sobota, 8 sierpnia 2020

Sobota #1697

(znowu stała na torze bocznym dwa dni, więc pewne uaktualnienia w nawiasach)
   Był 172. (w środę) Wiem, wiem nic nowego, przychodzi i to dość często, ale... No właśnie. Ale przed jego przybyciem trochę łyknąłem, świadomie, bo pomyślałem, jak przylezie to go dojadę, trochę, bo 979 pojechał na imprezkę (kolejną letnią) to wolne. 
   Jak już był 172, to wpierw sam zaproponował na plecach. Oki. Ułożył się, siadłem na niego i..., tu się zaczął ciąg przemyśleń mózgu n.t. 
   Otóż on przyjechał w klacie. Mózg od razu powiedział:
- jak go będziesz tak napierdalał jak chcesz, to wylezie z czerwonymi plecami i jak to na wiosce uzasadni?, (więc włączył blokadę). 
   Popęd seksualny z kolei mówił:
- weź przestań, napierdalaj go, wytrzyma, a czerwonymi plecami się nie przejmuj
- (mózg) oki, ale Ty łyknąłeś, a on nie i zupełnie inaczej, jak ostatnio będzie odbierał Twoje napierdalanie po jego plecach. 
- no ale coś trza zrobić, by opróżnić zbiorniki. 
   Trochę czasu minęło i mózg:
- coś trza zrobić, bo tak to głaskać go bydziesz do rana, ale pamiętaj - on nie ma koszulki. 
   Nosz qrwa, to co mam robić? Do cyca!
   Po jakiś 15 min obróciłem go na plecy i zacząłem napierdalać, ale tak trochę po klacie, bowiem mózg:
- on nadal nie ma koszulki, tera bydzie czerwony z przodu i z tyłu. 
  Qrwa mać, weźcie się odpierdolcie. 
  Po jakimś spanku na klatę i brzuch, choć fajnie reagował, tzn. napinał mięśnie klaty, brzucha, zmarkowałem, bo...
  No własnie. Wyjedzie z czerwonymi plecami i klatą. Niby laska się go spyta, a co to jest? do cyca?!
  Koszulkę mu mogę dać, ale CS nie chce, więc wyjedzie w klacie. Jedyne co zrobiłem to wstępnie umówiłem się po raz 158 na kolejna flachę z nim w sobotę. Mam nadzieję, że 979 ma plany na wieczór i będzie grasował w terenie.
   I tak to niestety jest z mięśniakami-skurwielami. Niby proste - przychodzi, wyglebia i tyle. Ale to po mojej stronie jest cały kamuflaż tego co robi u mnie. Oni na to mają wyjebane. Rób tak, co by było dobrze. Z rzadka który, coś czasem mówił, a co jak tam będę i będą te zaczerwienienia?
   
   W nd. (ależ to zaległe) miałem jechać do 979 na Pogorię. Plan był zdupiony od podstaw o czym mu powiedziałem w rozmowie telefonicznej, a następnie jak już rozmawialiśmy wprost. 
   Jego plan był taki. Jedzie z Pogorii, takie jezioro w Dąbrowie Górniczej, ok. 30 km, by zabrać 897, jego laskę i larwę, po czym tam wraca. W sobotę, w ogóle był plan, że jedziemy na Buglę do Katowic (basen), bo jakaś tam laska nie jeździe nad jeziora, bo coś tam, coś tam... Zarejestrowałem to info i tak pozostało. W nd. na mess, wysłał mi szpilkę, że tu jest. Oki, fajnie, ale bez komentarza, bez opisu, bez telefonu. Widzę na google maps, jedzie do wiochy. Jedzie jakieś 30 min i w zasadzie nic. Napisałem tam dwie zaczepki na mess, ale nie odpisał, spoko jedzie, to nie pisze. Jest ok. Jak już dojechał do wiochy, to dzwoni i mówi:
- to ja biorę 897 i resztę i napierdalam tam, bo nie będę jechał tak wolno jak Ty, a Ty se tam dojedziesz (w sensie jego poprzednim autem). 
   Od razu mi się trochę zważyło, bo primo:
- mógł w czasie jazdy zadzwonić i powiedzieć to, bym nie czekał 20 min z torbą na niego, tylko pojechał już tam, spotkalibyśmy się w wyznaczonym msc. 
  Secundo:
- mogłem zabrać od razu 897 i resztę do auta i jechać tam, nie wiem po co w ogóle zjeżdżał do wiochy po nich, skoro i tak miałem jechać sam autem tam. 
   Tertio:
- była już 12:30 i miałem tam sam jechać, ktoś po mnie miał niby wyjść, a jak widziałem na pogodzie, coś tam na niebie się szykowało i nie wiadomo jakby to wypadło.
   Reasumując mogłem tam jechać na 3h, wejść do jeziora z dwa razy i tyle. 
   Jak już wyjechałem to po 3 km złapały mnie światła najazdowe, wqrwiłem się i postanowiłem - zawracam na st. mac. Tak zrobiłem. Wróciłem, pozostawiłem torbę z rzeczami nad jezioro, odpaliłem rower i pojechałem. Wpierw na teren byłej największej w PL stacji wąskotorowej Maciejkowice, po której nic nie pozostało oprócz równi stacyjnej. Smutny widok, jak lekką ręką oramy naszą historię w imię kopert i łapówek. Z Maciejowic przejechałem nasypem na st. Siemianowice Śląskie, dokąd jeszcze w 1999 r. dojeżdżała wąskotorówka z letnikami. Następnie do Siemianowic do centrum i na stację kolejową. Po drugiej stronie centrum Siemianowic za torami kolejowymi dzielnica (nazwijmy to łagodnie) trochę uboższa, z mięśniakami-skurwielami. Jednego mijałem w klacie, akurat jak wyjeżdżałem z wąskiego tunelu pod torami kolejowymi. Oczywiście specjalnie przyhamowałem bu mu się dłużej przypatrzeć, ale był piękny. Taki ok. 17 lat, umięśniony, bez przerostów, szczupły, no brać i cieszyć się. Obraz jego miałem jeszcze po powrocie na st. mac. przed oczami. Z Siemianowic przez Rurownię i Wełnowiec do Ka-ce Rynek. Tu muszę nadmienić, że całą trasę jechałem w klacie. Do rynku dojechałem w klacie i nad Rawą, na niby leżakach drewnianych się rozłożyłem w słońcu na ok. 30 min. Jakieś 20 m ode mnie, wydawała się siedzieć para branżowa, bo tak się zachowywali branżowo, a jakby się czaili, za to mnie się przyglądali, bo jako jedyny w klacie. 
   Po tych ok. 30 min pojechałem dalej w stronę parku chorzowskiego. Oczywiście wszyscy tekstylni, poubierani mimo temp. ok. 27C. No cóż, przemysł odzieżowy swoje wymusza i tylko 172 lata w lecie tylko w krótkich spodenkach oszczędzając kase na praniu ubrań, noszeniu ich, pozyskiwaniu ich, itp.
   W parku dość sporo ludzi, ale zaraza może część odwiodła od wyjadów, wysokie ceny też. Jednak w klatach, skoro już o tym, przez cały objazd mijałem może z 8 osób. To wszystko, przy jakiś 500 do tysiąca mijanych w drodze. 
  (dobra i to tyle notki, która była płodzona 3 dni, ale puszczam ją, bo muszę spłodzić następne. Idzie bez zdjęcia, ale wyjaśnienia może w następnej)
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz