środa, 19 stycznia 2022

Środa #1863

    Żyjemy w kraju, w którym wszędzie robią nas w balona, czy chcą. Pisałem to już na blogu, jest też na necie, można se znaleźć, że główną przyczyną inflacji jest dodruk pieniądza. Drugim czynnikiem jest przepływ tego pieniądza w gospodarce. Pisałem to również tu, że za 2020 rok, miesięcznie wpuszczaliśmy na rynek 26 mld zł., czyli dziennie w dni robocze, z sobotami włącznie drukowaliśmy 1 mld zł. 
   Teraz słucham na "onet rano" Marka Belki i on mówi:
- i nie wiem co musiało by się stać, żeby ona została zahamowana (inflacja. przyp. autora).  
   Podpowiem, przestać drukować nową kasę. To ze mną jest coś nie tak, czy czemu oni tego wprost nie mówią. Czyli nie ma opozycji, skoro opozycja jest po stronie rządzących. Bo z jakiej okazji "głównemu" ekonomiście nagle mózg się zlasował i on nie wie, że inflacja do dodruk kasy. Rozumiem, że 303 może tego nie wiedzieć, 972, czy 172, ale Marek Belka?!
   Straszne. Po 5 dalszych minutach przestałem go słuchać, a przełączyłem na Sławomira Mentzena, który w tym odcinku, jak zwykle mówi do rzeczy. 

   Słuchałem też kiedyś Romana Kluski, tego z Optimusa. W obszernym godzinnym materiale, w końcówce mówi, by młodzież zaczęła myśleć. 
   Teraz mała dygresja. Stoję z 824 na przystanku autobusowym i jedzie na rowerze rozwozicielka żarcia z pyszne.pl ubrana od pasa w górę na pomarańczowo, torba na plecach w tym kolorze, wiek ok. 20 lat. Jest zima, jakby to kto czytał w lecie, temp. na dworze była -2C. Na nogach miała jeansy z modnym rozcięciem materiału na kolanach, takim dużym rozcięciem, bo jakby nie, ona chce być modna. 
  Od razu przypomniała mi sie wypowiedź Romana i pomyślałem, bo ta rozwozicielka pewnie nie, że jak ta młodzież ma walczyć kiedyś o to, by nie zrobili z nich niewolników, nie ograniczyli im swobód obywatelskich do minimum, nie oczipowali, nie skodowali, nie wystawili opinii elektronicznej itp. Skoro ona nie potrafi zadbać o własne dobro (zdrowie), to jak ona myśli? Przecież z takiego myślenia nie będzie walczyć o swobody obywatelskie, bo pewnie w ogóle nie ogarnia terminu. Szkoda i nie szkoda mi tych ludzi, bo za swoją głupotę przyjdzie im grubo zabulić. Będzie to, niestety, efektem świadomych działań rządów w świecie ogłupiających celowo kolejne roczniki, by one nie były świadome co dzieje i jakie są/będą konsekwencje tego co dzieje. Wystarczyło wyłączyć u nich związek przyczynowo-skutkowy i już mamy bezwolną masę sterowalną w zależności od potrzeb. To przecież rodzice, a to nie mała grupa społeczna, pozwala na obniżanie poziomu nauczania w szkołach nie protestując. Pewnie dlatego, by mieć mniej zajęć ze swoimi dziećmi. Tak nie muszą im tłumaczyć skomplikowanych wzorów, pomagać z fizyki, chemii, historii itd. Rykoszetem oberwą w ostatnich latach swojego życia, bo oni (ja też) będą już za starzy by działać, a oni (ci młodzi) nie będą w stanie działać. 

   Wczoraj wchodzi do pokoju, w którym tymczasowo mieszkam u 824, on, trzymając w ręku listę rzeczy do zabrania do domu starców i mówi:
- ja jednak nie skorzystam z ich oferty. 
   Jakbym dostał 5 kg młotkiem w łeb. Musiałem trochę ochłonąć, nim się odezwałem i, bo należy pamiętać, że 824 to samodzielna jednostka, zacząłem delikatnie mówić o jego ułomności mózgu, bo fizycznie jest sprawny, co też mu powiedziałem. Jakoś to strawił i sytuacja powróciła do poprzedniego stanu, że idzie, ale jak będzie dalej nie wiem, bo pewnie dziś tej rozmowy już nie pamięta, tak samo, jak porannej wizyty u lekarza. 
   Nadal nie mam scenariusza na wypadek, jak powie w dniu, w którym będzie się miał stawić w domu starców, że jednak nie skorzysta z ich oferty. 

   I jeszcze jedno, bo jakoś mi to umyka. Pamiętacie, jak pisałem o tym, że muszę włączyć hamulce popędu seksualnego? Otóż po tym wpisie one zdefektowały. Przez dwa następne dni odbyła się jazda bez trzymanki. Zbiorniki były opróżniane do zera. Na szczęście po tych dwu dniach się uspokoiło i wróciło do, powiedzmy, normy. 
   Zdjęcia.
EDYTOWANO
 To jak wróciliśmy do popędu seksualnego, to 826 kiedyś tam. Przegrzebuję czasem archiwum co tam nagromadziłem.
EDYTOWANO
Ujęcie w drugą stronę no i druga ręka. Ale też, to co kiedyś pisałem, widoczne tutaj, to szyja, która wskazuje na mięśniaka. Czyli szyja z widocznym, wystającym kręgosłupem, płasko wchodzi w plecy. Nie jest z tyłu okrągła, a rozszerza się do mięśni barków. To po czym w lecie, nawet w koszulce i bluzie można poznać mięśniaka.
EDYTOWANO
To jeszcze jego plecy. Jakieś tam ujęcia pleców już były, ale czy to, nie wiem, nie chce mi się sprawdzać, dlatego zamieszczam. 
   Narka.

poniedziałek, 17 stycznia 2022

Poniedziałek #1862

     Dziś trochę takich pierdół, ale zaległych. 
     Ide na przystanek tramwajowy ścieżką prostopadłą do głównej drogi i widzę jedzie tramwaj w drugą stronę niż ja chcę jechać. Na drugim rozwidleniu ścieżki widzę zaczyna biec do tramwaju nastolatek. Rozpięta kurtka, plecak w ręce, w drugiej tel. komórkowy, coś tam chciał poprawić i tel. wypadł mu z ręki, poleciał przed nim na chodnik rozczłonkowując się. W jakim stanie przy tej prędkości był po upadku nie wiem, ale tramwaj mu pojechał nim tel. poskładał. 
    I tak se myślałem, czy oni mają w ogóle poczucie wartości standardowej rzeczy, którą dziś jest telefon. Widzimy, że niektórzy mają go wrośnięty praktycznie w rękę, nawet matki z dzieckiem na ręku, w drugiej telefon, następnie dylemat, bo nie ma trzeciej ręki i nagle przy czymś tam tel. upada. Czy to na prawdę jest warte te 200-300 zł, takie działania? Zakładam tyle, bo jak spadnie, potrzaska szybkę, obije się, to mniej więcej tyle traci na wartości. Czy on biegnąć do tramwaju zarabia tyle na godzinę? Nie sądzę. Czy ta matka z dzieckiem na ręku, też tyle wyciąga? Również nie sądzę. 
  Od 979 dostałem tel. Od lipca upadł mi 3x i to z niewielkich wysokości. Po za tym jest trzymany bezpiecznie w kangurze, zamknięty by nie wypadł, bo zdaję sobie sprawę, że kupno innej używki kosztowało by kilka stówek, a niekoniecznie chcę tyle wydawać, za swoją głupotę.
   Piszę to i przypomniało mi się, jak 303 wykończył nówkę tel. warty dobrze ponad kobel. To co ja mam za dylematy. 

   Blok od 824. W dni nauki szkolnej, pod ten blok, przyjeżdża bus po ułomki z osiedla. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że matka od jednego ułomka, też jakaś ułomna, przychodzi z psem. Ten pies, tak jak ona tu stanie, szczeka non-stop przez ok. 5 min nim podjedzie bus. Ona oczywiście nie widzi nic dziwnego w tym, że jej pies szczeka od ok. 07:10 do 07:15 pod blokiem i budzi mieszkańców, którzy być może chcieli by dłużej pospać. Niezmiernie rzadko zdarzy się u 824, że np. w nocy łazi, to następnie rano trochę przeciągnie. Pospałbym dłużej, ale ta jebana kretynka z tym psem stoi pod blokiem i miast uciszyć tego psa, jak gdyby nigdy nic pozwala mu ciągle ujadać. 

   Ruszyły procedury umieszczenia 824 w domu starców. Im bliżej jest umieszczenia go tam, tym on bardziej stęka, że jak mu się tam nie bydzie podobać to wróci. W ogóle dziś wymyślił np. że pójdzie tam tylko na noc spać, a za dnia bydzie siedzioł w doma. 
  W ogóle jest nietypowa sprawa (ja to przeważnie takie mam), że oni tam biorą przeważnie osoby już nie mobilne, tzn, nie poruszające się samodzielnie. Są w szoku, że on w ogóle chodzi, a jak na początku (listopad) załatwialiśmy to przyjęcie, to powiedział, że lubi jeździć na rowerze, to babka powiedziała, że nawet tego nie zapisuje. 
Podobnie teraz z testem. Do wszystkich innych zamawiają wymazobus i dwa razy dzwonili, czy aby na pewno go nie trzeba. 
Więc jest zupełnie inaczej, jak daje się tam osobę, która nie chodzi i leży, czy bardzo słabo się porusza, a inaczej, jak on łazi i to dziennie prawie 4 km. Więc dla niego wrócić tu, to żaden problem, oprócz tego, że może się zgubić na mieście, bo stamtąd nie zna drogi, ale jak dojedzie co centrum to już se radę da. Choć ostatnio wracałem z nim i było ciemno, to przystanek swój przejechał, a ja wysiałem, bo byłem pewien, że wysiądzie. Na szczęście drugi jest niedaleko, a jeszcze szybko chodzę to tam na max obrotach silników trakcyjnych na ten przystanek. Dzwoniłem tel, to jak zwykle nie umiał odebrać, ale znalazłem go w osiedlu, stał i nie wiedział kaj ma iść. Na swoim osiedlu, by to było jasne, a tam chodzimy.
   Z tym powrotem pytam sie go i co dalej?
- nic.
- jak to nic? Przecież lepiej nie będzie, a kto się Tb. zajmie jak coś się stanie.
- cisza...
Mówię mu, że mu mózg wysiada, bo w zasadzie prawie nic nie pamięta.
- no to z wiekiem tak jest
- a od kiedy u Cb. mieszkam?
- zdanie w tonie pytającego - od wczoraj...?
- od roku
- no to sobie mieszkaj. 
I jak tu rozmawiać z mózgiem, który defektuje. Inaczej, jak głupkowi powiedzieć, że jest głupi? 
A tam nie będzie mu się podobało, co już wiem. A scenariusza na tą okoliczność nie mam przygotowanego jeszcze.
   Zdjęcia.
Pulpit nastawczy nastawni wykonawczej CS2 stacji Chorzów Stary. 
Lewa część tego pulpitu. 
Prawa część, na której załapał się na fotę mój telefon leżący na przełączniku rozjazdu nr 63 i tarczy manewrowej nr 14. Tel. (nokia 2600) jest jeszcze w użyciu czynny, na jednym z moich numerów.
   Narka.

piątek, 14 stycznia 2022

Piątek #1861

   Mimo tego, że blog się trochę zmienił, to zawsze coś się dzieje. Nie wiem czy pisałem, bo już się gubię, że do 824 przyszło pismo na początku stycznia, iż jest decyzja pozytywna i biorą go do domu starców. W liście oczekujących jest jako 7 osoba. Teoretycznie miało to nastąpić, jak było w piśmie, w okolicach marca. To też nie panikowałem, bo czasu sporo, by zejść z holizmem i zeżreć nagromadzone rzeczy. 
   Teraz zadzwonili przedwczoraj z MOPS-u, że miejsce już jest i można wszcząć procedury przyjęciowe. 
   Że co?! Oni tam tak szybko kopią w kalendarz? W ciągu dwu tygodni wykorkowało 6 osób... Rotacja na wysokim poziomie. 
   Oczywiście info mnie zaskoczyło, bo kompletnie nie jestem przygotowany. Mało tego, ponieważ w pn. byłem na widzeniu u 172, to on zrealizował holizm i zaś napełnił lodówkę, a to jest nie do zeżarcia do przyszłego tyg., przynajmniej w tych artykułach krótkotrwałych. No nic, przyjdzie mi wywalać część do kubłów. Chciałem odmrozić lodówkę, ale chyba jeszcze tydzień wytrzyma, po za tym tera dwa dni bydzie powyżej zera na placu. 
   Jeszcze wczoraj mnie poinformowali, że z powodu zarazy, nawet jak wynik będzie negatywny, to i tak siedzi w izolatce przez tydzień. Jak on to wytrzyma z potrzebami dziennego holizmu, a równocześnie spaceru w ciągu dnia, to nie wiem. Cyrk będzie jak zrezygnuje i stwierdzi, że nie chce tam siedzieć i wróci. 
   Trudne decyzje przed nim, przede mną. To co pisałem kilka razy to przeciepowanie wajch właśnie będzie następowało, a źle przeciepnięta wajcha, to niestety skutek w długim okresie czasu nieodwracalny. Tego się boję najbardziej, bo jeszcze jak coś jest do cofnięcia to ok, ale tu będą sie ważyły losy jego i moje. Na razie jest decyzja, by o np. 4 dni to jego przyjęcie do domu starców opóźnić. Pani powiedziała, że od testu w ciągu 6 dni go przyjmą, to myślę test zrobi się w pn. o czym ją poinformuję, by był przepływ informacji i wtedy teoretycznie 24 powinni go przyjąć, to akurat zejdzie się z żarciem w lodówce do minimalnych wartości. Tzn. ja tu zostanę dłużej, bo mieszkanie jakby opłacone, ale nie żrę za wiele, to mi pełna lodówka niepotrzebna. 
   Spraw papierkowych trochę do załatwienia jest, papiery dla domu starców, upoważnienia itp.

   Na widzenie do 172 jechałem ze st. mac. Nie jechałem na st. zwr. bo miałbym dalej. Widzenie miało być o 10:00, ale jak to w więzieniu czas im biegnie wolniej, to też średnio przejmują się światem zewnętrznym i dopiero z 56 min opóźnieniem odbyło się widzenie. Pierwszą grupę skazanych przyprowadzili z 36 min opóźnieniem i tych z widzenia wyprowadzili wcześniej. Sam 172 oczekując tyle w celi już myślał, że widzenia nie bydzie. 
   Wygląda dobrze, by nie rzec b. dobrze. Ściągnął katanę i jak zobaczyłem te przedramienia i bicepsy to jak zwykle mi się słabo zrobiło. Przeleciałbym go w tym pomieszczeniu na widzenie, ale tam, ze względu na zarazę, pleksę dali i zaś prawie jak przez szybkę. No niestety oczekiwanie na niego jeszcze kilka lat potrwa. Powiedział, że jak wyjdzie to dwu dniową imprę zrobimy. 
   No żyjemy marzeniami, ja też se wymyślam scenariusze co z nim zrobię, a jak będzie... Tego najstarsi górale nie wiedzą. 
   Na widzeniu napisaliśmy pismo do ZBM o wstrzymanie naliczania czynszy, ale jak poszedłem do administracji je złożyć, to panie przekazały, iż on nie dopełnił formalności i mieszkanie nie jest w papierach jego (brak przydziału), a teraz z oczywistych względów już tego nie załatwi. Te mięśniaki-głuptaki wioskowe są tak mało ogarnięte, że szok. Są mistrzami w zawalaniu sobie życia i to tak się dzieje u następnych pokoleń, jakby nie dało się nauczyć na błędach rodziców. Oni się nadają do napierdalania się, kopulacji i ciężkiej pracy fizycznej i to tyle, tak zgrubsza.
   Pogadaliśmy w sumie o takich pierdołach, bo o czym mam mu mówić, jak ja w podobnej sytuacji, więc informacji ze świata zewnętrznego mam mało. W wiosce nie urzęduje, więc stamtąd też brak u mnie info, on więcej sie dowiaduje z wioski przez telefony, jak ode mnie. To w sumie on mi przekazuje co w wiosce się dzieje wokół "jego" mieszkania. Otóż niby laska od niego, poszła do innego mięśniaka-skurwiela, znam go, a jakże, który też za chwilę lezie siedzieć do miejsca odosobnienia tylko krócej, bo na 5 m-cy. Była na tyle przebiegła, że opróżniła mu z tym drugim mięśniakiem-skurwielem mieszkanie i kilka rzeczy tam zostało o czym poinformowała go siostra, która też się zbierała z przewierceniem zamków 2 m-ce. Zresztą to mieszkanie i tak jest do dupy, bo to pełna rogówka, więc ciężko do zagrzania, a przy rosnącej ilości pustych mieszkań, co w wiosce widać gołym okiem, jak wylezie za ileś tam czasu, to wioska bydzie jeszcze bardziej wyludniona. 
  Ok, tyle, bo to miało tradycyjnie wyjść ze stacji wczoraj, a jak zwykle...
  Zdjęcie. 
To z tego wyjazdu do Mieroszowic w sierpniu. Stacja Wałbrzych Główny, peron nr 2 i widok na głowicę rozjazdową w kierunku Jaworzyny Śląskiej (na lewo) i Kłodzka. 
Bardzo stary i ładny słupek hektometrowy. Takie były po kolei niemieckiej lub nasze, ale wstawiane krótko po wojnie. Później kształt już uproszczono do prostokątów, by było je łatwiej robić. Zdjęcie zrobione z peronu nr 1, za słupkiem peron nr 2, za nim 3. 
Stary, nieczynny magazyn. Przybudówkę z przodu już jakiś czas temu zburzono, ale ślad na ścianie bocznej pozostał. Takie czasy, że kolej w transporcie schodzi na drugi, jak nie trzeci plan. 
Peron nr 3. Oczywiście jak dla mnie najładniejszy, bo lubię takie stare, oryginalne jeszcze z kostką brukową dawno, dawno temu ułożoną, po lewej stronie już zarośniętej, bo nie pryskanej jakimś środkiem przeciw roślinności. Wiatka pewnie z czasów komuny, czyli prosta, wykonana małym nakładem sił i środków, ale spełniająca swoje zadanie, maksymalnie dosunięta do torów (skrajnia budowli).
  Narka.

wtorek, 11 stycznia 2022

Wtorek #1860

 Wiem, blog się trochę, albo nawet bardzo zmienia, ale mnie już nie ma na st. mac., mięśniaków już też, stąd relacje moje z mięśniakami się skończyły. No ostatnio sprowadziliśmy 826 na st. mac, chcemy go jeszcze sprowadzić ponownie, ale jak to będzie - nie wiem. 
   Z przyczyn jakby niezależnych przeprowadziłem się na st. zwrotną do 824, z którym jest jak jest, co opisuję. Pozostały jeszcze relacje z 979, ale tu też za chwilę się urwą, bowiem poznał laskę z dziećmi, co opisywałem gdzieś tam i przeprowadza się do niej. Mało tego, kot (zwierz), który był u mnie pojechał w sobotę na "próbę" do laski i dzieci, jak one się z kotem będą zachowywać. Nie jak kot to zniesie. ale jak dzieci się z nim będą obchodzić. To że mu wyrwą nóżki i rączki to mniejsza, ale jak będą po takim fakcie zadowolone to ok, a kot... no przecież to prawie jak pluszak, to kto by się przejmował. 
   Szkoda mi go, ale przecież, jak to się mówi, świata sie nie uratuje, a czego oczy nie widzą, sercu nie żal. No to mnie nie żal, co się tam wyprawia, przynajmniej tak z grubsza, bo jednak z kotem ileś tam przeżyłem, mało tego zaczął wychodzić na zewnątrz, integrować się z innymi kotami, a tu nagle został przeprowadzony do innego bloku na 3 piętro i kapa jeża dla niego, bo już nigdy nie wyjdzie na ziemię i nie będzie miał kontaktu ze światem innych kotów, żyjących na "wolności". Pamiętacie, jak 979 mi mówił, że behawiorystka od kota stwierdziła, że kot nie powinien się często przeprowadzać, bo zmiana terenu źle na niego wpływa? No i jakie znaczenie mają teraz jej słowa, po tych paru miesiącach u 979? No chyba niewielkie, a przecież mi powtarzał jej słowa, że przeprowadzka kota do mnie poczyni u niego zmiany w psychice itp. Rozumiecie, do mnie, osoby, która niezmiernie lubi zwierzęta. No dobre....
  Nadmienić jeszcze trzeba, że dzieci nie potrafią się zajmować zwierzętami. Traktują je jak żywe pluszaki, a nie jak samodzielne jednostki, żyjące w trudnym otoczeniu. Jak takie zwierzę ma się czuć w takim środowisku? Na pewno niedobrze, ale kto to zauważa. Zawsze tu pisałem, że 80% ludzi nie powinno mieć w ogóle zwierząt w mieszkaniach. Nie potrafią się nimi zajmować, są to tylko dodatki do ich życia. Szkoda, że takie dodatki robimy z innych istot żyjących obok nas. Na szczęście komórki ten trend powstrzymują i dzieci miast potrzebować zwierzów obok siebie, częściej potrzebują komórek (telefonów).
   Byłem wczoraj na widzeniu u 172, ale to już opiszę w następnej notce. 
   Zdjęcie. 
Oglądałem to zdjęcie jakiś czas i zastanawiałem się jaka to stacja, ale w końcu wpadłem. Stacja Chorzów Stary, a zdj. zrobione jest w torze nr 3 tej stacji, po którym, dawno, dawno temu jeździły poc. pasażerskie z kierunku Siemianowic Śląskich. 
To jest przykład gospodarności w PL w firmach państwowych. To jest złącze szynowe w tej stacji co napisałem powyżej, ale w torze głównym zasadniczym nr 1 przez które przejeżdżają poc. pasażerskie, w tym pośpieszne. 
Jak to przechodziło okresowe, powinny być co 3 lub 4 dni, obchody obchodowego, to nie wiem, ale pewnie to tajemnica wewnętrzna. Nie wiem czy bym to puścił choćby ze względu na własny spokój. 
Dziś jest tam nowy tor, ale co opisywałem w notce #1579 odnośnie semaforów, to tu zastosowano takie samo rozwiązanie. Miast łatać ten tor własnymi środkami poszli na rozwiązanie droższe, ale z kopertą, bo przecież wymiana całego toru, to przetarg, koperta (łapówka) i wiemy jakie tam kwoty mniej więcej się kręcą. 
Po prawej stronie do tej szyny krawędź peronowa stacji Chorzów Stary. 
  Ok. tyle, do następnego, narka.

piątek, 7 stycznia 2022

Piątek #1859

    Z rana przedwczoraj interwencja u 824, bo na śniadanie już jednego kęsa zrobił starego spleśniałego żółtego sera. Czasem nie wiem gdzie on to w tej lodówce znajduje. Staram się wywalać, ale nie wszystko mogę na raz, bo się zmontuje. Na szczęście była bryła żółtego sera jeszcze oryginalnie zamknięta, którą kupowałem jak jeszcze funkcjonowałem w połowie grudnia. Obyło się bez wzrostu ciśnienia, podmienił. 
    Nie mogę oglądać zdjęć z archiwum, bo mi się mózg montuje. O ile w czasie zarazy, jej przechodzenia, wyłączył popęd seksualny (da się!), to teraz się odblokował, a zajęcie się archiwami niestety wyzwoliło fantazje połączone z tym co było. No przecież jak oglądam tych mięśniaków, z tym co przecież z nimi robiłem to mózg se produkuje następne scenariusze. Dochodzi do tego, że 4x dziennie opróżniam zbiorniki. Muszę włączyć hamulce!
   Jest inaczej, jak oglądam na necie tych mięśniaków przed kamerkami. To są osobniki nieznane, to tylko obrazki i tyle. Nie wiem jaką mają skórę w dotyku, nic z nimi nie robiłem. Z mięśniakami wioskowymi zupełnie inaczej. Rozrządy na st. mac. leciały prawie non-stop przez pewien okres. Mózg zapamiętał doskonale, co który skład lubił i dziś nie było by problemu z odtworzeniem sytuacji, no może oprócz tego, że obsługa stacji i składów się zestarzała. Ale zdjęcia, takie jak to w poprzedniej notce, przywołują wspomnienia tamtych czasów, bo przecież patrzę na zdj. z tamtego okresu. Co ciekawe mózg doskonale pamięta wszystkie (no może do 10-ć by się uzbierało) sytuacje, w których, jak to ja, spasowałem i rozrząd nie dokończył się. Część to z mojej winy, nie chciałem przeginać, jak mi się wydawało, a trzeba było, najwyżej by powiedzieli STOP, część to nieoczekiwane wejścia na stację składów, głownie 979, i stawanie pod wjazdowym, jak choćby z tej notki gdzie jest zakrwawiony 826, a miała być (w sumie się zaczęła) imprezka ze 172. Z jednej strony rozumiem mózg, bo to miały być takie przełomowe chwile, które mogły posunąć robienie z mięśniakami czegoś wiyncyj jak dotychczas. Ile dochodziłem do tego, by przywalić 172 pasem. Jest to opisane tu, a przecież takie rzeczy mogły się wydarzyć wcześniej. Tak nawet się tym nie nasyciłem, bo go zgarnęli i nim wyjdzie, to nie wiem co bydzie. Też tylko 3x z pasem robiliśmy to, więc nawet nie dało się rozkminić jak on to trawi, gdzie można wiyncyj, gdzie mniej, w jakich pozycjach itp. 
   Wszystko to są takie sytuacje, które mogły się wydarzyć, ale z różnych przyczyn, część podanych wyżej, nie nastąpiły. Czy dobrze, czy źle? Z perspektywy czasu - źle. Trza było napierać, napierdalać ich, ale to moje chcenie bycia porządnym komplikuje sprawy. Nie potrafię być jak te skurwiele, które podlegały rozrządowi. Nie mam takiej natury, a zmiana tego nie jest przecież taka łatwa. 

    Pisałem o tym, że 824 się posunął dość mocno. Przedwczoraj nawet sąsiadka się go zapytała, czy nie choruje, bo źle wygląda na twarzy. On, oczywiście, że nie, wszystko w porządku, ale powiedziałem jej, że się zaketchupował i bardzo realne, że właśnie po tym tak się posunął. Pokazał mi kartę, na której była data przyjęcie pierwszej dawki. Na drugą nie chcę go puścić. Przypomnę, że jego druga sąsiadka po zaketchupowaniu przeniosła się na drugą stronę po tygodniu. 
   Nie pytałem się go bezpośrednio czy się zaketchupował, ale w rozmowie tel. mi wspominał, że dostał SMS-a, by iść przyjąć ten specyfik, a że on taki prawy jest, to polazł. Zaraza rozłożyła mnie, a specyfik jego. Teraz się tego nie cofnie. Odebrał sobie ileś tam m-cy życia. 
   Wiem, że części populacji nic się nie dzieje. Nie wiadomo zresztą czy wszyscy dostają jakiś specyfik, czy część nie dostaje jakiegoś placebo, bo produkcja iluś tam milionów tego specyfiku, to jednak przedsięwzięcie logistyczne. Prawdy się zresztą nie dowiemy, musielibyśmy mieć znajomego przy linii produkcyjnej i wtedy dało by się info wyciągnąć. No i cóż z tego, jak to i tak wtedy rozeszło by się małym obiegiem. 
   Zdjęcie.
EDYTOWANO
Nie chciało mi się tego drugiego zdjęcia (powyżej) obrabiać ostatnio, to w tej notce. Opis do zdjęcia w poprzedniej notce. 
  Narka.

wtorek, 4 stycznia 2022

Wtorek #1858

    Zjazd na st. zwr. Tu zaskoczenie. Holizm, mimo iż mnie nie było, nie wyrwał się. Ogólnie myślę, że jednak 824 zarazę ode mnie podłapał w jakimś tam stopniu. Po przyjeździe jak go obejrzałem to posunał się mocno, a to tylko 1,5 tyg. W takim tempie to nie dociągnie do końca roku, ale to chyba tylko z powodu zarazy tak się stało. Nadto nie wiem jak wyglądało branie leków, wszak już przed wyjazdem zapominał ich zeżreć, źle je dawkował itp. Wczoraj np. nie zeżarł obiadu, choć zrobiłem, w dniu przyjazdu było pół rolady na talerzu, czyli też nie dojadł. Utrzymuje mu się lekki kaszel, to ja mam większe ataki jeszcze po zarazie jednak mimo tego widać, że organizm z tym walczy na miarę swoich możliwości i genów. Temperatury nie ma, zakładając, że prawidłowo mierzy, tzn. trzyma termometr.
   Lodówka pozostaje do przejrzenia, bo trochę z niej jedzie, ale też nie mogę wszystkiego na raz wyciepnąć, choć trza tak bydzie zrobić, bo jak przyjdą mrozy, to do rozmrożenia i mycia idzie. 
   Wyjeżdżając ze st. mac. kot nawet nie reagował na moje ubieranie i wychodzenie. No trochę mu się przestawiło, że ciągle byłem od 1,5 tyg. to nawet nie przypuszczał, jeżeli koty coś takiego mają, że wychodzę i będę w zasadzie dopiero za tydzień, i biedak zaś bydzie sam na st. mac. przez większość czasu. Nie zjeżdżam jutro, bo to na jeden dzień to średnio mi się chce. 
   Za to na st. zwr. poprawiłem obróbki przy oknach i drzwiach balkonowych. Robole zrobili to lipnie i część się już wykruszyła, odpadła, wiało przez to, więc w mieszkaniu było chłodno przy mrozach, bo ktoś w ramach oszczędności na całym bloku przykręcił gałę z ogrzewania i teraz kaloryfery są tylko na górze ciepłe, a na dole zimne. Kiedyś były tu do dołu ciepłe. Nie wiem czy to konsultowali z mieszkańcami, czy czyjaś samowola, a kasa wpada do czyjejś kieszeni z oszczędności, bo to nie jest mała kasa na 11 piętrowym bloku. Ach, co za czasów dożyliśmy. Wszędzie nas szwabią i zdzierają kasę. A obróbki zrobiłem już z siatką, by nie pękały i odpadały od okien. 

   W mediach mnie śmieszy "walka z inflacją". Przecież inflacja to jest (najkrócej pisząc) legalizacja dodruku kasy (papierków) i tyle. Nawet na wikipedii pierwsza przyczyna to: nadmierne zwiększanie podaży pieniądza, przez jego emisję przez bank centralny i banki komercyjne (to tak ładnie ubrali w słowa). Czyli w/g mnie walka z inflacją to jest natychmiastowy zakaz dodruku kasy i po inflacji. Czy mnie się tylko wydaje. Ale dla tłuszczy wymyślają jakąś walkę z inflacją podnosząc stopy %-owe. Po co? Wystarczy zakaz druku kasy i po inflacji. 
   Przychodzi Edek do banku po kredyt, a bank mu mówi - nie dostaniesz kredytu, bo nie mamy kasy, uzbieramy to dostaniesz i już. A nie, że każdy kto przyłazi dostaje świeżo wydrukowaną kasę i się cieszy jak dziecko. 
   A tak przy zarazie wszystkie kraje uruchomiły drukarki na wysokich obrotach i się dziwią, że inflacja rośnie. No przestańcie drukować, to nie będzie rosła. 
   Ech, wszystko na głowie postawione. 
   Zdjęcie.
EDYTOWANO
Ostatnio przeglądam archiwum zdjęciowe, a tam takie perełki. Ten po lewej nie ma numerka, ale kiedyś o nim pisałem. Zapragnął być "duży", a by być takim oni wpierw żarli na masę, a później mieli ćwiczyć. Kończyło się przeważnie na pierwszym etapie i u tego też się tak skończyło. Z takiej zajebistej figury została gruba locha. Kiedyś mu zresztą powiedziałem - coś Ty z sobą zrobił?, ale jakoś trudno mu było się przyznać do błędu, zresztą jak później taki przyrost masy cofnąć? Co ciekawe, to w wiosce kilkoro zajebistych mięśniaków poszło tą drogą i zrobiły się z nich grube lochy. Nie wiem, czy na prawdę oni nie mają samokrytycyzmu? Spierdolić taki wygląd... Z takim wyglądem i moim mózgiem to bym zwojował świat.
  Ten po prawej to 973, który dziś wygląda nawet lepiej jak na tym zdjęciu, no wręcz zajebiście. Udało się go uchronić przed durnymi pomysłami bycia "dużym". 
   Tyle, bo po zarazie jakoś dochodzę do siebie. Jest lepiej, ale szału jeszcze ni ma. 
   Narka.

piątek, 31 grudnia 2021

Piątek #1857

     Chyba najdziwniejszy sylwester, w którym biorę udział. Tzn. ten udział to sam sobie zrobiłem, ale co się dziwić, jak dopiero były jedyne przeleżane dotychczas święta w łóżku z powodu zarazy. Nie doszedłem jeszcze w pełni do siebie i tak sobie myślę, że zaraza o ileś tam mi skróciła życie. 
    Teraz siedzę w sylwestra i nawet nie mam ochoty na drinka, a Amundsen w piwnicy schłodzony i gotowy do rozmowy i współpracy. Cola też jest, ale co z tego jak ochoty brak. Zrobiłbym może imprezkę, bo już myślałem, że u sąsiadów będzie, bowiem poleciało jedno nagranie, że było przez ściany słychać, ale to jedno nagranie i tyle, i .... no qrwa cisza. Ale zaniżyli poziom. 
    Nie moge na st. mac. odpalić sprzętu, by bym ich nagłośnił chętnie, ale kot na st. mac., to przeca by mu dakle rozwaliło, to też, jak przy szczurach grzecznie leci muza z laptopa, a to nie jest sprzęt, który spowoduje wibracje w jelitach. Tak to mija kolejny sylwester w czasach zarazy. Tyle, ze jestem wyspany, bowiem po obiedzie ległem, a po zarazie nie mam problemów z zaśnięciem popołudniowym. Organizm jeszcze nie funkcjonuje na full wypas. 
   979 na st. mac. jest przelotem, zresztą w jego wieku podobnie goniłem za króliczkiem. Widać taka przypadłość pokoleniowa. 
   Zdjęcia.
Znikają jednostki EN57 z PL torów, to wspomnienie. Wyjazd na ŚDM w 2016 r. na całodzienną jazdę właśnie tymi jednostkami. Start z Katowic 3xEN57.
  Wnętrze przerobionej lekko jednostki EN57-1779. Siedzenia dość wygodne były, choć nie dorównywały oryginalnym kanapom z dermą na wierzchu i grubą gąbką. Chyba już wstawiałem zdjęcia oryginalnych siedzeń z EN57.
A powyżej przerobionych siedzeń oryginalne oprawy świetlówkowe, jednak bez kloszy. Obok tych oryginalnych modeli opraw oświetleniowych oryginalne półki na bagaże z charakterystycznym zygzakiem aluminiowym. Takie perełki jeździły jeszcze w 2016 r. 
  Narka.  

wtorek, 28 grudnia 2021

Wtorek #1856

   Czuję się nadal, jakby mnie przejechał poc. towarowy, no może trochę krótszy. Jest fatalnie. Ktoś, kto wymyślił tą zarazę postarał się dobrze. Dla słabych jednostek, jak niestety moja, jest to zabójcze, co w statystykach widać. Dobrze, że nie mam innej choroby, bo nie wiem czy bym do Was pisał. Mój organizm walczy z tym czymś resztkami sił. Albo ten wirus ma taką zdolność replikacji, że organizmy słabe mają problem z poradzeniem sobie z tym co on wyprawia w organizmie, albo jest to tak zaprojektowane w laboratorium, by część jednostek słabych wyeliminować. 
   Mijają 2 tyg. jak z tym walczę i potrwa to jeszcze u mnie tydzień jak nic. 
   Aaa, bo w ogóle nie wiecie. Zjechałem na st. mac. do odwołania. Pozostawiłem samego 824 na st. zwrotnej. W tym stanie jestem mu tam kompletnie niepotrzebny. Zresztą 824 jest dobrym przykładem jednostki z silnymi genami. Kiedy u niego zdychałem (dosłownie) przez tydzień, jemu oprócz lekkiego kaszelku nic nie było. Nawet nie miał temperatury, kiedy u mnie nie udawało się zejść poniżej 38,5, a 39,5 to w zasadzie standard w początkowych dniach. Zresztą do dziś jeszcze występuje temp., choć już są wahania. O masakrycznym zmęczeniu należy nadmienić. Przez 1,5 tyg. wyglądało to mniej więcej tak, że przebudzałem się, funkcjonowałem ok. (dosłownie) 20 min, po czym mózg zgłaszał wyczerpanie organizmu i potrzebę natychmiastowego wyglebienia, co było robione. Spałem ok. 20h na dobę. Oczywiście od niezbyt wygodnego łóżka 824 bolały mnie biodra, barki, plecy i cała reszta ciała. Skórę  miałem podrażnioną jakby mi ktoś całą zeszlifował papierem ściernym, to też ubieranie się to katorga, wchodzenie do łóżka itp. też. 
   Ponieważ na st. zwr. to na st. zwr., a nie na mac. stąd decyzja by przemieścić się na resztę leczenia na st. mac., na której jestem u się. Głównie chodziło o przemieszczanie się swobodne po grupach, zwłaszcza w nocy kiedy też następuje przebudzenie, no i wielkość pomieszczeń robi swoje. U 824 czułem się jak 172 w miejscu odosobnienia, więc psychicznie do dupy, a jednak psychika w leczeniu ma duże znaczenie. Trudno też nie wspomnieć o znacznie wygodniejszym łóżku, poduszkach, a przecież przez większość doby nadal leżę/śpię. U 824 mam rozłożone 3 koce odpowiednio na łóżku, które mają niwelować niewygody starego łóżka. Tu na miękkim łóżku jest to zbędne. 
   Na wigilię zjechałem autobusami. Nie macie pojęcia jaka to była katorga. Podrażniona skóra, ubrany, więc jak on wpadał do dziur i mnie podrzucało na siedzeniu, to ubranie tarło o podrażnioną skórę i myślałem, że dostanę do gowy, lewitowanie było by ok., no ale się nie dało. Mało tego dzień przed wyjazdem czułem, że coś się dzieje w ustach. Dostałem gówniano-chemicznego smaku. Nawet 979 powiedział, że czuć ode mnie chemią, więc musiało się dziać. Fasolka po bret jeszcze nigdy nie smakowała tak gównianie chemicznie, aż nie chciało mi się jej dojeść. Do dziś jeszcze ów smak sie utrzymuje w ustach, głównie za sprawą zmian w nosie, w którym coś się stało i to rzutuje na odbiór smaku i węchu. 
   Przebywając jeszcze na st. zwr. dostałem, nie wiedzieć z czego rozwolnienia. Mimo iż b. mało żarłem, nie chciało mi się, a jak dostałem tego gówniano-chemicznego smaku to już w ogóle, to i tak byłem bywalcem wucetu. 
   Coś jeszcze pominąłem? A, no tak. Kaszel, od którego już mnie czasem gowa boli. 
   Jak widzicie konstruktorzy tego czegoś postarali się dobrze, by nie rzec bardzo dobrze. To oddziaływuje tak kompleksowo na organizm, że słabe jednostki z dodatkowymi jednostkami chorobowymi w zasadzie są skazane na porażkę. 
    Czy trzeba pisać, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę. No ta właśnie przy okazji zarazy przemieszcza się jak zwykle tam gdzie trzeba czyli od biednych do bogatych, tym razem beneficjentami są koncerny farmaceutyczne. Ale też i państwa. Przecież nie jest tajemnicą, że systemy emerytalne mają problem nie tylko u nas w PL, ale też np. u wschodniego sąsiada: https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/ukrainscy-emeryci-klepia-biede-a-pieniedzy-i-tak-malo/, 
ale by nie było, to u zachodniego też są problemy i odpowiednik naszego ZUS-u jest przebudowywany: https://polen.diplo.de/pl-pl/02-themen/02-1-willkommen/0-gesellschaft/bevoelkerung/479186.
  Tak by można przelecieć większość EU i te same problemy. I tu nagle przychodzi zaraza, która w populacji podłączonych pępowinami do ZUS-ów robi czystkę. ZUS-y sobie "wygaszają konta", trochę refermując się, czy uzyskując rentowność od tyłu. Nie trzeba chyba szczególnie informować, że mamy największą umieralność od 1945 r. Taka była w 2020 r. (wtedy rekord 477 335 rodaków), taka jest w 2021 r. (nowy rekord) ponad 500 tysi zgonów. Gdzie nie poczytać, to dot. to głównie osób. powyżej 60 r. życia, która odłączają się od ZUS-u i "służby zdrowia". 
   Nam się na razie udało przy tym V.3. Ale powiedziałem 979 i 811, że jak wpuszczą V.5 to tej wersji już nie przeżyję, bowiem z tą sobie jeszcze nie poradziliśmy, a jest to na skraju moich możliwości. 
   Tyle. Bez zdjęcia, bo nie chce mi się szukać i ze słabą korektą, bo czuję się, jak się czuję, to ledwo to piszę. 
    Narka.

wtorek, 21 grudnia 2021

Wtorek #1855

 
Notki jako takiej nie będzie, bowiem nadal czuję się, jakby mnie poc. towarowy przejechał. Zaznaczę, że jeszcze żyję.
  Narka.

piątek, 17 grudnia 2021

Piątek #1854

   Było groźnie, dlatego nie było wpisu. Nie wiem, co oni wpuścili do powietrza, ale trzeci raz dopadło mnie jakieś przeziębienie i nawet nie wiem skąd, bo pilnuję się. 
   W środę po porannym holiźmie jednostka centralna już zgłaszała, ze coś się dzieje. Jeszcze na 14:00 wyjście do banku, bo bank wpadł na genialny pomysł jak tu wyssać kolejną kasę od staruszka - chciał mu ubezpieczyć mieszkanie od przylotu Marsjan. Po wizycie w banku jednostka centralna zgłosiła potrzebę wyglebienia, a że my jej słuchamy, to wyglebiliśmy. Przebudziłem się ok. 17:00. Coś mnie tknęło i zrobiłem sobie podbiał (ziółka) i to był bardzo dobry ruch. Jeszcze przed 19:00 telefon z 811. Chwilę pogadaliśmy, a następnie system zaczął szwankować. Posypały się nagle errory. Termostat - error, podtrzymanie funkcjonowania - error, odbiór bodźców z zewnątrz - error, sypało tymi errorami więc przeszło do awaryjnego wyłączenia jednostki oprócz podtrzymujących funkcji życiowych. Wyglebiłem w łóżku pod cieńką kołdrą. W komorze łóżka koc, który kiedyś zwiozłem z wioski, bo był wystawiony k/hasioka. Jednostka centralna zgłaszała potrzebę okrycia się dodatkowo kocem, ale już następowało wyłączanie niektórych funkcjonalności. W końcu decyzja - resztką sił zsunąłem się z łóżka wyciągnąłem koc i naciepłem go na kołdrę, Wpadkowałem się ponownie pod nią i teraz się zaczęła jazda. Jednostka z uszkodzonym termostatem, jak w elektrowni w Czarnobylu, zaczęła niewłaściwie operować prętami kontrolnymi. Temperatura rdzenia zaczęła gwałtownie rosnąc, blok energetyczny dostawał już drgawek. Temperatura nadal się podnosiła, dość, że jednostka centralna zaczęła wadliwie funkcjonować i produkowała jakieś NW, których dziś w ogóle nie pamiętam, Czyli było już bardzo groźnie. Po jakimś czasie nastąpiło wyłączenie jednostki. Ponowne uruchomienie ok. 22:00 na chwilę, po czym znowu jednostka się odcięła od funkcjonowania. Na drugi dzień 979 pyta się mnie czemu nie łyknąłem jakiejś globulki. To nastąpiło tak nagle, że nawet nie pomyślałem o tym, by jeszcze przemieszczać się za globulką. Wysypało tymi errorami, to jedyne co byłem w stanie zrobić, to wyglebić, by się nie przewrócić. Zaskoczyło mnie tempo rozwoju sytuacji. Po wysypaniu errorów z rdzenia nastąpiło w to w ok. 10 min. 
   Na drugi dzień (czwartek) cały układ działał w 1/2. Silniki trakcyjne na pół, sunąłem po st. zwr. jak ślimak, ruchowość mocno ograniczona, nawet nie włączyłem do śniadania kompa, co jest ewenementem, bowiem jednostka centralna zgłosiła, że oczy nie są w stanie odbierać informacji z migających obrazów i by ich nie męczyć, a ponieważ my słuchayi jednostki centralnej, to dałyśmy im spokój. Później dylemat co z 824 i jego holizmem. Znowu rozmowa z 811 i decyzja, że puszczamy go na m-to samego. Przeżyjemy na st. zwr. wydaną kolejną stówkę na zupełnie niepotrzebne rzezy, faktycznie liczy się zdrowie. Zeżarliśmy globulkę i ponownie wyłączył się system. Ok. 12:00 przebudziłem się, bo wrócił 824 z pełną siatką mięsiwa, padlin, żółtego sera i innych. Nie posiedział długo, w zasadzie się przepakował i poszedł na drugą turę. To mu się udało z realizacją holizmu. Przyniósł też gripex, bo coś żreć wspomagającego trzeba. Większość dnia przeleżeliśmy w łóżku z nadal uszkodzonym termostatem. Ok. 16:00 pomiar wykazał 39,1, to jak dzień wcześniej wysypało errorami, blok reaktora aż miał drgawki, nadto jednostka centralna zaczęła wymyślać NW, to myślę rdzenie był przegrzany po za dopuszczalną granicę, że około czterdziechy było spokojnie. Po kolejnej globulce termostat nadal nie działał. Przełączył sie na chłodzenie, to też zalewałem się potem. Po jakiś 2h ustabilizowało się, chłodzenie było wyłączone. Już pomyślałem - idzie w dobrym kierunku. Nic z tego. po jakiś 30-45 min, przełączył sie na grzanie. Znowu zrobiło mi się zimno, przykryłem się dokładniej, zasłoniłem szpary, które wcześniej były, by przy chłodzeniu część odparowała. W tym stanie dociągnął do następnego pomiaru przed kolejną globulką, który wykazał 38,8, co było do przewidzenia. Od tego leżenia bolały mnie już trochę barki, biodra, bo ciągle leżałem to na jednym, to na drugim boku, a w takich stanach wychodzą wszelkie niedogodności łóżka, bowiem eksploatacja jest znacznie większa niż normalnie. 
   Dziś jedno wyjście z 824, ale do lokalnej stony, by choć w minimalnym stopniu zaspokoić jego holizm. Udało się, wiyncyj nie polazł, choć wyrywał się by jednak wyjść. 
   Jutro zjazd na st. mac. Muszę nie tyle się już zresetować, co odetchnąć. Z 824 jest gorzej, co oczywiste. Wczoraj herbaty w torebkach szukał w lodówce, dziś podonie zamotał się przy popołudniowej kawie. Myślę, że jeszcze parę m-cy i zjazdy na st. mac. okażą się nierealne. 
   No i jak myśłicie co z 824 oprócz jego wadliwie funkcjonujacej jednostki centralnej - zdrowotnie - nic. Lekki kaszelek, kiedy u mnie było na granicy uszkodzenia jednostki centralnej z powodu przegrzania rdzenia. To znaczy mieć geny. 
  Zdjęcia. 
Walter.
Rzadko kiedy daje ujęcie całej sylwetki.
Jak się pokaże całą sylwetką, to dołączę. 
Tymczasem na raty, to zeszliśmy do dołu.
To jeszcze zostało od tyłu.
  Narka.

wtorek, 14 grudnia 2021

Wtorek #1853

    W tych krótkometrażówkach, które polecam (Męskie szorty) jest film "Otwór". Scena zaczyna się od pokazania na łóżku inwalidy z krzywymi nóżkami i rączkami, który bardzo trudno się ubiera. Pierwszy odruch mózgu był, by to wyłączyć/przewinąć na następny film. Gdyby to był pojedynczy film pewnie bym tak zrobił, ale druga część mózgu od razu skontrowała tą, co chciała wyłączyć, że przecież w tych blokach są dobre filmy i może jednak przetrwać ten niezręczny obraz i dać szanse obejrzenia czyjejś twórczości. Może też tak mózg zareagował, bowiem zajmuję się 824 i trochę mam już dość tego stanu. Film trwa 14 min., ale nie będę opisywał co dalej się dzieje. Na końcu nie żałowałem obejrzenia. 
   Oglądam te filmy na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet je przewyższających, bo kończy mi się subkskrypcja 19-go, choć faktycznie to 18-go, bo przecież zjazd do wioski, a tam nie obejrzę już nic. Recenzje z niektórych są, głównie tych początkowych, ponieważ później oglądałem praktycznie jeden za drugim, to brakło czasu na pisanie recenzji. Być może do tego wrócę, bo przecież na koncie mogę podejrzeć co oglądałem. 
   Kot na st. mac. nadal jest i tak chyba pozostanie do przyszłego roku. W sumie mi to nie przeszkadza, a jemu chyba jest dobrze, bo przez jeden dzień w tygodniu ktoś z nim jest. Sąsiedzi też się cieszą, bo ich nie nagłaśniam w sobotę. 

   Tyle razy zabierałem się do napisania tego, to może tera sie uda. Dodatkowo zima jest tym okresem, w którym każdy mniej więcej zrozumie co opisuję. Otóż dawno, dawno, dawno temu, w latach 80-ych występowały jak na filmie "Alternatywy 4" dwudzieste stopnie zasilania. Objawiało się to losowym, przynajmniej z mojego pkt. widzenia, wyłączaniem prądu w miastach. Dotykało to również komunikacji miejskiej tramwai, ale szczerze czy pociągi też wyłączano - nie wiem. Wyłączenia przeważnie następowały wieczorem w zimie, kiedy, ze względu na pobyt aktywny ludzi w mieszkaniach, był największy pobór prądu. Wiecie już, iż jestem ciepłolubny to też jak wysłuchiwałem na zajezdni lub na pętlach opowieści motorowych, jak marzli na odcinkach gdzie był wyłączony prąd, to zastanawiałem się co zrobić, by zmniejszyć zagrożenie zamarznięcia w tramwaju, kiedy na zewnątrz jest np. -7C, a cała dzielnia pozbawiona prądu. Otóż, bo my taki pomysłowy Dobromir, wymyśliłem i wprowadziłem NW (normę własną), że..., no właśnie, tu potrzebna jest mała dygresja. 
   Otóż sieć trakcyjna tramwajowa jest zasilana z podstacji. Jest to tak zorganizowane, że trzy kolejne odcinki między przerywaczami na sieci trakcyjnej to jedna sekcja zasilania. Odpowiada to średnio odległości ok. 3 do 5 km. Czyli w takich odległościach była zmiana podstacji zasilającej sieć trakcyjną. W tamtych czasach wszystkie tramwaje były złożone z podwójnych 105-tek, a nawet jeździły podwójne 102-ki. 
(zdj. wziąłem z archiwum bloga, to podwójna 105-ka) 
W związku z tym drugi wóz posiadał sprawny pantograf jak na zdj. powyżej. Otóż NW dotyczyła przyjazdu pod przerywaczami rozdzielającymi podstacje trakcyjne z prędkością do 10 km/h. To oczywiście dziwiło pasażerów, bo tramwaj, dla nich, zwalniał w zupełnie dziwnym miejscu do takiej prędkości, po czym się rozpędzał ponownie (jak był prąd oczywiście) i nie kumali o co biega. Dwa razy NW uratowała mnie przed zamarznięciem w wozie. Opiszę jeden z przypadków, bo mi to utkwiło w gowie. Jechałem linią 6 i w Bytomiu na oś Arki Bożka jest przerywacz rozdzielający zasilanie. Jadąc od Ch-wa dokładnie od zaj. tramwajowej w Łagiewnikach nie mijałem już wozów, a przynajmniej dwa powinienem minąć. Już mi coś świtało, że może wyłączyli prąd. Nadmienię jeszcze, że w tamtych czasach nie było jeszcze radiotelefonów na wozach więc nie było info, że gdzieś się stoi z jakiegoś tam powodu. Dziś można by sparafrazować o. Natanka, jeśli nie mijasz wozów z przeciwka, to wiedz...., że coś się dzieje....
   Przy owym przerywaczu, między przystankami zwolniłem nawet mniej jak 10 km/h i tak przechodziłem pod przerywaczem wsłuchując się z przetwornicę czy ruszy. Patyk przeszedł, nastąpiło wyłączenie przetwornicy pod przerywaczem, ale nie ruszyła. Od razu umiejscowiłem wóz ucieszony z własnego pomysłu. Nastała cisza, pasażerowie też się trochę uciszyli, bo słyszeli, że przetwornice się wyłaczyły część świetlówek wygasłą, zostały te zasilane awaryjnie z akumulatorów. Opuściłem pierwszy pantograf, przywiązałem go do uchwytu, przełącznikiem wyłączyłem przetwornice, stacyjkę i otwarłem pierwszą połówkę drzwi, i przez krzaki, nie wiem czy tam do dziś rosną, ale kiedyś sadziło się wzdłuż torowisk krzaki, by ludzie nie łazili, poszedłem do drugiego wozu. W drodze brnąc w śniegu popatrzałem na sieć i ile drugi wóz stoi przed przerywaczem. Tam dostałem się do kabiny, odwiązałem sznur z pantografu i luzowałem go na sieć. Pasażerowie w drugim wozie od razu się pytali czy pojedziemy dalej, to im powiedziałem, że nie, cofnę tylko składem w miejsce, gdzie jest mniej krzaków by wysiedli. Część zaczęła już wysiadać, zaraz za mną, ale następnym przekazałem, by poczekali, bo cofnę i ich wypuszczę. Poszedłem do pierwszego wozu, włączyłem przetwornicę, ach ten miły głos pracujących przetwornic w tym momencie, stacyjkę, nawrotnik do tyłu i cofnąłem składem do miejsca, gdzie krzaków było mniej i mogli wyłazić swobodniej. Oczywiście znaleźli się tacy co mówili - no przecież ma Pan prąd (przetwornice chodziły, światło się świeciło, ogrzewanie, no full wypas, więc czemu nie jedziemy. W końcu jakoś im wytłumaczyłem, że dalej nie ma prądu i tam nie wjeżdżam. 
- to kiedy pojedziemy
- to do energetyki pytanie, nie do mnie, ale jak przyjedzie jakiś wóz z dołu (za następnym przystankiem torowisko na łuku w prawo schodzi w dół).
  Jak już w znacznej części powyłazili, zamknąłem drzwi i grzałem się chyba przez 2,5h. Niektórzy zostali w środku, ale w miarę upływu czasu było:
- Panie, wypuść mnie Pan, bo nie będę tu tyle siedział. 
  No i tak co jakiś czas otwierałem drzwi i zamykałem. Z drugiej strony też przyłazili, by otworzyć drzwi, bo mają czas, to posiedzą, a nie będą marzli na zewnątrz. Lepiej mają w wozach z tyłu, bo wywalają wszystkich i zawsze się mówiło idźcie do pierwszego wozu. Tamci (motorowi) mogli se przynajmniej pogadać, a ja byłem uwięziony u się, ale przynajmniej miałem ciepło. 
  Dwa razy sie uratowałem w ten sposób. Inne przypadki, to stawałem w kolejce z tyłu, za wozami, które czekały już w kolejce. Współczułem tym, którzy brali w biegu te przerywacze, a tu nagle zonk i... 
  Zdj. powyżej, to narka.

piątek, 10 grudnia 2021

Piątek #1852

    Zastanawiam się na ile pomagać 172 w miejscu odosobnienia. Po raz już nie wiem który, wychodzi z tymi mięśniakami-głuptakami na to samo. Chce się im pomóc w odpowiednim momencie to oni - nie, po czym, jak sprawy się posuną już dalej w sposób mało odwracalny, to zwracają się o pomoc. Nie ma co ukrywać, że podtekstem udzielanej im pomocy są jakieś zbliżenia, do których jednak dochodzi, to w przypadku kolejnego odosobnienia 172. czy po jego powrocie do tego dojdzie - nie wiem. Będziemy starsi, ja nie wiem co się u mnie będzie działo, bo jeszcze kilka razy przyjdzie mi przeciepnąć wajchę i wjechać na nieznany tor i to będą decyzje życiowe (nowa praca, decyzja co do miejsca pobytu na jakiś czas itp, a to będzie ciążyło na dalszą bytność). I to jest właśnie hamulec dalszej pomocy. Napomknąłem już o tym 172. Jak to w praktyce wychodzi, zajebiści koledzy na wiosce, dobrzy przyjaciele, w ich (jego) rozumieniu, później się wypinają i pozostaje ten z końca łańcucha, do którego są kierowane potrzeby. 
   W listopadzie mi jeszcze mówił, że przyjedzie go ktoś tam z rodziny lub "tych" znajomych odwiedzić, więc bym się na grudzień nie zapisywał. On może mieć 2x widzenie w miesiącu. Na początku grudnia już dzwonił, że mogę się zapisać, czyli reszta go zlała. 

   Przedwczoraj obejrzałem dwa bardzo dobre filmy. 
  "Mój ojciec.' Myślałem, że będzie to typowa historyjka, tylko przeniesiona do innego kraju, w inny, górski klimat wioski chyba gdzieś w Andach. Jednak produkcja ta okazała sie zaskakująca nie tyle tematyką, co nietuzinkowym scenariuszem. To on wzniósł ten film na wyżyny, przynajmniej jak dla mnie. Choć dialogi są skromne to jednak wymowne, do tego, co rzadkie, film część treści pokazuje w obrazach. To one są w wielu przypadkach nośnikiem potrzebnych informacji dla zrozumienia działania głównych bohaterów. Pokazują też kulturę tamtego regionu i zachowania społeczności, które oddziaływują na jednostki. Te zachowania są, jak widać w filmie, bardziej emocjonalne jak u nas w EU, ale to też, co było pokazane, jest ich kulturą.
   Na uwagę zasługuje główny bohater, który jest młody, a jednak reżyser potrafił tak nim pokierować, by pokazał niezbędne w tym filmie uczucia, szczególne zachowania, reakcje na inne bodźce spływające na niego w tym wieku. To się udało, a często to piszę, że reżyserzy idą na łatwiznę i biorą aktorów znacznie starszych do ról młodocianych, bo łatwiej z takimi się pracuje. Júnior Béjar Roca, który grał głównego bohatera miał na planie filmowym 17 lat. Zagrał bardzo dobrze, choć na pewno nie będzie to okrycie na miarę Jamiego Bella z filmu Billy Eliot.
   Film godny polecenia.

"To tylko przyjaźń" Lubię filmy, w których scenariusz może nie jest czymś zupełnie nowym, ale jest to dobrze zagrane i jeszcze ciekawa interpretacja reżysera. Lubię tez filmy, w których pojawia się coś nowego, fajnie wykorzystanego, tu technologia telefonów. Ładni aktorzy podnoszą chęć dalszego oglądania, ale nie zawsze muszą być ładni, a film dobry, jak np. "Guliamo i bracia do stołu". 
   Ten film to w zasadzie nic nowego. Para poznaje się, choć na początku myślimy jak to się stanie, że się zejdą. Jak się już poznali to rośnie fala uczucia, następnie pojawia się problem, mała kłótnia, rozłam, po czym schodzą się ponownie razem. Na chwilę zatrzymam sie przy tym rozłamie. Nie wiem czemu, co często poruszam, w filmach nie promuje się rozmów ze sobą. Bohaterowie rozeszli się, w ogóle nie wyjaśniając sobie na dobrą sprawę czemu to robią. Przydałby się tu w scenariuszu dialog między nimi, ale zdaję sobie sprawę, że taki dialog niekoniecznie mógłby doprowadzić do tego rozłamu, a tym samym zawaliłby misternie zbudowaną resztę scenariusza. Ale, jak pisałem na początku, dobrze jest zagrane, przyjemnie się ogląda. Wpływ też na to ma, jak dla mnie stabilna kamera. Rusza się na tyle ile potrzeba, bez skakania przy aktorach. No i, po raz kolejny muszę napisać, że wyszedł dobry film bez sceny łóżkowej. W końcówce nawet trochę się wzruszyłem co udało sie uczynić zarówno scenarzyście, reżyserowi i aktorom. 
   Reasumując warty obejrzenia, film do którego, mimo banalnej fabuły, jeszcze kiedyś wrócę, jak do Filmu "Piękny drań".

  I jakby ktoś miał dostęp do outfilm, to polecam zlepki krótkometrażowych filmów pod tytułem "Męskie szorty." Na prawdę niektóre krótkie filmy są lepsze jak te pełnometrażowe. 
  Zdjęcie. 
Na weekend mięśniaczek, taki mocno z budowy podobny do 973 i pozycja, w której lubiałem siedzieć na 973. Do tego jeszcze spank na klatę. Echh, powróciły wspomnienia. 
  Narka.

środa, 8 grudnia 2021

Środa #1851

   Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów technikum, wybrałem się z takim mięśniakiem pod namioty. On oczywiście mi się zajebiście podobał. Wyciągałem go na basen miejski, tam z innymi mięśniakami graliśmy w piłkę wodną, na płytkiej części, z wszystkimi chwytami dozwolonymi, to czasem przy tych "chwytach" to mi się robiło lepiej i musiałem się dobrze uspokoić by erekcja zeszła. No ten, z którym pojechałem też chodził. Też go macałem w wodzie niby chcąc piłkę od niego wyciągnać, gorzej jak był w tej samej drużynie, bo tak wypadło to musiałem się zadowalać innymi mięśniakami. Wtedy nie było o nich trudno, ludzie jeszcze żywieni bez fast-foodów, z dużą ilością ruchu, to rozwój przebiegał w miarę naturalnie. 
   W każdym razie pojechaliśmy gdzieś tam pod namiot. Nie pamiętam gdzie, bo to dawno, dawno temu było, ale pamiętam, że którejś nocy było f chuj zimno. Było tak zimno, a jak wiecie ja ciepłolubny, że praktycznie na żywca zamarzałem pod śpiworem. Oczywiście chodził mi po gowie pomysł zaproponowania mu wspólnego spiwora, by się zagrzać, ale..., no właśnie - to były inne czasy. Myślałem nad tym długo, bo długo z tego kurewskiego zimna nie mogłem zasnąć. Jednak wizja tego, że on się zgodzi, mi stanie pod tym śpiworem, bo to by musiało nastąpić i ewentualnie gadanie jak wrócimy przeważyło nad tym, że nie zdecydowałem się zaproponować tego rozwiązania. A żałuję do dziś, choć też nie wiem co by było gdyby poszło nie tak.
  Piszę o tym, bo ostatnio, oglądając masowo te filmy branżowe z outfilm, taką samą scenę widziałem. Tylko, jak to w filmie i innych czasach, weszli razem do śpiwora. Dziś też miałbym znacznie mniejsze problemy by zaproponować takie rozwiązanie. 

   To jeszcze jedna historyjka z dawnych, dawnych czasów. Otóż jak jeździłem kiedyś tam tramwajami (nie, nie jako pasażer, prowadziłem je jako motorowy) to w latach 80-ych były różne modele stopiątek. Dla przypomnienia stopiątki zdjęcie. 
   Otóż u nas na Bogucicach (zaj. tramwajowa)  były od pierwszych czyli dwa składy 335-336 i 337-338, dziś 338 jest muzealnym pojazdem w zajezdni w Zawodziu (zmienili jej przynależność, choć stoi w tym samym miejscu), do najnowszych wtedy 656-655. Te pierwsze stopiątki miały niskie szafy sterowania, kabinę otwartą, słabe ogrzewanie. Ktoś wymyślił wtedy, ach Ci konstruktorzy..., że zrobią ogrzewanie przewiewne. Otóż w podłodze przy dolnych szybkach z przodu kabiny, tam gdzie te żółte strzałki (zdj. poniżej), były grzejniki. Między reflektorami była klapa wpustowa powietrza, gdzie zasysane było powietrze, które następnie przelatywało przez te grzałki i miało niby ciepłe wpadać do wnętrza tej a'la kabiny. Oczywiście w zimie jak się podniosło te metalowe pokrywy to raczej leciało zimne powietrze jak ciepłe, więc prawie nikt tego nie podnosił, by jeszcze nie pogarszać sytuacji.
Przy dole szyb były wtedy pojedyncze odmrażacze, zielone strzałki, przeniesione ilościowo żywcem z wagonów 102 N. Znowu konstruktorzy nie pomyśleli, że w stodwójce one starczały, bo kabina była znacznie mniejsza, powierzchnia szyb też, ale w dużej kabinie, do tego otwartej, stopiątki kompletnie nie dawały sobie rady. W tamtych czasach w zasadzie miało się wozy na stałe, ale nigdy nie wiadomo było, czy czasem nasz nie zdefektował i nie dostało się 335-336 lub 337-338, więc trza się było ciepło ubrać w zimie jak do wagonu typu N. Dodatkowo przez te pierdolone szyby dolne przenikało zimno więc ogólnie jak ktoś miał w zimie tym jeździć to go chuj strzelał. Te dolne szyby przydawały się jedynie w czasie łączenia wozów, po za tym były kompletnie zbędne i w następnych wersjach, zdjęcie pierwsze od góry, już ich nie było. Jeździliśmy w zimie chyba raz czy dwa, którymś z tych składów i do dziś pamiętam jak tam niemiłosiernie nogi marzy. Migałem się z jazdy w zimie tymi składami jak się dało. Później, bo my taki pomysłowy Dobromir, załatwiłem sobie na wozowni grzejnik z długim bagnetem ze stodwójki, która szła do kasacji i na kablach wpinałem się krokodylkami do odmrażaczy, oczywiście przy opuszczonym patyku (pantografie), a grzejnik dawałem przed pedałami. To ratowało sytuację, w nogi już było ciepło. Poniżej -5 C jak było i miało się któryś z tych składów 335..., to w zasadzie na każdym przystanku trzeba było wstać i drapać szyby, bo te odmrażacze nie dawały rady, a gadów (pasażerów) wtedy jeździło zawsze pełno, to jak nachuchali to nie było nic widać. No i jeszcze hitem tych wozów były lusterka. Niebieskie strzałki. W czasie jazdy nic w nich nie było widać, bo one dostawały takich wibracji, tak się trzęsły, że nie dało się w nie patrzeć. W następnych wersjach to przerobiono na pełny pałąk z lusterkiem w środku.
    Jeszcze jedna istotna informacja. Te pierwsze wozy lat 70-ych były tak skonstruowane, że jechały w zasadzie na każdym prądzie (napięciu z sieci trakcyjnej). Mogło tam być nawet 200V (standardowo w sieci tramwajowej jest 660 V prądu stałego) i sunęły do przodu, oczywiście wolniej. Nowe stopiątki miały już zabezpieczenie i na niskim prądzie nie jechały, styczniki rozłączały jazdę. Na przystanku Katowice Huta Baildon (tamtym, bo dziś to zupełnie inny przystanek) coś tam się stało na skrzyżowaniu w poziomie szyn i ja byłem 5-tym wozem za pierwszym (miałem skład 337-338), który chyba miał jakąś kolizję czy coś takiego. Pierwszy wóz to była jakaś stara czterysetka, ale drugi to była nowa stopiątka. Przystanek tam był w podwójnym łuku więc widziałem ten pierwszy wóz. Stanąłem w odstępie do czwartego, zrobiłem wymianę pasażerów i zamknąłem drzwi, bo lubiałem się grzać a to była jesień lub wiosna, jakoś chłodno było, dziś je rzadko kiedy zamykają na postojach. Po udrożnieniu widziałem, że już pozamiatali i będzie jechane. Pierwszy skład pojechał, a drugi podciągnął pod sygnalizator świetlny skrzyżowania. My czasem jesteśmy dowcipne (rzadko), to wpadłem na pomysł (znowu jak ten pomysłowy Dobromir). Jak on nowym wozem chce ruszyć, to musi mieć wysoki prąd, bo na niskim mu styczniki rozłączą. Z wysokim będzie miał problem, bo się wozów nagromadziło i wszystkie były na jednej sekcji zasilania. No i jak on ruszy i jednocześnie ja swoim składem, to jemu powinno wywalić jazdę. Patrzałem do przodu kiedy sygnalizator zmieni się na zielone i on będzie chciał ruszać. Widzę ruszył, w tym momencie miałem już nogę na pedale jazdy, nacisnąłem lekko, by ściągło prąd z sieci i po chwili widzę, że jemu oświeciły się boczne kierunkowskazy (na zdj. fioletowa strzałka), a to znak, że właśnie styczniki rozłączyły jazdę. W takim przypadku należało wóz umiejscowić, wyłączyć stacyjkę (podobną do tych w samochodach osobowych wtedy), ponownie ją przekręcić i znowu ruszyć (to dot. nowego wozu). Po ponownym włączeniu stacyjki kierunkowskazy gasły. Wiedziałem więc, że on jest gotowy znowu ruszyć. Czyli działa, pomyślałem. U mnie na starym wozie wystarczyło, jak jemu się zapaliły kierunkowskazy, zdjąć nogę z pedału jazdy i jednocześnie na chwilę uruchomić "kosze", by szczęki chwyciły. Po chwili widzę, że znowu rusza, to ja znowu lekko na pedał by ściągnęło prąd z sieci, jemu zaś się zapalały kierunkowskazy, umiejscowiałem swój wóz, by mieć cały czas odległość od (teraz) trzeciego w kolejce i zaś czekałem na reset pierwszego, co raz bardziej zaczynając się śmiać w kabinie, czego pasażerowie kompletnie nie rozumieli. Ponieważ on stał jeszcze przed skrzyżowaniem, to, jak mu przepadł cykl zielonego, musiał czekać na kolejne światło. Więc przy nieudanych próbach na zielonym, czekał na kolejny cykl. Zapalało się zielone - on ruszał, ja ruszałem, on stawał, ja już stałem. 
   Skończyłem na 8, czy nawet wyższym razie, bo wyobrażałem sobie jak musi qrwować w kabinie i myśleć - co za debil rusza jak ja ruszam? W końcu go puściłem, ale do końca służby myślałem o tym i padałem ze śmiechu na samą myśl, jak on naciska pedał i myśli, że może teraz się uda, ja naciskam i jednak - qrwa - nie. Bawi mnie to nawet do dziś, jak sobie wspomnę i wyobrażę jego wqrw w kabinie, dlatego to opisałem jako taką anegdotkę w czasach kiedy wszystko działa jak powinno działać (przynajmniej tak nam się wszędzie mówi). 
   Zdjęcia powyżej, to narka.

poniedziałek, 6 grudnia 2021

Poniedziałek #1850

    Jesteśmy w okresie zmian demograficznych. Teoretycznie idą dobre czasy na ugranie czegoś dla społeczeństwa. Jak król ma mniej poddanych, to musi bardziej o nich dbać, bo mogą się na niego wypiąć. Tylko zastanawiam się, czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie coś jeszcze ugrać. Rządzący, raczej mam na myśli tych z finansjery tam na górze, nie są głupi i na takie okoliczności się jakoś przygotowują. Oni zdają sobie sprawę, że kończy się tanie niewolnictwo w PL, w zasadzie już się skończyło, co widać po wypłatach w dużych miastach i powrotu do tego co było nie będzie w najbliższych dekadach.
   Pisząc o ugraniu czegoś dla nas samych, mam na myśli raczej pewne swobody obywatelskie, czy taką większą nie skrępowalność. Dożyliśmy czasów, kiedy można z cała pewnością napisać, że, większa swoboda to już była. Teraz idziemy w stronę permanentnej inwigilacji, przez różne ośrodki, a nasze dane osobiste, personalne są przedmiotem handlu. Jesteśmy osaczani przez technologie informatyczne. Podsłuchiwani, nagrywani, filmowani przez niezliczone kamery. Co chcą, co potrzebują to rejestrują, a jak ktoś się wychyli, to wtedy mogą tego użyć. Zaczynam się już źle czuć. Jeszcze trochę i wsadzą nam do mieszkań kamery, mówiąc że to dla naszego dobra i bezpieczeństwa. I jak tu się nie zgodzić, skoro to będzie dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Paradoksalnie wraz z rozwojem technologii następuje wzrost głupoty społeczeństwa. Jeżeli w tych czasach 303 mając 18 lat, nie mając defektu mózgu, ma problem z policzeniem 2x4 to coś jest nie tak. I nie by był to odosobniony przypadek. Oczywiście Ci po szkołach mają większą funkcjonalność, ale o ile większą i na ile ona większa pozostaje po okresie skończenia nauki. Więc zasadniczo, kto ma starać się o uchronienie naszego bytu przed totalną inwigilacją. 303 to można wysłać na pierwszą linię frontu, tylko ktoś mu jeszcze musi wytłumaczyć o co się ma bić, choć dla niego to chyba bez różnicy.

   Na st. mac. kot nadal jest i tak już chyba pozostanie. Nie wygląda na to, by 979 miał go zabrać do się. Mnie to nie przeszkadza, bo jestem tam tylko raz w tygodniu, z czego kot się cieszy, bo przez ponad dobę cały czas z nim ktoś jest, a i przestrzeń do biegania większa. W sob. jak wszedłem na st. mac. to był jeszcze 979. Kot był w 7-ym niebie. Biegał po grupie A, przedpokoju, kuchni, pod grupy B, C, D, jeszcze łazienkę miał do dyspozycji. Jakoś mu się podobało, że na stacji ruch. 
   Po za tym krótko po wyjściu 979 ze stacji przystąpiłem do konsumpcji wraz z Amundsenem. Święta, to podrożał o 9 zyla. Dużo. Długo dojście do resetu nie trwało, a i tez mała ilość się wlała do żołądka. Ponieważ 979 podłączył nam ntlx, to oglądamy tam filmy. Jakieś nowe produkcje, nawet z dobrą obsadą, ale scenariusze co raz gorsze. One chyba są produkowane w filmach akcji dla ludzi na poziomie 303, bo mnie niektóre sceny rozwalają i się zastanawiam, kto to mógł napisać (wiem scenarzysta). Oglądając te filmy zastanawiałem się czegoż więc wymagać od filmów branżowych, które teraz masowo oglądam, skoro w produkcjach dla szerokich mas jest beznadziejnie. Z jednej strony rozumiem aktorów, bo z czegoś muszą żyć, więc nawet beznadziejne produkcje dają kasę na dalsze życie. 
   Wyglebiliśmy po ok. 2,5h. Tak strzelam, bo obejrzałem 1,5 filmu na ntlx i w zasadzie wyłączania sprzętu już nie pamiętam. Kot nie spał ze mną. Przebudziłem się jakoś w nocy na ok. godzinę, kot przylazł, po czym poszedł gdzieś dalej grasować. Rano przylazł na krótko do łóżka. 
   Po zastoju w czynnościach u 824 zjeżdżam na st. mac. i mam lenia. Niewiele robię, trudno mi się zmobilizować. Udało się odpalić auto i pojechać napompować opony, bo stał już 1,5 m-ca. Nawet po tym postoju nieźle mu poszło z zapalaniem. Przygotowany byłem na gorszy wariant. Na stacji przy kompresorze, autem obok, szarą skodą, stał młody synek, jakieś 20 lat, w stroju wojskowym. Może po jakimś wyjeździe weekendowym czyścił auto. Niższy ode mnie, czarne włosy, takie dłuższe, a nie długie, ładna figura. Kilka razy się nasz wzrok skrzyżował. Widziałem, że on miał z tym większy problem niż ja. Czuł się jakoś dziwnie jak się na niego gapiłem. Kilka razy nawet sprawdzał czy nadal się patrzę. Raz czy dwa zrobiłem uniki mojego wzroku. 
   Po za tym wiele nie zrobiłem, a opuszczenie st. mac. jak zwykle w panice. To już ten czas?! Więc tradycyjnie prawie biegłem na przystanek. 
   Zdjęcia. 
EDYTOWANO
To są zdjęcia do notki 1508 link -> tutaj.
EDYTOWANO
  Które nie zostały zamieszczone wtedy, a są nadal na kompie.
EDYTOWANO
 Jak zwykle miałem dać je wcześniej, ale zaś przeciągnąłem, a przed samymi świętami nie wypada, więc teraz. 
   Narka.

sobota, 4 grudnia 2021

Sobota #1849

   Dawno, dawno temu, jak byłem w wojsku, jeszcze za komuny, z wojska, czy z za murów żołnierze usiłowali się porozumieć ze światem zewnętrznym. Jedną z takich metod były telefony. Te dostępne w sztabie, czy u kadry na kompaniach. Telefony z tarczami kręcącymi się i numerami z otworkami, do których wsadzało się palec i kręciło. Po 15:00 kiedy pomieszczenia kadry były puste, a telefony czynne. tzn. przy odpowiednich układach i dostępie do odpowiednich aparatów, można było się dodzwonić na zewnątrz. Nie, nie było to takie proste jak się wydaje. Po pierwsze musiało się udać "wbić" na wolne łącze, co nie zawsze było łatwe. Inne połączenie aktywne blokowało linię i "wyrzucało" sygnał zajętości, więc na tarczy trzeba było kręcić od nowa. 
Czasem te kręcenia to powodowały zawrót głowy, bo ciągle się kręciło, kręciło, kręciło..., a efektem był sygnał zajętości.
Centrale nie wypuszczały na zewnątrz rozmów, bo były blokady, ale były pewne knify, dzięki którym można się było połączyć ze światem zewnętrznym. Otóż potrzebna jest mała dygresja. Wtedy było w kraju kilka osobnych sieci telefonicznych. W skali ogólnokrajowej działały sieci: wojskowa, milicyjna, rządowa, kolejowa, cywilna dla ludzi prywatnych i być może jeszcze jakaś inna. Te sieci miały styki w centralach miastowych, tzn. tam się łączyły i centrale udostępniały połączenia z tych sieci do innych sieci. Wyglądało to mniej więcej tak. Z jednostki wojskowej w Zabrzu, do której mnie przeniesiono, by mieć "wyjście" na miasto musiałem wpierw połączyć się z sieci wojskowej do sieci milicyjnej. Już nie pamiętam, ale wykręcałem jakiś tam nr i łączyło mnie z siecią milicyjną w Katowicach. Tu zgłaszała się centrala milicji Katowice. Ale nie dało się z tego połączenia wyjść na miasto (poprzez zero), to też trzeba było wybrać nr milicji w Częstochowie. Zgłaszała się centrala milicji w Częstochowie (automat mówił) i z tej centrali w Czę-wie łączyło się ponownie do Katowic odpowiednim nr-em. Tym razem "wchodziło" się na inne wybieraki w centrali, zgłaszała się centrala milicji Katowice, a tu poprzez "0" dało się wyjść na "miasto". Oczywiście możecie sobie wyobrazić, że przez taką okrężną drogę słyszalność była jak z za oceanu i często trzeba było krzyczeć do telefonu, by móc się w ogóle dogadać. Jednak krzyczenie do słuchawki w tamtych czasach to był standard, pokazywany w starych filmach, więc generalnie wszystko było ok. 
   W Polskę dało się również dzwonić poprzez sieć kolejową. Należało się z centrali wojskowej, odpowiednim nr-em połączyć z siecią kolejową i wybrać nr dostępowy. Sam oczywiście obczajałem takie możliwości. Pamiętajmy, że na ścianie zachodniej kiedyś w nawet małych miejscowościach była kolej w sensie albo DR, który miał telefon, albo punkt handlowy był z telefonem. Tam można było przekazać info dla rodziny i dalej pocztą pantoflową to było przekazywane. Niestety to było jednostronne, nie dało się tego zrobić z drugiej strony do jednostki wojskowej. 
   Zdjęcie powyżej. 
   Narka.

czwartek, 2 grudnia 2021

Czwartek #1848

  Oj, dawno nie było na czerwono. Nie bym był tak najebany, bym musiał tek kolor użyć, ale chcę pewne przemyślenia ująć i faktycznie spożyłem żołądek gorzki klasyk, to się uzewnętrznię. 
  Wiem, większość z nas pedałów nie będzie mięć dzieci, no bo jakby. Ale my mamy, takię dziecię przybranę - 979 i tak je traktujemy. 
  Nie o tym miało być. Rozmawia ze mną 811, że jest problem z dzieckiem od 800. Ma 19 lat, nie chce się wyprowadzić z domu, jest w zasadzie dla rodziców nie spełnieniem marzeniem.
  I tu, qrwa, pojawia się problem. Co to qrwa jest, że dziecko nie spełnia naszych oczekiwań?! Ono musi być lekarzem, bo my tak chcemy? Ono musi być być inżynierem w wąskiej specjalizacji, bo my tak chcemy? No, qrwa, - nie. I dzwoni do mnie 811, co zrobić z synem od 800, który nie spełnił oczekiwań rodziców, mieszka w domu, obciąża ich kosztami i nie chce sie wyprowadzić mimo iż pracuje i zarabia 3k. Wypierdolić go z domu, czy nadal tam trzymać i utrzymywać status qvo. 
   No i co mam na to powiedzieć, skoro sam mam problemy z 979, który cały czas funkcjonuje na środkach wspomagających dobre funkcjonowanie. Mało tego 979 jest po 30-ce, a dziecko od 800 ma 19 lat. I mnie sie pytają co bym zrobił? Nie wiem. Nie jestem w tej sytuacji, nie wiem jakie są relacje, nie wiem, jak to w ogóle funkcjonuje, relacje rodzic - dziecko. Pisałem Wam to, że z 979 mamy dobre relacje, aczkolwiek ostatnio nie poruszam tematu jego funkcjonowania na środkach wspomagających dobre samopoczucie. Nie jestem na miejscu na st. mac., nie wiem co się tam dzieje w tygodniu, to trudno mi przyjeżdżać raz w tyg. i prawić morały. On by to odrzucił w prostej linii- bo Cb. tu, qrwa, nie ma w tygodniu. No i co miałbym na to odp.?
    Wydaje mi się, że jako rodzice, wiem qrwa, dziwnie to brzmi, chcemy od dzieci za dużo. A niech qrwa chcą być takie jakie chcą. Da się? 
    No właśnie,.,, czy się da. 811 się pyta co bym zrobił? Nie wiem. Na pewno bym go ot tak nie wypierdolił z domu, bo przecież ktoś się nami musi zajmować jak się zestarzejemy w pierwszej linii. Kto się nami zajmie, jak przestaniemy chodzić, mózg nam chuj strzeli itp.? W pierwszej linii dzieci, które, jeżeli jeżeśmy przystosowali, umieszczą nas gdzieś tam, ale to one muszą zrobić. Sami tego nie zrobimy jak nas podupiło, vide 824. 
   Temat jest trudny i nie wiadomo jak go rozwiązać, mimo iż cywilizacja już tyle trwa. ( na marginesie napsizę, że piszę to i jednocześnie czytam ileś razy i robię korektę, bo wiem, że umowa, to umowa, i tego co na czerwono się nie poprawia po wytrzeźwieniu, dlatego co sie da poprawiam już tera, bo rano tego nie zrobię, bo nie wolno, nie można itp.)
   O qrwa - mogę napisać co chcę? No zajebisty byłby seks z tym z Columbii, którego zdj; dałem tam kiedyś. Ja pierdolę, ale bym popłynął.... (jest to zdjecie na dole)
   No qrwa, zgubiliście kiedyś kieliszek? Właśnie go szukam, bo nie mam do czego nalać żoładka gorzekiego klasyka. Właśnie dlatego nie chcę prawnej opieki nad 824, by mieć w tych nielicznych chwilach wolne dla się. No qrwa - zgubiłem kielona. Ja prd. pozostanie z gwinta.
   Wracając do syna od 800. Znam go, tzn. widziałem, ale nie mam z nim większego kontaktu. Jak w takim razie podjąć decyzję, czy sugestie co zrobić? Wydaje mi się, że dzieci od 811 będą miały trudny byt, a może mi się tylko zdaje....
   Czy miałem od rodziców ta czułość [(qrwa wchodzę w jakieś osobiste doświadczenia) i nie wiem czy to opublikuję z powodu tych wpisów], nie, nie miałem. Czy mi tego dziś, kiedy jestem stary brakuje - tak. Może dlatego wylewałem tyle uczucia na innych, w tym głaskaniu, w tym dotykaniu, w tych relacjach. No co się qrwa liczy? Miłość. Dotyk, bliskość, bliskie relacje. Hmm, mimo tego, że nie pamiętam, bym takie miał, takie przelewałem na innych, chyba dlatego, że ich nie było, a chciałbym mieć. I teraz czy to jest naturalne? Nie wiem qrwa. 
   A też nie wiecie... ile takich notek na czerwono utkwiło i nie zostało wypuszczonych na tory główne zasadnicze, tylko nadal tkwi na torach bocznych.
 Dobra, mięśniak powyżej jest, którego wpierw bym wypiedoli, następnie czule przytulił, więc mogę konczyć. 
   Publikuję to, bo.... na czerwono, to i tak nie mogę ocenzurować, zrobić korekty po wpisie. 
   Narka.

środa, 1 grudnia 2021

Środa #1847

    Najwyraźniej organizm miał jeszcze naprodukowanych białych krwinek, bo, tym razem, jakoś szybko dochodzę do siebie. Po poprzednim razie już nauczyłyśmy się, że w tym stanie chodzimy po dużych sklepach. Dziś ofiarą padł leroy. Spędziliśmy tam z 824 2h. W zasadzie byłem po wkładkę bębenkową, ale w tak dużym sklepie utopić się oglądając rzeczy nie jest trudno, tym bardziej z zanikami pamięci u 824, który po dosłownie kilku minutach nie pamięta w której alejce był, to nie jest problem. Przetrzymałem go tam do pory obiadowej, po czym pojechaliśmy do mieszkania. 
   Chętnie bym się po obiedzie położył. Było by to najlepsze rozwiązanie dla szybszego ozdrowienia, ale po kiedyś tam wymknięciu się 824, w zasadzie mógłbym dopiero po 16:00, a to zaś trochę późno. Kładę się więc wcześniej, tzn. ok. 22:00. 
   Przy okazji. Nasze mózgi działają jakoś ciekawie. Przeważnie budzę się tu, jak zaczyna urzędować 824, tj. ok. 06:50 - 07:00. Rzadko zdarza się przeciągnąć dłużej. Wczoraj mózg mnie wybudził, bowiem słyszał jak 824 szybko idzie do łazienki. Była 08:21. Zastanawiałem się, jak to jest? Faktycznie nastawiony jest na nasłuch kiedy 824 lezie do łazienki? Drzwi do pokoju mam zamknięte, więc odgłosy z zewnątrz są wytłumione. Nigdy tu budzika nie nastawiam, a mimo tego mózg zawsze słyszy kiedy 824 lezie do łazienki, choć w nocy też chodzi, to czasem się wybudzi. Wiem, pewnie pomyślicie, że on głośno łazi, podłoga hałasuje, skrzypi itd. Nic z tych rzeczy. Jest cicha, a 824 ma gumowe klapki, a w nocy czasem lezie na bosaka. Jestem tu 10 m-cy i może raz, no góra dwa zdarzyło mi sie, od wejścia do łazienki 824, wstać ok. 5-10 min później. Jak mózg to robi, że wyczuje kiedy on lezie 6 dni w tyg. do łazienki, to nie wiem. 

 Miało być coś o filmach, to "Nasz skrawek nieba". Francuska produkcja. Francuskie filmy branżowe mają długą tradycję, przez to nie jest u niech trudnością pokazywanie problemów i seksu w różnych odmianach. To rzadkie zwłaszcza w produkcjach z krajów, gdzie dopiero zaczyna się tą tematykę, np. w filmach byłego bloku wschodniego. No może po za Czechami, którzy wybili się w produkcji pornioli. 
   Tematyka filmu, jak na francuskie produkcje znana. Osoby, które zarabiają seksem, przy czym jedna z nich eliminuje starych branżowców w zasadzie jeszcze przed seksem. Nie dowiadujemy się czemu właściwie to robi i jakie są motywy. Trudno z tych lakonicznych zdań wypowiadanych do starszych krótko przed śmiercią coś wywnioskować. W tym czasie przypadkowo spotyka młodego chłopaka, w którym zakochuje się z wzajemnością. To nie przeszkadza w uprawianiu dalej procederu za cichą aprobatą młodego, który w imię kasy godzi się na zachowania starszego kochanka. 
   Film pokazuje też starzenie się branżowców, tak szybkie, o którym część sobie nawet nie zdaje sprawy. To zjeżdżanie na tor boczny, z którego nie ma już powrotu, jest zręcznie ujęte w scenariuszu. Jednocześnie pokazana jest chęć obcowania z młodymi ciałami, które ciągle cieszą się wzięciem. Z drugiej strony naiwność, czy łatwowierność starszych klientów. 
   Jak to w życiu bywa, radosne życie kiedyś się kończy, przez przypadek, czy głupią wpadkę i im też się tak skończyło.
   Bardzo dobrze zrealizowany film, trudno coś zarzucić odnośnie gry aktorskiej, sfilmowania, czy montażu. Nawet kamera była bardziej stabilna niż w innych produkcjach, w których za niedługo kamerzyści zaczną chyba tańczyć z kamerą przy aktorach. Wiem, taka moda jest teraz. Scenariusz nie powala, za to ratują go wcześniejsze atuty.
  Zdjęcia.
 Nie pamiętam (w końcu to był 2003 r.), czy to było krótko przed tym miejscem, do którego dojechaliśmy i dalej się nie dało jechać.
  W jednym miejscu utknęliśmy, dalej nie dało się podjechać ze względu na wysoką trawę i poślizg kół. To był odcinek, gdzie jechał sam SN61, bez wagonu, bo tym samym torem wracaliśmy, a nie było gdzie zrobić oblotu. 
   Narka.