Ale wczoraj dałem czadu. Jakoś popo dobrałem się do żołądkowej gorzkiej klasycznej i tak ją opróżniałem, że wieczorem urwał mi się częściowo film. Aby tak samemu, tak bardzo się nawalić, to dawno nie miałem. Nawet nie wiem co 979 se pomyślał, komentarze pewnie będą dziś. Oczywiście było trochę spawania, nawet bezpośrednio po sobie posprzątałem, na dziś niewiele pozostało. W każdym razie łykanie mam na razie "z gowy". Za to dzień na rozruchu żoładka. Dobrze, że w obiegu z cysternami zjechał ryż, to na dobry początek w małej ilości zeżarliśmy jedną porcję, w trakcie dnia następną wchłoniemy.
Łykanie "z gowy", a tu wino się przelało. Tak zabrałem się za przelewanie, że sam bym się zalał. Jednak dwie osoby powinny być do tego, bo z węża za mocno płynęło i nie nadążałem podstawiać butelek i ich korkować. Wyszło 24 flaszki, ale różne. Od małej jednej 0,5 ltr., 0,7ltr, do 1 litrowych. Muszę policzyć ile tego łącznie wyszło. Podobna ilość będzie z czerwonej porzeczki. W bu. roku było 13 litrów.
Oczywiście kolor, klarowność jak zwykle powala. To nie to co dostaję od innych. Tylko dwie butelki są z białego szkła, to przez nie widać ciemnoczerwony, intensywny kolor. W smaku też dobre, choć to raczej nie była delektacja, co szybkie upijanie, by korkować butelki, jak się za dużo nalało. Ważne, że rozlane i "z gowy" (jak co raz powszechniej społeczeństwo mówi, kolejna naleciałość słowna). Jednak wiśnie są wdzięcznym materiałem do produkcji wina.
W pt. byłem kierowcą, bowiem w kato rozpoczęły się juwenalia. Po igrach w Gliwicach czas na kato. Scena podobnej wielkości jak ta w Gliwicach, nagłośnienie, pod względem ilości głośników, większe, ale sam dźwięk najgorszy z trzech imprez. Nie wiem co ten akustyk robił, ale to było żenujące. Na scenie kapela Łąki łan. Wokal nie był wyciągnięty ponad instrumenty i zlewał się z nimi. Perkusja, czy organy zbyt mocno wyciągnięte, praktycznie przester na nich było słychać co objawiało się charakterystycznymi pierdnięciami w zestawach głośnikowych. Sam wokal też źle wybarwiony, przez co trudno było zrozumieć co śpiewał. Myślałem, że przynajmniej od strony wizualnej będzie na telebimach dobrze, ale ktoś sobie wymyślił, przeróżne przeszkadzacze błyskające kratki, kółeczka, inne figury, w tym filtry różnobarwne na obraz intensywne, przeto nie dało się na to patrzeć z powodu męczenia oczu. Ogólna katastrofa - ani posłuchać, ani popatrzeć. Po Łaki łan, ktoś tam występował i było podobnie. Nawet dla sprawdzenia czy może ze mną jest coś nie tak, stanąłem za namiotem akustyka w odległości, by oba zestawy głośnikowe słyszeć i nie były niczym zasłonięte i nie zmieniłem zdania. Wpierw stałem przy jednym zestawie, następnie przeniosłem się obok namiotu akustyka, by być na jednej linii z nim, następnie za. Prawie jakbym widział usterkę i zmagania akustyków z wykonawcami. Paradoksalnie najlepiej wypadła z tych trzech imprezek wioska. Niby do wioski, to żaden jakiś tam z górnej półki akustyk nie trafia, ale kapela, mówili mi jak się nazywała, ale zapomniałem, była nagłośniona rewelacyjnie. Aż przyjemnie się słuchało.
Po rozebraniu się na stacji, po imprezce przy lesie, jakoś więcej zacząłem dotykać 826. W pierwszym dniu nawet to trawił, ale w drugim znowu włączyły mu się blokady. Hmm, będziemy napierać i zobaczymy jak się to rozwinie. Najlepiej trza by go dorwać nawalonego po jakiejś imprezce. Tyle teraz, do następnego, bo jakoś na rozruchu to jestem taki przydupiony. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz