Zabrałem się za zlikwidowanie okienka w starych drewnianych drzwiach wejściowych. W sumie te drzwi, jak byłem w wawce 2 lata temu, rozwalił 979 (pewnie o tym tu pisałem), jak mu na imprze coś dodali i mu się mózg przestawił w działaniu. Więc i tak były już naruszone. W ramach przygotowań do zimy postanowiłem się nimi zająć, bo to taki słaby punkt, jeżeli chodzi o szczelność. Rozebrałem je przedwczoraj, już po raz drugi, ale tym razem bardziej. Po rozebraniu stałem nad nimi jakieś 20 min i zastanawiałem się jakie rozwiązanie zastosować by było dobrze. Oczywiście drużyny trakcyjne z innych składów miały swoje pomysły, ale z totalnej prowizorki zrezygnowaliśmy, bo ich pomysły to do dupy wrazić. W każdym razie po około pół godzinnym kwitnięciu przy nich, na szczęście w słońcu, postanowiłem je złożyć, a nad rozwiązaniami, które przychodziły mi do głowy, zastanowić się później. Nie po raz pierwszy w życiu stanąłem nad czymś, czego nigdy wcześniej nie robiłem, przeto nie mam doświadczenia, wzorców działań itp. To takie ciekawe uczucie bezsilności umysłowej. Stoi się i zastanawia, co by tu zrobić, by było dobrze i bym nie musiał za 3 lata ponownie wsadzać w to rąk, albo zasypiać z myślą, że zrobiłem to źle i za jakiś czas trza to ponownie rozebrać.
Od jakiegoś już czasu staram się robić wszystko pod kątem wytrzymałości na najbliższe 20 lat. Dlatego wolę coś robić wolniej, dokładniej, by następnie mieć to już z gowy, a przynajmniej nie wpadać w cykliczność wymiany. Nie mam zamiaru zarabiać na to, co ma w sobie zaprogramowane zdupienie się po określonym czasie, choć zdaję sobie sprawę, że np. do pralki Polar PS663 bio części już nie dostanę, podobnie jak do lodówki Mińsk 16.
Drzwi miały z założenia być robione z 979, ale ten tradycyjnie w 4-tym m-cu L4 nadal nie ma czasu, choć obecnie ma rehabilitacje, co go trochę usprawiedliwia. W każdym razie drzwi po przemyśleniach czekają na dalsze działania, które chyba dopiero w sobotę nastąpią. Jutro wyjazd do 824, a dziś inne prace porządkowe, bo zaczyna być nieprzyjemnie.
No i jeszcze jedna refleksja przyszła mi do gowy. Otóż, ktokolwiek ma kogoś znajomego w markecie, to zapytać się ile tam jest wyciepowanych produktów, tych spożywczych, przemysłowych, no wszelkich. Zatrzymamy się trochę przy spożywce. Ponieważ markety wyciepują pełno żarcia, to pod naciskami zewnętrznymi nie obniżono cen na to co za chwile ląduje w koszu (no kto by pomyślał, że jest coś takiego jak przecena) tylko wywala się to nadal, ale odbierają to auta "Ree food" (Chciałem nawet tą firmę znaleźć na necie, ale krótkie szukanie nie przyniosło rezultatu. Nawet zdjęć aut nie ma. Będę musiał sam zrobić.) I obecnie wygląda to tak, że markety nadal wywalają, skrzętnie zamykając śmietniki przed oczami i rękami innych, ale w razie nacisku tzw. opinii publicznej są kryte bowiem, teraz odbiera to firma, która coś z tym robi. Oczywiście jakby się dalej zastanowić, to ceny w marketach na spożywkę są z narzutem ok. 100% i więcej, to nawet jak coś przecenią o 30%, co czasem im się zdarza, ale nie dot. to warzyw i owoców, to nadal są do przodu. Wiem, ten system jest zły i nie wymyślono lepszego, jednak chodząc do marketów i płacąc w cenie tego co kupujemy % tego co oni wywalają, ma się uczucie wysysania od nas kasy. W ramach nie wywalania kasy postanowiliśmy przejść, już jakiś czas temu, na drugą (ciemną) stronę. Takich rezultatów nie spodziewałem się. Jest to nie do przeżarcia. Nawet z pomocą 172 i 230, który obecnie jest bez laski i taki zawieszony w przestrzeni, jeszcze i tak wywalam wtórnie na śmietniki. Cieszą się również szczury z przysmaków.
Ciekawi mnie czy ree food jest samowystarczalne, czy czasem utrzymują ją markety, co zostało doliczone do ceny art. spożywczych. Byłby to już zupełny absurd, gdybyśmy płacili w cenie art. spoż. jeszcze utrzymanie firmy, która to utylizuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz