wtorek, 29 grudnia 2020

Środa #1735

  Trochę nieśmiało piszę o grach, w które gram, ale też nie chcę być posądzony o maniakalne w nich granie. Choć tak nie jest, to dla 979 już jest. Wynika to z tego, że kiedy przychodzi, a niestety nie jest tuo ostatnio często, to zdarza się, że akurat gram, bo np. jem. W tedeka bardzo często gram gdy jem, bowiem prowadzenie wirtualnego pociągu, nie wymaga takiego skupienia jak prowadzenie realnego. Tu (w grze) nie ma zdarzeń losowych, wybiegąjacych zwierząt na tory, ludzi itp. Jest tor, określone ograniczenia prędkości, stacje w określonych miejscach, sygnalizacja świetlna i w zasadzie, jak po drogach jeździ się na pamięć. Ktoś by pomyślał, że nie ma w tym nic ciekawego, mało tego mięśniaki wchodzące na stację właśnie tak myślą, ale jednak muliplayer daje dodatkowo to coś.
   Z historii to, co kiedyś tu pisałem, zbanowali mnie za.... szerzenie prawdy (niech tak będzie). Dawniej, dziś, jest ona często niewygodna, choćby przy okazji obecnej zarazy. To też wtedy się nie wbiłem w miejsce i czas i mnie wyciepli. Wszedłem tylnymi drzwiami, jakiś rok temu i pod innym nickiem grałem w grę dalej, ponownie zdobywając lvl.
    W grze jest też możliwość zbudowania własnej scenerii. Proces ten niestety trwa długo, coś ok. rok, 9 m-cy. By krócej, trza mieć jednak znajomości. No to już na końcówce sprawdzania scenerii na koniec listopada, gdy miała się ku końcowi, coś zwróciło ich uwagę i zaczęli drążyć temat. Może to, że to obecnie największa sceneria z urządzeniami mechanicznymi w grze, a to moja pierwsza pod tym nickiem i to ich trochę zastanowiło. Może to, że nie lubią w sumie dużych scenerii robionych przez innych, bo tak dziwnie wygląda - użytkownicy robią większe scenerie niż członkowie administracji, czy moderacji. W każdym razie, ponieważ konto zakładałem u 824 i u niego były też początki, gry (nową wersję) ściągałem też u niego, ale już na własnego kompa, to przy okazji sznupania kto to taki robi tą scenerię doszli, ze to ja i nowe konto zbanowali, jako mulikonto.
    Po ochłonięciu, jakieś 2 tyg. postanowiłem skontaktować się z kimś z adminisracji i o tym pogadać. Na szczęście dla mnie, jest wśród nich osoba starsza, przed 50-ką, do której udało mi się dotrzeć wpierw na @, następnie udało się ją nakłonić, by do mnie zadzwoniła. Pierwsza rozmowa trwała ok. 30 min i wypadła bardzo dobrze. Zawsze mi się wydaje, że w rozmowie wypadam lepiej jak w pisaniu i też tak chyba wyszło. Dość, że za 1,5h, choć wstępnie miał zadzwonić wieczorem, zadzwonił i powiedział, że odbanują mnie, ale będą się przyglądać. Odbanowali mnie, ale na forum i innych pochodnych serwisach, ale nie w grze. 
   Będąc w niezręcznej sytuacji, bo nie chcąc nękać tego, za sprawą którego i jedynego , z którym miałem jako taką łączność, a jednocześnie chcąc grać powstał dylemat. Co ile mu się przypominać w sprawie. Postanowiłem początkowo co dwa dni, a ostatni @ był po 3-ch dniach. Efekt był taki, że odbanowali mnie również w grze. Nie wiem czy testowali, jak się zachowam, czy faktycznie to komuś umknęło, czy coś jeszcze innego. W każdym razie powróciłem do gry, mało tego pod starym nickiem, który część, nieliczna, która została z tamtego okresu, doskonale pamięta, tym bardziej, że od jakiś dwu lat nie można zakładać nicka w grze, który jest symbolem i numerem pojazdu trakcyjnego, więc jestem jedynym po iluś tam latach, który taki ma i jednocześnie gra.
   Mogę w końcu być bardziej sobą, choć nawyki powstałe przez rok czasu, grania pod drugim nickiem zrobiły swoje. Gram do posiłków przeważnie i późno wieczorem jak już ruch na st. mac. się uspokoi. Nie chcę robić cyrków, że mnie co chwilę odrywają od kompa i tam ciągle piszę z/w, a gra jest w czasie rzeczywistym. No tak jakbym wstrzymał ruch poc. na realnej stacji, bo ktoś właśnie przylazł i jeszcze ma jakąś sprawę.
    Chcę też dokończyć scenerię, a z tym może być problem, bowiem, po okresie pisania prawdy, co jakiejś tam części się bardzo nie podobało, a ta część jest władna w dopuszczaniu scenerii do ruchu (gry) może być trudno i na razie tak się dzieje. Z jednej strony okres świąteczno-noworoczny, z drugiej nikt do niej nie zagląda, mimo zrobienia poprawek tych, które chcieli.
    Plan, by wraz z życzeniami świątecznymi, tego, za sprawą którego mnie odbanowali, jeszcze raz mu podziękować. (notka była napisana przed świętami, życzenia wysłałem mu na @) W sumie jakby nie było tam osoby starszej, to przecież młodzież, dziś bardzo zawistna, nerwowa, która, jak ma buławę władzy to jej odwala, nigdy by mnie nie odbanowała, więc należą mu się podziękowania. Jest jeszcze dodatkowa presja, bo przecież teraz jestem tam z jego polecenia, to trudno zaufanie, którym mnie obdażył wystawić na szwank, przeto postanowiłem utrzymać kaganiec w postaci zakazu pisania na forum do odwołania i nic tam nie piszę i na razie nie mam zamiaru się udzielać. Ich gra. Przeżyła beze mnie, przeżyje beze mnie, to po co się do tego mieszać. Niech robią jak chcą, mimo tego, że wydaje mi się, że czasem faktycznie robią źle, co niestety wychodzi w dłuższej perspektywie (choćby ilość graczy regularnie grających).
  Jest jeszcze jeden aspekt tej historii. Dziś gry stają się powszechne i zajmują nam jakąś część czasu, umilją go, mulitiki (niekóre) powodują nawiązywanie nowych relacji, choć internetowych, to jednak one jakoś powstają. No takie czasy, że więcej czasu spędzamy w sieci. Alternatywą jest właściwie odcięcie się od sieci, od kontaków realizowanych przez nią, zamknięcie się w sobie i mielenie się we własnym towarzystwie. Widzę to obecnie u 825, 812, którzy mimo różnego wieku, wykluczyli się z tej formy komunikcji, przekazu. Jest im obojgu trudno. To wykluczenie powoduje jeszcze większe wykluczenie, bo będąc samym jest ciężko, tak na dłuższą metę żyć, a jednak nie zdychamy nagle z braku kontaktu z innymi osobami, nawet tego wirtualnego. Co, jak u tych osób odpadnie jeszcze to co ich interesowało z różnych względów i pozostają już zupełnie sami ze swoimi problemami. I tak se myślę, czy gra, w którą wszedłem nie jest taką chigienizacją życia? Mimo wieku nie następuje wykluczenie społeczne, a życie towarzyskie jest nadal realizowane w życiu bieżącym na st. mac. i częściowo w sieci. I patrząc na tych ludzi wiszących w wiosce w oknach swych domów, mielących wzrokiem po okolicy, zabijającym czas na oglądaniu głupich seriali, czy takie rozwiązanie, które zastosowałem nie jest lepsze?
    Zdjęcia. 
To "wajchowisko" to nastawnia wirtualnej stacji, której skrót to ZBA. 
Widok z drugiej strony. 

A to nastawnia ZBB. 
I widok z drugiej strony od aparatu blokowego. 
  Wśród tylu wajch to dostanę orgazmu. Nastawnie mechaniczne, które są w grze to mają po 15 wajch średnio, a największa ma chyba z 20. U mnie, hmm, nie liczyłem ich jeszcze. 
  Oki, tyle. Kolejna zaległa notka leci. To narka.

piątek, 25 grudnia 2020

Piątek #1734

    Wigilia. 
    Spędzona u matki od 979 i z nim, i pewnie to ostatnia taka w terenie. W przyszłym roku wrócimy do spędzanej na st. mac. w ciszy i spokoju, z tradycyjną wigilijną fasolką po bretońsku z krauzy. W tym roku też byłem przygotowany, fasolka zakupiona już wcześniej w przecenie. 
   Dań tyle co trzeba, żadnego szału, więc barszcz z krokietami, na drugie ziemniaki, dwa rodzaje kapusty, z jakimiś grzybami, a druga była z boczniakami. Trzy rodzaje ryby, choć ogólnie chyba za dużo napieczone. Nawet matka od 979 piecze i robi tego jakby miało przyjść ok. 10 osób, a faktycznie siedziały tylko 3. 
   Jeszcze przed kolacją ubraliśmy choinkę. 979 założył na niej lampki i sznury ozdobne, a ja z matką bombki i jakieś tam ozdoby. 
   Po kolacji 979 pakował prezenty dla innych, bo jeszcze wyjazdowo, zresztą u niego to tradycyjnie. Mając tyle znajomych osób, nie da się tego ogarnąć nawet w dwa święta. Niestety selekcja musi być. Po wyjeździe 979 z prezentami do swojej niby laski, posiedziałem do 22:00 z matką trochę rozmawiając, trochę oglądając film na TVP kultura, a wcześniej jeszcze Ratatuj. 
   Ile razy oglądam Ratatuj to zastanawiam się, co te szczury robiły na st. mac. jak kładliśmy się spać. Ja ich nie słyszałem i sporadycznie mnie budziły, ale 979 częściej mi mówił, że je w nocy słyszy jak one grasują. Wszak było ich tu ok. 150 w największym pkt. liczebności. Dosłownie kilka razy w nocy zdarzyło się, że te oswojone jakby wbiegały pod kołdrę zawsze specjalnie ułożoną, by mogły się dostać. Dziś zakładam, że goniły się i po prostu przed innymi chowały się u mnie, bo inne to niezmiernie rzadko wchodziły pod kołdrę. Coś na zasadzie - skoro tamte wlazły to ja też i tak obserwowałem jak niepewny otoczenia szczur wchodził pod kołdrę. Wystarczył niewielki delikatny ruch, by od razu włączył sygnał ewakuacji. 
    Pomimo, że ich już nie ma kilka m-cy, to nadal nie wszystkie miejsca, gniazda są po nich posprzątane. Z jednej strony są w miejscach, które pilnie nie wymagają sprzątania, z drugiej strony jakaś tam pamięć po nich, bo, mimo ich ilości na st. mac., miło wspominam czas ich przebywania. 
    Po kolacji otrzymałem tradycyjnie od matki obiad na dziś. Dobrze, że przed wigilią nie kupiłem chleba, bo miałem taki plan, ale były "małe" CS-y od 972 w środę, i zostawiły jedną bagietę, to zrezygnowałem. I tak mam żarcia f chuj, więc nie zdechnę. 
   
     Właśnie. Pomagam średniemu CS-owi od 972, bo wpierw, bo to taki wiek, mają wyjebane na wszystko, po czym zderzają się z rzeczywistością, która od nich jednak wymaga. Tak też stało się z 18 letnim "małym" skurwielem, kiedy na praktykach zażądano od niego papierka z kursu, który był przez m-c realizowany w szkole, na który on miał oczywiście wyjebane, a teraz oni mu na praktyce powiedzieli, że mają na niego wyjebane i jak nie przyniesie papierka, to go wyjebią. 
    Efekt. Już ma mniej wyjebane i robię z nim materiał z gastronomii, o art. spożywczych, a czasu mało, bo, o czym dowiedziałem się na wigilii, ferie w przyszłym roku od 04-01-2021, to klasyfikacja też jakaś skrócona. 
   Na ostatnią lekcję 2-gi przyszedł z 3-cim, który rok młodszy to ma dopiero totalnie wyjebane na wszystko. To ten, którego odbierałem z zakładu psychiatrycznego w Toszku. Poprosiłem go, bo opowiadał, jak był na jakiś badaniach, w związku ze zmianą szkoły i miał coś napisać, i oczywiście bunt, bo on ma wyjebane, by coś u mnie napisał. Wpierw 3 min mówienia do mnie, że nie trzymał długopisu od lat i nie pamięta jak go się trzyma, nie wie jak się pisze i coś tam, coś tam jeszcze. Nawet wstałem i powiedziałem, to napisz coś nie będę patrzał i wstałem i odszedłem od biurka. Słyszałem jak z bratem negocjował, by nie pisać, w końcu napisał lewą ręką, bo leworęczny. Najgorzej nie wypadło. Myślałem, że będzie gorzej. Widocznie pani psycholog, czy coś tam innego słabo negocjowała. 
   No 3-ci to będzie miał przejebana, po tym wyjebane. Ma iść do 8 klaty od drugiego semestru, ale czy on to w ogóle skończy? Coś mi się widzi, że jedyny do uratowania, jeżeli też się uda, to jest 2-gi. 1-szy już odstąpił od dalszej nauki i w zasadzie skończył edukację na gimnazjum z ocenami za frekwencję, bo te szkoły w ośrodkach to totalna porażka. To są takie przedszkola dla dorosłych. 
    Dziś chyba spotkanie z Tedem, choć nie wiem jak to wyjdzie, bowiem drużyny trakcyjne mają wolne, to zakładam, że będą ataki na wejście do stacji. 
   Zdjęcie.
  Końcowy przystanek linii 31 w Bytomiu na Wrocławskiej. Dziś tram jadą jeden przystanek dalej do zbudowanej tam pętli. 
   Narka, bo zaś notkę przetrzymam, a do wypchnięcia czekają już kolejne, które są wyprzedzane przez bieżące. 

środa, 23 grudnia 2020

Środa # 1732

 Z 824 jest gorzej i to gorzej się nasila. W związku z tym, niestety, bo nie lubię sie mieszać do czyiś finansów, trza je będzie ruszyć.
   Konto ma w PKO, a ponieważ pracownice mają prowizje od wciskanie przeróżnych rzeczy, to nawciskały mu co się dało. Już kiedyś o tym pisałem, że nawet posunęły się do tego, że 75 latkowi założyły konto szkolne na dobry start do szkoły, na które z emerytury co m-c była pobierana kasa. Teraz przeglądam, pobieżnie, a będę się musiał do tego zabrać na poważnie, jego wyciągi z konta i nadal ma jakieś dziwne konta uruchomione, za które kroją go z kasy. Mało tego, z tych kont funduszy inwestycyjnych, jak na szybko policzyłem, bo były roczne wyciągi jest stratny ok. 900zł. To pobieżne liczenie. Oczywiście idiotki (wiem, z ich pkt, widzenia (banku) one wykonały dobrą robotę) wcisnęły mu kartę debetową, za którą też rocznie pobierają opłatę 54zł. Ma założone "konto za Zero", ale z konta głównego pobierają opłatę za kartę zwykłą 4,90zł/m-c i 6,90zł/m-c za prowadzenie konta. Da się? Da się!
    Oczywiście przy jego pamięci, która się wyłacza, w zasadzie to niczego nie pamięta. Ciągle np. powtarzał, jak pytałem gdzie ma ową kartę debetową, że zrezygnował z niej, dawno temu. Jak dopytywałem bardziej szczegółowo, to odpowiadał że jakies pół roku temu, w lipcu. Pokazałem mu więc wyciąg na 31-10-2020, że nadal za nią płaci. Odp. - ja się takimi pierdołami nie przejmuję.
    I teraz konkluzja. Ile takich staruszków jest kantowanych regularnie od lat w PL i nie tylko. Kto faktycznie o tym wie, jeżeli oni sami o tym nie mówią, bo przecież nie panują zupełnie nad finansami. W masakrach rodzinnych w TV wychodzą tylko sprawy, jak ktoś ich pazernie obłupi do zera, ale jeżeli jest to robione sukcesywnie, że jest niezauważalne, to w zasadzie przechodzi bokiem. 
    Na jego konto od 2015 r. jestem zapisany jako współwłaściciel i niestety, ale trzeba będzie wkroczyć, bo proceder trwa już za długo. Wstrzymywałem się dotychczas, jednak jakby to wszystko zliczyć, to ok. 1200zł na rok wyprowadzają mu z konta. Podejrzewam, że i tak do wszystkiego nie dotarłem.
   Ubezpieczeń na życie opłacał chyba z 5. Zeszło do dwu, ale nie wiem dla kogo to płaci, bowiem nigdzie nie jestem zapisany, nikogo innego nie ma, a on umów nie umie znaleźć, to też nie wiadomo na co konkretnie płaci. Pewnie na to co się najrzadziej wydarza, czyli przygniecenie przez lądujący statek marsjański. Oczywiście w piśmie jest, że może zadzwonić do profesjonalnych i doświadczonych konsultantów (w wysysaniu kasy), którzy rozumieją Pana potrzeby i wątpliwości. Oznacza to, że zapewnią mu niezwłoczną obsługę najwyższej jakości oraz szczególną troskę i indywidualne podejście, na które On zasługuje (w wysysaniu przez nich kasy). Howk.
   Zdjęcie.
  Jest zrobione przez 825 najprawdopodobniej na zajezdni tramwajowej na Bogucicach. Drobne wyjaśnienie czemu tablica kierunkowa jest za szybą motorowego. Otóż bardzo niewiele wozów miało rozwiązania warszawskie, czyli wąską szybkę na tablicę kierunkową nad motorowym. Ta wąska szybka to tylko dla tablic jednokierunkowych, tzn. gdzie linia prowadziła np. Stadion Śląski. Na Górnym Śląsku wozy miały jednak tablice całokierunkowe, jak ta za szybą, a te się na górze nie mieściły, stąd wciepnięta za odmrażacze. 
  Jak zwykle opóźniona notka, bo miała być w ciągu dnia we wtorek, a przeskoczyło już na środę. 
  Narka.

niedziela, 20 grudnia 2020

Niedziela #1731

   Był przedwczoraj 230 mimo tego, że spotkanie z Tedem. Otworzyłem mu wjazd do stacji, niech wbija, ale od razu zaznaczyłem, że pobyt na st. mac. w klacie. Zgodził się. W trakcie pobytu, oczywiście zajmowałem się jego mięśniami, bicepsem, tricepsem, klatą, plecami, a jednocześnie rozmawiałem i wysuwałem swoje przypuszczenia. 
   Zajmowanie się jego mięśniami było proste, bo cóż to takiego wziąć w ręce np. biceps i go zagniatać, przedramię i je ściskać, plecy, je miętolić. 
   Gorzej jak do tego dochodziło słowne określenie tego co się robi, następstw tego co się robi, odczuwania tego co się robi.
   To już jest inaczej, bo jednak samce, mięśniaki też to odbierają. Powiedziałem mu wprost, że w stosunku do niego, to se zagniatam jego przedramię, barki, bicepsy, ale mogę też bardzo delikatnie, opuszkami palców przeciągać po jego bicepsach, przedramieniu, szyi, dolnej żuchwy, okolicy tej twarzy i to zacząłem robić i zrobiło się niezręcznie.
   Widziałem, że wtedy robiło mu się gorzej. Powiedziałem mu wprost, choć oczywiście nie znam jego młodości, że coś jest nie tak. Tzn. dotyk, taki delikatny wywołuje w nim odruch zwrotny, co w zasadzie, biorąc pod uwagę wychowanie przez matkę, nie powinno mieć miejsca, więc coś jest nie tak. Nie wnikam w to, co jest nie tak, ale to odbieram, że jest nie tak. I to, że odbieram nie tak, jest od iluś tam lat, o czym mu powiedziałem, więc są to pozostałości po okresie młodzieńczym i tyle. Nie zmienię tego. Te rzeczy, wspomnienia pozostają w nas na zawsze i nie da się ich od tak wymazać. Skoro jemu coś (tak to nazwijmy) nie pykło w młodości z tym dotykiem, to zostało. Dziś tego nie zmienię, widzę tylko że jak go dotykam tak z uczuciem i porównuje to z innymi mięśniakami (a nie było ich mało), to mu się dźwiga. I to nie jest moje nie tak, tylko ktoś już tu namieszał, po czym on ma wzdrygi. Smutne, a jednocześnie nie mogę wyciągać tych informacji od niego, bez, jakby, jego inwencji, po za tym nawet nie chcę. Jako rasowy mięśniak-skurwiel tego nie powie i będzie to tłamsił w sobie. Jest z laską, teraz będą mieli larwę i nawet jak ona go tak dotyka, to tego nie lubi. 
   Mówiliśmy (ja mówiłem) też o doznaniach związanych z obsługą przez tą samą płeć. Samiec rozumie, jak obciąga drugiemu samcowi działanie organu, dla laski jest on jak banan. Z kolei laska rozumie działanie otworu i jego przyległych części, a samiec nie stąd laska, która się okolicami otworu zajmuje zrobi to lepiej jak samiec, bo wie jak to działa. 
   U 230 wiele się nie zmieniło w wyglądzie. To dobrze, bo jest w wieku, w którym to psucie następuje szybciej. Może to nastąpić, bowiem zmienia pracę na jeszcze lżejszą, a to niestety sprzyja wiotczeniu mięśni. No cóż. W poprzedniej pracy udało mu się wyrobić mięśnie i to ogólnie na całym ciele (taka praca), to ma kapitał, który jeszcze przez jakiś czas zostanie. 

    Może uda się do świąt wypchnąć wszystkie notki. Ta miała być wczoraj, zaś się przedłużyły o jeden dzień, a następne czekają. Echhhh.
   W ramach zdjęcia kopalnia zimą, oczywiście zaorana, wiync tego co na zdjęciu już nie ma. Widok z ostatniego piętra sortowni. 30 m nad ziemią. 
    Narka. 

czwartek, 17 grudnia 2020

Czwartek #1730

  Ostatnio częściej jeżdżę autobusami, a zaczął się okres zimowy i przypomina mi się materiał z TVP Katowice z końcówki lat 90-ych, jak urabiano społeczeństwo, że trzeba koniecznie kupić nowe autobusy, bo w ikarusach (260 i 280), które jeździły po naszych drogach jest zimno i to zimno niby wynikało z tego, że one były stare. Za chwilę do tego zimno wrócę, ale teraz dygresja. Jeżdżę obecnie solarisami (jako pasażer), niby nowymi tworami i jest w nich - zimno. Tzn. one mają około dekady, ale też jest w nich zimno. I teraz konkluzja. Czy wobec tego należy je wyciepnąć na hasiok, jak kiedyś zrobiła materiał TVP Katowice, czy jednak zająć się tym zimno.
   Kiedyś w komunikacji miejskiej jeździłem Jelczem M11. Już o tym pisałem.
  Oczywiście w lepszym stanie, ale takie zdjęcie, by się za bardzo ktoś nie ciepał, bo zdj. z netu.
  Ogrzewanie w nim, było realizowane przez 3 dmuchawy z nagrzewnicami ulokowane pod siedzeniami, 2 z tyłu między 2-gimi, a 3-imi drzwiami, jedną dużą w kabinie kierowcy, która w zamyśle miała dmuchać ciepłym powietrzem na przednią szybę. Dmuchawy z nagrzewnicami mają to do siebie, że działają trochę jak odkurzacz. Zasysają maras i obklejają nim nagrzewnicę, która posiada wąskie prześwity, przez które ma przechodzić powietrze tłoczone przez wentylator, a przechodząc przez nagrzewnicę ogrzewać się i podnosić temperaturę w pojeździe. Sama nagrzewnica jest zbudowana z drobnych lameli, przez które przepływa płyn chłodniczy silnika. On, też w trakcie pracy ulega zabrudzeniu i drobny maras osadza się na tych lamelach powodując stopniowe ich zatykanie, a następnie przepływ cieczy chłodzącej bokiem przez obudowę nagrzewnicy.
   Szkopuł w tym, że praktycznie nikt tego nie czyści, to też po kilku latach nagrzewnice nie spełniają swojego zadania. Niby wszystko działa, dla kontrolujących pojazd mechaników, bo wentylator pracuje, kręci się i tłoczy powietrze, przez nagrzewnicę przepływa płyn chłodniczy, ale jednak efektu grzania nie ma, albo jest on znikomy. 
   W swoim pojeździe, ponieważ jestem ciepłolubny, co roku, w końcówce lata, na garażu, rozbierałem każdą nagrzewnicę, czyściłem ją wewnątrz, przepłukując ją kilkukrotnie wodą, zewnątrz i następnie montowałem ponownie w układzie. Wybudowywana była również przednia nagrzewnica. Była ona 3x większa niż nagrzewnice w wozie. Mało tego, zrobiłem kiedyś z blachy, to już była któraś tam konstrukcja własnego pomysłu, wlot powietrza z przodu autobusu, by bez udziału wentylatorów, powietrze przepływało przez nagrzewnicę ogrzane na szybę w pożądanej ilości. Efekt był taki, że w zimie nawet przy -15C jeździłem w kabinie w koszulce z krótkim rękawkiem, a drzwi do wozu były cały czas otwarte.
    Skuteczność chłodzenia przez wewnętrzne nagrzewnice była na tyle duża, że przy temp. poniżej -5C główny wentylator na chłodnicy się nie załączał, a żaluzja na niej nie otwierała.
    Ostatnio jadąc właśnie solarisem, w którym była włączona wewnętrzna nagrzewnica z tyłu pojazdu w przegubie, a więc blisko silnika, sprawdziłem jej skuteczność. Ręką obmacałem, sprawdziłem jak dmucha, jaka była temp. powietrza Była na poziomie ok. 15% wydajności. Coś tam ciepłego powietrza wylatywało, ale większość to było przedmuchane powietrze z wozu, przez zatkaną nagrzewnicę.
   I teraz można wrócić do materiału TVP Katowice z końcówki lat 90-ych. Czy trzeba te solarisy zezłomować, bo są stare i jest w nich zimno i kupić nowe, czy nie?
   Urabianie tłuszczy działa znakomicie. Hasła "bezpiezeństwo", "dla Waszego dobra", są dziś już tak powszechne, że nawet jawne wysysanie kasy z budżetówki na pierdoły, o których tu kilka razy pisałem, podpina się właśnie pod nie. 
   Ok. kończę, bo zaległe, kolejne notki czekają. 
   Narka.

piątek, 11 grudnia 2020

Piątek #1729

   To teraz się ostro przeniesiemy w lata 80-te ub. wieku. Wtedy to zaczęła się moja przygoda z tramwajami. Wtedy było to WPK Katowice obsługująca aglomerację górnośląską. Wtedy to były lata, kiedy wychodziły nowe tramwaje, nowe projekty, poprawiane, unowocześniane, wdrażane do ruchu, obserwowane, wyciągane wnioski i ponownie zmieniane. W tej różnorodności, zdawało by się wozów 105 N, później 105 Na, można się było pogubić. W zasadzie co seria, to wychodziły wozy o innym układzie, głównie elektryki w nich. Tylko jakaś połowa lub mniej motorowych znała co i jak poprzełączać w, częstych wtedy, defektach wozów, by móc o własnych siłach zjechać z trasy. Mnie udało się jakoś opanować większość wtedy typów wozów typu 105 na sieci i nie miałem żadnych problemów w przełączaniu ich, by np. po awarii zjechać z trasy. 
    Na czym owe przełączanie polegało? Otóż w składzie, które jeździły po sieci, czyli 
coś takiego (zdjęcie zaczerpnięte z internetu), należało znać układ bezpieczników, przełączników, by np. wyłączyć jeden z wozów, pozostawiając sterowanie na pierwszym i móc tym jechać dalej. Wbrew pozorom łatwa czynność dość sporej ilości motorowych nastręczała trudności ze względu na sporą ilość modeli. Najtrudniejsze było wyłączenie pierwszego wozu i przełączenie sterowania na drugi. Z oczywistych względów wyłączenie drugiego było dość proste, ale właśnie przełączenie na drugi, to już był majstersztyk. Należało w pierwszym wozie zostawić tylko niskie napięcie sterowania, wyłączyć wysokie napięcie, odłączyć silniki trakcyjne, dopływ energii do nich itp. by tylko drugi wóz pchał. Część dawała sobie radę, a ta część która nie dawała sobie rady, albo czekała na kogoś kto nadjechał i umiał przełączyć, albo patyk na dół, noże na dół, rozpieracze szczęk na dół, następny skład z tyłu się podpinało i tak spychało się skład do zajezdni. Czasem na najbliższe żeberko, bo jednak cisło się z mniejszą prędkością, albo przy zgranej obsłudze, która językiem migowym umiała się porozumieć sprawnie, zjeżdżało się aż na garaż. 
   Dziś takie czynności są skodyfikowane, często bez nadzoru w ogóle nie do wykonania, a wtedy, to co dziś pozostaje w gestii dyspozytorów, nadzoru ruchu, wykonywało się samemu, stąd to co pisałem już kilkakrotnie. Ludzie, którzy szli w dawnych czasach do pracy w zawodach ruchowych, lubili to, identyfikowali się z przewozem ludzi, mieli smykałkę do tego, zainteresowania. To wszystko było potrzebne do sprawnego przewożenia, wtedy, dużej ilości ludzi. Dziś np. jak jest stłuczka z autem, to opóźnienia sięgają 120 min, bo wczoraj takie było, a wtedy... Stłuczka, przyjeżdżała dość szybko milicja, albo spisywało się protokół i jechało się dalej. Nikt nie pierdolił się 2h zatrzymując ruch na linii. Co innego jak były śmiertelne, wtedy faktycznie był w rejonie paraliż sieci, ale tylko w rejonie wypadku. Mnogość przejść rozjazdowych, czynnych pętli tramwajowych, powodowała możność ominięcia wyłączonego z ruchu miejsca i skierowania ruchu inną trasą, włączenia się w innym pkt-cie na linię itp. I nie było jak dziś, że prowadzący mieli wyjebane lub ograniczają ich przepisy, że bez nadzoru ruszyć się nie da. Wtedy zdecydowana większość chciała jeździć i samemu (to takie dzisiejsze, uniwersalne słowo) ogarniała ruch. Co dziś niespotykane, tramwaje się np. wyprzedzały, wymijały. Robiono tak, bowiem do dziś ludzie mają nawyk, że wszyscy ładują się do pierwszego jadącego. Wtedy, oczywiście nie zawsze, ale jak była zgrana ekipa na linii, to pierwszy załadowany, któremu wymiana pasażerów z racji napełnienia wozów szła długo, zjeżdżał jak się dało na bok, a następne, np. dwa wozy z linii wyprzedzały go i gnały do przodu. Następnie taki wóz, wytrącony z planu, z przystanku końcowego/początkowego jechał np. 3/4 trasy i włączał się w tym pkt.-cie z powrotem do swojego planu. Wiem, że mało obrazowo to opisuję, ale musiałbym na konkretnych przykładach na konkretnych liniach opisywać jak to wyglądało. 
   Abstrahując od tego, dziś takie numery były by/są niemożliwe, choćby dlatego, że płaci się za kilometry, a nie za przewóz ludzi stąd takie wytrącenie z planu, choć upłynniające ruch, jest nierealne, bo wypadną kilometry i zajezdnia nie dostanie kasy za te utracone przeto wozy jeżdżą przez np. pół dnia opóźnione godzinę, byle tylko kilometry się zgadzały, a mniejsza o to, kto jedzie i czy czeka na kawalkadę wozów opóźnionych np. o 90 min. 
   I mimo pełnych tramwai wtedy pracowało się przyjemnie. To dziś, kiedy ludzi w wozach jest o 5/6 mniej, paradoksalnie praca jest gorsza. Nie ma zgranych ekip, wozów na stałe, ludzie zostali w części w ub. latach przyjęci z łapanki, z biur pracy, byle tylko zapełnić stanowiska. Objawia się to choćby tym, że oni po prostu w większości nie potrafią jeździć. To sunięcie do przodu trudno jest nazwać, a przynajmniej do tamtych czasów przystawiając, jazdą. Gdyby ich przenieść 35 lat do tyłu, to jechali by jak świeżaki wtedy, za którymi jechało 3 do 5-ciu wozów. Później się wyrabiali w jeździe lub jakaś część odchodziła. 
   Sieć była trudna, bo należało zapamiętywać układ torowy, jakość tego układu, tzn. krzywizny torów, miejsca gdzie należy przyhamować, miejsca, gdzie mimo widocznego zdeformowania toru skład "przelatywał", zarwane styki itp. Generalnie na każdej linii, no może oprócz linii 0, która do dziś jest linią wycieczkową, się goniło. Czasy były krótkie na przejazdy między przystankami, postoje na pętlach też. W tamtych czasach nie było, jak dziś postojów po 30 min na przystankach końcowych. To nie w tamtym systemie było marnotrawstwo zasobów. Jakoś dziwnym, że w systemie kapitalistycznym do tego nie doszli i można by wymieniać linie, na których postoje wynoszą właśnie pół godziny. 
   Tak tylko liznąłem temat, bo chodził mi po gowie od jakiegoś czasu. Najprawdopodobniej będę wracał do spraw z dawnych czasów widzianych z innej perspektywy. 
   Teraz kończę, bo Ted czeka. 
   Narka.

niedziela, 6 grudnia 2020

Niedziela #1728

    Ostatnio trochę śledzę wiadomości ekonomiczne i czasem mam własne przemyślenia. Otóż zaraza obecna, co już chyba pisałem, jak dla mnie została wypuszczona dla depopulacji krajów wybitnie przeludnionych, co zresztą po roku od jej wypłynięcia ma właśnie miejsce. Indie, Brazylia, Bangladesz też jest na liście, ale oni są tam, podobnie jak w Indiach, mało policzalni stąd oficjalne statystyki mogą być bardzo niedoszacowane, są w czołowce. Na pierwszym miejscu USA, ale podejrzewam, że tam w ramach straszenia społeczeństwa trochę podnosi się statystyki, by to straszenie działało. Nie od dziś wiadomo, że społeczeństwo, głupie, zastraszone jest najlepsze dla rządzących i bogatych. 
    Na krajowej mapie efekty uboczne zarazy też zaczynają być widoczne. Umieralność, która w październiku i listopadzie ma najwyższe od dekady wskaźniki, przy czym warto podać, że w wieku powyżej 70 lat wzrosła ona o 150%, jak przeczytałem na w.natemat.pl. Teraz przejdźmy do finansów państw, które są niby w opłakanym stanie. Z jednej strony przekazuje nam się informację, że brak wpływów z powodu podatków, ale z drugiej strony przy takiej umieralności, to ZUS zaciera rączki, bo jednak wypłaty emerytur się kurczą, a wygaszanie kont następuje na niespotykaną dotąd skalę. 
   W "służbie zdrowia" jest podobnie. Dobrze wiemy, że ona obecnie nie leczy, oprócz covidowców i innych sporadycznych przypadków, ale kasę bierze, bo przecież każdy co m-c płaci składkę zdrowotną jeżeli pracuje. Gdzie zatem ta kasa się zatrzymuje, skoro w poradniach są teleporady, część zabiegów planowych przesunięta, część lekarzy nie przyjmuje itp., itd. 
   Ostatnim ogniwem jest NFZ., bo do niego kasa jeszcze wpływa, ale on już nie wydatkuje, bowiem szpitale, przychodnie nie mają co wykazywać. Nie wierzę, że za teleporadę buli się z NFZ-tu tyle samo co za wizytę w przychodni (ok. 2015r. wizyta w poradni u lekarza rodzinnego, to było 55zł).
   Oczywiście ktoś może myśleć, i zresztą prawidłowo, że te osoby, które teraz tak masowo schodzą i tak by zeszły, ale schodząc teraz nie dość, państwo oszczędza dosłownie na wypłacanych emeryturach już i na leczeniu chorób przewlekłych też już, to jeszcze kasa dla nich w budżecie na przyszły rok była zapisana, wszak mamy grudzień. Ci ludzie, którzy schodzą, przeważnie nie są zdrowi i leczą się/leczyli w przychodniach, poradniach, czekali na zabiegi, operacje itp. więc trza by na nich wydatkować nie małą kasę, która teraz została w "systemie". 
    Czy ktoś o tym oficjalnie mówi? Nie, nie słyszałem, bo to pewnie niezręczna sytuacja, że państwo "zarabia" na przedwczesnym umieraniu ludzi. 
   
   Ot takie przemyślenia. Teraz tyle, bowiem lezę pomagać przy remoncie 979, więc czas nas goni. 
   Widok z nastawni dysponującej w Libiążu na tory wyjazdowe w kierunku Chrzanowa. 
   Narka.

piątek, 4 grudnia 2020

Piątek #1727

 To jest jakaś paranoja. Pazerność ludzi nie zna granic, a wychodzi gdzie się da. U 824 ocieplono blok. Jeszcze ub. zimy było w mieszkaniu, dokładnie w dużym pokoju 24C. Teraz na bazie jakiejś pazerności, ekologii i innych bzdur, zarządca nieruchomości, tak to się teraz ładnie nazywa, gałą przykręcił ogrzewanie. Efekt - wczoraj w dużym pokoju było 18C, a rano w nim 17C, a w kuchni, która nie jest w żadnym wykuszu, wystająca z bloku narożna itp., jest między dużym i małym pokojem, rano było na poziomie szafki kuchennej więc 85cm, 16C. Ciekawe czy za te (powiedzmy) 6C kasa w 100% będzie oddana? Obniżenie temp. w mieszkaniu z 21 do 20C, daje ok. 5% oszczędności, ale już przy niższych temp. za oknem to będzie mniej, nawet do 2%. To kto qrwa teraz przytuli tą kasę za ubytek 6C? No zarządca nieruchomości, część da na spłatę obrzucenia bloku styropianem, przy czym wcześniej i tak łyknął kopertę za tą czynność, a teraz drugi raz żeruje na mieszkańcach, którzy teraz będą marznąć. Nieprawdaż, że fajne rozwiązanie jak znowu wydoić kolejnych łosi.

  Po co qrwa płacić za ogrzewanie, skoro ono nie spełnia norm? Ale kto z geriatrionu, bo w bloku w większości tacy mieszkańcy, się ciepnie? Jak to bezwolna masa dostająca 13-tą emeryturę i uważająca, że emeryturę płaci im prezydent Duda, głosująca, po obejrzeniu wiadomości w TVPiS na jedynie słuszną władzę ciepnie się o to, że jest chłodniej w mieszkaniach? Nigdy chyba jak dziś stwierdzenie, że najlepiej rządzi się społeczeństwem głupim nie miało takiego znaczenia. Ta garstka rozgarnięta inaczej niczego nie zmieni. No przecież miliony much nie mogą się mylić - gówno jest dobre.
    824 po raz któryś już zatruł się. Nie dziwi mnie to w ogóle, nawet jak wyląduje w szpitalu na wskutek poważnego zatrucia, to nie będzie też dziwne. Ciągle, by nie rzecz permanentnie żre stare rzeczy. Dziś na śniadanie też pożarł już lekko śmierdzącą padlinę. Mówię mu, że ona już chyba stara jest, bo na brzegach jeszcze lekko zielonkawa była - nie, jest świeża.
   No co mogę zrobić, przecież od ust mu nie odejmę.
   W lodówce już się żarcie nie mieści, nogą by trza było wepchnąć, to teraz znalazł, w sumie to sam mu podpowiedziałem, nowe msc. gromadzenia żarcia - na balkonie, bo tam przecież zimno. Dlatego przywiozłem swoje żarcie, by nie szukać, nie przebierać w poszukiwaniu tego co nadaje się do wchłonięcia. Nie chce mi się siedzieć na muszli, bo ewentualnie po czymś będę musiał tam iść częściej niż wynika to z normalnego funkcjonowania, a tak już było. Nie mam czasu na leżenie i dochodzenie do siebie po zatruciu.
   Dalej u niego, to będą częstsze zatrucia, o których mi napisze lub nie. Wiadomym jest, że im większy nacisk będę wywierał na to by się z tym pilnował, tym mniej info będzie do mnie docierało w tym też to, że poraz n-ty się zatruł czymś starym z lodówki. Musiałbym się tu albo przeprowadzić, albo ściągnąć go na st. mac. Na razie odsuwam to jak mogę, ale nie wiem ile to jeszcze może potrwać. Częstsze przyjazdy z w zimie, kiedy tu gałę przykręcili - hmm, jeszcze brakuje mi marznięcia w zimie w mieszkaniu. Uspokajanie się, że ten mózg działa wadliwie jest środkiem doraźnym, bo z nim lepiej nie będzie, a wiadomym jest, że będzie gorzej.
    No to jest hit. Nagranie w radiu, którego dziennie słucha 824, które puszczają w rytmie disco polo. Gość przez minutę śpiewa: "Siala sialalalala, siala, sialalalala, Basia to fajna lala". I by nie było, że to są niewinne treści nie wpływające na nasze życie, to - nie. Odbiorcy tych treści lezą później na wybory i oddają "świadomy" głos, bo przecież mogą iść. 
    Nie będzie dobrze. Jedyne co można zrobić, to wyłączyć się z systemu, na tyle na ile się da. Czasami se myślę, że lokalne mięśniaki-głuptaki nie mają takich dylematów. Co zrobić, by uratować mózg od takich treści? Rozwiązaniem było zabranie ze sobą słuchawek i to był strzał w 10-kę. Cóż, że siedzę w słuchawkach, ale przecież, wydaje mi się, że potrzebuję mózgu do prawidłowego funkcjonowania, a może mi się tak tylko wydaje. Przecież miliony much....
    By nie było zdaję sobie sprawę, że to niezręczna sytuacja, ale nie chcę, nie widzę tego, by sprowadzić się z funkcjonowaniem mózgu do jakiegoś niskiego poziomu, stąd działania odcinania go od głupoty. Może on (mózg) przeżyje trochę dłużej w obecnym stanie. Znowu siedzę w bluzie. Niby miałem tu coś sprzątnąć, ale w takiej temp. po prostu mi się nie chce. Mam zmarznięte, zimne ręce. Co jak co, ale w mieszkaniu powinno być ciepło.
   
  Wnętrze nastawni Libiąż. 
   Narka.

poniedziałek, 30 listopada 2020

Poniedziałek %1726

    Ale mi się dziś śniło rzeczy. Pierwszy sen był o wizycie w bloku takim 10-cio piętrowym. Czekałem na windę by pojechać do góry do kogoś tam. Teeraz już nie pamiętam do kogo. były dwie windy mała, która była ciągle pełna i druga. Poprzepuszczałem ludzi tą mała i przyjechała ta druga. Otwarła się patrzę jest duża z takim otwieranym tyłem na większe rzeczy lub więcej ludzi. Nadusiłem knefel po prawej stronie na listwie i widna ruszyła obracam się a przy jej wejściu jakby się wchodziło po lewej stronie, ukazały się 4 schodki do góry, cos jak w starych wagonach piętrowych, wąskie. oczywiście zajrzałem a tam na obu ścianach, tzn. tej od widny i przeciwległej pisuary. Wtem jakby z głębi wychodzi para młodych ok. ok. 21 lat, ona w podobnym wieku i że zapraszaja mnie na trójkąta. No czemu nie i polazłem z nimi, w stronę z której przyleźli. Wylądowaliśmy w ubraniach na dość sporym łóżku. By nie wyszło na początku, że z tą laską mało co zrobię, to zacząłem od niej, ale se pomyslałem:
- a tu gupi mięśniak się zdziwi, jak się zacznę dobierać do niego.
   Laska zaczęła się rozbierać, z bardzo luźnej koszulki, on też był w koszulce i ręce miał odsłonięte. Napisałem mięśniak, ale taki zwykły szczupły synek. Dobrałem się do jego rąk, ale by nie wyszło, że będzie miał w dalszej części przejebane, to przenosiłem ręce i na nią. Na jej klatę, biust, cycki. Masowałem je tak bezwiednie, nawet poznawczo, bo w życiu nie miałem cycków w ręce, to zastanawiałem się jak to jest i czym te mięśniaki się tak podniecają, ale podniety nie było, ot taki większy organ żeński wystający z klaty laski. Co innego jego ręce, trochę owłosione do wysokości bicepsa, lekko umięśnione. Te robiły na mnie wrażenie, przyjemnie się je masowało, były jakieś tam pozytywne doznania w kontakcie cielesnym z jego rękami. On, co zauważyłem odbierał mój dotyk dziwnie, bo wyczuwał, że nie jest on obojętny, jak w przypadku, gdy ona go masuje, ale taki inny, taki, który zaprzątał jego myśli, co się dzieje. Ponieważ widziałem jego reakcję zdziwienia to przeniosłem się z rękami na nią, a on dołączył. Ręce miał na niej, ale patrzał na mnie cały czas zdziwionym wzrokiem, a ja zastanawiałem się co dalej, skoro on tak na mnie patrzy po takim w zasadzie krótkim dotyku, to co jak zacznę go rozbierać z koszulki, co już było w planach. 
   Oczywiście myśl, że musze ją jakoś zwerbować, by przenieść się wspólnie z rękami na niego i by to jej rękami pozbawić go koszulki, by dalej nie miał takiej zdziwionej miny. W zasadzie i tak kolej była na niego, bowiem ona została jego rękami pozbawiona koszulki już wcześniej. 
   I tu Was zdziwię, bo sen się urwał. Przeniósł się na inny sen. To napad na jakiś bank, w którym brałem udział z jakimś grubszym facetem (skąd mózg go wytrzasł - nie mam pojęcia). Po napadzie kiedy uciekaliśmy z walizkami z kasą przebiegaliśmy przez miasteczko, ale takie stare, nie obecnych czasów. Dorwaliśmy dziwny pojazd, którym udało nam się uciekać obławie. Tym pojazdem znaleźliśmy się na (jakby inaczej) terenie kolejowym, dokładnie obrotnicy parowozowej. Nią ustawiwiłem tak, choć z oporami, bo wpierw dałem inny kierunek i po ruszeniu z niej, musieliśmy cofnaąć by przestawić na właściwy tor, i jak już to nastąpiło to dopięliśmy się do odchodzącego gdzieś pociągu, jako (uwaga) dodatkowy przedział jak w wagonach pullmanach. Po prostu wagon przedłuzył sie o taki dodatkowy przedział z drzwiami suwanymi i zasłonkami. Jak to w dawnych czasach zasłonki te trochę dziurawe, trochę z firan, widocznie klasa wagony była niska, a zasłaniałem dość skrupulatnie by nas nie było widać w przedziale z walizkami pełnymi pieniędzy.
  Poc. ruszył. Jechaliśmy ileś, a ja ciągle, jakbym coś wdupił, zajmowałem się firankami. W końcu stacja dłuższego postoju. Stwierdziłem przejdę się, obława zgubiona. Facet z którym jechałem pozostał w przedziale. Poszedłem niedaleko torów. Szpaler budynków takich zniszczonych część niezamieszkała. Do jednego wszedłem i pomyśłałem mam trochę czasu rozejrzę się i zdążę wrócić na odjazd. 
   Wszedłem do jednego, wyglądał jakby był tuż przed wyburzeniem. Zarwana klatka schodowa, opadnięte cegły na schody, oczywiście pozbawione tynku ściany. Zaciekawiło mnie, co będzie z jego tyłu, więc przez te cegły, trochę na czworakach, przedzierałem się na tył gdzie był otwór po drzwiach. Gdy już przedarłem się i wyszedłem przez otwór drzwiowy, to za budynkiem było podobne gruzowisko, mało tego po lewej jak się odwróciłem, w dole, więc był niewidoczny, jakiś zakład produkcyjny, który strasznie czymś pylił do powietrza. Od razu pomyślałem muszę wracać bo się tu uduszę od tego pyłu, a druga myśl, nie dziwi mnie że tu nikt nie mieszka, bo jak w takich warunkach można mieszkać. Wlazłem do otworu drzwiowego, a ten trochę jak na filmie "Incepcja", się przebudował i wyjście na dworzec kolejowy znikło. Zostałem uwięziony w budynku z wyjściem na teren gdzie pylił ten cholerny zakład pracy. Wylazłem ponownie przed budynek, ale od tego pyłu, którego jeszcze jak na złość zawiewało na mnie myślałem, że się dalej uduszę. Przez myśl przeszła maseczka, w jakich dzis musimy łazić, ale nie miałem. Wszedłem do budynku i zacząłem szukać schronienia. Pod schodami, jakby wejście do piwnicy trochę zasypane cegłami, a w tym wejściu, stała skrzynka plastikowa z mlekiem w workach pojemności 1 ltr. i 0,5 ltr (coś jak w latach 90-ych ub. wieku). Zacząłem ręką przebierać w tych mlekach zastanawiając się dla kogo, do cyca, są te mleka? i to w takim miejscu. Przecież tu nikt nie mieszka. 
   Jak tak myślałem to z głębi piwnicy usłyszałem jakieś ruchy i z niej zaczęło się wyłaniać ubrudzonych, jak to przy robocie fizycznej w trudnych warunkach dwu nastolatków, wiek ok. 13-14 lat, byli w klatach, tzn. bez koszulek i mieali spodnie takie jak w XVIII lub XIX w. do pracy (na filmach takie widziałem, to w takie ich mózg ubrał). Okazało się, że mieli przerwę w pracy i przyszli po mleko regeneracyjne i odpocząć. Zdziwiłem się gdzie tu można odpoczywać i zadałem im to pytanie. Okazało się, że na górze. Po zrujnowanych schodach weszłiśmy na drugie piętro. Prosta izdebka z łóżkiem jak w dawnych czasach. Wypili mleko, jak podziękowałem, bowiem byłem w szoku tego co się wydarzyło i patrzałem na nich na ich już uformowane mięśnie, ale równoległe zaczęło mnie intrygować, w którym roku jestem. Ich strój, wystrój wskazywały, że trochę przeniosłem się w czasie. Zacząłem jednego podpytywać, ale na początku nie chciał powiedzieć, biorąc mnie za idiotę, że nie wiem jaki rok. Na szczęście wcześniej chodząc po tym gruzowisku, przebywając na pyle, moje uhranie też się ubrudziło i przynajmniej to nie powodowało i nich niepewności co do mojej osoby. W takim brudnym ubraniu byłem trochę jak swojak. Oczywiście nie mogłem im powiedzieć, że jestem nie z tego czasu, bo nastąpiłby popłoch., Nie dość, tak se myślałem, że nie mają technologii, tego obrazu co my dziś w TV i na necie, to jeszcze info, że przybyłem z przyszłości mogło by mnie pogrążyć. Ponieważ pierwszy nie chciał powiedzieć zacząłem podpytywać drugiego. W końcu przy rozmowie powiedział że jest 16 grudnia 1924.
   Jakbym dostał w pysk. Od razu - co ja będę robił w tym roku? Skoro grudzień, a oni bez koszulek, na placu ciepło to musimy być mocno na południu, lub po drugiej stronie równika. Zastanawiałem się również, jakie info mogę przenieść do 1924 r by żyło się im lepiej no i czym się sam zajmę w 1924 r.  Tak rozmyślałem, jednocześnie cały czas obserwując ich młode umięśnione ciała, jeszcze mało uformowane, chude, a tymczasem oni po spożyciu mleka szykowali się do odpoczynku i do wyglebienia do łóżka. Nim jednak wleźli do łóżek nastąpiło coś dziwnego. Zaczęli się nagle przeobrażać w znacznie młodszych osobników, coś ok. 3-4 lat, by po chwili, przepoczwarzyć się w trochę starszych, coś 17-18 lat. Mózg widząc to:
- co jest qrwa grane? 1924, a tu takie sceny jak z kosmosu. Czy to aby na pewno 1924?
   Dopiero po przepoczwarzeniu, w tych samych strojach, a więc tylko w spodniach i nadal równie brudni zaczęli wchodzić do łóżka. Patrzałem na nich, teraz już zbudowanych jak przystało na pracujących w trudnych warunkach 18 latków i zastanawiałem się , po tym co zobaczyłem, wchodzić do nich, nie wchodzić? Tym większy dylemat, że dopiero teraz nabrali podniecających ciał. Byłem lekko przerażony, bo wyglądali jak ludzie, ale powłoka mogła mylić, nadto ciągnęło mnie do ich ciał.
   W tym zastanawianiu się pozostałem, bowiem obudził mnie sms na telefonie. W 2020 r. była 10:03. 
   Zdjęcia. Były Gliwice, to teraz jakby se ktoś chciał przejrzeć - Bydgoszcz Główna. 
I jeszcze jedno.
  Oczywiście to tylko część główna, z Bydgoszczy Głównej. 
   Tekst jest napisany dość chaotycznie, ale wiecie, że musi być spisany szybko po wstaniu, bowiem później ulega znacznemu zatarciu, a im wiyncyj czasu upływa, tym to zatarcie większe.
  Narka.

piątek, 27 listopada 2020

Piątek #1725

    Najpierw sprawy makroekonomiczne, później z wioski. 

   Pamiętacie jak pisałem, że w czasie zarazy jesteśmy 4-ym państwem na świecie, które "drukuje" najwięcej kasy?
    Jeżeli chodzi o legalizację takiej drukowanej kasy, to jest nią inflacja. To ona jest wynikiem wpuszczania do obiegu pustych papierków. 
    Z tydz. temu czytam na necie, że jesteśmy na 1-szym msc. w Europie jeżeli chodzi o inflację. Trudno, żeby nie. Brakuje na przekop mierzei - Edziu! Uruchom no tam drukarkę niech w nocy leci. Brakuje na "służbę zdrowia". Edziu! - weź no ją zaś na noc uruchom, niech drukuje, bo potrzeba. Brak na 500+, Edziu!, co z tą drukarką?! Itd., itp. 
   Jest jeszcze inny wymiar. Abstrahując od zasadności obliczania samej inflacji, bo przecież potaniały jachty i kadłuby okrętów, to nawet jeżeli przyjmiemy tą co oni policzyli, to różnica między stopami procentowymi w bankach a inflacją, to jest przygarnianie nie swojej kasy, o krojeniu emerytów też należy wspomnieć, bo mają podwyżki o wskaźnik inflacji.
   Mniejsza z tym, na razie jeszcze żyjemy. 
  
   Z wioski. No długo się 172 nie nacieszę, bowiem, jak to niektóre wioskowe mięśniaki-skurwiele, dostał kolejny wyrok 3,5 roku. Będzie jeszcze do przyszłego roku, a kiedy polezie na utrzymanie państwa - nie wiadomo, sprawa na razie jeszcze mieli się w sądzie. Czy uda się zrobić jakieś flachy z nim przed godziną "W" - nie wiem. Sami wiecie jak to umawianie wygląda. 172 jest jak wolny ptak, raz leci tu, raz tu, nigdy nie wiadomo gdzie go poniesie i kiedy. 
    Okresowo z nim "to" robię. Przez takie, a nie inne życie jakie prowadzi, podobnie jak kiedyś 975, zachowuje długo swój dobry wygląd. Może na twarzy nie aż tak, ale dla mnie to taki dodatek. Jakby ktoś miał ładną twarz i tyle, to niewiele zrobię. Już na odwrót przejdzie sytuacja. To też u 172 jest na razie dobrze, mimo wieku. 
    979 zaczyna mniej stacjonować na st. mac. Zbliża się otwarcie jego własnej st. mac. Może nawet i dobrze, że to opuszczanie st. mac. (obecnej) jest takie łagodne. Tzn. zdarzają się częściej dni kiedy na noc nie wchodzi na grupę D lub jak wchodzi, to już śpię. Przyjdzie taki dzień, że ją opuści na stałe (plan jest na najbliższą niedzielę). To będzie kolejna cezura w moim życiu. Po okresie szczurów, pracy na dwa etaty, dochodzenia do siebie po tym i (też) imprezkowania, teraz zaczynam zajmować się st. mac. Zabieram się za zaległe rzeczy, jakoś doszła świadomość, że jest czas, bo nie wiadomo co będzie za pół roku, to warto zaległymi rzeczami się zająć, by później sobie nie wyrzucać straconego czasu. 
   
    Pojechałem kiedyś do Gliwic, bo po przesunięciu czasu ściemnia się szybciej, na tory kolejowe. Wylądowałem tam ok. 17:30 i od peronów, czyli GLC szedłem torami w stronę GLA (nazwy nastawni kolejowych). O ile grupę osobową, czyli tory przy dworcu zrobili, o czym pisałem kiedyś przy okazji peronu 4-go, to grupy towarowe, oprócz torów 601 i 602 zostały jak były. Degradacja reszty stacji Gliwice jest na przestrzeni lat porażająca. Całe grupy torów towarowych znikły. Grupa 2-ga, 3-cia, 1-sza, (kolejność odwrotna, bo tak szedłem pieszo), tory grupy ładunkowej przy stacji osobowej, na których obecnie buduje się centrum przesiadkowe. Te co zostały są w małym stopniu używane. Górka rozrządowa przy GLB praktycznie nie używana, połowa torów prowadząca na Grupę 5-tą zamknięta. Dawna lokomotywownia odcięta od wjazdu przy okazji wymiany torów 601 i 602. 
    Widać na przykładzie tak dużej stacji w jakim kierunku zmierza kolej. Dawne duże węzły kolejowe w PL nie tylko w Gliwicach upadają. Wygrywa, po przez przeróżne decyzje, transport drogowy. 
    Przez tory kolejowe lazłem w kurtce kolejowej, służbowej. Taka kurtka jest czarna, ze sztucznym futerkiem na kołnierzu, a w czasie iścia zastanawiałem się, czemu dawnie stroje kolejarzy były ciemne, bo przecież idąc wzdłuż i po torach, byłem praktycznie w ciemności niewidoczny, tym bardziej z ciemną maseczką na ryju z powodu zarazy. Dziś robotnicy drogowi, kolejowi są ubranii w całe kombinezony w oczojebnych kolorach, pomarańczowym lub jaskrawozielonym. Toż do cyca, czemu kiedyś, można wysnuć takie przypuszczenie, nie dbano o życie ludzkie?
   Odpowiedź nasunęła się dość szybko, to o czym wielokrotnie pisałem. Dawniej miejsca pracy, przez taki, a nie inny system sprawowania władzy, były praktycznie wszędzie. Ktoś chciał być kolejarzem, jak np. ja, to szedł na kolei i tam pracował. Wiązało się to z jego zrozumieniem działania kolei, poruszania się po torach, podstawowych zasadach BHP w ruchu kolejowym. W latach 90-ych, kiedy kolej zaczęła sie ochudzać ludzi było nadmiar, to się tym jeszcze tak nie przejmowano. Następnie, na początku XXI w zaczęto przyjmować znajomych od znajomych, ludzi z łapanki, byle ktoś pracował. Oni nie szli tam z podstawową wiedzą kolejową, tylko np. z piekarni na kolej (był taki na nastawni), od pługa na kolej. Ci ludzie nie mieli nawyków kolejowych, wiedzy o poruszaniu się po torach o własnym bezpieczeństwie. Dopiero wypadki, nie tylko na kolei, wymusiły znakowanie ludzi, by głupota wzajemnie się nie wykańczała. Bo np. na lokomotywie był też z łapanki i miast patrzeć na tory, patrzał na krajobrazy, a inny z łapanki, robił to samo leząc pod czoło loka tego pierwszego. 
   Nie znalazłem innego wytłumaczenia, czemu tak kiedyś było, chyba, że ktoś inny ma jakieś pomysły. 
    Oczywiście będąc na torach tak dużej stacji, pełny relaks. Pochodziłem sobie jeszcze po wagonach kolejowych, przez nie na grupie 5-ej i przez chwilę mogłem się czuć jak kolejarz, choć działający w ukryciu. Wypad na st. Gliwice bardzo udany. Może się tam jeszcze kiedyś wybiorę, bo wspaniała sprawa. Mózg się nasycił, zrelaksował, odpoczął, odebrał informacje kolejowe, przetworzył to co widział no i na końcu był bardzo zadowolony. 
   Dobra, kończę, bo dziś spotkanie z Tedem. Teoretycznie ma wbić 172, ale wiecie jak to jest, więc i tak godzina 15:00 zaplanowana na wejście Teda jest późniejszą niż zwykle.
   Jak ktoś ma ochotę to w ramach zdjęcia dziś, plan st. Gliwice z 1973r. (już obrócone do oglądania)
(najlepiej ściągnąć na kompa i w powiększeniu oglądać)
   Narka.
    

poniedziałek, 23 listopada 2020

Poniedziałek #1724

 Byłem ostatnio u 824. Jest dramat i to jest dramat w aktach. W zasadzie to chyba już akt 3-ci.  Ostatnio pisał mi, że się czymś zatruł i zwracał. W ogóle mnie to nie dziwi, bowiem starych rzeczy w lodówce i nie tylko bez liku. Rzeczy ewidentnie spleśniałe, stare nienadające się już do jedzenia on wchłania.
  Co tydzień kupuje (musze przyjechać na dni zakupowe, by go powstrzymać) te same rzeczy niezależnie od tego, czy je zeżarł, czy nie, bo tak ma zakodowane. W ten sposób dokłada nowe do starych, a i tak nie ma kiedy tego zeżreć, bo formalnie brakuje na to czasu. W ogóle jest niby na diecie, bo się odchudza, choć żre chyba wiyncyj ode mnie.
   Podobnie jak kiedyś z 3-ch tygodni były padliny, to teraz z 3-ch tygodni były rolady w sosie, kupuje gotowe z sosem w pojemniku w jakiejś garmażerce. Z przed 3-ch i 2-ch tyg. chciał zgrzać na obiad. Nabrałem już nawyku sprawdzania co podaje, bo on już nad tym w ogóle nie panuje. Tą z przed 3-ch tyg. ,z pleśnią, udało się wyciepnąć, tej z przed 2-ch tyg., też już niedobrej - nie, wsadził ją ze śmietnika ponownie do lodówki. Oprócz tego zabrałem się za stos przypraw. Najstarsza miała 12 lat, młodsze po 5, 7. Oczywiście nowych nakupowanych, jakby stołówkę prowadził.
   Alzhaimer działa już w pełni, jest już źle, a lepiej nie będzie. Na sugestie, by może lekarce o tym powiedział, sprawa jest wyśmiewana, więc teoretycznie nie do ruszenia. Tłumaczy się, że nie pamięta, bo tego nie potrzebuje, a jak coś innego nie pamięta, to mu się zapomniało, bo - no przecież mam już swój wiek, to mogę zapomnieć. Jak po 5 min pyta się o to samo, to - no przecież się nie pytałem jeszcze o to. 
   Jak mózgowi, który działa wadliwie powiedzieć, że działa wadliwie, skoro on to odrzuca. 
   Kiedy się czymś porządnie zatruje, to tylko kwestia czasu. W przyszłym tyg. może przyjadę w dniach zakupowych, by go powstrzymać przed nowymi zakupami. Zdaje se sprawę, że to czasowe rozwiązanie, a docelowe.... Hmm. Jakiś dom opieki?

    Na st. mac zjechałem nieoczekiwanie w sobotę, a zasadniczo miała to być nd. więc żadne składy mnie nie nachodziły, a 979 miał wychodne to nieoczekiwane wolne na st. mac. od ruchu składów, to też zaprosiliśmy Teda i lekko się znietrzeźwiłem. 
   Niedziela również bez składów, bowiem większość zakodowała, iż otwarcie stacji dla ruchu nastąpi wieczorem, to też do tego czasu mogłem się napawać bezruchem, choć z drugiej strony było jakoś dziwnie. Przyzwyczajony od lat jestem do ruchu niedzielnego, jakże odmiennego od tygodniowego, a tu bezruch. Przewinął się krótko 979 i wydalił się ze stacji ok. południa, więcej go już nie widziałem, bowiem jak polazłem spać, to on jeszcze nie wszedł na stację. 
   
   Tak dziwnie będzie, bowiem czas mi się kurczy na publikację, to dziś będzie bez zdjęcia. Jutro jedna z ostatnich wizyt u zdzierców z zębami, bowiem to nie na moją kieszeń, to bym mógł notki nie wypchnąć. 
   Tyle, narka. 

środa, 18 listopada 2020

Środa #1723

(zastanawiałem się, co zrobić z tym co nabazgrałem na czerwono i doszedłem do wniosku, że korektę skończę na czarnym, a czerwonego nie będę dziś w ogóle czytał)

    Jak mówiłem tak zrobiłem. Pojechałem do siedziby małych skurwieli od 972. Wpierw wczoraj pojechałem po oddaniu butelek w kaufie, ale rozmowa, jak to przy rodzicach nie była taka, bo jednak matka na miejscu, a chęć brania udziału w rozmowie, z której i tak dla niej nic nie wynika jest spora, to jednak mnie się źle tak prowadzi rozmowy. Oczywiście widok fajny jak małe skurwiele, jak to w wioskach okolicznych jest kultywowane, w mieszkaniu chodzą w klatach, to jednak chyba nie ten target.
    Jakoś popo stwierdziłem, że trochę łyknę. Jak już trochę łyknąłem i stacja opustoszała, to równocześnie wyłączyłem się szybko z symka kolejowego i pod wpływem alko postanowiłem pojechać do wioski 972, do siedziby małych skurwieli, tym bardziej, że wiedziałem iż starych nie będzie, bowiem oboje mieli nocki, co wyszło w trakcie wcześniejszej wizyty. 
   Mam jakąś pierdoloną zdolność, czy chęć pomagania innym. Zdolność to chyba do pakowania się w kłopoty na kanwie tego pomagania, co jednak ma sporadycznie miejsce, przeto dalej włącza mi się chęć pomagania wybranym wokół. 
   No to pojechałem do nich. Jakaś tam rozmowa o życiu, o finansach, o funkcjonowaniu w świecie do którego mają wejść. Właściwie odbiorca tych treści był jeden, ten 2-gi mały skurwiel (1-szy nie mieszka już z nimi. Mieszka u swojej laski, a zarówno jego, jak i laskę, czyli córkę utrzymuje matka, która żyje bez chopa, ale czemu bez niego - nie wiem, nie pytałem). 
    3-ci mały skurwiel, ze względu na zapóźnienie w nauce (8-ma klasa podstawówki i 17 lat), na prawdę mało ogarnia. 
    Pomijając już treści jakie wypowiedziałem w ich stronę i jak je odebrali, to, jak dwa małe skurwiele poszły się napierdalać do drugiego pokoju(3-ci i 4-ty), spytałem się 2-go CS-a czy lepiej było w ośrodku czy w domu odpowiedział:
- w ośrodku. 
   Mnie w zasadzie zmroziło, ale też spodziewałem się tej odpowiedzi. By ją potwierdzić, to jak nastąpiło przetasowanie, między pokojami, to spytałem się 3-go małego CS-a o to samo i odpowiedź:
- lepiej było w ośrodku (ale tu dodatek), bo mogłem napierdalać innych. 
    Jest to smutne i jednocześnie tragiczne, czy nie wiem jak to nazwać. Wychodzi na to, że rodzice ściągają, czyli ubiegają się o własne dzieci od instytucji, które im je odebrały tylko po to by je mieć w domu. I nic więcej. Tylko tyle. Dzieci wracają, bo są przedmiotem sprawy, ale się z tego nie cieszą, bo podmiot odpowiedzialny się w ogóle nie zmienił, co pisałem notki wcześniej. 
   O ile najstarszemu CS-owi oferowałem pomoc kiedyś tam, to olał to. Wczoraj mu powiedziałem, bowiem wypowiedział, że może robić wszystko by zarobić (obecnie bez pracy), by dawał dupy. Szybki zarobek, duża kasa. Nie on nie będzie pedałem. Spoko, to możesz być niewolnikiem w innych dziedzinach. 
   Nie chodziło mi o faktycznie pchnięcie go na rynek porno, ale wykazanie, że należy się liczyć z tym co się mówi i że są dziedziny, w których faktycznie się więcej zarabia w krótszym czasie, nadto jest pełno zawodów, których, ze względu na zakończenie edukacji z niczym, nie może wykonywać. Ze względu na to, że przekroczył magiczne 18 lat utracił możność pobierania kasy od państwa, co mu powiedziałem i teraz może, co najwyżej, być dawcą kasy dla państwa, w przeciwieństwie do 2-go, który w ostatnim miesiącu załapał się do szkolnictwa dziennego. Teraz tylko odpowiednie papiery i będzie wyciągał kasę od państwa. Pytałem się: 
- jakie masz zainteresowania, co interesuje, bo wtedy jest łatwiej się do czegoś zahaczyć - to nic go nie interesuje, nie wie czym się interesuje. 
   W sumie mogłem się nie pytać. To naturalne w wioskach, że Ci ludzie nie wytwarzają w sobie, nikt tego nie wyłapuje, nie pcha ich w tą stronę, nie ułatwia rozwijania, zainteresowań. Są jak ameby. Dryfują na fali, gdzie ich poniesie, tam wylądują. 
   Najgorsze w tym, że rodzice jak neandertalczycy XXI wieku nic nie są w stanie przekazać własnym dzieciom, nawet podstawowych wartości. Ile takich rodzin żyje wokół?
   Kwestie tego, że trzeba cokolwiek rozwijać, jak nie mózg to mięśnie, leżą na łopatkach. Totalna klapa. Byle do przodu. Jak widać nawet sytuacja na rynku pracy nie ułatwia startu dla ludzi totalnie bez kierunku we własnym życiu. 

   I teraz info. Czeka na torze bocznym do wypchnięcia notka dot. 979. Pewnie jak łyknę wiyncyj, bo pisałem ją właśnie w takim stanie, to wyjdzie na szlak i ujrzy światło dzienne. Czeka na swoją podróż do nikąd. W zasadzie nie wiem czemu obawiam się jej wypchnąć ze stacji. To pewnie to samo, jak mam, czy miałem kaca moralnego po tym co robiłem 172 mimo, że on nie oponował. 
   Takich notek, jak dobrze pamiętam, czeka 3. Oczywiście one ukażą się ze swoimi pierwotnymi numerami, bo, pewnie nikt nie zauważył, że były braki w numeracji. To te notki, które miały iść, a zostały odstawione na boczne tory. Czemu to piszę? Bo trochę lyknąłem i tak sam dla siebie, by się zmobilizować i coś z nimi zrobić. Mało tego, czeka mnie wyjście ze stacji na stałe 979. Jak to przeżyję - nie wiem. 
   Nosz qrwa. Napisałem kilka literek oznaczających jego opuszczenie stacji i już mi cieknie z oczu. Qrwa. No właśnie - qrwa, przeszedłem na czerwony, wiemy co to oznacza i ja wiem, że to może dziś zablokować wyjście notki. (przyszło mi do gowy - jak wyodrębnić te czerwone bazgroły, by ta reszta na czarno poszła w teren?) 
   No dobra, skoro na czerwono to co jeszcze można dodać? Jak ja się cieszę, że takie relacje z 979 udało mi się uzyskać, jakich np. 972 z żoną nie będą mieli nigdy z małymi CS-ami. Po przyjeździe z wioski 972 była rozmowa z 979. Miła przyjemna, szczera. Wymiana myśli, poglądów, bez wzajemnego przekrzywiwania się, tak jak powinna wyglądać rozmowa. Coś pięknego i 979 nie jest moim biologicznym synem, a jednak go tak trakuję. By to bardziej wyjasnić, to skoro już piszę na czerwono, to.... on mi się bardzo podoba. Ma pięknę ręce, plecy, nogi średnio, ale ogólnie bardzo mi się podoba i to od dłuższego czasu. I również od dłuższego czasu nigdy (to będzie fajne jak będę to rano czytał i zastanawiał się czy to puścić) nie udało mi się zrobić pamięciówki na nim. Wiecie ocb. Nigdy. Jeżeli jest początek, to i tak nie ma końca. W którymś momencie muszę przejść na kogoś innego, bo mózg się blokuje. To co pisałem, że czasami nawet na 172 się blokuję, to na 972 się zawsze blokuję. 
   Jest jednak jakaś blokada, przynajmniej u zdecydowanej większości ludzi, uniemożliwiająca przelecenie własnych dzieci. Mimo tego, że 979 nie jest biologicznie moim dzieckiem, to mój mózg, podobnie jak mózgi rodziców biologicznych dzieci (tak zakładam) , wytworzył naturalne blokady uniemożliwiające "niepożądane" działania. 
   Dobra, jestem pojebany.... kończę.
A to już nie istnieje. Nastawnia dysponująca BBk stacji Bytom Bobrek. 


poniedziałek, 16 listopada 2020

Poniedziałek #1722

     Ostatnio wpadła mi informacja, że rząd wspiera artystów kwotami ok. 500 tysi. Już mniejsza o to, kto to dostanie, ale przyszła mi na myśl sytuacja z lat 90-ych kiedy to przewinąłem się przez ileś tam zakładów pracy w tym przez dwa upadające, bo w tamtych latach to było na porządku dziennym, że państwówki upadały jak muchy, niekoniecznie z powodu nieudolności zarządzania własnym majątkiem, a np. warunkami i otoczeniem, w których przyszło im działać. 
    W jednej z takich firm, działania były podobne do dzisiejszych naszego rządu. Ponieważ, a oni wiedzą to najszybciej, na górze już wiedzieli, że idą na dno, to zaczęło się wyprowadzanie majątku trwałego, nietrwałego co w pewnym okresie czasu było widać. Mniej już, czy w ogóle zajmowali się zarządzaniem, a znacznie częściej, czy na końcówce ciągle, zajmowali się wyprowadzaniem. 
   Po wyprowadzeniu tego, co było dla dyrekcji dobre, zaczęło się wyprowadzanie tego co na dole przyda się np. pracownikom, a co dla majątku firmy ma małe znaczenie. Tego czego nie dało się wynieść, np. telefony bazowe były na sam koniec wystawione na wyprzedaży majątku. Można było nabyć wiele ciekawych rzeczy, sam coś tam tanio nabyłem, m.in. wspomniane wyżej telefony, które później w ciągu kilku m-cy uruchomiłem z moim lubym. Modele sekretarsko-dyrektorskie z dwoma zewnętrznymi liniami, które w pełni działały i faktycznie były na nich dwa zewnętrzne nr-y i wewnętrzna linia. 
    I teraz wracam do naszego rządu. Jak nic powyższe działania przypominają mi tamte tylko w innej skali. Co rusz słyszę, że kasa na coś tam została już wydana, jakby to było zabezpieczeniem przed tym, by inni jej nie dostali. Coś tam zostało już sprzedane, byśmy już mieli. Oczywiście, czego za pewne tłuszcza nie pamięta, wypłynęły cykliczne dwa tematy zastępcze, by trochę przyciemnić obraz i by media za bardzo się nie wtrącały, czyli aborcja i pedały. 
   Można by parafrazować za ojcem Natankiem:
- jeżeli pojawia się aborcja oraz pedały... to wiedz...., że coś... się dzieje!
    Oczywiście z drugiej strony państwo nie może zbankrutować vide Argentyna, która znowu ogłosiła (po raz chyba 5-ty) niewypłacalność, Grecja, Hiszpania, tylko że jakość życia w takich państwach trochę spada, choć czy tu na wiosce faktycznie nam się może pogorszyć? Nie sądzę. Moja jakość życia i ta jest niska więc niżej już nie zejdzie, a coś w kraju funkcjonować musi. 

   Przychodzi okresowo 172. Coś się we mnie przełamało, może trochę za późno, ale to też ewolucja wraz z nim i ostatnio, to co mu mówiłem kiedyś ile razy, jest krótko acz intensywnie. To intensywnie to napierdalam go po plecach, kalacie, brzuchu. Ewolucja, bowiem nie widzę, tego że np. 4 lata temu coś takiego bym z nim zrobił. Stąd piszę o ewolucji. To co kiedyś zrobiliśmy po flaszce, zresztą opisywałem, to dziś jest standardem i nic się nie dzieje, mało tego daje mi znać, że to nic takiego, bym się tym nie przejmował i on czuje się dobrze. Na fali tego gadania, przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Już mi go nie szkoda jak kiedyś, że miałem kaca moralnego po tym co zrobiłem, choć mózg (ta część od popędu) się cieszył, ale on przychodzi, ja wymyślam co, układam go i się dzieje. By nie było, ze po takim napierdalaniu zupełnie mi go nie szkoda, to czasem, ale co raz rzadziej, przychodzi taka myśl, że może za mocno, może za silnie, ale zaraz dla równowagi, a nawet przeciwwagi przytaczane są jego słowa, że generalnie jest ok. 
   Z jednej strony myślę - szkoda, ze ta ewolucja nastąpiła tak późno, z drugiej, może następuje teraz bo on też zmienia swoje życie. Już nie napierdala się okresowo jak kiedyś. On i jego przeciwnicy do walki zestarzeli się, gorzej wszystkim leczy się rany, a tu odbywa się to pod względną kontrolą. W walce trza napierdalać jak najsilniej, by położyć przeciwnika, tu mam jakieś hamulce więc jest to kontrolowane, acz w ostatnim okresie hamulce trochę zostały poluzowane, co jednak nadal jest kontrolowane. 

    W grze tedeku, w którym właściwie dziennie jeżdżę rano do śniadania, dziś nie, bo zabrałem się za notkę, i wieczorem, adminomoderacja zdaje się nie widzieć (przynajmniej takie robi wrażenie), że idzie nowe, w co sama jest zaangażowana i znów węszę spiskową teorię dziejów. 
   Btw. ostatnio, właściwie już przed ostatnio jak robiłem zęby za absurdalnie wysoką kasę, to rozmawiałem z lekarzem, zeszło na zarazę, później na chemitralle i powiedział, ze jeżdżą z żoną do Bułgarii na wakacje i mają tam znajomych - małżeństwo, w którym on lata właśnie na samolotach rozpylających te chemikalia. Oczywiście tajemnica państwowa itp. ale przy flaszce zawsze coś wypłynie. Przy zarazie zauważyłem, że mniej nas napylają, może skoro działanie z nieba nie było skuteczne, to puścili zarazę droga lądową, bo nie da się pominąć, że w krajach Ameryki Płd. jest ich za dużo i mnożą się jak króliki, podobnie w Indiach i to tam zaraza, w dłuższym okresie, będzie miała spore żniwo, w zasadzie to już ma, a to przecież nie koniec. Kwestie depopulacji w wielu filmach były poruszane, teraz jakby dzieją się w realu. 
   Wracając do gry, to obawiam się, że w marcu, jak wyjdzie nowy symulator, to stary, znaczy się tedeka, mogą zamknąć, bo koszty stałe, a odpływ ludzi będzie widoczny, dopływ nowych mniejszy. Może uda się własną scenerię opublikować, na razie przetrzymują trochę ją w tym sprawdzaniu, ale co zrobić. Inną sprawą jest bieżące zarządzanie tym co jest. Nadal w sprawdzaniu scenerii robionych przez użytkowników nie ma priorytetu dla dużych scenerii, paradoksalnie szybciej są sprawdzane pipidówki małe, jak te większe molochy. Wiem, że na dużych jest dużo do sprawdzania, ale obecne działania wychodzą w grze przez jej zatykanie się i małą przejezdność. Jeżeli na 40 uruchomionych scenerii 10 to tylko i wyłącznie jednotorówki, a tylko dwie, powtarzam dwie scenerie są duże (Gdańsk 3x dwutor i 3x jednotor) i Borowe (3x dwutor 1x jednotor), to co się dziwić, że część graczy wieczorami w pt. i sob. nie ma gdzie jeździć, bowiem RJ proponują im z odjazdem za godzinę i opuszcza grę. Z drugiej strony (dyżurnych ruchu) wygląda to tak, że w w/w dni, (poziomów jest 20, zarówno dla maszynistów, jak i DR) dyżurni z np. wysokimi (od 15 lvl) siedzą na jakiś dwutorowych, małych przelotówkach, bo nie ma na czym prowadzić ruchu, bowiem dwie duże scenerie są zajęte, a Gdańsk jest otwarty od rana do wieczora i robią podmiany lub na krótko się zamyka, by po chwili ktoś inny otworzył. I teraz mnie się, to co napisałem wyżej, tylko wydaje, czy jest to ogólnie wiadome, tylko dziwnym trafem adminomoderacja tego, jako nieliczna, nie widzi. 
   Mam zamysł zrobienia drugiej większej stacji na bazie tej robionej obecnie, ale do marca ona nie wyjdzie, a zastanawiam się nad sensem robienia, jeżeli po marcu będzie katastrofa. 
   Wczoraj na testach okazało się, że jednak stacja ma tory główne dodatkowe dla poc. towarowych za krótkie najdłuższy dla nich 570 m., a jeżdżą do 650 m., ale ponieważ tylko ja będę dyżurował na niej, to jakoś to strawię i opanuję. Toksyczne dzieci niech se "siedzą" na innych stacjach. 
   Oki, tyle na dziś. 
   Zdjęcie. 
EDYTOWANO
  172 z przywiązanymi rękami. 
   Narka.

poniedziałek, 9 listopada 2020

Poniedziałek #1721

    Ja to mam nasrane w gowie. Jak mam przerwy w opróżnianiu zbiorników, to później jak się już dorwę, to noc pornioli, jak w piątek i praktycznie do zera zostały opróżnione. W pt. poszło na porniolach 2x, ale marnej jakości ter porniole, co raz gorzej. Po nich jeszcze raz przed zaśnięciem. Rano tuż przed spaniem znowu raz, a w południe w sob. przyszedł 172 i zaś.
   Czy wymyślili już wyłącznik popędu? No qrwa mogli by wynaleźć. Tyle problemów światowych by się rozwiązało... kwestie przeludnienia, które teraz chcą chyba zarazą załatwić. Napylania nie dały takiego efektu, to bardziej dosadna metoda. Coś mi się wydaje, że na szybko rozmnażające się społeczeństwa zaraza jest takim mocnym hamulcem i może to jest to, co wyjdzie, jak już po WTC kurz i pył opadł, to wyszło co i jak, to podobnie może być tu. Po coś to jednak wpuścili w świat, a wiadomym jest, że społeczeństwa bardziej bogate, mniej liczne przeżyją bez większych strat jak te biedne, gdzie jak np. w Indiach jeden lekarz na 10 tysi ludzi, czy w Brazylii, o której ostatnio pisałem, że w ciągu 50 lat więcej jak podwoili się. Widać, że właśnie w tych krajach zaczyna co raz więcej osób padać na nową zarazę. Nadto, no nie ukrywajmy, że nie tylko nasz ZUS ma problemy z wypłacaniem emerytur, bo skąd brać kasę, to każde uszczuplenie biorców jest mile widziane. Spiskowe teorie dziejów zostawmy na razie na boku, przyjdźmy do rzeczy przyziemnych.
   Byłem ostatnio odebrać ostatniego małego skurwiela od 972. Żona od 972 mówiła mi, że jest tam w szpitalu, a wiem, co pisałem tu parę notek wcześniej przy okazji 815, że tam rozbudowany szpital psychiatryczny, ale zakładałem, że jeszcze na jakimś innym oddziale może być. Nie wnikałem, bo przecież za niedługo sprawa się rozwiąże. 
   Pojechaliśmy tam, 972 wraz z żoną, bo jednak taki wyjazd w nudnym życiu to atrakcja. Zajechaliśmy na msc. Budynek parterowy, jakby dobudowany do istniejących już kiedyś budynków starego szpitala. W oknach kraty, ochrona 2 osobowa przy wejściu, a na szyldzie Oddział Psychiatryczny Sądowy dla nieletnich o Wzmocnionym Zabezpieczeniu XVII. No pięknie qrwa, se pomyślałem. To państwo oddaje im małego skurwiela osadzonego w zamkniętym oddziale psychiatrycznym do domu dwu rodziców, którzy nawet normalnego dziecka nie potrafią wychować, a co dopiero jakiegoś z problemami. Nacisnąłem na 972, by się dowiedzieć czemu tam jest. Początkowo nie chciał mówić, ale po naciskach powiedział:
- bo w poprzednim (też zamkniętym ośrodku, ale nie aż tak) wszystkich napierdalał. 
- to jak nic też musicie założyć kraty w oknach, bo Was przez nie wypierdoli. 
   A tak na poważnie, to postaram się obserwować, jak sytuacja będzie się rozwijała. Jak jechaliśmy, to podobnie jak kiedyś go tam wiozłem z poprzedniego zamkniętego ośrodka, odnosiłem wrażenie, że jeszcze działają na niego leki. Co będzie jak zejdą i on nie będzie chciał żreć następnych? 
   Na msc. jak przyjechaliśmy tzn. u nich w domu patrzę do pokoju dzieci (teraz już mają wszystkich 4-ch w domu), a tam nadal jedno łóżko i coś a'la fotel rozkładany. Siedząc przy stole nijak nie mieścili  mi się na w/w. W końcu spytałem się żony od 972, a gdzie on (tu padło jego imię) będzie spał? Nastała ok. 3 sek cisza, po czym dość rozbawionym głosem, prawie radośnie jakby dowcip opowiadała żona od 972 odpowiedziała:
- na podłodze!
  Nosz qrwa. Wiedzieli od 2 tyg. że wróci do domu, to nie mogli zorganizować łóżka? Ludzie je wyciepują, oddają za darmo na olxsie itp. No ale po chwili - no tak, związek przyczynowo-skutkowy u nich nie działa, to co wymagać jakiegoś dalszego myślenia. Z drugiej strony w wieku 16 lat to nawet na podłodze można się wyspać jak wyjdzie się z "więzienia". 
   A tak na spokojnie, rozumiecie teraz działania biednego państwa? Koszty, bez względu na skutki, przenosi się na społeczeństwo. Sądy, pod naciskami z góry, wydają takie, a nie inne decyzje, choć czy tylko mnie się wydaje, że coś tu nie bangla. 
   
   Notka, jak zwykle, przestała na torach bocznych dwa dni. Miała już ukazać się w sobotę, wczoraj jakoś tylko korekte zrobiłem, bo na stacji ciągle ktoś się przewijał, albo zamykałem ją dla ruchu i lazłem w teren do 979 gdzie nadal na jego st. mac. trwa remont. 
   Wieczorem byłem u niego na pizzy, bo była też niby laska, to zamówili dwie pizze. Katastrofa gastryczna, ale na szczęście ok. 20:30 to nim wyglebiłem część się już zaczęła trawić i noc nawet względnie przeszła. 
  Zdjęcia.

      ET41-128 na st. Libiąż pod semaforem wyjazdowym. Co charakterystyczne, to znowu jakiś konstruktor z za biurka zlecił zamontowanie pantografów (patyków - w żargonie) odwrotnie, bo osioł nawet nie myśli. Tak jak te podniesione na zdjęciu, to powinny być te drugie opuszczone, wmontowane, a tamte zamiast tych podniesionych. 
    Czemu, bo jak np. zawieje wiatr i gałąź wejdzie w skrajnie patyka, to w obecnym położeniu zakleszczy się na zgięciu i go pociągnie i połamie, przy odwrotnie zamontowanym patyku, jak gałąź ześlizgnie się na izolatory, w dół, to zostanie ułamana, bo tam jest silne przymocowanie patyka, jak polezie do góry, to jest szansa, że poprzeczki trzymające ślizgacze ją ściepną. Jak nie, to trudno, ale prawdopodobieństwo uszkodzenia jest mniejsze, jak przy założonych patykach, jak na zdjęciu. Nadmienię, że jeździ się na tylnych patykach, bo jak się połamią, to nie uszkodzą przednich, odwrotnie już tak nie działa. Ale jest jakiś ZNTK, w PL, który montuje prawidłowo patyki. Ale to niestety mniejszość. Głupota wygrywa co, co raz częściej, widać wokół. 
   Tyle, narka.

środa, 4 listopada 2020

Środa #1720

    Tradycyjnie w święto, które się nie odbyło, odbyliśmy objazd środkami masowego rażenia na Górnym Śl. bowiem były za darmo. Samo układanie sensownego RJ trwało 4h rozłożone na dwa dni po 2h. Musiałem się z pewnymi trasami przespać. Ponieważ mądry rząd, pewnie to miało coś na celu, decyzję o odwołaniu święta przekazał tłuszczy ok. 15:45 jak już mózgowcy z urzędów poleźli do domów. Zdążyli awaryjnie jedynie odwołać linie cmentarne oznaczone lit. C ileś tam, np. C14 i tyle. Reszta taboru, zwiększona ilość kursów, bardziej pojemnościowy tabor, tramwaje ukrotnione wszystko pozostało generując i tak już wielkie straty. Mnie się podobało, bo średnia za cały dzień wyszła ok. 3 ludzi w pojeździe + ja. Wiync totalne pustki. Tylko dwa kursy były w miarę pełne, 1-ka z Tychów do Katowic, na Giszowcu była w zasadzie jak na warunki zarazy pełna, oraz ostatni autobus do wioski. Reszta to j/w, bowiem zdarzały się kursy, jak 673 na Giszowiec z centrum, którym jechałem sam, podobnie jak 35 z Brzęczkowic do centrum Mysłowic, a także 1-ka z Katowic do Tychów kurs o 10:00, którym jechały własnie 3 osoby + ja. 
    Wyglądało to mniej więcej tak:
  10:00 z Katowic A1 do Tychów Bielska na 10:37
  10:49 Tychy Stadion A 536 przez Lędziny do Kosztowy Rynek 11:38
 11:44 Kosztowy Rynek A35 przez Mysłowice dw. PKP. Sosnowiec PKP, do Czeladź. St. M-to 12:49
 12:53 Czeladź St. M-to A723 do Sos-iec PKP na 13:23 tu pieszo do So-iec UM i 
 13:35 So-iec UM A91 przez Siem-ce, Brzeziny, do Bytom dw. PKP na 14:41
 14:52 By-m dw. PKP A15 przez Za-e Rokitnicę do Za-e Goethego na 15:39
 15:45 Za-e Goethego A23 przez Kończyce Rudę Śl. Ch-ów Batory do K-ce Dąb na 16:52
 16:52 K-ce Dąb A 673 do Ka-ce Giszowiec Górników na 17:14
 17:19 K-ce Gisz-iec Górników A1 do K-ce Korfantego na 17:39 pieszo na dw. PKP i 
 17:45 K-ce dw. PKP A48 przez K-ce Ligotę, Panewniki, Ch-ów Bat. do Ch-ów Rynek 18:47, a następnie już autobusem do wioski. 
   Jak widać krótkie czasy na przesiadki i na ewentualne siku, a tak płynnie bez większych postojów. Tradycyjnie picie, żarcie na podróż, choć tym razem mało, bowiem po antybiotykach stan awaryjny, więc mało żarcia, by gdzieś nie wypaść z trasy tak misternie ułożonej. 
   W tym objeździe przestałem się zajmować analizowaniem jak jeżdżą. Generalnie fatalnie, ogólnie byle do przodu, byle jak, po krawężnikach na skrzyżowaniach, z bezsensownymi ruszaniami jak na formule 1, by za chwile odstawać na przystanku do planu. Notoryczne polowanie na czerwone światło, rekordzista, tj. kierowca A15 w centrum Zabrza stanął na zielonym, pewnie myślał, że się zmieni, nie zmieniło się, ktoś podjechał z tyłu i ruszył. 
   Mięśniaków młodych w autobusach mało, dopiero 1-ką jechali do centrum kato, być może jakaś imprezka się szykowała, nie wiem, bo na razie nie jesteśmy medialni, tzn. na razie jeszcze stare komórki bez internetu. 

   Ostatnio przeczytałem dość obszerny art. n.t. sytuacji w Ameryce Łacińskiej. Ogólnie o biedzie tam, braku perspektyw, beznadziejnych rządach itp. Redaktor rozwodził się jak to w ostatnich dekadach zaprzepaszczono szanse na rozwój itp. Ani słowa, powtarzam, ani słowa nie było od demografii, jakby ona była oderwana od rzeczywistości, a przecież w tych krajach mnożą się jak króliki. Statystycznie od lat 70-ych większość z tych krajów podwoiła swoją ludność. (Brazylia 1970 - 95.113 tys.; 2015 - 204.471 tys.) Wyobrażacie sobie jakbyśmy się tak w PL rozmnożyli? Powrót do połowy lat 90-ych z bezrobociem na poziomie 25%, jak nie wyższym w niektórych rejonach. 
   Ale jakoś w materiale dot. budownictwa i cen mieszkań w Europie w korelacji z zarobkami, już inny redaktor potrafił napisać, że w Rumunii, wzrost cen mieszkań był stosunkowo mały do rosnących płac, co było spowodowane eksodusem Rumunów do Europy za pracą, wyludnieniem się częściowym kraju, a za tym poszło podwyższanie płac. Jak u nas. Ciekawe, że jak piszą o biedzie, to zawsze, bo jeszcze nie zdarzyło mi się przeczytać, zapominają o demografii, jak piszą o dobrobycie, to przeważnie, jak u nas, zwalają to na wzrost gospodarczy. Wyjątki, kiedy ktoś oficjalnie napisze, że ruchy płacowe mają bezpośrednie przełożenie na demografie, a w mniejszym stopniu na zasobność kraju. 
   Już kiedyś rozważałem, iż jakby ekonomia faktycznie miała zastosowanie, to w krajach południa, gdzie jest ciepło zarobki powinny być wyższe niż w krajach północnych, gdzie koszty utrzymania zarówno firm, jak i gospodarstw domowych, ze względu na niskie temperatury, okresy długich nocy itp. są ewidentnie wyższe. Natomiast jak popatrzy się na zarobki, to za tą samą pracę we Włoszech i w Norwegii dostaje się w tym pierwszym kraju mniej. Jakim cudem?
  Samo utrzymanie rur CO w mieszkaniu kosztuje mnie rocznie 700zł, bez ogrzewania. W krajach płd. tego nie mają. Mniej zużywają prądu, bo dłużej jasno, mniej się dogrzewają, bo generalnie ciepło, mniejsze koszty prania, bo nie piorą grubych bluz, kurtek, nie kupują drogich butów zimowych itp., itd. I gdzie ta ekonomia?
   Jest jedna, co zawsze powtarzam mięśniakom-głuptakom. System kapitalistyczny niezależnie od wyżej wskazanych kosztów bytowych, lokalnych uwarunkowań, przeważnie płaci robolom tyle, aby nie zdechli i przyszli na drugi dzień do roboty. Jedynie w stanach małych zasobów ludzkich dźwiga się zarobki bardzo niechętnie, ale to już jest być, albo nie być zakładu pracy, małego przedsiębiorstwa etc. I tyle ekonomii światowej w zarobkach. 
   Czemu u nas rozmowy o robocie zaczyna się od stawki 2500 zł na rękę (nie brutto)? Bo nie ma ludzi, a nie dlatego, że pracodawcy i szefowie są tacy hojni. By byli hojni, to by nie ściągali Ukraińców i innych nacji do nas do pracy. Chuj ich strzela jak takim mięśniakom-głuptakom muszą dźwigać stawki, bo, co jak co, ale głuptaki takie coś jak wyższe zarobki kolegi Romka w firmie obok widzą i jak szef nie podnosi to po prostu ze swoimi mięśniami się przenoszą do firmy obok. Mniejsza dla nich o warunki pracy, co mają robić, ważne, że wiyncyj bulom. 

    Jutro jadę odebrać ostatniego małego skurwiela od 972. Pozostała trójka już na "wolności" Jedzie żona, która się niby o nich stara, a co przyjadę do nich, to ciągle stęka, że ma ich dość, że ją męczą i w ogóle zwariuje z nimi w domu. To też jest przykład działania w warunkach ekonomii naszego państwa. W domu 972 w zasadzie od chwili ich odbioru nic się nie zmieniło, rodzice wcale nie zmądrzeli, stan materialny nie polepszył się (ostatnio ona znowu chciała pożyczyć kasę na "leki" dla drugiego małego skurwiela), jak brakowało kasy, tak brakowało, jak było beznadziejne jej wydawanie, jak już ją dostaną, tak jest nadal. Czemu w takim razie zwracają im małych skurwieli? Jak dla mnie znowu działa ekonomia, tym razem państwa, które nie ma kasy na ich utrzymanie w ośrodkach, a taniej jest ich relokować do domów i to się dzieje. 
   Zdjęcia.
   Budynek stacji Jaworzno Ciężkowice.
  Stan budynku mówi sam za siebie.
    Semafory wyjazdowe w stronę Jaworzna Szczakowej. 
    Tyle, bo inne zajęcia czekają, jutro nic nie napiszę, to do zaś. Narka.