piątek, 31 grudnia 2021

Piątek #1857

     Chyba najdziwniejszy sylwester, w którym biorę udział. Tzn. ten udział to sam sobie zrobiłem, ale co się dziwić, jak dopiero były jedyne przeleżane dotychczas święta w łóżku z powodu zarazy. Nie doszedłem jeszcze w pełni do siebie i tak sobie myślę, że zaraza o ileś tam mi skróciła życie. 
    Teraz siedzę w sylwestra i nawet nie mam ochoty na drinka, a Amundsen w piwnicy schłodzony i gotowy do rozmowy i współpracy. Cola też jest, ale co z tego jak ochoty brak. Zrobiłbym może imprezkę, bo już myślałem, że u sąsiadów będzie, bowiem poleciało jedno nagranie, że było przez ściany słychać, ale to jedno nagranie i tyle, i .... no qrwa cisza. Ale zaniżyli poziom. 
    Nie moge na st. mac. odpalić sprzętu, by bym ich nagłośnił chętnie, ale kot na st. mac., to przeca by mu dakle rozwaliło, to też, jak przy szczurach grzecznie leci muza z laptopa, a to nie jest sprzęt, który spowoduje wibracje w jelitach. Tak to mija kolejny sylwester w czasach zarazy. Tyle, ze jestem wyspany, bowiem po obiedzie ległem, a po zarazie nie mam problemów z zaśnięciem popołudniowym. Organizm jeszcze nie funkcjonuje na full wypas. 
   979 na st. mac. jest przelotem, zresztą w jego wieku podobnie goniłem za króliczkiem. Widać taka przypadłość pokoleniowa. 
   Zdjęcia.
Znikają jednostki EN57 z PL torów, to wspomnienie. Wyjazd na ŚDM w 2016 r. na całodzienną jazdę właśnie tymi jednostkami. Start z Katowic 3xEN57.
  Wnętrze przerobionej lekko jednostki EN57-1779. Siedzenia dość wygodne były, choć nie dorównywały oryginalnym kanapom z dermą na wierzchu i grubą gąbką. Chyba już wstawiałem zdjęcia oryginalnych siedzeń z EN57.
A powyżej przerobionych siedzeń oryginalne oprawy świetlówkowe, jednak bez kloszy. Obok tych oryginalnych modeli opraw oświetleniowych oryginalne półki na bagaże z charakterystycznym zygzakiem aluminiowym. Takie perełki jeździły jeszcze w 2016 r. 
  Narka.  

wtorek, 28 grudnia 2021

Wtorek #1856

   Czuję się nadal, jakby mnie przejechał poc. towarowy, no może trochę krótszy. Jest fatalnie. Ktoś, kto wymyślił tą zarazę postarał się dobrze. Dla słabych jednostek, jak niestety moja, jest to zabójcze, co w statystykach widać. Dobrze, że nie mam innej choroby, bo nie wiem czy bym do Was pisał. Mój organizm walczy z tym czymś resztkami sił. Albo ten wirus ma taką zdolność replikacji, że organizmy słabe mają problem z poradzeniem sobie z tym co on wyprawia w organizmie, albo jest to tak zaprojektowane w laboratorium, by część jednostek słabych wyeliminować. 
   Mijają 2 tyg. jak z tym walczę i potrwa to jeszcze u mnie tydzień jak nic. 
   Aaa, bo w ogóle nie wiecie. Zjechałem na st. mac. do odwołania. Pozostawiłem samego 824 na st. zwrotnej. W tym stanie jestem mu tam kompletnie niepotrzebny. Zresztą 824 jest dobrym przykładem jednostki z silnymi genami. Kiedy u niego zdychałem (dosłownie) przez tydzień, jemu oprócz lekkiego kaszelku nic nie było. Nawet nie miał temperatury, kiedy u mnie nie udawało się zejść poniżej 38,5, a 39,5 to w zasadzie standard w początkowych dniach. Zresztą do dziś jeszcze występuje temp., choć już są wahania. O masakrycznym zmęczeniu należy nadmienić. Przez 1,5 tyg. wyglądało to mniej więcej tak, że przebudzałem się, funkcjonowałem ok. (dosłownie) 20 min, po czym mózg zgłaszał wyczerpanie organizmu i potrzebę natychmiastowego wyglebienia, co było robione. Spałem ok. 20h na dobę. Oczywiście od niezbyt wygodnego łóżka 824 bolały mnie biodra, barki, plecy i cała reszta ciała. Skórę  miałem podrażnioną jakby mi ktoś całą zeszlifował papierem ściernym, to też ubieranie się to katorga, wchodzenie do łóżka itp. też. 
   Ponieważ na st. zwr. to na st. zwr., a nie na mac. stąd decyzja by przemieścić się na resztę leczenia na st. mac., na której jestem u się. Głównie chodziło o przemieszczanie się swobodne po grupach, zwłaszcza w nocy kiedy też następuje przebudzenie, no i wielkość pomieszczeń robi swoje. U 824 czułem się jak 172 w miejscu odosobnienia, więc psychicznie do dupy, a jednak psychika w leczeniu ma duże znaczenie. Trudno też nie wspomnieć o znacznie wygodniejszym łóżku, poduszkach, a przecież przez większość doby nadal leżę/śpię. U 824 mam rozłożone 3 koce odpowiednio na łóżku, które mają niwelować niewygody starego łóżka. Tu na miękkim łóżku jest to zbędne. 
   Na wigilię zjechałem autobusami. Nie macie pojęcia jaka to była katorga. Podrażniona skóra, ubrany, więc jak on wpadał do dziur i mnie podrzucało na siedzeniu, to ubranie tarło o podrażnioną skórę i myślałem, że dostanę do gowy, lewitowanie było by ok., no ale się nie dało. Mało tego dzień przed wyjazdem czułem, że coś się dzieje w ustach. Dostałem gówniano-chemicznego smaku. Nawet 979 powiedział, że czuć ode mnie chemią, więc musiało się dziać. Fasolka po bret jeszcze nigdy nie smakowała tak gównianie chemicznie, aż nie chciało mi się jej dojeść. Do dziś jeszcze ów smak sie utrzymuje w ustach, głównie za sprawą zmian w nosie, w którym coś się stało i to rzutuje na odbiór smaku i węchu. 
   Przebywając jeszcze na st. zwr. dostałem, nie wiedzieć z czego rozwolnienia. Mimo iż b. mało żarłem, nie chciało mi się, a jak dostałem tego gówniano-chemicznego smaku to już w ogóle, to i tak byłem bywalcem wucetu. 
   Coś jeszcze pominąłem? A, no tak. Kaszel, od którego już mnie czasem gowa boli. 
   Jak widzicie konstruktorzy tego czegoś postarali się dobrze, by nie rzec bardzo dobrze. To oddziaływuje tak kompleksowo na organizm, że słabe jednostki z dodatkowymi jednostkami chorobowymi w zasadzie są skazane na porażkę. 
    Czy trzeba pisać, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę. No ta właśnie przy okazji zarazy przemieszcza się jak zwykle tam gdzie trzeba czyli od biednych do bogatych, tym razem beneficjentami są koncerny farmaceutyczne. Ale też i państwa. Przecież nie jest tajemnicą, że systemy emerytalne mają problem nie tylko u nas w PL, ale też np. u wschodniego sąsiada: https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/ukrainscy-emeryci-klepia-biede-a-pieniedzy-i-tak-malo/, 
ale by nie było, to u zachodniego też są problemy i odpowiednik naszego ZUS-u jest przebudowywany: https://polen.diplo.de/pl-pl/02-themen/02-1-willkommen/0-gesellschaft/bevoelkerung/479186.
  Tak by można przelecieć większość EU i te same problemy. I tu nagle przychodzi zaraza, która w populacji podłączonych pępowinami do ZUS-ów robi czystkę. ZUS-y sobie "wygaszają konta", trochę refermując się, czy uzyskując rentowność od tyłu. Nie trzeba chyba szczególnie informować, że mamy największą umieralność od 1945 r. Taka była w 2020 r. (wtedy rekord 477 335 rodaków), taka jest w 2021 r. (nowy rekord) ponad 500 tysi zgonów. Gdzie nie poczytać, to dot. to głównie osób. powyżej 60 r. życia, która odłączają się od ZUS-u i "służby zdrowia". 
   Nam się na razie udało przy tym V.3. Ale powiedziałem 979 i 811, że jak wpuszczą V.5 to tej wersji już nie przeżyję, bowiem z tą sobie jeszcze nie poradziliśmy, a jest to na skraju moich możliwości. 
   Tyle. Bez zdjęcia, bo nie chce mi się szukać i ze słabą korektą, bo czuję się, jak się czuję, to ledwo to piszę. 
    Narka.

wtorek, 21 grudnia 2021

Wtorek #1855

 
Notki jako takiej nie będzie, bowiem nadal czuję się, jakby mnie poc. towarowy przejechał. Zaznaczę, że jeszcze żyję.
  Narka.

piątek, 17 grudnia 2021

Piątek #1854

   Było groźnie, dlatego nie było wpisu. Nie wiem, co oni wpuścili do powietrza, ale trzeci raz dopadło mnie jakieś przeziębienie i nawet nie wiem skąd, bo pilnuję się. 
   W środę po porannym holiźmie jednostka centralna już zgłaszała, ze coś się dzieje. Jeszcze na 14:00 wyjście do banku, bo bank wpadł na genialny pomysł jak tu wyssać kolejną kasę od staruszka - chciał mu ubezpieczyć mieszkanie od przylotu Marsjan. Po wizycie w banku jednostka centralna zgłosiła potrzebę wyglebienia, a że my jej słuchamy, to wyglebiliśmy. Przebudziłem się ok. 17:00. Coś mnie tknęło i zrobiłem sobie podbiał (ziółka) i to był bardzo dobry ruch. Jeszcze przed 19:00 telefon z 811. Chwilę pogadaliśmy, a następnie system zaczął szwankować. Posypały się nagle errory. Termostat - error, podtrzymanie funkcjonowania - error, odbiór bodźców z zewnątrz - error, sypało tymi errorami więc przeszło do awaryjnego wyłączenia jednostki oprócz podtrzymujących funkcji życiowych. Wyglebiłem w łóżku pod cieńką kołdrą. W komorze łóżka koc, który kiedyś zwiozłem z wioski, bo był wystawiony k/hasioka. Jednostka centralna zgłaszała potrzebę okrycia się dodatkowo kocem, ale już następowało wyłączanie niektórych funkcjonalności. W końcu decyzja - resztką sił zsunąłem się z łóżka wyciągnąłem koc i naciepłem go na kołdrę, Wpadkowałem się ponownie pod nią i teraz się zaczęła jazda. Jednostka z uszkodzonym termostatem, jak w elektrowni w Czarnobylu, zaczęła niewłaściwie operować prętami kontrolnymi. Temperatura rdzenia zaczęła gwałtownie rosnąc, blok energetyczny dostawał już drgawek. Temperatura nadal się podnosiła, dość, że jednostka centralna zaczęła wadliwie funkcjonować i produkowała jakieś NW, których dziś w ogóle nie pamiętam, Czyli było już bardzo groźnie. Po jakimś czasie nastąpiło wyłączenie jednostki. Ponowne uruchomienie ok. 22:00 na chwilę, po czym znowu jednostka się odcięła od funkcjonowania. Na drugi dzień 979 pyta się mnie czemu nie łyknąłem jakiejś globulki. To nastąpiło tak nagle, że nawet nie pomyślałem o tym, by jeszcze przemieszczać się za globulką. Wysypało tymi errorami, to jedyne co byłem w stanie zrobić, to wyglebić, by się nie przewrócić. Zaskoczyło mnie tempo rozwoju sytuacji. Po wysypaniu errorów z rdzenia nastąpiło w to w ok. 10 min. 
   Na drugi dzień (czwartek) cały układ działał w 1/2. Silniki trakcyjne na pół, sunąłem po st. zwr. jak ślimak, ruchowość mocno ograniczona, nawet nie włączyłem do śniadania kompa, co jest ewenementem, bowiem jednostka centralna zgłosiła, że oczy nie są w stanie odbierać informacji z migających obrazów i by ich nie męczyć, a ponieważ my słuchayi jednostki centralnej, to dałyśmy im spokój. Później dylemat co z 824 i jego holizmem. Znowu rozmowa z 811 i decyzja, że puszczamy go na m-to samego. Przeżyjemy na st. zwr. wydaną kolejną stówkę na zupełnie niepotrzebne rzezy, faktycznie liczy się zdrowie. Zeżarliśmy globulkę i ponownie wyłączył się system. Ok. 12:00 przebudziłem się, bo wrócił 824 z pełną siatką mięsiwa, padlin, żółtego sera i innych. Nie posiedział długo, w zasadzie się przepakował i poszedł na drugą turę. To mu się udało z realizacją holizmu. Przyniósł też gripex, bo coś żreć wspomagającego trzeba. Większość dnia przeleżeliśmy w łóżku z nadal uszkodzonym termostatem. Ok. 16:00 pomiar wykazał 39,1, to jak dzień wcześniej wysypało errorami, blok reaktora aż miał drgawki, nadto jednostka centralna zaczęła wymyślać NW, to myślę rdzenie był przegrzany po za dopuszczalną granicę, że około czterdziechy było spokojnie. Po kolejnej globulce termostat nadal nie działał. Przełączył sie na chłodzenie, to też zalewałem się potem. Po jakiś 2h ustabilizowało się, chłodzenie było wyłączone. Już pomyślałem - idzie w dobrym kierunku. Nic z tego. po jakiś 30-45 min, przełączył sie na grzanie. Znowu zrobiło mi się zimno, przykryłem się dokładniej, zasłoniłem szpary, które wcześniej były, by przy chłodzeniu część odparowała. W tym stanie dociągnął do następnego pomiaru przed kolejną globulką, który wykazał 38,8, co było do przewidzenia. Od tego leżenia bolały mnie już trochę barki, biodra, bo ciągle leżałem to na jednym, to na drugim boku, a w takich stanach wychodzą wszelkie niedogodności łóżka, bowiem eksploatacja jest znacznie większa niż normalnie. 
   Dziś jedno wyjście z 824, ale do lokalnej stony, by choć w minimalnym stopniu zaspokoić jego holizm. Udało się, wiyncyj nie polazł, choć wyrywał się by jednak wyjść. 
   Jutro zjazd na st. mac. Muszę nie tyle się już zresetować, co odetchnąć. Z 824 jest gorzej, co oczywiste. Wczoraj herbaty w torebkach szukał w lodówce, dziś podonie zamotał się przy popołudniowej kawie. Myślę, że jeszcze parę m-cy i zjazdy na st. mac. okażą się nierealne. 
   No i jak myśłicie co z 824 oprócz jego wadliwie funkcjonujacej jednostki centralnej - zdrowotnie - nic. Lekki kaszelek, kiedy u mnie było na granicy uszkodzenia jednostki centralnej z powodu przegrzania rdzenia. To znaczy mieć geny. 
  Zdjęcia. 
Walter.
Rzadko kiedy daje ujęcie całej sylwetki.
Jak się pokaże całą sylwetką, to dołączę. 
Tymczasem na raty, to zeszliśmy do dołu.
To jeszcze zostało od tyłu.
  Narka.

wtorek, 14 grudnia 2021

Wtorek #1853

    W tych krótkometrażówkach, które polecam (Męskie szorty) jest film "Otwór". Scena zaczyna się od pokazania na łóżku inwalidy z krzywymi nóżkami i rączkami, który bardzo trudno się ubiera. Pierwszy odruch mózgu był, by to wyłączyć/przewinąć na następny film. Gdyby to był pojedynczy film pewnie bym tak zrobił, ale druga część mózgu od razu skontrowała tą, co chciała wyłączyć, że przecież w tych blokach są dobre filmy i może jednak przetrwać ten niezręczny obraz i dać szanse obejrzenia czyjejś twórczości. Może też tak mózg zareagował, bowiem zajmuję się 824 i trochę mam już dość tego stanu. Film trwa 14 min., ale nie będę opisywał co dalej się dzieje. Na końcu nie żałowałem obejrzenia. 
   Oglądam te filmy na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet je przewyższających, bo kończy mi się subkskrypcja 19-go, choć faktycznie to 18-go, bo przecież zjazd do wioski, a tam nie obejrzę już nic. Recenzje z niektórych są, głównie tych początkowych, ponieważ później oglądałem praktycznie jeden za drugim, to brakło czasu na pisanie recenzji. Być może do tego wrócę, bo przecież na koncie mogę podejrzeć co oglądałem. 
   Kot na st. mac. nadal jest i tak chyba pozostanie do przyszłego roku. W sumie mi to nie przeszkadza, a jemu chyba jest dobrze, bo przez jeden dzień w tygodniu ktoś z nim jest. Sąsiedzi też się cieszą, bo ich nie nagłaśniam w sobotę. 

   Tyle razy zabierałem się do napisania tego, to może tera sie uda. Dodatkowo zima jest tym okresem, w którym każdy mniej więcej zrozumie co opisuję. Otóż dawno, dawno, dawno temu, w latach 80-ych występowały jak na filmie "Alternatywy 4" dwudzieste stopnie zasilania. Objawiało się to losowym, przynajmniej z mojego pkt. widzenia, wyłączaniem prądu w miastach. Dotykało to również komunikacji miejskiej tramwai, ale szczerze czy pociągi też wyłączano - nie wiem. Wyłączenia przeważnie następowały wieczorem w zimie, kiedy, ze względu na pobyt aktywny ludzi w mieszkaniach, był największy pobór prądu. Wiecie już, iż jestem ciepłolubny to też jak wysłuchiwałem na zajezdni lub na pętlach opowieści motorowych, jak marzli na odcinkach gdzie był wyłączony prąd, to zastanawiałem się co zrobić, by zmniejszyć zagrożenie zamarznięcia w tramwaju, kiedy na zewnątrz jest np. -7C, a cała dzielnia pozbawiona prądu. Otóż, bo my taki pomysłowy Dobromir, wymyśliłem i wprowadziłem NW (normę własną), że..., no właśnie, tu potrzebna jest mała dygresja. 
   Otóż sieć trakcyjna tramwajowa jest zasilana z podstacji. Jest to tak zorganizowane, że trzy kolejne odcinki między przerywaczami na sieci trakcyjnej to jedna sekcja zasilania. Odpowiada to średnio odległości ok. 3 do 5 km. Czyli w takich odległościach była zmiana podstacji zasilającej sieć trakcyjną. W tamtych czasach wszystkie tramwaje były złożone z podwójnych 105-tek, a nawet jeździły podwójne 102-ki. 
(zdj. wziąłem z archiwum bloga, to podwójna 105-ka) 
W związku z tym drugi wóz posiadał sprawny pantograf jak na zdj. powyżej. Otóż NW dotyczyła przyjazdu pod przerywaczami rozdzielającymi podstacje trakcyjne z prędkością do 10 km/h. To oczywiście dziwiło pasażerów, bo tramwaj, dla nich, zwalniał w zupełnie dziwnym miejscu do takiej prędkości, po czym się rozpędzał ponownie (jak był prąd oczywiście) i nie kumali o co biega. Dwa razy NW uratowała mnie przed zamarznięciem w wozie. Opiszę jeden z przypadków, bo mi to utkwiło w gowie. Jechałem linią 6 i w Bytomiu na oś Arki Bożka jest przerywacz rozdzielający zasilanie. Jadąc od Ch-wa dokładnie od zaj. tramwajowej w Łagiewnikach nie mijałem już wozów, a przynajmniej dwa powinienem minąć. Już mi coś świtało, że może wyłączyli prąd. Nadmienię jeszcze, że w tamtych czasach nie było jeszcze radiotelefonów na wozach więc nie było info, że gdzieś się stoi z jakiegoś tam powodu. Dziś można by sparafrazować o. Natanka, jeśli nie mijasz wozów z przeciwka, to wiedz...., że coś się dzieje....
   Przy owym przerywaczu, między przystankami zwolniłem nawet mniej jak 10 km/h i tak przechodziłem pod przerywaczem wsłuchując się z przetwornicę czy ruszy. Patyk przeszedł, nastąpiło wyłączenie przetwornicy pod przerywaczem, ale nie ruszyła. Od razu umiejscowiłem wóz ucieszony z własnego pomysłu. Nastała cisza, pasażerowie też się trochę uciszyli, bo słyszeli, że przetwornice się wyłaczyły część świetlówek wygasłą, zostały te zasilane awaryjnie z akumulatorów. Opuściłem pierwszy pantograf, przywiązałem go do uchwytu, przełącznikiem wyłączyłem przetwornice, stacyjkę i otwarłem pierwszą połówkę drzwi, i przez krzaki, nie wiem czy tam do dziś rosną, ale kiedyś sadziło się wzdłuż torowisk krzaki, by ludzie nie łazili, poszedłem do drugiego wozu. W drodze brnąc w śniegu popatrzałem na sieć i ile drugi wóz stoi przed przerywaczem. Tam dostałem się do kabiny, odwiązałem sznur z pantografu i luzowałem go na sieć. Pasażerowie w drugim wozie od razu się pytali czy pojedziemy dalej, to im powiedziałem, że nie, cofnę tylko składem w miejsce, gdzie jest mniej krzaków by wysiedli. Część zaczęła już wysiadać, zaraz za mną, ale następnym przekazałem, by poczekali, bo cofnę i ich wypuszczę. Poszedłem do pierwszego wozu, włączyłem przetwornicę, ach ten miły głos pracujących przetwornic w tym momencie, stacyjkę, nawrotnik do tyłu i cofnąłem składem do miejsca, gdzie krzaków było mniej i mogli wyłazić swobodniej. Oczywiście znaleźli się tacy co mówili - no przecież ma Pan prąd (przetwornice chodziły, światło się świeciło, ogrzewanie, no full wypas, więc czemu nie jedziemy. W końcu jakoś im wytłumaczyłem, że dalej nie ma prądu i tam nie wjeżdżam. 
- to kiedy pojedziemy
- to do energetyki pytanie, nie do mnie, ale jak przyjedzie jakiś wóz z dołu (za następnym przystankiem torowisko na łuku w prawo schodzi w dół).
  Jak już w znacznej części powyłazili, zamknąłem drzwi i grzałem się chyba przez 2,5h. Niektórzy zostali w środku, ale w miarę upływu czasu było:
- Panie, wypuść mnie Pan, bo nie będę tu tyle siedział. 
  No i tak co jakiś czas otwierałem drzwi i zamykałem. Z drugiej strony też przyłazili, by otworzyć drzwi, bo mają czas, to posiedzą, a nie będą marzli na zewnątrz. Lepiej mają w wozach z tyłu, bo wywalają wszystkich i zawsze się mówiło idźcie do pierwszego wozu. Tamci (motorowi) mogli se przynajmniej pogadać, a ja byłem uwięziony u się, ale przynajmniej miałem ciepło. 
  Dwa razy sie uratowałem w ten sposób. Inne przypadki, to stawałem w kolejce z tyłu, za wozami, które czekały już w kolejce. Współczułem tym, którzy brali w biegu te przerywacze, a tu nagle zonk i... 
  Zdj. powyżej, to narka.

piątek, 10 grudnia 2021

Piątek #1852

    Zastanawiam się na ile pomagać 172 w miejscu odosobnienia. Po raz już nie wiem który, wychodzi z tymi mięśniakami-głuptakami na to samo. Chce się im pomóc w odpowiednim momencie to oni - nie, po czym, jak sprawy się posuną już dalej w sposób mało odwracalny, to zwracają się o pomoc. Nie ma co ukrywać, że podtekstem udzielanej im pomocy są jakieś zbliżenia, do których jednak dochodzi, to w przypadku kolejnego odosobnienia 172. czy po jego powrocie do tego dojdzie - nie wiem. Będziemy starsi, ja nie wiem co się u mnie będzie działo, bo jeszcze kilka razy przyjdzie mi przeciepnąć wajchę i wjechać na nieznany tor i to będą decyzje życiowe (nowa praca, decyzja co do miejsca pobytu na jakiś czas itp, a to będzie ciążyło na dalszą bytność). I to jest właśnie hamulec dalszej pomocy. Napomknąłem już o tym 172. Jak to w praktyce wychodzi, zajebiści koledzy na wiosce, dobrzy przyjaciele, w ich (jego) rozumieniu, później się wypinają i pozostaje ten z końca łańcucha, do którego są kierowane potrzeby. 
   W listopadzie mi jeszcze mówił, że przyjedzie go ktoś tam z rodziny lub "tych" znajomych odwiedzić, więc bym się na grudzień nie zapisywał. On może mieć 2x widzenie w miesiącu. Na początku grudnia już dzwonił, że mogę się zapisać, czyli reszta go zlała. 

   Przedwczoraj obejrzałem dwa bardzo dobre filmy. 
  "Mój ojciec.' Myślałem, że będzie to typowa historyjka, tylko przeniesiona do innego kraju, w inny, górski klimat wioski chyba gdzieś w Andach. Jednak produkcja ta okazała sie zaskakująca nie tyle tematyką, co nietuzinkowym scenariuszem. To on wzniósł ten film na wyżyny, przynajmniej jak dla mnie. Choć dialogi są skromne to jednak wymowne, do tego, co rzadkie, film część treści pokazuje w obrazach. To one są w wielu przypadkach nośnikiem potrzebnych informacji dla zrozumienia działania głównych bohaterów. Pokazują też kulturę tamtego regionu i zachowania społeczności, które oddziaływują na jednostki. Te zachowania są, jak widać w filmie, bardziej emocjonalne jak u nas w EU, ale to też, co było pokazane, jest ich kulturą.
   Na uwagę zasługuje główny bohater, który jest młody, a jednak reżyser potrafił tak nim pokierować, by pokazał niezbędne w tym filmie uczucia, szczególne zachowania, reakcje na inne bodźce spływające na niego w tym wieku. To się udało, a często to piszę, że reżyserzy idą na łatwiznę i biorą aktorów znacznie starszych do ról młodocianych, bo łatwiej z takimi się pracuje. Júnior Béjar Roca, który grał głównego bohatera miał na planie filmowym 17 lat. Zagrał bardzo dobrze, choć na pewno nie będzie to okrycie na miarę Jamiego Bella z filmu Billy Eliot.
   Film godny polecenia.

"To tylko przyjaźń" Lubię filmy, w których scenariusz może nie jest czymś zupełnie nowym, ale jest to dobrze zagrane i jeszcze ciekawa interpretacja reżysera. Lubię tez filmy, w których pojawia się coś nowego, fajnie wykorzystanego, tu technologia telefonów. Ładni aktorzy podnoszą chęć dalszego oglądania, ale nie zawsze muszą być ładni, a film dobry, jak np. "Guliamo i bracia do stołu". 
   Ten film to w zasadzie nic nowego. Para poznaje się, choć na początku myślimy jak to się stanie, że się zejdą. Jak się już poznali to rośnie fala uczucia, następnie pojawia się problem, mała kłótnia, rozłam, po czym schodzą się ponownie razem. Na chwilę zatrzymam sie przy tym rozłamie. Nie wiem czemu, co często poruszam, w filmach nie promuje się rozmów ze sobą. Bohaterowie rozeszli się, w ogóle nie wyjaśniając sobie na dobrą sprawę czemu to robią. Przydałby się tu w scenariuszu dialog między nimi, ale zdaję sobie sprawę, że taki dialog niekoniecznie mógłby doprowadzić do tego rozłamu, a tym samym zawaliłby misternie zbudowaną resztę scenariusza. Ale, jak pisałem na początku, dobrze jest zagrane, przyjemnie się ogląda. Wpływ też na to ma, jak dla mnie stabilna kamera. Rusza się na tyle ile potrzeba, bez skakania przy aktorach. No i, po raz kolejny muszę napisać, że wyszedł dobry film bez sceny łóżkowej. W końcówce nawet trochę się wzruszyłem co udało sie uczynić zarówno scenarzyście, reżyserowi i aktorom. 
   Reasumując warty obejrzenia, film do którego, mimo banalnej fabuły, jeszcze kiedyś wrócę, jak do Filmu "Piękny drań".

  I jakby ktoś miał dostęp do outfilm, to polecam zlepki krótkometrażowych filmów pod tytułem "Męskie szorty." Na prawdę niektóre krótkie filmy są lepsze jak te pełnometrażowe. 
  Zdjęcie. 
Na weekend mięśniaczek, taki mocno z budowy podobny do 973 i pozycja, w której lubiałem siedzieć na 973. Do tego jeszcze spank na klatę. Echh, powróciły wspomnienia. 
  Narka.

środa, 8 grudnia 2021

Środa #1851

   Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów technikum, wybrałem się z takim mięśniakiem pod namioty. On oczywiście mi się zajebiście podobał. Wyciągałem go na basen miejski, tam z innymi mięśniakami graliśmy w piłkę wodną, na płytkiej części, z wszystkimi chwytami dozwolonymi, to czasem przy tych "chwytach" to mi się robiło lepiej i musiałem się dobrze uspokoić by erekcja zeszła. No ten, z którym pojechałem też chodził. Też go macałem w wodzie niby chcąc piłkę od niego wyciągnać, gorzej jak był w tej samej drużynie, bo tak wypadło to musiałem się zadowalać innymi mięśniakami. Wtedy nie było o nich trudno, ludzie jeszcze żywieni bez fast-foodów, z dużą ilością ruchu, to rozwój przebiegał w miarę naturalnie. 
   W każdym razie pojechaliśmy gdzieś tam pod namiot. Nie pamiętam gdzie, bo to dawno, dawno temu było, ale pamiętam, że którejś nocy było f chuj zimno. Było tak zimno, a jak wiecie ja ciepłolubny, że praktycznie na żywca zamarzałem pod śpiworem. Oczywiście chodził mi po gowie pomysł zaproponowania mu wspólnego spiwora, by się zagrzać, ale..., no właśnie - to były inne czasy. Myślałem nad tym długo, bo długo z tego kurewskiego zimna nie mogłem zasnąć. Jednak wizja tego, że on się zgodzi, mi stanie pod tym śpiworem, bo to by musiało nastąpić i ewentualnie gadanie jak wrócimy przeważyło nad tym, że nie zdecydowałem się zaproponować tego rozwiązania. A żałuję do dziś, choć też nie wiem co by było gdyby poszło nie tak.
  Piszę o tym, bo ostatnio, oglądając masowo te filmy branżowe z outfilm, taką samą scenę widziałem. Tylko, jak to w filmie i innych czasach, weszli razem do śpiwora. Dziś też miałbym znacznie mniejsze problemy by zaproponować takie rozwiązanie. 

   To jeszcze jedna historyjka z dawnych, dawnych czasów. Otóż jak jeździłem kiedyś tam tramwajami (nie, nie jako pasażer, prowadziłem je jako motorowy) to w latach 80-ych były różne modele stopiątek. Dla przypomnienia stopiątki zdjęcie. 
   Otóż u nas na Bogucicach (zaj. tramwajowa)  były od pierwszych czyli dwa składy 335-336 i 337-338, dziś 338 jest muzealnym pojazdem w zajezdni w Zawodziu (zmienili jej przynależność, choć stoi w tym samym miejscu), do najnowszych wtedy 656-655. Te pierwsze stopiątki miały niskie szafy sterowania, kabinę otwartą, słabe ogrzewanie. Ktoś wymyślił wtedy, ach Ci konstruktorzy..., że zrobią ogrzewanie przewiewne. Otóż w podłodze przy dolnych szybkach z przodu kabiny, tam gdzie te żółte strzałki (zdj. poniżej), były grzejniki. Między reflektorami była klapa wpustowa powietrza, gdzie zasysane było powietrze, które następnie przelatywało przez te grzałki i miało niby ciepłe wpadać do wnętrza tej a'la kabiny. Oczywiście w zimie jak się podniosło te metalowe pokrywy to raczej leciało zimne powietrze jak ciepłe, więc prawie nikt tego nie podnosił, by jeszcze nie pogarszać sytuacji.
Przy dole szyb były wtedy pojedyncze odmrażacze, zielone strzałki, przeniesione ilościowo żywcem z wagonów 102 N. Znowu konstruktorzy nie pomyśleli, że w stodwójce one starczały, bo kabina była znacznie mniejsza, powierzchnia szyb też, ale w dużej kabinie, do tego otwartej, stopiątki kompletnie nie dawały sobie rady. W tamtych czasach w zasadzie miało się wozy na stałe, ale nigdy nie wiadomo było, czy czasem nasz nie zdefektował i nie dostało się 335-336 lub 337-338, więc trza się było ciepło ubrać w zimie jak do wagonu typu N. Dodatkowo przez te pierdolone szyby dolne przenikało zimno więc ogólnie jak ktoś miał w zimie tym jeździć to go chuj strzelał. Te dolne szyby przydawały się jedynie w czasie łączenia wozów, po za tym były kompletnie zbędne i w następnych wersjach, zdjęcie pierwsze od góry, już ich nie było. Jeździliśmy w zimie chyba raz czy dwa, którymś z tych składów i do dziś pamiętam jak tam niemiłosiernie nogi marzy. Migałem się z jazdy w zimie tymi składami jak się dało. Później, bo my taki pomysłowy Dobromir, załatwiłem sobie na wozowni grzejnik z długim bagnetem ze stodwójki, która szła do kasacji i na kablach wpinałem się krokodylkami do odmrażaczy, oczywiście przy opuszczonym patyku (pantografie), a grzejnik dawałem przed pedałami. To ratowało sytuację, w nogi już było ciepło. Poniżej -5 C jak było i miało się któryś z tych składów 335..., to w zasadzie na każdym przystanku trzeba było wstać i drapać szyby, bo te odmrażacze nie dawały rady, a gadów (pasażerów) wtedy jeździło zawsze pełno, to jak nachuchali to nie było nic widać. No i jeszcze hitem tych wozów były lusterka. Niebieskie strzałki. W czasie jazdy nic w nich nie było widać, bo one dostawały takich wibracji, tak się trzęsły, że nie dało się w nie patrzeć. W następnych wersjach to przerobiono na pełny pałąk z lusterkiem w środku.
    Jeszcze jedna istotna informacja. Te pierwsze wozy lat 70-ych były tak skonstruowane, że jechały w zasadzie na każdym prądzie (napięciu z sieci trakcyjnej). Mogło tam być nawet 200V (standardowo w sieci tramwajowej jest 660 V prądu stałego) i sunęły do przodu, oczywiście wolniej. Nowe stopiątki miały już zabezpieczenie i na niskim prądzie nie jechały, styczniki rozłączały jazdę. Na przystanku Katowice Huta Baildon (tamtym, bo dziś to zupełnie inny przystanek) coś tam się stało na skrzyżowaniu w poziomie szyn i ja byłem 5-tym wozem za pierwszym (miałem skład 337-338), który chyba miał jakąś kolizję czy coś takiego. Pierwszy wóz to była jakaś stara czterysetka, ale drugi to była nowa stopiątka. Przystanek tam był w podwójnym łuku więc widziałem ten pierwszy wóz. Stanąłem w odstępie do czwartego, zrobiłem wymianę pasażerów i zamknąłem drzwi, bo lubiałem się grzać a to była jesień lub wiosna, jakoś chłodno było, dziś je rzadko kiedy zamykają na postojach. Po udrożnieniu widziałem, że już pozamiatali i będzie jechane. Pierwszy skład pojechał, a drugi podciągnął pod sygnalizator świetlny skrzyżowania. My czasem jesteśmy dowcipne (rzadko), to wpadłem na pomysł (znowu jak ten pomysłowy Dobromir). Jak on nowym wozem chce ruszyć, to musi mieć wysoki prąd, bo na niskim mu styczniki rozłączą. Z wysokim będzie miał problem, bo się wozów nagromadziło i wszystkie były na jednej sekcji zasilania. No i jak on ruszy i jednocześnie ja swoim składem, to jemu powinno wywalić jazdę. Patrzałem do przodu kiedy sygnalizator zmieni się na zielone i on będzie chciał ruszać. Widzę ruszył, w tym momencie miałem już nogę na pedale jazdy, nacisnąłem lekko, by ściągło prąd z sieci i po chwili widzę, że jemu oświeciły się boczne kierunkowskazy (na zdj. fioletowa strzałka), a to znak, że właśnie styczniki rozłączyły jazdę. W takim przypadku należało wóz umiejscowić, wyłączyć stacyjkę (podobną do tych w samochodach osobowych wtedy), ponownie ją przekręcić i znowu ruszyć (to dot. nowego wozu). Po ponownym włączeniu stacyjki kierunkowskazy gasły. Wiedziałem więc, że on jest gotowy znowu ruszyć. Czyli działa, pomyślałem. U mnie na starym wozie wystarczyło, jak jemu się zapaliły kierunkowskazy, zdjąć nogę z pedału jazdy i jednocześnie na chwilę uruchomić "kosze", by szczęki chwyciły. Po chwili widzę, że znowu rusza, to ja znowu lekko na pedał by ściągnęło prąd z sieci, jemu zaś się zapalały kierunkowskazy, umiejscowiałem swój wóz, by mieć cały czas odległość od (teraz) trzeciego w kolejce i zaś czekałem na reset pierwszego, co raz bardziej zaczynając się śmiać w kabinie, czego pasażerowie kompletnie nie rozumieli. Ponieważ on stał jeszcze przed skrzyżowaniem, to, jak mu przepadł cykl zielonego, musiał czekać na kolejne światło. Więc przy nieudanych próbach na zielonym, czekał na kolejny cykl. Zapalało się zielone - on ruszał, ja ruszałem, on stawał, ja już stałem. 
   Skończyłem na 8, czy nawet wyższym razie, bo wyobrażałem sobie jak musi qrwować w kabinie i myśleć - co za debil rusza jak ja ruszam? W końcu go puściłem, ale do końca służby myślałem o tym i padałem ze śmiechu na samą myśl, jak on naciska pedał i myśli, że może teraz się uda, ja naciskam i jednak - qrwa - nie. Bawi mnie to nawet do dziś, jak sobie wspomnę i wyobrażę jego wqrw w kabinie, dlatego to opisałem jako taką anegdotkę w czasach kiedy wszystko działa jak powinno działać (przynajmniej tak nam się wszędzie mówi). 
   Zdjęcia powyżej, to narka.

