będzie. Starałem sie wytłumaczyć, że rozeszliśmy się odnośnie potrzeb, ale chyba i tego nie zrozumiał. No cóż. Jak już się kapnął, po ok. 2o min, że nic nie bydzie, to poszoł na busa. 

   Zdjęcia. 
   One będą dziś uzasadnieniem czemu nie chodzę na wybory, Otóż we wiosce wymyślili se, na co wydać kasę i.... weszli z drewnem do lasu. Konkretnie z nasadzeniami do lasu. 

  Tu na pewno jest potrzebne następne drzewko. Serio?! Mi się wydaje, czy oni tam są nieźle pierdolnięci, do tego wydają moją kasę na takie ciulstwa. Przeca to ich bonzai, jak te drzewa obok dostaną liści, to zginie. Tam jest obok tyle samosiejek, że po chuj tam wchodzić z następnym drzewkiem?

  Nie wiem czy pomijać to, że trza mieć nieźle nasrane w gowie, by tam sadzić kolejne drzewko, ale wypierdalanie mojej kasy na takie coś?! A co na to Ci co na nich głosowali? Pewnie się cieszą, bo przeca na nich głosowali, to ich działania są zewszechmiar zajebiste. 
   Narka.

niedziela, 31 grudnia 2023

Niedziela #2023

   Pisałem o tym już kilka razy, że jak w tym filmie Niezniszczalny bliżej mi do Brucea Willisa niż do tego murzyna. Otóż jeszcze w kato miałem wypisane 48 i na zmianę jechałem, a podwózkę robiłem 110. Akurat przyjechał do zmiany i za kierownicą był młody chłopaczek, którego już kilka razy widziałem, czy mijałem. No i tera wrócę do owego 48. Nie jest to łatwa linia, a w ostnich dniach w zajezdni średnio mi sie chce gonić, tym bardziej, że do zmiany przejechała jakaś locha (pierwszy raz ją widziałem) 15 w plecy. Opóźnieniami to się chyba najmniej przejmuję, byle na końcu było w miarę normalnie. Te normalnie to 13 min od zdania wozu do nocki, więc tak trochę na styk. Pojechałem na linię. Trochę chciałem nadgonić, ale co jakiś gady mnie drażniły. Na mojej linii są już wytresowane i wiedzą jak się zachować, gorzej jak jestem kajś indziej i one nie czają bazy. No więc po 3-im incydencie stwierdziłem, a bujajcie się. Wypadam z obiegu. Tzn. wpuszczam przed się następnego i lecę za nim. Tak zrobiłem i całe następne kółko jechałem w odstępie 2, 3 min za nim. Rewelka, pełen chillout. Tak można pracować, ale niedługo, bo ten za mną to szczytówka, więc zjechał. Plan zresztą byl taki, że jak zjedzie, a będzie już wieczór, to latjący autobus. Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. Zaś prawie rekord czasowy na linii, zresztą leciałem swoim wozem, więc parametry znane, osiągi też, więc cóż wiyncyj potrzeba... Nadganiając te ok. 35 min opóźnienia czułem się rewelacyjnie. To już było ok. 21:00 więc lemingi poruszające się w tempie lodowca zjechały do swoich st. mac., więc na drogach luźno, w wozie też no i pieknie się leciało z tymi nielicznymi w wozie. Do tego, co było na wstępie, mnie bliżej do Brucea Willisa, więc na skrzyżo w większości zielone i przy skrzyżo myślałem - tam na górze mnie chyba lubią. No właśnie, czy na górze? Czy na dole. Skąd nas niby Ci z zaświatów obserwują?
     W każdym razie ja goniłem, skrzyżo współpracowały leciało się pięknie. 
   No i tera wracamy do tego młodego ze 110. To jest taki szczupły ok. 22 lat synek. Ubiera się często (uwaga) w róż. No zalatuje branżą jak chuj. On jak miał zmianę na 110 to obok niego przy kabinie był inny synek ok. 19 lat i jak wyszli z wozu to ich obserwowałem i tak się zachowywali jakby było coś wiyncyj jak koleżeństwo między nimi, bo mam już wprawne oko. No i tera lece sobie tym 48 i myślę - zostały mi 3 dni pracy w kato. Jest bardzo mało prawdopodobne, bym się z nim spotkał. Wszak kierowców u nas ok. 200 to szanse są znikome na jakieś spotkanie. No i tera se pomyślcie, co z tym moim bliżej Brucea W.?  