sobota, 26 lutego 2022

Sobota #1875

   Teraz jak mam pod sobą dwie stacje, to czas się skurczył. Tam (na st. zwr.) do zrobienia rzeczy utrzymaniowe na st. mac. też. W tym tyg. byłem na st. zwr. dwa pełne dni, czyli wt. i śr. W czwartek ponownie zjechałem na st. mac, bowiem kot na niej, a przecież wiem, że 979 wypuszcza go w ograniczonym zakresie, nadto rano w piątek musiałem być na wiosce, bowiem badania kontrolne, to krew trza było oddać. 
   W pn. też późno jechałem na st. zwr., bo wizyta u lekarza, później już prace kończył 979, to też po wyjeździe w Bieszczady, gdzie jak stwierdził taka wiocha, że nawet nie było psów, by dupami szczekały, chciałem z nim zagadać. 
    Na st. zwr. po półtora tygodniowej przerwie postanowiłem trochę pograć w gry. W sumie tylko w 3 obecnie gram. ETS-a, tedeka i na st. mac., bo tu nie ma kompa by grać, to na lapie w ISDR-a. 
    Jak włączyłem ETS-a, to miła niespodzianka. Zrobiono event polegający na wożeniu do firmy pod Wrocławiem konstrukcji na budowę nowego zakładu. Praktycznie 1/3 ludzi z całego serwera obejmującego UE codziennie wieczorem jest na mapie wokół Wrocławia. Wygląda to mniej więcej tak:
  Na tym screenie jest ok. 800 użytkowników. Niestety zdj. słabej jakości bo to screen z yt., a na lapie jak pisałem ETS-a nie odpalę. W każdym razie na dole po lewej jest droga, która kończy się taką większą niebieską kropką co odzwierciedla pojazdy stojące na firmie, wskazuje ją zielona strzałka. Drogi na tej mapie zaznaczone są na biało, a te ciemnoniebieskie linie, czy dokładniej prostokąty małe odpowiadają pojedynczym samochodom ciężarowym stojącym w korku, by dostać się się do firmy. Miasto Wrocław w tej grze umiejscowione jest gdzie pomarańczowa strzałka. Od pomarańczowej strzałki, do zielonej jedzie się, czy bardziej sunie w korku od 1,5 h, do 2 h. I teraz, co nie wiem czy tu opisywałem przy okazji Duisburga, gdzie zrobiono przenikalność w mieście, tu doskonale widać, że ludzie w grze, bo w realu to chyba mniej, lubią stać w korku. Mało tego, nawiązują się tu znajomości, które następnie owocują konwojami, ludzie, przynajmniej niektórzy, się poznają. Widać też po tym, że jesteśmy jednostkami ale lubimy być w stadzie, gdzie coś się dzieje. Też lubię zatłoczone miejsca w ETS-ie, dlatego dopóki nie zrobili eventu HQ Wrocław to jeździłem jako wahadło na trasie Duisburg - Callais - Rotterdam i z powrotem. Taki objazd z incydentami po drodze, bo zawsze się coś działo, zajmował ok. 1,5 h, czyli tyle ile stoi się we wrocku. Ktoś pomyśli, ale tu głupie. No ale dla mnie i pewnie dla tych, którzy tam dziennie stoją po 1,5 h, stanie tam wśród innych graczy jest większą rozrywką jak jeżdżenie po pustych drogach. Po za tym, przy jakimś poziomie, do którego się dochodzi, już mniejsza presja jest na nabijanie kilometrów i zbieranie kasy, a większa, przynajmniej u mnie, a u innych też co widać, na to co daje rozgrywka multiplayer, czyli obecność innych wokół siebie. Jest jeszcze radio CB, zaimplementowane w grze. Można na nim rozmawiać. Jest ogólny kanał 19, jak w realu, na którym wszyscy mogą gadać, to też słyszy się różne języki w czasie stania w korku we wrocku. Niestety słyszy się też dużo wulgaryzmów i od naszych też, ale to chyba syndrom tych czasów, kiedy merytorycznie mało kto się potrafi wypowiedzieć, to zamienia to na wyrazy, które powinny być słyszalne jako sygnały ciągłe. Generalnie podoba mi się i do 12 marca postaram się we wrocku być częściej.

    Teraz jeszcze jedno przyszło mi do gowy. Otóż, ostatnio robiłem coś na kompie i w tle puściłem na ntlx "Teksańską masakrę piłą mechaniczną." Myślałem, że to wersja oryginalna z przed iluś tam lat, a to jakiś nowy badziew. Ale utkwiło mi sformułowanie masakra piłą mechaniczną. Otóż obecnie w miastach odbywają się masakry piłą mechaniczną drzewostanów, krzewostanów i co tam jeszcze podejdzie pod piły mechaniczne. Czemu się tak dzieje?
    Normalnie takie firmy, który zajmują się utrzymaniem zieleni w miastach, w zimie zajmują się odśnieżaniem. Ponieważ ta zima cechuje się brakiem śniegu, to firmy nie mają co robić. I zapewne wyglada to tak. Edek idzie do UM i mówi Zdzichowi naczelnikowi od zieleni w mieście:
- Słuchaj Zdzichu. Nie mam co robić z ludźmi, jak nie bydzie roboty, to byda musioł ich zwolnić i na wiosnę nie bydzie miał kto robić. Znajdź jakąś robotę dla nich, co byśmy się jeszcze w lecie widzieli. 
   No i Zdzichu załatwia Edkowi wycinkę, przycinkę nawet w laskach, bo już w miastach i na osiedlach zmasakrowali piłami mechanicznymi co się da. Oczywiście te masakry piłami mechanicznymi zlecają m-ta, które chwalą się dbaniem o ekologię itp. Cóż za obłuda. 
   W wiosce zaczął się remont drogi. Pierwsze to wycięto wszystkie drzewa, nawet te 20 m od jezdni. Serio, nawet te 20 m dalej przeszkadzały? Pewnie w miejsce dorodnych drzew posadzą jakieś karłowate, genetycznie zmutowane rachityczne drzewka. No i to wszystko z hasłami ekologii na ustach. 
   Ech..., narka.

niedziela, 20 lutego 2022

Niedziela #1874

   303 pojechał do niewolnictwa. Ponieważ on chciał jakieś info dot. nowych technologii, to zadzwonił. My, niestety, nie jesteśmy z new technologiami na bieżąco, ale za to pociągnęłyśmy go za język. Otóż wylądował w jakiejś wiosce, z której do najbliższego sklepu jest, uwaga!, 11 km i... oni tam, w sensie on i ten kolega, który mu ten wyjazd załatwił, lezą pieszo. Zajmuje im to w jedną stronę ok. 2h. Zajebiście f chuj. W robocie porobił 2 dni i ona mu się już nie podoba. Dźwigają jakieś sery ważące 20 kg. i kajś je ta przenoszą. On chce dzwonić do agencji pracy, by zmienić tą robotę, bo...
   Mieszka w pokoju 3 osobowym, ale tego 3-go wywalili, bo pił i został on z kolegą z wioski. Powiedziałem mu, by se zbierał kasę na awaryjny powrót do PL, bo nigdy nie wiadomo. Do pracy ktoś ich tam wozi, te 11 km, bo to w większej mieścinie mają tą robotę. 
   Na ntlx widziałem film "7 więźniów". To film właśnie o takich naiwnych, którzy jadą w nieznane, zarobić f chuj kasy i być tymi bogatymi. Nic się, qrwa, nie zmieniło w świadomości tych mięśniaków-głuptaków. Nadal myślą, że pojadą tam i za free zarobią f chuj kasy, i będą leżeć i łykać drinki z palemkami. Serio?! Ten świat nadal tak działa? Przecież starszy o rok brat (302) był tam i zjechał. Nie dlatego, że tam było zajebiście f chuj, tylko, że było niezajebiście f chuj. Widać co robi napierdalanie się między braćmi od najmłodszych lat. W wieku, w którym wymiana informacji jest istotna u nich pozostaje uraz po wieloletnich napierdalaniach się i zasadniczo ze sobą nie gadają. Zresztą co daleko szukać. 979 ma tak samo ze swoimi braćmi, z którymi się przez lata napierdalał. Teraz z nimi mało gada. W zasadzie to kontakt mu został tylko z jednym, a reszta to już poszła na stracenie. No i w serii 300 jest podobnie, jak widzę. Teraz kiedy wchodzą w dorosłe życie i przepływ informacji jest istotny, u nich tego kompletnie nie ma. 

    W sob. na wiosce widziałem 826. Nie poszedłem do niego, ale okroczyłem go szerokim łukiem. Po tym co zrobiłem zastanawiałem się czemu tak? W planach było spotkanie z Amundsenem. Przestało mi zależeć na ściąganiu na siłę na st. mac. składów. To podobnie jak z tymi sylwestrami organizowanymi na st. mac. Tyle zachodu, przygotowań, by se trochę pomacać. Podobnie tu. Ściągnąłbym 826 na st. mac. i co dalej? Macanko i w zasadzie tyle. Ile kosztów przy tym by poszło? I na co? Przecież wszystko, co teoretycznie dziś bym zrobił, w przeszłości już zrobiłem. Wiyncyj nagle by się nie stało. Co innego ze 172. Tu sytuacja jest rozwojowa, a przynajmniej była i można było wprowadzać nowe doświadczenia. Z 826 to by nie nastąpiło stąd mózg wykluczył ściągnięcie go na st. mac. 
   Ach ten mózg działający w swoisty sposób. 
   Zgubił mi się kot od 979. Nie ma go już długo, choć sytuacja była normalna do ok. 16:00. Przyszedłem ze sklepu, bo poszedłem mu kupić żarcie na wieczór nd. i ranek pn. by miał. Wypuściłem go. Po jakiś tam 20 min przyszedł pod okno i to było ostatnie jego przyjście. Później już się nie pojawił. Ok.19:00 poszedłem wokół bloku i nawoływałem go, ale bez efektu. Idąc patrzałem się za siebie czy gdzieś nie wyłazi, ale nie widziałem go. To jest najdłuższa jednostka czasowa w jakiej go nie ma, stąd moje zaniepokojenie. Pewnie jak wróci, to będzie euforia jak na Pingwinach z Madagaskaru, jak odnalazł się szeregowy i Skiper się cieszył. 
    Wyglebiłem ok. 20:00, bo jednak spotkanie z Amundsenem, choć przerwałem ze względu na kota. Przebudziłem sie ok. 23:30 kota nie było pod oknem bloku. Położyłem się i rozmyślałem, ale wiedziałem, że z nerwów nie zasnę. Wylazłem więc z łóżka i ok. 00:30 poszedłem na wioskę. Ponieważ nie było, go, a przynajmniej nie dawał znaków życia z przodu to poszedłem z tyłu bloku trochę go nawoływałem, bowiem godzina taka, że większość już w mieszkaniach śpi. Obszedłem teren bez efektu. Postanowiłem iść jeszcze z przodu (tam gdzie wychodzi) poszedłem ulicą trochę go wołałem - nic. Przeszedłem jakieś 300 m i postanowiłem wracać co jakiś czas nawołując go. Wtem na chodniku jakby kot się pojawił, ale cień taki jakby z drzew jakby z kota. Szedłem wolno, by nie spłoszyć i cicho nawoływałem. Cień się nie ruszał, dopiero jak byłem bliżej to się ruszył i odchodził ode mnie. Poznałem, to była kotka, która przychodzi pod blok. Nagle z ogrodu wyszedł "koti" i szedł dość szybko w moją stronę. Mówiłem do niego "koti" i przyszedł. Pochwyciłem go, choć początkowo nie chciał. Wziąłem na ręce i szedłem z nim do mieszkania. Drżał. Tłumaczyłem to tym, że był na wysokości (1,5 m), szedłem po chodniku, koty zazwyczaj nie chodzą po chodnikach, tylko bokami, szedłem dość szybko. Obawiałem się co będzie jak trza bydzie otworzyć drzwi do klatki, bowiem jedną ręką będę go musiał puścić, a wtedy będzie mógł wyskoczyć i go nie złapię. Pod drzwiami powoli odsunąłem jedną rękę, siedział na drugiej. Wyjąłem kluczę otworzyłem drzwi i wszedłem z nim do środka. Ulżyło mi, sytuacja uratowana. 
    W mieszkaniu zachowywał się dziwnie. Chodził nisko, jakby się czaił, jakby go coś goniło. W związku z tym nie dotykałem go, pozostawiłem, by się wdrożył ponownie do znanego sobie terenu. Dałem mu jeść, chętnie zeżarł, ale nadal chodził niepewnie po grupie A i kuchni. Nie dowiem się co się stało, że nawet na st. mac. zachowywał się niepewnie, choć tu nigdy nie wystąpiły zagrożenia względem niego. 
    Ponieważ było już po 01:00 to postanowiłem iść spać. Procedury zakończyłem dość szybko i wyglebiłem. Po ok. 3 min kot przyszedł do mnie, powoli, ułożył się obok mnie, właściwie niedaleko mojej gowy. Trochę mnie to zaszokowało, bo jak był młody, to czasem przychodził do łóżka legnąć, ale to w nogach, a nie k/gowy. Wyciągnąłem rękę położyłem k/jego zada tak że ogon i jedna noga były jakby objęte przez dłoń. On leżał i robił wrażenie jakby mu dobrze było. Sęk w tym, że mnie nie było dobrze, a na pewno to nie pozycja w której bym szybko zasnął. Odzwyczaiłem się spać z kimś (no to już dawno), ze szczurami też dawno, a tu nagle kot przyszedł i leży obok mnie i nie mogę go wygonić, bo wiem, że coś na placu się stało. Po jakimś czasie zmieniłem pozycję, by mi było wygodniej i kot, by nie czuł się wywalany z łózka. Udało się, leżał dalej. Obróciłem się po kolejnym czasie i tu dziwna sytuacja. Początkowo leżał za moimi plecami, czyli tam gdzie leżał. Ale po, powiedzmy, 10 min przeszedł na druga stronę i położył się znowu k/mojej gowy. Miałem wyciągnięte ręce, to położył się trochę na nich, trochę obok, pewnie by czuć ciepło z nich. Zasnąłem. 
   Kot ostatnimi dniami wychodził regularnie przed 05:00 na plac. Przeważnie mnie budził miauczeniem. W sob. to już nastąpiło o 04:28, to go wypuściłem. Później przewijał się. Wchodził, wychodził, tak że dopiero po 07:00 zasnąłem by jeszcze dospać. Ok. 09:00 jak się przebudziłem, stał za oknem i czekał aż go wpuszczę co też natychmiast uczyniłem. 
   Tej nocy spał obok mnie do rana, a przynajmniej rano jak się obudziłem, to leżał trochę obok, trochę częściowo na moich dłoniach, czyli podobnie jak zapamiętałem z przed zaśnięcia, a była już 08:40. 
   I tak myślę, że dobrze iż poszedłem po niego po północy. W tym stanie nie wiem czy przeszedłby ten kawałek do bloku (jakieś 30 m), a może przeszedłby później, a ja ponownie bym zasnął w tym czasie. Tak przyniosłem go na st. mac. i może uratowałem. Nie dowiem się co się stało, ale musiało to być silne przeżycie, skoro nawet rano nie chciał iść na plac. Jak wstałem do procedur porannych, to on poszedł do fotela w którym zawsze śpi, położył się w nim. Leżał, czy spał, nie wiem. Dziś (nd.) ma wrócić 979. Kot potrzebuje czasu, by dojść do siebie i muszę o tym powiedzieć 979. Chcę go zostawić do jutra na st. mac., a jutro opóźnić wyjazd na st. zwr. 
   Zdjęcia nie będzie, nie chce mi się szukać. 
   Kot, ponieważ wieczorem jednak chciał wyjść, jest ponownie na placu. 
   979 miał zjechać, ale żadnego info od niego nie ma, a już 20:00.
   Narka.

sobota, 19 lutego 2022

Sobota #1873

    Zwierzęta potrafią nas zszokować, ale i przestraszyć. We wtorek, no bo jakby inaczej ze mną, wypusciłem rano kota od 979 na plac. Obserwowałem go i po 11:00 zwinąłem do domu. Pobiegał 4 h po placu, miał więc rozrywkę. Zaplanowałem na wtorek wyjazd na st. zwr., bowiem dalszy pobyt na st. mac. nie był przewidziany, to też nie było tu wystarczającej ilości żarcia. Kot na pustej st. mac. pewnie się wyspał. Wróciłem za 3, 5 h. Kot już czekał na wypuszczenie i chwilę przy mnie był, po czym poszedł do okna i ustawił się do wyjścia. Wypuściłem go, bo też taki był plan. Miałem go ok. 17:00 zwinąć na st. mac., bo się już ściemnia, ale tu zaczęły się problemy. Otóż wokół bloku latają inne koty, w tym dwie kotki, na szczęście wykastrowane. Mimo tego, jak dochodzi u nich do rujki, to jakieś tam zapachy wydzielają, bowiem przybywa kotów czatujących na udany seks. Niestety to też wzbudziło kota, już wykastrowanego, od 979. Próby złapania go, oraz dogonienia spełzły na niczym. Mało tego, wszedł przez płot do innego ogródka. Postanowiłem go nie gonić, bo to mogło by przynieść odmienny efekt od zamierzonego. Podobnie jak my, uciekając mniej zwracamy uwagę na otoczenie, a bardziej na to by na coś nie wpaść, więc gonienie kota przez nieznane mu tereny mogło by spowodować, że by się zgubił, czy coś takiego. Po 1,5 h siedzenia na szpilkach, czy go gdzieś będę widział, wyszedłem z bloku i poszedłem na okolice bloku. Widziałem go, ale on niezbyt skory do powrotu. Dopiero po 19:00, widocznie zgłodniał, sam przyszedł pod okno. Wpuściłem go, dałem żarcie i pomyślałem, że skoro on zasypia, to w sumie też powinienem, bo w nocy będzie mnie, jak poprzedniej, znowu budził miauczeniem, by wyjść na zewnątrz. Wobec tego, przed 20:00 wyglebiłem. Ok. 04:30 obudził mnie miauczeniem chcąc wyjść. Wypuściłem go dając mu kolejną szansę. Tym razem biegał do ok. 10:30. Czasami widziałem go przechodzącego pod oknami. Raz  nawet przyszedł na okno, ale widać to jeszcze nie ten czas, bowiem poszedł  ponownie połazić. 
   Za nim zacząłem go wypuszczać na zewnątrz, to jak poruszałem się po st. mac. on szedł przeważnie za mną. Wbiegał na grupy B, C, D, bo nowe otoczenie i chwilę na każdej bywał. Teraz kiedy chodzi na zewnątrz, mogę chodzić po st. mac., a on śpiąc olewa to. Jedynie jak lezę do wyjścia, to uruchamia mu się, że może zostać sam i to na dłużej, co miało miejsce i pewnie to zapamiętał. 
    Biegając za samicami, jego zachowanie można porównać do naszych. Jak pojawił się ptak, na drzewie przy nim i kotce, to, choć nigdy wcześniej nie wchodził na drzewo, zapragnął jej złapać prezent. Na szczęście tylko opierał się na drzewie i nań nie wszedł. 
    W czwartek rano mocno, jeszcze po nocy, wiało. Kot jak zwykle chciał wyjść, to ok. 05:00 go wypuściłem. Wrócił coś po 40 min na okno, ale zawrócił, jak go chciałem wpuścić i poleciał dalej. Ok. 06:00 zaś był pod oknem. Tym razem wszedł na jakieś 10 min trochę niespokojny, nie dziwię się, wszak to pierwszy raz taka pogoda w jego życiu jak jest na zewnątrz, po czym zaś poszedł sprawdzić czy to już można tam przebywać. Wrócił za godzinę. Zeżarł, poleżał trochę i zaś chciał sprawdzić czy to już. Puściłem go, ale za 20 min był z powrotem. Kolejne pół godziny w na st. mac. i zaś zapragnął sprawdzić, ale puścił się deszcz. Tym razem był ok. 5 min i wrócił na okno. Jeszcze z dwa razy poszedł sprawdzić, czy to już, po czym ok. 09:30 położył się spać na dłużej. No jak my. Pogoda do dupy, to nie chce nam się wyłazić i jak nie musimy, to tam nie leziemy. 

    Kota już zostawimy w spokoju. Wrócę do komunikacji miejskiej. Pisałem kiedyś o tworzonych liniach M(XXX), które przeważnie, oprócz jednej jeżdżą puste, mało tego jeżdżą często. Okazało się po czasie, bo pewne sprawy wychodzą, czy info dociera do mnie, że te linie M w części finansuje UE. Wyszło że można spłodzić linie metropolitarne, na które można zassać kasę z UE. Oczywiście nasi się jak zwykle wymigują i w Gliwicach teraz zamieniono dwie miejskie linie na M, no bo skoro dają kasę, to czemu nie brać. Tym pięknym sposobem, za 3 lata, będzie połowa linii M, a wszystko będzie finansować UE. To podobnie jak kiedyś na blogu opisywałem na co pomysłowi rodacy, wysysali kasę z UE i to w niemałych ilościach. Teraz widzę otwarto kolejną furtkę. Z jednej strony dobrze, wszak płacimy tam składkę, to najlepiej jest wyciągnąć ją z powrotem w całości, z drugiej strony, czy to dobrze, że wyciągamy ją na takie niepotrzebne rzeczy. Na co komu autobus do wioski co 15 min, a przypomnę, że bardziej oblegane linie jeżdżą rzadziej. 
Ale tam gdzie liczy się kasa, nie liczą się ludzie.
   Zdj.
  Zdj. z jakiegoś tam przejazdu. Tym razem od Gliwic. Widok na grupę odstawczą dla poc. pasażerskich. Teraz ta grupa torowa należy do KŚ (Kolei Śląskich). 
Nastawnia GBL w Gliwicach. Dziś nadal jest nastawnią dysponujacą, ale nudzą się tam niemiłosiernie, bo ruch praktycznie tam żaden. 
Nastawnia GL2, wykonawcza dla nastawni GLA. Widok od strony stacji pasażerskiej Gl-ce.
GL2 od strony Zabrza, a w tle budynek administracyjny (teraz już od ponad dekady) nieczynny lokomotywowni Gliwice i przewozów towarowych.
Po lewej stronie nastawnia GLA. W środku wiadukty. Pierwszy z lewej, ten jasno szary, to tor nieparzysty linii 137 z Katowic, dwa środkowe wiadukty, skorodowane, to linia do Bytomia, a czwarty, w który wchodzi właśnie poc. którym jadę, to tor parzysty linii 137 do Katowic. 
Nastawnia GLA z bliska.
Dawniej budynki kolejowe lokalizowano bardzo blisko torów. Budynek dworca w Rudzie Śl. Nie wiem czemu zdjęcie tak dziwnie wyszło. 
Porzucone semafory po remoncie linii 141. 
Żer dla skner. Z tych semaforów, przy obstawie 824 odkręcałem układy optyczne i daszki. Takich daszków już się nie stosuje, bo oszczędność materiału i obecne nowe semafory mają daszki krótkie okrągłe. 
   Zdjęcia z ok. 2011 roku. 
   Narka.

środa, 16 lutego 2022

Środa #1872

     Będąc w piątek na flaszce u 820 rozmowa toczyła się trochę o 979, który teraz związuje się z kolejną, trzecią, niby laską. Wyszło trochę na to, że mieszam się do sprawy, bo jakby bardzo delikatnie sugeruję 979 by się nad tym zastanowił. Oczywiście z drugiej strony zarówno 820 jak i jego żona, by się w to nie mieszać, bowiem 979 jest dorosły. No tak, ale z drugiej strony, czy warto pakować się w związek widząc rysy na szkle już na początku? My jesteśmy stworzeniami stadnymi i bardzo chcielibyśmy mieć szczęśliwe związki. Nasze mózgi dążą do tego nieustannie (kierowane mediami i innymi przekazami wokół) i chyba wynika to bardziej z wbudowanej funkcji podtrzymania gatunku, niż z samej realnej potrzeby bycia z kimś, nadto wiedząc, że to i tak z czasem przerodzi się, w większości, w nieszczególny związek, który jeżeli będzie tylko trwał w marazmie, to dobrze, gorzej jak to będzie się rozłamywać długotrwale pozostawiając kolejne rany na sercu. W samym związku u 820 teraz też jest nieszczególny okres, co wyszło przy flaszce, że od 3 tyg. ze sobą nie rozmawiają, to mimo tego nadal przekazują dalej, by się wiązać. 
   Na szczęście u siebie jakoś udaje mi się poskromić mózg, tzn. jedna jego część poskramia tą drugą na razie skutecznie i tak już chyba, z pomocą wieku, zostanie. Jesteśmy już stare, więc związek z jakimś młodym mieśniakiem odpada, bo to bardzo mało realne. Na szczęście dla nas, mózg, część nadrzędna, przeprowadziła nas bezszkodowo przez ostatnie dekady i nie weszliśmy w żaden związek, choć, pewnie to tu gdzieś opisywałem, 977 wyznał nam kilkukrotnie miłość. Została odsunięta, a jemu usiłowałem wytłumaczyć dlaczego. Nie wiem czy to zrozumiał, bo podobnie jakby 303 tłumaczyć pierwiastki. By to jakoś udowodnić, to na yt są filmiki pary mięśniaków amerykańskich, którzy się w sobie zakochali, a następnie.... rozeszli. Tu poglądowy filmik -> tutaj. I co z tego wyszło...? Rozeszli się po kilku latach. Takie mięśniaki, obu bym przeleciał od razu, a i tak rozeszli się. Ile euforii jest na początkowych filmach w nich, entuzjazmu, tego młodzieńczego zapału, aż przyjemnie się te filmy oglądało. I teraz jakie mam szanse na zbudowanie związku z osobą, która, po pierwsze jest w moich widełkach wyglądowych, a nie mózgowych?, Po drugie jest w moich widełkach mózgowych, a nie wyglądowych? To się w ogóle da? To się w ogóle u innych da, bez takiego ogólno przyjętego wzorca związku mężczyzny z kobietą?
   Teraz czemu napisałem bezszkodowo. Wiecie, bo to też opisywałem kilkukrotnie, jakie mam preferencje wyglądowe obiektów do seksu. To kompletnie nie współgra ze sobą, jeżeli chodzi o model osobnika do życia bieżącego. To są obiekty na przeciwległych biegunach, do tego, jak magnesy, wzajemnie się odpychające. Tego nie da się po prostu pogodzić. 

    Tyle razy mówię ludziom wokół, a szczególnie młodym, by się zastanowili 5x nim wezmą jakieś żyjątko do domu. Po co 979 dał się namówić na kota nie wiem. Teraz, co przecież było do przewidzenia, problemy z kotem przy wyjeździe. Już się zbierałem w pn. do wyjazdu na st. zwr. 824, a tu dzwoni 979, czy zajmę się kotem, na czas wyjazdu. No tak, tylko to muszę poukładać. Jemu ciśnienie zaczęło rosnąć, że zwlekam z odpowiedzią, ale przecież zaskoczył mnie tym info, też muszę się dostosować i podjąć decyzje. Jakoś udało mi się go uspokoić, bo równolegle zmieniałem harmonogram dnia. Jakieś plany były przecież do realizacji. Poprzesuwamy, dostosujemy się, wszak dobro zwierza jest ważne, czego inni nie ogarniają. Z jednej strony elektronika, zwłaszcza komórki spowodowały, że młodzież mniej chce mieć zwierza, bo jednak komórka bieżąco daje kontakt z innymi i zajmuje czas, z drugiej te same komórki u części tych, którzy już mają te zwierza powodują, że zwierza są, ale czas im poświęcany jest znacznie mniejszy, niż gdyby tych komórek nie było. Ogólnie cieszę się, że mniej zwierząt ludzie mają w domach, bo mniej ich cierpi. 
    Poprzednia niby laska od 979, która wzięła do się, do bloku, do małego mieszkania dwa koty, teraz też była na weekend na wyjeździe i 979 jeździł kotom dać żreć. Po co brała te koty, skoro wie, że raz - ma nadal nieustabilizowane życie, dwa - nadal będzie wyjeżdżała. Z jednym kotem to jeszcze się jakoś da, z dwoma bez auta to już jest ciężko. Bezmyślność ludzi jest pod tym względem porażająca, ale co zrobić skoro człeki nawet o się nie są w stanie zadbać, vide 303, który pojechał do Niemiec i nawet nie wie w jakiej miejscowości tam jest, a co dopiero o zwierza obok. 303 to idealny obiekt do ściągnięcia do pracy niewolniczej, w skrajnych przypadkach do jakiegoś burdelu. On stamtąd nawet nie wróci, bo nie wie jak, skoro już tu miał problemy poruszaniem się komunikacją miejską, a co dopiero tam. Kasy oczywiście nie ma, mało tego 1/2 biletu tam mu kolega sfinansował, czyli na starcie już ma dług. Przypomnę tylko, że 172 do niewolnictwa wsadził też kolega z tej samej wioski. Tacy to są "koledzy".
    Na razie jeszcze kontakt z 303 jest. W zasadzie to, takie osoby, jak 303, prawie same się o takie coś proszą tym, na kogo wyrośli. 303 mi takie bzdury pisze, że dramat. Teraz tych sms-ów nie będę kopiował, ale przy następnej okazji może je tu wkleję. On w ogóle nie jest świadomy zagrożenia jakie może nastąpić. Wiem, teoretycznie mogą nam Marsjanie wylądować na gowie, ale to jest dalsze, jak wsadzenie 303 do niewolnictwa. Ktoś mu (niby jego kolega), teoretycznie bezinteresownie, finansuje 1/2 biletu tam. Czy tylko mnie się wydaje, że coś jest nie tak? Czy w tym świecie są jeszcze ludzie, którzy zupełnie bezinteresownie finansują innych?
   
    Kot jest wniebowzięty z powodu możliwości wyjścia swobodnego na plac. Na razie, na szczęście zaaklimatyzował się w ogrodzie i trzyma się tego rewiru. Przychodzą tu, choć podobnie jak on, kotki wykastrowane, a on jest urzeczony nimi. Niestety w nocy miałem przerwy w spaniu, bo on chciałby na zewnątrz siedzieć cały czas, a nie jest jeszcze na to przygotowany. W nocy było by go ciężko znaleźć bo jest czarny z białymi łapkami. Oprócz kotek, przychodzą też kocury, więc naturalne towarzystwo ma. Za to nie rozumiem, czemu on przyjechał wyperfumowany. Powąchałem jest sierść, to tak jakby go ktoś wyperfumował. Czy w mieszkaniu new. niby laski od 979 ktoś nad tym panuje? No nie, a znowu jak zacznę mówić, że trzeba mieć nierówno pod sufitem, by zwierza, który działa węchem wyperfumować, to będą na mnie krzywo patrzeć. Może trza tym dzieciom powiedzieć wprost, że wysmaruje się je gównem, puści do szkoły, a następnie będzie czekać na informacje zwrotną. Na pewno była by ciekawa. To czemu to nie działa w drugą stronę?

  Zdjęcia.
To jest stare torowisko linii tramwajowej nr 7 w Świętochłowicach. Pojechałem je tam sfocić, bowiem to było jedno z ostatnich, które przeżyło (uwaga) 50 lat.
 W zasadzie, gdyby o nie dbano, to jeszcze posłużyło by z dekadę, ale tu pojawiają się nieodłączne koperty, które wypaczają bieżące funkcjonowanie.
Niestety zdjęcia robione w zimowej aurze, bowiem przetarg był tak ustawiony, że prace ruszały zimą. Już nie pamiętam, czy luty, czy marzec. 
Torowisko było wykonane z bardzo dobrej stali, dlatego tyle wytrzymało. Dziś w ramach oszczędności tylko główka szyny jest powlekana warstwą odporną na ścieranie, a reszta szyny jest już wykonana ze stopów gorszych jakościowo. Wiadomo, by było taniej i można było częściej wymieniać na nowe + koperta.
Przy torowiskach wtedy, trochę jednak myślano, sadzono krzaki, które dość skutecznie wygłuszały odgłosy jadących tramwai. Niestety przy jakichkolwiek pracach torowych, nikt nie pamiętał, albo nawet nie było to brane pod uwagę, by krzaki uzupełnić.
Dziś zamiast takich krzaków, które jeszcze miały ten aspekt, że były ekologiczne, masowo umieszcza się ekrany akustyczne, które ładuje się gdzie się tylko da, bo znowu kolega od kolegi, ma firmę produkującą te ekrany. Ech... 
   Narka.

niedziela, 13 lutego 2022

Niedziela #1871

    Pod blokiem 824 jest stonka. W zasadzie jak z niej wychodzą i lezą w osiedle to widzę co niosą. Menu żywieniowe młodzieży jest straszne. Przeważnie to cola, ta oryginalna, do tego chipsy, pizze, jakieś inne przekąski powiedzmy sobie niezbyt zdrowe. Najgorsze, że te nawyki żywieniowe się utrwalają i później pozostają na dłużej. Sam będę się musiał wnet zmagać ze zmianą menu żywieniowego, bo ostatnio trochę popłynąłem jak zaprowadziłem 824 na nieświadomce do domu starców. 
   Inną ciekawą sprawą jest organizowanie sobie, głównie przez facetów, żarcia do roboty. Obok stonki jest buda z pieczywem i wyrobami cukierniczymi. Mają też na stanie bułki z dodatkami, czyli szynką lub serem, sałatą i jakimiś dodatkami. Bułka taka kosztuje 5.50 zyla. Czasem widzę co kilka dni tych samych facetów podjeżdżających autami i kupujących gotowe śniadanie. Zastanawiam się, czy faktycznie dzień wcześniej nie mają czasu, by takie coś przygotować sobie na rano? Czym oni są tak bardzo zajęci wieczorem, że nie są w stanie zrobić żarcia na rano. A może to lenistwo i wygodnictwo. Tylko następnie oni stękają, że chcą wiyncyj i wiyncyj zarabiać, bo nie starcza. Jak się ma taką strukturę wydatków, to trudno by starczało. 

  Tyle się ostatnio mówi na temat ekologii, ale to chyba tylko trend europejski. Reszta świata ma wyjebane na to i leje sikiem prostym na rozwiązania stosowane u nas, w małym regionie, jeżeli chodzi o świat. O co więc tak bardzo się ciepiemy? Czy liczymy na to, że inni pójdą naszymi śladami? Nie sądzę. Gdzieś tą brudną produkcję trzeba robić. To, że wykasowaliśmy huty (piece wytapiające surówkę) nie znaczy, że jej się nie robi, a przecież to nie jest tak, że powietrze skądś tam do nas nie dociera, a nawet jeżeli nie samo powietrze, to lokalnie tamtejsze huty zmieniają środowisko naturalne, co przekłada się i tak na nasze funkcjonowanie, bo część żarcia kupujemy właśnie z tanich krajów, a ono tam jest hodowane obok działających hut. 
    Ostatnio w Angorze (tygodnik) przeczytałem, że "w ciągu trzech lat Chińczycy zużyli więcej betonu niż Amerykanie w całym XX w.". Czyli co? My tu dbamy o ekologię, a oni tam betonują Azję Południową. No fajne żarty. 

   303 zawinął się do Niemiec. Tydzień temu odebrał dowód i już jako niewolnik, bo przecież nie prezes, nie dyrektor, nawet nie kierownik, pojechał do kraju raju zarabiać f chuj kasy. 820, u którego w piątek byłem na flaszce popołudniu, stwierdził, bo to debil jest i chyba trzeba to potwierdzić. Nic to, że brat o rok starszy był w tym kraju wcześniej i wrócił, bo jednak nie to co miało być, ale on pojedzie i sprawdzi na własnej skórze czy to faktycznie tak jest. Jak się go spytałem co tam bydzie robił to napisał:
-"komisjonerstwo artykułów spożywczych".
  Rozumiem, że telefon poprawił mu te dwa ostatnie wyrazy, ale pierwszego nie zrozumiał to zostawił taki, jak napisany. 
  Chciałem go ściągnąć do mieszkania 824, ale jak to ja, zabierałem się do tego jak sójka za morze i wyszło jak wyszło. Z drugiej strony mamy już swoje lata i też realnie patrzę na pewne sprawy, a na to nakłada się dostępność pornioli w sieci, jak nigdy wcześniej. Wiem, że to końcówka, bo za kilka lat będą już nas oficjalnie inwigilować, więc by być porządnym nie będzie można oglądać, bo, jak w Chinach, "system" będzie nas oceniał. Wszak mamy już pegazusa w kraju, a w innych przy okazji zarazy oficjalnie, jak w Danii, testowano inwigilowanie społeczeństwa. Następnie wycofają gotówkę, w sensie banknotów i bilonu, i już nas będą mieli w kieszeni, a tym niegrzecznym po prostu naciśnie się ENTER i odłączy ich od kasy i... pozamiatane. 
   Nim to nastąpi jeszcze kilka lat przyjdzie nam pożyć w, i tak już ograniczonej, swobodzie. 

   979 z kolejną niby laską jedzie jutro na ferie z nią i jej dziećmi. Na dziś jeszcze nie ma urlopu, ale wyjazd już zaplanowany. Powiedział, że jak niedostanie urlopu, to weźmie L4. 
   Przypomniało mi się, jak dawno, dawno temu, kiedy ten "system" jeszcze tak nie działał, pracowałem w komunikacji miejskiej, a wiedziałem, że nie ma opcji, by w lecie (lipcu) dostać urlop, bo pierwszeństwo mieli ci z dziećmi. Wobec tego nawet nie zabiegałem o urlop, bo później byłyby podejrzenia. W ramach planowania wyjazdu z kolegami, udało mi się zdobyć wolne na pt. sob. i nd. od pani, która wypisywała służby, oczywiście za dostarczeniem kawy. W piątek poszedłem więc do lekarki na wizytę. Wcześniej głowiłem się jak jej powiedzieć, że potrzebuję L4, bowiem wyjeżdżam nad morze. Nie wiedziałem od czego zacząć, a przecież byłem kompletnie zdrowy z czystą kartoteką. Wiedziałem, że max mogła dać 9 dni L4 z marszu, nadto myk polegał na tym, że owe L4 planowałem od poniedziałku, a nie od piątku. Będąc w gabinecie czułem się jak na odpowiedzi ustnej w szkole, kiedy przychodzę do tablicy nieprzygotowany, a ze strony nauczyciela/lekarki pada:
- no to słucham...
   Z tego zdenerwowania postanowiłem nie owijać w bawełnę i iść na całość. Powiedziałem wprost, że pracuje w komunikacji miejskiej, nie ma szans na urlop, jednak chcę jechać na wyjazd z kolegami nad morze. Kilka razy wcześniej u niej byłem, ale dosłownie kilka, na jakieś przeziębienia, jednak przeważnie jeszcze tam o czymś wymieniliśmy dwa zdania. W odpowiedzi usłyszałem (co zapamiętałem do dziś):
- pan jest bezczelny. (i po chwili) Ale szczery. 
   Jak już zabierała się do wypisywania L4 to jeszcze poprosiłem, by wypisała je od poniedziałku, a w pn. kolega z wioski wyśle je do zajezdni pocztą. Popatrzała na mnie, nastąpiła chwila milczenia z jej wzrokiem wpatrzonym w moją twarz... i wypisała od pn. 9 dni L4. 
    Od tej wizyty, kolejne u niej odbywały się w zupełnie innej atmosferze i do dziś rewelacyjnie mi się do niej chodzi. Nawet w początkowej fazie zarazy w kraju na wiosnę, kiedy wszystko kompletnie pozamykali, przyjęła mnie na wizytę do gabinetu. Pielęgniarka wtedy w drzwiach:
- ale przecież jest zamknięte
- ja na umówioną wizytę
- to przecież muszę iść sprawdzić (przypomniał mi się wtedy film "Miś" i scena na poczcie - to przecież ja muszę iść i poszukać. Cholera jasna...")
   Po wizycie u lekarki, w piątek wieczorem jechaliśmy już pociągiem nad morze. 
   Zdjęcie.
(miało być zdj. 303, ale nie jestem na tym kompie, na którym one są)
To na ŚDM (2016 r.), kiedy masowo jeździły potrójne jednostki EN57. Mijanka takich na jakimś przystanku. Widoczne zestawienie 3xEN57, jako pierwsza jednostka z KD, EN57-781 stary model, bo jeszcze z ryflami, drugi też.

Trzecia to średniak czyli EN57-1356, ale po remoncie. Jest jakaś nieścisłość, bo na pierwszej jednostce, tej z KD na wyświelaczu jest Oświęcim, a na ostatniej, na bocznym Tarnów Mościce. One faktycznie w takiej relacji kursowały, by nie zatykać Krakowa Głównego. 

A to już ujęcie, jak obie jednostki ruszyły w dalszą drogę i rozjeżdżają się. Nie wiem na jakiej stacji to zrobiłem, to jest tak jak bieżąco nie opisuje się zdjęć. Niestety na trzech zdjęciach nie uwieczniło się nic co wskazywało by jaka to stacja. 
  Narka.

środa, 9 lutego 2022

Środa #1870

   Unifikacja świata. Kiedy ona nastąpiła? Oglądam film na ntlx, a w nim potrzeba młodej laski wyjazdu do większego m-ta, bo tam jest lepiej, fajniej, radośniej i ja tam chcę być. I to tak, qrwa, toczy się, jak pamiętam z lat 90-ych,, do dziś. Jak to jest, że oni (ci na górze) sterują ciągle, nieustająco masami na dole. Ciągle wciska się tym, jak np. serii 300, że tam jest lepiej, radośniej, fajniej. Następnie oni tam jadą, bo przecież lepiej, radośniej, fajniej, a na msc. okazuje się, że to taka ściema. Mało tego, ta medialna otoczka jest tak silna, że nie ma szans, np. takiemu 302 powiedzieć, że to nie - nie jest prawda, tylko on to musi sam zweryfikować, jakby odrywał Amerykę po raz 158. Po co? Pamiętacie powroty stamtąd 230 i 172 opisywane na blogu?
   Oglądam tych mięśniaków na chartubate i co mnie zastanowiło, że niezależnie od długości, szerokości geograficznej, muzyka leci ta sama co u nas. Zbieg okoliczności? Nie qrwa - sterowanie masami. 10.000 km dalej on słucha dokładnie tego samego co leci u nas w radiach i co się promuje. Sam se to wymyślił? Nie - qrwa. Oni mu to zapodali, podobnie jak u nas. Niby wolne media, a nam  i jemu (przypomnę 10.ooo km dalej) serwuje się dokładnie to samo. Globalna wioska. Fajnie ale z zarazą to też globalna wioska. I teraz my se to przerzucamy, czy oni to robią? Nie rozmawiaj o pogodzie? Do dziś latają. I teraz taka mała dygresja. Zaraza niby ta sama, ale, nie nie pisałem tego, zadzwonił do mnie znajomy z Zielonej Góry. Zgadaliśmy się odnośnie zarazy, bo ja przechodziłem, on przechodził akurat i wyszło, że... mamy inne objawy. Przedstawiłem mu moje, a on swoje. Okazało się, że jego objawy są typowe dla okolic Zielonej Góry, a moje dla okolic Górnego Śląska. Ale wiecie lub nie, one nie były takie same. Do dziś się nad tym zastanawiam. Taka sama, niby, zaraza, a tam inne objawy, tu inne objawy. To jest ta sama, czy tam rozpylili coś innego, a u nas coś innego?, a wciskają nam, że to jest dokładnie to samo. 
    Wiem, można by się tak zastanawiać i zastanawiać, dojść do jakiś wniosków i co z tego? Coś z tym zrobimy? Nie, qrwa. Możemy być jedynie bardziej świadomi i tyle. No my jeszcze możemy lawirować przez "system", co robimy na razie skutecznie. Oni, niestety, już myślą jak nam i innym to uniemożliwić. Po co? A no po to by mieć wiyncyj kasy dla siebie i, chyba, satysfakcję z tego, że steruje się tak dużymi masami. Nawet Tomasz Knapik w jednym z wywiadów powiedział, że masy, w swoim rodzau, są głupie. No tak, bo co jednostki mądre mogą zdziałać w środowisku głupich mas. Co ja mogę w wiosce zrobić przy otaczających mnie mięśniakach-głuptakach? No jedynie podnieść swoją rangę w dzielni i w zasadzie tyle. 
   Tak jak dziś niszczy się klasę średnią, tak niszczy się inteligencję. Mięśniaki-głuptaki dostają wiatr w żagle i płyną na fali, stworzonej przez rządzących, a właściwie nie przez nich, tylko przez tych ponad rządzącymi, którzy pociągają za sznurki. Tych samych, dzięki którym 10.000 km dalej inny mięśniak-głuptak słucha dokładnie tego samego co nam puszczają. Nie, to nie jest zbieg okoliczności.

    Dzwoniłem dziś do domu starców, bo 824 nie dzwonił już od dwu dni, ale pani powiedziała, że jeszcze potrzebuje troche czasu. Nadal ma fale, że chce wrócić do domu, stąd odwiedziny na razie niewskazane, bo a nuż by mu się przypomniało coś i zapragnąłby koniecznie wrócić do się. Na razie, jak twierdzą, nic dowieźć mu nie trzeba więc, chyba, jest dobrze. 
    Zdjęcia.
Są jeszcze ładne mięśniaki, wśród rozrostu loch. Przy okazji, to gdzieś mignęła mi wiadomość, że na zachodzie zrobiono badania i wyszło, ze zaraza najwięcej pochłonęła ludzi grubych, dlatego pozostańmy przy ładnych mięśniaków.
Te jego ręce jak oglądam, to takie miał 975 i mi się przypomina.
Narka.

sobota, 5 lutego 2022

Sobota #1869

   Się przerwa zrobiła, to lecimy z informacjami.
   824 dzwoni, choć ostatnio rzadziej, ale jednak cały czas podtrzymuje, że po kwarantannie wychodzi do domu. Zawiozłem mu we wtorek jeszcze spodnie i jakieś góry, koszulki grubsze, bo panie zgłosiły, że brakuje. Faktycznie wywiozłem go w jednych spodniach wyjściowych, a później przywiozłem mu tylko spodnie dres z innymi ubraniami. Spodni wyjściowych nie było. Panie w domu starców w czwartek przekazały, że nie ma ostatnio dobrych dni (824) i im też mówi o powrocie do domu. 
   Pewnie ma tu trochę racji 979 mówiąc, że tam go podreperowali, bo się nim kompleksowo zajmują w tym mózgiem też, to też on może niekoniecznie odzyskiwać pamięć krótkotrwałą, ale poprawia mu się ta środniotrwała, a w niej ma zakodowane, że doskonale funkcjonował sam w domu (przypomnę, że nie ogarniał, że rok u niego mieszkałem, nawet że tydzień) przeto nie ma przeciwwskazań do tego, by doń powrócił. Niestety, ale my, qrwa, nie mamy scenariusza na taki przypadek. Tzn. bardzo wstępny, że jak to nastąpi to w kwietniu chcę i tak wrócić na st. mac., bo tu roboty f chuj, a na jesieni ja do roboty, bo jakieś lata pracy trza mieć do emerytury. Niestety kiedyś tu napisałem, przy okazji mięśniaków głuptaków, którym czasem pomagałem, ale to też taka syzyfowa robota, że głupotę trzeba zostawić samą sobie, by się wykończyła, albo wyszła w miarę na prostą. U 824 wyjdzie to pierwsze, bo przy jego schorzeniach samodzielne funkcjonowanie długofalowe jest nierealne. 
   Mimo iż w zasadzie można by rzec, że uwolniłem się od 824 to jednak czasowo zajęć nadal jest trochę. W pierwszym tyg. codziennie jeździłem do domu starców. Co drugi dzień muszę zrobić obiad, choć na jedną osobę, to by nie wyciepować żarcia pozostałego po 824. Do tego jeszcze z warzywniaka stonki we wtorki i czwartki znoszę żarcie dla się, 811, a to z czwartku część dostaje 811, a reszta w piątek jedzie na st. mac. i daję 979. Efekt jest taki, że przewożąc towary między st. zwr., a st. mac. ręce mam jak orangutan takie ciężkie siatki jadą. Nawet jak nie ma zimno, od autobusu w połowie trasy zakładam rękawiczki, bo uchwyty z siatek wżynają mi się w palce. Z jednej strony fajnie, bo warzywa i owoce, a to zdrowe odżywianie, ale znoszę tego w takich ilościach, że to nie do przeżarcia jest. Żartobliwie mówię 811 i 979, że one (te warzywa i owoce) z tego kubła do mnie mówią:
- weź mnie, zjedz mnie, nie daj zmarnować...
  no i je biorę. 
   Jeszcze odnośnie tego sformułowania, że głupotę trza zostawić samą sobie by się wykończyła..., dobrym przykładem jest 172, który jest w miejscu odosobnienia. Mogło być zupełnie inaczej, bo przecież proponowałem mu pomoc, to jednak odrzucił, czy nie przyjął. Tera jest tam i stęka. Trudno mu za każdym razem wymawiać, ale na jednym z widzeń wprost mu powiedziałem, że sam sobie jest winny. 
    O związku 979 z nową niby laską już chyba pisałem. 811 mówi bym się nie wtrącał, ale jej też tłumaczę, że jak ma się władować w kolejny średnio udany związek, to czy warto? Rozejścia pozostawiają więcej niesmaku, jak to co było na początku, bo to dalsze. Pamiętamy to wcześniejsze, czyli te powody, które powodują rozejście. O ile jednostki się łatwiej i szybciej schodzą, to proces rozchodzenia jest rozciągnięty w czasie, stąd inaczej to pamiętamy. 979 jest już po dwu rozejściach, które dobrze pamięta. Ostatnio 979 bez, takiego jak na początku, entuzjazmu angażuje się w związek. Widzi wady u laski, która też jest po dwu związkach. Oboje wchodzą więc w trzeci związek. 
    Wiem, że nie ma idealnych związków, tylko zastanawiam się, czy lepiej tkwić w średnim związku, czy być samemu, kiedy dziś (przynajmniej na razie), jak nigdy wcześniej jest to ułatwione. 
  Zdjęcia. 
Rozdzielnica elektryczna w pomieszczeniu na kop. w której prawie rok urzędowałem. To mała rozdzielnica. Nie sfociłem tych dużych, które zajmowały całe pomieszczenia. Jej już nie ma, bo budynku, w którym była też. 

Z tego pomieszczenia, w którym była ta rozdzielnica brałem wodę do użytku, bowiem nastawnia była odłączona od wody bieżącej i tą dziwną konstrukcją, z węża lałem potrzebną wodę pitną i do innego spożytkowania. To było pomieszczenie warsztatowe, w zasadzie obok torów (między drzwiami, a torem kopalnianym było jakieś 3 m), w którym pozostało jeszcze czynne przyłącze wody. 
   Narka.

wtorek, 1 lutego 2022

Wtorek #1868

   Ostatnio na ntlx obejrzałem odcinek "Hang The DJ" z serialu Czarne Lustro, w którym program randkowy (ten nieszczęsny system) miał kojarzyć pary (faceta i kobietę) ze sobą na podstawie jakiś tam algorytmów. Na początku filmu parom przedstawiany jest wynik skuteczności "systemu" - 99.8%. Co się działo w filmie to mniej ważne, ale na jego końcu dowiadujemy się, że ów system działa z 99,8% ale nieskutecznością. 
   Mój mózg poszukał pewnej analogii. Otóż mamy zarazę. Ketchupuje się masowo ludzi dzieląc na tych zaketchupowany i tych niezaketchupowanych, przy okazji szkalując tych drugich. Na zarazie koncerny farmaceutyczne zarabiają mega kasę, a jak wiemy przy mega kasie życie ludzkie jest mniej ważne, co było np. wprost pokazane w niektórych odcinkach serialu "Katastrofy w przestworzach". No więc jakieś dowody, że przy dużej kasie się mniej liczymy są. Teraz wiadomym jest, że przy takiej kasie koncerny farmaceutyczne chcą zarabiać wiyncyj i wiyncyj, i wiyncyj..., bo jak wiemy pazerność w pewnym momencie może się wymknąć. No i co robią? Jak w filmie świadomie wprowadzają przeciwieństwo tego jest założone, czyli likwidacja zarazy. 
    Przy okazji zarabiania na ketchupowaniu wmawiają, że zaketchupowani powstrzymają zarazę. Dzieje się jednak zupełnie odwrotnie. Zaketchupowanym otwiera się furtki i na legalu mogą przenosić zarazę wszędzie. 
    Nie mogę wejść do domu starców do 824, bo nie jestem zaketchupowany, ale jakbym był, to na legalu mogę tam wnieść zarazę i wyjść, i..., zrobić tam małe spustoszenie. Wiadomym jest, zresztą te same koncerny farmaceutyczne mówią to wprost, że zaketchupowani mogą przenosić zarazę, chorować na nią, w końcu przenosić się na drugą stronę, za co nie biorą odpowiedzialności, a skład tego co wprowadzają nam do organizmów chcieli wyjawić w całości (uwaga!) za ok. 50 lat, ale sąd nakazał to zrobić wcześniej. Czy to jednak nastąpi... nie wiemy. Tu link
     Teraz nasuwa się kolejna myśl. Czy nami rządzą kretyni? Nie. Ludzie (ci na górze, na bardzo wysokiej górze), którzy przytulają dużą kasę i pociągają za sznurki na dół, a ci na dole odpowiednio ciągnięci, wydają odpowiednie zarządzenia, rozporządzenia, ustawy. Nie jest przecież niczym tajemniczym tzw. lobbowanie w sejmie. Doskonalą się w tym duże koncerny bardzo skutecznie. Zrobienie tego samego przy zarazie nie jest więc niczym nowym, zaskakującym. 

    Zniknął nam z pola widzenia 252, a okazało się, że zawinęli go, bo miał jakieś nieodrobione prace społeczne i na 4 m-ce go wzięli. Skomunikował się dziś, bo wyszedł w Dębicy i na weekend ma zjechać na Górny Śląsk i powiedział (z tym to jest różnie), że mamy się spotkać. No pamiętam go dobrze, wygląda też dobrze, a przynajmniej wyglądał. Jak teraz po 4-ch miesiącach siedzenia - nie wiem. 

   824 dzwoni, a przy każdej okazji mówi, że jak skończy się kwarantanna, to idzie do domu. Zastanawiam się czy tylko będę miał 2 tyg. wolnego, a już leci drugi tydzień, a tu z zajęciami, jak to u mnie, pełno. W zasadzie to dziennie mu tam coś zawożę, dziś pojechały spodnie, jakieś dwie koszulki i leki. Zanieśli mu to od razu, bo jak wracałem w autobusie to zadzwonił i podziękował za przywiezienie. Czyli teraz wie, że mu przywożę rzeczy, bez ściemy jak na początku było. 

   Zdjęcia.
Tak myślałem, że zgubiła mi się sesja zdjęciowa ze 172, to tu on. 
Kiedyś tam w notce pisałem, że przy flaszce, jak mnie już trochę wzięło, to miałem zajawkę na jego nogi, to też postanowiłem je sfocić. Jak dla mnie ładne, umięśnione, przyjemnie trzymało się je w rękach, a właściwie zgniatało. 
  Narka.