środa, 29 czerwca 2016

Środa #1002

   Wiem, wiem ta tysięczna, ale czeka na torze bocznym, jak będą warunki techniczno-ruchowe to zostanie wyciągnięta.
   Tymczasem wczoraj zakończyliśmy po dwu dniach pogłębianie piwnicy. Z całości zostało zdjęte jakieś 20cm przeważnie kamienia, którego kiedyś nanieśli, bo cement był trudno dostępny, aby utwardzić podłogę i aby wilgoć od dołu tak nie penetrowała. Przysypali to warstwą ziemi i było git. Tera w dobie dostępności cementu kolega zdecydował się, ponieważ przyjechałem, na pogłębienie, a następnie będzie wylewany beton. Zajęło to prawie całe dwa dni, od rana do wieczora z przerwą na obiad. Przypomniało mi się kilka lat temu napierdalanie na drezynach kolejowych z tym od nich. Wyjechałem wtedy dwa dni wcześniej, bo już nie wyrabiałem.
   Dziś leżenie na słońcu, ale jakoś nieszczególnie do tego się nadaję, aby tak bezruchu leżeć i się opalać. Jednak jestem człowiekiem czynu i coś robić muszę, bezruch na mnie działa fatalnie. Leżę 15min i już muszę wstać i coś zrobić. Za nim zacząłem się opalać pozamiatałem przed wejściem do domu, bo przy remoncie nikt na to nie ma czasu, a wnosiło się do środka. Wytarłem podłogi, część wczoraj, ale np. pokój, w którym śpię dziś drugi raz.
   Już to kiedyś pisałem, zauważam jak rozpadają się związki to przynajmniej jedno z partnerów ma już kogoś innego na zakładkę. Tak, jak widzę, było i u kolegi. W trakcie rozwodu już była następczyni poprzedniej. Na sprawę rozwodową jechaliśmy pożyczonym autem, jak tu zobaczyłem to było auto od niej. Czyli w czasie trwania sprawy już się znali i to tak nawet, skoro pożyczyła mu auto. Ale to dobrze, bowiem widzę tu w domku trzyma porządek, pewnie to ona jest doradcą wykończenia wnętrz, jest od spraw kulinarnych. Czyli facet napierdala przy remoncie, ona napierdala przy garach dając mu jeść. Uzupełniają się i to jest w związku dobre. Samemu to nie wiem czy by mu się chciało. A tak jest dla kogo, jest wsparcie, jest doradztwo wykończenia wnętrz.
   Aczkolwiek zauważam, że strasznie dużo naczyń, sztućców marasi. Jest zmywarka, ale co chwilę coś do zmywania się zbiera, jakby np. po ubraniu z dużej miski to tam nie mogło dalej pozostać tylko do mniejszej, jak z tej ubędzie to jeszcze do mniejszej i już są trzy miski do mycia, po jednej rzeczy. Patrzę na to i porównuje z drugiej strony z minimalizmem u mnie. Obecnie eksploatuję dwie łyżeczki. Jak w pojemniku na sztućce było ich 20 to mniej więcej tyle było brudnych, bo zawsze jedna wędrowała z herbatą na grupę A i do kuchni już nie wracała, to wyciągało się następną i tak aż się skończyły w pojemniku. Teraz przy dwu sytuacja się unormowała. Podobnie  nożem, jest jeden uniwersalny, ostry (okresowo ostrzony). Kiedyś również noży było 15 w eksploatacji.
  Tu przy domu, to ona zajmuje się ogródkiem, warzywniak daje w lecie zieleninę na stół, różnistą, dzięki temu sałatki są pyszne, choć kolega mięsożerca raczej jeżeli sałatka to standardowa. Jak za dużo różnego zielonego, to już nie, a dla mnie jak najbardziej nowe smaki.
  Po za tym jak zwykle u nas w społeczeństwie zaszły dziwne zależności. Pomagam koledze przy remoncie. Przy jakiejś rozmowie pojawiła się kwestia brania z wioski innych do remontu za 10zł/h, ale nikt nie chciał. Teraz pomagam mu nieodpłatnie. W sumie dwa dni pracy po powiedzmy 10h. Na koniec zapytał się ile mi się należy, zapytałem, a ile się należy za żarcie? Przecież jeszcze od przyjazdu nic nie kupiłem, a jem trzy posiłki dziennie i mówiłem na początku, że wakacje miały być dwutygodniowym  Oświęcimiem, po którym miałem powrócić do dawnego wyglądu, a tu ciągle na stole jakieś żarcie. Jak uwolniłem się od żarcia ze szkolnictwa, to wpadłem w równie dobre żarcie tu, do tego podobnie w nadmiarze. Kolega szybko wybrnął z sytuacji mówiąc:
- co do żarcia to do (tu padło jej imię),
- to Ty wyślij list polecony na adres z wnioskiem, ja wyślę do niej na jej adres i jakoś sprawę załatwimy.
  Już się nie odezwał, ale faktycznie powstał trójkąt zależności.
  Po za tym mają trochę przewalone, bowiem jestem skrajnie ciepłolubny, a kolega należy, jak zresztą większość w kraju do klubu morsów. To też jak w jego domku utrzymywałem wysoką temp. wczoraj np. to przy obiedzie nie wytrzymał i:
- cholera jasna jak tu jest ciepło,
  i uchylił okno w kuchni. Za każdym razem jak wychodziłem z wiaderkiem z piwnicy to przymykałem drzwi wejściowe do domu, on pewnie by to olał, ale lubię posiedzieć w cieple to je przymykałem. Stąd przy obiedzie kiedy w kuchni temp. już wzrosła nie wytrzymał. Nic nie mówiłem wszak jest u siebie, ale też nie przeginał, bo jednak ma darmową pomoc. I tak to nawet w prostych relacjach powstają zależności bytowe.
   Jutro najprawdopodobniej wyjazd do Krakowa, skoro ma być 30C, to temp. idealne dla mnie. Myślę tak ok. 10:00 poc. pojadę zwiedzać gród Kraka. 

wtorek, 28 czerwca 2016

Wtorek #1001

  No i tu musiałem namieszać. Teoretycznie powinna to być tysieczna notka. Ta jest w 3/4 przygotowana, ale właśnie brakuje tej 1/4 przeto wpisałem 1001, bo jednak bieżące sprawy trza notować. Pisałem w poprzedniej notce o dojeździe tu poc. pasażerskim po torach, po których takie nie jeżdżą. Ten poc. to jednostka 1732 z lok. macierzystej Sędziszów.
Po lewej stronie EN57-1818, która przyjechała z Żywca, a po zmianie nr dalej jedzie w obiegu do Lublińca. Z Ka-ic odjechaliśmy planowo, ale na wyświetlaczach był komunikat drogą okrężną z pominięciem stacji Sosnowiec Kazimierz i Dąbrowa Górnicza Wschodnia. W związku z tym w Sosnowcu Dańdówce zostaliśmy przyjęci na tor nr 2 przy peronie drugim

z którego wyjeżdżało się na podg. Juliusz. Widok z peronu na zdjęciu w kierunku Stacji Sosnowiec Płd. Teraz pojechaliśmy torem linii 171 do Dąbrowy Górniczej Wschodniej, po którym już poc. pasażerskie nie jeżdżą przez podg. Juliusz. Na rozjazdach tego posterunku mieliśmy być skierowani na tor nr 1 (lewy w kierunku jazdy), ale na zwrotnicy zjazdowej i sieci trakcyjnej na niej znalazło się drzewo.
Na zdjęciu widoczne przed czołem jednostki, a na torze 1 ludzie, którzy wyszli się poprzechadzać, bowiem postój szykował się dłuższy. Stanęliśmy tam o 15:52. Poc. sieciowy uwięziony był na torze 2, na którym staliśmy, za następnym zwalonym drzewem, w związku z czym nie mógł podjechać, aby uporać się z tym. Tam gdzie nie ma ruchu pasażerskiego nastawnie wyglądają jak dawniej bez remontu elewacji i poniżej nastawnia podg. Juliusz.
A poniżej poc. sieciowy, który utknął przed drzewem leżącym na sieci trakcyjnej toru nr 2 szlaku podg. Dorota - podg. Juliusz.
Dalej jechaliśmy pięknym szlakiem między podg. Juliusz, a podg. Dorota. Poniżej dwa zdjęcia z toru nr 1.

  Za nim zdjęcia się załączyły to minęło już 1,5h to też trzeba kończyć.Widać z tego, że notki teraz będą ukazywały się na koniec dnia, bowiem w ciągu niego jakieś prace do wykonania, dziś pogłębianie dalsze piwnicy.


poniedziałek, 27 czerwca 2016

Poniedziałek #999

   Dwie notki temu pisałem o opóźnieniu poc. 265min, a tu proszę poc. opóźniony 410min.

Dzięki dość długim postojom na trasie udało się zniwelować opóźnienie, choć niewiele, bowiem jeszcze w Gliwicach był 402 min w plecy. 

   To dopiero można imprezkę zrobić w poc. Kiedyś w latach 70-ych były takie składy "WZ" (wczasy zakładowe). Jeden z takich poc. jechał z Tarnowa nad morze, bodajże do Kołobrzegu (musiałbym sprawdzić) w czasie 18h zygzakując przez PL, przez nawet linie drugorzędne. Ach jakbym takim poc. się dziś chętnie przejechał. Skład około 16 wagonowy, znajomi, imprezka 15 godzinna, bo jednak rozruch i trochę spania, ale dzień wczasów spędzony jako "wczasy wagonowe" w wersji ruchowej. A ten opóźniony 365 to też w trasie 19h czyli podobnie. 
  
    Jakoś z wielkim bólem udało się podłączyć do neta, operacja trwała 90min ze ściągnięciem z poczty sterownika do modemu, który na nią wysłał 979, aby było szybciej.  Poniżej opis z wczoraj z wyjazdu tu bez korekty, bo net jak w lesie więc ledwo łączy. 
   Początkowo miałem jechać poc. 15:30, ale z powodu burzy przełożyłem jazdę na następny poc. 19:30 Jednak ok. 13:30 zrobiła się dziura w opadach. Postanowiłem wyjechać na poc. Spakowałem resztę rzeczy i wyjechałem ok. 14:20 oczywiście zapominając jakiś drobiazgów. Jak wyjechałem to praktycznie dookoła były chmury tylko nie w miejscu, w którym jechałem. Ta dziura nade mną przesuwała się praktycznie do Katowic, kiedy już przed samym dworcem zaczęła się zmniejszać i w chwilę po wejściu do budynku dworcowego zaczęło padać, a po dalszych 5min nastąpiło oberwanie chmury. Przed odjazdem podano komunikat o przetrasowaniu poc. drogą okrężną. Od razu się ucieszyłem, drogą okrężną, czyli po szlakach normalnie nie używanych przez poc. pasażerskie. Do Sosnowca Dańdówki wjechaliśmy na peron 2-gi, normalnie poc. stają przy pierwszym. Z tego toru bez możliwości zjazdu na tor biegnący od peronu pierwszego pojechaliśmy na podg. Juliusz. Przez radio słyszałem, że posłani zostaniemy torem 1-szym lewym, bowiem na torze 2 leży drzewo na sieci trakcyjnej i jest nieprzejezdny. Przed podg Juliusz semafor wskazywał S10 ze wskaźnikiem W24. Nie dane na było wjechać na jedynkę, bowiem na zwrotnicy zjazdowej również na sieci trakcyjnej leżał konar drzewa zwisający do torowiska. Mech. na radiu stwierdził, że nikt konara ruszać nie będzie, bo sieć trakcyjna jest pod napięciem, a po deszczu nie będą (on i kierownik poc.) ryzykowali. Skład został cofnięty pod nastawnię, mechanik przeszedł na koniec jednostki EN57, w którym akurat byłem rozlokowany z rowerem. Jak przeszedł na koniec składu to chwilę z nim porozmawiałem, zrobiłem zdjęcia kabiny, jednostka przed remontem. Stanęliśmy na podg. Juliusz o 15:52. Po kilkunastu minutach zjawiła się straż pożarna i strażacy zaczęli walczyć z drzewem. Nie dało się podesłać poc. sieciowego, bowiem był na torze nr 2, przed zwalonym innym drzewem i wpierw musieli usunąć tamte po wyłączeniu napięcia, a następnie dotrzeć do nas. Jednak z powodu postoju poc. pasażerskiego (naszego) 42902 napięcia nie wyłączono, to też sieciowy nie pracował i czekał na decyzję dyspozytorów. A dyspozytorzy uzgadniali. Ten od poc. sieciowego z tym od przewozów regionalnych wraz z tym od torów kolejowych. Za nim uzgodnili to zjawili się strażacy. Po usunięcia drzewa ruszyliśmy o 16:42 z 50min postojem na szlaku. Od podg. Juliusz jechaliśmy do podg Dorota torem nr 1, który cały był w zieleni. Zrobiłem foty, bowiem widok był fascynujący. Torowisko zielone, szlak w lesie wrażenia niesamowite. Niestety padał jeszcze trochę deszcz to też zdjęcia wyszły jak wyszły, ale normalnie tam poc. pasażerskie nie jeżdżą wiec okazja jedna na ileś tam, ale mały procent szans ponownie tamtędy jechać. Ponieważ szlaki towarowe, to i tory bardziej powyginane niż na pasażerskich więc mechanik nadrabiał opóźnienie, a jednostką napieprzało w torach, a ja prawie przeżywałem orgazm. Taka jazda to szybko nie nastąpi, to też w okularach słonecznych przez większość trasy miałem głowę  za oknem. W nowych poc. to już nieosiągalne. Jazda po torach towarowych skończyła się w Sławkowie, gdzie wjechaliśmy na właściwy szlak. Od Bukowna szlakowa w torze to coś ok. 100km/h mimo dość starego toru, ale drogowcy zdołali utrzymać prędkość i za to szacun. Przy wjeździe do Olkusza w oknie nastawni O-1 młody nastawniczy. Krótko go widziałem, ale mięśniak w sam raz dla mnie, prawie się zakochałem od pierwszego wejrzenia. Jeszcze parę stacji i podróż zakończyła się. Jak wysiadłem na właściwej to było akurat po obfitej burzy, a właściwie po oberwaniu chmury. Drobna rzeczka, którą mijałem, przepłynęła drogą górą nanosząc na nią sporą ilość gliny. Za nim jednak wjechałem na mostek, jakieś 500m za stacja natknąłem się na czereśnie. To pierwsze czereśnie tego roku w takiej dawce. Trochę trudno było je zrywać ze względu na uszkodzoną nadal lewą rękę. 

niedziela, 26 czerwca 2016

Niedziela #998

  Najgorsze jest przed dniem takim jak dziś, iście spać późno. Efekt, trudność z zaśnięciem, a rano trzeba wstać aby zrealizować wyjazd na wakacje, na razie pierwsze, następne może się uda w sierpniu jakieś załatwić, się okaże. Już to chyba pisałem, nie wiem jak dostępnością do internetu, to też nie wiem jak będzie z kolejnymi notkami w tym z tysięczną, która tak nieszczęśliwie wypadła w czasie wyjazdu.
   Przygotowania  biegły nawet spokojnie do chwil przed wyjazdem, kiedy wyszło wszystko to co, nie wiedzieć czemu, nie zostało zrobione wcześniej. Taka chyba moja natura, podobnie jak z tym ciepło lubieniem. Dobrze, że poc. o 15:30 to totalnej paniki nie było.
  Wczoraj została przedłużona narodowa histeria. Nawet w większości oglądałem z 979, aby dotrzymać mu towarzystwa, bo boroczek nie miał gdzie iść lub nie chciało mu się iść. Po jakimś czasie wciągnęło mnie, bowiem stawka dość spora i dawka emocji też, przedłużona dogrywką i karnymi.  Uczta była dla prawdziwych kibiców. Piszę prawdziwych kibiców, a nie wiem jak odróżnić fałszywych.
  W wyniku nagrzewania w budynku stacyjnym na grupie A temp. 28C, taka sama na grupach B i C, w kuchni 27,5C. Ci nie lubiący ciepła to w lecie mają ze mną przejebane.
   Wczoraj 979 po 20:00 jednak wybrał się do sąsiedniej wioski na imprezki plenerowe. Miała być burza, ale nie było to też tylko lekko kropiło i było ciepło 26C. Wrócił o 07:50 wraz ze 174. Ten drugi totalnie nawalony, zasnął na muszli ze spuszczonymi spodniami. Zastanawiałem się czy robić z nim coś w tej pozycji czy nie, ale okazje parami nie chodzą, to też długo się nie namyślałem i siadłem na nim. Pogłaskałem go po rozgrzanym ciele, nacieszyłem się mięśniami. Ciepły mięśniak to organ od razu pobudził się do działania, a że rano miałem chcicę to poszło dość sprawnie. Nie wiem czy się rozbudził czy nie, w każdym razie jak schodziłem z niego to nadal robił wrażenie spania. Zresztą na muszli przespał jeszcze 2,5h, po czym się przebudził i wszedł na grupę A, Jak wchodził na grupę A to wydawało mu się, że stacja jest pusta i odebrałem to jakby na coś liczył jeszcze z mojej strony. Trochę zmartwiło go info, że jednak jest 979, przynajmniej takie robił wrażenie, a przynajmniej tak to odebrałem. A 979 leżał prawie jak nieżywy w pozycji:
EDYTOWANO

  Do gniazdka, które ma jakby w lewej ręce miał wcześniej podłączoną komórkę w ładowaniu, ale ponieważ głowę położył na niej, to mu ją przeniosłem do innego, do tego jakoś tak ją położył, że włączyła się dioda więc mu ją z pod głowy wyciągnąłem. 
   Przed południem jeszcze przygotowywanie laptopa na wyjazd i to w zasadzie tyle z przygotowań. Następny wpis, jak się uda i będą warunki z wyjazdu. Tymczasem jeszcze trochę i bieg do klamek, a następnie jazda na stację. 
   (aktualizacja 12:30) 
  Lato - okres burzowy to też musieliśmy przesunąć wyjazd o 4h, bowiem właśnie naszła burza i to uniemożliwia dotarcie w warunkach suchych do stacji. Komunikat do stacji końcowej wysłany, pojedziemy następnym poc. 

sobota, 25 czerwca 2016

Sobota #997

   Nr notki, prawie jak tel. w spr. nałożenia mandatu.  Wczoraj w sąsiedniej wiosce koncert, na który tłumnie szli z naszej wioski. Sam nie wiedziałem czy się wybrać, ale jednak zajęcia przedwyjazdowe mnie powstrzymały i dobrze, bo brama wjazdowa, która kilka lat temu odpadła powieszona więc sukces jest. Do tego sam spawałem, a spaw od wewnątrz wyszedł tak dobrze, że wpadłem w samozachwyt. To dobrze, trzeba się cieszyć z małych rzeczy, życie staje się przyjemniejsze. Dziś jak znajdę śruby to jeszcze dokręcę listewki i będzie akurat przed wyjazdem zrobione. Samo spawanie trwało jakieś 3h. Mierzenie, próby spawania na innych elementach, dobieranie prądu, szybkie przyuczanie się, ale efekt bardzo dobry.
   979 poszedł też na koncert, wrócił o 04:20 jak powiedział totalnie naqrwiony, ale rano z tego co rozmawialiśmy o tej godz. pamiętał, czyli nie było tak źle, wiaderka też nie chciał.
  Dziś ostatni dzień przed wyjazdem, przygotowania, pakowanie części rzeczy już, przegląd rowera, bo jeszcze nie zrobiony, skompletowanie części zamiennych itp. bo tam wioska, to raczej niewiele się dostanie w razie "W". Jak jeszcze znajdę czas, bo jednak jest go co raz mniej, a w oczach widzę już jutrzejszą panikę wyjazdową, to jeszcze coś wpiszę. Nie wiem co z tysięczną notką, jakiś tam zarys jest, ale akurat jej opublikowanie zbiega się z opuszczeniem stacji, wyjazdem i prawie nie ma czasu na jej spłodzenie, do tego nie wiem jaka będzie dostępność na wyjeździe internetu i jak z możliwością wpisów. Laptopa biorę z sobą najwyżej jakieś notki będą zbiorczo publikowane.
   Zapomniałem jeszcze dodać sytuacji klimatycznej do archiwum. O 13:00 32C na termometrze - no wyjebka, żar wlewa się do budynku stacyjnego, jak zwykle od lat wszystkie okna pootwierane, przeciąg, bo lekki wiatr na dworze, drzwi, okna, które mogły by polecieć przystawione ciężkimi rzeczami i tak by mogło być przez najbliższe 4 m-ce. Rano o 06:52, burza, godz. zapamiętana bo matka stanęła o tej godz. z niewyjaśnionych przyczyn. Zasilacz cały, zresetowałem ją i ruszyła, jeszcze muszę wstawić ją w odpowiednią godzinę.
    I jeszcze też zapomniałem, że dziś kolejny dzień narodowej histerii, w wiosce trąbki już się odzywają, choć sam mecz dopiero o 15:00, z tego co mi wczoraj mowił 373.

piątek, 24 czerwca 2016

Piątek #996

   Wczoraj była żona od 975 po cysternę ze Spirydionem. Małego Spirydiona leczono przez 2 lata, na alergie, jakieś uczulenia. Przez ten okres dostawał co raz mocniejsze leki, bo rzekoma alergia nie chciała ustąpić. W naszej służbie zdrowia odbywa się to standardowo. Przychodzi się do lekarza i jak mu się powie mam kaszel, to on ma listę 25 leków, które trzeba zastosować na kaszel. Wpierw przepisuje lek:
- 1 (pierwszy) nazwijmy go A o ogólnym działaniu, gdy nie skutkuje i przychodzi się po dwu tyg., że nadal, to
- 2 lek B, nadal gdy nie skutkuje po dwu tygodniach
- 3 lek C, już trochę mocniejszy. Jeżeli nie skutkuje
- 4 lek D, jeszcze mocniejszy za to też droższy, ale okazuje się do "dupy". Gdy i to nie skutkuje
- 5 lek E do zrobienia w aptece, do odebrania za 2 dni, trochę tańszy, ale mamy świadomość lekarz podchodzi do nas indywidualnie, bo lek do zrobienia. Jeżeli nadal nie ma efektu
- 6 lek F. Mocny, drogi wydawało by się funkcjonalny, z efektami ubocznymi dla organizmu, bo ta mocność z czegoś wynika. No ale, cholera jasna, nie ma efektu i zaś przyłazimy do lekarza
- 7 lek G, ale tu trzeba kupić maszynę do inhalacji i owy lek rozpuszczać i inhalować tego chorego Spirydiona. Po kolejnym m-cu musimy się ponownie pojawić u lekarza, aby
- 8 lek H. Też chujowy i zaś leziemy do niego
- 9 lek I, przy którym jesteśmy już pod irytowani wydawaniem kasy i traceniem czasu, ale wszak leczymy własne dziecko, przeto
- 10 lek J, jeżeli to się nie skończy to mamy w planie zbluzgać lekarza. Niestety
- 11 lek K, qrwa mać, mamy już dość, ale niestety
- 12 lek L, lecimy do innego lekarza, tego mamy w dupie i nie wykupujemy leku L.
  Inny lekarz w szpitalu zleca szczegółowe badania. Okazuje się rośnie trzeci migdał. Mały Spirydion zostaje skierowany na operację jego wycięcia, jest również kompleksowo badany. Żadnej alergii nie stwierdzono, wobec czego dowiadujemy się, że przez 2 lata był leczony na coś czego nie było. Wdupiliśmy kasę w koncerny farmaceutyczne zupełnie niepotrzebnie, chyba ku ich uciesze. Mało tego w tych kompleksowych badaniach okazuje się, że leki, które mu podawaliśmy rozwaliły mu śledzionę i ta się powiększyła od ich efektów ubocznych i teraz operacji zrobić nie można, bo trzeba wyleczyć ową śledzionę i jak ta się doprowadzi do stanu używalności to dopiero na stół operacyjny. Wobec powyższego Spirydion
- 13 lek S, na śledzionę.
 Czemu to opisuję, bo to nie odosobniony przypadek, też się tak kiedyś leczyłem, również prawie dwa lata, po czym dałem sobie spokój. Co prawda schorzenie było inne, ale podobnie w prosty sposób można było na początku je zdiagnozować.
   Wczoraj w wiosce mijałem dwa razy nieznanego dotąd mięśniaka złomiarza, który szedł z wioskowym złomiarzem. No tak wyglądał, że mało nie zemdlałem. Lato w wiosce w pełni, to złomiarze latają już w klatach, nadto weszły do mody krótsze spodenki jak w ub. roku, to i więcej widać, jeszcze w przyszłym zrobią modę jak w latach 80-ych i całe nogi będą widoczne. Ale ten złomiarz, to nawet jak zasypiałem przewijał się przed oczami. Taka sztuka... +
   A z działki kolejowej, w sumie lato, a tu opóźnienie poc. 249 min.

 I jak to na kolei bywa, poc. Zwiększył opóźnienie do 265 min. Z takim opóźnieniem to kiedyś zjechaliśmy z kolonii letnich do Katos ileś tam lat temu, ale autobusem. Mało kto wtedy czekał, bo nie było komórek to i nijak powiadomić, kiedy będziemy to rodzice się porozchodzili. Wracałem o 01:30 do domu w nocy. 
     
     Po za tym wreszcie, wreszcie dodupiło temperaturą. Dziś rozpoczynam rozruch poranny i na placu o 09:30 jest 28C. No wyjebka. Czemu u nas tak nie jest pełne 4 m-ce. Siedzę na grupie A i żar wlewa się na nią z placu, aż chce się żyć. Budynek stacyjny już pootwierany, nagrzewanie trwa. Wczoraj w wyniku nagrzewania na grupie A naciągnęło 25C, na grupach B i C 26C. dziś może uda się podnieść o jeden może 2 stopnie. Z doświadczenia wiem, że okres nagrzewania budynku to jakieś 3 pełne dni jego całego otwarcia. 

czwartek, 23 czerwca 2016

Czwartek #995

   No wreszcie, wreszcie budzę się i na placu jest cieplej jak w mieszkaniu. O 09:30 jest 25C, to też po wstaniu rozpocząłem procedury nagrzewania budynku stacyjnego.
   Wczoraj obieg z cysternami wyjątkowo późno, chyba w tym półroczu tak późno nie jechałem (21:40). Choć zgłoszenie nadeszło ok. 19:00 to byłem w tym czasie u 373 35min jazdy ze stacji macierzystej. Pojechałem tam głównie, aby przelutował i sprawdził słuchawki do moich telefonów N2600. Poczciwe stare telefony, na jednym z nich co jakiś czas wykupuję rozmowy bez limitu za 20 zł. Najlepsza oferta chyba na rynku. Internetu w telefonie nie potrzebuję, sms-ów z tel. nie wysyłam, wszystkie pcham z kompa stacjonarnego. I szybciej i sprawniej.
   Będąc u 373 zadzwoniłem do 979, czy jest na stacji i czy ewentualnie możemy obieg zrobić jego autem, bowiem jeszcze cegły bym zwiózł. Zgodził się, ale tradycyjnie coś tam stękał. Nie pamietam jaką godzinę powrotu mu podałem, ale zadzwonił chyba po 30min, gdzie jestem to oznajmiłem, że dopiero odchodzę ze stacji zwrotnej, dostałem wyjazdowy. Zaczął wtedy ujadać, że już by gdzieś był i coś tam jeszcze. Nie lubię się kłócić to też dałem mu się wyszczekać po czym rozłączyliśmy się. W drodze stwierdziłem, że obieg zrealizuję na rowerze, skoro ujada, to na co mi jego dalsze. W trakcie jazdy napisał: Auto stoi, ale decyzja już podjęta. W stacji przerobiłem skład, podpiąłem puste cysterny i ruszyłem w obieg. Na stacji zwrotnej byłem ok. 22:05. Odpiąłem puste cysterny, zapiąłem pełne i w drogę powrotną. Wyjątkowo ciepło było, może 20C (po przyjeździe nie sprawdzałem temp.) to też nie śpieszyłem się. Gdzieś w połowie zadzwonił 979 i znowu ujadał, że zostawił specjalnie auto, że jak tam jestem to on podjedzie i weźmie mnie i te cegły (nie wiem jak chciał to zrobić), ale podałem kilometraż linni, to zrezygnował z jazdy.
   Powyższa sytuacja wynikła z błędu dwu stron. Mojej - nie podałem opóźnionego odejścia ze stacji 373, jego - nie podał dalszych planów oprócz obiegu z cysternami, to też nie wiedziałem do czego mam się zastosować. Przypuszczałem, że innych planów już nie miał zważywszy na późną godzinę.
   Po za tym zaczyna się wariactwo wyjazdowe. Oczami wyobraźni widzę już ten bieg i szaleńczą jazdę na poc. aby zdążyć, na wyjazd wakacyjny. Dziś ruszyły pierwsze przygotowania w związku z wyjazdem.  Zajrzę też do uniwersalnej listy co zabrać. Kilkanaście lat temu została, oczywiście po iluś tam wyjazdach, na których wiecznie czegoś brakowało, spłodzona uniwersalna całoroczna lista wyjazdowa. W jej zapisach są zarówno czapka, szalik, rękawiczki, jak kąpielówki, okulary słoneczne itp. Sprawdza się od chwili powstania i przy każdym wyjeździe, nawet trzydniowym do 824 w/g niej kompletuję rzeczy.

środa, 22 czerwca 2016

Środa #994

    Będąc u 824 siedząc przy kompie i coś tam robiąc oglądałem kątem oka program podróżniczy, na jakimś kanale travel, czy discovery. Rzecz dot. zmniejszającej się populacji rekinów w rejonie Azji, bowiem lokalna ludność je zeżarła. W trakcie programu pokazane było życie tej lokalnej ludności, a także przygotowania do ślubu. Pan młody w rozmowie przed kamerą stwierdził, że ponieważ on wychował się w wielodzietnej rodzinie to też chce mieć (uwaga) dwadzieścioro dzieci. Jak to usłyszałem to mnie zamurowało. Od razu pomyślałem - nie dziw, że je zeżarli, skoro się namnażają jak króliki. Jednocześnie w filmie była pokazana niby pomoc tym ludziom polegająca na zmienieniu ich zarobkowania z niezabijania i nie zeżerania, a części odsprzedawania rekinów, tylko np. na zarabianiu przewożeniem turystów, którzy chcą jeszcze nie pożarte rekiny zobaczyć.
   Kiedy znajdzie się ktoś odważny mówiący wprost, żeby się nie namnażali, nie pierdolili po kątach i nie płodzili naście dzieci, których następnie nie mają czym wyżywić. Czy to tak trudno jest wpoić tym ludziom, dać im TIR-a gumek i niech to robią w nich, tylko jakieś zastępcze działania. Jak się będą tak namnażać to i tak żarcia braknie w rejonie, bo są ograniczone możliwości produkcji. Nikt też im nie mówi, że jak ich będzie mniej to będą lepiej żyli. Dostępność pożywienia będzie większa, finansowo będą zasobniejsi, praca ich nie będzie taka tania. Nie ma nikogo, kto by sensownie im to wytłumaczył. Ale przeciwieństwem tego co być powinno, w aktualnościach lokalnych mignęło mi seminarium pod tytułem (mniej więcej) "Jak dobrze mieć duża rodzinę" zorganizowane przez parafię skądś tam, na które zostały zapro rodziny wielodzietne. Słuchając tego tytułu, za nim jeszcze padło na instytucje kościelną od razu pomyślałem o niej, bo któż by inny oprócz kościoła i rządu, mógł takie seminarium spłodzić? Tylko tym dwu instytucjom zależy, z wiadomych względów, na tym aby ludzie rozmnażali się jak króliki. Niestety to właśnie te dwie instytucje zwłaszcza jedna mająca dostęp do mediów okłamuje ludzi pieprząc bzdety o pozytywach rozmnażania się, a oczywiście część tłuszczy łyka to jak głodne pelikany i tylko ekonomia powstrzymuje ich przed realizacją głupiego planu rządowego.
    Rozmawiając z 811 o rynku pracy, mówiła że Opel kiedyś jak zlecał podwykonawcom coś do zrobienia, to pisał: macie to zrobić tak, tak, w takiej jakości i w takiej cenie. Dziś pisze, zróbcie nam to tak i tak, w takiej jakości w takiej cenie, ale jeżeli nie możecie, to zróbcie to w niższej jakości, ale w ogóle zróbcie. (w domyśle, bo nie ma nam tego kto zrobić)
   Równolegle z programem rządowym 500+, powinien być oddolny program społeczny nawołujący do utrzymania niskiej ilości urodzeń. Na przekór rządzącym i wyzyskiwaczom pracowników.
   A wczoraj została przedłużona narodowa histeria. Mając uruchomiony symek kolejowy spozierałem sporadycznie na mecz reprezentacji, za to bardzo sytuacje w nim poruszały 979 i trochę mniej 826, który 65 min meczu obejrzał wraz z 979, po czym wydalił się do pracy. Po meczu świętować również wydalił się 979, a ja zrealizowałem zaplanowane dwa kursy składem po piasek do remontu. Z tego świętowania 979 przyszedł dość słaby, na tyle, że na pytanie czy podstawić wiaderko wyraził zgodę, ale nie napełnił.

wtorek, 21 czerwca 2016

Wtorek #993

   Fatalnie, fatalnie. Miałem się zabrać za koncepcje 1000-nej notki, a tu zarys jest tylko w głowie, a czasu co raz mniej do cyca i znając siebie jak zwykle będzie w biegu.
   Wczoraj dzień prac domowych, bo bezsłonecznie do tego zimno, co zresztą pisałem. Obieg z cysternami zgłoszony o 16:25, ale z informacją, że stacja zwrotna bierze dopiero od 20:00. Dobra i taka informacja, bo mogłem zająć się czymś dłuższym wiedząc, do której mogę się czymś zająć. W czasie obiegu z cysternami, na ostatnim szlaku minąłem remontowany dom, a tam w bagu (taki wlk. wór na gruz) składowane były do wyciepnięcia cegły całe. W związku z tym poinformowałem stację zwrotną, iż za nim zapnę skład cystern to wykonam kursy na szlaku do km. i z powrotem. Tych kursów było 5. W tamtą stronę do km. wykonywane były pustym składem to z normalną prędkością, w drodze powrotnej już z przesyłką wyjątkowo ciężką, bez wymaganej masy hamującej przeto prędkość dopuszczalna do 10km/h i z taką max, zwoziłem cegły na stację zwrotną rozładowując je w msc., w którym nie będą przeszkadzały. Ilość przywiezionych powinna zaspokoić potrzeby remontowe, bo wcześniej też z 979 kilka zwiozłem, a aż tyle wymurować nie potrzebuję. Po zrobieniu kursów i minięciu 70 min, zapiąłem skład cystern i do stacji macierzystej. Ostatnio kursów na stację zwrotną mniej, bo końcówka i ostatni będzie (jeżeli będzie) w czwartek.
    Dotarł wczoraj 371, który na msc. opróżnił jedną cysternę, a do domu trzeba go było odwieźć, bo wiem nie chciało mu się iść pieszo. Cały czas mu tłumaczę, aby zainwestował w jakiś rower, co nie będzie łaził pieszo, bo nie zawsze się chce. Na szczęście dla niego mogłem go wczoraj odwieźć, a ponieważ 979 wyraził zgodę na użyczenia auto, to pojechałem.
    Procedury wyłączeniowy zakończyłem 23:15 o tej wyglebiłem. W esce TV akurat był emitowany odcinek wczorajszych z dwoma kolesiami, jeden przebierał się za drag queen, drugi taki akurat dla mnie, wygląd jak najbardziej. Po reklamach już nie oglądałem go do końca, bowiem na spanie 979 włączył zassane z neta odcinki Dragon Ball-a, na szczęście po japońsku z napisami, to szybko zasnąłem, bo mózg nie trawił dialogów nie rozumiejąc ich.
    Po za tym była dziś 19-ka z katos. Trochę go wymęczyłem, ale jakoś to strawił, no w końcu pasywny, a też i w trochę innej pozycji to zrobiliśmy, wszak trzeba eksperymentować co nie będzie tak samo. Dziś już po seksie rozmawiałem z 19-ką nt. wczorajszego odcinka wczorajszych i powiedział, że tego pierwszego zna, jest z katos, ale obecnie mieszka w wawce na Żoliborzu, przynajmniej takie ma ostatnie info.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Poniedziałek #992

    Przemęczenie. To taki fajny zwrot, ale zasadniczo większość ma inną definicje, zależną od własnych przeżyć, doznań, wydarzeń, wypadków. Był wczoraj 840, któremu urodziła się córka miesiąc temu. Ponieważ coś jej jest to z w nocy nie śpi, tylko płacze i w związku z tym 840 też nie śpi, no może zdarzy mu się godzinę, dwie z przerwami. W takim stanie idzie do pracy jako kierowca ciężarówki. Po któryś tam dwu dniach, a właściwie nocach kiedy spał własnie w takim wymiarze na trzeci dzień jechał i spowodował wypadek, ze swojej winy. Na jego ciężarówkę, na szczęście pustą najechała inna . To iż była pusta spowodowało obrót o 180 stopni i mniejsze straty, bowiem (jak mówił 840) nie złamała się rama, a tylko uszkodziła skrzynia i wykonał ów obrót.
   Pracując po naście godzin, nie dosypiając nawet nie zdajemy sobie sprawy jakim niebezpieczeństwem jesteśmy dla innych jeżeli pracujemy na stanowiskach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo innych względnie na takich, na których innych możemy uszkodzić. Niestety tak się czasami dzieje, a następnie dochodzenie jest krótkie niewnikające w szczegóły. Ot sprawcą wypadku jest 840 i tyle, spr. zamknięta. To, że w zasadzie nie powinien przez jakiś czas (ten kiedy nie dojdzie do wypoczynku) wykonywać zawodu, to się pomija, a wszystko to dla kasy.
   Wczoraj wracałem od 824 i tradycyjnie w poc. oświetlenie jak w nocy, tzn. całe się świeciło przy słonecznej pogodzie. Oczywiście nie ma komu tego wyłączyć, nie wiedzieć w ogóle po co to nagminnie się świeci, chyba po to aby podnieść od 1-go lipca ceny biletów, bowiem ktoś jednak za zużyty prąd zapłacić musi.
    Wczoraj też po przyjeździe od razu nagrzewanie budynku stacyjnego, bowiem dziś dzień zimna, a wczoraj 26C, to trochę nagrzałem, aby dziś przetrwać przy zamkniętych oknach. Faktycznie na placu o 11:00 jest 15C.
   Z 979 byliśmy wczoraj po cukier w tesco po 2,20zł/kg i przy okazji podjechaliśmy do maxi pizzy zeżreć pizzę z kuponu tzn. dwie w cenie jednej, to chyba najlepsza oferta od nich na kuponach.
   I taki poranek lubię. Wylazłem z łóżka ok. 09:25. Jakiś dzień, że mi się chciało kopulować. Poszedłem się odchudzić, a w czasie odchudzania myślałem czy rozładować zbiorniki na zdjęciach ze 172, czy na jakimś filmiku. Na końcu odchudzania dzwonek, ktoś stanął pod wjazdowym. Okazało się to 972. Podałem zezwalający i wpuściłem na stację. Po dwu minutach siedzenia (jego) na łóżku pozbawiłem go koszulki, a po następnych 3-ch już leżał na podłodze, a po paru sekundach ja na nim. Poszło nawet nawet, na końcu orgazm, to ta chwila, dla której tak wiele jesteśmy w stanie zrobić. Ona trwa krótko, może jakieś 3 sek., a jak to było w jednym filmie - średnio w roku doznajemy 12 min orgazmu (łącznie). Już po wszystkim zrobiłem jeszcze delikatny masaż pleców 972, a po rozmowie, może, 10 minutowej wyprawiłem go ze stacji, bo gdzieś tam musiał dotrzeć, bo niby do drugiej pracy jednak idzie.
   Taki poranek to mógłby być prawie codziennie. Piszę prawie, bo nie wiem czy każdy by mi się taki podobał i czy na każdy  miałbym chcicę.

niedziela, 19 czerwca 2016

Niedziela

   Od jakiegoś czasu zauważam w miastach, że ludzie na ulicy, znajomi, jakoś, jak się mijają, nie potrafią ze sobą rozmawiać. Przeważnie odbywa się to w "biegu" chwilę się zatrzymają po czym jakby im się nie wiadomo gdzie śpieszyło, rozchodzą się jeszcze ze sobą rozmawiając. Tak jakby ta chwila np. minuta dłużej rozmowy stojąc obok siebie miała zaważyć na ich dalszych planach. Czasami sam łapię się na tym, że robię podobnie. Po chwili zastanawiam się - po co? Przecież mogę stać obok drugiej osoby i z nią rozmawiać, po czym jak zakończę rozmowę rozejść się, a nie mijać się i gadać, a w miarę oddalania krzyczeć do siebie.
    Będąc u 824 zajechałem do 811. Ma na przetrzymaniu młodego owczarka niemieckiego. Właściciele, gdzieś tam zasłyszeli i robią psu, kilku miesięcznemu dietę w wyniku, której jest chudy, praktycznie szkielet, nawet sama 811 stwierdziła, że jest bardzo chudy. Powiedziałem jej, daj mu więcej, przecież nie widzą, a skoro oboje stwierdzamy, że jest za chudy to może niech je. Ale 811 - skoro tyle mam dawać to tyle daję. Powiedziałem jej, że część ludzi powinno mieć samochody na kółkach, zamiast psa na smyczy. Nie wiem czemu się tak dziwnie zachowują, ale to chyba ogólnie obniżający się poziom wiedzy większości społeczeństwa. Ciekawe czy na swoim dziecku by tak eksperymentowali? Pies się nie poskarży. Młody to nawet powinien więcej jeść, wszak się rozwija. W ogóle czasy takie, że psy jedzą w domach przeważnie suche karmy, bo tak wygodniej, ale czy my tak jemy? Jak miałem psy to dziennie gotowałem im podroby, bo tanie, a mięso jest tym co pies powinien jeść. Kto dziś zaprząta sobie głowę gotowaniem dla psa, skoro nawet dla siebie nie gotują. Chyba jestem pierdolnięty, albo nie nadaję się do tego społeczeństwa.
   Są takie filmy, które po jakimś czasie nadal ogląda się z przyjemnością. Wczoraj TV powtórzyła film" "Ze śmiercią jej do twarzy". Jakże aktualny temat w procesie starzenia się i jakże dobra obsada. 

sobota, 18 czerwca 2016

Sobota #990

   Żyjemy w fajnych czasach, kiedy można pleść przeróżne bzdury i nikomu nic się nie dzieje. Jak poproszono PKP SA. o udostępnienie info nt. kamer na dworcach to PKP odpowiedziało (UWAGA!) : „cel monitoringu wizyjnego ukierunkowany jest na interes gospodarczy Spółki, a nie zapewnienie porządku czy bezpieczeństwa publicznego”. Czyli kamery nie mają zapewniać bezpieczeństwa. A to ciekawe, bo wszędzie indziej piszą, że jednak tak. Dalej odpowiedzieli, że wykorzystywane są w celu „zwiększania dyscypliny i wydajności pracy”, no szczególnie te wokół dworców i na peronach.
  Rzecznicy prasowi pletą bzdety, nikt ich z tego nie rozlicza, a już zwłaszcza media, które powinny to robić. Jak rzecznik prasowy powie, że z powodu przylotu Marsjan linia kolejowa jest nieprzejezdna to reszta przejdzie nad tym do porządku dziennego na zasadzie: skoro tak powiedział to tak musi być. Wczorajszy silny wiatr po raz kolejny pokazał efekt daleko posuniętej oszczędności. Na Górnym Śląsku dwa poc. sieciowe obsługują teren. Niektóre tory przez dobę były nieprzejezdne, bo jak dwoma poc. sieciowymi udrożnić uszkodzone sieci trakcyjne?
   No i jeszcze jedna ciekawostka z rynku kolejowego. Koleje Śląskie (powinno być górnośląskie) wprowadzają bilet promocyjny 10 przejazdowy ("Bilet bez ogonka"), który (uwaga) jest w cenie 10 biletów jednorazowych. Ciekawe jak długo nad tym myśleli.
   Dziś wyjazd do 824. Może dopiszę coś jeszcze u niego, tymczasem muszę się zwijać, zamknąć stację i wydalić z niej.

piątek, 17 czerwca 2016

Piątek

   Wczoraj w czasie narodowej histerii zaplanowane dwa obiegi z gabarytami, a kursy powrotne z piaskiem na remont. Planowanie okazało się strzałem w 10-kę. Na ulicach pusto jak w czasie wigilii w grudniu. Nieliczne jednostki były mijane, z czego zdecydowana większość do kobiety z psami na spacerach. Przy zapinaniu składu z piaskiem w drugim obiegu dało się słyszeć z okien ujadanie kibiców. Pomyślałem - strzelili i to nasi. No fajnie. Zapiałem skład, uproszczona próba hamulca zespolonego i w drogę powrotną. W drugim kursie skład trochę przeładowany, ale z braku ruchu na ulicach można było tak jechać. 979 na meczu u 832, do którego poszedł z koleżanką Z K-ic Ligoty. Po meczu odwiozłem ich, tzn. 979 jechał jako pasażer, bowiem ileś tam łyknął. Chwilę po meczu drogi się zapełniły, ale w miarę jazdy ponownie pustoszały. Wracaliśmy już praktycznie mało kogo mijając.
   Wczoraj był też sąsiad, który kiedyś naprawiał lodówki i u którego kiedyś dorabiałem. Przyszedł sprawdzić lodówkę "Donbas" z 07-1984 r. Niestety okazało się, iż dożyła swoich dni. No cóż, szkoda, ale tak się zdarza. Działa nam jeszcze jedna z podobnego okresu "Mińsk". Ktoś tam kiedyś był w muzeum PRL (nawet nie wiem czy 979, musiałbym się go spytać) i opowiadał co w nim jest. Tak w miarę jak wyliczał potwierdzałem kolejne pkt. tego co jest na stacji i jeszcze działa, lub też jak w muzeum, z powodu rozwoju technologii jest odstawione jako eksponat. Po wyliczeniu, stwierdziłem:
- nie muszę tam jechać, mam muzeum na stacji i mogę dziennie je za darmo oglądać.
   Podsłuchane z radia kolejowego. Z nastawni wykonawczej nastawniczy mówi do drezyny:
- to możecie pominąć semafor "K" i podjechać do rozjazdu nr 76, bo coś mi nie przechodzi
- jaki semafor "K"
 (chwila ciszy)
- semafor "S"
- mówiłeś "K", ale jak mam Ci go przełożyć nie mam czym
- jakąś brechą?
- poszukam, dobra podjadę.
  Młoda obsada na nastawni nawet nie zna swojego okręgu nastawczego. Semafory "K" są na grupie zachodniej stacji Chorzów Stary, nieczynnej od około 10 lat. Nie wiem jak oni przechodzą autoryzacje, albo jakie zadają im pytania na niej, że w pracy, a nie znają swojego okręgu.
   Napisałem sms-a do 979, iż jestem po spożyciu oczywiście nie dosłownie, ale zrozumiał. Zadzwonił kontrolnie sprawdzić w jakim jestem stanie, jako powód podając mycia auta. No może być i tak.

czwartek, 16 czerwca 2016

Czwartek

   Wczoraj z pracy dzwoni do mnie 979 i opowiada taką historię. Sprzątaczce w firmie zniknęło ubranie robocze. W niecałe 24h po incydencie zarząd firmy podjął decyzję o założeniu monitoringu w firmie. Już w trakcie rozmowy z 979 mówiłem, że coś mi tu nie pasuje. Ubranie robocze to może 200zł z butami, a gdzie tam koszt monitoringu z powodu jego zniknięcia.
   Po przyjściu po pracy 979 przedstawiłem tezę, że już wcześniej podjęli decyzję o monitoringu, ale brakowało im pretekstu, a ponieważ sprzątaczka kolaborowała, o czym mi 979 mówił kiedyś tam, to łatwo było ją wciągnąć w sprowokowanie incydentu z ubraniem roboczym, jako pretekstu do założenia w firmie monitoringu. Tak się dzieje od lat, tak ludzie od lat postępują i tak się będzie działo. Tak wybuchła pierwsza wojna światowa po incydencie zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, tak można by wymieniać i wymieniać. Zarząd potrzebował incydentu do założenia monitoringu to go znalazł i zastosował. Nadto sprzątaczka w dzień przed zniknięciem ubrania roboczego wydaliła się po pracy z dwoma dużymi reklamówkami. Jak na nastawniach kolejowych montowali kamery, mikrofony to uzasadnieniem było (bo to dziś modne) podniesienie bezpieczeństwa ruchu. A tu w firmie gdzie pracuje 979 co mieli zrobić? Powiedzieć, że dla podniesienia bezpieczeństwa ruchu? No nie, to też potrzebny był incydent. Ale to ma jeszcze jedną stronę. Znaczy się brak zaufania do zatrudnionych pracowników, choć Ci tworzą stałą ekipę od lat. Średnio co 2 lata ktoś się wymienia, a reszta ma staże pracy ok. 8 i więcej letnie. To właściwie dziwi mnie o co chodzi, jakie informacje chcą uzyskać z monitoringu?
   Po za tym wczoraj popo dałem znać żonie od 972, że nie mam skąd pożyczyć auta i zgłaszam jej to wcześniej, aby nie była zaskoczona. Oczywiście ciepała jakieś propozycje, aby od 979, ale jej wytłumaczyłem, że to auto od brata 979, a nie jego, a brata znam średnio, po za tym nie mam skąd. Już po rozmowie pomyślałem nieoczekiwanie wolny weekend. Nie będzie widzenia małych skurwieli, ale mnie to tam rybka. Na wakacje może ich zobaczę, może jakieś rozmowy przeprowadzę.
   Wczoraj wieczorem przylazł też 371 odebrać cysterny z obiegu przedwczorajszego i wczorajszego, oraz odebrać zakupioną do ich podgrzewania maszynkę 600W z 1972r. Wtedy to robili dobre rzeczy. Do dziś eksploatuję kilka takich i działają latami. Na podstawie relacji 371 i 979 widać jak działa polityka w sensie negocjacji, zależności. 979 kupił od brata auto. Najlepszym mechanikiem w okolicy jakiego znam jest 371 i 979 o tym wie. To też jak wczoraj ok. 21:50 371 zaczął stękać o niechęci iścia pieszo do się na warsztat to 979 bez żadnego sprzeciwu powiedział, abym go odwiózł, co też zostało wykonane. Normalnie nikogo innego by nie odwoził, a już tym bardziej ja, ale ewentualne przyszłe naprawy i tak trafią do 371.

środa, 15 czerwca 2016

Środa

    Z jakiegoś powodu, nie dociekałem z jakiego, odbył się wczoraj na ogródku u 832 grill. Zaopatrzyliśmy się z 979 w piwa, kiełbasę, neutralizator (ketchup) i poszliśmy z zakupami na ogródek. Był tam 832, laska od niego, 834 weszliśmy my, a następnie dwie siostry [koleżanki 979, 897 (to chyba nawet od niego rodzina)], z których starsza odstawia taniec godowy do 979, a ten z kolei chciałby pyknąć młodszą. Tradycyjny trójkąt relacji. Doszedł później jeszcze 897, a gdy miał nadejść jego brat to musiałem się wydalić w obieg z cysternami, bowiem nadeszło zgłoszenie o 19:35, ale przesunąłem je o półtorej godziny, no bo trza wchłonąć kiełbaski. My z 979 mieliśmy droższe, ale też smaczniejsze, co później się okazało po zeżarciu jednej z tego tańszego sortu od innych. Do grilla łykłem jedno piwo, miałem drugie, ale scedowałem je na 979, bo nie jestem piwoszem, to też po drugim miałbym problemy z iściem z powodu pełnego żołądka. Już i tak z powodu obżarcia się obieg z ograniczeniem prędkości, aby tego totalnie nie wstrząsnąć w żołądku.
    Wczoraj w obiegu z cysternami, dość późnym widziałem syna od 821. U nich to przeleciałbym i 821 i jego syna, ale on szedł z takim pasztetem, iż pomyślałem sobie, oby to nie była jego laska. Nie wiem jak te mięśniaki z wioski to robią, że dość często łączą się z takimi pasztetami. Może przyroda to tak specjalnie robi, aby populacja nie rozchodziła się dwubiegunowo na tych zajebiście ładnych i pasztety po drugiej stronie. Tak on zajebisty, ona... dzieci średnie. Wracając z obiegu spotkałem 181, jego siostrę i mięśniaka od niego. Temu 181 na razie się nie wiedzie, ale to pokłosie dotychczasowego życia. I jak następnym, nawet na przykładzie 181 czy choćby 372, wykazać potrzebę edukacji? Przecież się nie da, bo wszyscy powiedzą:
- ale frajery, ja będę zajebisty, mnie to nie spotka.
  Jakoś dziwnie co do niektórych mam obawy, że powiększą szeregi mocno nieudolnych życiowo. Pomimo dostępności co raz większej ilości pracy, część się do niej nie nadaje i dla nich czekają niestety nisko opłacane proste stanowiska. W ogóle to ciekawe jak to się potoczy dalej. Ludzi ubywa, stanowisk pracy do obsadzenia przybywa, tylko nie ma ich kim, bo same nieogarniaki. Przecież takiego 826 to nawet jako pomoc do remontu nie ma co brać, bo straty będą większe niż pożytek z jego działań.
   Wrócę jeszcze do autodestrukcji przez 972. Po oględzinach auta okazało się, że przednia szyba przed pasażerem jest rozbita, pajęczyna przykrywa tą połowę przed pasażerem, więc jest do wymiany; z lusterka prawego oderwana jest jego obudowa, a w mieszkaniu jest wyrwana klamka do drzwi. Dziś zgłoszę żonie od 972, iż nie mam jak pożyczyć auta na piątkowe kursy. Ile można pomagać, W pt. wyjadę do 826, to też jeden z ostatnich terminów, bowiem 26-go wyjazd na wakacje.
  I do archiwum sytuacja meteorologiczna. Od dwu dni zmienił się kierunek wiatru na płd/zach to też temp podniosły się w ciągu dnia. Wczoraj dociągnęło do 24C - normalnie szał macicy. Dziś może być jeszcze więcej.
  To tyle na dziś, bo zajęcia czekają, narka.

wtorek, 14 czerwca 2016

Wtorek

    Wczoraj, ponieważ 979 chce się trochę rozjeździć, a zarazem poznać trasy dojazdu do niektórych miejsc, pojechaliśmy do parku świerklanieckiego. W trakcie jazdy zadzwoniła żona od 972, że w nocnym ataku agresji wytłukł szybę z auta, oderwał prawe lusterko i wyrwał klamkę z drzwi wejściowych do mieszkania. W czasie demolki robionej przez 972 zadzwoniła po niebieskich, aby go zabrali. Przyjechali i pojechał z nimi. Przez tel. mówiłem jej, a raczej pytałem retorycznie ile jeszcze chce czekać, aż od niego odejdzie? Co się musi stać złego, aby wreszcie się rozeszli? Czy ma się tak skończyć, jak niedawno w wiosce po imprezce chłop wyciepł swoją żonę z okna z pierwszego piętra chwytając ją za szyję i pchając za okno, po czym wyskoczył za nią. Ona wylądowała na wózku z uszkodzonym kręgosłupem, on w więzieniu na dożywociu. Czy Ci ludzie nie mają pewnych nieprzekraczalnych granic, po za które sami nie wchodzą? Jak widać na razie nie, a moje mówienie im od 10 lat o rozwodzie nic nie daje i chyba tylko w ramach wyładowywania wzajemnej agresji tkwią w tym związku. Oczywiście w trakcie rozmowy padł koronny argument, który kiedyś usłyszała żona od 972 w sądzie, o otrzymaniu dzieci z powrotem, jeżeli będą w związku małżeńskim. Nie dołączyła jednak do tego zmian, które muszą nastąpić, aby je otrzymać, to też we wczorajszej rozmowie z nią siedząc obok 979 w aucie powtórzyłem jej, że dzieci nie otrzymają, bo powód ich zabrania się nie zmienił, a nawet się pogorszyło, to kiedy zamierza odejść od niego?
   Przy innych okazjach, kiedy on się wydziera na nią, jego pytam się o to samo jego i ... nic. Nie wiem jak to wpłynie na decyzję o urlopowaniu dzieci do domu na wakacje, ale pewnie dowiem się na koniec czerwca.
   I co się dziwić, że takie sceny dzieją się w domach, jeżeli Ci ludzie są niereformowalni i to oboje, bo przecież jakby jedno z nich było bardziej "normalne" to już dawno odeszło by od drugiego. Tak, zachowania rodziców przenoszą się na dzieci, w tym zwłaszcza na 3-go, który odrzucony przez bliskich przeszedł na ciemną stronę mocy.
   Przyszedł 371, któremu ciągnie się sprawa z motorem zabranym na parking bardziej strzeżony. W związku z tym miał się u nich stawić o 08:00, a przyjęli go dopiero o 10:00. Niby mam później iść z nim po pojazd, no zobaczę jak będzie. Ale za nim przyszedł tradycyjnie powadził się z szefem. Z 371 jest podobnie jak z 972 i jego żoną. On stale trafia na jakiś pracodawców, z którymi toczy wojny, a ponieważ to trwa już lata, to zastanawiam się czy ten stan nie jest pożądany, podobnie jak u 972 i żony. Przecież jak ona go szukała, jak się 972 zgubił się na dwa dni, to nie po to, aby mu powiedzieć, że go kocha, tylko aby mieć się na kogo wydzierać i móc go zwyzywać.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Poniedziałek #985

   Coś wczoraj długo spałem, obudziłem się o 10:00, a 979, spał do 11:30, ale wrócił około 04:30 jak powiedział.  Nie mogłem tego w nocy stwierdzić, bowiem po wyłączeniach prądu 4 zegary kolejowe na stacji wskazują inna godzinę i dopiero na wieczór po zatrzymaniu ich ponownie je uruchomiłem jak doszło do 19:19 (lub 07:19), bo o takiej zostały zatrzymane. Po rozruchu porannym, na stację wszedł 826. Trochę opowiadał o imprezie urodzinowej 181 na ogródkach, na której napierdalali się. To jest to co najwięcej utkwiło mu po niej, to kto z kim i dlaczego. Właściwie przez media jesteśmy nastawieni na odbiór negatywnych treści i one nas najbardziej ruszają. Jeżeli coś działa normalnie, coś funkcjonuje bez perturbacji to nie jest w ogóle warte uwagi. Spr. finansowe też są mało poruszane, bo można się komuś narazić, a nigdy nie wiadomo do końca, kto pod kogo jest podpięty. Za to w masakrach rodzinnych zdarzenia są jasne i przejrzyste, a w dramacie rodzinnym mało kto będzie się ciepał to też od lat jest to wdzięczny temat dla mas mediów.
   O 13:35 przypomniała się żona od 972 z wyjazdem do małych skurwieli. Przedwczoraj nie jechałem, bo konserwacja skrzynki to pojechał 972 bez prawka. Pełno ludzi jeździ bez prawka to czemuż by on miał być jednym z tych porządnych?
  Jakoś wczoraj w ośrodku u pingwinów taki miałem tumiwisizm. Patrzałem na dość sporą grupę rodziców, którzy mieli z różnych przyczyn pecha, czy może w części zupełnie nieświadomie sami są winni wejścia do rodzin instytucji państwowych, które skutkowało odebranie im dzieci. W zdecydowanej większości są to ludzie nieudolni, co rzuca się w oczy, a może to jak podstawiam dane do równania i w wyniku wychodzi mi nieudolność. Może msc. + odebrane dzieci = (dla mnie) nieudolność życiowa. Jednak patrząc na ich zachowania w na sali widzeń, to obserwacja zdaje się potwierdzać. Sama rodzina 972 to już jest dramat. Rodzice, którzy pewnie w ogóle nie widzą różnicy między hodowaniem, a wychowywaniem. Matka, która ciągle straszy dzieci:
- nic już nigdy ode mnie nie dostaniesz.
  I powtarza to na każdej wizycie, po czym przyjeżdża na następną z pełną reklamówką chemicznych słodkości dla swoich dzieci. Te to wpierdalają, po czym rzygają lub okupują to bólami brzucha. Ale dla niej jest to wypełnienie rodzicielskiej powinności, bo przecież - jaka jestem dobra i zajebista, bo kupiłam im torbę słodyczy. Ale jak już są i zachowują się nie tak jak ona chce, przy czym każde inne zachowanie oprócz siedzenia w postawie zasadniczej i nie ruszanie się jest niedobre, nie wiem czy oddech też jest brany jako pozytyw czy jako negatyw. Pewnie jakby siedzieli i się nie ruszali to po chwili by powiedziała:
- za głośno oddychacie, nie oddychajcie w ogóle.
  3-go jak zwykle odepchnęła od siebie, po jakimś czasie powiedziała mu aby poszedł na plac, bo ją drażni. No i on poszedł. No jak, qrwa, ma nie przechodzić na ciemną stronę mocy, skoro znikąd pomocy i jest odrzucany.
  Oczywiście teraz formą straszenia ich aby się "grzecznie" (cokolwiek to dla niej znaczy) zachowywali jest przyszły wyjazd na wakacje do domu - bo nie przyjedziecie do domu. Na to dictum 2-gi jej odpowiedział:
- to nie pojadę, tu jest fajnie.
  Nawet nie wiem czy zrozumiała dogłębnie co powiedział, pewnie nie.
   Wczoraj jadąc z 1-szym skurwielem od 972 zahaczyliśmy o kaufla, bowiem zepsuła mu się torba podróżna. Wniosek - zakupy w czasie Euro należy robić jak gra PL reprezentacja. Pusto to tak dawno tam nie było. Na parkingu wolne msc. przed samym wejściem (stały tam 3 auta), co w inne dni jest nieosiągalne. Wewnątrz sklepu też, kasjerki się nudziły i rozmawiały ze sobą, sporadycznie ktoś do jakiejś kasy podchodził.
  Ponieważ mecz, to żona od 972 zadzwoniła aby 1-go skurwiela przywieźć do ośrodka na ok. 20:30, bo on chce zobaczyć mecz. Nie wiem czy bardziej on czy 972, ale zawiozłem ich do ich wioski, ale nie wchodziłem do góry, bo im powiedziałem, że mam wyjebane na to co będzie na boisku, co zrobią i nie ulegam narodowej histerii. Przyjechałem na stację, tu zeżarłem buchty ze szkolnictwa z serkami z przedatowywalni od żony 972, trochę posprzątałem i pojechałem na 20:00 po nich. Do ośrodka przyjechaliśmy ok. 20:30. Akurat odbywał się wieczorny apel, to też 972 z żoną i 1-szym poszli się zgłosić, iż przyjechali a ja wkomponowałem się w apel małych skurwieli. Akurat było przydzielanie rejonów na tydz. do sprzątania. Z tego co zauważyłem chętnie brane były świetlice, nawet korytarz, na samym końcu ubikacje, czyli jak w wojsku przez dziesięciolecia nic się nie zmieniło. Nawet żartowali, że na ubikacje "Pan" jest chętny, na co podniosłem rękę, ale wychowawczyni:
- no przecież Pan nie będzie po Was sprzątał ubikacji.
  Już chciałem powiedzieć, że się zgadzam, ale muszą być gumiaste rękawice.
  Dziś jadą na wycieczkę o 13:00, na jakieś ognisko z kiełbaskami przy jeziorze i mają zabrać ręczniki. Jak to powiedziałem na dole, bo rodzina na mnie czekała przy wyjściu kiedy brałem udział w apelu wieczornym, to 1-szy, że on nie ma ręcznika i aby mu przywieźć. Oczywiście wszyscy się wypięli, ja też, bo dziś do lekarza to i tak nie mogłem jechać.
  No dobra, teraz tyle, bo i tak tu nasmarowałem tego sporo. To narka, do jutra.
 

niedziela, 12 czerwca 2016

Niedziela

   Muszę się jeszcze cofnąć do piątku, bowiem przy chronicznym braku czasu nie opisuję pewnych wydarzeń. Po przejazdach z małymi skurwielami, Na wieczór w rozkładzie jazdy przewóz rogówki dla 672. Auto pożyczyłem za 30zł od 821 i z opóźnieniem 90min, bowiem stanął gdzieś w krzakach i go nie widziałem, że już jest pojechałem przewieźć rogówkę. Wpierw do wioski 672 po niego i 622. Następnie po rogówkę i z nią ponownie do wioski 672. Na msc. posiedziałem u nich do prawie 23:00. W trakcie rozmowy okazało się, a wcześniej 672 nic nie mówił, iż 622 mieszka z nimi. To ciekawe, bo mieszkają na w pokoju z kuchnią, a tu jeszcze dodatkowy lokator, ale za to jaki mięśniak... Lasce pewnie się przyjemnie na niego patrzy, a i 672 ma partnera do grania w CS-a przez neta to mimo małej powierzchni jakoś im się układa. 622 dorzuca się do czynszu i jakby więcej kasy im zostaje na inne rzeczy. Rogówka w tym momencie rozwiązuje spr. spania, bowiem dotychczas 622 spał na materacu na podłodze, teraz przesunęło się łózko, a rogówka stanęła w msc. dawnego położenia łóżka. W sumie to takiego 622 też mógłbym przyjąć na chatę, widok ładnych mięśni zawsze jest mile widziny.
   Wczorajsza operacja konserwacji skrzynki elektrycznej z zaplanowanych 4h wydłużyła się do 6h. Skończyliśmy z 979 o 18:00. Przedłużyło się bowiem włączenia prądu po mniej więcej godzinych przerwach były dłuższe od planowanych, ponieważ w pierwszej 979 mył auto, które kupił za niskie pieniądze od brata, a w drugiej przerwie pastował je po umyciu. Plan był na włączenia 30min, a wychodziło na to, że przerwy były godzinne, włączenia też. Na początku jeszcze problemy z odkręceniem, ukręciła się kolejna śruba, trzeba było nawiercić trzy nowe otwory, aby każdy miał swoją śrubę na odprowadzenie masy, a nie jak poprzednio do jednej były przyłączone dwa mieszkania. Część z braku prądu poszła w teren, bo jak jedna sąsiadka stwierdziła:
- nie mam co robić, jak nie ma prądu.
  Poprzednio konserwację skrzynki robiłem 8 lat temu, wtedy głównie zająłem się fazami i one do dziś są czyste, masy tez były czyszczone, ale forma zamocowania pozostała dotychczasowa. Teraz do jednego drutu zostały domocowane dwa no i miejsce połączenia zostało polutowane. Efekt, miast z jednego drutu do listwy masowej od każdego przychodzą teraz dwa, więc upływ ma większą powierzchnię, choć w drodze jest jeszcze jedno rozgałęzienie. Kiedyś w lecie spr. dokręcenia, ale już bez wyłączenia prądu i jak będzie wszystko ok. to powinno wytrzymać jakieś 15 lat. Śrubunki są nowe, listwa oczyszczona, kable oczyszczone, dobrze skręcone. Oczywiście pojawiały się głosy, aby ściągnąć energetykę, ale nie wszyscy wiedzą, że jest to skrzynka wewnętrzna, więc taka operacja była by odpłatna, po za tym oni mieli by w dupie lodówki i wyłączyli by do czasu zamontowania tego w całości, nadto, przyjechali by pewnie z nową skrzynką, jak zrobili w bloku obok, aby skroić za robotę i narzut za nową skrzynkę. Dziś taka moda, wszystko nowe. A fazy zrobione 8 lat temu czyste, śruby nasmarowane, wygląda jakby było rok temu robione.
   Po tej operacji byłem trochę zmęczony. Tradycyjnie wszystko na mojej głowie, 979 tylko jako pomoc. To też organizowanie sprzętu, koncepcja przerobienia kabli, zrobienia nowych połączeń, wyłączenia prądu w bloku, powiadamiania o długości przerw sąsiadów, a następnie sprzątanie już po wszystko na mojej głowie. Do dziś pozostały nierozłożone narzędzia, przedłużacze, ale to już wieczorem, bowiem za chwilę kolejny wyjazd do małych skurwieli od 972.
  Jeszcze pozostało do krótkiego opisania imprezki urodzinowej od 181, ale to może przy następnym wpisie.

sobota, 11 czerwca 2016

Sobota

       (tekst bez korekty, bowiem nie mam na to czasu i nie dokończony)
   Wczoraj w/g planu po śniadaniu zdemontowałem zamek do skrzynki elektrycznej, dla jutrzejszej konserwacji, głównie przerobienia kabli masowych, aby się nie paliły. Na wczoraj były zielone i przegrzewały się do stopnia, w którym otulina skruszona odpadała od nich. Konstrukcyjnie jest to źle zrobione, dziś to będzie przerabiane. Wyłączenia prądu będą do godziny, aby następnie przez 30min mogły lodówki działać i znów godz. przerwy i tak aż do zrobienia. Po demontażu zamka, jeszcze NR jednej skarpety, zeżarcie i mogłem o 13:30 wyruszyć do wioski 972, by z jego żoną jechać do Zakładu Produkującego Skurwieli odebrać 1-go na przewóz do pingwinów. Jechał z nami także bezgłośny pies, tzn. pies od 972, którego żona nie lubi, bo jest od 972, ale trawi go. Pies wszedł z nami do Zakładu Produkującego Skurwieli, zresztą był już tam kiedyś z nami. Przyjechaliśmy o 14:20, trochę za wcześnie, bowiem 1-szy nie był jeszcze po obiedzie, niby przekazywał, żebyśmy przyjechali na 15:00, ale jak to kiedyś opisywałem umawianie się ludzi na tym poziomie między sobą to jakiś dramat. Ponieważ 1-szy był bez obiadu w drodze zeżarliśmy jakieś danie, tzn. był tam gyros, frytki, sosy (katastrofa gastryczna) i sałatka na wierzchu. Danie za 14zł, które trawiłem do wieczora. Jak już pożarliśmy to dalej ruszyliśmy w drogę do pingwinów. Na msc. rozmowa z pingwinem odpowiedzialnym za grupę, w której są 3 pozostali skurwiele. Pingwin mówiła o 3-cim, który na dziś jest stracony i wyląduje w poprawczaku jak skończy 13 lat, a do tego brakuje mu pół roku. Jest nieznośny, mówi wulgaryzmami, obraża dorosłych wokół siebie i właściwie wszystko ma w dupie i ma na wszystko wyjebane. Rozmawiałem trochę z pingwinem nt. niego, o wzorcach zachowań, o jego niby nadpobudliwości, wybuchowości itp. Trochę jest faszerowany tabletami uspokajającymi, ale nie wiem czy to jest rozwiązanie kompleksowe, raczej doraźne dla spokoju pingwinów i otoczenia. Im dłużej rozmawialiśmy tym bardziej pingwin mówiła ze mną, a pomijała żonę od 972. Jej ubogie słownictwo nie skłaniało do rozmowy, to też chętniej mówiła do mnie, bo tu była jakaś interakcja. Zauważyłem po jakimś czasie, reakcję żony, która została odstawiona na tor boczny i usiłowała sie z niego wydostać, na siłę wciskając się do dyskusji trochę jak słoń w składzie porcelany - teraz ja...
   Pingwin przekazał new terminy bytowania skurwieli w domu na wakacje, wyszło na to, że po za 3-cim reszta będzie razem w dwu terminach. Po rozmowie pojechaliśmy przez moją wioskę, bowiem chcę się pozbyć wersalki, skoro na stan przyjąłem rogówkę, a ponieważ żona od 972 jakąś chciała to przywiozłem ją na stację, aby zobaczyła. Decyzja ma być podjęta. Odwiozłem ją do wioski, a do mojej wróciłem pieszo, bowiem znowu ich pies szedł za mną. Nawet pies nie lubi u nich mieszkać to co dopiero dzieci. Taki ewenement - ze mną ich pies chodzi bez smyczy i idzie w miarę normalnie, a oni z nim lezą na smyczy, bo im ucieka. W drodze na stację spotkałem 222. Jakbym jechał na rowerze, a pies biegł za mną jak to robi część "bardziej" rozgarniętych ludzi, nawet jednego kiedyś widziałem na (uwaga) motorze, a za nim biegł z językiem przy kolanach owczarek niemiecki. Ciekawe czy jakby tego z motoru przywiązać do auta, aby biegł czy by się ucieszył i jakby się zachowywał? Nie rozumiem tych ludzi, ale czy debili należy rozumieć? Mniejsza, szedłem prowadząc rower, bo przecież nie będę jak oni jechał, a za mną pies z językiem po ziemię. 222 bez zmian. Jego laska to ma szczęście. Taki mięśniak, podobnie jak 575 to jest jeden na 100, który się w dłuższym okresie czasu nie zmienia. W sumie to znam trzech takich 222, 575 i 975. Reszta to przechodzi mniejsze lub większe zmiany w przedziale 20 - 30 lat. Mógłbym tu niby dopisać 979, ale on dopiero w pierwszej połowie dwudziestki, to nie wiem jak będzie wyglądał przy trzydziestce. 222 trochę wykończony pracą i remontem co po nim widać. Stał taki bez energii, jakby za chwilę trzeba go było reanimować. Tam gdzie pracuje (w strzyżeniu trawy) niewielu chce pracować to też rejon do skoszenia pozostaje na tych, którzy zostali, to też nie ma lekko, a wypłata też taka sobie, wyciąga tam 2500 po niedawnej podwyżce, ale jest to okupione nadgodzinami. Nadto remont to też ssanie kasy, więc jest z zaliczką na ten m-c, bo aby skończyć to brakło. Więc w pracy do dupy, w domu finansowo do dupy i wyglądał do dupy. 

piątek, 10 czerwca 2016

Piątek

   Wczoraj trochę zapełnione, dziś nie lepiej, a nawet więcej do zrobienia. Z zaplanowanych zajęć, to oględziny skrzynki elektrycznej - jutro ma być konserwowana wraz z 979; NR skarpet (to już trochę pod wyjazd wakacyjny); przejazd z 1-ym skurwielem od 972 odebranego ze
Zjednoczenia Przedsiębiorstw Przemysłu Doraźnego
Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Produkującego Skurwieli
Zakład Produkujący Skurwieli w Katowicach
Filia terenowa "Produkcja Skurwieli - jakość gwarantowana" w miejscowości X.;
po tym kursie, przewóz ode mnie do wioski 972 wersalki, jeżeli będzie akceptacja jej transportu, a po niej rogówka dla 672 z msc. dawnego zamieszkania jego laski, do obecnego msc. ich bytowania i po tym wszystkim będzie już ok. 21:00.
   Wczoraj byłem na warsztacie pracy 371. W zasadzie wygląd na nim mnie nie zaskoczył, bałagan "twórczy" jak u 371, zresztą tak został nauczony w pierwszym zakładzie, w którym wpierw miał praktykę jako uczeń (tam się poznaliśmy), a następnie pracował przez kilka lat i tak mu pozostało. Nie zmienia to faktu, że jest dobrym mechanikiem, a takich na rynku niewiele. Otrzymałem od niego zapas szarego mydła, które stosuję do mycia włosów na głowie i trochę herbaty, bowiem tam nie piją, a ktoś kiedyś nakupił i leży i się kurzy. Porozmawialiśmy o jego pracy tam, po raz kolejny zaproponował pracę w firmie, w której pracuje. Rozmowa dot. też jego szefa, ale po tym co o nim opowiadał przekazałem mu, że po co mam tu pracować skoro tak się dzieje? W trakcie rozmowy pokazał mi pokoje nad warsztatem, w których mieszka, łazienko-wc. Tak średnio, ale brak sąsiadów, teren wokół jakby dla siebie, coś jak mieszkanie w domku z ogródkiem, bowiem przy zakładzie jest ileś tam powierzchni gruntu. Pod zadaszeniem przy budynku grill, msc. do siedzenia, wyprowadzone nagłośnienie w sumie na lato nie najgorzej.
    Następnie on się wykąpał w łazience przy pokojach, w których mieszka (nie wiem dlaczego miałem ochotę wejść pod prysznic wraz z nim, nawet mu to chciałem powiedzieć) zamknął zakład i poszliśmy dawnym torem kolejowym do wioski, a u mnie tradycyjnie puściłem mu (bo zawsze chce) film wojenny, przy którym zasnął po zeżarciu rozmrożonej wcześniej zupy pomidorowej, która sam też zeżarłem. Odszedł ze stacji ok. 21:00. W czasie jak oglądał, czy spał film wojenny odszedłem zrealizować obieg z cysternami (ostatnio obiegi co dwa dni) no i wszedł na stację 979. Chwilę 371 po przebudzeniu urzędował, spalił fajkę i dalej zasnął przy filmie.
  Po tradycyjnym jeszcze wejściu 834, pobyciu przez chwilę na stacji (on wchodzi na nią, jak wraca od 832) i udaniu się w dalszą drogę do domu, włączyłem procedury wyłączeniowe i 979 już o 22:30 wyglebił, a ja ok. 23:00.
  Na koniec (do archiwum) sytuacja klimatyczna. Dziś o 11:00 na placu 21C, nadal wieje od płn, ale jest dość słonecznie. Szału nie ma, dupy nie urywa, powinno być 33C o tej porze roku i przy najdłuższych dniach w roku. W 2010 jakoś na koniec czerwca było 36C (musiałbym dokładnie spr. kiedy miałem ostatnią dniówkę przed urlopem, wtedy kiedy się namieszało). Gotowałem się (oczywiście mi się to podobało) na nastawni. Wszystkie okna pootwierane, papiery przyłożone cięższymi przedmiotami, aby nie odleciały z budynku, same okna też zaklinowane, by przy nagłych podmuchach się nie potrzaskały. Za taką szybę musiałbym sporo zabulić (szyby dużych wymiarów).

czwartek, 9 czerwca 2016

Czwartek

    Pisałem kiedyś o błędzie szczerości. To błąd, który popełniają rodzice przy dzieciach, ale i dorośli też (szerzej o tym było w którejś tam notce). Otóż 972 jak ostatnio sobie łyknął to powiedział żonie, że przyjeżdża do niego dziewczyna z m-ta odległego o 30km. Wpierw powiedział (jak relacjonowała żona) o jej przyjeździe, ale że nic (chodziło o seks) nie robią. W dalszej części wywodu jednak powiedział, że się z nią kopuluje, bowiem nie robi tego nią (żoną). Ta w pierwszej nocy po tym jak to usłyszała poszła spać do pokoju obok. 972 się jakoś przebudził i polazł, do pokoju w którym ona spała i spytał się czemu nie śpi z nim? Ona (tego mu nie powiedziała, ale pomyślała) jeszcze się głupi pyta i udawała, że śpi i faktycznie po jakimś czasie zasnęła dalej.
   Był wczoraj 826, bo załapał się do pracy jako pakowacz krojonego chleba i korzystał u mnie przez wi-fi z fb. Tak mnie to zastanawia, bo przecież znacznie skuteczniejszą formą komunikacji jest zadzwonienie do kogoś, ale jakoś Ci ludzie wiecznie nie mają nawet drobnej kasy aby zadzwonić i ciągle gdzieś sępia łącza internetowe, a marnują swój czas. Pisanie na fb z tel. kom. to jak pisanie sms-ów, a więc powolna forma kontaktu, już szybszą, aczkolwiek i tak dla mnie wolną jest pisanie z kompa przez gg. Dość szybko piszę na klawie to mimo wszystko zajmuje to trochę czasu. I tak się zastanawiam czy nie jest to forma zapełnienia wolnego czasu u tych ludzi, którym przeważnie się nudzi.
   Odnośnie nudów i braku zorganizowania sobie zajęć to wczoraj wieczorem wszedł na stację 834 i to już z relacji 979 (sam zwoziłem piasek na remont w stacji), który o tym opowiadał jak mu przekazałem, o tel 371. 834 siedział na krześle na grupie A i patrzał to w TV, to na ściany (ściany u nas są obwieszone mapami kolejowymi, plakatami dot. sygnałów kolejowych), to na podłogę. Do 979 się nie odzywał to też sam 979 do niego też nie przemawiał. Jak twierdzi 979 - rozmowa z 834 jest ciężka, więc tylko go obserwował.
   Dziś dzwoni do mnie po 10:00 371, aby do niego do pracy przyjechać, bo mu się nudzi, a akurat nikogo nie ma. No pojechałbym, jakby nie 19-ka, która już nadciąga z Katowic. Powiedziałem, że jak będą warunki techniczno-ruchowe to niezwłocznie zadzwonię czy mogę zająć szlak i wejść do niego na stację. Na dziś też chciała się wpisać żona od 972, aby jechać do m-ta na targ i wydać kasę, którą dostała jako zwrot podatku na małych skurwieli, które są w domu dziecka. Oczywiście nieświadoma, choć nie do końca, bo jej powiedziałem, kasę właśnie rozwala, bo przecież rozliczenie zrobiła jej znajoma księgowa, to ona wie co robi.

środa, 8 czerwca 2016

Środa #980

    Chyba lekko się zaraziłem od 979 jego anginą. Jak szedł w pn. do lekarza popo to miał 38C, a w nd. wskazało 39,2C. Na szczęście w razie W są od niego leki, to mam co zeżreć, ale wstrzymuję się, bo jeszcze organizm daje rady.
    Oglądam rano zdjęcie sat http://www.weatheronline.pl/pogoda/satelita/Europa/Europa/podczerwiencolor/premium.htm i zła informacja, niestety napływa i z tego co widzę, napływać będzie, zimne powietrze z płn. No niedobrze do cyca, bo temp. w nocy niskie to i mieszkanie zaczyna się wychładzać. Średnia na poziomie 16 stopni to mało jak dla mnie.
   Wczoraj obieg z cysternami, przez chłód, na trasie mało innych składów, a w zasadzie to pusto. Zbliżają się wakacje to i mniej zwożę na stację, widzę kursy organizowane są co dwa dni.
   Wczoraj też zaczepiłem lokalną księżną. Tradycyjnie lazła z psami to postanowiłem, jak będzie w drodze powrotnej, zaczepić ją. Zaczepieniem miało być ciągnięcie na smyczy starego psa, schorowanego, a księżna z nim lezie jakby mu chciała urwać głowę. Wyszedłem przed blok i symulowałem, że coś tam robiłem na podjeździe. Wtem wyłoniła się z za ściany. Podlazłem i zagadałem czy tak musi ciągnąć psa. Odpowiedziała,
- musi mieć znak, aby szedł
- to bez znaku w ogóle nie pójdzie
  tu nastąpiła cisza, a w tym czasie patrzałem na jego twarz z bliska i wydawało mi się, a raczej byłem pewien, że na niej był nałożony jakiś fluid. Księżna miała coś odpowiedzieć, ale nadeszła po cysternę żona od 975 no i oderwałem się od księżnej.
  Po ok. 15min jak już byłem w mieszkaniu, patrzę przez okno z za firany, a księżna znowu pod blokiem z psami. Zdziwiło mnie to, bowiem jak raz przeszła to nigdy nie widziałem jej w ponownym kursie, a zacząłem się zastanawiać co spowodowało jej nawrót. Tego na razie nie dojdę, ale jak będzie ponownie lazła i uda się podejść to ją zahaczę.
   Dziś ambitna, jak na ostatni okres, lista rzeczy do zrobienia, a o realizacji może napiszę jutro.

wtorek, 7 czerwca 2016

Wtorek

   Jak zwykle muszę to napisać, to jest niesamowite jak ten czas leci. Ciągle coś do zrobienia i jak na dużej stacji ciągle brak mocy przerobowych. Zrobiłbym pkt. 1, ale potrzebny jest czas, a już trzeba zrobić pkt. 2, nadto wargoli się pkt. 3 i tak ciągle. Jak już wygospodaruję jednostkę czasowa na pkt. 1 to wchodzą procedury dnia i też do kolejki i tak ciągle.
   Za to informacja dnia, w sierpniu na stację ma wejść 172. Zadzwonił i się ucieszyłem, bo to 5 m-cy krócej jak było pierwotnie, ale coś tam mu zawiesili i go ułaskawiają wcześniej.
   Po za tym remont zwolnił, bo ciągle coś tam, i jest robiony w wolnym czasie, którego za dużo nie ma. Oczywiście wydłuża to jeszcze moja dokładność, bo nie mam zamiaru przez najbliższych 30 lat sięgać ponownie do tego co robię obecnie. Powinno tyle wytrzymać. Niestety dokładność i staranność to też czas, którego na nowych budowach nie widać w ogóle, i jak patrzę na nowe bloki czy domki oddawane do eksploatacji, to współczuję właścicielom, czy lokatorom, ale co zrobić takie czasy, wszystko szybko byle było, a po oddaniu niech się martwią inni. Najlepszy przykład DTŚ w Zabrzu, po której jeżdżę do 1-go skurwiela do 972. To powinna być nagroda roku za fuszerę w skali kraju. Nie wiem czy gdzieś jeszcze w PL tak źle zrobiono drogę. Aby ją oddać do użytku maszyny żrące asfalt zostały wpuszczone, aby zebrać garby na nowej drodze. Nie, że w wyniku eksploatacji coś się tam stało, tylko zostało tak źle zrobione i aby w ogóle ruch można było prowadzić otwarto wadliwą drogę. Widać to na tym filmie https://www.youtube.com/watch?v=PjAV8Uf1Sfo . W ogóle jeżdżąc DTŚ widać nowoczesne budownictwo drogowe. Jest to najnowsza droga w aglomeracji i na wielu odcinkach się sypie. W niektórych miastach jak w Świętochłowicach po kilku latach eksploatacji położono nową nawierzchnię, gdzie normalnie droga powinna wytrzymać 20 lat. Są rejony PL gdzie drogi mają 40 lat i się trzymają. Ale to tak jest jak kasa, przy uśmiechu decydentów, płynie do prywatnych kieszeni.
   Od trzech dni wieje z północy przeto przy bezchmurnym niebie jest o 14:00 tylko 20C. No do cyca zimno.
   Wczoraj nie było obiegu z cysternami, nawet dobrze w zamrażalniku zrobi się miejsce. Zabieram się za dalsze zajęcia, bo już 14:00. To narka.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Poniedziałek

Wczorajsze jeżdżenie pomiędzy małymi skurwielami od 972 zajęło z przerwami czas do 20:30. W jednej z przerw udało się ściągnąć 971, aby obejrzał miejsce przebudowy grupy B. Jednak co fachowiec to fachowiec podał gotowe rozwiązanie, a sama przebudowa zacznie się już po przyjeździe z wakacji. Wcześniej się nie wyrobię z przygotowaniami, bo front robót będzie dość spory.
   W ośrodkach małych skurwieli widać już lato. Dzieci, co raz częściej są na dworze. Widać jednak różnice w wychowaniu, czy wyhodowaniu. Niektóre robią wrażenie, jakby były z lekkimi zaburzeniami, oczywiście każde ma jakąś ksywę, te z zaburzeniami zbliżoną do zachowania.
   Jeżdżenie z żoną od 972 to jakby jeździć z dzieckiem jeszcze z podstawówki. Wczoraj pogoda była ze średnim zachmurzeniem, to też oprócz promieni słonecznych na ziemię docierał deszcz, czasami jak na tę porę roku ulewny. Żoną od 972 komentowała to jak dziecko:
- je zaczyna padać...
- je, ale tu musiało lać, wszystko mokre.
 Dzwoni do swojej mamy i najważniejszy życiowy temat to właśnie zmienna pogoda. Tu pada, a u Cb.? (tak jakby to cokolwiek miało zmienić) I temat pogody przewija się przez 5min. Wieczorem po kolejnych zmianach aury miałem już komentarzy dość. No ile można słuchać, że zaczyna padać jak na szybie samochodu pojawiają się pierwsze krople, albo historii o goniących nas opadowych chmurach?
    Przymilanie się matki do dzieci polega na dawaniu im kasy i słodyczy. Na dzień dziecka 3 małe skurwiele dostały po 50zł. Częściowo dla siebie, częściowo na wyjazdy organizowane przez placówki, w których przebywają (takie dofinansowanie wyjazdu)
   Jeżdżąc pomiędzy dwoma ośrodkami trudno mi określić, który jest lepszy dla wychowywania dziecka, który lepszy dla jego bytowania. Trochę dziwnie wygląda, jak na dworze krzątają się dzieci od najmłodszych 3 letnich, do wyrośniętych koni, po siłowni, 17 letnich, napierdalających na wiszący worek treningowy skurwieli i przechadzających się między nimi pingwinów "trzymających" porządek. Niektóre pingwiny w wieku emerytalnym. Nie wiem jaka może być łączność między nimi, a wychowankami, ale może z boku to wygląda inaczej, a faktycznie coś tam działa.
   979 wczoraj przeleżał prawie cały dzień w łóżku. Miał tu spokój, stacji nawet tak bardzo inne składy nie nachodziły, ale jak już stawały pod wjazdowym to nie podawał semafora wjazdowego do stacji, a kierował na podg. z ominięciem stacji. W nocy niby mało spał, za to mnie się dobrze spało Rano wstał poszedł do pracy. Wrócił z niej o 08:30, a wcześniej zarejestrował się do lekarza. Symptomy wskazują na grypę, bowiem dość intensywnie boli go w kościach, stawach, nawet jak mówił kolana go tak bolały, że miał problemy rano ze wstaniem. Faktycznie mnie wczoraj rano też gardło trochę bolało, ale wiązałem to z możliwością spania z otwartymi ustami, co rzadko, ale mi się zdarza. Jednak jego też wczoraj gardło intensywnie bolało, zgłaszał nawet problemy z przełykaniem, to też w ciągu dnia nic ni zeżarł, dopiero wieczorem jak wracałem do żony 972, to kupiłem mu parówki z HAM-a i trzy bułki w piekarni. Z pracy się zwolnił, teraz śpi, to mogę wpis zrobić, a do lekarza leci na 16:00.
   Tyle, bo już pomyłem naczynia, a dalsze zajęcia czekają. Narka.