środa, 26 sierpnia 2015

Maj 2014

Czwartek 2014.05.01 08:46 Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę i może było by planowo gdyby nie przyszedł 230. Udało mi się go namówić, aby się rozebrał z koszulki i w tym momencie misterny plan zaczął się czasowo sypać. No przy nim jak jest bez koszulki to bym mógł być tak cały dzień, dotykać jego skórę, masować, wtulać się twarzą w gładką skórę pleców, brzucha. No i oczywiście doznania wzrokowe. Ale cóż, trzeba dla móżgu inne doznania również dostarczyć więc się zbieram, reszta wpisu później.
Przez tego 230 to wyszedłem z domu opóźniony na tyle, że w drodze biegnąć z plecakiem na plecach modyfikowałem plan. Wreszcie podjąłem decyzję i pobiegłem na inny przystanek pamiętając z internetu godz. odjazdu tramwaju w drugim kierunku niż autobus, którym pierwotnie miałem jechać. W tramwaju jeszcze dochodziłem po biegu do siebie, trochę mnie dusiło wszak za często nie biegam, a ćwiczenia w domu to bez obciążenia placaka. Udało się, zdążyłem i na dworzec też. Ale na dworcu nieszczęście jak wjeżdżał poc. Podstawili nowy skład taki w którym okna się tylko uchylały, nie przesuwały w dół. Mało mnie nie rozrzuciło po peronie. Specjalnie wziąłem okulary słoneczne, aby wystawić głowę za okno, bo na pierwszym odcinku jedzie bardzo powoli to mój plan chuj strzelił. No cóż, przestałem prawie całą podróż przy przesionku często otwierając drzwi do przejścia między wagonami, aby się delektować odgłosem turkotu kół na stykach i rozjazdach przejeżdżanych w drodze. Po przejeździe 2h poc. w Krakowie poszliśmy na wagonownie w Prokocimiu i przy okazji zwiedzić grupy torowe czynne jak i jedną już rozebraną z nieczynną, ale stojącą nastawnią. Foty tego co było interesujące zrobione, uwiecznione co wkrótce będzie zrozebrane lub już jest w trakcie jak górka rozrządowa na Prokocimiu, gdzie tarcze rozrządowe świetlne już powyrywane z ziemi i leżące wzdłuż torów. Budka ustawiacza na górce rozrządowej też już z wybitą szybą. Zdjęcia zrobiłem, a z górki rozrządowej poszliśmy z 824 na wagonownie "zwiedzić" odstawione wagony IC na boczne tory. Stało ich tam około 30 na różnych torach, jedne starsze inne niewiele po modernizacji. Był nawet nowy czy po remoncie wagon sypialny wraz z nagłośnieniem tzn. wzmacniaczem do nagłaśniania wnętrza. To starsze jeżdżą na trasach, a ten już w krzakach. W ogóle się zastanawiałem jak to jest, że wagony np. 30 letnie tylko z wymianą siedzeń w środku, ze starym układem pudła, starym wyposażeniem przedziałów jeżdżą, a te nowe po naprawach głównych stoją w krzakach? Plan odjazdu z Prokocimia pierwotnie był na 14:43, ale opóźniłem go na 16:30, bo jak zwykle tereny kolejowe mnie na tyle zaciekawiły, że nie mogłem z tamtąd odejść. Bym tam mógł być do rana, a w ogóle w tych odstawionych wagonach spać jako noclegi za darmo. Chęci to jedno, plany to drugie to też z wagonowni tak prawie na styk poszliśmy na poc. na Płaszów. Dość żwawym tempem, aż mnie trochę na końcówce nogi zaczęły boleć nie wiem w sumie z czego, bo raczej nie powinny, inna sprawa w jednym czasie tak dużo to dawno nie chodziłem. Do tego wciąganie się do wagonów, do parowozu na Prokocimiu to był wyczyn po rurkach wciągnięcie się do budki maszynisty, później zeskok i to wszystko mogło spowodować przepracowanie nóg. To, że wytrzymał to 824 to też wyczyn, bo w jego wieku... Dlatego jak już obliczyłem, że zdążymy to zaraz zmniejszyłem tempo i już spokojnie szlismy dalej do stacji. Przyszliśmy 20min przed odj. poc., ale stał skład podstawiony do wyjazdu na główny do Lublina to wsiedliśmy i rozłożyliśmy się z jedzeniem w przedziale, po takim wysiłku i po takim czasie - śniadanie w domu rano przed wyjazdem, ale pamiętałem o babci w studni. W ogóle babcia w studni jest wdzięcznym tematem w stanach kiedy bierze mnie głód. W poc. poszukaliśmy przedziału wolnego i nie siedzieliśmy tam gdzie była wystawiona miejscówka. Do Warszawy mieliśmy pusto w przedziale, ale konduktor straszył tłumamy od Wa-wy, Tak jednak się nie stało wszak to środek dni wolnych czyli ludzie się mniej przemieszczają. Udało się nawet przespać, choć niewiele. Dojechaliśmy planowo do Gdańska Oliwy i tu 12min na przesiadkę. Wymarzłem na peronie, a wcześniej w poc. bo nie działało ogrzewanie, a na dworze w nocy zrobiło się chłodno. Ogrzewanie załączyli ale Chyba w Inowrocławiu to nie zdążyło się dobrze nagrzać i jak nie zdążyłem się nagrzać. Do Wa-wy poc. jechał przez Dęblin to trochę okrężną, ale w Wa-wie nie trzeba było zmieniać w tym rozwiązaniu czoła pociągu. W Wa-wie wsiadły dwie młode laski, jednej z nich mamusia już w oknie pociągu powiedziała: nie zostawiaj torebki nigdzie, bo tam masz pieniądze. No rewelka, mówić do prawie do przedziału, jakby wskazać złodziejowi, tam jest kasa. Ach to dzisiejsze rozgarnięte społeczeństwo. Te dwie też zaopatrzone w wyżerke z maka, same ciulstwa do tego na koniec po puszce małej coli. Pomyślałem - współczuję żołądkowi trawić w nocy takie ciulstwa, ale nie mój. Się będę rozstrząsał. Choć mojemu też niekiedy serwuje podobne coś to nie jestem bez winy. Chyba w Kutnie jeszcze jedna osoba dosiadła się do przedziału, tak że spałem czy raczej drzemałem na siedząco. Ogarnąl mnie kryzys, bo jednak lubię spać wygodnie, a tu takie warunki do tego zimno, to przez głowę przechodziła mi myśl, aby drugiej części wyjazdu już nie odbyć, ale jak to powiedzieć 374, że nie jadę. Trafiło by go na miejscu jakbym mu to powiedział. Reszta wpisu w piątek, bo jednak godzinowo to juz piątek.


  Piątek. 2014.05.02 20:39 Przebywanie 12min na peronie Gdańska Oliwy trochę mnie otrzeźwiło, bo jednak zimno - było jakies 9C na termometrze. Na szczęście poc. przyjechał planowo, a w wagonach nagrzane. Poszukaliśmy pustego przedziału, ulokowaliśmy się i zabrali za śniadanie. Po nim, korzystając z pustego przedziału rozłożyłem się na leżąco na siedzeniach. Niestety w wagonach nie ma jakiejś standaryzacji. Co wagon po modernizacji to bardziej coś wymyślnego. Ten mial na siedzeniach zrobione z gąbki, czy materiału na ktorym się siedziało, wypustki, aby każdy siedział na swoim siedzeniu i nie przesuwał się do sąsiada. Owszem fajne jak jest pełno w przedziale, ale jak pusto i się na tym położyc to leżałem jak na wielkich gałęziach. Pod barkiem jedna, druga częściowo w pasie i biodrze, trzecia pod nogami. Niestety uwieranie w tych częściach ciało powodowało trudności w zaśnięciu, ale pod wpływem niewyspania niewiele, ale jednak udało się przespać. Trochę to zregenerowało organizm. Do Poznania jechało się dobrze, skład nie był zapełniony i w pustym przedziale udało się dotrzeć do miasta. W Poznaniu jak przypuszczałem dosiadło się sporo ludzi, tak że przedział mieliśmy pełny. W związku z tym poszedłem poszukać jakiś pustych przedziałów i dwa wagony dalej, były dwa, w których siedziała po jednej osobie. Siedzieliśmy w przedziale 3-im i po przeniesieniu równo dwa wagony dalej także siedzielismy w 3-im przedziale. Tym razem był to wagon nowszy po modernizacji z nadmuchem - nie lubię takich wagonów. Wybieram te z grzejnikiem pod siedzeniami. To sa sterej konstrukcji, w których ciepło podgrzewa siedzenia i generalnie są cieplejsze od tych z nadmuchem. Od Leszna jechaliśmy już sami w przedziale, a skład więcej tracił jak nabierał ludzi. Do Wrocławia jeszcze trochę sie przespałem. Obudziłem się przed Obornikami Śląskimi i już w miarę normalnie fukcjonowałem. Niestety pogoda za oknem nie była dobra, padał niewielki deszcze, ale to skutecznie skracało możliwość wystawiania głowy za okno w celu podziwiania terenów kolejowych. Przed Wr-wiem remonty torów, zresztą w Obornikach też, stare układy torowe sa likwidowane i w ich miejscach sa budowane nowe, ale znacznie skromniejsze. Wiadomo, kolej przewozi co raz mniej towarów i ludzi, stąd stare układy torowe w obecnym wymiarze są zbędne i przy przebudowie stacji likwiduje się je. Na stacje Wrocław Mikołajów tez zlikwidowano wlot torów ze stacji Wr-w Nadodrze jak dobrze zapamietałem z za okna. Do stacji przyjechaliśmy nawet przed czasem, przeto zostało 12min na przesiadkę na poc. relacji Warszawa - Jelenia Góra. We wrocku odpinają wagony i dalej jadą trzy wagony, w tym jeden (już bardzo rzadki) dzielony klasy drugiej i pierwszej. Trzy wagony i jechały dość puste, może dlatego, że to środek wolnych dni, to wszyscy już dojechali i siedzą na wypoczynku. Od Wr-wia prędkośc szlakowa ok. 100km/h praktycznie do samych Świebodzic więc dobra. Od Świebodzic zaczyna się piękny odcinek jazdy. Pociąg jedzie przez większość trasy łukami na przemian ległymi do samego Wałbrzycha Głównego. Tor od Świebodzic do Wałbrzych Miasta po remoncie, w łukach szedł jakoś 50 lub 60km/h więc rewelacyjnie, tylko trochę za późno, bo znaczna część ludzi już odpłynęła na tym odcinku od kolei. Zresztą ilość wagonów nawet o tym świadczy. Kiedyś "Śnieżka", bo tak nazywał się ten poc. jechała w składzie 6 wagonów. Fakt, że zupełnie inną trasą, która pokrywała się tylko na odcinku Wałbrzych Główny - Jelenia Góra. Niestety nie dane nam było przejechać najładniejszego szlaku od Wałbrzycha MIasta do Wałbrzycha Głównego, bowiem poc. powrotny mijał się z tym naszym 1 minutę przed stacją Wałbrzych Główny. Na tym pominiętym przez nas szlaku są ostre łuki i największe wzniesienie na odcinku. A do Wał. M-ta w łukach jak szedł nawet po wyremontowanym torowisku to miło się słuchało odgłosów ścierających się obrzeży kół na szynie. Charakterystyczne świerszczenie było przyjemne dla mnie do słuchnia. W Wałb.Mieście dworzec wyremontowany, ładnie zrobiony w środku z żurawiem wodnym odrestaurowanym i ławeczą dookoła niego. Wewnątrz darmowe wi-fi. Sam dworzec w remoncie to strzeliłem parę fot. Stare torowisko ulega likwidacji w miejsce nowego znacznie już skromniejszego wszak ruch towaowy prawie zamarł na tej linii w stosunku do tego co było kiedyś. W poc. powrotnym też nie było ścisku, siedzieliśmy nadal sami w przedziale do samego Wr-wia. Przy wjeździe do Wr-wia ociepliło się na dworze to wsłuchiwałem się w odgłosy przejeżdżanych kolejnych rozjazdów na tory zwrotne. Po wjeździe na st. Wr-w Główny. Poc. do Krakowa nie było, jeszcze większe zdziwienie mnie ogarnęło gdy okazało się, że w te dni nie jeździ. Misterny plan uległ zawaleniu. Następny poc. za 2,5h. Cóż pozostało nam czekanie przy nienajlepszej pogodzie, na dworze było 13C. Poszlismy więc zjeść obiad do pobliskiego baru, ceny znośne, żarcie też. Poc. ze Szczecina do Kra-wa Gł. przyjechał planowo. Wysypało się z niego pełno ludzi, znacznie mniej wsiadło. Udało nam się znaleźć pusty przedzia i do celu dojechaliśmy w nim sami. Na szczęście był to wagon starej konstrukcji z grzejnikami pod siedzeniami to się dogrzałem po lekkim wymarznięciu na dworcu i wcześniej łażeniu po wrocku. U 824 niewiele czasu, zainicjowałem wpis na blogu, zeżarłem, okąpałem się, ustaliłem z 374 jutro spotkanie na dworcu i spanie. Zasnąłem dość szybko, ale dość długo nie było mi dane spać, bowie już o 05:30 musiałem wstać. Oczywiście 824 cierpiący na bezsenność obudził mnie 5min wcześniej, a tak dobrze mi się spało, ale to już kolejny dzień więc c.d. wpisu w sobocie.

Sobota. 2014.05.03 05:35 Same inicjacje,ale myślę z tego wybrnę. Dopiero co wstałem, wczorajsza noc zarwana w poc. tak odsypiałem w nastepnych poc. ale to bardzo na raty. Dziś wyjazd do Gdynii, tam nocleg i powrót poc. krążącym przez kraj. Jak dawniej jedzie planowo 16h, to jest okazja.
      Po sprawdzeniu, że poc. którym miałem dojechać na spotkanie z 374 idzie planowo spowolniłem przygotowania. Był plan rezerwowy w razie opóźnienia poc. dojazd autobusem dlatego też takie wczesne wstawanie. Poc. przyjechał jakieś 5min później, odjechał tyleż, ale czas na przesiadkę był. Skład złożony z 10ciu wagonów to był luz w ostatnim wagonie, w którym siedziałem sam. Ale też nie grzało w nim, na szczęście jechałem w miarę krótko mając nadzieję na już ogrzewany wagon na dalszej trasie przejazdu. 374 wziął miejscówki do poc. ale w wagonie, w którym mieliśmy jechać siedzieliśmy krótko. Kilka stacji dalej przeszliśmy do prawie pustego wagonu kl. 1 opisanego jako kl. 2-ga. Pierwszy przedział za lokomotywą był pusty to w nim rozłożyliśmy się. Od Zawiercia jechaliśmy sami w wagonie do Łodzi Kaliskiej. Dawno nie jechałem sam (no z 374) w wagonie. Było b. fajnie. Chodziłem często po nim, wchodziłem ro różnych przedziałów, patrzałem z różnych okien w czasie jazdy poc. i na nstacjach. To takie fajnie uczucie, jakby wagon był cały wykupiony i do dyspozycji, do tego jakby pierwszej klasy. Dojechaliśmy do Kaliskiej, a tu niespodzianka - brak zmiany na lokomotywie. Nie wiem kto zawalił, na szczęście nie jechaliśmy na przesiadkę to mogliśmy stać. Wreszczie zaczęło się coś dziać. Takie przejazdy od pkt. A do B, bez żadnych atrakcji są trochę nudne, a tu takie coś. Czekaliśmy 30min na zmianę. Przyszedł mechanik, ale jak się później okazało od innego poc. 53102 do Krakowa i nasz skład doprowadził tylko do Zgierza. Z Kaliskiej odjechaliśmy 40min w plecy. W Zgierzu byliśmy już tylko 34min w plecy, ale czekanie na zmianę zwiększyło opóźnienie do 48min. Za nim mechanicy się wymienili, przeszli składy zgłosili gotowość to była już 13:47 i pojechaliśmy dalej. Jazda nie była płynna jak to z poc. opóźnionym, przepuszczał te planowe i dlatego co wygonił na trasie tracił na skomunikowania. I tak w Ozorkowie stał 4 min, przy czym wyjazd z toru głównego dodatkowego dość atrakcyjny. Na wzniesienie, po starym torze, przez stary rozjazd, bujało lokiem, bujało wagonem, szkoda że nie zareagowałem i nie nagrałem wyjazdu. W Inowrocławiu było już 60min opóźnienia. St. Inowrocław znam ze starego planu kupionego na allegro. Przeglądałem go dokładnie, to tez przejeżdżając przez stację pamietałem co i gdzie powinno być. Niektóre nastawnie zamknęli, znaczną część bocznic zlikwidowali. Pozostały tory główne i grupy rozrządowe. Z Ino do Bydgoszczy jazda płynna, ale tu zwiększyło się opóźnienie, bowiem czekaliśmy i przepuszczaliśmy kolejny planowy poc. Po odjeździe było juz 65min w plecy. Z godzinnym opóźnieniem dotarliśmy na miejsce do Gdańska Gł. Z dworca udaliśmy się na msc. zarezerwowanych noclegów na ul. Na zboczu 50 gdzie za 35zł od osoby mogliśmy przenocować. Warunki trochę jak na początku za granicą przynajmniej tak mi się skojarzyło. Mały pokoik, dwa łóżka, łazienka z ubikacją wszystko w piwnicy. Ale blisko do centrum. Do fontanny Neptuna nawet dużo nie pobłądziłem. Sam się zdziwiłem i pomyślałem o sobie jestem zajebisty. NIe oglądałem planu m-ta, w Gdańsku byłem ostatnio jakieś naście lat temu, a tu w nocy, bez specjalnego bładzenia dotarłem do starówki. Na ul. Długi Targ czułem się na gdzieś za granicą. Sporo turystów, słychać było przeróżne języki, najwięcej rosyjskiego, jakies duże wycieczki musiały zjechać. Podobało mi się, ale musiałem wracać, wszak jutro kolejny dzień jazdy pociągiem. Wracałem nawet krótszą drogą jak szedłem tam co jeszcze bardziej polepszyło mi samopoczucie. W pokoju bylem ok. 22:15 gdzie 374 był już po 6-ciu piwach, które wcześniej kupił w żabce za 12zł. W czasie jazdy poc. mimo zabrania ze sobą okularów do patrzenia z za oknem coś mi wpadło do prawego oka, dlatego mialem problemy z zaśnięciem. Oko dość mocno łzawiło i czasami bolało przy poruszaniu się pod powieką. Z podowu zmęczenia jednak zasnąłem.


Poniedziałek. 2014.05.05 09:36 Pozostanie teraz żmudna praca opisania wszystkiego, a przynajmniej najważniejszych wydarzeń jakie się działy w czasie wyjazdu.
      Oprócz tego bieżące wydarzenia z nich to przylazł dzis 230. Był nawet dwa razy, raz jak wcześniej siedział już 228 to jakoś nie wysłowił się, to przylazł drugi raz co mnie zdziwiło. Nie powiedział na początku o co chodzi, a ja tradycyjnie się do niego dobrałem. I tak jakoś był dość uległy co mnie nawet zdziwiło. Dopiero później powiedział, że chodzi mu o pożyczkę bo pracuje, ale na razie nie dają zaliczki, a nie ma na śniadanie na jutro (rodzina) i kasa potrzebna. No pożyczyłem mu, ale przy okazji się wyjaśniła jego spolegliwość. No mnie się i tak podobało, bo kasę z pożyczki zwróci, a co miałem przyjemności z nim to moje. Resztę opiszę później, bo nie chcę nadwyrężać oka. Narka.


  Wtorek. 2014.05.06 08:14 Na razie nadrabiamy wpisy z wyjazdu, ale w miarę możliwości czasowych również bieżące.

   Środa. 2014.05.07 08:54 Był wczoraj taki jeden z osiedla, nie będę nadawał mu nr-u, bo siedzi za granicą i do kraju raju przyjeżdża sporadycznie, ale to osoba, z którą mam dużo wpomnień. To jedna z pierwszych dużych miłości platonicznych. Gdy zobaczyłem go wczoraj to przypomniał mi się epizod na jednej imprezce u kolegi, kiedy on totalnie nawalony leżał w pokoju, do którego nie omieszkałem wejść i się dobrać do niego. Ile to trwało, aby zsunąć mu spodnie choć częściowo. Każdy ruch był bardzo delikatny, aby się nie przebudził. Po każdym ruchu zamierałem czy aby już nie budzi się i nie strzeli mi w ryj. Pamiętm do dziś jego płaski brzuch, na którym rosły młode wtedy włosy, miękkie jeszcze. Brzuch tak płaski, że ręka bez przeszkód wchodziła pod spodnie. Był chudy, ale mimo tej chudości miał (przynajmniej dla mnie) zniewalające ręce i nogi. Żadne tam przerosty tylko kształtne ładnie uformowane. Do tego specyficzny zarost, mocny na nogach, słaby na rękach i b. delikatny na klacie. Gdyby tam był mocno zarośnięty pewnie bym się aż tak nie zakochał. Rozpinająć mu wtedy spodnie i delikatnie zsuwając na tyle, aby odsłonić jego narząd cały dygotałem z nerwów co będzie dalej i z podniecenia. Pamiętam, że gdy mu rozpiąłem rozporek i odsunąłem spodnie to zabrałem się za jego organ, który dość szybko się podniósł i był dość duży. Chwytając go do ręki i "pracując" na nim przekroczyłem granicę, z której łatwo nie było się już wycofać. Naprężonego organu nie schowam nagle i nie ucieknę bez zauważenia. Ciągnęło mnie aby go wziąć do ust i tak też się stało. Dokładnie już nie pamiętam, ale generalnie organy jak są młode to jakoś inaczej smakują, później to już nie to samo. Ten, młody do tego ta sytucja dobrania się do heteryka paraliżowała moje podniecenie. Jak pamiętam stanął mi, ale tyle, bo nie odważyłem się więcej zrobić. On w końcowej już chyba fazie dla niego się obudził, choć nie wiem czy nie był wcześniej świadomy co się dzieje. Jakoś dziwnie odnoszę wrażenie, że jak się to z nimi robi, to w końcówce trzeźwieją i są świadomi co się dzieje. Zawsze jak się przebudzą to mówią do reczy i język im się nie plącze. Nie pamiętam czy doszło z jego strony do finału czy nie, ale po przebudzeniu powiedział, (jak to mięśniaki skurwiele) że jak się ktoś o tym dowie to ... Nikt się nie dowiedział. Wczoraj, jak go zobaczyłem to ręce bez większych zmian, nadal na mnie działały. One się chyba najmniej zmieniają z upływem lat. Z za koszulki wystawał lekki brzuszek, taki naprawdę mały, ale on miał wtedy najbardziej płaski, coś jak dziś 222. Na twarzy się zestarzał, ma mocny choć golony zarost, wtedy miał taki jak u 230 młody, jeszcze delikatny.
      W tym dobieraniu się do mięśniaków jest coś szczegolnego. Specyficzna adrenalina na spoczynku. Poddenerwowanie przewyższające podniecenie choć skłamałbym gdybym napisał, że mi nie staje w tych momentach, ale to tyle. Każdy krok dalej wywołuje zupełnie nową sytuację. Przemieszczanie się mięśniaków, np. obrócenia na drugi bok, zmiania radykalnie cały plan, zresztą każdy najmniejszy ruch wywołuje silne wzburzenie (nie wiem jak to napisać) i co dalej, przebudzi się i koniec, jest świadomy tego co się dzieje i zezwala na dalsze czynności, na ile jest już rozbudzony i na ile panuje nad sobą? Takie pytania i inne ciągle przelatują przez głowę w takich chwilach, które jednak w miarę dokładnie pamięta się latami. Ciekawe ile oni z tego zapamiętują czy tylko fakt incydentu, który kiedyś tam nastąpił?
     Wspomnienia fajne, szkoda że nie wpadłem wcześniej na pomysł pisania bloga, część takich sytuacji była by opisana dokładniej. Na szczęście kilka spisałem na własnego @ i jedną umieściłem tu na blogu ileś tam wcześniej. Zabieram się za prace w mieszkaniu, bo dziś dużo do zrobienia. Narka.


Czwartek 2014.05.08 11:32
Trochę się w planach namieszało, wczoraj okazało się, że na razie nie będę pracował z urządzeniami. Cóż, króliki od królików mnie tym razem wyprzedziły na stanowisko. Planu B na razie nie ma, funkcjonuję jak dotychczas, choć plan B się na razie krystalizuje. Za to zabrałem się intensywnie za porządki w mieszkaniu po kilkultnich zaniedbaniach, ale przy pracy na 2 etaty to tak niestety jest, że ciągle się coś przekłada na kiedy indziej. Tak też często dotychczas było. Teraz od kilku dni zabrałem się za siebie i nawet to idzie, z czego jestem zadowolony. Przedwczoraj przywiozłem chyba już ostatnie zakupy meblowe do mieskzania tj. stary mebel kuchenny kredens, trochę za długi na jedną ściąnę - będzie wystawał i stary stół do pokoju, rozkładany. Stół już robi wrażenia na przychodzących, kredens do kuchni jeszcze nie, ale jak zostanie wniesiony to też pewnie tak. Oba te meble za 100zł, choć pewnie dało by się znegocjować trochę jeszcze. Wykonane są z litego drewna, nie to co dzisiejsze z płyty wiórowej czy innego badziewia, które za jakiś czas się samoistnie rozpadnie. Na razie robię porządek w pok.B pod wymianę łóżek. Przy sprzątaniu natrafiłem na rzeczy 172, który tam kiedyś mieszkał jakieś niecałe pół roku. Przez jakieś 2 tyg. mieszkał tam z bratem od 974. Brat piękny i sprzątając zastanawiałem się na ile 172 jest biseksualny? Choć nigdy tego nie potwierdził to spotykając się ze mną zawsze mu stoi i się podnieca. Mieszkając z bratem od 974 musiał się podniecac na jego widok, zresztą dążył skutecznie do tego, aby brat chodził bez koszulki co mnie również podniecało, a spanie w jednym pokuju z takim ładnym mięśniakiem, przebywanie, wspólne mini imprezki itp. to wspomnienia na lata. To podobnie jak 972, robi to, nawet chce okresowo i to oficjal od tyłu, ale oczywiście jak sie go kiedyś pytałem o to w stanie upojenia alkoholowego (jego bardziej jak mojego) to oczywiście zaprzeczył. Mniej wiecej jakby na stole położyć pomarańczę i spytać czy ona tam stoi i słyszy się odpowiedź - nie, nie stoi tam pomarańcza. Można i tak. Zresztą alko, co już pisałem tu, jest naszym sprzymierzeńcem. Dziś był, zresztą jest codziennie, 979 i po alko i jak normalnie się krzywi jak go dotykam to po alko, jakby bardzo spolegliwy się stał i nię stękał. Może alko jest przepustką do czegoś więcej u nich? Chyba tak. No i prawie najważniejsze dziś - był 222. Ponieważ chciał się zapożyczyć do wypłaty to wynegocjowałem zdjęcia bez koszulki. Mało tego dałem mu taką lekką sztangę aby ją trzymał w rękach podczas robienia zdjęć. Naprężone mięsnie rąk, wystające żyły, praktycznie uniemożliwiały mi prawidłowe funkcjonowanie. Jednak otrzeźwiałem się i cykałem zdjęcia z różnych stron uwieczniająć jego rewelacyjny wygląd. Czemu w życiu tak jest, że jak mięśniak to bez mózgu? To prawie reguła patrząc po wiosce, w ktorej mieszkam. Ale dzięki temu też z tego korzystamy na tym, że są mało myślący. Takimi ich wypuszcza system edukacji i tacy są umysłowo nieporadni.

Piątek 2014.05.09 10:36
Zrzuciłem na kompa zdjęcia 222, które wczoraj zrobiłem - no poprostu wyjebka. Takie zdjęcia to jest to. Dałem mu do rąk lekką sztangę aby mu się tylko mięśnie rąk napięły i widok jaki z tego powstał jest powalający. Wszystko dokładnie (w sensie) mięśnie widać, żyły na wierzchu no poprostu nie mogłem oderwać wzroku. Zarówno jak wykadruje się samo przedramię, podobnie z bicepsem, także z barkiem. Wszystko przez lata wyrobione, wyćwiczone nic nie na lane, żadnego przerostu. Album foto wzbogacił się o ładne zdjęcia i na wszystkich wyszedł dobrze, nic nie trzeba poprawiać. Dziś termin do PUP, ciekawe co tam wymyślą, ale od pon. mamy super ultra mega wyjebane zajebiste elektrowstrząsy na bark, to jak będą chcieli dać jakąć beznadziejną pracę to im pokażemy skierowanie i powinno być po wizycie. Dzień w zasadzie rozplanowany                                                                                                                                                                                                     Sobota 2014.05.10 16:33 Jak się ma za dużo znajomych to tak jest. Pojechałem dzis dla 972 przewieźć zamrażarkę i w drodze powrotnej postanowiłem wpaść do niego i w końcu z nim "coś" zrobić, bo już dawno nic nie było. Leżąc na nim odebrałem pięć telefonów. Niby można by ich nie odbierać, ale napierdalały by cały czas. I mnie, i jego to wkurzało, bo co ległem na nim i zaczynałem się nim podniecać to telefon. Fala telefonów minęła, skoncentrowałem się i zabrałem "do pracy". Nie powinno to tak brzmieć, ale dziś napięty dzień strasznie. Mimo wieku 972 się trzyma, zresztą co tu dużo pisać. Wybrałem samych ładnych mięśniaków do kontaktów. Zresztą to jakby oczywiste, bo z kimś grubym nie mógłbym współżyć, a przynajmniej nie było by z tego przyjemności. W każdym razie leżąc na 972, wiedziałem już że jak tylko tu skończę to mam dać znać 172, który już czekał na pozwolenie wjazdu na szlak. Po skończeniu z 972 i jeszcze przed wyjściem, zadzwoniłem do 172, że moje wchodzić na szlak. Sam pojechałem do mieszkania i sms-em poinformowałem 172, że stacja otwarta. Ponieważ dopiero co zrobiłem to z 972, to ze 172 postanowiłem to zrobić z wodą i mydłem. On praktycznie prosto po budowie, muszę przyznać, że co przyjeżdża z delegacji to wydaje mi się ładniejszy. Namoczyłem go wodą, rozprowadziłem mydło w płynie - daje lepszy poślizg, siadłem na nim i zacząłem go masować. Jak leżał to klata na górze, z ostatnich żeber skóra na brzuchu zaraz zchodziła w dół do pępka i dalej juz płasko do organu. Podobnie jak siedziałem na 972 i wiedziałem, że w kolejce czeka 172, tak przed wejściem na 172 zadzwonił 971 i przypomniałe się o wyjeździe do sauny branżowej. Tak wieć z cieszenia się 172 dużo czasu nie było, bo nastepny czekał na wjazd na szlak. Po tej budowie ręce, plecy, klata u 172 się ładnie zarysowały, no jest na co patrzeć, jest co masować jest na co robić spanking, który on w jakimś stopniu lubi, co mi się tak wydaje z obserwacji. Oczywiście oni nigdy nie mówią, że coś im się podoba, tylko trzeba przyuważyć jak na co reagują. Po wymasowaniu jego zacząłem masować swój organ. Poprzez kontakt z jego ciałem moja druga głowa też była namydlona. Przez jakiś czas położyłem się na nim i korzystająć z wody i mydłem przesuwałem się całym ciałem to w górę to w dół, to na boki. Mój napęczniały organ przy podnoszeniu się prawie się wbijał pod jego żebra, jak już nie miał się jak ułożyć to wystrzeliwał, w któryś bok. Wtedy przesuwałem się ponownie w dół, aby znowu położył się na nim wzdłuż brzucha. Tak zsuwałem się jeszcze bardziej w dół, aż nasze organy prawie się zetnęły. Jak już to nastąpiło to przesuwałem się na boki drażniąć i mój i jego organ. Podciągając się do góry, trzymałem mocno za jego bicepsy i praktycznie rękami trzymającemi jego bicepsy podciagałem się do góry. On leżał bez ruchu, tylko widać i czuć było rekację jego organu. Naprężony, a to pyta słusznej wielkości, ocierał się o moje pośladki, a jak się obniżyłem to i o brzuch. Po masażu siałem na nim na brzuchu w zagłębieniu. Masowałem dalej klatę zaczynająć robić spanking na nią, na boki oraz na okolice barków. Te mięśnie pod moimi rękami, spanking nawet lekki, bo nie przeszedłem do mocnego, presja czasu, na tyle mnie podniciły że szybko poleciałem. Po wszystkim wytarłem jego, podłogę, siebie, posprzątałem aby jak wejdzie 979, nie kapnął się, że coś było. Teraz to tyle, bo wnet ma wbić 971 i mogę i tak nieskończyć wpisu, to zakończę go na tym. Resztę dopiszę później. Narka.                                                                                                                                                                     Niedziela. 2014.05.11 14:20 Po wczorajszej wizycie w saunie branżowej, obudziłem się o 11:54, przynajmniej wyspany, ale pół dnia z głowy. No cóż, część spraw tradycyjnie się nie zmieści. A w saunie na jakieś 40 ludzi dwu nadawało by się do seksu, dwu dalszych ewentualnie, a reszta odpada. Co się dzieje z naszym społeczeństwem, albo jaki przekrój chodzi do sauny. Większość to morświny, takie kloce z za biurek. No oprócz tych 4 osób nie było na kim oka zawiesić. Inna sprawa, że po kontaktach z "moimi" mięśniakami, te osoby w saunie nie sa w stanie mnie zaskoczyć. No, bo jakbym przyszedł tam wpierw z 975 i 172 to połowa leżała by zemdlona na podłogach, wprowadzenie w drugiej fazie 222 i 171 spowodowało by omdlenie kolejnej części tak do 3/4. Ta pozostająca 1/4 to osoby lubiące morświny i dziadków choć nie wiem czy faktycznie zawierają się z 1/4. No i jak po kontaktach, a do tego jeszcze przed wyjazdem do sauny miałem spotkanie łóżkowe z 972, następnie 172 i praktycznie zaraz po tym jechałem tam, co faktycznie co miało by mnie tak zaskoczyć. Pierwsze to wybór odpowiedniego mięśniaka, drugie go jeszcze forma uprawiania seksu, a trzecie to ewentualne dalsze spotkania. Tu na msc. mam wszystko i siedząć w saunie zastanawiałem się po co właściwie tam jeżdżę? No chyba tylko kurtuazyjnie. Zdziwiła mnie jedna para. On gruby, taki typowy morświn, chyba ponad 100kg. jakieś ok. 28 lat i nawet niższy ode mnie, jego partner (nie wiem na jak długo) to młodziutki ok. 20 lat szkieletor. Wyglądało to trochę dziwnie, ale skoro się tak połączyli choć oczywiście w roli morświna widziałbym siebie, ale nie waże tyle, to czy młody by mnie chciał, skoro polecał na taką wagę?
         W ciagu dnia był 222, jutro lezie do pracy, a dziś udało się namówić go, choć nie bez stękania z jego strony na kolejne zdjecia bez koszulki. Tym razem do rąk dałem mu, a właściwie sam je wziął, dwie hantle. Nawet nie musiałem mu mówić, sam zaczął je naprzemianlegle podnosić i opuszczać, w tym czasie robiłem mu zdjęcia. To aż trudno opisać jak wyglądały jego mięśnie rąk w czasie tych ćwiczeń czy raczej naprężania mięsni, bo odważniki były lekkie. Oglądając później zdjęcia już na kompie skłamałbym, gdybym napisał, że nie reagowałem na nie. Mózg przekazał informacje do ośrodków zawiadujących organem dolnym i on pod wpływem tych informacji zaczął się sprawnie budzić do życia. Takie zdjęcia to prawdziwy skarb, a wygląd to drugi skarb. Jednak jak patrzę na niego, to wydaje mi się i zreszta mu to kiedyś powiedziałem, że będzie miał zdupione życie, a może mi się to tylko wydaje. Był też dziś 222, nie omieszkałem go zobaczyć bardziej szczegółowo i on jakoś puchnie. Ma grubą skórę to wiem już od dawna, zreszta jemu to powiedziałem, ale oprócz tego dziś był jakiś napuchnięty, tak mi się wydaje, że kiedyś będzie wyglądał jak 374. Już mu trochę brzuch się zaokrągla, ręce też, no i na karku widać zmiany, a ma 19 lat. Ale jakoś nie umiem go namówić na zdjęcia, choć te zrobione rok temu były by już inne jak obecne. Może jakoś dojdzie do jego sfocenia. Po ra kończyć dzień (23:10), bo jutro kolejny zajęty sprawami. Narka.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                         
Poniedziałek 2014.05.12 14:59 Te pierdolone predatory i wieprzowiny to mnie tak wqrwiają, że to masakra. Nie dość, że podrzuciła mi laptopa znowu do zrobienia, bo jej dzieciary jak i ona sama bezwiednie naciskają co się da i instalują ciulstwa na laptopie to następnie to trawia do mnie z tekstem, ale to zrób szybko, bo mi jest potrzebny. Najchętniej to bym jej tym laptopem strzelił z liścia w ryj, to nawet by się nie nauczyła, ale więcej by mi tego nie przyniosła. Jakoś to strawie, ale przy oddawaniu chcę (bo nie wiem jak wyjdzie) powiedzieć, że więcej go nie będę robił. Oczywiście to wszystko w ramach znajomości za darmo, bo reszta jej znajomych to na poziomie jej samej, więc nikt inny jej tego nie zrobi. To są efekty uboczne znajomości z mięśniakami. Już to gdzieś pisałem, że jak są mięśniakami to przeważnie debilami. To taki pakiet standard, w wiosce prawie nierozłączny.
      Zacząłem dzień od biegu, bo niby późno wstałem. Jeszcze bym się wyrobił, gdyby nie ciągłe stękania ludzi, a to to, a to tamto, a to jeszcze tamto. Efekt, wylazłem z opóźnieniem z domu, do tego już z ciśnieniem. Wszystko w biegu, a kolejka rzeczy do zrobienia. Jeszcze ten laptop od wieprzowiny. Siedzę już nad nim kolejną godzinę w czasie której odinstalowauje zupełnie nikomu niepotrzebne programy, bezwiednie pościągane na kompa. Do czego nas w przyszłości doprowadzi stałe obniżanie edukacji w szkołach. Przecież tu będzie generalnie pokolenie debili, którzy będą mieli utrzymać kraj finansowo. Toż to nierealne. Wyjazd na wakacje, a po nich intesywna nauka angielskiego, bo jakoś to czarno widzę.
    Może ten wpis zakończę bo dzień mam z dupy, to jeszcze więcej głupot napiszę. Może jutro będzie lepiej. Człowiek żyje nadzieją jak w kościele. Narka.
                                                                                                                                                                                                                                     
Wtorek 2014.05.13 13:10 Spałem z przerwą dość długa, bo 2h. Przebudziełem się po 04:00 i zasnąłem jakoś przez 06:00. Nie chciałem wychodzić z łóżka, bo na 10:30 super mega ultra zajebiste wyjebane elektrowstrząsy na bark, bo jakbym wylazł z łóżka i zaczął coś robić to później byłbym niedospany. Tak jakoś udało się obudzic ok. 08:25 i jakoś dzień leci. Na super mega ultra zajebistych wyjebanych elektro wstrząsach przypomniała mi się sytuacja z uczelni i refleksja. Żyjemy w b. drogim kraju i sami sobie taki stwarzamy. Rozmawiając z ludźmi odnoszę wrażenie niewidzenia u nich korelacji pomiędzy wywalaniem w kosmos kasy np. przez wyższa uczelnią, za którą studenci zaoczni płacą, a dzienni mają dofinansowanie, a oszczędnościami jakie mogła by tu przykładowo uczelnia, czy tam gdzie dziś byłem ośrodek rehalibitacyjny. Spr. dot. np. ogrzewania. Jak studiowałem lata temu to w okresach takich jak obecnie, kiedy rano było zimno, a w południe robiło się ciepło nikt na uczelni nie myślał, aby zakręcić np. centralne ogrzewanie. Poniewaz jestem oszczędny to zakręcałem na korytarzach i w klasach kaloryfery, aby to tak nie waliło w atmosferę, ale czy od tego powinienem być ja? Czy nie może być zatrudniony konserwator, który się takimi rzeczami zajmuje. Nie dość, że zarobiłbym na siebie to jeszcze spowodowałby zysk. Przecież uczelnia - gmach 4 piętrowy, 3 skrzydłowy powierzchni w tyś. m² na zakręceniu ogrzewania jak jest ciepło zyskała by kilkaset zł. Wiem, bo mam licznik ciepła, i wiem ile się płaci za małą powierzchnię ogrzewania, a co dopiero w tyś m². W budynku rehabilitacji dziś to samo, jak się na dworze zrobiło ciepło to co się robi? Otwiera się okna na całość, zamiast zakręcić kilka zupełnie nikomu niepotrzebnie grzejących kaloryferów. A co tam, niech grzeją atmosferę. Oświetlenie to samo. W samo południe, świeci słońce, okna na stronę południową w pomieszczeniach świetlówki w podwójnych oprawach w dwu rzędach świecą w najlepsze. Chętnie bym te kw. przyjął do siebie do mieszkania jak mają nadmiar, no ale kto by pomyśłał to wyłączyć, przecież obsługa za to nie płaci, wrzuci się to w ogólny rachunek utrzymania budynku. I tak można wymieniać w nieskończoność jak sa wywalane pieniądze, które mogły by być zaoszczędzone i coś mogło by być tańsze, ale po co? Żyjemy przecież w bogatym kraju mlekiem i miodem płynącym. Stać nas, a jak kogoś nie stać to niech siedzi w domu. Najlepsze jest to, że tak się dzieje od lat, bo studiowałem naście lat temu, a dziś dokładnie to samo się dzieje. Nic się nie zmieniło. Wszystko wrzucimy w koszty, a niech sie martwią Ci co będą chcieli coś kupić. I jak tu nie wyjechać z kraju?                                                                                                                                                                                                                                                                                                                           
Środa. 2014.05.14 09:23
Kolejny dzień pełen zajęć, a już zbliża się wyjazd na wczesne wakacje. Choć krótki to jednak mam nadzieję, że będzie przyjemny. W związku z tym lecą już przygotowania do niego, to powoduje zwiększoną ilość zajęć, oprócz bieżących dodatkowe związane z organizacją wyjazdu. Za to wczoraj zrobiłem wpadkę, zostawiłem kompa z otwartym folderem na dolnym pasku, w którym są zdjęcia 222 bez koszulki jak macha sztangą. W domu pozostał 979 i teraz nie wiem czy je widział czy nie. W ogóle ostatnio jakoś nienajlepiej funkcjonuję. Zdjęcia zostały bowie oglądałem je razem z 222 podnosząc jego samoocenę, bo nie wiem czemu ma taką niską, choć ostatnio jak był w pracy to przychaczyła go laska na ulicy jak pracował i przeszła koło niego dwa razy oraz patrzała się za nim odchodząc z babcią, ponoc mało się nie wywaliła. Jak to się czasami mówi: z takim wyglądem to bym zawojował świat, a on uważa się za zupełnie przeciętnego, niczym nie wyróżniającego się. U mnie jest w czołówce, o czym mu wielokrotnie mówiłem, a skoro u mnie tzn. że źle nie jest. Ze zdjęciami to taka niezręczna sytuacja. Nie wiem czy 979 je widział i się tego chyba nie dowiem. Jeżeli już to musiałby się kiedyś zdradzić przy jakiejś okazji, tak będzie to od niego nie do wyciągnięcia. Z blogiem też ostatnio zaliczyłem kilka wpadek polegających na niewykasowaniu z historii przeglądania adresów stron do niego. Tu jestem bardziej spokojny choć nigdy niewiadomo. Jednak wydaje się, że jakby natrafił na niego, to to już wypłynęło by na wierzch, wszak prawie każdy w jakimś stopniu jest tu opisany.
         Zabieram się za realizację planów dnia, postaram się wpisać coś później. Ćwiczenia dziś to godz. wczoraj pełnej godz nie zrobiłem. Ale po godz. jestem wykończony, jednak przerwa jaka była daje się we znaki, trudno się znowu wdrożyc w system intensywnego ćwicznia przez godzinę. Ale nie poddaje się, bo na wyjeździe trzeba będzie pracować fizycznie to siła jak najbardziej się przyda.
       Na super ultra mega zajebistych elektrowstrząsach okazało się dzięki mojej nieodłącznej dociekliwości, że aparat, którym pani mnie rehabilituje jest zdefektowany. Powstawła konsternacja co dalej. Wszak dotychczas urządznie jako sprawne nagle okazało sie niesprawne, a pacjenci czekają. No i jutro też przychodzę. Ciekawe jak panie z tego wybrną, bo bez sensu jest siadać do tego urządzenia skoro zdefektowane. Natomiast pielęgniarka nakreśliła historię urządzenia. Jest ono "amerykanske" sprowadzone przez Włochów i montowane przez firmę w PL. Od razu pomyślałem - fajne badziewie, jak przeszło przez tyle rąk i do tego za każdym przejściem pewnie lazła obok koperta. Pani powiedziała też, że mamy porządną firmę od takiego sprzętu w Otwocku, no ale "amerykanske" obliczone na 2000 zabiegów i tyleż zrobiło i się zdupiło. Teraz pozostanie kupic nowe "amerykanske", bo serwisu pewnie nie ma, a tak z Otwocka by przyjechali lub wymienili, a kto to będzie odsyłał na drugi kontynent. Teraz opcja czy panie to zgłoszą, czy będa nadal symulowały na aparacie, że "leczą".
       Wieczorem jak jechałem po zupki ze szkolnictwa to wpadłem przy końcu wyprawy do mieszkania takiego mięśniaka, który kilka razy był u mnie na jakiś tam imprezkach. Zawsze z tego co wystawało po za ubrania mi się podobał. Jak przyjechalem do niego, gdzie mieszka od pn. wiec drugi dzień, a byłem tam wczoraj z 373 i 672 pierwszy raz, to był ubrany w koszulkę z długim rekawem, a dziś był bez koszulki. Bardzo mnie ten widok ucieszył. Starałem się jednak przeciągle nie patrzeć na niego, bo se jeszcze pomyśli, ale bez koszulki nie rozczarował mnie. Takiego właśnie się spodziewałem. Więc dziś będzie się przyjemnie zasypiało, a rano może przyjemnie wstawało. Lezę spać, bo późno. Narka.
                                                                                                                                   Czwartek 2014.05.15 11:45 No niestety, zostałem dzis obsłużony, zresztą jak inni, zdefektowanym urządzeniem. Może jestem w lepszej sytuacji, bo ręka już w większości zrehabilotowana. Wracając do wczorajszej wizyty u mięsniaka na pustym mieszkaniu, to dziś tak rozmyślałem nad nią. Otóż od przyłożenia oka do wizjera do otwarcia drzwi upłynęło jakieś 10sek, w tym czasie przypinałem rower do poręczy klatki schodowej. Otwarł drzwi bez koszulki, mógł ją w tym czasie zarówno ubrać, jak ściągnąć, jak i nic nie zrobić. Oczywiście wersją optymistyczną jest ściągnięcie jej dla nas, aby nam się pokazać bez niej. I tak pomyśłałem ileż to razy tworzymy takie optymistyczne terorie pasujące do naszego scenariusza, czy aby one do niego pasowały. Skolei jak się dzieje coś źle to od razu pojawia się spiskowa teoria dziejów. A to on się na nas obraził, a to on nas olewa itp. To takie w sumie proste i tak ciągle działa. Natomiast rano walcząc z nadmiernym popędem powstrzymałem się z w.k. na tym co widziałem wczoraj, choć tak trochę mi się chciało i trochę nie. Podobnie jak w stanach głodu przypominam sobie o babci w studni, to w stanach potrzeby w.k. myślę o 979 i jego małym popędzie i braku ciupciania już od ¾ roku. Skoro on może, to ja też mogę iść w tym kierunku.
     Wyjazd po zupkę ze szkolnictwa w deszczu. Najgorzej jest wyjechać w taką pogodę, później już jakoś się jedzie. Podobnie z ćwiczeniami, najgorzej jest zacząć później jakoś sie ćwiczy. Właśnie nie ćwiczyłem, bo po super ultra mega zajebistych elektrowstrząsach obżarłem się zupką ze szkolnictwa i ziemniakami tak, że nie mogłem zacząć z ćwiczeniami, a jak już strawiłem to było po 16:00 i zupełnie mi się nie chciało do tego atakowali mnie na gg to zrezygnowałem z nich. Powrót z zupką z wydłużonym czasem jazdy, bo 672 nie ma chlapaczy w rowerze to by go zaciepało na plecy brudem. Za to udało się wnieść do pok. B. łóżko od stomatolog, przy pomocy 979 i 222. Jutro 222 ma przyjść pomóc nam je skręcić i poprzenosić inne rzeczy. Leze zara spać, bo niedosypiam ostatnio, to do jutra. Narka.                                                                                                                                                                                                                                                                                         
Piątek 2014.05.16 09:35 Tak myślę im dłużej jest teraz beznadziejna pogoda tym większe prawdopodobieństwo ładnej pogody jak wyjadę na drezyny kolejowe. Zastanawiam się czy zabrać tam laptopa z aero2, ale jakoś na taką długa podróż wlec sprzęt? Inna spr. jak będzie taka pogoda to co tam robić? W ub. roku jak byłem ze 172 to mieliśmy 2 tyg. słonecznej bez większych opadów pogody. Woda w jeziorze ciepła, dziennie jeździliśmy drezyną 800m na kąpiel. Drezynę przypinaliśmy łańcuchem do szyny i z nasypu schodzilismy jakieś 100m do jeziora z bardzo ciepłą wodą. Akurat w miejscu gdzie mało turystów, nieliczni mieszkańcy tam zachodzili, były dni i godziny że byliśmy tam sami. Ten wyjazd z 824. Jak będzie zobaczymy i najważniejsze na ile zarosły tory trawą. W ub. roku byliśmy w sierpniu to były na pewnych odcinkach bardzo mocno zarośnięte. Teraz jest wcześniej to może jakoś się uda przejechać, ale w sumie mało bedziemy bo 8 dni faktycznie tam. Niewiele na przetarcie szlaku, ale się zobaczy. Ruszyły juz przygotowania do wyjazdu, bo jednak trzeba rower i inne sprawy przygotować wcześniej.
     Ciąle jestem zabiegany, wszystko szybko, na ostatnią chwilę, na nic porządnie nie ma czasu, nawet w symka kolejowego nie gralem 2 tyg., dlatego dziś zbuntowałem się popołudniu i stwierdziłem "co jest do chuja?" Był 222 i pytam się go co robi w wolnej chwilach w domu - gra, a chwil wolnych ma pełno. U mnie ciągły chroniczny brak czasu, stw. bunt - gramy. Za nim to nastąpiło to 222 rozebrał mi dwa monitory na miedź i złom. Trochę oczywiście się do niego dobrałem, jego skóra na plecach i jej krótki masaż spowodowały pobudzenie mojego organu prawie natychmiast z czym trochę musiałem się kryć. Ale po wyjściu 222, trochę posprzątałem po rozbiórce monitowór zalegających mi w pok. B jakiś rok czasu i tak ich bym już nie używał, i zabrałem się za symulator. Ugrzązłem przy nim na 4h, ale oczywiście z przerwami, bo ciągle ktoś coś ode mnie chciał, a to przez gg, a to bezpośrednio 979, ktoś zadzwonił i tak do zesrania. No jakoś się udało. Przyszedł wieczorem 823, którego długo już nie było, ale to przez to, że przeprowdził się i mieszka terz dalej. Tak odchaczyłem, że kolejnej osoby ubyło zawracającej mi głowę. Przed 22:00 przyszedł 172, ale zapowiadał się wcześniej, zresztą jego wizyty są z gatunku tych innych. Reszta wpisana w sobotę. Narka.                                                                                                                                                                                                                                                          
Sobota. 2014.05.17 12:59 Był wczoraj 172, tzn. przyszedł wczoraj, ale akcja działa się dziś, bo było już po północy. Przyjechał z delegacji, a ponieważ pok. A był zajęty m.in. 979, 879 to poszedł z kompa skorzystać do pok.C. Jak już się opróżniło, a było to niestety dziś, to poszedłem do 172. Siedział przy kompie na krześle z oparciem, a że wszyscy już poszli to rozebrał się z bluzy i koszulki. Zacząłem mu robić masaż na plecach. Po tej budowie to ma mięśnie pleców wyrobione, zwłaszcza te w partii lędźwiowej. Tam to ma twarde. Przy masażu zacząłem robić bardzo lekki spanking. Robiłem to z dwu stron klaty, raz z jednej raz z drugiej. Siedział na kompie i grał w jakieś gry. Nie reagował w ogóle na moje poczynania. Już kiedyś zauważyłem, że nie stęka jak się mu spanking robi, to też trochę sobie pozwoliłem. Z czasem klepnięcia ręką były mocniejsze, na skórze zostawały czerwone ślady od palców, taki małe czerwone pręgi. Starałem się równomiernie klepać po obu stronach od góry do pasa lędźwiowego. Palce odbijały się na skórze, widok zaczynał mnie podniecać tymbardziej, że on nie reagował. Z czasem pręgi czerwone zaczęły się zacierać, a skóra w miejscach, w których była klepana robiła się czerwona. Najgorzej było w dolnej części, bowiem siedział bliko oparcia i nie było jak rozpędzić ręki, aby klepnąć. Aby był dobrze oświetlony to raz stałem z jego lewej strony, wtedy klepałem jego prawą stronę, to znowu przechodziłem na prawą stronę i atakowałem lewą stronę. Za nim nie mogłem stać, bo robił się cień od lampy. Klepałem go w takich 3-4sek przerwach nie w jedno miejsce, ale równomiernie. W czasie spankingu przypomniało mi się, że nie zablokowałem drzwi i mógłby wejść 979 to też poszedłem je zablokować. Jak wróciłem do pok. C on nie siedział już na środku krzesła, ale na jego kraju, dzięki czemu mogłem teraz bardziej klepać dolną część jego pleców. I w tym momencie włączył się móżg tworząc teorie dot. jego przesunięcie. Oczywiście "najlepsze" były te po naszej myśli, tzn. taka że przesunął się, bo chce aby go klepać także w dolnej części. Zresztą jakoś nie mogłem innego wytłumaczenia znaleźć na szybko, ale mogło też mu się chcieć poprostu przesunąć do przodu co wcale nie było związane z tym co robiłem, mógł też chcieć siedzieć bliżej klawiatury, choć w tej opcji przysunięcie krzesła też było rozwiązaniem. Zresztą mięśniaki skurwiele rzadko kiedy siadają na brzegu krzesła, to raczej domena kobiet. Przyjęliśmy teorię dla nas najlepszą i kontynuowaliśmy. Trwało to może dalsze 10min, kiedy zaczął się podnosić, aby przenieść się na łóżko, ale zrezygnował i siadł ponownie. Już drugie zdarzenie, które przerobiliśmy na naszą korzyść - podoba mu się. Kontunuowaliśmy więć, nawet trochę bardziej się przykładająć tzn. klepnięcia były mocniejsze. Plecy zaczęły się też bardziej czerwienić, mnie zaczął jeszcze bardziej stawać. Jakby w tym momencie wziął mi od ust, to bym mu się w nie zlał, ale grał w gry. Sytuacja podobała mi się. Nie to co oglądam na filmach porno, kiedy ten co klepie robi to bez przekonania, jakby tego w ogól nie czuł, tylko mu kazali bić ofiarę. Ofiary też różnie reagują, od nadmiernego stękania co czasem jest wręcz komiczne, do prawie zasypiania w trakcie spankingu. W moim przypadku żałowałem braku kamery. Nagrał bym to i miał własny film, realistyczny - nie sztuczny. Gdy już plecy miał czerwone przestałem, bo nie wiedziałem czy nie posuwam się za daleko, jednakowoż on przecież też mógł powiedzieć, że za mocno, albo że już dość. Nie mówił nic. Stałem tak nad nim 5min i w końcu powiedziałem, że przenosimy się na łóżko. Trochę później żałowałem, ale to są takie chwile kiedy niewiadomo na ile można sobie pozwolić. Bo co jakby mu się nie podobało, a z jakiś innych przyczyn to trawił? Co, jakby pomyślał - teraz niech dokończy, ale nigdy więcej mu na to nie pozwolę? Pytań było oczywiście więcej, ale były też wersje optymistyczne, podobało mu się i niepotrzebnie kończyłem. Inna spr. że rano, na podstawie tego co było zrobiłem w.k. W łóżku standard, spanking na klatę, jej boki i trochę brzuch. Jak siedziałem mu w dolnej części bioder, tak że jego organ był prawie razem z moim, to po klapsach na brzuch naprężał go, a widok ten powodował u mnie finalne podniecenie. W ogóle po budowie jest teraz taki umięśniony, że nigdy długo to z mojej strony nie trwa. Nawet usiłowałem trochę przeciągnąć, ale ten jego naprężający się brzuch, żyły z boku brzucha, żyły na klacie no i poleciałem... Jak skończyłem to już była 02:10 więc najwyższa pora spać, ale procedury to wylądowałem w łóżku 02:45. Rano dziwnie się przebudziłem o 07:15 i nie mogłem już zasnąć, on skorzystał z okazji, że już nie śpię i polazł na wiochę. Chyba jakoś popołudniu się zdrzemnę nadrabiająć zaległości.
       Trochę przy sobocie posprzątałem, uruchomiłem jeszcze na 20min symka kolejowego, spr. wczorajsze błędy, które zrobiłem no i odchudzanie, i jednocześnie robienie wpisu tu. Jednak na sraczu to się rewelacyjnie pisze, nikt mnie tu nie zaskoczy i zawsze można dokończyć co się zaczęło. Tyle teraz, narka.
      
Już kiedyś podjąłem decyzję, o nie cenzurowaniu wpisów pod wpływem alkoholu. One mają swoją specyfikę i są takie inne. Mimo możliwości korekty tego co sie piszę w sensie poprawy pisowni, reszta czyli myśli są szczere. To jest                                                                                                                                                                                                                                                            
Niedziela. 2014.05.18 14:31 Tak średnio się wyspałem, ale to z powodu imprezki wczorajszej. Jeden z mięśniaków z wioski się żenił, inne mięśniaki zrobiły mu bramę i skroiły 3 flachy białej żubrówki. No nie lubię pić dziadostwa, ale nic innego nie było. Przez to i tempo picia noc miałem z wiaderkiem, ale za to rano nie miałem kaca i normalnie funkcjonuję. Za to jak byłem pod wpywem to napisałem @ do 230, w kórym zawarłem info, że wydaje mi się, iż jest biseksem. W ogóle nie wiem czemu to napisałem, ale poszło. Ciekawe co napisze. Napisałem również do kumpla w Anglii, siedzi tam już 11 lat i na dobre się tam zadomowił. Nigdy niewiadomo co się robi dobrze. Może trzeba zintensyfikować myśli o wyjeździe tam i zabrać się do nauki języka, aby wyjechać z podstawami przynajmniej. Tyle teraz, może później jeszcze coś dopiszę. Narka.                                                                                                                                                                                                       Poniedziałek 2014.05.19 14:33 Byłem na super, ultra, mega, maxi, dojebanych elektrowstrząsach. Na szczęście dostałem się na stare, ale sprawne urządzenie, bo kabina z nowym amerykańskim urządzeniem zdefektowanym była zajęta - i b. dobrze. Przy okazji, tradycyjnie gdy na dworze zrobiło się ciepło, to centralne w budynku odkręcone, a okna otwarte na oścież. Beztrosko pieniądze sa wywalane w powietrze. Ale cóż sie przejmować, gdy zapisywała sie pani na super, ultra mega, maxi dojebane elektrowstrząsy i została zapisana na 20 października. W sumie co się dziwić. Uraz czy wypadek na rowerze miałem w sierpniu ub. roku, a dziś jeszcze chodze na zabiegi. Podobnie z en. elektryczną. Słonecznie na dworze, sala od strony południowej, a dwa rzędy świetlówek napierdalają cały czas. Oczywiście to jest doliczone do zabiegów, które przez to sa droższe, a mogły by być tańsze. Do tego pewnie jeszcze prezes zarabia 20 tysi na m-c, a jedna pani opierdala 8 (osiem) stanowisk. Później jest tak, że jak w innym stanowisku się czas kończy i pacjenta trzeba odczepić od urządzanie to pani: - to teraz pan sobie tym sam pojeździ. Jakby piszczało tzn. że nie ma kontaktu i powoli tym ruszać.
- dobrze, będę powoli ruszał. Za 3 min; pani:
- o robi pan z tyłu i panu nie piszczy, jaki pan rozgarnięty
- staram się obserwować jak to działa
- dobrze, dobrze to panu idzie.
Jak chodziłem na łamanie ręki (ćwiczenia korekcyjne) kilka sal dalej, to to samo. Jedna kobieta na, kiedyś policzyłem, 11 (jedenastu) ćwiczących. Więc praktykowana tam jest samoobsługa. Po jedno, góra dwudniowym wdrożeniu trzeba się obsługiwać samemu lub jedni pacjenci (uszkodzeni, bo sprawni tam nie łażą) pomagają innym, bo kobieta jest sama do 11 luda. I znowu prezez pewnie czesze 20 tysi/m-c a zatrudnić drugiej osoby nie sposób. Terminy to trochę krócej, ze względu na duży stopień samoobsługi pacjentów. Ot taki nasz kraj cudowny - zielona wyspa. I szczęśliwie, że rodzi nas się co raz mniej. Rynek pracy się przerzedzi, będzie luźniej i za 5 czy 10 lat może być trochę lepiej przynajmniej dla pracujących, bo o wysokość stawek i jakiegoś ich wzrostu nie sądzę, aby jakiś szał nastąpił.                                                                                                                                                                                                                                                                                              
Wtorek 2014.05.20 08:59 Inauguracja, pierwsza herbata z pokrzywą z przed bloku. Jakoś tak zawsze późno zajarzę co roku o tych pokrzywach, ale już ruszyło. Dodaję do jednej herbaty trzy liście pokrzywy, świeże przed chwilą zerwane. Nie tam jakieś susze z torebki. Wczoraj był 975, stękał trochę bo chory, ale i tak to zrobilismy. Był na czworaka bo przeziębiony, to lepiej aby na mnie nie dychał. Nie mam czasu być chory, to nie to co wszkole uczniowie polują na choroby, aby nie chodzić do niej. Później to wygląda zupełnie inaczej. Śniadanie i zabieram się za dzień. Muszę ułożyć plan, bo dość zajety będzie.
     Porniole i popęd seksualny mnie kiedyś wykończy. Rano do śniadania oglądałem porniole, bo postanowiłem dwa dni temu wymienić te stare na nowe, które mnie biorą. No i wymieniam, ale ile przez to się wyleje nienarodzonych to ... Własnie, w tym wieku taki popęd, toż to Ci co do mnie przychodzą nie mają takiego, a są tacy młodzi. Ach jakby tak skonstruowali wyłącznik popędy, zaraz bym skorzystał. Życie by mi się uprościło trochę, a tak, ciągłe szukanie tego, ktory nie ucieka na drzewo. Zabieram się za dzień, bo przeginam.
        Przylazł wieczorem, bo chce się dziarać i wydrukować rysunki co by chciał mieć na nodze (łydce) 973. Ponieważ ostatnio jak robiłem mu zdjęcia to wysiadła jak w amerykańskich filmach bateria i mogłem mu zrobić tylu i takich ujęć jakie chciałem to teraz skorzystałem z okazji. Jak siedział przy kompie to rozebrałem go z koszulki i zabrałem się za focenie. No jest co robić, nadmieniająć że jest w czołówce mięśniaków podobających mi się. Nawet mu obniżyłem spodnie na biodrach, aby było widać w okazałości płaski brzuch. Jemu też, podobnie jak 172 ręce wyrobiły się na budowe, jest za co chwycić, szczególnie przedramię, bo biceps nie powala, nie to co u 222. Muszę w ogóle zrobić okresowy ranking mięśniaków, jak kiedyś, bo starzeją się, zmieniają i zamieniają miejcami z innymi. Tak zawsze było i będzie. Nie wiem co w pewnym przejściowym okresie ludzi trzyma ze sobą jak kończy się seks, bo np. partner czy partnerka tak się zmieniła, że przestała nas podniecać. Może to nie być aż tak spora zmiana, ale na tyle znacząca dla naszego mózgu, że nie potrafimy już dojść przy tej osobie. U mnie tak jest z 971. Choć ręce ma nadal ładne, w zasadzie takich to prawie tu nikt nie ma, no mógłby startować 899, ale troszkę mu się na brzuszku zaokrągliło i co ciekawe doszły okoliczności związane z otoczką znajomości. Nie traktuje go jak innych mięśniaków skurwieli, ale jak przyjaciela przeto nie chcę mu robić "krzywdy" choć on sam tego chce. Mimo tego mózg się zablokował i próby odblokowania na nic się zdają. Wieczorem wyjazd po zupkę ze szkolnictwa, przy okazji wyciepłem śmieci wielkogabarytowe po sprzątaniu mieszkania. Noc ciepła było 18C, bo po ciepłym dniu naszły chmury i zatrzymały pod sobą ciepłe powietrze. Jechało się przyjemnie. Poszedłem spać 23:45. Narka.                                                                                                                                                                                                                          
Środa. 2014.05.21 08:23 Przed wyjazdem to młyn się zaczął tradycyjny, nawet wpisy na blogu ubogie, choć nie tyle się dużo dzieje, co dużo jest do zrobienia. Wresczie na dworze się ociepliło do temperatur dla mnie strawnych przeto lepiej mi się funkcjonuje i sprząta w mieszkaniu. Nawet zacząły być widoczne postępy, bo to już nie tylko przekładanie rzeczy, ale również usuwanie tych zbędnych co przez dłuższy czas nie miało miejsca. Dziś jeszcze wyjazd po rzeczy na pobliską stację do kolekcji, odebranie przy okazji od 824 laptopa, który pojedzie na wyjazd, zapełnienie go filmami, sprawdzenie czy działa należycie. W drodze powrotnej wizyta u dentysty, aby na wyjeździe nas nic w uzębieniu nie zaskoczyło. Dopiero co 979 się zwijał, więc tradycyjnie przez wyjazdem lub długim wolnym leziemy na kontrolę.
     Dzień zleciał i jestem zmęczony. Jutro podobny. U stomatologa załatana została 2-ka prawa górna, to na wyjeździe będę spokojny o uzębienie. Po przyjeździe przylazł 975 trochę jeszcze chory i zrobiliśmy to tak na prędce, bo cały dzień taki. Trochę lub średnio się nacieszyłem jego mięsniami, ale co zrobić - gonitwa przed wyjazdem. Na samym wyjeździe też nie odpocznę, bo przeczyszczanie toru. Przewinął się też 222, ten to wygląda... Kiedyś ten ranking postaram się zrobić. Ostatni się mocno zdezaktualizował. Nawiozłem rzeczy do kolekcji kolejowych, 979 stwierdził że jestem pierdolnięty. Może i tak, ale zawsze można się tego pozabyć wtórnie na allegro. Za to nabyte zostało po atrakcyjnej cenie. No i dziś zeszła kolejna latarnia za 80zł po renowacji to troche nadrobię zakupy kolejowe. Zasadniczo to one się powinny po sprzedaży latarni pokryć z nawiązką, ale zobaczymy jak będzie. W sezonie urlopowym ceny spadają - niestety.                                                                                                                                                                                
Czwartek 2014.05.22 09:44 Ostatni dzień gonienia przed wyjazdem, jest tyle do zrobienia, że już widzę - nie wszystko zostanie zrealizowane. Za to dziś nagrzewanie mieszkania, już o 09:30 jest 23C na dworze. Jutro ma być cieplej i jutro podróż w takich temp w poc. To jest to co lubię - upał i jazda w poc. oczywiście z możliwością otwierania okien, bo niestety pojawiają się co raz częściej jakieś dziwolągi z uchylnymi, lub  w ogóle nie otwieranymi. Nie wiem jak będzie z blogiem, jedzie laptop i aero2, ale czy tam będzie zasieg? Najbliższy nadajnik jest 2,4km i może być problem z sygnałem. No się okaże jak wyjdzie. Dziś jeszcze laptopa załaduję filmami co na wieczór będzie co robić, choć pewnie na drezynie będę do samego wieczora. Tyle, bo się muszę zwijać na super, ultra, mega, maxi, dojebane elektrowstrząsy. Narka
        Był 975, też na krótko jak wczoraj, i też na szybko żeśmy to zrobili. Dziś się nacieszyłem jego plecami, no piękne. W jego wieku tak wyglądać to 1/100 tak wygląda i to akurat on. Jak siedziałem na nim to kazałem mu głowę dac w dół, wtedy dobrze widać jego mięsnie szyi i górnej części pleców. Ach jakby nie to zagonienie wyjazdem to bym się dłużej nacieszył, a tak on robił rower, ja przy swoim trochę i to dlatego tak krótko przyjemność.
       Jak zwykle na ostatnią chwilę wszystko robię, ale tak to u mnie już jest. Mimo wieku ta przypadłość nadal ma się dobrze i pewnie jutro z językiem do podłogi będę jechał na dworzec kolejowy. No cóż. Rano krótki ostatni wpis. Jak będzie tam działać aero2 to postaram się wpisy robić, jak nie to będą archiwizowane na laptopie i później umieszczane tutaj. No to tyle, bo trza się zająć ostanim pakowanie i spaniem. Narka.                                                                                                                                                                                                                                                             
 
Piątek. 2014.05.23 07:14 Być może ostatni wpis przed powrotem, jak uda się tam gdzieś podłączyć do neta i równolegle do 230V, bo jedzie laptop z uszkodzoną baterią, a była dobra ale laptop w użytkowaniu u 824 no to się jej wysiadło, to wpisy się jakieś pojawią. Obudziłem się 50min przed budzikiem. Wcześniej miałem sen z jakimś mięśniakiem w centrum wojewódzkiego m-ta, no może być i tak. Co prawda nie był to sen rozbierany, czy erotyczny, poprostu mięsniak jakiś tam pojawił się do tego w ubraniu na ulicy i tyle. Pakowanie nadal w toku, gotowanie herbaty na podróż do but. po coca coli 2 ltr. Chleb kupię w drodzę, masło zabiorę choć dziś to będzie je trudno utrzymać w konsystencji, bo ma dociągnąć do 30C (wyjebka dla mnie). I to w zasadzie tyle. Na weekend nie spotkam się ze 172, a chciałbym bo ostatnio z nim fajnie, ale trudno. Dwa weekendy odpadną, jakoś to chyba przeżyję.
     Podróż do celu udała się bez większych problemów. Choć pierwszy poc. był opóźniony 20min to na przesiadkę było 30min więc udało się bez problemów. Dalej reszta przesiadek planowo. Od Wrocławia do Rawicza, w którym mieliśmy przesiadkę 35min to czas na sfocenie stacji i zeżarcie na peronie dworca. Upał dziś znaczny temp. powyżej 30C to masło, ktore wziąłem w Rawiczu resztę w formie płynnej musiałem wyrzucić. Od Rawicza do Poznania 2xEN57 to miejsce było. Odj. z Po-nia poc. na Kostrzyń 25 w plecy bo przepuszczał dwa opóźnione pośpiechy, to nie było dobre, bo we Wronkach byliśmy 20 do tyłu, a wieczorem zapowiadali burze, a do przejechania 17km pełnymi rowerami. Ale jakoś się udało przy silnym wietrze na miejscu byliśmy ok. 21:40. Wcześniej jeszcze planowe zakupy w lidlu na najbliższe 4 dni, aby nie kupować w sklepach wioskowych gdzie ceny o 1/3 wyższe jak w sieciach handlowych. Jak nam się skończą zapasy to pozostanie wyjazd 10km do Sierakowa do najbliższej stonki. No i najważniejsze, w budynku stacyjnym działa aero2 to łączność ze światem jest. Narka.                                                                                                                                                                                                                                                                                
Sobota. 2014.05.24 10:25 Nie jesteśmy odcięci od cywilizacji jest internet to jakoś będa się pojawiały notki. No przecież mnie tu strzeli zara, Trzeci raz robię już wpis. Następnym razem wpiszę w wordzie i przekopiuje, bo dostanę szału. No to jeszcze raz.
    Drugi dzień na wyjeździe i tu jest jeszcze większa napierdalaka jak przed wyjazdem. Wpierw trzeba było dostosować mieszkanie w budynku dworca do stanu używalności. Ktoś po ub. roku zdemontował szafkę i zlew i zaniósł do pomieszczenia magazynowego. Udało się go znaleźć, bo już myślałem że przepadł na dobre. Przyniosłem szafkę, zamontowałem zlew, poskręcałem odpływ i jakoś działa. Drugim ważnym wydarzeniem była wyprawa po drezynę. Pojechaliśmy do stacji Ryżyn 4,5km rowerami, a wracaliśmy drezyną z przywiązanymi do niej rowerami. Tylko przez nieliczną część trasy jechaliśmy nią, przez większość ciśliśmy po wyrośniętych trawach. Od km. 32,600 pchało się ją już łatwo, bo w ub. roku ten odcinek był przezemnie dobrze oczyszczony. Widać dokładne czyszczenie toru procentuje. Nawet udało się ją przepchnąć przez groblę przed stacją wraz z 824, a to było największe wyzwanie i tego się obawiałem najbardziej, ale udało się, tak że jest zaparkowana w stacji. Po posiłku po 17:30 pojechałem oczyścić złobki na przejeździe w km. 27,450 z piasku tak że można nią przez ulicę swobodnie przejechać, a jutro postaram się dojechać do mostu. Może się uda. Tyle na razie, bo idę jeszcze nią pojeździć w stacji - przetrzec główki szyn. Narka.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          
NIedziela. 2014.05.25 09:36 Wstałem o 09:00. Wyspałem się po wczorajszym zmęczeniu to będę mógł normalnie funkjconować. Nie ma to jak wstać wyjrzeć za okno, na peron, dwa tory i w torze głównym zasadniczym przypięta łańcuchem drezyna do szyny. Ach mógłbym tak codziennie wstawać. Sama myśl spania na starym dworcu kolejowym, wszak budynek ma ponad 100 lat i budowali go Niemcy jest niesamowita. Jak na swój wiek trzyma się bardzo dobrze, gorzej w środku, ale pomału na tyle na ile jest czasu i sił jest doprowadzany do stanu użytku. Zamiatane są podłogi, dziś nawet część powycieram, ale większość zamiotę jak się rozciepli na dworze. Wtedy pootwiera się okna i jak się nawet nakurzy to wylezie to za budynek. Zamontowanie zlewu się sprawdza, w miarę cywilizowane warunki nastały. 824 się tu podoba i już chce w lipcu przyjechać. Dobrze, bo sam się chętnie wybiorę tylko jeszcze będę musiał jakiegoś mięśniaka skołować z wioski to wtedy się więcej zrobi. Najlepiej jakby był 172, bo to taki wół roboczy. Jak nie on to może się uda jakiegoś innego wyrwać. Generalnie cisza i spokój, tory, budynek stacyjny czyli wszystko to co lubię i co mnie relaksuje w najwyższym stopniu. Porównywalne byłby wyjazd do ciepłych krajów gdzie na plaży buszuje gromada branżowych mięśniaków. Ponieważ to drugie na razie nierealne to pozostaje Chrzypsko Wlk., które daje odpoczynek dla mózgu i zupełnie inną dawkę ruchu jak na codzień.
    Za niedługo przecieranie szlaku w drugą stronę od stacji do mostu to chyba km. 26,100, ale jak źle wpiszę to poprawię. Okazę się jak będzie, trochę boję się lasku gdzie ogromne pokrzywowisko, ale mam jako narzędzie płytę aluminiową na długim sztylu do odśnieżania, która ze względu na swoją długość jest idealna do walki z pokrzywami. Śniadanie, po nim przygotowania do wyjazdu i wyjazd. Tyle teraz.
      Most zdobyty, ale przed nim poszerzenie toru, bo podkłady się kiedyś spaliły, podkładki z pod szyn powykręcane to szynę wyboczyło. Wpadła nam jednym kołem, ale cofnąlem wstawiłem i drugi raz jechałem z prędkością ok. 2km/h i w razie konieczności korygowałem jej położenie na główkach szyn. Las - najgorszy odcinek, który w ub. roku ze 172 forsowaliśmy we dwoje chyba 3 dni (na raty), dziś udało się przejechać (tzn. przecinąć drezynę) za jednym razem. Były już rośliny wysokie, ale na szczęście nie tyle aby zastopować drezynę co w ub. roku miało miejsce. Rośliny wysokie tak ją blokowały, że musiliśmy ją cofać, rozpędzać do przodu i wjeżdżać w nie z impetem, aby pokonać kolejny odcinek. Tym razem się poddały. Przy okazji trochę gałęzi ze skrajni dla drezyny połamaliśmy, dwa przejazdy drogowe oczyściłem, bo szyn nie było w ogóle widać i dotarliśmy do wspomnianego mostu. Na moście chwila relaksu i powrót już krócej, bo po przetarych odcinkach jechaliśmy już, a nie ciśliśmy ją. Generalnie taki jestem wyjebany jak koń po westernie. Z sił opadłem, że nawet w stacji mi się nią ciężko jeździło. Do jutro się jakoś zregeneruję. Jutro chyba ponownie wyjazd na most, a nawet za niego, bo tam ładne tereny są to trochę znowu szyny się przeczyszczą i będzie lżej. Jutro też smarowanie drezyny, bo przy odbiorze tylko koła zębate nasmarowałem pozostały wiązary, sworznie i inne ruchome połączenia. Tor w stacji czaczyna już świecić, bo jest przejechany chyba z 8 razy. Tyle teraz, chyba następny wpis jutro. Narka.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                
Poniedziałek. 2014.05.26 09:09 No piękny dzień. Budzę się na stacji, za oknem słońce, bezchmurne niebo, drezyna w torze głównym zasadniczym, przeciągam się w oknie przy takich pięknych okolicznościach przyrody (jak na filmie Rejs). Mankamentem jest tylko to, że mam duże dziecko na wyjeździe,ale trudno zawsze muszą być jakieś problemy. Życie było by za piękne, jakby było tylko z góry, a nie czasami pod górę. Dziś przejazd do mostu i nawet dalej w planach bo trasa do mostu w większości już oczyszczona to oprócz lasku nie powinno być problemów, a za mostem piękny szlak przez las iglasty. W ub. roku dojechałem tam 2 dni przed wyjazdem i żałowałem, że nie pojechałem tam wcześniej. Zapach lasu iglastego taki specyficzny, kręty odcinek torów no bardzo ładnie. Zbieram się, później napiszę więcej.
      Zażeram się teraz pysznym dżemikiem malinowym babci Goździewiczowej. Ma 3 lata, ale to prawdziwy odlot smakowy. Podobny miałem w ub. roku jak pierwszy raz otwarłem. Chowają się wszystkie badziewia sklepowe. Smak rozpierdalajacy kubki smakowe. Jak to było w pingwinach z Madagaskaru, kubki samowe będą mogły iść na emeryturę po czymś takim. Ze spraw drezynowych dojechaliśmy bo km. 26,500 czyli do msc. brakującej szyny. Ktoś sobie pożyczył już kilka lat temu i nie mozna dalej jechać. Tzn. jakby były mięśniaki to można by ją było przepchać na jednej szynie, ale z 824 takiego knifu nie zrobię. I tak musiałem ja wstawić w tory z powrotem bolkiem drewnianym. Do km. 26,500 jazda przez las iglasty. Powietrze super jak w lesie iglastym, do tego tor tam jest nadzwyczaj dobrze przejezdny i nie zarasta mocno. Jutro popsucie się pogody, ale może uda się przetrzeć trochę szlaku w stronę Ryżyna, bo na niedziele trza ją będzie odwieźć. W pierwszej kolejności przetarłem jednak szlak na most i do km. 26,500 bo tam ładniejszy fragment linii. Budynek dziś nagrzałem ile się dało, zwłaszcza piwnicę. Wiadomo od piwnicy zawsze ciągnie, a ma być chłodniej to dziś ją przedmuchało to będzie kumulowała ciepło. I dobrze, że się nagrzała, bo z prognozy na necie widzę, że ochłodzenie idzie. Jeszcze się okaże trafny wybór o zabraniu tu laptopa. W środę ma być koło 10C, to będę zamarzał. Budynek ze starej cegły to nagrzał się i powinien 2 dni potrzymać ciepło. Dziś jestem jeszcze bardziej wyjebany jak wczoraj, tzn. szybko tracę siły, ale też tylko jedna wyprawa w ciągu dnia. Jutro na Ryżyn i możemy ją więcej cisnąć jak jechać, bo 824 też już pada z sił. Wakacje połączone z intensywanymi ćwiczeniami fizycznymi. Już mi żyły na rękach powychodziły. No w sumie dobrze, trochę mięśnie się napracowały. Lezę spać, bo 22:40 to pora akuratna do regeneracji organizmu. Narka.                                                                                                                                                                                                                                        
Wtorek. 2014.05.27 09:38 Przez chwilę nie byłem pewien co za dzień tygodnia mamy. Tak myślę wtorek i tak wpisałem w temacie. Zeżarłem już sniadanie i zwiększyłem od wczoraj dawki żarcia, bo jednak praca fizyczna przez cały dzień. Na szczęście urozmaicona, bo i jazda drezyną i przecierania szlaku z roślin, łamanie gałęzi w skrajni drezyny do tego jeszcze sprzatanie budynku stacyjnego więc roboty jest do groma jak to czasami mówią. Ale atmosfera dworca kolejowego, budynku ponad 100 letniego, stacji z dwoma torami, możliwość jeżdżenia drezyną ile sie chce to wszystko rekompensuje niedogodności. Ale czy na dobrą sprawę są to niedogodności. I tak nie mam natury, aby leżeć, zawsze znajdę jakieś zajęcie dla siebie. No nie tak jak 824, który jak małe dziecko robi prawie wszystko to co ja, ale może z wiekiem też taki będę ? (oby nie). Choć czasami mi się wydaje, że za dużo bym chciał na starość - i sprawność fizyczną, i umysłową. Dużo tera nie napiszę, bo sprawy w kolejce czekają do zrobienia - no niekończąca się napierdalaka. Przypomniało mi się, wczoraj pojechaliśmy na most i zostawiłem kapanie wody w piwnicy. Przed samym mostem kapnąłem się, że woda kapie i drezyna jako poc. awaryjny zjazd na stację. Na szczęście okazało się, ze wiadro nakapało w 3/4 ilości. Tera tyle.
     Nagrzewanie budynku dało pozytywny efekt również uszczelnienie okna w piwnicy i jak się wchodzi to czuć ciepło. Mnie jako ciepłolubną osobę bardzo cieszy, łatwiej będzie przeżyć jutrzejszy chłodny dzień. Dziś to w sumie tyle, bo zaraz procedury wyłączające. Moje zmęczenie jest dość spore, a jeden dzień przerwy od większych wypraw dobrze zrobi, się zregeneruję. Narka.
      Ja tu wyzionę ducha, jestem co raz słabszy i jutro chyba dzień pauzy z drezynowaniem. Dzis przejechaliśmy do km. 32,800, przy okazji odkopałem dwa przejazdy jeden już olałem bo nie miałem siły, ani ochoty i właściwie tak się szczęśliwie złożyło, że zdecydowałem o powrocie, w czasie którego 900m przed stacją chwycił nas deszcz z końcówki chmury. Na szczęście nie szła w kierunku, w którym jechaliśmy to udało się zjechać do stacji suchymi. Podziwiam ludzi na wsi, przeca to jest robota od rana do wieczora. Jak słońce to trzeba zrobić a,b,c, jak deszcz to e, f, g, i tak w kółko. My też zjechaliśmy i zabezpieczenie drezyny przed deszczem, zamknięcie okienek w piwnicy co nie naleci tam wilgotne powietrze, pozamykanie okien, aby budynek był nagrzany. No ja pierdole... W lipcu muszę tu jakiegoś mięśniaka wziąć z sobą. No i był mały incydent na szlaku. Zasadniczo aby jechać drezyną należy ją rozpędzić. Trudno ruszyć z miejsca, szkola elementów trących przeto rozpędza się ją przez pchanie. Jedna osoba siedzi, a druga rozpędza. Tym rozpędzającym jestem na tym wyjeździe zawsze ja. 824 siedzi na drezynie i pomaga drągiem. Z powodu przemęczenia wracając już ze szlaku w km. 32,150 potknąlem się i prawa noga dostała się pod drezynę. Drezyna najechała lekko na nią, na szczęście prędkość była niewielka. Zwiększyłem czujność przy następnych rozpędzaniach jej, aby nie powtórzyć tego incydentu, bo teraz zakończyło się pomyślnie, następnym razem może tak nie być już. Tyle teraz. Narka.                                                                                                                                                                                                              
Środa. 2014.05.28 14:36 Jak zapowiadali tak jest, pada cały dzień. Jutro mniej więcej podobnie. Spędzam dzień przy pracach technicznych wewnątrz, sprzątanie, wywieźliśmy śmieci - kolejną partię do pojemników na szkło i plastik. Drezyna nawet nie odpięta, bo i po co? W deszczu jeździć nie będę. Budynek nagrzany, trochę uszczelniony utrzymuje ciepło, choć na dworze 12C. Później uruchomię jeszcze symka kolejowego, bo czymś trzeba zapełnić dzień. 824 puściłem wcześniej film "Iluzja", który już widziałem to w tym czasie sprzątałem. Wieczorem puszczę jakiś z nowych, które tu na laptopie przywiozłem. No i korzystając z deszczu umyję głowę w deszczówce. Tak dawno nie myłem w miękkiej wodzie głowy, że za chwilę się do tego zabiorę. Ostatni raz to na Mazurach na jachcie jak byłem w latach 90-ych. Ale włosy są po takiej wodzie miękkie - jak wata.
    No i udało się umyć w deszczówce. Włosy - pierwsza klasa. Zastanawiałem się czmu nie żyjemy w zgodzie z naturą tylko jakby obok niej? W mieszkaniu trzeba będzie zbierać wiecej deszczówki i częściej się w niej myć. Podobnie kiedyś pranie robiłem w deszczówce, zupełnie inne. Miękkie bez żadnych zmiękczaczy. Trzeba nad tym popracować.
    Dzień przeleciał tak jaki był. Trochę smętnie, ale za to odwiedziliśmy z 824 człowieka mieszkającego tu w wagonie kolejowym. Dawnym mieszkalnym dla pracowników drogowych. Wagon przestronny trzy częściowy z częścią kuchenną, pokojową i sypialną dla 4 osób. Zresztą w części pokojowej też ma wstawione łóżko do spania. Zgrabnie urządzone, akurat na okres letni do mieszkania, choć wbudowany jest piec i można grzać w razie zimna włącznie z kołnierzem do grzania zbiornika wody w dachu. Zbiornik jak w wag. osobowych, plusem jego jest nagrzewanie się od słońca więc jest ciepła woda. Na dworze zimno - 10C, to chyba za niedługo się położę choć budynek jeszcze trzyma temperaturę.                                                                                                                                                                                                                                                                       
Czwartek. 2014.05.29 13:00 Tak to jest na wyjeździe, ile razy biorę się do pisania to nie jestem pewien jaki jest dzień tygodnia. Nawet w środę okazało się, że zrobiłem dwa wpisy "wtorek". No wisiało to na stronie jakies kilka godz. za nim się kapnąłem, że tam wtorek pod wtorkiem.
      Dziś już o tyle lepiej, że nie pada, ale nadal zimno jest. Popo chyba napalę w piecu, bo drewna jest trochę, a po dodatkowy zapas pojadę drezyną, wszak trzeba szlak przeczyscić trochę. Wczoraj z powodu pogody i zimna, które zacząło z wolna opanowywać budynek, położyłem się spać krótko po 22:00. Efektem było przebudzenie jak świtało, to chyba teraz wypada jakoś przed 04:00. Ponieważ od piątku nie robiłem w.k. to postanowiłem nadrobić zaległości. Ale jak to zrobić w nocy, gdy w pokoju obok śpi 824. Zawsze przy tym jest jakiś hałas. Tak leżałem rozmyślałem" robic, nie robić? Co usiłowałem zasnąć to przez myśl przelatywały mi mięśniaki wreszcie postanowiłem zrobić. Najciszej będzie na stojąco i tak to zrobiłem, a jako materiał posłużył 977, z którym kiedyś w sumie prawie najwięcej robiłem. Co mnie zdziwiło to trochę się męczyłem, ale to chyba z powodu tej świadomości 824 obok w pokoju. Wreszcie jak już było po wszystkim to zasnąłem. No jakoś spałem średnio. Śnili mi się (nie wiem czemu) cyganie oczywiście umięśnieni i czasami rozebrani. Ale obudziłem się o 09:02 i zacząłem dzień. Chwilę po tym jak się obudziłem zadzwonił 812 i trzymał nas przy słuchawce jakieś 15min. Dobrze, że nie wie o aktywnym pleju, bo bym wisiał 1,5h na telefonie. Mówił o blogu Jarka Kefira, wszedłem, ale tradycyjnie - nawet tu - z napiętego czasu tak dokładnie nie czytałem. Wszak wypada prowadzić własnego bloga.
     Na dworze jest 10C to w jednym piecu rozpaliłem ok. 13:00 i przez 2h paliłem aby sie nagrzał. Po tym czasie pojechaliśmy drezyną do lasu po drewno na palenie i właśnie rozpalam w drugim piecu, w pokoju w którym śpię. Piec mniejszy to powinien się szybciej nagrzać, choć też szybciej straci ciepło. No cóż, wakacje w pełni, nawet na palenie w piecu przyszła potrzeba. Drzewa nazwoziliśmy dość sporo, drezyna była załadowana na wysokości nas siedzących. Przez lasek przejechało się nawet nienajgorzej, spodziewałem się bardziej uciążliwej trasy z powodu roślin, które odżyły po dniu deszczu.                                                                                                                                                                                                                                                                                    
Piątek. 2014.05.30 15:00 No późno dziś siadam do bloga, ale rano internet aero2 prawie w ogóle nie działał. To zająłem się przygotowaniami do wyjazdu drezyną na szlak wstronę Ryżyna. Jakoś po dwu razach przejazdu dało się przejechać, czy momentami przeciś ją do km. 32,450. Niestety nadal rozkręcają śruby. Gdy przyjechaliśmy ok. 13:00 to praktycznie spłoszyliśmy ich, bo na podkładzie leżała jeszcze ciepła nakrętka wraz ze sprężystą podkładką. Następne trzy nakrętki po obu stronach szyn pomalowałem białą farbą i jednocześnie wykonałem tel. 112, aby połączyli z 997. Zgłosiłem ponownie fakt rozkręcania szyn no i tyle. Bo reszta to należy do nich. Przecież nie będę się tam czaił w krzakach, aby ich łapać, choć nie byłby to głupi pomysł. Z kilkoma takimi jak 172 to spr. by się szybko załatwiło. Zrobiłem zdjęcia przed i po, odkopałem pobliski przejazd w poziomie szyn, także zrobiłem zdjęcia przed i po, i następnie zacząliśmy wracać bo ponownie zaczęły nadchodzić deszcze. Dość sprawnie poszła jazda z powrotem. Oczywiście nadal przez zanieczyszczone msc. trzeba ją było przeciskać, ale takich miejsc jest co raz mniej. Jednak szyna po wpływem ciężaru drezyny i nas jadących na niej się oczyszcza. Tyle teraz.
      Wreszcie mamy 824 z głowy. My palimy w jednym piecu, on w drugim. Ma przynajmniej zajęcie. na dłużej. Jakieś 2h trzeba palić, aby zrobił się ciepły. Na razie rozpala i trwa to już 10min. U mnie też nie było od razu, ale po 10min już ogień był. Ale dobrze, ma zajęcie, tak siedzi i się nudzi, i nie ma co z sobą zrobić.
     No już jakieś 30min i nadal się nie pali w drugim piecu, stękania że drewno mokre. Mówię - to weź suche. Ale akcja trwa, gorzej, że prawie wszystkie gazety zostały spalone i na rozpałkę już nic nie zostanie.
    Dzwonił 172, że chce się spotkać. No po ostatnim razie też bym się z nim chętnie spotkał, ale plan wyjazdu dopiero w pn. Zresztą i tak byśmy się z tąd jutro i pojutrze niewydostali. Rozkład jazdy poc. ułożon
y pod dzień roboczy, to część tych osobówek nie jedzie w weekendy. Po za tym tu dopiero przyjadę najprawdopodobniej w drugiej połowie lipca, bo wcześniej to i 824 nie może, i ja mam robotę w domu. Ach, ale na samą myśl o możliwości powtórzenia tego co ostatnio ze 172 robi mi się dobrze. No cóż, tydzień czekania pozostanie. Wpadłem ostatnio aby mu zrobić zdjęcia aktualne. Gdzieś mam z przed kilku lat, ale trza by zrobić nowe do kolekcji.
    Piece kaflowe są fajne, ale (no zawsze jest to ale) grzeją od jakiejś wysokości. To wychodzi powyżej 0,5m więc nogi marzną przy takim grzaniu. Aby nie zamarzać to łóżko trzeba by mieć na wysokości przynajmniej 1m. Z wczoraj na dziś jak spałem to byłem pod spiworem i dwoma kocami. I tak było zimno, a piec do rana był ciepły. Tzn. dobrze trzyma ciepło, ale jak się śpi na podłodze to tak jest. Musiałby być jakiś mieszacz powietrza, by te z góry cisł na dół. Kiedyś jak chodziłem w zimie do 971 to nawet kiedyś uruchomiłem wiatrak na poziomie sufitu, który dmuchał w dół, bo choć ogólnie było ciepło, to na podłodze nogi mi tak marzły, że trudno było wytrzymać. Piec z centralnym jest rozwiązaniem, bo rurki jak się da na podłogę to ogrzeją to najzimniejsze powietrze, ale kaloryfery również trzeba dać nisko. Niestety często widzę je znacznie wyżej niż by mogły być np. 20cm nad podłogą. Nie wiem czemu tak wysoko niektórzy dają?. No u mnie są nisko przeto w zimie w nogi tak nie ciągnie.                                                                                                                                                                                                                                                                      
Sobota. 2014.05.31 10:23 No i kolejny mięśniak nam znika. 975 wyjeżdża czy jedzie do Niemiec pracować. Jeszcze trochę i będziemy mieli jak 979 przymusowy postój z kopulacją, bo nie bedzie z kim do cyca. Szkoda, szkoda, bo to osobnik ze ścisłej czołówki, do tego jeszcze z nim robiliśmy to, bo np. z 222 to tylko kontakt fizyczny. Już żałowaliśmy wyjazdu 230, ale nie z powodu kontaktów fizycznych co relacji umysłowych. Teraz wyjeżdża 975 no i robi się fatalna sytuacja z moim popędem seksualnym. Pozostanie przystosowanie się do nowej i pewnie rzadsze kontakty cielesne. Będziemy więcej molestować 172, bo właściwie jeszcze on pozostał. Przebudziłem się jakoś po 05:00 i z tego wyjazdu 975 przypomniałem sobie jedno z spotkań z nim i w.k. zrobione. Jeszcze jako alternatywa pozostaną filmiki z neta, których ostatnio trochę uzupełniliśmy o (nazwę to) właściwe, a przynajmniej takie, przy których nie tracę czasu niepotrzebnie.
     Za niedługo wyjazd drezyną w msc. gdzie kradną śruby od szyn, być może dotrzemy do Ryżyna i później powrót. Trochę brakuje mi samodzielnego poruszania się drezyną po szklaku, ale 824 potrzebuje jak mięśniaki z wioski zagospodarowywania czasu wolnego. Sam go sobie nie potrafi zagospodarować, to bazuje na innych. Stąd też praca w mieście wojewódzkim nadal, choć ma już emeryturę. Mało tego pracując tam jest nerwowy co przejawia się w życiu codziennym. Przy tym wszystkim i tak dobrze się trzyma. Teraz tyle, bo robota czeka.
     Pomalowane na biało nakrętki zostały nieruszone. To dobrze, bo jutro do Ryżyna dojedziemy bez przeszkód. Przy okazji tej wyprawy, połamałem ileś tam gałęźi wchodzących w skrajnie drezyny, co jutro z rowerami przejedziemy bez większych przeszkód. W Ryżynie gościa odbierającego drezyny nie było, tylko przed domem były 4 kobiety w tym jedna w ciąży. Pojechaliśmy jakieś 150m w stronę Sierakowa, ale tam szlak w ogóle nie ruszony i zarośnięty. Wbiliśmy się w zielsko i zrobiliśmy 10min przerwy. Z powrotem udrożniłem najgorszy odcinek.Gdzie napływa ziemia z pola i szyna była cała pod ziemią. Po tej operacji zaczęła się trochę wieszać na trawie, bo niżej przejeżdżała, ale kilkukrotne przepchnięcie spowodowało wyrwanie trawy. Jutro będzie obciążona rowerami to będzie trudniej. Na większości trasy jest przejezdne, a przynajmniej do przepchnięcia. Część będzie można przejechać, resztę przepchnąć. Jakos już tydz. minął i nie miałem możliwości skorzystania samemu z drezyny i rozkoszowaniem się bytnością na torze z drezyną toteż po przyjeździe z Ryżyna "uciekłem" na szlak w stronę kikowa do km. 26,450 tj. 3,5km dalej od stacji. Początkowo chciałem tylko do mostu w km. 27,500 dotrzeć, ale jak już byłem na moście to postanowiłem zrobić jeszcze najładniejszą chyba część szlaku przez las iglasty w momentami lekkim nasypie gdzie przejezdność jest o dziwo bardzo dobra, Szlak do Kikowa jest od mostu po górę i mimo czystej szyny to się czuje. Dotarłem do msc. ubytku szyny, połamałem trochę gałęźi w krzakach przy końcu toru, rozjeździłem trawę na szynach i powrót. Pięknie się tam jedzie z powrotem. Z góry, drezyną można rozwinąć dość znaczną szybkość. Nie jestem obecnie zwolennikiem dużych szybkości, aczkolwiek raz na jakiś czas można poszaleć. W drodze powrotnej na moście jeszcze porozmawiałem z miejscowymi młodymi ludźmi. Niestety nie mięśniaki, takie obecne kloce, ale rozmowa nawet treściwa była choć dot. drezyny. Od mostu trzy razy zsiadałem z drezyny aby ją pchnąć, bo ciężko szła i to b. dobry wynik. Nawet w najgorszym lasku tylko raz zsiadłem, a jadąc od mostu przejechałem cały prawy łuk i dopiero przy wyjściu na prostą brakło mi chwilowo sił. Po przeprowadzeniu przez jakieś 20m pojechałem dalej już do samej stacji. W stacji 824 już zorganizował ekipę poszukiwawczą, bo ułożył sobie horrorystyczne scenariusze co też mogło mi sie stać. Nie było mnie 3h, można i tak. W czasie jazdy do mostu obdzwoniłem znajomych w tym 975, 811, 374. Mogłem nieskrępowanie pogadać. Z 975 to ostatnia rozmowa, bo jutro jedzie o 05:00 do Niemiec. Ogólnie to przyjechałem wyjebany jak koń po westernie (jak to mówią mięsniaki w wiosce). Dlatego, że dziś cały odcinek przejechany czyli do Ryżyna 4,400 w jedną w drugą drugie tyle i samemu 6,600 łącznie przeto poszedłem szybko spać, bo zaraz po 22:00. 
 
                                                                                                                                             








 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz