piątek, 28 sierpnia 2020

Piątek #1703

    Wracałem wczoraj od 824 i w autobusie takie ciasteczko jechało, że aż musiałem się bliżej przysunąć by mieć lepszy widok. I wszystko było by ok, gdyby nie to, że, co pisałem ostatnio, brakowało trochę wyćwiczenia. Trza by go było wysłać na siłownię na dwa m-ce dla podrasowania. Ale ogólnie potencjał duży. Ale to i tak rodzynek, wśród całej masy bezkształtniaków. Taki z bardzo małym zarostem, opalony, długa umięśniona szyja wbijająca się w szczupłą sylwetkę, jak u 979. Było widać, że w pasie szczupły, co nawet przez koszulkę miło korelowało z trochę większą klatą. Znak - nie kloc. Ręce średnio umięśnione, nad nimi by trza popracować, bo u 979, 172, 975, 222 to są zajebiste. Nogi ok. i to co pisałem, akurat łydki u niego spełniały wymogi. Wiek, tak ok. 19, 22 lat. Ubrany w szarą koszulkę z krótkim rękawkiem, z naciągniętym dekoltem, przeto było widać część chudej, acz ładnej klaty, krótkie spodenki do połowy uda. No było na co popatrzeć. 
    U 824 standard. Do lodówki mojego wzrostu, choć mieszka sam, nie da się wcisnąć nawet 3-ch bułek, czy małego chleba, ale siedząc u niego, rozmawiając z nim, słuchać go, co jakiś czas mówiłem sam do siebie:
- ten mózg nie działa poprawnie, jest uszkodzony.
   Dzięki temu powstrzymywałem się przed komentarzami, dygresjami itp. 
   Ale i tak nie wytrzymałem, bo jak wszedłem to stacja radiowa, w której nagrania typu: trala la, trala la, raz dwa trzy głupiejmy, hej, hej, hej, radośnie debilniejmy. 
   Po trzecim nagraniu wyłączyłem i puściłem TV, na bardziej ambitny kanał, by mój mózg się nie zważył, bo już było na granicy. 
   Nie wiem co będzie dalej, pewnie gorzej, ale boję się. Boję się tego co będzie, jak na to reagować, nie mam doświadczenia, a na kilku sprawach, w których nie miałem doświadczenia już poległem, przejechałem się, wyleciałem w kosmos. Tu następna się szykuje i..., z jednej strony już mi się nie chce, a z drugiej pozostanie to na mnie. To ja będę musiał podjąć ważne decyzje, nakierować sprawę, zająć stanowisko. 
   811 powiedziała mi, nie wiem czy pisałem, że umieszczenie w domu starców to 2 lata procedur. Wygląda na to, że powinieniem sprawę ruszyć już, ale boję się, nie chce mi się, obawiam się i nie wiem co jeszcze napisać, a czas leci i leci, a u 824 zmiany się dzieją i zachodzą nieodwracalnie. Przecież tam dziennie leci od rana do wieczora "trala lala, trala lala, raz dwa trzy głupiejmy, hej, hej, hej, radośnie debilniejmy", do tego jeszcze nieustanne filmy o zwierzątkach, w podobnym tonie, czy wydźwięku. I tego już nie da się zmienić. 
   To podobnie jak na st. mac. kiedyś stacjonowal 172 i oglądał seriale typu "Dlaczego ja", "Zdrady" i pochodne. W 4-ym dniu to wyłączyłem, bo powiedziałem mu, że mój mózg tego nie wytrzyma i by to oglądał bez mojego udziału. Ale jak takie coś przeforsować u 824, a po za tym, z powodu katowania się tymi treściami od lat, nagłe odcięcie ich to będzie dramat. Podobnie jak alkoholika odcięcie nagle od alko. Reakcja odstawieniowa gwarantowana. Właśnie, muszę z 979 pogadać na ten temat jak to u niego było. 
   Na weekend nic nie będę pisał, bo wyjazd w góry. Relacja już po powrocie. 

   Pisałem ostatnio o średnim "małym" skurwielu od 972 i jest postęp. Był w czwartek i stwierdził, że jednak szkoła gastronomiczna odpada, praktyki w Mysłowicach też. Udało się wyperswadować . No w tym to przynajmniej mamy doświadczenie, bo tyle składów się przewinęło przez st. mac., że...
   Dziś był, bo trza mu praktyki poszukać w zawadzie mechanika samochodowego. Uruchomiłem jedną znajomość, poszukałem na necie adresów w okolicach, wskazałem kilka warsztatów. Oczywiście wszystko za 5 dwunasta. Aż dziwne, że przecież siedzą całymi dniami w telefonach, to oni powinni być sprawniejsi ode mnie w takich poszukiwaniach, ale chyba tylko zabijają na ekranie i nieustannie piszą do siebie:
- hej, co słychać,
- a nic, 
- a co robisz, 
- nic, a Ty, 
- też nic, 
- wychodzisz
- a nie wiem
- no poć na plac
- chwila....
   I to tak leci przez cały dzień zajmując kilka godzin codziennie na bezsensowny przekaz treści, co można by było telefonicznie załatwić w jednej rozmowie. No ale jakiś wypełniacz dnia być musi. 

   No i jeszcze o szczurzycy, której już nie ma, a która stacjonowała w kuchni. Jeszcze przez kilka dni wchodziłem do kuchni z odruchem by jej nie wystraszyć czasem przy punkcie żywieniowym, bo po co ma dostawać zawału. Wchodziłem i odwracałem głowę czy nie je lub pije ze spodeczka. Dwie pozostałe widzę do kuchni nie chodzą. Po przyjeździe z gór, chyba zacznę sprzątać bardziej w kuchni, po trzyletnim pobycie szczurów w niewyobrażalnej dla przeciętnego zjadacza ilości. Nawet 979 nie wierzył we mnie, że uda się sytuację opanować. A jednak bez jakiś idiotycznych pomysłów, by wysypać trutkę udało się opanować. 
  
   Oki, trza kończyć, bo południe, a jeszcze nie spakowany, a znając życie 979 będzie za jakiś czas ujadać, co do qrwy robiłem tyle czasu na st. mac.?
   Zdjącia.
Semafor drogowskazowy D610/m stacji towarowej Tarnowskie Góry. (nie wiem czy istnieje dziś)
Obrotnica w lokomotywowni Tarnowskie Góry, też nie wiem czy jeszcze istnieje, bo zdjęcie z przed dekady chyba. 
Wagony akcji socjalnej na terenie lokomotywowni w T.G. To były czasy. Zapinało się takie wagony w maju i jechały do Kołobrzegu, Łeby, Ustronia Morskiego i tam stały do października. Następnie zwoziło się do lokomotywowni macierzystej i zimowały w niej do kolejnego lata. Na miejscu podpinało się je do prądu, wody i pracownicy mieli tanie wczasy zakładowe. Już tańszych i wygodnych być nie mogło. 
Właściwie każda lokomotywownia pozaklasowa miała takie wagony. Kiedyś byłem w Kołobrzegu, to tor przeznaczony dla takich wagonów był cały pełny aż do stacji. A dziś? Dziś musimy bulić krocie by załapać się na jakiś nocleg. Tylko nocleg, bo przecież w ciągu dnia, to realnie prawie nikogo w tych wagonach nie było, więc chodziło o nocleg wygodny, w pomieszczeniu, odpornym na opady atmosferyczne, warunki atmosferyczne. No lepiej jak w namiocie, a cena pewnie było jeszcze niższa. No cóż. Kapitalizm w imię zysku, zysku, zysku zniszczył wszystko co było tanie. Najważniejsze wyssać całą kasę od tłuszczy. Nich nie ma nic, a najlepiej jeszcze się zadłuży. 
   Echh. Zbieram się pakować w góry. To jeszcze jeden z nielicznych ośrodków branżowych do którego jedziemy, więc noclegi mają być tanie. 
   Narka.

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Poniedziałek #1702

    Pojechałem wczoraj do parku chorzowskiego. Kilka czynników się na to złożyło. Mało się ruszam ze st. mac. ostatnio. Za dużo siedzę przy kompie, gały już dają znać - oj, qrwa, przeginasz (doraźnie zacząłem żreć marchew i ograniczam siedzenie przy), lato się kończy i być może ostatni taki ciepły weekend. 
   Trasa właściwie stała, przez dworzec kolejowy w Ch-wie Mieście, bo trudno bym o niego nie zahaczył. Udało się, bo oprócz samych torów, stał skład cystern z lotosu i jechał KŚ do Oświęcimia na kiblu (EN57- coś tam). Odgłosy stukotu, a trzeba wiedzieć, że st. Ch-ów M-to ma bardzo stare torowisko, które doraźnie od lat jest reanimowane przez wymianę podkładów drewnianych, a generalnie czeka na remont linii 131. 
  W parku nawet pełno. Od razu refleksja, o której myślałem już w drodze do parku, mijając młodych i nie tylko ludzi. Lato, to wiadomo jedynymi częściami ciała odkrytymi u samców to przedramienia i łydy. Otóż obserwacja tych drugich przynosi fatalne wnioski. Wiekowo do ok. 22-25 lat generalnie jest do dupy. U zdecydowanej większości te mięśnie nie są w ogóle wykształcone. Jest to jakaś masa mięsa nie przypominająca wyglądem mięśnia, jaki zawsze mi się w tym miejscu kojarzył. Już prędzej u roczników powyżej 25, a tak od 30 wzwyż, paradoksalnie, widać dobrze wyrzeźbione mięśnie łydek. Jak nic jest to objaw cywilizacyjny. Nie chodzimy, nie biegamy, mniej się ruszamy, albo ewentualny ruch zamieniamy na ele. hulajnogi, ele. deski do jeżdżenia, ele. rowery. Tu autem, tam komunikacją miejską, tu TV, tu komp, tu komórka - bezruch nadszedł. 
   Teraz dlaczego u roczników powyżej 25 ten mięsień występuje częściej niż u młodszych. Wydaje mi się, że tu rolę odgrywa postęp cywilizacyjny. Dekadę temu jeszcze nie było ele. hulajnog, ele. desek, smartfonów, które niektórych już uwiązały do siebie. Dostępność aut, przez jeszcze niskie wtedy zarobki była mniejsza. Reasumując jeszcze ruszaliśmy się. Po za tym ten mięsień ulega małym zmianom w czasie życia, podobnie jak przedramię. Mimo, iż można dostać brzucha w trakcie kilku lat, ogólnie przybrać, to przedramię i łydka dość długo opiera się zmianom, to też zadziwiająco dużo ładnych łydek było u samców starszych, powyżej 25, a już powyżej 30 to większość była ładna, odwrotnie proporcjonalnie do roczników poniżej 22 lat. 
   Już to kiedyś pisałem. Współczuję laskom naście i trochę wzwyż, bo przestaje być w kim wybierać. Same kloce, bezkształtne masy, poruszające się z wolna z komórkami w rękach po ulicach. I jakby komuś się wydawało, że to nie będzie ciążyć w dalszym życiu, to niestety - będzie. Wyobraźmy sobie np. dzisiejszego 17 latka klocowatego, który łamie jedną nogę za 10 lat. Mięśnie nóg nie wykształcone, mięśnie rąk nie wykształcone, barków też. I teraz taka osoba chce się poruszać o tzw. kulach. Ile przejdzie na nich? Po jakim czasie jedna sprawna noga powie - przerwa, qrwa dalej nie idę nie mam już wiyncyj sił. Albo ręce z barkami. To samo, po jakim czasie dojdzie taka sama informacja do mózgu, że już dalej nie. 
   Miałem w swojej historii dwa razy zwichnięty staw skokowy. Na kulach poruszałem się wszędzie, wręcz biegałem. Wejście do tram typu 102 N, 105 Na bezproblemowe, zejście jeszcze bardziej. Poruszałem się w tempie idących obok, a czasem nawet szybciej. A dziś, czy za parę lat, jak te kloce będą się poruszać? Czy osiądą w domach z komórkami lub przy komputerach. Nie ma u nich bazy mięśniowej. Nie wykształcona do 20 lat, a już góra do 25 już się nie wykształci. To podobnie jak mózg. Też ma takie okresy, a później to już jest dla wielu stan wegetatywny.
   W parku siedziałem przy głównym pkt. wysysaczy kasy, czyli przy głównym wejściu do parku. Siadłem na ławeczce i obserwowałem. Rodzice w miare normalnie wyglądający, a dziecko rodzaju męskiego 2x grubsze od nich. Zawsze mnie to zastanawia, bo przecież nie geny, na które tak wielu zwala grubość własnych czy cudzych dzieci. Chcą go utuczyć i sprzedać na mięso? Chyba tak, bo takie działania robią, jakby pod to szli. Mało tego kupują mu gofra z bitą śmietaną i jakimiś badziewiami na wierzchu siedli obok i słyszę od matki:
- ale to słodkie.
   Od razu dobrze, że tego nie kupuję i nie żrę, bo katastrofa gastryczna dla trzustki. Druga myśl, tą słodyczą zabiją inne smaki, które może nie są pożądane. A ile to jest problemu, przed wyjściem nażreć się, opić się, co zawsze robię i wyjazd. Po takich działaniach nie straszni mi wysysacze kasy, a w najgorszym przypadku warto sobie przypomnieć o babci w studni. Na st. mac. przecież żarcie jest i właśnie jak wróciłem to odgrzane na patelni ziemniaki z cebulką i do tego fasolka po bretońsku. 

   Był wczoraj na st. mac. drugi z "małych" skurwieli od 972. Jedyne szczęście, że jeszcze nie skończył 18 lat, to zostawiają go już w domu 972 i tu ma iść do dziennej szkoły, by kontynuować naukę. To spowoduje, że jeszcze dostanie świadczenia 500+. Tyle dobrze, że w przeciwieństwie do najstarszego "małego" skurwiela od 972, ten chce iść do szkoły. Tylko problem taki, że w wieku 18 lat on nie ma zainteresowań. Niewiele interesuje się samochodami, zabija na ekranie (taka moda) i tyle. Wobec tego wymyślił, bo jego kolega, a właściwie od ciotki syn (czyli dla niego kuzyn) chodził do szkoły gastronomicznej w Szopienicach i on też tam chce iść, a mało tego na praktyki jeździć do (uwaga!) Mysłowic, gdzie z wioski swojej ma w dobrym czasie dojazd 1,5h najszybciej. To tam i z powrotem 3h w komunikacji miejskiej. 
   Mniejsza. Pytam się go:
- umiesz coś gotować?
- ziemniaki i jajka.
- to gdzie chcesz się nauczyć gotować?
- szkoła mnie nauczy. 
   Skąd ten optymizm u nich? Przecież ma doświadczenie z chodzenia do szkoły (stolarz), która go totalnie niczego nie nauczyła. Po za tym to - "ona mnie nauczy". Nie on się będzie uczył np. w domu, tylko ona go nauczy. 
   Usiłowałem mu to wybić z gowy, dziś ma jeszcze przyjść i się okaże czy coś przemyślał, czy nadal będzie tkwił w wyborze szkoły 17 km od wioski, a praktyki 23 km od wiochy, bo kuzyn tam chodzi. 
   Jak Ci ludzie myślą. Oczywiście w planach natychmiastowe, jeszcze nie zarabia, ale wynajęcie mieszkania i pewnie dostanie życie pełne imprezek, zabaw itp. Wszystko w duchu pełnego optymizmu, jakby to nic nie znaczyło, że nawet nie ma na dziś 200zł przy sobie. 

   Tyle refleksji, bo pora zabrać się za jakieś zajęcia. 
   Zdjęcia.
Wiem znowu nie ogarniacie co to, ale to zaś perełka. Podwójny rozjazd (dwa w jednym). Bardzo rzadko stosowany, w terenie, gdzie nie było miejsca, na umieszczenie dwu zwykłych rozjazdów, a była potrzeba rozwidlenia torów. Przeważnie na bocznicach, grupach torowych towarowych itp. 
Te rozjazdy są (a przynajmniej były) w Tarnowskich Górach przy punkcie nawęglania parowozów. Podobne widziałem kiedyś w Bytomiu przy dw. autobusowym przy rampie ładunkowej. Dziś ich już tam nie ma, a nie sfociłem. 
   Narka.

piątek, 21 sierpnia 2020

Piątek #1701

   Sny. Pierwszy. W jakimś mieszkaniu, niby moim składałem meble. Z racji częstego przebywania na stacji 230, mózg do tego składania wybrał właśnie jego. Przyszło do składania łóżka, a mnie do gowy przyszły, jak drzewiej, zapasy. Jakoś do nich doszło po negocjacjach z nim i w końcu wyglebiłem na podłodze będąc na 230. Tzn. leżąc na nim. Początkowo się jeszcze ciepał i wiercił pode mną, ale z czasem zaprzestał leżał, a ja też zacząłem mniej agresywnie go przytrzymywać na podłodze w pozycji leżącej, a przeszedłem do głaskania go po rękach, bokach klaty. Jemu zaczęło się podobać i też położył ręce na moich bokach. Przesuwał je jakby nie był jeszcze do końca przekonany, że to to, tak nieśmiało. Już zaczęło się robić fajnie, bo mimo leżenia w koszulkach, on miał na sobie jasno brązową, i krótkie spodenki, ja też byłem w jakiejś koszulce, do pokoju wlazł 979 i już w drzwiach spytał:

- robicie?

Zasłaniały nas inne meble i nie widział nas na podłodze, tym bardziej mnie leżącego na nim. Od razu obróciłem się na bok, bo nie chciałem wstawać bezpośrednio z 230, trochę popełzłem w drugą stronę i wstałem:

- tak robimy, ale z tym łóżkiem jest coś nie tak.  

Po czym 979 się obrócił i wyszedł. Od razu pomyślałem, spierdolił taką akcję. 


Drugi sen. Dzwonek z pod wjazdowego. Idę pod wjazdowy, a tam ekipa młodych ludzi, no jakieś naście z jednym z wioskowych mega skurwieli. Pomyślałem, muszę im otworzyć, bo drzwi wypierdolą. Otwarłem drzwi i zaczęli się wsypywać do mieszkania, ale po kilku powiedziałem do następnych:

- ale Was nie znam, Wy na zewnątrz czekacie. Odwróciłem się i lazłem za tymi co już wleźli do środka, ale słyszę jeszcze ktoś wbiega, odwracam się, a tu zupełnie goły mięśniak, coś ok. 18 lat, z jedną ręką na organie, jakby walił konia i pyta się mnie gdzie może dokończyć. Ja w szoku jego widoku, tych mięśni napiętych, on trochę jakby skulony, bo dla niego sytuacja niezręczna, a wyglądał jakby go skądś spłoszyli. Na dole były dwie ubikacje, prowadzę go do nich, z myślą, zaraz pomogę mu dokończyć, bo z takimi mięśniami... Odwracam się, chcę chwycić za organ, ale on odsuwa biodra do tyłu, mówiąc:

- ja sam. 

Otwieram pierwszą kabinę, zajęta, otwieram drugą, zajęta i myślę intensywnie gdzie się z nim podziać mimo tego, że powiedział - ja sam. Już myślałem nad tym, gdy z góry (mieszkanie zrobiło się nagle poziomowe) zaczęła ciec woda. Zastawiłem mięśniaka na dole, pobiegłem do góry, a tam w łazience jakiś koleś w wannie w ubraniach, wanna pełna wody, ta się wylewa z wanny, a on nie panuje nad sytuacją. Obok niego jakaś para, synek i laska zajęci totalnie rozmową nie zwracający uwagi na to co dzieje się obok. Pytam się:

- czemu nie zakręciliście wody?

- ktoś mu powiedział, że aby była ciepła musi co jakiś czas se odkręcić, ale za którymś razem zasnął. 

    Poszukałem jakiejś szmaty, wiadra i zacząłem zbierać wodę. 


  Cholerne przerwy między wierszami, po zmianie wyglądu bloga. Ostatnia akcja z zalaniem łazienki i spływającą woda po schodach, to mózg wziął z filmiku poniżej, który widziałem wczoraj. Akcja z 230 fajna, choć nie wiem czemu mózg zakończył to tak wczas. Fakt, że 230 trochę podmacuję, a on sam nie ma z tym problemu, ale czemu akurat wejście do pokoju 979? Nie wiem. Drugi koleś no name, to pewnie odpowiedź mózgu na typ wyglądowy, 100%-owy, ale beztwarzowy, bowiem na wiosce ostatnio ciężko o młodego mięśniaka takiego 100% wyglądowego. No takie mamy pokolenie. 

 (a to napisałem już wczoraj) Kolega podesłał mi taki filmik:

Obejrzałem go i kilka przemyśleń. Obieg głupoty w społeczeństwie, państwie. Otóż nie wiem dokładnie w jakim miejscu stoi dom, ale widać po ujęciu w 1'49, że dom jest postawiony na środku pływu wodnego. Woda wprost rozbija się od dom. Stojąc w tym miejscu, dom spełnia funkcję tamy. Widać różnicę poziomu wody przed domem i za domem to ok. 120 cm. Więc jedyna dobra decyzja jaką podjęto, to zrzut wody z tamy, czyli otwarcie drzwi, bo jeszcze bym im cały dom przesunęło, albo coś innego wkomponowało do środka. 

   Od razu przypomniały mi się domki postawione niedaleko wioski, w miejscu, w którym na wiosnę, po roztopach zawsze, podkreślam to, zawsze na wiosnę było jeziorko, a przed latem, nim woda się tam straciła, kumkały żaby. Na tym ujęciu widać, że dom stoi na wprost płynącej wody. I teraz wrócę do domków, 4-ch, postawionych niedaleko wioski, w miejscu corocznego bajora wody. 

   Demokracja ma to do siebie, w sumie to kapitalizm, że rozmywa odpowiedzialność. Kto odpowiada, za postawienie domków w miejscu corocznego jeziorka? Władze m-ta, które wydały zezwolenie na postawienie tam zabudowań? Developer, który kupił ziemię i nie sprawdził, co tam się działo przez ostatnie lata? Głupia tłuszcza, która je kupiła i też nie sprawdziła, co tam się wcześniej działo?

   Po pierwszej większej burzy, bowiem skoro tam było od lat jeziorko, to woda spłynęła do tych domków zalewając je totalnie. Dla mnie i może dla innych mieszkańców, którym mózgi jeszcze pracują nic nowego. Być może w tych domkach, podobnie jak na w/w filmiku latały kobiety i co chwilę powtarzały: "ja pierdolę, ja pierdolę". Ale co to dało w danym momencie kiedy woda, płynęła jak od lat, w to samo miejsce. Co jakieś stękania, ujadania głupich ludzi miały dać? I teraz nawet jeżeli żądać odszkodowania, to od kogo? Od władz, które sprzedały teren pod zabudowę, choć powinny wiedzieć, na jakim terenie sprzedają grunt. Od developera, który teoretycznie też to powinien sprawdzić, ale dla zysku ma na to totalnie wypierdolone? W końcu czy sama głupia tłuszcza nie jest winna sobie samej?

   Mało tego, bo na filmiku jest po burzy, ale wracając do domków k/ wioski, to skoro są to tereny zalewowe to jednocześnie podmokłe. Znaczy się woda tam stoi i to woda gruntowa. Ta ma do siebie to, że bez odpowiednich głębokich drenaży stoi sobie i nic sobie nie robi z tym, co chcą Ci na górze. O ile do zimy nie zejdzie jej poziom, to w zimie jak przyjdzie -15C przez np. 2 tyg. to ta sama woda gruntowa wypierdoli grunt do góry. I co się stało w domkach postawionych na tych terenach? Po pierwszej zimie ściany spękały, bowiem grunt pod wpływem wód gruntowych zaczął się podnosić. No i ponownie: I teraz nawet jeżeli żądać odszkodowania, to od kogo? Od władz, które sprzedały teren pod zabudowę, choć powinny wiedzieć, na jakim terenie sprzedają grunt. Od developera, który teoretycznie też to powinien sprawdzić, ale dla zysku ma na to totalnie wypierdolone? W końcu czy sama głupia tłuszcza nie jest winna sobie samej?

   Jeszcze zatrzymajmy się na sformułowaniu "władz miasta". Tu też oczywiście działa kapitalizm, bo, czy to prezydent m-ta jest winien podpisując papiery, czy za-ca prez. m-ta, który też podpisuje papiery, naczelnik wydziału geodezji (ten powie, w papierach tego nie było), naczelnik wydziału inwestycji (powie - nie wiedziałem o żadnym jeziorku tam), naczelnik wydziału nieruchomości (ja odbieram budynki na stan, a nie teren za nim powstaną). I tak można by wyliczać, wyliczać i nikt nie jest winien, a z domkami, dwulatkami, czy trzylatkami już jest poważny problem. 

      Cytując tych, co w filmie mówili ciągle: "ja pierdolę", powtórzę "ja pierdole" w jakich zjebanych czasach przyszło nam żyć. Mózgi ludzi są totalnie wyłączone. Może w ferworze walki z wodą bym zapomniał o rozłączeniu instalacji elektrycznej od przyłącza, ale jak by mi ktoś zwrócił uwagę, dwukrotnie (w filmie 1'00 - 1'10), to od razu lezę, przedzieram się przez wodę, do wyłącznika głównego i wyłączam napięcie w instalacji chroniąc siebie i domowników. A na filmie..., "zostaw je" (mówi kiedyś tam mięśniak), pomacham se miotełką dalej. Olał sprawę sikiem prostym, a przecież woda nie "wybije" bezpiecznika, najwyżej po prostu dostaną jeszcze wiyncyj dreszczy emocjonalnych, ale to pewnie pryszcz przy tych związanych z wodą przelewającą się przez dom. 

   I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Państwem. 

   Narka.

środa, 19 sierpnia 2020

Środa #1700

   Uwaga! Notka na szybko, bez korekty, poprawiania itp. bo za chwilę znowu muszę wyjść, a chcę opisać pewne wydarzenia. 

   Otóż pisałem ostatnio o babci szczurzycy, która, jak to babcia ledwo sunęła, ale sunęła. Miała swoje dwa pkt. karmienia, bo przemieszczała się w kuchni między nimi. One są po przeciwnej stronie kuchni. Z racji bycia babcią rzadko ją widywałem, bo też rzadko wychodziła, ale jak już wyszła obserwowałem. Przy jej tylnej lewej nodze zaczął rosnąć guz. Co już kiedyś pisałem, z racji bycia babcią nie wiem czy się na operację nadawała, wiem nie jestem weterynarzem, ale np. żyrafka drugiej operacji nie przeżyła. Myślałem wtedy - trudno, będzie tak sunąć i może dożyje swoich dni. Niestety przedwczoraj zobaczyłem ją i guz urósł znacznie. Miała nawet problem wejść z nim na małą deskę (2 cm wysokości), którą od razu zlikwidowałem, jak już się na nią wtargała i poszła do norki. Wcześniej nie widziałem by miała taki problem, bym ją wcześniej usunął. Pozostały jej w zasadzie powierzchnie płaskie i trochę górek, nachyleń z tego co se tam kiedyś usypały, by dojść do norki. Jak zobaczyłem tego guza, to postanowiłem iść do weterynarza, ale wczoraj było tam stado ludzi, a zaglądałem o 12:30 i o 14:00, w których są teoretycznie największe pustki. Poszedłem dziś zobaczyć i okazało się, że jest luźniej, to wróciłem po babcię, zapakowałem ją do pojemnika nosidełka, do siatki, przykryłem ciemną szmatką, bo szczury lubią ciemno i polazłem. 

   To, niestety, była jej ostatnia podróż. Na miejscu okazało się, że guz jest duży i nie można go już operacyjnie usunąć, a też niewielki sens (nie wiem czy to dobre określenie) jest by dalej się z nim męczyła. Właściwie weterynarz podjął decyzję, nie sprzeciwiałem się o pozostawieniu jej w gabinecie weterynaryjnym. 

   Oczywiście jest mi smutno, ale, na szczęście, nie tak, jak odchodziły szczury, z którymi byłem emocjonalnie związany. Pozostały na st. mac. jeszcze dwie szczurzyce. Dwukropek, którą, nie wiem czy to dobre, oswajam i najmłodsza szczurzyca, w listopadzie będzie miała ok. 2 lata. 

   Likwidacji ulegnie 1 z 4-ch miejsc żywieniowych. Nie sądzę, by tam te dwie, co pozostały zaglądały. Do babci chodziły, nawet wczoraj jedna tam leciała, bo słyszałem, jak już wyglebiłem, więc to miejsce jeszcze utrzymam, ale drugie w kuchni za jakiś czas będzie posprzątane. Na grupie A, na której dwie pozostałe stacjonują są dwa miejsca żywieniowe utrzymywane cały czas. Już jak odeszły poprzednie, to pisałem, ze pozostały 3 szczury, a 4 msc. żywieniowe. Trochę dziwne, ale szczury lubią co jakiś czas zmieniać miejsce stacjonowania. Teraz pozostaną dwie i trzy miejsca żywieniowe. 

   Dwukropka oswajam jak ją karmię. Wychodzi z pod łóżka i wtedy ją delikatnie głaskam. Stopniowo co raz dłużej toleruje mój dotyk, wcześniej to po pierwszym kęsie uciekała od razu pod łóżko, teraz to nawet dwa, trzy zeżre i daje się głaskać. Reaguje na głos, to zresztą robiły wszystkie i wieczorem jak o nich zapomnę to czasem słysząc mnie, sama wyjdzie z pod łóżka i patrzy kiedy dam jej żarcie - ulubiony pasztet, bo suche lub jakieś warzywa to mają cały czas. 

   Oki, tyle, bo muszę wyjść, po pojemnik po niej, a zaraz po tym na st. mac. wbije 230, który już zapowiedział się z przyjazdem i chyba 979, bo nie wiem co ma w planach po robocie. 

   Bez zdjęcia, bo już nie mam na to czasu. Narka.

niedziela, 16 sierpnia 2020

Niedziela #1699

 To już pkt. krytyczny. Notka po tygodniu i nie by się nic nie działo, ale w tygodniu ciągle jakieś składy na stacji, akurat w momencie jak chce mi się pisać. Rano jak wstanę to w procedurach rozruchowych rzadko znajduję czas na wpis. 

  Wczoraj w nocy rozmawialiśmy z 979 o życiu i różnych sprawach. Takich rozmów powinno być znacznie więcej, ale dobrze, że przynajmniej ta jedna wypadła. Ja byłem po spotkaniu z Tedem, wiec mi schodziło. Rozmowa o ostatnich wydarzeniach u niego, trochę więcej on gadał jak ja, ale nie chciałem go zagadywać, wszak tak rzadko mamy okoliczność nieskrępowanego rozmawiania, iż dobrze się stało. Co do życia, to poruszyłem temat czasu. Mijającego bieżąco, czyli bieżące zajęcia dnia, takie które często wykonujemy, pomagamy komuś znajomemu, bliskiemu, praca znajomi itp, ale też czas mijający latami. Co po roku dwu? Powiedziałem jak to u mnie wygląda, bo jednak jestem w całkiem innej fazie życia, więc ten czas ma inne znaczenie dla mnie niż dla niego. Rozmawiało się miło, bardzo przyjemnie, ale trza było kończyć, bo nadeszła 03:00 w nocy, a on mimo święta, rano pojechał niby lasce pomagać w new pracy. Co do święta, to kompletnie zapomniałem, że sobota i święto. Wybrałem się po śniadaniu do sklepu, a tu zamknięte. Pomyślałem wzięli urlop i poszedłem do następnego. Tam też zamknięte, co z tymi urlopami ich tak wzięło? Następny otwarty, ale pieczywa nie było. Poszedłem dalej, też zamknięte, nadto zdziwiło mnie, jak na sobotę, mało ilość ludzi na wiosce. Dopiero w ostatnim sklepem, też zamkniętym kapłem się, że przeca święto. No fajnie...

   Plusem braku chleba jest schodzenie produktów, choć długoterminowych, to leżących i leżących na półkach. Teraz dwa dni na zmniejszenie ich zapasów. 

   W pn. pojechałem do 824. Zapomniałem, choć delikatnie wspominał o tym w poprzednim tyg. że chce jechać w dawne rodzinne strony. Na st. mac. oczywiście wstałem na godzinę przed wyjściem. Więc lekka panika, odchudzanie, szycie, procedury wyjściowe, zatowarowanie szczurów itp. i wyjście na autobus. Wreszcie było ciepło, dobiło do 32C. W autobusie otwarte wszystkie okna, na szczęście nie trafiłem na taki z klimą, choć kawałek przejechałem innym z klimą i... zimno w środku. Mają nasrane z tymi klimami. W drugim już bez, więc jechało się przyjemnie. Przyjechałem, wpierw pomyślałem - polazł do sklepu. Rozgościłem się, zacząłem robić śniadanie, bo na st. mac. nie zdążyłem i czynności dnia. Ale tak po 20 min go nie było i zacząłem myśleć, no przecież chyba pojechał. Napisałem sms-a do niego, zadzwonił, choć skłaniam się ku temu, że nie czytał sms-a, że własnie jest w połowie PL. No ok. Ponieważ u niego też mam pewne procedury w tym sprzątające, to wyjechałem tylko 20 min wcześniejszym autobusem. Co ciekawe, jak wieczorem zadzwonił, to mimo iż, posprzątałem widoczne rzeczy i trudno było nie zauważyć, to robił wrażenie, jakby tego w ogóle nie widział, choć raczej skłaniałbym się, że widział, ale mózg nie wyciągnął żadnych wniosków. W końcu w rozmowie jak powiedziałem, że byłem u niego, to takie: yyy, hhmmm, nnooo, jakby ta wiadomość totalnie go zaskoczyła i nie wiedział co ma odpowiedzieć. Dziwne doznanie z drugiej strony telefonu. Coś jakby powiedzieć - na dachu bloku obok wylądowali Marsjanie. Tak jakby nie wiedział, by podejść do okna i to sprawdzić. No cóż. Pisałem już kiedyś, u niego z mózgiem coś się dzieje, tzn. zaczynają pewne obwody wysiadać i to w niebezpiecznym tempie. 

      W tyg. oczywiście pojawiał się 172. Kiedyś przylazł w koszulce i mózg od razu to odebrał - teraz go możesz napierdalać. No i tak też się stało. Zawsze gorzej jest jak wejdzie na stację w klacie i tak ma odejść. Większość lata biega właśnie w klacie, jako jeden z nielicznych mięśniaków biegających w klatach.

W pt. pojechałem z żoną od 972 na badania do Katowic Kostuchny niedaleko dw. kolejowego (dawnego) taka sama nazwa. Jak ona poszła do lekarza, to od razu polazłem na dworzec i stację. Tam remont. Sam budynek zamurowany cegłami, by do niego nikt nie wszedł. Z dawnej stacji wielotorowej robi się obecnie stację z jednym torem głównym zasadniczym i trzema głównymi dodatkowymi. Z racji tego, wymontowane i leżące na torowiskach dawnych czterech torów głównych dodatkowych, które już nigdy nie będą działały, były rozjazdy pojedyncze i dwa pełne angliki. Zastanawiałem się jadąc tam, czy zabrać aparat i nie zabrałem, a szkoda, co stwierdziłem na miejscu. Co do rozjazdów, to od razu przyszła mi do gowy kopalnia i układ, który ratowałem. Otóż, mogłem złomiarzom dać brać te szyny, a czas poświęcony na ich zabezpieczanie poświęcić na załatwianie dalszych spr. papierkowych, nagłaśnianie sprawy. Teraz z takiej Kostuchny, pewnie jak by to już działało, to nie było by problemu z pozyskaniem, a następnie zorganizowaniem transportu elementów rozjazdów, podkładów itp. Źle to było zorganizowane, ale co zrobić jak do wszystkiego, co kiedyś tam pisałem, od sprzątaczki, do zarządzania całym projektem byłem sam. 

   Chodziłem po torach i oczywiście się relaksowałem, mózg chłonął otoczenie kolejowe. Nieczynne semafory, które już nigdy nie zaświecą i w miarę nowy szyny w torach głównych dodatkowych. Same rozjazdy np. angliki tez nie stare - rocznik 97, więc mało zużyte iglice, dzioby krzyżownic. 

Zdjęcia nie moje, autora widać. To wjazd do K-ce Kostuchny od podg. Tyczy Czułów.

Po tych torach właśnie chodziłem. Już żaden skład towarowy po nich nie pojedzie.

Semafory jeszcze świecą, jak byłem to już wygaszone z przerwanymi obwodami elektrycznymi. O dawnej wielkości stacji niech świadczy wykorzystanie prawie całego alfabetu na semafory. Ostatni z lit. U.

Wjazd od strony stacji Mysłowice Wesoła, przy nastawni wykonawczej. Sama nastawnia pewnie pójdzie do likwidacji, a jej zadania już na rozjazdach przekładanych elektrycznie przejmie nastawnia dysponująca. 

Na koniec jeszcze filmik z neta. Wyjazd do Mysłowic Wesołej, widok z nastawni wykonawczej.

  Na filmiku widać, że niedawno były robione torowiska torów głównych dodatkowych, które dziś zostały już na stałe odcięte od sieci. 

  Tyle na dziś. Narka.

niedziela, 9 sierpnia 2020

Niedziela #1698

    Był wczoraj 172. Wiem nic nowego, ale tym razem (UWAGA), był na flachę. Muszę to napisać na początku - było zajebiście!

   Popęd seksualny tego potrzebował, mózg zresztą też. Wpierw był ok. 19:00 już pod wpływem i powiedział, że tym razem będzie na odwrót. To on przylezie już porobiony, a nie tak jak ostatnio, że to ja byłem porobiony, a on dołączył. Powiedział, jak wychodził ze stacji, że będzie za chwile, za jakieś 20 min. Jak to u niego, nie było go nawet o 21:00, to o 21:30 zacząłem sam biesiadę. 979 pojechał na urodziny brata, wcześniej z koleżanką przygotowując żarcie na st. mac. 

   Po 22:20 przylazł, a nie spodziewałem się go już. Zamknąłem st. mac. by żaden skład nie wszedł, ale o 22:50 (chyba) musiałem wpuścić 979. Stanął pod wjazdowym, bo zapomniał sałatek na imprezkę. Ponieważ się nie dostał do st. mac., to na głowicy wjazdowej już zaznaczył, że dalej nie wchodzi. Odszedł z sałatkami, a my zaczęlismy dalej łykać ze 172. Jeszcze robiłem trasę w tedeku, ale zastanawiałem się kończyć już, czy dojechać do końca. Wyszło na to drugie, bo nim alko zacznie działać, to akurat dojadę. 

   Jak dojechałem to alko już działało u mnie i u 172. Poszedłem do kuchni po coś, wracam a on już rozebrany z wszystkiego, wcześniej miał krótkie spodenki. Siedział na krześle przy komputerze. Wpierw go trochę głaskałem, ale popęd seksualny:

- co Ty odpierdalasz? Właź na niego. 

  No i tak zrobiłem. Rozebrałem się też i wszedłem od przodu, tak, że nogi miałem za podłokietnikami, bliżej oparcia i siadłem mu na brzuch. On się trochę zniżył tak, że był pod kątem 45 stopni. No idealnie. Siedziałem na nim, a czasami się wgniatałem w niego zapierając się o podłokietniki. Czasem przez myśl mi przechodziło ile to krzesło wytrzyma, szkoda by było, bo fajnie się na nim siedzi. Dwa razy mi taka myśl przeszła, ale za każdym razem włączał się popęd:

- zaś Cię pogieło? Zajmij się nim, a nie krzesłem. 

   Sobota wczoraj była ciepła, było 32C najwięcej, to też po całym dniu nagrzewania na st. mac. było w środku 26C. On zaczął się miło pocić, pojawił się poślizg, który zawsze był pożądany. Nie wiem czy pamiętacie, ale kiedyś w lecie mięśniaków, w tym 172 kładłem na gumolicie, polewałem trochę wodą i mydłem w płynie. Ach te doznania przy przesuwaniu i ściskaniu mocnym rękami mięśni. Wczoraj też się tak zrobiło na 172, ale naturalnie. Czasem przyciskałem go sobą do oparcia, przyciągałem się do oparcia mając ręce z tyłu oparcia i ciągnąc ciało z kutasem, który mu się wbijał do brzucha. Jego też był naprężony na maxa i czasem czułem go między pośladkami. Po takich przyciągnięciach luzowałem i zaczynałem go głaskać po klacie, barkach, co jakiś czas robiąc drobny spank. Wiłem się na nim jak wąż, on rękami czasem chwytał mnie za nogi. 

   Jak się tak do niego przyciskałem to w pewnym momencie zamuliło mnie w żołądku i niestety wyszedł spaw. Zacząłem się odkleszczać od niego. Ręką musiałem zasłonić usta i biec do kuchni, do najbliższego zlewu. Za fest naciskałem na brzuch. 

   Po opłukaniu ryja, zaś wlazłem na niego, zaklinowałem nogi o podłokietniki, on ułożył się pod kątem 45 stopni i powtórka. Od tych podłokietników, to uda bolą mnie do dziś, ale przecież jak siedziałem na nim to o tym nie myślałem. On nadal spocony, jeszcze chciałem napluć mu na klatę, ale nie miałem kompletnie śliny w ustach. Manewr ze spawem powtórzył się jeszcze dwa razy i to już było tyle. Za trzecim razem jak wróciłem, on położył się na brzuchu, tak że plecy były dostępne. Znak, kończymy na plecach. 

    Położyłem się na nim, tak że mój kutas umieścił się między jego pośladkami. Odnosiłem wrażenie, że mnie nawet kusi, bo ruszał dupą tak, jakby chciał zrobić mu więcej miejsca. Ale tu się pojawił problem. O ile popęd seksualny wcześniej wargolił, że trza się nim zająć, to teraz po spawaniu był przytłumiony przez mózg i czynności awaryjne, bo jednak akcja pod arsenałem (pod zlewem). 

   Tyle z nim już to robię, a tu jakieś niejednoznaczne znaki i nie wiedziałem jak odebrać. Podniosłem się z niego, siadłem mu na udach i ponieważ popęd się wolno włączał postanowiłem trochę pomasować mu rów kciukiem. Tym razem już spinał poślady - znak, to nie to. Jeszcze kilka klapsów na plecy i położyłem się ponownie. Jakoś na kutasa reagował inaczej, ale szybka analiza. Nie, nie dziś, mózg chciałby ponapierdalać go po plecach i to już. Podniosłem się znowu i siadłem na jego dupie, jednocześnie opierając ręce na jego łopatkach. Zacząłem trochu masażu, przechodzącego w coraz częstsze klapsy na łopatki. On przeczuwając, że to może być jak ostatnio, ręce ułożył pod kątem 90 stopni do tłowia. Zacząłem go po tej zmianie ułożenia z pięści na łopatki. Ponieważ mózg zapamiętał, że ostatnio nic nie mówił po, a w trakcie było tylko - rób, to tym razem bez jakiś zahamowań ciosy zaczęły padać na łopatki. Po którymś już zaczął się przyjemnie dla oka spinać. Naprężone mięśnie po ciosie powodowały chęć znowu mu przywalenia i tak się działo. Jego czasem aż dźwigało na rękach, wtedy naprężone, czerwone plecy wyglądały tak, że odlot dla mózgu. 

   O ile poprzednio robiłem jakieś przerwy w tym napierdalaniu go po plecach to tym razem, pamiętając brak sprzeciwu po poprzednim napierdalaniu nie przerywałem, nie dopytywałem się czy jest ok. Oczywiście nie waliłem głupio jak na niektórych filmikach porno, tylko z rozmysłem. Nie rownomiernie czasowo, w raz w lewą, raz w prawą łopatkę, czasem w lewą dwa razy, tak że nie wiedział, kiedy i w którą padnie cios. Oczywiście żadnego jęczenia czy głośnego stękania jak na porniolach, sztucznego wycia. Zaczerwienione plecy, spięte plecy po każdym uderzeniu przyprawiały prawie o omdlenie z wrażenia. Mózg dostawał wariacji, a popęd był już gotowy do sfinalizowania i tak się też stało. Piszę to i na samą myśl o wczoraj przypominają mi się widoki i pała ponownie mi stanęła. Ach te obrazy będą długo zapamiętane. Jak zlazłem z niego, to nic. Nic nie powiedział. Zaczął gadać o czymś tam innym, w ogóle nie poruszając kwestii tego co przed chwila zaszło. A przecież miał czerwone plecy i na pewno trochę, jak nie więcej obolałe. 

    Rano, była 10:00 przlazł po ładowarkę, bo zapomniał i zastanawiałem się jak się zapytać o wczoraj czy było dobrze. W końcu zapytałem się:

- nie przegiąłem wczoraj trochę

- ale z czym?

No to już wiedziałem, że nie ma co dalej drążyć. 

   Teraz kilka słów wyjaśnienia do tego co zaszło, a przynajmniej jak ja to widzę. Otóż, co już kiedyś gdzieś tam pisałem, mięśniaki-skurwiele wyrosły na napierdalaniu się w wiosce. Były inne czasy, rocznikowo ich było dużo, to też i wiyncyj konfliktów, mniej kasy, rozszady w drabince społecznej i okresowe walki między nimi. Teraz to odchodzi. Oczywiście dalej napierdalają się w wiosce, ale nie w takich ilościah, bo kloce siedzące przy kompach nie są zdolne do napierdalania się, a i rocznikowo jest ich znacznie mniej, życie jest bardziej dostanie itp. 

   Wracając do mięśniaków-skurwieli, to już 975 dawno temu powiedział mi, że bardziej mogę go napierdalać po plecach, bo są bardziej wytrzymałe. Teraz mięśniaki w ramach dorastania mniej się napierdalają, rynek się zmniejszył, część założyła rodziny, ustatkowała się, jednak chęć napierdalania się, bycia napierdalanym została. Pamiętacie film "Faith club" ("Podziemny krąg"). Przecież tam nie tylko chodziło o to, by napierdalać kogoś, ale również dla niektórych, by być napierdalanym. Może właśnie udało mi się wejść w sferę tej potrzeby bycia napierdalanym. Przecież, co też pisałem, każdy z nich chciał innej formy przemocy (męczenia, czy czegoś tam jeszcze). Musiałem wyczuć, co komu się podoba, co komu sprawia choć trochę przyjemności, trochę, więcej. Nie wiem, ale eksperymentowałem z nimi, a ze 172, jak widać dalej eksperymentuje. 

   Pewnie popęd znowu będzie naciskał, by zrobić z nim flachę. W sumie to dobrze, że spawałem. Napierdalając do po plecach już trochę wytrzeźwiałem, to też wiyncyj z tego pamiętam i (qrwa) pała mi stoi, jak se to przypominam. 

   Co tydzień mógłbym się z nim na flachę umawiać. 

   Teraz jeszcze jedno wyjaśnienie. Czemu te podwójne odstępy się robią jak walnę ENTER-em, nie wiem. Postaram się do do następnego razu opanować. Teraz mi się nie chce, bo piszę prawie na gorąco. Dobrze, że nie na czerwono, to se mogłem korekty zrobić. 

   Skoro było o plecach 172, to tu jakaś ich część z czasów jak jeszcze byliśmy na drezynach. 
  Km. 20.100 to chyba pierwszy słupek za mostem w stronę Kikowa. 
    Narka.

sobota, 8 sierpnia 2020

Sobota #1697

(znowu stała na torze bocznym dwa dni, więc pewne uaktualnienia w nawiasach)
   Był 172. (w środę) Wiem, wiem nic nowego, przychodzi i to dość często, ale... No właśnie. Ale przed jego przybyciem trochę łyknąłem, świadomie, bo pomyślałem, jak przylezie to go dojadę, trochę, bo 979 pojechał na imprezkę (kolejną letnią) to wolne. 
   Jak już był 172, to wpierw sam zaproponował na plecach. Oki. Ułożył się, siadłem na niego i..., tu się zaczął ciąg przemyśleń mózgu n.t. 
   Otóż on przyjechał w klacie. Mózg od razu powiedział:
- jak go będziesz tak napierdalał jak chcesz, to wylezie z czerwonymi plecami i jak to na wiosce uzasadni?, (więc włączył blokadę). 
   Popęd seksualny z kolei mówił:
- weź przestań, napierdalaj go, wytrzyma, a czerwonymi plecami się nie przejmuj
- (mózg) oki, ale Ty łyknąłeś, a on nie i zupełnie inaczej, jak ostatnio będzie odbierał Twoje napierdalanie po jego plecach. 
- no ale coś trza zrobić, by opróżnić zbiorniki. 
   Trochę czasu minęło i mózg:
- coś trza zrobić, bo tak to głaskać go bydziesz do rana, ale pamiętaj - on nie ma koszulki. 
   Nosz qrwa, to co mam robić? Do cyca!
   Po jakiś 15 min obróciłem go na plecy i zacząłem napierdalać, ale tak trochę po klacie, bowiem mózg:
- on nadal nie ma koszulki, tera bydzie czerwony z przodu i z tyłu. 
  Qrwa mać, weźcie się odpierdolcie. 
  Po jakimś spanku na klatę i brzuch, choć fajnie reagował, tzn. napinał mięśnie klaty, brzucha, zmarkowałem, bo...
  No własnie. Wyjedzie z czerwonymi plecami i klatą. Niby laska się go spyta, a co to jest? do cyca?!
  Koszulkę mu mogę dać, ale CS nie chce, więc wyjedzie w klacie. Jedyne co zrobiłem to wstępnie umówiłem się po raz 158 na kolejna flachę z nim w sobotę. Mam nadzieję, że 979 ma plany na wieczór i będzie grasował w terenie.
   I tak to niestety jest z mięśniakami-skurwielami. Niby proste - przychodzi, wyglebia i tyle. Ale to po mojej stronie jest cały kamuflaż tego co robi u mnie. Oni na to mają wyjebane. Rób tak, co by było dobrze. Z rzadka który, coś czasem mówił, a co jak tam będę i będą te zaczerwienienia?
   
   W nd. (ależ to zaległe) miałem jechać do 979 na Pogorię. Plan był zdupiony od podstaw o czym mu powiedziałem w rozmowie telefonicznej, a następnie jak już rozmawialiśmy wprost. 
   Jego plan był taki. Jedzie z Pogorii, takie jezioro w Dąbrowie Górniczej, ok. 30 km, by zabrać 897, jego laskę i larwę, po czym tam wraca. W sobotę, w ogóle był plan, że jedziemy na Buglę do Katowic (basen), bo jakaś tam laska nie jeździe nad jeziora, bo coś tam, coś tam... Zarejestrowałem to info i tak pozostało. W nd. na mess, wysłał mi szpilkę, że tu jest. Oki, fajnie, ale bez komentarza, bez opisu, bez telefonu. Widzę na google maps, jedzie do wiochy. Jedzie jakieś 30 min i w zasadzie nic. Napisałem tam dwie zaczepki na mess, ale nie odpisał, spoko jedzie, to nie pisze. Jest ok. Jak już dojechał do wiochy, to dzwoni i mówi:
- to ja biorę 897 i resztę i napierdalam tam, bo nie będę jechał tak wolno jak Ty, a Ty se tam dojedziesz (w sensie jego poprzednim autem). 
   Od razu mi się trochę zważyło, bo primo:
- mógł w czasie jazdy zadzwonić i powiedzieć to, bym nie czekał 20 min z torbą na niego, tylko pojechał już tam, spotkalibyśmy się w wyznaczonym msc. 
  Secundo:
- mogłem zabrać od razu 897 i resztę do auta i jechać tam, nie wiem po co w ogóle zjeżdżał do wiochy po nich, skoro i tak miałem jechać sam autem tam. 
   Tertio:
- była już 12:30 i miałem tam sam jechać, ktoś po mnie miał niby wyjść, a jak widziałem na pogodzie, coś tam na niebie się szykowało i nie wiadomo jakby to wypadło.
   Reasumując mogłem tam jechać na 3h, wejść do jeziora z dwa razy i tyle. 
   Jak już wyjechałem to po 3 km złapały mnie światła najazdowe, wqrwiłem się i postanowiłem - zawracam na st. mac. Tak zrobiłem. Wróciłem, pozostawiłem torbę z rzeczami nad jezioro, odpaliłem rower i pojechałem. Wpierw na teren byłej największej w PL stacji wąskotorowej Maciejkowice, po której nic nie pozostało oprócz równi stacyjnej. Smutny widok, jak lekką ręką oramy naszą historię w imię kopert i łapówek. Z Maciejowic przejechałem nasypem na st. Siemianowice Śląskie, dokąd jeszcze w 1999 r. dojeżdżała wąskotorówka z letnikami. Następnie do Siemianowic do centrum i na stację kolejową. Po drugiej stronie centrum Siemianowic za torami kolejowymi dzielnica (nazwijmy to łagodnie) trochę uboższa, z mięśniakami-skurwielami. Jednego mijałem w klacie, akurat jak wyjeżdżałem z wąskiego tunelu pod torami kolejowymi. Oczywiście specjalnie przyhamowałem bu mu się dłużej przypatrzeć, ale był piękny. Taki ok. 17 lat, umięśniony, bez przerostów, szczupły, no brać i cieszyć się. Obraz jego miałem jeszcze po powrocie na st. mac. przed oczami. Z Siemianowic przez Rurownię i Wełnowiec do Ka-ce Rynek. Tu muszę nadmienić, że całą trasę jechałem w klacie. Do rynku dojechałem w klacie i nad Rawą, na niby leżakach drewnianych się rozłożyłem w słońcu na ok. 30 min. Jakieś 20 m ode mnie, wydawała się siedzieć para branżowa, bo tak się zachowywali branżowo, a jakby się czaili, za to mnie się przyglądali, bo jako jedyny w klacie. 
   Po tych ok. 30 min pojechałem dalej w stronę parku chorzowskiego. Oczywiście wszyscy tekstylni, poubierani mimo temp. ok. 27C. No cóż, przemysł odzieżowy swoje wymusza i tylko 172 lata w lecie tylko w krótkich spodenkach oszczędzając kase na praniu ubrań, noszeniu ich, pozyskiwaniu ich, itp.
   W parku dość sporo ludzi, ale zaraza może część odwiodła od wyjadów, wysokie ceny też. Jednak w klatach, skoro już o tym, przez cały objazd mijałem może z 8 osób. To wszystko, przy jakiś 500 do tysiąca mijanych w drodze. 
  (dobra i to tyle notki, która była płodzona 3 dni, ale puszczam ją, bo muszę spłodzić następne. Idzie bez zdjęcia, ale wyjaśnienia może w następnej)
   Narka.

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

#1696

   W ogóle nie nadaje się do tych czasów. Tzn. mnie nie da się wcisnąć głupoty obrać jej w ładne przymiotniki bym to łyknął. Co czytam to dostaję czegoś. Np. coś takiego. 
   Po 20 latach wracają pociągi na odcinek linii z Sobotki do Świdnicy długości 20 km. Na tym odcinku jest zlokalizowanych 14 przejazdów drogowych w poziomie szyn, przed którymi pociągi będą zwalniały do 20 km/h. 
   Biorąc pod uwagę ostatni wypadek, kiedy pod ciężką drezynę kolejową, sunącą przez przejazd z prędkością 27 km/h, wjechał jakiś idiota, w wyniku czego śmierć poniosła jedna osoba i winnym okazał się maszynista drezyny, bo jechał te 7km/h za szybko, to na odcinku z Sobótki do Świdnicy zwolnienia będą do 15 km/h, by tylko w razie jakiejś kolizji z innym idiotą, wyjść z tego cało. Mało tego jest na trasie zlokalizowany jeden przejazd z drogą krajową i przed nim (UWAGA!) pociąg się zatrzyma i pojedzie dopiero po wstrzymaniu ruchu na drodze przez obsługę pociągu. Wszystko oczywiście dla bezpieczeństwa. 
   No mnie się wydaje, że dla bezpieczeństwa nie powinni w ogóle uruchamiać morderczych pociągów. Po co je wysyłać na trasę z taką ilością przejazdów (średnio wychodzi przejazd co 1430 m), nadto jest skrzyżowanie z drogą krajową, skoro potencjalnie poc. może tam kogoś zabić. Po za tym, czy zmienili przepisy? To teraz pociągi będą się zatrzymywały, by to maszynista patrzał czy nie jedzie auto, a auta zostaną zwolnione z przepisu zachowania szczególnej ostrożności przed wjazdem na skrzyżowanie drogi w poziomie szyn. 
   Przecież był ostatnio przypadek, że kobieta wjechała pod pociąg i jak później wyjaśniała, bo ten wyraźnie zwalniał i jej się wydawało, że ją przepuszcza...
   Ale tak na poważnie, to z pkt. widzenia z auta, to faktycznie tak wygląda. Stoisz na przejeździe i widzisz zatrzymujący się pociąg. Co se myśleć? No to, że teraz wychodzą na przeciw kierowcom i pociągi będą stawały przed przejazdami, po czym wylezie obsługa i zatrzyma ruch. 
   No brawo!. Na szczęście nikt się nie pokusił napisać do tego, że: 
- Sensacja, rewelacja. Damsko-męska akrobacja. Uruchamiamy szybkie, ba, expresowe połączenie Sobótki ze Świdnicą, ze średnią prędkością handlową 27 km/h. Serdecznie zapraszamy do skorzystania z naszych usług, realizowanych na nowo wybudowanych torach, na które wypierdoliliśmy Wasze 200 mln złotych. 
   No i by nie było, że to tak drogo, to... "PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. podpisały umowę za 10,4 mln zł, na dokumentację połączenia: Orzesze Jaśkowice – Tychy – Baraniec – KWK Piast – Nowy Bieruń – Oświęcim."
   Papiery. Papiery kosztują 10,4 mln zł. Mnie się to w głowie nie mieści. 
   Wiem, mam za małą głowę. 
   I tym optymistycznym akcentem kończymy. Nie, jeszcze zdjęcie przecież.
   Takie cudo, ale wiem nie ogarniacie w ogóle. To rozjazd Baeselera. Na sieci pewnie nieliczne sztuki jeszcze zostały, sam nie wiem, czy ten sfocony w Tarnowskich Górach jeszcze tam jest. 
   Ogólnie likwiduje się takie rozjazdy, ponieważ nawet na wprost jest stałe ograniczenie jazdy na nich do 100km/h, bowiem przez kilka centymetrów obrzeża kół nie są utrzymywane na właściwym "kursie". 
   Tyle marudzenia o sprawach kolejowych. 
   Narka.

sobota, 1 sierpnia 2020

Sobota #1695

   Trza się przyzwyczaić do nowego wyglądu bloga, bo jakieś zmiany, ale tym się później zajmę. Dobrze, że bez większych problemów da się pisać. 
   Wczorajsza noc przejebana jak mało która. Zapomniałem wyłączyć telefonów zapowiadawczych i o 00:19 dzwoni do mnie średni mały skurwiel od 972, ze matka, w sensie żona 972 nie chce go wpuścić na jego stację macierzystą i czy może go przekierować do mojej stacji. Jak już odebrałem to powiedziałem - dobrze. i skład 972 wszedł na tor do mojej st. mac. Pojawił się pod wjazdowym ok. 00:40. Na msc. problem, bo on ma new telefon i nie umie na nim nastawić budzika. Rozumiecie. Kupił se new tel., którego po 2 m-cach eksploatacji nie umie obsługiwać. W końcu nastawiłem budzik na moim, na 04:50 więc już noc zapowiadała się przyjemnie. Następnie, nim jeszcze wyglebiliśmy tel. do niego, to średni skurwiel pytał się czy dotarł. Przy okazji umówili się, że, ponieważ on polazł do kolegi grać w grę, to obudzi o w pół do piątej starego. Szybko poprawiłem, by dzwonił o 04:50, co zostało przekazane. No dobra, wyglebiliśmy. 
   Minęło jakieś 10 min telefon napierdala, to dzwoni średni skurwiel i mowi, na pewno jesteś (tu na st. mac.), bo jakoś szybko tam doszedłeś. 972 potwierdził, powiedział że już śpi i rozłączył się.
   Chyba spałem, jego telefon się odzywa, a w zasadzie napierdala jakąś muzyczką. Ciemno na stacji bo światła pogaszone, 972 odbiera tel, a ja myślę, że jak by było tyle, to mój budzik by się włączył. Okazało się, z nasłuchu, że to średni skurwiel dzwoni, ale podupiły mu się godziny, bo była 03:30 i zaś 972 mówi do niego, by zadzwonił za godzinę, a ja szybko - nie, o 04:50. 
   Zrazu wydawało się, że do 04:50 uda się trochę pospać. Z lekkiego snu obudziły mnie kolejne dźwięki. Na tel. 972 uruchomiły się narastająco, dźwięki lasu, jakiś szum, ćwierkanie ptaków, nawet sowa tam była. Słuchając tego myślałem - to się bardziej nadaje na zasypianie, jak na budzenie. Oczywiście, taka tradycja, dźwięki budzenia budzą tych dookoła, a nie tych, którzy mają wstać. To też 972 tego nie wyłączył, przez jakiś czas czułem się jak w lesie, po czym chyba wyłączyło się, bo więcej już tego nie słyszałem. 
   Najprawdopodobniej zasnąłem, nie wiem na ile, bo nie wiem jaka była poprzednia godzina. Tym razem odezwał się mój budzik, to wiedziałem, że 04:50 i obudziłem 972. Trochę poprzetaczał się po stacji, wykurzył fajkę i ok. 05:10 wyszedł na szlak. 
   Uff, teraz powinno być już z góry, z 4 lub 5 godz. snu zostało. Jakieś trudności z zaśnięciem, ale udało się. Ze snu wyrwał mnie dzwonek, to jakiś skład stanął po wjazdowym. Patrzę na zegar, bo już jasno się zrobiło - 05:50. Nosz qrwa, ile jeszcze razy będą mnie budzić? Tym razem 172 pod wjazdowym, bo jakaś imprezka, coś tam i pożyczyć kasę. 
  Nasty raz zasypiałem juz po 06:00 i tym razem udało się już spać do 10:00. Szału więc nie bylo, ale ostatecznie dramatu też nie. 
  Oki, bo to miało iść k/południa, a jak zwykle się przeciągnęło. 
  Zdjęcie:
  Tory na stacji Konotop. 
  Narka.