Nawet nie wiedziałem, że wczoraj wieczorem jest planowana imprezka firmowa, z firmy, w której pracuje 979. Zawiozłem go na imprezkę i umówiliśmy się, że jak będzie trzeba to go odbiorę. Zadzwonił ok. 22:50 z pytaniem ile zajmie mi dojazd do msc. gdzie imprezka? Odpowiedziałem - pół godziny.
Zebrałem się z domu i za mniej więcej tyle byłem na msc. Jakieś 5 min wcześniej dzwoniłem za ile się zbierze, dał sobie czas na pożegnanie się z koleżankami, ok. 7 min (tak powiedział) i wyjdzie.
Jadąc tam wysadziłem go w okolicach lokalu, w nocy podjechałem bliżej, znalazłem lokal i następnie przestawiłem auto, by widzieć wyjście z lokalu. Lokal w podziemu, a palarnia zlokalizowana na zewnątrz lokalu na początku schodów wyjściowych. Słyszałem jak jakaś ekipa rozmawia i pali fajki. Następnie jakieś 15 min przerwy i wyszła następna ekipa. Tu słyszałem już bardziej nerwowe głosy i po jakimś czasie tekst:
- no wyjebaj mi, no wyjebaj mi.
Nasłuchiwałem, ale to nie był głos 979, z tym że on ma głos mało słyszalny w tłumie, no taką ma częstotliwość. Po kilku minutach słyszałem szamotaninę, ale nadal nie rozróżniałem głosu 979, ale przybierało na sile. Postanowiłem wyjść z auta i bliżej się przyjrzeć kto bierze udział w walce, wiedząc, że 979 po alko jest nerwowy. Po wyjściu z auta słyszałem już 979. Podszedłem bliżej i spina była z jakimś kolesiem, pewnie handlowcem z firmy. Rozdzielała ich laska, długoletnia pracownica firmy, która w pewnym momencie powiedziała:
- no i po żeście się napierdalali
na co 979:
- nikt tu się nie napierdalał, nikt nie dostał po ryju.
W rozumieniu skurwieli, jak nie ma ciosów na ryj, to nie ma napierdalania.
Po kolejnych 10 minutach, rozdzielania ich, kierowania w inne strony ujawniłem się, że przyjechałem po niego. Teraz poszło jakby łatwiej, bo laska mnie poznała i zaczęła zajmować się wyprawianiem 979 z imprezki. Na szczęście przeciwnik, handlowiec, wyszedł zapalić, a po chwili oddalił się w ulicę Rycerską.
Jeszcze poszukiwania telefonu przez 979 w lokalu i laska przyprowadziła go do odjazdu. Po wejściu do auta, powiedział, że spina zaczęła się, bowiem nie chcieli uwierzyć, że ktoś po niego przyjechał, nie wiem czemu nie powiedział, że ja, przeca mnie tam znają, ale jakoś nie wierzyli i nie chcieli go puścić i na tym tle rozwinęła się akcja.
W aucie 979 był jeszcze na tyle naładowany, że mało szyby bocznej nie wybił. Po przyjeździe na stację macierzystą, chciałem go wyciągnąć z auta, ale jak przypuszczałem to marne szanse. Powiedział:
- ssspieeerddaaaalaaajjj.
Okryłem więc go kocem i zostawiłem. Przecież się szarpać z nim nie będę o 00:50, a rano ma iść do pracy.
Oczywiście to rano, to pozostało na mnie, a sam poszedłem spać ok. 03:00, bo na szczęście wszedł na stację ok. 02:45 z kocem, którym go przykryłem. Poszedłem więc zamknąć auto i drzwi wejściowe. Jak się rano okazało, przylazł w skarpetach, a buty zostały w aucie. Rano ich poszukiwał. Pół przytomny, nic nie pamiętający, bo jak mówił, w ogóle nie pamiętał, by się z kimś szarpał, poszedł do pracy. Pewnie tam wysłucha wersji z drugiej strony, ale na tyle na ile potrafiłem przedstawiłem mu co słyszałem, a później co widziałem.
Ach te skutwiele, które okresowo potrzebują się napierdalać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz