poniedziałek, 2 marca 2020

Poniedziałek #1653

   Dopiero co pożegnałem się z albinoską, a tu druga zachorowała. Do dziś nie wiem czy to jej siostra, czy z innego miotu. Jak ich tu było dużo na stacji, w szczytowym okresie coś ok. 150 sztuk, to trudno było je rozróżniać, nawet kiedyś omyłkowo myszyn została by wywieziona, bo już była w klatce, ale jak pamiętam nie uciekała w niej ode mnie, tylko stała i patrzała. Dopiero bliższe oględziny i wzięcie jej na rękę dowiodło, że zrobiłbym niewybaczalny błąd. 
  Po zejściu w czwartek jednej z kiwaczek, druga w piątek wieczorem zaczęła trudno oddychać. W sobotę stan się pogorszył, ale jeszcze nie było to takie uciążliwe dla niej, jak mi sie wydawało. Popołudniu w sobotę się nasiliło, ale weterynarz był już zamknięty. Zaczęła oddychać trudno, prawie jak myszak, jak był w swoich ostatnich dniach. 
   Zaniepokoiłem sie w sobotę, jak wlazła do fotela, z którego już dwie wyciągnąłem, jednak wieczorem przemieściła się do swojej norki, więc sie uspokoiłem. Trudno mi się też było nią zajmować, bowiem na stacji składy, więc wyciąganie jej przy nich też było by głupim pomysłem, bowiem ona nieoswojona ze mną, a co dopiero z innymi drużynami trakcyjnymi. Dopiero by sie denerwowała. 
  W niedzielę znalazłem ją na podłodze w kuchni przy ich przejściu z jedne strony kuchni do drugiej. Postanowiłem iść z nią do weterynarza, bowiem, jak pamiętam, w nd. ma dyżur godzinny w lecznicy. Zadzwoniłem do niego, o której będzie i po procedurach porannych złapałem ja, z tym nie było problemu, bo wystarczyło nasłuchiwać gdzie jest, do pojemnika i do weterynarza.Była 12:05.
   Mimo iż była słaba, to generowała jeszcze dość siły, by z pojemnika się wydostać. Może dlatego, że ciężko oddychała, to nie chciała zamkniętej przestrzeni, może taki odruch, bo przecież one nieklatkowe. 
   Jak wszedłem do weterynarza, to znowu się poryczałem. Coś puściło, no i do tego kolejna szczurzyca chora, a w ub. tyg. już dwie zeszły. 
   Weterynarz ją zbadał, guzów nie miała, choć kiedyś wydawało mi się, że widziałem u niej i nawet mu mówiłem, że kiedyś przylezę z nią na operację. Podał jej dwa zastrzyki, podskórny i domięśniowy. 
   W drodze do domu, ponieważ znowu nie chciała być w pojemniku, to zdjąłem wieko i zostawiłem ją bez niego. Siadła w pojemniku, tak że głowę miała na zewnątrz i zasnęła, albo przysypiała. Nie chciała się wydostać z siatki na zewnątrz. 
   Na stacji wpierw dałem ją przy jej gnieździe. Weszła do niego więc się trochę uspokoiłem, ale po chwili z niego wylazła i ślamazarnie szła w stronę spiżarki. Widziałem, że była słaba, to też zdecydowałem ją dać do swojego łóżka, tym bardziej, że podłoga w kuchni niezbyt ciepła, a ona nie jadła dzień wczesniej, bo nie widziałem tego. Łapki miał zimne, to też przeniesienie do łóżka wydawało się najrozsądniejsze. Położyłem ją na poduszki, a resztę łóżka odgrodziłem, by nie spadła kołdrą. Mogłem się wreszcie rozebrać w ubranie domowe, ale co chwilę patrzałem co robi, czy czasem nie zamierza się gdzieś przenieść. Nadal ciężko oddychała, choć już tak nie charczała jak poprzednio. Oddech ciężki, ale już bardziej płynny. 
   Po przebraniu się w ubranie domowe siadłem na łóżko i wpierw jedną rękę położyłem przy niej, następnie w zasadzie sama weszła mi na ręcę. Nadal ciężko oddychała, ale przynajmniej było jej ciepło od moich rąk. Problem w tym, że nadal trochę płakałem, a ręce miałem zablokowane nią i dostęp do chusteczki niemożliwy. Po kilku minutach wyswobodziłem jedną rękę i mogłem już sięgnąć po chusteczkę. Widziałem, że ma co raz większe problemy z oddychaniem, to też postanowiłem z nią być ileś czasu, tym bardziej, że na stacji 979 to jakby ktoś stanął pod wjazdowym, to wpuściłby na stację. Mijały minuty, a ona co raz ciężej oddychała. Była chyba 13:20 kiedy wiedziałem, że do jutra już nie dociągnie, dlatego siedziałem z nią cały czas. Będąc na moich rękach, czułem że trochę chłodnie, nie ma już takiego ciepła jak wcześniej, oddech zaczął jej się spłycać, choć organizm nie poddawał się, i co jakiś czas jakby się zrywała, by wziąć większy haust powietrza, po czym znowu co raz ciężęj oddychała. Kilka razy miała takie zrywy by zaczerpnąc więcej powietrza, ale po każdym już słabiej oddychała, widocznie to były resztki energii, które miała. 
  O 13:35 przestała oddychać na moich rękach. Nie mogłem w to uwierzyć, a jednocześnie nie chciałem się z nią rozstać. Trzymałem ją dalej na rękach. Dwie minuty później widziałem kilka rozrpężeń klatki piersiowej jakby chciała jeszcze oddychać, ale to trwało może 3 sek, po czym znowu przestała oddychać. Do 13:45 miałem ją jeszcze na rękach. Wyglądała, jakby zasnęła. Tak jak kiedyś inne szczurki zasypiały na moich rękach, tylko żywe. 
   Za dużo tych odejść szczurzyc. Cała niedzielę do wieczora byłym przymulony, choć przy popołudnowym ruchu na stacji nie chciałem dawać po sobie znać. O 16:30 pojechałem z 230 na pizzę, bo musiałem ze stacji się wyrwać. Tak zleciały kolejne godziny, choc wewnętrznie byłem osłabiony tymi odejściami. 
   Wieczorem przed pora karmienia przy gnieździe poprzedniej albinoski przewinęła się inna szzurzyca. Widać one się co noc musiały odwiedzać, że się następnie szukają. Już to kiedyś pisałem, jak żyrafka odeszła, to też do łóżka weszła nieoswojona szczurzyca pod kołdrę, czym mnie zadziwiła, by ją znaleść. Podobnie było jak myszak zszedł, też myszyn i żyrafka szukały go w łóżku. Widać są stadnymi zwierzętami i zapamiętują ilość i gdzie, które urzędują. Jak pisałem, tylko albinoski nie chodziły na grupę A, reszta się wymieniała i wzajemnie odwiedzała. 
   Teraz zostały już tylko trzy szczurzyce. Nie wiem co będzie z nimi, tzn. jak dalej będą żyły. Z mojej strony nic sie nie zmieni, żarcie i picie będą dostawać normalnie.  
   Na koniec kolejnej smutnej wiadomości zdj. poprzedniej albinoski (kiwaczki). W poprzedniej notce były już zdjęcia niestety po, tym razem jeszcze za jej życia.


   Przedostatni jej posiłek.
Widoczny jest guz przy przedniej prawej łapce, ale ze względu na jej ciężki stan na drugą operację już nie zdecydowałem się.
  Zdj. robił 230, oczywiście bez lampy błyskowej, dlatego trochę ciemne.
  Narka. (notka bez korekty więc mogą być błędy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz