sobota, 30 kwietnia 2016

Sobota

    Nasz mózg, a przynajmniej mój, jest ciągle zagadką. Jak bieżąco przychodził 826 to go jakoś nie trawiłem ze względu na obycie, czy jego brak. No jest trochę jak z dziczy. W tygodniu przez godz. pracy nie przychodził, ale na przekór jego zachowaniu jest jego ładne umięśnienie, które, no co tu dużo pisać, działa na mnie. To też w tyg. jakoś rano zaraz po przebudzeniu "zużyłem" te jego mięśnie. Dziś jak przylazł, to już nie tak jak zwykle - znowu on... - tylko mózg się ucieszył na jego widok i możliwość podotykania mięśni. Czyli wszystko z umiarem jak jest dozowane to jest ok., jak w nadmiarze to trudno jest to przetrawić.
   Z wiadomości działających długofalowo, to doszło info, że wejście 171 na stację opóźni się (od jego wyjścia) do 12 m-cy. No szkoda, szkoda, bo to działa jak u 826. W dużych dawkach raczej niestrawny, ale odpowiednio dozowany jest jak najbardziej ok. Drugie info, to rozmawiając z 979 o członkach jego rodziny, wymknęło mu się, albo powiedział celowo, czekając na moją reakcję, że do swojego mieszkania chce wrócić tak za 2 lata. Nic nie powiedziałem, ale w głębi ucieszyło mnie to. Raczej obawiałbym się, że odejdzie ze stacji jeszcze w tym roku, ale 2 lata (jak w reklamach) - dla mnie ok. Po za tym co w domu u się robiłby 979 popo? Wszak składy wchodzą tu na stację, a nie do niego. Nawet jak w krótkim okresie bytował u siebie, to i tak przed spaniem funkcjonował tu, nadto czasami nawet nie szedł do się, tylko spał tu do rana. Zawsze miał dylemat - iść tam spać, czy tu, ale wcześniej wstać? Jak szedł do się, to się rozbudzał i miał problemy z zaśnięciem, tu jakby przewracał się i zasypiał. A tu, jak wczoraj, na stacji gwarno, zajętych 6 torów stacyjnych, to zupełnie inaczej to działa jak pomieszczenie puste, tylko z grającym, zagłuszającym ciszę TV. Inna sprawa, to niemożność obejrzenia czegoś tu w TV, bo przy takim zajęciu torów, trza by mieć słuchawki lub film z napisami, ale wejście w pustkę z samym TV, jest gorszym rozwiązaniem. Czyli wracamy do tego co na początku, z umiarem i wszystko jest dobrze.
  Nie dzwonił 972 z wyjazdami do jego małych skurwieli. I dobrze (bo wolne) i źle (bo obawiam się co też się tam stało). Nie dzwonią już tydz. czasu, a przedtem to co kilka dni jak nie codziennie był kontakt. W sumie mógłbym zadzwonić, ale jakoś nie chce mi się jechać, a 3-go jadę do kolegi na nastawnię to chcę wolne, a tak by mi je zajęli jazdami.
   Tyle, czekają zajęcia bieżące w kolejce, narka.

piątek, 29 kwietnia 2016

Piątek

     Jak się czyta niektóre teksty pisane przez np. PKP PLK gdzie w PFU przetargu dotyczącego modernizacji napisano: "Wykonawca ma obowiązek stosowania takich materiałów- elementów podsystemów, zaliczanych do składników interoperacyjności, które posiadają już stosowne certyfikaty WE zgodności lub przydatności do stosowania, wydane przez notyfikowaną jednostkę certyfikującą i dla których wydana została deklaracja WE zgodności lub przydatności do stosowania", to odnoszę wrażenie, że wchodzimy w czasy nowomowy, którą rozumieją chyba tylko piszący dane teksty i jakieś wąskie grono skupione wokół nich znające ich wypociny.
     Wczoraj jak wracałem od lekarza to skrótem przechodziłem między garażami. Dość sporo osób tam chodzi, bo skrót charakteryzuje się zmniejszeniem odległości do pokonania i czasem lepiej taki zalegalizować w postaci zrobienia chodnika lub po prostu go zostawić. Jeżeli ludzie chodzą znaczy mają taką potrzebę. Ale nie, zawsze, jak opisywany kiedyś ta klombik na dojściu do stonki, znajdzie się ktoś, dla kogo modlitwa Polaka z filmu Dzień świra jest jak najbardziej aktualna. Przy owych garażach, przy których sam chodziłem, wczoraj też szedłem i zamontowano poręcze, ale jak to poręcze da się je przejść, Wobec tego osoba walcząca z chodzeniem tam ludzi obciągnęła je smarem. No qrwa. Przecież to przejście przy dwu rzędach garaży. Nikt tam nie mieszka, to nie teren prywatny, ale miejski i jakiś debil zabiera się za walkę z wiatrakami. Się zastanawiam czy w tej walce nie wziąć udziału. Za to przy w/w klombiku miast jednej ścieżki obecnie na dojściu do niego są trzy. Od lewej:
- lewa omijająca linią prostą klombik z tej strony
- środkowa, stara doprowadzająca do klombika z możliwością jego ominięcia z lewej (wejścia na lewą ścieżkę) lub prawej (wejścia na prawą ścieżkę)
- prawa omijająca linią prostą klombik z tej strony.
  Efekt jest taki, że jak kiedyś była jedna ścieżka, na której należało ułożyć rząd płyt chodnikowych, to teraz są trzy i można by tam było przejechać autem, a znaczna część trawnika jest zadeptana. Czy o to chodziło autorowi owego klombika?
   Z innych info, to wczoraj na stację wszedł 823. Z info przekazanego wprowadza się z powrotem do wioski i będzie mieszkał niedaleko swoich rodziców. To chyba jedyny w ostatnim czasie powrót do wioski, bo tak jak już wylezą z niej to nie wracają. Wielkomiejskie życie bardziej ciągnie jak wioskowe, to też wioska się pomału wyludnia.
   W marketach (stonce, kauflu) znaczne przeceny lodów. Wiem, producenci nie przewidywali na koniec kwietnia jeszcze zimy. Produkcja ruszyła, a lody zalegają w lodówach. Załapaliśmy się wczoraj na loda ze stony, bo polazłem tam z 979 po jego pracy. Wieczorem wczoraj 3C, obieg z cysternami przy 6C w stroju zimowym, kurtka z okresu, rękawiczki, czapka. Gdzie tu temp. wiosenne?

czwartek, 28 kwietnia 2016

Czwartek #940

   Na coś się przydał kolega z Belgii, wczorajszy obieg z cysternami zrobiony zadaszonym pojazdem, co przy przedwczorajszej szarży w zmieniającym się froncie i trochę deszczu spowodowało u mnie lekkie zawianie. To była przyczyna wczorajszego "połamania" rano. Dziś jest lepiej, ale jednak po wstaniu odczuwałem jeszcze lekkie dolegliwości. Za pogoda nadal zimowa, padał przez większość dnia deszcz, a temp. 5C jakby nie wiosenna. W nocy 1C, to musiałem w jakiejś przerwie spania nałożyć koc dodatkowy na coś a'la kołdrę, bo jakoś marzłem, za to w tym samym czasie 979 leżał prawie cały odkryty. Nie wiem czy z gorąca, czy inny powód, ale trochę to śmiesznie wyglądało. Ja się przykrywam, kiedy on rozebrany jest odkryty. Zazdroszczę mu dostosowania do klimatu, podobnie jak tym z małym popędem seksualnym jego posiadania. W ogóle do tego klimatu nie jestem dostosowany. Powinienem się urodzić w pasie bliżej równika.
  Wczoraj wszedł 19:30 na stację 371. Narzekał na pracodawcę, że ten zalega mu 70zł z poprzedniej wypłaty i ogólnie stękał, że się zdenerwował, bo mu (chyba) brakło kasy na koniec m-ca przed kolejną wypłatą. Co oni robią z kasą. Przecież 371 w pierszym m-cu dostał 4,5 tysia,  3-kę w ub. m-cu, mieszka zasadniczo w pracy za 500zł to ile można wypierdolić w kosmos? (wiem nieograniczoną ilość) Widać ekonomii, co ostatnio tu pisałem mięśniaków skurwieli nikt nie uczy lub sami nie chcą jej się uczyć. 371 był lekko wcięty, nadto chciał jeść bo głodny to zgrzałem mu akurat przywiezionej ze szkolnictwa zupy. Przed mówił, co słyszał 979, że zeżarłby konia z kopytami, a po talerzu zupy i jednej kromce był już najedzony i ledwo właściwe ten talerz zeżarł.
   Wczoraj też na spanie puściłem na kulturze film "Bejbi Blues". PL film z 2012, ale slang jakby dziś aktualny, choć do wioski new trendy mogą dochodzić z opóźnieniem, to sformułowania młodzieżowe, mimo upływu 3 lat, wydawały się nadzwyczaj świeże. Tematyka młodej 17 letniej matki, z tatusiem w tym samym wieku. Film ukazuje zachowania jeszcze młodzieżowe matki, ojca, ze zderzającymi się zachowaniami wymuszonymi przez bytność dziecka, czyli obowiązkami przy jego "posiadaniu", bo czasami widzimy bardzo przedmiotowe relacje. Film dobrze skręcony, z dobrą obsadą aktorską, po za rolami młodzieżowymi: K. Figura, D. Stenka, J. Frycz. M. Kościukiewicz. Za to niestety nowe kamerowanie tzn. ciągle i nieustająco ruszająca się kamera, a w scenie jazdy na deskorolkach ojca 17 letniego z innymi kolegami do tego stopnia ruchliwa, że po minucie chciałem popatrzeć gdzieś w bok, bo jeszcze chwila i dostanę oczopląsu. W takim kręceniu to nawet ja bym się chyba znalazł. Tak jakby kamerzysta był fest najebany i usiłował nie tyle nagrać kogokolwiek, ale w ogóle utrzymać pion z kamerą w ręce. Już bardziej strawna była scena w lokalu przy koktajlach owocowych, w której kamera nieustająco dookoła stołu kręciła się w jedną stronę.
   Po zeżarciu zupy 371 siedząc na new rogówce, odchylił się do tyłu na poduszki i już tak zasnął. Postanowiliśmy go z 979 nie ruszać, nastawiłem budzik na 04:15 jak wcześniej jeszcze przed wyłączeniem się powiedział i po filmie zasnęliśmy. Mnie jakoś nie było dane spać w dłuższych odcinkach. Już o 02:05 przebudziłem się na siku, chwilę po mnie wstał 371 i mówi, że wyprawia się na szlak i do swojego mieszkania. Odszedł o 02:10. Mnie jeszcze wzięło na odchudzanie i ponownie znalazłem się w łóżku o 02:50. 04:20 kolejne przebudzenie się, zaś wyjście z łóżka. 979 był w pozycji że trzeba by było zdjęcie mu zrobić. Jedna noga na oparciu rogówki, czyli wysoko, druga leżała jak ciało, głowa odchylona, praktycznie leżał w kształcie litery S. Od 04:40 udało mi się spać do 07:20. Tu obudził mnie pierwszy dzwonek 979, to zaś do ubikacji, Położyłem się ponownie, wstał po jakiś 5min, zabrał bułki do domu i zasnąłem tym razem ciągiem do 09:30. No nie jest najgorzej, nawet czuję się wyspany, ale tyle przebudzeń w nocy...
  Przy porannym wpisie obejrzałem Mistera PL 2015 Rafała Jonkisza. No nie najgorzej.

środa, 27 kwietnia 2016

Środa

   Coś dziś źle spałem, tzn. źle się ułożyłem, bo jeżeli chodzi o sen to jak najbardziej ok. Od rana boli mnie w lędźwiach i łażę jak 80-latek. Mam nadzieję rozruszania tego, nie forsownego, bo jednak coś trzeba w mieszkaniu zrobić. Rano mogę się wysypiać dłużej bez przerwy, bowiem 979 ma na 09:00 przeto później wstaje, wczoraj o 07:50, a dziś jakoś nie spał już wcześniej to wylazł z łózka 07:20. Przez stratę kasy na L4 nie idzie i męczy się z kręgosłupem. W nocy szedłem się odlać, to widziałem, że nie śpi tylko leży. Szkoda, że to tak jest, ale jedyne co mogę i robię to nakłaniam go, aby zaraz 2-go maja szedł na L4 i odciążył się pracą, w której jednak dźwiga ciężary. Czasami jak mówi wyręcza się kolegami, bo nie może czegoś dźwignąć.
    374 dopiero pozbył się długów, wczoraj pchnąłem mu ostatni przelew, a już posyła mi linki kupna auta. Kolejny zżeracz kasy. Czy oni nie mają mózgów? Już nie wdawałem się w dyskusje n.t., bo to bez sensu. Nie wiem skąd biorą wzorce zachowań, tych ekonomicznych, ale chyba z TV, której nie oglądam. Nie wierzę, aby matka, czy ojciec ciśli mu kupno auta. A co najlepsze, bo wczoraj mówiłem to 979 i kiedyś tam samemu 374 on jeździ na Wrocław, Wałbrzych. Ma tam trasę z noclegiem co tydzień. Czyli może to tak zorganizować, że coś tam pozwiedza, zobaczy, bo przecież popo ma wolne, zjedzie na nocleg i na drugi dzień objeździ jeszcze coś tam i wróci. To on chce kupić auto i w te samy tereny  ok. 300km naginać swoim autem i jeszcze mnie tam ciągnie, jak co tydz. jest tam służbowym. Ach... Jeszcze jakbym był kierowcą to ok. mogę jechać, ale jako pasażer to się zanudzę. No przecież nie będę przy nim czytał książki.
    Dziś ma jechać obejrzeć jedno z aut, które chce kupić. 371 jest mechanikiem i to dobrym. Nic wczoraj nie gadał, że weźmie go ze sobą, czy z nim pojedzie zobaczyć auto. Przeszło mi to przez głowę, ale pomyślałem ile mogę do cyca, dorosłym ludziom ciągle powtarzać to samo. Nie chcą słuchać to na drzewa, skąd zeszli niedawno jak widać. Jak można jechać kupować auto bez znajomego mechanika, aby ten popatrzał co to za cudo, jeżeli takiego się zna, a samemu się na tym totalnie nie zna No cóż, wioska stoi mięśniami, a nie nauką.
    Po za tym wieczorami na stacji w miarę pusto. 897 na delegacji to nie wchodzi na stację, ale wczoraj na tory weszli 840 i 895. Tak średnio z nimi gadał 979, zajęty był nowa grą na komórce, widziałem wciągnęła go, toczeniem kulki przez przeszkody terenowe. Do wieczora napierdalał kulką, później wdał się w sms-owanie chyba z laską z Katowic.
   Za to obieg z cysternami, w momencie nadchodzenia niżu. Jak odszedłem ze stacji to zaczęło mocno wiać przed ciemną chmurą, z której w połowie trasy trochę zaczęło padać. W trasie to czasami nie wiedziałem jak się ustawić i z której strony zawieje, aby kontrować podmuchy wiatru. W drodze powrotnej było już mniej wietrznie, ale koniec chmury to niedaleko przed stacją macierzystą zlało mnie trochę. Widziałem czyste niebo za tą chmurą, ale nie chciało mi się przystawać pod jakimś miejscem osłoniętym od deszczu, gdy do stacji macierzystej pozostało jakieś 7min drogi. Na msc. jest ciepło, wysuszę się, a trochę deszczu dla organizmu się przyda. Co ma ciągle być w takich warunkach cieplarnianych.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Wtorek

  Trzecia dekada kwietnia, a tu prawie jeszcze zima. Wczoraj o 23:00 było 3C na placu, rano o 08:00 też, a o 09:00 - 5C i widzę mięśniaka z osiedla w białej koszulce z krótkim rękawkiem. Następnie te same osoby są zdziwione:
- przeziębiłem się, ale zupełnie nie wiem dlaczego?
  Widok fajny, bo można popatrzeć, ale ten sam mięśniak, co ciekawe, przy wzroście temp. o 20C nadal będzie tak samo ubrany.
  Wczoraj obieg z cysternami był realizowany w stroju zimowym. Kurtka zimowa, czapka, rękawiczki i jebie mnie to jak patrzą się Ci, których mijałem, rozpięci w lekkich kurtkach, jednocześnie zmarznięci. Przestałem się przeziębiać już dobrych kilka lat wcześniej, no chyba, że ktoś mnie zarazi i nie zauważę jego stanu chorobowego. Jak mówią, że są przeziębieni to wstawiam ich na te najdalsze tory, aby kontakt bezpośredni był jak najmniejszy.
   Przyjechał wczoraj kolega z Belgii. Obserwując jego zachowanie dopatruję się zbieżności z 811, którego nie trawię, zresztą ludzie z mojego otoczenia też. Okresowo jeszcze robi (811) próby kontaktu przez słanie sms-ów wpierw do mnie, następnie do przebywającej tu drużyny trakcyjnej 979, ale nie ma odzewu z tej strony. Widać ludzie, którzy żyją dość samotnie, jednocześnie przez specyficzne zachowanie odcinając się, i są odcinani od znajomych, zmieniają je, przez brak dłuższych interakcji z innymi osobnikami do stopnia, w którym są jeszcze bardziej niestrawni.
   Po za tym śniadanie o 13:00 (znowu, bo kiedyś tam już tak jadłem w ub. tyg.) jak rano mamy kopulowanko. Była 19-ka z Ka-ic. W sumie to on napisał na weekend, to ustaliliśmy dziś. Jest ładny, ale cały czas brakuje mi u niego tej nutki skurwielowstwa. Z drugiej strony to własnie to, co działa u 174, mimo jego gorszego wyglądu niż 19-ki, ale właśnie to "dosiadanie" skurwiela robi w mózgu swoje. Inną sprawą jest złe przyzwyczajenie, bo generalnie w razie W, gdzie takich skurwieli szukać. Wioska trochę już spenetrowana. Nowe obiekty się przechadzają, ale jakoś trochę wypadłem z obiegu i tylko patrzę. Po za tym na szczęście internet nadrabia zaległości i przyzwyczajam się do tego kanału. Mnogość tego co tam można znaleźć zaspokaja doraźnie gromadzone napięcie.
    979 po skokach w ub. pon. o czym tu pisałem, narzeka na bóle kręgosłupa. Poszedłby na L4, ale w firmie mają dodatek za frekwencję - 100zł/m-c więc jak teraz poszedłby na L4 to straciłby stówę za kwiecień i stówę za maj. Tak oto pracodawcy żerują jeszcze na pracownikach. Jak dobrze, że nas się mało rodzi, za kilka lat właściciel firmy będzie dawał takie warunki, to będzie musiał sam napierdalać. Szkoda tylko, że Ci na samej górze mają narzędzia do częściowego ogłupiania ludzi i powodowania wzrostu urodzeń. Jak im to wyjdzie, zobaczymy.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Poniedziałek

   Choć notkę opublikuję jutro to wydaje się, że trochę się namiesza. 174 ma, chyba, niełatwe życie. Po tym jak jego laska, która poczęła ich wspólną larwę odeszła on sam musi zarobić na siebie i na larwę. Larwa już nie jest taką larwą, bo ma jakieś 4 latka. Jednak dla skurwiela z wioski nagła zmiana z bycia mega przejebanym skurwielem na grzecznego tatusia to jakoś nie bardzo w klimatach, przeto przebłyski w postaci weekendowych imprezek są w zasadzie cotygodniowe. 979 jakoś nie trawi imprezek 174, bo chce, aby ten był porządny, cokolwiek to znaczy i naciska jak może na takie zachowania. Różnie z tym bywa, bowiem sam 979 co tydzień w zasadzie imprezuje przeto trudno mu upilnować 174, ale ciśnienie na niego rośnie. Dziś przybrało już chyba pkt. kulminacyjny i wieczorem, albo jutro okaże się co z tego wyszło.
  Obserwując zachowania 174 i 979 widzę trochę małych skurwieli od 972. Tam podobnie relacje rodzinne zostają zaburzone przez już wpajane wartości skurwielowate, a cierpi na tym 3-ci, co przełożyć się może w przyszłości na podobne relacje jak między 174 i 979. Trochę to smutne, ale co zrobić... W tym zbiorze relacji funkcjonuje jeszcze matka, która nie daje sobie rady z ogarnięciem sytuacji i jest za słaba, aby teraz wpływać na kogokolwiek.
   Sytuacja po raz kolejny się załagodziła i dobrze, na co tam takie napięcia. Pojechałem bez śniadanie załatwiać sprawy papierkowe ze 174. W nazwijmy to centrum to jest znany. Co jechaliśmy to jakiś znajomy, znajoma, cześć, cześć i tak prawie do wioski. Skurwiele wioskowe jednak są popularne.
    Inna sprawa to nerwowość 979. Bardzo łatwo się denerwuje i to czasami wystarczy jakaś błaha sprawa, aby nastąpił mało kontrolowany wybuch. To podobnie jak u 824 w czasie wizyty, kiedy po rozmowie strawił prawie wszystko co mówił, a wystarczyło, abym po raz setny zwrócił mu uwagę, że nieekonomiczne jest gotowanie na gazie 2,5 ltr. wody (pełny czajnik), aby zalać szklankę kawy, czy herbaty. Mało tego stawia go jeszcze zawsze krzywo, a nie w środku nad palnikiem efektem 1/5 gazu idzie z powietrze, ale za każdym razem pojawia się odpowiedź jak u pięciolatka:
- bo jak tak chcę.
  Bez większych strat finansowych utrzymała by się jeszcze jedna osoba u niego żywiąc się za darmo, z tego co i tak wyląduje w koszu, ze zmarnowanej wody, gazu, wypieprzonej kasy na przeróżnych jej wysysaczy.
  No cóż, właśnie po to systemowi kapitalistycznemu jest potrzebna głupia tłuszcza.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Niedziela

    To jest straszne, jak z jakiegoś powodu jest się mniej ruchliwym i w tej mniejszej ruchliwości czeka się na poprawę. O ile w zimie to jakoś, dla mnie ciepłolubnego, to mniej strasznie mijało, to teraz kiedy dni są cieplejsze, jest wyraźnie gorzej. Jedna część mózgu domaga się ruchu, wyrwania się z mieszkania, a jakaś inna jego część trzyma go nadal na uwięzi w mieszkaniu, aby za jakiś czas, niestety bliżej nieokreślony, bo nie wiadomo kiedy to się do końca naprawi, wyrwać się już z przydługawych łańcuchów.
   Będąc u 824 korzystam z mniejszej ruchliwości tzn. uspokajam tą część, która chce aby całość była sprawna, za to denerwuje się ta druga, chcąca już wiosną funkcjonować w miarę normalnie.
   Dawno nie było na czerwono, ale dziś byłem u 811. Jest obecnie z new facetem i polano drinki, to też łyknąłem, nadto wracałem rowerem do 824, ale jak się zna zakamarki do przemknięcia to idzie z góry. 
  Nowy facet, no może być, jak dla jej gustu, czy widełek wyglądowych to ok. dla mnie - no niestety - nie. Po za tym byłem na terenach kolejowych. Jak ja się relaksuje będąc w torach, między wagonami, chodząc po nich, pod wagonami (pod zderzakami). Wyłapałem usterkę ostatniego semafora blokady samoczynnej nr 253, który nie osłaniał się na S1. Zgłosiłem to na nastawni B. Wpierw u podnóża nastawni wywoływałem ją, ale nic, w końcu wszedłem do niej, a ISDR zdziwiona, że ktoś wszedł i mówi językiem kolejowym, którego nawet nie zrozumiała, bo młoda ISDR, ale na następnej dysponującej C, na której był kolega, z którym kiedyś pracowałem, na którą zadzwoniła bo linii bazowej, nie bardzo wiedząc jak ma to przekazać, w końcu sam podszedłem do słuchawki i koledze przekazałem usterkę, ale tak ją troche olał. No cóż, ruch niewielki, poc. zgłaszane ze stacji Z, to można to olać, wszak przy takim ruchu nic się nie stanie, a w przyszłości naprawią. Jednak usterka poważna w instrukcji o prowadzeniu poc. poważnie traktowana, ale co warunki miejscowe, to warunki... 
   Dzięki tej usterce poszedłem do niego na nastawnię C i pogadaliśmy, o tyle o ile się dało, przez jakieś 30min. Bardziej patrzałem i chłonąłem warunki pracy na nastawni, jak rozmowę z nim. Porozmawiam przez tel., a co się napatrzałem to moje. Czy dziś chciałby pracować na nastawni. No nie wiem, chyba jednak - nie. To już nie te czasy co kiedyś, inaczej traktuje się pracowników, inny jest rozchód kasy, inaczej się zachowują sami pracownicy, zmanipulowani przez "system". Chyba jednak niechciałbym w tym brać udziału. Tak jestem sam na stacji i nią steruję. Nadto nie zużywam się tak,  jak w pracy, bo jeżeli nie jest to ta wymarzona, ta co daje satysfakcję to kapa. 
    W trakcie łażenia po torach, za nim zauważyłem usterkę sem. 253 zadzwonił 979 z komunikatem, że dziś idzie na "jedno" piwo, bo go nadal boli kręgosłup. Tydz. temu poszedł na jedno piwo, a wrócił z pomalowanym ryjem i szyją. Teraz niby jedno, bo nie chce iść gdzieś i przetańczyć całej nocy, aby go bardziej nie napierdalał. Po za tym rozmawialiśmy o 824, który jakoś dziwnie łatwo uległ sugestiom dot. zmian. 

sobota, 23 kwietnia 2016

Sobota #935

   Pomału wchodzi w życie program 500+. Ponieważ część posiadająca więcej dzieci dostanie kasę, to część która jej nie dostanie patrzy trochę z zazdrością na tą pierwszą. Ale sam program ma trochę głębszy wymiar. Otóż, część społeczeństwa, powiedzmy ta mniej rozgarnięta, w pędzie po kasę i dla niej, będzie płodziła larwy w tempie jakim się da. Właściwie to po co w ogóle ten program.
   Wiemy, że mamy państwo zadłużone, m-ta zadłużone, powiaty, gminy itd. schodząc w dół. Te instytucje zadłużając się opierają spłatę tego zadłużenia na liczbie mieszkańców. Gdy jest ona pożądana spłata zadłużenia nie jest zagrożona, ktoś podatki będzie płacić. Gdy jednak, liczba mieszkańców dość szybko spada proces spłaty jest zagrożony. Nie da się w nieskończoność dźwigać podatków dla zmniejszającej się liczby mieszkańców, bo Ci też spierdolą, a mając większe obciążenia finansowe będą się mniej rozmnażać, przeto rząd sztucznie ze szkodą dla obywateli chce ich napłodzić. Niestety ze szkodą, bowiem Ci mniej rozgarnięcie nie kumają, że rozmnażając się w zbyt dużym tempie robią sobie sami źle. Przecież znowu może dojść do sytuacji przerabianej w latach 90-ych, że na Twoje miejsce jest 10-ciu innych lub jak w filmie "Ziemia obiecana", kiedy pod płotem fabryki siedzieli ludzie czekający na pracę, bo się nadmiernie rozmnożyli i nie ma z nimi co zrobić, to jak jednego w fabryce przemieliło, to następni też chcieli być przemieleni za parę groszy.
   To dziś, po wielu latach, kiedy ludzi w kraju było za dużo, wreszcie zaczyna, w niektórych rejonach, ich brakować. Skutkuje to w miejscach gdzie ich brakuje, większymi stawkami za pracę, co jest dla samych ludzi dobre. Pozytywów związanych ze zmniejszającą się liczbą ludzi jest więcej, teraz nie będę ich tu pisał.
  Natomiast pozostaje jeszcze problem gospodarowania kasą, którą dostaną rodziny mające większą ilość dzieci. Znaczna część tej kasy, bo co tu dużo pisać, zostanie przedupiona. To rodziny o niskim statusie finansowym, umysłowym, mają dziś przeważnie więcej niż jedno dziecko, to one stanowią tą większość. W rodzinach dających sobie radę, rozgarniętych, gdzie oboje rodziców pracuje często jest po jednym dziecku.
   Reasumując, czy powinniśmy robić dobrze państwu, które zasadniczo ma nas gdzieś i miastom, które podobnie rozwalają naszą kasę, a jednocześnie robić sobie źle, bo naprodukujemy znowu większe bezrobocie (wiemy o postępującej mechanizacji robót, to ludzi będzie do pracy mniej potrzebnych) i konkurencję dla samych siebie, bowiem młodzi będą nas wypierać za 20 lat z miejsc pracy?
  Czy to zrozumieją rodziny o niskim statusie? Czy chcemy powrócić do czasów panów, wójtów, plebanów, gdzie owieczki (nadmiernie rozmnożone, przeto biedne, w pogoni za chlebem) będą musiały wykonywać rozkazy tych trzech? A tak przy małej ilości ludzi, nawet za małej, to oni będą musieli zabiegać o pracowników, aby prowadząc firmy mogli w ogóle zarobić pracą innych, czy nadal chcemy być niewolnikami ekonomicznymi ? Będąc przy ekonomii, to jeszcze jedno. To właśnie tym trzem zależy na większej ilości owieczek, aby ich zyski były większe mniejszym kosztem, to przy większej ilości owieczek mogą trzymać je w biedzie i głupocie rządząc nimi, jak chcą. Okaże się za 3 lata, jak będzie z urodzeniami.
     Patrzę na 824 i za każdym razem myślę o utrzymaniu swojego mózgu w jako takim stanie sprawności. Cofnięcie się 824 jest widoczne, nadrabia to doskonałą kondycją fizyczną jak na jego wiek, mnie chyba nie będzie dane tyle pociągnąć, wszak nie jestem z tych genetycznie silnie zbudowanych i regenerujących się. Ale co zrobić jak kiedyś już w etapie rozwoju zaburzyliśmy naturalny w przyrodzie trend, że w pędzie do kopulacji wygrywa osobnik silniejszy przeto gatunek jest dobrze podtrzymany. Dziś, ten pęd został zaburzony, przez socjalizację społeczeństwa, przebiegunowanie wartości. Pozostaje korzystać z wiedzy, aby przynajmniej samemu sobie nie szkodzić. 

piątek, 22 kwietnia 2016

Piątek

   Ostanio robiłem wpis dot. kolejek u lekarzy specjalistów, a przynajmniej do ortopedy. Pisałem o wyludnieniu się wioski o 1/6 populacji to teoretycznie powinno być łatwiej dostać się do lekarza specjalisty, bo nie ma takiego parcia. Jednak qrwa - nie. Tak mi się wydaje, że NFZ ustala limity wizyt u lekarzy pod kątem ilości mieszkańców i nawet jakby nas ubyło jeszcze o 1/3 to kolejki nadal były by takie same, bo jak już w kabaretach mówią, czy się z tego śmieją, ludzie powinni zdychać w pierwszych dniach osiągnięcia emerytury lub krótko przed nią to dla ZUS i państwa było by najlepsze rozwiązanie i kolejki do lekarzy są instrumentem, który ma ułatwić realizację tego zadania. No bo o cóż innego może chodzić? Skoro państwo stać na wypłacanie programu 500+ to równie dobrze mogło by stać na wypłacanie lekarzom większych stawek za przyjmowanie większej ilości pacjentów, ale jednak nie. Jednak gdzieś tam w tle majaczy dla państwa obowiązek wypłacania emerytur, a im mniej tego obowiązku tym lepiej.
    Dziś po raz pierwszy jadąc do 824 (uwaga) światło w składzie poc. było ZGASZONE. No to jest ewenement na skalę. Już kilka razy pisałem o marnotrawstwie prądu przy takich dniach jak dziś - słonecznych, kiedy skład jeździł cały dzień oświetlony.
   W wiosce nadal panuje trend, że osoby w różnych kategoriach wiekowych wysiadują w oknach. U 972 nawet w oknie w ciepłe dni na parapecie daje się koc z poduszką, aby było wygodniej wisieć w nim. Stare okna są przedzielone na górze osobne połówki do otwierania, na dole osobne (większe). To powoduje, że w chłodniejsze dni część mieszkania się chłodzi. Nowe okna, przeważnie plastikowe, są już jednoskrzydłowe i tu mieszkanie jeszcze bardziej się wietrzy. Przy okazji tych obserwacji przypomniało mi się, że babcia w starym domu miała okna z otwieranym kwadratem u dołu, przez który można było obserwować co się dzieje na zewnątrz bez wietrzenia całego pomieszczenia. Takie okienka dziś jedynie można spotkać w aptekach lub sklepach nocnych do wydawania towarów. Czemu tak udany patent dla ludzi wiszących w oknach został na przestrzeni lat zagubiony? W okresach chłodnych dni, patent byłby dla osób chcących stale mieć obserwację co dzieje się na zewnątrz idealny, bo w mieszkaniu było by nadal ciepło, a obserwacje były by poczynione.
   Przed wyjazdem był 975, jednak pod wpływem presji czasu nie byłem w stanie nic z nim zrobić. Będzie dopiero za 4 m-ce, a o żonie zaraz po wejściu wypowiadał się niepochlebnie. Może znowu było jakieś spięcie. Dziś ma też poinformować 181 o swoim wyjeździe. Ten dostanie chyba do głowy, bo żyje nadzieją pracy z 975 w jednej firmie, a tu taka niespodzianka.
  Jadąc na stację przez wioskę 972 widziałem ludzi, którzy są życiowo nieporadni i mimo znacznie obniżonego bezrobocia, oni jakby permanentnie są bez pracy i chyba się do niej nie nadają. Tak jakoś do tego grona zaczyna mi pasować 181. Przez samodzielne wychowywanie się we w miarę dobrych warunkach, kiedy nie musiał starać się o kasę na swoje potrzeby, teraz to się zaczyna mścić w braku umiejętności znalezienia się w roli pracownika.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Czwartek

   Dni zapierdalają jak głupie, tyle do robienia i tak się ze wszystkim wyrabiam, że aż strach...
  No ale co, jak ciągle jakiś skład na stacji. Był 975 na torze stał 3h, będzie jeszcze jutro, ale już krócej. Rozmawiałem z nim m.in. o jego związku, na kanwie jego szczęśliwości wyjazdu do Niemiec. Okazuje się, że oboje doszli do wniosku, że są w małżeństwie z przyzwyczajenia i z powodu larwy i tyle. Seksu nie uprawiają już od dłuższego czasu, choć 975 nadal wygląda atrakcyjnie, to ja go tu prawię przelatuje, a z żoną nie robi nic. To trwanie w takim przyzwyczajeniu już od jakiegoś czasu jest u 971, a także później u  972. To tak idzie widzę z wiekiem, i po przekroczeniu trzydziestu paru lat zaczyna się emerytura związkowa. Związki trwają z przyzwyczajenia, z niechęci przemodelowania swojego życia, bo trzeba by się było rozejść, a ludzie boją się, czy sami podołają, choć często te związki to już jest trwanie prawie samemu. Przecież 975 jest za granicą, to jego żona jest tu sama. 971 jeździ notorycznie w delegacje i zjeżdża lub czasami nawet nie, na weekend do domu. 972 jakby mija się z żoną, a jak nie mija to ciągle się wadzą i to wadzenie chyba powoduje stan uniesienia, napływ adrenaliny i jest częściowo odpowiedzialne za doznania emocjonalne w życiu. Bez tego wadzenia to było by jak u 971 i 975 przeto zauważam, że co raz częściej mięśniaki (te w nieudanych związkach) mi zazdroszczą, mówiąc wprost:
- Ty to się masz dobrze (jak choćby dziś 975)
  No mam się, ale mając pakiet standard jak Wy nie miałbym się i dlatego dobrze, że jestem taki a nie inny, bo pewnie bym się w podobny pakiet standard uwiązał.
   Chciałbym jeszcze opisać jakieś inne sprawy, ale ciągle nie ma czasu. Jutro wyjazd do 824 i trudne rozmowy. Wpis powinienem zrobić, jaki będzie obszerny nie wiem, jak będę sam przez jakiś czas to postaram się nadrobić zaległości.
   No i od pn. miał być plan ponownych ćwiczeń. Jest czwartek, a ćwiczenia nie ruszyły, nadto mam znowu przywiązaną rękę i nie wiem na ile. Już mnie zaczyna trochę brać z tą sytuacją. Remont jakikolwiek się zbliża wielkimi krokami, a ja jak inwalida. Mało tego 979 ma problemy z kręgosłupem. Pozostanie w razie czego uśmiechnięcie się do 181, jak nadal będzie bez pracy i do 228 jeżeli sytuacja będzie podobna. No z kimś tu część rzeczy muszę zrobić, a wiadomo, nie dość, że z mięśniakami się fajnie robi to jeszcze patrzy. Dwie pieczenie na jednym ogniu.

środa, 20 kwietnia 2016

Środa

   Od kilku dni budzę się w nocy na siku ok. 04:00, a następnie przez 2 h ciepie się w łóżku nie mogąc zasnąć. Gdyby nie obecność na torach grupy A składu 979 to, jak kiedyś zacząłbym funkcjonować i położył się własnie ok. 06:00 - 07:00 ponownie spać. Tak pozostaje ciepanie się, bo obudzenie 979 jest niewskazane, wszak odchodzi po 06:15 do czynności techniczno-ruchowych.
    Dziś, zmodyfikowałem stanowisko dowodzenia przez odsunięcie monitorów o 12cm ode mnie. Wczoraj, bowiem są dni, że siedzę jednak dużo na kompie, bo ciągle jest coś do zrobienia, czułem już oczy. Ponieważ drugie stanowisko od czasu zamknięcia firmy nie jest wykorzystywane to wczoraj do grafika została wpisana modyfikacja stanowiska z adnotacją PILNE. Faktycznie zadziałało i z listy rzeczy do zrobienia odsunięcie monitorów zostało wykreślone - jako zrealizowane. Pomiary wykazały, że przy zwykłym siedzeniu i pisaniu lub oglądania jakiegoś filmu monitory są od oczu oddalone o 120cm. Przy graniu w symulator o 82cm i chyba to było problemem (poprzednio 70cm), choć ostatnio w niego mało pykam - brak czasu. Odsunięcie o 12cm, niby niewiele, ale jak zwykle będzie sprawdzana skuteczność działania. Po za tym na biurku zrobiło się o 12cm więcej placu no i przy oczyszczeniu go przy okazji operacji odsuwania monitorów z rozkładaniem R146 do symka nie będzie problemu.
   Był, jak zostało zaplanowane w pn., 975. Ludzie się jednak pod kątem działania i myślenia nie zmieniają. Jak zwykle, jak się już wypłukał z kasy do końca to przyszedł stękać. No cóż mięśniaki z wioski są specyficzne. Na szczęście dla niego dalej dobrze wygląda i przyjemność jest z nim "coś" robić. Czasami przypomina mi się, jak kiedyś siedziałem mu na plecach, namoczyłem je, namydliłem i jakoś tak się ruszałem, że w końcu zsunąłem się i nawet silne przytrzymanie się go nic nie dało, bo woda i mydło = poślizg w efekcie czego z niego spadłem (chyba to nawet tu opisywałem). Na szczęście nic się mi nie stało i tylko było trochę śmiechu.
    Współczuję ludziom, którzy mają chodzić do specjalistów, przynajmniej tu z okolicznych wiosek. Poszedłem do ortopedy, bowiem odnowił mi się uraz lewego barku. W nd. odstawiałem puste wiaderko. Przechyliłem się do przodu, aby je odstawić, wtem coś mi "strzeliło" w ścięgnach, które się zrastały i od nd. bark mnie na nowo boli. Dziś rano aż czułem, że znowu coś się tam zrywa. Nie dochodząc co się tam wyprawia ponownie przywiązałem rękę do korpusu. Z kolei 979 był w pn. z laską znajomą w hali, na skokach, do miękkich gąbek (nie wiem jak to się nazywa, tzn. pokazywał mi to, ale nie zapamiętałem) i jemu odnowił się uraz kręgosłupa i też od pn. wieczora stęka, że nie może dźwigać, źle mu się śpi, a kręgol go boli. No niefajnie, tylko że jest o połowę młodszy ode mnie, a już takie problemy. W rejestracji pani powiedziała, że najbliższe terminy do ortopedy to sierpień. Powiedziałem jej:
- to może się profilaktycznie zapiszę, coś się stanie i już będę w kolejce.
  Nic nie powiedziała, za to popatrzała się na mnie wymownie.
  I jeszcze dla statystyki, ostatnio zimne dni, w ciągu dnia 11C max, w nocy 5C za sprawą spływającego prostopadle z płn. powietrza nad PL. Trzeba czekać na zmianę, już nie mogę się doczekać ciepłych dni.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Wtorek

   Z czasem ostatnio co raz gorzej, to i wpisy pojawiają się później. Spiętrzają się czynności do wykonania to tak jest.
   Dziś umówiona była 19-ka z Ka-ic., ale wcześniej jeszcze 374, któremu wczoraj auto nie zdechło całkowicie, ale wystąpiła usterka powodująca zwolnienie jazdy i osłabnięcie silnika. Nie wiem, co dlatego tak napisałem (nie jeżdżę przecież tym autem), ale sam 374 nie wie (no przecież to jeżdżąca blondynka). W każdym razie zamiast zrobić do końca rejon, to zjechał, bo nie będzie jeździł autem, które nie jedzie 130 km/h na autostradzie, bo nie lubi się wlec, potrzebuje mocnego i sprawnego auta, a pracodawca ma mu to zapewnić. To, że naraził go na koszty, bo dziś musiał sam pojechać innym autem 400km w jedną stronę zrobić to czego 374 nie zrobił, a miał na dwa dni z noclegiem, to już chuj, nie jego problem. Dobrze, że nie mam firmy, bo bym ogłupiał z takimi pracownikami. Ale to jeszcze nic. 374 zjechał z rejonu, choć mógł go zrobić do końca, a siedząc u mnie stękał, że ma mało godz. w tym m-cu i chce mieć sprawne auto, aby w przyszłym tyg. te dwa dni w terenie przejeździć.
  No czy tylko mnie się wydaje, iż jest coś nie tak, czy może mój mózg już źle pracuje?
  Za długo z 374 nie gadałem, nawet naciskałem lekko aby już po 10min poszedł, bowiem zbliżała się 19-ka z Ka-ic. Dziś rozłożyłem go w ulubionej pozycji, tak jak innych mięśniaków, poszło dość sprawnie choć trochę przeciągałem. Oczywiście wczoraj to se myślałem, dziś to go przelecę na wylot, taką jazdę z nim zrobię, że hej. Skończyło się trochę tradycyjnie i choć już po leżeliśmy i gadaliśmy to jakoś czułem niedosyt drugiego razu. Ale leżąc na nim, drugi raz byłby męczący dla niego. Musiałbym go wymęczyć, aby dojść. Brakuje trochę u niego nutki skurwielowstwa. Nic to, jutro jest zapowiedziany 975, u niego jest wszystko ok.
   Termin w biurze pracy jutro, ale ponieważ od niedoszłego pracodawcy nie miałem napisane na skierowaniu, że mnie nie chce, to pojechałem dzień wcześniej, bo gdyby coś nie tak, to jeszcze jest czas na zrobienie. Pokazałem @ wysłanego do niego, w tym załączone CV, które wcześniej okroiłem z czego się dało, aby nie było zachęcające i panie w biurze potwierdziły skomunikowanie się z firmą i następny termin w czerwcu. No yes, yes, yes,.. Wyszedłem z biura uśmiechnięty, bo termin ociera się już o wakacje. Połowę trasy z biura zrobiłem pieszo, bowiem na śmietniku w drodze znalazłem dyktę dużą, ok. 2m na metr, idealna na moje plakaty kolejowe z lat 70-ych. 4 mam już naklejone na dykty, a taka dykta to w zimie towar deficytowy, bowiem jest łatwo łamalna i często szybko trafia do pieców przeto znalezienie jej opóźniło znacznie powrót na stację macierzystą, ale za to jak nakleję kolejne dwa plakaty, to przejdę prawie orgazm, bo będę mógł cieszyć wzrok kolejnymi plakatami tematycznymi zawieszonymi na ścianie.
   Tyle na razie, bo jeszcze trochę do zrobienia, a już 16:40 to niewiele z dnia zostało.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Poniedziałek #930

 Poniedziałek, prawie jak niedziela w stacji, bowiem 979 dziś wolne od pracy. Umówił się z laską z Ka-ic., to wczoraj poszedł na jedno piwo. Pytam się:
- na pewno chodzi o jedno?
- no może dwa.
Skończyło się na jego wejściu na stację o 03:05 w stanie trochę utrudniającym utrzymanie pionu. On nie świecił światła, ja też, bo się przebudziłem. Rozebrał się z koszulki i spodni i połozył się spać. Zasnęliśmy.
  Rano trzymając w rękach białą koszulkę pyta się:
- skąd ten kragiel taki udupiony
- nie wiem, (ale jak popatrzałem na niego to) jesteś brudny na całej twarzy z szyją włącznie.
- jak qrwa brudny?
- no tak normalnie, wysmarowali Cię sadzą
 i mówiąc to szedłem już po lusterko aby jego stękania ukrócić. Popatrzał w lusterko i powiedział:
- zajebię tego, który mi to zrobił. (skurwiele zawsze tak mówią).
  Poszedł się umyć, a ja rozruch poranny.
    Jak czyta się niektóre artykuły dot. samej kolei to włos na głowie się jeży. Z drugiej strony cieszę się, że ta zabawa nie odbywa się z moich pieniędzy, bo by mnie rozrzuciło po ścianach.
   NIK w spółkach grupy PKP (bez PLK) przeprowadziło kontrolę 6,6% umów na zlecanie firmom zewnętrznym. "Ustalenia kontroli wskazują, że wśród 68 zbadanych spraw w przypadku 10 umów, o wartości blisko 1,5 mln zł, powierzanie prac zewnętrznym firmom było niezasadne. Zawarcie żadnej z umów nie zostało poprzedzone analizą, mającą na celu ustalenie możliwości wykonania prac własnymi zasobami spółek lub w ramach innych obowiązujących umów o podobnym zakresie. Kontrolowani wyjaśniali zlecenie tych prac podmiotom zewnętrznym najczęściej: niewystarczającymi kompetencjami pracowników spółki, niedostateczną obsadą kadrową, brakiem niezbędnych narzędzi i metodologii, pilnym terminem realizacji zadania lub wymaganą szczególną wiedzą i doświadczeniem eksperckim. W kontekście przedmiotu umów argumentacja ta, w ocenie NIK, nie znajduje uzasadnienia."
 I tak: "Na przykład PKP Intercity zleciło zewnętrznemu wykonawcy opracowanie strategii spółki na lata 2013-2015. Zadanie to, zgodnie z regulaminem firmy, należało do Biura Strategii. Zarząd spółki, uzasadniając zlecenie usługi na zewnątrz, podkreślał, że opracowanie strategii własnymi siłami trwałoby znaczniej dłużej, a poza tym zaangażowanie podmiotu zewnętrznego miało podnieść rangę projektu i spowodować większą dyscyplinę przy jego realizacji. Poza tym Zarząd wskazywał na młodą i niedoświadczoną kadrę Biura Strategii."
  Czyli zatrudniliśmy przygłupów (królików od królików), którzy nic nie umieją, ale za to siedzą i pobierają niezłą kasę, a to co mają robić zlecamy na zewnątrz do firmy znajomego Krzysia, bo jak na filmie miś (scena w szatni):
- nie mamy Pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?
  Mało tego nie zwolnimy ich, skoro i tak ich pracę zlecamy na zewnątrz, bowiem to króliki od królików to jakby znajoma Krzysia Pani Irenka miała szukać pracy gdzieś indziej skoro tu siedzi i nic nie robi, a przynajmniej jej praca polega na ściemnianiu coś robienia.
   Więcej absurdów? No proszę: "Izba przypomina również, że PKP SA w 2012 r. zawarła z podmiotem zewnętrznym umowę na świadczenie usług doradztwa w zakresie PR. Wcześniej tego samego wykonawcę spółka wynajęła do przeszkolenia pracowników w zakresie komunikacji i PR oraz wsparcia przy rekrutacji specjalistów z tej dziedziny. Pomimo zdobycia, w wyniku realizacji pierwszej umowy, wiedzy i umiejętności w obszarze PR oraz zatrudnienia nowych pracowników, PKP S.A. podjęła decyzję o ponownym zaangażowaniu tej samej firmy do wsparcia obsługi komunikacyjnej."
   Dokładnie to samo, Znajomy pan Zdziś zrobi nam szkolenie, kasę wyprowadzimy przez jego firmę, a następnie, jakby tego szkolenia w ogóle nie było, znowu przez jego firmę wyprowadzimy kasę na niepotrzebne bzdety.
  Więcej takich kwiatków, aż szkoda tu kopiować. Po co my maluczcy pracujemy? Po to, aby tam na górze za kasę zarabianą przez nas oni się bawili w nieskończoność. No bez mojego qrwa udziału.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Niedziela

   Kiedyś napisałem, że seria 200 prawie sama się usunęła ze stacji, ale za sprawą jednego z serii dwieście, reszta jakby jest ułaskawiona. Otóż byłem wczoraj u 222. Dostał new mieszkanie, czy wynajął, nie wiem, bo jak poszedłem w odwiedziny, to była tam laska od niego i ojciec. Jako, że new mieszkanie to remont, w pokoju intensywny pomarańcz, nie wiem kto to wybrał, ale dostaną pierdolca od tego koloru. Kuchnia jeszcze nie rozpoczęta, ale już zamówiona. A sam 222. Na nieszczęście wygląda, jak wyglądał. Dalej ponętny, w dobrym wyglądzie, nawet za dobrym. Oby mu się dobrze powodziło, bo szkoda, jakby z takim wyglądem miał mieć problemy, a życie miało mu się potoczyć z dupy.
   Niestety 222 nie ma dobrych wzorców. To podobnie, jak wczoraj napisałem, że msc. urodzenia determinuje przyszłe życie u 3-go. U 222 też msc. urodzenia nieszczególne, wzorce to bycie skurwielem, ale czy w domu to przejdzie? Ale 222 na szczęście do miana przejebanych skurwieli nigdy nie pretendował. Jest raczej cichym skurwielem, to taki rodzynek wśród innych (rodzeństwa) skurwieli. Coś jak (w filmie) Piękny bokser (oczywiście nie nakładał makijażu i nie przebierał się, ale ładny i potrafi dokopać).
   Zastanawiałem się wczoraj nad możliwością pingwinów oddziaływania na 3-go. Normalnie stosuje się, nawet w rodzinach, zastraszania typu:
- jak będziesz niegrzeczny to źli ludzie Cię zabiorą (nie wiem dlaczego mną 174 straszył swoje dziecko, zawsze mu mówiłem:
- nie strasz tego małego mną)
- jak nie będziesz grzeczny nie dostaniesz tego, jak coś tam, to coś tam.
  A co się dzieje wtedy, kiedy taka zastępcza forma bicza nie działa lub nie można jej użyć? No właśnie, jedyne argumenty wytrącone z ręki pozostawiają osoby sprawujące nadzór, wychowujące (hodujące) bez wpływu na działania tych podwładnych. Sam przerobiłem to kiedyś. Pracując w państwówce na pełen etat równolegle prowadziłem swoją firmę, z której doskonale się utrzymywałem. Ponieważ po kasę z państwówki należało jechać do kasy oddalonej od msc. wykonywania pracy o 8 km, to nie chciało mi się tracić czasu i specjalnie tam jechać tym bardziej, że miałem kasę na bytowanie. Zbierałem paski do segregatora i tyle. Po 8 m-cach pracy przyszedł na kontrolę kierownik, jak to nadzór czegoś się tam dopatrzył i mówi:
- jak jeszcze raz, to odbiorę Panu premię,
- a niech Pan bierze i tak wypłat nie odbieram.
  W tym momencie widziałem jego konsternacje, bo bicz został wytrącony z ręki i ... chuj. Pozostało mu jedynie zwolnienie mnie, ale za jakieś pierdoły to nie tak. Rad nie rad, poszedł z kontroli.
  Jest to częsta forma dyscyplinowania pracowników - premia - i zdecydowana większość na to reaguje, bo ta większość ma problemy finansowe. Gorzej jak trafi się jeden, który ich nie ma i co mu wtedy zrobić, nadto to źle oddziaływuje na innych, bo oni widzą tą niemoc przełożonego wobec podwładnego. Na innej kontroli przyszła za-ca kierownika. Biuro wydawało, zupełnie zbędny, papierek umożliwiający pracę na danym stanowisku. Tego papierka długo nie miałem, bo znów trza było jechąć te 8km po niego, a poczta służbowa docierała do pkt. wykonywania pracy i jakby nie można było tą pocztą służbową przesłać owego papierka, tylko zwalanie na pracownika obowiązku przyjazdu po niego do biura. No i ta zastępca kierownika będąc na kontroli, kiedy akurat dwa dni wcześniej owy papierek odebrałem, pyta się:
- a co jakby Pan tego papierka nie miał?
- ja bym poszedł do domu, a Pani pracowała by na moim msc. jako uprawniona do wykonywania tych czynności.
  Zamurowało ją. Dokładnie to widziałem, bo odpowiadając patrzałem jej w oczy. Nie drążyłem tematu dowozu tego papierka pocztą służbową, bo to bez sensu. Wiadomo, wymuszone przejazdy tam, to taki bicz na pracowników. My wam mówimy (w sensie przełożeni), to Wy tak macie robić bez szemrania.
  W pingwinarium jest podobnie. Jedyną skuteczną formą oddziaływania są przepustki do domu. Jak w wojsku kiedyś. Będziesz grzeczny pojedziesz do domu. Tylko co w sytuacji, kiedy delikwent naoncznas nie może jechać do domu. Podobnie, bicz zostaje z ręki wytrącony i ... chuj. Pingwinom straciło się oddziaływanie na 3-go, bo więcej już mu nic nie zrobią. Jest odebrany rodzicom (zamknięty), nie może jechać do domu, na rodziców ma wyjebane (i słusznie, bo oni na niego też). Matka się wczoraj pyta (bo grał w grę na telefonie i co jakiś czas odzywał się: no qrwa mać):
- a tabletki na (tą niby) nadpobudliwość żresz?
- a chuj Cie to obchodzi
- jak ty się do mnie zwracasz?
 to pozostało już bez odpowiedzi, 3-ci nadal zajmował się grą na telefonie.
  Później jeszcze powiedział jej: Ty głupia pizdo i coś tam jeszcze.
  Biorąc teraz po uwagę powyższe, co mogą jeszcze zrobić pingwiny? Może indywidualna terapia, a przynajmniej zajęcie się nim dały by efekt, ale jak to zrobić jak w DD jest pełno, a inne to będą widzieć i stękać, czemu nie my, tylko on?
   Dziś tyle, bo ładna pogoda, to jadę na tereny kolejowe zrelaksować się. Narka.

sobota, 16 kwietnia 2016

Sobota

W regularności robienia wpisów czasem występują turbulencje łańcucha dostaw nowych treści. Tak wydarzyło się dziś. Od rana nie było warunków na poczynienie, to też dopiero teraz siadłem do klawy. Wczoraj wyjazd do najstarszego skurwiela od 972. Gdzieś się zgubił wokół ośrodka, oczywiście żona od 972 powiedziała mu, że będziemy 16:00-16:30, a mnie abym przyjechał tak, by tam dojechać na 17:30. Jak się skurwiel nie doczekał to polazł, następnie ona z pretensjami, że nie czekał. Co raz bardziej widzę, że mają wyjebane na rodziców, a trzeci to już szczególnie. W każdym razie znalazł się ten 1-szy lezie na przeciw nam, a żona od 972 krzyczy do niego:
- zaraz dostaniesz w ryj.
 No to ten piruet i poszedł do budynku. Też bym tak zrobił. W drodze do budynku powiedziałem żonie od 972 o skończeniu się jej metod "wychowawczych" czyli napierdalania dzieci, bo 1-szy już jest na to za stary, a w następnych latach następni będą za starzy. I co wtedy ona zrobi? Tego nie przewidziała lub nie przewiduje. Tzn. nie dostanie ich wcześniej jak osiągną 18-ki to ma jeszcze kilka lat swobody, jeżeli w ogóle będą chcieli wrócić do domu.
  Od 1-go pojechaliśmy do wioski od 972, a po odstawieniu auta, zara zwinąłem się na stację macierzystą, bowiem nie chciało mi się u nich siedzieć tym bardziej, że zimno u nich to zamarzałbym w mieszkaniu. Na stacji macierzystej ciepło, można się wygrzewać.
  Jak na piątek to w miarę luźno było, oczywiście przewinął sie 826, 834, 895 ale 979 poszedł na imprezkę to jakby zabrał ich z sobą. Ostatni ok. 22:20 odszedł 834. Siedziałem przy kompie, trochę się nacieszałem pustością stacji, wszak w pt. to rzadkość, choć jak pamiętam tydz. temu było podobnie.
   Dziś za to byliśmy z drugiej strony i 2-go i 3-go skurwiela od 972. Przepaść między 3-cim, a rodzicami i braćmi też powiększa się i sytuacja robi wrażenie nie do uratowania. Nie ma żadnego kontaktu między rodzicami, a nim, ale co ciekawe do mnie zwraca się normalnie i jakakolwiek łączność jest. Za to między w/w żadnej. Wyalienował się zupełnie, zresztą jest to reakcja na akcję rodziców i braci. Za pewne skończy się wywaleniem go do innego ośrodka przez pingwiny, które nie radzą sobie z nim, a co złe to po za ośrodek pingwiniarski. Szkoda, bo przepadł, a wokół wszyscy, może oprócz mnie, mają na to wyjebane, ale też nie mogę prawie nic zrobić, bo nawet jakbym chciał z nim na osobności pogadać, to zaraz przyleci ciekawska żona od 972, albo on sam, choć sami żadnej rozmowy nie są w stanie wygenerować. Ot takie zachowania jak neandertalczyków w dawnych czasach. I to jest właśnie wpływ miejsca urodzenia na dalsze życie. Jemu się nie udało lub nie poszczęściło. Dawanie teraz ludziom 500zł za kilkanaście lat pogłębi dramat młodych ludzi płodzonych dla kasy.
  "Pingwiny z Madagaskaru" to jest jednak rewelacyjna bajka, z takim samym scenariuszem. W sumie to ona raczej nie jest dla małych dzieci, bo one tam tylko widzą obrazki, ale relacje interpersonalne są bardzo umiejętnie wykazane. We wczorajszym odcinku jak wyciągano Kowalskiego z małego zoo, to się aż popłakałem.
   W sumie to tyle, bo już zgłosił zajęcie szlaku 826, a przy nim to nic nie napiszę, więc reszta jutro.
   

piątek, 15 kwietnia 2016

Piątek

    No pięknie. Obudziłem się 10:20 i od razu opóźnienie, które trzeba będzie wyrabiać na trasie. Nie stało by się tak, gdyby nie taniec godowy 979 i laski, która chciała go po raz 5-ty przelecieć. 979 w obronie poprosił, abym pozostał na grupie A, bo nie chce z nią nic robić. Laska przebudziła się krótko po 02:00, zresztą ja też. Poszła się odlać, w odstępie za nią też. Po powrocie słyszę jak leżą i 979 ściąga spodnie. Może mu się odmieniło. Po ściągnięciu spodni jakieś ruchu zaczęły się robić, to też postanowiłem, aby się wyspać przetoczyć się na grupę C. Załączyłem tam ogrzewanie, włączyłem nawilżacz powietrza i po jakiś 5min wyglebiłem. Zasypiając słyszałem jeszcze ruchy na grupie A, ale nie będę wnikał co się tam wyprawiało.
   Jak był u mnie tydz. temu 373 to przekazałem mu butelkę wina. Jak napisałem, nie pytałem się co i jak, pomyślałem recenzja spłynie sama. Wczoraj napisał @, że jest zajebiste. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w dążeniu do zrobienia w tym roku dwu baniaków. Znaczy się mój gust nie jest zły, a 8 punktów, błędów przy produkcji, które spisałem, powinny następne stworzyć jeszcze lepsze.
  Chciało by się coś więcej napisać, ale 12:00 już prawie, a jeszcze wyjazd w teren, to może tak krótko. Wczoraj opisywałem obawy 181 przed pierwszą pracą. Za mojej młodości jak szedłem do pierwszej etatowej pracy, to była to już któraś z kolei wykonywana w ogóle, bowiem w okresach wakacyjnych w technikum na 1 miesiąc gdzieś tam pracowałem. Oswajałem się z godzinami pracy, zależnością pracowniczą, zarabianiem na swoje potrzeby. To wszytko czego, przez olanie szkoły nie miał 181 i czego teraz brakuje przed podjęciem pracy. Młodzi, często nie potrafią zrozumieć, że szkoła oprócz nauki ma na celu przygotowanie ich do pracy. Historycznie właśnie dlatego powstały szkoły, aby kształcić przyszłych pracowników i zdjąć ten okres szkolenia z pracodawców. Myk polegał na tym, że przed szkołami koszty szkolenia ponosili pracodawcy. Po uruchomieniu szkół, koszt przeszedł z pracodawców na podatników, czyli na ogół społeczeństwa. Ale też nauka jest w większości za darmo, a to tak niestety jest, że jak coś za darmo to się tego nie szanuje, w tym niestety szkół. Mści się to krótko po wejściu w dorosłe życie, czyli w okresie 18-20 lat kiedy trzeba przejść na zarabianie. Wtedy nagle zaczyna brakować wiedzy, doświadczenia, ogólnego ogarniania sytuacji (jakoś nie przepadam za nowym słownictwem, ale czasem mi się wymknie).
  Tyle bo muszę za chwilę jechać w teren. Ach ten ciągły brak czasu...

czwartek, 14 kwietnia 2016

Czwartek

   Jak są zajęcia przez całe dnie, to one tak szybko mijają, że aż strach. Uruchomiłem ponownie radio kolejowe, miało tydz. przerwy. Wczoraj słucham a, tam dyżurny woła:
- 62104 zgłoś się (cisza)
- 62104 zgłoś się
- 62104 zgłasza się
- 62104 przez stację przejedziemy torem 5-ym
  (znaczy się po boku, bowiem główne zasadnicze, albo są zajęte, albo z jakiś innych przyczyn nie da się przez nie przejechać. Od razu żałowałem, że mnie nie było w tym poc. jazda po torach bocznych w stacjach daje niesamowite i niezapomniane wrażenia. O ile tory główne zasadnicze są dbane, bo po nich jeżdżą pasażerskie pociągi o tyle, główne dodatkowe, czyli te boczne już nie, i wagony biegnąc po nich podskakują, wyginają się, kolebią się - jednym słowem sama rozkosz. Mech przyjął do wiadomości, a dyżurny po chwili woła dalej)
- drezyna to droga zabezpieczona można jechać
- (na to z drezyny) no nie bardzo, nie bardzo, bo coś mi wpuszczasz na 5-kę
  (cisza przez chwilę)
- (dyżurny) to drezyna nie ruszaj się na razie.
  Tak pomyślałem, do dyżurnemu musiało się ciepło zrobić, choć to wszystko w jego okręgu nastawczym to powinien widzieć z za okna co się dzieje na torach, oprócz śledzenia pulpitu nastawczego.
   Po za tym obieg z cysternami z załatwianiem spraw, na części trasy jazda wraz z 979, a następnie okrężną przez wioskę na wsch. po cysterny do włączenia. Na stacji zwrotnej ostatnio zginęły 3 cysterny. Jedna duża i dwie średnie. W takim tempie to nie zdążę z włączaniem nowych do składów i będzie trzeba jeździć bieżąco do nalewania.
  Dziś pogoda deszczowa to prace domowe, choć na razie to idzie strasznie opornie, ciągle jakieś inne zajęcia wchodzą przed tymi głównymi do zrobienia. Jeszcze @ muszę napisać w sprawie pracy, bo kontakt tylko @.
   No i jeszcze na zakończenie, wczoraj 979 nie zdał ponownie egzam. na prawko. Szkoda, ale tym razem już na początku przypuszczał, że tak będzie, bowiem egzaminator przyszedł do auta totalnie bez humoru, co objawiało się na każdym kroku, tylko należało się spodziewać zakończenia egzaminu przed czasem, co nastąpiło po 15 minutach. No szkoda. Następny egzam. w maju.
   975 nie umie się zdecydować gdzie pracować. Wpierw stękał, że nie ma pracy, na co mu mówiłem, że jest jej pełno tylko może akurat na niego nie spłynęły oferty, dziś dzwoni, że ma 3 oferty pracy, w tym jedną zorganizowaną przeze mnie u 800 i nie wie, na którą ma się zdecydować. Mało tego w jednej był ze 181, bo ten po szkole, w właściwie bez szkoły przeżył ileś tam lat pod skrzydłami rodziców, którzy w ub. roku zrobili rozwód i pozbyli się go. Tzn. ani jeden, ani drugi nie wziął go ze sobą, w sumie to 181 ma 21 lat więc opieki nie powinien potrzebować.
   Z tego co mówił 975, to chyba jednak jeszcze przez jakiś czas jej potrzebuje, bo puszczenie go na szerokie wody może spowodować zatonięcie jednostki. W firmie, do której startowali razem, chcą ich przyjąć razem, ale 181 chciałby też pracować razem z 975, na co ten mu tłumaczy, że to nie możliwe. Mało tego 181 chodził po hali wystraszony i przez większość czasu obserwował co robi 975, jakby szukając w nim oparcia. Teraz 975 pod presją trochę 181 nie wie co zrobić, bo wie, że jak nie pójdzie z nim do pracy, to 181 sam tam też nie polezie i nadal będzie koczował u tego mięśniaka, który mi się też podoba (opisywałem go tu wcześniej w lecie ub. roku jak spotykałem się ze 181), a mięśniak mieszka u siebie w domu z laską, a 181 wzięli na przetrzymanie. Sam bym go wziął, jak kiedyś 973, do którego prawie co rano wchodziłem do łózka. Fajny ten 181 i trochę przypomina z budowy 973. Pewnie się dowiem wkrótce jak się potoczyły sprawy przyszło-pracownicze.

środa, 13 kwietnia 2016

Środa #925

   Na szczęście na wyjazd do PUP zrobiło się 18C na placu, to przyjemnie się jechało. W trasie punkty do załatwiania spraw, w tym US z rozliczeniami - nie moimi. W urzędzie oferta pracy, bo już 2 m-ce minęły od ostatniej. No cóż, trzeba będzie stękać i wystękać, kontakt tylko @, to będzie trudniej. Bez kolejki, nawet dziś nie szedłem po numerek, bo nie widziałem nikogo na korytarzu to wprost poszedłem do pokoju. Po za tym 979 dziś kolejne podejście do egzam. na prawko, nie liczę już które, bo się po 5-tym przestałem liczyć. Nie wiem co z nim nie tak, że takie trudności.
    Obiegu z cysternami wczoraj nie było to na śniadanie pierogi z serem na słodko i została jeszcze zupa szpinakowa. Dziś wracając z PUP na haku przyciągnąłem 8 dużych cystern do włączenia, do obiegów.
    Wczoraj jak przy okazji mycia się, nie wiem czemu przypomniały mi się sceny ze 172 w wannie. To ostatni mięśniak, którego udało się naciągnąć do wanny. To są przeżycia. Taki mokry mięśniak, do tego namydlony i jeszcze jak można z nim coś zrobić to już dopiero jest odlot. Oczywiście w wannie gra wstępna dłuższa, bo skóra pokryta mydłem, mokry to sama przyjemność przesuwając ręką po barkach, bicepsie, przedramieniu, klacie, szyi. Po takim bicepsie to można przesuwać zaciśniętą dłoń do góry i na dół, ciągle delektując się doznaniami dotykowymi. Choć 172 raczej w wannie siedzi wybitnie krótko, to wtedy udało się z nim być dłużej. No mnie by się też podobało, jakby się mną tak ktoś zajął. No cóż, to sporadyczne przypadki, z rzadka się zdarzały, chyba ostatni raz z 977, który jakoś to odwzajemnił.
   Na programie OBS, udało mi się stworzyć nagrywanie dwu ekranów, to będę chciał nagrać ileś minut symka kolejowego i wciepnąć go na yt. Z tego, w który gram nie ma żadnego filmiku. Jest trudny. W EU07 to większość pyka i wciepuje filmiki, z dyżurnego nie ma. Tyle, bo może właśnie zabiorę się za nagranie.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Wtorek

   Zacząłem oglądać film "Atlas chmur". Trwa 02:45 to tak myślę za 2 tyg. skończę go oglądać.
   Wczoraj, po 3 dniach szkolnych, w których nie było obiegów z cysternami, ruszyło. W trasie do stacji zwrotnej przejeżdżam przez tereny zielone: laski, tereny parkowe. Otóż w wiosce od jakiegoś czasu widzę, że jest trend do oświetlania takich terenów. Tam gdzie się da, nawet jakiś czas temu przez lasek, gdzie ludzie chodzą na skróty założono latarnie. Niby fajnie, ale co kiedyś pisałem, ludność wioski zmniejszyła się o 1/6 to dość sporo, a tu latarnie wyrastają w wiosce jak grzyby po deszczu. Ktoś (znaczy się my) będzie za te pożeracze prądu płacił. Znowu wychodzi rozrzutność władz wioski. Co już kiedyś pisałem, wybrano latarnie, w których na słupie umieszczone są dwie oprawy. Górna do oświetlenia ulicy, dolna do oświetlenia chodnika, jakby ta górna nie załatwiała sprawy. Latarnie może ładniej wyglądają, ale zwiększają o 30% zużycie prądu, a ten nie jest za darmo. Inna sprawa to czy każdy teren zielony w wiosce musi być oświetlony? Przecież ludzie tam masowo nie ginęli, nadto nikt tam nie każe im chodzić, jeżeli się boją. Po za tym, czy światło i nawet kamery w miejscach oświetlonych zatrzymają skurwiela złoczyńcę przed czynami? Pozostaje kwestia opłat za latarnie, zarówno za bieżące zużycie prądu, jak i za ich obsługę. Im mniej ludzi będzie w wiosce, a będzie mniej, bo nie rodzą się, tym wyższa na jednego osobnika będzie opłata. To czy jednak do końca chcemy te latarnie wszędzie świecące, czy są one nam wciskane, a opłaty będą od nas ściąganie przez podnoszenie podatków?
   To skoro o finansach to jeszcze jedna sprawa. Ostatnio modne są (nie wiem czemu moda kojarzy mi się z głupotą) budżety obywatelskie. Co to właściwie jest? Jak się czyta o tym w broszurce, którą wioska wydrukowała dla tłuszczy odnosi się wrażenie, że spływa na nas od rządzących niesamowita dobroć, w której możemy część budżetu zagospodarować sami. cyt z broszurki: "To pula (wioskowych) pieniędzy, o których rozdziale decydują mieszkańcy zgłaszając propozycje inwestycji."
  Po pierwsze.Jaka to pula pieniędzy? Otóż przeliczyłem jakim procentem dochodów wioski, z opublikowanego budżetu jest kwota do dyspozycji mieszkańców i wyszło 0,278%. Wiec o co tyle szumu?
  Po drugie. Czy budżet wioski nie jest budżetem mieszkańców? Z broszurki, tekstu w nim zawartego rysuje się rozdział pomiędzy rządzącymi, a rządzonymi. To jest nasz budżet (w sensie rządzących), a to jest Wasz budżet (w sensie mieszkańców). Ale pomału, to chyba jednak nie tak. Przecież, jak mi się wydaje, budżet uchwalają radni, którzy są naszymi przedstawicielami, czyli cały budżet jest nasz, a nie ich. Postawienie tak sprawy, odcina nas od budżetu, bo z góry (od rządzących) będzie płynąć info, macie swoją część, to se rządźcie (chodzi o te 0,278% całości), a resztą rządzimy my i (jak w "Miś"-u; scena w szatni) ... nie mamy Pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Poniedziałek

   Na szczęście wczoraj bez wyjazdu do małych skurwieli od 972. Jakoś dali sobie radę bez auta i tak auto powinno iść na sprzedaż, bo generuje koszty, ale co zrobić, jak ani 972, ani jego żona nie potrafią ich liczyć. Kasa jest, to jak w młodości trzeba ją wypierdolić, jak nie ma, to wtedy kredyt, a co z tego że idiotyczny patrząc na to z zewnątrz, ważne że trochę kasy wpadło, a kiedyś..., to jakoś to będzie.
   Szczytem naciągania ludzi (mało) ogarniętych, aby nie napisać dosadniej, jest wyciąganie od nich kasy na żywca, a oni bezrefleksyjnie na to przystają. Otóż 824 jest na emeryturze, a bank naciągnął go na program emerytalny, w którym z własnej emerytury płaci na przyszłą swoją emeryturę. Płatność na to przyszłe konto emerytalne trwa 15 lat. Oprocentowanie roczne 1,67% czyli na niskim poziomie inflacji, a tą rząd chce podnieść. Nieprawdaż, że rewelka.
    A wczoraj 975 do mnie z prośbą o pożyczkę, bo mu nie starcza. No do cyca, co jest nie tak. To ja tu oszczędzam jak mogę, a oni jeszcze walą do mnie po pożyczki. A spierdalać, albo się uczyć żyć ekonomicznie. To jest niesamowite jak wokoło kasa się leje, a następnie stękają, że już ją chcą, jak dziś 826 siedział przed pracą u mnie i co 10min sprawdzał czy na koncie już ma wypłatę, ale od czwartku imprezki to ok, były. To wporzo, że chodzi się 3 dni z rządu na imprezki i wydaję kasę i to wporzo, że w pn. siedzi się z telefonem w ręce czekając kiedy kasa, bo trzeba oddać. Jak oni to robią, czy raczej nie robią. 826 pracuje pół roku, a jeszcze się nie zbilansował. Ciągle w długach i mieszka u matki, więc tam nie płaci. To co kiedyś tu pisałem o koledze, który zarabia 5 tysi miesięcznie, jego żona 2 tysie i jeszcze rzeczy w kredytach nabrane. Tak, to ciągle prawie wszyscy będą stękać więcej kasy, więcej kasy...
   Też już to pisałem, ten system (kapitalistyczny) istnieje tylko dzięki wszechobecnej głupocie. To ona go napędza, począwszy od polityków czyli wyborów, kto ładniej wygląda, a nie kto co ma w głowie, jakie są jego dokonania, skończywszy na finansowaniu instytucji, które w ogóle w takim wymiarze nie powinny istnieć, przeróżne fundusze ubezpieczeniowe, banki, parabanki. Nie będę rozszerzał tematu, bo mi się humor popsuje na dzień, a po co? Nic mi z tego nie przyjdzie. Niech głupota dobije do dna i albo się odbije, albo na nim pozostanie. Niestety częściej to drugie.
   Ze statystycznych spraw to ostatnio po ciepłych dniach mamy zimne. Wczoraj w ciągu dnia 6C, dziś dobiło do 10C. Ma być cieplej, dobrze, bo 13 termin w PUP, zaś trza będzie stękać, na szczęście mamy L4 to się trochę wywiniemy od ofert pracy.
   Wracając jeszcze do sobotniej wizyty w domu dziecka, to zauważam, że dzieci osadzone i odwiedzane przez rodziców wyciągają od nich głównie elektronikę w postaci telefonów, tabletów. Oczywiście małe skurwiele od 972 miały tablety, ale porozwalały je, poniszczyły, to teraz od matki wyciągają komórkę, na której grają. Za to inne na widzeniu, rodzeństwo samców, które już widziałem 3 raz, od rodziców dostają na czas wizyty po tablecie i widzenie wygląda tak, że oni napierdalają na tabletach, a rodzicie siedzą przy stole z komórkami w rękach. Jak już się nacieszą komórkami, to patrzą co też ich dzieci robią na tabletach. Rozmowy w ogóle, nie mówiąc już o jakiejś wymianie myśli. Podobnie jak u 972 i jego żony. Rozmowa to "ty chuju zamknij się", "weź wypierdalaj" itp. Relacje rodzinne budowane w pełni. Nie wiem co lepsze: "wejście" dzieci do tableta i w świat gier, czy utarczki słowne na poziomie dolnym (to już chyba ten na samym dole).
     Rozliczyłem PIT-ami 174 z larwą, 979 i mogę przy okazji wizyty w PUP oddać deklaracje, tudzież pozałatwiać jeszcze inne sprawy, bo lista już się tworzy. Tyle, narka.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Niedziela

   Jestem mistrzem w robieniu opóźnień, to też z 14:00, o której miałem być na stacji zwrotnej 972, odszedłem ze swojej dopiero ok. 14:20. Jak przyszedłem do wioski 972, to oni już siedzieli w zapalonym aucie. Pojechaliśmy do domu dziecka. Na msc. wpierw przyszedł 1-szy i 2-gi, a następnie 3-ci. Wszyscy byli w koszulkach z krótkim rękawkiem, to też jak wszedł 3-ci to patrzę na jego prawą rękę (przedramię), a tam sznity, których wcześniej nie widziałem. Jak się później okazało, sznity powstały w czwartek, a my byliśmy w sob. Ani 972, który tego na początku nie zauważył, ani żona od niego w ogóle nie przejęli się tym, że ich 12 letnie dziecko pocięło się na ręce. Nic, nic qrwa, nic. Nie wiem jak to opisać, ale nic. Tak jakby to była norma, że 12 letnie dziecko robi sobie sznity na prawym przedramieniu. No ja pierdolę, chyba tylko ja miałem choć trochę inwencji aby dowiedzieć się czemu mały się pochlastał? Oni w ogóle. Pochlastał się i tyle, widocznie miał powód, po co wnikać itp. Żona od 972, była bardziej przejęta tym co pingwin powiedziała jej w czwartek do słuchawki telefonu, jak tym że jej 12 letnie dziecko się pochlastało. Mało tego, zauważyła to dopiero po jakiś 5 min kiedy 3-ci był już na wizycie, tylko dlatego, że usiłowałem policzyć ile sznit sobie zrobił. Jakbym się tak przeciągle nie patrzał na jego przedramię licząc ile ich jest to by tego w ogóle nie zauważyła. 3-ci widząc patrzenie się na jego rękę popatrzał na mnie, a ja mu:
- liczę ile ich jest,
- jedenaście.
   Bracia też na to mieli wyjebane, zresztą strawili to wcześniej. Qrwa ile jeszcze się człowiek musi uczyć w funkcjonowaniu relacji wśród skurwieli, rodziców od skurwieli i samych skurwieli. Mały w swoim świecie rośnie w rankingu skurwieli, nawet do starszego o rok fika, a ten niestety mu ustępuje. Najstarszy nie, bo jest najstarszy. Pingwiny mają go dość i można przewidywać, iż w następnym roku szkolnym pozbędą się go, jak 1-go.
 Jestem uratowany, bowiem w aucie skończył się dowód rejestracyjny to dziś nie muszę jechać, nawet nie chcę. Muszą dojechać na własną rękę.
  W drodze powrotnej z 972 wjechaliśmy do kaufla, a jego żona polazła do tesco. W kauflu dość sporo ludzi, trochę staliśmy w kolejce do kas, a wcześniej 972 oddawał do maszyny butelki z piwa. Za nami stanął taki chudy mięśniak, no piękny. W kasie tak się zrządziło, że też stałem za nim, 972 stał w kasie obok. No piękny, wysoki, szczupły z ładnie umięśnionymi rękami, barkami, co było widać przez bluzę. Taki lokalny wioskowy skurwiel, ale pewnie (niestety) bezmózgi. No cóż, pisałem to wielokrotnie, wioska nauką nie stoi, za to ładnymi mięśniakami-skurwielami już tak.
   Browar Tyski zrobił (nie wiem jak to nazwać) loterię, w każdym razie pod kapslami butelek żubra, co ileś tam butelek, jest taka z kapslem na którym napisane jest wygrałeś 2 żubry. Tzn. można iść do sklepu, w którym się kupiło i za ten kapsel dostać za darmo dwa następne żubry w puszkach. Ostatnio został zmieniony szablon na odwrocie, którego było wcześniej napisane, w miarę dużymi literami, "SZUKAJ DALEJ" na taki, na którym są narysowane dwa żubry (zwierzęta), a wokół nich napis szukaj dalej. Mięśniaki, którym powiedziałem:
- o, inny szablon,
- bo na tamtym było widać, która butelko wygrywa.
  Faktycznie jak poświeciło się diodą z komórki (tzw. latarką) od denka, to przy odpowiednim ustawieniu było widać, która but. wygrywa, to też w butelkach sprzedawanych tłuszczy, przestały pojawiać się wygrane. Polak to jednak potrafi.
   972 namówił mnie na flachę, w kauflu kupiliśmy kłosówkę, bo chciał jakieś gówno kupic, powiedziałem mu, że dołożę, ale jakiegoś badziewia nie chcę łykać. Żona się obraziła, że znowu flacha, no ze mną w tym roku pierwsza, ale 972 jakby ciągle pije i pojechała do swojej mamy. Flachę zrobiliśmy w jakieś 2h, bez pośpiechu, właściwie leciał do niej TV, bo i gadać o czym z 972 nie ma, podobnie jak oni na widzeniu z dziećmi. Po 1,5h już obu stronom się nudziło i zarówno dzieci jak i oni chcieli już rozejść się w swoje strony. Czyli widzenia tygodniowe są tym max, na co obecnie obie strony się zgadzają, co tolerują. Dłuższe przebywanie nie wnosi nic nowego dla obu stron, które jeżeli już muszą ze sobą przebywać np. w wakacje, to są wqrwione wzajemnie.
  Rano o 05:52 na stację wszedł 979 wraz z 895, ale ten drugi był krótko, tak jakby odprowadził 979 na stację macierzystą i tyle, i odszedł. Zasnąłem dalej, obudziłem się 09:45.

sobota, 9 kwietnia 2016

Sobota

Pisałem wczoraj o żarciu, o jego dość stałych cenach, a dziś przypadkowo na stacji wpadły mi w ręce stare paragony z kas z kaufla. I tak na paragonie z 08-07-2008 np.:
piwo żubr   1,99,   dziś 2,20 w kauflu, ale w sklepie lokalnym w wiosce 1,59
mleko spoż. 3,2% - 1,79zł  dziś 1,89
pomidory 2,30,  dziś w lecie nawet taniej chyba, w wioskowym sklepiku w ub.r. były po 1,30
woda gazowana 1,5ltr 0,58zł   chyba w tej samej cenie jest taka kranówka gazowana
słoik fasolki po bret. 750ml  5,50zł
ser żółty kormoran z mlekpolu 19,90zł/kg
tania czekolada KATY  1,30zł
masło 200g. 2,80zł (to już z sierpnia 2008)
ser topiony ze słonecznikiem z Tychów 1,85zł
mleko 2% 1,78zł
ser mazdamer 21,90 zł/kg
musztarda czeska 2zł, dziś 2,70, ale w przecenach ta sama idzie za 2zł.
Czyli dużych różnic nie ma, ale za to zarobki już nie takie same. W 2008 zarabiałem na stanowisku X w państwowej firmie w czerwcu - 1735,74; lipiec - 1480,42; sierpień 1734,21; wrzesień 1451,43. Podałem 4 m-ce, aby można było uśrednić. Dziś na tym samym stanowisku wyciąga się ok. 2200, kolega nadal pracuje. Reasumując to nie żarcie powoduje, że tak dużo wydajemy, ale opłaty stałe. To monopoliści co roku podnoszą ceny, bo po ciepło, prąd, gaz, wodę nie zwrócimy się do Czech, czy Niemiec Rosji, bo nam nie przyślą. Czynsze w mieszkaniach podobnie. Własnie musiałbym znaleźć stare opłaty i tu wpisać, ale to już nie dziś, bo jak zwykle czas nas gniecie.
    Wczoraj nie było obiegu z cysternami, to już 3-ci dzień bez takowego. Ale za to opróżniamy zamrażalnik, wreszcie będę mógł za niedługo jeszcze na chwile wyłączyć lodówkę. Niech se trochę przed sezonem letnim dychnie, wszak ma jakieś 32 lata. Własnie przypomniało mi się o przetworze w słoiczku, który zeżarłem miałem dać tu zdjęcie owego to i one:
 Tu jeszcze inne ujęcie, w tym momencie zeżarłem już 3/4 konfitury. Kubki smakowe zostały rozpierdolone smakiem po tylu latach. Jak pisałem wcześniej, 979 nie odważył się skosztować, ale 826 stwierdził, że zajebisty i faktycznie taki był.
Wczoraj rozmawiałem przy okazji zeżarcia konfitury o walorach odżywczych z 825, bowiem jego tata był/jest (był bo pracował / jest, bo jeszcze żyje) dietetykiem przez lata w gastronomii. W/g 825 zeżarłem trociny, bowiem po tylu latach wartości potrzebne dla organizmu dawno się z takiej konfitury utleniły. Owszem zapycha żołądek i daje dobry smak, ale to tyle w kwestii tego co organizm potrzebuje dla potrzeb odtwarzania komórek i utrzymywania nas w sprawności.
    Po za tym piątkowy wieczór tory stacyjne o dziwo puste, oprócz stałego składu 979, w torach stacyjnych pustki. Ok. 20:30 wszedł na tor główny dodatkowy 373 . Kierownik pociągu narzekał na relacje z dziewczyną do stopnia, w którym musiał opuścić własną stację i udać się na naszą celem tzw. odreagowania. W trakcie rozmów wypłynęła znowu sytuacja mojej bytności na wywiadówce 2-go. Ponieważ 373 i 979 nie chodzili razem do podstawówki, a do gimnazjum to cofnęli się do tego okresu i 979 podobnie jak ostatnio opowiadał co wyprawiał w tym czasie w szkole. Opowieści trwały i trwały, a przypomniało mi się, że miałem 373 dać butelkę wina, to też poszedłem do piwnicy i wręczyłem mu 0,7 ltr. Teraz trza będzie poczekać na info zwrotne.
  Wcześniej był jeszcze 895, z którym 979 rozmawiał o imprezce na jakiej był 895 u znajomego z powodu poczęcia 3-ej larwy. Jak to mówią mięśniaki ściorali się tam na maras, tak że 895 urwał się film nad ranem.
   Na głowicy rozjazdowej wyminęły się 895 i 840, który założył w paźdz. ub. roku firmę. Pierwsze m-ce optymistyczne, bo kasa płynęła, teraz co przychodzi to gorzej, bo pojawiają się koszty, a tych nikt nie lubi. Do tego alfa kupiona zaczyna się psuć, więc kasa teraz popłynie szerokim strumieniem. Przerabiałem to już i jak im się mówi, że tak różowo nie ma, jak im się zdaje, to nie dowierzają. Każdy musi na nowo odkryć Amerykę, jakby ona nie została już odkryta.
 Procedury wyłączeniowe zostały wdrożone o 22:10, bowiem 979 zapisał się dziś do pracy na nadgodziny, w celu powiększenia budżetu.
  Tyle, bo praca czeka, a ok. 14:00 wyjazd do małych skurwieli od 972. Narka.
  (a jeszcze na koniec statystycznie - o 12:00 jest 6C na placu, kiedy jeszcze 3 dni temu było 24C, bo wiało z południa. Teraz nawiało z płn. zach. i mamy)

piątek, 8 kwietnia 2016

Piątek #920

       Z czasów kiedy żarcia był deficyt, przeszliśmy do takich, kiedy jest go nadmiar. Oprócz obiegów z cysternami, gdzie bym się nie pojawił, to jest go za dużo i na nadwyżki często się łapię przeto kupowanie w m-cu ogranicza się do jakiś słodyczy i jednej lub dwu flach. I tyle. Częściowo za to mogą być odpowiedzialne ceny, które niewiele wzrosły przez ostatnie 2 lata, jeżeli na niektórych art. spoż. nie spadły. To, do wzrostu płac, powoduje nadmiar żarcia w domach, z czego jak mogę korzystam, bo sam z dawnych czasów nie lubię wyrzucać go do śmietnika. Wczoraj od 972 dostałem 5 chlebów, z czego 2,5 dałem 979, bo dla niego część była brana. Dobrze, że kupiłem masło, takie masło, a nie mix substancji smarujacych, po 2,60 też niezmiernie tanio jak za kostkę 200g. Kiedyś trójka to było osiągnięcie. Jak odbierałem chleby to pytałem się 972, czy w związku ze spłatą kredytów oni na pewno chcą odzyskać dzieci? Bo przecież jakby teraz wróciły do domu, to byłby dramat finansowy. Nic nie powiedział. Jutro wyjazd do małych skurwieli ok. 14:00.
     Nie wiem jak w tym roku będzie z wyjazdem na drezyny. Dworzec w Chrzypsku obrzucono kamieniami wybijając szyby na razie na parterze. Nadto w maju nie mam z kim jechać, bowiem 172 zamknęli, a 824 niby nie może. Jeżeli nie pojadę w maju, to w lipcu też nie wiem jak będzie. 979 jedzie na woodstok, a ten w tym roku jest dwa tyg. wcześniej od 14 lipca, to będę musiał być w tym terminie dyżurować na stacji macierzystej. Po za tym jeżeli dewastacja dworca w Chrzypsku posunie się dalej, tak że w części mieszkalnej trudno będzie funkcjonować to być może w ogóle zrezygnuję z wyjazdu. Na razie teoria, a będę zbierał info co się będzie działo dalej.
   Mnie to czasami wali na łeb, rano, no powiedzmy w czasie rozruchu porannego, zrobiłem sesję filmową - branżową i 4x opróżniłem zbiorniki, no ale takie sztuki są na filmach, że nie umiem się powstrzymać. Ten wyłącznik popędu seksualnego potrzebny od zaraz! Za to teraz zabiorę się za zaległości w pracach stacyjnych, a jest ich dość sporo, bowiem ręka też 3 m-ce była na uwięzi.

czwartek, 7 kwietnia 2016

Czwartek

    Wczoraj wyjazd z 972 i jego żoną do szkoły 2-go małego skurwiela. Dopiero w drodze okazało się, że jedziemy na wywiadówkę. Trochę się ucieszyłem, bowiem nie byłem nigdy w życiu na wywiadówce i z drugiej strony nie wiem jak to wygląda. Ponieważ 972 nie chciał iść na wywiadówkę, to pozostał ze swoim znajomym z wioski, z którym często pije na terenie szkoły na placu. W szkolę oczekiwałem z żoną od 972 na rozpoczęcie wywiadówki, w tym oczekiwaniu chodziłem po korytarzach i oglądałem wywieszki na ścianach. Rozbawiła mnie wywieszka przy przedszkolu, bowiem te połaczone budynki to moloch mający w sobie przedszkole, podstawówke i gimnazjum. Sie nie rodzą, to oni łaczą ile i jak się da. Otóż w części przedszkolnej na ścianie plakat robiony za pewne przy udziale dzieci, co powinny robić, czego nie powinny robić. W części co powinny w dziale higieny myć się w ogóle, myć zęby, zakładać czyste ubrania i (uwaga) używać dezodorantu. Jakoś nie uważam, aby 6 latkowi niezbędne do życia było używanie owego. Czyżby ukryte lokowanie produktu już w przedszkolu?
    Wprowadzono nas do sali gdzie miała odbyć się wywiadówka, ale pani z matematyki jeszcze musiała coś załatwić i polazła. Mamy, byłem jedynym facetem, rozprawiały głównie o angielskim, z którego ich pociechy miały najgorsze oceny. W zasadzie 3-ka na angolu, to tak jak gdzieś indziej 5-ka. To też pociechy miały głównie 1-ki i 2-ki. Mamy narzekały, że nauczycielka robi materiał jak pod egzamin, którego teraz po podstawówce nie będzie stąd nie musi tak na nie naciskać powodując u nich stres. Słysząc to słowo zastanawiałem się, przecież w czasach jak chodziłem do podstawówki czegoś takiego nie było, jak stres w szkole, a przynajmniej tak tego nie ujmowano. A tu stres i na dzieci nie naciskać, bo się w sobie zamkną, i tyle z tego będzie. Mamy prawie zgodne były, aby dzieci mniej uczyć, w imię lepszych ocen. Tak se myślałem - pierdolnięte. Mnie by zależało na tym, aby dziecko było jak najlepiej wykształcone, a nie stękałbym, aby obniżyć poziom nauczania, tylko by ładniej wyglądało w dzienniku. Szkoda, że nie zgodziły się na rozwiązanie, aby za oddychanie na lekcji wstawiać im 3-ki, jako szczególne osiągnięcie, że w stresie umią oddychać. Jak szkoły mają uczyć, jak sami rodzice tego nie chcą? Po kilku minutach weszła pani z matmy i przywitała się, na mnie trochę dziwnie patrzała, no fakt, nie było mnie wcześniej i nie wiedziała, kto i po co tu siedzi? Po jakiś krótkich spr. organizacyjnych przyszła pani z angola. W wypowiedzi użyła zdania, że klasa się bardzo dobrze uczy na tle innych klas i w tym momencie już chciałem się spytać:
- to czemu tego nie widać w ocenach?  (wcześniej kartki z ocenami rozdała wychowawczyni), ale powstrzymałem się, bo przecież nie bylem stąd. Pani tłumaczyła się jak mogła, że się stara im tłumaczyć, na lekcji prawie wszystko się udaje, robią, rozwiązują, ale jak przychodzi do spr. w materiału kiedyś tam przerobionego, to nic nie pamiętają. Mamy zaproponowały, aby robić sprawdziany cząstkowe, by oceny były lepsze, a to że nie umią się posługiwać językiem to mniejsza. Po raz kolejny się zastanawiałem, czy zdają sobie sprawę z robienia krzywdy własnym dzieciom? Po tej propozycji nauczycielka zrobiła wrażenie jakby przyjęła, że rodzicom bardziej zależy na cyferkach jak na umiejętności i przystała na to. Ustaliła zrobienie następnego unitu 8-go na dwa razy, aby dzieci się nie stresowały i dwa spr. do części pierwszej i drugiej.
   Hmm, może niech w ogóle nie chodzą do szkoły zaoszczędzą sobie zupełnie stresu i będą niewyobrażalnie szczęśliwe w swej głupocie. Po nauczycielce angola, weszła ponownie matematyczka. Do rodziców mówiła trochę jak do uczni 3 kl. podstawówki, czasami się zastanawiałem czy to już taki stały nawyk. Powtarzała to samo po 5 razy, jakby za pierwszym nie dało się tego łyknąć. Wreszcie przeszła do zachowania. Typowałem 2-go skurwiela od 972, że 100% coś nawywijał. I tak było, w nauczycielskim dzienniczku uwag, wpis. 2-gi wraz z dwoma kolegami (tu padły ich imiona) zamknęli w szkolnej ubikacji od zewnątrz ucznia 6 klasy. Ten wydostał się w kabiny dołem, bowiem był drobnej budowy. Yes, yes, yes, no jakby 2-gi skurwiel przeżyłby bez wykazania się, że z rodu skurwieli. Po tym jak to opowiedziałem już na stacji macierzystej, kiedy na grupie A były: 979, 895, 897, 834 rozpoczęła się licytacja kto co komu zrobił w szkole (podstawówce). Z opowieści wynikało, że jednak największym skurwielem był 979, zresztą do dziś tak jest, choć już się uspokoił.
    Po wywiadówce poszedłem do uczniowskiej ubikacji sprawdzić i częściowo wyobrazić to co tam zaszło jak go zamknęli w kabinie. Faktycznie zamek jest zamykany tylko od zewnątrz, od środka nie ma możliwości, aby dziecko się tam zamknęło, nawet język jest odwrotnie niż standardowo, czyli od środka się pcha i drzwi się otwierają. Z kolei, aby je zamknąć należy nacisnąć klamkę, aby język się schował, bo bez tej czynności drzwi się nie zamkną. Aby zamkiem od zewnątrz zamknąć należy mieć klucz, a'la imbus 4-kę i nim przekręcić plastik, aby wysunął się język zamka. Uczeń musiał być faktycznie drobny, że dołem przez podłogę udało mu się przedostać. W temacie uwag zachowawczych były jeszcze braki podręczników 2-gi tu też się załapał, żona od 972 nawet nie zapisała, z jakiego przedmiotu jej dziecko nie ma książki, Po temacie uwag odnośnie zachowania, temat zielona szkoła. Jedyny, który jeszcze nie zapłacił to 2-gi, ale tu sytuacja jest inna, bowiem jest w domu dziecka i instytucje państwowe muszą to między sobą załatwić.
   Była to pierwsza wywiadówka na której byłem. Wrażenia, ogólnie było fajnie, bo pierwsza to się to inaczej odbiera, co innego jakby to była już 8-ma. Natomiast co raz bardziej odnoszę wrażenie, że zwłaszcza 972 już się przyzwyczaił do braku dzieci w domu i jest mu z tym dobrze, a właśnie jest gorzej, jak są. Na wywiadówkę nie poszedł, po niej nawet się nie spytał, jakie informacje co do jego syna zostały przekazane, jak się uczy, o cokolwiek, co dot. jego syna. Tak jakby nie był jego. Taki produkt uboczny seksu, a sytuacja jaka się wytworzyła, że państwo przejęło opiekę nad małymi skurwielami jest idealna, bo w domu teoretycznie więcej kasy, spokojniej, oprócz kłótni, wzajemnego obrzucania się mięsem, wreszcie rękoczynów z żoną. Żona, tez co raz mniej zainteresowana nimi, szczególnie 3-im, co ten też odczuwa. Właściwie jakby nie popatrzeć na część rodzin z wioski, to taki stan byłby dla nich idealny. Produkty uboczne seksu, są po czasie kiedy dochodzą do wieku zaczynającego wqrwiać rodziców, odbierane im, a samym rodzicom żyje się lepiej, bo widują ich raz na tydzień przez parę godzin i są zadowoleni. Nie ma kosztów, nie ma larma, nie ma zniszczeń, a życie płynie do przodu.
   Przed wyjazdem wczoraj z nimi na wywiadówkę pytałem się żony 972:
- ile masz dostać zwrotu podatku za 4-kę dzieci
- cztery
- co cztery, cztery złote?
- nie 4 tysie
- to lepiej zrób korektę do PIT37, bo jak naliczą Ci zwrot z odsetkami i jeszcze do tego karę, to będą problemy
- pojadę tam kiedyś do US to się dowiem
- dowiedz się, bo ja tego spłacać nie będę.
   Dalej mówiła, że wszak rozliczyła ją naonczas księgowa, która wie o dzieciach.
- (ja) kto podpisał sie pod PIT37?
- ja
- no to Cb. będą ścigać nie księgową.
   Dobra, tyle, bo pracy w domu pełno, a siedzę tu przy klawie. Jutro reszta i jeszcze zdjęcia z konfiturą może wkleję. Narka.

środa, 6 kwietnia 2016

Środa

   Prawie środek tygodnia, a dopiero dziś udało mi się odespać zaległości powstałe w czasie pobytu u 824. Tzw dosypianie to jest to co bardzo lubię. Mniejszą cząstką tego jest tzw. drzemka na telefonie, którą ostatnio znowu zaczął ustawiać 979, ale do pracy w tym tyg. ma na 09:00, to se może pozwolić. Jednak u mnie ta niby drzemka to dospanie całego cyklu sennego z jego fazami. Po odejściu 979 ok. 07:10 zasnąłem dalej, jest to też możliwe dzięki stworzeniu warunków na grupie A do spania. Zaciemnienie, cisza, odpowiednia wilgotność powietrza, temperatura, przez co jest możliwe dociągnięcie do zregenerowania się organizmu. Obudziłem się ponownie o 10:10 wyspany, gotowy do działań, nadto z bardzo dobrym humorem. Nałożyło się na to pewnie wczorajsze dwa kopulowanka, wyspanie dzisiejsze, dochodzenie ręki do (lewego barku) do stanu używalności itp. To podobnie jak wczoraj z 19-ką mózg świrował, dziś odświrował i ma się dobrze, co przekłada się na funkcjonowanie reszty organizmu. Taki, jak w pingwinach z Madagaskaru u skipera, fajny działek.
   Ile mogą być przechowywane, aby były dobre do konsumpcji przetwory robione w warunkach domowych i przechowywane w takowyż optymalnych? Zadaję to pytanie, ponieważ zeżarłem prawie całą konfiturę, lekko mówiąc dość starą, nawet 979 dziwnie się na mnie patrzał jak ją pożerałem, nie chciał skosztować, za to skusił sie 826 i powiedział, że zajebista. Jak ktoś chce typować ilość lat, to w komentarzach można pisać odpowiedź, oczywiście w następnym wpisie postaram się umieścić odpowiedź, z materiałem dowodowym w postaci zdjęć.
   Od pt. (od sob. mnie nie było na stacji,wyjazd do 824) na grupie A jest rozłożona rogówka. Pozbywał się jej taki jeden mięśniak z wioski, przeprowadził się do ościennej, a przywiózł ją 895. Rogówka jest łagodnie ujmując duża 220x250. Zajęła całą wolną przestrzeń na grupie A i teraz muszę po niej (grupie A) chodzić jak czapla. Może to i dobrze, takie wymuszone ćwiczenia dla nóg, normalnie bym nimi posuwał. Niby miała w pierwszym planie pozostać u mnie, ale nie taki olbrzym. Zasadniczo mieszkam sam, (zasadniczo, bo jednak na torze odstawczym 979), a nawet jakby go brać po uwagę to śpimy oddzielnie, a nie w jednym łóżku. Nie przewiduję partnera życiowego, to też takie wielkie łoże jest zbędne. Po za tym musiałbym zmienić układ na grupie A, a jakoś obecny stan jest w miarę idealny i nie planuję większych zmian, dlatego też zaproponowałem 979, aby ją zabrał do siebie, jak mu się zmieści, jak nie, to trza ją będzie pchnąć dalej. Tymczasem, dziś zostanie wstawiona na msc. gdzie niby docelowo miała być stać, bo z taką nieprzechodnią grupą A to długo nie wytrzymam.
   Tyle na razie, bo wyjazd z żoną od 972, długo beze mnie nie wytrzymała, jednak kierowca jest potrzebny. Mało tego wczoraj dzwonił 371, że potrzebny kierowca na już na delegację do wawki. Tłumaczyłem mu przez 5min, że to jeszcze nie ten okres kiedy chce iść do pracy, bo na stacji jednak zajęć sporo, a na ten rok planowane remonty torów stacyjnych, więc jakby muszę być na msc. aby je przeprowadzić i ewentualnie nadzorować pracę. Nadto wiem, że jak tam polezę jeździć, do tego jeżdżę jak jeżdżę, dbam o sprzęt to gość nie będzie mnie chciał puścić i zacznie się to co miało się jeszcze teraz nie zacząć. W planie jeszcze wakacje, wyjazd na drezyny, robienie wina, zajęć sporo, to na co mi praca do cyca?

wtorek, 5 kwietnia 2016

Wtorek

   Śniadanie o 13:00, a wcześniej dwa kopulowania - no można i tak.
Wczoraj umówiłem się z 19-ką, która u mnie już była z 4 razy, a więc sprawdzony, nie będzie wtopy jak w Sosnowcu. No i z jego strony nie było, za to z mojej jakoś dziwnie zachował się mózg.
   Jak wstał do pracy 979, to nastawiłem budzik na tel. na 08:45, aby potw. spotkanie. Obudził mnie owy, bo bym spał dalej, odsypiając zaległości z pobytu u 824. Zdzwoniłem, potwierdziłem. Przygotowałem się, przyjechał planowo. Jeszcze tylko musieliśmy odczekać, aż 373 zapnie na hak cysternę i odejdzie. Zaczęliśmy.
   Rano jak się obudziłem to tak mi się chciało w.k., że z trudem się powstrzymałem. No przecież przyjedzie 19-ka to zrobię z nim to najwyżej dwa razy. Co się okazało w trakcie, zabrakło chyba swoistego skurwielowstwa. Co niby dochodziłem to jakoś to nie mogło nastąpić. Zmieniałem mu pozycje, ustawiałem go inaczej i nic, ciągle brakowało tak niewiele. Wreszcie ustawiłem go w pozycji jak 172 i jakoś poszło. Na szczęście miałem ostatnią gumę, bo w ogóle byłby dramat, muszę uzupełnić stan magazynowy.
   Już po leżeliśmy na łóżku, delikatnie go głaskałem po ciele - klacie, rękach, nogach, twarzy. Wiem mięśniaki to lubią, bo mało kto tak głaszcze jak ja. Zgadaliśmy się nt. tego branżowca z sauny z Ka-ic, który mi kiedyś obciągał. No totalny odlot (opisywałem to gdzieś tu), pierwszy facet, który wiedział co robi, i na koniec mu o tym powiedziałem. Leżąc pogadaliśmy trochę o życiu 19-ki. Jest po 3-im związku, w którym znowu się zakochał (ci co się szybko, czy łatwo zakochują, w tym jak ja, to mają przejebane) i trwał owy 6 m-cy. Teraz jest na etapie poszukiwania ponownie. No wiek temu sprzyja, warunki, czyli łatwość nawiązywania znajomości przez internet też, to chyba wzrosło ogólne wyobrażenie partnera, bo internet paradoksalnie się do tego przyczynia. To przecież w nim możemy zobaczyć ładnych mięśniaków i wyobrazić obcowanie z takim, do tego mózgowcem, światowcem, ale tak często niestety nie jest.
  Wracając z przystanku na który go odprowadziłem zastanawiałem się co z moim mózgiem do cyca? Czemu takie dziwne działanie dziś. No ale nic, w trakcie jak go odprowadzałem zadzwonił 975, że chce wpaść. Od razu pomyślałem, powtórka i sprawdzę przy okazji co z mózgiem. 975 stanął pod wjazdowym 5 min po otwarciu post. dla czynności techniczno-ruchowych. Wszedł, od razu rozebrałem go z bluzy dresowej, nie wiem po co ją zabrał skoro jet 21C na placu, a następnie z koszulki. Nieznacznie się zaokrąglił, ale ręce, klata, szyja (no własnie, mam chyba taki fetysz szyje. Podobają mi się ładne umięśnione długie szyje. 19-ce też powiedziałem o ładnej szyi, to odpowiedział, że jeszcze mu tego nikt nie mówił.), barki wszystko ok. Położyłem go na łóżku dokładnie w tym miejscu gdzie 15 min temu zlazła 19-ka. Fakt, trochę dłużej niż zwykle to robiłem, ale poszło w miarę sprawnie, a 975 już po 30-ce. To co nie tak, że z 19-ką był taki problem? Pozostanie to zagadką przez najbliższe dni.
   Wczoraj w obiegu z cysternami, w drodze powrotnej ze stacji zwrotnej stał zaparkowany przy kontenerze na ubrania wózek inwalidzki. Prawie nówka nie śmigana, a chromoniklowanymi felgami święcącymi się. Obok stał pan z pieskiem, myślałem jego wózek i pilnuje. Zahamowałem skład 100m dalej i czekałem. Pan z pieskiem, choć stał blisko wózka zaczął sie oddalać. W miarę jak jego odległość od wózka rosła co raz bardziej się przekonywałem - nie jego. Oprócz obserwacji wózka i pana z pieskiem, patrzałem czy jakiś lokalny zbieracz złomu nie pojawi się na horyzoncie, bo zaraz odpaliłbym maszynę i podjazd pod wózek, że mój. Gdy pan się już oddalił podjechałem. Teraz problem jak na skład już z cysternami zapakować jeszcze wózek inwalidzki. Oczywiście skorzystałem z doświadczenia przewozu przeróżnych rzeczy na rowerze i dość spory wuzek umieściłem na desce, na której jeździ żarcie, a te dałem na wózek. Gumami spiołem, nadto linką stalową do przypinania rowera na postojach. Udało się, mało tego, na początku nawet zadzwoniłem do 979, że będę później, ale udało się z tym jechać. No mistrzostwo. W drodze raz mi spadł, wraz z cysternami, na szczęście tylko dwa włazy się otwarły i wycieki były niewielkie. Pomógł mi go ponownie zapakować przechodzień, który myślał, że porwałem go z pobliskiego szpitala, bo wraz z rowerem wyglądałem na złomiarza. Spytał się:
- a ten wózek to dla kogo?
- dla babci, tu na osiedlu, właściwie to jestem na msc.
  Ale pomógł. Dalej już nie jechałem, kolejne spadnięcie mogło mnie pozbawić żarcia. Będąc przed stacją macierzystą zadzwoniłem na nią po loka awaryjnego, bowiem z, jeszcze chorą ręką, nie byłem w stanie wciągnąć się pod ostatnie wzniesienie. Na stacji był 979, 834 i 230 z laską. Poprosiłem o przysłanie 230. Po 3min był na szlaku. Z jego pomocą udało się skład wciągnąć, sam wcześniej próbowałem, ale w połowie podjazdu odpadłem, dobrze że się z tym wszystkim nie przewróciłem. Udało się wycofać i na boku ścieżki czekałem na 230. Zaraz za wzniesieniem patrzę, a dół od fotela z mechanizmem. Na grupie A stoi fotel, ale już dość zniszczony z uszkodzonym mechanizmem tłokowym, tak że jest cały czas na "dole". Fotel obity skajem, w dobrym stanie z 3-ma kółkami uszkodzonymi, ale pomyślałem kółka można przełożyć lub dokupić. Oczywiście 230 stękał, że nie dość, że wózek inwalidzki, to jeszcze fotel. Ale zagadałem go i zabrałem dół, czyli mechanizm z kółkami i siedzisko, po oparcie wróciłem po odstawieniu składu cystern na tor odstawczy. Oczywiście 979 też z warami na mnie o znoszenie gratów na stację. Przypomniałem mu, że do obecnego fotela, rozpadającego się są ciągle kolejki, kto będzie na nim siedział, na nawet się kilka razy przepychali kto na nim siądzie, a tez jest ze śmietnika to niech mi nie wkręca, że nowszy model jest niepotrzebny, bowiem czasami sam na nim siedzę, bo inne miejscówki zajęte.
   979 zabrał się wczoraj za przekładanie kół i przekręcenie oparć, ale gwint śrub starych nie pasował i muszę poszukać u siebie czy mam takie, ewentualnie dokupić. Następnie go oczyścić i oddać do eksploatacji. Po paru dniach sam 979 będzie w nim siedział znając życie i ich.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Poniedziałek

   Przez okres zimowy to niewiele ruszam się z wioski, zimna nie jest moją ulubioną porą roku, ale jak już się ruszę to, albo jestem przewrażliwiony, albo ze mną jest coś nie tak. Ciągle widzę marnotrawstwo kasy publicznej. Jadę w pt. do 824 poc., a nim przy słonecznej pogodzie o 13:00, zapalone całe, nawet nie połowa, oświetlenie i nikomu nie przyjdzie z obsługi poc. do głowy to wyłączyć. Policzyłem w wagonie, w którym byłem, zapalonych było 33 świetlówek 18W. Plus oświetlenie ubikacji i tzw. przedsionków, jeszcze reklamy i oświetlenia innych przyrządów, które świecą się niezależnie od oświetlenia w wagonie. Ale te 33 świetlówki dają 594W, przyjmijmy 650W na wagon. Skład zespolony złożony z 8 wagonów czyli 5200W. Takim prądem z tylko jednego poc. to zagrzeję całe mieszkanie i jeszcze go oświetlę, i jeszcze zostanie mi dla sąsiada. Czy qrwa tylko, ja to widzę, czy to ten system jest na przeciwnym biegunie do tzw. komuny, która paradoksalnie była znacznie bardziej oszczędnym systemem. W tram podobnie jak jechaliśmy z 979 kiedyś na pizzę, opisywałem to tu, również dzień, jasno, a w tram oświetlenie załączone, jakby nikt nic nie wiedział i z tego powodu przewracali się. To już nawet w roku milenijnym było, jak studiowałem na uczelni. Budynek wielki, 5 piętrowy, to w dniach takie jak te, kiedy w ciągu dwu dni temp. rośnie o 17C (w pt. wieczorem było 2C, w nd wieczorem 19C) nad ogrzewaniem nikt nie panował. Brałem kombinerki na uczelnie i zakręcałem trochę po kryjomu kaloryfery, aby mnie za wariata nie wzięli [no właśnie, czy to ja byłem wariatem, czy cieć na uczelni, dziekan, rektor, którzy nie umieli zapanować nad ogrzewaniem i najnormalniej zakręcić o 12:00 kurek z ogrzewania, a odkręcić go o 19:00]. W całym budynku pozakręcałem wtedy ponad 20 kaloryferów, a i tak okna na korytarzach w następnych ciepłych dniach były otwarte i przeciągi, bo jednak przy 5-ciu piętrach robi się komin, takie, że czasami czułem się jak na kopalni w chodniku z ciągiem powietrza. I też wtedy nikomu to nie robiło różnicy, wszystko jest ok, uczelnia kasy ma w chuj i może ją wypierdalać w kosmos. Wynika z tego, że faktycznie ze mną jest coś nie tak, skoro w takie dni lezę i u siebie zakręcam główny zawór, a tzw. większość robi zupełnie inaczej, i co najciekawsze z tego powodu nikomu nic się nie dzieje. Nikt nie ma interesu w oszczędzaniu, a to przecież powinno być naturalne. Dodatkowo wynikać to może z braku kultury technicznej. Dopiero od jakiegoś czasu, powiedzmy że, w pełni rozumiem pojęcie "złotej rączki". To nie tylko gość, który umie naprawić wiele prostych urządzeń w życiu bieżącym, w obejściu, ale jednocześnie taki, który widzi co się rozpada, co można, choćby, zaoszczędzić, co przerobić, aby było sprawniej. To samu tu u 824, na dworze termometr pokazuje 22C, a w 10 piętrowym bloku kaloryfery ciepłe. Po co, do cyca?! Nie ma jak zaoszczędzić, bo nie ma podzielników ciepła, nie ma komu odpowiedzialnemu iść i zakręcić zawory główne. Kasa leci, wszyscy się cieszą. I tak by można wymieniać i wymieniać w tym prawie wszystkie urzędy miast, bo tam sytuacja analogiczna, ogrzewanie leci, okna pootwierane jest ok.
   Co do kultury technicznej, to 374 dał na yt. filmik jak jedzie w okolicach Żywca po górach autem. To jest jeden wielki ryk silnika żyłowanego aby tylko szybciej, aby prędzej skończyć, a następnie z pretensjami do szefa:
- zepsuło się, nie dbasz o auto!
  Tyle, bo mi ogólnie jak to wszystko widzę ciśnienie rośnie, a nie wiem po co. Przynajmniej wiadomości z TV i radia wyciąłem 2,5 roku temu, to na tym polu oszczędzam nerwy.

niedziela, 3 kwietnia 2016

NIedziela #915

    Czasami w ramach wolnego czasu czytam inne blogi. Natykam się na nich na chęć bycia piszących z drugą osobą. Wyobrażenia odnośnie bycia są różne, ale przeważnie opierają się na zakajdankowaniu go do kaloryfera, aby nie spierdolił, odcięcia partnera od jego znajomych, a najlepiej jakby się wyniosło z nim na bezludną wyspę i tam mieszkało do końca życia. Nie było by wtedy żadnych intryg, dziwnych rozmów ze znajomymi, potencjalnymi innymi partnerami, umawianiu się pokątnym. Mielibyśmy go cały czas na oku, a przynajmniej wiedzielibyśmy że jest na wyspie i z nikim nic nie robi.
  Czy druga strona ma też takie wyobrażenia? Często nie i to jest problem, bo gdyby miała to oboje by się zakajdankowali ze szczęściem dla ogółu.
   Jak byłem młody wylądowałem w lokalu branżowym we wrocku. Byłem z jakąś ekipą i dosiedliśmy się, czy oni się dosiedli do nas, do dwu branżowców. W lokalu w ogóle nie było widać, że są ze sobą razem, a już w ogóle, że są parą. Jeden z nich, na moje pytanie, jak to jest że są parą, a w lokalu robią co chcą. Wtedy ten co był przy stole powiedział:
- nie istotne jest z perspektywy czasu co bieżąco robi, istotne aby wrócił do domu.
  To zarówno wtedy, jak i dziś dla wielu wydaje się dziwne. Ale słowa te utkwiły mi w głowie. Z moim jedynym partnerem, 800, tak właśnie robiliśmy. Miałem swoje grono znajomych, on miał swoje, chodziliśmy na imprezki zarówno razem, jak i osobno, i nikt z nas nie miał do drugiego pretensji o to. Jeżeli się dało, to chodziliśmy razem. Na kilku imprezkach, na których byliśmy nawet w jakiś pokojach kopulowaliśmy się. Taki układ był rewelacyjny, choć to w związku ja byłem osobą, która jego chciała zakajdankować, jednak rozmowy spowodowały, ze zgodziłem się na taki układ. Był bardzo dobry. Wspólne wyjazdy, wspólne wakacje, bez spinania się, bez wietrzenia intryg, skandali, zdrad itp. Zawsze uważałem, że taki układ jest rewelacyjny. Potrzeba tylko wzajemnego zrozumienia i ustalenia zachowań w związku i tyle, albo aż tyle.
   824 zawsze mnie zadziwia, a lekarze, którzy go leczą jeszcze bardziej. Okazało się, że oprócz cukrzycy bierze leki na nadciśnienie. Czasami, jak przy cukrzycy obniża mu się ciśnienie. Ostatnio tak bardzo, że był z tym u lekarza. Zamiast odstawić lek, lub brać mniejszą dawkę, on cały czas żre jak mu nakazano. Efekt, lekarka przepisała mu nastepny lek, jak on twierdził na podniesienie ciśnienia, ale faktycznie czytałem z ulotki jest na pobudzenie. Jak pytałem się na co jest lek (ten na obniżenie ciśnienia) to podobnie jak przy cukrzycy, zapobiegawczo powiedział - reguluje ciśnienie krwi. No do cyca, czy on wie co gada? Jaka regulacja. Kazałem mu poczytać ulotkę. Wyjął ją z opakowania, rozwija ją i mówi:
- to aż tyle do czytania?
- powinieneś wiedzieć co żresz
- mnie to nie potrzebne, lekarka wie co robi.
  Ale czasami oni nie mają wiedzy, bo nie pytają się o wszystkie spr. dot. naszego zdrowia i tak lekarz przepisał mi lek, którego po przeczytaniu ulotki nie mogę żreć, bowiem zaszkodziłby mi. 824 zeżarłby bezwiednie taki lek, zresztą stany, w których pogarsza sobie zdrowie lekami nie są rzadkie. Na prawdę jest genetycznie z tych silnych. Mnie chyba nie będzie dane tak długo ciągnąć w tak dobrym stanie. Genetyka jest tu bardzo istotna. Zresztą każdemu mówię o silnych genach 172. Nie raz brał udział w sparingach, wychodził czasami obolały, prawie ledwo się ruszał, po czym poleżał 4 dni, wstawał z łóżka i był w pełni sprawny. No kto się tak sprawnie regeneruje?