Wczoraj pojechałem do wioski 972, do niego, złożyć jakąś szafę. Ponieważ składanie miało się odbyć, z już nie tak, małymi skurwielami, to w rozmowie z żoną od 972 bez jakiejś euforii, nawet z pewnymi wykrętami, w końcu się zgodziłem. No gdyby nie "małe" skurwiele, to bym tam w ogóle nie pojechał. Jakbym nie miał co robić na st. mac., ale jednak lato, to skurwiele w letnich strojach, a tego pierwszego to już dawno nie widziałem.
Jak przyjechałem to żona jeszcze była, 2-gi i 4-ty funkcjonowali, pierwszy jeszcze o 12:10 spał. Po jakimś czasie obudził się i po mieszkaniu przemieszczał się w klacie drażniąc w południe mój mózg. Przynajmniej jeden wyglądowo się uratował.
Dość profesjonalnie przystąpiłem do składania szafy, wpierw czytając i przeglądając instrukcję, następnie rozkładając śruby i mocowania w/g schematu. Podzieliłem obowiązki z pierwszego robiąc magazyniera, który na wezwanie miał podawać odpowiednie elementy mocowania, a czasem pomagał skręcać. Drugi uzbrajał ze mną elementy szafy. Chciałem by się nauczyli choć trochę i pamiętali jak się do takich czynności zabrać, jak już sami se kiedyś kupią szafy.
Dość dokładne składanie szafy zajęło 4h, bowiem jest trzydrzwiowa, wysoka na 2 m, z trzema wnękami na półki oraz na wiszące ubrania i półkami. Udało się bez jakiś wpadek zmontować.
Po jakimś czasie do pierwszego przyszła laska, jakoś mi się wydawało, że to nie ta co w ub. roku, ale tym razem zrobiła na mnie już lepsze wrażenie. Niestety oboje palą papierosy, na co mini wykład o ciepnięciu kurzenia, ale pewnie pozostanie bez zmian.
4-ty nadal mówi bardzo niepoprawnie. Przekazałem pierwszemu by go uczył mówić właściwie, bo będzie miał problemy z porozumiewaniem się, zresztą czasem jak do mnie mówił, to musieli tłumaczyć co, bo naprawdę było trudno zrozumieć o co mu chodziło. Mało tego jest już decyzja, że idzie do hilfki, to w zasadzie jest już stracony. I niech mi nikt nie mówi, że miejsce urodzenia nie ciąży na życiu, na tym zdupionym życiu. Jakie oni mają wzorce? Już widać, co pisałem tu kiedyś, wadliwe relacje między sobą, a poprawić się już nie poprawi, bo to nie takie typy osób. Charaktery już są prawie ukształtowane, formy wypowiedzi też, zażegnywanie konfliktów to strzelenie sobie w ryja. Ciężko im będzie zbudować poprawne rodziny, sprawnie funkcjonujące. Nawet nie wiem, czy przy takich wzorcach jest to w ogóle możliwe. Tym bardziej cieszę się, że udało się odciągnąć od przepaści 979, trochę naprostować 672, 975, wymiernie pomóc w rozwoju 373 i może paru innym. Część, ze względu na skromne już kontakty coś tam dla siebie wyciągnęła, o czym mówili czasem przy okazji, jak np. 898, 222, 230. a to miło się słucha. Więc wkład w rozwój części pokolenia w wiosce mamy.
Już wychodzę z tego samozachwytu. Remont ma ruszyć jutro, mam się zastanowić co robimy z 979, bo on ma w tym tyg. po woodstocku jeszcze wolne, to uzgodniłem w nim wcześniej, że wspólnie coś tu zrobimy. Dziś jego niby laska ma urodziny, to cały dzień z gowy.
Na szczęście na stacji też będziemy mieli wolne, bowiem 844 wciągnął rynek pracy. Poszedł do poprzedniej pracy spawać, oczywiście stękaniom nie ma końca, ale przynajmniej nie stęka na st. mac. 172 też do pracy, to pozostał jedynie 826, który czasem wchodzi na stację, ale na szczęście jest mało angażujący. (to miało iść w południe)
844 tradycyjnie wszedł na stację ok. 16:00, a 826 w ciągu dnia nie było. Za to wszedł na stację ok. 11:00 230, który dziś był u lekarza, bo nie doleczył przeziębienia, a właściwie to z nim gonił przez tydzień, następnie pojechał nad morze i teraz wyszły komplikacje. Oni jeszcze myślą, że mają 17 lat, są jak skurwiele, niezniszczalni, nic ich nie zabije, a co tego nie zrobi to wzmocni (wiem, to gupie jest, ale oni tak gadają). Ale jak już wszedł na stację, to postanowiłem, po pół roku, albo jakoś tak, semafor trzykomorowy dać ponownie na kolumnę estradową, na której stał przez ileś tam lat wcześniej podając sygnał S10.
Sprawa wydawała się prosta niby go tylko dźwignąć, ale trza było zrobić do żarówek nowe kable, uzbroić w kable zasilacz do żarówek, poprowadzić nowy kabel z gniazda 220V i przed zasilaczem zrobić wyłącznik, by zasilacz nie był cały czas w prądzie. Lutowanie, montowanie wyłącznika dwudrożnego (odcina oba przewody), sprawdzenie czy działa, trwało 4h. Akurat jak na placu było ciepło i miast robić coś innego to władowałem się w kable. Z jednej strony i dobrze, bo jedna rzecz z gowy, a przyjemniej będzie ponownie nastrojowo ze świecącym semaforem na stacji. Poprzednia konstrukcja została zaatakowana przez szczuraki, bowiem samiczki jak mają mieć młode to im się włącza norowanie i co jest w zasięgu to gryzą i sprawdzają, czy się nadaje do norki, a jak stwierdzą, że tak, to od razu w zębiska i biegną z tym do gniazda. Teraz już samców nie ma, to kąsanie kabli się skończyło i kable są nieruszane.
Tyle, bo to już miało być wyciągnięte na szlak w południe, a jest 6h opóźnienia, to tymczas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz