piątek, 2 listopada 2018

Piątek #1444

   Nie pamiętam, od 4 lat, by objazd po Górnym śląsku (znowu to ś) odbywał się przy tak wysokiej temp. (było ok. 19C). W zasadzie plan został zrealizowany z małym opóźnieniem na początku. Otóż 91 z By-mia odszedł +7min, a w Sosnowcu na przesiadce miał już +18min. Połączenie się zerwało i jechałem 20 min później tram 21. Wróćmy jeszcze do linii 91. Nie spotykam teraz kierowców, którzy jak mają opóźnienie, to nadganiają je sprawniejszą jazdą, szybszą obsługą przystanku itp. Na 91 jechała hybryda, tzn. głównie napęd na silnik spalinowy, a ruszanie na elektryku. Nie wiem w ogóle po co coś takiego, skoro to służy tylko do ruszania, a przy prędkości 10-20 km/h w zależności od wciśniętego pedału "gazu" przełącza się na silnik spalinowy (tzn. uruchamia go). Czyli co przystanek, co stanięcie na światłach silnik się wyłącza i włącza. Tylko po to, by na elektryku osiągnąć 15km/h. Chyba jakiś przerost formy nad treścią. Przecież to jest koszt, ta cała instalacja elektryczna, ciężar akumulatorów, ich zużycie itp., a efekt..., trochę mizerny. Mało tego w nadganianiu opóźnienia to nie pomaga, bo uruchomienie silnika spalinowego i włączenie go do jazdy powoduje 2 sek. wyłączenie napędu. Dopiero po uruchomieniu spalinowego, autobus ciągnie dalej. Ale czego się nie robi w wyścigu za modą.
   Na linii tram. 21 niewielka odległość torów od Sosnowca dw. PKP zmieniona, to też upajałem się mknącym składem po krzywych torach i 105-ką wykonującą rzuty pionowe i boczne. Ach... ostatnia enklawa starych dobrych czasów. Inna rzecz, to totalnie niedbanie o torowisko. To co opisywałem kiedyś przy torach kolejowych, to jest również przy tramwajowych. To czekanie jak pająki w sieci na koperty i łapówki. A im bliżej zużycia torowiska, tym szybciej koperta i łapówka z przetargu na jego zmienienie. Po cóż więc naprawiać styki między szynami, skoro można to olać, a włodarzom m-ta powiedzieć:
- widzicie jakie krzywe tory? Trza je wymienić na nowe (w domyśle, czekamy na przetarg i koperty).
   Konserwacja, termin już zapomniany, dawno odszedł do lamusa. W ub. roku jak jeździłem to w tym msc.
tam gdzie ta strzałka w kółku wskazuje, był urwany styk. Nawet na tych zdjęciach widać, że już wtedy z nim było nie tak
  Myślicie, że coś z tym przez rok czasu zrobili? Nic, nadal tam napierdala wózkami, które spadają z jednej szyny na drugą. Takich msc. na sieci jest pełno, a wystarczy to raz porządnie zrobić i sprawa załatwiona na lata. Oni oczywiście umieją, bo na innych częściach torowiska to czasem widać, ale pewnie tam wsadzają łapy dopiero wtedy jak, któryś skład wykolei, lub grozi to już wykolejeniem. Po za tym, to leżenie przez część dniówki w samochodach po kątach za zezwoleniem kierownika, bo przecież on też jak pająk w sieci, czeka na kopertę od wykonawcy, a naprawiając torowisko oddala jego działania związane z wymianą torowiska i dla siebie kopertę. Po cóż więc się starać, skoro można tylko awaryjnie łatać, a zasadniczo nadal czekać w sieci na koperty.
  I by nie było, że nie potrafią, to są sporadyczne przypadki na sieci, że są styki zrobione, porządnie no bajka, to czemu przez rok czasu jest ich tylko kilka, a reszta? Czyli co, pracowali miesiąc w roku? bo te parę styków co naliczyłem to miesiąc roboty (już z nadwyżką).
  Kolejna sprawa - te pierdolone kostki w zatokach autobusowych. Co za tępy chuj to wymyślił, i czemu drugi tępy chuj to zatwierdził?
  Co 2 min średnio autobus wpada na to gówno, niszcząc zawieszenie. Ta na zdjęciu wygląda jeszcze normalnie, ale w innych to łamanie konstrukcji autobusu i testy dla amorów i reszty zawiecha. Ciekawe, że te tępe chuje nie zatwierdzają takiej nawierzchni na drogach w miastach, tylko jakoś dziwnym trafem jest asfaltowa. To czemu zatoka nie może też taka być? Już nie wspomnę o kosztach naprawy zawieszeń w setkach autobusów z powodu wjeżdżania do takich zatok. Jakby jednego z drugim tępym chujem obciążyli za ich naprawę, to może te mózgi by im zaczęły pracować.
   No i na koniec tego wpisu z objazdu styl jazdy. Znowu w tram wygrała kobieta na 22. Jechałem tylko część tą linią, ale jak mknęła po tych dziurawych torach, to marzenie. Znała na pamięć wiedziała gdzie przycisnąć, gdzie przyhamować i jechała płynnie. Szkoda tylko że unowocześnioną 105-ką, Później z Będzina do Sosnowca jechałem starym klasycznym składem 105Na, ale powożąca to jakiś dramat. Chyba świeżo po kursie, bo jeżeli to ma być już docelowy styl jazdy to katastrofa. Wyglądała jakby się na wybieg mody wybierała, długie włosy, rozpuszczone, co chwile zmanierowanym ruchem je odrzucała do tyłu i więcej zajmowała się chyba włosami, jak jazdą. Jakby ją zdjęli z wybiegu i wsadzili do 105-ki.
   Pisałem to już przy okazji praw jazdy. Już na wstępnych jazdach powinna być informacja. Pani, Pan nie nadaje się do prowadzenia pojazdów i lepiej nich se da spokój. Ale nie, na siłę z każdego robi się motorowego, z każdego robi się kierowcę.
  Z dwoma facetami prowadzącymi tram jechałem, ale nie porwali mnie jazdą, a nawet zdołowali.
  W autobusach też źle. I znowu wybiła się jedna kobieta, z którą jechałem linią 180 ze Strzybnicy do Tarn. Gór. Albo dobry instruktor jazdy no i dobra ona, że to podchwyciła, albo sama doszła do pewnych rozwiązań. Nie omieszkałem, jak 2 lata temu kierowcy 188, iść i powiedzieć jej, że jej styl jazdy robi wrażenie. Po niej do Gliwic jechałem 80-ką, i długim solarisem. Kolejny dramat. Dopiero z Gliwic do Mikołowa 41 facet ratował rodzaj męski, ale jednak ta ze 180 chyba lepsza. Jak to śpiewała Danuta Rin? Gdzie Ci mężczyźni....
   Teraz tyle, bo zajęcia czekają. Narka.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz