sobota, 20 maja 2017

Sobota #1187

Wybrałem się z 979 na igry do Gliwic, to odpowiednik juwenalii. Impreza tygodniowa, ale dziś udało się organizatorom, bowiem pogoda dopisała. Ciepło, o 23:15 20C. Trawniki wokół politechniki pełne młodych ludzi, w zasadzie jak na to patrzyłem to wydawało mi się, że 1/3 młodej populacji Gliwic jest właśnie w tym miejscu, głównie samce, wszak politechnika. Byłem na koncercie Tabu, ale później przed Kultem wyszedłem, bowiem musiałem wracać do 824. Na samych igrach towarów, że dostawałem oczopląsu. Kilka sztuk było przejebanych, a było co oglądać, bowiem przy takiej temperaturze ubrani byli w krótkie spodenki, często koszulki na ramiączkach. Jednak, nie wiem czy mi się gust zmienia, ale raczej nie, wybór był trudny. Niewiele osobników mieściło się w górnych widełkach wyglądowych, ale też pisałem o tym kiedyś, to niestety nie wioska skurwieli, to też mózgowcy nie wyglądają jak skurwiele. Podobnie z ochroniarzami, którym trochę współczułem. Stali jak kołki przed sceną, część przed zestawami głośnikowymi. Tylko jeden z nich miał w uszach zatyczki przeciw hałasowi, widać, był już na jakiś imprezach i hałas na niego podziałał. To jeden myślący. Za to na przeciw zestawu głośnikowego, na co zwrócił mi uwagę 979, bo nie widziałem bezpośrednio, była mama z dziećmi, w tym ze swoją córeczką małą, coś ok. 2 letnią, która, nie wiedząc chyba co się dzieje stała przy napierdalającym zestawie głośnikowym ubrana w niebieską sukienkę i jeszcze ze smoczkiem w ustach. Obok wózek dla niej. Niskie tony, bo staliśmy niedaleko to można było poczuć w jelitach, to to nadupiało. Pomyślałem:
- matka z kalafiorem zamiast mózgu.
  Ciekawe, czy córeczka będzie wiedziała komu za jakiś czas dziękować za np. wadę słuchu, czy innych dysfunkcji, bo jeżeli w tym jednym przypadku matka nie myśli i to tak rażąco, to w innych też.  Coś jak żona od 971, która wpierw małej larwie dawała serek homogenizowany, a gdy ta po nim dostawała sraki, to na zatwardzenie ładowała jej dwie kostki gorzkiej czekolady.
  Ale pod zestawem głośnikowym z drugiej strony barierki stali również, nie wiedzieć czemu tam, ratownicy medyczni w postaci trzech lasek i jednego synka. Wiek ratowników ok. 20 lat. Wszyscy bardzo ładni, laskami by się zainteresował 979, a ja sanitariuszem. Patrzałem na niego i na nie, i zastanawiałem się czy wiedza jest u nich wprost proporcjonalna do ładnego wyglądu. Ratowany przez niego przy lekkich obrażeniach chętnie bym mógł być. Szkoda, że dziś nie robi się już bezpośrednio usta - usta.
   Samo nagłośnienie robiło dopiero wrażenie za namiotem akustyka, choć nie wiem jak to zrobili sam namiot nie był ustawiony prostopadle i w środku sceny, lekko był przesunięty w prawo, może ktoś nie zauważył, a rozstawionego już trudno przesuwać. Jak staliśmy pod samą sceną to dźwięki nie były pełne, bas zagłuszał trochę środki, zresztą i tak odbiór mieliśmy z jednego lewego zestawu.
  Po imprezie eldorado mieli zbieracze butelek. Stały dziesiątki butelek przy śmietnikach, głównie po piwie, w tym znaczna część zwrotnych, czyli za 30gr. można je w sklepach pooddawać.
  Do teraz w pamięci utkwiło mi trzech przejebanych mięśniaków, bardzo ładne sztuki. Zasypiając zastanawiałem, który ładniejszy od którego, ale każdy miał jakieś swoje walory.
  Telefon od niby laski od 979 zadzwonił ok. 00:30 więc zebrałem się i ruszyłem w drogę. Poinformowałem 824, że już nie wracam, bo wcześniej były dwie opcje, jedziemy bezpośrednio odwieźć niby laskę od 979 lub nocleg u 824 i zbieramy się rano.
  Po przyjeździe do wioski, co przewidywałem już na odjeździe od niby laski, 979 został spać w aucie. Na szczęście noc ciepła 15C, to nic mu się nie stało, zresztą za drugą próbą obudzenia, wiedziałem już, że i tak się nie uda, to przykryłem go kocem, który jest na ewidencji w aucie. Na stację wszedł o 06:20 spragniony picia i po chwili wyglebił dalej spać.
  Sam trochę odsypiając wczesne wstanie wczoraj u 824 obudziłem się już ostatecznie o 11:40.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz