czwartek, 28 marca 2024

Wtorek #2034

   Fajna wtopa. Wydawało mi się, że opublikowałem, stąd w tytule je wtorek. Dziś patrzę, a tu lipa. Naprawiliśmy błąd.    

   Oglądamy filmy, większość to czyni. I teraz, które robią na nas wrażenie? Na mnie te, które mają w sobie to coś. Ten przekaz, tą specyficzną grę aktorską, ten scenariusz. Wydaje się być proste, ale...., no właśnie. Ale ile takich filmów ma to coś... Niewiele. To podobnie jak porniole. Jest ich zylion. Ile z nich robi na nas wrażenie? Kiedyś opisywałem, aż żałuję, że nie zgrałem tego  porniola, w którym aktorzy przez 20 czy nawet wiyncyj minut odtwarzali scenę przed kamerą, która to kręciła z ręki bez montażu. Sami aktorzy średnio i może dlatego nie mam tego ściągniętego, ale realizacja, to nagranie tego z ręki bez montażu pamiętam do dziś. Niewiele się tam działo, standard, ale właśnie to nakręcenie tego bez cięć, bez dubli, po prostu live i to uczucie tych aktorów do siebie, które było widoczne, to robiło wrażenie. Dziś żałuję, że nie mam tego w bazie, bo to perełka była wśród innych masowych produkcji.
   I teraz co do filmów pełnoekranowych. Jest w zasadzie podobnie. Niewiele produkcji, przynajmniej u mnie zasługuje na zapamiętanie. Zdecydowana większość jest miałka, bez jakiegoś wyrazu. By ukazać różnicę może przykład. Nie jest to jakaś górnolotna produkcja, ale taki film Venom. W dziedzinie nic nowego, a jednak udało się zgrabnie połączyć science-fiction z komedią. Dobry scenariusz, dobrze zagrane, dobrze zmontowane wyróżniające się.
   Można by wrócić do pewnego listopada, kiedy miałem wykupiony dostęp do outfilm. Obejrzałem wtedy jakieś 90 filmów. Wiem masówka. Opisywałem to na blogu, w tym niektóre produkcje. Do dziś z tych ok. 90 filmów utkwiło mi.... czekajcie...., pomyślę...., no...., jeden. Jeden, o którym pisałem, jeden, który bym chętnie obejrzał drugi raz. Rozumiecie? Jeden z ok. 90 filmów. To ten film drogi, w którym aktor, bohater, wynajmuje do podróży samochodem osobę sprzedajacą swoje ciało i wyruszają w podróż. Konwencjonalny scenariusz, jakich bylo sporo, ale ten szczegóhie był napisany, zagrany, z ciekawym zakończeniem. 
   I tak se myślę, że oglądam te seriale, filmy poszukując podobnych produkcji, które zwrócą moją uwagę tym czymś. Czymś innym niż konwencja. Czymś co jest wynikiem wielu czynników jednocześnie, splotem okoliczności, które sprawiają, że mają w sobie to wow. To nie chodzi o to, że są ładni aktorzy i tyle.
   Ile razy pisałem o tym, że są ładni aktorzy, a film spierdolony. Zły scenariusz, zły montaż, złe oświetlenie ogólnie do dupy. Czasem natykam sie na takie filmy i... no przecież to oglądałem. Krótka refleksja - czemu nie zapamiętałem? Bylejakość produkcji, która niczym wśród innych się nie wyróżnia. Historia może być prosta, banalna, ale ciekawie opowiedziana i robić wrażenie. Guliamo i bracia do stołu, czy jak to tam było. Przemytnik Clinta Eastwooda, Twoje imię wyryte jest we mnie, Miłość jest jak opadające płatki kwiatów, Brockeback Mountain (te przyszly mi pierwsze do gowy). Oczywiście tu wchodzą jeszcze gusta i specyficzny odbiór. 
   Z drugiej strony widzimy produkcje, w których na siłę coś się robi. Też o tym pisałem. Np. sceny miłosne. Ok. one są jakby uzupełnieniem scenariusza, ale jak aktorzy całują się i jednocześnie mają grymas twarzy, do tego miny jakby mieli za chwilę heftnąć, to sorry, ale takiej sceny bym nie puścił. Albo to zagrają normalnie, albo to czymś innym zastąpię. Tu od razu mi przychodzi z czeluści pamięci film Piękny i drań. Dało się? Dało się! Bez sceny zbliżenia, bez sceny łóżkowej udało się zrobić dobry, nawet ponad przeciętny dla mnie film. Oni się tam ani razu nie pocałowali, ani razu nie widzieliśmy obu głównych aktorów w negliżu, a jednak historia opowiedziana, zagrana, sfilmowana, że robi wrażenie. Wiem, że w światku filmowym to średnio przechodzi, ale też już jestem stary i wiem, że to co przechodzi w światku filmowym to w części polityka, znajomości, układy etc. Jak w innych działach. Takie kółka wzajemnej adoracji. Czasem coś tam przez nie przejdzie pod naporem czasu, mody czy innych układów. Nie wiem czy pod to można podciagnąć Brockeback Mountain, ale coś mi się wydaje, ze na rosnącej fali branżowstwa, ten film wypłynął. Jest dobry, co zresztą pisałem, nie abym miał coś do niego, ale z perspektywy wydaje mi się, że okoliczności mu pomogły. I to jest właśnie (ten film) przykład, w którym sceny miłości zostały zagrane dobrze, a przynajmniej nie utkwiły mi obrazy w których aktorzy się np. całują i jednocześnie wykrzywia im pół ryja, bo myślą o tym, że całują drugiego faceta, choć są heterykami. 
   I teraz czemu w ogóle o tym piszę, czemu wracam do tematu po raz któryś (już pewnie). Otóż po obejrzeniu młodych Książąt, produkcji szwedzkiej, w proponowanych do obejrzenia był sierial Smiley. Hmm, po włączeniu od razu reflekcja - kiedyś już to oglądałem, ale to jest przykład jak można zrobić coś pospolitego, coś nie pozostającego w pamięci (oprócz tego, że zaliczone) coś miałkiego. Choć jeden z głównych aktorów Carlos Cuevas bardzo ładny
 (zdj. to screen z tego serialu)
, to jednak nie wystarczy do napędzenia produkcji. Już bardziej z nim zapamiętałem poprzednią produkcję Merli kiedy wcielał się w rolę studenta na uczelni na początku niechętnie podchodzącego do nauki i zajęć, stopniowo angażując się w zajęcia, na miarę możliwości. W Smiley jest treść odnośnie głównego bohatera, ale chyba zbyt dużo zrobiono na siłę wątków pobocznych, które rozmywają zasadniczy.

   No i życia bieżącego st. mac. 272 jest niestabilny emocjonalnie, życiowo nieudolny, a czy społecznie przydatny - nie wiem. To jego wejście na st. mac. to jak sinusoida. Już prawie, już prawie, po czym cisza przez kilka dni. Znowu już prawie, bo coś tam, coś tam i zaś cisza. Co raz bardziej skłaniam się do rozwiązania drogi przebiegu w stacji i zatrzymania go pod wjazdowym, ewentualnie zadzwonienie do sąsiedniej stacji by go w ogóle nie wyprawiali. Myślę nad tym ile jest plusów jego przebywania tu, ile minusów i jaki będzie tego bilans, skoro on tak funkcjonuje dotychczasowo, to przeca nagle się nie zmieni. To nie ten wiek. Co innego 979, na którego mogłem lata oddziaływać z pozytywnym skutkiem. Myślę, że jeszcze jeden taki nr 272 wywinie, że zajmie szlak, po czym nań nie wejdzie, to mu przekażę, że stacja go nie biere. 

czwartek, 21 marca 2024

Czwartek #2033

   Jako że z nim coś robię, to trza mu nadać numer. Skład otrzymał nr 272, co, jeżeli ktoś się wgłębiał, nie jest losowym nr-em. 
   272 skoro je z wiochy, to pewne wartości, jakie kiedyś przyjął nadal w nim funkcjonują. Rozmawiam z nim trochę, by lepiej poznać jego przeszłość i ewentualnie nakierować go na przyszłość. Jak typowy mięśniak-głuptak z wioski wpojono mu, że kobietę trza w domu utrzymać, w sensie łożyć na nią. Ponieważ on dotychczas stałych zajęć zarobkowych sie nie imał, to kasa była, tu wchodzi też jego wiek, lub jej nie było. To nie było występowało rzadziej, to też kobieta, jakaś tam, przy nim była. Z tego co mówił utrzymanie jej kosztowało ok. 3k m-nie. No qrwa pięknie. Ale jak to 3k się skończyło to laska też się skończyła u niego i zawinęła się w długą. Wiem napisałem to prosto, ale pewnie jeszcze mu wygarnęła to i owo na uzasadnienie swojego zniknięcia. 
   To jest w ogóle ciekawe, jak nadal te mięśniaki-głuptaki są sterowalne przez jakiś tam pseudo lokalnych przywódców, tych większych mięśniaków-skurwieli. Pisałem to przy okazji 303 i innych, i tych wlep z klubu piłkarskiego. Nawet to powiedziałem 303, że to taki odruch sprowadzony do znaczenia przez psy swojego terenu. Pies (nie suka) jak chodzi, to podlewa drzewka, krzaczki, naroża budynków i inne specyficzne msc. - znaczy teren. Teraz te młode nastoletnie mięśniaki-głuptaki dokładnie tak samo znaczą teren wlepami z klubu piłkarskiego za który dali by się... (nie będę używał słowa klucza, wiemy ocb.) To się niczym nie różni, może po za tym, że wlepy nie dają zapachu. Oni nie mając jakiś zajęć terenowych, chętnie przystają do "kibicowania" klubowi, bo co mają innego robić. Jest to jakaś społeczność na podobnym poziomie umysłowym, jest przywódca, który nimi steruje, więc w zasadzie jest ok. Są okresowe spotkania w większym gronie, w mniejszym częściej, bo łatwiej zebrać małą grupkę. 
   Ok. bo dygresją trochę odpadliśmy. 272 tu się w zasadzie prawie niczym nie różni, oprócz czasowego wypłynięcia na szerokie wody. Gdyby jeszcze miał przy sobie jakiegoś normalnego doradcę to ok, to wypłynięcie z czasem, może było by płynięciem jednostką na miarę możliwości dotychczasowych i przyszłościowych. Problem, co widzę, był, że takowego doradcy nie miał. Standardowo. Kasa była, łatwo przyszła, łatwo poszła, teraz się wyzerował i w zasadzie, co sam mówi, startuje od nowa. 
   Powiedziałem mu, że brzmi trochę śmiesznie, bo jego koledzy (chodzi o kolegów wiekowych z wioski, których zna) są już ustabilizowani i to mocno, i mało który startuje od zera. Pominę tu 172, który jak wyjdzie również będzie startował od zera, a jest starszy od 272. 
   Teraz czy da się wykorzenić z niego, wartości jakie mu wpojono we wiosce, bo z nimi daleko nie zajdzie. Z jednej strony wyłamywał się w pewnym stopniu z nich, chodząc kiedyś tam w różu, ale z drugiej, skoro mi to po ponad dekadzie dalej mówi, tzn., że one dalej w nim tkwią, a program naprawczy, jeżeli nastąpi, nie przewiduje dalszego bujania sie z nimi. Rozmowy (trzy) z nim przeprowadziłem, następne chyba będą. 
   Jeszcze wrócę do pierwszego spotkania z nim. Jak pisałem trochę popłynąłem. Później mi powiedział, przy drugim spotkaniu, że gdzieś tam się przewinął w koszulce na ramiączkach i ktoś się pytał o ślady na plecach. Na drugim spotkaniu, również trochę się polało, ale zarejestrowałem, że zrobiłem mu ślady, a nadto za 2 dni miał mieć występ dla lasek (notka roboczo była pisana wcześniej) docelowo bez ubrań, to musiałem se wziąć na wstrzymanie i w sumie zbiorników nie opróżniłem. 
    Coś nie umiem, choć to dziwne, się przy nim odblokować. Pojechaliśmy do mieszkania 824, które okresowo, raz w m-cu lub częściej, jak wypadnie z grafika, doglądam. Zawsze chciałem to z kimś tam zrobić. Poszliśmy do wanny. Niestety 824 ma małą wanne, którą kiedyś opisywałem. Już prawie było blisko, ale... nosz qrwa... Fiasko. Wpłynęło kila czynników w tym jeden, którego bardzo nie lubię - czynnik czasowy. Ten od drezyn kolejowych, akurat przyjechał do mnie totalnym cufalem na nocleg, był umówiony na wejście na st. mac. ok.20:00. I tak z mieszkania 824 wyszliśmy na styk i faktycznie gdybym przeciągnął, to była by kapa. No cóż... Kiedyś się odblokuje, ale co mu powiedziałem, może być przewalone dla niego. Bo jeżeli tylko udaje, to wyczuję. mam już doświadczenie. 

    Nie ma to jak mieszkać w bloku i mieć sąsiadów z dwu stron. W ciągu jednej nocy, jedna sąsiadka coś tam pochłonęła chemicznego. Kiedyś brała częściej, teraz sie jakoś uspokoiło, ale noc, w której śpiewała do ok. 01:30 później chyba zasnąłem. Druga z drugiej strony dzieci w wieku przedszkolnym. Ok. 06:30 ruszyły bajeczki w TV dla dzieci, puszczone tak jakby one były głuchonieme. Uspokoiło się, jak wszyscy się rozleźli i... obudziłem się o 11:55. Popołudniówki są jednak dobre, a możliwość dania organizmowi samoregulacji też. Fakt, znaczna część dnia poleciała w pizdu, ale przynajmniej normalnie funkcjonuję. 

   Wiem, notki idą jak krew z nosa i nie wiem czy coś z tym w najbliższym czasie zrobię. Na razie jest jak jest. 
   Narka.

wtorek, 12 marca 2024

Wtorek #2032

   Qrwa, ja pierdolę, ale przegiąłem z  brakiem notki, ale już śpieszę z wyjaśnieniami, a przynajmniej z ważniejszymi wydarzeniami.    
  Jak zwykle potrzebna jest dawka historii z wioski. Otóż, lata temu, spotkałem się w jego mieszkaniu z pewnym bardzo ładnym mięśniakiem  z wioski. Z racji tego, że lubię obserwować życie dalsze ładnych mięśniaków on również był w polu zainteresowania. W trakcie jego życia zaobserwowałem różne dziwne zdarzenia, które zastanawiały mnie na ile on je branżowy. Otóż w wieku ok. 20 lat chodził, kiedy to jeszcze we wiosce było dość kontrowersyjne w różu. Później pojechał za południową granicę i tam też jakieś dziwne zachowania jego zaczęły do mnie napływać. Przewinął się m.in. przez sferę kościelną za płd. granicą. Ostatni raz, przed widzeniami w tym roku widziałem go jakieś 2 lata temu, gdy pojechałem do biura pracy z 824, Gdy wracaliśmy na przystanku wsiedliśmy do pierwszego tramwaju, a on z kimś (dziś nie pamiętam z kim) wsiadał do drugiego tramwaju. Było lato, on w koszulce na ramiączkach zajebiście wyglądający. Nawet zwróciłem uwagę, ze motorowy z drugiego tramwaju bacznie mu się przygląda, co jakby sugerowało jakiś stopień branżowstwa. Pomijam już, że na przystanku wiele osób mu się przyglądało. 
   W tym roku (styczeń) spotkałem go kiedyś wracając z nowej pracy. Wymieniliśmy się nr tel. wcześniej gadając chyba z 15 min i tyle Ucichło, ale dla mnie to nic nowego. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na koniec lutego odezwał się, że chce przyjść i ma sprawę. No ok. zgodziłem się, bo czemużby nie, ale na to jego przyjście dawałem 50%, bowiem z mięśniakami-głuptakami tak już je. Przyszedł. Jak to bywa, jako polepszać rozmowy pojawiło się alko. W trakcie rozmowy okazało się, że chce, bym mu zrobił zdjęcia, w zasadzie bez ubrań do jednej z agencji, przez które się przewinął w swoim życiu. Ok. postanowiłem mu zdj. zrobić, choć jak za nie zabraliśmy się, to już sie trochę polało. Mimo tego, zmontowałem prowizoryczne studio zdjęciowe i on się ustawiał, ja korygowałem i robiłem jego tel. foty. Nie widziałem ich do dziś, ale ponoć wyszły nieźle. Postaram się kiedyś te zdj. obejrzeć, dla sprawdzenia, jak mi to wyszło. Po zdj. doszło do rozmowy, że on może coś ze mną zrobić, bo jest chętny. 
   Pomyślałem ok., ale zaczęła się rozmowa nt. moich potrzeb, tego co preferuję, a także tego co oczekuję od niego. Pytałem się również czy miał jakieś wspomnienia czegoś czego nie chciał, a co się wydarzyło, ale nie powiedział. Nie udało się tego od niego wyciągnąć, tu u niego jego hamulce działały nadwyraz dobrze mimo tego ile się polało. W trakcie rozmowy dalej się lało. Ponieważ generalnie niewiele łykam, to też małe dawki na mnie działają i po jakimś już czasie miałem koordynację ruchową lekko zwaloną. Na niego tez już zaczęło działać, a od tego działania zaczął się rozbierać. Mnie już dużo nie brakowało i przeszedłem do działań, skoro on się porozbierał. Może gdyby nie ta AI to opisałbym więcej szczegółów, ale mam jakieś obawy. Mnie z leksza puściły hamulce i w krótkim czasie przerobiłem znaczną część tego, do czego dochodziło z lokalnymi mięśniakami. Stało się to, ponieważ on w rozmowie powiedział, że robi to i z dziurawcami i pałkarzami. To mnie nakręciło jeszcze bardziej. Wstępne info ode mnie, czego oczekuję, też przyjął i to w zasadzie wystarczyło do poluzowania hamulcy. Już jak wyprawiał się ze st. mac. mnie się włączył kac moralny. Niby mówił, że wszystko ok, ale brałem to jako takie gadanie. Alko i poprzednie uwalanie działu p.s. zrobiły swoje. Nim zbiorniki zostały opróżnione, on został w zasadzie poważnie zmęczony. Miałem nadzieję, ze wyłączył mu się rejestrator i części z tego nie będzie pamiętał, bo mnie się też pewne dziury pojawiły. W zasadzie to odbyło się to jak kiedyś ze 172 kiedy pojawiły się problemy z opróżnieniem zbiorników i w krótkim czasie przerobiłem na nim ileś pozycji i też mocno go zmęczyłem, gdzieś to, jak pamietam, opisywałem.
   Kac moralny, bowiem dział p.s. zgłaszał - to je pewnie jednorazowe, to co się szczypać... I o ile na początku jeszcze jakieś hamulce trzymały, to później była już jazda bez trzymanki. Zakończyłem pozycją, którą kiedyś robiłem z 977. Ponieważ z 977 było normalnie, to paradoksalnie więcej pamietam, z tej pozycji z 977, choć to lata temu było, niż tej samej pozycji z nim teraz. 
   No cóż, skład odszedł ze st. mac., a mnie pozostało wyglebienie i po wyspaniu przetrawienie tego co zaszło. Nim jednak zasnąłem już miałem dylemat. Z powodu tego ile się polało, rejestrator nie pracował prawidłowo i praktycznie nie zachowały się obrazy tego co zaszło, choćby pod kątem przyszłego opróżniania zbiorników. Nie wiem, nie pamiętam, czy kiedyś już tak było, ale leżałem i myślałem - jak już nie przyjdzie więcej, to będzie kapa. Tyle się wydarzyło i nie zarejestrowane. No cóż... 

    Z innych spraw. Popołudniówki i zawirowania w firmie wirtualnej w grze, w której jestem szefem, też zjadają resztki wolnego czasu. Do tego bieżące zajęcia i w zasadzie tyle wystarczyło, by notka ciągle była do przerobienia. Myśl o wpisie pojawiała sie non-stop, ale właśnie..., kiedy to zrobić. Co planowałem, to wiecznie coś nie tak. 
    Ok. Tyle i bez zdjęcia, bo zaś się będę z tym srał i nie wypchnę tego ze st. mac. Idzie bez większej korekty. 
    Narka.