No tak qrwa. Na drugi dzień mam swoje 37. Ustawiam się na dworcu na wlocie by pokazać komuś tam, bo zmiennik ma L4, by pojechał na siódemkę (st. nr 7 na dworcu), bo nie wszyscy ogarniają. No i wychodzę, pokazuję 7 na palcach, a wóz sie zbliża i hamuje. Za kierownicą widzę kogo (uwaga, qrwa!) no tego ze 110. No i czaicie bazę? No i jak nie stwierdzić, że mam wiyncyj szczęścia jak rozumu... (nie, no .... rozumu też mamy trochę). Oczywiście on nie ogarniał, bo nowy, to się zatrzymał przed peronami, kaj stałem. Wsiadłem i mówię mu by podjechał na 7-kę. Tak zrobił. na 7-ce bez gadów gadka z nim, ale ile można gadać, jak on przyjechał juz po planie, wiec trza było jechać. Nr tel nie wziąłem, bo trochę niezręcznie po kilku zdaniach obcej osoby pytąć się - a dałbyś nr tel. ?
    Jak to u mnie w życiu bywa, pojawiają się okoliczności sprzyjające dalszym działaniom. Otóż w tym elektryku, którego odebrałem od niego, coś jakby latało na zakrętach na dachu. Zadzwoniłem do dyspo, by dał mi tel. do niego, czy u niego też coś latało, czy co się w tym wozie dzieje. Dyspo nr. przesłał. Zadzwoniłem. W pierwszej rozmowie rzeczowo spytałem się, czy coś miał, zauważył, że coś jakby lata na dachu i słyszał to? Zaprzeczył by coś słyszał i cos jakby latało. Spytał sie o jaką butelkę w wozie czy cóś innego, ale odp. ze spawdziłem, nawet pod wóz patrzałem i nic. 
   No i byście nie myśleli, że jakaś ściema, to faktycznie coś jakby większa nakrętka na (chyba) dachu latało. Elektryk, to tego sprzętu tam na dachu trochę jest. Po dwu kółkach dłuższa przerwa to pojechałem pod już nieczynną hurtownię warzyw z wysoką rampą oświetloną i wlazłem jeszcze na skrzynkę po warzywach i własną latarką świeciłem po dachu czy czegoś nie dojrzę, ale nic nie widziałem. Zadzwoniłem więc do niego, by mu powiedzieć, że sprawdziłem i optycznie nic tam nie widzę, ale jak to ja pociągnąłem rozmowę dalej. W sumie gadaliśmy ok. 40 min i ... niby umówiliśmy sie na kolejną rozmowę. Niby, bo to takie kurtuazyjne - to się jeszcze zdzwonimy. Tera znowu piłeczka po mojej stronie, Plan już je, by wysłać do niego, za 2 dni sms-a i poczekać na odp. I tera jeszcze jedno spostrzeżenie. Rozmawiało nam się, bardzo dobrze. Tzn. więcej ja mówiłem jak on, ale i tak udało się jakieś wspólne tematy osiągnąć. On musiał kończyć, bo gdzieś tam byl umówiony, ale c.d. może nastąpi. 
    Reasumując. Po linii 48 myślałem, że szansa spotkania się z tym ubierającym sie częściowo w róż jest niewielka, śladowa, no bo wśród tylu pracowników, na ostatnie 3 dni pracy spotkać go ponownie, no to weź.... 
    A tu.... spotkanie. No i co ja mam o tym myśleć, do cyca?!
    Do tej historii jest c.d., ale będzie w następnej notce.
    Tymczasem ostatni dzień pracy w Kato za mną. Przeleciał jakoś tak bezemocjonalnie. Tzn. z tyłu gowy kołatało się, że ostatni raz jadę tą trasą, ostatni dzień dali mi "moje" 37, ale wolmo, więc wolmo się toczyłem bez jakiegoś szczególnego gonienia, tym bardziej, ze świadomość narobienia czegoś na koniec powstrzymywała wersję latającego autobusu. Zresztą, na szczęście wolmo sie tego nie da zrobić. 
   Pozostanie jeszcze obiegówka 2-go i później jeszcze odebranie kasy i epizod w kato zostanie zakończony. Podsumowanie to pewnie za 2 m-ce, kiedy będzie porównanie z new msc. pracy i wyjdzie na ile to było dobre posunięcie.
    Zdjęcie.
Nie, to nie moja ciężarówka na tym screenie, ale fajnie wygląda. 
   Narka i udanego sylwestra.