poniedziałek, 15 listopada 2021

Poniedziałek #1840

    Wczora na st. mac. weszły 302 i 303. Od kogoś tam dostali radio samochodowe, które grało u tej osoby w piwnicy i też chcieli by słuchać u się w domu muzyki z pena. Oczywiście twierdzili, że radio było bezpośrednio wpięte do 230 V i działało. Dość czasu musiałem poświęcić na wytłumaczenie, że jest potrzebny transformator na 12V lub układ elektroniczny, który napięcie zmniejszy, bo to radio nie jest na 230 V. Starym nawykiem 303 był tym wydającym polecenie, ale tym razm sie nie wkręciłem i jak mówił, że radio trzeba rozebrać, bo przełączniki są uszkodzone, to mu powiedziałem, to je rozbierz, bo już to robiłeś i wiesz co i jak, a po za tym, miałem je tylko podłączyć do zasilacza i sprawdzić, a nie rozbierać. Oderwał sie od gry i zaczął rozbierać. 302 siedział w telefonie. Radio po rozebraniu i dojścia do przełącznika włączającego się "oświeciło" i tyle. Tzn. nie ruszyło, w sensie nie zapalił się wyświetlacz, tylko diody w środku się zapaliły. Oczywiście miałem je naprawić, ale wytłumaczyłem im, iż nie jestem elektronikiem, robię tylko podstawowe rzeczy, tyle ile jest mi potrzebne. No to radio do kosza. No ok.
   W trakcie pobytu jak 303 grał to wyszła sprawa kasy w grze i pyta się starszego 302 ile to jest 20 eurosów na nasze. 302 mu mówi, by se to pomnożył przez 4. Tu, co mnie zaskoczyło, zrobił się error. Włączyłem się po chwili ciszy i mówię do 303 by 4 pomnożył przez 2. Nadal trwała cisza, w końcu po 3 sek wyszło mu 8, po czym pyta się:
- to ile to jest w końcu
- dodaj sobie zero,
 ale już zera nie potrafił dodać, by było 80 zł. Serio?! On nie potrafi pomnożyć takich małych cyfr?!
    Później rozmawiałem o tym z 979. W którą stronę zmierza świat produkując takich ludzi. Na co oni będą potrzebni, pytałem się. Na to 979, czy widziałem jeden z odcinków serialu Black Mirror, w którym ludzie wstawali rano i ich zajęciem była produkcja prądu na rowerkach stacjonarnych. 
  Widziałem i chyba tylko do tego się będą nadawali.
  
   Chyba na kanwie tego miałem sen. Akcja działa się w 1939 we wrześniu na początku wybuchu wojny. Tzn. z, najprawdopodobniej 811, oglądaliśmy stary czarno biały film nakręcony w tamtym czasie. Akcja działa się w wiejskim domu, skromnie umeblowanym, można by rzecz biednym. Kręcone było w kuchni, tuż przed ewakuacją i ruszeniem gdzieś tam. Oglądaliśmy ten film i w pewnym momencie przeniosłem się do tego domu. Wszystko pozostało nadal czarno-białe. Do kuchni wszedł 18 latek, ale nie mięśniak. Taki chudy, nawet chudszy od 303. Ubrany był w jasną koszulkę i granatowe krótkie spodenki. No jakby inaczej, miał piękną twarz. Zagadałem doń gdzie ruszają
- nie wiem. 
  Do kuchni po chwili weszło dwu młodszych braci. Spytałem się ile w ogóle ich jest - dwanaścioro, on jest najstarszy. Młodszy 17 latek i 16 latek już tacy z twarzy ładni nie byli. Położyłem mu rękę na szyi, krótko ją tam trzymałem i wycofałem ją. Później policzyłem szybko, że skoro ma 18 w 1939 r. to on już najprawdopodobniej nie żyje i to jakby miało być rozgrzeszeniem, bo położyłem mu ponownie rękę na szyi, tym razem dłużej trzymając. Później przełożyłem ją na biceps, ale jak u 303 bardzo wiotki i trochę pod skórą była już kość, podobnie z przedramieniem. Taki niedożywiony. 
   To niedożywienie wzięło się wprost od 303, bo on będąc w tym wieku niedojada, bo chce pozostać taki jak jest, bo się sobie podoba. Mówiłem już mu kiedyś, że urośnie, bo do 25 roku życia zmienia sie kościec, ale po co takie rzeczy mówić, skoro tego i tak nie ogarnia. W momencie kiedy organizm, jak nigdy wcześniej potrzebuje energii, materiału na budulec, to ten mu to ogranicza w imię nie zmienienia się. Dokładnie to nie wiem ile w tym niedojadaniu jest prawdy, ile jest tam jakiś dziwnych sytuacji bytowych. Jak jeszcze pracowała żona od 972 i robiła obiady, to 972 się do nich nie dociepował. Wiec ona wymyśliła, że skoro tak, to ma se sam organizować żarcie. Było trochę śmiesznie, bo gotowała dla się i dzieci, ale nie dla 972, który kupował se do żarcia coś w wiosce, lub przywoził gotowe z miasta i pochłaniał w doma. Teraz żona nie pracuje, 303 nie, bo ma się uczyć, ale nie chodzi do szkoły, 302 zjechał z niewolnictwa z richtych fajnych Niemiec i nie wiem ile kasy przywiózł, ale też nie pracuje. Pozostał w pracy jedynie 972. 
   Wracając do filmu ze snu to później była jeszcze przebitka i akcja przeniosła sie do lasu, gdzie ludzie ubrani w stroje leśnie złożone z małych gałązek z liśćmi, trawą uciekali przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Zastanawiałem się co im to da, skoro jak będą siec z karabinu maszynowego to i tak strój ich nie uchroni. 
   Wracając do 302, który pojechał do Niemiec zarabiać mega kasę i zajebiście żyć, to już pozarabiał i pożył. Pracował tam po 10 h dziennie na nocki, z sobotami włącznie. Czyli w tyg. 40 godzinnym, on robił 60 h. W zasadzie z miesiąc robił 1,5 m-ca. Z jednej strony, mimo mojego tłumaczenia i tak tam pojechał, bo tam fajnie. W pierwszych dniach było tak fajnie, że już tam chciał zostać na stałe. Później mu się to zmieniało, aż teraz już tam nie chce wracać. Może i dobrze, że się sparzył, bo to czasem w życiu jest potrzebne, pod warunkiem iż sie wyciągnie dobre, czy właściwe wnioski. Ale czy oni na poziomie liczenia z pierwszych klas podstawówki taki będą mogli wyciągnać?
    
   Na st. mac. w sobotę spotkanie a Amundsenem. Podrożał na ogólnej fali podwyżek z 38 na 42 zyla. Ale pamiętacie jak pisałem, że 979 przylazł nieoczekiwanie w sobotę jak był 826. Od tej soboty, był w ub. tyg. i w tym też. Zdziwiło mnie to, bowiem umowa kiedyś była, że mam nie łykać przy nim, to mu powiedziałem, że soboty w takim razie są moje, bo nie mam innego terminu. Wcześniej były piątki. Długo nie przychodził. Od dwu tyg. zauważyłem, że jakby brakuje mu towarzystwa i przychodzi na st. mac. mimo mojego łykania. Wpierw trochę się czaiłem z tym łykaniem, tzn. polewałem jak go nie było, ale w miarę łykania stwierdziłem - będę sie pilnował na tyle na ile, ale w końcu, do qrwy, kiedyś z tym Amundsenem trza się spotkać. Opuścił st. mac. jak już miałem dość trochę. 
   W nd. przyszedł w zasadzie dwa razy. Może nie tyle gadać, co posiedzieć w towarzystwie. Przynajmniej takie odebrałem wrażenie. Trochę żeśmy pogadali, bo taki cisza była by niezręczna, ale jakoś niewiele. Głównie siedział w telefonie. No takie czasy. 
   Za tydzień postaram się wiyncyj do niego gadać i może tego kota ściągnąć, bo mi go ciągle szkoda. Tyle godz. borok tam sam siedzi. Straszne. 
Zdjęcia.
Stacja handlowa Ochódno. Zdjęcie z 2003 r. w czasie imprezy kolejowej na Mazurach.
Przystanek osobowy Kobulty. Ten sam rok, ta sama impreza. 
Ostatni chyba rozkład jazdy, ze stacji handlowej Ochódno.
Narka.

sobota, 13 listopada 2021

Sobota #1839

    Ponieważ nie przygotowałem żadnej dłuższej notki, to dziś taki trochę obrazkowy wpis będzie. Już pisałem kiedyś, jak w zarządzie transportu miejskiego wykonują wprost tytaniczną pracę. Owocem takiej pracy jest np. zmiana RJ dla linii autobusowej A4. Wpierw RJ przed zmianami. 
A tu już po tej niezwykle ciężkiej pracy, której owocem jest nowy RJ (przebieg) przez m-to.
Ja jeszcze zrozumiałbym powyższą bardzo istotną zmianę, gdyby linia kursowała co 30, czy co 60 min. ale kursuje co (uwaga) 10 min. 
Ciekawi mnie ile kaw, wuzetek, poczęstunków, rozmów odbyło się przy tak gruntownej zmianie RJ. 
No ale przecież, czymś muszą się pracownicy w biurach wykazać, że coś przez cały m-c robili. Nad czymś się głowili, zastanawiali, może nawet noce nie przespane się znalazły przy tej jakże istotnej zmianie. 
I oni są oczywiście utrzymywani z naszych podatków. 
I tym optymistycznym akcentem, życzę miłego weekendu. 
Narka.

wtorek, 9 listopada 2021

Wtorek #1838

    Jesień, to jesienne tematy. W wiosce tego nie ma, bo tam wszyscy (a przynajmniej większość) mają wypierdolone na liście. Są, po zimie ich nie będzie i są naturalnym nawozem dla gleby. W mieście inaczej. Od początku jak zaczynają spadać trwa batalia z liśćmi. Na osiedlu u 824 codziennie chodzą Ci idioci z dmuchawami i przedmuchują liście z jednej strony na drugą. Nie, jakby ktoś dociekał, nie zbierają ich. Po wietrznym dniu, na drugi dzień to samo i tak w koło Macieju. Codziennie rano napierdalają od 07:00, a nawet od 06:50 i dmuchają w liście. Taka sprawa dla sprawy. Dziwię się tu mieszkańcom, bo jakbym tu mieszkał, to dawno jestem w zarządzie tej spółdzielni z interwencją, by se tymi dmuchawami napieprzali od 09:00. Dokładnie jak dniu świra. Nic sie nie zmieniło przez dekady. 
   Pozytywne, że wychodzimy wreszcie z choroby. Dokładnie nie wiedzieliśmy co mieliśmy, ale jest już na prostej w dobrym kierunku. Gorzej, że 824 się trochę podinfekował, ale on z tych genetycznie, bo przechodził to bardzo łagodnie, w zasadzie po 3 dniach jest prawie zdrowy. 
    Byłem z nim u diabetologa. Zastanawiałem się po wizycie, po co iść do lekarza, skoro się go oszukuje. Przecież to nie jest, z założenia, nasz wróg, tylko osoba, do której idziemy po pomoc. Po co w takim razie bredzić u niego, że się jest zdrowym i kompletnie się nic nie dzieje, skoro się dzieje. Wypisałem na kartce z datami, godzinami stany cukru jakie miał 824 i po tym jak już 824 powiedział, że miał książkowe wyniki podałem kartkę. Konfrontacja nie wypadła najlepiej. Podobnie z innymi pytaniami. 824 swoje, ja lekarzowi stan faktyczny. Już chciałem na głos powiedzieć, po co przychodzisz, skoro oszukujesz lekarza, ale się powstrzymałem. I tak dementowałem brednie, które wygadywał. Najgorzej będzie z dietą, której on w ogóle nie stosuje.
 - tak jadłem przez całe życie i nic nie było. 
   No fajnie, ale teraz jest. I co? 
- no i nic. Będę jadł jak dawniej. Do dupy z taką dietą (w sensie tą, którą zalecił lekarz). 
  Dom starców trzeba jednak załatwiać, bo ja na klatę tego zgonu nie mam zamiaru przyjąć, dlatego byłe w przychodni i ma dzwonić lekarka prowadząca (rodzinna) i mam z nią przeprowadzić rozmowę.

  Na st. mac. 979 zamontował nam ponownie ntlx. Oglądaliśmy jakieś filmy, ale niewiele, bowiem w sobotę reset, a, jak to na st. mac., spaliśmy 13 h. Tzn. z godzinną przerwą rano, ale łącznie wyszło 13 h. Ciekawe, że tu się zawsze budzę ok. 07:00 jak zaczyna funkcjonować 824. Niestety przez to zaczęliśmy późno funkcjonować i wiecznie brakuje nam czasu na zrobienie czegoś większego na st. mac. choć lista zrobiona. 
   Właśnie. Mamy dylemat Jechać, czy nie jechać na st. mac. - oto jest pytanie. 
   Dodatkowy dzień wolny w tyg. - czwartek, wiync teoretycznie mógłbym zjechać jutro i wrócić w czwartek. Się na razie zastanawiam, ale dziś mi ciśnienie na codziennym holizmie wzrosło, więc nie wiem. 

   Obejrzałem ostatnio na ntlx, które nam podłączył 979 "Boże ciało". To niby był kandydat do oscara. Serio!? Przecież to lokalny film, którego w świecie nie zrozumieją. Znowu ktoś, kto promował to dalej, nie wziął pod uwagę lokalnych uwarunkowań. Przeca to nie film dla kogoś z Ameryki Płd. czy nawet Płn. tylko dla lokalniaków, nawet nie Węgrów. To co oni kandydowali z tym filmem dalej?
   Sam film, jak na warunki PL średni. Nic nowego nie przedstawia. Coś jak "Konsul" z Fronczewskim, tylko przeniesiony na łamy kościoła. Czym się tam podniecać, to nie wiem. Ot taka nasza opowiastka i tyle, ale dla rządzących pewnie mega zajebisty film. No niech tak bydzie.
  Dobra, bo wyglebiam, a chcę by to poszło dziś. 
  Zdjęcie.
Wiem. Kompletnie tego nie zrozumiecie, ale to błędy nowej wersji gry. Miast wagonu, jest tekstura lokomotywy EU07. Taka ciekawostka, która występowała tylko przez chwilę (2 dni) w grze. Później to poprawili. 
   Narka.

sobota, 6 listopada 2021

Sobota #1837

    Dawno temu, jak jeszcze byłyśmy piękne to podrywał nas pewien piłkarz. Spotkałem sie z nim kilka razy, jakoś rozkręcało się, ale na którymś tam spotkaniu on spytał się czy jestem pewien, że będę mu wierny. Po chwili zastanowienia, by nie palnąć czegoś głupiego powiedziałem, że nie wiem. To zakończyło nasze spotykania się. 
    Długo nad tym myślałem, nad opcjami możliwych odpowiedzi, bo okazało się, że szczerość w tym przypadku wyszła nie najlepiej. Czemu tak jest, że jak wchodzimy z drugą osoba w związek, to tak jakbyśmy ją w markecie ściągnęli z półki, kupili i już jest nasza, tylko nasza. I niech się nawet nie odważy myśleć o kimś innym. Przecież nie nabywamy kogoś tylko dla siebie, ale z jego znajomymi, z jego całym bagażem dotychczasowego życia. Mało tego, nasz dotychczasowy bagaż musimy jakoś połączyć z tym drugim. 
   Wydaje mi się, że większość związków rozpada się, bo w znacznej części wydaje się, że kogoś kupiliśmy w markecie i jest nasz, tylko nasz oraz, że nie widzimy, albo nie zdajemy sobie sprawy z tego bagażu życiowego jaki ma ze sobą. 
   W latach 90-ych trochę jeździłem z ekipą (oczywiście inną niż późniejsze wioskowe mięśniaki) po lokalach branżowych w PL. Kiedyś wylądowaliśmy we wrocku. Lokal jak lokal w tamtych czasach, nic szczególnego. Pełno w środku, bo wtedy było w nich pełno. Na parkiecie jakiś mięśniak (no któżby inny) zwrócił moją uwagę. Ubrany w koszulkę na ramiączkach, by było widać jego wdzięki. Zacząłem się do niego dostawiać. Jak już się trochę bardziej posunąłem, w tańcu ręce miałem na jego części od pasa w górę pod koszulką, on powiedział, iż jest w związku. Trochę mnie wtedy zszokowało, a jeszcze bardziej, gdy po moim pytaniu, czy partner tu je?, odpowiedział - tak. Najprawdopodobniej pomyślałem wtedy, skoro mu to nie przeszkadza, to co się tym mam przejmować. Jak już natańczyliśmy się, to poszliśmy do "jego" stolika, przy którym siedział partner. No tu się zdziwiłem kompletnie, bowiem spodziewałem się jakiegoś równie przystojnego mięśniak, a ten znacznie odbiegał od swojej drugiej połówki. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że z brzydszą połową związku b. dobrze mi się gada. Mięśniak poleciał gdzieś na salę dalej się bawić, a my gadaliśmy. oczywiście podpytywałem o związek, bo zdziwiła mnie tak znaczna różnica wyglądowa. Pytałem się czy nie drażni go, jak mięśniaka ciągle podrywają, czy nie boi się, że mięśniak go zostawi z jakimś innym mięśniakiem. Sens słów, które wtedy wypowiedział pamiętam do dziś. Powiedział, że prowadzą luźny związek. Nie gonią za sobą wzajemnie, nie pilnują się, nie inwigilują. Mieszkają razem (tam chyba tyle padło) od 2 lat i żyje im się b. dobrze. Przy tym luźnym związku ważne było to (jak sie wyraził ten brzydszy) by [(tu padło jego imię) nie pamiętam] wrócił do domu. Coś tam jeszcze podpytywałem o te powroty, ale powiedział - jak widzisz na razie wraca. 
   Tak mnie to wtedy zaintrygowało, że od razu chciałem stworzyć podobny, widziałem się w takim, tylko nie było z kim. Większość nadal żyła w przeświadczeniu, i tak ma do dziś, kupna partnera z marketu na własność li tylko dla siebie. 
   Mnie o tym dość wcześnie uświadomił 800. Nauczył mnie tolerancji dla drugiej osoby, jej otoczenia, jej znajomych, zainteresowań itp. I tak też z czasem robiliśmy. Jak dało się jechać na jakieś imprezki wspólnie to jechaliśmy wspólnie, jak nie, to on, czy ja jechaliśmy sami. Przy wspólnych wyjazdach, gdzieś tam rżnęliśmy się w kątach. Z czasem zauważyłem, że go kręcą takie sytuacje, w których rośnie adrenalina, bo akurat ktoś wejdzie. Przyzwyczaiłem się i nawet mi się to zaczęło podobać. Coś w tym było takiego niezwykłego, jednorazowego, do tego równolegle z narastającym podnieceniem należało układać wyjścia z sytuacji awaryjnych, głównie polegających na tym, że my dochodzimy i właśnie ktoś wchodzi. Urywkowo pamiętam takie sytuacje, jak imprezka w Zabrzu Rokitnicy u jakiegoś kolegi 800, kiedy zaszyliśmy się w jakimś małym pokoju i tam dawaliśmy czadu, oczywiście do końca. Pamiętam, że z pokoju wyszliśmy mokrzy, ale na imprezce to nic dziwnego, no może byliśmy trochę za bardzo. W Kołobrzegu, kiedy on wyjeżdżał na praktyki w lecie, robiliśmy to pod prysznicem w akademiku, więc też hardcore. No i kiedyś, co chyba już opisywałem, w pociągu z Wisły Głębce, w zimie, wtedy wagon jeszcze z przedziałami jechał. Byliśmy w przedziale we dwóch no i wtedy jeszcze dobrze grzali w pociągach. W krótkim czasie zaczęliśmy robić zapasy, w miarę upływu czasu i grzania się pozbawialiśmy się ubrań wierzchnich. W okolicach Pszczyny byliśmy już w klatach, cały czas przeciągając się po przedziale. Chyba przy Katowicach Ligocie kapłem się, że za chwilę wysiadamy, a my cali spoceni, mokrzy, nasze ubrania też, bo nim je ściągnęliśmy, to już były mokre. Przestaliśmy się mocować i w okolicach Brynowa ubieraliśmy się, by zdążyć wysiąść na głównym z pociągu. Ponieważ ja z tych ciepłolubnych, to jak miałem na sobie mokre ubranie, to od razu za dworcem zacząłem zamarzać. Temperatura było ujemna i to coś w okolicach -7C. W tramwaju 102N udało mi się po kilku przystankach zdobyć miejsce przy grzejniku. Mimo praktycznie przywarcia do niego cały dygotałem. Jednak wiek robił swoje. Nie byłem później przeziębiony, organizm wytrzymał. 
    Inną sprawą było, że pociągi na początku lat 90-ych jeździły pełne, nie to co dziś, a przez cały przejazd nikt nie wszedł do przedziału zasłoniętego zasłonkami, nawet nie sprawdzono nam biletów. 
   Równym, czy nawet większym przegięciem była scena w autobusie Jelcz PR110 turystyk, którym jechaliśmy do Paryża na sylwestra w dziewięćdziesiątym którymś roku. Zajmowaliśmy ostatnie siedzenia w tyle autobusu, tam jest ich 5, oprócz nas jechał też jego najlepszy kolega ze swoją laską i jakaś koleżanka. W nocy lub bliżej nad ranem, kiedy byliśmy już trochę wstawieni bo łyknęłiśmy, zacząłem mu obciągać i bardzo się w to wkręciłem. Przed nami pełny autobus ludzi, a ja mu ciągnę druta, przy śpiących lub nie, innych pasażerach. W tym momencie to na nim spoczywało obserwowanie przedpola i boków. Teraz wyobraźcie sobie tą sytuację, ja klęczę przed nim, w zasadzie to nie ma mowy, bym szybko się podniósł. Siedzimy na silniku, który hałasuje, wtedy były inne standardy, obok jego kolega i koleżanki. Znałem ich też, ale mieli by wielkie zdziwko, jakby się ocknęli, a my w takiej pozycji. Z przodu jakby się ktoś podnosił, to słychać by nie było, bo ten silnik pod nami, tylko widać. No mieliśmy kilka takich jazd. Pewnie on to też dobrze pamięta. 
    I to był taki związek udany. Wiadomo, w młodym wieku, wygląda to inaczej, odbiór też jest inny. To zakochanie się, te uczucie no i wspólnie spędzony bardzo mile czas. Wyjazdy na wakacje, wyjazdy w ogóle. No piękne. Kiedyś może do tego wrócę.
    Taki związek, po rozstaniu, chciałem powtórzyć, ale... no właśnie... Ta własność drugiego partnera, z którą ciągle się zderzałem. Nikt nie chciał iść, z tych których poznawałem, na luźniejszą formę bytowania razem. A później..., później skoro pedały nie chciały, to zabrałem się za wioskowe mięśniaki. A jak z wioskowymi mięśniakami, to w części mogliście tu przeczytać. 
   Zdjęcie. 
 Nastawnia Zeb4, jak jeszcze istniała. 
 Oj przywiozło się z tej nastawni "gratów". M.in. te lampy wiszące z sufitu. Stare, jeszcze okrągłe, później, jak widzieliście na zdjęciach z nastawni RCL, robiono już kwadratowe, bo łatwiej. Jedną taką powiesiliśmy nad biurkiem, daje klimatyczne światło. W nocy efekt rewelacyjny, jest oświetlony tylko blat biurka z klawiaturą. Rewelka. Kto przychodził pierwszy raz i widział ją zapaloną to zazdrościł, nawet się mała kolejka zrobiła na następne sztuki. Nie oddaliśmy żadnej. 
Ten schemacik też przywiozłem, wisi w kuchni na ścianie. Wiem, rachityczny, ale taka oryginalna pamiątka.
Aparatu blokowego nie dało się zabrać, tzn. na ścisłość i by się dało, ale gdzie bym go postawił?
  
Centralkę też zabezpieczyliśmy, by inni jej nie zniszczyli. Nie podłączę jej na st. mac., ale jakby RCL działało, to tam bardzo realne, że by działała.
Jeszcze widok z zewnątrz. 
Tyle, narka.

czwartek, 4 listopada 2021

Czwartek #1836

  Qrwa!. 3 tyg. czekania na termin do stomatologa i właśnie go zawaliłem, bo ten pierdolony holizm. Tak wiem, nie ustawiłem se przypomnienia w telefonie, nie zaplanowałem dnia, logistycznie do dupy. Z kim się zadajesz, takim się stajesz. Mózg po tej "opiece" będę miał do wymiany. Fuuuuck! Tyle, że mi sie tam nic nie dzieje, by na pilnie, ale właśnie lepiej zapobiegać, a tu taka wpadka. Aż mi ciśnienie wzrosło.
   Kiedy, do cyca, ozdrowieje. Już ponad 2 tyg., ale też muszę przyznać że dużym opóźnieniem w zdrowieniu jest tu holizm 824. Codzienne wyjścia robią swoje. Po każdym takim czuję się gorzej i gdybym nie wychodził... Sugeruje to 811, ale jak z 824 nie wylezę, to utoniemy tu w zbędnym żarciu. Zderzenie mojego oszczędnego życia, z holizmem 824 to ciężki temat. 
   Przy okazji, to kiedyś czytałem w gazecie o proteście pracowników cywilnych policji, którzy zarabiają 2,600zł na rękę i stękają, że nie mogą za to wyżyć. Przechadzając się z 824 po jakimś tam osiedlu, na które pojechaliśmy w ramach wytracania holizmu zastanawiałem się jaka jest ich struktura wydatków. Przypominają mi sie kiedyś działania pewnego posła, który chyba z dekadę temu obwieścił, że wyżyje m-c za 1,5 klocka. Oczywiście mu sie to nie udało. Skoro dziś oni nie są w stanie wyżyć za 2,600 to można domniemywać, że ich struktura wydatków jest zła. Już mniejsza o te ich wydatki. Pracownicy Ci stękali, że np. robią księgowość w policji, a w firmach prywatnych za to samo dostaje się 2x tyle. Od razu przyszło mi do gowy, to czemu się nie przeniosą skoro jest tak źle, a tam jest tak dobrze. My to lubimy jednak stękać i stękać, i stękać. 
    Bez opłat za mieszkanie z 824 żyjemy miesięcznie za 1100 zyla. Dwie osoby! Da się? Da się. Więc niech nie pierdolą, że się nie da. Wiem, że dysproporcje w płacach są u nas na wysokim poziomie, i Kazio obok zarabia wiyncyj, to my tez chcemy, bo nas to kłuje w oczy. On moze, a my qrwa - nie. Nie ma takich wysokich dysproporcji w zachodniej UE, ale też musimy być tego świadomi, że w płacach my ich nie dogonimy. Zawsze będą państwa bogate, średnio bogate, biedne. Niezależnie od tego co nam wmawiają, musimy wiedzieć, że jesteśmy w jakimś miejscu i w nim pozostaniemy. Etiopia nie dogoni nas, my nie dogonimy zachodniej Europy. Jak ktoś wierzy w te brednie wygadywane przez polityków, to współczuję. 
    Na początku lat 90-ych mówiono, że za 30 lat, tu okres też jest ważny. Dogonimy Niemcy. Minęło 30 lat i co?
    Czemu podaje się w ogóle taki okres 30 lat. Jest to dla 20 latków, 25 latków jeszcze dostępny czas. Wtedy będą mieli 50, 55 lat i zakładają, że jeszcze dekadę się nacieszą. Gdyby podano, że za 50 lat kogoś tam dogonimy, to wszyscy by to olali sikiem prostym. Okres krótszy, np. dekadę jest zaś mało realny, bo przecież masa w swojej ilości jest głupia, ale nie aż tak, więc zczai, że coś tu kręcą na górze. 30 lat jest więc w porządku, zresztą to też standardowy okres brania kredytów na mieszkania, po których, Ci spłacający, myślą - potem to pożyjemy, jak już nie będziemy obciążeni spłatami. Niestety potem, to już będziecie schorowani w znacznej części i miast płacić ratę, wydacie to na lekarstwa i leczenie się, z tego czego nabawiliście się przez te 30 lat goniąc za kasą by te lokum przez 30 lat spłacić. Wiync nie, nie bydzie tak dobrze.
  
    Rozpocząłem procedury umieszczania 824 w DPS-ie. I tu się jawi problem. Zdajemy sobie sprawę, że on nie ogarnia rzeczywistości i samego faktu przeniesienia się tam i spędzenia reszty życia tam. Z drugiej strony na razie jest ok. Ale co jak nie bydzie ok.? Kto nad nim bydzie sprawował opiekę medyczną. Kto będzie pielęgniarką, po części lekarzem przy nim? Ja?! No way. Nie nadaję się do tego, a on się nie nadaje do tego by dalej egzystować sam. Czy ja się zawsze muszę wpierdolić w sytuacje, kiedy podejmować muszę takie trudne decyzje? To oczywiście w skrócie, ale sytuacja jest skomplikowana i jakoś musze z niej wybrnąć. Koleżanka, która zajmowała sie umierającą matką do dziś (dziś dzwoniła) bierze dragi po leczeniu psychiatrycznym. Czy chcę tak skończyć - nie. Czy on chce iść do DPS-u? Zasadniczo - nie, ale nie zdaje sobie też sprawy z ogarniającej go rzeczywistości. Zostawienie go samego teraz, to 3-6 m-cy i po nim, bo go nikt nie odratuje. Wystarczy, ze przegnie z cukrem, jak ostatnio, będzie miał k/400 i pozamiatane. 
    W przeciwieństwie do matki 811 on nie stęka codziennie, że nie chce mu się żyć, więc zakładam, ze działania autodestrukcyjne są nieświadome, wynikają z dotychczasowych przyzwyczajeń, które w pewnym wieku powinny się zmienić, a wieloletnie przyzwyczajenia jest u takiej osoby trudno zmienić. Z innej strony, to jak mowi 811 wiecznie żyć nie będzie. No tak, ale brać na klatę jego szybsze zejście - też nieszczególnie chcę się z tym bujać przez resztę życia. Nie jest łatwo, bo jak przy kopalni, jestem sam do trudnych decyzji. Wiem, tam wyszło do dupy. Zawaliłem i w znacznej części to moja wina. Widzę to po czasie. Nie chcę tu po czasie mieć kolejnej winy w mózgu, bo też mam jakąś wytrzymałość. 
  Zdjęcie, bo już bredzę trochę.
Nie istniejąca nastawnia stacji Bytom Bobrek (skrót BBk) zamieniona przez PLK-ę na jakiś beznadziejny kontener stojący w innym miejscu. No trudno. Zdjęcie z przed ok. 7 lat. Peronu z którego zdj. było robione też nie ma, a od new roku uruchamiają poc. Bytom - Gliwice. 
   Narka.

wtorek, 2 listopada 2021

Wtorek #1835

  Napisąłem w tygodniu do 826, by mi podesłał swój obecny nr, bo się w tym pogubiłem. W sobotę jak byłem na st. mac. zadzwonił , że właśnie się gdzies tam wybiera i może wbić. Jak mogłem odmówić. Wbił, było ok. 18:30. Gadka szmatka czas leciał, ja już w trakcie początkowego spotkania z Amundsenem, ale przerwałem na wieść zdążającym do stacji 826. Plan był by z nim dalej kontynuować. Już sie do tego miałem zabrać dzwonek z pod wjazdowego. Od razu se pomyślałem, tyle tygodni był spokój, nikt nie podchodził pod wjazdowy, akurat jak wszedł na stację 826 to zaczyna sie ruch. No nic, poszedłem badnąć, kto tam. Pod wjazdowym stął 979. Jeszcze lepiej, bo oni mają spinę ze sobą, a tu taka niezręczna sytuacja. Wpuściłem 979 na stację informując na głowicy rozjazdowej, ze na grupie A 826. 

- to ja tylko na chwilę (powiedział 979).
  Ta chwila trwała do 21:00. Czasem 826 chciał ratować sytuację i coś tam do 979 przemawiał, ale skutek nie był dobry. Ponieważ ta chwila 979 się przeciągała, to postanowiłem polać, bo nim on wyjdzie ze stacji, nim my sie porobimy to już bydzie niedziela. Zaczęliśmy więc łykać. Po 21:00 na stacji mac. byłem już tylko z 826. Oczywiście rozebrałem go do klaty. Od razu zacząłem prawie mdleć. Te jego ręce nic sie nie zmieniły. Klata i plecy w zasadzie też. Tak się do niego dossałem, że czasami mi mówił, iż za mocno mu ściskam mięśnie, bo jego to boli. W trakcie sprawdzania jego umięśnienia łykaliśmy. 
   Ponieważ miałem przerwę w łykaniu 2 tyg. , w ub. tyg. byłem chory i w zasadzie dalej jestem, to alko na mnie dość szybko działało. Jak sie okazało na drugi dzień zaczęły się pojawiać urwania filmu, to też nie wszystko pamiętam. Coś tam poszło o masaże i on ma moją sugestię wylądował w łóżku. Położył sie na brzuchu, miałem mu masować plecy. Siadłem mu na dupę i zabrałem się za masowanie pleców. Po jakimś czasie on, że to nie tak, powinno się to robić inaczej i mi pokażę. Na okoliczność tego pokazania zamieniliśmy się miejscami. Położyłem się, szybko ściągnąłem koszulkę, on siadł na mnie i zaczął mnie masować.  
   Qrwa, jak było przyjemnie, to zapamiętałem te jego duże ręce na moich plecach, barkach, echh mógłbym tak leżeć do rana. Jednak to miał być tylko pokaz jak to robić, więc po kilku minutach zlazł ze mnie. No szkoda. Siedliśmy dalej do flachy. Byłem juz porobiony więc zacząłem spank na jego plecy. Początkowo nawet tego nie ogarniałem, że biłem go tylko w jedno miejsce, to zwrócił mi uwagę, że nie w to miejsce, bo już go boli. Zaś przypierdoliłem mu w to miejsce, mózg nie załapał, że ma walić w inne. Po tej wpadce już mu się zakodowało. Zrywanie filmu następowało co raz częściej i co raz mniej z tego pamiętam. Nie pamiętam kompletnie o kiery wyglebiłem. Odprowadziłem go na wyjście na szlak i poszedł dalej na imprezkę do lokalu. Pamiętam tylko, że prawidłowo władowałem się do łóżka i w zasadzie dopilnowałem powyłączania co należało wyłączyć.   
   W nd. ok. 11:50 dzwonek z pod wjazdowego. Poszedłem spr. co stanęło - 826. Uciesszyłem się, bo miałem misterny plan dokończyć masaż z wczoraj, jemu. Wpuściłem go na grupę A. On przyszedł z połówką żołądka gorzkiego miętowego. Nie chciałem łykać, ale czegoż sie nie robi dla sprawy.  Po dość szybkim opróżnieniu flachy zacząłem sie dobierać do 826. Rozpinałem mu guziki z koszuli, ale przejął inicjatywę i zaczął je sam rozpinać. Już ucieszony, że z dziś to przynajmniej wszystko będę pamiętał, dzwonek z pod wjazdowego. Qrwa mac!
Jakby nie mogli se wymyslać wejść na st. mac. w innych terminach. Poszedłem spr. co stanęło pod wjazdowym - 979. No cóż, a tu znowu 826, a on nadal za 826 nie przepada. Nim zrobiłem wjazd, powiedziałem 826 by się pozapinał. 979 wszedł i na głowicy rozjazdowej mówię, że na grupie A stoi 826, 
- to teraz tu dziennie będzie stał?
- myślę, że nie.
  979 był bez humoru, to też powiedział 826 by się do niego w ogóle nie odzywał i poszedł do kuchni. Już widziałem, że misterny plan pozamiatało. Po jakiś 5 min 826 się zebrał, bo co było robić. Czas pobytu 979 bliżej nieokreślony, to nie ma co przetrzymywać w niezręcznej sytuacji 826 na stacji. 
   979 nie miał humoru to i mnie się oberwało przy jakiejś próbie zagajenia rozmową, wiec dalej się już nie odzywałem.
   Generalnie szkoda, że 826 nie przyszedł wcześniej, że tak to się poukładało. Szkoda też, że mnie tak w sobotę porobiło i tylko urywkami pamiętam bliskie spotkanie z 826. Mimo tego zapamiętałem to moje ugniatanie jego mięśni. Ofiarą padał często biceps i przedramię. Tego mi trzeba było, po tak długiej przerwie w bliskim kontakcie z jakimś mięśniakiem. Móc czuć w rękach te mięśnie, a nadto 826 należy do tych z gładką skórą, wiec masaż pleców i w ogóle dotyk klaty, barków no całości dalej rewelacyjny efekt dla mózgu. 

My już jesteśmy trochę najebane(02-11-2021), nie, nie by to było na czerwono. Cieszymy się, że 979 dba o nas. Cieszymy się f chuj, i nie ma w tym sarkazmu. Bo kto jak nie on kiedyś zadba o nas?

   To chyba tylko my jesteśmy takie pierdolnęete, że dbamy o 824 i w zasadzie tyle na dziś. Kto będzie o tych staruchów dbał za dekadę, to nie wiem, ale rokowania są beznadziejne. Kto będzie dbał o mnie? To jest dobre pytanie, bo przecież nie to nowe pokolenie np. 303, który nic nie umie. On, no way.
Przejrzałem, tego zdj. 826 nie było, to je umieszczam. Wiele się nie zmienił.
EDYTOWANO
826 kiedyś tam, na st. mac. 
  Narka.  (ale tu napierdoliłem we wpisie, ale jesteśmy trochę najebane, nie tyle, by było na czerwono, więc dajemy to normalnie)

sobota, 30 października 2021

Sobota #1834

    Jak się jest chorym, to nie wiele się chce, to też jakoś do napisania zabierałem się, zabierałem się, aż przyszła sobota i dzień zjazdu na st. mac. 
    Pisałem, ze 824 ma te geny. Chory już jestem od prawie 2 tyg. a 824 dopiero dziś zaczyna lekko kaszleć i mieć wzmożony katar -znak - coś przelazło na niego. Byłbym szybciej zdrowy, ale codzienne wytracanie holizmu zmusza mnie do wyjścia na zewnątrz niezależnie od pogody na jakieś 3 godzinne do południa kręcenia się po mieście. Punktem zwrotnym przedłużającym chorobę był wtorek kiedy pojechaliśmy do protetyka do wioski reanimować jego szczękę bo się złamała. Punkt do którego chodził tu w mieście niedaleko, się zamknął, a by nie szukać nowego, niesprawdzonego, postanowiłem z nim pojechać do wiochy. Niestety było to okupione prawie całodziennym przebywaniu na placu. W samej komunikacji spędziliśmy ok. 7 h. Dwa razy jechaliśmy do wioski, rano zawieść, popo odebrać. 
Wieczorem już byłem tak wychłodzony, że w mieszkaniu u niego, po przyjeździe, siedziałem w koszulce i bluzie, i było mi względnie, przy temp. w pokoju 26C. 
  Oczywiście, qrwa, na drugi dzień rano zaś holizm, więc ledwo żywy, bo przez noc się nie zregenerowałem musiałem wyleźć zaś na 3h na plac. Mało tego, to ze względu na kaszel, katar proces zasypiania trwał 2h i tak przez następne dni. Zmieniała się po prostu fizyka. W pozycji pionowej wszystko ścieka w dół. Jak się kładłem, to nagle nie ściekało i trzeba było przełykać, to tez miast spać zajęty byłem przełykaniem wydzielin z gardła i nosa. Dopiero tel. do 813, która jest farmaceutką spowodował zaopatrzenie się w leki w tym z zielarni w podbiał. I tu (uwaga) to jest rewelacyjna roślina. Pierwszy raz wczoraj udało mi się normalnie zasnąć. Nie dość, że oczyściło i to szybko już w ciągu dnia, górne drogi oddechowe, to jeszcze przystopowało efekt drażnienia w gardle. Spożyte przed spaniem jakieś 30 mi wcześniej, spowodowało po raz pierwszy od paru dni normalne zaśnięcie i mało tego, rano przeciągnąłem do 08:30, a jak popatrzałem na zegarek, to tylko poszedłem spr. czy 824 się nie wymknął na codzienny holizm. Na szczęście był. 
   Więc jakby ktoś potrzebował coś na gardło naturalnego, działającego to podbiał, duża paczka, 5,50zł, i nie chodzi tu o cenę, bo niska, ale o działanie. No rewelka. 
   W czwartek 824 poszedł jak zwykle na popołudniowy spacer. On zwykle trwa ok. 40 min, do godziny. W środę się wyrwał, jak leżałem i usiłowałem ozdrowieć popołudniu, na holizm. Narobił zupełnie niepotrzebnych zakupów za lekko 40 zyla. Wracając do czwartku, to po 1,5h zacząłem się martwić, bo tak długo to nie łazi. Przekazałem info 811, pogadałem chwilę z nią przez tel. i zdecydowałem zadzwonić do 824. Wiedziałem, że odebranie tel. przez niego będzie cudem, ale bardziej liczyłem na oddzwonienie. Faktycznie 3 połączenia nie odebrał, w zasadzie to odrzucił. Udało mu sie jednak oddzwonić. Okazało się, że jest w ościennym mieście (że co?!) i za chwile ma autobus. Spr. na necie, faktycznie za 3 min miał jechać. Jak on się tam znalazł to nie wiem, ale od razu przypomniała mi się pierwsza scenka z filmu - Nie lubię poniedziałku, jak lezie z drągiem do zapalania żuka, czy nysy w rowku tramwajowym. Pomyślałem, że właśnie 824 wyleciał z rowka i się zgubił. On se wymyślił, że był u kolegi z dawnej pracy, któremu urodziły się bliźniaki. No jurny facet musi być. Pominę tu już kwestię, że on nie ma żadnych kolegów, a gubi się nawet w swoim mieście, a co dopiero dwa m-ta dalej. Szczęśliwie dojechał. 
   Jednak jest to już przestroga, że sprawa nabiera tempa. Skoro gubi się już na swoich spacerach, to nie jest dobrze. 
   Nie wiem czy pojadę na groby, bo czuję się, jak się czuję. Pozostanie nagrzanie jeszcze st. mac. jak przyjadę, bo przecież tam nie ogrzewane, chyba, że dziecko o mnie pamięta i coś grzejącego włączy, a dalsze chłodzenie organizmu obecnie nie jest mi potrzebne. We wtorek będzie już 2 tyg. jak będę chory. 
   Oki, bo czas mnie goni, więc na tym kończę.   
   Zdjęcie.
  Wspomnienie z nastawni Jan-Karol z kop. Ruda w Rudzie Śl. No szkoda, że to nie przeżyło. 
  Narka.

poniedziałek, 25 października 2021

Poniedziałek #1833

     Dobrze mieć takie "dziecko" jak 979. Dopiero co w sob. narzekałem, że pojadę na zimną st. mac., a tu, okazało się już na st. mac., że dziecko rano włączyło grzejnik na grupie A, bowiem wiedział ode mnie, że choruję. Dzięki temu było na niej 18,5C, w kuchni 18C, na grupach B i C 15C, a o D już nie piszę nawet. Tam w zimie i tak nie przebywam, jest ona praktycznie wyłączona z ruchu. Nawet nie było między nami rozmowy nt. ogrzewania, to była jego osobista decyzja. 
     Oprócz tego 979 na st. mac. zwiózł dość spore ilości płyt meblowych, bowiem, i tu znowu muszę połechtać swoje ego, powiedział, iż to moje gadanie spowodowało u niego, ze miast płacić nie wiadomo ile za meble robione na wymiar, to zrobi sobie sam, korzystając z nieczynnej w tygodniu st. mac., na której zrobi tymczasowy warsztat. Znowu coś pożytecznego udało mi się przekazać przez bezpośrednie oddziaływanie. 

      Nasza "służba zdrowia" to jest skażona chyba jakimiś wytycznymi, albo indolencją niektórych lekarzy. Wczoraj zjechałem na st. zwr. i po jakiejś 1,5 h 824 mówi, że mu się spać chce i chyba wyglebi. To jego ziewanie, to już w ub. tyg. zauważyłem podwyższone w ciągu prawie całego dnia. Pytam się go więc, czy czasem, bo tak mi przyszło do gowy, nie ma zbyt niskiego poziomu cukru? (zapytałem się, bowiem przedawkowywał te leki, które brał, stąd myślałem, że może ma za niski)
- nie, przed chwilą mierzyłem i mam 96. 
   Wiedziałem, że nie mierzył, a ściemnia. Poszedłem z nim do kuchni i mówię głośno:
- skoro mierzyłeś to w koszu powinien być wacik po krwi. 
   On się trochę roześmiał, jak to geriatrion i mówi, śmiejąc się, że będę grzebał w koszu na śmieci. 
- głęboko nie będę musiał, bo powinien być na wierzchu, skoro przed chwilą mierzyłeś. 
   W tym momencie mu się mina zmieniła, przestał się śmiać i powiedział, iż nie mierzył. 
   Ponieważ z demencja jest trochę agresywny to delikatnie nacisłem, by jednak zmierzył. 
   Dokonał pomiaru. Patrzę na glukometr, a tam wyskoczyło 298, kiedy wcześniej przez 1,5h nic nie żarł, a przynajmniej nie zarejestrowałem. Zamurowało mnie. Dziś już nic nie zrobię, pomyślałem, a rano pomiar przed śniadaniem i później w zależności to do lekarza. 
   Przed śniadaniem dokonał kolejnego pomiaru - 259. No pięknie f chuj. Powiedziałem mu, że w takim razie po śniadaniu trza bydzie leźć do lekarza. 
   Śniadanie zeżarł normalne, bo nie byłem przygotowany na takie wydarzenie. Poszliśmy do lekarki, wszedłem z nim do gabinetu. Ona się go pyta o różne rzeczy, jak np. czy mierzy ciśnienie, on jej że mierzy dwa razy dziennie, co jest kompletną bzdurą. Mierzy może raz na 3 tyg. Kręcę głową w jej stronę, bo czasem na mnie patrzy, ale ona jakby nic. Pyta się go czy bierze leki, on że tak, ona:
- jak to? Ostatnia recepta wypisana w lutym, to już dawno się skończyły. 
   On do niej, że bierze, ale nie pamięta co, to jej powiedziałem co bierze, ale nie spytała się w jakich ilościach przyjmuje te leki, nic! Pyta się go, czy chodzi do diabetologa. On, że oczywiście, że chodzi i tu podaje przychodnie która już dawno nie istnieje. W momencie kiedy lekarka na mnie popatrzała znowu kręcę głową, że nie chodzi. Pytała sie jeszcze o jakieś rzeczy, on tylko:
- tak, tak, tak. 
   Jakby się go w tym słowotoku spytała, czy gówno jest smaczne, to by jej odpowiedział:
- tak, tak, tak. 
   No to chyba jest lekarką i widzi co się dzieje, do tego ja zaprzeczam pewnym sprawom, to jakoś dziwnie obojętnie nad tym przeszła do porządku dziennego. Na koniec wizyty, bo ona nie miała żadnej inicjatywy, sugeruję, że może by tu na msc. zmierzyć poziom cukru, bo nie wiem czy ten glukometr, który ma w domu, jest dobrze skalibrowany. Zgodziła się, choć wydaje mi się, że to powinno się odbyć w czasie wizyty, skoro wizyta dot. wysokiego poziomu cukru, by wiedziała do czego się ustosunkować + do tego proste badanie ciśnienia krwi, skoro jej zaprzeczyłem, że nie robi tego badania. 
   Z pielęgniarką poszliśmy do innego pomieszczenia, a lekarka w tym czasie przyjmowała nowego pacjenta. Tam w badaniu wyszło 339! Mnie znowu zamurowało. Mówię do pielęgniarki, że może ten wynik przekazać lekarce, bo na pewno nie jest normalny, a sama pielęgniarki, też nie wykazywała inicjatywy, by iść do lekarki. Polazła. Wyszła i powiedziała tylko, że niech wykupi leki w aptece i je zeżre i tyle. Leki, które w zasadzie można powiedzieć, że mało działają. 
   Że co qrwa?! Nie cofnęła go, nie zrobiła żadnych dodatkowych badań, a było to 2 h po zeżarciu śniadania. To ile musiał mieć krótko po śniadaniu? Dla tych co nie wiedzą, to powyżej 400 mg/dL jest duże prawdopodobieństwo wystąpienia śpiączki cukrzycowej, a wtedy wzywa się karetkę pogotowia, bo w domu odratowanie jest mało realne. Żadnej porady jak ten cukier zbić jakimiś domowymi metodami, nic. 
   Co to qrwa ma być? Wizyta - pacjencie lecz się sam, ja tu tylko papierki wypiszę. Wypisała skierowanie do diabetologa, przynajmniej tyle no i recepty na leki, które w zasadzie nie działają. Po za tym, wydaje mi się, że ona w tym komputerze widzi, gdzie, kiedy i jakie badania robi, leczy się, bo jest elektroniczna karta pacjenta. Wiadomo nawet czy wykupił leki, czy nie. To, do cyca!, ze mną jest coś nie tak, czy są jakieś nowe wytyczne odnośnie leczenia geriatrionu, który tylko obciąża ZUS. 
   Jestem zdegustowany tą wizytą lekarską. Dramat. 
   Na miejscu wdrożyłem dietę. Na obiad kalafior, makaron i sałatka z jakbła, cebuli, pomidora, tylko lekko doprawiona, bez soli. Dziś go przypilnowałem z dietą, jutro też mało mięsa i więcej warzyw i owoców. Słodycze prawie, bo jakbym wziął wszystkie, to by chyba ogupiał, ale zabrałem. Przypilnowałem popołudniowej kawy, by to nie był mix, który kiedyś opisywałem. Wieczorem jeszcze kontrolnie poziom cukru. 
   Nie wiem czym się w nd. doprawił, czy żarł słodycze, co w ogóle żarł w ciągu dnia, bo mnie tu przecież nie było. 
   Zdjęcie.  
Tym razem z gry. Czemu takie screen? Bo to skład z wagonami na torach SKM Gdańsk, co w zasadzie jest niespotykane. 
To w stronę Gdańska skład 13 wagonowy przy peronie SMK-i. 
A to już po oblocie na przystanku SKM Stocznia. 
   Narka.

sobota, 23 października 2021

Sobota #1832

     Od wtorku jestem chory, co opisywałem. Mieszkam razem z 824. Myślicie, że on też jest chory? Zapomnijcie qrwa. Geny, geny, geny. Nic mu nie ma, a ja dziennie muszę się męczyć po ok. 3 h wybijając holizm. Wczoraj wróciłem już dość osłabiony, bo przeca temp. na placu jak dla mnie to zimno, jeszcze w stanie chorobowym to już w ogóle. Zapomniałem czapki, ale średnio bym z nią wyglądał, bo było słonecznie i dla klubu morsów ciepło, ok. 11 C. 
     Dziś mam już zmieniony głos, bo mimo brania jakiś leków, dowitaminizowania się, gardło trochę się zajęło, a i w nocy z tego powodu pojawiły się trudności w spaniu, więc jestem jeszcze mniej dospany jak zwykle. Coś mi się zdaje, że z Amundsenem się dziś nie spotkam. Tzn. zakup nastąpił, by był na stanie, ale chyba se odpuszczę dla waszego dobra i bezpieczeństwa. 
     Wracając do 824, czy 172. Geny to coś, co oczywiście niektórzy chcą podważyć, jak np. 811, ale stale podaje jej przykłady, że tego się nie zmieni. Ktoś ma dobre geny i chuj. Przeca 824 nawet nie ma na stanie tabletek przeciw przeziębieniowych, bo najnormalniej nie choruje na żadne przeziębienia. Ktoś o słabych genach dawno uległ by zarazkom rozsiewanym przeze mnie w mieszkaniu, a ja od wtorku chory, a 824 nadal zdrowy, nic mu nie ma, kiedy mój stan się lekko pogarsza. 811 chora, jej dzieci chore, bo te same geny, bo wszyscy ulegli, a tu u 824 - proszę bardzo. Podobnie jakby przebywał przy mnie 172. Myślicie, że by zachorował? Myślę, że - nie. 
    Dziś w ramach wybijania holizmu spacer po okolicach. Chciałem zrobić mała pętle. Nie wiem co mus się włączyło, ale najchetniej to chyba by polazł 5 km dalej, a ja w stanie już wątpliwym, jeszcze mnie czeka podróż do wioski, więc jak się dało chciałem skracać, ale on ciągle jak na złość, to chodźmy jeszcze tam zobaczyć, co nas oddalało miast przybliżać do st. zwrotnej. Dzięki tym jemu, zobaczmy jeszcze tam, obiad został wybity, bo czas się tak skurczył. Trudno, wchłonę coś na st. mac. 

    Przy okazji genów, to niestety my zniszczyliśmy naturalny mechanizm działający w przyrodzie, że przenosi się najlepsze geny. To rywalizacja samców o najlepszą samicę prowadzi do potomstwa, które ma dobre geny. U ludzi jeszcze to działa, ale no właśnie. Zaczyna zanikać. Oczywiście widzę czasem pięknego mięśniaka z piękną laską i se tak myślę, że samiec po nich będzie powalał na kolana, ale to co raz rzadsze przypadki wypierane przez seks morświnów. Ileż to razy mijam pary grubasów z wózkiem, w nim larwa. To jakie ona ma geny, jak będzie wyglądać, w końcu jak długo będzie żyć? Jakie geny przekażą te wymalowane samce, zniewieściałe, chude bezmięśniowe masy w wieku nastu lat.
    Teraz jak słyszę, że długość życia będzie rosnąć, to mam ochotę wyblebić i zanosić się śmiechem przez parę minut. Że co qrwa?! Oni bydom długo żyć?! Nawet naukowcy przewidują, że nie, a politycy dążący do przedłużenia okresu pracy do emerytury wiedzą swoje. Jacyż oni rozgarnięci są. Teraz jest krótki okres, kiedy schodzi pokolenie dobrych genów. To ludzie urodzeni po drugiej wojnie światowej, wychowani na niedostatkach, na zdrowej żywności no i z dobrymi, jeszcze nie zepsutymi genami vide 824. Natomiast pokolenie dzisiejszych nastolatków to ogólny dramat, którego już widzieć nie będę. 
   Kończę, bo trza się zwijać w trasę. Pozostanie mi jeszcze ogrzanie st. mac., która stoi przez tydz. z tylko niewielkim ogrzewaniem w nocy, a resztę dnia nic tam nie grzeje oprócz słońca. Jak się człowiek rozchoruje, to co się da, to pod górę. Ech....
   Dziś na koniec coś humorystycznego.
   Narka.

czwartek, 21 października 2021

Czwartek #1831

     Z wizyty 303 nie wszystko jeszcze napisałem. Podpytałem 303 co dzieje w domu. Standard. Była rocznica ślubu. Powód do łyknięcia jak każdy inny, to też zarówno 972 jak i jego żona łykli. Po tym łyknięciu jak zwykle im odwaliło i niby ona jego ciulła, niby nie, bo 303 też uczy się politycznie mówić, choć czasem się wygada. W każdym razie jak sytuacja była już napięta między nimi, to 972 zadzwonił po pały. Przy nich chaja trwała nadal, jak relacjonował 303, on napluł jej w twarz, w końcu zawinęli go, ale 200 m dalej od domu, wysadzili, bowiem stwierdzili to i tak patologia więc na co będą go brać. 
     Coś mu się wentyl bezpieczeństwa stracił. Też jakoś nie będę za nim biegał, tym bardziej, że coś się tam w mózgu zablokowało i nie umie się odblokować. Rozjechaliśmy się z potrzebami seksualnymi i u mnie chyba to jest głównym powodem. 
     Za to, myślałem ostatnio o 172, gdzie on pójdzie, jak go wypuszczą? Na st. mac., podobnie jak 973. Tylko się zastanawiam, czy do tego czasu będę tam z powrotem. 
     
     Załatwianie praktyki dla 303 zakończyło się niczym. Obdzwoniłem 9 warsztatów w okolicy, albo nie biorą, albo mają już komplet, a jeden przeszedł na emeryturę i zakład zamknięty. Za to jak byliśmy w jednym zakładzie. w pn. z listy, którą dostał ze szkoły, to wyszło czemu do niej nie chodzi. Otóż mówił do dziadka prowadzącego warsztat, że:
- w tej szkole nauczycielka mnie dojechała. Powiedziała, że nigdy by nie oddała auta do warsztatu, w którym bym pracował (słuchającemu dziadkowi robiły się kwadratowe oczy, a 303 kontynuował) w tej budzie, w ogóle nauczyciele są jacyś poryci, a ten z WF-u szczególnie (w tym momencie dziadek już miał duże kwadratowe oczy. Oczywiście 303 mówił to chaotycznie, napisałem najbardziej wiernie jak się dało).
  Po tym wywodzie dziadek się jeszcze spytał, czy miał styczność z autami, to 303 powiedział, że - nie. Stojąc obok, już wiedziałem, to kapa. Pozamiatane.
  No niestety, trzeba sie umieć się sprzedać i dotyczy to zwłaszcza obecnych czasów, w których trzeba umieć to zrobić, a 303 tego w ogóle nie umie, bo kto miał go tego nauczyć. Teraz jego losy zależą od kuratorki, czy zdecyduje się go zamknąć w kolejnym ośrodku, czy na te kilka m-cy pozostawi go w dotychczasowym bytowaniu. 

    Obejrzałem film: Syberia (https://www.cda.pl/video/872994009). Film branżowy, rosyjski 2019 r. Jak ktoś lubi oglądać widoki, podobne jak w filmie Brokeback Mountain, to może sobie obejrzeć. Zasadniczo film z małą ilością treści. Kamerowanie momentami robi wrażenie amatorszczyzny, niektóre ujęcia, jakby się ktoś na planie uczył kręcić kamerą. Scenariusz też momentami przewidywalny. Za to, jak to w produkcji rosyjskiej, pokazano kulturę picia, bo przecież wiadomo, że tam się łyka na potęgę. Widać też brak doświadczenia w kręceniu takich filmów. Z jednej strony bycie pedałem jest karalne, co w filmie pokazano, z drugiej to ciąży właśnie na przekazywaniu treści. Jak zrobić dobry film, w kraju, w którym temat filmu jest zakazany? Czasem pokazywane są w filmie treści dziwnie niekomponujące sie z nurtem filmu, chyba dla zapełnienia czasu. Sam film trwa godzinę (film bez napisów początkowych, końcowych) i jest to naciągnięta godzina. Jakby wyciąć sceny krajobrazowe, to z filmu pozostało by może 20 min. Nawet przystojni aktorzy nie ratują fiomu. Nie pamiętam dobrej, branżowej produkcji rosyjskiej. 
   Na przeciwległym biegunie jest francuska produkcja "Hidden Kisses" (pod takim tytułem na cda) z 2016 r. I w tym filmie widać doświadczenie w takich produkcjach, które we Francji nie są czymś nowym. W treści filmu nic nowego, ale są poruszone wszystkie nurtujące młodzież problemy, typowe dla wieku lat nastu. Scenariusz napisany bardzo dobrze. Jest przedstawione zarejestrowane zdjęciem zdarzenie między dwoma nastolatkami. Następnie nakręcająca się spirala wydarzeń wraz z rozchodzeniem się informacji o nietypowym zachowaniu. Problemy z tym związane, reakcja mięśniaków-skurwieli na pedałów (tego chyba w mało którym filmie brakuje), ale też z drugiej strony przedstawienie problemu akceptacji, dochodzenia do niej, wyjścia z ukrycia, reakcji otoczenia, tego bliższego i dalszego. Optymistyczny koniec, przy wcześniejszej próbie samobójczej ma chyba za zadanie odwieść niektórych, od skutecznego przeniesienia się na drugą stronę. Bardzo przyjemnie się ogląda, więc tu link -> (https://www.cda.pl/video/448312140). Zapomniałbym dodać, ze film z napisami angielskimi oraz, że to jedna z nielicznych produkcji branżowych, w której nie ma sceny łóżkowej. Tzn. jest jedna, ale pokazani są aktorzy, jak leżą w łóżku do tego w koszulkach. Widać można zrobić dobry film bez scen łóżkowych.

   Za to jakby ktoś chciał obejrzeć dobry film nie branżowy, to polecam  "Zaginiona dziewczyna" (https://www.cda.pl/video/680056406). I to jest dobra produkcja, z bardzo dobrym scenariuszem, z duża ilością treści, wciągający, z dobrą obsadą aktorską, któremu niewiele można zarzucić. Trwa 2'20, ale nie jest to jakoś sztucznie wyciągnięty czas. 

   Z zaległych spraw, to będąc na weekend (to dużo powiedziane) na st. mac. musiałem dokonać drobnej naprawy roweru, inny jest tu na st. zwr., i jechać nim na cmentarz. Było widać, że mnie tam długo nie było. Powyrywałem chwasty, oporządkowałem, przy okazji dossał się wysysacz kasy, w postaci gościa, który odnowi mi groby i doprowadzi je do stanu ładnego za jedyne 150 zyla od grobu. Za taką kasę to nakupię sprzętu i sam to zrobię. 
    Z 979 się praktycznie minąłem. Tzn. wszedł na st. mac., ale jak zwykle był w biegu, więc wymieniliśmy może przysłowiowe 3 zdania w ciągu 5 min i poleciał dalej. 
    Za to tera jestem lekko przeziębiony. Nie wiem od kogo to przyjąłem, ale albo od 811, która wraz z dziećmi jest już ciągiem 2 tyg. chora, czy od 303, który tu był, a jak go głaskałem to był cały gorący, choć objawów zewnętrznych przeziębienia nie miał, ale wiadomo, prawie 18-letni skurwiele przechodzą to inaczej. Stękał, że go gowa boli i jest ogólnie osłabiony, ale w momencie jak to mówił nie łączyłem z możliwością przyjęcia zarazków. Teraz mnie nie dziwi jego dość grube ubranie, oraz to, że był ogólnie osłabiony i stojąc na przystanku narzekał, że mu nogi marzną, kiedy na placu było 10C. Najlepsze w tym wszystkim, że gripeksy, sripeksy, mole mam na st. mac., a nie zwiezione tu. Poratowałem się lekiem od 811, a w sobotę zażyje już odpowiednie w domu. 
   Oczywiście mimo stanu chorobowego, holizm codziennie realizowany, bo jak słyszę od 824:
- to Ty sobie siedź w domu, a ja polezę sam, 
  to od razu mam kwadratowe oczy, którymi widzę w wyobraźni, jak wraca z dwiema pełnymi siatami żarcia nikomu niepotrzebnego. 
   Zdjęcie. 
   Pewnie wiyncyj napisze o nim, jak zrobię notkę z tymi, co przed kamerami zarabiają, bo zarys notki już mam, tylko muszę to "przelać" na papier. 
   I kończę już to bredzenie, bo zaś tego nie wypchnę. 
   Narka.

wtorek, 19 października 2021

Wtorek #1830

    W zasadzie to już obwieściłem, że nie chcę pomagać ludziom, ale wyjątek jeszcze zrobiłem dla 303, trochę z wiadomych względów. Wczoraj pojechałem z nim po wioskowatych warsztatach samochodowych, by go gdzieś przyjęli na praktykę, ale w każdym już uczni widziałem, więc jak zwykle 303 się rychło zabrał do rzeczy. Tzn. on by tego w ogóle nie robił, ale straszy go kuratorka, że go zamknie w ośrodku ponownie, a widać "wolność" trochę mu się spodobała. Taka w sensie nic nie robienia, bo w ciągu dnia nie ma żadnych obowiązków. 
   On zaproponował by jechać na moją st. mac. i pilnie szukać innych warsztatów, bowiem powiedziałem, że bieganie po pobliskim mieście jest bez sensu, lepiej je znaleźć na necie i podzwonić. Jednak zmieniłem jego plan, mówiąc, że jedziemy do 824, jak chce to może też jechać, jak nie, to poszukam sam i jutro mu przedstawię wyniki poszukiwań. Stwierdził - jedzie do 824. No ok. 
   Jechaliśmy autobusem o 13:20, który był pusty! Pisałem o tym, że zrobili takie linie polityczne, by fajnie wyglądało, że coś robią, ale co z tego, jak to po pół roku funkcjonowania nadal jeździ puste! Z przodu jak powiększycie zdjęcie, to widać godzinę. Spec. zrobiłem fotę z zegarem w pojeździe, który wskazywał 13:19 (autobus w połowie trasy). 
   Na miejscu u 824 uruchomiłem kompa, by poszukać tych warsztatów, ale zgłodniałem, to poszedłem po żarcie. 303 posadziłem przy kompie, a ten od razu na jednym ekranie ulubiona gra "hooligans", a na drugim fb, by być on-line z koleżankami. Się nie wtrącałem, bo przecież i tak wiem, że tej szkoły nie skończy, więc załatwianie tych praktyk, to taka sztuka dla sztuki. 
   On przy tym kompie, a ja zeżarłem i zastanawiałem się co zrobić. Pomyślałem - pomasuję go trochę, bo 824 i tak w drugim pokoju, jak bydzie szoł, to usłyszę więc...
   Wsadziłem rękę pod dwie bluzy i zacząłem delikatnie głaskać go po klacie. Nie miał jakiś odruchów zwrotnych, jakiego wyginania sie w grymasie, czy coś innego. Po prostu siedział jakby się nic nie działo. Po ok. 20 min stwierdził, że chce iść do pobliskiej stonki po energetyka i bym mu kupił fajki, bo mu się skończyły. Ok. 
   Po przyjściu ze stonki zastanawiałem się, czy dalej bydzie siedzioł w bluzach, czy może ułatwi dostęp. Ku mojemu zaskoczeniu rozebrał jedną bluzę, od razu drugą. Powiedział, że ma koszulkę od kolegi, która na nim dobrze leży, tu zaczął się napinać, by uwidocznić to - dobrze leży, po czym ściągnął i koszulkę. Tempo początkowo mnie zaskoczyło, ale my już z doświadczeniem, to jak on się zaczął prężyć przede mną już bez koszulki, to się do niego przybliżyłem i te naprężone ciało w łapy chwyciłem. Szału jakiegoś nie było. Owszem, on jeszcze wygląda, ale to już ostatni dzwonek, bo za chwile będzie z góry, jeżeli już nie jest z góry. On nic nie robi w ciągu dnia, a to nie dość, że nie buduje mięśni, to jeszcze ich nie utrzymuje na obecnym, czy poprzednim poziomie. Efekt - szału nie było, nawet przy jego naprężaniu się. Oczywiście mu to powiedziałem, ale to pewnie tak samo będzie realizowane, jak chodzenie do szkoły. No cóż... miałeś chamie złoty róg...
   Później przy kompie siedział już w koszulce, bo wiadomo, jakby wlazł 824, a 303 w klacie, to było by niezręcznie. Jak go głaskałem, to koszulkę miał w zasadzie na karku, więc cały dół odsłonięty. Z dwa razy musiałem awaryjnie mu koszulkę opuścić i siąść na łóżko, bo 824 szedł kontrolnie badnąć co dzieje. Głaskając go po całej klacie, brzuchu, całych plecach rękach, myślałem nad tym, co się właściwie dzieje. 
   Od razu przypominały mi się poprzednie mięśniaki i pierwszy, który stacjonował 171 3 m-ce na st. mac. Po chyba dwu tyg. to robiliśmy codzienne zapasy oczywiście w klatach. Tarzaliśmy się po różnych grupach na stacji. Mnie przy tym tak stał, że wbijałem mu go w brzuch i na pewno to czuł, bo trudno, że by nie. No jak miał nie stać, jak leżałem na nim, trzymałem jego ręce, czasem za bicepsy, a on trochę udawał, że chce się wyrwać, przy okazji te bicepsy naprężone miał tak, że tam chwilowo mdlałem, co początkowo wykorzystywał i się wyrywał, ale z czasem chyba zajarzył, że nie o to chodzi. Zapasy były ok, do momentu sięgnięcia w okolice organu. To też przestałem tam sięgać i cieszyłem się zapasami, jego naprężonymi mięśniami przy tym i f chuju miałem to, że mój chuj się wbijał w jego brzuch, skoro mu to nie wadziło. 
 Dla przypomnienia, bo to zdjęcie gdzieś już wcześniej dałem, 171. 

   Czy z 303 takie zapasy by wyszły. Pewnie tak, choć poziom byłby inny, bo to nie te mięśnie. Wystarczy porównać. 
 Wreszcie nie należy zapominać, że to dziecko 972, z którym też były jazdy na poziomie. Na któregoś coś mogło przejść z genami. 
   Tak teraz myślę, ze pewnie 171 był pierwszym, na którym mózg zapamiętał - do organu - nie. Głaszcząc 303 też myślałem, że pewnie by się wiele zrobiło, ale do organu - nie, a być może tego właśnie kolo z drugiego m-ta nie zajarzył w porę. Zapytałem czy do niego jeszcze jeździ - nie. To już chyba trwałe. 
   O 18:20 pojechaliśmy autobusem do centrum, tam wsiadł w autobus do swojej wioski. Z przystanku poszedłem jeszcze do warzywniaka stonki. Znowu pełna siatka, do podziału z 811, bo jej zaniosłem połowę. I pomyśleć, że gdzieś tam głodują, a tu takie rzeczy na hasioku. 
   Tyle, bo zaś tego nie wypchnę ze stacji. 
   To narka.

środa, 13 października 2021

Środa #1829

 Przedwczoraj, nie wiedzieć czemu, łaziła za mną flacha żołądka gorzkiego klasyka. Orzeszki solone do tego już były w magazynie więc brakowało tylko flachy. Po nadaniu listu poleconego do 172, z pismem o rezygnacji i zdaniu mieszkania, bo osioł sam by na to nie wpadł, że mu naliczają zadłużenie, a sam też na to wcześniej nie wpadłem, wlazłem do stony po ową flachę. Biesiada zaczęła się wcześnie, bo ok. 15:10, jak poc. do Yumy, a przy okazji to odpaliliśmy symka kolejowego z funkcją dyżurki. To zawsze takie sprawdzenie na żywca na ile kojarzy się jeszcze i przy jakim spożyciu. Nie, nie jestem w tym odosobniony, inni tez tak robią. Takie samcze sprawdzenie się. 
   Flachy z wolna ubywało, na tyle wolno, że połówka z połówki była zrobiona do 18:00. Zakończyłem dyżurkę i jeszcze godzinę krzątałem się, trochę obejrzałem sprzedających się przed kamerami mięśniaków, o nich to chyba osobna notka będzie. Jak to po flaszce, a przynajmniej jej części zachciało mi się spać i wyglebiłem. No było coś przed 20:00. 
   Przebudziłem się ok. 23:44, poleżałem trochę i zaś zasnąłem. Obudził mnie, ale już bardzo lekko spałem, 824 o 06:48. Byłem wyspany, jak rzadko kiedy! Biorąc pod uwagę spanie z sob/nd 12h, to zastanawiam się, czy mózg nie chciał się bardziej wyspać, jak napić, bo coś mi tu zalatuje działaniami okrężnymi. Tak jak resetował się żołądek i wyłączył uczucie głodu, tak teraz nie wiem, czy nie chciał zrobić flachy, by normalnie odespać dalsze zaległości. Wszak on gupi nie jest i wie, że po flaszcze, a przynajmniej jej części, wyglebiamy, a czuję się rewelacyjnie, nawet takich nerwów nie mam na 824 z tym jego holizmem. 
   
   303 zmienia szkołę. Na szczęście ominęło mnie pierwsza część załatwiania, bo mu to matka załatwiła, bo z nią chcieli rozmawiać w szkole, chyba nie zdając sobie sprawy, że oprócz tego, że jest matką, to rozmowa jak z drzewem w reszcie spraw. Od razu napiszę, jakiś zakładzik, że do nowej szkoły też przestanie chodzić po tygodniu, a dwa to łącznie może dociągnie. Nie daję mu więcej, bo przecież nie może być gorszy od braci. Już nawet nie chodzi o to, ale w tej szkole, też się napierdalać nie będzie. To nie zakład poprawczy, czy naprawczy. Drugą część mam załatwić już ja, bowiem on wpierw ma mieć załatwioną praktykę, a dopiero jak polezie z papierkiem do new szkoły, że ma takową załatwioną, to ta new szkoła wyda mu papierek do starej szkoły, iż go łykają. Ot taka swoista biurokracja, by w przestworzach między szkołami nie zginął. 

    Dziś holizm byłby prawie zero, ale jak kupowałem 811 chleb, w, jak się później okazało, obrzydliwie drogiej piekarni (mały chleb 6,20), to 824 się wymknął i kupił dwie drożdżówki z niczym w środku, za 4,80. Czy ja żyję w innym świecie, czy co się z tymi cenami dzieje? 
   Zdjęcie. 
   Sławków. Peron, a z niego odchodząca w kierunku Bukowna jednostka EN57. Zdjęcie zrobione..., no z dobrych kilka lat temu. Jakieś 6?
   Narka.

   

niedziela, 10 października 2021

Niedziela #1828

   W życiu chwile, jak to się mówi, są ulotne, i czasem trzeba dosłownie łapać je w locie. By to udowodnić, to czasem jest to wykorzystywane, a czasem nie. Trzeba do tego nie tyle wiedzy, co wyczucia i ujęcia chwili, kiedy taka sie nadarzy. Dla przykładu dwa utwory muzyczne w teledyskach. Pierwszy 

kręcony, przez, wydawać by się mogło, profesjonalną firmę. Niestety, jak dla mnie pełny podstawowych błędów. Ale przecież pamiętamy dj. Padakę na dwu weselach. Obejrzałem ten teledysk wiele razy i błędów montażowych, pracy kamer, jest sporo. Oczywiście rozumiem szczupły budżet, ale chyba nie aż tak, by kamerę  nie kierować na to co jest dobrze oglądalne. Czasami, rzadko, ale jednak, tak jest, że to nie wokal robi tą medialną robotę, ale ktoś obok. W tym teledysku tą robotę robił Kuba Tracz, mniej wokalista. To jak się ruszał przy swoim sprzęcie, na który nie wiedzieć po co, jest tyle ujęć. Wystarczyły by dwa ujęcia, bo w tym sprzęcie się nic nie zmienia. Na co mi 10 ujęć jego mixera, to w ogóle nie wiem. Za to jak płynie przy własnej muzyce Kuba jest już rewelacyjne i rzadko spotykane i możliwe raz do nagrania. Montażysta kompletnie tego nie zauważył, co widać doskonale w 5'12. Kamerzysta, który był odpowiedzialny za ujęcia Kuby, filmował jakby nie wiedział co robi (i to bardzo lekko opisane), stąd przy montażu niewiele nadawało się do pokazania i jest mało tego materiału. W ogóle nie wyczuto, że nośną teledysku mógł być właśnie Kuba i zwalono to na maxa. Ujęcia znacznie gorzej ruszającego się, nie śpiewającego! wokalisty, w czasie kiedy Kuba dawał popisy wspaniałych ruchów - no słabe.
   Oprócz tego, jak zwykle, co często opisuję, oświetlenie. Tu nie popisała się ekipa nagrywająca materiał filmowy i sama kapela, bo przecież to ona chce być dobrze widoczna na teledysku. Brakło więc niewielkiego, bo przecież widzimy, że oświetlenie w lokalu jest mierne, matowego oświetlenia z sufitu na kapelę od strony kamer lub nawet z podłogi, jeżeli nie było możliwości zawieszenia na suficie. Lampa, która stoi między nimi i ich dosłownie oślepia, bo mało jest punktów świetlnych wokół, jest poronionym pomysłem. To zresztą rykoszetem trafia w samą nieudolną ekipę filmową. Skoro nie doświetlili obiektów nagrywania, to kamery ustawione na automatyczną ostrość, co jakiś czas ją gubią, co doskonale widać na nawet niewielu ujęciach Kuby i Igora. 
   Bym nie był gołosłowny, to drugi teledysk.

   Taka sobie kameralna kapela, którą zapowiada konferansjer trochę jak Grzegorz Halama, ale no właśnie. W teledysku okazało się...
    Nagrywający amator po jakimś czasie wychwycił, że wokalista, choć śpiewa, to w kwestii wizualnej, to nie on jest nośną tej kapeli tylko... perkusista. To też, bardzo słusznie, usiłował nagrywać więcej perkusisty, ale wokalista, nieświadomie, skutecznie go momentami zasłaniał. To jest nagrane z jednej kamery, a są ujęcia, że wokalista śpiewa, a mimo tego nie ma go na ujęciu, tylko jest perkusista. Dobre wyczucie. Filmowanie, no amatorka, ale szacun za wyczucie i ukazanie tego perkusisty, choć mogło by go być więcej. 
     I na koniec porównanie. Jakże komicznie wyglądają, przy ruchach Kuby, ruchy innego dj-a, który jednak ma wyświetleń 35 mln.

   I nie, nie wymagam od każdego dj, super ruchów, tak samo jak od każdego perkusisty szaleństwa przy perkusji, jednocześnie nie chrzaniąc trzaskania po bębnach. Chciałem tylko ukazać, że wręcz przeciwnie. Nieliczni mają super ruchy i to się nadaje jak najbardziej do eksponowania i pokazywania. 
   Ok, bo jak zwykle to miało iść wcześniej, a wyszło jak zwykle. 
   Narka.

czwartek, 7 października 2021

Czwartek #1827

    Dopiero jakoś przed weekendem mówiłem do 811, że źle by się stało, jakbym zachorował, a 824 był zdrowy. Czarny scenariusz się spełnił. Dobrze, że nie cofnęli mnie z widzenia w więzieniu, bo 172 by się zdenerwował. Na szczęście jakiś zjebany czujnik mieli, który gorączki nie wykrył i puścili mnie dalej. Przy okazji, to nasze organizmy, co już tu pisałem kilkukrotnie, mają funkcje obronne, ochronne, tylko trzeba je wyłapywać, trzeba słuchać organizmu. 
    Kilka dni temu, jeszcze nie zacząłem odczuwać bólów głowy, ta na szczęście boli mnie raz na kilka m-cy, a już mózg wyłączył częściowo popęd seksualny, zwłaszcza pod kątem erekcji, bowiem ta podnosi ciśnienie i by łba nie rozwaliło, zostało to wyłączone. Szkoda, że nie da się tego na stałe wyłączyć. Z kolei przy resecie żołądka wyłączył dziś efekt głodu. Mimo, iż ok. 10:00 jestem już zawsze po śniadaniu, a wczoraj mało żarłem, to dziś rano w ogóle nie mam potrzeby jedzenia. Głód został wyłączony, pewnie po to, by żołądek miał czas na reset i by doń niczego nie wciepować. Ponieważ słucham organizmu, to nic tam nie wciepłem, trochę popijam lekko słodką herbatę. Trzeba też pamiętać o babci w studni, więc dzień bez żarcia, to nic się nie stanie. Skończy się poranny holizm, to wyglebię do łóżka ponownie. 
    Tak też się stało, po holizmie do łóżka i w nim w sumie byłem dwa razy w ciągu dnia, 4 h przespane. Pierwsze żarcie to po 18:00 jabłko bez skórki. Dopiero po 20:00 dwie kromki z miodem. 

    W drodze na widzenie do Wojkowic jechaliśmy autobusem, a tam siedzenie obok, jakiś mięśniak z dziarami opowiadał o więzieniu jakiemuś kolowi. Trochę się przysłuchiwałem, ale był zajebisty z wyglądu. Taki rasowy skurwiel, jeszcze do tego ten chód. Przyjechał z Niemiec odwiedzić rodzinę. Nawet chciałem do niego zagadać, ale to on gadał do wszystkich siedzących obok, a akurat siedziałem rząd z przodu. Ci ludzie żyją jakimiś własnymi wyobrażeniami, trochę jak 172, który zupełnie niepotrzebnie tam siedzi, co mu dziś przypomniałem. Ale..., no dupienie jest ważniejsze, to też zajmował się tym, a nie sobą. Teraz dupienie poszło do kogoś innego. Znam go oczywiście, to młodszy o 10 lat mięśniak z tego samego bloku, który mi też się zawsze podobał, to też w pewnym sensie jej się nie dziwię, jemu bardziej, bo ona starsza od niego i powiedzmy jak predator od 971. Jego u niej widziałem już 2 m-ce temu, czyli krótko po wyizolowaniu 172. Tak se wtedy pomyślałem - szybko poszło. Przekazałem 172, by się pozbył mieszkania, bo naliczają mu zadłużenie, a to mu niepotrzebne, jak wyjdzie stamtąd. 
   Widzenie miało być o 11:30, ale zaczęli nas wprowadzać o 12:00. Wśród 10 osób, była jedna szprychodupa, od "mięśniaka" jak go nazwała wchodząc do boxu na widzenie:
- cześć mój mięśniaku!
  10 boxów i jeden nr 5 z przegrodą z podwójnej szyby. Akurat w tym mieliśmy widzenie, bo 172 się bił, jak pisałem tam kiedyś, to jako niebezpieczny widzenie przez szybę, a rozmowa przed słuchawki domofonu. Wcale tak źle nie wygląda, jak opisywała go jego niby laska. Ćwiczy, wygląda dobrze, a może przekazując mi info, że on zgrubł, chciała zobaczyć moją reakcję, ale jej nie było. Przez lata już się nauczyłem nie reagować na niesprawdzone informacje. I spuszczać je jak kaczka wodę po piórach. 
   Powiedziałem też 172, że wiem już jakiś czas o jego wyroku od niej, ale jemu nic nie mówiłem. Trochę się zdziwił, ale jest chyba świadomy tego, że informacje tu krążą niezależnie od jego wyłączenia z obiegu. 
   Na widzenie było przeznaczone 60 min. Czas odliczał sie po mojej stronie nad słuchawką domofonu na czerwonym wyświetlaczu, minuty i sekundy. Były momenty, że rozmowa nie kleiła się, ale sam 172 stwierdził, że przygotowywał się, przygotował się, a jak doszło do spotkania, to jakoś nie może zaskoczyć. Na razie wpisał mnie na listę widzeń i dostałem od niego listę (na szczęście niewielką) spraw do załatwienia. 
   Jeszcze przed widzeniem na poczekalni siedziały nas 3 osoby na początku. Oprócz mnie była babcia 80 letnia i, no jakby qrwa mogło być inaczej, na przeciw mnie oprócz babci młody mięśniak-skurwiel ok. 18-20 lat. Na początku siedział w maseczce i dość często się mi przyglądał. Z początku olewałem jego spojrzenie, ale z czasem ono się nasiliło, albo zacząłem je wyłapywać częściej. Nawet robiłem zmyłki, tzn. patrzałem na coś obok niego i kątem oka na jego spojrzenie. On też jakby chciał sprawdzić gdzie patrzę i w moje oczy, a tu zonk, bo patrzałem w tym kierunku, ale nie na niego. Mózg jeszcze nie miał wtedy wyłączonego popędu seksualnego, to zarządził - działamy na mniejszą ściemę. Tzn. częściej nasz wzrok się krzyżował. Zrobiło się niezręcznie, bo przecież mógłbym być jego tatusiem, a tu takie coś i trochę się zastanawiałem do kogo na widzenie przylazł. Stawiałem na jakiegoś brata mięśniaka-skurwiela, który trochę przedobrzył w tym skurwielowstwie. Po jakimś czasie pozbył sie maski, bo wcześniej w niej siedział. Z twarzy średnio, ale zaś nie tak fest paskudnie. Czasem wychodził na zewnątrz i wracał. Wtedy go przycinałem sprawdzając figurę. No niezłą miał. Sytuacja stała się jeszcze bardziej niezręczna, jak siedząc rozebrał się z bluzy do koszulki z krótkim rękawkiem, choć w poczekalni jakoś ciepło nie było. Od razu przyciąłem ręce - niczego sobie, ładne, naturalnie umięśnione, mięśnie jędrne, ładne przedramię, ładny biceps. Kiedy babcia wyszła na chwilę na zewnątrz zagadałem do niego, jak z tym wejściem, on - że nas wpuszczą, będą wołać na pewno się dowiem. 
   Nadal nurtowało mnie, czemu jakiś mięśniak-skurwiel, którego pierwszy raz widzę na oczy, tak bardzo mi się przygląda. To przeważnie ja im się przyglądam i ze wzrokiem muszę się pilnować, a on ordynarnie na mnie się gapił, a niezręcznie się robiło, jak nasz wzrok krzyżował sie na dłużej, coś na zasadzie - i kto pierwszy odpuści. Mózg oczywiście dostawał wariacji, bowiem odnosił wrażenie, że od dłuższego czasu to ktoś nas podrywa, a nie my kogoś i co z tym qrwa zrobić. 
   Kiedy ok. 12:00 nas wezwali, to jeszcze w zdawalni rzeczy wymieniliśmy zdawkowe zdanie i w zasadzie tyle. 
   Jak sie później okazało, na widzenie mięśniak przyszedł chyba do ojca. Był to starszy pan, niższy od mięśniaka i ode mnie, ale z twarzy podobny do mięśniaka, więc strzelam, że odwiedził starego. Tajemnicą pozostanie czemu mi się tak przyglądał. Może on myślał w drugą stronę, że ja przyszedłem odwiedzić niesfornego syna, a on do niesfornego ojca. Ot taka sytuacja. 

   To jeszcze na koniec zasłyszane w autobusie od młodzieży szkolnej. 
   Laska opowiada ogólnie o szkole i jedną historyjkę z jakiejś tam lekcji, na które jej kolega wadził sie o coś z inna laską. Czegoś nie dosłyszał co mówiła nauczycielka i powiedział:
- mogła by pani powtórzyć, bo nie słyszałem, 
- (nauczycielka) trzeba było słuchać.
   Jakiś czas później, jak relacjonowała laska, on ją obraził słownie pod nosem, a nauczycielka też coś mówiąca w ramach lekcji:
- słucham?!
- (kolo) trzeba było słuchać. 
    Zdjęcie. 
  Potrójna jednostka EN57, którą wracaliśmy do Katowic, po całodziennym jeżdżeniu za darmo pociągami w ramach ŚDM w Krakowie w 2016.
 Powyciągali z krzaków te jednostki, ale tu trzeba zrobić ukłon w stronę PR, bo stanęły na wysokości zadania, a nawet je przewyższyły. Nie było mowy o tłokach w pociągach, prawie wszędzie jeździły potrójne składy, co już w 2016 roku było na wielu trasach w PL ewenementem. 
Pomimo tego, ze sfatygowane, to zrobiły swoje zadanie, a przygotowanie ich do jazdy, ściągnięcie z reszty kraju też musiało być dość sporym nakładem pracy. 
To nie to, co totalna wtopa kolei śmiesznych z 15-08-2019 r. z oczywiście kłamliwym wytłumaczeniem w mediach. Za Dziennikiem Zachodnim z 17-08-2019:
"Wszystkich, którzy podróżowali w niekomfortowych warunkach, a zwłaszcza tych którzy nie dotarli na defiladę przepraszamy - oznajmiają przedstawiciele Kolei Śląskich. - Wysłaliśmy na śląskie tory wszystkie dostępne pociągi wykorzystując przy tym całą dostępną nam rezerwę taborową - dodają."
  Że co qrwa!
  Tu są zdjęcia i opis, gdzie stały najdłuższe jednostki kolei śmiesznych. Takie kity to tylko głupiej tłuszczy. 
   I na tym kończymy na dziś.