Może się uda na szybko spisać, bowiem prace w planach, choć troszkę przesunięte z powodu 979, ale stacja już zamknięta dla ruchu, by nam nie przeszkadzali.
Profil trzeci w biurze pracy, ten dla życiowo nieudolnych i społecznie nieprzydatnych jest rewelacyjny. Wchodzi się i w zasadzie po krótkiej bajerze z panią po drugiej stronie biurka podpisuje się następny termin. Pani, zresztą z którą bajeruje trochę, pyta się jak się nazywam, idąc do szafy po moją, już grubą, teczkę, a ja jej pierwszą literę i nr, bo teczki są w/g tych nr-ów poukładane, a nie alfabetycznie. Pani odpowiedziała, że to już trochę jak w "Ja robot", pyta się mnie o nazwisko, a ja jej kod literowo cyfrowy. Odpowiedziałem, że to w ogóle zmierza w stronę numerków, bo pesel i NIP stają się najważniejszymi i identyfikującymi nas cyframi. Następny termin za m-c.
W pokoju, który jest dopiero co po remoncie zamontowano nowe oświetlenie. Właściwie to powinny już być promowane nowe rozwiązania sekcji oświetlania pokoju, a tu ledy, ale rozwiązania stare. Tzn. w pomieszczeniu kwadratowym sa 4-ry oprawy oświetleniowe, dwie przy dwu oknach i dwu stanowiskach biurkowych, i dwie przy ścianie od korytarza, czyli przy wejściu i szafie z teczkami. W zasadzie na podwójnym włączniku powinny być osobno te przy oknie i osobno przy szafie i drzwiach, bowiem jak robi się ciemno, to wpierw w tylnej części pomieszczenia (dalej od okien), a dopiero później przy oknach. Oczywiście zrobiono inaczej. Zapalają się pojedynczo przy stanowiskach i równolegle przy ścianie. Czyli nawet jak będzie jedna pani, to zaświeci wszystko, bo będzie miała, albo przy drzwiach, albo przy szafie ciemno. A tak mogło by być przy oknach osobono, to zapalały by, teoretycznie, to światło później. I znowu będzie wypierdalany prąd, bo ktoś nie pomyślał i to w całym urzędzie, bo cały urząd pewnie tak zrobili. Co za mózgi...
Wczoraj byłem u lekarza, bowiem szczur "iwalidka", która była już chora i na skraju żywota, w poprzednią noc przylazła do łóżka i niechcący mnie użarła. Tzn. przesuwałem nogę, na śnie i nie wiedziałem, że ona tam jest. Być może wzięła to za atak, choć sama przylazł i mnie ugryzła w palec. Dość mocno. Ponieważ było to praktycznie na spaniu, to nie wyszedłem z łóżka, nogę wyciągnąłem na chwilę na pobliski stół, by rana się zasklepiła bez ciśnienia krwi, ale i tak pościel i kołdra pozostały poplamione krwią. Okazało się, że w przychodni nie szczepią już przeciw tężcowi, a poprzedni zastrzyk miałem coś ok. 5 lat temu i niby tyle są one ważne. Będe musiał sprawdzić na blogu, bo tu chyba najszybciej znajdę ów wypadek, któremu wtedy uległem.
Inwalidka miała w ogóle dziwne odruchy. Zdrowe szczury, to kryją się po norkach, zakamarkach i ciemnych miejscach. Ona będąc już kilka dni chorą wychodziła na wierzch, tak jakby chciała, by ją coś zeżarło i zakończyło jej żywot. Miała swoje miejsca okryte w których przebywała, ale było ją widać przez większość dnia. Wczoraj, w dniu wywozu, rano jej nie było, w zasadzie do południa i już myślałem, że padła w nocy i trza ją będzie szukać gdzie, ale pojawiła się. Po godzinie złapałem ją do pojemnika, by później już jej nie szukać. Oprócz niej wyjechało potomstwo od żyrafki. Niestety w kuchni nic nie udało się chwycić, a szkoda, bo właśnie kuchnia miała ulec zmniejszeniu ilostanu, bo tam najstarsze młode szczury latają i znowu może być groźnie, choć pilnuję się jak mogę, by panować nad sytuacją. W przyszłym tyg. łapanie w kuchni, bo dziś już nie, jutro też nie, w sob. odpada, do dopiero przyszły tydz.
Kończę, bo 979 zgłosił zajęcie szlaku, to trza kończyć, bo nie było sytuacji podbramkowych z blogiem. Narka.
czwartek, 30 sierpnia 2018
poniedziałek, 27 sierpnia 2018
Poniedziałek #1414
No to się będzie działo. Kiedyś to musiało nastąpić. 826 wyglebił na grupie A trochę pod wpływem, a my, byliśmy wcześniej pod wpływem, ale przespaliśmy się od ok. 16:00, to teraz jesteśmy gotowi i możemy działać, a on ma zgon. Oczywiście leży w klacie. Już sam widok leżącego, prawie nieżywego mięśniaka w klacie robi wrażenie, zwłaszcza na dolnej gowie, która domaga się działań już. Daliśmy jednak czas na zaśnięcie 826 30 min i po nim będziemy atakować. W ogóle to wczoraj tyle wygłaskaliśmy go, że to chyba nigdy tyle nie było. My po alko, to nam hamulce puściły, a on na to jakoś przystawał. Oczywiście mówiłem mu, że jak coś nie tak, to by zgłosił, ale zgłoszenia nie było. Może to brak laski, czy jakiegokolwiek partnera tak działa, że oni potrzebują kontaktu cielesnego. Ostatnio jak byłem u 972 to on też lgnął do mnie, no bo z żoną nic nie robi od dłuższego czasu, to ciągnie do kontaktu fizycznego. Robi na dwa etaty, to nie ma kiedy, a tu ja przychodzę i prawie by było, ale jakoś chyba bym jego syna machnął szybciej. No pierwszy skurwiel się udał. A 826 wreszcie zostanie zaatakowany. Czekałem na ten moment długo. Pisze notkę jeszcze przed, to se wyobrażam, a co będzie..., opiszę rano. Te jego mięśnie mnie zniewalają. Wychodzące żyły na wierzchu, twarde mięśnie, wyćwiczone, w dotyku rewelacyjne, żadne tam flaczki, no rewelka. Do tego brzuch płaski, umięśniony, przyjemny w dotyku.
Dziś (jest już po północy) miałem coś zrobić na st. mac., ale nie wiem jak będzie. Ile czasu zajmie mi "zabawa" z 826. Na szczęście funkcjonuje mi się dobrze, bowiem popo po pierwszej dawce alko ruchem manewrowym przestawiłem się na grupę B, na której spałem do 22:00, o której mnie obudzili, bo składy opuszczały stację w tym 826, który po ok. 30 min wrócił z kolejną flachą, z której jednak nic nie łykliśmy. Łyknął on sam, i dobrze. Pisałem o tym wielokrotnie, alko naszym przyjacielem. Ach, a taki 826 to obiekt pożądania. Poniżej na zdjęciach na grupie A.
Około południa bez problemu mogłem go ponownie pogłaskać, pomasować itp. Bardziej sensowne wytłumaczenie zachowania, jak podane wyżej nie przychodzi mi do gowy.
Dziś (jest już po północy) miałem coś zrobić na st. mac., ale nie wiem jak będzie. Ile czasu zajmie mi "zabawa" z 826. Na szczęście funkcjonuje mi się dobrze, bowiem popo po pierwszej dawce alko ruchem manewrowym przestawiłem się na grupę B, na której spałem do 22:00, o której mnie obudzili, bo składy opuszczały stację w tym 826, który po ok. 30 min wrócił z kolejną flachą, z której jednak nic nie łykliśmy. Łyknął on sam, i dobrze. Pisałem o tym wielokrotnie, alko naszym przyjacielem. Ach, a taki 826 to obiekt pożądania. Poniżej na zdjęciach na grupie A.
EDYTOWANO
I jeszcze inne ujęcie.EDYTOWANO
W zasadzie się tego nie spodziewałem. Więcej z nim robię na trzeźwo, a przynajmniej jak funkcjonuje, jak w czasie kiedy prawie nie funkcjonował. Jak przylgnąłem do niego, to ciągle miał odruchu na mój dotyk. Głaskałem go, to reagował, kładłem rękę - reagował, odklejałem się od niego - reagował. Tak se myślę, że może to być związane z, po części, byciem biseksem z przewagą branżowstwa dobrze ukrywanego, by nie wyszło to na światło dzienne. Pamiętam siebie, jak dobrze musiałem się ukrywać, by to nie wypłynęło na powierzchnię. Może tu być podobnie, bo przecież ileż przez moje ręce przeszło mięśniaków-skurwieli i żaden się tak nie zachowywał. W 826 jakby cały czas były właczone mechanizmy obronne i sprawnie działały. No bo przecież ileż za dnia z nim robię, brakuje jeszcze tylko finału, a tu w nocy prawie nic. Za dnia to go wymacałem całego od łydek, przez uda, brzuch, klatę, barki, ręce. Przytulałem się do niego itp. i w zasadzie nic, ale jego wersja jest taka, że mi na to pozwala. W nocy coś się przełącza, bo to już drugi raz i nie da się zrobić nawet tego co za dnia. Czyli, jak to robiłem ze 174 to trochę "świadomie" mi na to pozwalał. Skończyło się, że po iluś tam próbach wygasiłem loka na grupie A i zasnąłem.Około południa bez problemu mogłem go ponownie pogłaskać, pomasować itp. Bardziej sensowne wytłumaczenie zachowania, jak podane wyżej nie przychodzi mi do gowy.
sobota, 25 sierpnia 2018
Sobota #1413
Poniższa część notki miała iść wczoraj, już nie będę przerabiał określników dnia.
"Fajnie. Piątek i 13-ka w tytule. Nim piątek, to jeszcze wczoraj. Przyszedł 172. Ponieważ na stacji tory tradycyjnie zajęte, choć godzinę były wolne o czym powiadomiłem 172, to on po spożyciu chyba mniej czaił. Wyciągnął mnie ok. 22:30, by go odprowadzić, bo w stacji 230. Polazłem. Iście przez wioskę ze 172 to prawie jak łażenie z obstawą. Kłaniają mu się w pół, w końcu faither w czołówce więc co mają inni zrobić. Przy sklepie nocnym szedł jakiś mięśniak w klacie i z drugiej strony ulicy krzyczy - cześć. 172 do mnie czy go znam - nie, on nie i pyta się mnie czy mu przyjebać, bo nie lubi jak ktoś nieznajomy mówi mu - część. Ponieważ mięśniak w klacie był ładny, to powstrzymałem 172, do tego szedł jeszcze młodszy brat od 974, który też załagodził sytuację mówiąc, iż te w klacie to niegroźny okaz i nie lubi się napierdalać. Niezależnie od sytuacji, mięśniaka bym machnął. No piękny był. Szkoda, że się lato kończy. Takie widoki przejdą do historii, następne dopiero za rok. Teraz nam się mięśniaki poubierają i zostaną tylko widoczne karki i ręce, i to tylko w części.
W mieszkaniu 172 zrobiliśmy to, ale jeszcze przed tym chwilę pogadaliśmy. Oprócz rozmowy, tak se pomyślałem, że od czasów Titanica, nic się nie zmieniło. To co mówił di'Caprio. Dziś jest tu, jutro tam, a teraz żre kolacje w gronie, w którym nigdy nie przyszło by mu do gowy, że by ją żarł. Podobnie 172. Załapał się na mieszkanie umeblowane, w średnim standardzie no wypas, tylko że on i jego nawyki, to nie wiem jak to długo podziała. Za to na nim - no wyjebka. Jeszcze do tego świadomość jego pozycji w światku faiterów robi swoje. Jednak mózg sobie pewne rzeczy dopowiada, co go dodatkowo rajcuje, podnieca. Podobnie jak byłem na 174. Może nie tyle jego wyglą, co podobnie jego pozycja w wiosce. I to, że ja, taki mało znaczący nagle siedzę na nim i dzieje się.
Dziś pogrzeb ojca od 897. W sumie w średnim wieku gość, a tak szybko go pozamiatało. Jeszcze 4 dni temu witałem się z nim na ulicy, choć chodził już ociężale. Rozmawiałem o tym z 230 i mówiłem mu, że w sumie to chyba większość by tak chciała, a nie np. męczyć się z rakiem przez 2 lata i zwijać z bólu.
Wczoraj kolejna wywózka szczurów. Pojechały tylko 4 odrośnięte młode, ale za to małych młodych więcej. Pozostawiłem matkom po 3 sztuki, by miał im kto ściągać mleko. Śmieci po szczurach pełno. To jest niesamowite, jakim producentem śmieci one są. 4 duże reklamówki wydobyte z pod szafek w kuchni. Ale muszę się przyznać - dawno tam nie sprzątałem, to też one tego tam naprodukowały. Na grupie A szczury zostały ułaskawione, ale ostatnio tu było przerzedzenie. Nie chce już dopuścić do sytuacji, jaka miała miejsce wcześniej, choć i tak balansuje na krawędzi."
Nie poszła notka wczoraj, bowiem byłem na pogrzebie w zasadzie rówieśnika, w każdym razie różnica wieku niewielka. To ojciec od 897, który pracował na kopalni, przeszedł na emeryturę, tam mają taki wczesne i na tej emeryturze, jakoś tak mniej ruchu, sporo jedzenia i przybrał na wadze jakieś 30kg, co w takim wieku nie jest dobre. Przeniosło się to na kolana, stawy u nóg, czego efektem było powolne i mozolne chodzenie. Jakieś 5 dni przed pogrzebem jeszcze mijałem w terenie i machnąłem mu część. Pozamiatało go w dwa dni. Poszedł do jednego szpitala, do drugiego i po chłopie. W sumie, nie długo się męczył. Sporo ludzi było w kościele. Oczywiście spóźniłem się jakieś 10 min, co u mnie jest normalką. Zdążyć gdzieś planowo to nie lada wyczyn.
Ostatni ciepły dzień wczoraj. Do popołudnia było jeszcze 29C, a po pierwszych opadach temp. zaczęła się obniżać. W nocy było już 19C, a rano dziś 11C. Fajny uskok temperatury. Trudno. Doroczny przegląd mięśniaków w klatach zakończony, teraz przyjdzie czekać do przyszłego roku. Przy temp. do 25C rzadko wyskakują w klatach, to nie ma się co spodziewać pięknych widoków.
W ciągu dnia zmobilizowałem się i zabrałem za rozmrażanie lodówki, bowiem zamrażalnik już opróżniony z mrożonek, reszta też w zasadzie w małej ilości, a w lidlu przecenili obrzydliwie dobre lody, wiec jest plan kupna dwu opakowań.
Stacja tradycyjnie przepuściła składy przez tory główne zasadnicze i te boczne, w tym 230, który na L4, 826, 834, 979. Wieczorem 826 jakoś w rozmowie spytał się czy nie tęsknię za 371.
- nie, bowiem na stacji ruch panuje jak poprzednio. Co innego jakby nastąpił bezruch, główki szyn zaszły by rdzą, ale tak, Jeden skład mniej, to nie jest odczuwalne. Zresztą drużyna trakcyjna 371 była drażniąca, więc brak tego składu na stacji nie powoduje niedogodności. Co innego taki 977. Ten okresowo mógłby się zjawiać.
Nwm, czemu od rana mam wrażenie, iż dziś niedziela. Ciągle przewija mi się nd. i rozplanowanie dnia w związku z nią, a tu sobota. Może ta pustka na stacji, choć przewinął się już 826 i przerwał oglądanie porniola, w związku z tym myślałem o rozebraniu go do klaty, wszak budynek stacyjny nagrzany, to nie było by problemu, ale zrezygnowałem po jakiejś burzy mózgu - rozbierać, czy nie rozbierać? - o to jest pytanie.
Wieczorem, wczoraj, na stacji w miarę pusto, to uruchomiłem symka. Nawet nie najgorzej się grało. Mogłem się skupić, ale to tylko przez jakieś 1,5h, bowiem później ponownie weszli na stację 230 i 826, a później jeszcze wciągnął się na tor stacyjny 230.
W wcześniejszego iścia spać zakończyło się na 00:40, co i tak jest wcześniejszą godziną.
Tak tak, pamiętam notka o trochę innym temacie czeka na realizacje na bocznym torze.
Tyle, bo zaś tego nie pchnę, jak wczoraj. Nigdy nie wiadomo kiedy jakiś skład stanie pod wjazdowym. Narka.
"Fajnie. Piątek i 13-ka w tytule. Nim piątek, to jeszcze wczoraj. Przyszedł 172. Ponieważ na stacji tory tradycyjnie zajęte, choć godzinę były wolne o czym powiadomiłem 172, to on po spożyciu chyba mniej czaił. Wyciągnął mnie ok. 22:30, by go odprowadzić, bo w stacji 230. Polazłem. Iście przez wioskę ze 172 to prawie jak łażenie z obstawą. Kłaniają mu się w pół, w końcu faither w czołówce więc co mają inni zrobić. Przy sklepie nocnym szedł jakiś mięśniak w klacie i z drugiej strony ulicy krzyczy - cześć. 172 do mnie czy go znam - nie, on nie i pyta się mnie czy mu przyjebać, bo nie lubi jak ktoś nieznajomy mówi mu - część. Ponieważ mięśniak w klacie był ładny, to powstrzymałem 172, do tego szedł jeszcze młodszy brat od 974, który też załagodził sytuację mówiąc, iż te w klacie to niegroźny okaz i nie lubi się napierdalać. Niezależnie od sytuacji, mięśniaka bym machnął. No piękny był. Szkoda, że się lato kończy. Takie widoki przejdą do historii, następne dopiero za rok. Teraz nam się mięśniaki poubierają i zostaną tylko widoczne karki i ręce, i to tylko w części.
W mieszkaniu 172 zrobiliśmy to, ale jeszcze przed tym chwilę pogadaliśmy. Oprócz rozmowy, tak se pomyślałem, że od czasów Titanica, nic się nie zmieniło. To co mówił di'Caprio. Dziś jest tu, jutro tam, a teraz żre kolacje w gronie, w którym nigdy nie przyszło by mu do gowy, że by ją żarł. Podobnie 172. Załapał się na mieszkanie umeblowane, w średnim standardzie no wypas, tylko że on i jego nawyki, to nie wiem jak to długo podziała. Za to na nim - no wyjebka. Jeszcze do tego świadomość jego pozycji w światku faiterów robi swoje. Jednak mózg sobie pewne rzeczy dopowiada, co go dodatkowo rajcuje, podnieca. Podobnie jak byłem na 174. Może nie tyle jego wyglą, co podobnie jego pozycja w wiosce. I to, że ja, taki mało znaczący nagle siedzę na nim i dzieje się.
Dziś pogrzeb ojca od 897. W sumie w średnim wieku gość, a tak szybko go pozamiatało. Jeszcze 4 dni temu witałem się z nim na ulicy, choć chodził już ociężale. Rozmawiałem o tym z 230 i mówiłem mu, że w sumie to chyba większość by tak chciała, a nie np. męczyć się z rakiem przez 2 lata i zwijać z bólu.
Wczoraj kolejna wywózka szczurów. Pojechały tylko 4 odrośnięte młode, ale za to małych młodych więcej. Pozostawiłem matkom po 3 sztuki, by miał im kto ściągać mleko. Śmieci po szczurach pełno. To jest niesamowite, jakim producentem śmieci one są. 4 duże reklamówki wydobyte z pod szafek w kuchni. Ale muszę się przyznać - dawno tam nie sprzątałem, to też one tego tam naprodukowały. Na grupie A szczury zostały ułaskawione, ale ostatnio tu było przerzedzenie. Nie chce już dopuścić do sytuacji, jaka miała miejsce wcześniej, choć i tak balansuje na krawędzi."
Nie poszła notka wczoraj, bowiem byłem na pogrzebie w zasadzie rówieśnika, w każdym razie różnica wieku niewielka. To ojciec od 897, który pracował na kopalni, przeszedł na emeryturę, tam mają taki wczesne i na tej emeryturze, jakoś tak mniej ruchu, sporo jedzenia i przybrał na wadze jakieś 30kg, co w takim wieku nie jest dobre. Przeniosło się to na kolana, stawy u nóg, czego efektem było powolne i mozolne chodzenie. Jakieś 5 dni przed pogrzebem jeszcze mijałem w terenie i machnąłem mu część. Pozamiatało go w dwa dni. Poszedł do jednego szpitala, do drugiego i po chłopie. W sumie, nie długo się męczył. Sporo ludzi było w kościele. Oczywiście spóźniłem się jakieś 10 min, co u mnie jest normalką. Zdążyć gdzieś planowo to nie lada wyczyn.
Ostatni ciepły dzień wczoraj. Do popołudnia było jeszcze 29C, a po pierwszych opadach temp. zaczęła się obniżać. W nocy było już 19C, a rano dziś 11C. Fajny uskok temperatury. Trudno. Doroczny przegląd mięśniaków w klatach zakończony, teraz przyjdzie czekać do przyszłego roku. Przy temp. do 25C rzadko wyskakują w klatach, to nie ma się co spodziewać pięknych widoków.
W ciągu dnia zmobilizowałem się i zabrałem za rozmrażanie lodówki, bowiem zamrażalnik już opróżniony z mrożonek, reszta też w zasadzie w małej ilości, a w lidlu przecenili obrzydliwie dobre lody, wiec jest plan kupna dwu opakowań.
Stacja tradycyjnie przepuściła składy przez tory główne zasadnicze i te boczne, w tym 230, który na L4, 826, 834, 979. Wieczorem 826 jakoś w rozmowie spytał się czy nie tęsknię za 371.
- nie, bowiem na stacji ruch panuje jak poprzednio. Co innego jakby nastąpił bezruch, główki szyn zaszły by rdzą, ale tak, Jeden skład mniej, to nie jest odczuwalne. Zresztą drużyna trakcyjna 371 była drażniąca, więc brak tego składu na stacji nie powoduje niedogodności. Co innego taki 977. Ten okresowo mógłby się zjawiać.
Nwm, czemu od rana mam wrażenie, iż dziś niedziela. Ciągle przewija mi się nd. i rozplanowanie dnia w związku z nią, a tu sobota. Może ta pustka na stacji, choć przewinął się już 826 i przerwał oglądanie porniola, w związku z tym myślałem o rozebraniu go do klaty, wszak budynek stacyjny nagrzany, to nie było by problemu, ale zrezygnowałem po jakiejś burzy mózgu - rozbierać, czy nie rozbierać? - o to jest pytanie.
Wieczorem, wczoraj, na stacji w miarę pusto, to uruchomiłem symka. Nawet nie najgorzej się grało. Mogłem się skupić, ale to tylko przez jakieś 1,5h, bowiem później ponownie weszli na stację 230 i 826, a później jeszcze wciągnął się na tor stacyjny 230.
W wcześniejszego iścia spać zakończyło się na 00:40, co i tak jest wcześniejszą godziną.
Tak tak, pamiętam notka o trochę innym temacie czeka na realizacje na bocznym torze.
Tyle, bo zaś tego nie pchnę, jak wczoraj. Nigdy nie wiadomo kiedy jakiś skład stanie pod wjazdowym. Narka.
wtorek, 21 sierpnia 2018
Wtorek #1412
Oglądacie na pewno filmy. W nich jest często dużo bzdur, to też trudno oddzielić fikcję od prawdy. W ogóle chyba jest w ostatnich produkcjach więcej fikcji niż prawdy. Pokazywane są różne zachowania np. takie, że Amerykanie na różne złe informacje reagują rzyganiem. Ale są też i takie ukazujące np. mdlenie z bólu. Czy to jest tak faktycznie trudno ocenić.
Wczoraj wybrałem się do stomatologa. Ostatnimi czasy jak się z nią umawiam to..., wiedz, że coś się dzieje... (jak mawiał o. Natanek). Ale to wiedz, że coś się dzieje włącza się już po wstępnym umówieniu się, kiedy jej mówię, że wszystko jest ok, i w zasadzie to tylko kontrola. Jakby uzębienie dostawało informację:
- teraz się możecie psuć, bo za "chwile" Was naprawią.
Ostatnio po umówieniu się, dwa dni później z powodu bólu zęba miałem problemy z zaśnięciem. Na szczęście to taka pierwsza fala i weekend udało się przeżyć bez tabletek przeciwbólowych, choć po nocy były w planie do kupienia. Wczoraj od 13:00 zaczęło mnie już rwać w szczęce mocno, ale miałem szczęście, bo umówiona wizyta więc myślałem sobie - jeszcze trochę.
Ok. 14:00 jak wszedł na stację 230 jeszcze wywóz szczurów. Te łapanki, co już pisałem wielokrotnie, mnie już męczą, ale też wynikają z moich zaniedbań. Bycie prozwierzęcym i łapanie ich, to mózgowa masakra. W tym tyg. jeszcze jeden kurs muszę zrobić, bo znowu może być groźnie.
Po przyjeździe z odwozu szczurów na st. mac. zmiana loka, numeru poc. i jako 49213 do stomatologa. Na korytarzu czekałem 2 min, bo akurat pacjent wychodził więc nawet nie zdążyłem książki otworzyć. Zreferowałem co jest nie tak, ale wstępne oględziny niczego nie wykazały. Mało tego zęby poplombowane i teraz który to jest. Opukiwania zębów też nic nie dały, bo żaden się na to stukanie nie zgłaszał. Nadto ona i jej syn, u którego robię kanałówki i poważniejsze rzeczy, wyjeżdżają na koniec tyg. do Grecji na wczasy. Zszedłem z fotela stałem przy biurku i znowu proces decyzyjny po mojej stronie. Rozwiercać? Ale który? Już nie raz było tak, że bolało na górze, a to był dolny, albo na odwrót. Teraz zewnętrznie było ok, nie reagował, jak nie rozwiercę, to mnie chuj strzeli w następnych dniach i będę musiał iść do innego dentysty, a to w stanach bólowych jest obarczone wadliwym wyborem. Jeszcze się pomacałem po szczęce i padło na dolną 7-kę. Siedząc na fotelu zastanawiałem się:
- a co, jak to nie ten tylko 6-ka obok? Grecja już tusz.
Zaczęło się wiercenie w plombie, bo ją trza było wypierdolić. Niestety plomby są ostatnio silniejsze od zębów i plomba nie dawała za wygraną, moja wytrzymałość na ból też. W drugim podejściu udało mi się wynegocjować znieczulenie, choć powiedziała mi, że ząb i tak będzie reagował na zimne powietrze z wiertła. No spoko, ale może ze znieczuleniem mniej. Po zaaplikowaniu 10 min pogawędki, by zaczęło działać. Następnie nadal wiercenie i mocowanie się z plombą, która nie chciała stamtąd wyjść, czy się dać wywiercić. Od tego zimnego podmuchu, rósł u mnie poziom bólu, jednostajnie wzrastał, ale ciągle sobie mówiłem - wytrzymam. I nagle wydarzyło się coś, co miało miejsce pierwszy raz w moim życiu. Z powodu zbyt wysokiego poziomu bólu zresetowałem się. Zemdlałem na fotelu stomatologicznym, na 1, czy 2 sek. W czasie resetu, jak przy komputerach zgasł ekran, tzn. straciłem obraz i miałem czarny ekran. Po ocknięciu się zarejestrowałem, iż nie ma obrazu, następnie pojawił się obraz, jakoś ucieszyłem się, że widzę drzewa za oknem, ale jeszcze nie wszystko zaczęło działać. Wiercenie nadal trwało, lekarka nie zauważyła mojego odjazdu. Mało tego w trakcie uruchamiania funkcji, nie ruszyły jeszcze receptory bólu i pierwsze sekundy wiercenia po resecie, odbywały się zupełnie bezboleśnie. Pomyślałem - no i takie znieczulenia powinni dawać. Z upływem kolejnych sekund poziom bólu znowu rósł, ale nie dobijał już do wartości z przed. Być może odpłynięcie sekundowe, czy dwusekundowe, reset trochę przyśpieszył operację, bowiem się nie wiłem na fotelu. Wiercenie się zakończyło. Teraz jeszcze przedmuchanie, założenie fleczera (leku na ząb) i koniec wizyty. Po zejściu z fotela powiedziałem jej o moim odpłynięciu, ale nie uwierzyła w to, choć mówiłem całkiem serio, choć znacznie krócej niż tu się z tym opisałem. Jeszcze w tym tyg. powiem jej, że faktycznie to miało miejsce.
A nie wiem czy pamiętacie, ale to ten gabinet, gdzie wiertło jest napędzane paskami klinowymi, kiedyś to tu opisywałem. Następnym razem zrobię zdjęcia tego urządzenia, bo to już antyk, jak moje pralki czy lodówka.
Tradycyjnie notka miała być zupełnie o czymś innym. Temat, choć dziś nie ruszony, nadal aktualny, na razie odstawiony na tor boczny, może jutro uda się go wyciągnąć.
Dziś rano ząb, a przynajmniej szczęka mnie nie boli. Jeżeli to się utrzyma przez następne dni, to będzie oznaczało trafny wybór. Kończyć trza, bo 979 zgłosił zajęcie szlaku, a prace techniczne do wykonania na st. mac., to muszę się przygotować. Narka.
Wczoraj wybrałem się do stomatologa. Ostatnimi czasy jak się z nią umawiam to..., wiedz, że coś się dzieje... (jak mawiał o. Natanek). Ale to wiedz, że coś się dzieje włącza się już po wstępnym umówieniu się, kiedy jej mówię, że wszystko jest ok, i w zasadzie to tylko kontrola. Jakby uzębienie dostawało informację:
- teraz się możecie psuć, bo za "chwile" Was naprawią.
Ostatnio po umówieniu się, dwa dni później z powodu bólu zęba miałem problemy z zaśnięciem. Na szczęście to taka pierwsza fala i weekend udało się przeżyć bez tabletek przeciwbólowych, choć po nocy były w planie do kupienia. Wczoraj od 13:00 zaczęło mnie już rwać w szczęce mocno, ale miałem szczęście, bo umówiona wizyta więc myślałem sobie - jeszcze trochę.
Ok. 14:00 jak wszedł na stację 230 jeszcze wywóz szczurów. Te łapanki, co już pisałem wielokrotnie, mnie już męczą, ale też wynikają z moich zaniedbań. Bycie prozwierzęcym i łapanie ich, to mózgowa masakra. W tym tyg. jeszcze jeden kurs muszę zrobić, bo znowu może być groźnie.
Po przyjeździe z odwozu szczurów na st. mac. zmiana loka, numeru poc. i jako 49213 do stomatologa. Na korytarzu czekałem 2 min, bo akurat pacjent wychodził więc nawet nie zdążyłem książki otworzyć. Zreferowałem co jest nie tak, ale wstępne oględziny niczego nie wykazały. Mało tego zęby poplombowane i teraz który to jest. Opukiwania zębów też nic nie dały, bo żaden się na to stukanie nie zgłaszał. Nadto ona i jej syn, u którego robię kanałówki i poważniejsze rzeczy, wyjeżdżają na koniec tyg. do Grecji na wczasy. Zszedłem z fotela stałem przy biurku i znowu proces decyzyjny po mojej stronie. Rozwiercać? Ale który? Już nie raz było tak, że bolało na górze, a to był dolny, albo na odwrót. Teraz zewnętrznie było ok, nie reagował, jak nie rozwiercę, to mnie chuj strzeli w następnych dniach i będę musiał iść do innego dentysty, a to w stanach bólowych jest obarczone wadliwym wyborem. Jeszcze się pomacałem po szczęce i padło na dolną 7-kę. Siedząc na fotelu zastanawiałem się:
- a co, jak to nie ten tylko 6-ka obok? Grecja już tusz.
Zaczęło się wiercenie w plombie, bo ją trza było wypierdolić. Niestety plomby są ostatnio silniejsze od zębów i plomba nie dawała za wygraną, moja wytrzymałość na ból też. W drugim podejściu udało mi się wynegocjować znieczulenie, choć powiedziała mi, że ząb i tak będzie reagował na zimne powietrze z wiertła. No spoko, ale może ze znieczuleniem mniej. Po zaaplikowaniu 10 min pogawędki, by zaczęło działać. Następnie nadal wiercenie i mocowanie się z plombą, która nie chciała stamtąd wyjść, czy się dać wywiercić. Od tego zimnego podmuchu, rósł u mnie poziom bólu, jednostajnie wzrastał, ale ciągle sobie mówiłem - wytrzymam. I nagle wydarzyło się coś, co miało miejsce pierwszy raz w moim życiu. Z powodu zbyt wysokiego poziomu bólu zresetowałem się. Zemdlałem na fotelu stomatologicznym, na 1, czy 2 sek. W czasie resetu, jak przy komputerach zgasł ekran, tzn. straciłem obraz i miałem czarny ekran. Po ocknięciu się zarejestrowałem, iż nie ma obrazu, następnie pojawił się obraz, jakoś ucieszyłem się, że widzę drzewa za oknem, ale jeszcze nie wszystko zaczęło działać. Wiercenie nadal trwało, lekarka nie zauważyła mojego odjazdu. Mało tego w trakcie uruchamiania funkcji, nie ruszyły jeszcze receptory bólu i pierwsze sekundy wiercenia po resecie, odbywały się zupełnie bezboleśnie. Pomyślałem - no i takie znieczulenia powinni dawać. Z upływem kolejnych sekund poziom bólu znowu rósł, ale nie dobijał już do wartości z przed. Być może odpłynięcie sekundowe, czy dwusekundowe, reset trochę przyśpieszył operację, bowiem się nie wiłem na fotelu. Wiercenie się zakończyło. Teraz jeszcze przedmuchanie, założenie fleczera (leku na ząb) i koniec wizyty. Po zejściu z fotela powiedziałem jej o moim odpłynięciu, ale nie uwierzyła w to, choć mówiłem całkiem serio, choć znacznie krócej niż tu się z tym opisałem. Jeszcze w tym tyg. powiem jej, że faktycznie to miało miejsce.
A nie wiem czy pamiętacie, ale to ten gabinet, gdzie wiertło jest napędzane paskami klinowymi, kiedyś to tu opisywałem. Następnym razem zrobię zdjęcia tego urządzenia, bo to już antyk, jak moje pralki czy lodówka.
Tradycyjnie notka miała być zupełnie o czymś innym. Temat, choć dziś nie ruszony, nadal aktualny, na razie odstawiony na tor boczny, może jutro uda się go wyciągnąć.
Dziś rano ząb, a przynajmniej szczęka mnie nie boli. Jeżeli to się utrzyma przez następne dni, to będzie oznaczało trafny wybór. Kończyć trza, bo 979 zgłosił zajęcie szlaku, a prace techniczne do wykonania na st. mac., to muszę się przygotować. Narka.
poniedziałek, 20 sierpnia 2018
Poniedziałek #1411
Chyba o tym pisałem, ale może przypomnę. Wydaje mi się, że 979 coś ostatnio za dużo łyka. Pojechał do Rybnika z nibylaską na koncert. Wyjechał z wioski autem, ale dalej jechali pociągiem. Więc pojechał popo trzeźwy. Po 21:30 zadzwoniła nibylaska, że on jest nieżywy i trza by go zholować. Problem w tym, że nie było tu auta, a też wykończyłem 1/3 flachy żołądka klasycznego.
Ok. 22:30 wyłączyłem telefony, a oni jeszcze napierali o 01:53, ale i tak nie było ich czym zholować. 979 się urwał film i częściowo coś tam pamięta, częściowo nie (jakoś więcej nie pamięta). Wracając do sprawy, to już raz go zaczepiłem delikatnie, bo z CS-ami to tak trzeba, czy nad tym jeszcze panuje? Oczywiście odp. była twierdząca, ale śmiem wątpić. L4, lato, imprezki, wyjazdy, to wszystko skłania do nieustającego imprezowania, co zresztą u niego widać. Nurtuje mnie, w którym momencie zacząć więcej naciskać, jak najbardziej delikatnie, bo tu podobnie jak z innymi sprawami, nie ma co robić drastycznych ruchów. Jakoś udało się mu zmienić nawyki jeżdżenia, może i tu uda się coś wskórać.
Po takim łyknięciu jak on w Rybniku to miałbym tydz. przerwy, a wczoraj wszedł na stację 979 wraz z nibylaską i piwami. W stacji już był 897, 230, 834. Wypiłem jedno kurtuazyjnie z nimi. Otwarłem je ostatni i to pod delikatnymi przypomnieniami 979. Po otwarciu wiedziałem czemu, bo zaczął mi ukradkiem podpijać moje, po spożyciu już dwu swoich. Tzn. ukradkiem przed nibylaską, bo robił to przy mnie.
Mogę zrozumieć taki spicie się raz na jakiś czas. Sam też tak czasem robię, ale to raz na m-c (chodzi o takie mocniejsze spicie), ale u niego to jest zbyt często.
Obecne czasy i promocja piwa trochę cofa nas w czasy lat. 80-ych, kiedy dużo się piło i to często w zakładach pracy. Ileż to osób jeździło na podwójnym gazie, ile osób pracowało w hutach, kopalniach po iluś tam %? Alkohol był popularny. Dziś popularyzuje się piwo. Szczególnie w lecie kiedy jest ciepło, a jest to zimny gazowany napój. Ludzie doją od przedpołudnia w barach, na weekendy to masowo na ogródkach, na ulicach łażą z piwami, pija w tramwajach, autobusach.
Ten mięśniak, chudy, ładny, którego opisywałem jak wracałem od 824 autobusem przegubowym, też jechał spożywając piwo. Jest jeszcze jeden aspekt picia piwa i w sumie innych napoi kupowanych jako gotowe. Obserwuję, że im się nie chce robić np. herbaty, czy jakiś innych napoi i w domu, no oprócz kawy, bo to se czasem zrobią. Po za tym wygodniej, łatwiej jest kupić coś po drodze. Przy zwiększających się zarobkach, owe 2 zł na butelkę czegoś gotowego do picia wydaje się być mało, co mi często mówią. Pa to, za jedyne 2zł (pokazując co kupili do picia). Z tym ciągłym robieniem herbaty, to chyba traktują mnie jak dinozaura. Nawet na podróże biorę herbatę, przeważnie w 2 ltr. but. po coca coli, bo po co kupować jakąś chemię, jak tu napój wiadomy z czego zrobiony, lekko słodzony, w podróży już zimny, a nawet jeżeli nie, to herbatę można pić jako ciepłą. W tych gotowych napojach zawiera się piwo, które często jest wybierane.
Na którymś spotkaniu klasowym rozmawiałem z kolegą z klasy, który miał problem alkoholowy. Zaczęło się już w szkole średniej, kiedy dziennie schodziły 2 piwa. Po szkole imprezki się nasiliły, aż po kilku latach cienka granica została przekroczona. Od tego momentu, dziennie do organizmu musiała być zapodana dawka alko.
Po za tym wczoraj dość dobry dzień. Spora wydajność. Po kopalni zdecydowanie otrząsam się i idzie to w dobrym kierunku. Co pisałem, jakby kopalnia przeszła, to stacja macierzysta została by olana zupełnie. W części przeprowadziłbym się na kopalnię i tam mieszkał zaniedbując st. mac. na rzecz stacji zwrotnej. To proste przykłady plusów i minusów naszych decyzji, których w życiu podejmujemy sporo.
Na fali energii do zajęć na razie tyle wpisu i pcham notkę taka jaka jest, bo później to czas dopiero wieczorem jakiś wolny będzie. Narka.
Ok. 22:30 wyłączyłem telefony, a oni jeszcze napierali o 01:53, ale i tak nie było ich czym zholować. 979 się urwał film i częściowo coś tam pamięta, częściowo nie (jakoś więcej nie pamięta). Wracając do sprawy, to już raz go zaczepiłem delikatnie, bo z CS-ami to tak trzeba, czy nad tym jeszcze panuje? Oczywiście odp. była twierdząca, ale śmiem wątpić. L4, lato, imprezki, wyjazdy, to wszystko skłania do nieustającego imprezowania, co zresztą u niego widać. Nurtuje mnie, w którym momencie zacząć więcej naciskać, jak najbardziej delikatnie, bo tu podobnie jak z innymi sprawami, nie ma co robić drastycznych ruchów. Jakoś udało się mu zmienić nawyki jeżdżenia, może i tu uda się coś wskórać.
Po takim łyknięciu jak on w Rybniku to miałbym tydz. przerwy, a wczoraj wszedł na stację 979 wraz z nibylaską i piwami. W stacji już był 897, 230, 834. Wypiłem jedno kurtuazyjnie z nimi. Otwarłem je ostatni i to pod delikatnymi przypomnieniami 979. Po otwarciu wiedziałem czemu, bo zaczął mi ukradkiem podpijać moje, po spożyciu już dwu swoich. Tzn. ukradkiem przed nibylaską, bo robił to przy mnie.
Mogę zrozumieć taki spicie się raz na jakiś czas. Sam też tak czasem robię, ale to raz na m-c (chodzi o takie mocniejsze spicie), ale u niego to jest zbyt często.
Obecne czasy i promocja piwa trochę cofa nas w czasy lat. 80-ych, kiedy dużo się piło i to często w zakładach pracy. Ileż to osób jeździło na podwójnym gazie, ile osób pracowało w hutach, kopalniach po iluś tam %? Alkohol był popularny. Dziś popularyzuje się piwo. Szczególnie w lecie kiedy jest ciepło, a jest to zimny gazowany napój. Ludzie doją od przedpołudnia w barach, na weekendy to masowo na ogródkach, na ulicach łażą z piwami, pija w tramwajach, autobusach.
Ten mięśniak, chudy, ładny, którego opisywałem jak wracałem od 824 autobusem przegubowym, też jechał spożywając piwo. Jest jeszcze jeden aspekt picia piwa i w sumie innych napoi kupowanych jako gotowe. Obserwuję, że im się nie chce robić np. herbaty, czy jakiś innych napoi i w domu, no oprócz kawy, bo to se czasem zrobią. Po za tym wygodniej, łatwiej jest kupić coś po drodze. Przy zwiększających się zarobkach, owe 2 zł na butelkę czegoś gotowego do picia wydaje się być mało, co mi często mówią. Pa to, za jedyne 2zł (pokazując co kupili do picia). Z tym ciągłym robieniem herbaty, to chyba traktują mnie jak dinozaura. Nawet na podróże biorę herbatę, przeważnie w 2 ltr. but. po coca coli, bo po co kupować jakąś chemię, jak tu napój wiadomy z czego zrobiony, lekko słodzony, w podróży już zimny, a nawet jeżeli nie, to herbatę można pić jako ciepłą. W tych gotowych napojach zawiera się piwo, które często jest wybierane.
Na którymś spotkaniu klasowym rozmawiałem z kolegą z klasy, który miał problem alkoholowy. Zaczęło się już w szkole średniej, kiedy dziennie schodziły 2 piwa. Po szkole imprezki się nasiliły, aż po kilku latach cienka granica została przekroczona. Od tego momentu, dziennie do organizmu musiała być zapodana dawka alko.
Po za tym wczoraj dość dobry dzień. Spora wydajność. Po kopalni zdecydowanie otrząsam się i idzie to w dobrym kierunku. Co pisałem, jakby kopalnia przeszła, to stacja macierzysta została by olana zupełnie. W części przeprowadziłbym się na kopalnię i tam mieszkał zaniedbując st. mac. na rzecz stacji zwrotnej. To proste przykłady plusów i minusów naszych decyzji, których w życiu podejmujemy sporo.
Na fali energii do zajęć na razie tyle wpisu i pcham notkę taka jaka jest, bo później to czas dopiero wieczorem jakiś wolny będzie. Narka.
sobota, 18 sierpnia 2018
Sobota #1410
Jak jechałem wczoraj do 824 to w autobusie, w którym jest co raz mniej ludzi, jechał też 899 z matką na dworzec, na poc., do Poznania. To jest nadal masakra jak on wygląda. Wziął bym go w tym autobusie, no może nie przy matce, ale resztę pasażerów bym już olał. Te mięśniaki wioskowe to rozwalają swym wyglądem. Spróbuję namówić go na sesję zdjęciową (chyba zbyt optymistycznie napisałem), ale np. jedno lub dwa zdjęcia w klacie, były by rewelacyjne do archiwum.
Był wczoraj 826, ostatni raz wszedł na stację o 23:10 na flachę, którą miał przynieść ze sobą, ale nie przyniósł, to zaproponował, że dołoży się do mojej. Nie wiem po co ta operacja była, skoro jemu to łykanie nie szło, a mnie też tak średnio. W sumie 1/3 flaszki poszła. W trakcie łykania zastanawiałem się czy nie rozebrać go z koszulki, ale powstrzymałem się. Jednak jak się już położyłem to, znowu po niewczasie, doszedłem do wniosku iż trza go było rozebrać. No bo w końcu, jak się straci 826 kiedyś, to kto się przed nami taki umięśniony będzie rozbierał? Następnym razem go rozbierzemy. To podobnie jak teraz mam takie samo wrażenie, iż trza było coś zrobić ze 174, wtedy jak przylazł pół przytomny. Nie zrobiliśmy nic i... chuj.
W poprzedniej notce załączyłem teledysk z ładnym aktorem (Erik Gersovitz), ale nie napisałem, że ten teledysk, to trzecia część i oglądając już tą ostatnią, można nie wiedzieć o co chodzi, bo klip wydaje się trochę chaotyczny, szczególnie scena kiedy Florian wychodzi na scenę i "tańczy" przed publicznością. Widząc to pierwszy raz zastanawiałem się kim są ci ludzie, bo jury to na pewno nie jest. Wyjaśnienie w części pierwszej i tu ją podaję, by lepiej zrozumieć to co zobaczyliście. Aktor ten sam, bo to trylogia.
Jakby się kiedyś straciło, to nazywa się to: Paul Kalkbrenner - Cloud Ride
Dziś, jeszcze przed spłodzeniem notki wszedł na stację, po jej wcześniejszym opuszczeniu ok. 07:00, 826. Ponieważ ostatnio zrobiliśmy ten błąd z jego rozebraniem, choć wczoraj wieczorem łaził w klacie, to rozebraliśmy go. No oczywiście trochę się do niego przytuliłem, trochę wyściskałem bicepsa. Ach jaki przyjemny w dotyku, nie żaden tam flaczek, ale wyćwiczony, twardy w dotyku - no sama przyjemność. Podobny pewnie był u mięśniaka, który wsiadł w drodze jak wracaliśmy od 824. Z twarzy średni, ale reszta, no masakra. Szczupłe ręce, wręcz chude, ale wyrzeźbione. Cienka skóra, bez tkanki tłuszczowej, przeto większość żył na wierzchu, szczególnie pięknie się układały te na bicepsach. Widząc go na przystanku, może bym i tej reszty nie zauważył, ale ciepły mi się w oczy jego piękne łydki, na których, co już jest rzadkością, właśnie widoczne było ich użyłowanie. Mózg od razu zanalizował info - skoro ma takie łydy, to reszta też musi być ok. Trudno było zająć dobre msc. w autobusie by móc go obserwować, ale po trzech przemieszczeniach udało się. Najlepsze w tym, że w sumie nawet się nie ukrywałem, że się gapie na niego; staliśmy praktycznie na przeciw siebie w przegubie autobusu, a nasz wzrok przez 30 min podróży, ani razu się nie skrzyżował. To mi się jeszcze nie zdarzyło. Przeważnie mięśniaki wyczuwają, że ktoś gapi się na nich i być może tak było i w tym przypadku, ale wiedząc to, sprawnie omijał mój wzrok. Z innymi, jak mi się wzrok krzyżował, to nawet wyczuwałem jakąś sympatię, jak kiedyś, co pewnie opisałem, jechałem do kato na poc. i w tram jechał mięśniak, z którym wzrok mi się wiele razy skrzyżował, a mimo tego nie było czuć w jego spojrzeniu wrogości, która emanuje do większości mięśniaków-skurwieli. Wtedy, a było to chyba z dwa lata temu lub nawet więcej, dokładnie to do dziś pamiętam. Niestety on był z żoną i wózkiem, ale ten przyjazny wzrok, mnie wtedy rozbroił.
No i jeszcze dzisiejsza noc i wczorajszy wieczór. 979 pojechał na spotkanie z laskami z kolegium, którego nie ukończył, ale z laskami się spotyka. Zawiozłem go na nie, a później o 22:50 odbierałem. W sumie chodzi już bez padaunga, ale powiedziałem, by na spotkanie go założył i pod naciskiem ubrał go. Było jak przewidziałem. Laskom się podobało i włączyło im się współczucie i opiekuńczość. Po spotkaniu nie narzekał, że go ubrał, ale przed samochodem od razu go ściągnął.
Jadąc po niego postanowiłem pociągnąć go trochę za język odnośnie jego związku wiedząc, że będzie już po kilku piwach. Tak też zrobiłem. Potwierdził, że dzieje się źle, czy nawet bardzo źle. Ma na to wpływ wiele drobnych czynników, jak zresztą w wielu związkach, kiedy się coś psuje, i nie ma jednego, który byłby za rozpad, czy wejście w stan trwania z rozpędu, odpowiedzialny. On w wielu sprawach jej ulega, choć chciałby zrobić inaczej. Jednak jest o nią zazdrosny i nie chce jej puszczać samej, przeto jeździ z nią, ale się z tego nie cieszy, jak np. dziś (wyjazd do Rybnika). Oczywiście zwróciłem mu uwagę, iż wzajemne kajdankowanie się nie ma sensu, ale mimo tego, jak widzę robią to, czy bardziej on to robi. Nadto po raz kolejny przypomniał mi, iż ma depresję od 3-ch lat, choć zgodził się ze mną, że po oficjalnym rozpoczęciu związku na fb, na jakiś czas mu przeszło.
Już kiedyś usiłowałem zrozumieć podstawy jego depresji, ale jakoś nie umiem. Patrząc z boku, ma niezłe życie, choć może to jest taka maska radosnego życia i zagłuszania, ciągłymi imprezkami i życiem w biegu, pewnych niedostatków, których nie umiem wychwycić. Może brak mu tego, co wykształciłem u siebie, czyli przekuwaniem w sukces niepowodzeń. To na prawdę jest dobre i skutkuje. Faktycznie bez takiej umiejętności może i mnie było by trudno. Tak, akceptuję w pełni swoje życie, nawet cieszę się z niego jakim jest i nie chcę go zmienić (za wyjątkiem kopalni, ale o tym było), a porównując z innymi jest nawet bardzo dobrze. Brakuje czasu, by z 979 porozmawiać o tym dłużej. Z wiadomych przyczyn on ma niechęć do rozmowy w tym temacie, a wczoraj jak zwykle brakło czasu, bowiem z nim pojechałem odebrać jego nibylaskę z innej impry u koleżanki. Przy okazji jej odbioru wyszedł brak zaufania do siebie. Staliśmy pod blokiem, o czym on ją poinformował, a wcześniej o tym, że jedziemy i będziemy za 5 min, wcześniej, że w ogóle wyjechaliśmy. Odesłała mu sms-a, że obudziła się koleżance larwa i coś tam z nią muszą zrobić. Już po jej zejściu do samochodu, okazało się, że nie obudziła się larwa, tylko musiały dopić jeszcze wino.
Nosz do cyca. Co jest nie tak? To właśnie takie drobnostki powodują narastanie spięć. Co pisałem wielokrotnie między mną, a 979 została ugruntowana relacja, że się nie okłamujemy. Czasem on zadaje mi pytania, jakby sprawdzające, ale niekiedy po takim pytaniu się go pytam, czy wszystko z nim ok, bo nic nie wiem o tym, by się coś miało zmienić i miałbym mu ściemniać lub on mnie. I działa to już od lat. Ciekawe, czemu tego w związkach nie potrafią wypracować? A może się nie da, bo zachodzą inne relacje, a tu też inne.
No i zaś nie opisałem nocy. Może uda się jutro. Muszę przerwać pisanie, bowiem praca czeka, sprzątanie i inne, a ostatnio mam sporo dni straconych. Tym bardziej, że lato się wnet skończy, bo moga być ostatnie takie ciepłe dni. Trudno, odrywam się od kompa, a notka zostanie niedokończona. Narka.
Był wczoraj 826, ostatni raz wszedł na stację o 23:10 na flachę, którą miał przynieść ze sobą, ale nie przyniósł, to zaproponował, że dołoży się do mojej. Nie wiem po co ta operacja była, skoro jemu to łykanie nie szło, a mnie też tak średnio. W sumie 1/3 flaszki poszła. W trakcie łykania zastanawiałem się czy nie rozebrać go z koszulki, ale powstrzymałem się. Jednak jak się już położyłem to, znowu po niewczasie, doszedłem do wniosku iż trza go było rozebrać. No bo w końcu, jak się straci 826 kiedyś, to kto się przed nami taki umięśniony będzie rozbierał? Następnym razem go rozbierzemy. To podobnie jak teraz mam takie samo wrażenie, iż trza było coś zrobić ze 174, wtedy jak przylazł pół przytomny. Nie zrobiliśmy nic i... chuj.
W poprzedniej notce załączyłem teledysk z ładnym aktorem (Erik Gersovitz), ale nie napisałem, że ten teledysk, to trzecia część i oglądając już tą ostatnią, można nie wiedzieć o co chodzi, bo klip wydaje się trochę chaotyczny, szczególnie scena kiedy Florian wychodzi na scenę i "tańczy" przed publicznością. Widząc to pierwszy raz zastanawiałem się kim są ci ludzie, bo jury to na pewno nie jest. Wyjaśnienie w części pierwszej i tu ją podaję, by lepiej zrozumieć to co zobaczyliście. Aktor ten sam, bo to trylogia.
Dziś, jeszcze przed spłodzeniem notki wszedł na stację, po jej wcześniejszym opuszczeniu ok. 07:00, 826. Ponieważ ostatnio zrobiliśmy ten błąd z jego rozebraniem, choć wczoraj wieczorem łaził w klacie, to rozebraliśmy go. No oczywiście trochę się do niego przytuliłem, trochę wyściskałem bicepsa. Ach jaki przyjemny w dotyku, nie żaden tam flaczek, ale wyćwiczony, twardy w dotyku - no sama przyjemność. Podobny pewnie był u mięśniaka, który wsiadł w drodze jak wracaliśmy od 824. Z twarzy średni, ale reszta, no masakra. Szczupłe ręce, wręcz chude, ale wyrzeźbione. Cienka skóra, bez tkanki tłuszczowej, przeto większość żył na wierzchu, szczególnie pięknie się układały te na bicepsach. Widząc go na przystanku, może bym i tej reszty nie zauważył, ale ciepły mi się w oczy jego piękne łydki, na których, co już jest rzadkością, właśnie widoczne było ich użyłowanie. Mózg od razu zanalizował info - skoro ma takie łydy, to reszta też musi być ok. Trudno było zająć dobre msc. w autobusie by móc go obserwować, ale po trzech przemieszczeniach udało się. Najlepsze w tym, że w sumie nawet się nie ukrywałem, że się gapie na niego; staliśmy praktycznie na przeciw siebie w przegubie autobusu, a nasz wzrok przez 30 min podróży, ani razu się nie skrzyżował. To mi się jeszcze nie zdarzyło. Przeważnie mięśniaki wyczuwają, że ktoś gapi się na nich i być może tak było i w tym przypadku, ale wiedząc to, sprawnie omijał mój wzrok. Z innymi, jak mi się wzrok krzyżował, to nawet wyczuwałem jakąś sympatię, jak kiedyś, co pewnie opisałem, jechałem do kato na poc. i w tram jechał mięśniak, z którym wzrok mi się wiele razy skrzyżował, a mimo tego nie było czuć w jego spojrzeniu wrogości, która emanuje do większości mięśniaków-skurwieli. Wtedy, a było to chyba z dwa lata temu lub nawet więcej, dokładnie to do dziś pamiętam. Niestety on był z żoną i wózkiem, ale ten przyjazny wzrok, mnie wtedy rozbroił.
No i jeszcze dzisiejsza noc i wczorajszy wieczór. 979 pojechał na spotkanie z laskami z kolegium, którego nie ukończył, ale z laskami się spotyka. Zawiozłem go na nie, a później o 22:50 odbierałem. W sumie chodzi już bez padaunga, ale powiedziałem, by na spotkanie go założył i pod naciskiem ubrał go. Było jak przewidziałem. Laskom się podobało i włączyło im się współczucie i opiekuńczość. Po spotkaniu nie narzekał, że go ubrał, ale przed samochodem od razu go ściągnął.
Jadąc po niego postanowiłem pociągnąć go trochę za język odnośnie jego związku wiedząc, że będzie już po kilku piwach. Tak też zrobiłem. Potwierdził, że dzieje się źle, czy nawet bardzo źle. Ma na to wpływ wiele drobnych czynników, jak zresztą w wielu związkach, kiedy się coś psuje, i nie ma jednego, który byłby za rozpad, czy wejście w stan trwania z rozpędu, odpowiedzialny. On w wielu sprawach jej ulega, choć chciałby zrobić inaczej. Jednak jest o nią zazdrosny i nie chce jej puszczać samej, przeto jeździ z nią, ale się z tego nie cieszy, jak np. dziś (wyjazd do Rybnika). Oczywiście zwróciłem mu uwagę, iż wzajemne kajdankowanie się nie ma sensu, ale mimo tego, jak widzę robią to, czy bardziej on to robi. Nadto po raz kolejny przypomniał mi, iż ma depresję od 3-ch lat, choć zgodził się ze mną, że po oficjalnym rozpoczęciu związku na fb, na jakiś czas mu przeszło.
Już kiedyś usiłowałem zrozumieć podstawy jego depresji, ale jakoś nie umiem. Patrząc z boku, ma niezłe życie, choć może to jest taka maska radosnego życia i zagłuszania, ciągłymi imprezkami i życiem w biegu, pewnych niedostatków, których nie umiem wychwycić. Może brak mu tego, co wykształciłem u siebie, czyli przekuwaniem w sukces niepowodzeń. To na prawdę jest dobre i skutkuje. Faktycznie bez takiej umiejętności może i mnie było by trudno. Tak, akceptuję w pełni swoje życie, nawet cieszę się z niego jakim jest i nie chcę go zmienić (za wyjątkiem kopalni, ale o tym było), a porównując z innymi jest nawet bardzo dobrze. Brakuje czasu, by z 979 porozmawiać o tym dłużej. Z wiadomych przyczyn on ma niechęć do rozmowy w tym temacie, a wczoraj jak zwykle brakło czasu, bowiem z nim pojechałem odebrać jego nibylaskę z innej impry u koleżanki. Przy okazji jej odbioru wyszedł brak zaufania do siebie. Staliśmy pod blokiem, o czym on ją poinformował, a wcześniej o tym, że jedziemy i będziemy za 5 min, wcześniej, że w ogóle wyjechaliśmy. Odesłała mu sms-a, że obudziła się koleżance larwa i coś tam z nią muszą zrobić. Już po jej zejściu do samochodu, okazało się, że nie obudziła się larwa, tylko musiały dopić jeszcze wino.
Nosz do cyca. Co jest nie tak? To właśnie takie drobnostki powodują narastanie spięć. Co pisałem wielokrotnie między mną, a 979 została ugruntowana relacja, że się nie okłamujemy. Czasem on zadaje mi pytania, jakby sprawdzające, ale niekiedy po takim pytaniu się go pytam, czy wszystko z nim ok, bo nic nie wiem o tym, by się coś miało zmienić i miałbym mu ściemniać lub on mnie. I działa to już od lat. Ciekawe, czemu tego w związkach nie potrafią wypracować? A może się nie da, bo zachodzą inne relacje, a tu też inne.
No i zaś nie opisałem nocy. Może uda się jutro. Muszę przerwać pisanie, bowiem praca czeka, sprzątanie i inne, a ostatnio mam sporo dni straconych. Tym bardziej, że lato się wnet skończy, bo moga być ostatnie takie ciepłe dni. Trudno, odrywam się od kompa, a notka zostanie niedokończona. Narka.
czwartek, 16 sierpnia 2018
Czwartek #1409
Może się uda popełnić notkę, bez jakiś nagłych wejść na stację składów, bo ostatnio z tym jest trudno.
Zabrałem się za zlikwidowanie okienka w starych drewnianych drzwiach wejściowych. W sumie te drzwi, jak byłem w wawce 2 lata temu, rozwalił 979 (pewnie o tym tu pisałem), jak mu na imprze coś dodali i mu się mózg przestawił w działaniu. Więc i tak były już naruszone. W ramach przygotowań do zimy postanowiłem się nimi zająć, bo to taki słaby punkt, jeżeli chodzi o szczelność. Rozebrałem je przedwczoraj, już po raz drugi, ale tym razem bardziej. Po rozebraniu stałem nad nimi jakieś 20 min i zastanawiałem się jakie rozwiązanie zastosować by było dobrze. Oczywiście drużyny trakcyjne z innych składów miały swoje pomysły, ale z totalnej prowizorki zrezygnowaliśmy, bo ich pomysły to do dupy wrazić. W każdym razie po około pół godzinnym kwitnięciu przy nich, na szczęście w słońcu, postanowiłem je złożyć, a nad rozwiązaniami, które przychodziły mi do głowy, zastanowić się później. Nie po raz pierwszy w życiu stanąłem nad czymś, czego nigdy wcześniej nie robiłem, przeto nie mam doświadczenia, wzorców działań itp. To takie ciekawe uczucie bezsilności umysłowej. Stoi się i zastanawia, co by tu zrobić, by było dobrze i bym nie musiał za 3 lata ponownie wsadzać w to rąk, albo zasypiać z myślą, że zrobiłem to źle i za jakiś czas trza to ponownie rozebrać.
Od jakiegoś już czasu staram się robić wszystko pod kątem wytrzymałości na najbliższe 20 lat. Dlatego wolę coś robić wolniej, dokładniej, by następnie mieć to już z gowy, a przynajmniej nie wpadać w cykliczność wymiany. Nie mam zamiaru zarabiać na to, co ma w sobie zaprogramowane zdupienie się po określonym czasie, choć zdaję sobie sprawę, że np. do pralki Polar PS663 bio części już nie dostanę, podobnie jak do lodówki Mińsk 16.
Drzwi miały z założenia być robione z 979, ale ten tradycyjnie w 4-tym m-cu L4 nadal nie ma czasu, choć obecnie ma rehabilitacje, co go trochę usprawiedliwia. W każdym razie drzwi po przemyśleniach czekają na dalsze działania, które chyba dopiero w sobotę nastąpią. Jutro wyjazd do 824, a dziś inne prace porządkowe, bo zaczyna być nieprzyjemnie.
No i jeszcze jedna refleksja przyszła mi do gowy. Otóż, ktokolwiek ma kogoś znajomego w markecie, to zapytać się ile tam jest wyciepowanych produktów, tych spożywczych, przemysłowych, no wszelkich. Zatrzymamy się trochę przy spożywce. Ponieważ markety wyciepują pełno żarcia, to pod naciskami zewnętrznymi nie obniżono cen na to co za chwile ląduje w koszu (no kto by pomyślał, że jest coś takiego jak przecena) tylko wywala się to nadal, ale odbierają to auta "Ree food" (Chciałem nawet tą firmę znaleźć na necie, ale krótkie szukanie nie przyniosło rezultatu. Nawet zdjęć aut nie ma. Będę musiał sam zrobić.) I obecnie wygląda to tak, że markety nadal wywalają, skrzętnie zamykając śmietniki przed oczami i rękami innych, ale w razie nacisku tzw. opinii publicznej są kryte bowiem, teraz odbiera to firma, która coś z tym robi. Oczywiście jakby się dalej zastanowić, to ceny w marketach na spożywkę są z narzutem ok. 100% i więcej, to nawet jak coś przecenią o 30%, co czasem im się zdarza, ale nie dot. to warzyw i owoców, to nadal są do przodu. Wiem, ten system jest zły i nie wymyślono lepszego, jednak chodząc do marketów i płacąc w cenie tego co kupujemy % tego co oni wywalają, ma się uczucie wysysania od nas kasy. W ramach nie wywalania kasy postanowiliśmy przejść, już jakiś czas temu, na drugą (ciemną) stronę. Takich rezultatów nie spodziewałem się. Jest to nie do przeżarcia. Nawet z pomocą 172 i 230, który obecnie jest bez laski i taki zawieszony w przestrzeni, jeszcze i tak wywalam wtórnie na śmietniki. Cieszą się również szczury z przysmaków.
Ciekawi mnie czy ree food jest samowystarczalne, czy czasem utrzymują ją markety, co zostało doliczone do ceny art. spożywczych. Byłby to już zupełny absurd, gdybyśmy płacili w cenie art. spoż. jeszcze utrzymanie firmy, która to utylizuje.
Na koniec ładny aktor. Też bym mu głowę chętnie umył.
Zabrałem się za zlikwidowanie okienka w starych drewnianych drzwiach wejściowych. W sumie te drzwi, jak byłem w wawce 2 lata temu, rozwalił 979 (pewnie o tym tu pisałem), jak mu na imprze coś dodali i mu się mózg przestawił w działaniu. Więc i tak były już naruszone. W ramach przygotowań do zimy postanowiłem się nimi zająć, bo to taki słaby punkt, jeżeli chodzi o szczelność. Rozebrałem je przedwczoraj, już po raz drugi, ale tym razem bardziej. Po rozebraniu stałem nad nimi jakieś 20 min i zastanawiałem się jakie rozwiązanie zastosować by było dobrze. Oczywiście drużyny trakcyjne z innych składów miały swoje pomysły, ale z totalnej prowizorki zrezygnowaliśmy, bo ich pomysły to do dupy wrazić. W każdym razie po około pół godzinnym kwitnięciu przy nich, na szczęście w słońcu, postanowiłem je złożyć, a nad rozwiązaniami, które przychodziły mi do głowy, zastanowić się później. Nie po raz pierwszy w życiu stanąłem nad czymś, czego nigdy wcześniej nie robiłem, przeto nie mam doświadczenia, wzorców działań itp. To takie ciekawe uczucie bezsilności umysłowej. Stoi się i zastanawia, co by tu zrobić, by było dobrze i bym nie musiał za 3 lata ponownie wsadzać w to rąk, albo zasypiać z myślą, że zrobiłem to źle i za jakiś czas trza to ponownie rozebrać.
Od jakiegoś już czasu staram się robić wszystko pod kątem wytrzymałości na najbliższe 20 lat. Dlatego wolę coś robić wolniej, dokładniej, by następnie mieć to już z gowy, a przynajmniej nie wpadać w cykliczność wymiany. Nie mam zamiaru zarabiać na to, co ma w sobie zaprogramowane zdupienie się po określonym czasie, choć zdaję sobie sprawę, że np. do pralki Polar PS663 bio części już nie dostanę, podobnie jak do lodówki Mińsk 16.
Drzwi miały z założenia być robione z 979, ale ten tradycyjnie w 4-tym m-cu L4 nadal nie ma czasu, choć obecnie ma rehabilitacje, co go trochę usprawiedliwia. W każdym razie drzwi po przemyśleniach czekają na dalsze działania, które chyba dopiero w sobotę nastąpią. Jutro wyjazd do 824, a dziś inne prace porządkowe, bo zaczyna być nieprzyjemnie.
No i jeszcze jedna refleksja przyszła mi do gowy. Otóż, ktokolwiek ma kogoś znajomego w markecie, to zapytać się ile tam jest wyciepowanych produktów, tych spożywczych, przemysłowych, no wszelkich. Zatrzymamy się trochę przy spożywce. Ponieważ markety wyciepują pełno żarcia, to pod naciskami zewnętrznymi nie obniżono cen na to co za chwile ląduje w koszu (no kto by pomyślał, że jest coś takiego jak przecena) tylko wywala się to nadal, ale odbierają to auta "Ree food" (Chciałem nawet tą firmę znaleźć na necie, ale krótkie szukanie nie przyniosło rezultatu. Nawet zdjęć aut nie ma. Będę musiał sam zrobić.) I obecnie wygląda to tak, że markety nadal wywalają, skrzętnie zamykając śmietniki przed oczami i rękami innych, ale w razie nacisku tzw. opinii publicznej są kryte bowiem, teraz odbiera to firma, która coś z tym robi. Oczywiście jakby się dalej zastanowić, to ceny w marketach na spożywkę są z narzutem ok. 100% i więcej, to nawet jak coś przecenią o 30%, co czasem im się zdarza, ale nie dot. to warzyw i owoców, to nadal są do przodu. Wiem, ten system jest zły i nie wymyślono lepszego, jednak chodząc do marketów i płacąc w cenie tego co kupujemy % tego co oni wywalają, ma się uczucie wysysania od nas kasy. W ramach nie wywalania kasy postanowiliśmy przejść, już jakiś czas temu, na drugą (ciemną) stronę. Takich rezultatów nie spodziewałem się. Jest to nie do przeżarcia. Nawet z pomocą 172 i 230, który obecnie jest bez laski i taki zawieszony w przestrzeni, jeszcze i tak wywalam wtórnie na śmietniki. Cieszą się również szczury z przysmaków.
Ciekawi mnie czy ree food jest samowystarczalne, czy czasem utrzymują ją markety, co zostało doliczone do ceny art. spożywczych. Byłby to już zupełny absurd, gdybyśmy płacili w cenie art. spoż. jeszcze utrzymanie firmy, która to utylizuje.
poniedziałek, 13 sierpnia 2018
Poniedziałek #1408
Wczoraj byłem na ogródku od brata od 979, który pojechał na wczasy. W sumie to na tym ogródku byłem już w piątek na pierwszej imprezce, a wczoraj taka poprawinowa w celu zeżarcia tego co zostało i tradycyjnie flachy poleciały, ale nikt nie streamował. Taki ogródek dla ludzi mieszkających w bloku bez balkonu, do tego blisko bloku to wybawienie. Już o tym kiedyś pisałem, że w bloku bez wyjścia na teren zielony przy nim to strasznie się mieszka, jak w klatce dla kur. To też taki ogródek z laubą, basenem z wodą, zadaszeniem przy laubie na wypadek przelotnego deszczu to rewelka, taki mały dodatkowy własny teren na którym można wypocząć, na trawie, wokół trochę owoców do zeżarcia. No generalnie fajnie. Mnie też się podobało, choć wczoraj musieliśmy po piątku kiedy ten mięśniak od tej koneserki długich szyi skoczył do wody, a za nim reszta, to trochę się wody straciło w glebie. Woda była chłodna, więc za długi w niej nie poleżałem, a mogło być tak fajnie. Inną sprawą są chłodne noce ostatnimi dniami, to też woda się chłodzi naturalnie. No i jeszcze zaczyna się jesień, to nas tradycyjnie napylają z nieba. Wczoraj chemitralle znowu latały i napylały. Równo od linijki w odstępach. Trudno, nie chcą byśmy obciążali system emerytalny.
Coś się dzieje niedobrego między 979 a nibylaską. Już to też pisałem, że jak on łyknie to się chce z nią rozstawać, choć dziś aż tyle nie odebrał, a odnosiłem wrażenie, że mówi poważnie. Nie wiem w związku z tym na ile poważnie mówi, ale jak mówił o. Natanek:
- to wiedz...., że coś się dzieje...
Niby w czwartek mamy coś łyknąć z 979 i porozmawiać o ich związku, ale z tym umawianiem się z nim to jest b. różnie. Przeważnie nie ma czasu i tak to leci całymi miesiącami. Dziś trochę powiedział, że ją ogranicza, że bez niego mogła by robić o wiele więcej, w sensie jeździć na koncerty spotykać z ludźmi, samcami też, a tak CS ją ogranicza, bo jak one się za bardzo zbliżają (w sensie te samce), to trzaska ich po ryjach. To co ostatnio w pt. rozmawiałem właśnie z nibylaską od 979, że skurwiele z wioski jak wezmą samice to mają przeświadczenie, że jest ona ich własnością i żadnym innym samcom nie wolno się do niej zbliżać, bo inaczej - w ryja.
Po za tym nad ranem w sob. o 05:05 po wjazdowym stanęli 230 i 826 z jakiejś imprezki nocnej. 230 nas wyciągał, ale po piątkowej potrzebowaliśmy się wyspać, nadto w sobotę miałem dzień z dupy i oprócz czynności podtrzymaniowych prawie nic nie zrobiliśmy. Rozumiem 230, że po rozstaniu z laską potrzebował takiej imprezki, na której się znietrzeźwi, zapomni, to też film mu się urwał i nawet jakbyśmy z nim coś robili to by nie pamiętał, ale nic takiego nie miało miejsca. Czy żałuję? Nie. Nie wiem czy się aż tak starzeje, czy może utrata znajomych w tle się przewija. Co innego 172, gdzie to odbywa się za obopólna zgodą, albo taki 826, ale z 230 nigdy nic nie wyszło i to z jego strony, to też nie napieramy, a ponieważ relacje mamy dobre, to chyba nie chcemy ich zepsuć i to przeważyło, by go zostawić w spokoju, mimo tego, iż widziałem, że jest ciężko i faktycznie mógłby niewiele pamiętać z nocy.
Tyle, bo zaś nie ma czasu, a na stacji 230 i 834, więc wiyncyj już nie napisza. Narka.
Coś się dzieje niedobrego między 979 a nibylaską. Już to też pisałem, że jak on łyknie to się chce z nią rozstawać, choć dziś aż tyle nie odebrał, a odnosiłem wrażenie, że mówi poważnie. Nie wiem w związku z tym na ile poważnie mówi, ale jak mówił o. Natanek:
- to wiedz...., że coś się dzieje...
Niby w czwartek mamy coś łyknąć z 979 i porozmawiać o ich związku, ale z tym umawianiem się z nim to jest b. różnie. Przeważnie nie ma czasu i tak to leci całymi miesiącami. Dziś trochę powiedział, że ją ogranicza, że bez niego mogła by robić o wiele więcej, w sensie jeździć na koncerty spotykać z ludźmi, samcami też, a tak CS ją ogranicza, bo jak one się za bardzo zbliżają (w sensie te samce), to trzaska ich po ryjach. To co ostatnio w pt. rozmawiałem właśnie z nibylaską od 979, że skurwiele z wioski jak wezmą samice to mają przeświadczenie, że jest ona ich własnością i żadnym innym samcom nie wolno się do niej zbliżać, bo inaczej - w ryja.
Po za tym nad ranem w sob. o 05:05 po wjazdowym stanęli 230 i 826 z jakiejś imprezki nocnej. 230 nas wyciągał, ale po piątkowej potrzebowaliśmy się wyspać, nadto w sobotę miałem dzień z dupy i oprócz czynności podtrzymaniowych prawie nic nie zrobiliśmy. Rozumiem 230, że po rozstaniu z laską potrzebował takiej imprezki, na której się znietrzeźwi, zapomni, to też film mu się urwał i nawet jakbyśmy z nim coś robili to by nie pamiętał, ale nic takiego nie miało miejsca. Czy żałuję? Nie. Nie wiem czy się aż tak starzeje, czy może utrata znajomych w tle się przewija. Co innego 172, gdzie to odbywa się za obopólna zgodą, albo taki 826, ale z 230 nigdy nic nie wyszło i to z jego strony, to też nie napieramy, a ponieważ relacje mamy dobre, to chyba nie chcemy ich zepsuć i to przeważyło, by go zostawić w spokoju, mimo tego, iż widziałem, że jest ciężko i faktycznie mógłby niewiele pamiętać z nocy.
Tyle, bo zaś nie ma czasu, a na stacji 230 i 834, więc wiyncyj już nie napisza. Narka.
sobota, 11 sierpnia 2018
Sobota #1407
W ostatnim dniu ciepła udało się zorganizować grilla na ogródku brata od 979. Jest tam m.in. basen, stały grill (murowany) i duża lauba z zadaszeniem przeciw opadowym. W skład osób, które byly na msc. wchodzili 230, 897 z laską i larwą, 979 z nibylaską, 832 z laską, 834, a później doszła jeszcze koneserka długich szyi, która kiedyś nawijała do 979, jednak ma specyficzne potrzeby seksualne, a 979 to nie odpowiadało, to nic z tego nie wyszło. Za to wczoraj była z ładnym mięśniakiem, łysym. No było na czym oko zawiesić, aż się dziwiłem, że taki mięśniak lubi taki seks, ale skoro jedne strony lubią, to po drugiej stronie powinny być odpowiedniki i jak widać się znajdują. Jak zwykle żarcia aż nadto, co mnie już nie dziwi. W czasie obecności larwy muza za głośno nie napierdalała, tym bardziej, ze larwa popo oddała się w sen to muzę wyłączyli zupełnie. Jak odeszła, to po 2 min krzykłem do 979:
- odkręć gałą, larwa pojechała,
z czego część się zaczęła śmiać, choć używane przeze mnie określenie jest już dość długo w obiegu.
W trakcie grilla grali w 33, przywiezione z woodstocku i wypadło na mięśniaka by wskoczył do wody. Ale woda ciepła to nie było tego efektu jakiego by oczekiwali. Za nim większość wskoczyła do basenu z wodą. Moja kolej wypadła później za to byłem dłużej w wodzie wraz z nibylaską od 979, bowiem była cieplejsza od temp. powietrza. Pogadaliśmy o preferencjach seksualnych i wyborach partnera. Otóż, co już kiedyś mówiła mi 811, a co tu pisałem, laski mają inaczej jak my, a przynajmniej ja. One ulegają swego rodzaju zauroczeniu przez faceta i wygląd nie jest aż tak istotny, a przynajmniej nie na pierwszym msc.. Mogą w nim iść na odstępstwa, co u mnie np. nie następuje. Wpierw musi nastąpić weryfikacja wyglądowa, następnie ta mózgowa. Np. mięśniak nibylasce się nie podobał, a dla mnie jak najbardziej.
Z grilla wróciliśmy ok. północy. Na stacji pozostał 230, choć wracał z nami również 834. Pozostało mi jeszcze noszenie parkietu, bowiem obok w mieszkaniu, po jego kupnie właściciele stwierdzili iż wywalą stary, acz dobry parkiet z podłóg i położą panele podłogowe. No idioci, ale co zrobić. Znosiłem więc przez 3 dni parkiet z klepek drewnianych, by w kuchni, która właśnie czeka na remont podłogi położyć częściowo nowy, częściowo staroużyteczny parkiet. Zastanawiałem się kiedyś co tam położyć, bo 34 letni gumolit (kiedyś to robili trwałe rzeczy) dożył swoich dni i nie z powodu jego złej jakości, bo mógłby być dalej, ale ścierania się podłogi pod nim, przeto zaczęły wychodzić kamienie z wylewki a te uszkadzać go od środka. Jakby podłoga była dobrze zrobiona, to nie trza by było robić remontu podłogi i mógłbym cieszyć się gumolitem do końca swoich dni. Tyle imprez co on przeżył i w zasadzie pozostał w stanie w jakim był, to aż niemożliwe. Dzisiejsze gumolity, to jakaś porażka, ale co zrobić...., takie czasy.
Ciepłe dni na razie się skończyły, dziś na zewnątrz 17C. Fajny skok, wczoraj 30C, dziś 17C. No zimno do cyca. Dobrze, iż nagrzaliśmy budynek stacyjny i w środku mamy 26C to się wygrzewamy i nie otwieramy okien. Niby jeszcze ma być ciepło, się okaże, bo jednak bliżej zimy niż dalej.
Można rzec, że wyspałem się, bo do 10:30 zalegałem na grupie B, bowiem na A pozostał 230 z jakąś laską, to by nie czekać na ich przetoczenie się gdzieś - krótka analiza i wybraliśmy grupę B i to był dobry wybór. Słanianie się przy nich nie miało sensu, a spać mi się chciało bardzo, tym bardziej, że ostatnio z tym jest tak na styk.
Tyle, bo jednak obowiązkowe zajęcia czekają, a z realizacją może być kiepsko. Nie bym się źle czuł, ale jakoś uruchomiłem się na 60% i brakuje mocy. Narka.
- odkręć gałą, larwa pojechała,
z czego część się zaczęła śmiać, choć używane przeze mnie określenie jest już dość długo w obiegu.
W trakcie grilla grali w 33, przywiezione z woodstocku i wypadło na mięśniaka by wskoczył do wody. Ale woda ciepła to nie było tego efektu jakiego by oczekiwali. Za nim większość wskoczyła do basenu z wodą. Moja kolej wypadła później za to byłem dłużej w wodzie wraz z nibylaską od 979, bowiem była cieplejsza od temp. powietrza. Pogadaliśmy o preferencjach seksualnych i wyborach partnera. Otóż, co już kiedyś mówiła mi 811, a co tu pisałem, laski mają inaczej jak my, a przynajmniej ja. One ulegają swego rodzaju zauroczeniu przez faceta i wygląd nie jest aż tak istotny, a przynajmniej nie na pierwszym msc.. Mogą w nim iść na odstępstwa, co u mnie np. nie następuje. Wpierw musi nastąpić weryfikacja wyglądowa, następnie ta mózgowa. Np. mięśniak nibylasce się nie podobał, a dla mnie jak najbardziej.
Z grilla wróciliśmy ok. północy. Na stacji pozostał 230, choć wracał z nami również 834. Pozostało mi jeszcze noszenie parkietu, bowiem obok w mieszkaniu, po jego kupnie właściciele stwierdzili iż wywalą stary, acz dobry parkiet z podłóg i położą panele podłogowe. No idioci, ale co zrobić. Znosiłem więc przez 3 dni parkiet z klepek drewnianych, by w kuchni, która właśnie czeka na remont podłogi położyć częściowo nowy, częściowo staroużyteczny parkiet. Zastanawiałem się kiedyś co tam położyć, bo 34 letni gumolit (kiedyś to robili trwałe rzeczy) dożył swoich dni i nie z powodu jego złej jakości, bo mógłby być dalej, ale ścierania się podłogi pod nim, przeto zaczęły wychodzić kamienie z wylewki a te uszkadzać go od środka. Jakby podłoga była dobrze zrobiona, to nie trza by było robić remontu podłogi i mógłbym cieszyć się gumolitem do końca swoich dni. Tyle imprez co on przeżył i w zasadzie pozostał w stanie w jakim był, to aż niemożliwe. Dzisiejsze gumolity, to jakaś porażka, ale co zrobić...., takie czasy.
Ciepłe dni na razie się skończyły, dziś na zewnątrz 17C. Fajny skok, wczoraj 30C, dziś 17C. No zimno do cyca. Dobrze, iż nagrzaliśmy budynek stacyjny i w środku mamy 26C to się wygrzewamy i nie otwieramy okien. Niby jeszcze ma być ciepło, się okaże, bo jednak bliżej zimy niż dalej.
Można rzec, że wyspałem się, bo do 10:30 zalegałem na grupie B, bowiem na A pozostał 230 z jakąś laską, to by nie czekać na ich przetoczenie się gdzieś - krótka analiza i wybraliśmy grupę B i to był dobry wybór. Słanianie się przy nich nie miało sensu, a spać mi się chciało bardzo, tym bardziej, że ostatnio z tym jest tak na styk.
Tyle, bo jednak obowiązkowe zajęcia czekają, a z realizacją może być kiepsko. Nie bym się źle czuł, ale jakoś uruchomiłem się na 60% i brakuje mocy. Narka.
czwartek, 9 sierpnia 2018
Środa #1406
W wiosce jak wiadomo są mięśniaki i to w ilościach znacznie większych niż gdzieś indziej, zwłaszcza w miastach. Czasami w stonie mijam takiego jednego. No piękny qrwa. Facet po 30-ce, zdający sobie sprawę z wyglądu przeto chodzi w koszulce na ramiączkach, pokazując swoje wyżeźbione ręce i część ciała. Wysoki, postawny, oczywiście krótkie spodenki. Nogi umięśnione tak prawie, żadne tam przerosty. No powala wyglądem, choć nie młody i w tej białej koszulce na ramiączkach, takich dużych ramiączkach, drażni członków obojga płci. Mijając go kilka razy zastanawiałem się, czy ma babę. Dopiero jakieś 4 dni temu widziałem go na ulicy jak szedł z dziewczynką od strony stony, a wyglądało na to, że rozłaczył się ze swoją babą, która z drugą córką szła dalej do stony. To jak ona wyglądała, to temat stary jak blog. Ona niższa do niego o gowę, ruba, łydy takie napuchnięte, że aż rozstępy na nich prawie miała. W sumie szersza jak wyższa.
Co te wioskowe mięśniaki-skurwiele widzą w tych morświnach. Tu jedynie 172 kiedyś miał ładną kobietę. Reszta to takie przeciętne predatory jakieś wieprzowiny. To aż dziw, że geny męskie są tak silne, by następnie, jeżeli proces wzrastania nie jest zaburzony jak u skurwieli od 972, wyrosły z nich piękne mięśniaki.
Przy okazji 972, to bylem u nich w sobotę. Standard. 3-ci skurwiel tylko na tydz. przyjeżdża w roku z ośrodka, a ta mu robi sztubę. No wariatka. I jeszcze mówi wprost do niego, że jutro (w sensie w nd.) trza Cię będzie zawieźć jak najwcześniej by mieć spokój. Jak nic u nich dzieci to produkt uboczny seksu. Zastanawiałem się czy go gdzieś nie wyciągnąć na rowerze, bo ośrodek kupił mu koło za 3,5 tysia i oczywiście nie ma z kim jechać i gdzie, ale z drugiej strony, to czy to moje dzieci do cyca? Czy to ja mam im robić dobrze, czy od tego są rodzice? No i co z tego będę miał, jak się np. 3-cim zajmę?
Wczoraj trochę oglądałem, bo przyjechał ten z Belgii (cholera nadałem mu nr. ale nie wpisałem do bazy danych i teraz nie pamiętam jaki) stream Daniela Magicala. To jest coś na czym można by napisać pracę socjologiczną lub psychologiczną. Wieczorem o 23:00 oglądało to na żywo 7,4 tysia ludzi. Przecież to małe miasteczko. Dziś jak oglądam to jest 3,5 tysia. W sumię jak to oglądam to przypomina mi się film "Truman show", tylko że tu akcja dzieje się w mieszkaniu. Stream leci już 14 dzień, ten z Belgii jest fanem bohaterów, i na bieżąco, jak może ogląda co się tam dzieje.
Kolejna sprawa to ile na tym zarabiają. Od wczoraj od 20:00 czyli przez 12 h ludzie wpłacili do nich 2000zł. W sumie obecnie jest 2448,76zł. Biorąc pod uwagę jeszcze wczorajsze wpływy do 19:00 było to ok. 1400zł, czyli w ciągu doby nazbierali 4 tysie. Stream trwa 14 dzień. Wpływy rzędu 2000 tysi są dziennie z tego co mówi ich fan. Można by to rozpatrywać jeszcze pod kątem ich zmiany pod wpływem wpływów gotówkowych, ile jest z tego grania, ale ile pozostało jeszcze naturalnych zachowań. Nwm. ile z tego co wyświetla się na ekranie idzie do nich (jaki %), bo pewnie część zeżera yt. ale nawet jeżeli zeżarło by 1/3 to ok. 1,5 tysia dziennie to nie mało.
Tyle, bo info o zajęciu szlaku dał już 172 i dziś robimy drzwi wejściowe do budynku stacyjnego. Widzę, że podchodzi pod wjazdowy, to kończę i narka. (jest bez korekty, bo nie ma na to już czasu)
Co te wioskowe mięśniaki-skurwiele widzą w tych morświnach. Tu jedynie 172 kiedyś miał ładną kobietę. Reszta to takie przeciętne predatory jakieś wieprzowiny. To aż dziw, że geny męskie są tak silne, by następnie, jeżeli proces wzrastania nie jest zaburzony jak u skurwieli od 972, wyrosły z nich piękne mięśniaki.
Przy okazji 972, to bylem u nich w sobotę. Standard. 3-ci skurwiel tylko na tydz. przyjeżdża w roku z ośrodka, a ta mu robi sztubę. No wariatka. I jeszcze mówi wprost do niego, że jutro (w sensie w nd.) trza Cię będzie zawieźć jak najwcześniej by mieć spokój. Jak nic u nich dzieci to produkt uboczny seksu. Zastanawiałem się czy go gdzieś nie wyciągnąć na rowerze, bo ośrodek kupił mu koło za 3,5 tysia i oczywiście nie ma z kim jechać i gdzie, ale z drugiej strony, to czy to moje dzieci do cyca? Czy to ja mam im robić dobrze, czy od tego są rodzice? No i co z tego będę miał, jak się np. 3-cim zajmę?
Wczoraj trochę oglądałem, bo przyjechał ten z Belgii (cholera nadałem mu nr. ale nie wpisałem do bazy danych i teraz nie pamiętam jaki) stream Daniela Magicala. To jest coś na czym można by napisać pracę socjologiczną lub psychologiczną. Wieczorem o 23:00 oglądało to na żywo 7,4 tysia ludzi. Przecież to małe miasteczko. Dziś jak oglądam to jest 3,5 tysia. W sumię jak to oglądam to przypomina mi się film "Truman show", tylko że tu akcja dzieje się w mieszkaniu. Stream leci już 14 dzień, ten z Belgii jest fanem bohaterów, i na bieżąco, jak może ogląda co się tam dzieje.
Kolejna sprawa to ile na tym zarabiają. Od wczoraj od 20:00 czyli przez 12 h ludzie wpłacili do nich 2000zł. W sumie obecnie jest 2448,76zł. Biorąc pod uwagę jeszcze wczorajsze wpływy do 19:00 było to ok. 1400zł, czyli w ciągu doby nazbierali 4 tysie. Stream trwa 14 dzień. Wpływy rzędu 2000 tysi są dziennie z tego co mówi ich fan. Można by to rozpatrywać jeszcze pod kątem ich zmiany pod wpływem wpływów gotówkowych, ile jest z tego grania, ale ile pozostało jeszcze naturalnych zachowań. Nwm. ile z tego co wyświetla się na ekranie idzie do nich (jaki %), bo pewnie część zeżera yt. ale nawet jeżeli zeżarło by 1/3 to ok. 1,5 tysia dziennie to nie mało.
Tyle, bo info o zajęciu szlaku dał już 172 i dziś robimy drzwi wejściowe do budynku stacyjnego. Widzę, że podchodzi pod wjazdowy, to kończę i narka. (jest bez korekty, bo nie ma na to już czasu)
wtorek, 7 sierpnia 2018
Wtorek #1405
Wreszcie przedwczoraj się coś działo na katowickim dworcu, ale nie z powodu dużej ilości pasażerów, a sytuacji ruchowej. Gadaczka jak od godz. 19:50 włączyła się w nadawanie, to przestała dopiero o 20:25. Na 8 krawędzi peronowych zajętych było 7. Na 10-ym stała Warszawa (poc. 117), 19:52, czekająca na opóźniony 26102 (Radom - Wr-w Gł.). Na 6-ym opóźniona Cz-wa Osobowa 19:59, czekająca na odejście Warszawy, by jej nie blokować. Na 4-ym Kostrzyn-Rzeszów Główny (MR) opóźniony 120 min, czekający na odejście Warszawy po skomunikowaniu. Na 2-im podstawiony Cieszyn (przejście obiegu z Lublińca), a na 1-szym planowa Bielsko Biała. Na 3-cim Wisła Głębce (19:59), a na 5-tym planowe Gliwice 19:59. W ten sposób pozostała wolna jedna krawędź peronowa, ale nie długo, bo na tor 8 wjechał o 20:02 Kraków Gł. Świnoujście/Kołobrzeg, tym którym jechał 230 do Kostrzynia. Zluzowało się po wyjściu ze stacji Wisły Głębce, Gliwic, następnie po wprowadzeniu na tor 3 po Wiśle Radomia opóźnionego i przejściu podróżnych na peron 4-ty puszczono Warszawę 20 min opóźnioną, po niej poleciał Rzeszów 120 min opóźniony, za nim w odstępie 20 min opóźniona CZ-wa o 20:20 i się trochę zluzowało, bo planowo odeszło o 20:20 Świnoujście. W sumie trudne 30 min dla dyżurnego ruchu w Katowicach na nastawni KO. Cieszyłem się, że przyjechałem trochę wcześniej bo takiego zapełnienia dworca, mimo niedzieli, dawno nie widziałem. Zelżało ok. 20:45, bowiem po Warszawie na tor 10-ty wprowadzono Kraków Główny, osobówkę, w miejsce opóźnionego o 120 min Rzeszowa, wszedł opóźniony 90 min Kostrzyn-Radom z przystanku woodstock (MR). W tym czasie kończyły jeszcze bieg i rozpoczynały lokalne Lodowiska. Z 80 minutowym opóźnieniem wszedł na tor 6-ty opóźniony ze Świnoujścia 230 wraz z bratem od 897. Tradycyjnie pojazd zaparkowałem przy KO2. To najlepsze i najtańsze msc. w centrum kato, w zasadzie darmowe.
Po zwiezieniu ich na st. mac. pozostał jeszcze jeden kurs na kato po 979, który wraz nibylaską kursowali w późniejszym poc. Ich opóźnienie też wzrastało, ale ponieważ lubię tereny kolejowe, dworce itp. to wyjechałem wcześniej. Tym razem było już praktycznie pusto na dworcu. Nieliczni ludzie czekający na przesiadki i nadal mocno opóźnione poc. np. z Kostrzynia z powodu potrącenia człowieka przybył z opóźnieniem 260 min. Opóźnienie 979 zwiększyło się do 45 min więc jeszcze takie znośne. Skład przyprowadził 9 wagonów, 230 przyjechał z 13 wag.
Oczywiście nim dotarłem na st. mac. odwożąc jeszcze 979 było juz ok. 02:00. Nim jeszcze procedury, włączyłem się do neta to wyglebiłem o 04:00. No pięknie qrwa, a za ścianą remont i o 08:40 ruszyła wiertarka.
Po zwiezieniu ich na st. mac. pozostał jeszcze jeden kurs na kato po 979, który wraz nibylaską kursowali w późniejszym poc. Ich opóźnienie też wzrastało, ale ponieważ lubię tereny kolejowe, dworce itp. to wyjechałem wcześniej. Tym razem było już praktycznie pusto na dworcu. Nieliczni ludzie czekający na przesiadki i nadal mocno opóźnione poc. np. z Kostrzynia z powodu potrącenia człowieka przybył z opóźnieniem 260 min. Opóźnienie 979 zwiększyło się do 45 min więc jeszcze takie znośne. Skład przyprowadził 9 wagonów, 230 przyjechał z 13 wag.
Oczywiście nim dotarłem na st. mac. odwożąc jeszcze 979 było juz ok. 02:00. Nim jeszcze procedury, włączyłem się do neta to wyglebiłem o 04:00. No pięknie qrwa, a za ścianą remont i o 08:40 ruszyła wiertarka.
niedziela, 5 sierpnia 2018
NIedziela #1403
No i tak by mogło być przez cały rok. Budzę się wczoraj ok. 09:45, a na placu je 28C. Pootwieraliśmy okna w budynku stacyjnym, nagrzewamy dalej, choć już wczoraj na grupie A było 27C. Śpię tylko pod poszwą na kołdrę, bo wcześniej to pod kompletem się gotowałem.
Przedwczoraj tego nie napisałem, ale jak 230 odprowadziliśmy do poc. 38198 to miałem nieodparte wrażenie pustki katowickiego dworca. Pamiętam ten dworzec w latach 80-ych, jeszcze początku 90-ych kiedy o 21:00 w środku sezonu wakacyjnego na peronach było tak pełno, iż nie dało się normalnie przemieszczać. 4-ry perony pełne ludzi, szczególnie 2-gi, 3-ci i 4-ty, z których odchodziły poc. dalekobieżne, te nad morze, na Mazury. Poc. zestawione często z 15-u, 17-tu wagonów, które ledwo lub przy niektórych krawędziach peronowych nie mieściły się. Dziś jeżdżą ogryzki, lub tak jak 38198 dzielony od Po-nia na dwa i jadący w dwu kierunkach. Kiedyś w jednym odchodziły po dwa poc. jednej nocy, bo tylu ludzi jechało. Np. szły dwa Kołobrzegi, dwa Świnoujścia dwie Gdynie, w tym jeden Hel. Dziś jeden dzielony na Kołobrzeg i Świnoujście, w połowie pusty. Widać trend przemieszczania się samochodami, budowania pod nie autostrad i porównywalność cen jazdy 4 osób poc. i samochodem, czas jazdy, nadto dowolność godzinową przemieszczania się, a na msc. łatwość poruszania się skłania do wyboru auta.
824 wrócił z Chrzypska, gdzie kiedyś jeździłem na drezyny w tym z nim. Jechał 360km i w obu kierunkach stwierdził, że poc. były puste. Nawet na Po-ń ale 824 ma bezsenność, to dla niego wstać rano to nie problem, więc jechał wcześniejszym połączeniem. W późniejszym połączeniu z wrocka poc. odchodził po 14:00, dziś o 14:26 i to była nawet w lecie pełna podwójna jednostka. Jak dziś jest, nie wiem. Raz jechaliśmy połączeniem przez Kępno, Ostrów Wlk. do Po-nia. Świetna trasa dla MK, ale ze względu na małą ilość ludzi połączenie rozwalono. Zresztą cały podział dawnego PKP na spółki i te wszystkie wałki jakie zrobiono, to strzelenie sobie w kolano, co teraz wychodzi. To podobnie jak z trzecim skurwielem od 972, sprawa jest już na innym torze i wrócić się nie da. Utraconych ludzi kolej nie odzyska. Dziś tylko w kilku miastach kolej aglomeracyjna ma sens: Gdańsk (trójmiasto), Po-ń, Łódź, Wa-wa, Wr-w. W innych ona jeszcze działa, ale są to już szczątkowe linie, które tylko w szczycie wożą większą ilość ludzi. Nawet na Górnym Śląsku Koleje Śmieszne schodzą już na dalszy plan.
Ponieważ część na woodstocku, to podglądaliśmy transmisje live, bo czasy fajne i można oglądać.
Czynności na stacji mac., po rezygnacji m-ta z kopalni ruszyły prężnie. Wreszcie wydajność jest na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet ją przewyższa. Czas biegnie, pogoda rewelacyjna, nic tylko działać. Dziś mimo niedzieli grafik zajęć pełny, może uda się z realizacją, bo plany zawsze ambitne, a później ruch na stacji wytrąca je na boczne tory. Tyle, bo notka znowu opóźniona. Narka.
Przedwczoraj tego nie napisałem, ale jak 230 odprowadziliśmy do poc. 38198 to miałem nieodparte wrażenie pustki katowickiego dworca. Pamiętam ten dworzec w latach 80-ych, jeszcze początku 90-ych kiedy o 21:00 w środku sezonu wakacyjnego na peronach było tak pełno, iż nie dało się normalnie przemieszczać. 4-ry perony pełne ludzi, szczególnie 2-gi, 3-ci i 4-ty, z których odchodziły poc. dalekobieżne, te nad morze, na Mazury. Poc. zestawione często z 15-u, 17-tu wagonów, które ledwo lub przy niektórych krawędziach peronowych nie mieściły się. Dziś jeżdżą ogryzki, lub tak jak 38198 dzielony od Po-nia na dwa i jadący w dwu kierunkach. Kiedyś w jednym odchodziły po dwa poc. jednej nocy, bo tylu ludzi jechało. Np. szły dwa Kołobrzegi, dwa Świnoujścia dwie Gdynie, w tym jeden Hel. Dziś jeden dzielony na Kołobrzeg i Świnoujście, w połowie pusty. Widać trend przemieszczania się samochodami, budowania pod nie autostrad i porównywalność cen jazdy 4 osób poc. i samochodem, czas jazdy, nadto dowolność godzinową przemieszczania się, a na msc. łatwość poruszania się skłania do wyboru auta.
824 wrócił z Chrzypska, gdzie kiedyś jeździłem na drezyny w tym z nim. Jechał 360km i w obu kierunkach stwierdził, że poc. były puste. Nawet na Po-ń ale 824 ma bezsenność, to dla niego wstać rano to nie problem, więc jechał wcześniejszym połączeniem. W późniejszym połączeniu z wrocka poc. odchodził po 14:00, dziś o 14:26 i to była nawet w lecie pełna podwójna jednostka. Jak dziś jest, nie wiem. Raz jechaliśmy połączeniem przez Kępno, Ostrów Wlk. do Po-nia. Świetna trasa dla MK, ale ze względu na małą ilość ludzi połączenie rozwalono. Zresztą cały podział dawnego PKP na spółki i te wszystkie wałki jakie zrobiono, to strzelenie sobie w kolano, co teraz wychodzi. To podobnie jak z trzecim skurwielem od 972, sprawa jest już na innym torze i wrócić się nie da. Utraconych ludzi kolej nie odzyska. Dziś tylko w kilku miastach kolej aglomeracyjna ma sens: Gdańsk (trójmiasto), Po-ń, Łódź, Wa-wa, Wr-w. W innych ona jeszcze działa, ale są to już szczątkowe linie, które tylko w szczycie wożą większą ilość ludzi. Nawet na Górnym Śląsku Koleje Śmieszne schodzą już na dalszy plan.
Ponieważ część na woodstocku, to podglądaliśmy transmisje live, bo czasy fajne i można oglądać.
Czynności na stacji mac., po rezygnacji m-ta z kopalni ruszyły prężnie. Wreszcie wydajność jest na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet ją przewyższa. Czas biegnie, pogoda rewelacyjna, nic tylko działać. Dziś mimo niedzieli grafik zajęć pełny, może uda się z realizacją, bo plany zawsze ambitne, a później ruch na stacji wytrąca je na boczne tory. Tyle, bo notka znowu opóźniona. Narka.
czwartek, 2 sierpnia 2018
Czwartek #1402
To jest odwieczny dylemat. Mięśniak z jednej strony, bez mózgu z drugiej strony. Ta głowa na dole jak widzi mięśniaka to szaleje, ta na górze se myśli:
- no popierdoliło ją.
W tym dylemacie ścierają się potrzeby tej głowy na dole, która mówi:
- i tak muszę te z ogonkami wywalić, no i co?
Ta na górze myśli, no trza z tym coś zrobić, bo te z ogonkami i tak się przeterminują, więc ta na dole nam będzie cały czas suszyć gowę. I w ten sposób jak przychodzi 826 to wymiękam, choć nie wiem czy powinienem. Mało tego, jak wchodzi na stację 826 to już jakby wiedząc, sam się rozbiera do klaty. My go masujemy po rękach, klacie, plecach no i co? To podobnie jak z 222. Tyle masażów i...., nic. Ale też z drugiej strony, te masaże dawały bieżąco tyle radości, satysfakcji, jak żadne inne.
Oczywiście chodzą nam po głowie pomysły, by 826 trochę pchnąć do przodu, w sensie rozbierania się, ale i na tym gruncie mamy postępy, wszak w majtkach już występował, na nasze życzenie.
Trochę na stacji się wypróżnia. 979 z niby laską pojechał na woodstock w pn. bo jest na L4 już 2-gi miesiąc. Dziś odwiozłem na dworzec katowicki 230. Zapycha się parking przystacyjny, bo od jutra 3 auta już będą stały.
Mózgi młodych mięśniaków działają rewelacyjnie. Zarówno 979 jak i 230 dałem listę (uniwersalną, na każdą porę roku) co zabrać i są w niej prawie wszystkie niezbędne rzeczy na wyjazdy. 979 zapomniał zabrać spiworu. Zgłosił to, bo miał go zabrać 230, ale mnie tego nie zgłoszono, to też nie zajmowałem się sprawą wyekspediowania na szlak 230 wraz ze spiworem. Za to na liście są nawet rzeczy na długie podróże w tym np. żarcie i picie. A co zrobił 230? Odszedł poc. 38198 relacji Kraków Kołobrzeg i Świnoujście, dzielonym w Po-niu, jadącym okrężną drogą (do Kołobrzegu robi 931 km) bez żarcia i picia, kiedy za dnia było 32C, a w nocy 25C. No rewelka jak im te mózgi działają. Jak już byliśmy na dworcu, to mówi do mnie:
- nie wziąłem żadnego picia ze sobą.
Dziś byłem u 972, do którego zjechał trzeci skurwiel. To co pisałem jakieś 2 m-ce temu. Nafaszerowany lekami, bez ruchu w ośrodku i zaczyna puchnąć. A miał zadatki (tzn. jakieś 2 lata temu najlepiej wyglądał) na bycie najładniejszym ze skurwieli od 972. Już teraz widać po nim, że sprawa jest zaprzepaszczona. Tego się już nie cofnie. To podobnie jak na osiedlu młodszy brat od 895 jest zabijaczem na ekranie (Counter Strike) i w ciągu w zasadzie roku, zaczyna już brzydnąć z figury (jakieś 1,5 m-ca temu miał 18-kę), że za dwa lata, to aż strach się bać.
Wielokrotnie tu opisywałem, że żywot wioskowych mięśniaków-skurwieli jeżeli nie jest zakłócony, tzn. biegną oni wcześniej wytyczonym torem, nikt przed nimi nie przełożył wajchy i nie skierował na inny tor, to udaje im się wyrosnąć na ładnych mięśniaków. Wystarczy jednak, że ktoś się znajdzie na ich drodze, tą wajchę przestawi i oni zbaczają z wcześniejszej drogi. Udało się pierwszemu, bo prześlizgnął się jakoś bocznymi torami, teraz wciągnęli go do piłki nożnej w ośrodku, więc ma kontakt ze sportem, choć już też było groźnie, bo leki mu podawali, ale jakoś udawało mu się nie żreć i ich trochę oszukiwać. Teraz już nie powinno w zasadzie nic zaburzyć jego wejścia w dorosłość z obecnym wyglądem.
Rynek pracy jest tak chłonny, że jeszcze tylko 826 pozostał wolny, ale i na niego już dybią. Dziś wciągnęło po raz któryś już 172. Tradycyjnie do budowlanki. Ciekawe ile wytrzyma, wszak prowadzenia radosnego życia mięśniaka CS-a z okresowymi napierdalaniami się, nie sprzyja etatowej pracy, co wielokrotnie u niego już było widoczne i tu opisywane. W zasadzie jeszcze nie wyzdrowiał po ostatnim sparingu w Mielnie, chodzi o jego żebra, a już do pracy. Ostatnio jak był i robiliśmy coś, to musiałem mijać jego klatę, bo te żebra. No to zająłem się brzuchem. Po którymś klapsie już go tak naprężał, że mi się słabo robiło. Do teraz jak sobie przypominam scenę, to widzę te naprężone mięśnie brzucha włącznie z klatą.
Kończę trochę chaotyczną notkę, ale spisywana w nocy, to też za chwilę wyglebiam. Narka.
- no popierdoliło ją.
W tym dylemacie ścierają się potrzeby tej głowy na dole, która mówi:
- i tak muszę te z ogonkami wywalić, no i co?
Ta na górze myśli, no trza z tym coś zrobić, bo te z ogonkami i tak się przeterminują, więc ta na dole nam będzie cały czas suszyć gowę. I w ten sposób jak przychodzi 826 to wymiękam, choć nie wiem czy powinienem. Mało tego, jak wchodzi na stację 826 to już jakby wiedząc, sam się rozbiera do klaty. My go masujemy po rękach, klacie, plecach no i co? To podobnie jak z 222. Tyle masażów i...., nic. Ale też z drugiej strony, te masaże dawały bieżąco tyle radości, satysfakcji, jak żadne inne.
Oczywiście chodzą nam po głowie pomysły, by 826 trochę pchnąć do przodu, w sensie rozbierania się, ale i na tym gruncie mamy postępy, wszak w majtkach już występował, na nasze życzenie.
Trochę na stacji się wypróżnia. 979 z niby laską pojechał na woodstock w pn. bo jest na L4 już 2-gi miesiąc. Dziś odwiozłem na dworzec katowicki 230. Zapycha się parking przystacyjny, bo od jutra 3 auta już będą stały.
Mózgi młodych mięśniaków działają rewelacyjnie. Zarówno 979 jak i 230 dałem listę (uniwersalną, na każdą porę roku) co zabrać i są w niej prawie wszystkie niezbędne rzeczy na wyjazdy. 979 zapomniał zabrać spiworu. Zgłosił to, bo miał go zabrać 230, ale mnie tego nie zgłoszono, to też nie zajmowałem się sprawą wyekspediowania na szlak 230 wraz ze spiworem. Za to na liście są nawet rzeczy na długie podróże w tym np. żarcie i picie. A co zrobił 230? Odszedł poc. 38198 relacji Kraków Kołobrzeg i Świnoujście, dzielonym w Po-niu, jadącym okrężną drogą (do Kołobrzegu robi 931 km) bez żarcia i picia, kiedy za dnia było 32C, a w nocy 25C. No rewelka jak im te mózgi działają. Jak już byliśmy na dworcu, to mówi do mnie:
- nie wziąłem żadnego picia ze sobą.
Dziś byłem u 972, do którego zjechał trzeci skurwiel. To co pisałem jakieś 2 m-ce temu. Nafaszerowany lekami, bez ruchu w ośrodku i zaczyna puchnąć. A miał zadatki (tzn. jakieś 2 lata temu najlepiej wyglądał) na bycie najładniejszym ze skurwieli od 972. Już teraz widać po nim, że sprawa jest zaprzepaszczona. Tego się już nie cofnie. To podobnie jak na osiedlu młodszy brat od 895 jest zabijaczem na ekranie (Counter Strike) i w ciągu w zasadzie roku, zaczyna już brzydnąć z figury (jakieś 1,5 m-ca temu miał 18-kę), że za dwa lata, to aż strach się bać.
Wielokrotnie tu opisywałem, że żywot wioskowych mięśniaków-skurwieli jeżeli nie jest zakłócony, tzn. biegną oni wcześniej wytyczonym torem, nikt przed nimi nie przełożył wajchy i nie skierował na inny tor, to udaje im się wyrosnąć na ładnych mięśniaków. Wystarczy jednak, że ktoś się znajdzie na ich drodze, tą wajchę przestawi i oni zbaczają z wcześniejszej drogi. Udało się pierwszemu, bo prześlizgnął się jakoś bocznymi torami, teraz wciągnęli go do piłki nożnej w ośrodku, więc ma kontakt ze sportem, choć już też było groźnie, bo leki mu podawali, ale jakoś udawało mu się nie żreć i ich trochę oszukiwać. Teraz już nie powinno w zasadzie nic zaburzyć jego wejścia w dorosłość z obecnym wyglądem.
Rynek pracy jest tak chłonny, że jeszcze tylko 826 pozostał wolny, ale i na niego już dybią. Dziś wciągnęło po raz któryś już 172. Tradycyjnie do budowlanki. Ciekawe ile wytrzyma, wszak prowadzenia radosnego życia mięśniaka CS-a z okresowymi napierdalaniami się, nie sprzyja etatowej pracy, co wielokrotnie u niego już było widoczne i tu opisywane. W zasadzie jeszcze nie wyzdrowiał po ostatnim sparingu w Mielnie, chodzi o jego żebra, a już do pracy. Ostatnio jak był i robiliśmy coś, to musiałem mijać jego klatę, bo te żebra. No to zająłem się brzuchem. Po którymś klapsie już go tak naprężał, że mi się słabo robiło. Do teraz jak sobie przypominam scenę, to widzę te naprężone mięśnie brzucha włącznie z klatą.
Kończę trochę chaotyczną notkę, ale spisywana w nocy, to też za chwilę wyglebiam. Narka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)