Może się uda na szybko spisać, bowiem prace w planach, choć troszkę przesunięte z powodu 979, ale stacja już zamknięta dla ruchu, by nam nie przeszkadzali.
Profil trzeci w biurze pracy, ten dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych jest rewelacyjny. Wchodzi się i w zasadzie po krótkiej bajerze z panią po drugiej stronie biurka podpisuje się następny termin. Pani, zresztą z którą bajeruje trochę, pyta się jak się nazywam, idąc do szafy po moją, już grubą, teczkę, a ja jej pierwszą literę i nr, bo teczki są w/g tych nr-ów poukładane, a nie alfabetycznie. Pani odpowiedziała, że to już trochę jak w "Ja robot", pyta się mnie o nazwisko, a ja jej kod literowo cyfrowy. Odpowiedziałem, że to w ogóle zmierza w stronę numerków, bo pesel i NIP stają się najważniejszymi i identyfikującymi nas cyframi. Następny termin za m-c.
W pokoju, który jest dopiero co po remoncie zamontowano nowe oświetlenie. Właściwie to powinny już być promowane nowe rozwiązania sekcji oświetlania pokoju, a tu ledy, ale rozwiązania stare. Tzn. w pomieszczeniu kwadratowym sa 4-ry oprawy oświetleniowe, dwie przy dwu oknach i dwu stanowiskach biurkowych, i dwie przy ścianie od korytarza, czyli przy wejściu i szafie z teczkami. W zasadzie na podwójnym włączniku powinny być osobno te przy oknie i osobno przy szafie i drzwiach, bowiem jak robi się ciemno, to wpierw w tylnej części pomieszczenia (dalej od okien), a dopiero później przy oknach. Oczywiście zrobiono inaczej. Zapalają się pojedynczo przy stanowiskach i równolegle przy ścianie. Czyli nawet jak będzie jedna pani, to zaświeci wszystko, bo będzie miała, albo przy drzwiach, albo przy szafie ciemno. A tak mogło by być przy oknach osobono, to zapalały by, teoretycznie, to światło później. I znowu będzie wypierdalany prąd, bo ktoś nie pomyślał i to w całym urzędzie, bo cały urząd pewnie tak zrobili. Co za mózgi...
Wczoraj byłem u lekarza, bowiem szczur "iwalidka", która była już chora i na skraju żywota, w poprzednią noc przylazła do łóżka i niechcący mnie użarła. Tzn. przesuwałem nogę, na śnie i nie wiedziałem, że ona tam jest. Być może wzięła to za atak, choć sama przylazł i mnie ugryzła w palec. Dość mocno. Ponieważ było to praktycznie na spaniu, to nie wyszedłem z łóżka, nogę wyciągnąłem na chwilę na pobliski stół, by rana się zasklepiła bez ciśnienia krwi, ale i tak pościel i kołdra pozostały poplamione krwią. Okazało się, że w przychodni nie szczepią już przeciw tężcowi, a poprzedni zastrzyk miałem coś ok. 5 lat temu i niby tyle są one ważne. Będe musiał sprawdzić na blogu, bo tu chyba najszybciej znajdę ów wypadek, któremu wtedy uległem.
Inwalidka miała w ogóle dziwne odruchy. Zdrowe szczury, to kryją się po norkach, zakamarkach i ciemnych miejscach. Ona będąc już kilka dni chorą wychodziła na wierzch, tak jakby chciała, by ją coś zeżarło i zakończyło jej żywot. Miała swoje miejsca okryte w których przebywała, ale było ją widać przez większość dnia. Wczoraj, w dniu wywozu, rano jej nie było, w zasadzie do południa i już myślałem, że padła w nocy i trza ją będzie szukać gdzie, ale pojawiła się. Po godzinie złapałem ją do pojemnika, by później już jej nie szukać. Oprócz niej wyjechało potomstwo od żyrafki. Niestety w kuchni nic nie udało się chwycić, a szkoda, bo właśnie kuchnia miała ulec zmniejszeniu ilostanu, bo tam najstarsze młode szczury latają i znowu może być groźnie, choć pilnuję się jak mogę, by panować nad sytuacją. W przyszłym tyg. łapanie w kuchni, bo dziś już nie, jutro też nie, w sob. odpada, do dopiero przyszły tydz.
Kończę, bo 979 zgłosił zajęcie szlaku, to trza kończyć, bo nie było sytuacji podbramkowych z blogiem. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz