sobota, 31 sierpnia 2019

Sobota #1585

  Remont - dzień 6-ty. Oj mięśniak ma ode mnie spokój, ze względu na dużo pracy jaką muszę włożyć w ów remont. Tylko sporadycznie jakoś go tam dotknę, jakoś obłapię. O ile na początku reagował trochę wstrzemięźliwie, to teraz bierze to już na spokojnie. Tzn. dotykam go, czasami nawet przeciągle i nic. To dobry prognostyk na przyszłość, jeżeli taka względem niego będzie. Natomiast nawet dobrze się z nim współpracuje. Słucha i raczej wykonuje to co mówię, jak źle powiem, to on źle zrobi. Czyli jest dobrze. Nie ma własnej interpretacji. Nie to co 826 - totalna destrukcja. Jemu się mówi jak ma coś zrobić, co przy remoncie już kilka razy miało miejsce, a i tak jest źle zrobione. To jest dopiero masakra. I jeszcze proponował swoją pomoc przy remoncie. Nie, niech spierdala z pomocą jak najdalej od st. mac.
   172 też ma swoje destrukcyjne pomysły i trza go kontrolować, bo to człowiek demolka. Rozumiem, ze na budowach są tacy ludzie potrzebni, ale niekoniecznie na st. mac., bo tu nie wszystko idzie do demolki, a w zasadzie to mało, a jeżeli już to część na odzysk, jak cegły np. z burzonego muru.
   Jestem wyjebany w kosmos. Nie wiem jak strzymam następne dni, ale będzie ciężko. Na szczęście jest już z góry. Jeszcze jutro jeszcze odzysk okna, tzn. to samo będzie zamontowane w nowej ściance, kiedyś tam, dlatego jutro trza je bydzie ze starej zdemontować i odstawić na bok, a na tym boku oczyścić, pomalować, uszczelnić i już mam dość, a jeszcze się za to nie zabrałem. Nie mówiąc już o tym, że sam stawiam, drugą już w życiu ściankę. W sumie to nawet trzecią, po poprzednią stawiałem 2x, ale to tak częściowo z mojej winy. Tamta z pustaków, więc łatwiej, ta z cegieł i to różnych rozmiarów, wiync trudniej. Ale za to jest postawiona rewelacyjnie. Jednodniową ściankę, bo dziś 1/5 tego co postawiłem wczoraj należało zburzyć, trudno było odspoić od siebie, tzn. część cegieł, bo końcówkę ścianki, jakieś 5 warstw musiałem rozebrać.To nie to, co po poprzednich budowlańcach, ścianki po 30 latach rozwala się jak masło. Tu nawet dobrze cement nie był związany, a już był problem z rozłożeniem warstw. Ja to potrafię. Czasem trza trochę wpaść w samozachwyt. Lepiej się robi.
  Ta teraz dostawiona, położone kolejne warstwy, to będzie mocno trzymać. Ale o to chodzi, by to było już na lata. Nie chcę w tą ścianę wsadzać łap nawet za 20 lat.
   Miała być dziś po robocie flacha ze 172. On zaproponował,  ale w końcu sam odpadł, bo załapał się na imprezkę gdzieś indziej. Niby w nocy ma wbić spać. Przy takim stopniu zmęczenia to było by słanianie się, ale jakieś wspomnienia by były.
  No ok. Tyle, bowiem padam na ryj, a jutro kolejny cały dzień roboty, bo w pn. jakaś zima ma nadejść, to tam muszę z tą ścianką się sprężyć i postawić ją w miarę możliwości już pod zamknięcie. Będzie łatwiej, bo już ruchy kielnią w miarę opanowałem i sprawnie to idzie.
  No to do następnego. Zdj. nie będzie, bo już prawie północ, wiync narka.

czwartek, 29 sierpnia 2019

Czwartek #1584

  Czwarty dzień remontu. Jestem wyjebany na maxa. Nogi mi do dupy wchodzą. Nawet mięśniak nie rekompensuje sobą tego co się ze mną dzieje. Murowanie ściany, podejmowanie decyzji z samym sobą, proces decyzyjny, bo przecież to robię dla siebie, a mało tego nie jestem budowlańcem, który dziennie stawia ściany. Pierwsza i druga warstwa szła wolno, zbyt wolno. Następne już sprawniej, nabierałem wprawy, trzymany był poziom i pion, pełna profeska.
  Gorzej, bo ścianka ma kończyć się zakończeniem muru pod kątem 45 stopni. To dopiero będzie wyzwanie, bo co tam postawić ściankę w pionie. Ścianka pod kątem 45 stopni, to dopiero jest jazda. Jazda w zasadzie będzie jutro.
   Oczywiście cała grupa B, na której jest remont, jest w pyle budowlanym, który przenosi się na tory łącznikowe między innymi grupami. Dziś już nie miałem siły wycierać podłogi na odcinkach łączących, dość, że 979 pozamiatał te odcinki i jest w miarę czysto. Jutro wycieranie mnie nie ominie i to rano.
  Wieczorem, oczywiście, stacja pełna. 826, 172, 979 z niby laską, a wcześniej 230, 895, 832 czyli jakby standard. I w tym wzmożonym ruchu, bo wszystkie drużyny trakcyjne ciekawe remontu, ja muszę nad tym ruchem i remontem panować. Jest to na skraju wytrzymałości.
   Dziś do zaprawy zapomniałem dodać wapna, na szczęście to ścianka, która będzie przykryta styropianem, wiync jakoś ujdzie. Na wylewkę na balkonie już będzie musiało być użyte wapno. Oczywiście pomocnik-mięśniak pomylił raz zaprawę, którą robił i dał za dużo cementu. No trudno, będzie mur, który będzie trudno rozwalić.
   Najgorszy jest proces decyzyjny. To na mnie spoczywają decyzje dot. projektu, wykonawstwa, realizacji, nadzoru. Cokolwiek będzie nie tak, to wiadomo do kogo uderzyć. Sam se wpierdole, za spartolenie roboty.
   Co do mięśniaka-pomocnika, to nie był w żadnym poprawczaku, ani ośrodku odosobnienia. Dziary, które ma, to pozostałości z młodości w wiosce 972. Co się dziwić, tam takie imprezki lecą, że aż strach. Właśnie w czasie takich imprezek, jak mówił, "dorobił" się tych dziar które ma. Chce je niby poprawić, ale podpowiedziałem mu, by ich nie ruszał. Po co jeszcze bardziej ma się dziarać, a, jak widzę, nie stać go na profesjonalne studio tatuażu.
   Ok. Bo dzień się kończy, a akurat jest chwila spokoju względnego na stacji, to spłodziłem notkę.
   Ja myślę, że remonty, to może jeszcze w przyszłym roku jakieś sam zrobię, a później to już chyba se daruję. Wrobię w to 979 jako inwestycje dla siebie, bo nie wiem czy jeszcze jakieś będę w stanie sam wykonać. Jestem po prostu za stary na takie rzeczy, nadto bez doświadczenia w budowlance. Do obecnego remontu muszę się uczyć na bieżąco co i jak robić, by to wykonać jednorazowo na jakiś czas. Gorące dni się w przyszłym tyg. mogą skończyć, a tu trochę jesteśmy w lesie. Jak zwykle wykończeniówka będzie trwała najdłużej, bo czas rozbiórki to już za nami.
  Dobra, trza kończyć, bo na stację wszedł 172, który ostatnimi dniami na nocki zostawia skład na grupie A.
   Dziś nie będzie zdjęcia kolejowego, bo już jest 172, a i tak dziwne jest, dla niego, że ciągle walę po klawie, że przyszedł zobaczyć, co dzieje na monitorze. To by go bardziej nie drażnić kończę i narka.

środa, 28 sierpnia 2019

Środa #1583

  Zaczął się remont. Powinno być: UWAGA, UWAGA - zaczął się remont na stacji. Grupy B, C, D wyłączone z użytku. Dostępna tylko grupa A pełniąca na czas remontu, funkcję grupy przyjazdowo-odjazdowej dla składów podlegających przeróbce na stacji.
   Jest trzeci dzień remontu, a już jestem wyjebany. Na szczęście remont wśród mięśniaków, to lepiej idzie, jest na kim oko zawiesić i jakoś tak milej wśród mięśni, a i sam nabieram przy nich wiyncyj energii. Wczoraj remont tak w połowie ze 172 nim się ogarnął po nocnych imprezkach i doszedł do siebie. Dziś już przy pomocy jego kolegi mięśniaka, 22 latka, chyba był gdzieś też w poprawczaku, ale jak przyjdzie jutro to się spytam. Jak machał 10 kilowym młotem, to jak profesjonalista. Widać mięśniak-złomiarz, to ma doświadczenie, jak takim młotem napierdalać. Do bardziej delikatnych robót potrzebował wskazówek, które udzielałem, pamiętając by nie za dużo, by jego mózg to przyjął i zdążył przetrawić, ale jak widziałem w toku działań, przetrawił. Po raz kolejny okazało się, że wieloletnie doświadczenie jak podchodzić do mięśniaków wioskowych się sprawdza.
  Co do mięśniaka, to ręce fajne, bicepsy barki, przedramienia. Klata, taka sobie, nie powala. Znaczy się wiyncyj napierdalał rękami, jak siłowo na klatę. Nogi fajne, bez przerostów, takie średnie, szczupłe. On w ogóle w karnacji mulata, z małym, czy b. małym zarostem.
   Na początku, mimo wysokiej temp. i pracy na słońcu twardo był w koszulce. Nawet za pierwszym razem na 10:00 przylazł w długich spodniach, ale napisałem mu sms-a, by na 11:00 przylazł już w krótkich bo się zagotuje. Przylazł w krótkich.
   Po godzinie pracy, kiedy z niego się już lało, zaproponowałem, kiedy ja od początku byłem w klacie, by się z koszulki rozebrał. Informację trawił ok. 20 min, po czym jednak ją ściągnął. Jak pisałem klata średnia, plecy również. To nie to co plecy od 973, czy 172 lub 222, ale w tłoku nawet zwrócą uwagę.

   Jakby ktoś chciał pisać, mówić w mediach, iż nie pamięta kiedy takie upały były wcześniej, to podpowiem - ja pamiętam. W 93 bodajrze, bo bym musiał na zdjęciach sprawdzić, jak byłem na Mazurach, to do 4 września włącznie była taka fala upałów jak w tym roku. Wtedy byłem w szoku, ale spływaliśmy właśnie 4-go na brzeg łajbą od od 5-go przyszedł jakiś inny front i pogoda się zmieniła w nagle chłodną, ale wtedy zjeżdżaliśmy już poc. na Górny Śląsk.

  I jeszcze krótka refleksja nt. głupoty. Kiedy w mediach, albo kiedy w ogóle, zaczną nazywać sprawy po imieniu? Kiedy skończy się wreszcie to hołubienie głupoty?
  Zakopane. Nosz qrwa, są telefony wypasione z pogodą, ze zdj. satelitarnymi i co te bezmózgi robią tymi telefonami - zdjęcia, miast spr. pogodę. Nikt w reportażach, w rozmowach z poszkodowanymi nie zdał im pytania, a przynajmniej ja nie słyszałem, czemu nie sprawdzili pogody? W następnym dniu kiedy były mięśniaki na stacji pokazałem im zdjęcia sat. 24h do tyłu  te i jak byk było widać, że od Słowacji idzie front deszczowy, a w górach zawsze to może być burzowy. Na co te głupole liczyły, jeżeli nawet obejrzały zdjęcia sat.?
  To co opisywałem tu.  Jeden z poszkodowanych, wchodził na Giewont w zwykłych adidaskach. Nosz qrwa.... Oczywiście redaktor-traktor nie spytał się go, co szanowna głupota robiła na Giewoncie w adidaskach? Adidaski mu przepalił piorun powodując również oparzenie stopy.
  To podobnie jak z katastrofą kolejową pod Eschede. Dlaczego nikt tego gościa (Jorg jakiś tam), obok którego wyszła w przedziale obręcz z koła przy prędkości 200 km/h, nie zapytał, czemu nie zaciągnął hamulca bezpieczeństwa? Czemu, w końcu ten gość nie siedzi, za nieumyślne spowodowanie śmierci tylu osób...  Jak długo będzie się chronić głupotę, a nie rozliczać ją za swoją głupotę. Film o katastrofie tu., w którym przez 40 min. nikt nie zadał tego fundamentalnego pytania oraz od czego w poc. jest hamulec bezpieczeństwa? Ale za to znalazło się miejsce, na opisanie jakiejś babci siedzącej w tym czasie na tarasie domu z kawką i ciasteczkiem. A co to qrwa wnosi dla wyjaśnienia przyczyn wypadku?
   Oczywiście by nie było, to w wiosce głupota ma się również b. dobrze. Był przedwczoraj 226 i mówi, że od 4 dni ma rozwolnienie, boli go brzuch, ale w 3-im dniu, czyli na dzień przed, w którym był u mnie, do tego rozstrojonego żołądka wciepł hamburgera. No brawo! Coś jeszcze można dodać?
  Nie byłbym sobą gdybym nie strzelił mini wykładu o żołądku jako reaktorze chemicznym trawiącym żarcie, jako potrawy kwasowe, zasadowe, alkohole, a to wszystko rozkłada chemicznie i by na taki "zdefektowany" żołądek wciepować lekko strawne żarcie, ale czy 226 będzie to jeszcze za 5 lat pamiętał.
No i zdj. kolejowe:
  z kopalni Pokój w Rudzie Śl. Jeszcze stojące Tm-ki, czyli tarcze manewrowe wypuszczające na stację RCL, a z prawej strony tor ze stacji Ruda Wschodnia.
  To tyle, narka.

niedziela, 25 sierpnia 2019

NIedziela #1582

  Hmm, no byłem u 811, ale czy to jest ważniejsze, czy życie i wygląd wioskowych mięśniaków?
  W każdym razie u 811 jak po staremu. Tzn. związek tak się toczy. Od jednej kłótni, do drugiej. Obecnie znowu jest spina o wyjazd do spa 811 na 3,5 dnia. 811 zdesperowana, po wysłuchaniu jej się nie dziwię, nie słuchałem drugiej strony, stawia na ostrzu noża decyzję czy wyjechać, czy nie, a jeżeli nie, to bajo-bongo i żegnaj, w sensie ten jej obecny szac. 811 twierdzi, że i tak przez 5 dni w tyg. jest sama, bowiem jej szac jeździ po EU i wraca na weekend. Po za tym go nie ma, to jak go puści "z torbami" to wiele się u niej nie zmieni. No tak, bowiem jak u niej jestem i jest on, to za chwile znika, bo to na scuoscha, to na coś innego i za chwile go w domu nie ma. Ona z dwójką dzieci i tak jest sama. W tle pozostaje oczywiście seks. No co w tygodniu kiedy go nie ma? Abstynencja, a co na weekend? Jak jest ok, to jest dobrze, znaczy się numerek lub dwa, a jak nie jest dobrze, to dalsza abstynencja. Czyli niewesoło. Co w tym czasie robi szac, czy jakieś tirówki, tego nie wiadomo.
  824 po operacji oka, tego drugiego widzi lepiej. Przynajmniej tu jest postęp. On, nie wiedzieć czemu, zakłada swoje stare okulary i ciągle stęka, że w nich źle widzi. No jakby miało być inaczej...
  Ach, może mnie tak za parę lat nie podupi. Staram mu się wytłumaczyć stan po, ale nie wiem czy to dociera.
  172 pojechał do swojej niby laski do Grudziądza. W nocy byłem go zawieźć na poc. przez Poznań i w nim przesiadka na Laskowice Pom., następnie na Grudziądz. Na msc. okazało się, bo 172 jeszcze nie wrócił, właśnie transportuje się poc., że nie jest wpisany na listę i go nie wpuszczą. Znaczy się ona go nie wpisała, za to, jak się okazało, jest wpisany na tej liście jej były jako konkubent i ponoć już u niej był. Oczywiście trudno się dziwić rozgoryczeniu 172 po takim czymś. Wieści z pierwszej ręki będą jutro.
  Czasem się dziwię, co te mięśniaki sobie myślą? Przecież ona, podobnie jak ta od 973, od razu lecą na dwa fronty, o czym mięśniaki wiedzą, ale jakby zauroczone dziurą, na to nie zważają. Następnie myślą, że są jedynymi właścicielami owej dziury i tyle. Ich myślenie na tym się kończy. Zaczyna się, jak informacja o niebyciu jedynym powraca jak bumerang. Po czym, jak ona znowu stwierdzi:
- wiesz misiu, jesteś tym jedynym...
  to oni w to od razu wierzą i wracają, oddają się jej ponownie. No zajebiście.
 
   Fala ciepła nadeszła, z której b. się cieszę. W ciągu ostatnich dni naciąga do 30C, to skrajne przypadki, ale tak 27 to już od 4 dni jest ciągle.
   Jutro mam zacząć remont, się okaże. Dziś skorzystałem z handlowej niedzieli i wybrałem się na zakupy elementów budowlanych. Ceny mnie trochę zdziwiły, ale co się z drugiej strony dziwić, skoro wszyscy chcą więcej zarabiać, to na czymś to się musi odbić.
   I tradycyjnie zdj. kolejowe. ET41-188 krótko po remoncie kiedyś tam...
  Tradycyjnie nie wiem, czy on w ogóle jeszcze jeździ po sieci.
  Jak zwykle to miało iść wcześniej, ale wyszło jak zawsze, to jeszcze w nd. wysyłam ze stacji na sieć. Narka.

środa, 21 sierpnia 2019

Środa #1581

  Przypomniało mi się odnośnie pobytu w parku śląskim. Mijaliśmy, a właściwie dogoniliśmy z 844 takich dwu mięśniaków, jak przystało na mięśniaków byli w klatach. Jeden z wózkiem z larwą, drugi na rowerze z... wężem. Co te mięśniaki se myślą biorąc na wyjazd do parku, na rowerze węża na szyi? Jak bardzo trza być tępym, by na rower do parku zabrać z sobą węża, który, nie wiedząc co ma zrobić, przesuwa się po właścicielu to po jego szyi, to po jego ręce, zsuwając się na kierownicę roweru, która ma wibracje od podłoża, po którym ów rower sunie.
  Pisałem to wielokrotnie. 80% ludzi nie powinno mieć w ogóle zwierząt w domach. Są nienormalni, głupi, nie nadają się do ich utrzymywania, nie mają odpowiedniej wiedzy, by je trzymać, najnormalniej w świecie nie działa u nich związek przyczynowo-skutkowy. W zasadzie, tak bez ogródek są idiotami.
  Jak można brać węża na wycieczkę do parku wśród ludzi, na rowerze, kładąc go na szyję, czy rękę? Przecież w naturze, wystarczy popatrzeć na filmy przyrodnicze, jak zachowują się węże, a następnie wyobrazić co mu się robi na rower. Przecież on nie "ogarnia" otoczenia, które go mija, które on mija, jadąc na rowerze na szyi właściciela. Mniejsza, że pięknego mięśniaka, ale, św. Cecylio, czy te mięśnie muszą przyćmiewać jego głupotę?
  Współczuję zwierzętom, gadom, płazom hodowanym przez bezmózgich, bezmyślnych mięśniaków-głuptaków.
  Te gupie szczury, nawet nie wiedzą, w jakich rewelacyjnych warunkach żyją na stacji. Mają względną wolność, nie są ograniczone jakimś akwarium, czy innym terrarium. Chodzą na przestrzeni, nieskrępowane, w miarę niepokojone. Wczoraj zdziwiło mnie, iż żyrafka wlazła do łóżka, jak zasypiałem. Od czasu zejścia myszaka nie było takiej akcji, a, co jest oczywiste, nie chciałbym takiej akcji, w sensie -  "to wiedz...   ..., że coś... się dzieje...
  Patrzę na nią i ma delikatne przebarwienia w okolicach sznupy, co, niestety oznacza - to..., wiedz..., że coś się dzieje...
  Nie wiem co mam z tym zrobić, bo szczury raczej idą na ilość, jak na jakość, stąd mam  niewielki wpływ na te jednostki, które funkcjonują u mnie na stacji. Wpływ w sensie przedłużenia im życia. Warunki jakie mają tu stworzone są właściwie dla nich idealne. Lepszych mało gdzie mogłyby się spodziewać, ale czy one o tym wiedzą?
  Czy szczury urodzone w klatce wiedza jak jest po za nią? W drugą stronę to już jest dramat. Jakby te moje miały trafić do klatki, to nie wyobrażam sobie tego co by się z nimi działo.
   Dziś krótko, bowiem jadę odebrać 824 po zabiegu na drugie już oko. Może tym razem się poprawi, bo po ostatnim zabiegu niby większych zmian nie było. W planach jest też odwiedzenie 811 i 972, a przynajmniej skontaktowanie się z nim, bowiem remont stoi, a czas leci.
  Tyle, bo trza się zwijać. To narka.

wtorek, 20 sierpnia 2019

Wtorek #1580

   Się znowu zaległości zrobiły. To może od tyłu coś tam. Był w sob. 172. Prosto z budowy jeszcze z pyłem budowlanym i, podobnie jak kiedyś 222, wszedł na stację. No jazda taka była, że znowu się trochę zablokowałem. Te mięśnie, prosto z budowy, takie jeszcze gorące, twarde, dopiero po pracy, ach, zaś mózg dostał tą tęczą przez gały, które obraz przeniosły do niego.
   Pewnie co poniektórzy zastanawiają się co się stało z poprawczakiem? Otóż, co pisałem nawet nie tak dawno, w wiosce mięśniaki rozwiązują sprawy rzadko kiedy przez dyskusję, zresztą który miałby tak długo gadać, a przeważnie argumentami są ręce i ich zakończenia. Zdarzyło się, że 172 coś tam "wyjaśniał" z poprawczakiem. Ponieważ słów już brakło, to uargumentowaniem na koniec zostały ręce i ich zakończenia. W wyniku takiej argumentacji poprawczak pojechał ze swoją laską do Zabrza, w którym dostał mieszkanie po wyjściu.

  W nd. pojechałem z 844 do parku chorzowskiego. Stękaniom nie było końca. Wjazd na prawie każde skrzyżowanie kończył się dyskusją, w zasadzie jednostronną, w którą stronę jechać, a ponieważ do końca nie był zdecydowany, to trzymałem odstęp, by w razie jego nagłego hamowania mu nie wdupić. I tak kilka razy musieliśmy zawrócić, bo już po wjeździe w jakimś kierunku okazywało się, że to jednak nie ten i trza zmienić.
  W sumie to na ten koncert stękania byłem przygotowany, ale jak kładłem się spać, to taka refleksja, że wyjazd nie dał mi jakiegoś relaksu, jakiegoś doładowania akumulatorów. Może cały czas odbieranie jego stękania, tego niezdecydowania powodowało mniejsze zainteresowanie otoczeniem, a jednak to z obserwacji otoczenia czerpiemy jakąś energię. W większości jechałem za nim, bo jak miałem jechać przed nim, to było, a czemu tam?, a nie tam? Może pojedźmy tam, więc wleczenie się za nim było dość optymalnym rozwiązaniem. Skomplikowany proces decyzyjny został przeniesiony do przodu.

  I dobrze, że spojrzałem, bo widzę, że nie dokończyłem poprzedniej notki z łażenia, a właściwie - ze złażenia ze Stożka. Otóż po minięciu pary (zdjęcie w poprzedniej notce) tak się zamyśliłem, że zgubiłem niebieski szlak. Efektem było nadrobienie ok. 3 km trasy, bowiem miast zleźć do Wisły Dziechcinki, to zlazłem jeszcze przed p.o. Wisła Kopydło, do którego to p.o., w ostatniej fazie, szedłem dość niebezpiecznie po torze kolejowym położonym w łukach. Od p.o. Kopydło zlazłem już na główną drogę i nią 2,7 km do centrum Wisły. Nogi już częściowo mi do dupy wchodziły, ale co miałem zrobić - doszedłem. W centrum Wisły pełno gadów. No jak w roju. Postanowiłem coś zeżreć mimo pamiętania o babci w studni, ale jednak trasa długa, to trza organizm zasilić żarciem. Padło na smażalnie ryb przy parkingu, w której, oprócz dwu innych, siedział rusek w koszulce na ramiączkach, taki akurat dla mnie. Żadne przerosty, odpowiednio umięśniony, wyżyłowana szyja, szczupły w pasie, wysoki (ok. 190 cm), nogi takie średnie. Zauważył, że przeciągle na niego się gapiłem, ale siedział stolik przede mną, zwrócony do mnie, a po za tym co miał zrobić. Wszak nie jest na swoim terenie, to nie będzie zmierzał do jakiejś chai, ale też nie przeginałem.
   Rybka nawet smaczna, zresztą w lokalu ok. 16:40 pełno, co świadczy o schodzeniu potraw, a więc ich świeżości. Co innego w programach Magdy G., która wchodzi do lokali, a tam pustki i wszystko mrożone. Tu surówki świeże, frytki nawet strawne, a rybka b. smaczna. Padło na fileta z dorsza. Łącznie, ponieważ fileta było 200g zabuliłem 23 zyle.
  Po zeżarciu i zregenerowaniu sił, wolnym krokiem, bowiem pozostało 50 min polazłem w stronę dworca PKP. Punktów wysysaczy kasy było mnóstwo. Właściwie cała lewa i prawa strona zawalona jakimiś straganami, lokalami, punktami wysysającymi kasę. Oczywiście część gadów na to reagowała, zasilając owe punkty sowicie. No dobrze, że się uodporniłem już jakiś czas temu i mogę przy takich punktach swobodnie się przemieszczać.
   Na dworcu zaczęli się powoli zbierać ludzie. Udało mi się zająć ławeczkę z widokiem i patrzeć na przewijających się ludzi w tym na nielicznych mięśniaków. To na prawdę jest wymierający gatunek. Popatrzałem w RJ, bo skoro KŚ-ie są za darmo, to wykombinowałem, że podjadę, jak będzie czym, wyżej i tam zajmę miejscówkę nie musząc walczyć o nią z resztą gadów. Niestety wypadło na mijankę w Centrum, gdzie byłem, to też pozostało mi czekać na poc. Z Głębców nadszedł planowo. Skład 27WE, czyli najbardziej pojemny jaki posiadają KŚ-ie i na szczęście stanął tak, że drzwi miałem prawie przed nosem. Skorzystałem z tego i już nie polowałem na miejscówkę przy jakimś mięśniaku, tylko patrzałem by w ogóle siedzieć, bo podróż do katos to planowo 122 min. Przyjechał planowo, ale odszedł 2 min później. Początkowo myślałem, że stał czekając na mijankę planową, ale jak ruszył to myślałem, że źle popatrzałem i mijanka wypada w inne dni, niż 15 sierpnia. Dojechaliśmy do Ustronia Polany i tu wejście do stacji na Sz, co trochę mnie zdziwiło. Weszliśmy na tor główny dodatkowy i okazało się, że mijanka ma być, ale została przeniesiona niżej. Ten z Katos leciał ok. 25 min później, przy okazji nam zrobił 12 min w plecy. Następne opóźnienie załapalśsmy w Ustroniu Zdroju. Postój miał wynieść 1 min, a staliśmy 7 min z powodu lokowania podróżnych, bo tyle wracało. To w sumie ostatni taki sensowny poc., który jeszcze na normalną godz. jest w katosach. Jak ruszyliśmy ze Zdroju, to przy przejeździe w poziomie szyn tłum ludzi i kolejka samochodów z dwu stron. Przez cały czas postoju rogatki były opuszczone, bo nie wiadomo było, w którym momencie poc. ruszy, a to druga pod względem ruchu ulica w Ustroniu. Jeszcze w Ustroniu stacji dobiliśmy do 20 min opóźnienia i na trasie mechanik usiłował nadrobić, ale w Zabrzegu był postój na siku z powodu, co opisywałem w poprzedniej notce, więc to co nadrobił to znowu stracił i do katos wszedł z 15 min opóźnieniem. Dworzec już był po nawałnicy z powodu defilady. Gady się rozjechały do domów, ale zawsze jakieś zostaną. Wchodząc na peron 4-ty widziałem na pierwszym skład na przesiadkę. Pobiegłem więc przez tunel i udało mi się zasiąść. Do odejścia poc. się zapełnił do tego stopnia, że trudno było przez niego chodzić. Ale to i tak lepiej, jak to co dałem w poprzedniej notce.
   Na własną st. macierzystą wszedłem zmęczony, a tu pod wjazdowym tradycyjnie oczekujące składy. W ogóle mnie to nie ucieszyło, bo jednak chwilę chciałem dojść do siebie.
   Generalnie wyjazd b. udany. To nie to co wypad do zakopca, choć sama podróż też fajna, a wracając pomyliłem drogi i jechaliśmy przez taką wąską drogę, a takie mi się b. podobają, więc to długo zapamiętam. Pamiętam, kiedyś po takiej wąskiej jechałem autobusem. Na prawie każdym większym zakręcie, albo przód, albo tył schodził z asfaltu. Tu osobówką łatwo było się w komponować. Natomiast  marszobieg na Oko to jakaś porażka. Rozreklamowali to i dziesiątki walają się do góry i w dół. Za tu w Wiśle, szlak typowo górski, urozmaicony, nie przepełniony, no wyjebka.

  Miały być na koniec zdj. kolejowe, to kolejne.
 I to już tyle, narka.

piątek, 16 sierpnia 2019

Piątek #1579

  Na przekór rządzącym, którzy zrobili koleje śmieszne za darmo, by zwiozły tłuszczę na występy i by minister mógł się pławić, że jakież to zainteresowanie jest jego działaniami, my pojechaliśmy w przeciwnym kierunku. Nawet się okazało, że tych osób było dość trochę, bo poc. był pełny i z powodu lokowania podróżnych oraz przerwy na siku w Skoczowie do celu doszedł tylko z 11 min opóźnieniem.
To nie to co poc. w aglo, które miały do 70 min opóźnienia, a wsiadanie do nich wyglądało tak:
  I by tylko dot. to B.B., ale prawie na każdej stacji dojazdowej tak wyglądało. Nasz skład główne opóźnienie załapał na stacji Skoczów, z powodu przerwy na siku. W 27WE jest tylko jedna ubikacja, co przy długiem składzie, pełnym, w tym ileś tam dzieci, które stękają, to kierownik poc., i to była dobra decyzja, wybrał i zakomunikował przez mikrofon i urządzenia nagłaśniające, że odbędzie się przerwa na siku.
    Mniejsza teraz o zapełnienia innych poc. i czemu do tego doszło, może później się tym zajmę.
   Poc. którym przybyłem to ten środkowy, ale typ. ten sam co po lewej - 27WE, wiec skład długi.
 Jeszcze jedno ujęcie na stację Wisła Głębce z rozjazdu nr 6. Tu poc. stoją, a tam na trasie krótkie i nie mają jak wsiąść. Coś ta dyspozytura nie popisała się.
  Ujęcie z drugiej strony stacji - głowica wjazdowo-wyjazdowa.
  A teraz coś o czym piszę od dawna. Zawsze to piszę, powtarzam mięśniakom, by były choć trochę bardziej wiedzące jak inne, że motorem w kapitalizmie są koperty i łapówki. Wystarczy popatrzeć na stan torów, a zwłaszcza semaforów, które farby malarskiej nie widziały już od kilku lat, a jak pamiętam, to na kolei powinien nadal obowiązywać przepis, że na wiosnę sprawdza się i odnawia wskaźniki i semafory.
  Kiedy sem D (to ten całkiem po prawej, zdj. poniżej) miał odnawianą tabliczkę? Czy w sumie da się poprawnie odczytać, co tam jest napisane?
A przecież ktoś bieżąco bierze kasę (w sensie naczelnik sekcji) za to, że w jego sekcji jest wszystko w porządku i tak jak ma wyglądać. Nadto stoi na torze osłanianym tym semaforem skład do wyjazdu (co widać dwa zdjęcia wyżej), a więc tor jest używany. A wiec co? Nie chce mu się, czy on jak i jego zwierzchnicy, powiedzą za jakiś czas podając podobne zdjęcie, włodarzom gminy, m-ta, że to trza wymienić na nowe, bo się już nie nadaje.
   A gdzie konserwacja? Pytam się. To podobnie jak jechałem tram na dworzec i tam, bo to nowy tram, filmiki jak w Sosnowcu przed remontem wyglądało torowisko i porównanie jak wygląda po remoncie. 90%, jak nie więcej odbierze ten filmik jako zajebiste działania m-ta i tramwai, bowiem mamy nowe, lepsze, bezpieczniejsze, wydajniejsze, ładniejsze, przyjemniejsze itp. Dla mnie ten filmik jest materiałem dowodowym, dla ukarania tego, który za stan przed remontem był odpowiedzialny. Bo przecież robiąc taki filmik, wysyłając tam kogoś z kamerą z własnej firmy lub na zlecenie własnej firmy, wiedział, że stan torowiska, płyt betonowych w pasie drogi jest beznadziejny, a mimo tego nie zrobił nic, by to poprawić. 897, jak z nim wczoraj o tym rozmawiałem, to przyjął stanowisko 90% tłuszczy, tzn. - ale przed remontem tego nie opłaca się już robić? A może nie trza by robić kosztownego remontu obciążając całe m-to, a tylko bieżąco konserwować, by utrzymać w należytym stanie. Ale wtedy nie wpadną koperty i łapówy, bowiem takie czynności robi się własnymi środkami, a remont torowiska, to już jest przetarg (= koperta). I tu jest pies pogrzebany. Więc jak widzicie coś co się sypie, a mogło by być naprawione, to wiedz (jak mówił o. Natanek), że coś się dzieje...
   Tyle krótkiej refleksji. Ze stacji wybrałem na Stożek szlak niebieski
choć można było iść krócej zielonym, ale wolę po górach, jak ostatnio po zakopiance, asfaltem. W drodze na szlak minęliśmy Ośrodek Wypoczynkowy "REMONT", który był opuszczony i faktycznie w trakcie remontu, a przynajmniej kiedyś tam zaczętego i zaniechanego.

Szlak bardzo by się podobał 979, bo miejscami wyglądał:
 a 979 lubi parkour, to byłby zachwycony. W trakcie podejścia robiliśmy postoje techniczne na żarcie zasobów leśnych. Mijaliśmy krzaki pełne malin, to p.t., skład zahamowany i - żarcie. Następne na szlaku, jeżyny - p.t., skład zahamowany - żarcie, następne, jagody - p.t., skład zahamowany - żarcie. Nie miałbym tego, gdybym lazł z kimś, bo zawsze teksty - choć już, bo mi się nudzi, choć już bo czas goni, choć już żeżremy gdzieś indziej, choć już, bo nas inni doganiają inni itp. Całe to stękanie tym razem mieliśmy z gowy, a momentami na krzakach było aż niebiesko od ilości np. jagód.
Może tego na tym zdjęciu tak dokładnie nie widać, ale było prawie niebiesko od jagód.
  Jak to w górach, fajne widoczki
  Na szlaku niewiele ludzi, może ten spęd do Katowic usunął część z gór. Dopiero bliżej Stożka było pełniej, bowiem działa tam wyciąg dla leniwych, który skutecznie zapełniał okolice schroniska. Takie - zdobyliśmy i focie na tle schroniska, w sensie, że niby tam sami wleźli. Przy samym schronisku kilkunastu rowerzystów, bo jakieś zawody rowerowe w jeździe po górach były kilkudniowe więc se przerwę zrobili. Kto kiedyś myślał, że po szlakach górskich będą na rowerach zapierdalać...

  To jeszcze widoczki ze szlaku
  No nie byłbym sobą, gdyby jakaś uwaga branżowa się nie pojawiła. Otóż, mijałem, jak mi się wydawało, parę. Jak jego zobaczyłem, to aż mocniej przyhamowałem, ale skład z góry cisło. Mimo tego przyjrzałem mu się dokładnie i w pobliskich krzakach od razu bym go przeleciał, bez zastanowienia. Ale problem w tym, że szedł, chyba, bo z rozmów tak wynikało, ze swoją laską. Pozostawię to bez komentarza.
   Resztę opiszę innym razem, bo zgłosił zajęcie szlaku 230, to musimy go przyjąć na stację, a za chwilę będzie pod wjazdowym.
   To tyle, bo notka mi i tak zajęła trochę czasu, a jak zwykle jesteśmy zakopani przez zaległości w czynnościach, a tu składy zdążają na stację. Tymczas.

środa, 14 sierpnia 2019

Środa #1578

   Ze spaniem ostatnio jest na krawędzi jak na moje lata. Kiedyś to owszem, ale teraz to tak średnio. Wstawianie się na właściwe tory trochę trwa. W pn. do Zakopanego prowadziłem auto, bo więcej zaoszczędzę paliwa i mniej auto się zużyje, bardziej omijam dziury niż 979. Trasa wyszła z dwoma postojami na 5h. Trochę staliśmy w korkach, ale na szczęście niewiele.
   Przed Łysą Polaną auta parkowane były już na poboczach z odległości 2 km od właściwego parkingu, ale jak jechaliśmy (przed 13:00) to wysłannicy budżetu lepili za szyby mandaty, mimo iż samochody stały po za pasami ruchu na jezdni, ale wpisywali - postój w pasie drogowym (co sprawdziliśmy w jednym aucie, co tam za wycieraczką). Można..., można... I zaś budżet Bukowiny Tatrzańskiej wzbogacony o niemałą kasę. Miast tam gdzieś wybudować parking duży, nawet kilku poziomowy, to nie - lepiej dbać o budżet gminy, cykliczne wpływy, wszak nagrody za realizację budżetu skądś muszą się wziąć.
  Ponieważ na PL stronie było już tak zatkane, że więcej się nie dało, a do tego grasowali wysłannicy budżetu, to pojechaliśmy przez rzeczkę na Słowację, tam wciśliśmy się na centymetry na parking przy sklepie i za darmo, a nie za 30 zyla lub mandat, mieliśmy auto zaparkowane. Nie wyobrażam sobie, co tam musi się wyprawiać z parkowaniem w sob. lub w nd. skoro w pn. było takie coś.
  Poszliśmy na szlak do Morskiego Oka. Przed nami 10 km marszu na ulicy asfaltowej, prawie jak na 3-go maja w katosach, to taka ruchliwa ulica jak Piotrkowska w Łodzi. Dziesiątki gadów lezą do góry, dziesiątki lezą w dół. Dla niektórych, jak dla nas, to marszobieg, bowiem jak zwykle brak czasu, a 2h w jedną, 1,5h w drugą, pobyt nad Okiem, coś tam zeżreć, coś łyknąć i 5h z gowy. W drodze, ponieważ mało było co oglądać góry, a te dziesiątki gadów maszerujące w dół jednak kusiły oczy, to wyłapywałem co ładniejszych mięśniaków i skupiałem na nich i na ich widocznych częściach ciała wzrok. Kilku było godnych uwagi, ale znaczna część to średniaki. I tak statystycznie wypadło lepiej jak w mieście, gdzie pokolenie kciukowców, czy enterokoków zalewa centra miast. Wiadomo, na marszobieg 20 km, to musi być ktoś sprawny, by to przelazł, więc morświny odpadają już na przedbiegach, choć kilku, dosłownie na palcach ręki można by policzyć polazło zmierzyć swoje siły.
   Trochę żal koni, które wciągają leniwych na Oko, ale po programie w masakrach rodzinnych na TVN, zmieniono im limity obciążenia w górę, a także zakazano kłusowania na stromych podjazdach. Z Oka to już pełne bryczki zdążają w dół.
  Na Oko dotarliśmy ok 16:00. Na placu przy schronisku milion dwieście tysięcy ludzi. Do barierek z widokiem na Oko, ledwie dostaliśmy się, a jak już udało się, to staliśmy jak żołnierze w szeregu ściśnięci. Zwróciłem uwagę, że jest tak pełno, że nawet na schodkach zrobionych z narzuconych kamieni, prowadzących z placyku przed schroniskiem na Oko, zrobił się korek i wszystko stało przez chwilę. Jak się zluzowało, to postanowiliśmy też zejść nad Oko. Po tym wyczynie oczom ukazał się zajęty teren jak brzeg jeziora przez żaby w okresie godowym. Każdy kamień okupowany przez jakiegoś ludzia. Ledwo żeśmy się za mostkiem wbili w akurat zwalniany głaz, który od razu zajęliśmy przed innymi.
  W zasadzie byliśmy w ostatniej fali zdążającej do Oka. Po chwilowym pobycie nad wodą, jak ruszyliśmy w dół, to na górę już mało kto zdążał. Nawet dorożki jechały w większości puste, robiąc tylko kurs dla zwiezienia leniwych w dół. Tam miast koni powinni zrobić kolejkę górską lub coś elektrycznego, wszak już są takie możliwości, jak gonić konie w górę i w dół. Fakt, że mają, po tych masakrach rodzinnych wymuszone dłuższe postoje, ale i tak przy obecnych możliwościach można by je już wstawić na boczny tor.
   Marszobieg na dół już bez większych postojów, tak że przy aucie byliśmy jakoś po 19:00 i po zahaczeniu o sklep słowacki przy którym parkowaliśmy bez opłaty, ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem trasa z dwoma postojami wyszła 4h przy czym połowę, już jak było ciemno i w deszczu jechał 979, ale chciał. To niech jedzie. W tym czasie żarłem początkowo loda kupionego w stonce, następnie przyglądałem się jak jedzie, ale rzadko się włączałem w jakieś rady odnośnie płynności jazdy i obserwowania z daleka sygnałów i sygnalizatorów. Generalnie, co pisałem już tu chyba, jeździ jak na amatora b. dobrze. Przejął dużo pozytywnych nawyków. Nie goni auta, choć jak jechałem w tamtą stronę to napierał strasznie, ale powiedziałem mu, że z racji niegdysiejszej pracy, jestem na kąśliwe uwagi daleko uodporniony. Auto jest stare (21 lat) to nie ma od niego wymagać zachowania i jazdy jak nowe z 2 litrowymi silnikami, 250 kM. Należy się cieszyć, że jedzie i nie wykańczać go.
  979 nie jest rasowym kierowcą i nie będzie, bo mu się nie podoba wielogodzinna jazda i go nie ciągnie. Dobrze, że zdaje sobie z tego sprawę, a jeszcze lepiej, że tyle uwag ode mnie przyjął i je realizuje. Efektem tego, było spalanie średnie 4,7 ltr/100 km przy 3 osobach, jeszcze towarze w aucie i jazdzie po górach, gdzie to spalanie jest zwykle większe, więc wynik rewelacyjny.
  W wiosce byliśmy planowo tzn. o 23:30. Na stacji byłem o 23:45. Szybkie mycie i spanie, by już po 1,5h spania wstać i ponownie jechać do katos zawieźć 979 i niby laskę na autobus do Szczecina. Autobus o 03:15 to jeszcze przed - wizyta na stacji po fajki i chemicznego hot-doga.
  Po odjeździe autobusu, na stacji ponownie byłem o 03:50, a do łóżka wpakowałem się 10 min później. Oczywiście spania było tyko 6h, więc mało.
  Generalnie średnio mi się wypad podobał. Dla nasycenia się górami potrzebowałbym, jak na kopalni, odosobnienia i iścia w bardzo małym gronie po górach. Pewnie i 979 i ja bardziej byśmy byli nasyceni górami, gdybyśmy pojechali w beskid jakiś tu w pobliżu, gdzie szlaki nie są tak oblegane i idzie się faktycznie po górach, a nie asfaltową szosą 10 km w jedną stronę. Owszem z góry schodziliśmy skrótami, przez kamiory naciepane na zbocza przy poręczach, ale ten kawałek nie rekompensował kroczenia po asfalcie w większości.
  Po za tym, jak to w takim tłumie bywa, część wybrała się w laciach na taką trasę lub w japonkach. Część se kupiła new buty, to schodziła już w skarpetach, z powodu otarć. Tylko nieliczni mieli buty przystosowane faktycznie do chodzenia po górach, bo może schodzili z głównego szlaku na boki. Sam 979 i niby laska szli w trampkach, ja miałem takie mocniejsze obuwie sportowe.
   Dużo było zagraniczniaków, stąd może ceny, za piwo 9zł, z sokiem dyszka. Dań nie sprawdzałem, bo żarcie mieliśmy ze sobą, picie zresztą też.
  Miały być zdj. kolejowe, to czasem jak pamiętam, to wklejam. Loki ET42-048 i ET42-019. Nawet nie wiem czy jeszcze jeżdżą.

    Ok, tyle, bo zajęcia dnia czekają, a jak zwykle remont się przesuwa. Reszta w następnych notkach, jak będę pamiętał. Tymczas.

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Poniedziałek #1577

  Jak lubię poranne wstawanie... Dziś o 05:45 jakiś horror, ale trudno, wyjazd do Zakopanego. Taki spontan wraz z 979. Nie było by notki, ale ze st. zwrotnej właśnie przyszło info, że drobna obsuwa, to jakiś wpis wpuszczę na tory.
  Imprezka sobotnia wypadła tak trochę średnio. Bardziej była to taka posiadówa z dziećmi, bo już większość ma dzieci, niż jakaś imprezka. Nawet muzyka była źle przygotowane, ale cóż, nie jestem w stanie się wszystkim zajmować. Już i tak na imprezce grill był pod moją pieczą, ale to dlatego, iż jak jestem na imprezkach, to z doświadczenia wiem, że nikt się tym nie zajmuje porządnie i następnie żre się jednostronnie zwęglone potrawy. Podobnie z rozlewaniem trunków. Jak się do tego nie zabrałem, to jedni by padli, a inni jeszcze funkcjonowali, bowiem pojemność kieliszków była daleko różna. Mimo takiej trochę beznadziejności impry w czasie się trochę przeciągnęła. Osoby z dziećmi się wykruszyły, ale trzon pozostał długo i na st. mac. dotarliśmy dopiero o 02:50. Wcześniej jeszcze dzwoniliśmy do 172, bo on chciał coś zrobić, ale już spał jak wracaliśmy, choć kontaktowaliśmy się z nim jakoś po północy i jeszcze funkcjonował.
   Jak zwykle na imprezce dużo żarcia, ale tym razem nawet poszło, może dlatego, że tak w czasie rozciągnięte, no prawie 11h, to większość zeszła. Znowu moją dietę chuj strzelił. 
    W ogóle jak patrzę na 172, na jego choćby nogi, a wczoraj byłem w parku chorzowskim, a następnie w Katowicach, to takie nogi dziś spotkać, to rzadkość. Nawet jak porównywałem go z "poprawczakiem" to i tak 172 wypadał korzystniej. Te ręce, pięknie wyrzeźbione, nogi, klata, plecy, ach można tak pisać i pisać, i wszystko w nim wyglądowo ok.
  Dobra, bo teraz to obsuwa za chwilę będzie na moim koncie. To tymczas.
  

piątek, 9 sierpnia 2019

Piątek #1576

   Ja pierdolę. Jednak jakieś dawne fantazje pozostają w mózgu ukryte i jak jest odpowiednia pożywka to wychodzą na powierzchnię. (tak na marginesie, nie będzie na czerwono, ale to dlatego by było opublikowane, bo poprzednie na czerwono nadal czeka na torze bocznym na wyciągnięcie. I tak źle i tak niedobrze.)
   Jak już był wstęp, to teraz do rzeczy. Wypuścili kuzyna od 172 z poprawczaka i to należy podkreślić, z poprawczaka, w wieku 18 lat. Ten kuzyn od 172, to z powodu genów oczywiście wygląda zajebiście i to jest najgorsze. Mało tego, doskonale pamiętamy film J. Cadinota - Poprawczak i oczywiście widząc tego kuzyna, pamiętając tamten film, mózg dostał wariacji. Rano w tym zwariowaniu opróżnił zbiorniki, w zasadzie na niewielkiej ilości danych.
  [no dobra, teraz to dopiero jest wariacja n.t. Powiedzmy, że jakaś dawka jest spożyta, a tu dylemat, czy na czerwono, z obostrzeniami, czy jak jest obecnie (na czarno) bez obostrzeń, ale z groźbą korekty)] (nie wiem, okaże się jutro)
   Mało tego, dziś (wczoraj) byl 172 i mówi tak:
- młody mnie się pytał (ten co ma te 18-cie), czy Ty lubisz tą samą płeć?
- tak (powiedział 172), ale on jest fajny (czy coś takiego)
- (na co młody) ja mam kolegów, którzy tak lubią
  No qrwa, chyba mnie rozpierdoli. Co ja biedna myszka mogę, jak tu takie informacje... Mało tego, 172 mi mówi, że ten z poprawczaka płacze mu nad swoim losem, a co 172 mu mówi? Jesteś facetem, jesteś skurwielem, a Ci nie płaczą. No bingo. Nie by mu pomógł w jego problemach, tylko qrwa nie płacz, weź się ogarnij, nie rycz jak baba. Na coś merytorycznego nie ma co liczyć. Z resztą problemów i tak zostaje młody mięśniak sam. Bo co mu ma powiedzieć 172, który sam jest przejebanym mięśniakiem, ze zdupionym życiem.
  Dobra, pójdzie tym razem na czarno, najwyżej z korektą. Był 897 oraz księgowa i rozmawialiśmy n.t. branżowstwa, Wyszła po raz kolejny  jego prymitywność i wychowanie wioskowe. Pedały do gazu, taki jest przekaz wartości 897. Reszta jest ok. Czyli walenie laski (kobiety) jest ok, ale już jak się walą dwa samce (faceci) to jest do dupy. I teraz kwestia tzw. tolerancji. To nie jest, że mamy tolerancję, jak wiemy że ktoś jest pedałem i go omijamy szerokim łukiem, ale jak rozumiemy jego położenie. Jak wiemy, że sami w wieku 9 lat nie mieliśmy wyboru i on też nie miał, a nie jak wiemy że on jest i go omijamy, nie bijemy itp. i jest ok. i to już jest nasza tolerancja. No qrwa - nie. Nie wiem czy opisywałem film o piłkarzach, Niemiecki. Ale to co było pokazane w filmie, dokładnie tak samo przedstawił 897. Nawet jakby napastnik był zajebistym napastnikiem, od którego zależałby awans, to jakby się okazało, że jest pedałem, to on do gazu, tzn., obstrukcja przez drużynę, nikt z nim nie wejdzie do łaźni, przy okazji go pobiją, a drużyna w imię męskiej solidarności jest w stanie stracić awans, byle tylko pokazać, gdzie mają pedałów.
   Pytałem się też 897, a co jakby się okazało, że jego młodszy brat jest? No jemu by nic nie zrobił, bo to rodzina.
   I co wszedłbyś z nim sam pod prysznice, jak drużyna by to olała sikiem prostym? Tu nastąpiła konsternacja i brak odpowiedzi. Krótką ciszę zagada 815 i odpowiedzi już nie było.
  Więc tolerancja jest zupełnie inaczej postrzegana. To że nie bijemy swoich to już uważamy (w sensie mięśniaki), że jesteśmy tolerancyjni i pewnie w otoczeniu się tym chwalimy, że znamy pedała, nie bijemy go, to jesteśmy tolerancyjni, ale jakby się taki w drużynie (piłkarskiej, czy innej) trafił to od razu go kijaszkami.

  No dobra, z ostatnich info, to niby laske od 172 wywieźli do Torunia. W nd. w nocy on chce jechać do niej na odwiedziny. On, nie znający się w terenie, nie ogarniający innych miast itp. przy braku orientacji wali na ślepo to Torunia. No bingo! Ale przy okazji. Pamiętacie wpisa odnośnie zmiany czasu doby przez różne instytucje? To co pisałem wtedy wychodzi. Otóż 172 szukał autobusu do Torunia. Znalazł kurs w sobotę o 00:15 i mi mówi, to dobry kurs bo rano w nd. będzie w grodzie ojca dyrektora. Mówię mu na to, że nie rano w nd. tylko w sob., na co on zrobił kwadratowe oczy i zapytał się jakto?
   Tu musiałem mu niby wywód zrobić, iż doba zmienia się o 23:59'59, a nie o ok. 03:00 nad ranem i kurs w sobotę o 00:15 jest w grodzie o. dyrektora o 06:53 także w sobotę i musi szukać wyjazdu w nd. o tej godzinie, bo bydzie tam w nd. rano.
  Miały się ukazywać zdjęcia autorstwa, to trochę o tym pamiętam i dworzec w Chrzypsku Wlk. do którego przez 6 lat z rzędu jeździłem w lecie na 4 tyg. na drezyny.
   Jutro imprezka na ogródkach z łykaniem, myślę że jakoś to przeżyję. Ciekawe czy jakieś mięśniaki będą. Trza przystąpić do zajęć dnia. To tymczas.

wtorek, 6 sierpnia 2019

Wtorek #1575

  Wczoraj pojechałem do wioski 972, do niego, złożyć jakąś szafę. Ponieważ składanie miało się odbyć, z już nie tak, małymi skurwielami, to w rozmowie z żoną od 972 bez jakiejś euforii, nawet z pewnymi wykrętami, w końcu się zgodziłem. No gdyby nie "małe" skurwiele, to bym tam w ogóle nie pojechał. Jakbym nie miał co robić na st. mac., ale jednak lato, to skurwiele w letnich strojach, a tego pierwszego to już dawno nie widziałem.
   Jak przyjechałem to żona jeszcze była, 2-gi i 4-ty funkcjonowali, pierwszy jeszcze o 12:10 spał. Po jakimś czasie obudził się i po mieszkaniu przemieszczał się w klacie drażniąc w południe mój mózg. Przynajmniej jeden wyglądowo się uratował.
   Dość profesjonalnie przystąpiłem do składania szafy, wpierw czytając i przeglądając instrukcję, następnie rozkładając śruby i mocowania w/g schematu. Podzieliłem obowiązki z pierwszego robiąc magazyniera, który na wezwanie miał podawać odpowiednie elementy mocowania, a czasem pomagał skręcać. Drugi uzbrajał ze mną elementy szafy. Chciałem by się nauczyli choć trochę i pamiętali jak się do takich czynności zabrać, jak już sami se kiedyś kupią szafy.
  Dość dokładne składanie szafy zajęło 4h, bowiem jest trzydrzwiowa, wysoka na 2 m, z trzema wnękami na półki oraz na wiszące ubrania i półkami. Udało się bez jakiś wpadek zmontować.
  Po jakimś czasie do pierwszego przyszła laska, jakoś mi się wydawało, że to nie ta co w ub. roku, ale tym razem zrobiła na mnie już lepsze wrażenie. Niestety oboje palą papierosy, na co mini wykład o ciepnięciu kurzenia, ale pewnie pozostanie bez zmian.
   4-ty nadal mówi bardzo niepoprawnie. Przekazałem pierwszemu by go uczył mówić właściwie, bo będzie miał problemy z porozumiewaniem się, zresztą czasem jak do mnie mówił, to musieli tłumaczyć co, bo naprawdę było trudno zrozumieć o co mu chodziło. Mało tego jest już decyzja, że idzie do hilfki, to w zasadzie jest już stracony. I niech mi nikt nie mówi, że miejsce urodzenia nie ciąży na życiu, na tym zdupionym życiu. Jakie oni mają wzorce? Już widać, co pisałem tu kiedyś, wadliwe relacje między sobą, a poprawić się już nie poprawi, bo to nie takie typy osób. Charaktery już są prawie ukształtowane, formy wypowiedzi też, zażegnywanie konfliktów to strzelenie sobie w ryja. Ciężko im będzie zbudować poprawne rodziny, sprawnie funkcjonujące. Nawet nie wiem, czy przy takich wzorcach jest to w ogóle możliwe. Tym bardziej cieszę się, że udało się odciągnąć od przepaści 979, trochę naprostować 672, 975, wymiernie pomóc w rozwoju 373 i może paru innym. Część, ze względu na skromne już kontakty coś tam dla siebie wyciągnęła, o czym mówili czasem przy okazji, jak np. 898, 222, 230. a to miło się słucha. Więc wkład w rozwój części pokolenia w wiosce mamy.
   Już wychodzę z tego samozachwytu. Remont ma ruszyć jutro, mam się zastanowić co robimy z 979, bo on ma w tym tyg. po woodstocku jeszcze wolne, to uzgodniłem w nim wcześniej, że wspólnie coś tu zrobimy. Dziś jego niby laska ma urodziny, to cały dzień z gowy.
   Na szczęście na stacji też będziemy mieli wolne, bowiem 844 wciągnął rynek pracy. Poszedł do poprzedniej pracy spawać, oczywiście stękaniom nie ma końca, ale przynajmniej nie stęka na st. mac. 172 też do pracy, to pozostał jedynie 826, który czasem wchodzi na stację, ale na szczęście jest mało angażujący. (to miało iść w południe)
   844 tradycyjnie wszedł na stację ok. 16:00, a 826 w ciągu dnia nie było. Za to wszedł na stację ok. 11:00 230, który dziś był u lekarza, bo nie doleczył przeziębienia, a właściwie to z nim gonił przez tydzień, następnie pojechał nad morze i teraz wyszły komplikacje. Oni jeszcze myślą, że mają 17 lat, są jak skurwiele, niezniszczalni, nic ich nie zabije, a co tego nie zrobi to wzmocni (wiem, to gupie jest, ale oni tak gadają). Ale jak już wszedł na stację, to postanowiłem, po pół roku, albo jakoś tak, semafor trzykomorowy dać ponownie na kolumnę estradową, na której stał przez ileś tam lat wcześniej podając sygnał S10.

   Sprawa wydawała się prosta niby go tylko dźwignąć, ale trza było zrobić do żarówek nowe kable, uzbroić w kable zasilacz do żarówek, poprowadzić nowy kabel z gniazda 220V i przed zasilaczem zrobić wyłącznik, by zasilacz nie był cały czas w prądzie. Lutowanie, montowanie wyłącznika dwudrożnego (odcina oba przewody), sprawdzenie czy działa, trwało 4h. Akurat jak na placu było ciepło i miast robić coś innego to władowałem się w kable. Z jednej strony i dobrze, bo jedna rzecz z gowy, a przyjemniej będzie ponownie nastrojowo ze świecącym semaforem na stacji. Poprzednia konstrukcja została zaatakowana przez szczuraki, bowiem samiczki jak mają mieć młode to im się włącza norowanie i co jest w zasięgu to gryzą i sprawdzają, czy się nadaje do norki, a jak stwierdzą, że tak, to od razu w zębiska i biegną z tym do gniazda. Teraz już samców nie ma, to kąsanie kabli się skończyło i kable są nieruszane.
  Tyle, bo to już miało być wyciągnięte na szlak w południe, a jest 6h opóźnienia, to tymczas.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Niedziela #1574

Napisałem notkę w piątek. Już pisząc ją po dwu zdaniach zmieniłem czcionkę na czerwoną, bo przypuszczałem, że z publikacją mogą być problemy. Ponieważ stali czytacze wiedzą, że na czerwono nie podlega cenzurze, korekcie, to teraz mam zgryz, czy to publikować i na razie ruchem manewrowym (kolejowym) notka została wstawiona na tor boczny, odstawczy. Zastanowię się jeszcze czy ją wyciągnąć i puścić po torze głównym zasadniczym na szlak i w świat.
   Tymczasem dość sporo, jak w ub. roku oglądałem woodstock z Kostrzynia. To są fajne czasy, że dziś taki koncert możemy oglądać na żywo, prawie jak w TV kiedyś, tylko to kiedyś to mogło być, ale z przyczyn antenowych nie było. Teraz nawet na dwu ekranach można podglądać dużą i małą scenę, co często na stacji miało miejsce. Szkoda tylko, że między koncertami, nie było przekazu takiego z terenu, czy jakiegoś innego. Takiego zapychacza wizji, miast tylko dać banery, że ponownie witamy się o którejś tam godzinie. Takie zdjęcia dodały by smaczku, a tak, można je było zobaczyć w oczekiwaniu na zakończenie festiwali od 03:50 do 04:25. Jakoś tak (godz. z pamięci).
  Były zaskoczenia, bo wczoraj odbył się koncert, i to we wczesnej porze jak na woodstock, o 17:20 Majki Jeżowskiej na małej scenie. O dziwo, bo przypuszczałem, że to średnia muza na taki festival, zapełniła teren wokół małej sceny na maxa. Kamerzyści z kręcioły nie mieli żadnego problemu z ujęciami panoramicznymi pokazującymi teren prostopadle od sceny, aż po horyzont zapełniony ludźmi. Normalnie jak jest mało ludzi, to starają się jak mogą, by odpowiednio kadrować grupkę ludzi. Na koncercie Jeżowskiej, byłem w szoku, że tylu ludzi udało jej się zgromadzić. Może wpływ na to miał ciężki metal grany równolegle na dużej scenie.
  Innym zaskoczeniem były problemy dźwiękowe małej sceny do tego stopnia duże, że na występie Witka Muzyka Ulicy, akustyk na chwilę przerwał koncert. Niestety i to nie przyniosło rezultatu. Na samym końcu, co wcześniej można było usłyszeć, że niektóre instrumenty nie wychodzą dźwiękiem ze stołu mikserskiego, kiedy wokalista kapeli, i tylko on, grał na gitarze okazało się, że gitara nie jest nagłośniona. Z doskoku przyszedł ktoś z mikrofonem pod nią, by ją było trochę słychać. Po nastu sekundach pojawiła się w nagłośnieniu. Podobnie było z samym wokalistą. Mikrofon jakoś dziwnie szedł okrężną i gdy wokalista śpiewał kawałek z drugim głosem z zespołu, to można było usłyszeć, że drugi głos jest pierwszym głosem, bo jest przepuszczony i wypuszczony prawidłowo ze stołu.
  Na małej scenie w ogóle dźwiękowo dużo się działo. Na koncercie Ralfa Kamińskiego, ten poszedł do publiczności z mikrofonem na kablu. To dopiero było wyzwanie, by utrzymać kabel wpięty do rozdzielki, jednocześnie z przemieszczającym się Ralfem wzdłuż płotku oddzielającego publiczność od sceny. Ktoś z nagłośnieniowców przemieszczał się na kraju sceny trzymając kabel nad głową, by o nic nie zahaczył. By dopiero było, jakby nagle się wypiął.
  W dwa dni przeciągnąłem strasznie. W sobotę oglądałem do końca dużą scenę więc wyglebiłem o 03:50. Natomiast dziś położyłem się krótko po północy, ale bolała mnie gowa i przebudziłem się o 03:15, a ponieważ zeżarłem globulkę, to postanowiłem zobaczyć zakończeniu festiwalu, a to się opóźniło i efektem było wyglebienie o 05:10. Festiwal zakończył się o 04:54. Na stacji było już jasno, a w Kostrzyniu właśnie się rozjaśniało.
 
   Zadzwonił dziś 812 i mówi przez tel., że chce wejść na stację i zajął na dłużej jeden z torów odstawczych na jakiejś grupie. Zaskoczył mnie tym totalnie, tym bardziej, że nasze kontakty po 2010 właściwie zamarły. Z wyjazdów po świecie co jakiś czas schodziła kartka, z trochę humorystycznym tekstem i tyle. Od czasu jak się okazało, że jest chory i to poważnie (czytaliście - byłem u niego w szpitalu kilka razy) to kontakt odżył z jego strony. Mnie jest trudno przeskoczyć pewne sprawy, choćby taki długi czas braku kontaktu, co też nie było bez przyczyny. Teraz on chce stacjonować na stacji! Tak, nagle, tak jakby się nic nie stało, wejść w bieżące funkcjonowanie stacji. Jak przyjmować np. taki skład 172 i robić z nim manewry, jak ten będzie leżał w łóżku. Dziś już jesteśmy po rozrządzie 172, a to przyjemne chwile.
   W ogóle nie wiem co to za pomysł, bym nagle miał się w zasadzie nim opiekować. Co innego jakby się coś stało 979, to tu sprawa jest oczywista.
   Na razie spr. oleję, ale co tu wymyślać - jestem na nie.
   Tyle, bo jak zwykle nie umiem wypuścić notki, zaś będą przerwy. To tymczas.