niedziela, 31 grudnia 2023

Niedziela #2023

   Pisałem o tym już kilka razy, że jak w tym filmie Niezniszczalny bliżej mi do Brucea Willisa niż do tego murzyna. Otóż jeszcze w kato miałem wypisane 48 i na zmianę jechałem, a podwózkę robiłem 110. Akurat przyjechał do zmiany i za kierownicą był młody chłopaczek, którego już kilka razy widziałem, czy mijałem. No i tera wrócę do owego 48. Nie jest to łatwa linia, a w ostnich dniach w zajezdni średnio mi sie chce gonić, tym bardziej, że do zmiany przejechała jakaś locha (pierwszy raz ją widziałem) 15 w plecy. Opóźnieniami to się chyba najmniej przejmuję, byle na końcu było w miarę normalnie. Te normalnie to 13 min od zdania wozu do nocki, więc tak trochę na styk. Pojechałem na linię. Trochę chciałem nadgonić, ale co jakiś gady mnie drażniły. Na mojej linii są już wytresowane i wiedzą jak się zachować, gorzej jak jestem kajś indziej i one nie czają bazy. No więc po 3-im incydencie stwierdziłem, a bujajcie się. Wypadam z obiegu. Tzn. wpuszczam przed się następnego i lecę za nim. Tak zrobiłem i całe następne kółko jechałem w odstępie 2, 3 min za nim. Rewelka, pełen chillout. Tak można pracować, ale niedługo, bo ten za mną to szczytówka, więc zjechał. Plan zresztą byl taki, że jak zjedzie, a będzie już wieczór, to latjący autobus. Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. Zaś prawie rekord czasowy na linii, zresztą leciałem swoim wozem, więc parametry znane, osiągi też, więc cóż wiyncyj potrzeba... Nadganiając te ok. 35 min opóźnienia czułem się rewelacyjnie. To już było ok. 21:00 więc lemingi poruszające się w tempie lodowca zjechały do swoich st. mac., więc na drogach luźno, w wozie też no i pieknie się leciało z tymi nielicznymi w wozie. Do tego, co było na wstępie, mnie bliżej do Brucea Willisa, więc na skrzyżo w większości zielone i przy skrzyżo myślałem - tam na górze mnie chyba lubią. No właśnie, czy na górze? Czy na dole. Skąd nas niby Ci z zaświatów obserwują?
     W każdym razie ja goniłem, skrzyżo współpracowały leciało się pięknie. 
   No i tera wracamy do tego młodego ze 110. To jest taki szczupły ok. 22 lat synek. Ubiera się często (uwaga) w róż. No zalatuje branżą jak chuj. On jak miał zmianę na 110 to obok niego przy kabinie był inny synek ok. 19 lat i jak wyszli z wozu to ich obserwowałem i tak się zachowywali jakby było coś wiyncyj jak koleżeństwo między nimi, bo mam już wprawne oko. No i tera lece sobie tym 48 i myślę - zostały mi 3 dni pracy w kato. Jest bardzo mało prawdopodobne, bym się z nim spotkał. Wszak kierowców u nas ok. 200 to szanse są znikome na jakieś spotkanie. No i tera se pomyślcie, co z tym moim bliżej Brucea W.?  No tak qrwa. Na drugi dzień mam swoje 37. Ustawiam się na dworcu na wlocie by pokazać komuś tam, bo zmiennik ma L4, by pojechał na siódemkę (st. nr 7 na dworcu), bo nie wszyscy ogarniają. No i wychodzę, pokazuję 7 na palcach, a wóz sie zbliża i hamuje. Za kierownicą widzę kogo (uwaga, qrwa!) no tego ze 110. No i czaicie bazę? No i jak nie stwierdzić, że mam wiyncyj szczęścia jak rozumu... (nie, no .... rozumu też mamy trochę). Oczywiście on nie ogarniał, bo nowy, to się zatrzymał przed peronami, kaj stałem. Wsiadłem i mówię mu by podjechał na 7-kę. Tak zrobił. na 7-ce bez gadów gadka z nim, ale ile można gadać, jak on przyjechał juz po planie, wiec trza było jechać. Nr tel nie wziąłem, bo trochę niezręcznie po kilku zdaniach obcej osoby pytąć się - a dałbyś nr tel. ?
    Jak to u mnie w życiu bywa, pojawiają się okoliczności sprzyjające dalszym działaniom. Otóż w tym elektryku, którego odebrałem od niego, coś jakby latało na zakrętach na dachu. Zadzwoniłem do dyspo, by dał mi tel. do niego, czy u niego też coś latało, czy co się w tym wozie dzieje. Dyspo nr. przesłał. Zadzwoniłem. W pierwszej rozmowie rzeczowo spytałem się, czy coś miał, zauważył, że coś jakby lata na dachu i słyszał to? Zaprzeczył by coś słyszał i cos jakby latało. Spytał sie o jaką butelkę w wozie czy cóś innego, ale odp. ze spawdziłem, nawet pod wóz patrzałem i nic. 
   No i byście nie myśleli, że jakaś ściema, to faktycznie coś jakby większa nakrętka na (chyba) dachu latało. Elektryk, to tego sprzętu tam na dachu trochę jest. Po dwu kółkach dłuższa przerwa to pojechałem pod już nieczynną hurtownię warzyw z wysoką rampą oświetloną i wlazłem jeszcze na skrzynkę po warzywach i własną latarką świeciłem po dachu czy czegoś nie dojrzę, ale nic nie widziałem. Zadzwoniłem więc do niego, by mu powiedzieć, że sprawdziłem i optycznie nic tam nie widzę, ale jak to ja pociągnąłem rozmowę dalej. W sumie gadaliśmy ok. 40 min i ... niby umówiliśmy sie na kolejną rozmowę. Niby, bo to takie kurtuazyjne - to się jeszcze zdzwonimy. Tera znowu piłeczka po mojej stronie, Plan już je, by wysłać do niego, za 2 dni sms-a i poczekać na odp. I tera jeszcze jedno spostrzeżenie. Rozmawiało nam się, bardzo dobrze. Tzn. więcej ja mówiłem jak on, ale i tak udało się jakieś wspólne tematy osiągnąć. On musiał kończyć, bo gdzieś tam byl umówiony, ale c.d. może nastąpi. 
    Reasumując. Po linii 48 myślałem, że szansa spotkania się z tym ubierającym sie częściowo w róż jest niewielka, śladowa, no bo wśród tylu pracowników, na ostatnie 3 dni pracy spotkać go ponownie, no to weź.... 
    A tu.... spotkanie. No i co ja mam o tym myśleć, do cyca?!
    Do tej historii jest c.d., ale będzie w następnej notce.
    Tymczasem ostatni dzień pracy w Kato za mną. Przeleciał jakoś tak bezemocjonalnie. Tzn. z tyłu gowy kołatało się, że ostatni raz jadę tą trasą, ostatni dzień dali mi "moje" 37, ale wolmo, więc wolmo się toczyłem bez jakiegoś szczególnego gonienia, tym bardziej, ze świadomość narobienia czegoś na koniec powstrzymywała wersję latającego autobusu. Zresztą, na szczęście wolmo sie tego nie da zrobić. 
   Pozostanie jeszcze obiegówka 2-go i później jeszcze odebranie kasy i epizod w kato zostanie zakończony. Podsumowanie to pewnie za 2 m-ce, kiedy będzie porównanie z new msc. pracy i wyjdzie na ile to było dobre posunięcie.
    Zdjęcie.
Nie, to nie moja ciężarówka na tym screenie, ale fajnie wygląda. 
   Narka i udanego sylwestra.

wtorek, 26 grudnia 2023

Wtorek #2022

   Na koniec w Katowicach jakoś często dostaje swój wóz. Ostatnio na 12-ke mi go dali. Przyjechałem wcześniej po ostatniej wpadce, o której za chwilę i wsiadłem też wcześniej. Zmiennik jak zwykle na zajezdni, gnał moim wozem po dziurach byle do przodu, bo rozkład. Nwm, czy ja jestem pierdolnięty, czy oni. W każdym razie później, jak zwykle moim wozem pełna płynność jazdy, trochę gnania, miałem dobry humor w większości i dobrze mi sie jechało. Jakimś tam kursem z Ligoty do centrum, miałem natchnienie i trochę goniłem, jednocześnie z gracją przechodziłem między dziurami. Na pewnym odcinku przed nami jechało po linii nowe wolmo. 
   Na przednim siedzeniu siedział jakiś facet i podobnie jak opisywałem tego kierowcę do Mikołowa, tu również czułem, że on obsewuje jak prowadzę. Wolmo przed aami po dziurach - standard - ja je omijałem, bo innym torem leciałem. Na przed ostatnim pzystanku gość z tego fotela 3x wychylał sie i patrzał do kabiny, kto prowadzi. Widziałem to kątem oka. To są takie chwile, kiedy jest satysfakcja z wykonywanej pracy. Nie przyglądałem mu się, więc nie wiem czy to jakiś kierowca od nas, czy w ogóle inny kierowca, ale pewnie był zdziwiony stylem prowadzenia. 
   Zmiennikowi, mojemu już byłemu, też trafil się zmiennik, który po dziurach wali, ale to 95% tak jeździ, czego nie umiem zrozumieć. Przeca te układy kierownicze działają teraz lekko. Nie ma więc problemu ze skierowaniem pojazdu tak by ominąć dziury, to nie wiem ocb. 
   Teraz wpadka, pierwsza w tym roku z rozpoczęciem pracy. Otóż, ostatnimi dniami jestem trochę przemęczony. Na swojej linii nie mam godzin, to później mi wypisuje służby po np. 10,30, takie miałem w pn. i wt. Do tego godz. dojazd w jedną, tyleż powrotu, robi się 12,5 h. Spanie i zostaje mało. Miałem rozpocząć o 12:53, a o takiej mam autobusy do pracy. Tzn. cała 23 i 53. Mózg pomylił i miast ułożyć dojazd na 12:53 na garaż ułożył dojazd autobusem 12:53. Jak ustalił tak zrobi i poszło do wykonania. Kontrola nie wyłapała, nadzór też. Przed przystankiem zobaczyłem godz. 12:46 w otoczeniu i dopiero wtedy się kapłem, że zawaliłem. Tel. do dyspo. Pani przekazała, że nie ma kogo wysłać (brak rezerwy) i pojadę opóźniony. Spoko, damy radę. 
   Na zajezdni byłem 15 po wyjeździe. Wóz elektryk. Fajnie... Ostatnio elektrykiem jechałem chyba w styczniu. On podłączony do ładowania, musialem sobie przypomnieć jak to wyłączyć, jego załączyć, wycofać usadowić się i ruszyć. Dyspo dzwoniła czy jadę
- właśnie wyjeżdżam. 
- o to chyba nie ma sensu jechać z takim opóźnieniem. Może Pana gdzieś wstawię. 
   Teraz drobna dygresja. Zajezdnie mają płacone od kilometrów, które wozy przejeżdżają na liniach. Teoretycznie powinno sie zgłaszać wyżej opóźnienia powyżej 15 min. Realnie mało kto dzwoni i zgłasza, bo w szczycie transportowym, w zasadzie wszyscy mają te +15 min i musiałby być zatrudniony osobny człowiek do odbierania dziennie ok. zyliona telefonów. Jeżeli ktoś ma bardzo duże opóźnienie i wyciepnie kółko lub się gdzieś wstawia, to zdejmuje się te kilometry, a zajezdnia nie ma za nie płacone. jest stratna. Wspominałem o tym, przy okazji utknięcia tira pod mostem na Granicznej. 
   Nasza mentalność jest taka, że kierowcy się tym nie przejmują. Wyciepują te km. , całe kółka, a następnie se dziwią, ze zajezdnia nie podnosi wypłat i nie widzą tu korelacji. 
   Ponieważ dyspo też jakoś szczególnie nie chciała uratować km, to wszedłem do akcji i dalsza część konwersacji:
- zrobimy tak. Wpiszę opóźnienie na odejściu +14 min, Pani też wpisze i wilk będzie syty i owca cała. To i tak jest linia (297), gdzie jeździ się stadami, więc... nikt nie zauważy. 
  Załapała i tak zrobiliśmy. Faktycznie na odejściu było +33, a żeby wszystko było ok, to zdupa włączyłem w połowie trasy.  Już wyjeżdżając z zajezdni zastanawiałem się, czy to nie powinno być tak, że w pierwszej kolejności powinni ratować km, a nie rozkład jazdy? Chyba tylko ona tak działa, bo inni dyspo, to raczej ratują km. Jak pracuję tam długo, tak jeszcze mimo znacznych opóźnień, nie wyciepłem ani jednego km. 
   Przechodzi to też, bowiem inaczej niż inni wypisuję karty drogowe. Edki piszą np. tak. 
   Ochojec Szpital. 12:05    Węzłowiec   13:30 (to jest godz. planowego przyj.) a obok + 7 min - korki
  u mnie wygląda to tak:
   Ochojec Szpital 12:05    Węzłowiec    13:53  (bez dodatkowej adnotacji) bo musiałbym napisać np. +23 min, a to by już zwróciło ich uwagę. Gdyby tam było np. +85 to już była by pewnie interwencja. 
   Panie w biurze, jak nie ma innych adnotacji sprawdzają tylko czy wszystkie kursy wykonane i tyle. Godzin już nie tykają. Więc jak jadę np. +90 min to one zaliczają te km jako wykonane i zaj. ma za to płacone. Na tym 297 faktycznie w tym dniu miałem +90 w tym 33 były moje. ale zrobiłem wszystko, co prawda zjechałem na garaż z +85, ale zaj. nie straciła z mojej strony żadnej kasy. U jednych prywaciarzy mają np. karty wydrukowane już z kursami i godzinami planowymi i oni tam nic nie bazgrzą w nich. Efekt - zawsze mają zrobione km, i to zawsze planowo. 


   Wigilia. Na st. mac. dzień jak co dzień. No jest małe rozróżnienie, tradycyjnie pochłaniamy fasolkę po bret z ziemniakami. Tzn. w inne dni roku czasem też ją żremy, ale w ten dzień, na st. mac. od kilku już lat obligatoryjnie. W tym roku była późno, bowiem wstałem dopiero po 12:00, z powodu siedzenia i spożywania do ok. 05:00. Się jakoś zasiedziałem na firmowym DSC. Po za tym miałem w pracy wolne. Obdarowali mnie, w przeciwieństwie do ub. roku 3 dniami wolnymi na święta. Sob. nd. i pn. więc fajnie wyszło. Niedziele spożytkowaliśmy głównie na sprzątanie. Zajrzałem do starych kątów, choć chyba tylko ja wiem o tym, że tam posprzątane. Oprócz tego trochę pograne w gry multi, bo dziś to taki syndrom tych czasów czyli zagospodarowanie czasu wolnego zwłaszcza przez młodzież. O ile osoby starsze jeszcze jakąś równowagę mają między życiem realnym, a wirtualnym, to młodzież już chyba - nie. Do szkoły z komórką w ręce (aktywną), w szkole z komórką, też włączoną i kontaktem z innymi, po szkole podobnie, a w domu do kompa i gier, z łącznością z innymi on-line na kompie i na komórze.
   Na przystanku widziałem kiedyś synka, który miał na kolanach otwarty zeszyt. Częściej chyba sięgał po komórkę do kieszeni i nią się zajmował (odpisywaniem, przeglądaniem), jak czytaniem treści z zeszytu, choć robiło wrażenie, iż chce się czegoś jednak nauczyć. 

   Nie będę przeciągał, bo dziś do pracy iii... znowy wyjazd z zaj. moim wozem. Już sie cieszę. Miała być zmiana na trasie w wozie, który jeździ, ale coś sie tam niby psuje, to podniama. Dzwoni dyspo, że trza być wcześniej z zaj, i pyta jaki wóz? No mój oczywiście.
   Zdj.

   
W komputerze (to dużo napisane) do wyświetlacza mamy takie archiwalne linie lub kierunki. To jedna z takich, kiedyś b. fajnych linii. 
   Narka.

środa, 20 grudnia 2023

Środa #2021

    Wiem, wiem dziura niesamowita, ale tyle sie ostatnio dzieje, ze aż nie mam czasu tego opisywać. Wszystko pochłania czas, a doba ma... (no bez truizmów). Osobną kwestią jest nierównomierność czasu pracy. Nwm. czy pisałem, ale na "mojej" linii nie mam godz. Mam służby po 6,50 i 7,20h przeto muszę nadganiac na innych by mieć normę. Tylko jest później dychotomia, bo np. wczoraj, przedwczoraj po 10,30, do tego dojazd do i z łącznie 2h, to już się robi 12,30h więc całkiem sporo. Zmiana pracy, co niesie za sobą dodtakowe czynności, a doby się nie rozciągnie. 
   Z innych spraw w ciągu życia. Rozmawiam ostatnio z dyspozytorem, to jedyny taki troche z jajem, ale też rozgaenięty i rozmowy z nim są inne jak z pozostałymi, a i on wie, że z drugiej strony "inny" kierowca, przeto podpuszczamy się na wzajem. Ostatnio z nim rozmawiam i on, że zmiana, ale postoju jest tylko 3 min, na co ja, że nie ma problemu, bo kompensuje to sobie wcześniejszym wejściem do pojazdu, i wtedy on:
- słowo kompensuje słyszę drugi raz w życiu. Dziękuuję za przyjemną rozmowę. 
Tu podziekowałem również. 
   Wcześniej kiedys u niego na dyspozytorni, przez okienko się wciągnąłem do środka i patrzę na plany, a on
- co Pan robi?
- zapuszczam żurawia
- a czemu
- bo w autobusach i tramwajach były takie naklejki "zapuść żurawia"
- to może zadaj konkretne pytanie będzie konkretna odpowiedź
- już nie trzeba (bo zobaczyłem na planach co mam na drugi dzień). 
  Wycofałem głowę z nad planów i poszedłem. 

  Inna sytuacja, jadę do przystanku, lekko z góry i widzę ruszającą do biegu lochę, z lochowatą laską. Młodzi, więc pomyślałem, troche Was przegonię. Miałem +3 min w tym miejscu, więc nie by lecieli bo byłem przed czasem wręcz przeciwnie. Jak postanowiłem tak zrobiłem, podgoniłem do przystanku, ale w nim, była 22:15, poczekałem na dobiegającą lochę z koleżanką. Jak wsiedli do wozu, to podobnie jak ja po dłuższym biegu, ledwo dychali. No oni młodzi, to takie coś im się przyda, bo pewnie niewiele mają ruchu w swoim życiu i przeważnie, oprócz dobiegania do autobusu, suną w tempie lodowca po chodnikach i przez zycie. Zastanawiałem się czy w wozie nie dostanie zawału, bo dyszeli strasznie, a wsiedli do 3-ch drzwi, to mimo tego słyszałem to w kabinie. 

  Dopiero z perspektywy czasu widac pewne rzeczy, pewne sprawy, pewne życiowe doznania innych. Otóz, nie jest niczym nowym, nasze mięsniaki-skurwiele si8ę starzeją. Oprócz tego ich życiowe tory się czasami rozwidlają niekoniecznie tak jak oni chcą. To niekoniecznie, jest chyba częściej jak rzadziej. Paradoksalnie będąc branżowcem nie mam takich doznań, żyję jakby liniowo, tzn. niewiele się zmienia, w kreacji naszego życia bierzemy udział my sami, bez żadnego dodatku w postaci laski, żony, partnera etc W związkach to już nie jest takie proste, bo zawiłości, szczególnie w chwili kiedy wychodzą larwy na światło dzienne są tak duże, że ąż strach się bać. My tego, na szczęście nie mamy i dzięki, za takie coś. 
   Sptkałem na wiosce mięśniaka, o dziwo mie skurwiela, któremu życie sie totalnie odwróciło. W zasadzie minęliśmy sie na chodniku. Tzn. on mnie mocno, na prawdę mocno przytulił, ja, nie widzieć czemu, tak jakoś się wyswobodziłem z jego uścisku. I teraz ze mną jest coś nie tak? Zawsze chciałem go przelecieć, chciałem z nim mieć większy kontkakt, przy czym, jak go spotkałem, (tu ważna dygresja) po raz któryś, to jakby się odsunąłem od niego. Oczywiście po wejściu na st. mac. żałowałem, ze nie wziąłem po raz kolejny kontaktu doń, ale z drugiej strony mózg myślał - po co? skoro on nigdy z tego nei skorzystał, to czy na prawdę szczere jest jest stwierdzenie, iż sie skontaktuje i pogada? Jak sie skontaktuje, skoro nawet nie wziął aktualnego nr tel.? Oni faktycznie działają tak, ze zostawią kartę w drzwiach? No raczej - nie. To po co się spinam?
   Wielu mówi, że społeczeństwo jest już nie do uratowania, więc co pozostaje? No wieczór pornioli i rozładowanie napięcia emocjonalnego, po którym juz mi sie mięśniaków nie chce. 
  Zdjęcie (screen).

  Gram ostatnio w symulator stacji Lisków Gł. Niestety na wizji, bo robiłem streama, doszło do wykolejenia składu, tam gdzie izolacje rozjazdów na czerwono (wskazuje to czerwona strzałka). Wpadka na wizji, ale co zrobić. Na następnym odcinku (live na yt) wychodziłem z tej sytuacji ruchowej. 
   W tedeka nie gram, bo we wrześniu chyba podnieśli mi cieśnienie, wiec se na razie, co pewnie potrwa, dałem spokój z nimi. 
   Notak troche surowa, ale brak czasu na dogłębną korektę, więc i tak wypycham ją ze stacji spóźnioną, ale co zrobić....
   Narka.

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Poniedziałek #2020

   Moda jest jednym z przejawów głupoty ludzkiej. Pisałem o tym już kiedyś, że głupkom wciśnie się jakąś modę ubiorową i oni bezmyślnie z niej korzystają. Przetrwała z lata moda na za krótkie spodnie, kończące się ponad kostką (stawem skokowym). Do tego buty "adidaski" lub teraz łyżwy i skarpety stopki. Efekt. Staw skokowy w zimie odsłonięty, goły, a na nim, co wiemy cienka skóra, więc idealne msc. do wychłodzenia tego stawu. No i teraz głupie lemingi, obu płci, bezrefleksyjnie w zimie, przy mrozie ubierają sie modnie robiąc sobie na przyszłość "a kuku". 
   Decyzja co do zmiany pracy podjęta. Czy dobrze robię - nie wiem. To są takie momenty w życiu, kiedy tą/tę (nie wiem) wajchę przekładamy i nie wiemy, co bydzie. Teoretycznie zakłada się, że lepiej, ale jak wiemy różnie z tym bywa. Choć nie zdarzyło się jeszcze, by jakieś wsteczne przełożenie wajchy spowodowało porażkę decyzyjną. Mimo tego zawsze jest taka obawa z tyłu gowy, czy na pewno to dobry ruch. Im sie jest starszym, tym większa stabilność jest pożądana, a tu takie zmiany życiowe. Nie mam jeszcze częstotliwości jak 303, co kwartał new praca.

   Ostatnio, to podobnie jak z młodzieżą samczą, o której pisałem, że nie chce związków, słyszę, że dorosłe związki się po latach rozpadają. 811 mi mówi, że u 800 kroi się rozwód. 374 był w sob. na st. mac. i mówi, ze jego brat dostał od żony pozew, trochę z nienacka, a trochę było już go czuć w powietrzu. U innych sytuacja dość napięta, a za wszystkim w tle stoi kasa, z tego co słyszę w uzasadnieniu. Wzrosła chyba roszczeniowość ludzi. Inne związki, jak kolegi od 374 trwają, bowiem sytuacja jest patowa. Gdyby nie dzieci, to już by dawno się rozeszli, tzn. akurat kolega od 374 zostawiłby ją. Tak, tkwi przy niej, bo znowu kasa z drugiej strony. Trójka dzieci, to alimenty, wynajem swojego mieszkania i nagle robi się sporo potrzebnej kasy, by samemu funkcjonować. Ale sprawa tych rozejść to u ludzi, jeszcze z działającym mózgiem. Ci bezmózgowcy nie są w stanie się rozejść, bo nie potrafią bytować sami. Mimo, wydawać by się mogło z boku, patologicznych sytuacji, trwają w tych związkach dalej, choć już u podstaw widać, że to będzie ciąg porażek i życia w nędzy. Taki 972, sam nie bydzie egzystował, to też, mimo kiedyś mojej propozycji, jednak z nią został. Podobnie dziś 303. Już widać, ze to jest kolejny  beznadziejny związek, a mając jeszcze okazję z tego wyjść, on będzie w tym tkwił, bo sam, po domu dziecka, egzystować nie potrafi. 
   Z 303 miałem kolejną rozmowę tel. i podpytałem go o wiyncyj szczegółów. Otóż larwa miała 23 tyg. Jak spytałem, czemu nie powiedział, to że niby nie mówi o tym innym, ale no sorry, jestem jedną z nielicznych osób, z którą gada, po za obowiązkowymi kontaktami z rodziną. Jednak nawet jak to potwierdził, to po chwili zajął sie dalej zabijaniem na ekranie. Czasem odnoszę wrażenie, że jest dokładnie jak 972. Kopulcja, prokreacja tak, zajmowanie się efektem tych działań (produktem ubocznym seksu)  to już nie. Oczywiście, jak to prawie w filmie "Idiokracja", oni ambitnie chcą sekcję zwłok, by wiedzieć czemu larwa zeszła. U siebie w ogóle nie widzą błędów. To że razem łykali, to nie istotne, to że się napierdalali również, a o kłótniach, co jakby standardem jest u nich, to już nie ma co wspominać. Ale to w/g nich są pewnie zdrowe warunki dla rośnięcia larwy. No przecież generalnie nic się nie dzieje. 
   Po rozmowach z 303 naszła mnie jeszcze jedna refleksja. Otóż w ostatnim akcie wciepowania makulatury do przeźroczystych pudełek, frekwencja była na poziomie 74%. Nie załapał się na to 303, bo ze względu na swoją głupotę, jest wyłączony z mediów społecznościowych, a przez to nie docierają doń materiały wyborcze stymulujące właśnie potrzebę iścia wciepnięcia papierka do pudełka. Jest jakiś % głupoty, która ze względu na swój poziom, nie przetwarza informacji z mediów społecznościowych, przeto nie bierze w nich udziału, to też nie da się do nich dotrzeć, by ich zmanipulować. 
   Reasumując. Połowa zawsze łaziła, bo myśli że coś zmieni, że wciepnięcie papierka do pudełka, to takie rozgrzeszenie samych sobie, 20% to już nowy narybek, manipulowalny medialnie (np. choćby oglądanie sejmu na yt.), a reszta to skrajna głupota, która nie ogarnia nawet własnego podpisu, przeto wyjście do pudełka jest jak załatwienie prostej sprawy w urzędzie - wielkim wyzwaniem, z którym jak nie trzeba, to lepiej się nie stykać, nie ruszać, może samo się rozejdzie po kościach.
  Zdjęcie.

  303 przy łopacie. Odpowiedni mięśniak, na odpowiednim msc. pracy. 
  Narka.

środa, 6 grudnia 2023

Środa #2019

   Dzisiejsze czasy sprzyjają branżowcom. Jadę tram w kato z rynku. Na przystanku kręci się młody synek z jakimś podkładem, czy czymś takim na twarzy. Widać z daleka, ze coś ma naniesionego na twarz. Ubrany jak pedał, acz nie aż tak wyzywająco. Patrzałem na niego i jednocześnie myślałem, jak za moich młodych czasów takie osoby sie musiały szczelnie kryć. Ile energii musiały poświecić, by ich branżowstwo nie wyszło. Jednak część wzroku była kierowana na innych samców, a nie samice. W podstawówce to jakoś przeleciało. W technikum, na szczęście, w klasie były tylko 3 laski, więc patrzenie na innych samców było jakby naturalne. 

  Gram w gry. Nic nowego, ale oprócz grania w gry platformą łączącą graczy jest dziś często DC. Na nim też urzęduję i ostatnio zauważyłem ciekawe zjawisko. Otóż jest sporo graczy (przedział wiekowy naście do 30-ci), którzy mają negatywne zdanie o laskach. Głównie jest to po nieudanych związkach. Ta odmienna sytuacja do tych mi znanych polega na tym, że oni bardzo źle się wypowiadają i jednocześnie nie chcą już następnych związków. Wiem, ktoś od razu pomyśli nic nowego, tak zawsze było. W pierwszej chwili też tak myślałem, ale jest w ich wypowiedziach inne nastawienie, ktore wyczuwam. Ono jest zdeterminowane nie tworzeniem następnego związku i jest to dość trwałe. Tzn. są u nas użytkownicy, którzy pokończyli związki już np. kilka lat wcześniej i trwają w tym postanowieniu. Zmieniło sie też to, że gry sa doskonałą odskocznią od myślenia o nowym związku. Miast przechodzić to na nowo, zapoznawanie się, chodzenie, doprowadzenie do spotkania łóżkowego, to można wejśc w grę, tu rozrywka, przyjemność dla mózgu jest od razu, a w razie W napięcie rozładować ręcznie. 
  Przy okazji nasz dział p.s. wreszcie się uspokoił. Sprzyja temu zima i szczelne ubiory mięśniaków, ale też starzenie się. No ileż można...
   
   Atak białego gówna na weekend spowodował, że dwa dni nie ruszałem się ze st. mac. Nie było takiej potrzeby, a brnięcie w tym białym dziadostwie nie uważam za przyjemne. Nie dość, że nawaliło tego ok. 40 cm, to jeszcze przypierdoliło mrozem. Na szczęście prace uszczelnieniowe na st. mac. w końcu przyniosły zamierzony efekt. Gdyby nie uszkodzenie lewej ręki było by jeszcze lepiej, ale i tak jest bardzo zadowolony z efektu prac, o czym co jakiś czas mówię 979. 
   
   Po zawiezieniu wypowiedzenia z pracy czuję sie już na wylocie. Tzn. w głowie przewala się myśl, że to już ostatnie jazdy na liniach i kolejny etap w życiu się kończy. Krótki epizod, z którego niewiele tu umieściłem relacji. Z jednej strony wydaje się to nieszczególne, bo praca codzienna wygląda mniej więcej tak samo, z drugiej chyba brakuje materiału zdjęciowego, dlatego z 979 umawiam się na film nagrany komórką, z jednej z ostatnich jazd na linii, którą mam (pseudo) na stałe. Równolegle umawiam sie z 374, choć to jego filmowanie pozostawia wiele do życzenia, ale może to przeżyję na zasadzie, że w ogóle coś będzie. Inna sprawa, że nie wiem jak filmuje 979 i nie wiem czy w ogóle coś filmuje (dowiedziałem się - nic nie filmuje, będzie premiera). 
   Na większości linii z automatu mam włączony tryb żółwia. Chyba biję rekordy w opóźnieniach, ale też zwisa mi to. Nie ma się co spinać, bo i po co? Jadąc do zajezdni zawieźć wypowiedzenie wsiadłem w drodze do naszego wozu prowadzonego przez młodą kobietę. Uszkodziła go wjeżdżając, a w zasadzie opierając się na małym dostawczaku. Efekt - stłuczona przednia prawa szyba w solarisie, przesunięta pierwsza połówka drzwi. Koszt, lekko ponad 5 tysi, a jeżeli mnie za lusterko skroili 2 k, to ją za te uszkodzenia ok. 10 k. No i ona bez ubezpieczenia, czyli płaci z ręki. Różnica polega na tym, że ja bym to z ręki zapłacił, a nie sądzę, że ona ma tyle odłożone. Stąd też zachowawczo tryb żółwia, by do końca m-ca dojeździć i niczego nie narobić.
   Po raz kolejny w życiu przekładam wajchę i kieruję sie na inny tor. Nie wiadomo jak będzie na tym nowym torze jazda się odbywała. Można by książkę napisać, ile to razy tą wajchę przekładałem sobie sam, ile to razy inni mi ją przekładali. Natomiast jest zasadnicza różnica. To już druga zmiana, która odbywa sie bez udziału działu ps. W zasadzie dotychczas, ten brał udział w prawie wszystkich zmianach i to dość znaczący. Trudno dziś pisać, że te zmiany nie były dobre, bo dział ps. miał to co chciał, a mnie jakoś udało się przecież przeżyć. W końcu jest to istotny dział w naszym życiu, a przynajmniej przez większość niego. 
   
   Wpierw było info od 302, że larwa od 303 ma jakiś defekt. W nd na st. mac. wszedł 972 i mówi, że ta larwa od 303 padła. Urodziła sie w 5-tym m-cu i nie udało sie jej utrzymać. 972 nawet chciał w robocie dostać 2 dni okolicznościowego, ale wytłumaczyłem mu, że to nie to pokrewieństwo. 
  We wtorek rozmawiam z 303 przez tel. Podpytuje co dzieje. Otóż ma new pracę. W poprzedniej jakieś (w/g niego) pedalskie zachowania były, nie wytrzymał i pewnego dnia, jak to mięśniaki-skurwiel po prostu wyszedł. Niby dostał ostatnią wypłatę, ale czy całą, czy część, tego nie wiadomo, bo 303 nie umie liczyć. Obecnie ma już, w ciągu roku, 4-tą pracę przy składaniu nadbudówek do samochodów dostawczych. Pracuje z jakimś Białorusinem. Oczywiście w pracy najważniejsze są jaja, ja te są, to jest dobrze. Samo wykonywanie pracy jest jakby rzeczą wtórną. Nadal gra w gry i to w zasadzie tyle co udało się od niego wyciagnąć. Mało, bowiem jest jednodrożny. Jak odpisuje komuś na necie, to już nie koduje co się doń mówi. Jak ze mną mówi, to na necie nie jest w stanie pisać, mózg tego nie przetworzy. 
   Wracając do larwy, to jak powiedziała 811 chyba dobrze sie stało. On, ani ona nie zapewnili by odpowiedniej opieki, jeżeli larwa faktycznie miała by dysfunkcje ruchowe, a tym bardziej umysłowe. Na wcześniejsze jej wyjście mogły mieć wpływ ich zachowania. Przypomnę, razem pili, napierdalali się prowadzili/dzą niezdrowy tryb życia chyba nieszczególnie zdając sobie z tego sprawę. 
   Więc 303 o larwie nie powiedział nic. Czemu? 
   W następnej rozmowie podpytam go co z nią, a później czemu nie powiedział wcześniej. 
   Ok. tyle, bo pora poprzetaczać się po mieście. 
   Zdjęcie. 

  Zbliżają sie święta i sylwester, to po kolejowemu określenia (w sumie dla nie wtajemniczonych tajniackie), co dzieje z drugiej strony. Ponoć nawet opatentowane.
   Narka.