poniedziałek, 6 grudnia 2021

Poniedziałek #1850

    Jesteśmy w okresie zmian demograficznych. Teoretycznie idą dobre czasy na ugranie czegoś dla społeczeństwa. Jak król ma mniej poddanych, to musi bardziej o nich dbać, bo mogą się na niego wypiąć. Tylko zastanawiam się, czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie coś jeszcze ugrać. Rządzący, raczej mam na myśli tych z finansjery tam na górze, nie są głupi i na takie okoliczności się jakoś przygotowują. Oni zdają sobie sprawę, że kończy się tanie niewolnictwo w PL, w zasadzie już się skończyło, co widać po wypłatach w dużych miastach i powrotu do tego co było nie będzie w najbliższych dekadach.
   Pisząc o ugraniu czegoś dla nas samych, mam na myśli raczej pewne swobody obywatelskie, czy taką większą nie skrępowalność. Dożyliśmy czasów, kiedy można z cała pewnością napisać, że, większa swoboda to już była. Teraz idziemy w stronę permanentnej inwigilacji, przez różne ośrodki, a nasze dane osobiste, personalne są przedmiotem handlu. Jesteśmy osaczani przez technologie informatyczne. Podsłuchiwani, nagrywani, filmowani przez niezliczone kamery. Co chcą, co potrzebują to rejestrują, a jak ktoś się wychyli, to wtedy mogą tego użyć. Zaczynam się już źle czuć. Jeszcze trochę i wsadzą nam do mieszkań kamery, mówiąc że to dla naszego dobra i bezpieczeństwa. I jak tu się nie zgodzić, skoro to będzie dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Paradoksalnie wraz z rozwojem technologii następuje wzrost głupoty społeczeństwa. Jeżeli w tych czasach 303 mając 18 lat, nie mając defektu mózgu, ma problem z policzeniem 2x4 to coś jest nie tak. I nie by był to odosobniony przypadek. Oczywiście Ci po szkołach mają większą funkcjonalność, ale o ile większą i na ile ona większa pozostaje po okresie skończenia nauki. Więc zasadniczo, kto ma starać się o uchronienie naszego bytu przed totalną inwigilacją. 303 to można wysłać na pierwszą linię frontu, tylko ktoś mu jeszcze musi wytłumaczyć o co się ma bić, choć dla niego to chyba bez różnicy.

   Na st. mac. kot nadal jest i tak już chyba pozostanie. Nie wygląda na to, by 979 miał go zabrać do się. Mnie to nie przeszkadza, bo jestem tam tylko raz w tygodniu, z czego kot się cieszy, bo przez ponad dobę cały czas z nim ktoś jest, a i przestrzeń do biegania większa. W sob. jak wszedłem na st. mac. to był jeszcze 979. Kot był w 7-ym niebie. Biegał po grupie A, przedpokoju, kuchni, pod grupy B, C, D, jeszcze łazienkę miał do dyspozycji. Jakoś mu się podobało, że na stacji ruch. 
   Po za tym krótko po wyjściu 979 ze stacji przystąpiłem do konsumpcji wraz z Amundsenem. Święta, to podrożał o 9 zyla. Dużo. Długo dojście do resetu nie trwało, a i tez mała ilość się wlała do żołądka. Ponieważ 979 podłączył nam ntlx, to oglądamy tam filmy. Jakieś nowe produkcje, nawet z dobrą obsadą, ale scenariusze co raz gorsze. One chyba są produkowane w filmach akcji dla ludzi na poziomie 303, bo mnie niektóre sceny rozwalają i się zastanawiam, kto to mógł napisać (wiem scenarzysta). Oglądając te filmy zastanawiałem się czegoż więc wymagać od filmów branżowych, które teraz masowo oglądam, skoro w produkcjach dla szerokich mas jest beznadziejnie. Z jednej strony rozumiem aktorów, bo z czegoś muszą żyć, więc nawet beznadziejne produkcje dają kasę na dalsze życie. 
   Wyglebiliśmy po ok. 2,5h. Tak strzelam, bo obejrzałem 1,5 filmu na ntlx i w zasadzie wyłączania sprzętu już nie pamiętam. Kot nie spał ze mną. Przebudziłem się jakoś w nocy na ok. godzinę, kot przylazł, po czym poszedł gdzieś dalej grasować. Rano przylazł na krótko do łóżka. 
   Po zastoju w czynnościach u 824 zjeżdżam na st. mac. i mam lenia. Niewiele robię, trudno mi się zmobilizować. Udało się odpalić auto i pojechać napompować opony, bo stał już 1,5 m-ca. Nawet po tym postoju nieźle mu poszło z zapalaniem. Przygotowany byłem na gorszy wariant. Na stacji przy kompresorze, autem obok, szarą skodą, stał młody synek, jakieś 20 lat, w stroju wojskowym. Może po jakimś wyjeździe weekendowym czyścił auto. Niższy ode mnie, czarne włosy, takie dłuższe, a nie długie, ładna figura. Kilka razy się nasz wzrok skrzyżował. Widziałem, że on miał z tym większy problem niż ja. Czuł się jakoś dziwnie jak się na niego gapiłem. Kilka razy nawet sprawdzał czy nadal się patrzę. Raz czy dwa zrobiłem uniki mojego wzroku. 
   Po za tym wiele nie zrobiłem, a opuszczenie st. mac. jak zwykle w panice. To już ten czas?! Więc tradycyjnie prawie biegłem na przystanek. 
   Zdjęcia. 
EDYTOWANO
To są zdjęcia do notki 1508 link -> tutaj.
EDYTOWANO
  Które nie zostały zamieszczone wtedy, a są nadal na kompie.
EDYTOWANO
 Jak zwykle miałem dać je wcześniej, ale zaś przeciągnąłem, a przed samymi świętami nie wypada, więc teraz. 
   Narka.

sobota, 4 grudnia 2021

Sobota #1849

   Dawno, dawno temu, jak byłem w wojsku, jeszcze za komuny, z wojska, czy z za murów żołnierze usiłowali się porozumieć ze światem zewnętrznym. Jedną z takich metod były telefony. Te dostępne w sztabie, czy u kadry na kompaniach. Telefony z tarczami kręcącymi się i numerami z otworkami, do których wsadzało się palec i kręciło. Po 15:00 kiedy pomieszczenia kadry były puste, a telefony czynne. tzn. przy odpowiednich układach i dostępie do odpowiednich aparatów, można było się dodzwonić na zewnątrz. Nie, nie było to takie proste jak się wydaje. Po pierwsze musiało się udać "wbić" na wolne łącze, co nie zawsze było łatwe. Inne połączenie aktywne blokowało linię i "wyrzucało" sygnał zajętości, więc na tarczy trzeba było kręcić od nowa. 
Czasem te kręcenia to powodowały zawrót głowy, bo ciągle się kręciło, kręciło, kręciło..., a efektem był sygnał zajętości.
Centrale nie wypuszczały na zewnątrz rozmów, bo były blokady, ale były pewne knify, dzięki którym można się było połączyć ze światem zewnętrznym. Otóż potrzebna jest mała dygresja. Wtedy było w kraju kilka osobnych sieci telefonicznych. W skali ogólnokrajowej działały sieci: wojskowa, milicyjna, rządowa, kolejowa, cywilna dla ludzi prywatnych i być może jeszcze jakaś inna. Te sieci miały styki w centralach miastowych, tzn. tam się łączyły i centrale udostępniały połączenia z tych sieci do innych sieci. Wyglądało to mniej więcej tak. Z jednostki wojskowej w Zabrzu, do której mnie przeniesiono, by mieć "wyjście" na miasto musiałem wpierw połączyć się z sieci wojskowej do sieci milicyjnej. Już nie pamiętam, ale wykręcałem jakiś tam nr i łączyło mnie z siecią milicyjną w Katowicach. Tu zgłaszała się centrala milicji Katowice. Ale nie dało się z tego połączenia wyjść na miasto (poprzez zero), to też trzeba było wybrać nr milicji w Częstochowie. Zgłaszała się centrala milicji w Częstochowie (automat mówił) i z tej centrali w Czę-wie łączyło się ponownie do Katowic odpowiednim nr-em. Tym razem "wchodziło" się na inne wybieraki w centrali, zgłaszała się centrala milicji Katowice, a tu poprzez "0" dało się wyjść na "miasto". Oczywiście możecie sobie wyobrazić, że przez taką okrężną drogę słyszalność była jak z za oceanu i często trzeba było krzyczeć do telefonu, by móc się w ogóle dogadać. Jednak krzyczenie do słuchawki w tamtych czasach to był standard, pokazywany w starych filmach, więc generalnie wszystko było ok. 
   W Polskę dało się również dzwonić poprzez sieć kolejową. Należało się z centrali wojskowej, odpowiednim nr-em połączyć z siecią kolejową i wybrać nr dostępowy. Sam oczywiście obczajałem takie możliwości. Pamiętajmy, że na ścianie zachodniej kiedyś w nawet małych miejscowościach była kolej w sensie albo DR, który miał telefon, albo punkt handlowy był z telefonem. Tam można było przekazać info dla rodziny i dalej pocztą pantoflową to było przekazywane. Niestety to było jednostronne, nie dało się tego zrobić z drugiej strony do jednostki wojskowej. 
   Zdjęcie powyżej. 
   Narka.

czwartek, 2 grudnia 2021

Czwartek #1848

  Oj, dawno nie było na czerwono. Nie bym był tak najebany, bym musiał tek kolor użyć, ale chcę pewne przemyślenia ująć i faktycznie spożyłem żołądek gorzki klasyk, to się uzewnętrznię. 
  Wiem, większość z nas pedałów nie będzie mięć dzieci, no bo jakby. Ale my mamy, takię dziecię przybranę - 979 i tak je traktujemy. 
  Nie o tym miało być. Rozmawia ze mną 811, że jest problem z dzieckiem od 800. Ma 19 lat, nie chce się wyprowadzić z domu, jest w zasadzie dla rodziców nie spełnieniem marzeniem.
  I tu, qrwa, pojawia się problem. Co to qrwa jest, że dziecko nie spełnia naszych oczekiwań?! Ono musi być lekarzem, bo my tak chcemy? Ono musi być być inżynierem w wąskiej specjalizacji, bo my tak chcemy? No, qrwa, - nie. I dzwoni do mnie 811, co zrobić z synem od 800, który nie spełnił oczekiwań rodziców, mieszka w domu, obciąża ich kosztami i nie chce sie wyprowadzić mimo iż pracuje i zarabia 3k. Wypierdolić go z domu, czy nadal tam trzymać i utrzymywać status qvo. 
   No i co mam na to powiedzieć, skoro sam mam problemy z 979, który cały czas funkcjonuje na środkach wspomagających dobre funkcjonowanie. Mało tego 979 jest po 30-ce, a dziecko od 800 ma 19 lat. I mnie sie pytają co bym zrobił? Nie wiem. Nie jestem w tej sytuacji, nie wiem jakie są relacje, nie wiem, jak to w ogóle funkcjonuje, relacje rodzic - dziecko. Pisałem Wam to, że z 979 mamy dobre relacje, aczkolwiek ostatnio nie poruszam tematu jego funkcjonowania na środkach wspomagających dobre samopoczucie. Nie jestem na miejscu na st. mac., nie wiem co się tam dzieje w tygodniu, to trudno mi przyjeżdżać raz w tyg. i prawić morały. On by to odrzucił w prostej linii- bo Cb. tu, qrwa, nie ma w tygodniu. No i co miałbym na to odp.?
    Wydaje mi się, że jako rodzice, wiem qrwa, dziwnie to brzmi, chcemy od dzieci za dużo. A niech qrwa chcą być takie jakie chcą. Da się? 
    No właśnie,.,, czy się da. 811 się pyta co bym zrobił? Nie wiem. Na pewno bym go ot tak nie wypierdolił z domu, bo przecież ktoś się nami musi zajmować jak się zestarzejemy w pierwszej linii. Kto się nami zajmie, jak przestaniemy chodzić, mózg nam chuj strzeli itp.? W pierwszej linii dzieci, które, jeżeli jeżeśmy przystosowali, umieszczą nas gdzieś tam, ale to one muszą zrobić. Sami tego nie zrobimy jak nas podupiło, vide 824. 
   Temat jest trudny i nie wiadomo jak go rozwiązać, mimo iż cywilizacja już tyle trwa. ( na marginesie napsizę, że piszę to i jednocześnie czytam ileś razy i robię korektę, bo wiem, że umowa, to umowa, i tego co na czerwono się nie poprawia po wytrzeźwieniu, dlatego co sie da poprawiam już tera, bo rano tego nie zrobię, bo nie wolno, nie można itp.)
   O qrwa - mogę napisać co chcę? No zajebisty byłby seks z tym z Columbii, którego zdj; dałem tam kiedyś. Ja pierdolę, ale bym popłynął.... (jest to zdjecie na dole)
   No qrwa, zgubiliście kiedyś kieliszek? Właśnie go szukam, bo nie mam do czego nalać żoładka gorzekiego klasyka. Właśnie dlatego nie chcę prawnej opieki nad 824, by mieć w tych nielicznych chwilach wolne dla się. No qrwa - zgubiłem kielona. Ja prd. pozostanie z gwinta.
   Wracając do syna od 800. Znam go, tzn. widziałem, ale nie mam z nim większego kontaktu. Jak w takim razie podjąć decyzję, czy sugestie co zrobić? Wydaje mi się, że dzieci od 811 będą miały trudny byt, a może mi się tylko zdaje....
   Czy miałem od rodziców ta czułość [(qrwa wchodzę w jakieś osobiste doświadczenia) i nie wiem czy to opublikuję z powodu tych wpisów], nie, nie miałem. Czy mi tego dziś, kiedy jestem stary brakuje - tak. Może dlatego wylewałem tyle uczucia na innych, w tym głaskaniu, w tym dotykaniu, w tych relacjach. No co się qrwa liczy? Miłość. Dotyk, bliskość, bliskie relacje. Hmm, mimo tego, że nie pamiętam, bym takie miał, takie przelewałem na innych, chyba dlatego, że ich nie było, a chciałbym mieć. I teraz czy to jest naturalne? Nie wiem qrwa. 
   A też nie wiecie... ile takich notek na czerwono utkwiło i nie zostało wypuszczonych na tory główne zasadnicze, tylko nadal tkwi na torach bocznych.
 Dobra, mięśniak powyżej jest, którego wpierw bym wypiedoli, następnie czule przytulił, więc mogę konczyć. 
   Publikuję to, bo.... na czerwono, to i tak nie mogę ocenzurować, zrobić korekty po wpisie. 
   Narka.

środa, 1 grudnia 2021

Środa #1847

    Najwyraźniej organizm miał jeszcze naprodukowanych białych krwinek, bo, tym razem, jakoś szybko dochodzę do siebie. Po poprzednim razie już nauczyłyśmy się, że w tym stanie chodzimy po dużych sklepach. Dziś ofiarą padł leroy. Spędziliśmy tam z 824 2h. W zasadzie byłem po wkładkę bębenkową, ale w tak dużym sklepie utopić się oglądając rzeczy nie jest trudno, tym bardziej z zanikami pamięci u 824, który po dosłownie kilku minutach nie pamięta w której alejce był, to nie jest problem. Przetrzymałem go tam do pory obiadowej, po czym pojechaliśmy do mieszkania. 
   Chętnie bym się po obiedzie położył. Było by to najlepsze rozwiązanie dla szybszego ozdrowienia, ale po kiedyś tam wymknięciu się 824, w zasadzie mógłbym dopiero po 16:00, a to zaś trochę późno. Kładę się więc wcześniej, tzn. ok. 22:00. 
   Przy okazji. Nasze mózgi działają jakoś ciekawie. Przeważnie budzę się tu, jak zaczyna urzędować 824, tj. ok. 06:50 - 07:00. Rzadko zdarza się przeciągnąć dłużej. Wczoraj mózg mnie wybudził, bowiem słyszał jak 824 szybko idzie do łazienki. Była 08:21. Zastanawiałem się, jak to jest? Faktycznie nastawiony jest na nasłuch kiedy 824 lezie do łazienki? Drzwi do pokoju mam zamknięte, więc odgłosy z zewnątrz są wytłumione. Nigdy tu budzika nie nastawiam, a mimo tego mózg zawsze słyszy kiedy 824 lezie do łazienki, choć w nocy też chodzi, to czasem się wybudzi. Wiem, pewnie pomyślicie, że on głośno łazi, podłoga hałasuje, skrzypi itd. Nic z tych rzeczy. Jest cicha, a 824 ma gumowe klapki, a w nocy czasem lezie na bosaka. Jestem tu 10 m-cy i może raz, no góra dwa zdarzyło mi sie, od wejścia do łazienki 824, wstać ok. 5-10 min później. Jak mózg to robi, że wyczuje kiedy on lezie 6 dni w tyg. do łazienki, to nie wiem. 

 Miało być coś o filmach, to "Nasz skrawek nieba". Francuska produkcja. Francuskie filmy branżowe mają długą tradycję, przez to nie jest u niech trudnością pokazywanie problemów i seksu w różnych odmianach. To rzadkie zwłaszcza w produkcjach z krajów, gdzie dopiero zaczyna się tą tematykę, np. w filmach byłego bloku wschodniego. No może po za Czechami, którzy wybili się w produkcji pornioli. 
   Tematyka filmu, jak na francuskie produkcje znana. Osoby, które zarabiają seksem, przy czym jedna z nich eliminuje starych branżowców w zasadzie jeszcze przed seksem. Nie dowiadujemy się czemu właściwie to robi i jakie są motywy. Trudno z tych lakonicznych zdań wypowiadanych do starszych krótko przed śmiercią coś wywnioskować. W tym czasie przypadkowo spotyka młodego chłopaka, w którym zakochuje się z wzajemnością. To nie przeszkadza w uprawianiu dalej procederu za cichą aprobatą młodego, który w imię kasy godzi się na zachowania starszego kochanka. 
   Film pokazuje też starzenie się branżowców, tak szybkie, o którym część sobie nawet nie zdaje sprawy. To zjeżdżanie na tor boczny, z którego nie ma już powrotu, jest zręcznie ujęte w scenariuszu. Jednocześnie pokazana jest chęć obcowania z młodymi ciałami, które ciągle cieszą się wzięciem. Z drugiej strony naiwność, czy łatwowierność starszych klientów. 
   Jak to w życiu bywa, radosne życie kiedyś się kończy, przez przypadek, czy głupią wpadkę i im też się tak skończyło.
   Bardzo dobrze zrealizowany film, trudno coś zarzucić odnośnie gry aktorskiej, sfilmowania, czy montażu. Nawet kamera była bardziej stabilna niż w innych produkcjach, w których za niedługo kamerzyści zaczną chyba tańczyć z kamerą przy aktorach. Wiem, taka moda jest teraz. Scenariusz nie powala, za to ratują go wcześniejsze atuty.
  Zdjęcia.
 Nie pamiętam (w końcu to był 2003 r.), czy to było krótko przed tym miejscem, do którego dojechaliśmy i dalej się nie dało jechać.
  W jednym miejscu utknęliśmy, dalej nie dało się podjechać ze względu na wysoką trawę i poślizg kół. To był odcinek, gdzie jechał sam SN61, bez wagonu, bo tym samym torem wracaliśmy, a nie było gdzie zrobić oblotu. 
   Narka.