Jedna z albinosek (są, były dwie), ta która przeszła jedną operację, ale na drugą była już za słaba, ostatnimi dniami już bardzo słabo chodziła. Na porę karmienia wychodziła, i karmiłem ją z ręki, ewentualnie jak znalazłem ją w kuchni wcześniej, tzn. jak wyszła z pod szafek, to dostawała żarcie wcześniej.
Tu wyjaśnienie. One przez cały dzień mają żarcie w swoich punktach. Słonecznik nie łupany, słonecznik łupany, pestki dyni, spady z bułek i chleba z marketów. Tylko wieczorem dostają mokre żarcie, czyli najczęściej pasztet, który uwielbiają i parówki. Co kilka dni dostają gotowane ziemniaki, marchewkę i to właśnie te produkty dostają raz dziennie na noc, bo wtedy przypada ich okres aktywności. Dla nich to śniadanie.
Dwa dni temu, w ten dzień kiedy znalazłem inną szczurzycę, która też w ostatnich dniach wychodziła na karmienie i brała z ręki, również i albinoska wyszła, a ponieważ wszedłem do kuchni to zobaczyłem ją i postanowiłem dać jej wcześniej żarcie wiedząc, jak ciężko jest jej się poruszać.
Działała praktycznie na węch, bo wzrok miała już b. słaby. Nie widziała mnie nadchodzącego, przynajmniej nie uciekała. Może dlatego, że mówiłem do niej, a po kilku latach mój głos rozróżniają. Karmiłem ją z ręki. Jadła b. powoli, delikatnie. Ponieważ na stacji był 230, to jak albinoska jadła kawałek pasztetu, to poszedłem na grupę A do 230 po telefon, by zrobić im zdjęcia. 230 pamiętał i wyłączył lampę błyskową, bo zawsze mówiłem, że szczurom nie wolno robić zdjęć z lampą błyskową. Po zrobieniu zdjęć, jak chciałem wyjść z kuchni, ona niezdarnie szła w moim kierunku, chciałem do niej wrócić, ale akurat jakiś skład stanął pod wjazdowym (jak się później okazało, 372). Trza było wpuścić na stację. Po mnie w kuchni był 230 i jak powiedział później ona też do niego lazła, choć nie wiadomo czy go nie pomyliła ze mną. Jak wróciłem to ona poszła już za szafki.
Jak się wczoraj okazało, była to ostatnia możliwość spędzenia z nią jakiegoś czasu. Wczoraj szukałem jej, bo po nocy została nienaruszona herbata na spodeczku, z tego miejsca karmienia korzystała już tylko ona. Zanurkowałem z latarką i lusterkiem pod szafkę ze zlewu i szukałem pod szafką, pod którą miała gniazdo. Patrzę, patrzę, nie ma jej. Przeniosłem poszukiwania na szafkę pod zlewem. Jest, żyje, oddycha. Przez większość dnia miałem dylemat co zrobić.
Szczury niepokoją się, jak się demoluje im gniazdo, tzn. np. odsuwa szafkę z nad tego gniazda. Dlatego nie chciałem jej niepokoić przy i tak już słabej jej formie. Nadto, ona leżała pod szafką ze zlewem, więc to demontaż zlewu.
Przed wyjściem do 979, bo u niego remont, a podłączałem mu ponownie światło, spojrzałem pod szafkę, ale była w tej samej pozycji co mnie zaniepokoiło, ale oddychała, jednak trza było iść podłąaczyć 979 światło. Jak wróciłem z 230 od 979 to po rozłożeniu się ponownie wlazłem do szafki i popatrzałem przez lusterko do niej. Była w tej samej pozycji. Od razu decyzja, trudno, demontuję zlew i odsuwam szafkę. Jeszcze weszła na stację 815 więc zostawiłem ją i 230 na grupie A i zabrałem się do demontażu zlewu, ściąganiu rzeczy ze zlewu, z szafki zlewowej i tej obok pod którą miała gniazdo. Postanowiłem, skoro jeszcze żyła przenieść ją z gumolitu, bo tu nie było dużo gazet więc trochę zimno, do gniazda, które miała pod szafką obok.
Choć mówiłem do niej, to może nie skojarzyła że to ja, bo mimo iż była bardzo słaba, to charakterystycznie pocierała zębami, jakby chciała spłoszyć ewentualnego drapieżcę. Mając odsunięte obie szafki, delikatnie podniosłem ją i przeniosłem do gniazda obok. Leżała w swoim moczu, bo było pod nią mokro. Też trudna decyzja, czy ją suszyć, czyli ruszać nią, jak ona jest ledwo żywa i nie wiadomo, czy jej w środku coś nie boli, czy tylko przenieść do suchego gniazda z gazet, na którym i tak się wysuszy, bo gazeto wpiją ciecz. Przeniosłem ją.
Jeszcze 5 min klęczałem nad nią lewą dłoń położyłem delikatnie na jej grzbiecie i ją grzałem. Odnosiłem wrażenie, że tego jej trzeba było. Umierania przy kimś. Jak trzymałem dłoń na niej, to oddech się spłycił, klatka się już tak nie dźwigała jak poprzednio. Czułem ciepło jej na ręce, ona pewnie czuła ciepło mojej ręki. Po jakimś czasie musiałem oderwać rękę od niej, bo zalewałem się łzami i musiałem się wytrzeć. Kilka razy tak zrobiłem, po czym ponownie przykładałem rękę do jej grzbietu.
Jedyna pociecha w tym, że u szczurów to trwa jakieś 2 dni, czyli nie męczą się długo, jak czasem my.
Kiedy piszę tą notkę rano praktycznie wiem, że ona już nie żyje, choć jeszcze szafki nie odsunąłem. Rano herbata, oczywiście wymieniona wieczorem poprzedniego dnia, była nieruszona. Jedzenie też.
Teraz zostaną 4 szczurzyce. Po każdym odejściu jest dylemat na ile się do nich zbliżyć, na ile próbować je oswajać, bo im większe przywiązanie, tym bardziej to przeżywam. Nie wiem. Myślę nad tym już od pół roku i na razie jest jak było. Tzn. zaglądam okresowo do ich norek, sprzątam, czasem je podglądam i obserwuję przy karmieniu.
Wieczorem jak szliśmy z 979 do sklepu, bo było mi momentami słabo. Dopiero odeszła jedna szczurzyca, teraz już odejdzie druga.
Wiem, że takie zdjęcia po, to już nie te co przed, ale jak 230 podeśle mi zdjecia z jej ostatniego dnia, to też umieszczę. Jeszcze drobne wyjaśnienie czemu umieszczam tu te zdjęcia. Myślę, że blog przeżyje dłużej niż mój komp, a jakby miały się stracić, to tak tu będą.
To jest pod szafką, pod którą miała gniazdo.
Przed południam, jak odsunąłem szafkę i jej dotknąłem, to przypuszczam, że zmarła niedługo po tym, jak przez te 5 min byłem z nią razem.
Na koniec trochę smutne, ale w takich chwilach przychodzi mi do głowy.
I znów smutna wiadomość.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, to ta szczurzyca wydaje się mi się zaskakująco grubaśna; no, ale ja się nie znam na szczurach.
Fakt, jak są babciami to proporcje im się zmieniają. Ruch dawkują sobie same, bo nie są w klatkach. W nocy pewnie przemieszczają się, za dnia b. mało, dlatego faktycznie może być trochę grubsza.
Usuń