poniedziałek, 29 listopada 2021

Poniedziałek #1846

    I znowu mnie chuj strzeli. Idąc w sobotę na przystanek autobusowy, by dojechać z przesiadkami do wioski, poczułem lekkie drapanie w prawej części gardła, a jeżeli Cię drapie lekko w prawej części gardła, to wiedz..., że coś się dzieje... (jak mówił o. Natanek). 
    No i się wydziało. Skąd to chyciłem - nie wiem. O ile poprzednio miałem kontakt, to teraz nie. U 824 się trochę kaszel przeciąga, ale taki słaby, więc nie sądzę, by coś od niego przelazło, ale do końca nie jestem pewien. Mimo grzania na st. mac. i rozgrzania jej do 22 C, było mi cały czas zimno. Pomiar temp. wykazał u mnie 37,3. W normalnych warunkach bym się wpakował do łóżka i leżał, ale zajmując się 824 to nierealne z jego holizmem. Na samą myśl, że to się będzie ciągło kolejne 2 tyg. już mam dość. Jeszcze 2-go mam wizytę u znajomego dentysty i dopiero będzie jajo jak mi gorączka nie zejdzie, a wiadomo - pomiary temp. na wejściu. Na wizytę czekam 2 m-ce. Fajnie, co?!
   Ponieważ holizmu nie da się sprowadzić do zera, tzn. nie wychodzenia z mieszkania, to w tym. tyg., nie wiem jak w przyszłym, okoliczne galerie handlowe, bo w nich ciepło. Jedna dziś zaliczona. Przy okazji mała dygresja. Nie wiem czy pamiętacie odcinek "Pingwinów z Madagaskaru", w którym Rico powiększał królewski habitat króla Juliana, przez wyburzenia wszystkiego dookoła. Czyli robił to, co mu się najbardziej podoba, ale w dużej nadwyżce. W końcu od tego ciągłego wyburzania zlasował mu się mózg. Widzę podobną reakcję u 824. O ile na mieście trzeba się przemieścić między sklepami, a to powoduje ochłonięcie po tym oglądaniu towaru na półkach i, powiedzmy, jakiejś analizie tego co się widziało, to w galerii jest sklep obok sklepu i od tej ciągłej "analizy" po jakimś czasie się denerwuje i chce już wyjść. Ma stałe produkty, które ogląda. Buty, zegarki, telefony. Dostaje np. rozdwojenia, kiedy i z lewej, i z prawej jest sklep z butami. Widzę to zwarę w mózgu, do którego wejść, bo i tu buty i tu buty. Inną sprawą jest, że nic nie kupuje. Jeszcze może gdyby mógł coś kupić, ale powstrzymuję go, bo wiecie...
   A na st. mac. kot był. Pewnie tam cały tydzień siedział. Z jednej strony i 979 się cieszy, bo może hałasujące rzeczy w domu zrobić przy remoncie, a kot od tego nie dostanie pierdolca, i ma większa przestrzeń do biegania. Niestety od tego przesiadywania samemu widzę u kota już indywidualistyczne zachowanie. Nie ma tak jak u kotów, które przebywają, a to z innymi kotami, a to z innymi domownikami, że są towarzyskie, lubią sie pogłaskać, chcą się bawić z kimś, z drugim kotem. U niego to zanikło. On "bawi się" sam, ma już nawet swoje trasy przebiegu po grupie A, po korytarzach. Owszem, jak inicjowałem jakieś zabawy z nim, to jasne, drugi żywy stwór to jest fajnie, ale sam też dawał rady. Kilka rzeczy usunąłem w jego tras przebiegu, by miał bezpieczniej. 
   O ile, jak był jeszcze mały to spał ze mną w łóżku, to teraz już nie śpi. 979 się przyznał, że go zgania i kot się oduczył. I teraz sobie porównajcie jak miałem szczury. One, co opisywałem na blogu, przychodziły do mnie, wchodziły pod kołdrę, specjalnie ją nawet ustawiałem, by mogły pod nią chodzić. Gryzonie, które nie są jak koty przytulaśne, nie znamy ich z tej strony, że się milą, nadstawiają na głaskanie, przychodzą na kolana. Połaziły, połaziły pod kołdrą, a później pewnie w nocy grasowały razem po stacji. A tu kot z gatunku, który jak wiemy, szczególnie lubi się łasić, wchodzić na kogoś, grzać się przy kimś, innym kocie, zupełnie te funkcje stracił. Rano jak już się obudziłem, a jeszcze nie wychodziłem z łóżka to przylazł się położyć przy mnie, ale noc spędził gdzieś indziej. 
    Szkoda, bo to młody zwierz, a już u niego można obserwować skutki osamotnienia. W niedzielę, kiedy ciągle jestem, to nawet robi wrażenie jakby się dziwnie czuł. Jak to? To ciągle ktoś jest obok mnie?, a przynajmniej w mieszkaniu.

    Filmy oglądam dalej, coś tam w następnej notce opiszę jak to widzę, czyli jakaś tam moja recenzja.
    Zdjęcia.
  2003 r. uchwycone na jednej ze stacji tej imprezki na Mazurach. I przy okazji krótkie wyjaśnienie. Lokomotywa wcześniej używana wyłącznie do prowadzenie poc. pasażerskich po "super" podziale PKP w 2000 roku przeszła, jak zresztą inne do PKP Cargo. Rząd wspaniałomyślnie, w ramach wiyncyj kasy, wiyncyj kasy zaczął rozpieprzać PKP. W pierwszej kolejności od przewoźnika, który przewoził w tamtych latach najwięcej ludzi, czyli do Przewozów Regionalnych. Po "super" podziale nie dano PR ani jednej! lokomotywy zdolnej ciągnąć wagony. To tak samo, jakbyśmy mieli firmę transportową z ciągnikami siodłowymi i naczepami do przewozu towarów, a po podziale firmy odebrano by wszystkie ciągniki siodłowe i powiedziano, teraz se możecie wozić towary dalej. Dziecko w podstawówce powie - że to głupie, ale co tam dla naszych rządzących. Nie takie wałki się robiło. 
   Kasy nie było, to pilnie trzeba było przemieścić ludzi do samochodów osobowych, bo z tej gałęzi jest 23% VAT, a z biletów tylko 8% VAT. To też ten okres, kiedy poc. osobowe dojeżdżały do granicy województw, bo "nie dało się" dogadać.    
  Teraz jak już rząd ma mld zł z akcyzy i VAT na paliwie usiłuje się, jak z tymi biletami Kolei Dolnośląskich medialnie promować kolej. To co chcieli osiągnęli, a teraz, podobnie jak z tymi biletami, to już czysta propaganda i pretekst do wyciągnięcia kolejnych mld zł. tym razem z kolejnictwa. 
   Narka.

czwartek, 25 listopada 2021

Czwartek #1845

   Zmienimy trochę konwencję, bo się zajadę z tymi recenzjami, a nie wszystkie filmy da się krótko zrecenzować, by miało to ręce i nogi. Po za tym bieżące zajęcia dochodzą, a nie chciałbym stracić miesiąca z życiorysu nie opisując tu co ważniejszych lub istotniejszych wydarzeń. 
   No to zaległe. 
   Pojechałem 22-go na kolejne widzenie do 172. Wygląda dobrze, czuje się chyba też. Ćwiczy w celi i na szczęście do poprzedniego razu, nie chce przytyć. Przynajmniej jak wyjdzie to nie zaskoczy mnie wyglądem jak poprzednio, bo jakoś, co pamiętam do dziś, były problemy ze strawieniem nowej figury. Tym razem rozmowa się kleiła, tzn. w większości ja nadawałem, nawet w pewnym momencie przerwałem i się go pytam, czy go nie zagaduje, ale odpowiedział, ze kojąco na niego wpływa mój głos i potok słów. Trochę mu mówiłem o tym, że jak wyjdzie to będzie spora różnica do tego jak tam szedł. Zmiany demograficzne, które do końca nie wiemy jak wpłyną na nasze otoczenie, drukowanie sporej ilości kasy, za tym inflacja, to spowoduje, że będzie inaczej. On mówił o tym, że ćwiczy, że chce nawet boksować, ale powiedziałem mu, by se to wziął z głową, bo raz nie ma już 18 lat, dwa jedzenie które dostają nie jest pełnowartościowe, raczej na przetrzymanie, a w czasie ćwiczeń, niestety, trzeba organizm prawidłowo żywić. 
    Widzenie przeleciało szybko, nawet przeciągnęliśmy 10 min, bo wszyscy jakoś dłużej siedzieli, szczególnie nas nie wywalali lub nie było tej osoby od wywalania. Nie wiem kiedy kolejne, bowiem w grudniu chce tam ściągnąć kogoś z rodziny. 
   Wracając narobiłem sobie godzinę dłuższy powrót, bowiem na przesiadkę w innym mieście miałem czekać 12 min. Stwierdziłem - mało się ruszam, to polezę na wcześniejszy przystanek. Idąc tam na pełnej mocy silników, domniemywałem, że zdupiłem i ten autobus mi pitnie. Tak też sie stało, jakoś minutę od przystanku widziałem jak jedzie, nawet odwróciłem głowę w drugą stronę, by się sam na siebie nie wqrwiać. No nic, 4 min za nim jechał następny, ale musiałem jechać trochę okrężną, a to dołożyło równo godzinę, niż jakbym jechał z tą przesiadką. Uspokajałem się, że przecież w zasadzie nigdzie mi się nie śpieszy, nikt na mnie też nie czeka o określonej porze, więc ocb. No ale mam taką dziwną naturę, że i tak nie mogłem tego przeboleć przez kilka godzin. No cóż, mózg działa jakoś po swojemu. 
   Na widzenie jechałem sam, 824 zrezygnował, bo jak stwierdził co będzie robił godzinę, kiedy będę w środku. No ok. Wiedziałem, że da upust holizmowi, ale na szczęście lodówka opustoszała, bo w poprzednim tygodniu przypilnowałem na koniec, by nie była zaciepana żarciem. Dobrze się stało, bo jak zwykle, z tego co obliczyłem, w jeden dzień wydał 117 zł. Okresowe wymykanie się, jest niestety wpisane w zajmowanie się nim. W następnych dniach znowu musiałem nałożyć ryzy. 
   Ruszyłem sprawy umieszczenia go w domu starców. Załatwiłem w MOPS-ie uruchomienie procedur, papierki ruszyły. Wczoraj była pani na wywiadzie, dalsze papierki wypełnione dziś, teraz trzeba będzie czekać na decyzję, bo na razie wszystko co miało być na papierze na ten etap jest już spisane. Trochę tego jednak się uzbierało. Czy 824 jest świadomy jak będzie tam życie wyglądało? Chyba nie do końca, ale z drugiej strony zdrowotnie u niego będzie przecież tylko gorzej. Do diety się w ogóle nie stosuje, poziomy cukru mierzy co raz rzadziej, negocjacje co raz częściej nie przynoszą skutku, a jak już zmierzy to ma znacznie przekroczone. Do tego, też powinienem powrócić do swojego życia i jakoś je jeszcze normalnie spędzić. 
    Na miejscu korzystam z warzywniaka stonki. Usystematyzowałem wyjścia na wtorki i czwartki. Przeważnie wynoszę dwie pełne siatki i dzielę to na 3. 811 jest zadowolona, mięśniak-informatyk z bloku - chyba też, a u 824 i u mnie, jest trochę zdrowsze odżywianie. Nadto, no przecież tam sa tego takie ilości, że aż szkoda kupować, kiedy tam jest za darmo. Jeszcze bym 979 zaopatrzył, gdyby to było na miejscu. 
   Zdjęcia.
 Dworzec w Szczytnie w 2003 r. 
Dworzec w Szczytnie od peronów, 2003 r. po imprezce. 
   Narka.

wtorek, 23 listopada 2021

Wtorek #1844

 Kolejny film "Benjamin". Czy wymagam za dużo od scenariuszy. Początek filmu jak z porniola. Wygląda to mniej więcej tak:
- cześć
- cześć
- Jestem Telesfor
- Ja Teodor
- fajnie
- miło mi, 
- może wymienimy się telefonami?
- jasne, zapisz sobie.
  (zapisał, rozchodzą się, jeden dzwoni)
- może spotkamy się u Cb., nie mam co robić?
- ok., to już lecę do Cb.
 (spotkali się, idą do mieszkania) 
- to może pocałujemy się, 
- hmm
(w tym momencie ten co się zapytał, zaczyna całować drugiego). 
    Poważnie, taki scenariusz w filmie fabularnym 80 minutowym. Nadmienię, że spotkały się dwie, kompletnie nie znające się wcześniej osoby, z których jeden robi wrażenie introwertyka nie lubiącego dotyku innych. 
    Chyba zacznę oglądać filmy na dwu ekranach jednocześnie. Trafić na coś co wciągnie, jednocześnie jest dobrze zrobione widzę jest ciężko. 
    Widzieliśmy film "Przemytnik" w reżyserii Clinta Eastwooda, w którym on sam zagrał główną rolę? Film powstał na podstawie notatki prasowej, takiej lakonicznej, na którejś tam stronie gazety, a wyszedł z tego majstersztyk, jak z resztą z pod ręki Clinta. 
     Jest w filmie "Benjamin" scena w wannie. Scena ma potencjał, ale nie wykorzystany. Obejrzałem ją nawet dwa razy i przerobiłbym ją. Pierwsze to jak młody myje włosy partnerowi. No przecież tak to można psa lub kota kąpać. To ma być z uczuciem. To ma być ten specyficzny dotyk, po którym mu mina się zmieni, to ma być ten błogostan pod wpływem jego rąk na jego głowie, a tu takie mycie psa w wannie. 
    Byłem w wannie ileś razy z mięśniakami. Po takich spotkaniach w wannie to 977 się chyba zakochał, bowiem przechodziłem prawie sam siebie. Skoro aktor nie wie o co biega, to ktoś miał podejść i umyć mu te włosy, choćby reżyser, tłumacząc lub nie, jeżeli by zakumał, że to ma tak właśnie wyglądać, no chyba że z drugiej strony za kamerami nikt tego nie doznał w życiu. W drugiej części wanny już jest lepiej, trochę naturalniej to wyszło. Było blisko, ale zabrakło tego wykończenia. Nie, nie chodzi mi o erekcję. Tego co na nas widzach zrobi wrażenie. No otarli się tam o to, ale niestety tylko otarli i to mogła by być kluczowa scena w filmie. Pamiętacie film "Requiem dla snu" z 2000 roku. Tam była piękna scena łóżkowa. Nagrana nowatorsko, która na długo utkwiła mi w głowie. Da sie? Da się!
   By nie było, że się tak czepiam tych scenariuszy, to pamiętacie niskobudżetówkę "Longhorns"? Opisywałem ją tu i też tu. Nadal uważam, że w filmach branżowych, powinien być jeżeli już nie aktor branżowy, to przynajmniej konsultant, może wtedy by nie raziły aż tak sztucznością. 
   Najgorsze w tym filmie jest to, że on jest dobrze zagrany, dobrze z kamerowany, a scenariuszowo to gniot. Nie będę go rozbierał na czynniki pierwsze, bo to nie ma sensu. 

   Widzenie ze 172 opiszę jutro, bo jak widzicie kolejka się robi, tym bardziej, że staram się trzymać przerób filmów za jedyne 30 zyla/m-c.
   Zdjęcia.
To z tej impry kolejowej na Mazurach 2000 r. Ciekawe czy ta esemka 1119 jeszcze żyje?
Ale nie wiem na jakiej stacji są zrobione.
Nie chce mi się szukać, jak ktoś będzie bardzo dociekał, to poszukam. Ciekawe czy ta esemka 1119 jeszcze żyje?
   Narka.


poniedziałek, 22 listopada 2021

Poniedziałek #1843

    Tera to bydziecie mieli przejebane, bo nie dość, że oglądamy filmy pedalskie, to jeszcze bieżące życie. 
    Zaczniemy od życia. Spotkanie z Amundsenem w sobotę wyszło średnio, bo 979, wreszcie!, wszedł na st. mac. z kotem i go zostawił. Napisałem mu wcześniej, by się nie przejmował behawiorystką od kota i jej nie słuchał, kot wie lepiej, jemu jest na st. mac. dobrze, by nie rzec bardzo dobrze, z kimś jak u się bez nikogo. W związku z pobytem kota, spotkanie z Amundsenem musieliśmy przerwać. Znacie mnie, to wiecie, zwierza mają pierwszeństwo i są otaczane troskliwą opieką (mięśniaki czasem też). Dlatego Amundsen poszedł w odstawkę, nagłaśnianie sąsiadów też. Choć byłem już dość porobiony, bo kot zjechał "późno" ok. 19:00, to został włączony tryb ochronny dla zwierza. Sprzęt nagłaśniający został mocno ściszony, światło dostosowane dla zwierza, zresztą długo nie było mi dane funkcjonowanie i ok. 20:30 (tak sądzę) wyglebiłem. Przebudziłem się, czy zwierz mnie obudził o 03:40. Ponieważ koty, jak ich obiady, są nocnymi stworzeniami, to od razu się zaktywizował i nie pozostało mi nic innego, jak pobawić się z nim o 03:40 przy nikłym oświetleniu semafora kolejowego. Oczywiście kotu się to podobało jak mało kiedy, bo ktoś się z nim "bawił" w porze jego funkcjonowania, mnie trochę mniej, bo musiałem się do tej zabawy rozbudzić, jego pazury jednak są ostre i wyjść w ogóle z łóżka, by zaspokoić jego potrzeby. Wyglebiłem ponownie po ok. godzinie czasu. Udało się przespać do 08:45. 
  W ciągu dnia, jeszcze kilkukrotnie się z nim pobawiłem, bo się aktywizował, po czym coś tam zeżarł, co przyniósł 979 i kładł się spać. To takie lekkie spanie, bo widziałem że mnie obserwuje, po za tym, było po nim widać, że w pewnym sensie jest zadowolony, że ktoś cały czas jest. Nawet niekiedy się zastanawiałem, czy mu nie przeszkadzam, bo przeca u 979 to większość dnia jest sam, a tu ciągle ktoś (w sensie - ja) był na miejscu. 
   Wyjazd do 824 opóźniłem ze głównie względu na kota. Nawet jak wychodziłem, to widziałem jego smutny wzrok, że to już, że znowu bydzie sam. 
   On jeszcze nie wie (kot), że za tydz. znowu bydzie na st. mac., a teraz mogę Wam napisać, że nadal jest na st. mac. o czym poinformował mnie 979, który wczoraj tam spał wraz z kotem. Dobrze, dobrze, bo kot ma przestrzeń, jest z kimś, a za drzwiami balkonowymi ma swoich towarzyszy, czyli inne koty (te dzikie). 

   To zabieramy się dalej za recenzowanie. "Odpowiedź na wszystko" grecki, 2021. To film "drogi" (asfaltowej). Tak się chyba określa filmy, których akcja głównie toczy się w podróży. Takim klasykiem był "Mistrz kierownicy ucieka". W tej produkcji jadą z Grecji do Niemiec. Dwu głównych bohaterów, zupełnie przypadkowo się łączących na promie, coś jak ja z Bartkiem, którego teraz nie widuję. Jakoś się zgadują i jadą starym audi po dość malowniczych terenach. Niektóre sceny aż przyciągają uwagę, np. stary przystanek autobusowy, drewniany, prawie rozpadający się. Kto to wyszukał, czy postawiono go specjalnie dla filmu - nie wiem, ale efekt wizualny zrobił. W filmie pokazano wspólną podróż dwu nieznajomych, ale nie do końca. Czasami scenariusz robił wrażenie, jakby to było "stare dobre małżeństwo", które sie kłóci, denerwuje, godzi się. Oczywiście w scenariuszu nie udało się uniknąć błędów. Ok, nie znają się, współżyją ze sobą średnio, sami skazali się na siebie, ale po odbytym stosunku, zakładam zajebistym seksie, bo tego nie pokazano, na drugi dzień już praktycznie z rana się wadzą. Serio?!
    To znowu tak nie działa. Jak mam, miałem, zajebisty seks z kimś, to na drugi dzień rano, i przez cały dzień, żyję tym i chcę to powtórzyć, a nie wadzić się z mięśniakiem o byle co. Ci scenarzyści to mieli okres nastoletności, coś z niego pamiętają czy jakaś totalna amnezja?
    I nie lubię przewidywalnych scenariuszy. Jak ze scenariusza mówią "ten pies jest drogi", to już wiem, że coś mu się stanie i oczywiście się nie myliłem. Chyba za dużo filmów obejrzałem, by takie tanie sztuczki na mnie działały. 
   Wiem, czepiam się scenariuszy, ale to podstawa dobrego filmu. By nie było, to "Brokeback Mountain", "Człowiek na torze", "12 gniewnych ludzi" i coś by się jeszcze znalazło. Da się? Da się!
   Wracając do "Odpowiedzi na wszystko", to dobrze zagrane, dobrze skręcone, ładni aktorzy (mnie się ten Grek podobał), da się obejrzeć, ogólnie nie odrzuca i klasyfikowałbym go powyżej średniej. 
   Dla zrównoważenia beznadziejny film, nad którym nie będę się rozwodził, bo nie ma czasu - "Łowca" argentyńska produkcja 2020. Jak już nie macie na co czasu zmarnować, to ostatnia deska ratunku. Dotrwałem do końca tylko dlatego, że w nowoczesnej technologii jest coś takiego jak przewijanie do przodu o np. 10 sek. 

   No i byłem na widzeniu u 172, ale o tym opowiem w następnej notce (tak myślę). 
   Zdjęcie. 
  SN61-183 na st. Napiwoda (to dalej ta impra na Mazurach) przedzierający się przez młode klony (drzewa). 
  Jak pomyślę, że w czasie tej impry jeszcze się nawet nie urodził 303, to świadczy to o odległości czasowej wydarzenia, w którym brałem udział. 
   Narka.

sobota, 20 listopada 2021

Sobota #1842

    Skoro wykupiliśmy, to lecimy. Z outfilm słoweński film "Konsekwencje" Tematyka, ze względu na wioskę, dobrze znana - poprawczak. Było już tyle produkcji o poprawczakach, że zastanawiałem się czym zaskoczy mnie kolejna. Trudno jest w tej tematyce coś nowego wymyśleć, bo tam ciągle jest to samo. Czyli ta zła młodzież zgromadzona w jednym miejscu, jej relacje między sobą, ta walka o skurwielowstwo, o to kto rządzi, kto jest rządzony, a z drugiej strony wychowawcy, którzy chcą nad tym zapanować, choć w tej produkcji pokazano ich jako bardzo nieudolne osoby. To tak tam na Słowenii jest?
    Po raz kolejny wyszły trudności castingowe. W rolach młodocianych obsadzono aktorów już spokojnie po dwudziestce. Wiem, że łatwiej się z takimi pracuje, jak z małolatami, ale czy ja wymagam za dużo od reżyserów? Skoro sie na taką tematykę rzucają, to wypadało by być konsekwentnym. Nie jest to w końcu film o studentach. Boją się też twórcy takich filmów pokazać źródła zachowań dla młodocianych skurwieli. Matkę w tym filmie pokazano jako tą w porządku, dbającą o dobro syna. Zapomniano przy tym pokazać, że to, w dużym stopniu, jej wina, no bo kto go do qrwy wychowywał, czy wyhodował. Podobnie jakby żonę od 972 przestawić jako kochającą, dbającą matkę o małych skurwieli. Nigdy w życiu!
   Wkręcenie wątku pedalskiego wyszło jakoś dziwnie. Wygląda, jakby go umieszczono dla wyróżnienia filmu, bo co nowego pokazać w tej tematyce. 5-tą imprezę tych samych osób już przewinąłem, bo tak, wiem "bawią się". Zakończenie, hmm średnie.
   Film dostał jakieś nagrody na festiwalach, ale chyba dlatego, że dla jury takie tematy są obce, takie osoby też, nie obcują z nimi i pokazanie ich, jakby z bliska, robi wrażenie na nich. Na pewno na to inaczej patrzę, bo mam to na wyciagnięcie ręki, a nawet u się na st. mac. 

   Kolejna produkcja, tak wiem, zamęczę Was teraz pseudoreenzjami filmów, ale zamierzenie było takie, by to na m-c wykupić i wycisnąć ile się da, to "Dream Boy" z 2008 r. prod. USA. 
   Pierwsze co mi się rzuciło to - poważnie w USA nastolatki prowadzą autobusy? No bez tego scenariusz byłby do przebudowy i to dość mocno. Po za tym film o młodzieńczych odkrywaniach swojej tożsamości, nie pierwszy w tematyce, niby swojej seksualności, ale to było drętwo pokazane i pojawił sie jeszcze wątek wykorzystywania seksualnego przez ojca. Wszystko to osadzone w realiach wioskowych w konserwatywnych kościelnych rodzinach. Oczywiście nie uniknięto błędów scenariuszowych, ale jak nie ma sie koncepcji jak skończyć film, to tak jest. Na początku jest jakby normalnie, młodzi się ukrywają z tym co robią, czyli seksem między sobą. Wszystko ok, by na końcu zrobić to w domu, w którym łażą też ich koledzy, w dużej sali, prawie na środku. Serio?! Scenarzysto, to tak nie działa. No i końcowa scena, w której jeden z kolegów przelatuje jednego z pary robiącej sobie dobrze wcześniej. Ok. mogło się tak zdarzyć, widok dwu samców mógł go podrasować, coś w nim pękło i jak w poprawczaku, czy więzieniu stwierdził przelecę go, przerżnę go swoim kutasem, że popamięta. To jeszcze mogę zrozumieć, ale po co po tym wszystkim przydupił mu kłodą w łeb, to kolejny raz nie rozumiem scenarzysty. 
    Ogólnie nic nowego w tematyce, a pokazane to jest średnio. Brakuje takiego zęba w tym filmie. Problemy, choć są, są pokazane mało wyjaśniająco (chciałem napisać szczegółowo, ale nie o to chodzi), pobieżnie. Chłopak wykorzystywany przez ojca, a zachowuje się na początku normalnie jakby nic nie było, dopiero później ucieka, ale w jego zachowaniu nadal nie można się niczego dopatrzeć co by wskazywało, że coś się dzieje. To tak nie jest. 976, który kiedyś przychodził na st. mac. to zresztą jeden z pierwszych wioskowych mięśniaków, kiedyś szedł ze mną i z 979 po wiosce. Spotkaliśmy jego starego i zatrzymaliśmy się, po czym stary z 976 rozmawiał. Zauważyłem wtedy, że 976 trzyma się na odległość ok. metra od starego. Jak się stary przysunął, to ten się odsunął jak magnesy o tych samych biegunach. Po kilku takich ruchach, bo wiadomo jak się rozmawia to osoby się ruszają, już wiedziałem - stary go bije. Zagadałem później do 979 i potwierdził, bo sytuacja, jak to na wiosce była znana innym mięśniakom-skurwielom. Dopiero wchodziłem w to środowisko.
   Więc to nie jest tak, że po osobach nie widach zachowań zmienionych relacjami rodzinnymi. Tego w filmie nie pokazano, aktor odgrywał swoją rolę, jakby gdyby nic się nie stało. No i że to trwało tak długo. Przecież on już nie był taką drobną sierotą, to przeca mógł się postawić staremu. To się dzieje już w tym wieku, a na kompletną cipę go nie przedstawiono. 
   303 też się postawił staremu jak miał 16 lat, akurat to było przy mnie, a opisałem to tu. (akurat w okrągłym nr-e notki). 
   Film ogląda się dobrze. Dobrze nakręcony, aktorzy dobrze odegrali tylko w treści ubogi. 
   Tyle, bo dziś zjazd do wioski. Czeka tam Amundsen. 
   Zdjęcie.
Kadr z filmu Dream Boy. 
  Narka.


piątek, 19 listopada 2021

Piątek #1841

    Piątek, to funkcjonuję już na granicy. Jest bardzo cienka linia do tego by nie wybuchnąć. Żyję jutrzejszym spotkaniem z Amundsenem. Nieustająca walka z holizmem doprowadza mnie już do wyczerpania w piątki. Ciągłe mówienie, tego nie, tego też nie, tamtego też nie, a on - tylko jedno kupimy, tego przecież nie mamy, a to kupię, niech będzie, no przecież nic się nie stanie. Argumenty jak u alkoholika. Ktoś słusznie to nazwał z przyrostkiem holizm. 
    Czy to już pisałem, że żona od 840, która opiekowała sie matką przez 2 lata, jest po jej śmierci (to nastąpiło z 3 lata temu) nadal na psychotropach. 
    Więc wydawać by się mogło, że to płytkie rozwiązanie. Może i tak, ale qrwa, jak mam sie zresetować, skoro mam jeden wolny wieczór w tygodniu. Na razie jest to najprostsze i najskuteczniejsze rozwiązanie. Wiem, możecie se pomyśleć, że jakiś wyjazd gdzieś, coś zobaczyć itp. Ale mam jeszcze do ogarnięcia st. mac., na której jak zjeżdżam to za każdym razem jest przemeblowanie i musze się odnaleźć w nowej rzeczywistości, nadto czasem też tam coś zrobić, a lista pełna zadań do wykonania. W tyg. wymieniali licznik gazowy, stracił legalizację, to jedna rzecz z listy odeszła. 
    No przeca jak wrócę na st. mac. to zajebie się robotą i będzie jak poprzednio, że od tego nie wiedzieć w co włożyć łapy wszystko będzie stało. Nie ma na razie złotego środka. 
   We wtorek ma przyjść do 824, będę oczywiście przy tym spotkaniu, pani z MOPS-u na wywiad środowiskowy. Kolejny dylemat, co zrobić, jak to poukładać, bo przecież 824 będzie mówił, że wszystko jest jak najbardziej w porządku i nic się nie dzieje, a ja wszystko zmyślam. Tylko, że jak on wyjdzie ze sklepu to już nie pamięta co tam kupił. Mam nadzieję, że pracownicy są na tyle przeszkoleni, by wychwycić takie sytuacje, najwyżej porozmawiam z nią osobno już po za obecnością 824. 

   Zrobiłem wczoraj materiał z gry [(tedeka) nie pierwszy] i opublikowałem go na yt. Trochę pojechałem po administracji. Powiedziałem prawdę, ale jak wiemy, prawda czasem boli i zdaję sobie sprawę, że czasem jest ogólne milczenie dla (niby) dobra sprawy. Trochę to milczenie przerwałem. Wiedziałem, że wypowiadając pewne kwestie narażam się na gniew administracji, to też w dłuższej perspektywie wszystko poukładałem. Pisałem wam kiedyś, że będę wykupował dostęp do outfilm. Dziś to zrobiłem i zacząłem oglądać filmy branżowe, więc czas poświęcany na tedeka odpadnie, bo jak bym grał, to by się tam zasadzali na mnie. Myślę, że po jakimś czasie sie z tym prześpią i im w choć trochę przejdą działania odwetowe. Pozostanie w krótkich jednostkach czasowych ETS2, w którym na podstawie 5-ciu poradników udało się opanować tworzenie własnych ładunków na ciężarówkę. Dzięki temu można jechać skąd się chce, gdzie się chce, w ramach możliwości growych. W końcu chcę dotrzeć do Calais, bo tam po Duisburgu jest duży ruch i, tak myśłę, nie ma jeszcze przenikalności.  
    Ten wykup outfilm i tak opóźniony. Miał nastąpić w pn., ale coś, we wtorek, też, w środę wymiana licznika na st. mac. to wyprawa z 824 i tak zleciało. Wykup teraz, by miesiąc akurat upłynął przed szałem świątecznym. Tak, już wiecie, że w nim nie biorę udziału od lat, nie obchodzę świąt, ale inni wokół szaleją, a nigdy nie wiadomo, kto będzie chciał mnie wciągnąć w wir. 
    Oglądam pierwszy film na out "Tęsknię za Tobą". Nie, niespecjalnie wyszukiwałem, tylko by był lektor, bo do żarcia. 
   To już pisałem wielokrotnie, że ludzie ze sobą nie rozmawiają, a jak rozmawiają, to często się oszukują, jak w filmie. Na razie, przynajmniej tak sądzę, mamy układ z 979, o czym okresowo mu przypominam, choć ostatnio, przez niewidzenie się często zapomniałem, który stanowi, że się nie oszukujemy i mówimy prawdę niezależnie od tego jaka by ona nie była. Wiadomo, że pomijamy wiele kwestii, ale jak się pytamy o coś konkretnego, to już nie ma wykręcania się. Kilka takich rozmów było. Nie przeprowadzamy ich często, nie ma czasu (taki syndrom tych czasów), ale wierzę, że jak się coś wydarzy to układ działa dalej, a to gwarant solidnej konstrukcji. 

   I jeszcze jedno. Jak będziecie inwestować w walutę, to polecam kantor i wersję papierową. Spready bankowe są do dupy, to tak w skrócie. Kolejne inwestycje, jak mówiłem 811 już przez kantory. 
   Zdjęcie.
Ostatnio były zdj. ze stacji m.in. Ochódno, to ta impreza odbyła się SN61+ wagon. Musiał się czasem przedzierać przez roślinność.
Miejsca w wagonie silnikowym były pożądane przez to trudno dostępne. Większość czasu spędziłem w "bonanzie", w której niestety było dość zimno. 
  Narka.


poniedziałek, 15 listopada 2021

Poniedziałek #1840

    Wczora na st. mac. weszły 302 i 303. Od kogoś tam dostali radio samochodowe, które grało u tej osoby w piwnicy i też chcieli by słuchać u się w domu muzyki z pena. Oczywiście twierdzili, że radio było bezpośrednio wpięte do 230 V i działało. Dość czasu musiałem poświęcić na wytłumaczenie, że jest potrzebny transformator na 12V lub układ elektroniczny, który napięcie zmniejszy, bo to radio nie jest na 230 V. Starym nawykiem 303 był tym wydającym polecenie, ale tym razm sie nie wkręciłem i jak mówił, że radio trzeba rozebrać, bo przełączniki są uszkodzone, to mu powiedziałem, to je rozbierz, bo już to robiłeś i wiesz co i jak, a po za tym, miałem je tylko podłączyć do zasilacza i sprawdzić, a nie rozbierać. Oderwał sie od gry i zaczął rozbierać. 302 siedział w telefonie. Radio po rozebraniu i dojścia do przełącznika włączającego się "oświeciło" i tyle. Tzn. nie ruszyło, w sensie nie zapalił się wyświetlacz, tylko diody w środku się zapaliły. Oczywiście miałem je naprawić, ale wytłumaczyłem im, iż nie jestem elektronikiem, robię tylko podstawowe rzeczy, tyle ile jest mi potrzebne. No to radio do kosza. No ok.
   W trakcie pobytu jak 303 grał to wyszła sprawa kasy w grze i pyta się starszego 302 ile to jest 20 eurosów na nasze. 302 mu mówi, by se to pomnożył przez 4. Tu, co mnie zaskoczyło, zrobił się error. Włączyłem się po chwili ciszy i mówię do 303 by 4 pomnożył przez 2. Nadal trwała cisza, w końcu po 3 sek wyszło mu 8, po czym pyta się:
- to ile to jest w końcu
- dodaj sobie zero,
 ale już zera nie potrafił dodać, by było 80 zł. Serio?! On nie potrafi pomnożyć takich małych cyfr?!
    Później rozmawiałem o tym z 979. W którą stronę zmierza świat produkując takich ludzi. Na co oni będą potrzebni, pytałem się. Na to 979, czy widziałem jeden z odcinków serialu Black Mirror, w którym ludzie wstawali rano i ich zajęciem była produkcja prądu na rowerkach stacjonarnych. 
  Widziałem i chyba tylko do tego się będą nadawali.
  
   Chyba na kanwie tego miałem sen. Akcja działa się w 1939 we wrześniu na początku wybuchu wojny. Tzn. z, najprawdopodobniej 811, oglądaliśmy stary czarno biały film nakręcony w tamtym czasie. Akcja działa się w wiejskim domu, skromnie umeblowanym, można by rzecz biednym. Kręcone było w kuchni, tuż przed ewakuacją i ruszeniem gdzieś tam. Oglądaliśmy ten film i w pewnym momencie przeniosłem się do tego domu. Wszystko pozostało nadal czarno-białe. Do kuchni wszedł 18 latek, ale nie mięśniak. Taki chudy, nawet chudszy od 303. Ubrany był w jasną koszulkę i granatowe krótkie spodenki. No jakby inaczej, miał piękną twarz. Zagadałem doń gdzie ruszają
- nie wiem. 
  Do kuchni po chwili weszło dwu młodszych braci. Spytałem się ile w ogóle ich jest - dwanaścioro, on jest najstarszy. Młodszy 17 latek i 16 latek już tacy z twarzy ładni nie byli. Położyłem mu rękę na szyi, krótko ją tam trzymałem i wycofałem ją. Później policzyłem szybko, że skoro ma 18 w 1939 r. to on już najprawdopodobniej nie żyje i to jakby miało być rozgrzeszeniem, bo położyłem mu ponownie rękę na szyi, tym razem dłużej trzymając. Później przełożyłem ją na biceps, ale jak u 303 bardzo wiotki i trochę pod skórą była już kość, podobnie z przedramieniem. Taki niedożywiony. 
   To niedożywienie wzięło się wprost od 303, bo on będąc w tym wieku niedojada, bo chce pozostać taki jak jest, bo się sobie podoba. Mówiłem już mu kiedyś, że urośnie, bo do 25 roku życia zmienia sie kościec, ale po co takie rzeczy mówić, skoro tego i tak nie ogarnia. W momencie kiedy organizm, jak nigdy wcześniej potrzebuje energii, materiału na budulec, to ten mu to ogranicza w imię nie zmienienia się. Dokładnie to nie wiem ile w tym niedojadaniu jest prawdy, ile jest tam jakiś dziwnych sytuacji bytowych. Jak jeszcze pracowała żona od 972 i robiła obiady, to 972 się do nich nie dociepował. Wiec ona wymyśliła, że skoro tak, to ma se sam organizować żarcie. Było trochę śmiesznie, bo gotowała dla się i dzieci, ale nie dla 972, który kupował se do żarcia coś w wiosce, lub przywoził gotowe z miasta i pochłaniał w doma. Teraz żona nie pracuje, 303 nie, bo ma się uczyć, ale nie chodzi do szkoły, 302 zjechał z niewolnictwa z richtych fajnych Niemiec i nie wiem ile kasy przywiózł, ale też nie pracuje. Pozostał w pracy jedynie 972. 
   Wracając do filmu ze snu to później była jeszcze przebitka i akcja przeniosła sie do lasu, gdzie ludzie ubrani w stroje leśnie złożone z małych gałązek z liśćmi, trawą uciekali przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Zastanawiałem się co im to da, skoro jak będą siec z karabinu maszynowego to i tak strój ich nie uchroni. 
   Wracając do 302, który pojechał do Niemiec zarabiać mega kasę i zajebiście żyć, to już pozarabiał i pożył. Pracował tam po 10 h dziennie na nocki, z sobotami włącznie. Czyli w tyg. 40 godzinnym, on robił 60 h. W zasadzie z miesiąc robił 1,5 m-ca. Z jednej strony, mimo mojego tłumaczenia i tak tam pojechał, bo tam fajnie. W pierwszych dniach było tak fajnie, że już tam chciał zostać na stałe. Później mu się to zmieniało, aż teraz już tam nie chce wracać. Może i dobrze, że się sparzył, bo to czasem w życiu jest potrzebne, pod warunkiem iż sie wyciągnie dobre, czy właściwe wnioski. Ale czy oni na poziomie liczenia z pierwszych klas podstawówki taki będą mogli wyciągnać?
    
   Na st. mac. w sobotę spotkanie a Amundsenem. Podrożał na ogólnej fali podwyżek z 38 na 42 zyla. Ale pamiętacie jak pisałem, że 979 przylazł nieoczekiwanie w sobotę jak był 826. Od tej soboty, był w ub. tyg. i w tym też. Zdziwiło mnie to, bowiem umowa kiedyś była, że mam nie łykać przy nim, to mu powiedziałem, że soboty w takim razie są moje, bo nie mam innego terminu. Wcześniej były piątki. Długo nie przychodził. Od dwu tyg. zauważyłem, że jakby brakuje mu towarzystwa i przychodzi na st. mac. mimo mojego łykania. Wpierw trochę się czaiłem z tym łykaniem, tzn. polewałem jak go nie było, ale w miarę łykania stwierdziłem - będę sie pilnował na tyle na ile, ale w końcu, do qrwy, kiedyś z tym Amundsenem trza się spotkać. Opuścił st. mac. jak już miałem dość trochę. 
   W nd. przyszedł w zasadzie dwa razy. Może nie tyle gadać, co posiedzieć w towarzystwie. Przynajmniej takie odebrałem wrażenie. Trochę żeśmy pogadali, bo taki cisza była by niezręczna, ale jakoś niewiele. Głównie siedział w telefonie. No takie czasy. 
   Za tydzień postaram się wiyncyj do niego gadać i może tego kota ściągnąć, bo mi go ciągle szkoda. Tyle godz. borok tam sam siedzi. Straszne. 
Zdjęcia.
Stacja handlowa Ochódno. Zdjęcie z 2003 r. w czasie imprezy kolejowej na Mazurach.
Przystanek osobowy Kobulty. Ten sam rok, ta sama impreza. 
Ostatni chyba rozkład jazdy, ze stacji handlowej Ochódno.
Narka.

sobota, 13 listopada 2021

Sobota #1839

    Ponieważ nie przygotowałem żadnej dłuższej notki, to dziś taki trochę obrazkowy wpis będzie. Już pisałem kiedyś, jak w zarządzie transportu miejskiego wykonują wprost tytaniczną pracę. Owocem takiej pracy jest np. zmiana RJ dla linii autobusowej A4. Wpierw RJ przed zmianami. 
A tu już po tej niezwykle ciężkiej pracy, której owocem jest nowy RJ (przebieg) przez m-to.
Ja jeszcze zrozumiałbym powyższą bardzo istotną zmianę, gdyby linia kursowała co 30, czy co 60 min. ale kursuje co (uwaga) 10 min. 
Ciekawi mnie ile kaw, wuzetek, poczęstunków, rozmów odbyło się przy tak gruntownej zmianie RJ. 
No ale przecież, czymś muszą się pracownicy w biurach wykazać, że coś przez cały m-c robili. Nad czymś się głowili, zastanawiali, może nawet noce nie przespane się znalazły przy tej jakże istotnej zmianie. 
I oni są oczywiście utrzymywani z naszych podatków. 
I tym optymistycznym akcentem, życzę miłego weekendu. 
Narka.

wtorek, 9 listopada 2021

Wtorek #1838

    Jesień, to jesienne tematy. W wiosce tego nie ma, bo tam wszyscy (a przynajmniej większość) mają wypierdolone na liście. Są, po zimie ich nie będzie i są naturalnym nawozem dla gleby. W mieście inaczej. Od początku jak zaczynają spadać trwa batalia z liśćmi. Na osiedlu u 824 codziennie chodzą Ci idioci z dmuchawami i przedmuchują liście z jednej strony na drugą. Nie, jakby ktoś dociekał, nie zbierają ich. Po wietrznym dniu, na drugi dzień to samo i tak w koło Macieju. Codziennie rano napierdalają od 07:00, a nawet od 06:50 i dmuchają w liście. Taka sprawa dla sprawy. Dziwię się tu mieszkańcom, bo jakbym tu mieszkał, to dawno jestem w zarządzie tej spółdzielni z interwencją, by se tymi dmuchawami napieprzali od 09:00. Dokładnie jak dniu świra. Nic sie nie zmieniło przez dekady. 
   Pozytywne, że wychodzimy wreszcie z choroby. Dokładnie nie wiedzieliśmy co mieliśmy, ale jest już na prostej w dobrym kierunku. Gorzej, że 824 się trochę podinfekował, ale on z tych genetycznie, bo przechodził to bardzo łagodnie, w zasadzie po 3 dniach jest prawie zdrowy. 
    Byłem z nim u diabetologa. Zastanawiałem się po wizycie, po co iść do lekarza, skoro się go oszukuje. Przecież to nie jest, z założenia, nasz wróg, tylko osoba, do której idziemy po pomoc. Po co w takim razie bredzić u niego, że się jest zdrowym i kompletnie się nic nie dzieje, skoro się dzieje. Wypisałem na kartce z datami, godzinami stany cukru jakie miał 824 i po tym jak już 824 powiedział, że miał książkowe wyniki podałem kartkę. Konfrontacja nie wypadła najlepiej. Podobnie z innymi pytaniami. 824 swoje, ja lekarzowi stan faktyczny. Już chciałem na głos powiedzieć, po co przychodzisz, skoro oszukujesz lekarza, ale się powstrzymałem. I tak dementowałem brednie, które wygadywał. Najgorzej będzie z dietą, której on w ogóle nie stosuje.
 - tak jadłem przez całe życie i nic nie było. 
   No fajnie, ale teraz jest. I co? 
- no i nic. Będę jadł jak dawniej. Do dupy z taką dietą (w sensie tą, którą zalecił lekarz). 
  Dom starców trzeba jednak załatwiać, bo ja na klatę tego zgonu nie mam zamiaru przyjąć, dlatego byłe w przychodni i ma dzwonić lekarka prowadząca (rodzinna) i mam z nią przeprowadzić rozmowę.

  Na st. mac. 979 zamontował nam ponownie ntlx. Oglądaliśmy jakieś filmy, ale niewiele, bowiem w sobotę reset, a, jak to na st. mac., spaliśmy 13 h. Tzn. z godzinną przerwą rano, ale łącznie wyszło 13 h. Ciekawe, że tu się zawsze budzę ok. 07:00 jak zaczyna funkcjonować 824. Niestety przez to zaczęliśmy późno funkcjonować i wiecznie brakuje nam czasu na zrobienie czegoś większego na st. mac. choć lista zrobiona. 
   Właśnie. Mamy dylemat Jechać, czy nie jechać na st. mac. - oto jest pytanie. 
   Dodatkowy dzień wolny w tyg. - czwartek, wiync teoretycznie mógłbym zjechać jutro i wrócić w czwartek. Się na razie zastanawiam, ale dziś mi ciśnienie na codziennym holizmie wzrosło, więc nie wiem. 

   Obejrzałem ostatnio na ntlx, które nam podłączył 979 "Boże ciało". To niby był kandydat do oscara. Serio!? Przecież to lokalny film, którego w świecie nie zrozumieją. Znowu ktoś, kto promował to dalej, nie wziął pod uwagę lokalnych uwarunkowań. Przeca to nie film dla kogoś z Ameryki Płd. czy nawet Płn. tylko dla lokalniaków, nawet nie Węgrów. To co oni kandydowali z tym filmem dalej?
   Sam film, jak na warunki PL średni. Nic nowego nie przedstawia. Coś jak "Konsul" z Fronczewskim, tylko przeniesiony na łamy kościoła. Czym się tam podniecać, to nie wiem. Ot taka nasza opowiastka i tyle, ale dla rządzących pewnie mega zajebisty film. No niech tak bydzie.
  Dobra, bo wyglebiam, a chcę by to poszło dziś. 
  Zdjęcie.
Wiem. Kompletnie tego nie zrozumiecie, ale to błędy nowej wersji gry. Miast wagonu, jest tekstura lokomotywy EU07. Taka ciekawostka, która występowała tylko przez chwilę (2 dni) w grze. Później to poprawili. 
   Narka.

sobota, 6 listopada 2021

Sobota #1837

    Dawno temu, jak jeszcze byłyśmy piękne to podrywał nas pewien piłkarz. Spotkałem sie z nim kilka razy, jakoś rozkręcało się, ale na którymś tam spotkaniu on spytał się czy jestem pewien, że będę mu wierny. Po chwili zastanowienia, by nie palnąć czegoś głupiego powiedziałem, że nie wiem. To zakończyło nasze spotykania się. 
    Długo nad tym myślałem, nad opcjami możliwych odpowiedzi, bo okazało się, że szczerość w tym przypadku wyszła nie najlepiej. Czemu tak jest, że jak wchodzimy z drugą osoba w związek, to tak jakbyśmy ją w markecie ściągnęli z półki, kupili i już jest nasza, tylko nasza. I niech się nawet nie odważy myśleć o kimś innym. Przecież nie nabywamy kogoś tylko dla siebie, ale z jego znajomymi, z jego całym bagażem dotychczasowego życia. Mało tego, nasz dotychczasowy bagaż musimy jakoś połączyć z tym drugim. 
   Wydaje mi się, że większość związków rozpada się, bo w znacznej części wydaje się, że kogoś kupiliśmy w markecie i jest nasz, tylko nasz oraz, że nie widzimy, albo nie zdajemy sobie sprawy z tego bagażu życiowego jaki ma ze sobą. 
   W latach 90-ych trochę jeździłem z ekipą (oczywiście inną niż późniejsze wioskowe mięśniaki) po lokalach branżowych w PL. Kiedyś wylądowaliśmy we wrocku. Lokal jak lokal w tamtych czasach, nic szczególnego. Pełno w środku, bo wtedy było w nich pełno. Na parkiecie jakiś mięśniak (no któżby inny) zwrócił moją uwagę. Ubrany w koszulkę na ramiączkach, by było widać jego wdzięki. Zacząłem się do niego dostawiać. Jak już się trochę bardziej posunąłem, w tańcu ręce miałem na jego części od pasa w górę pod koszulką, on powiedział, iż jest w związku. Trochę mnie wtedy zszokowało, a jeszcze bardziej, gdy po moim pytaniu, czy partner tu je?, odpowiedział - tak. Najprawdopodobniej pomyślałem wtedy, skoro mu to nie przeszkadza, to co się tym mam przejmować. Jak już natańczyliśmy się, to poszliśmy do "jego" stolika, przy którym siedział partner. No tu się zdziwiłem kompletnie, bowiem spodziewałem się jakiegoś równie przystojnego mięśniak, a ten znacznie odbiegał od swojej drugiej połówki. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że z brzydszą połową związku b. dobrze mi się gada. Mięśniak poleciał gdzieś na salę dalej się bawić, a my gadaliśmy. oczywiście podpytywałem o związek, bo zdziwiła mnie tak znaczna różnica wyglądowa. Pytałem się czy nie drażni go, jak mięśniaka ciągle podrywają, czy nie boi się, że mięśniak go zostawi z jakimś innym mięśniakiem. Sens słów, które wtedy wypowiedział pamiętam do dziś. Powiedział, że prowadzą luźny związek. Nie gonią za sobą wzajemnie, nie pilnują się, nie inwigilują. Mieszkają razem (tam chyba tyle padło) od 2 lat i żyje im się b. dobrze. Przy tym luźnym związku ważne było to (jak sie wyraził ten brzydszy) by [(tu padło jego imię) nie pamiętam] wrócił do domu. Coś tam jeszcze podpytywałem o te powroty, ale powiedział - jak widzisz na razie wraca. 
   Tak mnie to wtedy zaintrygowało, że od razu chciałem stworzyć podobny, widziałem się w takim, tylko nie było z kim. Większość nadal żyła w przeświadczeniu, i tak ma do dziś, kupna partnera z marketu na własność li tylko dla siebie. 
   Mnie o tym dość wcześnie uświadomił 800. Nauczył mnie tolerancji dla drugiej osoby, jej otoczenia, jej znajomych, zainteresowań itp. I tak też z czasem robiliśmy. Jak dało się jechać na jakieś imprezki wspólnie to jechaliśmy wspólnie, jak nie, to on, czy ja jechaliśmy sami. Przy wspólnych wyjazdach, gdzieś tam rżnęliśmy się w kątach. Z czasem zauważyłem, że go kręcą takie sytuacje, w których rośnie adrenalina, bo akurat ktoś wejdzie. Przyzwyczaiłem się i nawet mi się to zaczęło podobać. Coś w tym było takiego niezwykłego, jednorazowego, do tego równolegle z narastającym podnieceniem należało układać wyjścia z sytuacji awaryjnych, głównie polegających na tym, że my dochodzimy i właśnie ktoś wchodzi. Urywkowo pamiętam takie sytuacje, jak imprezka w Zabrzu Rokitnicy u jakiegoś kolegi 800, kiedy zaszyliśmy się w jakimś małym pokoju i tam dawaliśmy czadu, oczywiście do końca. Pamiętam, że z pokoju wyszliśmy mokrzy, ale na imprezce to nic dziwnego, no może byliśmy trochę za bardzo. W Kołobrzegu, kiedy on wyjeżdżał na praktyki w lecie, robiliśmy to pod prysznicem w akademiku, więc też hardcore. No i kiedyś, co chyba już opisywałem, w pociągu z Wisły Głębce, w zimie, wtedy wagon jeszcze z przedziałami jechał. Byliśmy w przedziale we dwóch no i wtedy jeszcze dobrze grzali w pociągach. W krótkim czasie zaczęliśmy robić zapasy, w miarę upływu czasu i grzania się pozbawialiśmy się ubrań wierzchnich. W okolicach Pszczyny byliśmy już w klatach, cały czas przeciągając się po przedziale. Chyba przy Katowicach Ligocie kapłem się, że za chwilę wysiadamy, a my cali spoceni, mokrzy, nasze ubrania też, bo nim je ściągnęliśmy, to już były mokre. Przestaliśmy się mocować i w okolicach Brynowa ubieraliśmy się, by zdążyć wysiąść na głównym z pociągu. Ponieważ ja z tych ciepłolubnych, to jak miałem na sobie mokre ubranie, to od razu za dworcem zacząłem zamarzać. Temperatura było ujemna i to coś w okolicach -7C. W tramwaju 102N udało mi się po kilku przystankach zdobyć miejsce przy grzejniku. Mimo praktycznie przywarcia do niego cały dygotałem. Jednak wiek robił swoje. Nie byłem później przeziębiony, organizm wytrzymał. 
    Inną sprawą było, że pociągi na początku lat 90-ych jeździły pełne, nie to co dziś, a przez cały przejazd nikt nie wszedł do przedziału zasłoniętego zasłonkami, nawet nie sprawdzono nam biletów. 
   Równym, czy nawet większym przegięciem była scena w autobusie Jelcz PR110 turystyk, którym jechaliśmy do Paryża na sylwestra w dziewięćdziesiątym którymś roku. Zajmowaliśmy ostatnie siedzenia w tyle autobusu, tam jest ich 5, oprócz nas jechał też jego najlepszy kolega ze swoją laską i jakaś koleżanka. W nocy lub bliżej nad ranem, kiedy byliśmy już trochę wstawieni bo łyknęłiśmy, zacząłem mu obciągać i bardzo się w to wkręciłem. Przed nami pełny autobus ludzi, a ja mu ciągnę druta, przy śpiących lub nie, innych pasażerach. W tym momencie to na nim spoczywało obserwowanie przedpola i boków. Teraz wyobraźcie sobie tą sytuację, ja klęczę przed nim, w zasadzie to nie ma mowy, bym szybko się podniósł. Siedzimy na silniku, który hałasuje, wtedy były inne standardy, obok jego kolega i koleżanki. Znałem ich też, ale mieli by wielkie zdziwko, jakby się ocknęli, a my w takiej pozycji. Z przodu jakby się ktoś podnosił, to słychać by nie było, bo ten silnik pod nami, tylko widać. No mieliśmy kilka takich jazd. Pewnie on to też dobrze pamięta. 
    I to był taki związek udany. Wiadomo, w młodym wieku, wygląda to inaczej, odbiór też jest inny. To zakochanie się, te uczucie no i wspólnie spędzony bardzo mile czas. Wyjazdy na wakacje, wyjazdy w ogóle. No piękne. Kiedyś może do tego wrócę.
    Taki związek, po rozstaniu, chciałem powtórzyć, ale... no właśnie... Ta własność drugiego partnera, z którą ciągle się zderzałem. Nikt nie chciał iść, z tych których poznawałem, na luźniejszą formę bytowania razem. A później..., później skoro pedały nie chciały, to zabrałem się za wioskowe mięśniaki. A jak z wioskowymi mięśniakami, to w części mogliście tu przeczytać. 
   Zdjęcie. 
 Nastawnia Zeb4, jak jeszcze istniała. 
 Oj przywiozło się z tej nastawni "gratów". M.in. te lampy wiszące z sufitu. Stare, jeszcze okrągłe, później, jak widzieliście na zdjęciach z nastawni RCL, robiono już kwadratowe, bo łatwiej. Jedną taką powiesiliśmy nad biurkiem, daje klimatyczne światło. W nocy efekt rewelacyjny, jest oświetlony tylko blat biurka z klawiaturą. Rewelka. Kto przychodził pierwszy raz i widział ją zapaloną to zazdrościł, nawet się mała kolejka zrobiła na następne sztuki. Nie oddaliśmy żadnej. 
Ten schemacik też przywiozłem, wisi w kuchni na ścianie. Wiem, rachityczny, ale taka oryginalna pamiątka.
Aparatu blokowego nie dało się zabrać, tzn. na ścisłość i by się dało, ale gdzie bym go postawił?
  
Centralkę też zabezpieczyliśmy, by inni jej nie zniszczyli. Nie podłączę jej na st. mac., ale jakby RCL działało, to tam bardzo realne, że by działała.
Jeszcze widok z zewnątrz. 
Tyle, narka.

czwartek, 4 listopada 2021

Czwartek #1836

  Qrwa!. 3 tyg. czekania na termin do stomatologa i właśnie go zawaliłem, bo ten pierdolony holizm. Tak wiem, nie ustawiłem se przypomnienia w telefonie, nie zaplanowałem dnia, logistycznie do dupy. Z kim się zadajesz, takim się stajesz. Mózg po tej "opiece" będę miał do wymiany. Fuuuuck! Tyle, że mi sie tam nic nie dzieje, by na pilnie, ale właśnie lepiej zapobiegać, a tu taka wpadka. Aż mi ciśnienie wzrosło.
   Kiedy, do cyca, ozdrowieje. Już ponad 2 tyg., ale też muszę przyznać że dużym opóźnieniem w zdrowieniu jest tu holizm 824. Codzienne wyjścia robią swoje. Po każdym takim czuję się gorzej i gdybym nie wychodził... Sugeruje to 811, ale jak z 824 nie wylezę, to utoniemy tu w zbędnym żarciu. Zderzenie mojego oszczędnego życia, z holizmem 824 to ciężki temat. 
   Przy okazji, to kiedyś czytałem w gazecie o proteście pracowników cywilnych policji, którzy zarabiają 2,600zł na rękę i stękają, że nie mogą za to wyżyć. Przechadzając się z 824 po jakimś tam osiedlu, na które pojechaliśmy w ramach wytracania holizmu zastanawiałem się jaka jest ich struktura wydatków. Przypominają mi sie kiedyś działania pewnego posła, który chyba z dekadę temu obwieścił, że wyżyje m-c za 1,5 klocka. Oczywiście mu sie to nie udało. Skoro dziś oni nie są w stanie wyżyć za 2,600 to można domniemywać, że ich struktura wydatków jest zła. Już mniejsza o te ich wydatki. Pracownicy Ci stękali, że np. robią księgowość w policji, a w firmach prywatnych za to samo dostaje się 2x tyle. Od razu przyszło mi do gowy, to czemu się nie przeniosą skoro jest tak źle, a tam jest tak dobrze. My to lubimy jednak stękać i stękać, i stękać. 
    Bez opłat za mieszkanie z 824 żyjemy miesięcznie za 1100 zyla. Dwie osoby! Da się? Da się. Więc niech nie pierdolą, że się nie da. Wiem, że dysproporcje w płacach są u nas na wysokim poziomie, i Kazio obok zarabia wiyncyj, to my tez chcemy, bo nas to kłuje w oczy. On moze, a my qrwa - nie. Nie ma takich wysokich dysproporcji w zachodniej UE, ale też musimy być tego świadomi, że w płacach my ich nie dogonimy. Zawsze będą państwa bogate, średnio bogate, biedne. Niezależnie od tego co nam wmawiają, musimy wiedzieć, że jesteśmy w jakimś miejscu i w nim pozostaniemy. Etiopia nie dogoni nas, my nie dogonimy zachodniej Europy. Jak ktoś wierzy w te brednie wygadywane przez polityków, to współczuję. 
    Na początku lat 90-ych mówiono, że za 30 lat, tu okres też jest ważny. Dogonimy Niemcy. Minęło 30 lat i co?
    Czemu podaje się w ogóle taki okres 30 lat. Jest to dla 20 latków, 25 latków jeszcze dostępny czas. Wtedy będą mieli 50, 55 lat i zakładają, że jeszcze dekadę się nacieszą. Gdyby podano, że za 50 lat kogoś tam dogonimy, to wszyscy by to olali sikiem prostym. Okres krótszy, np. dekadę jest zaś mało realny, bo przecież masa w swojej ilości jest głupia, ale nie aż tak, więc zczai, że coś tu kręcą na górze. 30 lat jest więc w porządku, zresztą to też standardowy okres brania kredytów na mieszkania, po których, Ci spłacający, myślą - potem to pożyjemy, jak już nie będziemy obciążeni spłatami. Niestety potem, to już będziecie schorowani w znacznej części i miast płacić ratę, wydacie to na lekarstwa i leczenie się, z tego czego nabawiliście się przez te 30 lat goniąc za kasą by te lokum przez 30 lat spłacić. Wiync nie, nie bydzie tak dobrze.
  
    Rozpocząłem procedury umieszczania 824 w DPS-ie. I tu się jawi problem. Zdajemy sobie sprawę, że on nie ogarnia rzeczywistości i samego faktu przeniesienia się tam i spędzenia reszty życia tam. Z drugiej strony na razie jest ok. Ale co jak nie bydzie ok.? Kto nad nim bydzie sprawował opiekę medyczną. Kto będzie pielęgniarką, po części lekarzem przy nim? Ja?! No way. Nie nadaję się do tego, a on się nie nadaje do tego by dalej egzystować sam. Czy ja się zawsze muszę wpierdolić w sytuacje, kiedy podejmować muszę takie trudne decyzje? To oczywiście w skrócie, ale sytuacja jest skomplikowana i jakoś musze z niej wybrnąć. Koleżanka, która zajmowała sie umierającą matką do dziś (dziś dzwoniła) bierze dragi po leczeniu psychiatrycznym. Czy chcę tak skończyć - nie. Czy on chce iść do DPS-u? Zasadniczo - nie, ale nie zdaje sobie też sprawy z ogarniającej go rzeczywistości. Zostawienie go samego teraz, to 3-6 m-cy i po nim, bo go nikt nie odratuje. Wystarczy, ze przegnie z cukrem, jak ostatnio, będzie miał k/400 i pozamiatane. 
    W przeciwieństwie do matki 811 on nie stęka codziennie, że nie chce mu się żyć, więc zakładam, ze działania autodestrukcyjne są nieświadome, wynikają z dotychczasowych przyzwyczajeń, które w pewnym wieku powinny się zmienić, a wieloletnie przyzwyczajenia jest u takiej osoby trudno zmienić. Z innej strony, to jak mowi 811 wiecznie żyć nie będzie. No tak, ale brać na klatę jego szybsze zejście - też nieszczególnie chcę się z tym bujać przez resztę życia. Nie jest łatwo, bo jak przy kopalni, jestem sam do trudnych decyzji. Wiem, tam wyszło do dupy. Zawaliłem i w znacznej części to moja wina. Widzę to po czasie. Nie chcę tu po czasie mieć kolejnej winy w mózgu, bo też mam jakąś wytrzymałość. 
  Zdjęcie, bo już bredzę trochę.
Nie istniejąca nastawnia stacji Bytom Bobrek (skrót BBk) zamieniona przez PLK-ę na jakiś beznadziejny kontener stojący w innym miejscu. No trudno. Zdjęcie z przed ok. 7 lat. Peronu z którego zdj. było robione też nie ma, a od new roku uruchamiają poc. Bytom - Gliwice. 
   Narka.

wtorek, 2 listopada 2021

Wtorek #1835

  Napisąłem w tygodniu do 826, by mi podesłał swój obecny nr, bo się w tym pogubiłem. W sobotę jak byłem na st. mac. zadzwonił , że właśnie się gdzies tam wybiera i może wbić. Jak mogłem odmówić. Wbił, było ok. 18:30. Gadka szmatka czas leciał, ja już w trakcie początkowego spotkania z Amundsenem, ale przerwałem na wieść zdążającym do stacji 826. Plan był by z nim dalej kontynuować. Już sie do tego miałem zabrać dzwonek z pod wjazdowego. Od razu se pomyślałem, tyle tygodni był spokój, nikt nie podchodził pod wjazdowy, akurat jak wszedł na stację 826 to zaczyna sie ruch. No nic, poszedłem badnąć, kto tam. Pod wjazdowym stął 979. Jeszcze lepiej, bo oni mają spinę ze sobą, a tu taka niezręczna sytuacja. Wpuściłem 979 na stację informując na głowicy rozjazdowej, ze na grupie A 826. 

- to ja tylko na chwilę (powiedział 979).
  Ta chwila trwała do 21:00. Czasem 826 chciał ratować sytuację i coś tam do 979 przemawiał, ale skutek nie był dobry. Ponieważ ta chwila 979 się przeciągała, to postanowiłem polać, bo nim on wyjdzie ze stacji, nim my sie porobimy to już bydzie niedziela. Zaczęliśmy więc łykać. Po 21:00 na stacji mac. byłem już tylko z 826. Oczywiście rozebrałem go do klaty. Od razu zacząłem prawie mdleć. Te jego ręce nic sie nie zmieniły. Klata i plecy w zasadzie też. Tak się do niego dossałem, że czasami mi mówił, iż za mocno mu ściskam mięśnie, bo jego to boli. W trakcie sprawdzania jego umięśnienia łykaliśmy. 
   Ponieważ miałem przerwę w łykaniu 2 tyg. , w ub. tyg. byłem chory i w zasadzie dalej jestem, to alko na mnie dość szybko działało. Jak sie okazało na drugi dzień zaczęły się pojawiać urwania filmu, to też nie wszystko pamiętam. Coś tam poszło o masaże i on ma moją sugestię wylądował w łóżku. Położył sie na brzuchu, miałem mu masować plecy. Siadłem mu na dupę i zabrałem się za masowanie pleców. Po jakimś czasie on, że to nie tak, powinno się to robić inaczej i mi pokażę. Na okoliczność tego pokazania zamieniliśmy się miejscami. Położyłem się, szybko ściągnąłem koszulkę, on siadł na mnie i zaczął mnie masować.  
   Qrwa, jak było przyjemnie, to zapamiętałem te jego duże ręce na moich plecach, barkach, echh mógłbym tak leżeć do rana. Jednak to miał być tylko pokaz jak to robić, więc po kilku minutach zlazł ze mnie. No szkoda. Siedliśmy dalej do flachy. Byłem juz porobiony więc zacząłem spank na jego plecy. Początkowo nawet tego nie ogarniałem, że biłem go tylko w jedno miejsce, to zwrócił mi uwagę, że nie w to miejsce, bo już go boli. Zaś przypierdoliłem mu w to miejsce, mózg nie załapał, że ma walić w inne. Po tej wpadce już mu się zakodowało. Zrywanie filmu następowało co raz częściej i co raz mniej z tego pamiętam. Nie pamiętam kompletnie o kiery wyglebiłem. Odprowadziłem go na wyjście na szlak i poszedł dalej na imprezkę do lokalu. Pamiętam tylko, że prawidłowo władowałem się do łóżka i w zasadzie dopilnowałem powyłączania co należało wyłączyć.   
   W nd. ok. 11:50 dzwonek z pod wjazdowego. Poszedłem spr. co stanęło - 826. Uciesszyłem się, bo miałem misterny plan dokończyć masaż z wczoraj, jemu. Wpuściłem go na grupę A. On przyszedł z połówką żołądka gorzkiego miętowego. Nie chciałem łykać, ale czegoż sie nie robi dla sprawy.  Po dość szybkim opróżnieniu flachy zacząłem sie dobierać do 826. Rozpinałem mu guziki z koszuli, ale przejął inicjatywę i zaczął je sam rozpinać. Już ucieszony, że z dziś to przynajmniej wszystko będę pamiętał, dzwonek z pod wjazdowego. Qrwa mac!
Jakby nie mogli se wymyslać wejść na st. mac. w innych terminach. Poszedłem spr. co stanęło pod wjazdowym - 979. No cóż, a tu znowu 826, a on nadal za 826 nie przepada. Nim zrobiłem wjazd, powiedziałem 826 by się pozapinał. 979 wszedł i na głowicy rozjazdowej mówię, że na grupie A stoi 826, 
- to teraz tu dziennie będzie stał?
- myślę, że nie.
  979 był bez humoru, to też powiedział 826 by się do niego w ogóle nie odzywał i poszedł do kuchni. Już widziałem, że misterny plan pozamiatało. Po jakiś 5 min 826 się zebrał, bo co było robić. Czas pobytu 979 bliżej nieokreślony, to nie ma co przetrzymywać w niezręcznej sytuacji 826 na stacji. 
   979 nie miał humoru to i mnie się oberwało przy jakiejś próbie zagajenia rozmową, wiec dalej się już nie odzywałem.
   Generalnie szkoda, że 826 nie przyszedł wcześniej, że tak to się poukładało. Szkoda też, że mnie tak w sobotę porobiło i tylko urywkami pamiętam bliskie spotkanie z 826. Mimo tego zapamiętałem to moje ugniatanie jego mięśni. Ofiarą padał często biceps i przedramię. Tego mi trzeba było, po tak długiej przerwie w bliskim kontakcie z jakimś mięśniakiem. Móc czuć w rękach te mięśnie, a nadto 826 należy do tych z gładką skórą, wiec masaż pleców i w ogóle dotyk klaty, barków no całości dalej rewelacyjny efekt dla mózgu. 

My już jesteśmy trochę najebane(02-11-2021), nie, nie by to było na czerwono. Cieszymy się, że 979 dba o nas. Cieszymy się f chuj, i nie ma w tym sarkazmu. Bo kto jak nie on kiedyś zadba o nas?

   To chyba tylko my jesteśmy takie pierdolnęete, że dbamy o 824 i w zasadzie tyle na dziś. Kto będzie o tych staruchów dbał za dekadę, to nie wiem, ale rokowania są beznadziejne. Kto będzie dbał o mnie? To jest dobre pytanie, bo przecież nie to nowe pokolenie np. 303, który nic nie umie. On, no way.
Przejrzałem, tego zdj. 826 nie było, to je umieszczam. Wiele się nie zmienił.
EDYTOWANO
826 kiedyś tam, na st. mac. 
  Narka.  (ale tu napierdoliłem we wpisie, ale jesteśmy trochę najebane, nie tyle, by było na czerwono, więc dajemy to normalnie)