Wczoraj wracałem autobusem od 824. Nic dziwnego, ale w autobusie jak wsiadałem był już mięśniak. Coś a'la 800 i 222. Mojego wzrostu, w jasnym swetrze, z podciągniętymi rękawami, tak że było widać przedramienia. Te przedramienia jak u 222, gdzie każdy ruch palca było widać jaki mięsień napędza. Swetr dość luźny przy szyi, przeto widoczna była jego szczupła prawie jak u 979 umięśniona szyja. W zasadzie to prawie kalka szyi od 979, tylko szczuplejsza, bo on też młodszy. Twarz szczupła, głowa od skroni schodząca się w dół jak trójkąt, taka jaka jest pożądana w modelingu. Po szyi i przedramieniu można było rozpoznać, że jest bardzo mało owłosiony, z dość delikatną skórą, gładką, miłą w dotyku (no wiem, bo już takie miałem w rękach i wiem jak wyglądają). Już przez sweter było widać jego szerokie plecy. Na ramieniu miał torbę z jaką chodzą często sportowcy na treningi. Na przed ostatnim przystanku przysunąłem się bliżej, niby że już do wyjścia, ale faktycznie chciałem być bliżej niego i z bliska obejrzeć. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia, jakby inni powiedzieli, ale było to pożądanie od pierwszego wejrzenia. Mózg zaczął szybko fantazjować w sprawie ewentualnych spotkań z nim, a ta druga część stale usiłowała wykazać, że to jednorazowe i nigdy więcej go już raczej nie zobaczę i by ta druga część się uspokoiła.
Jadąc do ostatniego przystanku, stojąc blisko za nim, aż miałem ochotę wargami przylgnąć do jego szyi, rękami objąć jego szczupłą umięśnioną klatę. On stał tyłem do mnie i nawet nie podejrzewał o czym myślę z tyłu. Miał założone słuchawki i prowadził rozmowę telefoniczną. Jechał na siłownię ćwiczyć, to dopiero u mnie spowodowało skok pożądania, ale wypowiedzianych kilka zdań wskazywało, że niestety wraz z rozwojem umięśnienia rozwój mózgu nie nastąpił aż tak bardzo. To trochę przyhamowało zapędy mózgu, ale szybko ustawił go na równi z innymi wioskowymi mięśniakami, co jednak odnośnie seksu nie przeszkadza.
Po za tym na stacji bez większych zmian, widać imprezki za biletami nie było w budynku dworcowym, a 979 widocznie (tak się domyślam) urzędował z sob/nd w terenie.
A wczoraj po dobrych kilku latach, no chyba z 8 to nie był u dentysty, pojechał. Zapisałem go na wizytę już wcześniej. Przemógł się, ale do ostatniej chwili wyjazd wisiał na włosku. W ogóle z nim o tym nie rozmawiałem, by go nie drażnić, bo jeszcze by się rozmyślił. W końcu pojechaliśmy i na miejscu nawet przeżył. Do leczenia 10 zębów, dwa do wyrwania. Znajomy dentysta z osiedla zabrał się za leczenie tych od przodu, bo jakby wyglądał bez np. 2-ki. Na końcu mają zostać te do wyrwania. Na przyszłą wizytę mają już być dwa robione, by poszło szybciej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz