wtorek, 14 grudnia 2021

Wtorek #1853

    W tych krótkometrażówkach, które polecam (Męskie szorty) jest film "Otwór". Scena zaczyna się od pokazania na łóżku inwalidy z krzywymi nóżkami i rączkami, który bardzo trudno się ubiera. Pierwszy odruch mózgu był, by to wyłączyć/przewinąć na następny film. Gdyby to był pojedynczy film pewnie bym tak zrobił, ale druga część mózgu od razu skontrowała tą, co chciała wyłączyć, że przecież w tych blokach są dobre filmy i może jednak przetrwać ten niezręczny obraz i dać szanse obejrzenia czyjejś twórczości. Może też tak mózg zareagował, bowiem zajmuję się 824 i trochę mam już dość tego stanu. Film trwa 14 min., ale nie będę opisywał co dalej się dzieje. Na końcu nie żałowałem obejrzenia. 
   Oglądam te filmy na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet je przewyższających, bo kończy mi się subkskrypcja 19-go, choć faktycznie to 18-go, bo przecież zjazd do wioski, a tam nie obejrzę już nic. Recenzje z niektórych są, głównie tych początkowych, ponieważ później oglądałem praktycznie jeden za drugim, to brakło czasu na pisanie recenzji. Być może do tego wrócę, bo przecież na koncie mogę podejrzeć co oglądałem. 
   Kot na st. mac. nadal jest i tak chyba pozostanie do przyszłego roku. W sumie mi to nie przeszkadza, a jemu chyba jest dobrze, bo przez jeden dzień w tygodniu ktoś z nim jest. Sąsiedzi też się cieszą, bo ich nie nagłaśniam w sobotę. 

   Tyle razy zabierałem się do napisania tego, to może tera sie uda. Dodatkowo zima jest tym okresem, w którym każdy mniej więcej zrozumie co opisuję. Otóż dawno, dawno, dawno temu, w latach 80-ych występowały jak na filmie "Alternatywy 4" dwudzieste stopnie zasilania. Objawiało się to losowym, przynajmniej z mojego pkt. widzenia, wyłączaniem prądu w miastach. Dotykało to również komunikacji miejskiej tramwai, ale szczerze czy pociągi też wyłączano - nie wiem. Wyłączenia przeważnie następowały wieczorem w zimie, kiedy, ze względu na pobyt aktywny ludzi w mieszkaniach, był największy pobór prądu. Wiecie już, iż jestem ciepłolubny to też jak wysłuchiwałem na zajezdni lub na pętlach opowieści motorowych, jak marzli na odcinkach gdzie był wyłączony prąd, to zastanawiałem się co zrobić, by zmniejszyć zagrożenie zamarznięcia w tramwaju, kiedy na zewnątrz jest np. -7C, a cała dzielnia pozbawiona prądu. Otóż, bo my taki pomysłowy Dobromir, wymyśliłem i wprowadziłem NW (normę własną), że..., no właśnie, tu potrzebna jest mała dygresja. 
   Otóż sieć trakcyjna tramwajowa jest zasilana z podstacji. Jest to tak zorganizowane, że trzy kolejne odcinki między przerywaczami na sieci trakcyjnej to jedna sekcja zasilania. Odpowiada to średnio odległości ok. 3 do 5 km. Czyli w takich odległościach była zmiana podstacji zasilającej sieć trakcyjną. W tamtych czasach wszystkie tramwaje były złożone z podwójnych 105-tek, a nawet jeździły podwójne 102-ki. 
(zdj. wziąłem z archiwum bloga, to podwójna 105-ka) 
W związku z tym drugi wóz posiadał sprawny pantograf jak na zdj. powyżej. Otóż NW dotyczyła przyjazdu pod przerywaczami rozdzielającymi podstacje trakcyjne z prędkością do 10 km/h. To oczywiście dziwiło pasażerów, bo tramwaj, dla nich, zwalniał w zupełnie dziwnym miejscu do takiej prędkości, po czym się rozpędzał ponownie (jak był prąd oczywiście) i nie kumali o co biega. Dwa razy NW uratowała mnie przed zamarznięciem w wozie. Opiszę jeden z przypadków, bo mi to utkwiło w gowie. Jechałem linią 6 i w Bytomiu na oś Arki Bożka jest przerywacz rozdzielający zasilanie. Jadąc od Ch-wa dokładnie od zaj. tramwajowej w Łagiewnikach nie mijałem już wozów, a przynajmniej dwa powinienem minąć. Już mi coś świtało, że może wyłączyli prąd. Nadmienię jeszcze, że w tamtych czasach nie było jeszcze radiotelefonów na wozach więc nie było info, że gdzieś się stoi z jakiegoś tam powodu. Dziś można by sparafrazować o. Natanka, jeśli nie mijasz wozów z przeciwka, to wiedz...., że coś się dzieje....
   Przy owym przerywaczu, między przystankami zwolniłem nawet mniej jak 10 km/h i tak przechodziłem pod przerywaczem wsłuchując się z przetwornicę czy ruszy. Patyk przeszedł, nastąpiło wyłączenie przetwornicy pod przerywaczem, ale nie ruszyła. Od razu umiejscowiłem wóz ucieszony z własnego pomysłu. Nastała cisza, pasażerowie też się trochę uciszyli, bo słyszeli, że przetwornice się wyłaczyły część świetlówek wygasłą, zostały te zasilane awaryjnie z akumulatorów. Opuściłem pierwszy pantograf, przywiązałem go do uchwytu, przełącznikiem wyłączyłem przetwornice, stacyjkę i otwarłem pierwszą połówkę drzwi, i przez krzaki, nie wiem czy tam do dziś rosną, ale kiedyś sadziło się wzdłuż torowisk krzaki, by ludzie nie łazili, poszedłem do drugiego wozu. W drodze brnąc w śniegu popatrzałem na sieć i ile drugi wóz stoi przed przerywaczem. Tam dostałem się do kabiny, odwiązałem sznur z pantografu i luzowałem go na sieć. Pasażerowie w drugim wozie od razu się pytali czy pojedziemy dalej, to im powiedziałem, że nie, cofnę tylko składem w miejsce, gdzie jest mniej krzaków by wysiedli. Część zaczęła już wysiadać, zaraz za mną, ale następnym przekazałem, by poczekali, bo cofnę i ich wypuszczę. Poszedłem do pierwszego wozu, włączyłem przetwornicę, ach ten miły głos pracujących przetwornic w tym momencie, stacyjkę, nawrotnik do tyłu i cofnąłem składem do miejsca, gdzie krzaków było mniej i mogli wyłazić swobodniej. Oczywiście znaleźli się tacy co mówili - no przecież ma Pan prąd (przetwornice chodziły, światło się świeciło, ogrzewanie, no full wypas, więc czemu nie jedziemy. W końcu jakoś im wytłumaczyłem, że dalej nie ma prądu i tam nie wjeżdżam. 
- to kiedy pojedziemy
- to do energetyki pytanie, nie do mnie, ale jak przyjedzie jakiś wóz z dołu (za następnym przystankiem torowisko na łuku w prawo schodzi w dół).
  Jak już w znacznej części powyłazili, zamknąłem drzwi i grzałem się chyba przez 2,5h. Niektórzy zostali w środku, ale w miarę upływu czasu było:
- Panie, wypuść mnie Pan, bo nie będę tu tyle siedział. 
  No i tak co jakiś czas otwierałem drzwi i zamykałem. Z drugiej strony też przyłazili, by otworzyć drzwi, bo mają czas, to posiedzą, a nie będą marzli na zewnątrz. Lepiej mają w wozach z tyłu, bo wywalają wszystkich i zawsze się mówiło idźcie do pierwszego wozu. Tamci (motorowi) mogli se przynajmniej pogadać, a ja byłem uwięziony u się, ale przynajmniej miałem ciepło. 
  Dwa razy sie uratowałem w ten sposób. Inne przypadki, to stawałem w kolejce z tyłu, za wozami, które czekały już w kolejce. Współczułem tym, którzy brali w biegu te przerywacze, a tu nagle zonk i... 
  Zdj. powyżej, to narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz