środa, 29 maja 2019

Środa #1540

   Wybory.
   No fajnie. Polecam zobaczyć "Władcy marionetek", "Baryton" film PL, (akurat leci w TV, ale o temacie), "Złoty środek", "Chciwość" (też akurat w TV) i inne filmy podobne, a następnie pieprzyć o wyborach, czy iściu na nie, i wciepowaniu tam kart wyborczych. Po co? Na co? I dlaczego?
    Czy wyborcy, a przynajmniej część z nich nie jest w stanie zrozumieć, że karty rozdaje się znacznie powyżej? To nie na poziomie tych, których wybieramy, ale wyżej. To biznes rządzi, ten wlk. biznes i niezależnie co tam wciepniemy i tak ten biznes rządzi. Czy tam się dostanie Kowalski, czy Januszewski, to i tak będzie musiał łyknąć postanowienia dużego biznesu, jak nie, to czeka go podziemne M1.
   Pisałem to już tu kiedyś. Czemu bijemy cały czas 1-groszówki? Bo markety chcą. Wyliczenia podałem. I co? I nadal je tłuczemy, choć powinniśmy dawno zaniechać. Ale Ci co chodzą do wyborów, uważają, że głosują na jedynie słusznych.
   Nie ma takich. Który minister finansów odważy się na zaniechanie tłuczenia 1-groszówek? No może za 10 lat, kiedy 1-groszówki już inflacja zeżre totalnie. Na razie markety chcą 9,99 i tak zostanie. I nie ważne, że bezsensownie do tego dokładamy, ważne, że koperta leci. A tłuszcza głosuje i myśli, że coś zmieni. Nie, qrwa nic nie zmieni, więc ja się z tego wypisałem.
   A najlepsze, że część pieprzy, że to jakiś obywatelski obowiązek itp. Co wy gadacie? Ogarnijcie się. Posłuchajcie co się dzieje, obejrzyjcie się co się wyprawia, a następnie powiedzcie, że wszystko jest ok, i warto iść na wybory.
  Pewne filmy powinny być przed wyborami, a nie po nich. Ale czy tłuszcza je zrozumie? Nawet jakby były przed, czy 972, 172, 823, 230, 222, 224, 226, 824, 897, 895, i inni je zrozumieją?
  Więc ilu jest takich, co mają iluzje, że coś zmienią? To ten % który chodzi na wybory i znajomi od znajomych, którzy liczą na dobre słowo lub poparcie po, jak oni się dostaną.

  Nie będę teraz szerzej rozpisywał się nad sensem chodzenia na wybory. Czasem już ten temat poruszałem u siebie. Szkoda, że pamięć społeczeństwa jest taka płytka i nie sięga np. dwa lata wstecz lub 4 lata, kiedy tymi bzdurami wyborczymi jesteśmy molestowani. Co później z tego wynika? Ile z tego jest realizowane, a jeżeli już to jakim kosztem?

  Miało być wcześniej, ale nie udało się, a jutro mógłby być problem, bo sporo zajęć.
  Narka.

poniedziałek, 27 maja 2019

Poniedziałek #1539

   No dj, na weselu stanął na wysokości zadania, to też nadałem mu ksywę dj. Katastrofa.
   Takiej katastrofy to się nie spodziewałem. 979 mówił, że był niby na jakiś kursach odnośnie grania na weselach, ale powątpiewałem w skuteczność takich kursów. To jest, co pisałem, zawód szczególnych umiejętności, które się ma lub się ich nie ma. On ich nie ma. Położył kolejne wesele i to totalnie. Mało tego byli we dwoje. Ten dj. Katastrofa, faktycznie nazywa się dj. Bass.
  (zdjęcie poglądowe) oraz ten łysy. Nie wiem po co w ogóle ten łysy był, ale nic sobą nie wniósł. Jak można nie mieć w ogóle poczucia obowiązku wykonywania zawodu. Przerwy w graniu były 30-to i więcej minutowe. Oprócz tych przerw muza to totalna żenada. Zagrał np. How Much is The Fish Scootera, czego bym nie zagrał, bo fakt, podoba mi się ten kawałek, ale on się nie nadaje do grania na imprach. Inne osiągnięcie, to zagrał D-Bomb - O Ela, Ela, a zaraz po tym (fakt, nie bym ściemniał), Happysad - Za nim pójdę, a po tym, jakiś kawałek Dżemu. Qrwa, w życiu, w tej kolejności by to ode mnie nie wyszło. Po tym Ela, Ela, jeszcze 5 sek stali na parkiecie i rejestrowali co to i co z tym zrobić, po czym zrobili piruety i poszli do stołów. Na parkiecie został 979 z niby laską, na Dżemie zeszli i wyszła jakaś para dziadków.
   Kolejne osiągnięcie. Przyjechała para młoda, zeżarła rosół z obiadem i miał być pierwszy taniec, a on wyszedł do palarni na zewnątrz lokalu i się ich pyta co im zagrać jako pierwszy kawałek? No debil. Nie szło zadzwonić wcześniej do nich, nie szło zadzwonić do świadków wcześniej? Co, do cyca, to są czasy aparatów wrzutowych, gdzie wciepowało się żeton A, B lub C i dzwoniło, ewentualnie z drugiej strony ktoś odebrał, czy czasy komórek, którą każdy ma przy dupie lub w ręce, bo jest non-stop on-line i nie ma zasadniczo problemu z odebraniem? Jak za kasę rzędu 2-ch koła za imprę nie można wykonać telefonu, z pytaniem co zagrać parze młodej na dzień dobry, czy jaki mają gust muzyczny? Gdzie ja qrwa żyje, albo ta wioska jest tak skażona, ale przeca on je z miasta.   
   Z nowych rzeczy zagrał "Różowe wino" - Feduka i jeszcze jeden wał. Reszta to jakieś starocie i mixy i to mało znane. Za wesele 823 wziął 1800zł (jakieś dwa lata temu) za to ile wziął nie wiem, ale nawet przedwczoraj, czyli dzień po weselu 832 stwierdził, że grał chujowo. Jeden co się przyznał, czy wyraził oficjalnie swoją opinię. Reszta to ściemniała, że było ok, dobrze grał itp. Oświetlenie też niby ok. Zasadniczo to wszystko, jak dla mnie, było do dupy.
  Najgorsze, że o ile na weselu 823 mogłem łykać, bo na trzeźwo tego strawić się nie dało, to tu takiej możliwości nie miałem, jako kierowca, w związku z tym wychodziłem sporo na zewnątrz, bo mnie tam chuj strzelał w środku. W jednym wyjściu polazłem na pobliski przystanek, a tam o 01:00 jakaś młodzież wracała z impry do m-ta i czekała. Chwilę pogadaliśmy. Okazało się, że synek co mnie zaczepił w sierpniu też mam wesele. Że było ciepło, to był ubrany w koszulkę z b. dużym dekoltem, to też jego ładną klatę było widać. Ogólnie b. ładny, choć niski, ale na przystanku bym go zrobił. Pogadaliśmy z jakieś 10 min i najechał transport masowy, choć pusty. Była z nim laska, pewnie żenią się z powodu ciąży, bo ona tak z brzuchem, chyba że się gdzieś obżarła. Rozmowa z młodym mięśniakiem była pozytywnym wydarzeniem tej nocy.
  Jak taka miernota, jak ten dj., jest na rynku tyle lat? No chyba tylko dzięki tym czasom, czyli sterowalności ludzi w necie i informacjami. Oni czytają, że on jest ok, i go biorą. Przecież wszelkie negatywne info da się dziś wyciąć, to też na jego stronie takie się nie pojawia. Czyli panuje nad stroną medialną - dobrze. Szkoda, że nie panuje nad swoim graniem.

   Żarcie. Tu też nastąpiło przegięcie, ale w drugą stronę. Żarcia było za dużo i to o wiele za dużo. Niby teściowie naciskali na takie menu, ale szkoda na to kasy było. Żarcie podawano w takim tempie, że nie było ono do strawienia. Tu, podobnie jak z innymi rzeczami, wychodzi ograniczenie umysłowe ludzi. Nie potrafią przeliczyć na kartce, tego co zamawiają. No przecież jak można zgodzić się na obiad, po którym w ciągu 30 min jest podawane ciasto z kawą lub herbatą, a po nim tort weselny, następnie w podobnym odstępie zimna płyta. Nadto, później podali jeszcze lody, a następnie świniaka. Po północy poleciał jeszcze bogracz.
    Czy ich pogięło? Czy tam przychodzą ludzie z Oświęcimia? (nawet jakby przyszli, to niezdrowo by było tyle wciepnąć do żołądka) Czy nie idzie przeliczyć tego na normalne zachowania + 20% na dostawki, czyli żremy obiad o 15:00, czy 16:00, to normalnie w domu po tym wdupiamy kolację ok. 19:00, czy 20:00, a w czasie 4h jakąś ewentualnie przekąskę i to do spania jest tyle. A tam co 30, czy 45 min zmiana nakrycia i nowe żarcie na stole lądowało. Na pewno ciasta, lody i świniak lub bogracz do wywalenia. Od razu powiedziałem to 979, by czasem takiego samego błędu nie popełnili.
  Odnośnie żarcia, to podobnie jak na weselu 823, tu było rewelacyjne, szkoda tylko, że w takiej ilości wobec czego, jak na poprawinach część stwierdziła i ja, że nie dało się wszystkiego skosztować, bo tego fizycznie było za dużo. O 19:00 byłem już praktycznie zatkany. Następnie w ramach trawienia dociepowałem nowe rzeczy, ale w małych ilościach, bo ile można. Oczywiście moją dietę chuj strzelił na dobry tydzień, jak nie dłużej, bowiem lodówkę mam pełną jak u 824. Niewiele da się teraz do niej wcisnąć, bo te nadmiarowe wciśnięto mi, no i zabrałem je. Teraz i tak część wyciepnę, tylko później, bo też tego nie zeżrę nawet wraz z myszakami. Dobrze, że 979 dziś na śniadanie do roboty niewielką cześć zabrał.
  
    Pewnie do wesela jeszcze wrócę, ale teraz czas na zajęcia, bo auto od 979 do przeglądu trza szykować, to wydalam się na grunt stacji, by zrobić mu wstępny przegląd. To narka.

piątek, 24 maja 2019

Piątek #1538

   Dziś notka, która w zasadzie miała się nie ukazać, ale jak zobaczyłem wczoraj ten film, to nie mogłem się powstrzymać. Mięśniaki i tory, to jest zawsze to co lubię.
Taki mięśniak przy kopalni na torach to bym chyba ocipiał. Oczywiście najlepiej jakby robił bez tej kamizelki pomarańczowej, ale te przepisy... i od razu pod nastawnią.
  Warto na chwilę się pochylić nad pracą "kamerzysty". Robił wszystko by nie być posądzonym o pedalstwo lub zainteresowanie samczymi mięśniami. Ten uniki, by czasem nie sfilmować jego jak pracuje tymi mięśniami, dobrze, że jak bohater mówił do kamery, to udało się go uchwycić, choć i tak raz go pozbawił głowy, bo tak to pewnie by las filmował. Przecież las, tor w zasadzie za 10 lat będzie taki sam.To właśnie człowiek w dokumencie jest tym, który wypełnia ów dokument. Jego praca, to warto i jego pokazać. Samo przebieranie tłucznia łopatą nie wiem czy jest ciekawe, jeszcze bardziej wyciąganie gwoździ z podkładów. Milion wyświetleń, to nie z powodu przebierania w tłuczniu i wyciągania gwoździ, ale tego, który to robił, jego budowy fizycznej i tego jak to robił, choć to zostało w znacznej mierze pominięte, bo przecież nie widzimy jak macha tym młotem, no może w jednym ujęciu, tylko że trafia w gwoździe. A można się było inaczej ustawić, inaczej to skadrować. Za mało w tym wszystkim było człowieka. Operator kamery niewiele się poruszał, a to właśnie zmiana ujęć, choć było nagrywane ciągle z ręki, spowodowała by większą atrakcyjność filmu.
   Po za tym, to właśnie jego mięśnie i sprawność fizyczna spowodowały, że z całej ekipy pracującej na torach, filmu doczekał się tylko on. Czemu nie pokazano Edka z wlk. brzuchem 100m dalej pracującego ? Można się domyśleć.
   A najgorsze w tym wszystkim, że bohater filmu, pewnie dostaje takie samo wynagrodzenie za swoją pracę, jak Edek z wlk. brzuchem stojący 100m dalej.
  Tyle spuszczania się nad filmem, bo czeka mnie wesele, to wydalam się ze stacji i zamykam post. dla czynności tech.-ruchowych.

   Nie miało być tej notki, bo to wesele. Grać ma ten sam dj. który zarżnął wesele od 823. Ciekawi mnie co zrobi tym razem.
   Narka.

czwartek, 23 maja 2019

Czwartek #1537

   Będąc na symku w Krakowie była jeszcze śmieszna sytuacja w drugiej grupie. Z jednej strony na st. Celiniec siedziała laska. Poc. zapowiadałem skrótowo, jak na kolei. Zbiegło się w czasie, że zrobiła się cisza, a akurat odszedł ode mnie skład, wobec tego zadzwoniłem do Celińca, zgłosiła się laska i mówię:
- jedenaście dwanaście o osiem.
- (na co laska głośno) ale co?!
  W tym momencie grupa, wraz z Pawłem się głośno roześmiała, ale powtórzyłem do tel.:
- poc. 1112 odjechał o 11:08.
  Teraz laska zrozumiała.
  
  Szczur wczoraj poszedł na zabieg wycięcia guzu na mózgu. Odebrałem go o 14:50, bo się ponoć przebudzał. Jednak do przebudzenia pozostało jeszcze trochę. W każdym razie w ciągu dnia ileś razy leżałem z nim w łóżku, by mu się lepiej dochodziło do siebie. Do 23:00 nie przebudził się, to też położyłem się do łóżka przeczuwając, że noc będzie z przerwami. Położyłem się tak, by nie spadł i w sumie był zablokowany mną. Jego pełzanie obudziło mnie o 02:05. Na początku pełzał w łóżku, ale po pół godziny, bowiem pełzał co raz mocniej, dałem go na podłogę.
   Od razu wszedł pod łóżko i chciał się dostać do swojego miejsca noclegowego, ale nie umiał się wspiąć, co widziałem oświetlając teren pod łóżkiem. Postanowiłem go wydobyć z pod łóżka i dać na jego msc. przez wysunięcie tej części, na której śpi. Jednak on pełzał jeszcze niezbyt sprawnie, dlatego też chyba nie przewidywał wyjścia na zewnątrz. Musiałem łóżko częściowo rozebrać , a do tego wyszły samiczki zaciekawione, co się dzieje, więc było trudniej, bo jeszcze musiałem uważać na nie. Ale udało się, choć musiałem go za ogon wyciągnąć. Od razu przeniosłem go do jego legowiska, by już nie musiał lazić. Położyłem się do łózka, ale zasnąć nie mogłem nasłuchując co dzieje. Po jakiś nastu minutach słyszałem jakby wypadł z legowiska. Nasłuchiwałem dalej i za kilka minut słyszałem już po drugiej stronie grupy A odgłosy samiczki i szuszczenie. Pomyślalem - dotrał tam.
   Wstałem i faktycznie był na drugiej stronie. Tam też są legowiska i on czasem też tam leżał. Podniosłem go z ziemi. Wyczułem, że był chłodny i wziąłem do łóżka. Położył się i już nie raczkował. Pod kołdrą było w miarę ciepło. Jednak znowu po nastu minutach właczyło mu się sunięcie. Ponownie odsunąłem część łóżka i go położyłem na jego legowisko. Tym razem już tam pozostał i za jakieś 20 min zasnąłem.
   Przerwa trwała prawie 3h.
   Tyle, bo do dentysty, a dzień do wieczora już zaplanowany. Narka.

środa, 22 maja 2019

Środa #1536

   Nie by się nic nie działo, właśnie się tyle dzieje, że nawet nie było czasu pisać wcześniej.
   To od tyłu. Znowu wybrałem się do Krakowa na polibudę, tym razem już nie na dni otwarte, ale na zajęcia ze studentami dwu grup.
   Do krk interbusem za 17zł, za kierownicą prowadząca - kobieta, blondynka. Nawet nieźle jej to szło. W tym zawodzie kobiety są od niedawna to też zakładam, że trafiają do niego te, które chcą go wykonywać. W przeciwieństwie do facetów, którzy w większości uważają, że każdy z nich umie jeździć, co nie jest prawdą, wśród kobiet już tak nie jest. Pani prowadząca nawet dobrze jechała, przejawiała własną inicjatywę, co się ceni, oraz, co bardziej rzadkie, omijała dziury.
   Z powodu przebudowy bramek w Balicach doszło nam 20 min, ale na szczęście zdążyłem na wcześniejszy, to dojechałem jakby planowo.
   Z Pawłem spotkałem się przed uczelnią, on jeszcze w stołówce uczelnianej pochłonął obiad i poszliśmy do pracowni. Na uczelni od razu ubyło mi lat. Być w miejscu, w którym jest tyle młodych ludzi, głównie samców to fajna sprawa. Tym razem zaopatrzyłem się w aparat foto, to też zrobiłem kilka własnych zdjęć. Ale jak zwykle nie wszystkie takie, jakie chciałem, bo się zagadałem.
  Pierwsza grupa to 4-ty rok, czy odpowiednik, przed pisaniem pracy magisterskiej. Chyba dobrze policzyłem, bo oni dopiero tematy prac dostawali, choć może na polibudach prace piszę się w kilka tygodni na ostatnim roku. W każdym razie grupa ok. 8 osobowa, wśród której był jeden ładny samiec. To niezmiernie rzadkie, by w tym wieku w uczelni, na której przecież sportu nie jest wiele, uchował się jeden chudy mięśniak. Zakładam, że to geny go tak utrzymują w takim wyglądzie oraz styl życia. Starałem się nie zawieszać na nim wzrokiem, ale  nie dało się. Piękny był. Tak się złożyło, że szlakiem jednotorowym byłem spięty z nim, to rozmawialiśmy przez tel. kilka razy. Poniżej stacja, którą obsługiwałem z pierwszą grupą.
  On obsługiwał stację Lądówka. To mała stacja na linii jednotorowej, więc nie zrobiłem zdjęcia.

   Zajęcia były bardzo luźne rzekłbym taki klub dyskusyjny. Prowadzenie ruchu to może 15 min się udało, reszta to pogaduszki, na które pierwsze oddały się laski, blokując skutecznie ruch. Mimo iż Paweł przygotował na zajęcia usterki przejazdów strzeżonych i radzenie sobie z nimi w stanach awaryjnych, to tylko dwie osoby, w tym laska, zabrały się poważnie do działania i w ramach wytycznych realizowały program zajęć.
   Pod koniec zajęć, jak już nikt nie prowadził ruchu, nawet ja, zaczęły się rozmowy o pracach magisterskich. Tematy w sumie proste. Laska w ciąży miała chronometraż przepustowości szlaków kolejowych, nawet do tego jest sporo materiałów z dawnych czasów w tym instrukcje R58 i R60 co powiedziałem w toku rozmowy (zabłysnąłem). Ładny mięśniak miał rodzaje urządzeń komputerowych stosowanych przy prowadzeniu ruchu i ich odzwierciedlenie na podstawie instrukcji Ie-104 (chyba taka) dot. właśnie tych urządzeń.
   Po tej grupie przyszła następna, chyba drugi rok, bo młodzi ludzie. Tym razem grupa liczniejsza, obecność została sprawdzona, bardziej zdyscyplinowana, ale jeżeli chodzi o symulator mniej obeznana, to też na pulpitach zamiast części urządzeń komputerowych pokazały się wszędzie pulpity kostkowe. Tym razem ruch był znacznie dłużej prowadzony, ale i tak po godzinie pomału wymierał. I w tej grupie pojawił się jeden ładny osobnik, któremu trochę pomagałem, bo akurat stacja, którą obsługiwałem (ta poniżej, tu w wersji pulpitu kostkowego)
 była spięta szlakiem z nim (poniżej, ta którą on obsługiwał)
   Cały schemat sieci wygląda
  Świetny symulator, jakby jeszcze był w wersji muli, to była by rewelka. W miarę realistyczne odzwierciedlenie prowadzenia ruchu, do tego usterki, które można na stacjach wzbudzać ręcznie, generować automatycznie. Różne rodzaje urządzeń prowadzenia ruchu, bo trzy rodzaje urządzeń komputerowych i reszta na pulpitach kostkowych.
  Niestety leci niedokończona notka, bo bieżące zajęcia wzywają, a nadto szczur jest na zabiegu wycięcia guza na gowie. Jak go odbiorę to będę się musiał nim zajmować, bo będzie po narkozie, to dochodzenie do siebie zajmie mu z 2, 3h, więc już później mogę nie mieć czasu pchnąć notki. Narka.

niedziela, 19 maja 2019

Niedziela #1535

  Pomimo wyglądu znacznie młodszego niż by się wydawało z metryki, czasem 979 się nas pyta, a jak tam zdrowie?
  Nie owijając w bawełnę mówię mu jak jest. Czyli, że ścięgna w stopach czasami źle działają, rano słyszę lekki szum w uszach, pomimo tego, że dopiero się obudziłem i o innych dysfunkcjach.
  On mówi mi o wszystkim, czy o to co zapytam, a także o to co nie zapytam, ze swojego życia, to czemu mam ukrywać cokolwiek ze swojego?
  Jest dobrze, po co to psuć. Niech się oswaja ze starością u innych, niech nie ma złudzeń do ostatniej chwili. Rozpadamy się powoli, sukcesywnie.
   Dobra, bo wyszła pojedyncza imprezka przy flaszce. Ponieważ czytam tekst powyżej i włącza mi się helikopter, to przeszedłem na inną czcionkę, w sensie kolor. Ponieważ normy pewne zachowujemy, podobnie jak w relacjach z 979 to tu równie i na czerwono pójdzie bez cenzury. 
   No to lecimy. W ub. tygodniu w nd. ci idioci z tedeka mnie zbanowali permamentnie. W chwili kiedy to uczynili, czyli ok. 17:30 poczułem ulgę. W pewnym sensie do dziś ją czuję, ale pozostaje też niesmak, podobnie jak z kopalnią. 
  Czemu, qrwa, w kraju raju, tak się dzieje, że dobre inicjatywy przepadają? Czemu, albo kasa, albo polaczkowatość potrafi położyć dobry projekt na zawsze? Czemu ci idioci tego nie widzą wcześniej? Wiem, bo są idiotami. Fatalnie żyje się z mózgiem funkcjonującym normalnie, choć 972 nie ma takich problemów w ogóle. On się mało czym przyjmuje, bo nie potrafi. Jego, już nie małe, skurwiele, za chwilę wejdą w dorosły świat i co? I jakoś będą se dawały radę, bowiem rynek pracy jest chłonny to i ich wchłonie. Nawet bez mózgów w pewnych działach gospodarki się przydadzą. 
   Na kawalerskie od 832 nie pojechaliśmy, bowiem to jakaś kicha. Skończyło się na tym, że na lożę na 8 osób musieli dobierać te dwie osoby, czyli 895 i 840 by ją zapełnić. No na msc. pana młodego bym się spalił ze wstydu. Tyle lat żyć i nie móc zapełnić loży na 8 osób. Na osiem osób! No qrwa, co jest do cyca? Pewnie na moim kawalerskim to lokalu by zabrakło, a tu taka wpadka. Ale co tam, bezmózgi rządzą. I Ci ludzie następnie chodzą na wybory i głosują na jakiś ciuli, by oni następnie nami rządzili przez ileś tam lat. Dobrze, że w tym nie bieremy udziału, bo by nas podupiło totalnie. 
   Ostatnio wszystkim tłumaczymy, że iśc tam i wciepować kartkę to jakiś poroniony pomysł. Co oni sobie myślą? Że to niby coś zmieni? No idioci. 
  Ja już chyba na to wszystko jestem za stary. Mnie sie nie da wcisnąć tego kitu, tych globulek i tej całej reszty, którą się wciska tym głupolom. 
   Mogliśmy se dziś popłynąć w alko, bowiem część na kawalerskim, część na jakiś innych imprezkach, jak 230 na firmowej, 826 na meczu itp. to mamy wolne od mięśniaków- mózgowców. Nik nam się do flachy nie przysiada, że nalej, bo ja też chcę, i czemu mi nie nalejesz, jak sam łykasz? A wypierdalaj na drzewo. Wszelkim sępom mówimy zdecydowane - nie.
   I nie mam to jak zacząć imprezkę o 16:00, a skończyć ok. 20:00, bo już zbliża się odcięcie. A nie iść do lokalu o 23:00 pić do odcięcia, które następuje o 01:30 i następnie głowić się jak tu wrócić na st. mac. To jest dopiero porażka organizacyjna. 
   Szczury. Myszak, był dziś u weterynarza. Zasugerowałem, by zrobić punkcję tego co mu wyrosło na gowie.  Weterynarz zrobił pukcję, ale ropa nie wypłynęła, tylko krew, wobec tego skieowanie na prześwietlenie. W pn. to prześwietlenie zrobimy. 
   Dobra, zaczynam trzeźwieć, to zmienimy czcionkę, ta powyżej, jak zwykle bez cenzury.
   Ja nie wiem co z tym alko, ale po chwili kryzysu następuje powrót do stanu w miarę normalnego. Jakieś sztuczki rządu, by ciągle łykać i łykać? 
    Dziś kolejny ciepły dzień. Na termometrze już je 21C choć dopiero 11:00. Na razie spacer z niby laską od 979, a następnie się zobaczy. Musze jakąś z moich maszyn przygotować do sezonu, bo cały czas czekają na torze bocznym na naprawę. Będzie łatwiej, bo po rozstaniu się z tedekiem, pozostały jednostki czasu do zagospodarowania. Powróciliśmy do filmów w trakcie żarcia, miast jechać 158 raz przez tą samą scenerię. Więcej czasu poświęcamy na sprzątanie stacji, efekty są widoczne. No i przygotowania do remontów na stacji, bo ostatnimi latami odpadały z przyczyn zewnętrznych. W tym roku nie są planowane żadne angażowania się w inicjatywy, to wreszcie czas powinien być dostępny w całości. 
    Tyle, bo jeszcze muszę zatowarować szczury i na ten spacer się zwijać. Narka.

czwartek, 16 maja 2019

Czwartek #1534

   Wczoraj stenkacz z Belgii, wyciągnął mnie na basen do Tychów. Już tam kiedyś byłem z 979 jego niby laską i kimś tam jeszcze z wawki, ale ponieważ wrażenia było dobre, to namawiam innych, by tam pojechali. Trochę dalej od Halemby, ale jednak lepiej. Czas zaplanowany na 2h, ale przy wyjściu na klatce schodowej jest stopczas.
   Na szczęście w basenach w zasadzie ciepła woda, najcieplejsza w tym wychodzącym na taras po za mury budynku, to też w nim dość sporo czasu spędzałem. Na placu zimno, ok. 8C i padał drobny deszcz co robiło ciekawe wrażenie. Jak leżałem na takich rurkach z bąbelkami, to na twarz leciały drobne krople zimnego deszczu.
   Nie dużo ludzi na kompleksie, bo też weszliśmy o 10:55, to ludziska w pracy, w szkołach. Było kilka wycieczek, ale te na szczęście były na basenie olimpijskim, a nie w części rekreacyjnej.
   Stękacz przez większość drogi stękał, co u niego normalne. Po jakimś czasie już na to nie reagowałem. Raz musiałem na jego stękania stanowczo odpowiedzieć, bo chciałem zeżreć w aucie bułkę, bowiem na śniadanie w ramach diety, zeżarłem tylko jedną to zaczął stękać, że nie w aucie, nie w czasie jazdy, nie teraz. Powiedziałem stanowczo, to tam będę ją musiał zeżreć przed wejściem, bo na jednej bułce może być ciężko 2h pływać, czy ruszać się, a to opóźni nasze wejście. Odpuścił.
   W kompleksie w zasadzie nie było na kim oka zawiesić. Na wszystkie osoby znalazł się jeden wyglądający jakoś normalnie. Reszta to katastrofa. Gimbaza pokolenia srajfonów. Bezkształtne kloce. Współczuję laskom, bo laska bez ruchu jeszcze i tak jakoś wygląda, bo one stworzone do ruchu nie były, ale synki, to dramat. Era mięśniaków już się skończyła. Nawet na wiosce z nowymi mięśniakami jest problem. To co kiedyś pisałem, że ta pogoń za złomem, ten ciągły ruch fizyczny w jego zdobywaniu powodował stałe wyrabianie mięśni. Jednocześnie brak kasy, mniejsze porcje jedzenia.
   Dziś za złomem już mało kto goni. Większość pracuje, zarabia i to nieźle więc żre, często za dużo, a i ruchu znacznie mniej, choćby ze względu na srajfony. Efekty widać np. na basenach, w lecie na plażach.
   Wracając do basenu, to w zasadzie obszedłem zjeżdżalnie wraz ze stękaczem oprócz czerwonej, solankę, 3x falę no i najwięcej byłem w ciepłej wodzie i basenie na zewnątrz.
   Wyjście do szatni na ostatnią chwilę. Po umyciu się sprawdziłem na elektronicznym liczniku i pokazało 7 min. Jak się przebierałem to niedwało mi to spokoju i pobiegłem na bosaka sprawdzić jeszcze raz. Pokazało 00:01 jak na filmach. Zbiegłem po schodach do stopczasu i udało się. Wróciłem do szatni i już na spokojnie dokończyłem ubieranie się, suszenie włosów i wyszedłem. Pani trochę zdziwiona, że inna godzina zatrzymania czasu, a inna oddania jej elektronicznego zegarka, ale powiedziała:
- nie będzie dopłaty.
  Stękacz siedział już ubrany od kilku minut i czekał na mnie. Przecież wiedział o tym stopczasie, bo mu pokazałem.
  W drodze powrotnej stękaniom nie było końca, ale olewałem to. Natomiast czułem się niezbyt bezpiecznie przy jego jeździe. Jechał chaotycznie. Nie dość, że warunki atmosferyczne niekorzystne, od dwu dni pada drobny deszcz cały czas i drogi mokre, to jego jazda nie była płynna, a styl jazdy trudny do zrozumienia.
  Dojechaliśmy, ale więcej jazd z nim, może jednak nie.

środa, 15 maja 2019

Środa #1533

  Piszę to wielokrotnie, że głupota, która kończy szkoły, która po tych szkołach się konserwuje, utrwala, co raz bardziej ma wpływ na życie innych. By brać przykład, wiedzę ze starszych..., po co?
Era srajfonów i myśl, że mając taki srajfon możemy wszystko wystarczy do radosnego życia. To życie pokazuje jednak, że tak nie jest, ale też kto ma to weryfikować, co wielokrotnie tu piszę.
   834 jako świadek na ślubie 832 ma organizować kawalerskie. Ono ma się odbyć w sobotę, w tą sobotę. Zabrał się do tego... wczoraj. No bingo, qrwa! I to by on się do tego zabrał, ale wmieszał w to 979, bo spotkanie odbyło się na stacji po 20:00. Rychło wczas.
   Wczoraj też był sam 832 na stacji z przyszłą żoną, bo mam być kierowcą na ślubie. 834 wszystkie potrzebne informacje przekazuje już od 1,5 m-ca. Znam trasy, kto gdzie mieszka, gdzie trza jechać kiedy. Oni oficjalnie przyszli z tym wczoraj. No się sprężyli. Już od tyg. 979 się pyta czy byli i zastanawiał się, kiedy chcą wbić.
   Jak organizowałem spotkanie klasowe po technikum ileś tam lat po, to zabrałem się do tego 3 m-ce wcześniej, jak nie więcej. Ale wszystko było zorganizowane, wszyscy powiadomieni, termin najbardziej dla wszystkich dogodny. Sala w szkole uzgodniona, lokal, do którego następnie przemieściliśmy się, znacznie wcześniej zarezerwowany, bo jednak dwadzieścia kilka osób, to trza gdzieś ulokować. Słowem bez wpadki, wszystko się odbyło. Nie było dwu osób na spotkaniu, laski, która ma dziwnego męża i jej nie puścił i jednego z kopalni, bo nie mógł się zamienić.
   A tu, na 3 dni przed 834 stwierdził, że coś trza jednak zrobić. Wpierw jadą do kato do domu strachów, a jestem już za stary by dostawać zawału, następnie do lokalu, bez rezerwacji, bez niczego załatwionego. Po prostu tam wejdą. No bingo, qrwa.
   Choć jestem na to zaproszony, to już wczoraj wiedziałem, że nie idę, ale info przekażę dziś. Mam już dość niedopracowanych imprezek, imprez. Mam chyba zjebany mózg, ale przestaję to trawić. Wystarczy mi zjebane kawalerskie od 823, na którym byłem chyba z 2 lata temu, wesele ze zjebaną muzyką od niego, co opisywałem tu gdzieś (podać link).

   Wczoraj w kato był wypadek w tunelu średnicówki ok. 14:30. To sparaliżowało praktycznie całe centrum. Niby nic nowego, bo takie rzeczy się zdarzają i zdarzać będą. Rykoszetem dostała komunikacja miejska, ta autobusowa zwłaszcza.
   Są takie linie 6 i 840 z Gliwic do Katowic. Jeździ na każdej z nich ok. 9 autobusów. W szczycie jadą co 30 min na obu liniach. W czasie tego wypadku utopiono w katosach 6 wozów 840 i 5 linii 6. Zastanawiam się gdzie są dyspozytorzy, jeżeli w ogóle takie stanowisko jest, a pewnie jest i co robili, by ruch autobusów na liniach się odbywał? Kiedy piszę tę notkę (jest 21:50), to z Katowic do Gliwic jedzie wóz 53 kursem 609 opóźniony o 135 min.
   Do katos leciał wcześniej opóźniony o 147 min o 21:14.
 Na co komu qrwa, autobus komunikacji miejskiej opóźniony o 147 min?
 Mało tego, jak się topiły kolejne wozy na dojeździe do katowic, to można je było zawrócić na oś Tysiąclecia, skąd odjeżdżały by do Gliwic w miarę planowo i część linii była by uratowana. Obsłużyły by jeszcze Katowice, Chorzów, Świętochłowice, Rudę Śląską, Zabrze i dotarły do Gliwic. Ale po co myśleć, skoro komunikacja jest sama dla siebie, a nie dla pasażerów, jakby kto myślał.
  Powyżej utopione autobusy na dojeździe do katos, 6-ty nadciągał z Ch-wa. Opóźnienia sięgały 150 min.
  Teraz by ktoś pomyślał, by część wstawić do planu, by pojechały w drugą stronę i by było jakoś na linii w miarę normalnie.
   Ależ skąd. Po co się głowić, zawracać sobie myśli jakimś wstawianiem autobusów do planu, niech popierdalają w drugą stronę również w stadzie, przecież kto by pomyślał, że komunikacja jest dla ludzi. Ona jest sama dla siebie, to też stado autobusów za 2h wracało do Gliwic.
   A co tam, że opóźnienie 154 min. przecież na pewno czekają na niego na przystanku.
   No i by nie było, że nie dokończyłem zadania domowego, to wspomniana 6-ka dojechała do Gliwic o 22:42 ze 129 min opóźnieniem.
    Nieprawdaż, że fajnie. Swoją drogą widać, że kierowcy się nie chciało. Na trasie planowej długości 81 min wyrobił 6 min (z Katowic odszedł ze 135 min opóźnieniem). No brawo dla kierowcy.
   Głupota nas kiedyś wykończy. Braknie ludzi ze sprawnymi mózgami, a tłuszcza sama sobie nie da rady bez mózgów. Ale to już ruszyło. Na razie jeszcze nie widać skutków, ale za kilka lat...
   Zabieram się za inne czynności. To narka.

wtorek, 14 maja 2019

Wtorek #1532

  Co raz bardziej ten "system" zaczyna mi się nie podobać. Chyba jestem za stary na to co widzę, no i jeszcze to, że mój mózg jest w stanie to przetrawić, przetworzyć.
   Dziś byłem w stonie z 979 i jego niby laską. Znowu koszyk, warty około 1000 zł, jechał do wypierdolenia. Naście kostek masła, ileś tam kiełbas suchych, inny nabiał, sery, padliny - wszystko do wypierdolenia. Zdjęcia nie było, ale następnym razem zrobimy.
   Nie, by zrobić jakąś przecenę, by sprzedać taniej. Po co? Najlepiej wypierdolić na śmietnik, wszak w marżach rzędu 100% i więcej procent, i tak, to co ląduje w śmietniku, jest zabulone.
   Gdzie by ucho nie przyłożyć, nie posłuchać, nie porozmawiać, to marnotrawstwo na potęgę. Za to wszystko płacimy w cenach tego co kupujemy. Czy do qrwy tego nie da się opanować? Czy nie może być tak, że np. czegoś zabraknie w sklepie w imię niskich cen i nie marnowania sił i energii na wyprodukowanie tego, tylko zawsze to musi być na półce, za cenę..., no właśnie, za wyższą cenę rekompensującą to co wypierdolimy.
   Chyba najbardziej szkoda zwierząt, które giną w imię pełnych półek. Następnie, jak już się przeterminują, to lądują w koszu. To po co one ginęły? Zupełnie niepotrzebnie.
   172 robi teraz na budowlance, ale przy jakiejś hurtowni słodyczy. Oczywiście w ramach rekompensaty dostał kilogramy słodyczy, które nie zeszły. Znowu tego wyprodukowali za dużo.
  Po chuj kupujemy czekoladę za 2 zł, której faktyczna wartość to 0,50 gr.? Bo nie ma czekolad po 1zł. Ale w tej cenie 2zł jest zawarta część tych, które zostaną wypierdolone na śmietnik. To może wyprodukować ich mniej i niech kosztują np. 1,50zł? Wiem, pobożne życzenia.
   W związku z tym, my się przystosowaliśmy do warunków miejscowych i jakoś dajemy radę. Reszta niech buli.
   Mało tego, że oni to wypierdalają, to jeszcze niektóre towary trafiają do firmy https://www.refood.pl/index.php?id=6 . Co to za ogólny szajs. Czyli do ceny tego co kupujemy trza doliczyć jeszcze działalność firmy refood, która to z marketów odbiera. No fajne jaja. Czy da się wymyśleć coś bardziej dysfunkcyjnego? Czyli kupujemy mleko za 2zł, które na magazyn stonki przyjeżdża po 0,60gr, następnie stona dociepuje swoje 120% marży + odbiór towaru przez refood i już wychodzi 2zł.
   Stonka zawalona węglem drzewnym na grille. Wczoraj kierowniczka jeździła z całą paletą i nie wiedziała gdzie to wcisnąć, bo nie schodzi, a zakładali pewnie pogodę i masowe grille. No to im pogoda zrobiła psikusa. Gorzej, bo chciałem w tym roku wino robić, ale nie wiem jak bydzie z owocami, wszak kartofle już pomarzły.  
 
   Szczur, myszak, był dziś u weterynarza. Dostał ostatnie zastrzyki i następna wizyta za tydzień. Niestety widać po nim, co już kiedyś pisałem, starcze objawy. Tzn. szybko się zestarzał. Jego siostra, po 3-ch ciążach i porodach, czuje się dobrze i po niej tego wieku nie widać, przynajmniej na razie. Po nim tak. Jest jak dziadek, jakby był rok starszy od niej, albo tyle ile potrzeba by tak staro wyglądać.
   Po zastrzykach poprawiło mu się. W nocy już ze mną nie śpi, idzie do samiczek lub do swojego miejsca. Pomagam mu czasami w przemieszczaniu się po terenie stacji lub jak go widzę, że się chce przemieszczać, to odrywam się od zajęć i jestem przy nim, by czasem skądś nie spadł niepotrzebnie. Już i tak narobiłem.
   Najbardziej przerażają mnie poszczególne odejścia, które nastąpią. Już jak byłem pierwszy raz z myszakiem i weterynarza to się popłakałem. Jak będzie z innymi? Podobnie. Przecież z żyrafką, myszynem jestem równie związany. A przecież właśnie dlatego celowo nie chciałem żadnych zwierząt na stacji, by uniknąć tych bolesnych odejść. To co wielokrotnie pisałem - one są tu we względnej wolności. To że przychodzą do mnie do łóżka, bezinteresownie, to jest niesamowite. Ta interakcja z nimi, w czasie posiłków, co jakby jest naturalne, bo one też chcą żreć, ale są najedzone i degustują to co żrę, też jest niesamowita. I jak tu następnie nie przeżywać odejść takich zwierzątek.
   Zabieram się za inne czynności, to narka.
   

niedziela, 12 maja 2019

Niedziela #1531

   Wpisy są częściej, bo bardziej jestem uwiązany na stanowisku dowodzenia przez myszaka. Ale po zastrzykach mu się poprawiło. O ile noc sobotnią (od północy) przespał całą ze mną, to już dzisiejsza tylko tak do połowy, po czym wyszedł, a raczej trochę spadł, ale pod łóżkiem są grube poduszki poustawiane i poszedł do samiczek, a przynajmniej bliżej nich. Przebudziłem się, ale nie zdążyłem go chwycić. Był już na poduszce i zaczął wchodzić pod łóżko. Nie przeszkadzałem mu. Skoro bezpiecznie znalazł się na poduszce, chce tam iść, to i tak za jakiś czas znowu będzie się chciał wydostać więc po co mu robić problemy. Oczywiście po kolejnym przebudzeniu trochę go szukałem, czy się gdzieś nie zakleszczył lub nie ugrzązł, wszak ma ograniczone ruchy, ale nie znalazłem go, też nie wydawał żadnych odgłosów, choć go nawoływałem, to uznałem, że chyba wszystko ok. Położyłem się dalej i układałem plan poszukiwań rano, bo przecież muszę z nim iść do weterynarza ponownie. Zasnąłem.
   Jak się przebudziłem ok. 08:20 to był przy punkcie karmienia, więc odetchnąłem, wszystko na razie ok. Dałem mu trochę więcej żarcia, ale porusza się sprawniej, to też nie ingerowałem w jego przemieszczanie się.
   W trakcie dosypiania miałem sen. Tradycyjnie kolejowo, tym razem - symulatorowy. Byłem w pierwszym wagonie za lokomotywą EU07, która wciągała skład do stacji Tatry. Taką ktoś (niby) zrobił w symulatorze td2, bo nie ma takiej. W każdym razie skład wjechał w tunel. Wychylony za okno, jak to zawsze kiedyś robiłem. Z powodu niskiej prędkości, napawałem się stukotem kół elektrowozu, ścieraniem się obrzeży kół o główki szyn,
oraz tunelem położonym w ostrym łuku ze ścian ceglanych, z ciekawą teksturą i pomyślałem, też chcę mieć taki model na scenerii. Za tunelem bardzo strony podjazd, ale siódemka dała sobie rady i wciągnęła się do stacji. Na stacji Zakopane, trochę ludzi na peronach, a przebywając nadal w wagonie myślałem nad tym rewelacyjnym tunelem. Tu się sen skończył, a taki był przyjemny. Jadąc w tunelu, mózg przywołał zapachy tunelu między W-centr, a Wa-wą Powiśle, którym kiedyś w ciągu jednego dnia przejechałem chyba 8 razy. Zresztą w 2016 jak byłem w wawce to też przy tunelach się kręciłem, stąd specyficzny zapach utkwił w mózgu i tu został odtworzony dla potrzeby snu. Ta wilgoć, chłód, zapach były b. dobrze odczuwalne w czasie przejazdu przez wirtualny tunel.
   Zastanawiałem się czy przyblokować notkę i następnie coś dopisać, ale muszę iść do weterynarza i znaleźć myszaka, a później nie wiem jak będzie, to ją wysyłamy w świat. Narka.

sobota, 11 maja 2019

Sobota #1530

  Z myszakiem się wczoraj pogorszyło. Szkoda, że wyszedł z łóżka dopiero ok. 17:40 i właściwie po poduszce, po której zchodzą i wchodzą on się sturlał. Dobrze, że to widziałem i od razu się nim zająłem. Na głowie wyrósł mu guz z jakimś płynem, który widocznie powoduje ucisk na mózg i przez to jego koordynacja ruchowa znacznie zmalała. Na szczęście został mi duży pojemnik z hurtowni, do której wywoziłem kiedyś szczury, to jak jechałem do kato zawieźć 979 na imprezkę, to go do niego wsadziłem i zabezpieczyłem kratę na górze, by nie wyszedł z niej i sobie jeszcze nie pogorszył stanu. Pojemnik dałem na łóżko, by miał cieplej, bo na podłodze to tak średnio.
   Wieczorem jeszcze go nakarmiłem, dałem mu trochę herbaty i, podobnie jak z decyzją gdzie dać pojemnik jak jechałem, bo jakby kratę odsunął i wyszedł z pojemnika, nadto spadł z niego i łóżka, czyli jeszcze wyżej na podłogę, to dopiero by było, musiałem zdecydować czy wziąć go do łóżka by spał ze mną, czy pozostawić go w pojemniku.
   Zdecydowałem, że będzie spał ze mną. Obok łóżka postawiłem na stole awaryjną lampkę, by móc ją z pozycji łóżka zapalić. Poszwy nie ubierałem, by zapachy na kołdrze mu się dobrze kojarzyły i jak już procedury wyłączeniowe zostały zrobione, to zabrałem go do łóżka. Przeczołgał się w nogi, głowę położył k/kostki (tam jest cienka skóra, to jest ciepło) i tak leżał.
   Jakoś zasnąłem, choć przyzwyczajony jestem przed zaśnięciem zmienić pozycję.
   W nocy były 4-ry przebudzenia. O 06:10 ponownie go nakarmiłem, dałem trochę herbaty, ale tą niechętnie chciał pić, może dlatego że ze spodeczka, a normalnie łykają z salaterek.
  Po mocno ograniczonych procedurach porannych od razu do weterynarza. Dostał dwa zastrzyki na zmniejszenie obrzęku i jutro, mimo niedzieli, wizyta kontrolna.
  Na st. mac. też kolejne dylematy. On jest przyzwyczajony do spania w łóżku lub w swoich lokalizacjach w ciągu dnia, ale nie ma tej koordynacji ruchowej. Będę musiał wyjść do sklepu i teraz, czy zostawić go w łóżku, w którym jest jakby u siebie, nadto inne szczurzyce mogą przyjść do niego, czy dać go do pojemnika, w którym na pewno będzie się czuł gorzej, co w okresie choroby jest mało wskazane. Z łóżka, choć na dwu wejściach nadal są poduszki, to może się ponownie sturlać. Jak wlezie pod łóżko, to będę je musiał demontować. W zasadzie w południe i popołudniu to one śpią, więc nie powinien chodzić.
   Jak jestem na miejscu, to stanowisko dowodzenia jest obok łóżka, więc szybka interwencja, jak wczoraj może się odbyć w każdej chwili. Jednak cały dzień tu siedzieć nie będę i co wtedy?
  Narobiłem z tym niesprawdzeniem kołdry. Taki głupi przypadek i teraz on tak cierpi.
  Tyle, bo muszę leźć do sklepu. Wypadło na pozostawienie go w łózku, tylko je bardziej zabezpieczę, by z niego nie wypadł. Po przyjściu muszę zara sprawdzić, czy tam je.
  To narka.

piątek, 10 maja 2019

Piątek #1529

   Wczoraj jak byłem u 824 udaremniłem kolejną akcję wysysaczy kasy. Jak wchodziłem do bloku to już widziałem parę synek i laska z takimi małymi teczkami - znak - wysysacze kasy. Zastanawiałem się czy przylezą. Po jakiejś godzinie dzwonek. 824 poszedł otworzyć. Wpierw gadał z nimi przez drugie drzwi. Tzn. korytarz 5 mieszkań jest oddzielony od klatki schodowej i wind oszklonymi drzwiami.
   Jeszcze się nie przesłuchiwałem, bo w drzwiach nic z nimi nie uzgodni, nic nie podpisze. Przylazł po jakiś 3 min i przymknął drzwi do mieszkania i podał ręką znak, że wszystko w porządku, co dla mnie było już znakiem "alarm". Przybliżyłem się do przymkniętych drzwi, lekko je odsunąłem od ok. 5 mm i przysłuchiwałem się. To wysysacze kasy dla małych dzieci gdzieś tam, niby z ramienia UNICEF, którzy chcą mu miesięcznie z konta ściągać 35 zyla. Oczywiście się zapytali, czy taka kasa nie będzie dla niego znacznym uszczerbkiem finansowym. Oni się o takie rzeczy pytają dziadków, jak Ci się przyblokowują nie wiedzieć czym i nie mają zupełnie kontroli nad decyzjami finansowymi. 
  Wszedł do mieszkania, bo musiał wziąć dowód osob. i nr konta i wtedy się go spytałem:
- się dobrze czujesz? Będą Ci z konta ściągać kasę, co miesiąc.
  To go trochę otrzeźwiło i wyprowadziło z transu. Nie zabrał dowodu, zrobił piruet i wyszedł na korytarz. Mózg przetworzył jakieś informacje i wypluł im sformułowanie:
- nie dostaniecie mojego nr konta, bo to jest tajny nr.
  Nawet tego nie komentowałem, bo dobrze się stało. Nie przegadają się z nim, skoro z jednego stanu, że im wszystko udostępni przeszedł, nie wiedzieć czemu, na funkcję "tajne".
  Pozostało już na tym, że nr konta jest tajny. Ja stałem obok, jakby się jeszcze chcieli czegoś ciekawego dowiedzieć i po chwili usiłowania tłumaczenia 824, iż nr konta nie jest tajny, co niewiele przyniosło, nadto moja osoba obok i poszli dalej.
   Uff, kolejne 400zł rocznie uratowane.
   Już to mówiłem 979, że jak mi się zacznie dupić we łbie, to trza bydzie spisać papier, że moje decyzje finansowe, bez jego akceptacji są nieważne. Przecież tacy ludzie są nieświadomi tego co robią. Coś im się przełącza i idą w zaparte. Jak ich ktoś nie wyhamuje, to cyk, papiery podpisane. Pytałem się go, jakie są warunki rezygnacji z tego. Oczywiście nic. Zresztą czegoż by się spodziewać.
  Pokazuje mi fa-ry na telefon na 1,21zł. Pyta się mnie czemu tak mało?
- może mało dzwonisz?
- ale tam powinien być abonament 9zł
- może się umowa skończyła? pokaż umowę, to zobaczę.
  Oczywiście jej nie znalazł. Zresztą wcześniej miał orange, teraz nju. Może i lepiej, ale widać znowu mu coś wciśli. Tym razem jak to ma być miesięcznie 1,21 to dobrze. Ale on:
- to ja tam pójdę to wyjaśnić
- co chcesz wyjaśniać? Chcesz im powiedzieć - ja chcę wiyncyj bulić.
   Oczywiście, że na to przystaną, nawet Ci zrobią abonament 70zł miesięcznie, tylko tam idź.
   Czasami nie wytrzymuje, jak z dzieckiem. Ale co chwile chce sam podejmować decyzje, jak bulenia kasy na UNICEF, z czego może 20% tam dojdzie. Może tymi decyzjami, chce udowodnić, że jeszcze funkcjonuje normalnie?

   Myszak, po ostatnim spadku z kołdry jest inny. Kroczy tak bardziej chwiejnie, jakiś taki mniej aktywny jest. Że też go nie zauważyłem. Tak mi głupio. Oczywiście procedury sprawdzania kołdry dokładniej wdrożone. Dwa dni temu był w niej, to też położyłem się i nie ubierałem poszwy, tylko narzuciłem ją na górę. Położyłem się k/niego. Zasnąłem. On po jakimś tam czasie wyszedł. Jak się przebudziłem - nie było go.
  Dziś na łóżko musiałem mu pomóc wejść, mimo tego, że mają ustawione z dwu stron takie większe poduszki do wejścia. Widziałem, że na jedną usiłuje się wspiąć, to też wstałem, podniosłem go i dałem na łóżko, na którym z kołdry zawsze mają ułożone korytarze do chodzenia i tam też w ciągu dnia niektóre śpią.

czwartek, 9 maja 2019

Czwartek #1528

    W czasie mojej nieobecności 22 godzinnej szczury zostały same. Miał przyjść 979 je dokarmić, czy sprawdzić czy mają picie, ale w nieustającej imprezce jak był, bo jego niby laska pojechała do wrocka, to wolny był, zapomniał o tym, albo nie był w stanie. Po przyjeździe o 01:30 szczury wyszły, dostały żarcie i położyłem się szybko spać, bo jak pisałem wcześniej w trasie powrotnej miałem 3 kryzysy w tym jeden dość spory. Jakoś udało się szczęśliwie dojechać. Na dalszej jeździe zaważyła obecność 825, bowiem jakbym stanął i chciał się np. 30 min zdrzemnąć, to on by stękał, że nie jadę, a śpię, ale on już spał.
   Na drugi dzień myszak, jak przygotowywałem się do spania, był w łóżku pod kołdrą. Tradycyjnie podwinąłem ją z lewej, następnie z prawej, ale go nie widziałem, ani nie wyczułem. Jak ubierałem poszwę, to on z tej kołdry się wysunął i spadł, na szczęście na w miarę miękki dywan, z 40 cm. Później go wołałem, ale nie przyszedł. Widziałem, że chodzi w miarę normalnie, ale zrewidowałem sprawdzenia czy jest pod kołdrą i od wczoraj norma wymaga dźwignięcia jej, nim zostanie zdjęta z łóżka dla ubrania poszwy.
   Szczury się starzeją i częściej będą zaglądały do łóżka, a przynajmniej w nim zostawały, to też zmiana procedur jest jak najbardziej wskazana. Przed wczoraj i wczoraj nad ranem myszak już przylazł do łóżka i tradycyjnie ułożył się w nogach. Wczoraj to w ogóle był kpl. oswojonych, bo była żyrafka i myszyn. One tak krótko były, raczej sprawdzić co dzieje i polazły dalej.
   W aucie od 979 trza wymienić opony, bo na tych nie przejdzie już przeglądu. Dotychczas jeździł na wielosezonówkach i przy takich chcemy dalej pozostać. Byłem u wioskowego wulkanizatora i rozmawiałem z 10, czy trochę więcej minut o wymiarach opon. Nie wiem dlaczego, ale wulkanizator, z którym się znam już trochę nie potrafił, czy nie chciał wytłumaczyć wymiarów podawanych na oponach. Dopiero lektura na internecie kilku stron wyjaśniła co i jak.
   Faktycznie ludzie są tak oporni na wiedzę, czy nie potrafią jej przekazywać? No przecież w zasadzie w 5 min można nawet komuś opornemu na wiedzę wytłumaczyć ocb. Komuś kumatemu w 2 min. Czy prawdziwych fachowców już dziś nie ma?

   Dziś jechałem do 824. Przystanek autobusowy w chodniku przy drodze, bez zatoki. Na wysokości przystanku mała kałuża. Wiadomo, jak nadjedzie autobus, to ochlapie chodnik. Pani, ładnie ubrana, jasno szare botki, jak zobaczyła autobus, to przysunęła się do krawędzi chodnika, ja się odsunąłem. Pierwsze koło autobusu spowodowało wychlap na chodnik, pani otrzymała po botkach i:
- qrwa, jak wyglądam?
  Pomyślałem sobie - jak idiotka, dla której nie istnieje związek przyczynowo-skutkowy.
  Jadę tym autobusem, kierowca jedzie średnio. Skrzyżowanie przy zajezdni autobusowej, więc często tam jeździ. Z daleka widzę następującą sytuację. W odległości ok 500 od skrzyżowania widać czerwone światło i samochody przejeżdżające w poprzek. Na pasie przed skrzyżowaniem stoi inny autobus. W takiej sytuacji chcąc przejechać na skrzyżowaniu dodałbym gazu by zdążyć na zielone. Kierowca nie robił nic, autobus jechał z taką samą prędkością. Po kilku sek. zapaliło się zielone. Po 2 sek. od zmiany światła, kierowca zaczął przyśpieszać. Chwyciłem się mocniej poręczy, rozstawiłem nogi, bo zastanawiałem się - zdąży, czy nie, bo wcześniej tak trochę niepewnie jechał. Sygnalizator, schował się za bocznymi słupkami i szybami, więc go nie widziałem. Wtem kierowca wdrożył nagłe hamowanie do tego stopnia, że nawet koła się zablokowały w miejscu, powodując poślizg. Mnie prawie rękę wyrwało, ale utrzymałem, reszta polądowała na rurki, Ci co siedzieli, jak już stanął obracali głowami co się stało. Stojący siedli sobie na wolnych miejscach tyłem do kierunku jazdy, bo przy takim hamowaniu to lepiej.
   Jak już stanął przed skrzyżowaniem zastanawiałem się czemu u niego również nie zadziałał związek przyczynowo-skutkowy. Przecież to skrzyżowanie przy zajezdni autobusowej, przejeżdża dziennie ileś razy, to przecież cykle świateł można się nauczyć na pamięć. Dlaczego więc popełnił taki błąd? Dobrze, że nie stały jakieś stare babcie, bo te to by poleciały do przodu...
   Dobra, tyle, bo i tak późno, a ta notka tradycyjnie czeka już dwa dni na na wypuszczenie.
   To narka.

poniedziałek, 6 maja 2019

Poniedziałek #1527

   Ten czas zapierdala, to jest niesamowite. Tzn. mnie, bo rozumiem osoby, którym on się dłuży, a dzień jak co dzień.
   826 w końcu trafił na pracę życia - kopanie rowów łopatą. Mało tego, on jest z niej zadowolony, bo mu mięśnie rąk rosną. Nieprawdaż, że mięśniakom z wioski niewiele do szczęścia potrzeba.
   W sob. wyjazd do Łodzi z 825 na zawody kulturystyczne. dość, że cały tydzień się zastanawiał - wyjść czy nie wyjść, to do samego wyjazdu decyzji nie podjął, nawet już na samych zawodach już po posmarowaniu farbą nie umiał się zdecydować.
   Jak to bywa, z nerwów przebudziłem się ok. 03:30, a o 03:40 wylazłem, bo i tak budzik był nastawiony na 04:10. Rozruch poranny z trochę większą jednostką czasu, to i gonitwy nie było. W planie, spakowany, wyjechałem z 4 min opóźnieniem. Rezerwa i tak była wzięta pod uwagę to u 825 byłem planowo. Stanąłem pod drzwiami głównymi, z przodu bloku, a on w tym samym czasie wyszedł tylnymi. Już miałem dzwonić do niego, ale zadzwonił i spytał się gdzie jestem.
- no z drugiej strony bloku, już tam idę.
- przecież tu jest krótsze wyjście, to czemu tam polazłeś.
  Auto było zaparkowane 30 m od wejścia:
- a gdzie auto?
- tu (wskazałem palcem, te 30 m dalej, bo stały inne auta na chodniku)
- czemu tak daleko zaparkowałeś?
  Nic nie odpowiedziałem, bo pomyślałem, że to te zawody tak go nastrajają.
   Do Łodzi ok. 200 km, to trasę przewidziałem na 4h jazdy, by na 10:00 być na miejscu. Już na wyjeździe z miasta:
- to auto nie może szybciej jechać?
 (spokojnie odpowiedziałem)
- może, ale nie wiem czy wróci wtedy, po za tym trasa zaplanowana na 4h więc dojedziemy na czas.
  Te 4h to i tak godzina rezerwy, bo rejestracja do 11:00 w teatrze muzycznym w Łodzi.
  W trasie jedno tankowanie, jedno przy tym sikanie. Do tego momentu 825 w zasadzie powtórzył po raz 3-ci to co przez ostatnie dni mówił przez telefon. Rozumiem, osoby samotne tak mają, że muszą mówić jak już znajdą odbiorcę treści, ale mógłby zapamiętywać co do kogo mówi, względnie mniej się powtarzać. Na szczęście za Cz-wą zasnął, a ponieważ płynnie jeżdżę i w zasadzie omijam dziury to spał do Piotrkowa Tryb. a przynajmniej na jego wysokości. W aucie zrobiło się cicho, mogłem dalej prowadzić w ciszy pojazd.
   Droga, 1-ka, od Cz-wy w remoncie. Na prawie 30 km jechało się którymiś pasami ruchu, to prawymi w stronę wawki, to lewymi, od wawki. Droga zmasakrowana. Momentami dziura na dziurze, nadto utrzymaniowcy, miast zalać dziury na płasko względnie z małym wybrzuszeniem, to po prostu nalali kupy asfaltu i tak to zostawili. Jak się dało i nic z tyłu nie leciało, to jechałem lewym pasem. Gdzieś ostatnio słyszałem, że chcą, czy już nawet robią auta omijające dziury. Na trasie do wawki, to chyba musiało by to auto po poboczu jechać.
   Na szczęście to sobota, środek majówki, więc ruch na drodze niewielki, choć na przewężeniach nerwowi tirowcy dawali znać o sobie, czasami idiotycznym zachowaniem. Np leci za mną prawym pasem, jest lewy pas do wyprzedzania, nie ma tam zakazu wyprzedzania przez ciężarowe, to wisi mi na ogonie i mruga długimi. Po chuj to nie wiem. Za kilka km i tak wyprzedził. W Cz-wie kolejny to samo, to zjechałem na środkowy pas, bo tym razem były trzy i wyprzedzał prawym. Kto im daje te prawa jazdy?
   Lepszy odcinek zaczął się od Gołygowa Pierwszego, tj, zjazd z 1-ki na 91 przez Tuszyn, Rzgów.
   Od Rzgowa, 825 robił za pilota, choć sam bym dojechał, ale jak chciał... No w końcu miał jakieś zajęcie. Ponieważ komórki u nas jeszcze starodawne, to mieliśmy mapę polski w spirali i mapę Łodzi, też w spirali, bo to wygodne rozwiązania.
   Bez większych problemów dotarliśmy do teatru muzycznego.Tzw weryfikacja, choć teraz to b. przypominało rejestrację, była w toku. Ponieważ to nie pierwsze zawody, na które jechałem z 825, to rytuały są mi znane. Po rejestracji zawodnicy leżą na matach i odpoczywają, a przynajmniej nie męczą się. Po tym leżeniu następuje przygotowanie, czyli smarowanie, u kobiet dodatkowo makijaże. Następnie jest już właściwe wychodzenie na scenę w/g harmonogramu.
   Ponieważ federacja PCA jest brytyjska, to sędziowie też byli stamtąd
  825 zupełnie niepotrzebnie kupił mi bilet za 70 zł. Nie był on potrzebny, bo osoby towarzyszące były za free. Tak nawiasem mówiąc, na widowni było może 20 - 30 osób za biletami, reszta to znajomi od znajomych, czy osoby towarzyszące. Z czego wiec wynajem teatru został opłacony, nie wiem, chyba z wpisowego, które od jednego zawodnika wynosiło 250zł.
  Wpierw mieliśmy miejsce przy wejściu na schody do sali widowni, przy szatni. Część zawodników była tam rozłożona. Następnie, po jakimś wykładzie przenieśliśmy się na zascenie. Tam znalazłem małe pomieszczenie korytarza, właściwie to taka śluza między klatka schodową a zasceniem, jakieś 4m2. To w zupełności wystarczyło, z osobnym światłem, a na zasceniu było ciemno. Mało tego, za winklem było gniazdo 220V w odległości akurat 5m, a tyle miał przedłużacz, więc po raz kolejny grzałka się przydała. Kulturyści tak mają, że z powodu odwodnienia, odtłuszczenia jest im zasadniczo zimno. Nas chroni normalnie jakaś tam tkanka tłuszczowa, u niektórych znacznie powyżej normy, u nich jest znacznie poniżej normy, stąd w pomieszczeniach, w których nam jest ciepło im jest zimno, tym bardziej, że po wysmarowaniu farbą nie mogą się już ubrać. To też na pustych puszkach po piwie, grzałka z KWK Pokój grzała małe pomieszczenie. Została wniesiona w torbie z ręcznikami papierowymi.
  Najprostsze rozwiązanie. Nim wymontowałem te grzałki, z dmuchawy przemysłowej, sztuk 6, to jeździłem z grzałka 1200W z piecyka gazowego z piekarnika, ale gabarytowo była większa. Ta mała, poręczna i też 1200W więc średniej mocy. Kiedyś na zawodach w Czechach jak byliśmy to miałem kocher 800W do zrobienia jajecznicy czy czegoś innego w hotelu. Miałem go też na występie w torbie. Ponieważ 825 było zimno, to wyciągłem go i podłączyłem. W krótkim czasie przy nim stała grupka kulturystów i kulturystek, którzy się przy nim grzali. W zasadzie to kocher działał tam kilka godzin, bo na zmianę podchodzili i się grzali. Od tego wyjazdu nauczyłem się brać coś co grzeje. Im mniejsze i poręczniejsze tym lepsze. Mniejsze od tej grzałki to już chyba być nie może.
  A puszki po piwie, czy innych napojach znajdzie się dziś prawie wszędzie, nawet na kamiorach może stać, bo na nastawni RKP stała na cegłach. Tam to stały wszystkie 6 sztuk.
   825 występ miał o 14:30 z drobnym poślizgiem. Jak na swój wiek wygląda dobrze, ale niestety kontuzje, których przez lata ćwiczeń się nabawił trudno usunąć. Zerwane ścięgna to tylko jako rekonstrukcja. Samoistnie to się nie goi, więc 825 zajął 4-te miejsce.
   Resztę opiszę jutro, bo dziś trochę napięty grafik. Tym bardziej, że w sob. byłem 22h na nogach, następnie spałem 10h, a wczoraj ruch na stacji wzmożony, bo wiadomo - niedziela.
   To tyle, narka.

czwartek, 2 maja 2019

Środa #1526

   Nie wiem czy ze mną jest coś nie tak, czy z tymi mięśniakami. Przyszedł przedwczoraj (notka zaś stała na torze bocznym) 897, 979 i jego nibylaska i zeszło na ekonomię, makroekonomię. Oni myślą, że do miast i wsi strumień kasy szczają Marsjanie wielkim kutasem. Cokolwiek sobie wymarzą, zechcą, to m-to, wioska im zrobi, bo oni chcą, a finansować to później będą szczaniem kasy Marsjanie. Jak bardzo trza być nieogarniętym, by takich podstawowych rzeczy nie wiedzieć. 897 się upiera by w wiosce powstał stadion, bo on kopie, czy kopał w bal, to chce stadion. Ja mu na to - a kto ma ten stadion utrzymywać? Ja? Wypierdalaj ode mnie z tym stadionem na kilka kilometrów do pobliskiego m-ta. Niech oni se tam utrzymują.
   Teraz na fali rezygnacji z dzierżawy wieczystej, zarządcy nieruchomości (czyli gminy) robią obniżki, nawet o 80% na wykup mieszkań. Oczywiście głupia tłuszcza nie rozumie, że nie dają im tego za darmo, tylko oni za to zabulą za rok, względnie za dwa. Przecież m-ta, gminy nagle nie pozbędą się wpływów z dzierżawy wieczystej na rzecz próżni, tylko muszą to czymś wypełnić. Oczywiście wiadomo czym - podatkiem katastralnym o czym te głupole nawet nie słyszały. Ale dla nich liczy się tylko obniżka na wykup, bo taniej. No co za nieogary! Wystarczy, że przydupią 1% od wartości nieruchomości, jak przy samochodach, zrobią se własne wyceny i będą już pozamiatani. 897 oczywiście na to, to sprzeda mieszkanie i polezie na wynajem. Ale on też pójdzie do góry, bo właściciel tego wynajmu też będzie miał taki podatek i będzie go chciał przenieść na wynajmującego.
   Nie no, słucham ich i mi się dźwiga. Sam nie wiem co będzie ze stacją. Przy tej dyskusji powiedziałem ofen, że jak przywalą 1% to będę się musiał skonsultować z 979, bo on jest wpisany w papierach po i trza bydzie podjąć decyzję co dalej, czy będę się decydował na znacznie wyższe opłaty, czy co? Nie wiem. Trudno jest dziś przewidzieć co będzie za 2 lata, jak ten podatek wprowadzą. Jak zachowają się ludzie, co stanie się z pustostanami ludzi, którzy np. są na zachodzie, a tu utrzymują mieszkania, kiedy ich opłaty wzrosną np. o 50%.
  Podstawowa zależność, miasta, wioski się wyludniają, koszty rosną to non-stop trza je przerzucać na tłuszczę.
    Dziś słyszę w mediach (w sensie to przedwczoraj) - akcja policji "majówka". Wysysacze kasy ruszają w teren by dofinansować budżet państwa i budżety miast. Mogę się założyć, że mimo tego liczba zabitych po tej majówce będzie niewiele różna od ubiegłorocznej, ale za to ile wpływu będzie do budżetów, tego to już nie podadzą. Ale pierdolą, że dla Waszego bezpieczeństwa organizujemy akcję "majówka". Nie, qrwa, nie dla naszego bezpieczeństwa, bo idioci i tak się wykończą, ale dla zasilania budżetów. Większość m-t jest na plusie z budżetem, czy mi się coś popierdoliło. Chyba jednak większość jest na minusie, to kasę z akcji "majówka" chętnie przygarną.
  W Rudzie Śl. przy wlk. piecu w hucie Pokój, ma być zagospodarowany teren. Jak wtedy mówił na spotkaniu Mejer to ok. 40 baniek. No nie dziw, że nas obok huty wypierdolili, bo my takiej kasy byśmy im nigdy nie wygenerowali w tak krótkim czasie. Oczywiście chodzi o te 5-10% od przetargów. Na sam konkurs zagospodarowania przestrzeni wokół tego złomu, wlk. pieca, przeznaczają 2 bańki. Czyli:
- "Nie bądźmy Peweksami. Dostajemy za tego misia, jako konsultanci 20% ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś tym... no? Koniaczek?"
 i właśnie dlatego kopalnia za zgodą tego samego m-ta zaorała teren, bo tak m-to by go przejęło za nędzną złotówkę. 
A tak, to kupka złomu i gotowe.
  Tyle, bo mi się ciśnienie dźwiga zupełnie niepotrzebne. Narka.