Uwaga! Notka na szybko, bez korekty, poprawiania itp. bo za chwilę znowu muszę wyjść, a chcę opisać pewne wydarzenia.
Otóż pisałem ostatnio o babci szczurzycy, która, jak to babcia ledwo sunęła, ale sunęła. Miała swoje dwa pkt. karmienia, bo przemieszczała się w kuchni między nimi. One są po przeciwnej stronie kuchni. Z racji bycia babcią rzadko ją widywałem, bo też rzadko wychodziła, ale jak już wyszła obserwowałem. Przy jej tylnej lewej nodze zaczął rosnąć guz. Co już kiedyś pisałem, z racji bycia babcią nie wiem czy się na operację nadawała, wiem nie jestem weterynarzem, ale np. żyrafka drugiej operacji nie przeżyła. Myślałem wtedy - trudno, będzie tak sunąć i może dożyje swoich dni. Niestety przedwczoraj zobaczyłem ją i guz urósł znacznie. Miała nawet problem wejść z nim na małą deskę (2 cm wysokości), którą od razu zlikwidowałem, jak już się na nią wtargała i poszła do norki. Wcześniej nie widziałem by miała taki problem, bym ją wcześniej usunął. Pozostały jej w zasadzie powierzchnie płaskie i trochę górek, nachyleń z tego co se tam kiedyś usypały, by dojść do norki. Jak zobaczyłem tego guza, to postanowiłem iść do weterynarza, ale wczoraj było tam stado ludzi, a zaglądałem o 12:30 i o 14:00, w których są teoretycznie największe pustki. Poszedłem dziś zobaczyć i okazało się, że jest luźniej, to wróciłem po babcię, zapakowałem ją do pojemnika nosidełka, do siatki, przykryłem ciemną szmatką, bo szczury lubią ciemno i polazłem.
To, niestety, była jej ostatnia podróż. Na miejscu okazało się, że guz jest duży i nie można go już operacyjnie usunąć, a też niewielki sens (nie wiem czy to dobre określenie) jest by dalej się z nim męczyła. Właściwie weterynarz podjął decyzję, nie sprzeciwiałem się o pozostawieniu jej w gabinecie weterynaryjnym.
Oczywiście jest mi smutno, ale, na szczęście, nie tak, jak odchodziły szczury, z którymi byłem emocjonalnie związany. Pozostały na st. mac. jeszcze dwie szczurzyce. Dwukropek, którą, nie wiem czy to dobre, oswajam i najmłodsza szczurzyca, w listopadzie będzie miała ok. 2 lata.
Likwidacji ulegnie 1 z 4-ch miejsc żywieniowych. Nie sądzę, by tam te dwie, co pozostały zaglądały. Do babci chodziły, nawet wczoraj jedna tam leciała, bo słyszałem, jak już wyglebiłem, więc to miejsce jeszcze utrzymam, ale drugie w kuchni za jakiś czas będzie posprzątane. Na grupie A, na której dwie pozostałe stacjonują są dwa miejsca żywieniowe utrzymywane cały czas. Już jak odeszły poprzednie, to pisałem, ze pozostały 3 szczury, a 4 msc. żywieniowe. Trochę dziwne, ale szczury lubią co jakiś czas zmieniać miejsce stacjonowania. Teraz pozostaną dwie i trzy miejsca żywieniowe.
Dwukropka oswajam jak ją karmię. Wychodzi z pod łóżka i wtedy ją delikatnie głaskam. Stopniowo co raz dłużej toleruje mój dotyk, wcześniej to po pierwszym kęsie uciekała od razu pod łóżko, teraz to nawet dwa, trzy zeżre i daje się głaskać. Reaguje na głos, to zresztą robiły wszystkie i wieczorem jak o nich zapomnę to czasem słysząc mnie, sama wyjdzie z pod łóżka i patrzy kiedy dam jej żarcie - ulubiony pasztet, bo suche lub jakieś warzywa to mają cały czas.
Oki, tyle, bo muszę wyjść, po pojemnik po niej, a zaraz po tym na st. mac. wbije 230, który już zapowiedział się z przyjazdem i chyba 979, bo nie wiem co ma w planach po robocie.
Bez zdjęcia, bo już nie mam na to czasu. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz